tag:blogger.com,1999:blog-82225074088169009222024-03-06T06:26:48.288+01:00Love You, GoodbyeGazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.comBlogger41125tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-39373126539687890942017-07-27T11:47:00.002+02:002017-07-27T11:47:30.251+02:00Persuit<b>Kochani!</b><br />
<b><br /></b>
<b> Jak może część z was zauważyła w Love You, Goodbye zostało pominięte kilka miesięcy, w czasie których w życiu naszych bohaterów wiele się wydarzyło. Zdecydowałyśmy się więc, by napisać dodatkową część opowiadania pod tytułem widniejącym w nagłówku posta i jest on dostępny już na wattpadzie. Tam będą dodawana wszystkie rozdziały, opis dodatkowej części również dostępny jest na wattpadzie na naszym koncie: gazixlucix. </b><br />
<b> SERDECZNIE ZAPRASZAMY</b>GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-71226442316409850542017-07-02T11:40:00.000+02:002017-07-02T11:40:47.757+02:00Epilog<b><i>8 miesięcy później</i></b><br />
<div>
<b>*Lucy*</b></div>
<div>
<b> </b>Nie ma piękniejszego uczucia niż gdy stoisz przed lustrem w długiej, białej sukni ślubnej wysadzanej kryształkami, a dwie wynajęte przez ciebie dziewczyny poprawiają twój makijaż i fryzurę, by ten dzień zarówno jak i wygląd był idealny. Razem z Louisem ustaliliśmy, że data 20 sierpnia będzie najlepszą datą na ślub, po tym kiedy musieliśmy skreślić ze swojej listy czerwiec, ponieważ w tym miesiącu ślub brali Kate i Justin oraz lipiec, który okazał się chłodnym miesiącem, a ciepło wróciło dopiero pod koniec lata.</div>
<div>
- Wyglądasz ślicznie. - powiedziała Kate patrząc na mnie z boku trzymając na ręku swoją półroczną córeczkę - Melanie. - Louis na pewno będzie zachwycony, kiedy zobaczy cię przed ołtarzem.</div>
<div>
- Mam nadzieję. - uśmiechnęłam się patrząc na swoje odbicie w lustrze. Jeszcze nigdy nie promieniałam taką radością. To miał być zdecydowanie najszczęśliwszy dzień w moim życiu.</div>
<div>
Chwilę po tym, gdy dziewczyny odeszły ode mnie kończąc dopracowywanie mojego wyglądu do garderoby wbiegła moja mama, która na mój widok wydała głośny okrzyk zachwytu.</div>
<div>
- Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że moja mała córeczka wychodzi za mąż.</div>
<div>
- Ja chyba też nie... - westchnęłam czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Właśnie biorę ślub z mężczyzną mojego życia, stoję w najdroższej sukni i w najdroższych szpilkach, paparazzi okupują nasz dom, a biała, wynajęta limuzyna przyozdobiona mnóstwem kwiatów właśnie czeka na parkingu. Nie mogłam wymarzyć sobie idealniejszego życia, chociaż ciągły blask fleszy jest jego jedynym minusem.<br />
- Powinniście już jechać, za pół godziny musicie być w kościele. - ponagliła mnie mama, na co pokiwałam głową i odeszłam od lustra wychodząc z garderoby i schodząc po schodach na dół.<br />
Kate oddała Melanie w ręce Justina i poszła za mną, gdyż jej obecność przy mojej osobie była obowiązkowa ze względu na przyznaną rolę świadkowej.<br />
- Uważaj tylko, żeby cię nie obśliniła. - rzuciła na odchodne do męża i razem wyszłyśmy na świeże powietrze, gdzie już przy limuzynie stał Louis.<br />
Nie mogłam nawet uśmiechnąć się do przyszłego męża, ponieważ w moją stronę od razu rzuciła się cała chmara ludzi z aparatami wymachując nimi przed moją twarzą i zadając mnóstwo różnych pytań, których treści nawet nie rozumiałam, gdyż przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Jednak bardzo w mgnieniu oka zjawił się przy mnie i Kate wynajęty przez Lou ochroniarz Danny, który pospiesznie odgonił od nas paparazzi i pokierował w kierunku auta.<br />
- Ślicznie wyglądasz skarbie, będę miał przepiękną żonę. - pochwalił mnie Louis, gdy już bezpiecznie siedzieliśmy w środku, a Danny właśnie nalewał nam do kieliszków szampana.<br />
- Dziękuje, mój przyszły mąż też dzisiaj olśniewa. - odparłam przykładając do ust szklany kieliszek.<br />
- Kate, co u Melanie? - spytał Lou po przełknięciu napoju. Z biegiem czasu nauczyli się szacunku do siebie i teraz potrafią porozmawiać ze sobą bez ciągłych docinek, a Louis podobnie jak ja wprost uwielbia córeczkę Kate i z chęcią zostaje z nią, gdy Kate i Justin muszą pilnie gdzieś wyjść.<br />
- Dobrze, powoli zaczyna uczyć się raczkować. - uśmiechnęła się Kate. - Potrafi strącić swoją małą łapką wszystko.<br />
- To uroczo, też chciałabym mieć kiedyś takiego maluszka. - rozczuliłam się patrząc wymownie na Louisa.<br />
- Oczywiście, że będziemy mieli, kochanie. - odparł natychmiast. - Całą gromadkę, tak jak ci kiedyś obiecywałem.<br />
***<br />
Kościół, w którym mieliśmy się pobrać był bardzo duży i spokojnie mógł pomieścić wszystkie dwieście osób, które wspólnie zaprosiliśmy. Każda ławka była przyozdobiona białymi wstążeczkami, na środku rozciągał się długi czerwony dywan, a przy ołtarzu stały białe róże, o które prosiłam, włożone do dużych, złotych wazonów. Ksiądz, który miał udzielić nam sakramentu małżeństwa stał przed nami trzymając w ręku pudełeczko z obrączkami, gotowy do momentu na który wszyscy czekali.<br />
Kiedy wypowiadałam swoją przysięgę małżeńską patrząc na Louisa widziałam kątem oka, jak moja mama siedząca w pierwszej ławce wyciera chusteczką łzy wzruszenia. Wreszcie ksiądz powiedział <i>Ogłaszam was mężem i żoną </i>i w mig posypały się gorące oklaski, a Louis od razu pochwycił mnie, by mnie pocałować zanim podstarzały duchowny zdążył oficjalnie wyrazić na to zgodę.<br />
- Kocham cię najbardziej na świecie. - wyszeptał w moje usta.<br />
- Ja ciebie też, mój mężu. - odszepnęłam wycierając wierzchem dłoni łzę spływającą mi po policzku.<br />
Po wyjściu z kościoła kilka dziewczynek, prawdopodobnie dzieci kuzynek i kuzynów Louisa sypało na nas kwiaty z koszyczka, a później wszyscy pojechali do wyznaczonej sali balowej, gdzie miało odbyć się wesele, które niewątpliwie było najlepszą częścią tego dnia. Polało się dużo alkoholu, panowie oglądali mecz koszykówki, później wszyscy ze sobą tańczyli, a najbardziej zadowolona była mała Melanie, gdy po zdjęciu welonu przyczepiłam go dosyć prymitywnie na jej jasne włoski. Nie pozwoliła wtedy Kate odejść z nią od lustra i moja biedna przyjaciółka musiała stać z nią tam przez piętnaście minut, dopóki jej mała córeczka nie zapragnęła pójść spać i Justin zaniósł ją do jednego z wynajętych pokojów na górze.<br />
Cała impreza skończyła się dopiero o wpół do szóstej rano i jestem pewna, że gdyby była taka możliwość trwałaby nawet do siódmej. Goście świetnie się bawili, podobnie jak ja i Louis, dlatego po powrocie do domu postanowiliśmy kontynuować zabawę, jednak w nieco innej postaci. To oboje lubiliśmy najbardziej i od samego początku seks odgrywał dużą rolę w naszym związku, a nie mogliśmy sobie go odmówić pierwszy raz jako małżonkowie.<br />
- Zarezerwowałem nam trzytygodniowy pobyt na Malediwach w ramach naszego miesiąca miodowego. - oświadczył Louis, gdy leżeliśmy już nadzy obok siebie. - Wiem, że powinien to być miesiąc, ale pod koniec września będę miał ważny mecz, nie może mnie na nim nie być, sama rozumiesz. - powiedział skruszony.<br />
- Oczywiście, że tak. - odparłam. - Ja też powinnam pod koniec września przygotować się do nowego roku nauki na uczelni, a trzy tygodnie to bardzo długo. Zdążymy zwiedzić cała wyspę i porządnie się wyszaleć.<br />
- Też tak myślę. - przytaknął mój mąż. - Lepiej chodźmy już spać, po południu jeszcze przyjdą do nas goście.<br />
- Dobranoc mój mężu.<br />
- Dobranoc moja najpiękniejsza żono. - wymruczał przyciągając mnie do siebie i obejmując czule swoim silnym ramieniem. Zasnęłam więc w objęciach już nie mojego chłopaka ani narzeczonego, ale świeżo upieczonego męża. Byłam pewna, że będziemy najlepszym małżeństwem.<br />
<b><i>12 lat później</i></b><br />
<b><i>*Lucy*</i></b><br />
- Lucy czy możesz zabrać ode mnie Noela? Chyba znowu zrobił kupkę, a ja muszę jeszcze dogotować indyka zanim przyjdą nasi goście. - powiedział Louis próbując włożyć indyka z powrotem do piekarnika z wykręcającym mu się na rękach Noelem.<br />
- Rose, Lux, proszę, żebyście były grzeczne, mama zaraz do was wróci. - rzuciłam do naszych dwóch córeczek rysujących przy stole słonie i inne dzikie zwierzęta, które zobaczyły ostatnio na <i>Animal Planet.</i><br />
Lux była naszą najstarszą córką. Urodziłam ją zaraz po studiach, kiedy miałam 23 lata, Rose była od niej cztery lata młodsza, miała cztery latka, a nasz najmłodszy synek Noel miał osiem miesięcy i był bardzo nieznośnym dzieckiem wbrew naszym oczekiwaniom, jednak Louis bardzo pragnął mieć syna, ponieważ mówił, że jeśli nie urodzi mu się syn, naród Tomlinsonów wyginie na zawsze, ponieważ jego jedyny kuzyn ze strony zmarłego ojca nie zamierzał mieć dzieci, a Rose i Lux na pewno jego zdaniem, szybko wyjdą za mąż.<br />
Osobiście miałam nadzieję, że nie pospieszą się za bardzo tak jak zrobiłam to ja. Nie twierdzę, że popełniłam błąd, wręcz przeciwnie wyjście za mąż za Louisa było najlepszym co zrobiłam, jednak z biegiem czasu sądzę, że niespełna jeszcze dwudziestoletnia dziewczyna nie powinna jeszcze brać ślubu, tym bardziej jeśli jest ze swoim ukochanym dopiero półtora roku.<br />
Dzisiejszego, słonecznego, lipcowego popołudnia swoją obecnością mieli zaszczycić nas Justin wraz ze swoją małżonką Kate oraz córeczkami Melanie i Elizabeth, jej brat Zayn ze swoją żoną Gigi oraz Liam - jedyny bezdzietny singiel w naszym gronie, jednak na obiedzie miał przyprowadzić swoją nową sympatię poznaną jak powiedział na jednej z imprez. Od kilkunastu lat prowadził życie imprezowego kawalera i nie znalazł sobie dziewczyny, z którą spotkałby się więcej niż dwa razy. Razem z Louisem podejrzewaliśmy, że boi się we wchodzenia w głębsze relacje przez tragiczne wydarzenia z przeszłości, kiedy to jego pierwsza partnerka Lexie popełniła samobójstwo, a moja i Kate przyjaciółka, Lily zginęła potrącona przez samochód tuż przed naszym ,,babskim wieczorem" przed ówczesnym domem Kate i jej również obecnego tam brata Zayna. O tych wydarzeniach nie da się zapomnieć i często razem z Kate zastanawiamy się czy Lily wyszłaby za Liama lub czy miałaby z nim dzieci jak my, gdyby żyła, ale stało się jak się stało i nie możemy rozpamiętywać tego do końca życia, dlatego zależało mi na tym, żeby Liam ułożył sobie życie. W końcu był też moim przyjacielem, nie tylko mojego męża.<br />
- Mamo, czy przyjdzie też Ellie? - zapytała Lux odkładając szarą kredkę na bok.<br />
- Oczywiście, skarbie.<br />
- Taaak! Przyjdzie do nas Ellie! - ucieszyła się Rose, na co Lux siedząca obok niej fuknęła ostentacyjnie.<br />
- Ellie będzie bawić się ze mną nie z tobą jesteś jeszcze za mała. - powiedziała, a Rose wykrzywiła się na te słowa.<br />
- Nieprawda! - krzyknęła. - Będzie bawić się też ze mną!<br />
- Louis, błagam zrób coś. - poprosiłam go, gdyż sama nie miałam ochoty uspakajać po raz kolejny kłócących się ze sobą dziewczynek, gdy powinnam iść zmienić Noelowi pieluchę, bo jego płacz był już nie do zniesienia.<br />
- Dziewczynki Ellie na pewno będzie bawić się z wami obiema, może nawet Melanie włączy się do zabawy, a jeżeli dalej będziecie prowadzić ze sobą kłótnie każda z was będzie siedziała w swoim pokoju. - powiedział z powagą Lou, a nasze córki od razu się uspokoiły i kontynuowały rysowanie zwierząt.<br />
- Dziękuje. - westchnęłam z ulgą dając mu krótkiego buziaka w usta, a potem weszłam na górę po schodach zanosząc Noela do jego pokoiku.</div>
<div>
Godzinę potem goście zasczycili nas swoją obecnością, siedmioletnie Elizabeth od razu przytuliła się do mnie i wujka Louisa, a potem popędziła na górę za Lux i Rose zostającą na tyle przez swoje krótkie nóżki.</div>
<div>
- Melanie, ty też przytulisz się do wujka? - zapytał Louis rozkładając ramiona, jednak Mel spojrzała na niego wzrokiem mówiącym, że nic z tego i odeszła idąc w stronę nakrytego stołu.</div>
<div>
- Jest teraz w trudnym wieku. - wytłumaczyła Kate.</div>
<div>
- Słyszałam to, mamo. - powiedziała Melanie odwracając się przez ramię i spoglądając na matkę złowrogim spojrzeniem.</div>
<div>
- W bardzo trudnym. - szepnął Justin siadając do stołu i zajmując miejce obok swojej zbuntowanej córki.</div>
<div>
- Tutaj miała siedzieć ciocia Gigi. - oznajmiła ojcu z powagą przez co Justin był zmuszony wycofać się i zasiąść kilka miejsc dalej razem z Kate.</div>
<div>
- Melanie, widzę, że zmieniłaś kolor włosów. - zauważyłam próbując rozchmurzyć dziewczynkę. Zamiast jej jasnych, blond włosów odziedziczonych bez wątpienia po Justinie miała włosy koloru pudrowego różu, które były jak podejrzewam kolejnym aktem buntu.</div>
<div>
- Tak, ciocia mi je farbowała. - powiedziała lekko się do mnie uśmiechając.</div>
<div>
- Naprawdę pięknie wyglądasz. - pochwaliłam ją.</div>
<div>
- Ja nie jestem z tego zadowolona. - powiedziała do mnie Kate, na tyle cicho by Melanie tego nie usłyszała. - Wymyśla różne dziwne rzeczy, a gdy jej na to nie pozwalam potrafi nie odzywać się do mnie przez cały dzień.</div>
<div>
- Zobaczysz, w końcu jej przejdzie. Nie miałaś tak w jej wieku?</div>
<div>
- Kiedy byłam w jej wieku mój brat podkradał moje rzeczy i opychał je na e bayu, gdy rodzice nie chcieli dać mu kieszonkowego, a później wmawiał mi, że zostawiła to u babci. - Kate wymawiając to spojrzała na Zayna oskarżycielsko.</div>
<div>
- Daj spokój, to było tyle lat temu. - machnął ręką ukrywając swój uśmiech.</div>
<div>
- Ale i tak ci tego nie zapomnę. Powiedzialeś mi o tym dopiero, gdy wyszłam za mąż. - pokręciła głową z dezaprobatą.</div>
<div>
- Indyk już idzie! - krzyknął Louis niosąc na stół parujące mięso i stawiając je na środku jednocześnie przerywając tym jakiekolwiek rozmowy. - Ellie, Lux, Rose, zapraszam was na dół! - krzyknął, a chwilę potem trzy rozkrzyczane dziewczynki wparowały do salonu przesiadając biednego Liama, by usiąść wszystkie obok siebie.</div>
<div>
- Liam, dlaczego nie przyprowadziłeś potencjalnej kandydatki na swoją dziewczynę? - spytał Liama Louis nabijając na widelec kawałek indyka.</div>
<div>
- Pokłóciliśmy się i raczej nic już z tego nie będzie. - westchnął biorąc szklankę i nalewając sobie soku winogronowego.</div>
<div>
- Zamierzasz być teraz kawalerem do końca życia? - podchwycił temat Justin.</div>
<div>
- Może nie do końca życia, ale na razie nie mam w swoich planach się żenić. - odparł znużony tym tematem.</div>
<div>
- Nie masz się po co spieszyć czasami małżeństwo potrafi być ciężkie, gdy twoja żona cały czas na coś narzeka. - powiedział Zayn poklepując Liama po plecach. To zdanie nie uszło uwadze Gigi, która gdy tylko to usłyszała spojrzała na niego wzrokiem, który nie wróżyło nic dobrego.</div>
<div>
- Zapomnij o dzisiejszym wieczorze, Zayn. - warknęła.</div>
<div>
- Ale kochanie ja tylko tak powiedziałem, ja...</div>
<div>
- Nie tłumacz się, nie zmienisz tym mojego zdania.</div>
<div>
- Gigi, skarbie...- próbował dalej zrozpaczony Zayn, ale ona nie zamierzała go już słuchać.</div>
<div>
- Milcz. Dzisiaj sobie wystarczająco nagrabiłeś.</div>
<div>
Przy stole rozległa się fala śmiechu, ale Zaynowi, który dzisiejszego wieczoru nie będzie mógł spędzić wieczoru z żoną nie było wcale do śmiechu i pokręcił na nas głową, dlatego przez resztę obiadu już nikt nie poruszał tematu małżeństwa, który dla Zayna okazał się pechowy i pozbawił go seksu, a Liama zaczynał widocznie nużyć.</div>
<div>
- Jak praca nad twoim nowym filmem, Lucy? - spytała Gigi z uśmiechem.</div>
<div>
- Bardzo dobrze. - odparłam. - Po sukcesie jaki odniósł poprzedni, miałam mnóstwo chętnych aktorów na wszystkie, nawet te najmniejsze role i mam kilku naprawdę dobrych sponsorów. A co się dzieje w świecie modelingu?</div>
<div>
- Cóż, powoli zaczynam się z tego świata wpisywać. - westchnęła smutno. - Nie jestem już taka młoda jak kiedyś, a razem z Zaynem chcielibyśmy mieć już dziecko co jest dodatkowym motywacją do tego, żeby oficjalnie zrezygnować z sesji.</div>
<div>
- Ja musiałam zrezygnować już po cztetech miesiącach. - wtrąciła się Kate. - Ale za to teraz projektuję najładniejsze torebki, a moja Melanie wynagrodziła to wszystko. - uśmiechnęła się do córki patrząc na nią z rozczuleniem. - Mam nadzieję, że kiedyś będzie modelką tak jak ja miałam nią być.</div>
<div>
- Wątpie w to, mamo. - mruknęła niezadowolona wstając ze swojego krzesła. - Pójdę wygrzać się w ogrodzie. - oświadczyła i wyszła zostawiając puste miejsce obok Gigi.</div>
<div>
Przez kilka minut mogłam porozmawiać z Kate i Gigi, jednak bardzo szybko mały Noel, który do tej pory grzecznie bawił się samochodzikami na podłodze zaczął głośno płakać i zmuszona byłam opuścić dziewczyny, by zająć się synkiem. Za mną podążył Louis przepraszając gości i razem weszliśmy na górę.</div>
<div>
- Może jest głodny. - zasugerował, gdy Noel nie przestawał płakać, a po sprawdzeniu jego pieluszka, którą niedawno mu zmieniałam była czysta.</div>
<div>
- Przecież jadł godzinę temu. - pokręciłam głową. - Czasami naprawdę nie wiem o co chodzi temu dziecku. - westchnęłam.</div>
<div>
- Daj mi go. - powiedział Lou, wyciągając ręce. - Spróbuję go uspokoić, a ty idź do dziewczyn, na pewno chciałabyś z nimi porozmawiać.</div>
<div>
- Na pewno sobie poradzisz? - zapytałam go przypominając sobie ostatni raz, kiedy Louis zajmował się naszym synem bez mojego nadzoru. Pozwolił bawić mu się wtedy pudełkiem prezerwatyw, bo stwierdził, że żal mu je było zabierać, a mały znalazł je sam.</div>
<div>
- Na pewno. Możesz zejść na dół.</div>
<div>
Postanowiłam nie upewniać się po raz kolejny czy mój mąż, aby na pewno poradzi sobie z tak trudnym zadaniem jakim było zająć się małym dzieckiem i zadowolona z takiego obrotu spraw zeszłam na dół, by kontynuować ,,babskie pogaduszki" z Kate i Gigi.</div>
<div>
Nasi goście siedzieli u nas do samego wieczora. Lux, Rose i Ellie kąpały się w basenie, a Melanie w końcu minął zły nastrój i także postanowiła razem z nimi popływać. Panowie prowadzili rozmowę przy piwie w ogrodzie co chwilę zerkając na nasze pluskające się dzieciaki, a ja i Kate nareszcie mogłyśmy odpocząć, bo rola matki naprawdę nie należy do najłatwiejszych.</div>
<div>
Dopiero późnym wieczorem ja i Louis mieliśmy chwilę wyłącznie dla siebie.</div>
<div>
- Rose nareszcie zasnęła. - powiedział kładąc się do łóżka. - Musiałem przeczytać jej trzy książeczki o królewnach.</div>
<div>
- Dobry z ciebie tata. - uśmiechnęłam się całując go w czoło. - Mam nadzieję, że żadno z dzieci nie będzie się dzisiaj budzić.</div>
<div>
- Ja tak samo. - westchnął ze zmęczeniem.</div>
<div>
- Lux zapytała mnie dzisiaj jak się poznaliśmy. - powiedziałam spoglądając na Louisa.</div>
<div>
- Co jej odpowiedziałaś? - zapytał ze śmiechem.</div>
<div>
- Że nasze poznanie było nietypowe. - na samo wspomnienie o sylwestrowym wieczorze sprzed trzynastu lat miałam ochotę się śmiać. Na pewno niewiele małżeństw poznało się w ten sposób, ale przynajmniej teraz razem z Lou mamy co wspominać. Czasy, kiedy byliśmy młodzi i dopiero zaczynaliśmy się poznawać były najpiękniejszymi czasami, chociaż przysiosły one trochę bólu i rozczarowań, ale gdyby nie to nie bylibyśmy tu gdzie teraz jesteśmy.</div>
<div>
- Pamiętasz moment, kiedy pocałowaliśmy po raz pierwszy? - zapytał.</div>
<div>
- To było na tym łóżku. - odpowiedziałam przypominając sobie tą chwilę. - Masowałam ci wtedy penisa.</div>
<div>
- Oh, tak to było najlepsze. - powiedział Louis zamykając oczy, a ja trąciłam go w ramię.</div>
<div>
- Zawsze byłeś taki mało romantyczny, zepsułeś nawet nasz pierwszy pocałunek. - skarciłam go.</div>
<div>
- Nieprawda czasami potrafiłem cię czymś zaskoczyć. Zabrałem cię na pierwszą randkę do najdroższej restauracji.</div>
<div>
- A potem powiedziałeś mi, że zapomniałeś się zabezpieczyć podczas ostatniego seksu w łazience. - przypomniałam mu.</div>
<div>
- Nie wypominaj mi tego. - fuknął udając urażonego. - Może rzeczywiście nie potrafiłem być przesadnie romantyczny, ale zawsze traktowałem cię jak księżniczkę.</div>
<div>
- To akurat prawda.- zgodziłam się.</div>
<div>
- A teraz traktuję cię jak królową. - powiedział przysuwając się bliżej mnie i wciągając mnie na swoje kolana. Nasze usta zbliżyły się do siebie, a Lou przesunął po moich wargach językiem. Gdy delikatnie je otworzyłam, byc dać mu do nich dostęp wsunął swój język zaczynając zachłannie mnie całować, po czym zaczął podnosić moją piżamę do góry.</div>
<div>
- Lou, za ścianą śpią dzieci. - mruknęłam odpychając delikatnie jego ręce od swojego ciała.</div>
<div>
- To nic, będziemy cicho. - odparł pewnie, znów zaczynając błądzić rękoma po moim brzuchu i muskając moje piersi.</div>
<div>
- Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. Jęczysz jak zażynana świnia.</div>
<div>
- Nieprawda.- oburzył się natychmiast. - To ty jesteś zawsze najgłośniejsza.</div>
<div>
- Jutro podrzucimy dzieci do mojej mamy. Zajmie się nimi a my będziemy mieli wieczór dla siebie bez stresu, że któreś nas usłyszy.</div>
<div>
- Może to rzeczywiście lepszy pomysł. - zgodził się wreszcie Louis pozwalając mi zająć swoje miejsce.</div>
<div>
- Wiesz... - zaczął znowu, gdy moje oczy były już zamknięte. - Najbardziej podnieca mnie twoja czerwona, koronkowa bielizna.</div>
<div>
- Rozumiem przez to, że mam ją jutro założyć? - spytałam ze śmiechem.</div>
<div>
- Gdybyś nie miała nic przeciwko... - przyznał nieśmiało.</div>
<div>
- Idź już spać Louis.</div>
<div>
- Czyli ją założysz? - dopytywał, a ja wydałam z siebie ciche westchnięcie.</div>
<div>
- Tak, założę, a teraz zgaś światło.</div>
<div>
- Lepszej żony nie mogłem sobie wymarzyć. - powiedział zadowolony i zgasił lampkę stojącą obok na stoliku, a potem pocałował mnie w czoło i tak jak zawsze objął ramieniem.</div>
<div>
- Dobranoc kochanie. - szepnął mi do ucha, a ja ze zmęczenia wydałam z siebie tylko cichy pomruk i wtuliłam się w nagi tors mojego męża.</div>
<div>
<b><u> UWAGA UWAGA!!!</u></b></div>
<div>
<b><u> Tym epizodem kończymy to opowiadanie, jednak nic straconego, ponieważ zapraszamy was do kolejnego fan fiction rownież o Louisie tym razem w nieco innym wymiarze ;) Link na dole ⬇⬇⬇</u></b></div>
<div>
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-25198047203296190792017-06-15T16:47:00.002+02:002017-06-15T16:47:32.304+02:00Rozdział 32<div dir="ltr">
<b>*Louis*</b><br />
Spanikowany wziąłem nieprzytomną Lucy na ręce i włożyłem ją do samochodu. Miała całe spodnie we krwi, która lała się z niej w dużych ilościach, a ja nie miałem pojęcia co może być tego przyczyną. Na całe szczęście szpital był niedaleko stąd i wiedziałem jak szybko do niego dojechać. Przez całą drogę trzęsły mi się ręce, wymijałem samochody z olbrzymią prędkością, kilka razy ktoś mnie obtrąbił, ale nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było życie Lucy. Bałem się, że w ułamku sekundy może je stracić.<br />
Kiedy zobaczyłem budynek szpitala, zaparkowałem niedbale samochód i wyjąłem z tylnych siedzeń Lucy biegnąc z nią na rękach. Jej ciało było wiotkie, nie słyszała co do niej mówię i cały czas krwawiła. Gdy przeszedłem przez szklane drzwi szpitala, lekarka rozmawiająca z pacjentem widząc mnie od razu podbiegła i rozkazała personelowi przynieść nosze, na których zanieśli Lucy na oddział.<br />
- Wie pan co stało się pacjentce? Co spowodowało nagłe krwawienie w okolicach intymnych?- spytała inna lekarka podchodząc do mnie z notesem w ręku.<br />
- Nie mam pojęcia, rozmawialiśmy, ona się zdenerwowała, krzyknęła i nagle upadła tracąc przytomność. - wytłumaczyłem nadal trzęsąc się z przerażenia. - Ale ona nie umrze, prawda pani doktor? Uratujecie ją?<br />
- Mamy taką nadzieję. - pokiwała głową i pobiegła w stronę krzątających się przy Lucy nerwowo lekarzy, których mogłem oglądać jedynie przez szybę.<br />
Każdy z nich coś robił. Jeden przynosił ręczniki, inny zestawy do badań, a pulchna pielęgniarka podawała jakiś zastrzyk. Potem lekarka stojąca najbliżej Lucy lekarka zasłoniła ją parawanem przez co straciłem ją całkowicie z oczu nie wiedząc co się z nią dzieje.<br />
Zrozpaczony usiadłem na krzesełku przed jej salą. Schowałem głowę w ręce i oddychałem głęboko. Wiedziałem, że już dawno straciłem Lucy, ale nie chciałem stracić jej w taki sposób. Na zawsze. Co chwilę dochodziły mnie krzyki lekarzy i pikanie różnych urządzeń co napawało mnie jeszcze większym strachem. Chciałem, żeby był już tego koniec, a Lucy przeżyła.<br />
Miałem wrażenie, że tkwię na krzesełku przez godziny, kiedy nareszcie z sali wyszła lekarka, która przejęła ode mnie Lucy. Jak oparzony poderwałem się na równe nogi i z bijącym sercem podszedłem do kobiety.<br />
- Co z moją dziewczyną? - miałem świadomość tego, że Lucy nie jest już moją dziewczyną, ale mimo to nadal tak ją nazywałem, ponieważ moja podświadomość najwyraźniej nie przyjęła do siebie faktu, że nie jesteśmy już razem.<br />
- Jej stan jest już stabilny. Doszło u niej do poronienia nieodwracalnego. Krótko mówiąc jajo płodowe oddzieliło się na większym odcinku przez co doszło do skrętu szyjki macicy, stąd tak obfite krwawienie. - wytłumaczyła mi lekarka, jednak jedna rzecz kompletnie mi się nie zgadzała. Lucy nie była w ciąży, przecież powiedziała by mi o tym, nawet jeśli nie byliśmy już ze sobą.<br />
- Czy pani mówi o dziewczynie, którą tu przyniosłem na rękach?<br />
- Tak. - pokiwała głową. - Była w szóstym tygodniu ciąży. Bardzo mi przykro, był pan ojcem?<br />
- Tak. Chyba tak. - odparłem głucho. Lucy była ze mną w ciąży? Czy to możliwe? Oczywiście, że tak, ale czemu mi o tym nie powiedziała i od kiedy o tym wiedziała? Może chciała usunąć ciąże jak Kate, której ostatecznie się to nie udało.<br />
- Mogę się z nią zobaczyć?<br />
- Tak, tylko proszę jej nie denerwować, musi odpoczywać i regenerować siły.<br />
- Oczywiście.<br />
Wszedłem do sali wcześniej zakładając na siebie płaszcz ochronny, który kazała założyć mi jedna z pielęgniarek. Lucy leżała z zamkniętymi oczami na szpitalnym łóżku nakryta kołdrą.<br />
- Kochanie, to ja. - powiedziałem cicho, siadając na stołku przy jej łóżku. Lucy otworzyła oczy i spojrzała na mnie. - Wiem, że nie mogę cię już tak nazywać, ale...<br />
- Byłam z tobą w ciąży, poroniłam. - wyszeptała przez łzy.<br />
- Nie płacz, ważne, że przeżyłaś, jestem tu z tobą.<br />
- Lou...<br />
- Tak, Lucy? - spytałem unosząc głowę i spoglądając w jej zapłakane oczy.<br />
- Kocham cię, chciałabym, żebyśmy znowu byli razem, ale...<br />
- Ja też cię kocham i od samego początku...<br />
- Daj mi dokończyć, - zażądała na co od razu umilkłem i pozwoliłem jej mówić.<br />
- Chciałabym, żebyśmy do siebie wrócili, ale nie możemy, bo to ja zawiniłam. Zrobiłam coś przez co nie możemy być już razem.<br />
- Nie rozumiem. - pokręciłem głową. - Co masz na myśli? O czym mówisz?<br />
- Gdybym ci powiedziała, znienawidziłbyś mnie.<br />
- Lucy, cokolwiek zrobiłaś możesz mi to powiedzieć, spróbujemy razem się z tym uporać. Zaufaj mi...<br />
- Nawet jeżeli powiem ci, że wczorajszego wieczoru się z kimś przespałam?<br />
- Co? - momentalnie podniosłem się z krzesła i przeczesałem ręką włosy. Lucy się z kimś przespała? To wydawało mi się niemożliwe, miałem nadzieję, że to był tylko żart lub czysto hipotetyczne pytanie, ale nie było.<br />
- Z kim? - zapytałem głucho, stojąc nad jej łóżkiem.<br />
- Z Zaynem. - odparła odwracając głowę w bok.<br />
Chciało mi się jednocześnie krzyczeć, płakać i walić pięścią w ścianę ze złości. Zayn był moim przyjacielem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że zrobi mi coś takiego i prześpi się z moją dziewczyną, nawet jeśli Lucy już nie była moją dziewczyną.<br />
Być może nie powinienem zostawiać jej w tej sytuacji, ale w tamtej chwili nie chciałem już na nikogo patrzeć tylko zostać sam, żeby poukładać swoje myśli., dlatego rzuciłem ciche ,,<i>Muszę wyjść" </i>i wyszedłem z sali, nawet nie oglądając się za siebie.<br />
Gdy zostałem już sam, na pustym szpitalnym korytarzu uderzyłem nogą w krzesło, które przesunęło się w drugą stronę, a potem upadło. Byłem wściekły mimo, że wiedziałem o tym, że sam zrobiłem coś podobnego. Oczywiście mimo swojej skumulowanej wewnętrznej złości nie mogłem rozwalić całego szpitala, dlatego zdecydowałem się, by wykonać jeden krótki telefon, a osoba, która go odbierze zrobi za mój worek treningowy.<br />
- Hej, Zayn. - przywitałem się, gdy mój były przyjaciel odezwał się po drugiej stronie linii.<br />
- Hej, Louis, jak leci? - spytał, kompletnie nie przeczuwając, że za chwilę pożałuje tego, że zaciągnął do swojego łóżka Lucy.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy jest w szpitalu, mógłbyś przyjechać? - zapytałem, a reakcja Zayna była natychmiastowa.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy? Co jej się stało?</div>
<div dir="ltr">
- Po prostu tu przyjedź.</div>
<div dir="ltr">
- Będę za 10 minut. - odparł szybko, rozłączając się jako pierwszy.</div>
<div dir="ltr">
***</div>
<div dir="ltr">
10 minut później, Zayn rzeczywiście był już na miejscu ciągnąc za sobą Kate z czego nie byłem zadowolony, ponieważ oznaczało to dodatkowe utrudnienie. Jeśli tylko zobaczyłaby, że chcę uderzyć jej braciszka od razu stanęłaby w jego obronie co oznaczałoby, że Zayn nie dostanie za swoje.</div>
<div dir="ltr">
- Co jest Lucy? - spytał stając obok mnie.</div>
<div dir="ltr">
- Powiem ci za chwilę, Kate najlepiej będzie jeśli pójdziesz do Lucy, leży w sali naprzeciwko. - pokazałem jej chcąc jak najprędzej się jej pozbyć.</div>
<div dir="ltr">
- Nawet nie powiedziałeś czemu tu jesteśmy. - zaznaczyła patrząc na mnie wyczekująco.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy ci powie, idź do niej i tak nie wejdziesz tam z Zaynem. Przy jej łóżku może stać tylko jedna osoba. - warknąłem robiąc się coraz bardziej zły z powodu przeciągającej się sytuacji.</div>
<div dir="ltr">
W końcu Kate pokręciła głową i szybkim krokiem ruszyła we wskazanym wcześniej przeze mnie kierunku zostawiając mnie z jej bratem sam na sam.</div>
<div dir="ltr">
- Więc co jej jest? Czemu wysłałeś do sali tylko moją siostrę? - zapytał niecierpliwie Zayn przystępując z nogi na nogę.</div>
<div dir="ltr">
Zamiast jednoznacznej odpowiedzi wymierzyłem mu pięścią w twarz i chwyciłem ze złością za jego bluzę.</div>
<div dir="ltr">
- Myślisz, że nie wiem co wczoraj się stało? - wysyczałem.</div>
<div dir="ltr">
- O czym ty do cholery mówisz, człowieku? - Zayn próbował wyrwać się z mojego uchwytu.</div>
<div dir="ltr">
- Przespałeś się z moją dziewczyną! To się stało! Lucy mi o wszystkim powiedziała! - krzyknąłem puszczając Zayna by wymierzyć mu kolejny cios, jednak nie zdążyłem i sam zostałem popchnięty na ścianę z podbitym okiem.</div>
<div dir="ltr">
- Dziwisz się jej?! - krzyknął rozwścieczony Zayn idąc w moją stronę. - Nie chciała takiego kutasa jak ty, który ją zdradza z pierwszą lepszą panienką z imprezy.</div>
<div dir="ltr">
- Co powiedziałeś?!</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś głuchy? - zaśmiał się Zayn.</div>
<div dir="ltr">
Tego już było za wiele. Nie mogłem znieść tego jak mnie potraktował ani tym bardziej tego zignorować, więc już po kilku sekundach leżeliśmy obaj na podłodze okładając się pięściami.</div>
<div dir="ltr">
- Miałem cię za przyjaciela, a ty posuwałeś za moimi plecami moją dziewczynę! - krzyknąłem, gdy zdobyłem chwilową przewagę.</div>
<div dir="ltr">
- Nie posuwałbym jej gdybyś jej nie zdradził, a tak poza tym to wiesz co? Szkoda, że nie słyszałeś tego jak jęczy moje imię i jak jej było ze mną dobrze. - roześmiał się.</div>
<div dir="ltr">
- Ty pieprzony kutasie! - krzyknąłem uderzając pięścią w wargę Zayna, która po chwili zaczęła krwawić.</div>
<div dir="ltr">
- Panie ordynatorze tutaj! - rozległ się za nami krzyk którejś z pielęgniarek, a po chwili siłą zostaliśmy rozdzieleni przez mężczyznę w średnim wieku z tabliczką ,,<b>Ordynator" </b>na fartuchu.</div>
<div dir="ltr">
- Ile wy macie lat panowie?! Co tu się dzieje?!</div>
<div dir="ltr">
- Niech mnie pan puści, jeszcze mu porządnie nie wpieprzyłem! - krzyknąłem próbując wydostać się trzymany przez ordynatora, ale lekarz mimo swojego już nie młodego wieku miał siłę. Widocznie w tym szpitalu odbyła się już nie jedna taka bójka.</div>
<div dir="ltr">
- To ja ci zaraz wpieprzę! - wrzeszczał Zayn odciągany przez pielęgniarkę, która nie miała tyle siły co ordynator, dlatego na pomoc przybiegła jej druga.</div>
<div dir="ltr">
- To jest szpital a nie plac zabaw! - próbował przekrzyczeć nas lekarz. - Rose zabierz pana na salę, być może trzeba będzie zszyć mu wargę, a tego delikwenta wezmę ja. - rozporządził odciągając nas w dwie różne strony.</div>
<div dir="ltr">
- Nie, ja nie idę! - próbowałem zapierać się nogami. - Jeszcze z tobą nie skończyłem Zayn!</div>
<div dir="ltr">
- Doprawdy? Chcesz dostać ode mnie bardziej czy mam ci znów przelecieć dziewczynę, która nie jest już twoja?! - śmiał się, a ja czułem jak krew w moich żyłach zaczyna coraz bardziej buzować.</div>
<div dir="ltr">
- Zayn! - przez korytarz biegła Kate, która widząc swojego brata w nieciekawym stanie od razu przylgnęła do niego próbując mokrymi chusteczkami zmyć krew z jego twarzy. - Co ci się stało? Dlaczego się biłeś? Bardzo cię boli?- pytała roztrzęsiona.</div>
<div dir="ltr">
- Zapytaj się swojego ukochanego braciszka co robił wczoraj wieczorem! - krzyknąłem do Kate zanim ordynator wywlókł mnie z korytarza i wprowadził do oddzielnej sali.</div>
<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b></div>
<div dir="ltr">
<b> </b>Kate wybiegła z mojej sali zaraz po tym, kiedy usłyszała krzyki Zayna i Louisa. Nie miałam pojęcia co tam się stało, ale wiedziałam, że na pewno nic dobrego, ponieważ hasła z dużą ilością niecenzuralnych słów na pewno nie były przyjacielskie. Podejrzewałam jedynie, że Zayn i Lou się pobili, jednak nie miałam co do tego pewności, a pielęgniarka dyżurująca na mojej sali nie chciała mnie wypuścić co bardzo mnie frustrowało.</div>
<div dir="ltr">
- Powie mi pani chociaż co tam się stało? - zapytałam zdenerwowana.</div>
<div dir="ltr">
- Oczywiście, kiedy tylko dostane informacje. Nie mogę tu pani zostawić ani innych pacjentów. - odparła zmieniając kroplówkę dziewczynie dwa łóżka dalej.</div>
<div dir="ltr">
Zrezygnowana opadłam na poduszkę i chwyciłam za telefon wybierając numer do Louisa, jednak on nie odebrał mojego połączenia. Następną osobą była Kate, ale ona też nie odbierała swojego telefonu. Nie próbowałam więc już dzwonić do żadnego z nich, gdyż uznałam, że i tak nikt nie przyniesie to żadnego skutku. Jedyne co mi pozostało to czekać na jakąkolwiek informację lub na to, że pielęgniarka okaże się łaskawa i pozwoli mi wyjść na moment z sali, przez co eksplodowałam od środka z nerwów. Co jeśli Louisowi mocno oberwało się od Zayna i teraz będą musieli mu coś zszywać? A jeżeli to Zayn dostał za mocno i ktoś zawiadomi policję? Oboje znajdą się w nieciekawej sytuacji. To było pewne.</div>
<div dir="ltr">
Wreszcie po ciągnących się w nieskończoność minutach do sali weszła Kate i usiadła przy moim łóżku trzęsąca się z nerwów. Widząc ją w tym stanie pielęgniarka od razu podała jej bezpieczne dla ciąży środki uspokajające wiedząc, że w tym stanie nie powinna się denerwować.</div>
<div dir="ltr">
- Co tam się wydarzyło Kate? -spytałam, gdy kobieta odeszła zostawiając nas same.</div>
<div dir="ltr">
- Zayn i Louis się pobili. Zayn jest teraz na zabiegu zszywania wargi, nie mogłam z nim wejść, a Louisa opatruje ordynator szpitala. - powiedziała uspakajając swój oddech.</div>
<div dir="ltr">
- Jak mocno dostał?</div>
<div dir="ltr">
- Mniej niż Zayn, ma tylko parę zadrapań i podbite oko.</div>
<div dir="ltr">
- O mój Boże... - westchnęłam. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że obaj panowie nie ucierpieli za mocno. Mogło skończyć się to o wiele gorzej dla obojgu.</div>
<div dir="ltr">
- Co robił wczoraj wieczorem Zayn? - spytała Kate wpatrując się we mnie twardym spojrzeniem.</div>
<div dir="ltr">
- Dlaczego mnie o to pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przełykając nerwowo ślinę. Nikt się nie miał dowiedzieć o tym, co wczoraj się wydarzyło pomiędzy mną a Zaynem, a zwłaszcza Kate, która była jego siostrą, ale co mogłam zrobić, gdy zostałam praktycznie postawiona pod ścianą?</div>
<div dir="ltr">
- Wiem, że wiesz co robił mój brat. - odparła zakładając nogę na nogę i nie spuszczając ze mnie swojego mrożącego wzroku.</div>
<div dir="ltr">
- Obiecaj mi, że nie będziesz na mnie za to zła.</div>
<div dir="ltr">
- Mów.</div>
<div dir="ltr">
- Ja i Zayn... my... - to słowo nie chciało przejść mi przez gardło. Poczułam straszny wstyd przez to co zrobiłam i gdyby dało się cofnąć czas przysięgam, że postąpiłabym zupełnie inaczej. - Przespaliśmy się ze sobą.</div>
<div dir="ltr">
Wyraz twarzy Kate o dziwo nie zmienił się. Zamiast zaskoczenia czy miliona pytań na ten temat wzięła głęboki oddech i wypuściła go, a ja milczałam czekając na jej ruch.</div>
<div dir="ltr">
- Tak myślałam.</div>
<div dir="ltr">
- Skąd ty...</div>
<div dir="ltr">
- Czułam zapach twoich perfum na ubraniu Zayna, kiedy dzisiaj do mnie przyszedł. Kiedy tylko spytałam czemu nimi pachnie zmienił temat, co do niego nie podobne, a gdy drążyłam go dalej zaczął się jąkać. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Znam go lepiej niż on sam siebie.<br />
- Jesteś za to na mnie bardzo zła? - odważyłam się spytać.<br />
- Niby czemu? Oczywiście chciałabym dla mojego brata czegoś innego, ale on jest dorosły i sam decyduje o tym z kim się spotyka, z kim sypia i co robi. Ja mogę jedynie skomentować jego decyzje i nic więcej. - wzruszyła ramionami Kate.</div>
<div dir="ltr">
- Czyli między nami jest wszystko w porządku?</div>
<div dir="ltr">
- Tak. - pokiwała głową.</div>
<div dir="ltr">
- Kate, przepraszam cię za to, że przes ostatni tydzień ignorowałam cię i zbywałam różnymi wymówkami. - zaczęłam przypominając sobie, że nasze relacje przez ostatni okres pozostawiały wiele do życzenia.</div>
<div dir="ltr">
- Daj spokój. - machnęła ręką. - Teraz najważniejsza jesteś ty. Nawet nie zdążyłam spytać jak się czujesz.</div>
<div dir="ltr">
- Fizycznie dużo lepiej, ale psychicznie nadal czuję utratę dziecka i te wszystkie pokomplikowane sprawy z Louisem.</div>
<div dir="ltr">
- Chcesz do niego wrócić?</div>
<div dir="ltr">
- Jeżeli on będzie chciał wrócić do mnie. - westchnęłam wlepiając wzrok w sufit.</div>
<div dir="ltr">
Wcale nie zdziwiłabym się gdyby Louis oświadczył, że nie chce mnie już widzieć chociaż teoretycznie do zdrady z mojej strony nie doszło, ponieważ w dzień w który uprawiałam seks z Zaynem ja i Louis nie byliśmy parą od tygodnia.</div>
<div dir="ltr">
- O wilku mowa. - powiedziała Kate odwracając się i patrząc na uchylające się drzwi przez które wszedł Lou. - Zostawię was. - dodała po chwili, podnosząc się ze swojego miejsca i kierując w stronę wyjścia.</div>
<div dir="ltr">
- Bardzo boli cię oko? - zapytałam kiedy Louis zajął miejsce Kate obok mojego łóżka.</div>
<div dir="ltr">
- Nie tak bardzo jak Zayna boli warga. Właśnie mu ją zszyli. - odparł, a na jego twarz wkradł się delikatny, zwycięski uśmiech.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę nie musieliście tego w ten sposób załatwiać.</div>
<div dir="ltr">
- Dostał za swoje.</div>
<div dir="ltr">
Przez chwilę między nami zapadła cisza. Chyba żadno z nas nie chciało się odezwać, ponieważ to oznaczałoby powrót do tematu mojej zdrady. Czułam, że ponoszę odpowiedzialność za bójkę Zayna i Louisa i to sprawiało, że psychicznie czułam się jeszcze gorzej.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba powinniśmy porozmawiać o nas. - odezwał się Lou po minutach stresującej ciszy. Na jego czole wystąpiły kropelki potu, a ręce powędrowały do jego grzywki zaczesując ją do tyłu.<br />
- Chyba tak. - kiwnęłam głową.<br />
- Będę potrafił ci wybaczyć to co zrobiłaś z Zaynem jeśli ty będziesz potrafiła wybaczyć mi moją zdradę. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc nie zdradziłaś mnie, bo nie byliśmy już razem.<br />
- Ale nie powinnam tego robić.<br />
- Zgadza się. Dlatego, czy przystajesz na moją propozycję?<br />
Dla Louisa nie było oczywistym to, że jego propozycja jest dla mnie jak najbardziej mile widziana, dlatego bardzo denerwował się w oczekiwaniu na moją odpowiedź, a kiedy z moich ust padło słowo ,,tak" ucieszył się jak małe dziecko i pocałował mnie mocno w usta.<br />
Patrząc na to z drugiej strony zrobiło mi się przykro z powodu Zayna. Widziałam jak bardzo chce się ze mną umówić i nie zależało mu tylko na tej jednej nocy. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystałam choć z boku w ten sposób to wyglądało, dlatego zdecydowałam porozmawiać z nim zaraz po tym, gdy Louis wyszedł z mojej sali.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy wchodził widziałam jego zszytą wargę i podobnie jak Louis, kilka zadrapań na twarzy, ale on zdawał się tym nie przejmować.</div>
<div dir="ltr">
- Jak się czujesz Zayn? - spytałam.</div>
<div dir="ltr">
- W porządku, już prawie mnie nie boli. - wzruszył ramionami. - Bardzo mi przykro z pwodu tego co się stało. Nie wiedziałem, że jesteś w ciąży.</div>
<div dir="ltr">
- Teraz już nie. - westchnęłam.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy czy to przez to, że my...no wiesz - Zayn wbił we mnie przestraszony wzrok.</div>
<div dir="ltr">
- Nie, spokojnie to nie przez to. - uspokoiłam go. - Nie wiedziałam o tym, że jestem w ciąży, a ostatnio bardzo się denerwowałam. Przez to doszło do poronienia.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę ci współczuję.</div>
<div dir="ltr">
Posłałam w kierunku Zayna szczery uśmiech, a potem wzięłam głęboki oddech, by zacząć rozmowę, która na pewno nie należała do łatwych.</div>
<div dir="ltr">
- Poprosiłam żebyś tu przyszedł, bo chciałam porozmawiać z tobą o wczorajszej nocy.</div>
<div dir="ltr">
- Domyśliłem się. - powiedział.</div>
<div dir="ltr">
- Nie zrozum mnie źle ani nie myśl, że cię wykorzystałam, bo naprawdę cię lubię Zayn, ale...</div>
<div dir="ltr">
- Wiem co chcesz powiedzieć. - przerwał mi, odchylając się na krześle do tyłu. - Wracasz do Louisa.</div>
<div dir="ltr">
Ze wstydem pokiwałam głową i odwróciłam wzrok w drugą stronę tak, żeby nie patrzeć w oczy Zayna. Nawet nie chciałam wyobrażać spbie tego co teraz o mnie myśli ani jak się czuje. Gdybym od samego początku wiedziała jak wszystko się potoczy nawet nie przychodziłabym do niego ani tym bardziej nie dawała na nic złudnych nadziei. Było mi go strasznie szkoda.</div>
<div dir="ltr">
- Jest w porządku. Rozumiem twoją decyzję Lucy. - powiedział po chwili.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę?</div>
<div dir="ltr">
- Tak. - pokiwał głową. - To ja to wszystko zacząłem. To ja pierwszy cię pocałowałem, powinienem wiedzieć, że ty i Louis prędzej czy później do siebie wrócicie. Nie mam pojęcia co wtedy myślałem.</div>
<div dir="ltr">
- Cieszę się, że rozumiesz, Zayn. Mam nadzieję, że mimo wczorajszych wydarzeń między nami nadal będziemy mogli być przyjaciółmi? - zapytałam nieśmiało.</div>
<div dir="ltr">
Wiem jak ten tekst może okropnie zabrzmieć dla osoby, której zależy na czymś więcej niż przyjaźń, ale nie chciałam przez swoją głupią decyzję tracić przyjaciela, z którym tak dobrze mi się rozmawiało i który zawsze był taki troskliwy. Oczywiście wiedziałam, że przez pierwsze dni najlepiej będzie jeśli zaprzestanę kontaktu z Zaynem by dać mu czas, a jednocześnie również sobie, by mógł wszystko poukładać w swojej głowie, jednak później...Miałam nadzieję, że wszystko wróci do normy.</div>
<div dir="ltr">
- Nasze relacje nie ulegną zmianie, obiecuję. - uśmiechnął się delikatnie i wstał z krzesła. - Pójdę już, Kate czeka na mnie przed salą.</div>
<div dir="ltr">
- Jasne.</div>
<div dir="ltr">
Zayn szybko oddalił się w stronę wyjścia, a ja znów pozostałam sama. No może niezupełnie, ponieważ na sali razem ze mną przebywała pielęgniarka obecnie przeglądająca coś ma swoim telefonie i dziewczyna leżąca dwa łóżka dalej, która smacznie spała. Postanowiłam, że jej pomysł na zagospodarowanie czasu wcale nie jest taki zły i sama ułożyłam się w wygodnej pozycji by zasnąć i dać sobie chwilę odpoczynku od ostatnich rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, bo jak na tak nieduży odstęp czasu stało się ich naprawdę wiele.<br />
***<br />
Kilka dni później zostałam wypisana ze szpitala. Po powrocie do domu mama zrobiła pełno moich ulubionych potraw, a nawet wzięła w pracy kilka dni wolnego, by móc poświęcić mi więcej czasu. Bardzo poruszył ją fakt, że straciłam dziecko i zapewniała mnie po klika razy dziennie, że gdybym tylko potrzebowała z kimś o tym porozmawiać mogę na nią liczyć.</div>
<div dir="ltr">
Dzisiejsze popołudnie postanowiłam spędzić jednak w towarzystwie Louisa, a moja mama wykorzystała ten fakt i zaprosiła do nas Nicholasa. Ich związek wciąż kwitnie, a ja i Martin zastanawiamy się wspólnie, kiedy oświadczą nam, że zamierzają się pobrać.</div>
<div dir="ltr">
- Lou ten film mi się nie podoba, przełącz go na coś innego. - zażądałam, gdy kolejna osoba została zabita w bardzo krwawy sposób przez kogoś z maską krzyka na twarzy.</div>
<div dir="ltr">
- Wolisz oglądać te tendetne komedie? W tym filmie przynajmniej coś się dzieje. - zaprotestował zmieniając swoją pozycję na kanapie.</div>
<div dir="ltr">
- W takim razie poróbmy coś innego. - powiedziałam sięgając po pilota i wyłączając film.</div>
<div dir="ltr">
Louis westchnął cicho, a potem podniósł się z kanapy.</div>
<div dir="ltr">
- Masz ochotę na zimny deser? Niedawno otworzył się tu ekologiczny sklep i kupiłem tam prawdziwe, dobrze przyrządzone lody. Kiedyś próbowałem robić je sam, ale nie bardzo mi to wychodziło.</div>
<div dir="ltr">
- Więc nie potrafisz robić lodów? - zaśmiałam się, ponieważ na myśl przyszły mi właśnie dosyć zbreźne rzeczy. Pewnie powiecie, że kobiecie nie przystoi myśleć o czymś takim, ale moim zdaniem to kolejny dowód na to, że nie warto wierzyć w stereotypy. Kobiety potrafią być takie same jak mężczyźni i nie ma w tym nic dziwnego ani nadzwyczajnego.</div>
<div dir="ltr">
Na początku Louis popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem próbując odgadnąć moje myśli, gdy mój śmiech nie ustawał, a później sam uśmiechnął się i z powrotem rzucił się na kanapę znajdując się nade mną.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś zboczona. - mruknął całując moją szyję.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę? - zapytałam ze śmiechem.</div>
<div dir="ltr">
- Tak, ale lubię to. Jeżeli chcesz możemy sie przekonać czy ty potrafisz zrobić loda. - ponowne sie uśmiechnął przechylając głowę w bok.</div>
<div dir="ltr">
- Może innym razem. - odparłam.</div>
<div dir="ltr">
- Czyli tego nie wykluczasz? - jego mina od razu zrobiła się weselsza i przepełniona nadzieją.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem, Lou, nie będę ci niczego obiecywać.</div>
<div dir="ltr">
- Ale nie powiedziałaś nie, więc mam co świętować. - wyszczerzył się.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś głupiutki, ale za to cię kocham. - powiedziałam czochrając jego grzywkę i całując w usta.</div>
<div dir="ltr">
- Też cię kocham, Lucy i nigdy cię nie zostawię. A wiesz co to oznacza?</div>
<div dir="ltr">
- Co to oznacza, Louis?</div>
<div dir="ltr">
- Że urodzisz nam kiedyś gromadkę dzieci, a gdy one już dorosną wyprowadzimy się może do Włoch albo Hiszpanii by móc w spokoju przeżyć emeryturę.</div>
<div dir="ltr">
- I założymy własną cukiernię z lodami własnej roboty. - dodałam.</div>
<div dir="ltr">
- Ale tylko ja ją będę odwiedzać.</div>
<div dir="ltr">
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się wydostając się z pod ciała Louisa zwisającego nade mną i kierując się w stronę schodów na górę.</div>
<div dir="ltr">
- Gdzie idziesz? - zapytał drepcząc tuż za mną.</div>
<div dir="ltr">
- Do sypialni. Chcę sprawdzić jakie rzeczy u ciebie zostawiłam. - powiadomiłam go.</div>
<div dir="ltr">
- Będziesz u mnie nocować?</div>
<div dir="ltr">
- A chciałbyś?</div>
<div dir="ltr">
- Oczywiście, że tak. Więc będziesz?</div>
<div dir="ltr">
- Wszystko zależy od tego czy zostawiłam u ciebie jakieś ubrania. - zaśmiałam się wchodząc do sypialni.</div>
<div dir="ltr">
Po naszej tygodniowej przerwie nie spodziewałam się w garderobie Louisa połowy swojej szafy jak było to kiedyś. Drugiego dnia po zerwaniu przyszłam do niego z wielką torbą na ramieniu, wparowałam do sypialni i pozabierałam wszystkie swoje ubrania, a także środki czystości pozostawione w łazience łącznie z kosmetykami. Zostawiłam mu także zapasowe klucze do jego domu, które dostałam od niego gdy zaczęłam pomieszkiwać tu po śmierci Lily, ale odebrałam je z powrotem już wczoraj.</div>
<div dir="ltr">
- Nie ma tu za wiele. - stwierdziłam, gdy po przekopaniu półek, które należały do mnie znalazłam jedynie pogiętą, szarą bluzkę z krótkim rękawem.</div>
<div dir="ltr">
- Zawsze możemy pojechać do ciebie i przywieźć część twoich rzeczy. - zaoferował Louis stojąc nade mną.</div>
<div dir="ltr">
- To bez sensu. Po prostu dziś będę spać u siebie.</div>
<div dir="ltr">
- Nie! - krzyknął natychmiast. - Ymm...to znaczy...w takim razie dam ci coś swojego.</div>
<div dir="ltr">
- Louis, to urocze, że tak bardzo chcesz żebym została, ale twoje rzeczy są na mnie za duże, a nie będę zakładać brudnych z wczorajszego dnia. - uśmiechnęłam się całując go w czoło i wychodząc z garderoby.</div>
<div dir="ltr">
- Upiorę ci je jeszcze tego samego dnia.</div>
<div dir="ltr">
- Lou..</div>
<div dir="ltr">
- Upiorę ci je i koniec kropka. Zostajesz u mnie. Nie lubię spać sam. - powiedział stojąc uparcie z założonymi rękami, a ja poddałam się i zgodziłam na to wyjście z sytuacji.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś uroczy. -uśmiechnęłam się do niego.</div>
<div dir="ltr">
- Hmm, wolę słowo seksowny. - stwierdził idąc w moją stronę i popychając mnie w stronę łóżka. - Wiesz co możemy teraz porobić? - zapytał gdy leżałam już pod nim.</div>
<div dir="ltr">
- Tak?</div>
<div dir="ltr">
- Możemy porobić bardzo niegrzeczne rzeczy.</div>
<div dir="ltr">
- Jak bardzo? - spytałam z zalotnym uśmiechem.</div>
<div dir="ltr">
- Baaardzo baaardzo niegrzeczne.</div>
<div dir="ltr">
- To zabieraj się do roboty, kochanie. Tęskniłam za tym.</div>
<div dir="ltr">
- Oh uwierz mi, że ja też. - roześmiał się słuchając się mojego polecenia i zdejmując ze mnie powoli części garderoby.</div>
<div dir="ltr">
- Kocham cię. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.</div>
<div dir="ltr">
- Ja ciebie też.</div>
<div dir="ltr">
<b> Następny rozdział: 22 czerwca</b></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-48046956972288608852017-06-07T16:37:00.000+02:002017-06-07T16:37:33.979+02:00Rozdział 31<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Tydzień od rozstania z Louisem. Minął cholerny tydzień, a ja chodzę po domu jak obłąkana, a gdy patrzę w lustro na swoje odbicie widzę tylko wrak dziewczyny. Musiałam prosić dziekana o wolne, które niechętnie mi dał, ale nie miałam innego wyboru. Na uczelni zachowywałam się tak jakby mnie tam nie było. Nie mam kontaktu z nikim. Nawet z mamą, która od czasu do czasu wejdzie do mojego pokoju, żeby zanieść mi jedzenie i sprawdzić jak się czuję, ale mój stan jest bez zmian. Czuję się jak nikt. Louis wydzwania do mnie po kilkanaście razy dziennie chcąc prosić o wybaczenie, którego nie potrafię mu dać. Zdradził mnie, a ja boję się, że jeśli zmienię zdanie i wrócę do niego on zrobi mi to znowu. Po raz kolejny ulegnie Jane. Mimo to nie potrafię powiedzieć, że to definitywny koniec naszego związku. Nie raz przyłapuję się na myśleniu o tym kiedy się spotkamy, a potem uświadamiam sobie, że przecież z nim zerwałam i nie ma już nas. Ale ja dalej go kocham. Nie potrafię o nim zapomnieć.<br />
Telefon na półce wydał z siebie dźwięk informujący o nowej wiadomości. Zerknęłam na wyświetlacz będąc pewna, że to kolejna wiadomość od Louisa, ale okazało się, że to nie to. To jedynie Kate z pytaniem czy chcę gdzieś z nią dzisiaj wyjść. Ona też pisze do mnie praktycznie codziennie z tym samym pytaniem, ale ja nie chcę nikogo widzieć, a przynajmniej na razie mimo, że powiedziałam jej już dzień po zerwaniu z Lou, że jestem jej wdzięczna za dostarczenie mi dowodów i przepraszam za moje wcześniejsze wyrzuty.<br />
<i><b>,, Nie dzisiaj Kate. Nie mam na to siły"</b></i><br />
<i> </i>Wystukałam szybką odpowiedź i odłożyłam telefon z powrotem na miejsce.<br />
Nadchodzi zima. Dzień znów zaczyna szybko się kończyć i już o godzinie 18 na niebie pojawia się księżyc w kształcie półkola. Zaczęłam zastanawiać się co będę robić tego wieczoru. Czy znów będę oglądać zdjęcia z Louisem i wspominać jaka cudowna z nas była para pochlipując przy tym w poduszkę czy może obejrzę kolejny sezon ,, Z kamerą u Kardashianów". Ostatnio nie mam nic innego do roboty mimo, że obiecałam dziekanowi, że po moim urlopie przyjdę na zajęcia wykuta wszystkich nazw istniejących przy nagrywaniu filmu, ale nie sądzę, żebym to zrobiła. Jest ich bardzo dużo, a ja nie mam do tego ani siły ani motywacji. Kiedyś moją motywacją był Louis, to dla niego chciałam stać się najlepszą reżyserką lub aktorką w Wielkiej Brytanii jeżeli nie na całym świecie, ale teraz go straciłam... Lub on stracił mnie. Chyba oboje straciliśmy się nawzajem.<br />
Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Pomyślałam, że dawno nie widziałam już Zayna, nie dzwoniliśmy do siebie ani nie pisaliśmy, więc czemu by go dziś nie odwiedzić? Mówiąc, że nie chcę widzieć nikogo, nie miałam na myśli jego. Zayn był osobą przy której bez względu na okoliczności przyjemnie było przebywać, dlatego nie wiele więcej myśląc wstałam z łóżka poprawiłam lekko zepsutą fryzurę, wzięłam to torebki kilka potrzebnych rzeczy i wyszłam ze swojego pokoju.<br />
Mama siedząca na dole na mój widok rozpromieniła się i podniosła z kanapy. Już dawno nie widziała mnie na dole, w ułożonych włosach i bez przygnębienia na twarzy.<br />
- Wychodzisz gdzieś córeczko? - zapytała.<br />
- Idę do Zayna. - odparłam siląc się na delikatny uśmiech w jej stronę. Chciałam choć trochę przypominać wesołą i szczęśliwą dziewczynę, którą byłam jeszcze tydzień temu przed swoim największym życiowym rozstaniem i nie tylko moim. Prasa wciąż żyje tym wydarzeniem i teraz nagłówek prawie każdej gazety zaczyna się od słów: <b>Louis Tomlinson i Lucy Swan rozstali się!</b>. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że paparazzi od kilku dni uporczywie stoją pod moim domem, a gdy tylko gdzieś wyjdę lub zwyczajnie wystawię głowę przez okno chcąc sprawdzić jaka jest pogoda zadają mnóstwo pytań i robią mi masę zdjęć oślepiającymi fleszami.<br />
- Do Zayna i Kate? - spytała zaciekawiona mama.<br />
- Nie, mówiłam ci, że Kate już nie mieszka z Zaynem. Oboje wyprowadzili się z rodzinnego domu.<br />
- Faktycznie. W każdym razie pozdrów ich oboje, zwłaszcza Kate i jej maluszka w brzuchu. - uśmiechnęła się.<br />
- Jasne mamo.<br />
***<br />
Droga do nowego domu Zayna nie jest długa, jednak mimo to, gdy dotarłam już pod samą bramę zaczęłam odczuwać ból w stopach. Ochroniarz pilnujący całego osiedla apartamentowców po krótkiej weryfikacji wpuścił mnie na teren i wskazał w którą stronę mam się udać. Wreszcie udało mi się dotrzeć pod drzwi z numerem 313.Nacisnęłam dzwonek i czekałam na to, aż Zayn mi otworzy. Byłam tym lekko zestresowana, ponieważ wcześniej nie uprzedzałam go o swojej wizycie co oznaczało, że w tym momencie może mieć gościa, a ja wyjdę na nachalną laskę.<br />
Nacisnęłam dzwonek po raz drugi, gdy przez dłuższy czas nadal nikt mi nie otwierał, a w głębi apartamentu Zayna nie było nikogo słychać. Wreszcie rozległ się odgłos kroków a kilka sekund później drzwi stanęły otworem.<br />
- Lucy? Co ty tu robisz? - zdziwił się na mój widok.<br />
- Przyszłam cię odwiedzić jeśli nie masz nic przeciwko. Wiem, że powinnam najpierw zadzwonić, ale...<br />
- Nieważne, wejdź. - Zayn zaprosił mnie gestem i zamknął za nami drzwi.<br />
- Przyszłam w nieodpowiednim momencie? - spytałam widząc jego dziwny, nieodgadniony wyraz twarzy. Wyglądał mi na trochę przygnębionego albo też czymś zdenerwowanego. Byłam ciekawa co przyprawiło go o taki nastrój.<br />
- Wszystko jest w porządku. - odparł wymijająco.- Napijesz się czegoś?<br />
- Soku.<br />
Zayn pokiwał głową i poszedł w stronę kuchni.<br />
- Co cię tu sprowadza tak późno? Oczywiście nie mam nic przeciwko, po prostu pytam.<br />
- W zasadzie to... potrzebowałam czyjegoś towarzystwa i tyle. - wzruszyłam ramionami. Zaczęłam myśleć, że może odwiedziny brata Kate nie były dobrym pomysłem. Zayn był dzisiaj inny i w dodatku wydawało mi się, że moja obecność jest dla niego zbędna mimo jego zapewnień.<br />
- Kate zanudziła cię już opowieściami o remoncie pokoiku dla Melanie? - spytał uśmiechając się pierwszy raz od naszego przywitania i stawiając przede mną szklankę pomarańczowego soku w kryształowej szklance, którą nie raz widziałam w domu państwa Parkerów.<br />
- Melanie? - zapytałam spod uniesionych brwi.<br />
- Takie imię niedawno wybrała razem z Justinem dla dziecka.<br />
- Nie widziałyśmy się już od tygodnia, nie rozmawiałam z nią.<br />
- Oh, Kate nic mi o tym nie wspominała.<br />
Zayn spojrzał na mnie uważnie. Przez chwilę skanował mnie wzrokiem, a potem powiedział:<br />
- Wyglądasz na zmarnowaną. To przez Louisa?<br />
- Źle przeżywam to rozstanie. - westchnęłam.<br />
- Jeśli to cię pocieszy, to ja też mam za sobą rozstanie z drugą połówką.<br />
Momentalnie odsunęłam szklankę od ust i położyłam ją na blacie, a następnie przekierowałam całkowicie zaskoczone spojrzenie na bruneta.<br />
- Zerwałeś z Gigi? - spytałam.<br />
- W zasadzie to ona podjęła tą decyzję. Już od pewnego czasu między nami nie układało się dobrze.<br />
- Przykro mi. - powiedziałam zasmucona i pogłaskałam Zayna po plecach. On i Gigi byli doskonałą parą. Razem wyglądali tak uroczo, a w dodatku Gigi była naprawdę świetną dziewczyną. Wiele razy rozmawiałyśmy razem, kiedy przesiadywałam u Kate. Robiłyśmy swoje babskie wieczory i chodziłyśmy razem na zakupy. Kiedyś pomagałam nawet wybrać Gigi seksowną bieliznę na romantyczny wieczór z Zaynem, dlatego ta informacja była dla mnie nie małym zaskoczeniem.<br />
- Zapalisz ze mną? - zapytał po pewnym czasie, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Mimo, że z reguły nie palę, pokiwałam głową i wyszliśmy razem na balkon.<br />
Zayn włożył do buzi końcówkę papierosa i podpalił go, następnie podając zapalniczkę mi.<br />
- Kate zawsze zabraniała mi palić. - powiedział wypuszczając dym z ust.<br />
- Więc tego nie robiłeś? - spytałam uśmiechając się pod nosem.<br />
- Robiłem, ale tylko kiedy nie patrzyła. Chociaż ona zawsze miała sposoby, żeby się o tym dowiedzieć. Przed nią nie można nic ukryć.<br />
Przez chwilę między nami zapadło milczenie. Jedyne co było słychać to tylko świst po wypuszczaniu dymu z ust i hałas przejeżdżających samochodów. Na początku myślałam, że Zayn za chwilę się odezwie, ale kiedy tego nie zrobił a cisza zaczęła być coraz bardziej niezręczna postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zadać mu pytanie prosto z mostu.<br />
- Dlaczego ty i Gigi zerwaliście? Przestaliście się kochać?<br />
Zayn spojrzał na mnie, wyrzucił swojego wypalonego już papierosa przez balustradę i wziął głęboki oddech.<br />
- Wiesz, że Gigi jest fotomodelką, prawda?<br />
Pokiwałam głową.<br />
- Miała coraz więcej wyjazdów, coraz rzadziej się spotykaliśmy, a na dodatek przyczepił się do niej jakiś fagas, którego nie znosiłem. Wielokrotnie robiłem jej z tego powodu wyrzuty, ale ona totalnie mnie olewała. Po swoim ostatnim powrocie, kiedy odebrałem ją z lotniska oznajmiła mi, że to koniec. Powiedziała mi, że ma dosyć moich ciągłych scen zazdrości i chce skupić się tylko i wyłącznie na swojej karierze.<br />
- Nie próbowałeś jej odwlec od tej decyzji, przepraszać, cokolwiek? - spytałam.<br />
- Nie. Zwyczajnie pozwoliłem jej odejść. A co zaszłą między tobą a i Louisem?<br />
- Zdradził mnie. Kate ci nie mówiła?<br />
- Mówiła, ale nie znam szczegółów.<br />
- Kate przyłapała go na tym, kiedy uprawiał seks ze swoją byłą przyjaciółką z korzyściami, jeśli wiesz co mam na myśli. Louis próbował mnie przepraszać i błagać, żebym go nie zostawiała, ale ja nie mogłam dalej z kimś takim żyć. To obrzydliwe co zrobił.<br />
- Kochasz go jeszcze?<br />
- Sama nie wiem. - westchnęłam. - Miłość jest przereklamowana.<br />
- Zdecydowanie. - pokiwał głową Zayn. - Wejdźmy do środka, robi się zimno.<br />
Zayn zamknął za nami balkon i usiadł na wielkiej, puchatej kanapie. Czasami zastanawiałam się po co wynajął tak wielki apartament skoro mieszka w nim sam. Może wynajął go z myślą, że wprowadzi się tu razem z nim Gigi kiedy jeszcze byli szczęśliwą parą. Tak mi go szkoda.<br />
- Siadaj. - Zayn poklepał miejsce obok siebie i pociągnął mnie za rękę, żebym usiadła, lecz zamiast tego wylądowałam na jego kolanach.<br />
Początkowo byłam tym nieco zawstydzona, ale słysząc śmiech Zayna rozluźniłam się i odwróciłam w jego stronę wciąż nie schodząc z jego kolan.<br />
- Już drugi raz lądujesz na moich kolanach, może to coś znaczy? - uśmiechnął się przekrzywiając głowę w bok.<br />
- Może. - uśmiechnęłam się.<br />
Wydawało mi się, że rozmowa między naszą dwójką zamienia się w flirt, dlatego w głowie od razu zganiałam się za to przypominając sobie o tym, że obydwoje jesteśmy zajęci, jednak chwilę potem zdałam sobie sprawę, że przecież już tak nie jest. Ja nie jestem w związku z Louisem, a Zayn nie jest z Gigi. Obydwoje jesteśmy wolni więc...<br />
- Zawsze mi się podobałaś. - wypalił nagle Zayn przysuwając mnie bliżej swojej twarzy i umięśnionego torsu widocznego przez cienką koszulkę.<br />
- Jak to? - spytałam z niedowierzaniem.<br />
- Kiedy miałyście po 16 lat zacząłem dostrzegać w tobie kobietę, a nie tylko jedną z przyjaciółek Kate, ale nigdy nie dałem ci tego odczuć ani nie próbowałem cię uwodzić, bo wiedziałem, że to niewłaściwe. Byłaś przyjaciółką mojej młodszej siostry, dlatego trzymałem się na dystans, ale teraz...Teraz już nie muszę.<br />
Otworzyłam ze zdziwienia usta. Nigdy nie podejrzewałam Zayna o jakiekolwiek uczucia do mojej osoby. Zawsze był tylko starszym bratem Kate, którego czasem lubiłam podglądać bez koszulki razem z Lily, gdy opalał się w ogrodzie. Czasami wyobrażałyśmy sobie, gdy Kate nie było z nami jak to by było być w związku z jej bratem, ale tłumaczyłam sobie to później jako coś normalnego, buzujące hormony w wieku dojrzewania i nic poza tym. Ale teraz...<br />
Nagle Zayn zbliżył się niebezpiecznie blisko mojej twarzy i docisnął swoje usta do moich. Początkowo nie zamierzałam oddawać tego pocałunku, ale po chwili mój mózg przestał całkowicie wykonywać swoje obowiązki i leżałam pod starszym bratem swojej najlepszej przyjaciółki, całując się z nim namiętnie na kanapie w jego własnym domu.<br />
- Zayn...- wydyszałam pomiędzy przerwami od gorących pocałunków i dotykania mojego ciała. - My nie powinniśmy, niedawno oboje przeżyliśmy rozstania, a ja...<br />
- Ćśś. - Zayn położył palec na moich ustach. - Jesteśmy dorośli, w tym co teraz robimy nie ma nic złego.<br />
Następnie znów przyssał się do moich ust wkładając mi do nich swój język i podwijając moją bluzkę coraz wyżej. Wodził palcem wzdłuż linii mojego podbrzusza, a potem dotykał moich piersi wkładając mi ręce pod stanik. Nie chcąc pozostać mu dłużna zdjęłam z niego bluzkę odrywając się od jego ust i zaczynając składać mokre pocałunki na jego nagiej klatce piersiowej.<br />
W pewnym momencie Zayn wstał i podał mi rękę.<br />
- Chodź. Dokończymy to w mojej sypialni. - powiedział podnosząc kącik ust do góry, a ja pokiwałam głową idąc za nim. <i><b>Jesteśmy dorośli, więc w tym co teraz robimy nie ma nic złego.</b></i><br />
***<br />
Budząc się nie rozpoznałam pomieszczenia w którym jestem. Dopiero na widok śpiącego obok mnie bruneta z tatuażami na rękach i torsie przypomniało mi się wszystko co się wczoraj między nami wydarzyło. Uprawiałam seks z Zaynem. To właśnie się stało.<br />
Pewnie jesteście ciekawi czy tego żałowałam. Otóż nie. Seks ze z Zaynem był wspaniały, a ja nareszcie poczułam jak odżywam po swoim rozstaniu. Nie mogę w końcu cały czas chodzić smutna, z głową gdzieś daleko w chmurach, pogrążona w całkowitej depresji przez to, że mój były chłopak okazał się świnią. Chce wrócić do normalnego życia, zapomnieć o Louisie i skupić się na studiach - oto co planuję na przyszłość.<br />
Korzystając z tego, że mój kochanek pogrążony był jeszcze w letargu postanowiłam rozejrzeć się nieco po jego sypialni. Wstałam ostrożnie z łóżka, założyłam na siebie wczorajszą bieliznę rzuconą wczorajszego dnia w pośpiechu obok łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju. Na ścianie była powieszona ramka ze zdjęciami. Były w niej cztery fotografie jego i Kate, a na komodzie stało pojedyńcze zdjęcie samej Kate pochodzące z jednej z jej sesji zdjęciowych zanim zaszła w ciąże. Zastanawiałam się co by się stało gdyby jedno z nich musiało zamieszkać gdzieś za granicą. Pewnie oboje by nie wytrzymali, są od siebie uzależnieni, to dwie papużki nierozłączki. Nic dziwnego, że Zayn zamieszkał w tej samej dzielnicy co jego siostra. Bez niej nie byłby w stanie wytrzymać. Swoją drogą to naprawdę urocze, że łamią stereotypy typowych relacji rodzeństwa i pokazują, że brat i siostra mogą być dla siebie jak najlepsi przyjaciele.<br />
Obok komody stała wielka szafa. Jestem pewna, że byłaby w stanie pomieścić garderobę trzech osób. W sypialni znajdowała się też osobna łazienka. Nie zaglądałam do niej jednak, ponieważ uważam, że łazienka, to osobiste pomieszczenie do którego nie powinno się zaglądać bez zgody właściciela. Rolety i firanki były w kolorze waniliowym podobnie wszystko tutaj. Zayn musi lubić ten kolor. Jedyną rzeczą która odznaczała się na tle delikatnej wanilii był szary, puchaty dywan wyłożony przed łóżkiem. Chciałam zobaczyć przez szybę jak wygląda balkon w sypialni Zayna, jednak zanim zdążyłam to zrobić on otworzył oczy i wyszeptał moje imię. Szybko więc odwróciłam się od okna i z powrotem weszłam do łóżka.<br />
- Dawno wstałaś? Czemu mnie nie obudziłaś? - zapytał bawiąc się moimi zwisającymi włosami.<br />
- Tak słodko spałeś, a ja postanowiłam się trochę tu rozejrzeć. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie z tego powodu zły?<br />
- Oczywiście, że nie. Podoba ci się w mojej sypialni?<br />
- Bardzo. - pokiwałam z uśmiechem głową.<br />
- Połóż się jeszcze. - wymamrotał Zayn, ciągnąc mnie na swoje ciało. Ułożyłam swoją głowę na jego torsie, a on objął mnie ramieniem. Na chwilę przymrużyłam oczy, a potem przypomniało mi się, że w tej pozycji zawsze leżałam z Louisem. Zawsze.<br />
Podniosłam się więc i wyplątałam z jego ramion tym samym spotykając się ze zdziwionym wzrokiem Zayna.<br />
- Coś nie tak? - zapytał.<br />
- Nie wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się odpowiadając mu w myślach <i>Tak Zayn jest coś nie w porządku, nie chcę na tobie leżeć w ten sam sposób w jaki zawsze leżałam na Louisie. Może nie jesteśmy już razem, ale ty nie możesz robić tego co on. Nie możesz zachowywać się jak on i nie możesz próbować być jak on, bo nigdy nim nie będziesz. </i>- Zapatrzyłam się w twoje zdjęcia z Kate. - zmyśliłam.<br />
Zayn uwierzył w moje małe kłamstewko i uśmiechnął się na widok zdjęć z siostrą.<br />
- Są z mich urodzin, już nieco podstarzałe, ale gdybym odważył się powiesić zdjęcia, kiedy Kate miała już widoczny brzuszek zabiłaby mnie za to na miejscu.<br />
- Ma aż takie kompleksy przez ciąże?<br />
- Wcześniej była modelką, rozpoczynała swoją wielką karierę, nagłe zajście w ciąże bardzo pokrzyżowały jej plany. Dopiero od niedawna zaczęła się cieszyć, że zostanie mamą, ale kompleks na punkcie jej figury pozostał. - westchnął Zayn. - Na tamtym zdjęciu. - wskazał na komodę. - Pozuje dla Cosmopolitan, to była jej ostatnia sesja. Postawiłem je, bo jest na nim taka uśmiechnięta. Uwielbiam patrzeć na nią kiedy jest szczęśliwa.<br />
- Naprawdę ją kochasz. - stwierdziłam wygrzebując się z łóżka.<br />
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Mógłbym oddać za nią życie.<br />
- Nie masz się w co ubrać? - spytał Zayn widząc jak odrzucam bluzkę, którą miałam na sobie wczoraj. Nie chciałam jej zakładać, była cała pogięta po nocy spędzonej na podłodze, a w dodatku nie pachniała już świeżością.<br />
- Znajdę ci coś, poczekaj. - powiedział podchodząc do szafy.<br />
Po chwili Zayn wyciągnął z niej śliczną, burgundową bluzkę z naszytym na niej logo adidasa i podał ją mi.<br />
- Skąd masz damskie ubrania w szafie?<br />
- Kate czasami u mnie nocuje i zapomina zabrać później swoich rzeczy. - wzruszył ramionami.<br />
- A jeśli przyjdzie po nią dzisiaj? Nie może się dowiedzieć o tym co się stało...<br />
- Nie przyjdzie, bo to ja przychodzę do niej. Poza tym zostawiła tu ją już ładne dwa tygodnie temu, przy takiej ilości ubrań jaką posiada nawet nie pamięta czy w ogóle coś u mnie zostawiła albo gdziekolwiek indziej.<br />
- Rozumiem, - pokiwałam głową zakładając bluzkę przez głowę. Miała na sobie mocny, kwiatowy zapach perfum Kate, które zaczęła używać od pewnego czasu i szybko stały się jej ulubionymi. Kiedyś psikała się tymi samymi perfumami co Lily, obie lubiły intensywne zapachy, ale od razu po jej śmierci przestała i wyrzuciła flakonik wymieniając go na inny, ponieważ perfumy sprawiały, że przypominała sobie o zmarłej przyjaciółce co było dla niej bardzo bolesne podobnie jak i dla mnie.<br />
- Lubisz naleśniki? - zapytał Zayn nakładając na siebie świeże ubrania.<br />
- Wolę zjeść kanapki. - odparłam przywracając we wspomnieniach momenty kiedy jadłam naleśniki z nutellą razem z Louisem. Zawsze potrafiłam się nimi ubrudzić i wtedy Lou ścierał mi kciukiem resztki czekolady z buzi, a potem całował mówiąc, że jestem piękna. Kochałam kiedy mi to mówił tak samo jak kochałam jego...<br />
- Jasne, zaraz jakieś zrobię, a ty skorzystaj z łazienki jeśli masz ochotę. Są tam jakieś kosmetyki Kate, jeżeli będziesz ich potrzebować.<br />
- Dzięki. - rzuciłam w stronę Zayna i podążyłam w kierunku zamkniętego pomieszczenia.<br />
- Wy nawet śpicie razem? - zaśmiałam się zdając sobie sprawę z tego, że skoro ubrania mojej przyjaciółki są w szafie jej brata, a jej kosmetyki w jego łazience to znaczy, że śpi właśnie w tej sypialni kiedy go odwiedza.<br />
- Nie. - Zayn również parsknął śmiechem. - Ja śpię w pokoju obok, a ona w moim. Nie lubi spać w pokoju, który nie jest ,,zamieszkany". - Zayn pokazał cudzysłów w powietrzu. - Mówi, że jest w nim tak pusto i ponuro jak w kostnicy, chociaż moim zdaniem kostnica nie jest pusta, bo są w niej martwe ciała. Co najwyżej ponuro, ale ona zawsze miała swoje własne teorie.<br />
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się. - Pójdę już do łazienki.<br />
- Jasne.<br />
Po śniadaniu zdecydowałam wrócić do domu dziękując Zaynowi za pyszne śniadanie. Zaoferował mi, że podwiezie mnie do domu, ale odmówiłam, ponieważ wiedziałam, że gdy tylko fotoreporterzy czekający pod moim domem dniami i nocami zobaczą obce auto i mnie z niego wysiadającą nie przepuszczą takiej okazji i już następnego dnia sprzedadzą gazetom różne niestworzone rzeczy, podczas gdy moim celem było uciszyć zamieszanie w związku z moim i Louisa zerwaniem.<br />
- Jeszcze raz dziękuje ci Zayn. - powiedziałam stojąc przy drzwiach.<br />
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Co powiesz, żebyśmy jutro wyszli razem do kina?<br />
- Nie wiem, mam dużo nauki do nadrobienia. - odparłam od razu. Rzeczywiście powinnam zabrać się już za wertowanie książek co dało mi doskonałą wymówkę, żeby ominąć spotkanie. Bardzo lubiłam Zayna i lubiłam spędzać też z nim czas, ale od samego rana miałam wrażenie, że wczoraj zrobiliśmy coś niewłaściwego, dlatego potrzebowałam trochę odpoczynku od jego towarzystwa na poskładanie myśli.<br />
- Rozumiem. - westchnął zawiedziony. - Ale jeśli znajdziesz jednak trochę czasu, odezwij się.<br />
- Oczywiście. - posłałam mu uśmiech i wyszłam dając mu krótkiego buziaka w policzek.<br />
Kiedy dotarłam do domu zza krzaków wyłoniło się kilku ludzi z aparatami celującymi we mnie. Zasłoniłam się wolną ręką i powtarzając w kółko ,,bez komentarza" wdarłam się do domu szczelnie go za sobą zamykając.<br />
Na blacie leżała kartka z napisem ,,<i>Obiad w lodówce ~ Mama". </i>Nadal zostawiała mi tego typu kartki mimo, że tyle razy powtarzałam jej, że będąc osobą pełnoletnią wiem już gdzie co jest i co mam zrobić. Pewnego razu napisała mi na kartce instrukcje jak ugotować makaron, a obok niej jak odgrzać gołąbki. Wtedy naprawdę się zezłościłam.<br />
Zrezygnowana podeszłam do lodówki i otworzyłam ją w celu wybadania mojego dzisiejszego posiłku. Nie dane mi jednak było zbyt długo cieszyć się widokiem apetycznych paluszków rybnych, ponieważ rozległo się głośne pukanie do drzwi.<br />
- Dlaczego zawsze wszyscy muszą mi przeszkadzać. - mruknęłam sama do siebie idąc w kierunku dochodzących odgłosów.<br />
- Chwile! - krzyknęłam do natarczywego gościa. - Pali się? - zapytałam otwierając drzwi i w jednej chwili zamarłam.<br />
- Po co tu przyszedłeś, Louis? - zapytałam chłodno.<br />
- Wpuścisz mnie do środka? Przed chwilą napadła mnie cała zgraja paparazzich.<br />
Z niechęcią uchyliłam drzwi i pozwoliłam mojemu gościowi wejść, chociaż był on ostatnią osobą, z którą chciałam teraz rozmawiać, a wiedziałam, że prędko stąd nie wyjdzie. Za dobrze go znałam po ośmiu miesiącach związku.<br />
- Wiem, że nie cieszysz się na mój widok, ale...<br />
- Przynajmniej raz mówisz do rzeczy. - westchnęłam.<br />
Louis wypuścił powietrze.<br />
- Tęsknie za tobą Lucy. - powiedział przybliżając się w moją stronę, na co zareagowałam robiąc dwa kroki do tyłu.<br />
- Nie podchodź do mnie. - warknęłam.<br />
- Wiem, że bardzo cię skrzywdziłem i nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. Musisz mi uwierzyć, że wciąż cię kocham, nie mogę cię stracić.<br />
- Louis, ty już mnie straciłeś. Tydzień temu, nie pamiętasz?<br />
- Pamiętam, dlatego chcę to teraz odbudować. Tyle razy próbowałem się do ciebie dodzwonić,ale ty nie odbierasz moich telefonów. Kilka razy byłem pod twoim domem, ale ciebie nie było. Zostawiłem ci kwiaty na wycieraczce z liścikiem, widziałaś je?<br />
- Tak. - odparłam przypominając sobie wielki, czerwony bukiet róż na wycieraczce kiedy wracałam ze sklepu. Od razu wyrzuciłam je do kontenera na śmieci, a liścik z przeprosinami i błaganiami podarłam i pozwoliłam rozwiać kawałeczki papieru wiatrowi.<br />
- Błagam cię musisz mi wybaczyć. - prosił Louis klękając na kolanach. Spojrzałam na niego i przez chwilę zrobiło mi się go żal, widząc ten ból i rozpacz w jego błękitnych oczach. Miałam szczerą ochotę rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że już wszystko dobrze, ale przecież sama przespałam się z kimś innym. Nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy, gdybym wróciła do niego pamiętając każdy szczegół ze swojej nocy u Zayna.<br />
- Nie ma już nas i nigdy nie będzie, pora, żebyś wreszcie to sobie uświadomił, a teraz możesz opuścić mój dom. - warknęłam odwracając się do niego plecami, ponieważ w moich oczach zaczęły zbierać się powoli łzy. Nie chciałam go tak potraktować, nie chciałam kolejny raz mu odmówić, nie chciałam go ranić, ale nie miałam innego wyboru. Inaczej dowiedziałby się jaka naprawdę jest jego dziewczyna. Z kim śpi, tydzień po swoim rozstaniu, z kim postanowiła się zabawić i odstresować.<br />
- Powiedz, że mnie już nie kochasz. - powiedział, stając za mną.<br />
- Co? - spytałam odwracając się w jego stronę i napotykając jego oczy pełne nowej nadziei.<br />
- Powiedz mi prosto w oczy, że mnie nie kochasz, a zostawię cię w spokoju. - powtórzył spokojnie.<br />
- Kocham cię, ale nie możemy być już razem. - odparłam zamiast tego.<br />
- Dlaczego nie? - spytał rozpaczliwie, - Obiecuję, że zrobię dla ciebie wszystko, nigdy więcej cię nie skrzywdzę, Lucy...<br />
- Musisz już iść, Louis. - szepnęłam.<br />
- Nie wyjdę. - pokręcił głową.<br />
- Wyjdź.<br />
- Nie. wyjdę.<br />
- Wyjdź! - krzyknęłam i od razu potem upadłam czując okropny ból w podbrzuszu jakby ktoś rozdzierał mi brzuch nożem.<br />
- Lucy! - Louis krzyknął i od razu znalazł się obok mnie patrząc na mnie z paniką w oczach. - Ty krwawisz. - powiedział przerażony. Było to ostatnie zdanie, które od niego usłyszałam, ponieważ później zamknęłam oczy tracąc kontakt z rzeczywistością.<br />
Nastepny rozdzial: 8 <u>czerwca</u></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-42302660649760100502017-05-19T21:24:00.000+02:002017-06-23T22:19:52.608+02:00Rozdział 33<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
- Kiedy przychodzi Nick? - spytałam mamy spoglądając przez kuchenne okno. W całym domu pachniało wigilijnymi potrawami i ciastami, a pod choinką już stały prezenty, wszystkie starannie zapakowane w kolorowy, świąteczny papier.<br />
Przy wigilijnym stole nie mogło zabraknąć także Louisa, który stał się już członkiem naszej rodziny, uwielbiany już nie tylko przez moją mamę ale również Nicka i Martina, a dzisiejszego wieczoru miała go poznać moja starsza siostra - Danielle, która jest w Anglii już od dwóch dni razem ze swoim narzeczonym Drakiem.<br />
- Już jest. - powiedziała mama wskazując na dwie postacie idące w kierunku domu z prezentami w ręku.<br />
Rzeczywiście. Chwilę potem w progu stanęli Nicholas i Martin cali obsypani śniegiem. Nick przywitał się wesoło z moją mamą i ze mną, a na widok Danielle krzyknął z radości.<br />
- Danielle! Tak się cieszę, że wreszcie mamy okazję sie spotkać!<br />
Danielle uśmiechnąła się i podała rękę Nicholasowi, jednak on zignorował jej gest i zamiast zwyczajnego podania ręki przytulił ją jakby znał ją od lat. Drake został przywitany w podobny sposób, jednak Martin nie poszedł w ślady ojca i jego przywitanie ograniczyło sie do zwykłego <i>hej </i>oraz podania ręki.<br />
- Ojciec jest za bardzo czułostkowy. - powiedział do mnie Martin siadając do w połowie zastawionego stołu.<br />
- Chciał zrobić dobre wrażenie na Danielle i Draku i być miły.- wzruszyłam ramionami.<br />
- Ale tych czułości mógł sobie oszczędzić. Czasami jest mi za niego wstyd. - westchnął.<br />
W tym momencie dzwonek do drzwi ponownie zadzwonił, dlatego wstałam pospiesznie od stołu spodziewając się swojego gościa. Danielle przyczaiła się przy schodach spoglądając z ciekawością na drzwi a ja zaczęłam odczuwać coraz większe nerwy. Miałam nadzieję, że mój chłopak zostanie zaakceptowany przez moją siostrę, ponieważ zawsze liczyłam się z jej zdaniem. Jako moja starsza siostra dawała mi często mądre rady i najlepiej doradzała w doborze chłopaków.<br />
- Hej Lou. - przywitałam się, otwierając drzwi, by potem szybko zamknąć je przed szalejącą na zewnątrz śnieżycą.<br />
- Hej skarbie. - powiedział całując mnie krótko w usta.<br />
- Louis, to jest moja siostra Danielle i jej narzeczony Drake. - wskazałam ręką, gdy moja siostra wyszła na przywitanie razem z Drakiem u boku.<br />
- Miło mi cię poznać. Nareszcie mogę zobaczyć kto zawładnął sercem mojej młodszej siostry. - uśmiechnęła się podając rękę Louisowi.<br />
Lou odwzajemnił gest, a na jego ustach również zagościł delikatny uśmiech, choć po jego mimice twarzy widziałam, że jest zdenerwowany.<br />
- Nie denerwuj się tak, Danielle chyba cie polubiła. - szepnęłam mu na ucho, gdy całą czwórką szliśmy do stołu.<br />
- Mam nadzieję. - odszepnął. - Nie chciałbym mieć przerąbane u twojej siostry.<br />
Przywitanie z mamą, Nickiem i Martinem przyszło Louisowi naturalnie i nawet nieco się rozluźnił przeprowadzając z nimi krótką konwersację. Spiął się dopiero wtedy, gdy wszystkie potrawy na stole zostały ułożone, wszyscy wstali ze swoich miejsc i zgodnie z tradycją panującą w naszej rodzinie mama zaczęła wygłaszać krótkie życzenia bożonarodzeniowe oraz zatraciła się w dawnych wspomnieniach i ze łzami w oczach ucałowała wszystkich po kolei. Następnie każde z nas wzięło kawałek opłatka z talerzyka na środku stołu i przyszedł czas na wzajemne składanie sobie życzeń.</div>
<div dir="ltr">
Odkąd pamiętam zawsze sprawiało mi to najwięcej problemu i było moim zdaniem najgorszą częścią bożonarodzeniowej scenki, ponieważ nigdy nie wiedziałam co powinnam życzyć drugiej osobie, dlatego zazwyczaj odpowiadałam <i>wzajemnie </i>lub też starałam sklecić kilka zdań ze standardowymi życzeniami.</div>
<div dir="ltr">
W pierwszej chwili odwróciłam się w kierunku stojącego obok mnie Louisa, żeby to jemu jako pierwszemu złożyć życzenia, jednak niestety, moja siostra była ode mnie szybsza i już stała naprzeciwko mojego chłopaka z wyciągniętym w jego kierunku opłatkiem wygłaszając w najlepsze swoje życzenia.</div>
<div dir="ltr">
Mimo to nie stałam długo sama, bo gdy tylko Nick wychwycił mnie wzrokiem natychmiast znalazł się u mojego boku z wielkim uśmiechem.</div>
<div dir="ltr">
- Moja droga Lucy, chciałbym życzyć ci w te święta więcej czasu spędzonego z rodziną, spełnienia twoich marzeń o przyszłości, no i co najważniejsze żebyście ty i Louis nigdy więcej się nie kłócili. Tak ładnie do siebie pasujecie, nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że możemy tak wspaniale spędzić te święta!</div>
<div dir="ltr">
Nick był naprawdę szczęśliwy. Aż miło było mi obserwować jego wielką radość i z tym samym uśmiechem złożyłam również jemu życzenia, a nawet z własnej woli się do niego przytuliłam. Następną osobą, która do mnie podeszła była mama, później podeszłam do Drake'a, następnie do Danielle, Martina, a dopiero na samym końcu udało złapać mi się Louisa.</div>
<div dir="ltr">
- Byłeś nieuchwytny, moja rodzina cię uwielbia. - zaśmiałam się stojąc blisko niego.</div>
<div dir="ltr">
- Tak, rzeczywiście, cały czas ktoś do mnie podchodził, nie mogłem nawet zrobić kroku, by zbliżyć się do ciebie.</div>
<div dir="ltr">
- W każdym razie, nie muszę życzyć ci dziewczyny, bo masz już mnie, masz też wspaniałych przyjaciół, karierę i mamy wspólne plany na sylwestra, gdzie będziemy obchodzili rocznicę naszego nietypowego poznania, więc...<br />
- Możesz życzyć mi więcej seksu. - powiedział śmiejąc się. - Ale wtedy będziesz musiała się sama do tego przyczynić.<br />
- Sądzę, że i tak w naszym związku jest go wystarczająco dużo. - uśmiechnęłam się. - Ale z racji, że dziś są również twoje urodziny przygotowałam dla ciebie specjalną niespodziankę, z której na pewno będziesz zadowolony.<br />
- Co to jest? - zapytał<br />
- Zobaczysz. - uśmiechnęłam się zadziornie, przygryzając dolną wargę pomalowaną moją ulubioną burgundową szminką.<br />
- Nie mogę się doczekać. A wiesz czego tobie chciałem życzyć?<br />
- Czego? - spytałam z zaciekawieniem.<br />
- Żebyś już zawsze była taka uśmiechnięta jak jesteś ostatnio, bo nie lubię kiedy jesteś pochmurna i niezadowolona z siebie. I żebyś przeprowadziła się do mnie, bo to już najwyższa pora. - dodał.<br />
- Pomyślimy o tym, Lou. - skwitowałam całując go czule w usta.<br />
W końcu wszyscy zasiedliśmy do stołu i przystąpiliśmy do konsumowania potraw ciężko i wytrwale przyrządzanych przez ostatnie dni. Wszyscy zajadali się ze smakiem i nie szczędzili pochwał mojej mamie, gdy pozwoliłam sobie zauważyć, że jedną z nich zrobiłam ja. Wtedy pochwały posypały się również mi, a ja dokończyłam swój posiłek z nieukrywaną satysfakcją.<br />
W pewnym momencie wigilijnego posiłku, Louis wstał ze swojego krzesła i uklęknął przy moim, zwracając na siebie wzrok wszystkich domowników.<br />
- Co ty wyprawiasz? - szepnęłam do niego, lecz on nie odpowiedział mi, a wyciągnął jedynie z kieszeni swojej marynarki małe, czerwone pudełeczko w kształcie serduszka.<br />
Na ten widok serce zabiło mi dwa razy mocniej. Miałam pewne przypuszczenia co może znajdować się w środku, jednak sama do końca w to nie wierzyłam. Ja i Louis byliśmy parą dopiero od niecałego roku, nie mieszkaliśmy razem ani też nie rozmawialiśmy nigdy poważnie o naszej wspólnej przyszłości, więc czy to możliwe, żeby Lou chciał mi się oświadczyć?<br />
Cóż, wszystko na to wyglądało, gdy nadal klęcząc przede mną z niezwykle poważną miną otworzył wieczko pudełka ukazując oczom wszystkich zebranych złoty pierścionek wysadzany lśniącymi brylantami. Mama wydała z siebie okrzyk zachwytu na co Nicholas złapał ją za rękę, Danielle wstrzymała na chwilę oddech, a Martin wpatrywał się w poczynania Louisa z wybałuszonymi oczami.<br />
- Lucy. Przez ten rok wiele się wydarzyło. W naszym związku było wiele wzlotów i upadków, ale ja zawsze tak samo mocno cię kochałem i będę kochać. Nosiłem się z zamiarem oświadczyn już kilka tygodni, aż wreszcie zebrałem się w sobie i uznałem ten dzień za najlepszy. - Louis przerwał na chwilę, by nabrać powietrza do płuc. - Jesteś najlepszym co mi się przydarzyło i chciałbym się przy tobie zestarzeć, dlatego czy...Czy zostaniesz moją żoną?<br />
- Louis, ja...nawet nie wiem co powiedzieć. - szepnęłam ze łzami w oczach.<br />
- Najlepiej <i>tak. -</i> zasugerował Drake wychylając się przez ramię Danielle.<br />
Przez chwilę milczałam próbując uświadomić sobie co właśnie się przede mną dzieje. Nie byłam przygotowana na te oświadczyny, ale tak, chciałam wyjść za Louisa, dlatego postanowiłam nie trzymać go dłużej w niepewności, tym bardziej, że był naprawdę tym wszystkim zdenerwowany, a po jego czole popłynęły maleńkie kropelki potu.<br />
- Zostanę twoją żoną, Louis. - odparłam wreszcie, a on z wielkim uśmiechem na twarzy założył mi na palec pierścionek i natychmiast pochwycił mnie w swoje ramiona przysysając się do moich ust.<br />
Wszyscy wstali i zaczęli bić nam brawo. Kiedy oderwałam się od ust mojego narzeczonego widziałam łzy w oczach mamy i to jej brawa były najgłośniejsze. Potem podeszła do nas i nadal płacząc wydusiła z siebie najszczersze życzenia i ucałowała nas oboje.<br />
W jej ślady poszedł także Nicholas i Danielle, aż wkrótce przed nami ustawiła się cała kolejka, a ja czułam się jakbym nie zaręczyła się, a właśnie wychodziła za mąż. Życzenia były niezwykle wzruszające, wszyscy życzyli nam szczęścia i gratulowali Louisowi oraz składali swój podziw, za to, że tak dzielnie się trzymał. Wreszcie Louis sam nie wytrzymał i zaczął płakać ze wzruszenia na moim ramieniu. Był to drugi raz, kiedy widziałam go płaczącego, jednak te łzy były mile widziane.<br />
- Teraz możesz pożegnać się z wolnością. - powiedział do Louisa Drake, kiedy atmosfera już zelżała, a łzy zostały zażegnane.<br />
- Pożegnałem się z nią już dawno temu. - odparł mu ze śmiechem.<br />
- Wcale cię nie ograniczam. - zaprotestowałam od razu.<br />
- Oczywiście, kochanie, tak tyko powiedziałem. - usprawiedliwił się Louis.<br />
- Myślę, że to już pora na otworzenie prezentów! - ogłosiła mama, wstając od stołu i podchodząc do choinki.<br />
Zgodnie z naszą rodzinną tradycją wybrana przez członków rodziny osoba rozdawała wszystkie prezenty ułożone pod choinką, a rozpakowywało się je właśnie przy stole. Pierwszą paczką, która zawinięta były w czerwony papier z reniferami powędrowała do Danielle. Następna należała do Martina, a małe pudełeczko z logiem Tiffaniego należało do mnie.<br />
Kiedy otwierałam pudełeczko na chwilę zamarłam z wrażenia. W środku znajdowała się kolia z najprawdziwszych, świecących diamentów, a obok niej koperta z tygodniowym pobytem w spa dla dwojga.<br />
- Louis, nie możesz robić mi takich drogich prezentów. - szepnęłam, gdy wszystkie prezenty zostały rozdane i wszyscy odpakowywali swoje paczki z zaciekawieniem. - Ile to wszystko kosztowało?<br />
- Nieważne. - odparł i machnął ręką. - Podoba ci się?<br />
- Bardzo, ale...<br />
- Nie ma żadnego ale. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu i zasługujesz na wszystkie diamenty tego świata, nie tylko te na tej kolii. A teraz powiedz mi, lubisz baseny termalne czy może wolisz posiedzieć w saunie?<br />
- Wszystko jedno, byle być tam z tobą. - uśmiechnęłam się i schyliłam się, żeby pocałować Louisa w usta. To naprawdę niezwykłe, że w zaledwie jeden rok moje życie zmieniło się nie do poznania. Mam najwspanialszego narzeczonego na świecie i dzięki niemu jestem lepszą osobą, bez bulimii ani niepewności siebie. Dzięki niemu zaczęłam postrzegać siebie jako kogoś wartościowego i na nowo uwierzyłam w ludzi, a wszystkie prezenty jakimi mnie obdarowuje to jedynie dodatek.<br />
- Jesteś najlepszy. - szepnęłam chowając głowę w jego szyję, składając na niej delikatne pocałunki.<br />
- Bo mam najlepszą narzeczoną.<br />
<b>*Louis*</b><br />
<b> </b>Ceremonia wigilijna skończyła się kilka minut po godzinie 21. U pani Swan postanowił zostać Nicholas razem z Martinem, dlatego ja i Lucy wróciliśmy do mojego domu, co nie spotkało się z żadnym sprzeciwem ze strony jej mamy.<br />
- Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, skarbie. - szepnęła mi na ucho, gdy rozebraliśmy się w holu i znaleźliśmy się w sypialni.<br />
- Jaki? - spytałem siadając na łóżku i przypatrując się poczynaniom mojej narzeczonej.<br />
Lucy zaczęła powoli zdejmować z siebie sukienkę, a po chwili moim oczom ukazała się skąpa, czerwona bielizna w którą była ubrana.<br />
- Wyglądasz bardzo seksownie. - mruknąłem czując jak w moich spodniach robi się coraz mniej miejsca. - Chodź tu. - poklepałem się po kolanach, a kiedy tylko usiadła na wyznaczonym przeze mnie miejscu przerzuciłem ją na łóżko tak, żeby leżała pode mną.<br />
- Mam na ciebie ochotę. - powiedziałem składając pojedyńcze pocałunki na jej piersiach.<br />
- To bardzo dobrze. - uśmiechnęła się i pogłaskała po policzku. - Kupiłam tą bieliznę specjalnie dla ciebie. Kate pomagała mi w wyborze.<br />
- Nie musiała. Wziąłbym cie nawet w starych, wyciągniętych majtkach, ale lubię kiedy się dla mnie tak starasz. A teraz przejdźmy do rzeczy, bo dłużej nie wytrzymam. - oświadczyłem zgodnie z prawdą zaczynając zdejmować w pośpiechu swoje spodnie i resztę ubrań, które w tym momencie nie były mi potrzebne.<br />
***<br />
Po upojnej nocy oboje byliśmy bardzo zmęczeni, ponieważ nasz seks trwał dłużej niż zazwyczaj, jednak nie mogliśmy spać dłużej, ponieważ dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Lucy szykowała się na tą okazję w łazience, a ja chodziłem w tą i z powrotem nakrywając do stołu i wykonując milion innych czynności na raz, które zawsze robiła Maddie, jednak nadal przebywa ona w swoim rodzinnym mieście, dlatego wszystko zmuszony byłem zrobić sam.<br />
- Lucy, możesz mi trochę pomóc?! - krzyknąłem, gdy porcelanowy talerz do zupy wyleciał mi z ręki rozlatując się na małe kawałeczki, a ja zacząłem czarno widzieć zbliżające się spotkanie.<br />
- Za chwilę, muszę tylko przykleić rzęsy! - odkrzyknęła mi z łazienki. - I zostaw to bo się jeszcze pokaleczysz. - powiedziała wychylając się zza drzwi i widząc jak stoję bezradnie nad rozbitym talerzem.<br />
- Za godzinę przyjadą mama i Lottie, a stół nawet nie jest nakryty. - panikowałem dalej. -Zupa nadal się gotuje, a to mięso wygląda jakby ktoś je zwymiotował.<br />
- Zostaw wszystko, ja się tym zajmę, już ci to mówiłam.<br />
- Chyba tak zrobię. - westchnąłem i rozłożyłem się na kanapie wgapiając się w sufit.<br />
Pierwszy raz od ponad dwóch lat miałem zobaczyć swoja siostrę. Byłem naprawdę szczęśliwy, że zgodziła się do mnie przyjechać, ale jednocześnie denerwowałem się, że powiem coś niewłaściwego i Lottie znów nie będzie chciała mnie widzieć. Jednocześnie był to też moment, gdzie moja mama miała poznać moją narzeczoną, czego również się obawiałem, bo co prawda mama zawsze była osobą sympatyczną i lubiła poznawać nowe osoby, ale mimo to tkwiła we mnie myśl, że coś pójdzie nie tak i nie dawało mi to spokoju.<br />
Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia na kanapie podczas gdy Lucy krzątała się po kuchni i zastawiała cały stół po domu rozległ się dzwonek, na co poderwałem się jak oparzony i pobiegłem otworzyć drzwi poprawiając po drodze swoją grzywkę.<br />
W pierwszym momencie nie poznałem dziewczyny stojącej obok uśmiechniętej jak zwykle mamy. Miała długie, platynowe blond włosy, dobrany makijaż i była ubrana w rozkloszowaną sukienkę podkreślającą jej wąską talię. Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo się zmieniła.<br />
- Cześć mamo. witaj Lottie. - przywitałem się biorąc od nich walizki.<br />
Od razu przytuliłem mamę, a gdy stanąłem przed Lottie na początku nie wiedziałem co zrobić. Czy przytulić siostrę, z którą nie widziałem się tyle czasu po strasznych wydarzeniach, czy nie uzna to za niestosowne i nie odepchnie mnie z rezerwą i obrzydzeniem? Na całe szczęście Lottie pierwsza wykonała ten gest delikatnie przytulając się do mnie i szybko odsunęła się na bezpieczną odległość.<br />
- Chciałem przedstawić wam moją narzeczoną Lucy. - powiedziałem gdy mama i Lottie weszły do salonu.<br />
- Bardzo mi miło. - uśmiechnęła się Lucy wyciągając rękę do mamy, a następnie witając się z moją siostrą.<br />
- Mi też bardzo miło poznać ukochaną mojego syna. Louis tyle opowiadał o tobie przez telefon, zanim zaczęliście się ze sobą oficjalnie spotykać, ale nigdy nie miałam okazji cię zobaczyć. Jedynie na okładkach czasopism, ale to nie to samo.<br />
- Nawet nie myślałam, że mój brat znajdzie sobie kiedyś dziewczynę i się jej oświadczy. - dodała Lottie uśmiechając się do Lucy. - Kiedy planujecie ślub?<br />
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, Louis oświadczył mi się dopiero wczoraj. - odparła jej. - Ale myślę, że niedługo, prawda Lou?<br />
- Tak. - pokiwałem głową. - Nie chcemy długo czekać, ale na razie może usiądźmy wszyscy do stołu. - wskazałem na zastawione cztery miejsca.<br />
Lucy poszła do kuchni, żeby przynieść wcześniej przygotowane potrawy, jednak gestem kazałem jej usiąść i sam udałem się po jedzenie.<br />
- Mieszkacie razem? - zapytała mama znad talerza, w którym prezentował się krem ze szparagów przyrządzony przeze mnie podobnie jak większość rzeczy na stole, ze względu na brak talentu kulinarnego ze strony Lucy. Będę musiał się przyzwyczaić, że po ślubie tylko ja będę stał w kuchni i przyrządzał dzieciom obiadki.<br />
- Poniekąd. - odpowiedziałem zachwycając się wybornym smakiem swojej zupy. - Lucy często u mnie śpi, ma tutaj połowę swoich rzeczy, ale oficjalnie nadal mieszka z mamą.<br />
- Nie myśleliście nad tym, żeby zamieszkać razem? - tym razem spytała Lottie.<br />
- Myśleliśmy i sądzę, że to stanie się za niedługo, jeszcze przed naszym ślubem. - odpowiedziała na pytanie mojej siostry narzeczona, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Rzeczywiście rozmawialiśmy o tym, ale Lucy nigdy nie dawała mi zbytnio nadziei na zamieszkanie razem i zawsze odnosiłem wrażenie, że nie chce jeszcze robić tego kroku, więc to co przed chwilą powiedziała dało nowe perspektywy na nasze wspólne życie.<br />
W czasie obiadu padała jeszcze mnóstwo pytań na temat naszego związku, najwięcej ze strony mamy. Chciała wiedzieć wszystko, ale nie dziwiłem jej się, dlatego nie miałem jej tego za złe. Obawiałem się jedynie tego, by Lucy nie zaczęła się przez to krępować i pomyśleć o mamie, że jest za bardzo wścibska, ale na jej twarzy przez cały czas gościł uśmiech, więc szybko uspokoiłem moje złe myśli.<br />
- Louis, czy możemy porozmawiać? - odezwała się po jakimś czasie Lottie, która już od kilku minut intensywnie się we mnie wpatrywała jakby chciała mi coś powiedzieć, ale się bała. - Przepraszam Lucy, mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe? - zwróciła się do zagadanej z mamą Lucy, ale ona pokiwała głową i uśmiechnęła się w stronę mojej siostry.<br />
- Nie ma sprawy Lottie, rozumiem, pogadamy później.<br />
- Chodź, pójdziemy na górę. - powiedziałem do siostry i zaprowadziłem ją salonu dla gości ze stołem bilardowym, gdzie uwielbiałem grać z Liamem i Justinem. Na początku mojej kariery, gdy zacząłem zarabiać spore pieniądze i nareszcie stać mnie było na kupno tej rezydencji miałem dwa stoły bilardowe. Drugi z nich znajdował się w podziemnej części domu, gdzie czasami robiłem mniejsze imprezy, ale szybko musiałem go wyrzucić, ponieważ pewnej nocy mocno zakrapianej alkoholem Justin i Liam ubzdurali sobie, że na górze grasują zombie i gdy usłyszeli szelest gałęzi za oknem Liam rzucił stołem, by ich odstraszyć i razem z Justinem spanikowani ukryli się pod stolikiem do kawy.<br />
Lottie powoli usiadła na kanapie, a ja zrobiłem to samo zajmując miejsce obok niej. Byłem bardzo zestresowany tą rozmową. Bałem się jej, nie wiedziałem co powinienem mówić i jak reagować lub czy przypadkiem nie urażę czymś Lottie. Nie widziałem jej od dwóch lat i nie wiedziałem jaka jest moja siostra, nawet nie pamiętałem jej wcześniejszych zachowań, kiedy nasze relacje można było określić jako dobre.<br />
- Bardzo wyprzystojniałeś przez te dwa lata. - powiedziała spoglądając na mnie.<br />
- Dziękuję, ty też wyładniałaś, chociaż zawsze byłaś śliczna. - odparłem uśmiechając się nieśmiało do siostry.<br />
Lottie pokiwała głową i przez chwilę między nami zapadło milczenie. Mogłem usłyszeć wesołą rozmowę mojej mamy z Lucy i głośny śmiech mojej narzeczonej. Podejrzewałem, że mama zaczęła opowiadać historię z mojego wczesnego dzieciństwa. Najśmieszniejsze i jednocześnie najbardziej żenujące były te, gdy ze stresu potrafiłem zrobić kupę w majtki w miejscu publicznym, a potem na głos oznajmić to mamię. Kiedy mi o tym opowiadała bardzo się z tego śmiałem, ale kiedy opowiadała to całej naszej rodzinie i znajomym już nie było mi tak do śmiechu.<br />
- Louis... chciałabym zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach między nami i znów sprawić, żeby było jak dawniej. Wiem, że może to głupio brzmi, bo to ja izolowałam cię ode mnie przez dwa lata i możesz kazać mi teraz wyjść, ale ja po prostu... - w oczach Lottie zebrały się łzy i jedna z nich już zaczęła płynąć po jej policzku, a ja wprost nienawidziłem kiedy kobiety płaczą. Zwłaszcza te, na których najbardziej mi zależy, dlatego nie dbając o to czy moja siostra tego chce czy nie przytuliłem ją mocno i wytarłem samotną łzę z jej policzka. Czułość z mojej strony została przez nią doceniona i oddała mój uścisk a potem wtuliła się w moją pierś.<br />
- Przepraszam cię za wszystko. - wyszeptała przez łzy.<br />
- To ja cię przepraszam. Przez mój głupi błąd zniszczyłem nasze relacje, ale najważniejsze, że teraz będzie inaczej. Odbudujemy to, zostaniesz u mnie razem z mamą tak długo jak będziecie chciały, pokażę ci całe miasto, zabiorę na swój mecz, zrobię wszystko co będziesz chciała, siostrzyczko. Tylko już nie płacz maleńka, masz za śliczną buźkę na te łzy. - powiedziałem głaszcząc siostrę po włosach.<br />
Lottie na chwilę oderwała się ode mnie, by nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Potem uśmiechnęła się szeroko ocierając łzy ze swoich policzków i pocałowała mnie w policzek z powrotem wtulając się we mnie.<br />
- Przez ten cały czas bardzo za tobą tęskniłam. Kilka razy chciałam się z tobą skontaktować, ale bałam się twojej reakcji.<br />
- Ja też za tobą tęskniłem. Często o tobie myślałem, ale nie próbowałem kontaktu, bo wiedziałem, że mnie nienawidzisz. Nawet nie wiesz jak twój jeden telefon by wszystko zmienił, ale nie przejmuj się tym, to nic nie szkodzi. Ważne, że teraz mogę cię mieć.<br />
- Dlaczego nie chciałeś mnie przytulić na powitanie? - spytała Lottie, jednak nie miała w głosie żadnego wyrzutu.<br />
- Nie wiedziałem, że chcesz, żebym cię przytulił, myślałem, że mnie odepchniesz - wyjaśniłem. - Przepraszam.<br />
- Nic się nie stało. Kocham cię Louis i pamiętaj, że zawsze będziesz moim bratem.<br />
- Ja też cię bardzo kocham Lottie. Jesteś moją malutką, młodszą siostrzyczką. - odpowiedziałem przytulając ją do siebie mocniej.<br />
- Już nie taką malutką. - zaprzeczyła. - Mam dwadzieścia lat i jestem tylko trzy lata młodsza od ciebie.<br />
- Ale dla mnie i tak będziesz na zawsze malutka. - uśmiechnąłem się. - Chcesz już zejść na dół, czy wolisz pobyć jeszcze ze mną?<br />
- Chodźmy na dół. - odpowiedziała Lottie wstając z kanapy. - Chciałabym porozmawiać jeszcze z twoją narzeczoną. Jest naprawdę miła, może wybrałybyśmy się któregoś dnia na zakupy.<br />
- Lucy na pewno będzie zachwycona tym pomysłem. - powiedziałem całując siostrę w czoło. - Może się nawet zaprzyjaźnicie.<br />
- Może. - stwierdziła schodząc po schodach na dół. - A teraz wybacz, idę do damskiego grona.<br />
- Oczywiście. - zaśmiałem się przepuszczając Lottie widząc jak posyła mi ostatni uśmiech i biegnie radośnie w kierunku mamy i Lucy, a potem wszystkie trzy prowadzą ożywioną konwersację i śmieją się popijając co chwilę herbatę, specjalnie wyselekcjonowaną w najlepszej herbaciarni przez nikogo innego jak moją narzeczoną.<br />
Ten widok był godny zapamiętania, bo nie ma nic piękniejszego niż widzieć trzy doskonale dogadujące się kobiety, które są najważniejszymi kobietami twojego życia.<br />
<b>EPILOG JUŻ KOLEJNEGO DNIA!</b></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-56206086123365657732017-04-01T21:17:00.000+02:002017-05-25T19:18:38.223+02:00Rozdział 30<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
Wakacje mijają niezwykle szybko. Dlaczego szkoła nie jest taka przyjemna? Tak czy inaczej, październik to okropny miesiąc. Jest strasznie zimno, a kiedy na moment wyjdzie słońce od razu zakrywają je deszczowe chmury. Razem z Louisem spędzamy nieco mniej czasu przez moje studia. Pierwszy rok zawsze wymaga najwięcej pracy, a przynajmniej na studiach filmowych, gdzie okazało się, że praca reżysera czy aktorki wcale nie jest taka łatwa. Mamy mnóstwo zajęć i nauki - moim zdaniem zupełnie zbędnych rzeczy, jednak wolę nie protestować.<br />
Kate jest już w piątym miesiącu ciąży i razem z Justinem spodziewają się córeczki. Justin oświadczył się jej i mieszkają razem od niecałego miesiąca, co jest bardzo trudne dla samej Kate, ponieważ dla niej oznaczało to opuszczenie brata, z którym jest bardzo zżyta. Zayn również wyprowadził się z ich starego lokum. Po wyprowadzce siostry wynajął apartament niedaleko dzielnicy, w której mieszka ona razem z Justinem. Odwiedzają się prawie codziennie, ale oboje twierdzą, że to im nie wystarcza. Kilka razy byłam w jego nowym mieszkaniu razem z Louisem oraz obecną tam Kate. Apartament jest naprawdę piękny z cudownymi widokami na miasto. Najpiękniej jest wyglądać stamtąd wieczorem. Widać całą oświetloną panoramę. Szkoda tylko, że razem z Zaynem nie wprowadziła się też Gigi. Przechodzą w związku kolejny kryzys, jednak wszyscy mamy nadzieję, że wkrótce on minie.<br />
Liam trzyma się już bardzo dobrze. Pogodził się ze śmiercią Lily i z tym, że jego szansa na związek z nią znikła. Osobiście, zachęcałam go do zapoznania nowej dziewczyny, jednak on kategorycznie odmówił.<br />
Dzisiejszego wieczoru organizowana jest impreza, a w zasadzie to mała domówka u Liama. Szykowałam się właśnie do wyjścia szukając po całym przedpokoju kluczyków do auta, które dostałam od Louisa na dziewiętnaste urodziny po tym kiedy zdałam egzamin na prawo jazdy. Prezent był bardzo kosztowny, dlatego na początku głupio było mi go przyjąć, a kiedy już to zrobiłam - jeździć po mieście samochodem wartym setki tysięcy funtów.</div>
<div dir="ltr">
- Kiedy wrócisz skarbie?! - krzyknęła mama z kuchni piekąc kolejne ciasto według przepisu Nicholasa. On też uwielbia gotować.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem, ale na pewno nie wrócę na noc, nie musisz czekać. - odparłam znajdując wreszcie kluczyki do auta.</div>
<div dir="ltr">
- Rozumiem. Baw się dobrze, tylko nie przesadzaj z alkoholem.</div>
<div dir="ltr">
- Nie będziemy dużo pić.</div>
<div dir="ltr">
Po tych słowach wyszłam z domu i wsiadłam do swojego lśniącego, czarnego Ferrari Italia. Kiedy dostałam ten samochód postawiłyśmy z mamą za domem nieduży garaż z racji bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo kto kręci się nocą po okolicy, a tak cenny podarunek jest dla złodzieja pierwszorzędnym łupem.</div>
<div dir="ltr">
15 minut później zaparkowałam pod rezydencją Kate i Justina. Kate wpuściła mnie z uśmiechem i zaprowadziła na górę.</div>
<div dir="ltr">
- Musisz doradzić mi jaką powinnam włożyć sukienkę. - powiedziała, gdy znalazłyśmy się w jej sypialni. - Zastanawiałam się pomiędzy tą wzorzysta, a czarną, ale mam wrażenie, że czarna za bardzo eksponuje mój brzuch.</div>
<div dir="ltr">
- Kate, twojej ciąży i tak prawie nie widać. - westchnęłam siadając na łóżku.</div>
<div dir="ltr">
- Ale sama musisz przyznać, że nie mam już takiego płaskiego brzucha jaki miałam przedtem. </div>
<div dir="ltr">
- To fakt, ale kobiety w piątym miesiącu ciąży kobiety zazwyczaj mają już bardziej widoczny brzuch. Ty jeszcze nie masz.</div>
<div dir="ltr">
- Dobrze powiedziane, jeszcze. Boję się, że przed porodem będę wyglądać jak wielka, tocząca się klucha.</div>
<div dir="ltr">
- Nie musisz. I tak jesteś piękna, a poza tym będziesz mamą, powinnaś się z tego cieszyć. - uśmiechnęłam się. - A teraz pokaż mi te sukienki.<br />
***<br />
Kate przez następne pół godziny przymierzyła wszystkie sukienki, które miała w swojej szafie mimo, że na początku była mowa tylko o dwóch. W tym czasie przyszedł również Louis, jednak nie rozmawialiśmy ze sobą dużo. ponieważ szybko zniknął na dole razem z Justinem.<br />
- A co myślisz o tej? Bardzo widać, że jestem w ciąży?<br />
- Nie, jest w porządku, gdzie macie toaletę? - zapytałam czując jak powoli robi mi się niedobrze. Może była to wina kaloryferów nastawionych na maksymalne ogrzewanie, a może to przez mule, które jadłam poprzedniego dnia z Louisem, chociaż sprzedawca zapewniał nas, że są stu procentowo świeże.<br />
- Korytarzem po lewej. - odpowiedziała przeglądając się w lustrze.<br />
Pospiesznie wyszłam z pokoju i popędziłam do łazienki, a kiedy z ulgą do niej dotarłam przekręciłam zamek w drzwiach i uklęknęłam nad toaletą. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Kręciło mi się w głowie, a do tego miałam uczucie, że za chwilę zwymiotuje. Nie wiedziałam czy w takim stanie nadal będę mogła iść do Liama.<br />
<b>*Louis*</b><br />
<b> </b>- Myślisz, że dziewczyny są już gotowe? - zapytałem Justina nalewając sobie do szklanki piwa.<br />
- Pójdę na górę i zapytam się ich. - odpowiedział i wstał z kanapy.<br />
Od razu kiedy tylko wszedł na górę obok mnie pojawiła się Lucy z niemrawą miną.<br />
- Lou, chyba nie pójdę dzisiaj na tą domówkę. - powiedziała wtulając się w mój tors.<br />
- Dlaczego? Co się stało skarbie? - spytałem zaniepokojony. Wcześniej na nic się nie skarżyła i bardzo chciała iść do Liama, dlatego nagła zmiana jej zachowania bardzo mnie zaskoczyła.<br />
- Sama nie wiem. Niedobrze mi i źle się czuję. To chyba przez te mule.<br />
- Przecież były świeże. Co ci w nich zaszkodziło?<br />
- Nie mam pojęcia. Nie najlepiej się czuję, po prostu odwieź mnie do domu.<br />
- Jeśli nie chcesz iść na imprezę to...<br />
- Nie! - przerwała mi zezłoszczona podnosząc się do pozycji siedzącej, jednak po chwili opadła z powrotem na moje ciało łapiąc się za brzuch.<br />
- Źle się czuję, Louis. Chyba będę wymiotować.<br />
- Dobrze, zawiozę cię do domu. - powiedziałem, a następnie wziąłem Lucy na ręce kierując się do wyjścia.<br />
Mimo, że od domu Justina do jej dzieliło nas zaledwie trzy kilometry to czas jazdy bardzo się wydłużył. Lucy zrobiła się bardzo blada i musieliśmy zatrzymać się trzy razy, żeby mogła zaczerpnąć świeżego powietrza. Cały czas utrzymywała, że to wszystko wina muli, jednak nie sądzę, aby chodziło tu o nie.<br />
Gdy wreszcie udało nam się dotrzeć na miejsce Lucy wyskoczyła z auta i wbiegła do domu, prawie potykając się o własne nogi. Chwilę później wymiotowała nad toaletą. Zaproponowałem, że zostanę z nią, ponieważ nie chciałem zostawiać jej samej w tak okropnym stanie, ale ona odmówiła mówiąc, że czuję się już odrobinę lepiej.<br />
- Jesteś tego pewna? - zapytałem gładząc ją po włosach.<br />
- Tak, jedź do Liama, nie psuj sobie zabawy. Spotkamy się jutro.<br />
- Nie muszę do niego jechać, mogę zostać z tobą.<br />
- Nie Lou, wolę być teraz sama.<br />
- W porządku. - pokiwałem głową wstając z kanapy. - Ale gdybyś znów gorzej się poczuła zadzwoń do mnie. Natychmiast przyjadę.<br />
- Jasne. - uśmiechnęła się, całując mnie w usta. - Baw się dobrze.<br />
- Kocham cię, Lucy.<br />
- Ja ciebie też, Lou.<br />
<b>*Kate*</b><br />
Na samym początku domówka u Liama była spokojna, jednak już po dwóch godzinach połowa towarzystwa była pijana. W salonie roiło się od ludzi z kubkami alkoholu, niektórzy z całymi butelkami, muzyka stała się głośniejsza, a dla kobiet w ciąży takie atrakcje nie są wskazane, dlatego udałam się na górę w poszukiwaniu pustego pokoju, gdzie jeszcze da usłyszeć się swoje myśli i będę mogła wykonać telefon z pewnością, że osoba po drugiej stronie mnie usłyszy.<br />
Chciałam jechać do domu. Nie powinnam przebywać w takim otoczeniu, a Justin pił właśnie kolejne piwo z Liamem. Jedyną osobą, która mogła zawieźć mnie w bezpieczne, ciche miejsce był Zayn, więc z telefonem w ręku szukałam ustronnego miejsca.<br />
W pewnym momencie usłyszałam głośny, damski jęk. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Kiedyś sama byłam osobą, która uprawiała seks nawet na imprezie, jednak w pewnym momencie wydoroślałam i uważam, że jest to nieodpowiednie zachowanie. Zaczęłam wycofywać się więc z pod pokoju dzikiej orgii, ale zatrzymałam się, gdy usłyszałam kolejny jęk należący do mężczyzny, którego głos bardzo przypominał mi głos Louisa. Ale czy ty możliwe, żeby chłopak Lucy ją zdradzał? Przecież tyle razy słyszałam opowieści przyjaciółki o tym jak ona i Louis idealnie do siebie pasują i jak pięknie zapewniał ją o swojej miłości. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że byłby to świetny materiał dla bujającej w obłokach pisarki piszącej same, cukierkowe opowiastki o idealnych parach.<br />
Zaciekawiona zakradłam się do sypialni i najciszej jak się dało nacisnęłam klamkę. Nie pomyliłam się. Idealny chłopak właśnie zdradzał swoją dziewczynę z brunetką tak chudą, że można byłoby policzyć wszystkie jej kości. Na początku chciałam wparować z impetem do środka i powiedzieć Louisowi co o nim myślę, jednak byłoby to zbyt proste. Kliknęłam w ikonkę z aparatem i zrobiłam kilka zdjęć uprawiającej seks parze kochanków, a następnie odeszłam zamykając z trzaskiem drzwi. Nie minęła nawet minuta, kiedy Louis wyszedł z sypialni i podszedł do mnie zdenerwowany i jednocześnie przerażony. Nie wiem tylko czy tym co właśnie zrobił czy tym, że go zdemaskowałam.<br />
- To ty weszłaś do pokoju, tak? - zapytał.<br />
- Może ja, a może nie. - wzruszyłam ramionami.<br />
- Kate, powiedz do jasnej cholery!<br />
- Po pierwsze, nie masz prawa na mnie krzyczeć, a po drugie to nie ładnie jest zdradzać swoją dziewczynę.<br />
- Ty nic nie rozumiesz. Jane mnie upiła, nie chciałem tego zrobić... - zaczął bełkotać.<br />
- Jesteś żałosny. Od samego początku mówiłam Lucy, że nie będzie z tej znajomości nic dobrego i nie myliłam się. Teraz przynajmniej odetnie się od ciebie, a ja osobiście dopilnuję, żeby taki dupek jak ty nie miał z moją przyjaciółką więcej kontaktu.<br />
- Jestem jej chłopakiem, nie zerwie ze mną kontaktu.Ona mnie kocha. - powiedział, jednak jego głos był niepewny. Chyba sam nie wierzył w to co mówi.<br />
- Już nie długo, kochany. Możesz zmienić swój status na Facebooku na wolny. - uśmiechnęłam się z ironią, a następnie uderzyłam go z całej siły w policzek.<br />
- I zapamiętaj sobie jeszcze jedno. - wysyczałam mu do ucha. - Nikt nie rani tych na których mi zależy, bo to ja zranię wtedy ich.<br />
- Lucy ci nie uwierzy! - krzyknął rozwścieczony. - Kocha mnie, nie uwierzy w ani jedno twoje słowo.<br />
- Za to te zdjęcia mówią same za siebie. - uniosłam do góry telefon wymachując Louisowi nim przed nosem.<br />
- Naprawdę zniszczysz związek swojej przyjaciółki?<br />
- To nie ja go zniszczyłam tylko ty. Ja jedynie przekazuję dowody.<br />
- Kate!<br />
Louis wiedząc, że znalazł się na przegranej pozycji krzyczał za mną kilka błagalnych tekstów, jednak do ani jednego się nie przychyliłam. To co Lucy za chwilę miała się dowiedzieć na pewno nie było niczym przyjemnym, jednak czułam się w obowiązku powiedzenia przyjaciółce prawdy o jej "idealnym" chłopaku. Od początku wiedziałam, że tak to się musi skończyć. Żyjemy na świecie, gdzie książkowe opowieści nie mają swojego przekładu na świat rzeczywisty. A historie, które trwają za długo mają swój koniec.<br />
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Dochodziła północ, gdy stwierdziłam, że najwyższa pora na sen. Mama pojechała z Nicholasem na długi weekend, dlatego dom był cały dla mnie, a dziś miałam zamiar spać w salonie. Kanapa to zdecydowanie najwygodniejsze miejsce do spania w tym domu.<br />
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, by ze swojego pokoju zabrać piżamę, jednak nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi. Kto mógł chcieć dobijać się do mnie o północy? O tej porze ludzie zazwyczaj już śpią lub też imprezują w przedmiejskich klubach wlewając w siebie litry alkoholu. Mimo to postanowiłam to sprawdzić.<br />
Nieco przestraszona nocnym gościem na palcach zakradłam się do drzwi i stanęłam na palcach, by zajrzeć przez wizjer. Obok mnie stała długa, metalowa łyżka do butów, którą w razie potrzeby mogłabym uderzyć złodzieja bądź seryjnego mordercę, któremu sprawia radość zabijanie młodych kobiet, które są same w domu. Okazało się jednak, że nie zajdzie taka potrzeba, ponieważ mój seryjny morderca to jedynie Kate. Zszokowana tak późną godziną odwiedzin wpuściłam ją do środka i przeszłyśmy do salonu.<br />
- Czy to nie zbyt późna godzina na wizytę? - spytałam siadając na kanapie.<br />
- Nie w tym wypadku. - Kate wyjęła z kieszeni swój telefon kilka razy kliknęła w ekran, a później podała mi go.<br />
Na ekranie wyświetliło się zdjęcie. Na zdjęciu widać było parę podczas stosunku. Na początku wykrzywiłam się z niesmakiem, nie wiedziałam po co Kate robiła zdjęcia jakiejś parze, kiedy uprawiali seks, ale po chwili zrozumiałam. Mężczyzna górujący nad kobietą to...Louis. Mój Louis.<br />
- Lou...- szepnęłam, a następnie wypuściłam telefon z ręki. Nie chciałam patrzeć na te obrzydliwe zdjęcia. Nie miałam pojęcie kim była kobieta pod nim, ale wiedziałam, że mój chłopak mnie zdradził. Chłopak, który był ideałem, który mówił mi codziennie jak bardzo mnie kocha, chodził ze mną za rękę, całował i kupował drogie prezenty - zdradził mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Czułam się potwornie. Czy ja już mu nie wystarczałam? Mało było mu zabawek w łóżku czy może przestałam go już podniecać?<br />
- Przykro mi Lucy. - powiedziała Kate podnosząc swój telefon. - Mówiłam ci, że to dupek. Nigdy nie powinnaś się z nim wiązać.<br />
Kate usiadła obok mnie i wyciągnęła ramię, żeby mnie przytulić, jednak odepchnęłam ją od siebie.<br />
- Tobie nawet nie jest przykro! - wykrzyknęłam. - Cieszysz się z tego, bo jak zwykle wyszło na twoje, okazało się, że Louis jest kutasem!<br />
- Jak możesz tak mówić? - Kate oburzona odsunęła się ode mnie i wstała z kanapy. - Przecież wiesz, że zawsze chciałam twojego szczęścia.<br />
- To po co robiłaś te zdjęcia?! Żeby mnie upokorzyć?! Pokazać mi, że mój chłopak jest mi nie wierny, a ja jestem nawiną idiotką?!<br />
- A może chciałaś żyć w kłamstwie co?! Być z kimś kto cię nie szanuje i zdradza!<br />
- Wyjdź stąd. - syknęłam.<br />
- Powinnaś mi dziękować za to co zrobiłam. A teraz wychodzę, nie dlatego, że mi każesz, a dlatego, że nie powinnam się denerwować w tym stanie. To szkodliwe dla mojej córeczki. - oświadczyła Kate i obróciła się na pięcie, a następnie wyszła trzaskając drzwiami.<br />
Po jej wyjściu upadłam na podłogę i zaczęłam walić w nią pięściami. Byłam wściekła na to co się teraz stało. Nie rozumiałam dlaczego Lou mi to zrobił, przecież tak bardzo go kochałam. Byłam pewna, że on czuje do mnie to samo. A Kate? Może rzeczywiście dobrze się stało, że mi to wszystko pokazała, ale zdenerwowało mnie to, że zrobiła to tak po prostu. Bez ceremonialnie wyjęła telefon i pokazała mi zdjęcia mojego chłopaka uprawiającego seks z inną jakby to było normalną rzeczą. Mam nadzieję, że przynajmniej jej dziecko doświadczy choć odrobiny uczuć i miłości ze strony matki, bo Kate nie była w tym mistrzynią.<br />
<b>*Louis*</b><br />
Byłem pijany, nie mogłem prowadzić samochodu, a w dodatku kręciło mi się w głowie i czułem jakbym przed chwila palił dobre zioło, ale musiałem dostać się jak najszybciej do Lucy. Nie odbierała ode mnie telefonów, a ja musiałem jej wszystko wyjaśnić. Nie mogłem stracić swojej ukochanej dziewczyny, na którą czekałem całe życie.<br />
- Niall! - krzyknąłem i odciągnąłem blondyna z tłumu napitych facetów, a potem wyprowadziłem przed dom. - Piłeś coś?<br />
- Jedno piwo. Jakoś nie przepadam za alkoholem.<br />
- To świetnie zawieź mnie pod jeden adres.<br />
- Ale jak to? Teraz? - spytał zdziwiony.<br />
- Tak teraz. To bardzo ważne, a ja nie mogę prowadzić.<br />
- No dobra, chodź. - westchnął i ruszyliśmy w stronę jego zaparkowanego auta.<br />
***<br />
Kilkanaście minut później stałem pod drzwiami Lucy z ręką zawisłą na dzwonkiem. Bałem się tego co ma za chwilę nadejść. Tak bardzo nie chciałem jej stracić, zależało mi na niej. Nie mogłem pozwolić jej odejść i to było teraz w moim interesie.<br />
- Lucy. - szepnąłem, gdy wreszcie udało mi się zadzwonić, a w drzwiach pojawiła się moja jeszcze dziewczyna. Miała podkrążone od płaczu oczy, nieułożone włosy i czerwone policzki. Wyglądała okropnie, a to było moją winą.<br />
- Czego chcesz?Wszystko wiem, zdradziłeś mnie, bo ci już nie wystarczałam! - krzyknęła.<br />
- Kochanie to nie tak, pozwól mi wytłumaczyć. - powiedziałem błagalnie.<br />
- Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem już twoim kochaniem i nigdy nie byłam, bo mnie nigdy nie kochałeś.<br />
- To nieprawda, kochałem cię i nadal kocham!<br />
Dwa domy obok w oknie zapaliła się lampka. Po chwili zapaliła się również w następnym domu i następnym. Ludzi obudziły nasze krzyki, dlatego nie chcąc urządzać zbyt głośnej awantury Lucy pozwoliła mi wejść do środka mimo, że najchętniej wyrzuciła by mnie za furtkę nie słuchając moich żałosnych tłumaczeń.<br />
- Pozwól mi wszystko wytłumaczyć. - zacząłem nieco spokojniej, podczas gdy ona chodziła w tą i z powrotem po salonie.<br />
- Masz pięć minut. - syknęła.<br />
- Na imprezie była też Jane, o czym nie wiedziałem.<br />
- Tak która nękała twoje poprzednie kochanki? - zapytała wlepiając we mnie wściekłe spojrzenie.<br />
- Tak. Na początku starałem się jej unikać, ale kiedy mnie zobaczyła nie odstępowała mnie na krok. Wiedziała o tym, że mam dziewczynę, ale to zdawało się jej nie przeszkadzać. Dało jej tylko motywację, żeby mnie znów zdobyć.<br />
- I udało się jej. - zaśmiała się Lucy, śmiechem pełnym rozpaczy. Było mi jej tak strasznie żal. Najchętniej cofnąłbym czas i nie poszedł na tą przeklętą domówkę. Zostałbym z nią i oglądalibyśmy razem romantyczne filmy albo serial o Kardashiankach, który najbardziej lubi. Ale poszedłem, a czsu cofnąć nie można.<br />
- Opierałem się jej i zachowywałem między nami dystans, a kiedy ona robiła się coraz bardziej nachalna poprosiłem ją, żeby odwiozła mnie do domu, bo jako jedna z nielicznych osób była trzeźwa. Powiedziała mi wtedy, że odwiezie mnie jeśli wypiję chociaż jednego drinka i uległem jej, a później piliśmy już razem. Wiem, że powinienem odmówić tego na samym początku, ale chciałem po prostu znaleźć się już w domu i...<br />
- Twoje pięć minut minęło. - przerwała mi Lucy. - Teraz zabieraj stąd swoje pijane dupsko i wyjdź stąd.<br />
- A co z nami? - zapytałem z nadzieją.<br />
- Nie ma już nas. Ty przekreśliłeś cały ten związek.<br />
- Lucy, kochanie...<br />
- Wynoś się. - powiedziała i zanim zdążyłem zrobić chociaż jeden krok ona zniknęła na górze. Nie było sensu iść za nią i próbować ją błagać, żeby nas nie przekreślała, bo dzisiejszej nocy wiedziałem, że nic już nie wskóram. Zwłaszcza gdy nadal byłem pijany i połowa rzeczy do mnie nie dochodziła, dlatego z głową spuszczoną w dół ze wstydu i ze łzami w oczach opuściłem dom mojej byłej już dziewczyny z zamiarem dostania się do swojego domu i wypicia całej butelki whiskey, tym razem, żeby zapomnieć o swojej największej życiowej porażce i o tym jakim jestem dupkiem.<br />
<b>Następny rozdział: 25 maja</b><br />
<br />
</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-78912865161816493252017-04-01T20:08:00.002+02:002017-05-13T12:34:49.548+02:00Rozdział 29<div dir="ltr">
<b>*Louis*</b><br />
Kiedy następnego dnia przetarłem zaspane oczy próbując objąć ramieniem śpiącą obok mnie Lucy zorientowałem się, że miejsce obok jest puste, a jej piżama leży zwinięta w kostkę na krześle obok łóżka. Przestraszyłem się. Pomyślałem, że może wyszła i wróciła do domu zostawiając mnie samego, chociaż to nie miało zupełnie sensu. Jej piżama została, a oprócz tego nie miała czym wrócić do domu ani nawet nie miał kto jej podwieźć.<br />
Wygrzebałem się pospiesznie z kołdry i zszedłem na dół, by zobaczyć widok, który był wart całych skarbów świata. Moja Lucy stała przy kuchni przygotowując śniadanie w czerwonym stroju z sex shopu i kremowych szpilkach, które miała na sobie wczoraj. Otworzyłem szeroko buzię zastygając w miejscu jak kamień. Gdy Lucy odwróciła się, zaśmiała się na mój widok.<br />
- Zrobiłam nam śniadanie, usiądziesz czy wolisz stać tak nadal z otwartą buzią? - zapytała uroczym głosem stawiając na blacie dwa talerze z kanapkami.<br />
- Bardziej niż śniadanie chcę ciebie. - powiedziałem, w sekundę znajdując się obok niej i zasysając skórę na jej szyi.<br />
- Mnie też dostaniesz, ale po śniadaniu. - Lucy odsunęła się i podsunęła mi pod nos talerz z jedzeniem.<br />
- Żartujesz? Teraz kiedy George jest pobudzony? Chodźmy na górę, nie jestem głodny.<br />
Lucy już otwierała buzię, żeby zaprotestować i zmusić mnie do zjedzenia kanapek, jednak nie zdążyła ponieważ jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramię dając delikatnego klapsa w pupę.<br />
- Louis! - krzyknęła, na co zaśmiałem się i wszedłem razem z nią na plecach po schodach.<br />
Kiedy przekroczyłem próg sypialni zamknąłem za nami drzwi i rzuciłem Lucy na łóżko.<br />
- Nie ruszaj się. - poleciłem jej, a sam podszedłem do okien by zasłonić w nich zasłony. Wolałem, żeby moi sąsiedzi nie byli świadkami stosunku, który za chwilę się tu odbędzie. Zwłaszcza pani Wesley - emerytowana aktorka, która od czasu przejścia na emeryturę przez cały czas patrzy w okno śledząc życie swoich sąsiadów.<br />
Kiedy zasłony były już zasłonięte, podszedłem do szuflady, gdzie znajdowała się paczka i wyjąłem z niej zabawki rzucając je obok Lucy na łóżko. Następnie klęknąłem przy niej i pociągnąłem za sznureczki jej stroju zostawiając ją w samych szpilkach.<br />
- To będzie ostry seks, skarbie, więc trzymaj się. - powiedziałem, a ona pokiwała głową. - Daj mi swoje ręce.<br />
Lucy podała mi swoje dłonie, na które założyłem czerwone kajdanki i przypiąłem je do ramy łóżka. Słyszałem jej ciężki oddech. Była już podniecona, podobnie jak ja. Przejechałem palcem po jej kroczu i zadowolony stwierdziłem, że robi się coraz bardziej mokra.<br />
- Louis. - szepnęła, a ja uśmiechnąłem się.<br />
- Słucham kotku?<br />
- Dotknij mnie. Proszę.<br />
Zamiast spełnić jej prośbę wziąłem do ręki maskę na oczy i zawiązałem ją z tyłu jej głowy. Nie chciałem, żeby widziała co jej robię. Nie dlatego, że się tego wstydzę, nic z tych rzeczy. Po prostu chciałem wprowadzić między nami dreszczyk emocji, więcej pożądania i pragnienia.<br />
Zdjąłem swoje bokserki, ponieważ namiot jaki w nich powstał zaczął być dla mnie coraz bardziej uciążliwy i niekomfortowy, ale nie zamierzałem jeszcze przystępować do konkretów. Chciałem się pobawić Lucy, to mnie cholernie kręciło, dlatego poleciłem otworzyć jej usta, żeby następnie znalazł się w nich knebel. Odsunąłem się od niej i spojrzałem na jej ciało. Była przywiązana do łóżka i taka bezbronna, mogłem zrobić jej wszystko.<br />
Włożyłem do jej kobiecości jeden palec i zacząłem wykonywać nim powolne ruchy. Lucy kręciła głową i wiła się na łóżku, a jej jęki były tłumione przez knebel w ustach co ją drażniło, a mnie podniecało.<br />
- Dobrze się teraz czujesz? - zapytałem dokładając drugi palec. Lucy odchyliła głowę do tyłu, a potem pokiwała nią potwierdzająco. Jej wilgoć spływała po jej udach, dlatego wyjąłem z niej oba palce w obawie, żeby jej orgazm nie nastąpił zbyt szybko.Sam zrobiłem się niezwykle twardy, dlatego nie chcąc czekać dłużej, rozłożyłem jej nogi i wbiłem się w nią całą swoją długością.<br />
Nie potrzebowaliśmy prezerwatyw. Lucy od pewnego czasu brała tabletki antykoncepcyjne, które według zdania wielu są znacznie lepszą metodą niż gumki. Byłem z tego zadowolony, ponieważ przez to seks był o wiele lepszy i przyjemniejszy dla nas dwojga.<br />
Moje ruchy były szybkie i agresywne. Nigdy nie lubiliśmy waniliowego seksu, oboje zgodnie stwierdziliśmy, że to dla niedoświadczonych nastolatków. Lucy kręciła się na wszystkie strony, a ja jęczałem z głową odchyloną do tyłu i poruszałem się w jej wnętrzu. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale gdy skończyliśmy oboje byliśmy cholernie zmęczeni. Zabawki leżały na podłodze razem z ubraniami, a my dyszeliśmy jakbyśmy oboje pokonali przed chwilą dwudziesto - kilometrowy maraton.<br />
- Musimy częściej tego używać. - stwierdziłem przytulając Lucy do swojego boku. Położyła głowę na moim spoconym torsie i pokiwała głową.<br />
- Zgadzam się, było nieziemsko.<br />
Leżeliśmy w tej pozycji przez chwilę dopóki z dołu nie dobiegł damski głos.<br />
- Panie Tomlinson!?-<br />
- Kto to jest? - zapytała Lucy schodząc z mojego ciała i wchodząc do garderoby, by pospiesznie założyć na siebie codzienne ubrania.<br />
- To Maddie. odpowiedziałem wciągając na siebie bokserki i spodnie.<br />
- Maddie?<br />
- Moja sprzątaczka. - wytłumaczyłem szybko, a następnie krzyknąłem - Jestem na górze Maddie, zaraz do ciebie zejdę!<br />
- Nie mówiłeś mi, że masz sprzątaczkę, nigdy jej tu nie wiedziałam. - Lucy podeszła do mnie i zaczęła przypatrywać mi się podejrzliwe.<br />
- Kochanie nie musisz być zazdrosna, nie widziałaś jej bo po śmierci Lily, kiedy u mnie nocowałaś kazałem jej nie przychodzić. Myślałem, że będzie dla ciebie lepiej, jeżeli nikt dla ciebie obcy nie będzie kręcić się po domu.<br />
- Wie, że masz dziewczynę?<br />
- Oczywiście. Podobnie jak połowa Wielkiej Brytanii.<br />
Lucy westchnęła.<br />
- Przepraszam, po prostu jestem o ciebie czasami zazdrosna.<br />
Uśmiechnąłem się. Poczułem się lepiej po tych słowach, bo to oznaczało, że nie jestem jedynym zazdrośnikiem w tym związku. W poradnikach dla par pisało, że jeśli partnerzy są o siebie zazdrośni to dobry znak. Oznacza to, że wzajemnie się kochają, ale oczywiście ta zazdrość musi mieć swoje granice. Pewnie zdziwiliście się, że taka osoba jak ja czyta poradniki dla par? Cóż dla mnie to również zaskakujące, ale chciałbym być idealnym chłopakiem dla Lucy, dlatego czytam te wszystkie książki, które trzymam schowane w garderobie pod moją bielizną, chociaż teraz sądzę, że powinienem znaleźć na nie lepszą kryjówkę, ponieważ Lucy za często tam przebywa.<br />
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Nie wiedziałam kim jest Maddie, dlatego z ciekawością zeszłam na dół trzymając Louisa za rękę. Chciałam tym gestem dać jej znać, że Lou ma już dziewczynę, mimo, że wiedziałam, że to tylko jego sprzątaczka. Ufałam swojemu chłopakowi i wiedziałam, że z całą pewnością nigdy nie zacząłby się przystawiać do Maddie, ale mimo to wolałam dać jej znak, że jej pracodawca jest zajęty.<br />
Maddie okazała się być miłą, uśmiechniętą dziewczyną w wieku Louisa, może niewiele starsza. Na nasz widok rozpromieniła się i zaczęła mówić jak wiele o mnie słyszała. Przyznam, że zdziwiło mnie to. Spodziewałam się młodziutkiej dziewczyny z odsłoniętym dekoltem i pupą oraz mocnym makijażem, a tym czasem Maddie miała na sobie długą, tiulową spódnicę i bluzkę z krótkim rękawem zasłaniającą dobrze jej piersi i brzuch, a makijaż był praktycznie niewidoczny.<br />
- Dzięki pani, pan Tomlinson chodzi cały czas uśmiechnięty. - powiedziała, kiedy Louis wyszedł do łazienki i znalazłyśmy się w kuchni same.<br />
- Miło mi to słyszeć. - uśmiechnęłam się nalewając sobie do szklanki soku.</div>
<div dir="ltr">
- Jest pani taka ładna i miła, idealnie nadaje się pani na partnerkę pana Tomlisona. Poprzednia była...uhh szkoda gadać. - westchnęła Maddie, a ja odsunęłam od siebie szklankę z sokiem. Louis miał dziewczynę? Przecież mówił mi, że przede mną nikogo nie miał, a z dziewczynami, z którymi się spotykał łączył go tylko seks, więc jak to możliwe, że miałam swoją poprzedniczkę?</div>
<div dir="ltr">
- O kim mówisz Maddie? - zapytałam uważnie się jej przyglądając.</div>
<div dir="ltr">
- o Jane McCartney. Zanim pan Tomlinson zaczął się z panią spotykać przychodziła do niego ta dziewczyna. Spędzała u niego każdą możliwą noc i była bardzo nie miła.</div>
<div dir="ltr">
- Dlaczego ze sobą zerwali?</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem. Pan Tomlinson nie zwierzał mi się nigdy z takich spraw. Z dnia na dzień przestała do niego przychodzić, ale widziałam jak po ich rozstaniu stała pod domem i patrzyła w okna obserwując go. Powiedziałam o tym panu Tomlinsonowi, ale on się tym nie przejął i nakazał mi, żebym ją zignorowała, ale potem...- Maddie urwała, ponieważ w tym momencie Louis wyszedł z łazienki i stanął przy mnie.</div>
<div dir="ltr">
- Maddie widzę, że dogadujesz się z moją dziewczyną? - zapytał patrząc na nas obie z uśmiechem.</div>
<div dir="ltr">
- Tak. - Maddie pokiwała głową. - Pani Swan jest bardzo miła, ma pan wielkie szczęście.<br />
- Wiem. - Louis wyszczerzył się i pocałował mnie krótko w usta.<br />
Nie oddałam tego pocałunku, a jedynie spojrzałam na niego chłodno. Miałam mu za złe to, że nie powiedział mi nigdy o tym, że miał dziewczynę. Gdyby nie Maddie prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałabym się, że kiedyś łączyło go coś z niejaką Jane. Swoją drogą wydaje mi się dziwne to, że Jane po zerwaniu śledziła dom Louisa. Czy była tak zdesperowana, żeby go odzyskać i dlatego to robiła? Miałam zamiar się o tym dowiedzieć, dlatego poprosiłam Louisa, żebyśmy śniadanie skonsumowali w ogrodzie popierając to stwierdzeniem, że dzisiejszego dnia dopisuje pogoda. Lou, niczego nie świadomy chętnie zgodził się na moją propozycję i zabrał talerze z kanapkami do ogrodu, następnie stawiając je na wiklinowym stoliku.<br />
- Lou, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że miałam swoją poprzedniczkę? - zapytałam łagodnie, kiedy z naszych talerzy powoli zaczęło znikać jedzenie.<br />
Louis przełknął kęs swojej kanapki z ogórkiem i spojrzał na mnie jakby nie wiedział o czy mówię.<br />
- Bo jej nigdy nie miałaś. Jesteś moją pierwszą dziewczyną, z którą jestem na poważnie, w poważnym związku.<br />
- Więc co łączyło cię z Jane McCartney?<br />
- Skąd wiesz o Jane? - zapytał przełykając głośno ślinę. - Nie ważne. Łączył mnie z nią tylko seks jak z każdą inną dziewczyną z którą się spotykałem.<br />
- W takim razie dlaczego Jane obserwowała twój dom, po tym, gdy z nią skończyłeś? - wypytywałam do dalej, ale tym razem mój głos zamienił się na ostrzejszy. Myślałam, że jeśli wspomnę Louisowi o jego wcześniejszej dziewczynie o wszystkim mi opowie i przeprosi za trzymaną tajemnicę, ale on postanowił zamiast tego nadal kryć ją przede mną. To mnie zdenerwowało. Uważałam, że skoro jesteśmy razem już przez cztery miesiące, nie mamy przed sobą żadnych sekretów, jednak Lou nadal mi o czymś nie powiedział. Żałowałam, że przyszedł zanim Maddie skończyła mówić mi o Jane. Być może dowiedziałabym się coś więcej o tej dziewczynie i nie musiałabym wypytywać o to mojego chłopaka, który ewidentnie próbował zrobić ze mnie idiotkę.<br />
- O tym rozmawiałaś z Maddie, tak? - spytał biorąc głęboki oddech.<br />
- To zupełnie nieważne. - odpowiedziałam nie chcąc, żeby sprzątaczka miała przeze mnie kłopoty. Wydała mi się naprawdę miłą dziewczyną i nie chciałam, żeby przez swoją lojalność wobec mnie musiała ucierpieć ze strony Louisa. W końcu to on był jej pracodawcą i od niego zależało to jak długo Maddie będzie u niego pracowała.<br />
- Nie mówiłem ci o niej, bo myślałem, że nigdy się nie dowiesz. - westchnął. - Ale skoro już wiesz, dobrze opowiem ci.<br />
- Słucham. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach i czekając ze zniecierpliwieniem na opowieść jaką miałam za chwilę usłyszeć.<br />
- Poznałem Jane dwa lata temu na after-party po wygranym meczu. Była organizatorką całej imprezy, a w dodatku bardzo ładną. Zgadała do mnie pierwsza i zaproponowała mi drinka.Wypiliśmy razem, a później poszliśmy razem do łazienki, gdzie po raz pierwszy uprawialiśmy ze sobą seks. Od tego się zaczęło. Potem spotykaliśmy się już regularnie, a w końcu Jane zażądała ode mnie czegoś więcej niż tylko seksu...<br />
- Chciała, żebyście byli razem? - zapytałam, a Louis pokiwał głową.<br />
- Kiedy się na to nie zgodziłem początkowo udawała, że to akceptuje, ale widziałem jak przysłuchiwała się moim rozmowom, przyjeżdżała po mnie po treningu po to, żeby mnie pilnować, a w końcu przyłapałem ją na tym jak grzebała w moim telefonie szukając pikantnych wiadomości od innych dziewczyn. Nie spałem wtedy z żadną inną mimo, że powiedzieliśmy sobie jasno, że każde z nas może spać z kimkolwiek chce. Uznałem, że nie mam takiej potrzeby, Jane chyba tak samo, ale wtedy miarka się przebrała. Nakrzyczałem na nią i powiedziałem, żeby poszła się leczyć. Zerwałem z nią wszelkie kontakty i zacząłem spotykać się z innymi dziewczynami. Jane tego nie akceptowała. Zaczęła obserwować mój dom, wysyłać mi błagalne wiadomości, dzwoniła do mnie po kilka razy dziennie, aż w końcu zablokowałem jej numer, ale to nie wystarczyło. Ona i tak zawsze wiedziała gdzie jestem i z kim się spotykam. Dziewczyny, które ze mną sypiały dzień po naszym wieczorze dostawały od Jane listy z pogróżkami. Niektóre się tym nie przejmowały, ale było ich niewiele. Większość dla własnego bezpieczeństwa spełniały żądania Jane i odsuwały się ode mnie.<br />
- Co wtedy zrobiłeś?<br />
- Zgłosiłem to na policję. Jane szybko została złapana i przewieziona na komisariat. Policjanci poprosili mnie, żebym również przyjechał i przy mnie oświadczyli, że mojej byłej partnerce seksualnej grozi 5 lat więzienia. Jane była załamana, zaczęła płakać i błagać mnie żebym wycofał oskarżenia. Obiecała mi, że już nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Zrobiło mi się jej trochę żal, dlatego zgodziłem się na to i wycofałem swoje oskarżenia.<br />
- A teraz? Nie nęka cie już?<br />
- Chyba kogoś ma. Widziałem jej zdjęcia na Instagramie z jakimś chłopakiem, a pod nim tysiące serduszek.<br />
Pokiwałam głową. Nie miałam pojęcia, że Jane była aż tak okropna. Teraz wiem, dlaczego Louis nie powiedział mi o niej wcześniej. Przez długi okres czasu był notorycznie śledzony i nękany przez dziewczynę, z którą przecież łączyły go seksualne relacje, a ona zamieniła jego życie w piekło. Chyba nikt na jego miejscu nie chciałby do tego wracać i o tym opowiadać, choć i tak sądzę, że mimo to powinien mi o tym powiedzieć. Od czasu mojego zatajenia bulimii mówimy sobie wszystko i między innymi dzięki temu udaje utrzymać nam się bardzo dobre relacje co wpływa znacząco na nasz związek. Louis bardzo się w to zaangażował. Widziałam jak potajemnie czytał poradniki dla par, ale oficjalnie mi się do tego nie przyznał. Na pewno uważa to za niemęskie, a ja nie chcę zabierać mu męskiego poczucia dumy i siły, dlatego udałam, że nie widziałam, gdy szybko schował obszerny poradnik pod pupę i siedział jak tyczka na twardej okładce.<br />
- Jesteś na mnie za to bardzo zła? Wiem powinienem ci powiedzieć, ale...<br />
- Nic nie mów. - powiedziałam i wstałam ze swojego wiklinowego fotela, po to, żeby nachylić się nad Louisem i pocałować go mocno w usta.<br />
- Więc nie jesteś na mnie zła? - zapytał, gdy znów zajęłam swoje miejsce poddając się dalszej konsumpcji kanapki.<br />
Pokręciłam przecząco głową.<br />
- Nie. Na początku byłam, ale kiedy wszystko mi wyjaśniłeś, nie jestem na ciebie zła.<br />
- Cieszę się, bo naprawdę cię kocham. - uśmiechnął się.<br />
- Wiem, ja ciebie też.<br />
***<br />
Po śniadaniu do Louisa zadzwonił Liam. Chciał, żeby przyjaciel go odwiedził, bo po śmierci Lily często czuje się samotny. Lou zgodził się i chciał zabrać ze sobą również mnie, jednak powiedziałam mu, że lepiej będzie jeśli pojedzie do Liama sam. Pomyślałam, że Liam chciałby porozmawiać z Louisem sam na sam, dlatego zdecydowałam się nie przeszkadzać im w męskiej, pocieszającej rozmowie. Wiem, że mężczyźnie nie lubią rozklejać się przy kobietach.<br />
- Na pewno nie chcesz jechać ze mną? - zapytał stojąc przy drzwiach, gotowy do wyjścia.<br />
- Nie, lepiej będzie jeśli ja zostanę. - odparłam całując Louisa na pożegnanie.<br />
- Dobrze, w takim razie wrócę wieczorem, a jeśli będziesz głodna powiedz Maddie, żeby coś ci przygotowała.<br />
- Nie ma takiej potrzeby, sama umiem gotować. - zapewniłam go, a potem wróciłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbaty.<br />
Tydzień temu wspólnie z Kate wybrałyśmy się do herbaciarni. Kiedy tylko tam weszłam owładnął mnie zapach parzonych liści. Na półkach stało mnóstwo pudełek z herbatą, każda w innym rodzaju. Biała, czerwona, czarna, a nawet turkusowa, o której istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Wszystkie pachniały tak cudownie i wyglądały tak wspaniale, że bez pomocy Kate nie wiedziałabym, które mam wybrać. Wreszcie zdecydowałam się na dwie herbaty zielone, trzy czarne i jedną turkusową, a mój rachunek za nie wynosił więcej niż za dobrej jakości torebkę, jednak ich smak wszystko to wynagrodził. Dwie z nich zabrałam do Louisa, ponieważ ilość czasu jaką spędzam u niego jest naprawdę duża, a jego zasoby herbat ograniczają się do dwóch pudełek czarnej herbaty Lipton, którego smaku nienawidzę.<br />
- Maddie, zaparzyć ci herbatę? - zapytałam, gdy zauważyłam jak schodzi po schodach ze środkami czystości w ręce.<br />
- Nie mam na to czasu, muszę jeszcze wysprzątać salon i trzy łazienki, ale to miło, że pani pyta. - odparła wzdychając ciężko.<br />
Chciałam powiedzieć jej, żeby zostawiła te ścierki i zrobiła sobie chwilę przerwy, jednak w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, a po nim głośne pukanie.<br />
- Pójdę zobaczyć kto to. - powiedziałam do Maddie i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi czekał natarczywy gość. Louis nie mówił mi, kogo powinnam się spodziewać, myślałam, że może to być któryś z jego znajomych z drużyny, a w pewnym momencie pomyślałam nawet o Jane, z którą wiele miesięcy temu Louis zakończył znajomość. Przed oczami miałam jej wściekły wyraz twarzy i słyszałam jak krzyczy, żebym się od niego odczepiła, bo w przeciwnym razie gorzko tego pożałuję. Na całe szczęście gościem okazała się Kate stojąca w progu z poważną miną.<br />
- Hej! Nie wiedziałam, że planujesz mnie dziś odwiedzić. - powiedziałam i już chciałam przytulić Kate, jednak ona odtrąciła mnie i bez słowa, z zaciętą miną weszła do środka.<br />
- Co ci się stało? - spytałam zaniepokojona.<br />
Moja przyjaciółka nie wyglądała tak jak zwykle. Jej mina była wręcz przerażająca, a zachowanie zupełnie do niej nie podobne. Nigdy nie należała do zbyt uprzejmych osób, ale nigdy nie odtrącała mnie z miną jakby za chwilę miała zamiar kogoś zabić.<br />
- Jest Louis? - zapytała zrzucając z siebie szpilki, w kolorze miętowym, które dostała od brata w prezencie urodzinowym i wchodząc dalej do salonu.<br />
- Nie ma, właśnie wyszedł do Liama.<br />
- To dobrze, bo już chciałam go wygonić. - westchnęła z ulgą. - A to kto? - zapytała wskazując wzrokiem na Maddie czyszczącą fotele.<br />
- Jestem sprzątaczką pana Tomlinsona. - przedstawiła się grzecznie. - Widziałam panią na okładce ostatniego magazynu Cosmopolitan, wyszła pani naprawdę świetnie.<br />
Kate w odpowiedzi machnęła ręką.<br />
- Lucy możemy porozmawiać na osobności?<br />
- Tak, chodźmy do ogrodu. - odpowiedziałam biorąc ją pod rękę i wyprowadzając z salonu.<br />
Nie było sensu zwracać uwagi na jej zachowanie w stosunku do Maddie. Kate już taka była: zimna, oschła i nieuprzejma, zdążyłam się do tego przyzwyczaić, chociaż i tak uważałam, że powinna chociaż uśmiechnąć się do niej w podziękowaniu za komplementy.<br />
- Więc co się stało Kate? Czemu jesteś taka zła? - zapytałam siadając na miejscu, gdzie siedziałam godzinę temu konsumując śniadanie z Louisem.<br />
- Nie będę owijać w bawełnę. Przyszłam do ciebie, bo chciałam, żebyś wiedziała zanim to zrobię. Zawsze o wszystkim ci mówiłam i tak już zostanie...Jestem w ciąży... Jeszcze. - dodała po chwili.<br />
- Co?! - byłam w kompletnym szoku. Kate w ciąży? Więc miałam rację, to było powodem jej złego samopoczucia, podczas wczorajszej kolacji. Nie rozumiałam tylko, dlaczego od razu mi się do tego nie przyznała, kiedy podobno mówimy sobie wszystko. - Od kiedy o tym wiesz?<br />
- Od dwóch tygodni. - odparła z powagą.<br />
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Dlaczego?<br />
- Zrozum, nie mówiłam o tym nikomu. Stwierdziłam, że nie ma sensu o tym mówić skoro dziecka za niedługo już nie będzie.<br />
- Jak to nie będzie?<br />
- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Zamierzam przerwać ciąże. Dzisiaj.<br />
- Nie możesz! - krzyknęłam wstając ze swojego fotela. - Chcesz zabić własne dziecko? A co z Justinem? Jemu też nie powiedziałaś, o tym, że będzie ojcem?<br />
- Nie powiedziałam, bo nim nie będzie. - westchnęła Kate również wstając ze swojego miejsca. - Chociaż ty mnie zrozum Lucy i spróbuj postawić się w mojej sytuacji. Ja mam karierę, jestem modelką, nie mogę pozwolić sobie na ciąże. Poza tym nie jestem gotowa do roli matki, dziecko to nie zabawka, dlatego najlepiej będzie jeśli je usunę.<br />
- A Zayn? Jemu też nie powiedziałaś? Przecież zawsze mówiliście sobie wszystko.<br />
- Nie mogłam. Namawiałby mnie do tego, żebym urodziła. Znam swojego brata i znam też siebie. Wiem co jest dla mnie dobre, a teraz przepraszam cię, ale muszę się już zbierać. Za godzinę jestem umówiona na zabieg.<br />
Spojrzałam na przyjaciółkę z rozpaczą, a potem na jej brzuch gdzie zaczęło rozwijać się nowe życie, które ona chciała zabić. Próbowałam ją zrozumieć, ale nie mimo swoich starań nie mogłam pojąć tego dlaczego chce zabić swoje dziecko. Tą słodką istotkę, która później mówiłabym do niej ,,mamo" i przytulała się do niej. A może przytulał, jeśli byłby to chłopiec.<br />
- Do jakiej kliniki idziesz? - zapytałam patrząc na nią zrezygnowanym wzrokiem.<br />
- <i><b>Bedlam</b></i>, niedaleko centrum.<br />
- Jesteś pewna tego co chcesz zrobić? - spytałam z nadzieją, że Kate chociaż przez chwilę się zawaha, ale ona od razu pokiwała głową.<br />
- Nie musisz mnie odprowadzać, trafię do drzwi. - powiedziała na odchodne, a potem odwróciła się i wyszła z ogrodu zabierając z fotela swoją torebkę od Armaniego, z którą pozowała w ostatniej sesji zdjęciowej.<br />
- Nie zabijesz swojego dziecka Kate. Jesteś moją przyjaciółką i nie pozwolę na to. - szepnęłam do siebie, a potem pobiegłam na górę z gotowym planem działania w głowie.<br />
***<br />
15 minut później wsiadałam do samochodu Justina. Od razu kiedy Kate wyszła zadzwoniłam do niego w skrócie informując go o tym co chce zrobić teraz jego dziewczyna i gdzie musimy jechać. Justin przyjechał niemal od razu. Był bardzo zdenerwowany i chciał za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby Kate zabiła jego nienarodzone dziecko. Nawet teraz, kiedy siedzieliśmy już w jego samochodzie jadąc do kliniki <i style="font-weight: bold;">Bedlam </i>Justinowi trzęsły się ręce na kierownicy i denerwował się chyba bardziej niż ja.<br />
- Spokojnie Justin, mamy jeszcze ponad pół godziny, zdążymy. - próbowałam go uspokoić bojąc się, że jeśli tego nie zrobię za chwilę wylądujemy w rowie lub wjedziemy w drzewo.<br />
- A jeśli wejdzie wcześniej do gabinetu lub skłamała ci, żeby mieć pewność że zdąży je zabić?<br />
- Nie skłamała, na pewno nie. - powiedziałam kręcą głową, choć kiedy Justin to powiedział w mojej głowie pojawiła się podobna myśl. Skoro była zdolna do tego, żeby zabić swoje dziecko czemu miałaby nie skłamać na swoją korzyść?<br />
- Jesteśmy! - wykrzyknął kilka minut później zatrzymując samochód przy białym budynku z zielonymi okiennicami.<br />
Oboje migiem opuściliśmy samochód i wbiegliśmy do środka. W poczekalni czekało mnóstwo pacjentów, ale pod gabinetem ginekologicznym była tylko jedna osoba. Kate. Trzymała w ręku telefon i uśmiechała się do wyświetlacza, obok niej leżały dokumenty, a pod nimi koperta z pieniędzmi przeznaczonymi na aborcję. Zachowywała się jakby czekała tylko na wizytę kontrolną, a nie chciała dokonać zabiegu przerwania ciąży. To mnie w niej najbardziej zaskakiwało. Myślałam, że chociaż będzie zdenerwowana, może nawet nie pewna swojej decyzji, ale dla niej to było nic.<br />
- Kate! - krzyknął Justin podchodząc do niej.<br />
Kate wzdrygnęła się, schowała telefon do torebki i stanęła na równe nogi. Widząc mnie stojącą niedaleko, zmroziła mnie wzrokiem i powiedziała bezgłośnie <i style="font-weight: bold;">,,Po co to zrobiłaś?"</i>. <i style="font-weight: bold;">,,Musiałam" </i>odpowiedziałam jej, również bezgłośnie.<br />
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży? - spytał Justin opanowując wściekłość.<br />
- Po co? - Kate wzruszyła ramionami. - I tak za chwilę w niej nie będę.<br />
- Będziesz Kate. Urodzisz to dziecko.<br />
- To nie jest dziecko Justin, to tylko płód. - syknęła.<br />
- Nawet nie spytałaś mnie o zdanie. Przecież jestem jego ojcem.<br />
- Ty nie jesteś ojcem, a ja nie jestem matką, uświadom to sobie. Nie chcę tego dzieciaka.<br />
Kate była szczera do bólu. Widziałam jak w oczach Justina zbierają się łzy, bolały go słowa ukochanej, dlatego podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu, chociaż wiedziałam, że to w niczym mu nie pomoże.<br />
- Kate posłuchaj Justina, poradzicie sobie, będziecie świetnymi rodzicami, wszyscy wam pomożemy. - próbowałam za wszelką cenę przekonać przyjaciółkę, ale ona pokręciła przecząco głową.<br />
- Ja i Justin nie będziemy rodzicami. Ja mam karierę, Justin też.<br />
- Katie, błagam cię nie rób tego, Lucy mówi dobrze poradzimy sobie, twój brat nam pomoże, Louis, Liam, moi rodzice jeśli będzie taka potrzeba, zamieszkasz u mnie, zrobimy dziecku pokoik...<br />
- Nie! - Kate krzyknęła. - Nie mamy żadnego dziecka, podjęłam już decyzję.<br />
- Pani Parker. - drzwi od gabinetu otworzyły się i stanął w nich starszy, siwiejący pan z okularami na nosie, trzymający w ręku notes skąd wyczytał nazwisko Kate. Był to zapewne lekarz, który miał wykonać jej zabieg.<br />
- Jeśli tam wejdziesz, koniec z nami. - powiedział, a Kate zarówno jak i ja stanęłyśmy ogromnie zdziwione. Justin nie należał do grupy mężczyzn, którzy są w związkach dominantami, ani również do tych którzy sprzeciwiają się swojej kobiecie. Był typowym pantoflarzem, odkąd tylko poznał moją przyjaciółkę, Ustosunkowywał się do wszystkiego co powiedziała, kochał ją bezgranicznie i dla niej gotowy był niemalże skoczyć w ogień, dlatego nie małym zdziwieniem były to, co przed chwilą powiedział.<br />
- Czy ty próbujesz mnie szantażować? - spytała Kate, której zdziwienie zaczęło przeradzać się w złość.<br />
- Daje ci alternatywny wybór. Albo zachowasz nasze dziecko, albo zabijesz je i jednocześnie nasz związek.<br />
- Justin, kochanie zrozum, robię to dla naszego dobra, po to, żeby ratować nasz związek. - Kate widząc, że Justin nie żartuje próbowała załagodzić sytuację i tym samym przekonać swojego chłopaka, że to co robi jest dobre. Na całe szczęście on chociaż raz nie dał się wciągnąć w jej manipulację.<br />
Nie zrozumcie mnie źle. Kocham Kate jak siostrę, przyjaźnimy się od wielu lat i znamy się na wylot, ale wiem, że jest bardzo dobrą manipulantką co nie jest dobre.<br />
- Pani Parker czy chce pani nadal dokonać zabiegu? - zapytał niecierpliwiący się lekarz.<br />
- Tak, proszę dać mi tylko sekundkę. - odparła siląc się na uprzejmy uśmiech w stronę ginekologa, by ten zaczekał jeszcze chwilę.<br />
- Daje ci pięć minut na podjęcie decyzji, będę czekał na parkingu. Jeśli usuniesz ciąże i nie przyjdziesz, nie chce cię już więcej znać, nie pokazuj mi się po tym na oczy. Chodź, Lucy.<br />
Spojrzałam ostatni raz na oszołomioną Kate i ruszyłam za Justinem. Tym razem postanowiłam nie zostawać z nią i nie pomagać jej w podjęciu decyzji. O pewnych rzeczach musi nauczyć decydować się sama, zwłaszcza jeśli chodzi o coś tak poważnego jak życie jej nienarodzonego jeszcze dziecka.<br />
- Boję się. - szepnął do mnie Justin, kiedy znaleźliśmy się już na parkingu. Jego oczy zaszkliły się i spojrzał smutnym wzrokiem na biały budynek. - Kiedyś już straciłem dziecko. Sam kazałem je zabić, nie chcę, żeby moje drugie dziecko skończyło w ten sam sposób. Obiecałem to sobie.<br />
- Twoja poprzednia dziewczyna też była w ciąży? - zapytałam zdumiona. Louis opowiadał mi o samobójczej śmierci poprzedniej dziewczyny Liama, po śmierci Lily, ale nigdy nie wspominał mi o tym, że Justin kiedykolwiek miał mieć dziecko.<br />
- W zasadzie nie byliśmy razem. Była moją dziewczyną do intymnych spraw i co najwyżej kilku spotkań na mieście, ale to mało istotne w tym wszystkim. Zaszła ze mną w ciąże, byłem wtedy młody i głupi. Bałem się odpowiedzialności, o swoją karierę tak jak Kate i kazałem usunąć ciąże, dlatego nie chcę, żeby Katie to zrobiła. Kocham ją, nie chcę jej tracić, ale nie chcę tracić też swojego dziecka. - Justin zapłakał.<br />
- Ćśśś, spokojnie nie usunie go zobaczysz. -powiedziałam, przytulając go do siebie i nie dbając o to, że łzy Justina moczą moją nowiutką białą koszulkę kupioną niedawno w Chanell.<br />
- Skąd wiesz? - zapytał wtulając zapłakany policzek w moje ramię.<br />
- Bo cię kocha. - odpowiedziałam i tak jak on skierowałam swój wzrok wyczekująco na drzwi wyjściowe, mając nadzieję, że Kate się w nich pojawi przed upływem czasu.<br />
***<br />
Nie trzeba było długo czekać na to, żeby z budynku wybiegła brunetka zalana łzami, które próbowała ukryć pod kotarą swoich długich włosów. Niemal od razu wtuliła się w Justina mówiąc mu, że nie usunęła ciąży i chce z nim być. Uważam, że to naprawdę urocze były ich zapewnienia wiecznej, bezwzględnej miłości i to, że razem poradzą sobie przy wychowaniu dziecka, jednak granice smaku minęły, kiedy Kate i Justin zaczęli się namiętnie całować. Dołujące było dla mnie to, że obok mnie nie było Louisa, do którego ewentualnie mogłabym się przytulić i całować tak namiętnie, że wkładalibyśmy sobie języki do gardeł tak jak obecna obok para.<br />
- Dziękuje ci Lucy. - powiedziała Kate, gdy odsunęła się od Justina. - To dzięki tobie nie dokonałam tego zabiegu i nie straciłam chłopaka.<br />
- Wiesz jeszcze przed chwilą wyglądałaś jakbyś chciała mnie za to rozszarpać. - zaśmiałam się, jednak przytuliłam przyjaciółkę szczęśliwa, że nie doszło dziś do nieodwracalnej tragedii.<br />
- To fakt, Nadal nie jestem przekonana co do tego czy będę dobrą matką i nadal żałuję swojej kariery, ale chyba jestem w stanie to poświęcić.<br />
- Pamiętaj, że zawsze masz mnie. - powiedziałam z uśmiechem na ustach.<br />
- Myślicie, że Zayn będzie dobrą niańką? - spytała Kate w drodze do samochodu, śmiejąc się.<br />
- Na pewno, w końcu świetnie sprawdził się już w roli starszego, odpowiedzialnego brata. - odparłam również się śmiejąc. Biedny Zayn. Już wyobrażam sobie jak zmienia brudne pieluchy swojej siostrzenicy lub też siostrzeńcowi.<br />
- Mówiłaś mu o tym? - spytał Justin.<br />
- Nie, dowie się dzisiaj. - wzruszyła ramionami Kate. - Dla ciebie i Louisa też znajdziemy zatrudnienie. - powiedziała kierując swoje rozbawione już spojrzenie na mnie.<br />
- I dla Liama. - dodał Justin.<br />
- Jasne, wszyscy będziemy waszymi darmowymi niańkami. - westchnęłam wsiadając do samochodu, jednak było te westchnięcie pełne szczęścia i nadziei. Fakt, dziecko to nie łatwa sprawa, ale z całą pewnością nie zostawię z tym Kate samej. Wierzę również w to, że będzie wspaniałą mamą, a ja świetną ciocią.<br />
<b>Następny rozdział: 25 maja.</b><br />
<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-88758970516579382752017-04-01T20:08:00.001+02:002017-04-27T20:28:24.013+02:00Rozdział 28<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
Od śmierci Lily minęło już ponad trzy miesiące. Nadal jest mi smutno, kiedy ją wspominam, ale poradziłam sobie już z najgorszym dzięki pomocy mojej terapeutki, Louisa, moich przyjaciół i mamy, którzy przez cały ten czas byli przy mnie. Nie tak zły okazał się również Nicholas, który gdy tylko dowiedział się co mi się przydarzyło przyszedł do mnie z czekoladkami i masą przeróżnych filmów, a potem codziennie dzwonił do mojej mamy, żeby zapytać ją o to jak się dzisiaj czuję. Zaprzyjaźniłam się też z jego synem Martinem i teraz często do siebie dzwonimy i się odwiedzamy, chociaż Louisowi nie do końca się to podoba, cały czas jest o mnie tak samo zazdrosny. Pewnie zastanawiacie się również jak poradził sobie Liam? No cóż...przez pierwsze tygodnie nie wychodził z domu. Był bardzo przybity śmiercią Lily, tym bardziej, że była to już druga dziewczyna w jego życiu, która umarła. Z czasem jednak pogodził się z jej śmiercią i znów zaczął się uśmiechać, chociaż ból w jego sercu z pewnością pozostał.<br />
Dzisiaj był ostatni dzień egzaminów. Z dumą mogę powiedzieć, że poszły mi one bardzo dobrze i teraz wszystko rysuje się przede mną w jasnych barwach. Moim marzeniem jest dostać się na studia filmowe, na które już złożyłam pierwsze papiery, jednak niestety nie ode mnie zależy czy szkoła mnie na nie przyjmie, ponieważ z tego co wiem ma ona wysokie progi, a osoby, które się tam dostały są bardzo utalentowane i zazwyczaj po ukończeniu uczelni dostają świetne role w wysokobudżetowych filmach lub też zostają reżyserami, co leży w moich planach.<br />
Gdy wyszłam na dziedziniec szkolny na ławeczce przy fontannie siedziała Kate z bukietem kwiatów i małym, czerwonym zniczem. Wspólnie wybierałyśmy się tego dnia na grób Lily. Kiedy mnie zobaczyła wstała z ławki i wygładziła swoją czarną sukienkę.<br />
- Idziemy? - zapytała.<br />
Pokiwałam głową. Cmentarz, na którym Lil została pochowana leżał niedaleko szkoły, dlatego nie było potrzeby wsiadania do autobusu. Przy cmentarzu kupiłam od starszej pani jeden znicz i bukiet fiołków, które Lily tak bardzo uwielbiała, a potem razem z Kate przekroczyłyśmy jego bramę. Szłyśmy alejkami cmentarza dopóki nie przystanęłyśmy przy nagrobku z wyrytym złotym napisem: <i>ŚP. LILY JOHNSON. </i>Na jej grobie leżało mnóstwo kwiatów. Paliło się też jeszcze kilka zniczy, choć większość z nich już przygasała. Największy bukiet ułożony na samym środku nagrobka został podarowany przez państwa Johnson, których strata Lily zabolała najbardziej. Nie rozmawiałam z nimi od dnia pogrzebu, ale wiem, że młodszy brat Lil strasznie płakał, gdy dowiedział się, że jego siostra już nie wróci. Każdemu kto ją dobrze znał było ciężko. Na jej pogrzeb przyszła nawet Mia ze swoją nieodłączną świtą i widziałam nawet jak w jej oczach pojawiły się łzy. Wydaje mi się, że chyba ruszyło ją sumienie, przez to, że za życia Lily była dla niej strasznie wredna jak i zresztą dla mnie i dla Kate, chociaż po pewnym czasie i dla nas zrobiła się nagle milsza.<br />
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. - szepnęła Kate zapalając swój znicz.<br />
- Ja tak samo. - pokiwałam głową. - Gdyby ten samochód jej nie potrącił teraz byłaby tu z nami, napisałaby egzaminy i pewnie złożyła papiery na studia literatury angielskiej tak jak o tym marzyła.<br />
Kate westchnęła.<br />
- Teraz możemy mieć tylko nadzieję, że tam gdzie teraz jest, jest szczęśliwa. Wpadniecie z Louisem do mnie na obiad? Zayn robi spaghetti, będzie też Justin.<br />
Relacje Zayna i Justina też uległy zmianie. Zayn wreszcie uwierzył Justinowi, że nie będzie taki jak były chłopak Kate - Harry i nie zostawi jej ani nigdy nie zrani, a Justin zrozumiał, że brat jego dziewczyny jest nieodłączną częścią jej życia i zawsze będzie się nia opiekował oraz zawsze będzie jej kochającym starszym bratem. Panowie wybrali się nawet wspólnie do baru na piwo co było oznaką zawartego przez nich pokoju.<br />
- Jasne, na pewno przyjdziemy. - oparłam uśmiechając się do Kate. - Może wracajmy już do domu chyba zbiera się na burzę. - stwierdziłam patrząc w niebo. Czerwiec jest najbardziej burzowym miesiącem w Anglii. Po każdym cieplejszym dniu niebo zasłaniają ciemne chmury, a potem zrywa się porywisty wiatr i zaczyna się burza. Wolałam więc bezpiecznie wrócić do domu (Louisa) zanim złapie mnie czerwcowy deszcz.<br />
<b>*Louis*</b><br />
Od pół godziny czekałem z niecierpliwością na Lucy, siedząc na wysokim stołku przy kuchennym blacie i bębniąc w niego palcami. Byłem bardzo dumny z jej wyników i miałem nadzieję, że uda jej się dostać na wymarzoną uczelnię. Początkowo chciałem zapłacić dziekanowi za to, żeby ja przyjął, ale gdy tylko Lucy usłyszała o moich zamiarach kategorycznie mi tego zakazała mówiąc, że chce się tam dostać sama, a nie za pomocą znajomości i pieniędzy, choć i tak wydaje mi się, że dziekan widząc jej nazwisko na liście kandydatów przyjmie ją z otwartymi ramionami. Już teraz paparazzi śledzą praktycznie każdy jej ruch i nieustannie stoją pod jej domem, a chyba każda uczelnia chciała by mieć taką piękną celebrytkę.<br />
Oprócz sławy, której Lucy szybko nabrała zmieniło się też jej, a właściwie nasze życie seksualne. Wypróbowaliśmy już każdą możliwą pozycję, w każdym możliwym miejscu (nie tylko tych, które znajdowały się na mojej liście), ale powoli i to zaczynało nam nie wystarczać, dlatego kilka dni temu zlożyłem zamówienie w sex shopie, gdzie zamówiłem kilka erotycznych zabawek i seksowne stroje dla Lucy, w których chciałbym ją zobaczyć (wcześniej pytając o jej rozmiar). Oczywiście jeszcze o niczym nie wie, ponieważ chciałem, żeby to była dla niej niespodzianka, o ktorej miałem jej powiedzieć dopiero gdy paczka do mnie dotrze, a dotarła do mnie wczoraj wieczorem, dlatego dziś nastał dzień, w którym miałem jej wszystko pokazać i powiedzieć.<br />
Wreszcie zauważyłem przez okno jak Lucy zmierza, w kierunku mojego domu i wpisuje kod do bramki, a następnie puka do drzwi. Zerwałem się z radością ze stołka i wciągnąłem ją do środka od razu ja całując i zamykając za nami drzwi. W internecie jest już wystarczająco dużo zdjęć, na których namiętnie się całujemy lub też robimy sobie malinki na szyi. (Staramy nie dotykać się w miejscach publicznych, dlatego ograniczyliśmy się tylko do całowania.)<br />
- Louis, puść mnie, pogniesz mi sukienkę. - powiedziała Lucy wyswobadzając się z moich objęć.<br />
- Dlaczego twoje ubrania są ważniejsze ode mnie? - zapytałem udając obrażonego.<br />
- Przestań, wiesz przecież, że kupiłam tą sukienkę specjalnie na egzaminy. Poza tym muszę ci coś powiedzieć.<br />
- Ja tobie też. - powiedziałem, od razu przypominając sobie o paczce. - A w zasadzie to pokazać, chodźmy na górę.</div>
<div dir="ltr">
Pociągnąłem Lucy za rękę i zaprowadziłem ją do swojej sypialni, a gdy już się w niej znaleźliśmy podszedłem do szuflady i wyjąłem z niej paczkę z sex shopu opakowaną starannie w błękitny papier z nazwą sklepu.</div>
<div dir="ltr">
- Co to jest? - zapytała biorąc do rąk pudełko.</div>
<div dir="ltr">
- Otwórz. - powiedziałem z chytrym uśmiechem i usiadłem na swoim łóżku czekając na rozwój wydarzeń.</div>
<div dir="ltr">
Lucy spojrzała na mnie nieufanie, ale chwilę później rozdarła papier i otworzyła wieczko pudełka, a gdy tylko zobaczyła co jest w środku otworzyła szeroko oczy i zaczęła wyjmować każdy przedmiot ze środka. Była tam czarna opaska na oczy, czerwone kajdanki, mały knebel do ust i dwa czerwone stroje, które jej wybrałem: czerwony koronkowy stanik połączony cienkimi paskami razem z majtkami i zwiewna, prześwitująca czerwona halka, pod którą znajdowała się skąpa bielizna.</div>
<div dir="ltr">
- Kiedy ty to wszystko zamówiłeś? - zapytała odkładając pudełko do szafki.</div>
<div dir="ltr">
- Pięć dni temu. - odpowiedziałem. - Podoba ci się? Pomyślałem, że dobrze byłoby zmienić coś w sypialni.</div>
<div dir="ltr">
- Wiesz... - Lucy uśmiechnęła się i usiadła mi przodem na kolanach. - Chętnie wypróbowałabym z tobą te wszystkie erotyczne gadżety, ale z przykrością muszę ci powiedzieć, że na pewno nie dzisiaj.</div>
<div dir="ltr">
- Dlaczego? - zapytałem zawiedziony. - Przecież miałaś u mnie dzisiaj nocować.</div>
<div dir="ltr">
- To akurat się nie zmieniło, ale Kate zaprosiła nas na obiad, który robi dzisiaj Zayn. Nie możemy im odmówić.</div>
<div dir="ltr">
- Ale przecież, kiedy wrócimy zostanie nam mnóstwo czasu, zdążymy się ze sobą zabawić. - powiedziałem, za wszelką cenę próbując zapewnić nam gorący, romantyczny wieczór.</div>
<div dir="ltr">
- Kotku, wiesz, że obiad u Kate to również kolacja. Kiedy wrócimy będzie już późno, nie będzie mi się chciało z tobą bawić.</div>
<div dir="ltr">
- Więc nie możesz przełożyć tego obiadu na jutro? - spytałem prawie, że błagając Lucy o zmianę planów.</div>
<div dir="ltr">
- Nie, a teraz wybacz, ale muszę zmienić ubrania i szykować się do wyjścia. Tobie też to radzę.</div>
<div dir="ltr">
Lucy cmoknęła mnie w policzek i zeszła z moich kolan, a następnie udała się do mojej (a właściwie to już naszej) garderoby skąd wyciągnęła swoje rzeczy. (Po śmierci Lily spędziła u mnie wiele nocy, dlatego przeniosła część swoich ubrań do mnie. Teraz można powiedzieć, że po części mieszkamy razem. Proponowałem jej nawet, żeby przeprowadziła się do mnie na stałe, ale odmówiła mówiąc, że jest jeszcze na to za młoda, a nasz związek ma za krótki staż, żebyśmy zdecydowali się na tak poważny krok jakim jest wspólne mieszkanie)</div>
<div dir="ltr">
- Gdybyś mnie szukała, będę na dole! - krzyknąłem wychodząc z pokoju i kierując się schodami w stronę kuchni.</div>
<div dir="ltr">
Nie bardzo ucieszyła mnie wiadomość o obiedzie u Zayna i Kate kiedy miałem już plany na ten wieczór, jednak w końcu nie ładnie jest odmawiać przyjacielowi. Pomyślałem więc, że jeden wieczór mogę sobie darować, tym bardziej jeśli uprawia się seks trzy razy w tygodniu (chociaż jestemna etapach dyskusji, by zwiększyć tą dawkę i myślę, że jestem już coraz bliżej celu).</div>
<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b></div>
<div dir="ltr">
Równo o godzinie 14 dotarliśmy pod dom Kate i Zayna, gdzie już na samym wejściu czuć było zapach mięsa i przypraw. Gdy razem z Louisem weszliśmy do środka przywitał nas niecodzienny widok Zayna i Justina wspólnie gotujących.</div>
<div dir="ltr">
- Hej chłopaki. - przywitałam się stając za plecami Justina. - Nie wiedziałam, że będziecie razem gotować.</div>
<div dir="ltr">
- Hej Lucy. - Justin pocałował mnie w policzek. - Razem z Zaynem stwierdziliśmy, że szybciej nam pójdzie jeśli zrobimy obiad we dwoje.</div>
<div dir="ltr">
- Cóż ta odmiana jest bardzo pozytywna dla nas wszystkich. - zaśmiał się Louis.Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że chłopaki aż tak bardzo się polubią po tygodniach ciągłych przepychanek i kłótni.</div>
<div dir="ltr">
- Ale wciąż nie szczędzą sobie złośliwości. - uśmiechnęła się Kate przytulając się do Justina od tyłu i dając mu buziaka w policzek.</div>
<div dir="ltr">
- Tym razem tylko w formie żartu. - obronił się Zayn. - Siadajcie do stołu ja i Justin już kończymy.<br />
- A właściwie to czemu nie ma Gigi? Myślałam, że przyjdzie? - zapytałam Zayna, gdy jedzenie zostało już podane i wszyscy konsumowaliśmy wspólnie posiłek.<br />
Zayn odsunął widelec od ust. Na chwilę umilknął, ale potem powiedział:<br />
- Nie mogła.<br />
- Wielka szkoda, bardzo ją lubię, miałam nadzieję, że będę miała dzisiaj okazję z nią pogadać. - westchnęłam nawijając na widelec kolejną porcję makaronu.<br />
- Może innym razem. - odparł patrząc w milczeniu w swój talerz.<br />
Zrozumiałam, że chyba powiedziałam coś nie tak, gdy mina Zayna znacznie zrzedła, a Kate zaczęła szeptać mu coś do ucha i głaskać go ze współczuciem po głowie. Nie wiedziałam czy to temat Gigi rozbudził w nim te negatywne emocje. Przecież tak dobrze układało im się w związku, więc czy to możliwe, żeby teraz było coś nie tak? Chciałam zapytać o coś jeszcze, jednak kiedy napotkałam ostrzegawczy wzrok Kate zamknęłam buzię i zajęłam się konsumowaniem posiłku. Zrozumiałam, że tak będzie lepiej.<br />
Przez resztę jedzenia Zayn nic nie mówił, a jedynymi słyszalnymi rozmowami, które pozwalały na uniknięcie ciszy były Justina i Louisa. Kiedy talerze wszystkich były już puste Zayn wstał i zabrał je od każdego, a potem wrócił do stołu z uśmiechem na ustach, zupełnie odmieniony.<br />
- Napijecie się czegoś? Wino czy od razu whiskey? - zaśmiał się. - Lucy? Kate? Chłopaki?<br />
- Ja na razie dziękuję. - powiedziałam. - Louis, też nie, on prowadzi.<br />
- Wrócimy taksówką. - Lou wzruszył ramionami. - Whiskey, Zayn!<br />
- Nie. - syknęłam. - Nie mam ochoty wlec cię pijanego do taksówki późnym wieczorem, a potem trzymać ci głowę nad kiblem i sprzątać twoje wymiociny.<br />
- Ale Lucy to tylko jedna szklaneczka. - błagał mnie Lou, jednak pozostałam w tycho</div>
<div dir="ltr">
nieugięta.</div>
<div dir="ltr">
- Jeśli wypijesz możesz odesłać tą paczkę.<br />
Louis spojrzał na mnie zdezorientowany, nie mając pojęcia co mam na myśli. Szybko jednak przypomniał sobie paczkę z sex shopu, którą dzisiaj mi pokazywał, więc umilkł i powiedział Zaynowi, że dzisiaj nie będzie pić alkoholu.<br />
Gdy trzej panowie zaczęli ,,męskie" rozmowy razem z Kate oddaliłam się od nich i poszłyśmy do kuchni, gdzie usiadłyśmy na stołkach przy blacie naprzeciwko siebie.</div>
<div dir="ltr">
- Powiesz mi o co chodzi z Zaynem? Powiedziałam coś nie tak przy stole? - zapytałam od razu.</div>
<div dir="ltr">
- To dość trudny temat. Jednym słowem Zaynowi i Gigi niezbyt dobrze się teraz układa. - powiedziała. - Mam nadzieję, że jednak wszystko między sobą poukładają. Zayn chodzi przez cały czas jak struty, aż żal na niego patrzeć.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiedziałam. Nie chciałam wywołać u niego takich złych emocji. Myślisz, że powinnam go teraz przeprosić albo... Kate? Wszystko w porządku? - zapytałam podnosząc sie ze swojego miejsca i podchodząc do przyjaciółki, która nagle zbladła i zatkała dłonią usta.</div>
<div dir="ltr">
- Przepraszam. - wydusiła i pobiegła w stronę toalety.<br />
Zaniepokojona wstałam i podeszłam do drzwi łazienki. Słyszałam jak Kate wymiotuje, co było dosyć niepokojącym sygnałem. Nigdy nie skarżyła się na tego typu dolegliwości, zawsze była zdrowa i pełna energii. Zaczęła nawet zdrowo się odżywiać na potrzeby swojej rozwijającej się z dnia na dzień kariery modelki, dlatego nie rozumiałam co może być z nią nie tak.<br />
- Kochanie? Dobrze się czujesz, mogę wejść? - zapytał Justin przez drzwi. Gdy tylko zobaczył jak Kate blednie i wbiega do łazienki, postanowił od razu zainterweniować podobnie jak Zayn, który również stał pod drzwiami.<br />
- Nie stresujcie się, pewnie zjadła coś nieświeżego. - powiedział Louis popijając herbatę.<br />
- Obawiam się, że to nie jest zwykła niestrawność. - pokręcił głową Zayn. - Kate już od pewnego czasu źle się czuje i wymiotuje. Martwię się o nią.<br />
- Justin? Mogę cię prosić na bok? - zapytałam.<br />
Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie, ale nikt się nie odezwał. Louis dalej pił herbatę, Zayn stał pod drzwiami, a Justin oddalił się ze mną w stronę kuchni, gdzie chwilę wcześniej siedziałam razem z Kate.<br />
- O co chodzi? - zapytał.<br />
- Wiem, że to wasza prywatna sprawa, ale mam pewne podejrzenia i muszę cię o to zapytać. - powiedziałam zagryzając wargę. - Czy razem z Kate zabezpieczacie się, kiedy uprawiacie ze sobą seks?<br />
- Oczywiście. - odparł. - Sugerujesz, że ona może być w ciąży?<br />
- To tylko moje podejrzenia. Po prostu nic innego mi nie pasuje. Kate jest zdrowa, prowadzi zdrowy tryb życia, więc tylko ciąża mogłaby być sensownym wytłumaczeniem. Zayn mówił, że dzieje się tak z nią już od pewnego czasu.<br />
- Pogadam z nią o tym, ale wydaje mi się mało prawdopodobne to, że mogłaby być w ciąży. Zabezpieczamy się, nie planujemy mieć teraz dziecka.<br />
Westchnęłam. Gdy Kate wyszła z łazienki Justin szybko opuścił kuchnię i podbiegł do swojej ukochanej. Zayn zaczął ją o coś wypytywać, ale ona uparcie milczała i zbywała ich banalnymi wymówkami. Kilka razy również i ja próbowałam się czegokolwiek od niej dowiedzieć, jednak ona milczała jak grób. W końcu wszyscy odpuściliśmy sobie ten temat i zajęliśmy się rozmowami. Na stole pojawiło się mnóstwo przekąsek i soków, ponieważ żaden z panów nie dostał pozwolenia na spożywanie alkoholu. (wyjątkiem był Zayn, którego dziewczyna nie była z nami obecna, jednak nie chciał pić sam, dlatego stwierdził, że też napije się zwykłego soku.) Louis zaczął fascynować się swoim nadchodzącym meczem, Justin razem z nim, a Zayn w końcu wpadł na pomysł, że świetnie byłoby zagrać na Xboxie.<br />
Justin i Louis chętnie się na to zgodzili, co było rzeczą oczywistą. Kate wywróciła tylko oczami i poszła z Justinem siadając mu na kolanach. W obliczu nudy nie miałam innego wyboru niż usiąść na kolanach Louisowi i wpatrywać się przez najbliższą godzinę w ekran telewizora, dlatego z ociąganiem wstałam ze swojego miejsca jako ostatnia i usiadłam na kolanach Lou. Z kieszeni wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam przeglądać wszystkie swoje portale społecznościowe opierając głowę na torsie Louisa.<br />
- Lucy? Lucy. - usłyszałam. Podniosłam wzrok zza komórki i spojrzałam na wołającą mnie Kate.<br />
- Hmm?<br />
- Chyba siedzisz na niewłaściwych kolanach. - powiedziała śmiejąc się pod nosem.<br />
Na początku nie miałam pojęcia o co jej chodzi i co dziwnego czy może nie właściwego jak sama to określiła jest w tym, że siedzę na swoim chłopaku. Przecież ona robiła dokładnie to samo. Jesteśmy już dorośli nie musimy zachowywać się jak wtedy gdy miałyśmy po dwanaście lat i gdy posiadanie chłopaka polegało tylko na przytulaniu się i ukradkowym dawaniu sobie buziaka w policzek. Miałam zamiar jej o tym powiedzieć, gdy podniosłam głowę do góry i zobaczyłam, że mojej przyjaciółce chodziło zupełnie o coś innego. Zamiast na kolanach Louisa usiadłam na kolanach Zayna... Nawet nie wiecie jak bardzo było mi wtedy głupio. Siedziałam przez pięć minut na kolanach brata mojej przyjaciółki, podczas gdy mój chłopak siedział tuż obok, a ja kładłam głowę na torsie innemu mężczyźnie.<br />
- Bardzo cię przepraszam Zayn. - powiedziałam tym razem zajmując właściwe miejsce, przedtem dwa razy upewniając się, że Louis to na pewno Louis.<br />
- Spokojnie, nic się nie stało Było nawet fajnie. - uśmiechnął się Zayn puszczając mi oczko.<br />
- Czy może mi ktoś powiedzieć jak to się stało? - zapytał oburzony Louis. - Jakim cudem pomyliłaś mnie z Zaynem?<br />
- Spokojnie stary, nie dotykałem twojej dziewczyny. - zapewnił go Zayn, śmiejąc się. - Gramy?<br />
- Nikt z tego pokoju nie dotyka więcej Lucy. - syknął Louis włączając swojego pada. - I tak was wszystkich ogram.<br />
Przez całą grę chłopaków siedziałam na kolanach Louisa przeglądając swój telefon. Nie było już więcej mowy o pomyleniu kolan, ponieważ Lou jedną ręką grał, a drugą przytrzymywał mnie w pasie na wypadek, gdyby ktoś zechciał mnie dotknąć. Lubiłam to, gdy był o mnie tak bardzo zazdrosny, uważałam, że to urocze, ale czasami odrobinę przesadzał.<br />
- To w co teraz gramy? - zapytał Louis, gdy ich gra dobiegła końca, a zwycięzcą został Justin.<br />
- W Candy Crush! - wykrzyknął Justin wyjmując swój telefon i włączając grę.<br />
- Co to jest Candy Crush? - zapytał Zayn odkładając swojego pada na stolik.<br />
- Jak możesz nie wiedzieć? - spytał Louis podsuwając mu pod nos swój telefon z włączoną grą. - Cukierki. Nigdy w to nie grałeś?<br />
- Nie. - odparł Zayn.<br />
- To instaluj! - krzyknął Justin. - Louis, który masz poziom?<br />
I tym sposobem nie siedziałam już na niczyich kolanach, a po prostu na kanapie. Louis popędził do Justina pokazywać mu swoją planszę zostawiając mnie obok Zayna. Nie chciałam grać samotnie, dlatego połączyłam swoje siły razem z nim i razem przesuwaliśmy cukierki na planszy.<br />
- Patrz Zayn, bombowo nam idzie. - powiedziałam, gdy kolejna bomba wybuchła nam na planszy zbijając czerwone cukierki.<br />
- Ta gra jest świetna, żałuję, że wcześniej jej nie miałem. - odparł przysuwając się do mojego boku, by zbić kolejne cukierki.<br />
<b>*Louis*</b><br />
<b> </b>Rozmowa Lucy i Zayna szybko dotarła do moich uszu. Nigdy nie byłem typem zazdrośnika, ale po incydencie z pomyleniem kolan nieco bardziej wyczuliłem się na interakcje mojej dziewczyny z Zaynem. Z jego dziewczyną nie szło najlepiej. Kłócili się coraz częściej, o czym dobrze wiedziałem, bo przecież kumple zawsze mówią sobie takie rzeczy, a Lucy? Jest ładna, młoda i mądra. Ideał dziewczyny, dlatego wolałem być ostrożny i trzymać swoją dziewczynę przy sobie, chociaż dobrze wiedziałem, że to co sobie wyobrażam to absurd. Zayn jest moim dobrym kumplem i nigdy nie ciągnęło go nic do Lucy ani nie ciągnie, ale mimo to wolałem, żeby takie sytuacje jak ta dzisiaj nie miała więcej miejsca. Po prostu czułem się zagrożony. Lucy to moja pierwsza dziewczyna, którą mam na poważnie i nie chciałbym, żeby nasz związek rozpadł się przy pierwszej lepszej okazji, dlatego tak bardzo ją pilnowałem. W końcu jest moja i tylko moja.<br />
- Myślę, że powinniśmy już iść. - powiedziałem zerkając na zegarek.<br />
Godzina nie była jeszcze późna. Dochodziła 19, ale chciałem znaleźć się już u siebie.<br />
- Daj spokój jest jeszcze wcześnie. - powiedział Zayn. - Zostańcie jeszcze.<br />
- Może innym razem Zayn. Dziękujemy za obiad, chodź Lucy.<br />
- Nie teraz Lou. Posiedźmy jeszcze chwilę. - odparła znad ekranu swojego telefonu.<br />
- Posiedzimy innym razem. Chodź.<br />
Lucy przewróciła oczami i z ociąganiem podniosła się z kanapy całując Zayna w policzek na pożegnanie. Musiała pożegnać się także z Kate i z Justinem zamieniając z nimi ,,ostatnie dwa słówka", dlatego do samochodu wsiedliśmy dopiero dziesięć minut później.<br />
- W zasadzie to gdzie ci się tak spieszy? Nie będziemy dzisiaj próbowali tych gadżetów, nie licz na to. - powiedziała krzyżując ręce na piersiach.<br />
- Chciałem zjeść z tobą romantyczną kolację, tylko we dwoje. - wymyśliłem na poczekaniu. Nie mogłem jej w końcu powiedzieć, że skończyłem naszą przyjacielską schadzkę tylko dlatego, ponieważ byłem o nią cholernie zazdrosny, do czego teraz otwarcie się teraz przyznaję.<br />
- Przecież nawet nie masz nic w lodówce. - prychnęła Lucy.<br />
- Zajedziemy po drodze do sklepu.<br />
- Louis, możesz powiedzieć mi wreszcie o co ci chodzi?! - zapytała zdenerwowana.<br />
- Jestem o ciebie zazdrosny, okej?! Po prostu nie podoba mi się to, że tak bardzo spoufalasz się z Zaynem. Tyle.<br />
- Zatrzymaj samochód. - szepnęła.<br />
- Co?<br />
- Zatrzymaj samochód. - powtórzyła spokojnie Lucy z pełną powagą.<br />
Chcąc nie chcąc zatrzymałem auto na poboczu niedaleko polany. Nie wiedziałem w jakim celu to zrobiłem, ale wolałem nie sprzeciwiać się Lucy, bo naprawdę nie chciałem narażać się na jej gniew. Przez ten związek zrobiłem się cholernym pantoflarzem. Zupełnie jak Justin, ale teraz go rozumiem.<br />
- Czemu kazałaś mi się zatrzymać?<br />
Lucy nie odpowiedziała na moje pytanie, tylko odpięła swoje pasy i przez moją głowę przeszła myśl, że być może teraz chce wysiąść, dlatego w tej obawie zablokowałem drzwi. Nie chciałem, żeby wracała sama do domu przy ulicy, gdzie jeździ dużo samochodów. Chodziło tu o jej bezpieczeństwo, w takiej sytuacji mogłoby jej się coś stać lub co gorsze jakiś napalony czterdziestolatek bez żony i życia seksualnego mógłby chcieć ją zgwałcić. Jednak na całe szczęście nie chodziło jej o opuszczenie samochodu. Przełożyła nogę skrzynię biegów i migiem znalazła się na moich kolanach biorąc moją twarz w swoje dłonie. To podobało mi się dużo bardziej.<br />
- Posłuchaj mnie. - zaczęła, a wszelkie moje zboczone myśli na temat tego co będziemy teraz robić odpłynęły, ponieważ zauważyłem, że najwyraźniej nie o to jej również chodziło. - Zayn to brat Kate i od pewnego czasu mój przyjaciel. Nigdy mnie z nim nic nie łączyło ani nie będzie łączyć, bo kocham tylko ciebie. Odkąd cię bliżej poznałam i się w tobie zakochałam jedynym mężczyzną o którym myślę przed snem, z którym chcę się kochać, całować, przytulać, spać i robić mnóstwo innych rzeczy jesteś ty. Kocham cię najmocniej na świecie i nie musisz być o nikogo zazdrosny, bo jestem i będę już zawsze tylko twoja, rozumiesz?<br />
Pokiwałem głową. Ulżyło mi, a słowa Lucy sprawiły, że poczułem się przez nią doceniony i co najważniejsze kochany.<br />
- Też cię bardzo kocham i nie oddam cię nikomu. - powiedziałem łącząc nasze usta. Całowaliśmy się dopóki nie usłyszeliśmy dźwięku robionego zdjęcia. Kiedy oderwaliśmy się od siebie zobaczyłem jak paparazzi stoi niedaleko mojego auta przy swoim samochodzie z wielkim aparatem i robi nam zdjęcia. Mnóstwo zdjęć, ponieważ aparat co chwilę wydawał z siebie dźwięk. Zdenerwowany uchyliłem okno i krzyknąłem do niego:<br />
- Nigdy nie widział pan całującej się pary czy po prostu nie ma pan własnego życia?!<br />
- Za to mi płacą! - odkrzyknął.<br />
Lucy schowała swoją twarz na moim torsie i zaczęła się śmiać.<br />
- Jedź już. - wydusiła z siebie cały czas się śmiejąc i schodząc ze mnie by zając swoje miejsce.<br />
- Przynajmniej był szczery. - westchnąłem uśmiechając się pod nosem i odjeżdżając z pobocza.<br />
Samochód fotografa również ruszył, jednak skręcił przy najbliższym zakręcie podczas gdy ja nadal jechałem prosto. Zatrzymałem się jeszcze w pobliskim sklepie kupić kilka rzeczy na kolację, a potem wróciłem jadąc prosto do domu. Przyznam, że nie miałem ochoty własnoręcznie przygotowywać kolacji, ale nie miałem przecież innego wyboru. Gdybym był sam pewnie zjadłbym jakieś stare mięso wygrzebane z dna lodówki, jednak sam nie byłem, a moja dziewczyna zasługuje na coś lepszego niż przeterminowany kurczak, dlatego gdy tylko weszliśmy do środka zabrałem się za przygotowywanie grzanek z serem mozzarellą i pomidorem. Zrobiłem nawet samodzielnie jadalny deser, przez który cała moja kuchnia była w mące, a ja przypominałem bałwana, jednak myślę, że było naprawdę warto chociażby dla uśmiechu na twarzy Lucy i dla tego, kiedy później ścierała mi mąkę z twarzy. Jestem wielkim szczęściarzem mając taką dziewczynę.<br />
<b>Następny rozdział: 11 maja</b><br />
<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-72451276687288501662017-04-01T20:08:00.000+02:002017-04-11T19:42:59.910+02:00Rozdział 27<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Piątek. To zapewne ulubiony dzień każdej pracującej bądź uczącej się osoby. Mój również, a dzisiejszy piątkowy wieczór zapowiadał się świetnie. Rodzice Kate nadal są na delegacji, więc postanowiłyśmy urządzić babską imprezę. Tylko ja, Lily, Kate... no i Zayn, który jest zawsze. Stwierdził, że również będzie obecny na naszej imprezie, ponieważ nie chce, żebyśmy upiły się tak jak poprzednim razem, ale myślę, jednak, że jego też uda nam się upić.<br />
- Gdzie jesteś? - zapytała mnie Kate po drugiej stronie linii. - Zayn może po ciebie przyjechać.<br />
- Jestem już pod waszym domem, nie trzeba. - odparłam wchodząc na posesję domu Kate i widząc jak wygląda przez kuchenne okno na ulicę, a gdy tylko mnie dostrzegła przerwała połączenie i otworzyła szeroko drzwi mimo panującego na zewnątrz chłodu. Pogodynki zapowiadały jeszcze niedawno, że marzec będzie miesiącem ciepłym i słonecznym, jednak jak na razie słońca nie było nigdzie widać, a temperatura tylko nieznacznie się ociepliła co oznaczało, że nie prędko będzie można zamknąć kurtki na dnie szafy.<br />
- Jest już Lily? - spytałam zdejmując swoje rzeczy w holu i wchodząc za przyjaciółką dalej, gdzie jej brat już przygotowywał najróżniejsze przekąski w kuchni.<br />
- Hej Lucy. - przywitał się w dalszym ciągu krojąc paprykę w paski.<br />
- Hej, co przyrządzasz?<br />
- Właśnie kroję paprykę na sałatkę. Zrobiłem już masę przekąsek na nasz babski wieczór. - powiedział dumnie pokazując nożem, który trzymał w ręku na trzy sałatki stojące obok niego, kilkanaście malutkich kanapek z szynką i ogórkiem i grzanki z pesto.<br />
- Zrobiłeś to wszystko sam? - zapytałam biorąc jedną grzankę.<br />
- Pomagała mi Kate. - odparł otulając ramieniem siostrę.<br />
- W międzyczasie wszystkiego spróbowałam. - powiedziała zadowolona, idąc w moje ślady i biorąc jedną grzankę.<br />
Zayn również postanowił się nie krępować i zaczął zajadać się przyrządzonymi przez siebie i siostrę smakołykami.<br />
- A w zasadzie to kiedy przyjdzie Lily? - zapytał biorąc kolejną grzankę z talerza.<br />
- Zaraz do niej zadzwonię. - powiedziałam wyjmując z kieszeni telefon. Nie przejmowałam się zbytnio przedłużającą się nieobecnością Lily. Od kiedy pamiętam zawsze miała w nawyku się spóźniać, więc nie było to nic niepokojącego ani dziwnego.<br />
Kiedy już miałam nacisnąć zieloną słuchawę na telefonie przy jej numerze wszyscy usłyszeliśmy przeraźliwy huk jakby coś uderzyło o maskę jakiegoś samochodu z ogromną siłą. Zayn jako pierwszy podniósł się ze swojego miejsca i wyjrzał przez okno w kuchni.<br />
- O cholera patrzcie. - powiedział przerażony.<br />
Za oknem stał samochód z wgniecioną maską, a pod nim leżała dziewczyna. Kierowca wybiegł spanikowany i wyciągnął dziewczynę spod kół i w tym momnecie zamarłam. Wszyscy zamarliśmy. Okazało się, że Lily nie odbierze telefonu, bo właśnie leżała nieprzytomna na asflacie... Niewiele myśląc wybiegłam z domu i pobiegłam w miejsce, gdzie leżała moja przyjaciółka. Za mną wybiegła Kate i Zayn, który krzyknął do przerażonego kierowcy, żeby natychmiast zadzownił po karetkę. Sam uklęknął przy Lily odpychając mnie i Kate i przyłożył jej dwa palce do szyi sprawdzając puls.<br />
- Zayn proszę powiedz, że ona żyje! - krzyknęła Kate szarpiąc swojego brata. - Ratuj ją słyszysz?! No na co czekasz?! - zdenerwowała się, gdy Zayn odszedł od Lil z grobową miną.<br />
- Przykro mi dziewczyny, ale ona nie żyje...<br />
To zdanie zapamiętam do końca swojego życia. Mimo, że przed chwilą nie zanosiłam się płaczem będąc jeszcze w kompletnym szoku to teraz rzuciłam się na ziemię i krzyknęłam tak głośno, że z okien pobliskich domów wyjrzeli wszyscy sąsiedzi Kate. Wiem, że potem dużo osób wybiegło ze swoich domów oglądając całą sytuację jakby to było dobre przedstawienie w teatrze. Kate zanosiła się histerycznym płaczem, a Zayn dawał jej jakieś tabletki przytulając ją do siebie mocno i chowając jej głowę w swoją szyję tak, żeby nie oglądała zwłok przyjaciółki. Chwilę później przyjechała karetka i lekarze zakryli martwe ciało Lily jakąś folią stwierdzając jej zgon. Przyjechała też policja, która zaczęła zadawać mnóstwo pytań. Zaczęli też zadawać je mi, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Podszedł do mnie wtedy jeden z lekarzy i wstrzyknał mi jakiś silny środek uspokajający. W tym czasie ciało Lily zostało przeniesione do karetki, a kilka mężczyzn zaczęło czyścić ślady po krwi na asflacie. Droga została zabarykadowana, a ja nadal tkwiłam w tym samym miejscu cicho płacząc i spoglądając w stronę karetki, gdzie była moja przyjaciółka. Uświadomiłam sobie wtedy, że już nigdy więcej nie usłyszę jej głosu, jej śmiechu, nie pójdę z nią nigdy więcej na zakupy i nie urządzimy sobie babskiego wieczoru. Nie będziemy plotkować o naszych chłopakach (choć Liam nie był z Lily i nigdy już nie będzie co również sobie uświadomiłam), a jedyne miejsce gdzie będę mogła ją teraz odwiedzić to cmentarz.<br />
Po pewnym czasie przyszedł po mnie Zayn i zabrał z powrotem do domu. Chciałam zostać jeszcze z Lily, ale nie miałam siły mu się wyrywać, dlatego pozwoliłam, żeby mnie zaprowadził do środka. Kiedy weszłam zobaczyłam jak na kanapie leży Kate. Była cała blada i patrzyła się niemo w jeden punkt. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie, ale Zayn twierdził, że ma tak zawsze po każdym ataku i to znak, że lekarstwa zaczynają działać. Uwierzyłam mu i siadłam na fotelu, gdzie mnie usadził. Potem dał mi wody i jakieś leki, które kazał mi połknąć. Nie wiedziałam co to jest, ale byłam zbyt zszokowana całą sytuacją sprzed dosłownie chwili, żeby trzeźwo myśleć, dlatego robiłam dokładnie to co mi mówił.<br />
Po godzinie lub więcej moja psychika zaczęła przyzwyczajać się do nowej myśli, a mózg zaczął ponownie myśleć i zdawać sobie sprawę z tego co dookoła mnie się dzieje. Kate nie leżała już na kanapie tylko siedziała ze swoim bratem w kuchni i tuliła się do niego wypłakując mu wszystkie łzy na ramieniu. W kółko powtarzała jedno zdanie ,,Ona nie żyje", a on głaskał ją po głowie próbując uspokoić, ale chyba sam nadal był w wielkim szoku i wszystko co się stało do niego nie dochodziło. Wcześniej był zbyt zajęty nami, żeby o tym myśleć teraz zdawał sobie powoli sprawę z tego, że przyjaciółka jego siostry, którą sam znał od dziesięciu lat umarła przed jego domem potrącona przez samochód.<br />
- Lucy, napisałem do Louisa powinien zaraz tu przyjechać. - powiedział Zayn, gdy Kate puściła go na chwilę, żeby pójść do toalety.<br />
- Dzięki. - odparłam podchodząc do kuchennego okna, żeby wyjrzeć i sprawdzić co robią policjanci.<br />
Karetka już dawno odjechała, policja też powoli się zbierała odgradzając drogę przejazdu, a jedyną oznaką tego, że przed chwilą miał tu miejsce straszliwy wypadek z ofiarą śmiertelną były nie do końca zmyte ślady krwi na ulicy.<br />
- Bardzo mi przykro. Dla mnie to też był wielki szok. - powiedział stając za mną i kładąc mi dłoń na ramieniu. Bez słowa odwróciłam się i wtluliłam się w Zayna. Odwzajemnił mój uścisk i nic więcej nie mówiąc pogłaskał mnie po włosach. Wiedział, że tego potrzebuję i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Stał się moim przyjacielem na którego zawsze mogłam liczyć. Wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że starszy brat mojej przyjaciółki może stać się dla mnie kimś ważnym. Był taki czuły i opiekuńczy, że coś mnie do niego ciągnęło i sprawiało, że miałam przy nim poczucie bezpieczeństwa, ale trochę inne niż przy Louisie.<br />
A jeśli już mówimy o Lou zjawił się kilka minut po tym, gdy odsunęłam się od Zayna i dalej zaczęłam wpatrywać się w okno. Za nim przyjechał zatroskany Justin, który przejął od Zayna Kate zaczynając kołysać ją w swoich ramionach.<br />
- Jak się czujesz kochanie? Słyszałem o wszystkim, jestem w kompletnym szoku tak strasznie ci współczuję. - powiedział Lou otulając mnie swoimi ramionami od tyłu podczas gdy ja nadal stałam przy oknie nie odrywając wzroku od jezdni.</div>
<div dir="ltr">
- A jak się mogę czuć po stracie przyjaciółki, z którą przyjaźniłam się przez 10 lat?! - zapytałam ze wściekłością momentalnie odwracać się w stronę Louisa, który był nieco wystraszony moja reakcją i z obawą o własne zdrowie wycofał się do tyłu z uniesionymi rękami.</div>
<div dir="ltr">
- Spokojnie skarbie, nie chciałem cię zdenerwować, domyślam się jak się czujesz i chciałem tylko...</div>
<div dir="ltr">
- Zostaw mnie. - syknęłam znów odwracając się w stronę okna, ponieważ czułam, że obecność Lou w tym momencie nie działa na mnie dobrze.<br />
<b>*Louis*</b><br />
Odszedłem od Lucy wiedząc pozwalając jej na chwilę spokoju. Nie rozumiałem jej bólu i nie mogłem zrozumieć, bo to nie ja straciłem kogoś z kim byłem związany przez tyle lat, ale wiedziałem, że jest jej teraz bardzo ciężko tym bardziej, że cały ten tragiczny wypadek miał miejsce zaledwie dwie godziny temu. Sam, kiedy tylko się o tym dowiedziałem byłem w kompletnym szoku. Znałem Lily, rozmawiałem z nią przecież kilka razy, była najlepszą przyjaciółką mojej dziewczyny, a teraz tak nagle umarła. Wpadła pod samochód i w jednej sekundzie straciła życie. Za każdym razem, gdy dowiaduję się o śmierci kogo znałem i z kim rozmawiałem (co jak na razie wydarzyło się dopiero trzy razy) myślę, że to niemożliwe, niedorzeczne. Tak jakby osoby, które mnie znają i ja ich znam były nieśmiertelne.<br />
- Hej, stary nie przejmuj się, Lucy jest teraz w szoku, dlatego na ciebie nakrzyczała, zobaczysz, że potem będzie wszystko okej. - poklepał mnie po plecach Zayn.<br />
- Tak, wiem, ale sam jestem jeszcze w szoku mimo, że nie przeżywam tego tak jak ona. odpowiedziałem zerkając na Lucy, która wciąż tkwiła przy oknie ze wzrokiem wlepionym w jezdnię.<br />
- Uwierz mi, że ja w jeszcze większym. Znałem Lily tyle samo lat co Kate, była w końcu jej przyjaciółką, przyjaźniły się we trzy. Przed chwilą sam próbowałem ją ratować, ale kiedy przyłożyłem jej palce do szyi pulsu już nie było.<br />
- To na pewno było straszne widzieć czyjeś ciało wiedząc, że ten ktoś już nie żyje. - stwierdziłem. - A co z policją? Nie będą zadawać dziewczynom pytań? Nie ma żadnej sprawy?<br />
- Oczywiście, że będzie, ale nie dzisiaj. Policjanci stwierdzili, że najlepiej będzie jeśli Kate i Lucy trochę ochłoną i złożą zeznania, kiedy będą w stanie w formie świadków. Ja też.<br />
- Trzeba będzie powiedzieć o tym Liamowi. - przypomniałem sobie. - Chciał związać się z Lily i poukładać sobie z nią życie, a teraz...<br />
- Biedny Liam. - pokiwał głową Zayn siadając na kanapie.<br />
Usiadłem obok niego rozpierając się na kanapie. Chwilę potem dołączył do nas Justin, który zostawił Kate razem z Lucy, Teraz dziewczyny razem stały przy oknie co chwilę żałośnie pochlipując. Było mi ich naprawdę szkoda i chyba nie tylko mi. Zayn i Justin też patrzyli się na nie ze współczuciem.<br />
- Biedna Katie. Zostanę dzisiaj u was na noc, na pewno chce żeby ktoś z nią był. - oświadczył Zaynowi Justin.<br />
- Ma mnie, możesz wrócić na noc do siebie. - mruknął Zayn. Od Justina wiedziałem, że brat Kate go nie lubi i nie przyjął wiadomości o ich związku z radością. Zamiast gratulacji usłyszał tylko, że jeśli spróbuje zranić Kate będzie gryźć glebę, co raczej nie zabrzmiało przyjacielsko.<br />
- Jestem jej chłopakiem, mam prawo być w tak trudnych chwilach przy swojej dziewczynie. - zapierał się Justin.<br />
- A ja jestem jej bratem i również mam prawo być przy swojej siostrze.<br />
- Spokojnie chłopaki nie brakuje nam tu jeszcze tego, żebyście się tu teraz pobili. - próbowałem załagodzić sytuację i po części mi się to udało. Justin i Zayn odwrócili os siebie nienawistne spojrzenia i odwrócili się do siebie plecami.<br />
- Zachowujecie się jak przedszkolaki, Zayn Kate jest już dorosła może pozwól jej zadecydować czy chce spędzić tak bolesny dla niej wieczór ze swoim chłopakiem. - doradziłem, jednak moja porada jak się szybko okazało była całkowicie zbędna.<br />
- Chłopakiem. - prychnął Zayn. - Ona już miała takiego właśnie chłopaka jak Justin.<br />
- Nie jestem taki jak on! - krzyknął podirytowany Justin wstając ze swojego miejsca. - Nie zostawię Kate, bo ją kocham kiedy to w końcu do ciebie dotrze i przestaniesz mi ubliżać i grozić?! Czy ona grozi twojej dziewczynie?<br />
- Nie grozi, bo się z nią przyjaźni, a wiesz dlaczego?!<br />
- Spokój! - tym razem to uniosłem się ze swojego miejsca, ponieważ naprawdę nie chciałem, żeby w tym nieszczęśliwym dniu oprócz wypadku Lily powstała tu bójka między Zaynem przesadnie dbającym o swoją siostrę, a Justinem, który nie mógł dłużej znieść brata swojej dziewczyny.<br />
- Czy możecie nie krzyczeć?! - krzyknęła Kate z kuchni.<br />
- Zapytaj swojego brata. - warknął Justin na co Zayn zmierzył go morderczym wzrokiem.<br />
- Nie lubię Louisa, ale teraz powiedział wyjątkowo mądrą rzecz. Zachowujecie się jak przedszkolaki. - powiedziała wściekła Kate podchodząc do naszej trójki. - Zayn, Justin dziś u mnie zostanie czy ci się to podoba czy nie. Jesteś moim bratem, ale czasami trochę przesadzasz.<br />
- Mam pomysł. - nagle w salonie przy boku Kate pojawiła się również Lucy. - Napijmy się wszyscy wtedy wyładujemy tą całą napiętą atmosferę.<br />
- Skarbie to nie jest dobry pomysł...- zacząłem podchodząc do Lucy, żeby odwieźć ją od pomysłu picia alkoholu, jednak Kate stojąca obok niej stwierdziła, że to znakomity pomysł i już po kilku sekundach na stoliku stały dwie butelki whiskey.<br />
Mimo moich początkowych protestów alkohol szybko został rozlany do kieliszków, bo w zasadzie chyba nikt ze zgromadzonych nie liczył się wtedy z moim zdaniem. Gdy jedna z litrowych butelek została opróżniona (w zaskakująco szybkim tempie), a całej naszej piątce alkohol zaczął buzować w żyłach Kate podrzuciła pomysł, żebyśmy zagrali w grę ,,Nigdy nie robiłam", na co wszyscy chętnie się zgodzili, w tym również ja. W końcu kto nie lubi grać w tę grę, kiedy jest się pijanym, po to, żeby być bardziej pijanym i powiedzieć dużo różnych, głupich rzeczy, których następnego dnia będzie się żałować.<br />
- Kto zaczyna? - zapytał Justin, gdy wszyscy siedzieliśmy już w kółku z kubeczkami przepełnionymi alkoholem.<br />
- Ja. - zgłosiłem się z zadowoleniem. - Chociaż to będzie trudne, bo dużo rzeczy już robiłem w swoim życiu.<br />
- No dalej Tommo, na pewno jest rzecz, której jeszcze nie robiłeś. - powiedział Justin, a ja zastanowiłem się przez chwilę.<br />
- Faktycznie. Nigdy nie uprawiałem seksu z kimś starszym ode mnie. Zdecydowanie wolę młodsze. - uśmiechnąłem się puszczając oczko do Lucy siedzącej obok mnie.<br />
Ze swoich kubków napili się Justin, Lucy i Kate.<br />
Następną osobą była Lucy, która widząc wzrok innych skierowany na swoją osobę wtuliła się w moje ramię z zawstydzeniem co według mnie było bardzo urocze. Lubiłem, kiedy tak się zachowywała. Czułem się wtedy jak jej superbohater, a to wspaniałe uczucie.<br />
- Więc...nigdy nie spotykałam się z dwoma osobami na raz.<br />
Tym razem alkohol wypiło tylko męskie grono. Lucy zmroziła mnie wzrokiem, a Kate widząc jak Justin bierze łyka ze swojego kubka pokręciła z zażenowaniem głową.<br />
- Kaczusiu, ale to było zanim cię poznałem. - zaczął natychmiast tłumaczyć się Justin, na co Kate westchnęła.<br />
- Nigdy nie paliłam papierosów. - powiedziała po chwili.<br />
- Serio? Nigdy? - zapytałem z niedowierzaniem. Z reguły każdy w swoim życiu zapalił chociaż raz papierosa, a Kate wyglądała mi na taką osobę, która podobnie jak ja wiele rzeczy w swoim życiu już spróbowała.<br />
- Nigdy mnie do tego nie ciągnęło. - wzruszyła ramionami. - Wystarczy, że Zayn pali, ten smród jest okropny.<br />
Kiedy nadeszła kolej na Zayna, zaczął myśleć, przez chwilę a po chwili wypalił zadowolony:<br />
- Nigdy nie obciągałem facetowi kutasa.<br />
Jedyną osobą, która sięgnęła po kubeczek była Kate.<br />
- No co? - zapytała, gdy wszyscy zaczęli się na nią patrzeć z niedowierzaniem. - To było tylko raz z moim byłym chłopakiem, nie oceniajcie mnie.<br />
- A ja nigdy nie masturbowałem się w miejscu publicznym. - powiedział Justin, na co kubek podniosłem ja i Zayn.<br />
- Fuj, jesteś obrzydliwy. - powiedziała Lucy odsuwając się ode mnie na pewną odległość.<br />
- Daj spokój, to było w męskiej toalecie, musiałem poradzić sobie jakoś z problem. - odparłem ponownie ją do siebie przytulając.<br />
Gra toczyła się jeszcze przez dobre pół godziny dopóki mój kubek nie stał się pusty. Nie trudno było jednak przewidzieć, że to właśnie ja zostanę zwycięzcą. Osobą, której kubek był najpełniejszy była Lucy, więc zgodnie z zasadami gry powinienem wyznaczyć jej zadanie do wykonania.<br />
- Możesz być pewna, że wyznaczę ci zadanie skarbie, ale nie tutaj i nie teraz. - powiedziałem uśmiechając się znacząco na co Justin zagwizdał.<br />
- Chyba wolę nie wiedzieć i nie słyszeć co będziecie robić.<br />
- Oh, tak przyjacielu, masz rację. - zaśmiałem się, a Lucy schowała głowę w moją pierś.<br />
- Jesteś okropny. - wymruczała w moją bluzę.<br />
- Kochanie, w nocy będziesz mówiła zupełnie inaczej. - szepnąłem jej na ucho.<br />
- Kto jest za tym, żebyśmy sobie zapalili ziółka? - zapytał Zayn, pierwszy podnosząc się z podłogi.<br />
Chętni byli wszyscy co nie trudno było odgadnąć, dlatego Zayn poszedł na górę i przyniósł trzy zwinięte skręty.<br />
- Mam tylko trzy, więc nasze dwie urocze pary się podzielą, prawda?<br />
- Jasne. - odparliśmy równocześnie z Justinem biorąc po jednym z foliowej siateczki.<br />
- Lucy, wiesz jak się dzielić dymem prawda? - zapytałem Lucy siedzącej mi na kolanach, która pokiwała głową z uśmiechem.<br />
- Ja palę pierwsza. - oświadczyła zabierając mi skręta z dłoni i podpalając go, a następnie zaciągnęła się nim i wypuściła dym do moich otwartych ust.<br />
- Zayn, pozwalasz swojej siostrze palić zioło? - zapytałem śmiejąc się pod nosem.<br />
- No...tak, w końcu jest przecież dorosła, a to wcale nie jest aż tak szkodliwe. - odparł spoglądając na Kate dzielącą się dymem z Justinem.<br />
- Louis, ja chyba nie powinnam tego robić. - powiedziała Lucy, gdy nasz skręt powoli zaczynał się już wypalać i tym razem to ja dawałem jej dym do ust.<br />
- Czego? Palić marihuany? Kotku przecież to już kiedyś ze mną robiłaś, nie pamiętasz?<br />
- Nie, nie o to chodzi. Nie powinnam bawić się dosłownie kilka godzin po śmierci mojej przyjaciółki, kiedy ten wieczór miałam spędzić właśnie z nią.<br />
- Myślę, że Lily nie chciałaby, żebyś zamiast tego co teraz robisz płakała w poduszkę i wylewała swoje gorzkie żale. Otwórz usta.<br />
Lucy westchnęła ciężko, ale otworzyła usta biorąc kolejną dawkę dymu. Była już wyraźnie wstawiona i w dodatku na haju. Może to co powiedziała miało swoje rację, ale sądzę, że skoro Lily jeszcze przed paroma godzinami sama zamierzała się dobrze bawić nie zabroniłaby tego swoim przyjaciółkom. A gdyby nie porządna dawka alkoholu i odrobinę marihuany Lucy i Kate pewnie leżałyby teraz kłodą na łóżku i wypłakiwały wszystkie łzy przytulone do zdjęć swojej zmarłej przyjaciółki. A jeśli chodzi o Kate to siedziała teraz na Justinie i namiętnie się z nim całowała zupełnie nie przejmując się tym, że obok niej siedzi jej brat,a zaraz niedaleko niego ja i Lucy.<br />
- Możecie nie wkładać sobie teraz języków do gardeł? - zapytałem zniesmaczony.<br />
- A co zazdrościsz stary? - zapytał Justin uśmiechając się do mnie złośliwie.<br />
- Mam swoją dziewczynę, a poza tym tobie nie mam czego zazdrościć. - prychnąłem z pogardą.<br />
- Jesteś tego pewien? - zapytał spod uniesionych brwi.<br />
- Owszem. Jestem tak samo pewien tego co powiedziałem jak i tego, że masz małego penisa. - zaśmiałem się, a Lucy spojrzała na mnie karcąco.<br />
- Louis jak możesz mówić takie rzeczy?<br />
- Wcale nie. - oburzył się Justin wydymając dolną wargę.<br />
- Kate chyba może to potwierdzić. - powiedziałem spoglądając na Kate.<br />
- Może przyjaciel Justina nie jest wielki, ale za to wariat. - odparła głaszcząc przygaszonego Justina po głowie.<br />
- Kate, po co to mówiłaś. Mogłaś powiedzieć, że jest duży. - zasmucił się, a ja i Zayn wybuchnęliśmy śmiechem. Jedynie Lucy powstrzymywała się od śmiechu, ale widząc minę Justina także zaczęła się śmiać.<br />
- Nie przejmuj się kochanie, oni ci zazdroszczą, że z twojego przyjaciela u dołu taki wariat. - pocieszała go Kate, jednak jej chłopak nadal nie był zadowolony.<br />
Po pewnym czasie, gdy śmiech między naszą trójką ustał,a narkotyki nieco wyparowały i zdaliśmy sobie sprawę z późnej pory stwierdziliśmy, że najlepiej będzie posprzątać teraz puste butelki po alkoholu ze stolika, a potem położyć spać. Co prawda wolałem wrócić razem z Lucy do siebie, jednak alkohol mi na to nie pozwalał, wolałem nie jeździć po pijaku, a zwłaszcza, kiedy nie wypiłem wcale mało.<br />
- Zajmiemy z Lucy pokój gościnny. - powiedziałem do Zayna, który pokiwał głową podnosząc ostatnią butelkę po whiskey z ziemi.<br />
- Tylko nie uprawiajcie tam seksu, bo nie mam ochoty słuchać waszych jęków. - zaśmiał się.<br />
- A ja mam zamiar pieprzyć się z małym wariatem Justina, prawda kochanie? - zapytała Kate stojąc i śmiejąc się na środku salonu. Wydaje mi się, że wypiła najwięcej z całej naszej piątki i zastanawiał mnie tylko fakt jakim cudem nie wybuchła jej jeszcze od tego głowa.<br />
- Tak! Już od tygodnia na to czekałem. - ucieszył się Justin i pociągnął za sobą Kate na górę.<br />
- Hej, to nie jest śmieszne, mam pokój obok was i nie chcę tego słuchać! - krzyknął za nimi Zayn, ale Kate już zamknęła swój pokój i nie słuchała swojego brata, chociaż myślę, że nawet gdyby to usłyszała nic by sobie z tego nie zrobiła.<br />
- Mam nadzieję, że się przynajmniej zabezpieczą. Nie chcę zostać wujkiem - mruknął niezadowolony i poszedł na górę.<br />
- My też będziemy się kochać? - zapytałem Lucy sugestywnie poruszając brwiami.<br />
- Nie. - odparła kręcąc głową i ciągnąc mnie za rękę. - My idziemy spać.<br />
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Gdy weszliśmy z Louisem do pokoju gościnnego zdałam sobie sprawę z tego, że nie pożyczyłam od Kate nic do spania, a wolałam nie wchodzić do jej pokoju z czystej obawy, że jej słowa wypowiedziane pod wpływem alkoholu mogą okazać się prawdziwe, a widok Justina i Kate uprawiających seks raczej nie był widokiem, który chciałam zobaczyć, dlatego zdecydowałam spać w samej bieliźnie ku radości Louisa.<br />
- Kochanie, czy pamiętasz jak miałem wyznaczyć ci zadanie? - zapytał obserwując mnie uważnie jak półnaga idę w stronę pościelonego łóżka.<br />
- Nie mam teraz ochoty się z tobą pieprzyć, Louis. - odpowiedziałam zgaszając lampkę i nakrywając się po uszy kołdrą, na znak, że nie jestem zainteresowana jego fantazjami seksualnymi.<br />
- Chciałem tylko, żebyś mi zrobiła masaż. - powiedział zawiedziony kładąc się obok mnie.<br />
- Masaż twojego penisa?<br />
- Nie, taki normalny masaż. W łazience przy pokoju Kate jest olejek eteryczny, mogłabyś mi pomasować plecki.<br />
- Lou, naprawdę jestem już śpiąca. - próbowałam protestować, ale po licznych prośbach i błaganiach Louisa w końcu się zgodziłam i poszłam do łazienki po olejek po drodze słysząc jęki dochodzące z pokoju Kate co oznaczało, że jej słowa były całkowicie prawdziwe. Współczułam jedynie Zaynowi, którego pokój był obok i doskonale słyszał każdy jęk swojej siostry i jej chłopka. Ma naprawdę ciężkie życie.<br />
- Połóż się. - powiedziałam zapalając znów lampkę przy łóżku i klękając obok Louisa.<br />
Lou bardzo chętnie wykonał moje polecenie, a ja usiadłam na jego pupie i wylałam na swoje ręce odrobinę olejku następnie rozprowadzając go po jego plecach.<br />
- Pomasuj mi najpierw kark, a potem łopatki. - wymruczał w poduszkę, na której miał schowaną głowę.<br />
- Jeszcze jakieś życzenia? - spytałam z sarkazmem w głosie, jednak mimo to posłuchałam się rad Louisa i zaczęłam masować mu kark wcierając w niego olejek.<br />
- Nie, to wszystko. - odpowiedział.<br />
Masaż trwał może jakieś 20 minut. Nie liczyłam czasu, ani nie patrzyłam na zegarek ponieważ w tym czasie moje myśli znów były skupione na Lily, a ręce machinalnie wykonywały tylko swoją pracę. Miałam sobie za złe, że zaledwie godzinę po jej śmierci zaczęłam pić alkohol i bawić się jakby jej śmierć w ogóle mnie nie obeszła. Miałam wtedy nadzieję, że gdy zacznę pić zapomnę o tym tragicznym wypadku i usunę ze swojej pamięci widok jej martwego ciała wyciągniętego spod kół samochodu, a potem zakrytego folią i pakowanego do karetki.To było naprawdę okropne i nie chciałam tego pamiętać. Dopiero teraz, gdy alkohol powoli opuszczał mój organizm zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawę i wspomnienia znów we mnie uderzyły tym razem ze zdwojoną siłą. Zdałam sobie sprawę również z tego, że to dopiero początek drogi, którą będę miała do przejścia. Czeka mnie przecież odwiedzenie komisariatu policji i złożenie zeznań na temat jej śmierci, a potem pojawienie się w sądzie i składanie zeznań jako świadek. Nie wiem czy ten wypadek był winą kierowcy samochodu, czy Lily, która weszła na jezdnię, ale tak czy inaczej mężczyzna i tak będzie musiał odpowiedzieć za jej śmierć. Oprócz tego za kilka dni na pewno odbędzie się jej pogrzeb, a ja nie wiem czy będę miała odwagę i siłę po raz ostatni spojrzeć na jej martwe ciało.<br />
Kiedy Louis obrócił się znów na plecy i oświadczył, że idzie spać gasząc światło (wcześniej dziękując mi za masaż dając mi buziaka w usta) ja leżałam nieruchomo wpatrując się w sufit i zastanawiając się co się dzieje teraz z Lily. Czy jej ciało leży teraz w kostnicy? Czy jej rodzice wiedzą już o śmierci córki, czy myślą, że śpi u Kate po świetnej zabawie. Nie, na pewno już wiedzą, ktoś już ich pewnie powiadomił. Czy płaczą teraz tak samo jak płakałam ja i Kate na środku ulicy tuż po jej wypadku? A Liam? Czy on wie? A młodszy brat Lily? Co sobie pomyśli, gdy zorientuje się, że jego starsza siostra już nigdy nie wróci? To wszystko jest takie straszne i smutne. Pamiętam jak jeszcze wczoraj ustalałyśmy nasz wspólny wieczór i jak śmiałyśmy się we trzy siedząc w szkolnej kawiarni pijąc kawę latte z podwójną pianką. Lily była wtedy taka szczęśliwa i nawet nie zdawała sobie sprawy, z tego, że kolejnego dnia umrze.<br />
Jęki za ścianą wreszcie ustały. Kate skończyła uprawiać już seks z Justinem i pewnie teraz śpi. A może nie śpi i zastanawia się nad śmiercią Lily tak samo jak ja? Ale nie, ona wypiła za dużo alkoholu, zacznie o tym myśleć dopiero jutro gdy zostanie sama, bo ona nigdy nie płacze przy kimś. Tylko dzisiaj płakała i dostała kolejnego napadu histerii po pół roku przerwy. A ja mam ochotę wrócić do bulimii i pójść zwymiotować wszystkie grzanki, kanapki i inne przekąski, które dzisiaj zjadłam. Teraz terapeutka, którą miał mi zapewnić Louis będzie potrzebna mi również do tego, żeby poradzić sobie ze śmiercią przyjaciółki, o ile w ogóle sobie z nią poradzę.</div>
<div dir="ltr">
<i> Dobranoc Lily.</i></div>
<div dir="ltr">
<b> Następny rozdział: 27 kwietnia</b></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-68203998177410679832017-03-28T16:07:00.003+02:002017-03-28T16:07:48.761+02:00Rozdział 26<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Poprzednią noc spędziłam u Louisa mimo, że moja mama nie była z tego zadowolona, ale po tak burzliwym dniu potrzebowałam zasnąć obok kogoś bliskiego i obudzić się wtulona w jego bok słuchając bicia jego serca. To piękne uczucie, najpiękniejsze jakie znam.<br />
Obudziliśmy się oboje wcześnie. Louis musiał odwieźć mnie do domu, a sam jechał na trening zaczynający się o tej samej godzinie co moje lekcje.<br />
- Przyjadę po ciebie po szkole. - powiedział, kiedy samochód zaparkował na podjeździe przed moim domem. - I przyszykuj sobie jakąś ładną sukienkę, bo zabiorę cię na prawdziwą randkę do restauracji.<br />
- Z jakiej to okazji? - zapytałam zdziwiona.<br />
- Czy musi być jakaś okazja, żebym mógł zabrać swoją dziewczynę gdzieś gdzie zasługuje? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie.<br />
- Robisz się coraz bardziej romantyczny. - powiedziałam ze śmiechem. - Ale dobrze wybiorę sobie coś ładnego.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy auto Louisa odjechało, a ja weszłam do domu powitała mnie głucha cisza. Mama już dawno pojechała do pracy, wieszak na płaszcze był pusty, zniknęły również kluczyki do samochodu, a na stole nie leżały żadne jej papiery, o których mogła zapomnieć, co oznaczało, że szanse na jej powrót są zerowe, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Moją pierwszą lekcją była matematyka, której szczerze nienawidzę, a nauczycielka (najbardziej znienawidzona przez wszystkich uczniów liceum Bentleya) jest wymagająca do tego stopnia, że kartkówki są u niej na prawie każdej lekcji, więc nie chcąc ryzykować kolejną negatywną oceną stwierdziłam, że najlepszym wyborem będzie po prostu na nią nie iść.</div>
<div dir="ltr">
Ze spokojem udałam się więc do swojego pokoju, żeby zmienić ubrania na dzisiejsze, a później skierowałam się do łazienki w celach upiększających, jeśli wiecie co mam na myśli. Kiedy wszystkie czynności, które powinnam zrobić zostały ukończone zeszłam na dół włączając telewizor i zabierając się za oglądanie kolejnego sezonu Kardashianek. Jednak w mojej głowie była jedna rzecz, która nie pozwalała mi się skupić na losach Kim, która właśnie poszła razem z Kourtney, żeby dowiedzieć się o płci swojego dziecka. Przez cały czas gryzło mnie moje wczorajsze zachowanie w stosunku do Lily, Kate i Zayna. Sama nie wiem kogo potraktowałam najgorzej, ale wiedziałam, że będę musiała przeprosić całą trójkę i zwierzyć się dziewczynom z mojej bulimii. Jako moje dwie najbliższe przyjaciółki powinny o tym wiedzieć, ale będzie to niezwykle trudne dla mnie do powiedzenia.<br />
Równo o godzinie 9 wyszłam z domu i po 20 minutach dotarłam pod budynek szkoły. W szatni zaczepiło mnie kilka dziewczyn, z którymi chodzę na matematykę, żeby pożyczyć mi swoje notatki, za które podziękowałam i je wzięłam. Teraz przynajmniej będę przygotowana do następnej lekcji, a jestem pewna, że matematyczka już więcej razy mi nie odpuści.<br />
- Widziałyście gdzieś Kate albo Lily? - zapytałam Ashley i Anne, które nadal wiernie dotrzymywały mi towarzystwa.<br />
- Kate jest u trenera w kantorku, a Lily ostatnio widziałam w kawiarni. - odparła Anne szczęśliwa, że to właśnie ona mogła udzielić mi cennej odpowiedzi.<br />
- W porządku, w takim razie dziękuję wam za notatki i do zobaczenia. - powiedziałam zamykając swoją szafkę i wychodząc z szatni. Anne i Ashley pomachały mi na pożegnanie, a ja popędziłam na górę w poszukiwaniu Lily. Sprawę Kate i Zayna wolałam załatwić później, ponieważ przeczuwałam, że z tym pójdzie mi najciężej.<br />
Nie musiałam zbyt długo się rozglądać, żeby znaleźć Lily. Wychodziła właśnie z kawiarni trzymając w ręce papierowy kubek z gorącą czekoladą. Na mój widok stanęła w miejscu nie wiedząc co powinna teraz zrobić.<br />
- Hej Lil. - podeszłam do niej, zaczynając od zwykłego przywitania.<br />
- Hej. - mruknęła.<br />
- Możemy pogadać? - zapytałam rozglądając się po korytarzu. Wszędzie gdzie tylko sięgnęłam wzrokiem byli uczniowie z różnych klas. Jedynym ustronnym miejscem, gdzie zwykle nie przebywało wiele osób była szatnia dziewczyn, dlatego zaproponowałam Lily właśnie to miejsce, w które później się udałyśmy.</div>
<div dir="ltr">
- O czym chcesz ze mną gadać? - zapytała Lily siadając na ławce w szatni.</div>
<div dir="ltr">
- Chcę pogadać o tym co wczoraj się stało na wfie. Powinnam powiedzieć wam to już dawno temu, ale zwyczajnie nie miałam odwagi. Myślałam, że poradzę sobie z tym sama. - westchnęłam.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba wiem o co chodzi. - powiedziała Lily. - Kate powtórzyła mi to co mówił jej Zayn.</div>
<div dir="ltr">
- Czy oni naprawdę informują się o wszystkim? - zadałam pytanie skierowane po połowie do przyjaciółki, a po połowie do siebie samej. Lily wzruszyła ramionami, a ja nie chcąc dalej przedłużać momentu do którego dążyłam zaczęłam opowiadać Lily całą swoją historię od początku. Po wszystkim nie kryła swojego zaskoczenia jak i również oburzenia faktem, że dowiaduje się o tym dopiero teraz, ale mimo to uściskałyśmy się, a ja znów poczułam, że zawsze mogę liczyć na pomoc przyjaciółek.<br />
Dzwonek zadzwonił w momencie, gdy wyszłyśmy z szatni. Lil popędziła do swojej sali, a ja skręciłam korytarzem kierując się na swoje zajęcia, na które specjalnie się nie spieszyłam. Pani Stanley - nauczycielka historii, kobieta po pięćdziesiątce zbliżająca się do emerytury niespecjalnie zainteresowała się, gdy weszłam do sali z niemrawym ,, przepraszam za spóźnienie" i z hukiem położyłam swoje rzeczy na ławce. Po tylu latach pracy w szkole chyba była do tego przyzwyczajona. Zauważyłam, że w sali nie ma jeszcze kilku uczniów i dopiero, gdy wszyscy już przyszli Stanley zaczęła sprawdzać listę obecności, po której zaczęła prowadzić lekcje o ile można nazwać to lekcją. Była dziś zmęczona do tego stopnia, że kazała przeczytać nam temat w podręczniku, a sama z ociąganiem zaczęłam uzupełniać dziennik.<br />
Po skończonej lekcji zaczęłam szukać Kate. Liczyłam na to, że nie siedzi znów u swojego brata w kantorku tylko chodzi gdzieś razem z Naomi i Judie lub pije z nimi miętową herbatę w kawiarni. Nie myliłam się, nie musiałam długo się za nią rozglądać, by dostrzec ją w kawiarni, gdzie siedziała przy jednym z elitarnych stolików, jak nazwali to uczniowie tej szkoły. Podobno kawiarnia od początków wybudowania tej szkoły należała do tak zwanej elity, ale później gdy zaczęli w niej przebywać również ci '' zwykli" uczniowie elita wydzieliła miejsce, gdzie siadali tylko oni i tak to już zostało.<br />
Podeszłam do stolika Kate zajmując wolne miejsce. Siedzące dwa stoliki dalej Melody i Cindy pomachały mi na przywitanie, ale nie zamierzałam odwzajemnić tego gestu, gdyż zwyczajnie nie miałam na to czasu.<br />
- Naomi, Judie, możecie zostawić nas same? - zapytałam dziewczyny siedzące przy Kate, jednak moja prośba zabrzmiała bardziej jak żądanie czym również się nie przejęłam. Na moje słowa od razu wstały opuszczając stolik i zostawiając mnie z przyjaciółką.<br />
- Musimy porozmawiać. - powiedziałam, gdy Naomi i Judie już na dobre odeszły.<br />
- Inaczej nie wypraszałabyś moich koleżanek. - wywróciła oczami Kate biorąc kolejny łyk miętowej herbaty przez zakręconą słomkę w jej ulubionym, fioletowym kolorze.<br />
- Wiem, że wczoraj nie zachowałam się w porządku wobec ciebie nie mówiąc ci prawdy, ale...<br />
- Obraziłaś mojego brata i jednocześnie mnie przed szkołą. - powiedziała zachowując stoicki spokój, który przerażał mnie w niej najbardziej. Kiedy nie okazywała kompletnie żadnych emocji wtedy było już wiadomo, że jest bardzo zła. To był jej znak rozpoznawczy, który umieli rozpoznać tylko najbliższe jej osoby. Inni mogli zastanawiać się tylko co jest nie tak lub myśleć, że Kate nie ma nastroju.<br />
- Wiem, jego też przeproszę, ale najpierw chciałam zacząć od ciebie. - westchnęłam dosuwając swoje krzesełko do stolika. - Zayn miał rację, ale bałam się do tego przyznać. Wiem, powinnam powiedzieć ci o tym już dawno temu kiedy to wszystko się zaczęło, ale nie potrafiłam.<br />
- Jak to się zaczęło? - zapytała odsuwając od siebie herbatę.<br />
Więc po raz trzeci w przeciągu ostatnich 24 godzin opowiedziałam historię swojej bulimii, o tym jak do niej wróciłam i czemu to zrobiłam. Mimo, że na samym początku mina Kate nie wyrażała kompletnie nic tak jak poprzednio to po pewnym czasie na jej twarzy pojawiło się współczucie i gdy już skończyłam opowiadać jej wszystko przytuliła mnie i zamówiła mi miętową herbatkę jako oznakę swojego wybaczenia.<br />
- Myślałam, że już skończyło ci się kieszonkowe. - powiedziałam przypominając sobie moment, w którym Kate oznajmiła wszystkim wszechobecnym, że po wyjeździe jest spłukana i nie dostała od rodziców więcej kieszonkowego.<br />
- Bo się skończyło, dlatego teraz zabieram od Zayna.<br />
- Wie o tym?<br />
- Nawet sam mi daje i będzie dawał dopóki rodzice nie wrócą z kolejnej delegacji.<br />
- A jeśli mówimy już o Zaynie, to gdzie on teraz jest? - zapytałam.<br />
- U Hetfielda. - odpowiedziała mi zerkając na swój telefon. - Właśnie wyszedł.<br />
- Piszecie do siebie za każdym razem gdy zmieniacie miejsce?<br />
- Zdarzają się wyjątki. - wzruszyła ramionami chowając telefon do kieszeni. - Jeżeli chcesz pogadać z nim jeszcze na tej przerwie, to radzę ci idź do niego teraz. Za chwilę rzuci się na niego Mia i jej spółka, ostatnio cały czas go podrywa.<br />
- Zauważyłam, dzięki za herbatę. - powiedziałam wstając i przysuwając swoje krzesło do stolika. Chciałam wspomnieć jeszcze o naszej rozmowie i powiedzieć do Kate coś w stylu ,, cieszę się, że nie mamy już przed sobą tajemnic", ale odpuściłam to sobie wiedząc, że moja przyjaciółka nie należy do osób, które lubią żyć wspomnieniami nawet jeśli mówimy tu o wspomnieniach sprzed kilku minut.<br />
Zgodnie z tym co mi powiedziała udałam się w kierunku gabinetu dyrektora i kiedy byłam w połowie drogi napotkałam na niej Zayna.<br />
- Hej. - przywitałam się, a moja pewność siebie, która towarzyszyła mi jeszcze przed chwilą wyparowała. Zawsze bowiem znalazła się osoba lub sytuacja przez, którą czułam się bardzo niepewnie.<br />
- Witaj Lucy. - odpowiedział podnosząc na mnie swój wzrok.<br />
- Chciałam...z tobą pogadać.</div>
<div dir="ltr">
- Zapraszam. - Zayn wskazał, żebym poszła przodem i poszliśmy do jego kantorka. Podczas tej niedługiej drogi widziałam jak Mia, która nosiła się z zamiarem zagadania przystojnego trenera patrzy na mnie zazdrośnie, ale po chwili to spojrzenie znika i tylko uśmiecha się do mnie niewinnie. Jej zachowanie pozostanie dla mnie już zawsze zagadką, ale w zasadzie wolę, gdy usługuje mi na każdym kroku niż gdy mnie wyzywa choć i z tym już sobie nieźle radzę. Szkoła Kate robi swoje.</div>
<div dir="ltr">
- Zrobić ci herbaty? - spytał Zayn, gdy drzwi od jego kantorka zostały za nami zamknięte, a ja siadłam na tym samym miejscu, na którym siedziałam wczoraj.</div>
<div dir="ltr">
- Nie dziękuje, piłam przed chwilą z Kate w kawiarnii. Zayn pokiwał głową i zajął swoje miejsce naprzeciwko mnie.</div>
<div dir="ltr">
Tak jak poprzednio przez moment zapadła między nami cisza, ale w odróżnieniu od dnia wczorajszego to ja przerywam milczenie.</div>
<div dir="ltr">
- Przepraszam za to jak na ciebie nakrzyczałam i byłam dla ciebie nie miła. Miałeś rację co do każdego słowa. Przepraszam, po prostu się bałam. Nie chciałam, żeby mój sekret się wydał.</div>
<div dir="ltr">
-Wiem Lucy, rozumiem to i przyjmuję twoje przeprosiny. Najważniejsze jest teraz to, żebyś otrzymała odpowiednią pomoc i wsparcie od rodziny i przyjaciół.</div>
<div dir="ltr">
- To już jest załatwione. Louis obiecał, że poszuka mi najlepszego psychologa. - powiedziałam dumna z tego jaki mój zazwyczaj mało pomocny chłopak może okazać się wspaniały. Wiedziałam, że najgorsze jest jeszcze przede mną, terapia i te wszystkie sprawy, ale pierwszy krok został już zrobiony i to przynosiło mi niesamowitą ulgę.</div>
<div dir="ltr">
- Ale w zasadzie jak domyśliłeś się tego, że mam bulimię? - zapytałam Zayna. W końcu nagłe zasłabnięcie mogło być równie dobrze objawem czegokolwiek innego, a on już za pierwszym razem postawił prawidłowe przypuszczenie.</div>
<div dir="ltr">
- Około dwa lata temu, pamiętam moment, kiedy byłaś u Kate i gdy wszedłem do was do pokoju zauważyłem jak wpychasz w siebie wszystkie przekąski postawione na jej biurku. Potem słyszałem jak wymiotujesz w łazience i nawet chciałem z toba o tym porozmawiać, ale nie było do tego sposobności, a kilka dni później już o tym zapomniałem. Przypomniało mi się to dopiero wczoraj, gdy zemdlałaś. Twoje nagłe zaburzenia równowagi świadczyły albo o zaburzeniu krążenia albo o chorobie o podłożu psychicznym. Wykreśliłem powód pierwszy i została mi tylko bulimia. - wytłumaczył Zayn. - W każdym razie chcę, żebyś wiedziała, że możesz liczyć na moje wsparcie w każdej chwili. - brunet ścisnął moją dłoń, a następnie wstał ze swojego miejsca zamykając mnie w uścisku.<br />
- Dzięki Zayn. - powiedziałam, gdy po chwili uwolniłam się z jego ramion.<br />
- Nie ma sprawy, widzimy się na wfie. - uśmiechnął się do mnie. - I jeszcze jedno. Nie rób tego więcej, proszę.<br />
- Postaram się. - westchnęłam, a potem nacisnęłam klamkę i opuściłam pomieszczenie.<br />
Po trzech następnych lekcjach zmęczona dotarłam do szatni, gdzie w pośpiechu przebrałam się i weszłam na salę razem z Kate i Lily podczas gdy reszta dziewczyn była jeszcze w trakcie przebierania się i plotkowania.<br />
- Co będziemy dziś robić Zayn? - zapytała Kate podchodząc do brata i siadając obok niego na ławce.<br />
- Gramy w siatkówkę tak jak wczoraj. Świetnie wam wtedy szło.<br />
- Nie lubię siatki. - westchnęła Lily.<br />
- Ja też nie. - dodałam mając nadzieję, że dzięki temu Zayn zmieni plany co do naszych dzisiejszych zajęć.<br />
- Dajcie spokój, siatkówka jest super.<br />
- Pograjmy w koszykówkę. - zaproponowała Lily wychodząc na środek sali i udając, że rzuca piłką do kosza.<br />
- Wszystkie jesteście na to za niskie. - stwierdził Zayn. - Siatka jest dla was najlepsza.<br />
Być może próbowałybyśmy dyskutować z Zaynem dalej, ale na salę weszły wszystkie dziewczyny, więc jakiekolwiek rozmowy z nim były wykluczone. Jeszcze przed feriami Lindy i Rose - dziewczyny, z którymi chodzę na geografię zaprotestowały mówiąc, że to niesprawiedliwe, że ja i Lily możemy zwracać się do trenera po imieniu tylko dlatego, że przyjaźnimy się blisko z jego siostrą. Zayn musiał wtedy załagodzić sytuację i powiedział nam, żebyśmy starały unikać się dłuższych rozmów z nim na lekcji. Sam obawiał się tego, że te dwie lalunie pójdą z tym do Hetfielda, a on nie zaliczy praktyk studenckich, dlatego od tej pory rozmawiałyśmy z nim tylko po lekcjach lub przed nimi, gdy wszystkie dziewczyny opuściły salę.<br />
Po krótkiej rozgrzewce zostałyśmy rozdzielone na dwie drużyny i rozpoczęła się gra. Przyznam, że na początku nie szło mi najlepiej. Nie potrafiłam odbić żadnej piłki lecącej do mnie, a raz dostałam piłką w twarz. Gdy więc przyszła kolej, żebym zaserwowała piłkę zaczęłam protestować nie chcąc poniżyć się jeszcze bardziej, ale Zayn w porę przybiegł do mnie i zaczął pokazywać mi w jaki sposób powinnam odbić tak, żeby piłka przeleciała na drugą stronę siatki.<br />
- Teraz pochyl się i nie uginając ręki odbij piłkę. - poinstruował mnie, przez cały czas stojąc za mną i trzymając mi jedną rękę. Spróbowałam powtórzyć jego ruch, jednak zamiast tego piłka wypadła mi z ręki i poturlała się po podłodze.<br />
- Spokojnie, spróbujmy jeszcze raz. - powiedział Zayn podnosząc piłkę i podając mi ją.<br />
- Nie podoba mi się ta gra. - mruknęłam po raz kolejny ustawiając się w tej samej pozycji.<br />
- Nie tak, nie tak. - Zayn pochylił się nade mną i mogłabym przysiąc, że poczułam jak jego ręka dotyka mojej pupy przez chwilę się na niej zatrzymując, a później wędruje we właściwe miejsce. Wytłumaczyłam sobie to jednak tym, że było to całkowicie przypadkowo, dlatego nie zwróciłam na to uwagi. Przecież wie o tym, że chodzę z Louisem, a sam również ma dziewczynę. Poza tym jest tutaj praktykantem, a takie zachowanie wykracza poza regulamin szkoły, którego on stara się przestrzegać.</div>
<div dir="ltr">
Po skończonych zajęciach wfu przyszedł czas na oczekiwany powrót do domu. Na parkingu jak zwykle czekało na mnie białe auto, z którego wysiadł Louis, by potem odwieźć mnie do domu, gdzie miałam zmienić swój strój i jechać z nim na obiad do restauracji. Spodziewałam się, że restauracja będzie z pewnością należała do tych lepszych, gdzie cena za szklankę wody wynosi tyle ile dobry obiad w pubie, dlatego przygotowałam na to wyjście czerwoną, koronkową sukienkę z wyciętym dekoltem z myślą o Louisie.</div>
<div dir="ltr">
- Poczekaj tu, ja się tylko przebiorę. - poleciłam Louisowi usadzając go na swoim łóżku.</div>
<div dir="ltr">
- Nie spiesz się mamy rezerwacje dopiero za godzinę, a ja rozegram w tym czasie kolejną rundkę Candy Crush.</div>
<div dir="ltr">
- Na której jesteś planszy? - zapytałam zaciekawiona. Candy Crush to gra w której głównym celem jest przesuwanie kolorowych cukierków i bycie na jak najwyższej planszy, gdzie każda z nich ma swoją nazwę. Samej czasami zdarza mi się pograć w tą grę i wiem, że potrafi naprawdę wciągać mimo, że na pozór cukierki nie wydają się ciekawe.</div>
<div dir="ltr">
- Karmelowa Zatoka, nieźle co?</div>
<div dir="ltr">
- Jestem trzy plansze dalej. - odpowiedziałam zadowolona i wystawiłam Louisowi język.</div>
<div dir="ltr">
- To niemożliwe, pokaż. - zażądał rzucając swój telefon na łóżko.<br />
Wyjęłam z kieszeni swój telefon, włączyłam grę i pokazałam Lou swoją planszę. Nie był zadowolony z tego, że wreszcie znalazł się ktoś lepszy od niego, dlatego milcząc włączył swoją grę i zaczął przesuwać cukierki na planszy.<br />
- Zobaczysz i tak cię wyprzedzę. - warknął do mnie nie odrywając wzroku od gry.<br />
- Twoje niedoczekanie skarbie. - powiedziałam całując go w policzek, a następnie znikając za drzwiami łazienki.<br />
Przebrałam się w niej w moją sukienkę oraz postanowiłam poprawić również swój dzienny makijaż. Jasno różową szminkę zamieniłam na krwistą czerwień, a na oczach narysowałam cienką, subtelną kreskę. Do tego wytuszowałam rzęsy tak, żeby nabrały większej objętości. Efekt końcowy był zniewalający. Byłam pewna, że gdy przy wyjściu założę wysokie, czerwone szpilki moje nogi będą wyglądać o niebo lepiej, a ja sama zaprezentuję się znacznie lepiej niż teraz.<br />
- Możemy już iść Louis. - powiedziałam otwierając drzwi łazienki. Lou po kilku ruchach wyłączył grę i włożył znów telefon do kieszeni.<br />
- O kurwa. - powiedział na mój widok skanując mnie dokładnie wzrokiem od góry do dołu. - Wyglądasz cholernie seksownie, najchętniej wziąłbym cię już teraz, na twoim biurku.<br />
- Ale nie weźmiesz, bo idziemy na randkę, więc spróbuj nie pożerać mnie wzrokiem, żeby w spodniach nie zrobił ci się namiot, bo nie wejdziemy tak do restauracji.<br />
- Dlaczego zawsze musisz psuć te gorące chwile. - mruknął niezadowolony. - Mogę chociaż złapać cię za tyłek?<br />
- Nie. Wychodzimy. - powiedziałam stanowczo zabierając jeszcze ze sobą małą kopertówkę wysadzaną kryształkami Swarowskiego, którą kiedyś dostałam od Kate do której schowałam swój telefon i portfel. Przy wyjściu usłyszałam od Lou jeszcze kilka komplementów i próśb, żeby chociaż mógł mnie dotknąć, ale każdą z nich kończyłam takim samym słowem, którego chyba nie trudno się domyślić.<br />
- Jestem wielkim szczęściarzem, że mam taką cholernie gorącą dziewczynę. - powiedział, gdy wsiedliśmy już do samochodu. - Chyba sam Bóg wrzucił mi cię wtedy pod koła.<br />
- Nasze pierwsze spotkanie było dosyć osobliwe. - stwierdziłam przypominając sobie feralny sylwestrowy wieczór, gdy ja i Louis się poznaliśmy. Na pewno nie był to sposób poznania, w jaki zazwyczaj poznają się normalni ludzie, ale przecież kto powiedział, że my jesteśmy normalnymi ludźmi?<br />
Po kilkunastu minutach jazdy dotarliśmy do restauracji na samym końcu miasta. Miła wielkie okna i piękne zadaszenie. Na parkingu znajdowało się wiele samochodów takich jakie miał Louis. Było kilka czerwonych ferrari, lamborghini i lexusów. Wszystkie z wyższej półki tak samo jak goście. Kiedy tylko weszliśmy do środka dwóch szatniarzy zabrało od nas nakrycia, a jedna z kelnerek wskazała nam miejsce gdzie powinniśmy usiąść bez wypytywania Louisa o nazwisko. Jak się okazało kelnerka rozpoznała Louisa od razu, ponieważ, gdy doprowadziła nas do właściwego stolika zdjęła z niego karteczkę z napisem: TOMLINSON.<br />
- Proszę bardzo o to państwa karty menu. Proszę zadzwonić tym dzwoneczkiem, kiedy będą państwo gotowi do złożenia zamówienia. - powiedziała uprzejmie kelnerka, a następnie oddaliła się zostawiając nas samych.<br />
Nasz stolik był nieco oddalony od stolików innych gości przez co zachowała się dla nas większa prywatność. Tak jak podejrzewałam goście byli wystrojeni w podobne ubiory do naszych. Panie miały piękne, drogi sukienki i wysokie szpilki, a panowie eleganckie fraki. Prawie na każdym stoliku stała butelka musującego szampana albo białego wina. Potrawy były podawane w mniejszych ilościach na dużych talerzach w towarzystwie bukietu warzyw. Kiedy zerknęłam do karty menu zorientowałam się, że ceny są jeszcze bardziej kosmiczne niż podejrzewałam. Cena sałatki greckiej (jednej z najtańszych dań) wynosiła 16£, a musujący szampan, którego goście tak chętnie pili 120£ za jedną butelkę.<br />
- Co sobie życzysz kochanie? - zapytał Louis znad karty dań.<br />
- Widziałeś ceny tych dań? - spytałam go dyskretnie przerzucając strony karty tak, żeby nikt z gości nie zorientował się, że nie znajduje się na ich poziomie, a cena podane w karcie są trzy razy wyższe niż moje miesięczne kieszonkowe.<br />
- Owszem, jadłem tu już wiele razy. - odpowiedział mi odkładając swoją kartę. - Polecam ci musującego szampana. W tej restauracji podają tylko te z najwyższej półki i smakują naprawdę wybornie. Nie przejmuj się cenami. - powiedział widząc moją minę. - Ja za wszystko płacę.<br />
- W takim razie poproszę tylko sałatkę grecką i ewentualnie szklankę wody. - powiedziałam zamykając kartę dań. Wiedziałam o tym, że Louisa na to wszystko stać, ale mimo to głupio się czułam zamawiając kosztowne dania na jego rachunek. Nie chciałam, żeby przeze mnie zbankrutował lub co gorsze żałował, że w ogóle mnie tu zabrał, gdyby zobaczył koszt swojego zamówienia po tym, gdybym zamówiła to na co miałam ochotę.<br />
- Nie wygłupiaj się. Przyszliśmy tu na obiad, a nie na lekką przekąskę przed obiadem. Zamów sobie stek albo coś innego co chciałabyś zjeść. - zażądał stanowczym głosem tym samym, którego użył w stosunku do mnie w niedzielę, w łazience po obiedzie z Nicholasem, kiedy wkładał mi do ust swoją koszulkę.<br />
- Lou, ale...- spróbowałam zaprotestować.<br />
- Nie słyszę słowa więcej. - zgasił mnie szybko. - Wolisz szampana czy wino?<br />
- Szampana. - odpowiedziałam na nowo wertując kartki menu. - Chętnie zjadłabym ośmiornicę duszoną z batatami. Uwielbiam owoce morza.<br />
- Też je kocham. Zamówię to samo, jeszcze nigdy nie jadłem tutaj ośmiornicy. - powiedział Louis dzwonią dzwoneczkiem pozostawionym nam przez kelnerkę.<br />
W mgnieniu oka znalazł się przy nas jeden z kelnerów przyjmując od nas zamówienie, a później oddalając się z niskim ukłonem. Chwilę potem pojawił się znowu niosąc nam szampana i kryształowe kieliszki. Następnie otworzył nam butelkę i rozlał alkohol do kieliszków uprzednio pytając się czy sobie tego życzymy. Szampan rzeczywiście smakował wybornie. Przyznam, że jeszcze nigdzie nie piłam go tak dobrego pomimo, że kilka razy zdarzyło mi się wypić alkohol z wyższej półki.<br />
- Ta restauracja jest naprawdę świetna. - powiedziałam odsuwając kieliszek od ust. - Obsługa jest bardzo uprzejma i kulturalna, a szampan doskonały i ten wystrój... - zachwycałam się dalej.<br />
- Myślałaś, że gdzie cię zabiorę? Do byle jakiej restauracji jak ostatnio zabrał nas Liam w Austrii? Ja moja ukochana wybieram tylko te najlepsze z najlepszych. - wychwalał się Lou z dumnie uniesioną głową. Chciałam jedynie zauważyć, że restauracja, którą wybierał nam Liam była zatwierdzona przez Louisa, który stwierdził, że możemy tam wejść, ale nie przypomniałam mu tego małego drobiazgu, gdyż nie chciałam psuć dzisiaj jego dumy i zadowolenia faktem, że chociaż raz udało mu się zabrać dziewczynę na wspaniałą randkę. (O ile moje poprzedniczki chodziły z Lou na randki pomiędzy przerwami od seksu)<br />
W końcu po długim czasie oczekiwania zamówione przez nas dania dotarły do naszego stolika. Ten sam kelner, który wcześniej dostarczył nam szampana, podał nam ośmiornice z taką samą gracją i w tak samo szybkim tempie oddalił się od stolika życząc smacznego.<br />
- Wyglądają wyśmienicie. - powiedziałam biorąc do ręki sztućce i patrząc z wielkim apetytem na ośmiornicę zalaną sosem o bursztynowej barwie razem z ułożonymi wokoło niej upieczonymi batatami.<br />
- Na pewno tak smakuje skoro sama nam to wybrałaś. Smacznego skarbie. - uśmiechnął się Louis zajadając się po chwili ośmiornicą.<br />
Rzeczywiście smak był nieziemski tak jak zresztą wszystko w tej restauracji. Kiedy ośmiornice zostały już przez nas zjedzone migiem zjawił się przy nas kelner zabierając puste talerze.<br />
- Czy życzą sobie państwo deseru? - zapytał.<br />
- Owszem. Co może nam pan polecić? - spytał Louis, a kelner zaczął po kolei wymieniać mu zapewne wszystko co mieli na karcie. Swoją drogą to naprawdę imponujące, że tutejsza obsługa uczy się menu na pamięć. Myślę, że w rzadko której restauracji to się zdarza. Kelnerzy raczej nie znają wszystkich dań i często nawet nie wiedzą z czego są robione co według mnie jest bardzo istotnym szczegółem.<br />
- Lucy, co powiesz na Pana Cotte ze świeżymi malinami?<br />
- Tak, myślę, że może być. - odpowiedziałam Louisowi zajęta oglądaniem widoku zachodzącego słońca przez wielkie okno restauracji.<br />
- Lucy?<br />
- Tak?<br />
- Co byś zrobiła gdybym powiedział ci, że kiedy ostatnio uprawialiśmy seks zapomniałem użyć zabezpieczenia?<br />
I w tym momencie cały czar prysnął. Wróciłam do rzeczywistości wybudzona z pięknego snu i spojrzałam na Louisa przestraszona. Zapomniał się zabezpieczyć ostatnim razem czy po prostu chciał zadać głupie pytanie, żeby mnie zdenerwować? Miałam szczerą nadzieję, że to drugie ponieważ na dzień, w którym ostatni raz byliśmy ze sobą bardzo blisko przypadał na moje dni płodne, a prawdopodobieństwo zapłodnienia po jednym stosunku bez zabezpieczenia w przypadku młodej kobiety takiej jak ja wynosiło powyżej 30%. (zapamiętałam tą wiadomość z lekcji o wychowaniu seksualnym prowadzoną dla dziewcząt w pierwszej i drugiej klasie liceum. Nasza nauczycielka najwięcej mówiła właśnie o ciąży przestrzegając dziewczyny, żeby szczególnie uważały na swoje dni płodne i wyliczały je w prowadzonym przez siebie kalendarzyku miesiączki, który nam rozdawała. Żadna z nas nie wzięła chyba tego na poważnie myśląc, że przecież zawsze są ostrożne podczas zbliżeń ze swoim chłopakiem, ale jak teraz się okazuje nie zawsze może tak być, gdy ponoszą cię emocje po nudnym obiedzie z nowym partnerem twojej mamy)<br />
- Powiedz, że to twoje kolejne durne pytanie mające na celu doprowadzenia mnie do palpitacji serca. - syknęłam do Louisa z trudem ukrywając swoje narastające zdenerwowanie.</div>
<div dir="ltr">
- Niestety chyba nie. - odparł spuszaczając głowę i unikajac mojego spojrzenia, które w tym momencie wypalało w nim wielką dziurę i gdyby mogło zabijać leżałby w tym momencie martwy pod stołem.</div>
<div dir="ltr">
- Jak mogłeś zapomnieć?</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem, zawsze pamiętam, ale tym razem wyleciało mi zupełnie z głowy. Przepraszam. - mruknął.</div>
<div dir="ltr">
- Przepraszasz mnie? Zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz mogę być z tobą w ciąży?</div>
<div dir="ltr">
- Wiem o tym. - westchął Louis. - Ale obiecuję, że nawet jeśli w niej będziesz to cię nie zostawię i razem wychowamy tego smrodka. Zamieszkasz wtedy u mnie, wyremontujemy jeden pokój, wybierzemy mu albo jej jeśli to będzie dziewczynka wspólnie mebelki i...</div>
<div dir="ltr">
- Louis stop. - przerwałam mu. - Na razie nie wiemy czy na pewno jestem w ciąży, więc nic sobie nie planuj. Zresztą to nie jest takie kolorowe jak ci się wydaje. Dziecko wymaga całodobowej opieki. Trzeba zmieniać mu brudne pieluchy, karmić i wstawać w środku nocy, kiedy płacze. Nie dalibyśmy rady, ty masz karierę, a ja jeszcze szkołę, a po niej planuje studia.</div>
<div dir="ltr">
- Mógłbym z niej zrezygnować i zatrudnić się później jako trener. - oświadczył jakby to było czymś naturalnym, ale ja wiedziałam, że to nie przyszłoby do niego tak łatwo, ponieważ jak na razie z tego co widzę, kariera znaczy dla niego naprawdę wiele.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiesz co mówisz. - westchnęłam. - W każdym razie ja nie jestem gotowa do tego, żeby zostać matką. - zagryzłam mocno wargę i schowałam w twarz w dłoniach.</div>
<div dir="ltr">
- Hej Lucy. Spójrz na mnie. - usłyszałam łagodny głos Louisa, a gdy w żaden sposób na niego nie zareagowałam usłyszałam szuranie krzesła i kilka sekund potem Louis stanął przy mnie głaszcząc mnie po plecach.</div>
<div dir="ltr">
- Też nie jestem gotowy do tego, żeby być teraz ojcem, ale jeśli bedę musiał poradzę sobie z tym i nigdy cię nie zostawię. Kocham cię, tyle razy ci to już mówiłem.</div>
<div dir="ltr">
- Ja ciebie też Lou. - odparłam przytulając się do niego i całując w usta smakujące jeszcze duszoną ośmiornicą.</div>
<div dir="ltr">
- Przepraszam. - usłyszeliśmy nad głowami głos kelnera. - Nie chciałbym państwu przeszkadzać, ale przyniósłem deser, czy mam podać go teraz?</div>
<div dir="ltr">
- Tak, oczywiście, przepraszamy. - uśmiechnęłam się do mężczyzny.</div>
<div dir="ltr">
- Oh nie mają państwo za co, życzę smacznego.</div>
<div dir="ltr">
Nie muszę chyba komentować tego jak bardzo smakowała mi Pana Cotta z malinami, podczas jedzenia której razem z Lou postanowiliśmy nie wracać już do tematu mojej ewentualnej ciąży tylko rozkoszować się deserem. Gdy kelner przyniósł nam rachunek Louis nie pozwolił mi na niego spojrzeć, a gdy wkładał do środka pieniądze kazał odwrócić mi się tyłem tak, żebym nie widziała jaką sumę włożył do środka, ale ja i tak wiedziałam ile zapłacił pamiętając ceny potraw, kiedy dostałam kartę menu.</div>
<div dir="ltr">
- Może pojedziemy teraz do mnie? - zaproponował, gdy wsiedliśmy do samochodu.</div>
<div dir="ltr">
- Bardzo bym chciała, ale nie dzisiaj. Muszę powtorzyć sobie jeszcze nowy dział z matematyki.</div>
<div dir="ltr">
- Powiedz mi tylko jaki i nauczę cię. - powiedział skręcając w autostradę.</div>
<div dir="ltr">
- Tak jak poprzednjm razem?</div>
<div dir="ltr">
- Przecież ci się podobało i koniec końców dostałaś trójkę, więc?</div>
<div dir="ltr">
- Nie Lou, nie dzisiaj.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś uparta. - westchnął.</div>
<div dir="ltr">
- Już to słyszałam. - zaśmiałam się wychylając się ze swojego miejsca, żeby pocałować go w policzek.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy samochód Louisa dotarł pod mój dom z wielkim żalem zabrałam z niego swoje rzeczy i położyłam dłoń na klamce.</div>
<div dir="ltr">
- Do zobaczenia kochanie. - pożegnałam się szybko.</div>
<div dir="ltr">
- A gdzie mój soczysty buziak w usta? - zapytał zawiedziony.</div>
<div dir="ltr">
Widząc jego minę pochyliłam się nad nim, ale zamiast zwykłego pocałunku zostałam wciągnięta przez Louisa na jego kolana, gdzie zaczął mnie zachłannie całować i wkładać ręce pod moją sukienkę.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś taka seksowna. - wymruczał odrywając swoje usta od moich ust i przysysając się nimi do mojego odsłoniętego dekoltu.</div>
<div dir="ltr">
- Louis, muszę iść. - powiedziałam bawiąc się jego włosami i ciągnąć za ich końcówki.</div>
<div dir="ltr">
- Tak? Bo nie wyglądasz mi na taką. Co powiesz na szybki numerek na tylnych siedzeniach? - zaoferował z chytrym uśmiechem na ustach.</div>
<div dir="ltr">
- Przecież dopiero rozmawialiśmy o tym, że mogę być w ciąży. - przypomniałam mu wracając na swoje miejsce.</div>
<div dir="ltr">
- Spokojnje tym razem nie zapomnę o gumce.</div>
<div dir="ltr">
- Nie. Do zobaczenia Louis. - powiedziałam naciskając klamkę i opuszczając samochód w obawie, że mimo swojego rozsądku po raz kolejny ulegnę Louisowi.</div>
<div dir="ltr">
Gdy odjeżdżał z parkingu pomachałam mu jaszcze stojąc przy drzwiach i z uśmiechem weszłam do środka zadowolona z przebiegu mojej dzisiejszej randki. Postanowiłam nie mówić mamie nic o ewentualnej ciąży pamiętając o jej przestraszonym spojrzeniu gdy pomyślała, że to właśnie z Lou chcemy jej przekazać, a co do siebie stwierdziłam, że najlepszym wyborem będzie bardziej skupić się na nauce i zbliżających się wielkim krokami egzaminach niż na ciąży, której równie dobrze może nie być.</div>
<div dir="ltr">
<b><i>Następny rozdział: 12 kwietnia</i></b></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-77510644937314567642017-03-14T18:14:00.000+01:002017-03-14T18:14:44.736+01:00Rozdział 25<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
<i>Byłam na środku wielkiej polany, widziałam tatę</i>. <i>Po</i><i>dbiegłam do</i><i> niego i</i><i> wtuliłam się w niego tak jak kiedyś.</i><br />
<i> - Tęskniłam za tobą. - powiedziałam wtulona w jego szary, kaszmirowy sweter, który dawno temu dostał od mamy jako prezent urodzinowy.<br />
- Ja za tobą też córeczko. - odpowiedział otulając mnie swoimi ramionami. <br />
- Wróć do nas. Mama zaczęła spotykać się z Nicholasem, nie lubię go.<br />
- Dlaczego? - zapytał, ale zanim zdążyłam udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi znikąd pojawił się przeraźliwy i głośny pisk jakiegoś elektrycznego urządzenia. Znów znalazłam się w domu, a tata znikł rozpływając się w powietrzu.</i><br />
***<br />
Nienawidzę poniedziałków, a zwłaszcza tych po długich przerwach od szkoły. Wtedy żałuję, że nie mogę cofnąć się w czasie chociaż o dwa dni, żeby móc wyłączyć ten cholerny budzik i dalej iść spać. Jednak niestety nikt nie wynalazł jak do tej pory maszyny do czasoprzestrzeni i ku mojemu wielkiemu nieszczęściu byłam zmuszona wstać, wyłączyć budzik i szykować się do szkoły.<br />
- Wstawaj o leniu. - szturchnęłam Louisa chrapiącego sobie cichutko na boku obok mnie. Otworzył oczy, podniósł się na chwilę do pozycji siedzącej, a potem z powrotem opadł na łóżko ze słowami ,, Nie muszę, mam dzisiaj wolne"<br />
- Ale ja idę do szkoły. - uświadomiłam go, poszturchując go po raz kolejny. - Nie zostaniesz sam, bo nie masz kluczy, żeby zamknąć dom.<br />
- W takim razie zostanę i poczekam aż wrócisz. - wymruczał w poduszkę.<br />
- Nie możesz, złaź.<br />
- Dlaczego?<br />
Westchnęłam ciężko. Dyskusje z Louisem zazwyczaj kończą się na niczym, a ja nie miałam czasu ani nerwów, żeby wymyślać inne sposoby ściągnięcia go z mojego łóżka, dlatego zwyczajnie zrzuciłam z niego kołdrę i zabrałam mu z pod głowy poduszkę.<br />
- Hej, tak nie wolno! - krzyknął podrywając się z łóżka.<br />
- Masz pięć minut na to, żeby się ubrać. - oświadczyłam poważnie wyciągając z szafy swoje ubrania i kierując się do łazienki.<br />
- A ty gdzie idziesz?<br />
- Ubrać się i umalować do łazienki.<br />
- Dlaczego nie możesz tutaj? - spytał robiąc minę zbitego pieska.<br />
- Dobrze wiesz czemu. Nie będę przebierać się przy tobie.<br />
- Ale czemu, przecież widziałem cię już nago.<br />
- Czas ci ucieka. - ostrzegłam wchodząc do łazienki i zamykając ją na zamek. Kiedy się przebierałam słyszałam jak Louis otwiera swoją walizkę co oznaczało, że posłuchał się mnie i zaczyna się ubierać, a gdy przystąpiłam do nakładania makijażu słyszałam jak schodzi po schodach na dół.<br />
Gdy po pewnym czasie opuściłam łazienkę poczułam zapach smażonych naleśników. Lou stał przy kuchence nucąc sobie pod nosem jakąś melodię i przekładał na patelni naleśniki. Na blacie obok niego stał słoik nutelli, a ja widząc to nie potrafiłam pohamować swojego apetytu. Wyjęłam z szafki dwa talerzyki i nałożyłam na swój talerz pierwszego naleśnika posmarowanego grubą warstwą nutelli. Za nim poszedł następny, a później jeszcze następny. Nie mogłam się pohamować.<br />
- Gdzie ty to wszytko mieścisz? - zaśmiał się Louis odkładając swój talerz do zmywarki. Wytarłam brudną od czekolady buzię i spojrzałam na swój talerz, na którym został jeszcze jeden nadgryziony naleśnik. <br />
- Muszę iść do toalety. - mruknęłam i bez słowa więcej pobiegłam na górę.<br />
Dwa dni temu obiecałam sobie, że to już koniec mojego objadania się, a później wymiotowania. Robiłam to przez cały wyjazd i po całej ,,misji" jak miałam w zwyczaju to nazywać patrzyłam na swoje odbicie w lustrze z tym samym obrzydzeniem. Nienawidziłam się za to, ale nawyk był silniejszy. Tym razem również przegrałam. Ze łzami w oczach pochyliłam się nad toaletą i wyrzuciłam z siebie wszystkie sześć naleśników, które zjadłam przed chwilą. Potem umyłam zęby i starłam z pod oczu rozmazany tusz.<br />
- Jesteś zwykłą, głupią bulimiczką. - szepnęłam do siebie patrząc na własne odbicie z nienawiścią i wściekłością. - A przecież miało być inaczej.<br />
<i>Właśnie miało, ale ty nie potrafisz się zmienić. </i>Podpowiedział mi głos w głowie. Towarzyszył mi zawsze, kiedy to robiłam i nie pozwolił mi o sobie zapomnieć. Moja samoocena znacznie wtedy spadała, ale pocieszałam się tym, że w końcu ona nigdy nie była wysoka. Zawsze ktoś był ode mnie ładniejszy, znalazł się ktoś mądrzejszy, a ja pozostawałam szarą, zakompleksioną myszką. Nawet kiedy byłam w związku z Tylerem on dawał mi to odczuć, oglądając się na spacerze ze mną za innymi dziewczynami. Kiedyś kiedy rozmawiał ze swoim przyjacielem słyszałam jak rozmawiają o dziewczynach z naszej szkoły. Tyler mówił, że chciałby, żebym miała taki tyłek i takie piersi jak niektóre z nich. Uciekłam wtedy do łazienki i popłakałam się, a gdy już wyszłam on zachowywał się jak gdyby nigdy nic, a ja nie powiedziałam mu co usłyszałam.<br />
- Lucy jesteś tam? - usłyszałam pukanie do drzwi i zaniepokojony głos Louisa. Pewnie musiałam długo być w łazience jeżeli zaczął się do mnie dobijać.<br />
- Tak, już wychodzę. - odpowiedziałam mu, a od razu potem otworzyłam drzwi i wyszłam z fałszywym uśmiechem na twarzy, bo nie chciałam żeby zaczął mnie wypytywać o to czy coś się dzieje i zaczął zadawać niewygodne pytania. Bałam się, że przez jedno nieprawidłowe słowo mogłabym wydać swój sekret.<br />
- Zostało nam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia twoich lekcji, więc pomyślałem, że moglibyśmy pójść do mnie, gdzie odłożyłbym swoją walizkę, a później podwiózłbym cię do szkoły. Co ty na to?<br />
- Tak, możemy tak zrobić. - pokiwałam głową.<br />
- Świetnie, to chodźmy.</div>
<div dir="ltr">
Louis zabrał swoją walizkę i staszczył ją po schodach na dół, a później wolnym spacerkiem ruszyliśmy pod jego willę. Kiedy ze spokojem przemierzaliśmy ulice Doncaster kilku paparazzich mimo wczesnej pory już czaiło się w krzakach robiąc nam z ukrycia zdjęcia. Nie przeszkadzało mi to dopóki jeden z nich nie podszedł do nas otwarcie zadając mi pytanie.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś jego dziewczyną? Chodzicie ze sobą?</div>
<div dir="ltr">
Jeszcze dwa tygodnie temu nienawidziłam tego typu pytań ze strony fotografów i reporterów zaczepiających mnie na ulicy z oczywistej przyczyny: nie byłam dziewczyną Louisa, a nasze relacje były bliżej nieokreślone co często mnie denerwowało, teraz poczułam się zupełnie inaczej. Mogłam z dumą odpowiedzieć <i>tak, owszem</i>, ale bałam się, że Lou nadal będzie chciał nas ukrywać, dlatego postanowiłam taktownie milczeć, modląc się w duchu, żeby mężczyzna dał nam spokój i odszedł.<br />
- Tak, to jest moja dziewczyna. - oboje spojrzeliśmy w stronę Louisa, który mimo moich wcześniejszych podejrzeń otwarcie przyznał się co go ze mną łączy, a na potwierdzenie swoich słów pocałował mnie w usta i przytulił do swojego boku. Byłam na tyle oszołomiona jego zachowaniem, że nie oddałam uścisku, a jedynie stałam obok niego nieruchomo.<br />
- Od kiedy jesteście razem? -zapytał fotograf z wielkim zadowoleniem, że udało mu się jako pierwszemu zdobyć tak cenne informacje.<br />
- Byliśmy razem już podczas naszego wspólnego wyjazdu do Austrii i mogę panu powiedzieć, że jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy, a teraz proszę nam pozwolić rozkoszować się wspólnym spacerem i odejść na pewną odległość. - zakończył Louis biorąc mnie za rękę i ruszając pewnym krokiem przed siebie.<br />
Mężczyzna spełnił jego prośbę oddalając się od nas i wyjął z kieszeni swoich spodni komórkę, a później zaczął z kimś rozmawiać bardzo przy tym gestykulując. Nie musiałam się nawet zastanawiać o czym może rozmawiać, bo oczywistym faktem było, że prowadzi konwersację z gazetą dla której pracuje, by później ona jako pierwsza mogła zdradzić całej Wielkiej Brytanii informację o tym jak nazywa się i kim jest nowa partnerka Louisa Tomlinsona, co szczerze mówiąc trochę mnie przerażało, ponieważ nie wiem jak się będę czuła, gdy na każdej gazecie plotkarskiej na którą tylko spojrzę, będzie umieszczone moje zdjęcie.<br />
- Czemu nic nie mówisz kochanie? Jesteś na mnie zła, za to, że powiedziałem temu gościowi o nas? - spytał Louis patrząc na mnie przejętym wzrokiem.<br />
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Jestem w szoku, bo nie miałam pojęcia, że będziesz miał odwagę powiedzieć o nas publicznie. Zdajesz sobie sprawę, że jutro lub za dwa dni nasze zdjęcia będą wszędzie?<br />
- Oczywiście, ale nie przeszkadza mi to, a tobie?<br />
- Trochę się tego obawiam. - przyznałam szczerze. - Ale jestem z ciebie dumna.<br />
- Ze mnie?<br />
- Że miałeś odwagę się przyznać do tego, że jesteś ze mną. - powiedziałam posyłając mu szczery uśmiech.<br />
- Myślałaś, że się ciebie wstydzę? - Lou stanął na środku chodnika puszczając rączkę walizki i spojrzał na mnie zupełnie poważnie, jakbym przed chwilą powiedziała mu coś co zmieni na zawsze jego życie.<br />
- Kiedyś tak było... - przyznałam cicho, zagryzając dolną wargę i spuszczając głowę.<br />
- Zapomnij o tym co było kiedyś. Kiedyś byłem zwykłą męską dziwką. Zaliczałem każdą panienkę w Doncaster, a teraz mam wspaniałą dziewczynę i nigdy nie pozwolę jej odejść. To ty mnie zmieniłaś, na lepsze i powinienem ci za to dziękować.<br />
Podniosłam głowę i spojrzałam na Louisa ze łzami w oczach. Stanęłam na palcach i pocałowałam go wplątując mu rękę we włosy. Miałam nadzieję, że tak już będzie zawsze. Wyobrażałam sobie, że zestarzejemy się ze sobą, a Louis jako starszy z laską będzie przynosił mi każdego dnia kwiaty i mówił jak bardzo mnie kocha. Na razie, być może moje słowa brzmią jak nierealne marzenia osiemnastolatki, ale mając przy sobie takiego chłopaka, wierzyłam w to, że nierealne marzenia staną się realne. I myślę też, że jesteśmy na dobrej drodze.<br />
Przez resztę drogi Lou nie puszczał mojej ręki. Opowiadał mi o tym jak wspaniale się ze mną czuje, a mi było bardzo przyjemnie tego słuchać. Całkowicie zapomniałam o swoich zmartwieniach, przeszłości z Tylerem i o tym co zrobiłam rano. Po prostu rozkoszowałam się chwilą, a problemy przestały istnieć. Pojawiły się dopiero wtedy, gdy auto Louisa zaparkowało pod moją szkołą, a dziewczyny, które właśnie do niej szły zaczęły poszturchiwać się między sobą i coś szeptać. Co prawda uodporniłam się już na te szepty i nawet potrafiłem przejść obok plotkar z dumnie uniesioną głową, ale nadal niezmiernie mnie to złościło, bo połowa rzeczy, które sobie o nas opowiadały były wyssane z palca. Humor poprawił mi się jednak bardzo szybko widząc jak z samochodu obok wysiada Kate przywieziona przez Justina. Pożegnała się z nim całując go czule, a gdy już chciała wejść do szkoły stanęła na środku widząc ja za nią wysiadam ja.<br />
- Przyjadę po ciebie po skończonych lekcjach. - oznajmił mi Louis zanim trzasnęłam drzwiami.<br />
- Jasne, do zobaczenia. - pocałowałam go szybko i podbiegłam do przyjaciółki.<br />
- Hej, Kate. - przywitałam się, przytulając brunetkę.<br />
- Hej. Widzę, że znalazłaś sobie darmową podwózkę. - szturchnęła mnie uśmiechając się przy tym.<br />
- Ty tak samo. - odparłam poruszając brwiami i wskazując na auto Justina.<br />
- Ja po prostu zmieniłam szofera.<br />
- A gdzie Zayn? - zapytałam wchodząc do szkoły. Nasza pierwsza lekcja odbywała się właśnie z nim, dlatego byłam ciekawa czy praktykant już przyjechał.<br />
- Spóźni się, bo zapomniał ustawić sobie budzika, a ja za późno go obudziłam.<br />
- Przynajmniej będziemy miały więcej czasu na rozmowy.<br />
- Właśnie. - uśmiechnęła się zadowolona Kate.<br />
Po naszym wejściu do szatni wszystkie dziewczyny, które już się przebierały przywitały nas z uśmiechami. Nie, żeby wcześniej mnie nikt nie lubił i nikt się ze mną nie witał, ale jednak zanim zaczęłam umawiać się z Louisem to raczej wszyscy szczerzyli się do Kate, a nie do mnie, dlatego teraz, gdy zyskałam na popularności i każda osoba w tej szkole wiedziała kim jestem było to dla mnie trochę dziwne i czasami nawet przerażające. Jednym słowem, jeszcze nie przywykłam do popularności.<br />
- Świetnie dzisiaj wyglądasz Lucy. - pochwaliła mnie Megan, która od pewnego czasu nieustannie za mną chodziła.<br />
- Dzięki, - odpowiedziałam jej, wyjmując ze swojej torby strój do ćwiczeń.<br />
- Kate, będzie dzisiaj Zayn? Nie widziałam go na korytarzu ani w pokoju nauczycieli. - zapytała słodkim głosikiem Mia. Ona też zmieniła swoje podejście. Na każdej lekcji wf- u próbowała bezskutecznie zbliżyć się do Zayna, a żeby mieć u niego większe szanse zaczęła być miła dla Kate, a co za tym idzie również dla mnie. Pewnego razu podeszła do nas z dwoma kartonikami mleka czekoladowego, które jak sama powiedziała kupiła specjalnie dla nas, ponieważ dowiedziała się, że obie bardzo je lubimy. Mimo, że przyjęłyśmy je od niej z niechęcią i z podejrzeniami, że mogą być one przeterminowane lub Mia coś do nich dorzuciła to i tak postanowiłyśmy je wypić, bo nie ma nic lepszego niż mleko czekoladowe w kartonikach.<br />
- Dla ciebie trener. - warknęła do niej Kate. - I tak, będzie dzisiaj.<br />
Mia nie zadawała już więcej pytań. Nie chciała narażać się bardziej Kate, kiedy ona była zła, bo wiedziała jak to może się dla niej skończyć. Dla Kate też mogło być to niebezpieczne, bo w końcu jej choroba nie minęła, a na pewno nie chciałaby, żeby cała szkoła się o tym dowiedziała.<br />
- Hej wszystkim. - do szatni weszła zdyszana Lily. Widać, żeby była po długim biegu.<br />
- Hej, Lil. - powiedziałyśmy jednocześnie razem z Kate.<br />
- Nawet nie wiecie jak bardzo się spieszyłam. Zapomniałam nastawić sobie budzika i obudziłam się za późno.<br />
- Gdzieś już słyszałam tą historię. - powiedziałam uśmiechając się do Kate porozumiewawczo mając na myśli jej brata. - Chyba wszyscy nie mogą przestawić się po tym leniwym tygodniu.<br />
- Oj tak, był zdecydowanie leniwy. - uśmiechnęła się Lily pospiesznie wyjmując ubrania z przepakowanej torby.<br />
Po 15 minutach Zayn wszedł do szatni zapraszając całą grupę na salę. Jako rozgrzewkę kazał przebiec nam pięć okrążeń co robił zawsze, dlatego nie było to dla żadnej z nas zaskoczeniem. W połowie drugiego okrążenia poczułam jak kręci mi się w głowie, dlatego przystanęłam na chwilę z boku, żeby nie przeszkadzać w bieganiu reszcie dziewczyn. Po chwili poczułam jak zaczynam tracić równowagę i nagle w płucach braknie mi tchu. Złapałam się więc kurczowo za szczebel drabinek, ale mimo to czułam jak zaczynam upadać. Potem podbiegł do mnie Zayn i podniósł mówiąc coś do mnie, ale sama nie wiedziałam co, ponieważ na moment straciłam kontakt z rzeczywistością. Czułam tylko jak gdzieś mnie niesie i krzyczy coś do Kate, a ona spanikowana wybiega z sali i biegnie przed siebie.<br />
- Hej Lucy, słyszysz mnie? Powiedz coś do mnie, nie zamykaj oczu.- słyszałam co chwilę, ale mimo to zamknęłam oczy, które zrobiły się strasznie ciężkie.<br />
Obudziłam się w pokoju pielęgniarki. Poznałam go po ścianach i niewielkiej szklanej szafeczce z lekami. Obok mnie siedziała Kate, a Zayn rozmawiał o czymś z pielęgniarką.<br />
- Obudziła się! - krzyknęła do brata i pielęgniarki. Oboje szybko znaleźli się koło mnie i zaczęli na zmianę wypytywać o różna rzeczy.<br />
- Brałaś jakieś leki, jesteś na coś chora? - pytała pielęgniarka.<br />
- Nie biorę żadnych leków i nie jestem na nic chora. - odpowiedziałam podnosząc się z leżanki na której byłam ułożona. - To było z przemęczenia, wczoraj za późno położyłam się spać, nic więcej. - powiedziałam szybko, bo doskonale wiedziałam czemu pojawiło się u mnie tak nagle złe samopoczucie. Wymiotowałam częściej niż powinnam. Po każdym posiłku jaki tylko zjadłam, a było ich naprawdę dużo i w dużych ilościach.<br />
Dwa lata temu, gdy zaczęła się u mnie bulimia miałam podobny przypadek, z tą różnicą, że niestety nie zdarzył się on wtedy raz a kilka. Potrafiłam stracić przytomność nawet cztery lub pięć razy w tygodniu, bo wymiotowałam naprawdę często. Mama w pewnym momencie zaczęła się o mnie poważnie martwić i zabrała mnie na badania, ale oprócz przyjmowania magnezu w tabletkach lekarz nie zalecił mi nic, ani nic nie podejrzewał, bo uwierzył w moją historię, że to wina przemęczenia. Jednak ani pielęgniarka ani Zayn nie uwierzyli mi w to co im powiedziałam. Kate również zaczęła patrzeć na mnie powątpiewająco. Nie wiedziała o mojej bulimii. Ani ona ani Lily. Nikt poza mną samą i chciałam, żeby tak zostało, w końcu po co mają się niepotrzebnie stresować?<br />
- Nie wydaje mi się Lucy, lepiej powiedz nam prawdę. Brałaś coś wczoraj, a może przyjmujesz regularnie jakieś leki szkodzące twojemu zdrowiu? - wypytywała pielęgniarka.<br />
- O co mnie pani podejrzewa? - zapytałam zdenerwowana. Brakowało jeszcze tego, żeby szkolna pielęgniarka zaczęła podejrzewać mnie o branie narkotyków. Co to to nie. Pierwszy raz zapaliłam marihuanę z Louisem i nic poza tym. Nie pozwolę, żeby ta kobieta próbowała mnie w coś wrobić. To niedorzeczne.<br />
- O nic cię nie podejrzewam, chcę się tylko dowiedzieć powodu twojej nagłej utraty przytomności.<br />
- Już pani powiedziałam, to przez zmęczenie, znam siebie i swój organizm.<br />
Pielęgniarka mimo moich zapewnień nadal stała nade mną nieprzekonana. Powiedziała, że najlepiej będzie jak powiadomi o tym moją mamę, jednak na całe szczęście do całej dyskusji wtrącił się Zayn, które powiedział, że to nie będzie konieczne, ponieważ on osobiście wszystko załatwi. Mimo, że pani Lindgren była na początku do tego pomysłu niechętna to w końcu po dłuższych namowach zgodziła się i pozwoliła opuścić mi swój gabinet.<br />
- Dzięki. - powiedziałam do Zayna, gdy byliśmy w drodze powrotnej do sali gimnastycznej. - Ta szurnięta pielęgniarka na pewno zrobiłaby z tego jakąś sensację gdyby nie ty.<br />
- Może powinna. - spojrzał na mnie.<br />
- Co masz na myśli?<br />
- To nie jest z przemęczenia. Wiem to i nie wciśniesz mi bzdur, pogadamy sobie po lekcji.<br />
- Ale Zayn... - zaczęłam, ale on wszedł bez słowa więcej do sali i zostawił mnie nie pozwalając mi nawet na dokończenie zdania.<br />
- Lucy, powiedz mi o co chodzi? Przecież zawsze mówiłyśmy sobie o wszystkim. - Kate spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem przystając w kącie sali.<br />
- Już mówiłam, że to było z przemęczenia. Niczym się nie przejmuj. - uśmiechnęłam się do niej, najlepiej jak potrafiłam.<br />
- Kate, gramy teraz w siatkówkę, idź się ustawić, a ty Lucy, usiądź na ławce. - polecił nam Zayn, przerywając naszą rozmowę.<br />
Ucieszyłam się z takiego obrotu spraw, bo dzięki temu, że Kate musiała iść ja nie musiałam się już więcej z niczego tłumaczyć, chociaż dobrze wiedziałam, że ona i tak mi nie odpuści i chyba tak samo jak jej brat. Oboje byli uparci. Na pierwszy rzut oka było widać, że są rodzeństwem.<br />
Kiedy usiadłam na ławce widziałam jak Kate rozmawia jeszcze z Zaynem, a potem przytula się do niego. Gdy ustawiła się już przed siatką zaczepiła ją Lily i obie zaczęły rozmawiać co chwilę ukradkiem zerkając na mnie. Obie miały bardzo zmartwione miny przez co zrobiło mi się ich szkoda. Nie chciałam, żeby moje przyjaciółki musiały się mną zadręczać, i nie chciałam też, żeby prawda o mnie wyszła na jaw, dlatego podczas lekcji wymyślałam nowe kłamstwo, które mogłoby je bardziej przekonać tak samo jak Zayna, który kazał zostać mi po lekcji i z nim porozmawiać. Rozmowy z nim obawiałam się najbardziej, bo jako student Akademii Wychowania Fizycznego wiedział co nieco o chorobach co mogłoby go doprowadzić na właściwy trop, dlatego musiałam wymyślić coś naprawdę dobrego.</div>
<div dir="ltr">
Po skończonej lekcji Kate podeszła do Zayna zaczynając z nim o czymś rozmawać odchodząc nieco na bok, dlatego uznałam to za zielone światło i wyszłam z sali niezauważenie ciesząc się w duchu, że udało mi się uniknąć rozmowy z Zaynem. Moja radość nie trwała jadnak długo. Poczułam jak czyjaś ręka odciąga mnie na bok, a potem zostałam wprowadzona do kantorka wf-isty.</div>
<div dir="ltr">
Zayn polecił mi usiąść na krześle, a drugie stojące obok mojego zajął on. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nie miałam pojęcia czemu to ma służyć. Czy to jedna z jego metod, żebym zaczęła z nim rozmawiać, czy może po prostu nie wie jak powinien zacząć tak, żeby mnie nie spłoszyć. W każdym bądź razie po chwili zreflektował się i zaczął rozmowę, która dla mnie ciągnęła się godzinami i w czasie której zerkałam co kilka minut na drzwi marząc o tym, żeby ktoś wszedł tu w tej chwili i mnie wydostał.</div>
<div dir="ltr">
- Wiem o tym, że nie mówiłaś wtedy prawdy i domyślam się jaki był prawdziwy powód twojego nagłego omdlenia. - zaczął. - Ale zanim ci to powiem dam ci szanse na to, żebyś mi się sama do tego przyznała.</div>
<div dir="ltr">
Przyznam, że to co powiedział trochę mnie przestraszyło, ale mimo to nie miałam zamiaru mówić Zaynowi o swoim szkodliwym uzależnieniu, przez które mój stan zdrowia nie jest najlepszy. Przez ostatnie tygodnie bardziej go polubiłam i zaczęliśmy ze sobą więcej rozmawiać, ale to nie oznaczało, że nagle będę zwierzała mu się ze wszystkiego. Nie należałam do tych osób i nie miałam zamiaru do nich należeć.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba pomyliłeś mnie z Kate. - powiedziałam odważnie.</div>
<div dir="ltr">
- Kate to Kate. Ona mówi mi zawsze o wszystkim, dlatego, że jestem jej starszym bratem, a od ciebie oczekuje, że powiesz mi tylko o tej jednej rzeczy. Nic więcej.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem o jakiej rzeczy mówisz. - brnęłam dalej.</div>
<div dir="ltr">
- A mówi ci coś słowo bulimia?</div>
<div dir="ltr">
Zamarłam. Domyślił się, ale jak? Kate mu powiedziała? Ale przecież ona też nie wie. Nikt nie wie, więc jak się tego dowiedział?</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem o czym mówisz. - powtórzyłam głucho nie chcąc się od razu zdradzać. Przecież to są tylko jego domysły. Nie ma pewności czy są prawdziwe i nie będzie jej mieć.</div>
<div dir="ltr">
- Myślę, że jednak wiesz. - Zayn również szedł ze mną w zaparte. - Dlaczego zwyczajnie nie pozwolisz sobie pomóc?</div>
<div dir="ltr">
- Bo nie ma w czym.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś uparta. - stwierdził.</div>
<div dir="ltr">
- Zupełnie jak ty. - odpyskowałam. - Mogę już sobie pójść? Ta rozmowa nie ma żadnego sensu.</div>
<div dir="ltr">
- Zrozum, że potrzebujesz pomocy. Bulimia jest chorobą na tle psychicznym. Jeżeli ją zignorujesz i pozwolisz dalej jej nad sobą panować może się to dla ciebie skończyć o wiele gorzej niż dzisiaj.</div>
<div dir="ltr">
- Dziękuje za rady Zayn, ale nie będą mi one potrzebne. - powiedziałam, a potem szybko wstałam z krzesła i wyszłam z kantorka trzaskając za sobą drzwiami.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy tylko weszłam do szatni Kate i Lily od razu zaczęły mnie o wszystko wypytywać, ale kiedy nie powiedziałam nic więcej co przed chwilą Zaynowi obie odpuściły i bez słowa odeszły. Na przerwie podeszło do mnie jeszcze kilka dziewczyn wszystkie pytające o to samo. Żałowałam wtedy, że nie mogę wrócić do czasów, zanim stałam się popularna i nikogo nie obchodziło co się ze mną dzieje, bo w tym momencie tak by było wygodniej. Na następnej przerwach próbowałam porozmawiać z Kate, ale ona siedziała w kawiarni z Naomi i Judie popijając miętową herbatę, a później poszła do swojego brata, którego nie chciałam już widzieć ani tym bardziej z nim rozmawiać, dlatego zdecydowałam się nie iść za nią. Lily również zdawała się mnie nie zauważać. Obie były na mnie widoczne złe za to, że nie chciałam powiedzieć im prawdy, ale nie mogłam i koniec. Stwierdziłam, że złość im w końcu przejdzie i już jutro wszystko wróci do normy, dlatego nie zamartwiałam się już tym więcej.<br />
W końcu rozległ się dzwonek kończący lekcje. Z ulgą udałam się do szatni, a potem wyszłam na parking, gdzie już stał samochód Louisa. Z radością ruszyłam w jego stronę, ale zatrzymałam się na widok Zayna stojącego przy aucie mojego chłopaka. Z początku myślałam, że chce się z nim tylko przywitać i może umówić na jakiś męski wieczór, ale kiedy usłyszałam jak wypowiada moje imię zdenerwowałam się, bo wiedziała już o czym rozmawiają. Zayn zawiadamiał Louisa o wszystkim co się dzisiaj stało i najprawdopodobniej dzielił się z nim też swoimi podejrzeniami, bo Lou nie miał za ciekawej miny. Nie mogłam już dłużej na to patrzeć, dlatego wyszłam zza rogu i zdenerwowana jak nigdy dotąd do nich podeszłam.<br />
- To prawda co mówi Zayn? Zemdlałaś dzisiaj na jego lekcji? - od razu wypalił Louis.<br />
- Tak, to prawda, ale mówiłam już wszystkim, że to z przemęczenia. - wycedziłam patrząc ze złością na Zayna.<br />
- Dlaczego denerwujesz Louisa opowiadając mu swoje brednie? Myślałam, że to między sobą już załatwiliśmy. - zwróciłam się do niego.<br />
- Nic nie zostało załatwione i dobrze o tym wiesz. Wyszłaś trzaskając drzwiami i sama zakończyłaś rozmowę.<br />
- Bo kłamiesz! - wykrzyknęłam tupiąc nogą. Miałam gdzieś to, że wokół nas zebrało się już kilka osób przypatrujących się całej sytuacji. Chodziło mi tylko o to, żeby pozbyć się Zayna i przekonać Louisa, żeby nie wierzył w żadne jego słowo.<br />
- Dobrze wiesz, że to co mówię to prawda tylko boisz się do tego przyznać.<br />
- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy. - syknęłam.<br />
- Czyli to co on mówi to prawda? - odezwał się Louis, który przez cały czas z uwagą przysłuchiwał się naszej kłótni.<br />
- Nie. - odparłam. - Zayn coś sobie ubzdurał, bo jest taki sam jak jego siostra. Musi wszystko wiedzieć niezależnie od tego, czy druga osoba tego chce czy nie.<br />
- Nie mieszaj w to teraz mojej siostry! - krzyknął Zayn.<br />
- Oh uderzyłam w twój czuły punkt? - zaśmiałam się sarkastycznie. - Nie martw się ona też zawsze cię broni. Jesteście tacy sami.<br />
Wiedziałam, że w tamtym momencie ostro przegięłam. Sytuacja Zayna i Kate była trudnym tematem od zawsze. Zayn zawsze dbał o siostrę jak o swoją własną córkę, a gdy ktokolwiek odważył powiedzieć o niej chociaż jedno złe słowo kończył marnie. Mimo to nie przejęłam się tym. Zostawiłam Zayna i wsiadłam do samochodu nakazując Louisowi, żeby zrobił to samo.<br />
- Co ty wyprawiasz? - zapytał wściekły wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.<br />
- O co ci chodzi?<br />
- Czemu naskoczyłaś tak na Zayna i czemu nie mówisz mi prawdy? Kiedy miałaś zamiar mi o tym powiedzieć, jak długo to trwa? - zasypywał mnie pytaniami.<br />
- Możemy nie rozmawiać o tym w samochodzie? - zapytałam znużona.<br />
- Jasne. - syknął i skręcił w boczną uliczkę prowadzącą do jego domu.<br />
Wiedziałam jak to wszytko się rozpocznie i nawet byłam już na to psychicznie przygotowana. Wysiądziemy bez słowa z samochodu i wejdziemy do jego ogromnego domu, a gdy tylko Louis zamknie drzwi zacznie krzyczeć na mnie za to, że już na samym początku związku zaczynam mieć przed nim jakieś tajemnice, o których na dodatek dowiaduje się od brata mojej przyjaciółki. Wiedziałam również, że bez sensu będzie ukrywanie przed Lou moich tajemnic, ponieważ to nie doprowadzi do niczego dobrego, a tylko bardziej go rozzłości, a takiego nie lubiłam go oglądać. Najbardziej lubiłam gdy zdejmował z siebie koszulkę i mogłam popatrzeć się na jego mięśnie, ale na to chyba nie miałam dzisiaj co liczyć.<br />
- Wysiadaj. - warknął, gdy zaparkowałam autem na swojej posesji. Z ociąganiem wysiadłam z samochodu zostawiając w nim tylko swoją torbę i zabierając swój telefon do kieszeni. Poczłapałam za Louisem, gdy szedł do drzwi i weszłam do środka nawet nie rozbierając się i zostając w holu w oczekiwaniu na rozpoczęcie jego tyrady.<br />
- Zdejmij kurtkę i wejdź do środka. - powiedział patrząc na mnie wyczekująco.<br />
- Nie widzę w tym sensu. - mruknęłam. - Lepiej zacznij na mnie krzyczeć teraz dopóki jestem na to przygotowana.<br />
- Nie będę na ciebie krzyczeć. - oświadczył zmieniając głos na dużo łagodniejszy niż wcześniej. - Tylko rozbierz się i wejdź do środka.<br />
Wywróciłam oczami i zrobiłam to o co prosił mnie Louis. Zaskoczył mnie nagłą zmianą swojego zachowania, ale ucieszyłam się z tego powodu, bo w końcu chyba nikt nie lubi kiedy się na niego krzyczy. Gdy moja kurtka wisiała już na wieszaku, a buty stały na półeczce obok jego weszłam w głąb wielkiego domu i skierowałam się do salonu z mnóstwem wielkich okien oświetlających światłem słonecznym całe pomieszczenie łącznie z wbudowaną kuchnią.<br />
- Usiądź. - polecił mi wskazując na fotel.<br />
- Nie chcę. - odparłam krzyżując ręce na piersi.<br />
- Jak wolisz.<br />
- Możemy już zacząć tą rozmowę? Naprawdę chcę mieć to już z głowy. - westchnęłam.<br />
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczął spokojnie Louis, uważnie mi się przyglądając. Źle się czułam z jego spojrzeniem, które wręcz mnie pożerało, by dowiedzieć się wszystkiego dlatego odwróciłam wzrok wbijając go w okno. - Ja powiedziałem ci o mojej siostrze, powiedziałem ci wszystko co chciałaś o mnie wiedzieć, więc dlaczego ty nie powiedziałaś mi czegoś tak ważnego o sobie? Myślałem, że związek opiera się na zaufaniu, ale jeżeli ty nie mówisz mi takich rzeczy to widocznie u nas tego nie ma.<br />
- A gdybym powiedziała ci, że jestem bulimiczką, która posiada wieczne kompleksy to dalej byś mnie kochał? Dalej chciałbyś ze mną być? - zapytałam powstrzymując łzy napływające mi do oczu. Nienawidziłam ich zupełnie tak samo jak siebie. Zdradzały moje wnętrze, które tak bardzo próbowałam ukryć. Chciałam grać kogoś takiego jak Kate. Bez uczuć, obojętna na wszystko, ale za każdym razem mi nie wychodziło i cholernie mnie to frustrowało. Nie wiedziałam jak Kate tak może. Jak może nie płakać i potrafić zachować kamienną twarz nawet w krytycznych sytuacjach. Ja tak nie potrafiłam.<br />
- Jak widzisz dowiedziałem się i nadal cię kocham. Kocham cię tak samo jak wczoraj, gdy się ze sobą kochaliśmy czy dzisiaj rano, gdy szliśmy razem za rękę i twoja choroba tego nie zmienia. Mam do ciebie pretensje tylko o to, że mi tego nie powiedziałaś.<br />
Pokiwałam głową nie wiedząc co powinnam teraz powiedzieć. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Czułam się podle zarówno przez to, że trzymałam tajemnice przed Louisem jak i przez to, że tak bardzo nakrzyczałam dzisiaj na Zayna, który chciał mi tylko pomóc i w dodatku obraziłam swoją przyjaciółkę, a jego ukochaną siostrę. Nie mogłam sobie tego wybaczyć, czułam się z tym jak potwór.<br />
- Powiesz mi jak długo to trwa? Dlaczego to robisz?<br />
- Zaczęło się dwa late temu. - wydusiłam drżącym od płaczu głosem. - Nie akceptowałam siebie, zaczęłam dostrzegać swoje wady. Nie cierpiałam swojej figury i swojego ciała, chciałam to zmienić, ale każda moja próba przejścia na dietę kończyła się tak samo dlatego postanowiłam sięgnąć do bardziej drastycznych metod. Czytałam w internecie, że to jest bezpieczne i można całkiem sporo schudnąć, dlatego postanowiłam spróbować. Ale zabrnęłam za daleko. Wymiotowałam częściej niż miałam zaplanowane. Zaczęły się u mnie pierwsze omdlenia i złe samopoczucie, przesadziłam. W końcu zaczęło robić się na tyle niebezpiecznie, że przestałam i obiecałam sobie, że już do tego nie wrócę.<br />
- Ale wróciłaś...<br />
- Tak. Na wyjeździe, kiedy Kate powiedziała o tym, że została fotomodelką, ale to nie jej wina tylko dawnego uzależnienia, które znów dało o sobie znać. Ono po prostu nigdy nie odpuszcza. Zapragnęłam być szczuplejsza między innymi dla ciebie. Chciałam, żebyś też mógł pochwalić się ładną, szczupłą i zgrabną dziewczyną jak Justin.<br />
- Ale przecież jesteś ładna, szczupła i zgrabna. - powiedział Louis przytulając mnie do siebie i ścierając moje łzy z policzków. - Dla mnie byłaś taka zawsze i taka będziesz nawet gdy urodzisz nam piątkę dzieci i będziesz z szóstym w ciąży.<br />
Zaśmiałam się. Być może Louis nie był nigdy mistrzem pocieszania, ale mimo to uwielbiałam gdy to robił tak samo jak uwielbiałam gdy mnie do siebie przytulał. Lubiłam być trzymana w jego ramionach. Czułam się tam bezpiecznie.<br />
- Chcesz z tym skończyć? - zapytał odsuwając mnie od siebie na niewielką odległość.<br />
- Chcę, ale to nie takie proste Louis. - westchnęłam wydostając się z jego objęć i zaczynając chodzić po pokoju. - To tak jak z narkotykami. W końcu się od nich uzależniasz i mimo, że chcesz z nimi skończyć to nie możesz, bo przy każdej możliwej okazji znów dajesz się skusić i przegrywasz z uzależnieniem.<br />
- Załatwię ci najlepszego psychologa w tym mieście, w najlepszej klinice i uwierz mi, że z tego wyjdziesz, Cały czas będę przy tobie.<br />
- Louis wiesz jakie to są koszty? - pokręciłam głową siadając w końcu na wygodnym fotelu. Muszę poprosić mamę, żeby załatwiła nam takie obicia, bo naprawdę wygodnie się na nich siedzi.<br />
- Wiem, ale jestem gotowy za wszystko zapłacić, bo chcę, żebyś była zdrowa i szczęśliwa.<br />
- Jestem szczęśliwa będąc z tobą. Liczę na to, że kiedyś mi się uda wyjść z bulimii i obiecuję ci, że będę starać się o to, żeby tak się stało. - zapewniłam Louisa posyłając mu szczery uśmiech.<br />
- Nie możesz walczyć z tym sama. Potrzebujesz pomocy specjalisty, a ja ci go załatwię. - powiedział pewnie, dumny z tego, że może mi pomóc.<br />
- Jak oddam ci potem te pieniądze?<br />
- Nie musisz mi ich oddawać. Mam ich wystarczająco dużo, a dla swojej dziewczyny zrobię wszystko.<br />
- Dziękuje. - powiedziałam wstając z fotela i wtulając się w Louisa. Przytulił mnie do siebie mocno, a potem pocałował czule w usta odgarniając mi następnie z oczu kosmyki włosów, które znów nieproszone pojawiły się na mojej twarzy.<br />
- Jeszcze dzisiaj poszukam ci najlepszej kliniki i psychologa, a resztę załatwimy najszybciej jak się będzie dało.<br />
- Doceniam to jak wiele dla mnie robisz. Chcę, żebyś wiedział, że bardzo cię za to kocham. - szepnęłam mu do ucha stając na palcach. Musiałam robić tak za każdym razem, gdy chciałam pocałować Lou lub powiedzieć mu coś na ucho z racji mojego niskiego wzrostu. On też był jednym z moich wielu kompleksów, ale teraz widziałam w nim zalety. Dzięki temu, że byłam niska, a Louis był ode mnie dużo wyższy czułam się przy nim bezpieczniej i mogłam wtulać się w jego tors, który był moją ulubioną częścią jego ciała. W końcu wysportowana klatka piersiowa to wizytówka każdego mężczyzny, a zwłaszcza takiego sportowca jakim był mój i nie zamierzałam go nikomu oddać.<br />
- Ja też cię kocham skrzaciku.<br />
- Skrzaciku? - uśmiechnęłam się podnosząc głowę do góry, żeby spojrzeć mu w twarz.<br />
- Tak, jesteś moim skrzacikiem. - odpowiedział również się uśmiechając i całując mnie w czoło.<br />
- To urocza nazwa. Też muszę jakąś dla ciebie wymyślić.<br />
- Przecież kiedyś wymyśliłaś, Luigi pamiętasz? Z tej bajki o samochodzikach.<br />
- Faktycznie. - przypomniałam sobie. - Luigi... pasuje do ciebie.Więc jesteś moim Luigim.<br />
- Mogę być kimkolwiek chcesz tylko nie nazywaj mnie tak za często. - mruknął zaczynając bawić się moimi włosami.<br />
- Dlaczego?<br />
- Nie wiem, po prostu sądzę, że do mnie nie pasuje.<br />
- Nie znasz się. - powiedziałam udając oburzoną, a później oboje się zaśmialiśmy.<br />
Poczułam się po raz kolejny naprawdę szczęśliwa i po raz kolejny zdałam sobie sprawę ile uśmiechu wniósł Lou do mojego życia mimo, że nasze pierwsze spotkanie o ile można je tak nazwać na pewno nie było idealne jak te w romantycznych filmach. Ale my tworzymy swój romantyczny film i mimo, że czasami są w nim dramatyczne sceny to zawsze kończy się szczęśliwie i to jest w tym wszystkim najważniejsze.<br />
<b>Następny rozdział: 29 marca</b><br />
<br />
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br />
<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-16344976333323703842017-02-22T16:31:00.000+01:002017-03-01T21:39:48.890+01:00Rozdział 24<div dir="ltr">
<b>*</b><b>Lucy</b><b>*</b><br />
<b> </b>Jak to mówią wszystko co dobre kiedyś się kończy. Tak właśnie było też z przerwą zimową, którą spędziłam tak miło, że nawet nie zauważyłam, że nadbiega już jej koniec, jednak jest coś co dopiero się zaczęło i oczywiście mam tu na myśli mój nowy związek. Podczas lotu samolotem, gdzie siedziałam obok mojego chłopaka, ustaliliśmy, że od razu po wylądowaniu pojedziemy do mojego domu, żeby oznajmić mojej mamie o tym, że jesteśmy oficjalnie razem. Oboje mieliśmy nadzieję, że na tą wiadomość ucieszy się tak samo jak nasi przyjaciele, a prawdopodobieństwo tego zwiększał fakt, że moja mama wręcz uwielbiała Louisa.<br />
- Trochę się boję. - oznajmiłam Louisowi kładąc swoją głowę na jego ramieniu.<br />
- Przecież mówiłaś, że twoja mama mnie lubi, więc na pewno będzie z tego powodu szczęśliwa.<br />
- Mam taką nadzieję, nigdy nie potrafię przewidzieć jej reakcji. Ale mam też nadzieję, że na moim powitaniu nie będzie u nas tego frajera Nicholasa. - warknęłam przypominając sobie rozmowę z mamą, kiedy jeszcze znajdowałam się w Austrii. Opowiadała mi o swoich kolejnych randkach z tym facetem, a wczoraj powiedziała mi, że są razem. Oczywiście bardzo mnie to zezłościło i przez resztę wieczoru Louis starał się mnie uspokoić. Zezłościł mnie również fakt, że Nicholas przyjdzie do nas za tydzień na obiad razem ze swoim synem, który jak się okazało jest rok starszy ode mnie. O tym również dowiedziałam się po fakcie dokonanym, gdzie mama oświadczyła mi radośnie, że zaprosiła swoją nową sympatię do naszego domu, nie konsultując ze mną tego wcześniej ani nawet nie pytając o zdanie na ten temat.<br />
Na razie starałam się jednak o tym nie myśleć. Miałam przy sobie ukochaną osobę, na której bardzo mi zależy i w tamtym momencie tylko to się dla mnie liczyło.<br />
- Samolot podchodzi do lądowania, prosimy wszystkich pasażerów o zapięcie pasów bezpieczeństwa. - z głośnika wydobył się głos stewardesy. Z ociąganiem podniosłam głowę z ramienia Louisa i wykonałam polecenie. Warczenie silnika samolotu słychać było coraz głośniej, a po chwili poczułam jak zatykają mi się uszy. Właśnie tego najbardziej nienawidziłam w lataniu samolotem.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy bezpiecznie wylądowaliśmy i odebraliśmy swoje bagaże postanowiłam zadzwonić po taksówkę. W końcu nie mieliśmy innego transportu, a wizja jechania autobusem z ciężkimi bagażami nie była zbyt zachęcająca.</div>
<div dir="ltr">
- Pójdę się przywitać z Zaynem. - powiedział do mnie Louis w czasie gdy ja zamawiałam nam taksówkę.</div>
<div dir="ltr">
Dopiero teraz zauważyłam czarnego Mercedesa zaparkowanego niedaleko nas, który przyjechał po Kate.</div>
<div dir="ltr">
- Poczekaj aż skończę, wtedy pójdę z tobą. Też bym się chciała z nim przywiatać. - odparłam zatykając dłonią mikrofon telefonu.</div>
<div dir="ltr">
- To brat twojej przyjaciółki, widzisz się z nim za każdym razem kiedy u niej jesteś a na dodatek masz z nim lekcje. - mruknął niezadowolony.</div>
<div dir="ltr">
- Powiedziałam, że masz czekać, a moje zdanie nie podlega dyskusji.</div>
<div dir="ltr">
Louis spuścił głowę i kopnął grudkę topniejącego śniegu.</div>
<div dir="ltr">
- Teraz już wiem jak wygląda związek. - powiedział pod nosem, na co odwróciłam głowę w jego stronę.</div>
<div dir="ltr">
- Udam, że tego nie usłyszałam.</div>
<div dir="ltr">
Ku mojemu zadowoleniu kobieta przyjmująca zamówienie na transport oznajmiła, że ich linia jest teraz wolna, więc auto powinno zjawić się za kilka minut bez opóźnień. Oznaczało to,że mam chwilkę czasu na przywitanie się z Zaynen oraz pożegnanie z przyjaciółkami. Schowałam więc pospiesznie telefon do torebki i ciągnąc za sobą walizkę ruszyłam w kierunku Mercedesa.</div>
<div dir="ltr">
- Louis czy mógłbyś...- nie zdążyłam dokończyć pytania, ponieważ mój chlopak pobiegł przed siebie zostawiając mi swój bagaż i po chwili wskakując radośnie na Zayna. Zła chwyciłam za rączkę jego walizki i pociągnęłam ją dalej, po drodze zastanawiając się, kiedy Lou zdążył tak bardzo zaprzykaźnić się z przyrodnim bratem Kate.</div>
<div dir="ltr">
- Udusisz mi brata. - warknęła Kate stojąca z boku i przypatrująca się całemu zajściu.</div>
<div dir="ltr">
- Nie mam po co, za to chętnie udusiłbym ciebie. - odparł jej Lou puszczając bruneta.</div>
<div dir="ltr">
- Kiedy zdążyliście się tak bardzo zaprzyjaźnić? - spytałam stając z założonymi rękami.</div>
<div dir="ltr">
- Zawarliśmy ze sobą męski sojusz. - uśmiechnął się Zayn rozkładając ponownie ramiona, a następnie mnie nimi obejmując. Oddałam chętnie jego uścisk wbrew zazdrosnym spojrzeniom posyłanym przez Louisa w naszą stronę. Bawiło mnie to jak za każdym razem gdy przytulałam się do innego mężczyzny niż on marszczył brwi i patrzył się na danego osobnika morderczym wzrokiem nawet jeżeli chodziło tu o jego przyjaciela ze statusem: w związku.</div>
<div dir="ltr">
- Więc jak było w Austrii? - zapytał Zayn otwierając bagażnik swojego samochodu i pakując do niego po kolei wszystkie torby Kate.</div>
<div dir="ltr">
- Było świetnie. Następnym razem musisz jechać z nami. - odpowiedziałam, a na moją twarz wkradł się rozkoszny uśmiech na myśl o intymnej nocy spędzonej z Louisem oraz o rozpoczęciu naszego związku. Wyjeżdżając nawet nie pomyślałam o tym, że po powrocie będziemy już parą, a Lou z pełną świadomością i szczerością wyzna mi miłość. To były z pewnością najszczęśliwsze chwile w moim życiu.</div>
<div dir="ltr">
- Właśnie. - przytaknął Louis. - Za rok obowiązkowo jedziesz z nami, nawet nie wiesz jak świetnie zjeżdża się na nartach po Alpach.</div>
<div dir="ltr">
- Ale oprócz dobrej zabawy na stoku wydarzyło się chyba coś jeszcze między wami prawda? - Zayn poruszył brwiami i trącił Lou łokciem.</div>
<div dir="ltr">
Oboje spojrzeliśmy po sobie. Czyżby Zaynowi chodziło o naszą upojną noc? Ale skąd mógł o tym wiedzieć, przecież nie był tam z nami.</div>
<div dir="ltr">
- Mam na myśli to, że nareszcie jesteście razem. - wytłumaczył szybko, widząc nasze zakłopotane miny. - Kibicowałem wam od samego początku, mam nadzieję, że stworzycie udaną parę.</div>
<div dir="ltr">
- Ah to. - zaśmiał się z ulgą Louis. - Dzięki, ale skąd o tym wiesz.</div>
<div dir="ltr">
- Cóż, mam swojego stałego informatora. - uśmiechnął się i spojrzał wymownie na Kate.</div>
<div dir="ltr">
- No tak. - westchnęłam. Kate mówiła swojemu bratu o wszystkim, więc nie powinien dziwić mnie fakt, że i o tym go poinformowała, jednak nie byłam na nią z tego powodu zła. Wręcz przeciwnie. Słowa Zayna były bardzo miłe i miałam już do niego zaufanie, dlatego nie widziałam żadnej przeszkody w tym, żeby dowiedział się o zawarciu przez nas oficjalnie już związku. Byłam z tego bardzo dumna i do tej pory cieszyłam się na samo przypomnie o fakcie, że Louis jest moim chłopakiem.</div>
<div dir="ltr">
Nasza rozmowa z pewnością byłaby kontynuowana dalej, jednak przerwał nam dźwięk klaksonu taksówki zaparkowanej niedaleko nas. Zwróciło to uwagę kilkorgu ludzi, którzy obrócili się w stronę źródła dźwięku i dostrzegli Louisa. Część z nich wyjęła telefony, w przypuszczalnym celu, jednak nie przeszkadzało mi to. Na lotnisku mogło zjawić się nawet kilkunastu paparazzi z oślepiającymi i znienawidzonymi przeze mnie fleszami, a i tak uśmiech nie zszedłby z mojej twarzy. Dziś miałam dobry dzień i nikt ani nic nie był w stanie mi go zniszczyć.<br />
Kiedy taksówka dowiozła nas na miejsce, Louis wyjął nasze walizki i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Byłam cała zestresowana. Obawiałam się reakcji mamy, ponieważ zawsze liczyłam się z jej zdaniem. Często zwierzałam się jej z moich problemów po śmierci taty. Była wtedy dla mnie prawdziwą opoką. To dzięki niej w końcu pogodziłam się z jego śmiercią i udźwignęłam także daleką wyprowadzkę siostry, z którą również byłam mocno związana.<br />
- Nie stresuj się tak. - powiedział Louis zauważając moje zdenerwowanie. - Twoja mama na pewno będzie z tego powodu tak samo szczęśliwa jak my. W końcu to zaszczyt mieć tak przystojnego i wspaniałego zięcia.<br />
- Przecież nie jesteśmy małżeństwem tylko parą. - zauważyłam spoglądając na niego lekko rozbawiona.<br />
- Ale nikt nie powiedział, że nie będziemy. Urodzisz nam gromadkę dzieci i zamieszkamy gdzieś za granicą, gdzie będę mógł spokojnie rozkoszować się emeryturą.<br />
- Myślę, że jeszcze nie pora, żeby o tym myśleć, a ty masz zbyt bogatą wyobraźnię. - zaśmiałam się. Louis również się uśmiechnął. Wyglądał na rozmarzonego. To dziwne, bo nigdy go takiego nie widziałam, ale jego rozmarzenie udzieliło się również mi. Zaczęłam się zastanawiać jak wyglądałoby moje życie, gdyby stało się tak jak zasugerował Lou. Z gromadką dzieci w ładnym domu przy boku kochającego męża. Chyba o takim życiu marzy każda dojrzewająca nastolatka.<br />
- Ty naciśnij. - poprosiłam Louisa, kiedy dotarliśmy przed same drzwi. Nasz ganek zmienił się od mojego wyjazdu. Teraz nie było już tu śniegu, a przed drzwiami mama postawiła małe cytrynowe drzewka hodowlane, które stawiałyśmy co roku od śmierci taty, a to dlatego, że uwielbiał cytryny, a one nam o nim przypominały. Codziennie pił sok cytrynowy, który własnoręcznie wyciskał zachęcając przy tym domowników, żeby też spróbowali, jednak nikt z nas nie był na to chętny. Tata był tym bardzo zawiedziony.<br />
Louis przewrócił oczami i nacisnął dzwonek, ale po jego minie zauważyłam, że zaczął udzielać mu się ten sam niepokój co mi. Po chwili zobaczyłam jak sylwetka kobiety przechodzi z kuchni do holu, a potem drzwi już stały przed nami otworem.<br />
- Już jesteście! - krzyknęła moja uradowana mama i zaczęła przytulać nas oboje. - Wejdźcie, robi się przeciąg. - ponagliła nas, zamykając szybko drzwi.<br />
- Pięknie tu pachnie. - zauważył Louis zdejmując buty.<br />
- Zrobiłam indyka. - odparła mama z uśmiechem na ustach. - Mam nadzieję, że lubisz mięso z indyka, Louis?<br />
- Oczywiście. - kiwnął głową posyłając mojej mamie swój najlepszy uśmiech, Dobrze wiedziałam, że był to jeden z tych, żeby się jej przypodobać, jednak teraz wydawało mi się to dobre, ze względu na to co mieliśmy za chwilę powiedzieć.<br />
- Mamo. - zaczęłam, widząc, że Louis nie ma zamiaru zaczynać pierwszy.<br />
- Tak? - rodzicielka odwróciła się do mnie z tym samym nie zmienionym uśmiechem na twarzy.<br />
- Ja i Louis chcieliśmy ci coś powiedzieć.<br />
Mama zamarła na chwilę, a jej twarz zrobiła się blada.<br />
- Zostanę za dziewięć miesięcy babcią? - zapytała przestraszonym, niepewnym głosem.<br />
- Nie! Nic z tych rzeczy. - odparłam,a na twarzy mamy pojawiła się ulga.<br />
- Chcieliśmy pani powiedzieć, że od teraz ja i pani córka jesteśmy oficjalnie razem. - dokończył za mnie Louis, uśmiechając się i obejmując mnie ręką w talii.<br />
- To wspaniale! - wykrzyknęła i ku mojemu ogromnemu zdumieniu po raz drugi tego dnia przytuliła naszą dwójkę od siebie głaszcząc nas po głowach. - Witamy w rodzinie Louis! Od samego początku wam kibicowałam.<br />
Spojrzałam na Louisa z zadowoleniem. Widziałam, że jest tak samo szczęśliwy jak ja. Oboje cieszyliśmy się, że moja mama tak otwarcie przyjęła tą informację o której planowaliśmy jej powiedzieć od pierwszego dnia, gdy byliśmy już razem. Bardzo chciałabym poznać też jego mamę, jednak nie mówił mi o niej nic więcej oprócz tego, że mieszka razem z jego siostrą w Londynie i czasami ją odwiedza. Nie chciałam wywierać na niego nacisku, ale miałam nadzieję, że Lou mnie jej przedstawi. Myślę, że na pewno jest wspaniałą osobą, skoro urodziła tak wspaniałego syna.<br />
- Mógłbym pani w czymś pomóc? - zaproponował Louis, gdy tylko zauważył jak moja mama powraca do swoich domowych obowiązków i dogląda piekarnika z pieczenią.<br />
- Jeśli możesz rozłóż na stole pięć talerzy, dobrze?<br />
- Przecież nas jest tylko troje. - zauważyłam marszcząc brwi.</div>
<div dir="ltr">
- Oh, zapomniałam ci powiedzieć. - na twarzy mamy pojawiło się zakłopotanie. - Postanowiłam przełożyć obiad z Nicholasem i jego synem na dzisiaj.<br />
- Dlaczego akurat dzisiaj?! - wyrzuciłam ręce do góry, czując jak cała krew odpływa z mojej twarzy. - To rodzaj twojego przywitania po mojej tygodniowej nieobecności? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - W takim razie gratuluję, jest świetny.<br />
Mama zastygła w miejscu, nie wiedząc co powinna powiedzieć, a Louis spojrzał na mnie karcąco jakbym to ja była wszystkiemu winna. W tamtym momencie byłam wściekła na nich oboje i chciałam, żeby wszyscy zniknęli i pozostawili mnie samą, jednak wiedziałam o tym, że tak się nie stanie, dlatego odwróciłam się i pobiegłam na górę do swojego pokoju.<br />
Nie zdążyłam przebiec nawet kilku schodków, kiedy poczułam na swoich biodrach męskie ramiona bez wątpienia należące do mojego chłopaka.<br />
- Zostaw mnie w spokoju. - syknęłam do niego, mając nadzieję, że posłucha mojego polecenia i odpuści, ale tak się nie stało.<br />
- Nie rób przykrości swojej mamie i zejdź na dół, tak będzie lepiej.<br />
- Oh, naprawdę? Lepiej dla kogo? - ze zdwojoną wściekłością odepchnęłam od siebie Louisa, jednak już po chwili znów trzymał mnie ciasno przy sobie.<br />
- Zrób to dla niej. - jego głos przyjął błagalny ton. Zupełnie nie rozumiałam czemu tak bardzo Lou zależy na mojej mamie. Chciał się jej jeszcze bardziej przypodobać, żeby zaskarbić sobie u niej sympatię?<br />
- Czemu tak bardzo ci na tym zależy?<br />
- Bo zależy mi na tobie. Nie chcę, żebyś ciągle kłóciła się z mamą. - wytłumaczył mi, jednak jego tłumaczenie nie bardzo mnie przekonywało. Mimo to westchnęłam i z rezygnacją udałam się na dół. Na twarzy mamy znów pojawił się uśmiech i z zadowoleniem dokończyła rozkładanie talerzy na stole.<br />
- Kiedy będziemy sami, w nagrodę sprawię, że znów będziesz krzyczeć moje imię. - wyszeptał mi do ucha Louis.<br />
- Trzymam cię za słowo. - odszepnęłam mu, składając na jego szyi krótki pocałunek.<br />
Trzeba przyznać jedno - seks z Louisem jest boski, nie wspominając już o jego zwinnych, długich palcach, dlatego ta obietnica w jego ustach zabrzmiała niezwykle kusząco. Chciałam wyszeptać mu do ucha jeszcze kilka słowek, ale po domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Przewróciłam teatralnie oczami i z wielką niechęcią ruszyłam wraz z Louisem do holu, z którego już słychać było odgłosy cmokania w policzek i słodki głos mojej mamy witajacej gości.</div>
<div dir="ltr">
- Spokojnie, nie złość się tak. - Lou próbował na siłę załagodzić mój gniew, ale jego słowa tylko bardziej mnie denerwowały. Marzyłam wtedy o tym, żeby ta cała schadzka się skończyła więc żadne uspokajające czy pocieszajace słowa tutaj nie pomagały. </div>
<div dir="ltr">
- Nick, proszę poznaj moją córkę. - usłyszałam nad sobą głos, a po chwili zobaczyłam stojącego obok mnie zadbanego, wysokiego mężczyznę, na oko trzy może cztery lata starszego od mojej mamy. Obok niego stał chłopak, myślę że mojego wieku uśmiechający się do mnie nieśmiało. Był rownie zadbany jak jego ojciec. Brązowe, elegancko, ułożone włosy i zero zarostu. Gdyby nie był jego synem może udałoby nam się złapać ze sobą dobry kontakt, bo wyglądał dosyć przyjaźnie.</div>
<div dir="ltr">
- Miło mi cię poznać, Lucy twoja mama tak dużo mi o tobie opowiadała, cieszę się, że nareszcie udało nam się spotkać. - Nick uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Z ogromną niechęcią uścisnęłam ją i mruknęłam pod nosem ciche ,,mi również".</div>
<div dir="ltr">
- A ten uroczy młodzieniec? - zapytał Nick zerkając na Louisa.</div>
<div dir="ltr">
- To Louis, chłopak Lucy. - odpowiedziała mama i w tym momencie oczy syna Nicholasa otworzyły się szeroko.</div>
<div dir="ltr">
- Ty jesteś Louis Tomlinson?! - zapytał trochę zbyt entuzjastycznie. </div>
<div dir="ltr">
- Tak. - Lou kiwnął głową i uśmiechnął się do niego uprzejmie.</div>
<div dir="ltr">
- A ty z nim chodzisz?! - tym razem popatrzył na mnie z pełnym podziwem, jakbym dokonała czegoś nadzwyczajnego.</div>
<div dir="ltr">
- Martin. - syknął do niego Nicholas. - Nie bądź niegrzeczny.</div>
<div dir="ltr">
- Przepraszam, tato. - Martin - jak dowiedziałam sie tego przed chwilą zawiesił głowę i posłał przepraszaące spojrzenie Louisowi. Na moment zapadła między nami cisza, jednak mama szybko ja przerwała ze swoim standardowym uśmiechem na twarzy mówiącym, że nic się nie stało.</div>
<div dir="ltr">
- Więc może usiądziecie wszyscy do stołu? Wyjmę już indyka.</div>
<div dir="ltr">
- Jasne, to doskonały pomysł. - pokiwał głową Nick i po chwili wszyscy siedzieli już przy stole podczas gdy mama krzątała się w kuchni przy piekarniku.</div>
<div dir="ltr">
- Pomóc ci Clair? - Nick wychylił się ze swojego miejsca i zerknąl czujnym wzrokiem w stronę mamy jakby chciał pokazać na siłę jakim on jest wspaniałym i pomocnym mężczyzną, ale nie wiedział że na mnie nie robi to jakiegokolwiek wrażenia, a wręcz przeciwnie. Upewniam się tylko w swoim twierdzeniu, że jest zapatrzonym w siebie egoistą robiącym wszystko na pokaz.</div>
<div dir="ltr">
- Dziękuje, nie trzeba. - odkrzyknęła ku mojemu zadowoleniu mama, ponieważ naprawdę nie chciałabym żeby ten cały Nicholas chodził po naszej kuchni.</div>
<div dir="ltr">
- Długo jesteście razem? - odezwał się Martin, który najwyraźniej nie potrafił posiedzieć chwilę w milczeniu, a zwłaszcza kiedy naprzeciwko niego siedział sławny piłkarz.</div>
<div dir="ltr">
- Od niedawna. - odpowiedział mu Louis.</div>
<div dir="ltr">
- To super, nie wiedziałem, że dzięki nowej znajomości taty poznam Louisa Tomlinsona i nawet będę jadł z nim obiad. - Martin z każdą chwilą był tym coraz bardziej podekscytowany.</div>
<div dir="ltr">
- Może będziemy widywać się częściej. - Louis posłał Martinowi kolejny przyjazny uśmiech, jakby jego natrętne zachowanie ani trochę go nie denerwowało.</div>
<div dir="ltr">
- To by było ekstra.</div>
<div dir="ltr">
Znudzona przewróciłam oczami po raz drugi tego dnia i odwróciłam wzrok do okna nie chcąc dłużej patrzeć na scenke odgrywającą się przede mną. Kiedy wpatrywałam się w nieruchome drzewa poczułam na swoim kolanie rękę sunącą do góry w kierunku moich miejsc intymnych, jednak nie strąciłam jej z siebie. Może przez to, że zwyczajnie mi się nie chciało, a może przez to, że nie chciałam odtrącać od siebie Louisa, który swoim specyficznym zachowaniem i gestami chciał podtrzymać mnie na duchu.</div>
<div dir="ltr">
- Nie sądzisz, że Martin jest całkiem milutki? - zapytał szeptem.</div>
<div dir="ltr">
- Bardzo. - mruknęłam sarkastycznie.</div>
<div dir="ltr">
- Pomyśl, kiedy oni już sobie pójdą, pójdziemy na górę porobić ze sobą niegrzeczne rzeczy.</div>
<div dir="ltr">
- Louis, zamknij się. - syknęłam spoglądając nerwowo na Nicholasa i Martina w obawie, czy przypadkiem nie usłyszeli nic z tego co przed chwilą powiedział Lou. Na całe szczęście ich miny nie wyrażały żadnych specjalnych emocji, więc był to dla mnie znak, że nie doszło do nich, żadne słowo.</div>
<div dir="ltr">
- Nie chcesz wiedzieć co z tobą zrobię, gdy zostaniemy sami? - Lou dalej szeptał do mojego ucha, a jego ręka zatrzymała się przy rozporku moich spodni przez co głośno przełknęłam ślinę.</div>
<div dir="ltr">
- Do jakiej szkoły chodzisz, Lucy? - do moich uszu dobiegł przesadnie miły głos Nicholasa.</div>
<div dir="ltr">
- Do liceum Edmunda Bentleya. - odparłam siląc się, by z moich ust nie wydobył się niechciany jęk.</div>
<div dir="ltr">
- Słyszałem o tym liceum dużo dobrego, musisz więc być naprawdę zdolną dziewczyną. - Nick coraz bardziej próbował wkraść się w moje łaski i prawdopodobnie odpowiedziałabym mu na to coś niemiłego, ale przez czyjąś błądzącą przy guziku moich spodni rękę byłam w stanie tylko niewyraźnie się do niego uśmiechnąć.</div>
<div dir="ltr">
- Już jestem. - wszyscy odwrócili się w stronę mojej mamy niosącej z uśmiechem parującego indyka w brytfannie. Nick natychmiast poderwał się ze swojego miejsca, by pomóc mamie go pokroić, a Lou zabrał nareszcie swoją rękę na co odetchnęłam z ulgą.</div>
<div dir="ltr">
- Nie myśl, że to koniec. - szepnął mi do ucha jakby czytał w moich myślach. - Dałem ci dopiero przedsmak tego co będziemy robić.</div>
<div dir="ltr">
- Zapominasz o tym, że dalej mieszkam z mamą.</div>
<div dir="ltr">
- Wiem i nie przeszkadza mi to w zrealizowaniu moich zamiarów. Macie łazienkę, prawda?</div>
<div dir="ltr">
- Co ty znowu wymyślileś? - zapytałam, gdyż powoli zaczynałam poważnie obawiać się planów powstających w napalonym umyśle mojego chłopaka.</div>
<div dir="ltr">
- Nic co nie jest ci nieznane. - uśmiechnął się, a potem jak gdyby nigdy nic zabrał się za konsumpcję indyka zachwalając przy tym umiejętności kulinarne mojej mamy.</div>
<div dir="ltr">
Po obiedzie, gdy wszyscy byli już najedzeni doszło do najgorszej części programu, której nienawidzę najbardziej a mianowicie mówimy tu o sztucznych pochwałach i wychwalaniu wszystkiego co się tylko da pochwalić. Jest to standardowy i bardzo znany sposób na przypodobanie się, jednak na mnie nie działający o czym Nick chyba nie wiedział lub przeciwnie: wiedział, ale chodziło mu o to, żeby zapunktować u mojej mamy, a nie u mnie. W końcu jaka kobieta nie chciałaby żeby jej nowy partner oprócz jej samej nie wychwalał również jej córki.</div>
<div dir="ltr">
- Nawet nie wiesz Clair jaki jestem szczęśliwy, że mogłem poznać twoją córkę, a nawet jej chłopaka. - brnął dalej Nicholas popijając co chwilę sok pomarańczowy, żeby nawilżyć podniebienie. Cóż, chyba każdemu byłoby sucho w gardle gdyby przez cały czas nie zamykała mu się buzia, ale nie zamierzałam tego komentować, a przynajmniej na razie.</div>
<div dir="ltr">
- Oh, Nick ja też jestem bardzo szczęśliwa, że poznała twojego syna i mogłam was ugościć u siebie. - mama zaczęła swiergotać tak samo jak on czego miałam już serdecznie dosyć. Najchętniej osobiście wyprosiłabym Nicka za drzwi, ale wiedziałam co mi za to grozi, dlatego wolałam nie próbować swoich sztuczek.</div>
<div dir="ltr">
- Mam nadzieję, że takich spotkań będzie więcej, ale niestety razem z Martinem powinniśmy się już zbierać. - te słowa usłyszałam bardzo wyraźnie przez co mój humor natychmiast uległ zmianie.</div>
<div dir="ltr">
Z zadowoleniem zgodziłam się odprowadzić razem z mamą naszych gości do drzwi. Louis w tym czasie sprzątał ze stołu brudne talerze, ponieważ zaoferował, że posprząta po obiedzie. Jednym słowem: przyjął zaproszenie od mojej mamy i poczuł sie jak członek rodziny do tego stopnia, że domowe obowiązki także zaczęły leżeć w jego interesie, czego akurat nie miałam mu za złe.</div>
<div dir="ltr">
- Pa, Lucy. - pożegnał się ze mną Martin pozwalając sobie na delikatny uścisk. Posłałam mu odrobinę wymuszony uśmiech, a następnie odwróciłam się mając nadzieję, że pożegnanie Nicholasa w moim przypadku okaże sie niczym niezbędnym. Myliłam się. Nick nie zamierzał mi odpuszczać.</div>
<div dir="ltr">
- Do zobaczenia Lucille. - skrzywiłam się. Tak brzmiało moje pełne imię, jednak nikt go nigdy nie wymawiał. Nicholas postanowił więc być wyjątkiem za co w myślach przyłożyłam mu w twarz.</div>
<div dir="ltr">
- Do widzenia. - warknęłam.</div>
<div dir="ltr">
- Widzę, że za mną nie przepadasz. - zauważył schylając się do mojego poziomu i szepcząc, żeby nikt tego nie usłyszał. - Wiem co sobie o mnie myślisz, bo kiedy byłem w twoim wieku również znalazłem się w takiej samej sytuacji jak ty, ale musisz mi uwierzyć, że nie chcę niszczyć twojego życia ani próbować udawać twojego tatę. Chciałbym, żebyśmy się przynajmniej dogadali nie tylko ze względu na twoją mamę.</div>
<div dir="ltr">
- Jasne, w porządku. - mruknęłam chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko od Nicholasa.</div>
<div dir="ltr">
Gdy odsunęłam się od niego na bezpieczną dla mnie odległość mogłabym sobie przysiąc, że zobaczyłam na jego twarzy smutek i przez chwilę nawet zrobiło mi się go szkoda, ale szybko odpędziłam od siebie to uczucie i wróciłam do Louisa kończącego pakowanie talerzy do zmywarki.</div>
<div dir="ltr">
- Pomóc ci? - zaoferowałam stając za nim i obejmując go w pasie.</div>
<div dir="ltr">
- Nie trzeba, już skończyłem. - odparł, odwracając się do mnie i kładąc ręce na moich biodrach.</div>
<div dir="ltr">
- Bardzo ci dziękuje Louis, jesteś taki pomocny. Zawsze mogę na ciebie liczyć. - mama weszła do kuchni na wstępie od razu zachwalając Louisa. Chyba powinnam się już do tego przyzwyczaić.</div>
<div dir="ltr">
- Nie ma sprawy. Będę jeszcze w czymś pani potrzebny? - spytał uśmiechając się słodziutko.</div>
<div dir="ltr">
- Już nie, resztę zrobię sama, jak chcecie mozecie iść na górę, pewnie chcielibyście pobyć chwilę sami.</div>
<div dir="ltr">
- Oh tak, pójdziemy już. - Lou pokiwał energicznie głową i pociągnął mnie za sobą na górę. Przeskakiwaliśmy po kilka schodków na raz przez co o mało się nie potknęłam, a kiedy już znaleźliśmy się na górze zostałam wepchnięta do łazienki, a później usłyszałam jedynie szczęk zamykanego zamka w drzwiach.</div>
<div dir="ltr">
- Louis możesz mi powiedzieć co ty właściwie...</div>
<div dir="ltr">
- Ćśś...- jego usta zaatakowały moje zanim zdążyłam dokończyć pytanie. Wziął moje ręce i umieścił mi je nad głową, a potem wepchnął mi do buzi język, zaczynając zachłannie mnie całować. Oddawałam każdy jego pocałunek, jednak oprócz tego nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Moje nogi podobnie jak ręce zostały unieruchomione przez jego.</div>
<div dir="ltr">
- Mam na ciebie cholerną ochotę. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. - Chcę cię wziąć tu i teraz.</div>
<div dir="ltr">
- Lou, nie możemy na dole jest moja mama. - odszepnęłam próbując zachować resztki zdrowego rozsądku i nie dać ponieść się emocjom i pożądaniu które z każdą minutą we mnie narastało i było coraz cięższe do odepchnięcia.</div>
<div dir="ltr">
- Będziemy cicho. - powiedział obiecującym głosem puszczając moje ręce, by włożyć mi je pod bluzkę.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem czy to dobry pomysł...- zastanawiałam się na głos.</div>
<div dir="ltr">
- Nie daj się prosić.</div>
<div dir="ltr">
Jego ręce dalej bładziły pod moją bluzką dobierając się do zapięcia mojego stanika. Zanim zdążyłam odpowiedzieć cokolwiek poczułam jak stanik ze mnie opada, co było dla mnie jasnym znakiem, że rozsądek musi przegrać.</div>
<div dir="ltr">
- Dobrze, ale cicho. Mama nie może nic usłyszeć. - wyszeptałam odchylając glowę do tyłu na znak, że jestem gotowa całkowicie mu się oddać. Z własnych obserwacji wiem, że Louis lubi dominować. Nawet podczas naszego poprzedniego seksu w hotelu nie było mowy o tym, żebym to ja znalazła sie na górze i przejęła kontrolę, a kiedy braliśmy wspólną kąpiel nie pozwolił mi wyjść z łazienki, gdy miałam zamiar ją opuścić rezygnując ze wspólnej kąpieli.</div>
<div dir="ltr">
- Obiecuję, że nikt nas nie usłyszy.</div>
<div dir="ltr">
Po tych słowach zostałam pospiesznie pozbawiona górnej części garderoby, a usta Louisa przyssały się do moich piersi pozostawiając na nich drobne malinki. Starałam się nie wydawać z siebie zbyt głośnych odgłosów, jednak za każdym razem kiedy Lou mocniej zassał moją pierś nie mogłam powstrzymać się od jęku.</div>
<div dir="ltr">
Ten rodzaj przyjemności szybko się zakończył i zaczęliśmy przechodzić do konkretów. Pozbyliśmy się moich spodni, a co za tym szło również dolnej części bielizny. Kiedy zostałam już całkowicie bez ubrań Louis rozebrał też siebie przez cały czas patrząc na moje nagie ciało, które tylko bardziej go podniecało i wywoływało u niego większą erekcję.</div>
<div dir="ltr">
- Otwórz usta. - powiedział trzymając w ręku swoją zwiniętą koszulkę.</div>
<div dir="ltr">
- Po co? - zapytałam nie rozumiejąc w jakim celu mam to robić. Chce żebym zrobiła mu dobrze oralnie? Ale przecież nie było o tym mowy, nie rozmawialiśmy o tym, nie byłam jeszcze na to gotowa.</div>
<div dir="ltr">
- Chcę ci zatkać usta moją koszulką, żeby tłumiła twoje jęki. - wytłumaczył, a moja obawa co do najgorszego ustąpiła.</div>
<div dir="ltr">
- Nie widzę takiej potrzeby, to nie jest konieczne. - odparłam wykręcając twarz w drugą stronę. Mimo, że wepchnięcie do ust koszulki nie wydawało mi się takie straszne jak seks oralny to i tak nie byłam pewna czy mam ochotę ją mieć w buzi.</div>
<div dir="ltr">
- Tak będzie lepiej i bezpieczniej. Otwieraj. - głos Louisa stał sie stanowczy dokładnie taki jaki jest za każdym razem kiedy mi czegoś zabrania lub każe zrobić i dokładnie taki jaki najbardziej mnie podniecał, dlatego posłusznie wykonałam jego polecenie otwierając usta. Lou włożył mi do nich zwiniętą w rulonik koszulkę i zawiązał mi ją z tyłu głowy. Kiedy upewnił się, że supeł mocno się trzyma chwycił moje udo usadawiając je na swoim biodrze i jednocześnie dając mi tym znać, że mam zrobic tak samo z drugą nogą.</div>
<div dir="ltr">
- Tym razem będzie szybciej niż zwykle, bo nie mamy zbyt wiele czasu, dobrze?</div>
<div dir="ltr">
Pokiwałam głową, a od razu potem poczułam w sobie coś dużego co wypełniło mnie w całości. Jęknęłam, a mój jęk został skutecznie stłumiony przez koszulkę w mojej buzi. Kiedy jednak Louis zaczął się poruszać moich jęków było coraz więcej i w środku podziękowałam mu za to, że wpadł na tak genialny pomysł, żeby mnie zakneblować, bo w przeciwnym razie nie wiem czy udałoby mi się zachować ciszę.</div>
<div dir="ltr">
Jego pchnięcia stawały się z każdą chwilą coraz mocniejsze i szybsze, przez co moje ciało uderzało równo o zimną ścianę, ale nie przeszkadzało mi to. Gdy otworzyłam oczy, które na moment zamknęłam zobaczyłam jak Louis zagryza zębami dolną wargę i zaciska mocno powieki, by nie wydobyć z siebie jęku. Nie wiedziałam jak dlugo jeszcze wytrzyma, ale i tak byłam z niego bardzo dumna, bo wiedziałam, że zachowanie ciszy podczas seksu nie przychodzi mu łatwo.</div>
<div dir="ltr">
- Cholera kochanie jest mi tak dobrze. - jęknął, jednak na tyle cicho, żeby ten jęk nie wyszedł poza ściany łaznienki.</div>
<div dir="ltr">
Chciałam również coś powiedzieć, jednak zapomniałam o tym, że usta zatyka mi jego koszulka. W odpowiedzi mogłam więc tylko jęknąć, czując jak ostre pchnięcia zamieniają się w jeszcze ostrzejsze i szybsze. Wreszcie Odchyliłam głowę do tyłu czując jak po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Dłońmi, które nadal miałam zaciśnięte na szyi Louisa wyczułam jak jego skurczone mięśnie się rozluźniają co oznaczało, że także zaczyna szczytować. Wykonał jeszcze kilka słabszych pchnięć i wyszedł ze mnie pozbawiony sił. Sięgnął za tył mojej głowy, żeby odwiązać mi koszulkę, a potem rzucił ją i przyssał się do moich warg.</div>
<div dir="ltr">
- Byłaś cudowna. - wyszeptał w moje usta.</div>
<div dir="ltr">
- To ty byłeś cudowny. - odparłam oddając pocałunek i przyciągając jego nagie ciało bliżej siebie. - Ale ubierzmy się już i chodźmy zanim mama wejdzie na górę.</div>
<div dir="ltr">
Odsunęliśmy się od siebie i w pośpiechu zalożyliśmy ubrania porozrzucane po całej łazience. Louis cichutko przekręcił zamek w drzwiach i dalej szybko przebiegliśmy do mojego pokoju, gdzie od razu zamknęłam drzwi.</div>
<div dir="ltr">
- Moje podejrzenia się potwierdziły. - powiedziałam siadając na łóżku i ciągnąc na nie za sobą Louisa.</div>
<div dir="ltr">
- Jakie podejrzenia? - zapytał wciągając mnie na swoje kolana.</div>
<div dir="ltr">
- Że jesteś nienormalny. - zaśmiałam się czochrając mu włosy, które po szybkim seksie w łazience były już w lekkim nieładzie.</div>
<div dir="ltr">
- Dlaczego? - Louis uśmiechnął się cwaniacko doskonale wiedząc co mam na myśli, ale mimo to postanowił udawać nic nieświadomego.</div>
<div dir="ltr">
- Uprawialiśmy seks w łazience podczas gdy moja mama była na dole i mogła nas usłyszeć, a ty perfidnie mnie do tego namówiłeś.</div>
<div dir="ltr">
- Ale nie usłyszała. - stwierdził z zadowoleniem.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś głupi. - uśmiechnęłam się chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.</div>
<div dir="ltr">
- I za to mnie kochasz.</div>
<div dir="ltr">
- Między innymi. Zostaniesz na noc?</div>
<div dir="ltr">
- A chcesz żebym został? - zapytał, biorąc mój podbródek w dwa palce i przekierowując go w swoją stronę.</div>
<div dir="ltr">
- Gdybym nie chciała, nie proponowałabym ci tego. Poza tym wygląda na to, że za chwilę będzie padać, a nie chcę żebyś zmókł i był potem chory.</div>
<div dir="ltr">
- Czyżbyś poczuła przypływ instynktu macierzyńskiego?</div>
<div dir="ltr">
- Nie, ja po prostu o ciebie dbam. - wzruszyłam ramionami i pocałowałam krótko Louisa w usta.</div>
<div dir="ltr">
- Cóż, więc chyba nie pozostaje mi nic innego jak zostać.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba nie. - pokiwałam głową i zeszłam z kolan Lou, po to by położyć się płasko na łóżku. Louis odwrócił się w moją stronę, a potem zawisł nade mną łączac nasze usta razem.</div>
<div dir="ltr">
- Kocham cię. - szepnął mi do ucha na chwilę przerywając nasz pocałunek.</div>
<div dir="ltr">
- Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałam gładząc delikatnie jego policzek dłonią.</div>
<div dir="ltr">
- Masz łaskotki? - spytał nagle.</div>
<div dir="ltr">
- Tak, najbardziej na brzuchu i na udach, a czemu pytasz?</div>
<div dir="ltr">
I w tym momencie gorzko pożałowałam tego, że udzieliłam mu na to pytanie odpowiedzi. Mianowicie Louis zsunął się ze mnie do połowy, podwinął mi bluzkę i zaczął łaskotać po brzuchu, a później po wewnętrznej części ud. Zaczęłam histerycznie się śmiać i błagać Louisa, żeby przestał, ale on kompletnie mnie nie słuchał i dalej robił swoje dopóki drzwi mojego pokoju nie otworzyły sie i nie zawitała w nich moja mama, która postanowiła nie zaprzestawać swojej tradycji i przerywać mi miłe chwile z chłopakiem.</div>
<div dir="ltr">
- Przepraszam, że wam przeszkadzam. - zaczęła od tekstu, który był stałym punktem programu. - Ale chciałam po prostu sprawdzić co u was i czy czegoś nie potrzebujecie. - uśmiechnęła się niewinnie.</div>
<div dir="ltr">
- U nas wszystko w porządku i wydaje mi się, że na razie nic nie jest nam potrzebne. - odpowiedział uprzejmie Louis.</div>
<div dir="ltr">
- To wspaniale, gdybyście jednak czegoś potrzebowali jestem na dole.</div>
<div dir="ltr">
- Jasne mamo. - mruknęłam.</div>
<div dir="ltr">
- Poczekaj! - zatrzymałam ją w połowie kroku, kiedy wycofywała się już do schodów.</div>
<div dir="ltr">
- Tak kochanie?</div>
<div dir="ltr">
- Chciałam ci powiedzieć, że Louis zostanie dzisiaj u nas na noc. - zerknęłam w stronę okna. Deszcz zaczął bębnić w szyby tak jak przypuszczałam na moją korzyść. - Nie będzie w końcu wracał w taką pogodę.</div>
<div dir="ltr">
Mama również spojrzała w okno.</div>
<div dir="ltr">
- Faktycznie, jest nie najlepsza pogoda. Pościele Louisowi łóżko w pokoju Danielle.</div>
<div dir="ltr">
- Nie ma takiej potrzeby, będzie spał ze mną. - powiedziałam szybko. Wiedziałam, że mama nie będzie z tego powodu bardzo zadowolona, jednak mam już 18 lat i moim zdaniem powinna przyzwyczajać się już powoli do tego, że śpię z chłopakiem w jednym łóżku, a nawet uprawiam z nim seks. Na przykład w łazience.</div>
<div dir="ltr">
- Niech się pani nie obawia, będziemy grzeczni. Nie dotknę Lucy nawet palcem. - dodał Louis robiąc minę uroczego chłopca.</div>
<div dir="ltr">
- I tak wiem, że się już dotykacie. -powiedziała pewnie. - Ale dobrze, pozwolę wam, jesteście już przecież dorośli. - westchnęła. - Tylko nie mogę się jakoś do tego przyzwyczaić.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy mama po odbytej rozmowie opuściła pokój wróciliśmy z Louisem do naszych poprzednich zajęć, bynajmniej nieco ciekawszych od rozmów z moją mamą. Kolację zjedliśmy w pokoju. Została przyniesiona nam ona przez mamę, jak podejrzewam po to, żeby wedrzeć się do nas na chwilę i skontrolować co ze sobą robimy mimo jej poprzedniego stwierdzenia, że w końcu jesteśmy dorośli. Po kolacji Louis wtaszczył swoją walizkę na górę, a kiedy już to zrobił poszliśmy razem pod prysznic, który nie obył się bez wzajemnego dotykania, jednak nie potrwał on długo, ponieważ oboje byliśmy zmęczeni dzisiejszym dniem i chcieliśmy jak najprędzej położyć się do łóżka.</div>
<div dir="ltr">
- Po ktorej stronie śpisz? - zapytał Louis stojąc przy moim łóżku.</div>
<div dir="ltr">
- Po prawej, więc ty śpisz po lewej. - odpowiedziałam kładąc się na swoją połowę.</div>
<div dir="ltr">
Lou pokiwał głową, ale zamiast skierować się pod kołdrę wyjął ze swojej walizki notes i długopis. Zaciekawiona podeszłam do niego i zerknęłam na zapisaną kartkę przez jego ramię.</div>
<div dir="ltr">
- Co to jest?</div>
<div dir="ltr">
- Notes. - odpowiedział.</div>
<div dir="ltr">
- To akurat widzę, ale czemu masz tu napisane różne, dziwne miejsca? - zapytałam patrząc jak Louis skreśla słowo ,, łazienka".</div>
<div dir="ltr">
- Bo to są miejsca, w których chcę uprawiać z tobą seks. Jak widzisz dwa są już odhaczone.</div>
<div dir="ltr">
- Od kiedy ty to prowadzisz? - spytałam zszokowana.</div>
<div dir="ltr">
- Od kiedy jesteśmy razem. Chcesz zobaczyć? - Louis był zachwycony swoim pomysłem i z chęcią podał mi swoj notes. Nadal zaskoczona i lekko przerażona tym co zaraz miałam przeczytać wzięłam go od niego i przeczytałam na głos pierwsze miejsce z nie tak krótkiej listy.</div>
<div dir="ltr">
- Sypialnia. - skreślone. - Łazienka. - skreślone. - Kuchnia. Przymierzalnia. Samochód. Biurko w pokoju Lucy. Co do cholery? Louis czy ty zwariowałeś?</div>
<div dir="ltr">
- Czytaj dalej skarbie. - powiedział dumny z siebie jak paw. </div>
<div dir="ltr">
- Szafa?</div>
<div dir="ltr">
- Tam też lubię. - wzruszył ramionami.</div>
<div dir="ltr">
- Leżak w ogrodzie. Basen. Ty jesteś chory. - stwierdziłam po przeczytaniu całej listy, oddając Louisowi notes.</div>
<div dir="ltr">
- Mam fantazje, które chcę z tobą spełnić. Uwierz mi, że żadna dziewczyna nigdy nie podniecała mnie tak jak ty.</div>
<div dir="ltr">
- Mjałam potraktować to jak komplement? - zapytałam kręcąc ze śmiechem głową i kładąc się do łóżka.</div>
<div dir="ltr">
- Oczywiście że tak. - odparł kładąc sie koło mnie.</div>
<div dir="ltr">
- Z kim ja się związałam.</div>
<div dir="ltr">
- Ze mną. - wyszczerzył się dumnie i objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego nagim torsie i zamknęłam oczy rozmyślając o tym co przed chwilą przeczytałam. Ostatnia pozycja brzmiała bardzo ciekawie i mimo, że na pewno nie należała do rzeczy normalnych, gdzie można się kochać to chciałam tego spróbować. W końcu czemu nie? Warto chyba urozmaicić swoje życie seksualne.</div>
<div dir="ltr">
- Zgaś już lampkę. - poleciłam Louisowi nie otwierając oczu.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy. - usłyszałam jego niepewny, niski głos, gdy w pokoju nastała już ciemność. - Ale nie przestraszyłaś się chyba tego no nie? Bo jeżeli nie chcesz to moge te wszystkie dziwne miejsca wykreślić i...</div>
<div dir="ltr">
- Nie musisz. Przynajmniej będziemy mieli ciekawe życie seksualne. - odpowiedziałam i otworzyłam jedno oko po to by zobaczyć wielki uśmiech na twarzy mojego chłopaka.</div>
<div dir="ltr">
- Ale godzę się nie na wszyskie. - od razu dodałam, żeby w głowie Louisa nie zrodziły się kolejne pomysły, ponieważ w jego przypadku jest to bardzo prawdopodobne.</div>
<div dir="ltr">
- Tylko te na które się zgodzisz. - zapewnił mnie całując w czoło. - Dobranoc skarbie.</div>
<div dir="ltr">
- Dobranoc Louis.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
Następny rozdział: 15 marca</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-78855046634104680242017-01-14T15:26:00.000+01:002017-01-31T16:46:54.380+01:00Rozdział 22<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br>
<b> </b>Kiedy otworzyłam oczy Louis jeszcze spał obejmując mnie ramionami w talii jak miał to w zwyczaju, gdy spaliśmy razem. Zaspanym wzrokiem zerknęłam na na duży, biały zegar wiszący na ścianie.Była już 14, więc podniosłam się ostrożnie z łóżka uważając przy tym, żeby nie obudzić Lou. Podeszłam do swojej walizki i wyjęłam z niej ubrania, które miałam zamiar założyć dzisiaj oraz żele do kąpieli, której nie wzięłam wczoraj z racji podróży i zmęczenia. Gdy tylko wyjęłam rzeczy z walizki usłyszałam za sobą kroki. Louis najwyraźniej też już się wyspał lub też został obudzony przeze mnie, jednak nie pytałam go o to, a bez słowa ominęłam kierując się do łazienki.<br>
- Nie dostanę buziaka na przywitanie? - zatrzymał mnie słowami.<br>
- Później, na razie chcę iść się umyć. - odparłam.<br>
- To świetnie się składa, bo też miałem taki zamiar. Poczekaj, wezmę tylko swoje rzeczy. - powiedział zadowolony, a następnie wyjął kilka ubrań ze swojej torby stojącej przy naszym łóżku.<br>
- Chyba nie myślisz, że będziemy się razem kąpać? - stanęłam kompletnie zdezorientowana na środku nie robiąc ani kroku w stronę drzwi do łazienki.<br>
- Dlaczego nie? Zaoszczędzimy wodę.<br>
- Nie ma mowy, Louis. To wykluczone.<br>
- Lucy, nie daj się prosić. Przecież robiliśmy ze sobą bardziej intymne rzeczy niż kąpiel, nie pamiętasz? - Lou postanowił dalej iść w zaparte, jednak ja postanowiłam również być w stosunku do niego nieugięta. Może i miał rację, że robiliśmy ze sobą dużo intymnych rzeczy, ale nie wyobrażałam sobie z nim wspólnej kąpieli. Za bardzo bym się przy nim speszyła. Widział mnie już półnago, ale nigdy nie widział mojego ciała całkowicie odsłoniętego i wolałam, żeby pozostało tak jeszcze przez pewien czas.<br>
- Pójdziesz się myć po mnie. - powiedziałam twardo i weszłam do łazienki. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi do środka wdarł się Louis i z wielkim uśmiechem na twarzy podszedł do wanny odkręcając wodę.<br>
- Chyba coś ci już powiedziałam. - warknęłam, ale on całkowicie się tym nie przejął i podszedł do mnie składając krótki, czuły pocałunek na moich ustach.<br>
- Kochanie nie złość się tak, bo złość piękności szkodzi. - powiedział odgarniając przy tym kosmyk włosów z mojej twarzy. - Wykapiemy się dzisiaj razem. Zobaczysz, że ci się spodoba.<br>
- No dobrze. - westchnęłam i zrezygnowana usiadłam na brzegu wanny obserwując lejący się strumień wody.<br>
Kiedy wanna była już pełna, Louis zdjął swoje bokserki bez żadnych zahamowań i wszedł do wanny podczas gdy ja nadal stałam ubrana w piżamę przebierając niepewnie z nogi na nogę. Co prawda przeszłam przez pewną metamorfozę nie tylko dotyczącą mojego stylu ubierania się, ale i zachowania, jednak trudno mi było zachować pewność siebie przy Louisie. Przy nim zawsze pozostaną ta starą, niepewną Lucy czekającą na gest ze strony drugiej osoby.<br>
- No wchodź. Woda jest ciepła. - powiedział przesuwając się bardziej do brzegu wanny, żeby zrobić mi więcej miejsca.<br>
- Nie chcę. Wykąp się sam. - mruknęłam podejmując tą decyzję w pełnej spontaniczności, ponieważ stwierdziłam, że nie dam rady się przed nim rozebrać i wskoczyć tak po prostu do wanny, by przez następne 15 lub 20 minut myć swoje nagie ciało przy tym nieokiełznanym i nieprzewidywalnym osobniku płci męskiej. Ten pomysł wydawał się zbyt ryzykowny i jednocześnie wstydliwy dla mnie.<br>
Odkręciłam się wiec na pięcie z zamiarem opuszczenia łazienki, ale nie było mi to dane. Louis szybko zatrzymał mnie, zaciskając rękę na moim nadgarstku i przytrzymując mnie za niego mocno. Muszę powiedzieć całkiem szczerze, że jego uścisk jest naprawdę silniejszy niż się tego spodziewałam, bo kiedy tylko puścił mój nadgarstek zobaczyłam na nim nieduży czerwony ślad jego palców. Wiem jednak, że nie zrobił tego specjalnie. Kto jak kto, ale Louis nie należy do typów znęcających się nad kobietami. Znam go wystarczająco, żeby to stwierdzić.<br>
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki się ze mną nie wykąpiesz. - oświadczył stanowczo, tak, że ton jego głosu nie pozwalał na jakikolwiek sprzeciw.<br>
Zupełnie nie wiem czemu, ale lubiłam tego Louisa. Jego stanowczy ton i tą pewność w oczach. Tak jak powiedział powoli zdjęłam z siebie ubrana, ale nadal pozostałam w niepewności, więc dosyć szybko weszłam do wanny, żeby uciec w jej najdalszy kąt. To działanie również zostało mi udaremnione. Mianowicie ten oto samiec alfa - Louis Tomlinson przyciągnął do siebie moje nagie ciało i usadowił między swoimi nogami, a następnie sięgnął po mój truskawkowy żel do mycia ciała.<br>
- Umyję cię. - zawiadomił mnie, nalewając na rękę trochę różowego płynu.<br>
- Przecież sama potrafię się umyć. - zaprotestowałam.<br>
- Wiem, ale dzisiaj to ja cię będę mył.<br>
Nie widziałam sensu dłuższych dyskusji z Louisem, ponieważ wiem, że i tak bym z nim przegrała, więc umilkłam pozwalając mu na to co chciał zrobić.<br>
Zdziwiłam się, gdy zamiast uczucia zimna poczułam na sobie tylko jego ciepłe dłonie, które zaczęły wmasowywać żel w mój brzuch. Ułożyłam się wygodnie na jego klatce piersiowej i co chwilę pomrukiwałam z przyjemności, która dawały mi jego powolne ruchy na swoim ciele.<br>
- Mówiłem, że będzie ci się podobać. - powiedział przy moim uchu kontynuując mycie, ale tym razem przenosząc ręce z mojego brzucha na piersi.<br>
Kiedy je masował czułam się jak w siódmym niebie. Doskonale wiedział, gdzie i kiedy ma zacisnąć palce jakby czytał poradniki o obsłudze kobiet. Z moich ust wychodziły czasami cichutkie jęki, które tylko zachęcały Louisa do dalszych ruchów, a ja byłam pewna, że za każdym razem, gdy je z siebie wydaję, on się uśmiecha.<br>
- Teraz pora na dolne części ciała. - oświadczył zaprzestając masowania mi piersi i schodzą dłońmi, które dawały mi tyle rozkoszy w kierunku moich miejsc intymnych.<br>
Nagle, zupełnie niespodziewanie poczułam wejście we mnie dwoma palcami. Jęknęłam głośno i odchyliłam głowę do tyłu. Czułam jak Louis zaczyna ruszać palcami wewnątrz mnie dając mi jeszcze więcej przyjemności niż wcześniej.<br>
- Rozchyl szerzej nogi. - rozkazał nad moim uchem, a ja spełniłam ten rozkaz usadawiając się wygodniej na jego ciele.<br>
Palce Lou przyspieszyły. Włożył je we mnie głębiej, a ja z trudem brałam kolejne oddechy.<br>
- Louis... - jęknęłam, a potem poczułam jak wypełnia mnie w całości dokładając trzeci palec.<br>
Krzyknęłam jego imię czując jak powoli zbliżam się do osiągnięcia orgazmu. Jego ruchy stały się szybsze i mocniejsze prawdopodobnie zachęcone moimi krzykami i jękami rozchodzącymi się po całej łazience jeżeli nie hotelu. Co chwilę wyjmował ze mnie palce i z powrotem je wkładał sprawiając, że czułam go wyraźniej.</div>
<div dir="ltr">
Wreszcie moje ciało zesztywniało, usta zastygły przestając wydawać z siebie jęki, a ręce zaciśnięte na jego nagich udach puściły je pozwalając ciału na przyjęcie mocnej fali zalewającego mnie orgazmu. Lou przestał poruszać we mnie palcami, a następnie powoli je wyjął i nieznacznie od siebie odsunął, żebym mogła dojść do siebie.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy odzyskałam kontrolę nad sobą pocałowałam Louisa w usta w wyrazie podziękowania, a potem chwyciłam za gąbkę z zamiarem samodzielnego umycia się mimo kilku jego sprzeciwów. Cała kąpiel trwała dłużej niż to planowałam, jednak wreszcie udało nam się wyjść z wanny i zaczęliśmy wycierać się hotelowymi ręcznikami zgrabnie złożonymi przy umywalce.<br>
- Mógłbyś zapiąć mi stanik? - poprosiłam Lou stojącego za mną i ubierającego swoje bokserki.<br>
- Nie wiem czy umiem. - podrapał się po plecach, jednak podszedł do mnie i po chwili mocowania się z zapięciem udało mu się wykonać tą jakże trudną misję.<br>
Kiedy zakładałam na siebie dolną część bielizny po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.<br>
- Otworzę. - zaoferował się Lou, szybko zakładając na siebie spodnie i koszulkę, a później wyszedł z łazienki zostawiając mnie w niej samą.<br>
Zdążyłam ubrać się do końca, gdy usłyszałam damski śmiech zza drzwi niewątpliwie należący do Kate, a po nim męski głos. Rozpoznałam w nim głos Justina, który towarzyszył jej zawsze i wszędzie przy każdej możliwej okazji. Z urywki rozmowy, którą cała trójka ze sobą prowadziła zdołałam usłyszeć to, że planują iść do restauracji zjeść dobry, tradycyjny austriacki obiad, dlatego szybko wyjęłam ze swojej przepełnionej przedmiotami kosmetyczki, tubkę fluidu, cienie do powiek, tusz do rzęs oraz kilka innych kosmetyków i przystąpiłam do nakładania na twarz makijażu.<br>
<b>*Louis*</b><br>
<b> </b>Podczas, gdy Lucy nadal zajmowała łazienkę co przewidziałem, że trochę może potrwać ja i Justin graliśmy na Xboxie, którego on ze sobą zabrał jako nieodłączny element rozrywki, a Kate prowadziła ożywioną rozmowę ze swoim bratem zdając mu całą relację z ostatnich 24 godzin jej życia. Myślę, że to dobrze, że się czymś zajęła,bo nie zniósłbym jej narzekań i kolejnych prób manipulacji moim przyjacielem, którego i tak zdążyła już dostatecznie zmanipulować.<br>
Po pół godzinie grania, Lucy wyszła z łazienki w pełnym makijażu i idealnie dopasowanym ubiorze przygotowana na wyjście, o którym prawdopodobnie usłyszała przez mało szczelne drzwi łazienki. Przywitała się czule z Kate, chociaż widziały się zaledwie kilka godzin temu, a potem z Justinem całując go w policzek co nie spodobało mi się, dlatego rzuciłem obojgu złowrogie spojrzenie, które oboje zignorowali. Nie rozumiem, dlaczego nie mogą po prostu powiedzieć sobie zwykłego "cześć". Myślę, że tak byłoby najlepiej. Dla mnie.<br>
Potem poszliśmy pod drzwi Liama, gdzie przebywała również Lily. Oznajmiliśmy im, że za wychodzimy za kilka minut i każde z nas wróciło do swojego pokoju, żeby się ubrać. Na dworze wiał silny wiatr i sypał duży śnieg, dlatego stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie założenie ciepłej czapki i szalika, którego zazwyczaj nie noszę, ponieważ sądzę, że jest to nie męskie.<br>
Gdy cała nasza szóstka zeszła już na dół nieoczekiwanie podbiegł do nas kilkuletni chłopiec, który zaczął skakać do góry z radości, a potem przyczepił się do mojej nogi. Jego ojciec stojący z boku uśmiechnął się do mnie przepraszająco, a potem wytłumaczył, że jego syn jest wielkim fanem drużyny, w której gram razem z chłopakami i bardzo chciałby wziąć od nas autografy i pamiątkowe zdjęcia. Podobno od wczoraj zauważył nas w hotelu wychylając się zza drzwi swojego pokoju, jednak nie zdążył do nas podbiec, ponieważ był w samej piżamie.<br>
- Jak masz na imię? - spytałem chłopca, po zrobieniu sobie z nim zdjęcia.<br>
- Max, a ty Louis. - odpowiedział wniebowzięty.<br>
- Lubisz grać w piłkę?<br>
- Bardzo, ale niedawno skręciłem kostkę i mama nie pozwala mi jeszcze grać nawet w domu. - teraz jego wyraz twarzy zmienił się na zasmucony.<br>
- Nie martw się, na pewno niedługo mama znowu pozwoli ci grać. Myślę, że kiedyś wyrośniesz na prawdziwego piłkarza.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę? - Twarz Maxa na nowo się rozpogodziła, a chłopiec znów się do mnie przytulił. - Podrzucisz mnie tak wysoko do góry? - zapytał z nadzieją.</div>
<div dir="ltr">
Nie potrafiłem mu odmówić. Był mną tak bardzo zafascynowany i szczęśliwy, że byłbym potworem gdybym odmówił tak uroczemu dziecku. Wziąłem go więc zgodnie z prośbą na ręce i podrzuciłem kilka razu uważając przy tym, żeby przypadkiem nie wyślizgnął mi się z rąk. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz bawiłem się z dzieckiem, ale to naprawdę wspaniałe uczucie, gdy możesz sprawić, że dzięki tobie dzień takiego kilkulatka może się zmienić na lepszy.</div>
<div dir="ltr">
Kiedy Max znalazł się już z powrotem na ziemi, jego tata podziękował nam kilka razy i wziął chłopca za rękę prowadząc go na górę. Machał mi przez chwilę dopóki nie zniknął za drzwiami pokoju 58, a gdy już straciliśmy się wzajemnie z zasięgu wzroku na mojej twarzy jeszcze przez długi czas utrzymywał się uśmiech.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiedziałam, że lubisz dzieci. - zagadała Lucy, kiedy opuściliśmy już hotel głównym wejściem.</div>
<div dir="ltr">
- Nigdy nie mówiłem, że ich nie lubię. - odparłem.<br>
- Louis ma uczucia, trzeba o tym napisać. - zaśmiała się złośliwie Kate trzymając się u boku Justina.<br>
- Za to ty nie masz ich wcale. - odpyskowałem.<br>
- Przejrzałeś mnie na wylot. Powinieneś zostać wróżbitą zamiast piłkarzem.<br>
- Przestańcie. - wtrąciła się Lucy zanim zdążyłem znów odpowiedzieć Kate tym razem używając lepszej riposty.<br>
- To ona zaczęła, nie słyszałaś? - zacząłem się bronić.<br>
- Mogłeś mi nie odpowiadać. - Kate beztrosko wzruszyła ramionami i posłała mi jeden ze swoich złośliwych uśmieszków. Jej naprawdę nie da się lubić. Dziwię się jak Lucy, Lily, Justin czy Zayn z nią wytrzymują, bo zaczynam odnosić wrażenie, że nie tylko w stosunku do mnie jest złośliwa.<br>
- Po prostu oboje nic do siebie nie mówcie, jeżeli znowu macie zamiar się kłócić. - Lucy westchnęła ciężko.<br>
Niechętnie poszedłem za jej radą walcząc z ochotą zrewanżowania się z Kate i umilkłem całkowicie odwracając od niej wzrok. Szedłem tylko przy boku Lucy trzymając ja za rękę.<br>
- Może zjemy tutaj? - zaproponował Liam, kiedy stanęliśmy obok niedużej, ale ładnie wyglądającej restauracji " Drei Kaiser".<br>
- Czemu nie. - wzruszyłem ramionami i wszyscy weszliśmy do lokalu.<br>
Od razu poczułem przyjemne ciepło. Przy drewnianych stolikach siedziało już kilka osób, jednak żadna z nich na całe szczęście nie zwróciła na nas zbytniej uwagi. Młoda kelnerka siedząca za barkiem zerwała się ze swojego miejsca i podeszła do nas z uśmiechem wskazując nam największy stolik, który był w stanie nas pomieścić. Następnie wręczyła nam menu trochę przesadnie wdzięcząc się do mnie i chłopaków i zostawiła na chwilę samych dając nam czas na podjęcie decyzji co chcemy zamówić.<br>
Kiedy po pewnym czasie do nas wróciła zaczęła zbiór zamówienia ode mnie i miałem wrażenie, że nie zauważa Lucy, Lily i Kate, które z nami siedzą. Posyłała tylko zalotne uśmiechy do mnie Justina i Liama i niby przypadkiem odsłaniała swój dekolt w i tak rozpiętej dosyć już koszuli.<br>
- Obejmij mnie. - syknęła Lucy kładąc mi widocznie dłoń na kolanie.<br>
- Dlaczego chcesz, żebym cię tak nagle obejmował? - spytałem, jednak spełniłem jej prośbę, która w zasadzie brzmiała mi bardziej jak żądanie.<br>
- Nie widzisz jak ta kelnerka się do was wdzięczy?<br>
- Ale ona mnie i tak nie interesuje. - zapewniłem Lucy przysuwając ją do swojego boku w ramach zapewnienia.<br>
- Więc to wszystko panowie? - zapytała kelnerka próbując uśmiechnąć się do nas słodko i powabnie, ale moim zdaniem całkowicie jej to nie wychodziło.<br>
- Chciałem zauważyć, że są też z nami panie. - dodał kąśliwie Liam widocznie zażenowany zachowaniem Austriaczki.<br>
- Ah, tak, rzeczywiście. - zaśmiała się na co wywróciłem oczami. Zdenerwowanie dziewczyn zaczęło udzielać się też mi. Dziewczyna rzeczywiście była nie zwykle denerwująca, a do tego kompletnie nie miała wstydu. Bo w końcu jak można pokazywać prawie całe piersi i to w dodatku facetom, przy których boku siedzą już piękne kobiety?<br>
Wreszcie po zebraniu wszystkich zamówień dziewczyna odeszła od naszego stolika, a złość Kate i Lucy widać było najbardziej.<br>
- Jak ta suka może się tak zachowywać? Czy ona nie ma wstydu? - zaczęła Lucy.<br>
- Jeżeli jeszcze raz tu przyjdzie wyszarpie jej wszystkie kudły. Mam nadzieję, że się na nią nie patrzyłeś Justin? - zwróciła się Kate do siedzącego grzecznie przy niej Justina, który na jej pytanie natychmiast pokręcił głową.<br>
- Oczywiście, że nie kaczuszko. Ona jest brzydka, bezczelna i niegrzeczna. Takie dziewczyny mnie nie interesują, tylko ty jesteś moim oczkiem. - Justin schylił się i pocałował Kate w usta, na co Lucy spojrzała na mnie wymownie.<br>
Musiałem więc iść w ślady przyjaciela i również pocałować moją Lucy, a dodatkowo objąć ją czule, żeby nie poczuła się gorsza. Morał z tego taki mężczyźni: Wszyscy jesteśmy pantoflami.<br>
Po kilku minutach, w czasie których temat zszedł na inne tory nie dotyczące obsługującej nas kelnerki, niegrzeczna Austriaczka znów pojawiła się w polu widzenia tym razem niosąc zamówione przez nas gorące napoje. Dziewczyny przybrały swoje pozycje obronne, a ja zacząłem modlić się w duchu, żeby tym razem kelnerka zwyczajnie odstawiła napoje i wróciła do kuchni, jednak tak się nie stało.<br>
Gdy stawiała kawę przed Justinem pochyliła się nad nim w sposób, w którym widać było dosłownie całe jej piersi co nie uległo czujnej uwadze Kate zaciskającej z nerwów pięści mimo, że Justin nawet nie spojrzał w piersi Austriaczki, a odwrócił wzrok przysuwając się bliżej do swojej "kaczuszki".<br>
Po chwili po restauracji rozległ się głośny pisk kelnerki. Wszyscy zwrócili na nią wzrok. Była cała oblana gorącą kawą Justina, a Kate siedziała obok niego z dumnie podniesioną głową i szatańskim uśmiechem na twarzy co niewątpliwie wskazywała na to, że to ona jest sprawczynią wypadku kelnerki.<br>
- Czy pani jest nienormalna? - zapiszczała żałośnie, próbując wytrzeć wielką plamę na fartuchu serwetkami ze stołu.<br>
- Raczej pani. Nie powinno urządzać się striptizu facetom mający, już towarzystwo. Poza tym to nie klub Go Go tylko restauracja z tego co mi się wydaje. - warknęła na nią wściekła Kate.<br>
W normalnych okolicznościach pewnie utwierdziłbym się tylko w przekonaniu, że przyjaciółka Lucy to żmija, ale w tym momencie całkowicie ją rozumiałem i popierałem w tym co zrobiła. Kelnerce się należało, a dodatkowo powinni wyrzucić ją z tej pracy. Przez nią Lucy traciła niepotrzebnie swoje nerwy, a przecież złość piękności szkodzi.</div>
<div dir="ltr">
- Lepiej będzie jeżeli znikniesz nam już z oczu - syknęła do niej Lucy, a kelnerka tym razem usłuchała i szybko zniknęła nam z zasięgu wzroku.<br>
<b>*Lucy*</b></div>
<div dir="ltr">
Niedługo po całym incydencie dania dostarczył nam do stołu sam właściciel restauracji gorąco przepraszając nas za zachowanie kelnerki. Po obiedzie otrzymaliśmy również pyszne desery na koszt lokalu chociaż jestem pewna, że były nam one dane tylko dlatego ponieważ właściciel obawiał się zrobienia mu przez Louisa, Justina i Liama złej reklamy, która mogłaby go słono kosztować.</div>
<div dir="ltr">
Podczas jedzenia deseru Kate co chwilę podszczypywała Justina za biodra i mówiła mu, że po zjedzeniu tego wszystkiego zrobią mu się boczki, na co on denerwując się, zabawnie marszył nos i czoło. Liam karmił Lily ciastem jak przystało na zakochane gołąbki, a ja i Louis...? Z perspektywy osoby trzeciej mogłoby się wydawać, że kulturalnie jemy obok siebie deser, jednak przez cały czas czułam pod stołem rękę Louisa sunącą od mojego kolana do samego krocza co bardzo mnie rozpraszało i gdybyśmy nie znajdowali się w miejacu publicznym dałabym mu niezłą nauczkę. Jednak nic straconego. Po wyjściu z restauracji, stwierdziliśmy, że jest już za późno i za ciemno na dalsze wycieczki, więc wróciliśmy do hotelu, a podczas drogi powrotnej w głowie już układałam swój "mały" plan zemsty. </div>
<div dir="ltr">
Gdy weszliśmy do pokoju Louis zdjął szybko buty i kurtkę i popędził do telewizora, gdzie właśnie leciał mecz koszykówki. Przewróciłam oczami, bo Lou trochę popsuł moje plany, ale ja nie zamierzałam ich zmieniać lub co gorsze porzucać. Po rozebraniu się w holu zmysłowym krokiem ruszyłam w jego kierunku zasłaniając mu ekran. Widziałam jak już otwierał buzię, żeby kazać mi się usunąć sprzed ekranu, jednak kiedy tylko zdjęłam się z siebie bluzkę ukazując mu swój koronkowy stanik zamknął ją z powrotem i zaintrygowany wyłączył telewizor.</div>
<div dir="ltr">
Kontynuowałam swoją grę, zdejmując z siebie powoli spodnie, a za nimi skarpetki. Kiedy zostałam w samej bieliźnie usiadłam lekko zszokowanemu moim nagłym nietypowym zachowaniem Louisowi na kolanach, przodem do jego twarzy i uśmiechnęłam się zadziornie składając maly pocałunek na jego szyi.</div>
<div dir="ltr">
- Sprawiasz, że zaczynam robić się twardy. - wymruczał Louis kładąc swoje ręce na moich biodrach.</div>
<div dir="ltr">
- Mhmm... ale chyba wiesz, że należy ci się kara? - powiedziłam utrzymując z nim kontakt wzrokowy.</div>
<div dir="ltr">
- Za co? - zapytał zdziwiony.</div>
<div dir="ltr">
- Nie udawaj, że nie wiesz. Przez ciebie, a raczej twoją wędrującą rękę nie mogłam zjeść w spokoju deseru.</div>
<div dir="ltr">
- Ah o to ci chodzi. - uśmiechnął się dumnie. - Myślę, jednak, że ci się podobało.</div>
<div dir="ltr">
- Czyżby? - uniosłam do góry brwi. - A wiesz co tobie będzie się podobać? </div>
<div dir="ltr">
Louis zagryzł dolną wargę i uniósł kącik ust do góry. Wiedziłam co będzie mu się podobać i właśnie to miałam zamiar zrobić. Pochyliłam się nad nim bliżej i zagryzłam kawełek skóry nad jego uchem. Lou w odpowiedzi mruknął z zadowoleniem i zacisnął mocniej palce na moich biodrach. Lewą ręką chwyciłam za jego przyjaciela w spodniach, który już zdążył wstać i zaczęłam wykonywać powolne ruchy w górę i w dół.</div>
<div dir="ltr">
- Ohh...- z ust Louisa wydobył się długi jęk.</div>
<div dir="ltr">
Gdyby moje działania nie były tylko w ramach zemsty pewnie dalej kontynuowalabym pobudzanie Georga, ale mój cel został osiągnięty. Chciałam tylko zostawić Lou niedosyt, dlatego wstałam z jego kolan i schylilam się, żeby podnieść swoje rzeczy z podłogi.</div>
<div dir="ltr">
*Louis*</div>
<div dir="ltr">
- Hej, co robisz? - spytałem Lucy wstając z łóżka i podchodząc do niej. Nie wiedziałem czy to kolejna część jej niespodzianki, czy może chce się ubrać i po raz kolejny pozostawić z problemem za ciasnych spodni.</div>
<div dir="ltr">
- A jak myślisz? - uśmiechnęła się złośliwie zakładając na siebie bluzkę. - Koniec striptizu, skarbie, to była tylko moja mała zemsta.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba śnisz. Ja się tak szybko nie poddaję. - oznajmiłem, a później podniosłem ją i położyłem na łóżku.</div>
<div dir="ltr">
Lucy nie próbowała się podnieść wbrew moim przypuszczeniom. Leżała pode mną uważnie obserwując każdy mój ruch.</div>
<div dir="ltr">
Najpierw pozbyłem się jej bluzki chcąc dalej patrzeć na jej piersi podtrzymywane w staniku, którego własnoręcznie zapinałem po naszej wspólnej kąpieli, a potem przyssałem się do jej szyi robiąc na niej malinkę w tym samym miejscu, gdzie ja sam ją miałem.</div>
<div dir="ltr">
- Cholera jesteś taka piękna. - mruknąłem schodząc ustami niżej aż do pępka, a następnie w stronę wewnętrznej części jej uda.</div>
<div dir="ltr">
- Podniecam cię? - spytała, zarzucając mi ręce na szyję.</div>
<div dir="ltr">
- Zobacz sama. - powiedziałem biorąc jej rękę i kładąc na wybrzuszeniu w moich spodniach.</div>
<div dir="ltr">
Lucy popatrzyła na moje krocze, a później ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu zaczęła rozpinać guzik spodni, a później je zdejmować w czym nieco jej pomogłem. Gdy jej ręce zaczęły unosić do góry moją koszulkę, musiałem ją zatrzymać zanim podnieciłbym się do takiego stopnia, że nie potrafiłbym już przestać i po prostu przeleciał ją na tym łóżku, w tym momencie.</div>
<div dir="ltr">
- Co jest? - spytała zdezorientowana</div>
<div dir="ltr">
- Jeżeli teraz nie przestaniemy, nie wytrzymam i będę musiał cię ostro pieprzyć. - oświadczyłem całkiem poważnie zachowując przy tym tą samą poważną minę.</div>
<div dir="ltr">
Lucy przygryzła wewnętrzną stronę policzka, przechyliła głowę w bok i po kilkunastu sekundach trwających dla mnie całą wieczność pokiwała głową.</div>
<div dir="ltr">
- W porządku. W takim razie się pieprzmy, i tak mam już na ciebie ochotę.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś tego pewna? Wiesz co teraz mówisz? </div>
<div dir="ltr">
- Nie jestem pod wpływem alkoholu, więc myślę, że wiem, ale nie będę powtarzała się dwa razy.</div>
<div dir="ltr">
I nie musiała. Niemal od razu zabrałem się do pracy, rzucając się na Lucy jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki. Pozwoliłem jej zdjąć mi koszulkę, a sam jednym sprawnym ruchem ściągnąłem z niej koronkowe majtki.</div>
<div dir="ltr">
- Kurwa, mam ochotę już w ciebie wejść, ale zanim to zrobię jeszcze się pobawimy. - powiedziałem, a Lucy w odpowiedzi tylko jęknęła zdejmując ręce z mojej szyi i kładąc je po obu stronach swojego ciała.</div>
<div dir="ltr">
Zsunąłem się po niej i zatrzymałem się przed jej kobiecością. Potem rozłożyłem szeroko jej nogi i następnie polizałem jej mokre już krocze.</div>
<div dir="ltr">
- Louis co ty chcesz...</div>
<div dir="ltr">
- Ćśś kochanie, nic nie mów. Gwarantuję, że będzie ci dobrze.</div>
<div dir="ltr">
Nie usłyszałem już więcej pytań. Kiedy tylko powoli zacząłem wchodzić w Lucy językiem poczułem jak wplata palce w moje włosy i zaczyna za nie dosyć mocno ciągnąć, co jednak mi nie przeszkadzało. Problem byłby tylko wtedy, jeśli zostałbym bez włosów i musiał je zastąpić jakąś sztuczną, mało ładną peruką, jednak na to chyba się nie zbierało.<br>
Wślizgnąłem się do jej środka w całości, zataczając w niej małe kółeczka, co bardzo ją podniecało, bo czułem jak mocniej zaciska palce na moich włosach. Zaczęła się wić na łóżku, dlatego przytrzymałem ją za uda, żeby ją unieruchomić. W końcu bez żadnej zapowiedzi wsunąłem w Lucy jeden palec, a ona krzyknęła głośno moje imię. Wiła się na łóżku tak bardzo, że z trudem ją trzymałem, żeby z niego nie spadła. Kiedy natrafiłem językiem na jej wrażliwy punkt jej jęki przybrały na sile, a ja naciskałem na niego intensywniej. Po kilkunastu sekundach wysunąłem z jej środka język i palec nie chcąc, żeby doszła w ten sposób. Jęknęła rozczarowana.<br>
- Lou, dlaczego przestałeś? Potrzebuję więcej.<br>
- I dostaniesz więcej, malutka. Ale w inny sposób.<br>
Szybko rozpiąłem stanik Lucy, który pozwoliłem jej zostawić dopóki naprawdę w nią nie wejdę i zdjąłem z siebie bokserki ukazując jej oczom mojego dużego przyjaciela stojącego w gotowości. Kąciki jej ust uniosły się na jego widok i wyciągnęła swoją rękę, żeby ją na nim zacisnąć.<br>
- Kurwa. - jęknąłem. - Nie rób tego, bo przysięgam ci, że zaraz dojdę i wtedy skończy się nasza zabawa. - zagroziłem, a Lucy cofnęła rękę.<br>
Z kieszeni spodni wyjąłem swój portfel, a z niego gumkę, którą miałem przy sobie zawsze na wszelki wypadek. Jak to mówią; przezorny zawsze ubezpieczony, a teraz naprawdę się przydała. W pośpiechu rozerwałem foliowe opakowanie i założyłem na siebie prezerwatywę, a następnie jednym mocnym ruchem wbiłem się w Lucy. Od razu ogarnęła mnie przyjemność. Zerknąłem na nią z góry, ale wbrew moim oczekiwaniom na jej twarzy malował się ból, jakby seks nie sprawiał jej przyjemności. Przez chwilę pomyślałem, że może jest dziewicą, bo w końcu nigdy jej o to nie pytałem, ale wydawało mi się oczywiste, że mając 18 lat, odbyła już swój pierwszy stosunek. Na wszelki wypadek postanowiłem jednak się nie ruszać. Wolałem nie sprawiać jej więcej bólu, bo wiem, że pierwszy raz zawsze bardzo boli.</div><div dir="ltr"> - Lucy, jesteś dziewicą? - spytałem zaniepokojony.</div><div dir="ltr"> - Nie. Po prostu dawno nie uprawiałam seksu. - jej odpowiedź od razu sprawiła mi ulgę. - Możesz się poruszać to uczucie zaraz przejdzie.</div><div dir="ltr"> Za jej zgodą zacząłem wykonywać pierwsze powolne i posuwiste ruchy uważnie ją przy tym obserwując. W końcu pierwsze zaskoczenie minęło i z jej ust na nowo wychodziły przyemne jęki co uznałem za znak, że mogę poruszać się szybciej. Zwiększyłem więc tempo i co chwilę wychodziłem z niej, żeby wejść z powrotem ze zdwojoną siłą.</div><div dir="ltr"> - Jesteś taka ciasna. Podoba ci się jak cię pieprzę?- wysyczałem zaciskając zęby, żeby móc wydobyć z siebie zdanie pomiędzy jękami.</div><div dir="ltr"> Lucy nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową. Myślę, że nie była w stanie wypowiedzieć z siebie ani słowa. Wygięłam się w łuk i wbiła paznokcie w moje plecy, ale w tamtym momencie nie czułem bólu. Nawet podobało mi się kiedy mnie drapała.</div><div dir="ltr"> Wykonałem jeszcze kilka mocnych pchnięć biodrami i oboje doszliśmy w tym samym czasie. Zmęczony i spocony położyłem się obok Lucy i przytuliłem ją do siebie.</div><div dir="ltr"> - To był najbardziej wyczerpujący seks w moim życiu. - oświadczyłem.</div><div dir="ltr"> - Ale podobało ci się? - zapytała mnie nieśmiało, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.</div><div dir="ltr"> - Oczywiście, że tak i to nawet bardzo. A jak było tobie?</div><div dir="ltr"> - Dobrze. Nigdy się tak nie czułam. - Lucy uśmiechnęła się i złożyła krótki pocałunek na moich ustach,a potem jej głowa spoczęła na mojej piersi. Kiedy leżeliśmy obok siebie tak spokojnie, sami, nadzy, świeżo po dobrym seksie w pokoju hotelowym postanowiłem przeprowadzić z nią mały wywiad środowiskowy, żeby dowiedzieć się czegoś więcej niż do tej pory mi mówiła. Uznałem to za doskonały moment.</div><div dir="ltr"> - Ile razy uprawiałaś seks, nie wliczając tego teraz, ze mną? - zadałem pierwsze pytanie.</div><div dir="ltr"> - Nie wiem. Cztery może pięć razy. - odparła kładąc ręke na moim brzuchu.</div><div dir="ltr"> - Z kim?</div><div dir="ltr"> - Z moim byłym chłopakiem Taylerem.</div><div dir="ltr"> - Ile czasu ze sobą byliście?</div><div dir="ltr"> - Niewiele ponad pół roku. Czemu nagle mnie o to wszystko wypytujesz?</div><div dir="ltr"> - Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Po prostu chcę się o tobie czegoś dowiedzieć.</div><div dir="ltr"> - A czemu zerwaliście?</div><div dir="ltr"> - Nie pasowaliśmy do siebie. Tyler miał zupełnie inne zainteresowania niż ja. Uwielbiał jeździć motocyklami, a mnie to nudziło. W końcu nie mieliśmy ze sobą o czym rozmawiać, więc oboje stwierdziliśmy, że najlepiej będzie zakończyć ten związek. - Lucy westchnęła. - No a ty ile miałeś dziewczyn?</div><div dir="ltr"> - Żadnej. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Kobiety były mi potrzebne tylko do jednej rzeczy. Nigdy nic do żadnej z nich nie czułem, ale nie myśł, że z tobą jest to samo. - zapewniłem.</div><div dir="ltr"> - A co jest ze mną? - Lucy podniosła się i zaczęła przyglądać mi się bardzo uważnie chcąc dowiedzieć się ode mnie więcej.</div><div dir="ltr"> Nie powiem, było to dla mnie problemem, bo nie byłem przyzwyczajony do mówienia o swoich uczuciach. W zasadzie to nigdy o nich nie mówiłem, nikomu, ale zupełnie niewiem czemu Lucy wzbudzała moje zaufanie. Byłem jej gotowy o tym powiedzieć i nawet zaczynałem tego chcieć, ale nie dlatego, że Lucy tego bardzo chciała. Po prostu stwierdziłem, że na to zasługuje, a ja poczuję się trochę lepiej.</div><div dir="ltr"> - Z tobą jest zupełnie inaczej. Nie ubierasz wyzywających strojów tylko po to, żeby zwrócić na siebie moją uwagę. Szanujesz siebie i swoje ciało i nawet potrafisz mi odmówić i powiedzieć kilka niemiłych rzeczy z czym się dotąd nie spotkałem, dlatego mi tym imponujesz. Przy tobie czuję się dobrze. Uwielbiam spędzać z tobą czas, dlatego tak bardzo zależało mi na tym, żebyś tutaj ze mną przyjechała i dlatego też zarezerowałem bez twojej wiedzy nam pokój razem. Zapominam przy tobie kim tak naprawdę jestem.</div><div dir="ltr"> - A kim jesteś?</div><div dir="ltr"> - Potworem. Jestem potworem bez uczuć. - wydusiłem zaciskając zęby, żeby nie rozpłakać się jak małe dziecko.</div><div dir="ltr"> - Dlaczego tak o sobie myślisz?</div><div dir="ltr"> - Bo prawie zabiłem własną siostrę. - wyszeptałem, jednak na tyle głośno, żeby Lucy mogła usłyszeć.</div><div dir="ltr"> - Jak to zabiłeś? Nie rozumiem.</div><div dir="ltr"> Wziąłem głęboki oddech i mimo, że wiedziałem, że nie muszę tego robić, a mogę zwyczajnie zakończyć tą rozmowę to zdecydowałem się opowiedzieć Lucy całą historię od początku do końca, nie pomijając przy tym żadnycg szczegółów. Podczas mojej długiej opowieści, ona przez cały czas uważnie mnie słuchała ze spokojnym wyrazem twarzy i głaskała mnie na przemian po włosach i po policzku, a na koniec pocałowała czule w czoło.</div><div dir="ltr"> - Myślę, że to co zrobiłeś Lottie rzeczywiście nie było dobre, ale jej wypadek to nie twoja wina i nie możesz się za niego obwiniać. - powiedziała.</div><div dir="ltr"> - Właśnie, że moja. - zaprzeczyłem, a w kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy na samo przypomnienie o tamtym wydarzeniu, które często widywałem w swoich koszmarach. - Jestem nic nie wartym chujem. Powinienem się za to smażyć w piekle.</div><div dir="ltr"> Łzy wypłynęły z moich lczu i ciurkiem popłynęły mi po policzkach, ale nie próbowałem ich zatrzymać. Wtuliłem swoją głowę w zagłębienie szyi Lucy i płakałem jej w ramię jak małe dziecko pozwalając na to, żeby tuliła mnie do siebie i przeczesywała moje zmierzchwione już przez nią wcześniej włosy.</div><div dir="ltr"> - Wiesz, czasami trzeba wypłakać wszystkie łzy, żeby na usta znów powrócił uśmiech. - szepnęła całując mnie w głowę.</div><div dir="ltr"> - Na twoich jest tak rzadko. - zauważyłem.</div><div dir="ltr"> - Bo ja nie wypłakałam jeszcze wszystkich. - powiedziała najcichszym szeptem jaki dotąd u niej słyszałem.</div><div dir="ltr"> Nic więcej już żadno z nas nie powiedziało. Leżeliśmy tak razem w milczeniu i nikt nie chciał go przerwać, bo było przyjemne i potrzebne nam obojgu. Czułem się wtedy jakby Lucy była moją starszą, odpowiedzialną siostrą, a jej bezradnym młodszym bratem i zdałem sobie sprawę, że przecież nie powinno tak być, ponieważ ja jestem dorosłym mężczyzną i to ja powinienem ją do siebie z czułością tulić i pocieszać.</div><div dir="ltr"> Jestem nic nie warty i nic i nikt nie jest w stanie mnie już zmienić.</div><div dir="ltr"> Następny rozdział: 14 lutego.</div><div dir="ltr"> </div><div dir="ltr"><br></div><div dir="ltr"><br></div><div dir="ltr">
<br>
<br></div>
<div dir="ltr">
<br></div>
<div dir="ltr">
<br>
<br>
<br></div>
<div dir="ltr">
</div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-46411034009302154302017-01-14T14:16:00.002+01:002017-02-14T18:05:55.673+01:00Rozdział 23<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
Śniadanie w hotelu serwowane było tylko do godziny 11, więc z tego względu razem z Louisem musieliśmy wstać wcześniej niż tego chcieliśmy. Równo o 10, opuściliśmy nasz pokój i zeszliśmy na dół, gdzie siedzieli już Liam i Lily. Dosiedliśmy się do ich stolika i przywitaliśmy się ze sobą, jeszcze nieco zmęczeni i niewyspani.<br />
- Obsługuje tu jakiś kelner? - zapytałam wychylając się ze swojego miejsca i szukając wzrokiem mężczyzny w czarnym fartuszku.<br />
- Nie, Lucy. - zaśmiał się Louis. - Musisz sama nałożyć sobie jedzenie, kelner obsługuje tylko podczas obiadu, ale dzisiaj ja mogę być twoim kelnerem jeśli chcesz.<br />
- Chętnie, dziękuje. - uśmiechnęłam się do Louisa.<br />
- Co chcesz, żeby ci nałożyć? - spytał, gdy podnosił się już ze swojego miejsca, żeby udać się w kierunku trzech ogromnych stołów z wyłożonymi na nich najróżniejszymi specjałami, które dopiero teraz zauważyłam.<br />
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Wybierz mi coś, tylko nie za dużo.<br />
Louis pokiwał głową i ruszył w kierunku stołów, a ja rozparłam się wygodnie na krześle. Chwilę potem, podczas gdy Lou nakładał nam jedzenie na talerze do bufetu zeszli Justin i Kate trzymający się za ręce. Gdy podeszli do naszego stołu Justin odsunął krzesło Kate jak prawdziwy dżentelmen, a później ruszył w ślady Louisa zmierzając po jedzenie dla siebie i mojej przyjaciółki, czule ją wcześniej całując w pomalowane na czerwono usta.<br />
- Muszę przyznać, że Justin zachowuje się wyjątkowo męsko. - stwierdziła Lily patrząc za oddalającym się blondynem z wielkim podziwem i dumą. <br />
- W końcu jesteśmy parą. - odparła Kate nieznacznie się przy tym uśmiechając.<br />
- Parą?! - od razu odchyliłam się na swoim krześle z zaskoczenia. Wiedziałam, że Justin i Kate mają się ku sobie, ale nie pomyślałabym, że będą razem tak szybko.<br />
- Od kiedy jesteście razem? - zapytała Lily wychylając się zza ramienia Liama z zaciekawieniem.<br />
- No właśnie, dlaczego Justin mi nic nie powiedział? - dodał Liam również oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.<br />
- Jesteśmy razem dopiero od wczoraj późnego wieczora, dlatego dowiadujecie się o tym teraz. -wytłumaczyła Kate. - Nie wiem tylko jak zareaguje na to Zayn, on nie pała sympatią do Justina. Kłóci się z nim za każdym razem gdy tylko go widzi. <br />
- Na pewno zrozumie, że Justin nie chce cię zranić. Twój brat to naprawdę spoko koleś. - Liam pogładził Kate po ramieniu uśmiechając się do niej pocieszająco.<br />
- Co to za nowa sensacja? - zainteresował się Louis, gdy tylko znów usiadł przy stole stawiając przed sobą i przede mną talarze wypełnione mnóstwem jedzenia mimo, że prosiłam go o tylko trochę.<br />
- Justin i Kate są razem. - zawiadomiłam go biorąc kromkę chleba z talerza.<br />
- Mówicie serio?<br />
- Tak, ja i Kate od tej pory oficjalnie jesteśmy parą. - uśmiechnął się Justin zasiadając na miejscu obok swojej dziewczyny i również rozkładając między nimi dwa talerze po brzegi wypełnione jedzeniem tyle, że Kate to odpowiadało. Zawsze uwielbiała dużo jeść z tą różnicą, że ona nigdy nie tyła od nadmiaru jedzenia.<br />
- No cóż...w takim razie gratuluję. - mruknął Louis pakując do ust rogalika z czekoladą. <br />
Spojrzałam na niego, ale on nie spojrzał na mnie. Miałam nadzieję, że wyczytam z jego twarzy jakieś odczucia, ale on skupiał się tylko i wyłącznie na tym, żeby zjeść. W pierwszej chwili myślałam, że to co powiedział Justin zrobi na nim jakieś wrażenie i da do zrozumienia, że być może on też powinien bardziej zaangażować się w to co nas łączy nadając temu jakieś imię, jednak jak to mówią nadzieja matką głupich. Chyba po raz pierwszy zazdrościłam Kate czegoś tak naprawdę (wyłączając jej niezwykle przystojnego brata, który przez długi czas był obiektem moich westchnień) i nie czułam się z tym dobrze.<br />
Przez resztę śniadania Kate i Justin opowiadali o swoim trwającym od kilku godzin związku, a ja wyobrażałam sobie jak wspaniale by było, gdybyśmy to ja i Louis byli na ich miejscu. Później Kate wspomniała o sesjach zdjęciowych, w których brała udział oraz o tym, że są duże szanse na to, że znajdzie się na okładce gazetki reklamowej Zary.<br />
Wtedy spojrzałam na swój talerz. Był już prawie pusty, choć jedzenie, które się na nim znajdowało przypominało kopiec dla zapaśnika. Louis nie dobrnął jeszcze nawet do połowy, a po jego minie było widać, że powoli ma już dosyć objadania się. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. To nie dziwne, że Louis nie chce ze mną być. Nie wyglądam tak jak Kate. Ona jest ładna, wysoka i szczupła, a do tego pewna siebie. Ideał kobiety, dlatego Justin tak szybko się nią zauroczył, a potem zakochał. A ja? Mogę jedynie marzyć o tym jak Louis angażuje się ze mną w związek. Tak samo jak mogę pomarzyć o figurze modelki, pewności siebie i sesjach zdjęciowych dla Zary.<br />
Wstałam więc pospiesznie od stołu zostawiając na talerzu dwa małe rogaliki, które jeszcze nie zostały przeze mnie skonsumowane i wyjęłam z kieszeni Louisa kluczyk do naszego pokoju.<br />
- Co się dzieje, dlaczego idziesz? - zapytał oderwany od rozmowy z chłopakami.<br />
- Trochę źle się czuje. Kręci mi się w głowie, chcę się iść położyć. - skłamałam. Louis niczego nie podejrzewając pokiwał głową i powiedział, że za chwilę do mnie przyjdzie, co dało mi kilka lub też kilkanaście minut wolnego czasu na zrealizowanie moich zamiarów, a właściwie to powrotu do dawnych przyzwyczajeń niekoniecznie tych dobrych, jeśli wiecie co mam na myśli.<br />
Szybko dotarłam na nasze piętro i trzęsącymi dłońmi otworzyłam pokój a następnie pobiegłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na wypadek gdyby Louisowi zamarzyło się wrócić wcześniej i ze łzami w oczach włożyłam do swojego gardła dwa palce wywołując u siebie wymioty. Nienawidziłam wykonywać tej czynności. Za każdym razem budziła we mnie to samo obrzydzenie do samej siebie, ale jednocześnie sprawiała, że czułam się piękniejsza, dlatego to robiłam.<br />
Dzisiaj, po roku czasu od ostatnich wymiotów znów poczułam tą potrzebę i nie potrafiłam jej w sobie pohamować ani stłumić tego okropnego uczucia wyobrażenia siebie jako grubaski nie mieszczącej się nawet w rozmiar L. Gdy całe śniadanie, które w siebie dzisiaj wepchnęłam zostało przeze mnie zwrócone, wstałam nacisnęłam spłuczkę i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się do siebie z dumą i pomyślałam w głowie ,,Brawo Lucy teraz już nie masz w sobie tylu zbędnych kalorii, zrobiłaś to co należało", ale pojawił się też we mnie ten drugi głos, krytykujący mnie i mówiący do mnie ,, I co myślisz, że dzięki temu będziesz szczuplejsza? Nigdy nie będziesz wyglądała jak twoja przyjaciółka, zawsze będziesz tłustą świnką, a Louis nigdy nie będzie cię chciał. Gdyby o wszystkim się dowiedział brzydziłby się tobą tak jak ja".<br />
Potrząsnęłam głową próbując wyrzucić drugi głos z głowy i zabrałam się za mycie zębów. Po myciu zębów upewniłam się, że w łazience nie pozostawiłam żadnego śladu po tym co przed chwilą się tu wydarzyło, a później opuściłam ją i położyłam się na łóżku idealnie pościelonego przez pokojówkę podczas naszej nieobecności. <br />
Kilka minut później do pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Louis. Spojrzałam na niego niemrawo, gdy on właśnie zaczął zmierzać w moją stronę rzucając się obok mnie.<br />
- Jak się czujesz? - spytał przykładając dłoń do mojego czoła.<br />
- Nie martw się, nie mam gorączki. - mruknęłam odsuwając od siebie jego rękę.<br />
- Jesteś na mnie zła? Zrobiłem coś nie tak? - Louis zawisł nade mną ustawiając swoje ręce po obu stronach mojej głowy blokując mi tym jakikolwiek ruch. Jego uśmiech zastąpiło teraz zmartwienie na jego twarzy, którego nie lubiłam, dlatego uśmiechnęłam się mimowolnie zapewniając Lou, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.<br />
- Świetnie, bo za chwilę wybieramy się na stok. - oświadczył całując mnie krótko w usta i schodząc z łóżka.<br />
- Nie wiem czy mam ochotę zjeżdżać dzisiaj na nartach. - powiedziałam zgodnie z prawdą.<br />
- Dlaczego nie? - Louis odwrócił się w moją stronę i znów usiadł na łóżku.<br />
- Po prostu. Nawet nie pamiętam jak się na nich jeździ, a poza tym nie mam ochoty na to, żeby ktoś robił mi zdjęcia jak się potykam nieudolnie próbując wrócić do dawnej formy.<br />
- Nikt nie będzie robił ci zdjęć. Na stoku nie ma paparazzi, a przynajmniej nie powinno ich być.<br />
- Oni są wszędzie Louis. Teraz wystarczy wpisać w internecie moje nazwisko a wyskoczy ci stek moich zdjęć robionych z zaskoczenia i to na dodatek niekoniecznie ładnych.<br />
Louis westchnął ciężko i położył rękę na mojej.<br />
- Wiem, że tego nie lubisz, ale nie mam na to wpływu. Oni zawsze nas znajdą, nawet w innym kraju.<br />
- Naprawdę umiesz pocieszać. - mruknęłam z sarkazmem.<br />
<b>*</b><b>Louis</b><b>*</b><br />
Wszyscy chyba wiedzą, że słaby ze mnie pocieszyciel, ale nic na to nie poradzę. Znam się tylko na piłce i ewentualnie potrafię coś ugotować. Bardzo chciałem, jednak namówić Lucy, żeby poszła na stok, bo w końcu po to tu przyjechaliśmy,więc postanowiłem użyć bardziej brutalnych metod wobec niej.<br />
Bez pytania ściągnąłem ją z łóżka przerzucając sobie jej lekkie ciało przez plecy i mimo jej krzyków i pisków żądających, żebym ją puścił udałem się z nią do holu, gdzie usadziłem ją na niewielkiej komodzie.<br />
- Dlaczego ściągasz mnie z łóżka bez mojego pozwolenia?! - zapytała rozwścieczona. - I na dodatek niesiesz jak worek kartofli. <br />
- Taka była moja wola. - oświadczyłem ze spokojem sięgając po kurtkę Lucy i zaczynając ją w nią ubierać.<br />
- Ale moja wola jest inna. A poza tym sama umiem się ubrać. - warknęła na mnie, jednak nadal siedziała na miejscu, w którym ją usadziłem pozwalając mi na kontynuowanie jej ubierania.<br />
- W walizce mam płaskie kozaki, wyjmij je z niej. - powiedziała, gdy zapiąłem jej kurtkę pod szyję i założyłem szalik i czapkę.<br />
Chwilę potem oboje byliśmy ciepło ubrani i gotowi do wyjścia. Zeszliśmy na dół, gdzie Lily, Liam, Justin i Kate już na nas czekali i wspólnie ruszyliśmy na stok pieszo.<br />
- Bolą mnie już nogi, mówiłeś, że to blisko. - zaczęła narzekać Lucy wlokąc się za mną gdzieś z tyłu.<br />
- Bo to jest blisko. - odparłem. - Za pięć minut będziemy na miejscu.<br />
- Zanieś mnie tam. - zażądała stając na środku zaśnieżonego chodnika.<br />
- Ale Lucy, ja...<br />
- Przecież to tylko pięć minut. <br />
- No dobrze.- zgodziłem się.<br />
Tak więc przez resztę drogi niosłem moją zmęczoną Lucy na plecach, a ona jedynie co chwilę mnie pospieszała mówiąc, że idziemy jako ostatni. Raz pozwoliłem sobie zauważyć, że nie szlibyśmy jako ostatni gdyby nie siedziała mi na plecach, jednak szybko umilkłem, gdy zagroziła mi, że będę za karę spać dzisiaj na kanapie.<br />
Na stok dotarliśmy dopiero po piętnastu minutach niż po pięciu jakie były wcześniej planowane, jednak kolejka na wyciąg oraz do wypożyczalni nart była niewielka dlatego zbytnio nad tym nie ubolewałem. Podczas zakładania nart zza drewnianej budki wychyliło się kilku paparazzich, co wywołało natychmiastową złość u Lucy, ale szybko udało mi się ją uspokoić mówiąc, że za chwilę sobie pójdą, ponieważ nie dostaną się na górkę z której będziemy zjeżdżać.<br />
Na początku musiałem uczyć Lucy jak powinna zjeżdżać, ale szybko nabrała w to wprawy i już za trzecim razem zjeżdżała bez mojej pomocy. Kilka razy uniknęła wpadnięcia w zaspę śnieżną, ale poza tym szło jej naprawdę dobrze. Po godzinie zjeżdżania z prostej trasy przeszliśmy na najtrudniejszą co było dla mnie dużo ciekawsze, bo wreszcie mogłem wykazać się swoimi umiejętnościami, których i tak nikt nie podziwiał oprócz dwóch fotografów czyhających gdzieś na dole.<br />
Raz minąłem się z Liamem, któremu dane było zjeżdżać samemu bez obecności Lily, którą zostawił na małej górce z Kate, ale szybko zniknął z zasięgu mojego wzroku, a ja musiałem zbierać Lucy z ziemi, ponieważ górka okazała się dla niej za trudna i potknęła się o leżącą na śniegu grubą gałąź, którą jej zdaniem ktoś specjalnie podrzucił na jej tor zjazdu.<br />
- Powinniśmy się już zbierać za chwilę zrobi się ciemno. - powiedziałem, gdy po raz ostatni zjechałem razem z Lucy z górki asekurując ją przed kolejnym niechcianym upadkiem.<br />
- A Lily i Kate? - zapytała poprawiając swoje narty.<br />
- Zeszły już ze stoku godzinę temu. Justin chyba też, musimy poszukać tylko Liama.<br />
- W porządku. - pokiwała głową, a potem oboje udaliśmy się w kierunku zejścia ze stoku narciarskiego.<br />
<b>*</b><b>Lucy</b><b>*</b><br />
Wreszcie odnaleźliśmy Liama, który bezradnie chodził wzdłuż stoku poszukując swoich przyjaciół. Na nasz widok bardzo się ucieszył i wspólnie odnaleźliśmy kolejne trzy zguby.<br />
Niebo zaczęło zachodzić różnobarwnymi chmurami zapowiadając nadchodzącą ciemność, jednak wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że godzina jest jeszcze dla nas wczesna, więc postanowiliśmy udać się do pobliskiego klubu, który właśnie był otwierany. Oczywiście zostaliśmy do niego wpuszczeni od razu, bez kolejki i zbędnych pytań. Muskularnemu ochroniarzowi za dowód osobisty wystarczył fakt, że do klubu wchodzi trzech piłkarzy co było gwarancją dużej liczby gości.<br />
Klub prezentował się bardzo elegancko. Niewątpliwie przychodzili tu sami bogaci ludzie. Na ścianach były porozwieszane neonowe tabliczki, a wielkie kanapy ze lśniącej skóry mogły spokojnie pomieścić dziesięć osób. Barek przyciągał wzrok kolorowymi alkoholami rozstawionymi na mnóstwie szklanych półek przez co od razu zachciało mi się wypić jakiegoś drinka.<br />
- Czego się państwo napiją? - zapytał uprzejmie barman stojący za barkiem i czyszczący kryształowe kieliszki do szampana. <br />
- Ja tequile. - poprosił Justin.<br />
- To ja też. - powiedział Louis.<br />
- Jak wszyscy to wszyscy. - dodał Liam wygodnie rozsiadając się na jednej z wielkich kanap.<br />
- Więc dla panów trzy razy tequila? - podsumował inteligentnie, a kiedy nasi chłopcy dżentelmeni pokiwali głowami zwrócił się do mnie i do dziewczyn.<br />
- A dla pięknych pań?<br />
- A co pan proponuje? - zapytała Kate siadając na barowym stołku naprzeciwko mężczyzny, który w świetle neonów wydawał się dosyć przystojny. Nie był Austriakiem co wywnioskowałam po jego akcencie i specyficznej urodzie.<br />
- To zależy od tego jakie alkohole panie preferują.<br />
- Może przejdźmy na ,,ty". Wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym wieku. - zaoferowała Kate uśmiechając się czarująco do barmana.<br />
Mężczyzna z chęcią się na to zgodził i wszystkie trzy przedstawiłyśmy mu się, a potem zasiadłyśmy obok siebie przed barkiem nawiązując z nim rozmowę, podczas kiedy panowie, z którymi przyszłyśmy pochłonięci byli własną rozmową. Okazało się, że barman ma na imię Dominico. Powiedział nam również, że jego rodzina pochodzi z Hiszpanii, a on przyjechał tu na stałe dla swojej narzeczonej, z którą zamierza wziąć ślub na wiosnę. Był bardzo miły, zagadałyśmy się z nim do tego stopnia, że nawet nie spostrzegłyśmy ile gości znajduje się już w klubie.</div>
<div dir="ltr">
- Może powinnyśmy iść do chłopaków, widzę jak kilka lasek przez cały czas się na nich gapi. - zaoferowała Lily spoglądając co chwilę nerwowo na Liama.</div>
<div dir="ltr">
- Nie przesadzaj, oni są zapatrzeni w swoją tequilę. - odpowiedziałam jej biorąc kolejny łyk Margarity zrobionej przez Dominico.</div>
<div dir="ltr">
- Wypij więcej, może się bardziej wyluzujesz. - dodała Kate znad swojego kieliszka. Piła już trzecią kolorową whiskey i jak do tek pory była chyba już najbardziej wyluzowana z nas trzech.</div>
<div dir="ltr">
- Wszystkie trzy z nimi chodzicie? - zapytał Dominico przygotowując kolejne drinki dla przybywających z każdą minutą gości i zerkając na chłopaków.</div>
<div dir="ltr">
- Nie, tylko Kate chodzi z Justinem. To znaczy z Justinem Bieberem. - odpowiedziałam za przyjaciółkę szukającą swojego telefonu po całej torebce.</div>
<div dir="ltr">
- A ty przyjaźnisz się z...</div>
<div dir="ltr">
- Z Louisem Tomlinsonem o ile naszą relację można nazwać tylko przyjaźnią. - westchnęłam.</div>
<div dir="ltr">
- Nie lubisz tego? - zapytał.</div>
<div dir="ltr">
- Czego?</div>
<div dir="ltr">
- Tego, że nie jesteście razem, a wasza relacja przypomina falę wielkich zawirowań.</div>
<div dir="ltr">
- Skąd wiesz?</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem, tylko się pytam. - wzruszył ramionami Dominico, odchodząc od butelek z alkoholami i zaczynając czyścić brudne kieliszki.</div>
<div dir="ltr">
- Zayn, ale ja wcale się nie upiłam, a poza tym to jestem już dorosła. - Kate odszukała swój telefon i teraz trzymała go przy uchu próbując przekrzyczeć tłum. Z tego co słyszałam rozmawiała ze swoim starszym bratem, który nawet z odległości kilku tysięcy kilometrów musiał ją kontrolować.</div>
<div dir="ltr">
- Muszę na chwilę wyjść, zaraz wrócę. - zwróciła się do mnie i do Lily, a po chwili wybiegła z klubu dziko po drodze gestykulując.</div>
<div dir="ltr">
- Komu tak zawzięcie się tłumaczyła? - Dominico postawił wyczyszczone szklanki gdzieś z boku i teraz skupił całą swoją uwagę na mnie i na Lily.</div>
<div dir="ltr">
- Swojemu starszemu bratu. Traktuje ją jak swoją przyszywaną córkę. - wytłumaczyłam.</div>
<div dir="ltr">
- Dobrze mieć takie troskliwe starsze rodzeństwo. Ja wychowywałem się razem z moimi dwoma starszymi siostrami i zawsze miałem w nich oparcie. To dobra rzecz.</div>
<div dir="ltr">
- Też mam starszą siostrę, ale... - nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ mój wzrok przykuła męska postać idąca w stronę mniejszego pokoju ze striptizem, która do złudzenia przypominała mi Louisa. Wiedziałam, że coś mogło mi się pomylić, ponieważ wypiłam już trochę alkoholu, ale puste miejsce obok Liama, na którym Lou nie tak dawno siedział dało mi pozwolenie do podejrzeń, dlatego musiałam to sprawdzić.</div>
<div dir="ltr">
Zaniepokojona przeprosiłam Dominico i zerwałam się ze swojego stołka idąc w tłum kłębiących się ludzi.</div>
<div dir="ltr">
- Hej, Lucy gdzie idziesz?! - krzyknęła za mną Lily, ale nie miałam wtedy czasu na odpowiedzi. Machnęłam tylko na nią ręką i szłam dalej próbując dostać się jak najszybciej do wejścia pokoju ze striptizem.</div>
<div dir="ltr">
Serce biło mi jak oszalałe. Chciałam myśleć, że coś mi się pomyliło i mężczyzna, który właśnie tam wchodził nie był Louisem, a Louis poszedł tylko do toalety, jednak byłam zbyt pewna, że to był on, żeby dawać sobie złudne nadzieje. Gdy nareszcie dotarłam pod czarne drzwi z plakatem striptizerki tańczącej na rurze zatrzymało mnie dwóch ochroniarzy.</div>
<div dir="ltr">
- To oddzielny klub, tu nie ma wstępu. - odezwał się jeden z nich gburowatym głosem.</div>
<div dir="ltr">
- Ale ja muszę tam wejść. - powiedziałam stanowczo tupiąc nogą jakby to miało przynieść mi jakieś korzyści.<br />
- Przykro mi panienko, ale tu nie wejdziesz. Tu wchodzą tylko mężczyźni.<br />
- Ale tam jest mój mężczyzna i muszę go stąd zabrać jak najszybciej, zrozumcie mnie. - dalej szłam w zaparte mając nadzieję, że może tym razem uda mi się wzbudzić w ochroniarzach współczucie, ale nic z tego.Byli totalnie nieugięci, a mi brakowało pomysłów jak ich namówić na to, żeby pozwolili mi wejść do tego przeklętego miejsca dla nie szanujących się kobiet.<br />
- Dobra, w takim razie pogadamy sobie inaczej. - warknęłam, postanawiając sięgnąć do radykalnych metod.<br />
Otworzyłam moją torebkę, wygrzebałam z niej portfel i wyjęłam z niego sto euro podając je gburowatemu ochroniarzowi. Ten na widok pieniędzy od razu się uśmiechnął i otworzył mi drzwi.<br />
- Proszę bardzo, życzę powodzenia w szukaniu chłopaka.<br />
- Dziękuje. - odparłam wściekła, a moja wściekłość przemieniła się ponownie w niepokój, gdy tylko znalazłam się w środku tego obrzydliwego miejsca.<br />
Na środku tańczyły dwie striptizerki obie ubrane w bardzo skąpą, wyzywającą bieliznę i wysokie czerwone szpilki. Jedna była młoda, myślę, że w moim wieku, miała lśniące czarne włosy i ciemny makijaż na twarzy. Zastanawiałam się dlaczego to robi. Nie mogła znaleźć sobie normalnej pracy,w której nie musiałaby rozbierać się przed bandą napalonych facetów? To naprawdę odrażające.<br />
Mimo obrzydzenia szłam dalej. Ominęłam jedną z kanap, na której siedziało kilku mężczyzn ubranych w garnitury, a w końcu stanęłam nieruchomo wgapiając się w jeden punkt przede mną.<br />
Miałam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Przede mną przy jednej ze striptizerek stał Louis, wkładając jej do stringów cienki plik banknotów. Teraz byłam tego całkowicie pewna. Stałam nieruchomo dopóki Louis nie odwrócił się i nie spojrzał na mnie. Otworzył szeroko oczy i szybko podbiegł w moją stronę zostawiając dziewczynę.<br />
- Lucy, co ty tu robisz, przecież powinnaś być w tamtym klubie.<br />
- Śmiesz jeszcze mieć o to do mnie pretensje?! - wrzasnęłam, a wszyscy którzy byli zgromadzeni spojrzeli na nas łącznie ze striptizerkami.<br />
- Proszę nie krzycz, porozmawiajmy na zewnątrz.<br />
- Nie będę z tobą rozmawiać. Jesteś zwykłym gnojem, nienawidzę cię. Żałuję, że dałam ci się namówić na ten wyjazd i żałuję, że cię poznałam. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, a potem automatycznie, nie wiedząc do końca co robię uderzyłam zszokowanego i zażenowanego Louisa z całej siły w policzek. Jego głowa odchyliła się w bok, a na skórze odcisnął mu się ślad mojej ręki.<br />
Myślałam, że coś powie. Krzyknie na mnie lub cokolwiek, ale on stał w milczeniu przykładając swoją dłoń do piekącego policzka. Nie tracąc więcej czasu wyszłam wyszłam z klubu tylnymi drzwiami chcąc jak najszybciej dostać się na świeże powietrze. Niebo zrobiło się już czarne, a po ulicach szli zmęczeni ludzie wracający z pracy lub też młodsze towarzystwo nie wiedzące co zrobić ze swoim życiem i poszukujące frajdy na mieście. Co do mnie, nie mogłam wrócić do hotelu, ponieważ klucze do pokoju miał jak zwykle Louis, a ja nie zamierzałam po nie wracać z powrotem do klubu, dlatego zdecydowałam pozwiedzać miasto i może znaleźć jakieś ciche, ustronne miejsce gdzie mogłabym się wypłakać.</div>
<div dir="ltr">
Nie potrafię opisać jak się wtedy czułam. Jeszcze nikt mnie nigdy tak nie zawiódł. Wiedziałam, że ja i Louis nie jesteśmy w związku, a on mi nigdy nic nie obiecywał, ale to i tak bolało, bo miałam głupią nadzieję, że może skoro przespaliśmy się ze sobą coś w nim drgnie.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy! - nagle usłyszałam za sobą wołanie. Zatrzymałam się na środku uliczki, którą właśnie przechodziłam i odwróciłam się w kierunku osoby, która mnie wołała. W moją stronę biegł Louis, a gdy zobaczył, że się zatrzymałam na jego twarzy pojawiła się niewielka ulga i po chwili stał przy mnie zdyszany.</div>
<div dir="ltr">
-Chcesz dostać drugi raz w twarz? - zapytałam od razu z sarkastycznym uśmiechem, chociaż wcale nie czułam się tak dobrze jak próbowałam to pokazać. Czułam się beznadziejne i nic nie mogło tego zmienić.</div>
<div dir="ltr">
- Nie, chociaż wiem, że mi się to należy. - odpowiedział. - Posłuchaj ja wiem, że pewnie teraz myślisz o mnie same najgorsze rzeczy, ale...</div>
<div dir="ltr">
- Masz rację, myślę, że jesteś skończonym dupkiem, dziwkarzem i nie zasługujesz na żadną z rzeczy, którą masz. - warknęłam przerywając Louisowi.</div>
<div dir="ltr">
- Być może, ale zrozum, że to wina alkoholu. Za dużo wypiłem, nie powinienem iść do tamtego klubu. Przepraszam.</div>
<div dir="ltr">
- Myślisz, że teraz wrócę z tobą po twoich marnych przeprosinach? Wykorzystałeś mnie. Od początku chodziło ci tylko o to, żeby się ze mną przespać i mną pobawić. Zabrałeś mnie tu, właśnie w tym celu, a potem? Przestałbyś się mną interesować, zablokował numer, żebym nie mogła do ciebie dzwonić. Rzucił do kąta jak starą zabawkę, prawda?!</div>
<div dir="ltr">
- Nie. Nie prawda. - Lou pokręcił głową i gdybym go już nie znała może nawet stwierdziłabym, że jest mu smutno i żałuje, ale niestety byłam prawie pewna, że znowu udaje.</div>
<div dir="ltr">
- Kocham cię. - palnął, a ja roześmiałam się na cały głos udawanym, żałosnym, pełnym rozpaczy śmiechem.</div>
<div dir="ltr">
- Kochasz? Co ty możesz kurwa wiedzieć o miłości. Jeszcze na dodatek znowu kłamiesz, żeby mnie udobruchać.</div>
<div dir="ltr">
- Przysięgam, że to prawda! - zaprzeczył rozpaczliwie.</div>
<div dir="ltr">
- Jak mogę ci wierzyć? Tobie, który najpierw powtarza mi za każdym razem, że jestem piękna, a potem przy najbliższej okazji idzie do klubu Go Go na striptiz.</div>
<div dir="ltr">
- Bo jesteś piękna. Dla mnie jesteś najpiękniejsza i zawsze będziesz. To ty nauczyłaś mnie co to znaczy miłość. Tyle razy byłaś przy mnie kiedy tego potrzebowałem i płakałem. Pocieszałaś mnie wtedy i głaskałaś po włosach. Jesteś pierwszą osobą, której powiedziałem o Lottie, przy której płakałem jak dziecko i czułem się z tym dobrze. Wiem, że cię cholernie zawiodłem moim zachowaniem, ale błagam uwierz mi, że to co mówię teraz jest prawdziwe. Że cię kurewsko kocham tylko za każdym razem bałem ci się do tego przyznać, bo jestem tchórzem, a tak wspaniała osoba zasługuje na więcej niż na miłość takiego tchórza.</div>
<div dir="ltr">
To wyznanie mnie wzruszyło. Nie wiedziałam, że Louis tak o mnie myśli. Nie wiedziałam nawet, że on coś o mnie w ogóle myśli, ale nie umiałam tak nagle wybaczyć mu tego całego świństwa i o tym zapomnieć. Jednym słowem byłam kompletnie rozdarta. Nie wiedziałam co mam zrobić ani co mam powiedzieć. Stałam tylko nieruchomo czekając na dalszy rozwój wydarzeń między nami.</div>
<div dir="ltr">
- A ty... mnie kochasz? - spytał nieśmiało spuszczając głowę w dół i podnosząc ją co chwilę, by obserwować moją reakcję.<br />
Czy go kochałam? Nie wiem. Nigdy nie zadawałam sobie tego pytania. Byłam w nim zakochana, to pewne, ale nie miałam pojęcia czy go kocham. Miłość to dużo silniejsze uczucie niż zakochanie i ciężko jest stwierdzić kiedy pojawia się prawdziwa miłość.<br />
- Nie wiem, Louis. Nie potrafię ci odpowiedzieć. - szepnęłam zgodnie z prawdą po dłuższym czasie napiętego milczenia. - To chyba zły czas na wyznawanie sobie miłości. - dodałam po chwili przekierowując na niego swój wzrok.<br />
- To przez to, że cię zdradziłem, tak?<br />
- Nie zdradziłeś mnie, bo nigdy nie byliśmy razem, zapomniałeś?<br />
- Ale ta relacja chyba do czegoś nas zobowiązywała, no nie?<br />
- Nie wiem, to pytanie powinieneś zadać sobie.<br />
Louis pokiwał głową i znów spuścił smętnie głowę. Miał ponury wyraz twarzy, chyba czuł się teraz tak samo jak ja. Staliśmy tak w milczeniu przez dłuższy czas, aż postanowiłam zakończyć między nami ciszę zarówno jak i swoją wzajemną niezręczną obecność.<br />
- Daj mi klucze do pokoju. - powiedziałam wyciągając w jego kierunku rękę.<br />
Bez słowa włożył rękę do kieszeni, wyciągnął z niej mały kluczyk i podał mi go.<br />
- Mam dzisiaj spać na kanapie? - zapytał<br />
- Nie ma takiej potrzeby, bo nie będę spać dzisiaj w naszym pokoju. - oświadczyłam podejmując tą decyzję w tym samym czasie, w którym wypowiedziałam to zdanie, całkowicie spontanicznie, jednak wiedziałam, że to wyjście będzie dla nas obojga najlepsze, ponieważ wyszłam z założenia, że ciężko by nam było być w jednym pokoju nie odzywając się do siebie przy tym ani słowem.<br />
Lou westchnął z rezygnacją, a po chwili odwrócił się do mnie plecami i odszedł. Miałam cichutką nadzieję, że coś jeszcze powie, może spróbuje błagać mnie o to, żebym jednak została, ale wydawało mi się nawet, że pogodził się z tym co się stało i postanowił wrócić do klubu oglądać tańczące striptizerki. Załamałam się wtedy jeszcze bardziej, a łzy poleciały niekontrolowanie po moich policzkach. Nie potrafiłam udawać kogoś kim nie jestem, chociaż w takich momentach tak bardzo chciałam.<br />
- Hej Lucy!<br />
- Czego znowu chcesz, Louis? - spytałam nawet się nie odwracając w jego stronę.<br />
- To nie Louis. To ja. - odwróciłam się. Przede mną stała Kate ze zmartwionym wyrazem twarzy. Domyśliłam się po jej minie, że dowiedziała się już o wszystkim, jak to ona, jednak teraz nie miałam jej tego za złe. Uznałam, że to może lepiej, bo naprawdę potrzebowałam wtedy wsparcia przyjaciółki.<br />
- Już wiesz? - zapytałam szeptem.<br />
- Tak. Lily gadała z Liamem, powiedział jej, że Louis poszedł do tego klubu, a potem widziałam jak się kłócicie, ale postanowiłam poczekać na odpowiedni moment.<br />
- Może powinnaś nam przerwać. - westchnęłam. - Ale to nieważne.<br />
- Naprawdę mi przykro.<br />
Kate zbliżyła się w moją stronę dwa kroki, a potem przytuliła mnie, na co oddałam jej uścisk. Pewnie przytulałybyśmy się tak dalej, jednak nadal stałyśmy na środku chodnika, a ludzie mijający nas dziwnie się nam przyglądali, dlatego oddaliłyśmy się od siebie i zgodnie stwierdziłyśmy, że lepiej będzie wrócić do hotelu.<br />
Po drodze Kate zaszła do pobliskiego sklepu po butelkę wina. Powiedziała, że wino najlepiej rozwiązuje smutki i chociaż na początku nie byłam tego pewna, to w końcu uległam przyjaciółce. Gdy znalazłyśmy się już w hotelu, weszłyśmy do windy, gdzie Kate zarządziła, że jedziemy na jej piętro, do jej pokoju, ponieważ lepiej nie przywoływać smutnych wspomnień i nie wracać do pokoju, gdzie dzisiejszego poranka budziłam się przy boku Louisa. Na to również się zgodziłam i tym razem z chęcią poszłam za nią do jej pokoju znajdującego się w labiryncie krętych korytarzy.<br />
- To duży hotel. Jeden z największych, można się więc było spodziewać tych wszystkich korytarzy, ale i tak nie jestem z tego zadowolona, bo mój pokój leży dalej od Justina, mimo, że zaznaczałam, że żądam, żeby nasze pokoje były tuż obok siebie. - westchnęła, kiedy weszłyśmy do środka.<br />
-Więc dlaczego nie macie pokoju razem? - spytałam mając nadzieję, że jeżeli odbiegnę od tematu Louisa zapomnę o nim i o całym zajściu sprzed zaledwie pół godziny.<br />
- Bo nie ja nie chciałam. Nie byliśmy razem, gdy tu przyjechaliśmy, więc zarządziłam, że śpimy oddzielnie, ale jutro chcemy wziąć pokój razem, jeżeli jeszcze da się to zmienić.<br />
Kiwnęłam głową i usiadłam na łóżku Kate, Próba odwiania myśli od Louisa nie powiodła się. W głowie cały czas miałam moment, kiedy wsadzał za gumkę majtek tej dziewczyny pieniądze. Brzydziłam się nim, nie chciałam go widzieć, ale jednocześnie marzyłam o tym, żeby teraz przyszedł tutaj i mnie przytulił. Byłam pełna sprzeczności. Nie rozumiałam samej siebie i to było okropne.<br />
- Nadal o tym myślisz? - zagadała Kate nalewając do plastikowych kubków wina. - Wybacz, że nie w kieliszkach jak należy, ale nie przewidziałam sytuacji i nie wzięłam ich ze sobą.<br />
- Nie ma sprawy. Najważniejsze jest to, że mamy się czego napić, a bardziej to ja, bo to mnie facet nie chce. To ja jestem tą nieszczęśnicą. - powiedziałam załamanym głosem biorąc z kubka duży łyk wina dla pocieszenia.<br />
- Nie mów tak. Louis to zwykła świnia i kobieciarz, nie zasługuje na ciebie. On nie jest niczego wart.<br />
- Nie rozumiesz. Ja go kocham. - pokręciłam głową.<br />
- Kochasz go? Przecież jemu mówiłaś zupełnie co innego.- Kate popatrzyła na mnie ze zdumieniem.<br />
- Wiem. Może to zabrzmi śmiesznie i żałośnie, ale wtedy tego nie wiedziałam. Byłam na niego wściekła i nie myślałam, ale teraz jestem tego pewna. Kocham go i nienawidzę jednocześnie. - wyrzuciłam z siebie i z pełną świadomością mogłam teraz stwierdzić, że to co mówię jest prawdą. Kocham Louisa Tomlinsona mimo, że dosyć często zachował się w stosunku mnie jak dupek.<br />
- Okej, więc... nienawidzisz go za to co ci zrobił,a kochasz za...?<br />
- Sama nie wiem za co. - wzruszyłam ramionami. - Po prostu nie wyobrażam sobie życia bez niego. Od momentu tego pechowego sylwestra nie było dnia w którym o nim choć przez chwilę nie pomyślałam ani nie zatęskniłam, kiedy nie wiedzieliśmy się dłużej. Uwielbiam jego uśmiech i kiedy jest szczęśliwy, a kiedy jest smutny czuje nieodpartą potrzebę na przytulenie go i pocieszenie. Zupełnie jakby włączał mi się wtedy instynkt macierzyński.<br />
Kate popatrzyła na mnie chwilę w milczeniu, a potem wstała i zabrała mi wino z ręki.<br />
- Co ty robisz? - zapytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc poczynań mojej przyjaciółki.<br />
- Jak to co? Idziemy szukać tego gamonia. Nie znoszę go to fakt i nadal myślę, że nie jest ciebie wart, a zwłaszcza po tym co odstawił, ale... jesteś moją przyjaciółką i nie chcę żebyś cierpiała, a widzę, że ty go naprawdę kochasz. A na prawdziwą miłość nie ma innej rady jak pogodzenie się z nią i jej przyjęcie.<br />
- Mówisz jak swatka i wielka znawczyni miłości. - roześmiałam się.<br />
- Możliwe, ale po tym co usłyszałam nie zamierzam siedzieć z założonymi rękami. Skoro ja potrafiłam zmienić kobieciarza w pantofla, to ty też będziesz umiała.<br />
- Dziękuje Kate, jesteś wspaniała. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do przyjaciółki, a z oczu znów popłynęły mi łzy, ale tym razem były to łzy szczęścia.<br />
- Jesteś w stanie mu to wybaczyć? - zapytała nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.<br />
- Chyba tak, jeśli obieca mi, że przestanie być takim dupkiem i wreszcie nada jakąś nazwę naszej relacji.<br />
- Więc idziemy, zmieniać Louisa.<br />
I tak wyszłyśmy z pokoju Kate do tej pory zamknięte z butelką wina i zaczęłyśmy iść korytarzami do windy. Czułam się pewna siebie. W głowie miałam ułożone to co chciałam powiedzieć Lou, ale i tak pozostała we mnie obawa o to, że na jego widok znów się zamknę i nie powiem mu ani słowa tylko spakuję swoje rzeczy i wyjdę z naszego pokoju bez słowa.<br />
- Jedziemy do waszego pokoju? - zapytała mnie, gdy weszłyśmy do windy.<br />
- Tak. Poczekam tam na niego, w końcu będzie musiał wrócić.<br />
Kate nacisnęła odpowiedni guzik, który włączył się i zamigotał zielonym światełkiem.<br />
- Wiesz co chcesz mu powiedzieć?<br />
- Tak, mam tylko nadzieję, że się go nie wystraszę, a Louis wykaże jakąkolwiek chęć do pojednania. Boję się tylko jeszcze jednej rzeczy...<br />
- Jakiej?<br />
- Tego, że jego słowa nie były prawdziwe i mnie nie kocha, albo tego, że zdenerwował się na mnie za te kilka ostrych słów, które o nim powiedziałam i nawet nie zechce ze mną rozmawiać. - powiedziałam z obawą. W końcu nie musi być tak pięknie i kolorowo jak przed chwilą to sobie wyobrażałam. Ta druga, mniej wyidealizowana wersja wydarzeń jest nawet bardziej realistyczna, więc czemu nie miałoby się tak stać?<br />
Wreszcie winda dojechała na piętro i drzwi otworzyły się. Korytarz był pusty. Nie było nikogo. Powoli wyszłam z windy i z narastającą gulą w gardle, na trzęsących się z nerwów nogach podeszłam do drzwi naszego pokoju i wyciągnęłam z kieszeni kluczyk, który dał mi Lou. Włożyłam go do zamka w drzwiach i przekręciłam.<br />
- Chcesz żebym zaczekała na tego pacana z tobą, czy mam iść do siebie? - spytała mnie przyjaciółka stojąca w dalszym ciągu nade mną.<br />
- Kate, nie obraź się, ale wolę zostać i poczekać na niego sama. Muszę samodzielnie przygotować się na tą konfrontację, ale dziękuję ci za wszystko.<br />
- Nie ma sprawy, rozumiem. Będę trzymała kciuki.<br />
Po raz ostatni przytuliłyśmy się o potem Kate poszła znikając po chwili w windzie. Zamknęłam drzwi, jednak nie na klucz, żeby Louis mógł wejść i usiadłam na łóżku, które teraz wydawało mi się ogromne. Może to ze strachu i obawy, a może to przez to, że zawsze oprócz mnie siedział lub leżał na nim jeszcze Lou. Na nowo byłam załamana i przestraszona. Pewność siebie, którą miałam przez kilka sekund po wyjściu z pokoju Kate wyparowała ze mnie całkowicie, a mi pozostało tylko czekać. Nie potrudziłam się nawet o zdjęcie z siebie kurtki czy butów, chciałam tylko, żeby Louis już przyszedł i chciałam mieć tą rozmowę z głowy. Rozważałam co zrobię, kiedy mnie wyśmieje i oznajmi, że to był tylko żart i w rzeczywistości nie kocha mnie ani trochę. Nie chciałam dać mu satysfakcji i się rozkleić. Zaplanowałam, że w takim wypadku jak najszybciej się spakuję i trzaskając drzwiami wyjdę z pokoju nie dając nic po sobie poznać. Jak prawdziwa feministka uważająca posiadanie przy sobie faceta jako zło konieczne.</div>
<div dir="ltr">
I wtedy usłyszałam trzask drzwi, ale nie ten w mojej głowie, a rzeczywisty trzask. Natychmiast poderwałam się z łóżka i stanęłam na równe nogi. Przy drzwiach stał Louis, jednak widząc mnie nie zrobił ani kroku.</div>
<div dir="ltr">
- Mam wyjść i poczekać za drzwiami, aż się spakujesz? - zapytał po dłuższej chwili uciążliwego milczenia.</div>
<div dir="ltr">
- Nie. Chciałam ci coś powiedzieć.<br />
- Słucham. - zrobił jeden krok do przodu i spojrzał mi prosto w oczy, ale nie mogłam z nich nic wyczytać. Nie było w nich nic. Żadnego smutku, szczęścia czy czegokolwiek innego.<br />
- Nie wiem czy to co mi powiedziałeś przed klubem było prawdą, ale... jeżeli tak to.. ja też cię kocham. Musiałam wszystko sobie przemyśleć. Strasznie mnie zraniłeś i to już nie pierwszy raz, ale nie powinnam się za to na ciebie wściekać, bo jak już mówiłam nie jesteśmy parą...i to mnie tak strasznie boli...- zakończyłam spuszczając głowę w dół i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam wpatrywać się w czubki moich butów, jakby nagle stały się najciekawszą rzeczą na świecie.<br />
- Kochasz mnie? - Louis spojrzał na mnie z nadzieją i podszedł bliżej mnie.<br />
- Tak. - pokiwałam głową. - Teraz jestem tego pewna.<br />
Nagle poczułam na sobie jego usta. Oddałam ten pocałunek, zakładając mu ręce na szyję jak miałam to w zwyczaju robić za każdym razem, kiedy się całowaliśmy. Louis objął moją twarz pogłębiając pocałunek, a gdy już się od siebie oderwaliśmy usłyszałam słowa na które czekałam w głębi duszy już od bardzo dawna. Jestem pewna, że nie zapomnę ich do końca życia.<br />
- Chcesz ze mną być? Jesteś na to gotowa?<br />
- Jeśli ty jesteś gotowy na zaangażowanie się w to i obiecasz mi, że już nigdy więcej mnie nie zranisz. - odparłam z wielkim uśmiechem na ustach.<br />
- Obiecuję. Kocham cię, Lucy.<br />
- Kocham cię Louis.<br />
I właśnie tak zostaliśmy oficjalnie parą. Całowaliśmy się przez dobre dziesięć minut i żadne z nas nie potrafiło się od tego drugiego oderwać. Byłam taka szczęśliwa, że nareszcie poprosił mnie o to i odważył się powiedzieć, że mnie kocha, że cały świat przestał dla mnie istnieć, bo mój świat był obok mnie i właśnie zachłannie mnie całował, jakby jutro miało już nie nastąpić. Miałam nadzieję, że teraz moje życie będzie lepsze i nie będę musiała się martwic już tym, że Lou ogląda się za innymi dziewczynami, bo to ja jestem jego dziewczyną. A jeżeli jednak odważy się to zrobić, to będę miała pełne prawo do tego, żeby porządnie mu przyłożyć, jednak myślę, że to nie będzie już potrzebne. W końcu jesteśmy już razem.<br />
<b> Następny rozdział: 1 marca</b><br />
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-2482384962001807642017-01-14T14:16:00.000+01:002017-01-17T16:49:44.194+01:00Rozdział 21<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b>Wreszcie nastał wyczekiwany przeze mnie dzień wyjazdu - 22 lutego. Była godzina 1 w nocy, kiedy pospiesznie sprawdzałam zawartość swojej walizki, nerwowo przegrzebując wszystkie rzeczy. Wylot samolotu był zaplanowany na 3:30, a za pół godziny pod mój dom miał podjechać Zayn, żeby zabrać mnie, Lily i Kate na lotnisko. Jako, przykładny, kochający brat nie pozwolił swojej młodszej siostrze jechać taksówką, ponieważ wolał mieć pewność, że bezpiecznie dotrze na miejsce, a ja i Lily? Cóż postanowiłyśmy przystać na propozycję Kate i zabrać się razem z nią i jej bratem, który jak zwykle nie miał nic przeciwko temu.<br />
- Jesteś pewna, że masz wszystko? - w progu mojego pokoju pojawiła się moja mama wchodząc do środka z zatroskaną miną. Postanowiła nie spać, aż do mojego wyjścia i teraz sama pochylała się nad moją wypakowaną po brzegi walizką sprawdzając wszystkie kosmetyki i ubrania, które do niej zapakowałam. Obok na moim łóżku leżał mój bagaż podręczny, który mam nadzieję nie będzie wykraczał poza dozwoloną ilość rzeczy.<br />
- Mamo, spakowałam do tej walizki prawie połowę mojej szafy, więc myślę, że niczego mi tam nie zabraknie. - odparłam zamykając wielki bagaż.<br />
- Dobrze. - przytaknęła. - Wzięłaś te pieniądze, które ci wczoraj dałam? - spytała ponownie upewniając się, że jej kochanej córeczce nic nie zabraknie, jakbym jechała na drugi koniec świata i to w dodatku na cały rok. Czasami miałam dosyć jej przesadnej opiekuńczości.<br />
- Tak, mamo. - potwierdziłam znudzonym głosem.<br />
- W porządku, kiedy ma przyjechać Zayn i Kate? - odnosiłam wrażenie, że moja mam stresuje się tym wyjazdem bardziej niż ja. Od kiedy zaczęłam się pakować przychodziła do mnie dosłownie co 5 minut i zasypywała milionem tych samych pytań, które różniła jedynie inna konstrukcja.<br />
Spojrzałam na złoty zegarek na moim nadgarstku. Była godzina 1:23. Zayn powinien przyjechać za chwilę. Zostało mi więc 7 minut do wyjścia.<br />
- Powinnam już się zbierać. Zayn będzie za kilka minut. - odpowiedziałam mamie, biorąc walizkę za wysuwaną rączkę i ciągnąc ją na kółkach do schodów.<br />
Przez schody bagaż przeniosła moja mama mimo moich sprzeciwów. Doskonale wiem, że nie ma już dwudziestu lat i nie powinna nadmiernie się przemęczać nosząc ciężkie walizki po schodach, jednak moje zapewniania, że poradzę sobie ze wszystkim sama na nic się zdały.<br />
Gdy walizka została już zniesiona do przedpokoju założyłam na siebie gruby, czarny płaszcz zimowy, czarne botki na obcasie, a już po chwili usłyszałam trąbienie samochodu przed domem, który niewątpliwie należał do Zayna. Pożegnałam się pospiesznie z mamą gwarantując jej, że kiedy dolecę na miejsce napiszę do niej smsa i jeżeli cokolwiek by się działo niezwłocznie do niej zadzwonię (chociaż gdyby chodziło tu o porwanie myślę, że porywacze nie pozwoliliby by mi wykonać telefonu do mamy, żeby uciąć sobie z nią pogawędkę o tym, gdzie się znajduję i co robię), a po tysiącu całusów w policzek mogłam wyjść z domu i skierować się na podjazd, gdzie obok priusa mojej mamy stał już czarny Mercedes Zayna, z którego brunet po chwili wysiadł otwierając bagażnik.<br />
- Pozwól, że wezmę. - powiedział zabierając ode mnie walizkę i pakując ją obok jeszcze większej niż moja fioletowej walizki Kate i zielonej walizki Lily.<br />
- Dzięki. - uśmiechnęłam się, a następnie otworzyłam sobie tylne drzwi wsiadając do środka obok równie zestresowanej jak ja Lily.<br />
- Hej. - przywitałam się z przyjaciółką, przytulając ją na tyle ile to było możliwe biorąc pod uwagę ograniczoną przestrzeń w samochodzie. - Cześć Kate. - przywitałam się również z drugą przyjaciółką siedzącą z przodu na miejscu pasażera.<br />
- Hej. - odparła odwracając się do tyłu i uśmiechając się radośnie mimo jej zmęczonego wyrazu twarzy. Pewnie nie zmrużyła oka ani na minutę tak jak ja. - Już się nie mogę doczekać wylotu. - powiedziała w momencie, kiedy Zayn zajął miejsce kierowcy i odpalił swój samochód.<br />
- Ja też. Dawno nie leciałam samolotem. - odpowiedziałam sprawdzając swoją torebkę i upewniając się, że zabrałam ze sobą paszport.<br />
- Stresujecie się dziewczyny? - zagadał Zayn wyjeżdżając z pod mojego domu. Kątem oka widziałam jak moja mama stoi z przejętym wyrazem twarzy w kuchennym oknie obserwując odjeżdżającego Mercedesa. Z jednej strony żal mi jej kiedy tak niepotrzebnie się o mnie zamartwia, ale z drugiej ją rozumiem. W końcu gdybym ja miała nastoletnią córkę, która właśnie leci samolotem na ferie z dwudziestodwuletnim facetem prawdopodobnie też bym się martwiła.<br />
- I to jak, nie mogłam zasnąć nawet na 5 minut. - odpowiedziałam Zaynowi, podczas gdy Lily tylko niewyraźnie przytaknęła kładąc się na moim ramieniu i przymykając zmęczone oczy.<br />
- Też nie mogłam spać. - przyłączyła się do konwersacji Kate. - Ale tylko przez Zayna. - spojrzała oskarżycielsko na swojego brata, który od razu przyjął pozycję obronną.<br />
-Przecież musiałem cię obudzić, później byś narzekała, że nie spakowałem ci najważniejszych rzeczy, podczas gdy ty leżałaś i pachniałaś.<br />
- Sam stwierdziłeś, że spakujesz mi walizkę, bo ja na pewno czegoś zapomnę. Nic ci nie kazałam, a teraz jeszcze mnie o wszystko oskarżasz. - Kate wyrzuciła ręce do góry.<br />
- O nic cię nie oskarżam, to ty jak zawsze robisz z igły widły. - Zayn bronił uparcie swojej osoby.<br />
- Hej, uspokójcie się. - powiedziałam dosyć głośno tak, żeby Zayn zarówno jak i jego kłótliwa siostra mnie usłyszeli. Nie chciałam się wtrącać do ich rozmów, jednak byłam pewna, że gdyby nie moja interwencja nigdy nie dojechalibyśmy na lotnisko, a to byłoby najgorsze co może się teraz wydarzyć. Znam temperament Kate i zdaję sobie sprawę z tego, że z łatwością zdążyłaby rozpętać kłótnię ze swoim bratem zanim dojechalibyśmy na miejsce.<br />
- Będziecie mieć od siebie tydzień przerwy, więc przynajmniej teraz się nie kłóćcie. - dodałam, kiedy rodzeństwo nieco się uspokoiło.<br />
- No dobra. - zgodziła się Kate odwracając głowę w stronę szyby.<br />
Dalsza droga na lotnisko na szczęście obyła się bez kłótni, w ciszy. Po drodze zadzwonił do mnie Louis, z pytaniem gdzie jesteśmy. On, Justin i Liam byli już na miejscu i ukrywali się w przedsionku, ponieważ z tego co zrozumiałem z szybko mi zdanej relacji Louisa paparazzi dowiedzieli się o miejscu ich pobytu i zdążyli zrobić im mnóstwo zdjęć zanim się schowali w bezpiecznym, bezludnym miejscu. Podejrzewałam, że nas czeka to samo, dlatego psychicznie zaczęłam przygotowywać się na blask oślepiających fleszy.<br />
Kiedy Zayn wyjął już wszystkie nasze bagaże nadeszła pora na pożegnanie z siostrą. Przytulił ją mocno i zaczął wygłaszać jej to samo kazanie co moja mama przed moim wyjściem.<br />
- I pamiętaj. - mówił zatroskanym głosem. - Twoje tabletki na wypadek ataku są w bocznej kieszonce różowej torebki z lekami razem z instrukcją twojej obsługi.<br />
- Oczywiście, dam ją Justinowi i powiem mu, że jestem wariatką. - powiedziała sarkastycznie, lecz po tonie jej głosu wyczułam przygnębienie wymieszane ze strachem. Kate nie lubiła rozmawiać o swojej chorobie. Samo jej wspomnienie było dla niej nieprzyjemne, a możliwość, że ktoś się o tym dowie przyprawiał ją o olbrzymi strach.<br />
- Ja i Lily się nią zaopiekujemy. - zapewniłam Zayna kładąc mu dłoń na ramieniu na co uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.<br />
- Wy też bądźcie ostrożne. - powiedział na koniec kierując swoje słowa do mnie i do Lily, odchodząc w stronę swojego czarnego Mercedesa.<br />
- Zayn! - Kate krzyknęła za swoim bratem zanim wsiadł do samochodu. Brunet odwrócił się w jej stronę z pytającym spojrzeniem.<br />
- Kocham Cię. - powiedziała ściszając swój głos, jednak Zayn usłyszał to co do niego powiedziała. Tymczasem ja i Lily stałyśmy nieco zszokowane słowami naszej przyjaciółki. Trzeba wiedzieć, że Kate bardzo rzadko wyznaje swoje uczucia i jeżeli powie ci, że cię kocha to oznacza, że możesz czuć się wyjątkowo.<br />
Zayn podszedł do Kate, przytulił ją po raz kolejny tego dnia, a w zasadzie to nocy szepcząc ,,Ja ciebie też kocham". Gdyby ktoś stał tu z nami gwarantuję mu, że na taki widok w oku może zakręcić się łza.<br />
- No już wystarczy bo ja i Lucy się zaraz wzruszymy. - odezwała się Lily spoglądając z uśmiechem na tulących się do siebie Kate i Zayna. Czy wspominałam już jak bardzo zazdroszczę mojej przyjaciółce brata?<br />
Kate i Zayn po kilku kolnych sekundach przestali się przytulać. Zayn wrócił do swojego auta, a ja, Lily i Kate ruszyłyśmy z walizkami do budynku lotniskowego, szukając naszych trzech muszkieterów ukrywających się gdzieś w którymś z przedsionków.<br />
- Też bym chciała mieć takiego starszego brata. - odezwała się Lily podczas naszych poszukiwań chłopaków.<br />
- Ja też. - przytaknęłam uśmiechając się z rozmarzeniem. Mimo, że mam starsze rodzeństwo to siostra znacznie różni się od brata. W dodatku kilometry, które nas teraz dzielą przez przeprowadzkę Danielle do Walii sprawiło, że nasz kontakt znacznie się ograniczył.<br />
- Czasami jest nie do zniesienia, uwierzcie. Nie zawsze zachowujemy się jak kochające rodzeństwo. Miałyście tego przykład podczas jazdy tutaj. - westchnęła Kate, ale mimo to uśmiechnęła się. - Chyba tam są nasi mężczyźni. - zmieniła temat wskazując ręką na miejsce, gdzie paparazzi robili zdjęcia. Widocznie bezpieczna kryjówka wcale nie okazała się taka bezpieczna jak Louis mówił.<br />
- Lecicie z nimi? - zadał pytanie jeden z reporterów uderzając fleszem aparatu w nasze oczy.<br />
- Kim dla nich jesteście. - zadał pytanie kolejny z tłumu paparazzich.<br />
Jako nastolatka oraz uczennica liceum śledziłam na bieżąco życie wielkich gwiazd, dlatego wiedziałam, ze w sytuacji ataku fotoreporterów należy schylić głowę w dół i zasłonić twarz otwartą dłonią o ile to możliwe. Tak też zrobiłam, w tym wypadku przedzierając się przez atakujące mnie flesze do trzech tak samo atakowanych piłkarzy. Z jednej strony było to niesamowite uczucie. Mogłam poczuć się jak prawdziwa wielka sława, ale z drugiej było to odrobinę nieprzyjemne, bo w końcu komu podobało by się znoszenie tych oślepiających aparatów w środku nocy.<br />
Przez chwilę myślałam, że nie wydostanę się nigdy. Przejście do Louisa, od którego dzieliło mnie zaledwie kilka metrów było mi bardzo utrudnione. Mężczyźni, którzy cały czas robili nam zdjęcia i zadawali w kółko te same pytania nie pozwali nam się przedrzeć, a w końcu stali się tak natarczywi, że straciłam jakiekolwiek nadzieje na wydostanie się z tego koszmaru. Ratunek nadszedł dopiero po jakimś czasie. Do mnie, do Kate i do Lily podeszło sześciu ochroniarzy lotniska zasłaniając nas swoimi ciałami i odganiając paparazzich. Następnie wyprowadzili nas z budynku i wprowadzili do pewnego małego, niezidentyfikowanego przeze mnie pomieszczenia, gdzie wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą z daleka od fleszy.<br />
Moje oczy nie funkcjonowały jednak normalnie. Cały czas widziałam błyski i dopiero kiedy usiadłam na jednym z plastikowych krzesełek, mrugając powiekami kilkanaście razy odzyskałam pełną sprawność wzrokową.<br />
- Wszystko dobrze? - usłyszałam nad sobą głos Louisa pochylającego się nade mną.<br />
- Chyba tak. - odparłam niepewnie, podnosząc się ze swojego miejsca i z uwagą oglądając pomieszczenie w którym się znalazłam.<br />
- To pomieszczenie dla personelu. - wytłumaczył jeden z ochroniarzy, który nas wyprowadził. - Tutaj paparazzi nie wejdą, a dodatkowo będziecie mieli państwo zapewnioną naszą ochronę osobistą.<br />
- A jak wejdziemy do samolotu? - zadał pytanie Justin, obejmując jedną ręką zaniepokojoną Kate.<br />
- Będziecie przez nas eskortowani. - odpowiedział drugi z ochroniarzy.<br />
- A przeprawa paszportowa? - skierowałam pytanie do ochroniarza w czerwonej czapeczce z daszkiem, jednocześnie spoglądając na zegarek.<br />
- O której macie państwo wylot?<br />
- O trzeciej trzydzieści.<br />
- Więc ze wszystkim zdążycie. - uspokoił mnie mężczyzna, odchodząc kawałek od naszej sterczącej nadal pośrodku pomieszczenia szóstki i zaczynając mówić coś do woki toki przypiętego do skórzanego paska jego spodni.<br />
Przez dalszą godzinę spędzoną w pomieszczeniu dla personelu, gdzie powietrze było wysuszone bardziej niż na pustyni Sahara całą szóstką omawialiśmy plan szybkiej ucieczki przed paparazzimi, którzy w dalszym ciągu stali ustawieni jak armia żołnierzy z aparatami dookoła lotniska. Kiedy nadszedł już czas wdrażania całego ustalonego przez nas planu okazało się iż było to całkowicie zbędne, ponieważ ochroniarze szybko eskortowali nas do odprawy paszportowej oraz kontroli bagaży zanim paparazzi zdążyli uchwycić na swoich aparatach nasze twarze. Ludzie, którzy uczestniczyli w przeprawie razem z nami byli to głównie bogaci emeryci, którzy postanowili podobnie jak my spędzić ferie zimowe w górach poza krajem, więc nie mieli nawet pojęcia kim jest Louis, Justin oraz Liam.<br />
Prawdziwe kolejki zrobiły się dopiero przy sprzedaży biletów i usadzania pasażerów na poszczególnych miejscach. Starsi ludzie mieli mnóstwo swoich bagaży, które zajmowały więcej miejsca niż oni sami, przez co razem z Justinem zgubiliśmy się i odcięliśmy od reszty naszych przyjaciół, dlatego nie pozostało nam nic innego niż stanąć w drugiej kolejce. Oboje uznaliśmy, że nie ma sensu szukać wśród tłumu innych pasażerów Liama, Louisa, Kate i Lily.<br />
- Myślisz, że dostaniemy koło nich miejsca? - spytałam Justina, stając na palcach i próbując odszukać wzrokiem cztery zguby.<br />
- Nie mam pojęcia, ale przynajmniej mamy pewność, że będziemy w tym samym samolocie. - odpowiedział mi również wychylając głowę i spoglądając na początek kolejki.<br />
- Zapraszam państwa! - krzyknęła do nas jedna z siedzących za wielką, lśniąca ladą kobieta w średnim wieku.<br />
Razem z Justinem ruszyliśmy w jej kierunku, a już po chwili dostaliśmy miejsca obok siebie na przodzie samolotu. Gdy razem z bagażami wyszliśmy na zewnątrz od razu usłyszeliśmy kłótnie dwójki dobrze nam znanych głosów.<br />
- Jak do jasnej cholery rezerwowałeś te zasrane bilety? - mówiła donośnym głosem Kate wymachując Louisowi kawałkiem świstka przed oczami.<br />
- Przecież to nie ode mnie zależy, myślisz, że niby ja chcę przez dwie godziny siedzieć obok ciebie w samolocie? - odparł jej również zezłoszczony Louis wymachując przy tym rękami.<br />
- O co wam chodzi? - zapytał Justin stając przy Louisie. Zaciekawiona kłótnią również przystanęłam bliżej nich wsłuchując się uważnie w dalsze zdania wypowiadane w swoim kierunku przez dwie osoby.<br />
- O to, że muszę siedzieć z twoją niunią w samolocie, a ona twierdzi, że to moja wina. - Louis był już wyraźnie mocno poddenerwowany.<br />
- Tylko nie niunią, dobrze? Nie życzę sobie tego. - obruszyła się Kate zaciskając dłonie w pięści.<br />
W takiej sytuacji wiedziałam już co robić. Moja przyjaciółka już co prawda nie miała ataków złości i histerii od pół roku, jednak na wszelki wypadek odciągnęłam ją kawałek od Louisa i Justina każąc jej brać głębokie wdechy i wydechy.<br />
- Już lepiej? - spytałam łagodnie, kiedy jej złość widocznie opadła.<br />
- Tak mi się wydaje, chociaż na widok twojego chłopa... umm to znaczy... - Kate przerwała w połowie zdania.<br />
- Nie musisz kończyć, wiem co chciałaś powiedzieć. - odparłam półszeptem wycofując się i kierując się wolnym krokiem z walizką w jednej dłoni w stronę chłopaków. Wiem, że Kate nie powiedziała tego specjalnie, ale mimo to i tak poczułam w sercu pustkę. Czułam ją za każdym razem gdy ktokolwiek powiedział jedno niewłaściwe słowo o Louisie. A gdy mówił to on sam, pustka stawała się jeszcze większa, a ból nie do opisania. W takich chwilach jedyne czego chciałam to zniknąć z powierzchni Ziemi, ale niestety niektóre marzenia pozostają tylko marzeniami.<br />
- Lucy, nie chciałam. - Kate zaczęła iść za mną próbując mnie zatrzymać. Na całe szczęście z głośników wydobył się głos jednego ze spikerów ogłaszający odlot naszego samolotu za 15 minut, przez co szybko musieliśmy wejść do środka i zająć swoje miejsca.<br />
Stewardessa stojąca przy wejściu od razu pokierowała naszą szóstkę do najwyższej klasy biznesowej. Na skórzanych, bielutkich fotelach siedzieli już wygodnie bogaci, ubrani w idealnie wyprasowane garnitury biznesmeni oraz ci sami emeryci, którzy pchali się ze swoimi wielkimi walizkami przy odbiorze biletów. Razem z Justinem zajęliśmy wyznaczone nam miejsca odkładając swoje bagaże podręczne.<br />
- Boisz się lotu? - spytał mnie, podczas zapinania pasów bezpieczeństwa o które zapięcie prosiła druga ze stewardess.<br />
- Nie. Nie raz leciałam już samolotem. Głównie do mojej siostry. - odpowiedziałam również zapinając swój czarny pas, przez który niemal od razu poczułam jak mój brzuch zostaje przyciśnięty a dopływ tlenu do płuc znacznie odcięty.<br />
- Nie wiedziałem, że masz siostrę. Gdzie mieszka, jeśli mogę zapytać? - zainteresował się blondyn przypatrując mi się z większym zaciekawieniem swoimi brązowymi oczami. Miał naprawdę piękny odcień tęczówek, sama chciałabym taki mieć.<br />
- W Walii, przeprowadziła się po śmierci mojego ojca.<br />
- Oh, naprawdę mi przykro. - Justin wydał się na zmartwionego tym faktem, jednak zupełnie niepotrzebnie. Faktycznie wspomnienia o moim tacie przyprawiają mnie o falę narastającego smutku, ale w końcu od tego nieszczęśliwego wypadku minęły już 4 lata, więc nie sprawia mi to aż tak wielkiego bólu jaki sprawiało mi tuż po jego odejściu.<br />
- Nie musi ci być przykro. Minął już pewien czas, przyzwyczaiłam się do tego, że mojego taty już ze mną nie ma. - odparłam uśmiechając się w stronę mojego towarzysza lotu.<br />
- Mojego też w pewnym sensie nie ma. - po wypowiedzeniu tego zdania Justin odwrócił głowę w kierunku okna przy którym siedział udając, że bacznie obserwuje wznoszący się coraz wyżej samolot.<br />
- Co masz na myśli mówiąc w pewnym sensie? - próbowałam drążyć temat, uważając przy tym, żeby nie być zbyt nachalna. Nie chciałam wyciągać z Justina informacji siłą, bo w końcu praktycznie mnie nie zna, nie wie czy może mi zaufać, ale nie musiałam się długo nad tym zastanawiać ponieważ on postanowił kontynuować to co zaczął.<br />
- Zostawił mnie i moją mamę, kiedy miałem 2 latka. Odszedł tak po prostu i nie utrzymywał już z nami kontaktu.<br />
- Nawet nie wiem co mam ci powiedzieć... - zaczęłam, gdy Justin przerwał mi w połowie zdania.<br />
- Nie musisz nic mówić. Każdego spotykają w życiu jakieś przykrości.<br />
- Masz rację, a teraz jeśli nie miałbyś nic przeciwko poszłabym spać, nie zmrużyłam oka przez cały wieczór. - powiedziałam wyciągając ze swojej torby zwinięty biały koc, którego zawsze zabierałam ze sobą na tego typu podróże. Był już ze mną od prawie sześciu lat i mogę powiedzieć, ze dosyć nieźle się trzymał nie licząc kilku wystających już z niego nitek.<br />
- Możesz się położyć na mnie, będzie ci wygodniej. - zaoferował się Justin uchylając swoje ramię w zapraszającym geście. Przez chwile musiałam rozważyć w swojej głowie czy położenie się na chłopaku, z którym "kręci" moja przyjaciółka jest odpowiednie (nie mam pojęcia jak inaczej nazwać jej relację z Justinem, przypominająca moją i Louisa tyle, że chyba trochę mniej skomplikowaną, ponieważ naprawdę nie sądzę, żeby Justin lizał się z innymi dziewczynami tylko po to, żeby dopiec Kate, a następnie przepraszać ją kilka razy i podglądać kiedy się przebiera udając podłogę. Tak nasze relacje są niewyjaśnione nawet dla mnie) W końcu stwierdziłam, że nie ma w tym nic złego i ułożyłam się wygodnie na brzuchu Justina, podczas gdy on otulił mnie swoim ramieniem. Od razu zrobiło mi się cieplej, a sen nadszedł szybciej niż kiedykolwiek. Mój mózg powoli zatracał kontakt z bodźcami zewnętrznymi, a po kilkunastu następnych sekundach straciłam również świadomość całkowicie oddając się snu, którego niestety nie mogłam dostać wcześniej zbyt zabiegana i zbyt zestresowana wylotem.<br />
<b>*Louis*</b><br />
Lecieliśmy samolotem dopiero od niecałych 20 minut, jednak ja miałem wrażenie, że minęła już dobra godzina.<b> </b>Kate niesamowicie mnie denerwowała. Już na samym początku lotu specjalnie przechyliła mi butelkę z wodą, kiedy piłem przez co nieomal się nie zakrztusiłem i nie wylałem na siebie wody. Oczywiście nie pozostałem jej dłużny i w zamian za to rzuciłem w nią krewetką z sałatki, którą zamówiłem sobie u obsługi samolotowej. Krewetka upadła jej prosto na jej spodnie z czego miałem niezły ubaw, kiedy ona ze złością wycierała nawilżoną chusteczką miejsce, gdzie krewetka leżała.<br />
Zabawa się jednak skończyła, gdy mój czujny wzrok dostrzegł jak dwa siedzenia przed nami w rzędzie obok Lucy leży sobie jak gdyby nigdy nic na Justinie, a on zamiast ułożyć ją na fotelu postanowił otulić ją ramieniem. Na początku chciałem na niego krzyknąć lub napisać mu smsa, żeby zostawił nie swoją laskę i zajął się własną, ale właśnie w tym samym momencie, gdy moja dłoń już sięgała po telefon w kieszeni moich dżinsowych spodni przyszedł mi do głowy wprost idealny pomysł.<br />
Przecież laska mojego przyjaciela siedzi obok mnie, dlatego więc mam z tego nie skorzystać? Nie myślcie, że chce się z nią przytulać albo coś w stylu tych rzeczy. Chcę tylko wzbudzić w nim zazdrość, a Kate będzie moją pomocą.<br />
- Kate. - szepnąłem do brunetki, która skończyła nareszcie wycieranie swoich czarnych spodni, a teraz zawzięcie szukała czegoś w swojej dużej, podróżniczej torbie. Swoją drogą naprawdę nie wiem do czego jej taki ogromny bagaż i jak personel lotniska przepuścił ją z tą torbą, która wyglądem przypominała niedużą walizkę.<br />
- Czego chcesz? - odezwała się do mnie niemiło, ale nie było to dla mnie zdziwieniem.<br />
- Wiesz co teraz robi Justin? - spytałem ją, uśmiechając się przy tym przebiegle. Kate od razu wychwyciła mój uśmiech. Podniosła się ze swojego fotela i wychyliła się przez moje ramię lustrując wzrokiem siedzenia przed nami. Kiedy jej wzrok spoczął na Justinie i Lucy zacisnęła mocno szczękę i wróciła na swoje miejsce kipiąc ze złości. Już ją miałem. Teraz wystarczyło tylko, żeby zgodziła się na mój plan, co mam nadzieję, że zrobi bez zbędnych komentarzy, bo w końcu Kate Parker - urodzona liderka nie może pozwolić sobie na choćby najmniejszy uszczerbek w swojej reputacji.<br />
- Mam pewien plan, jak sprawić, żeby się od siebie odsunęli. - powiedziałem w stronę Kate, która siedziała odwrócona do mnie plecami, prawdopodobnie umierając teraz z zazdrości. Na moje słowa od razu się odwróciła dając mi znak, żebym kontynuował.<br />
- Zrobimy to samo co oni. - wytłumaczyłem. - Położysz się na mnie i poleżymy tak sobie dopóki Justin nie wypuści Lucy.<br />
- Nie ma mowy, wymyśl coś innego. - mruknęła Kate piorunując z daleka wzrokiem Justina, który nawet nie widział jej morderczych spojrzeń w swoją stronę zbyt skupiony na osobie, która tera leżała mu prawie na kolanach. To irytowało również mnie. Przysięgam, że gdy tylko wylądujemy nakopie mu w tyłek mimo, że jesteśmy przyjaciółmi.<br />
- Więc może ty coś wymyśl. - warknąłem, zdenerwowany jej wiecznym narzekaniem i pretensjami. Sama nie wymyśliłaby nic lepszego. Gdyby istniał sposób na odsunięcie od siebie Lucy i Justina bez poświęcania moich nerwów i kolan na Kate, na pewno bym go wypróbował, jednak niestety w chwili obecnej nie przychodziło mi do głowy nic lepszego niż to.<br />
- Dobra. - powiedziała po chwili, z niezadowoleniem kładąc się na mnie w taki sam sposób w jaki Lucy leżała na Justinie. Z tą samą niechęcią objąłem ją ramieniem i kątem oka zacząłem obserwować Justina.<br />
Przez pierwsze minuty, Justin zdawał się niczego nie zauważać. Dopiero po pewnym czasie, kiedy Lucy przekręciła się na jego kolanach, a on zmienił pozycję żeby ją podnieść, zauważył jak obejmuję ramieniem leżąca na mnie Kate. We wszystkim pomagał mi fakt, że brunetka była już tak znudzona monotonnym oczekiwaniem na rezultaty, że powoli zaczynała zamykać powieki i usypiać.<br />
- Odłóż ją na jej miejsce. - wysyczał, co chwilę patrząc na moje owinięte wokół jej talii ramię z narastającą złością.<br />
- Dlaczego? - postanowiłem się droczyć ze złośliwym uśmiechem na ustach.<br />
W tym samym czasie ciało Kate poruszyło się, a ona uniosła głowę próbując wrócić na swoje miejsce. Nie mogłem jej jednak na to pozwolić z wiadomych powodów, dlatego uniemożliwiłem jej drogę ucieczki swoimi ramionami.<br />
- Udawaj, że spisz, zaraz skończymy to całe przedstawienie. - wyszeptałem jej do ucha pilnując jednocześnie wzrokiem przyjaciela.<br />
- Justin już odłożył Lucy? - zapytała, ponownie się na mnie kładąc.<br />
- Jeszcze nie, ale zaraz to zrobi, jeśli przestaniesz gadać i zaczniesz ze mną współpracować. Oboje mamy w tym swoje cele.<br />
Kate pokiwała głową zamykając oczy. Widziałem jak przez moment na jej ustach formuje się zwycięski uśmiech i dla ulepszenia efektów oraz zwiększeni prawdopodobieństwa wygranej objęła mnie rękami wtulając swoją głowę w moją klatkę piersiową.<br />
- Powiedz mi jak przestanie ją obejmować. - powiedziała w moją bluzę.<br />
- Jasne. - zwróciłem się do niej, a następnie przekierowałem całą swoją uwagę na Justina, trzęsącego się ze złości i zazdrości o swoją "kaczuszkę".<br />
- Odłożę twoją kaczuszkę na miejsce, jeżeli ty odłożysz moją. - zwróciłem się do niego z wyniosłą miną.<br />
- Nie chcę jej budzić, poza tym tak jest jej wygodniej niż gdyby miała spać na tych twardych siedzeniach. - zaprotestował Justin, ale widziałem po nim, że nie będzie się długo ze mną targował i już za chwilę zgodzi się na moje warunki. Jednak na wszelki wypadek, użyłem starej, sprawdzonej metody szantażu woląc zachować dodatkową pewność.<br />
- Cóż w przypadku takiego obrotu spraw możesz pożegnać się z tym, że odłożę twoją ukochana Kate. Mianowicie jest tylko jeden sposób na żebym przestał ją obejmować, który przedstawiłem ci przed chwilą.<br />
- Kate nie śpi, to jest twój głupi plan zemsty, bo jesteś zazdrosny o Lucy.<br />
- Być może, ale to nie zmienia faktu, że ty jesteś zazdrosny o Kate.<br />
- Dobra, umowa stoi.<br />
Justin nareszcie dał za wygraną. Ostrożnie zdjął Lucy ze swoich kolan, a ja zgodnie z umową odsunąłem od siebie Kate ku zadowoleniu nas oboje. Jej perfumy powoli zaczynały odbierać mi zmysł węchu.<br />
Na całe szczęście Kate postanowiła kontynuować sen do samego końca lotu przez co mogę powiedzieć, że podróż minęła mi spokojnie. Obsługa samolotowej kuchni nie pozostawiała wiele do życzenia, dlatego lotnisko opuściłem w pełni najedzony.</div>
<div dir="ltr">
Do hotelu dojechaliśmy dwoma taksówkami. Jedną zajmowali Justin razem z Kate, natomiast drugą ja, Lucy, Lily oraz Liam. Przez część drogi żartowałem razem z Liamem, a Lucy i Lily postanowiły dyskutować na temat sklepów w Austrii i podziwiały jakie wszystko jest tu piękne, choć osobiście sądzę, że śnieg jest ten sam a jedyną różnicą między Austrią a Anglią to szyldy z niemieckimi napisami. W końcu gdy budynek z nazwą naszego hotelu zaczynał się wyłaniać dziewczyny wpadły w całkowity zachwyt czego również nie rozumiałem. Przecież to tylko hotel i tak nie będziemy spędzać tam dużo czasu.</div>
<div dir="ltr">
- Wezmę twoją walizkę, Lucy. - zaoferowałem się, kiedy tylko taksówkarz otworzył bagażnik. Lucy uśmiechnęła się i podziękowała mi, a później odwróciła głowę w kierunku pokaźnych rozmiarów hotelu.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że będziemy tu mieszkać. - powiedziała patrząc z zachwytem na budynek.</div>
<div dir="ltr">
- Tak, jest bardzo ładny, wiem. - odparłem ciągnąc dwie walizki po zaśnieżonych drogach. W tym roku śniegu jest tu więcej niż w naszym kraju, ale to bardzo dobrze zważając na fakt, że przez większość dnia będziemy jeździć na nartach. Nie mogę doczekać się tego, kiedy będę mógł uczyć Lucy na nich jeździć. To będzie bardzo dobry pretekst do tego, żeby dotknąć ją gdzieniegdzie. W końcu jestem tylko facetem i mam swój własny tok myślenia, a jej ciało aż prosi o to, żeby je dotknąć i trochę popieścić.</div>
<div dir="ltr">
- <i>Guten Morgen</i><i> *. </i>- rzuciłem kiedy wkroczyliśmy do recepcji. Recepcjonistka - drobna blondynka o niebieskich oczach uśmiechnęła się do nas przyjaźnie i natychmiast zaczęła szukać w komputerze naszej rezerwacji. Oczywiście, nie miałem wątpliwości co do tego, że od razu mnie rozpoznała i nawet nie musiałem podawać jej swojego nazwiska, by po chwili usłyszeć jak oznajmia, że pięć zarezerwowanych pokoi są już dla nas przygotowane.</div>
<div dir="ltr">
- Pięć? - Lucy spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. - Odwołałeś rezerwację na mnie?</div>
<div dir="ltr">
Nadszedł więc moment, w którym Lucy miała się dowiedzieć prawdy. Jasnym jest chyba to, że nie mogłem jej powiedzieć o tym, że dokonałem rezerwacji na pięć pokoi z czego jeden jest dwuosobowy, oczywiście dla nas. Stwierdziłem, że skoro spaliśmy już w jednym łóżku kilka razy, nie będzie problemu z tym, żebyśmy i teraz spali razem.</div>
<div dir="ltr">
- Nic nie odwołałem. Miejsc jest na sześć osób. - powiedziałem starając uspokoić się głosem szatynkę, która powoli zaczynała się denerwować.</div>
<div dir="ltr">
Recepcjonistka spojrzała na nas niepewnie, spoglądając jednocześnie w monitor komputera.</div>
<div dir="ltr">
- W moich danych jest napisane, że rezerwacja została dokonana na cztery pokoje jednoosobowe oraz jeden dwuosobowy na nazwisko Tomlinson, czy coś się nie zgadza? - spytała po angielsku.</div>
<div dir="ltr">
- Nie, wszystko jest w porządku. - odpowiedziałem siląc się na uśmiech. - Chodź Lucy, potem ci wszystko wytłumaczę. - zwróciłem się do dziewczyny, która zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że właśnie została skazana na sześć nocy przespanych ze mną w jednym pokoju oraz jednym łóżku. Potwierdzeniem jej przypuszczeń było to, gdy każde z naszych przyjaciół odebrało kluczyk do swojego pokoju, a ostatni klucz z napisem 209 zabrałem ja kierując się z walizkami do jednej z dużych wind.</div>
<div dir="ltr">
- Ale się wpakowałeś Louis. - zaśmiał się Liam, ciągnąc swoją walizkę.</div>
<div dir="ltr">
- Zamknij się. - syknąłem mocniej zaciskając dłoń na rączce walizki Lucy i naciskając guzik przywołujący windę.</div>
<div dir="ltr">
- Dobranoc wam, śpijcie oboje dobrze. - dodał Justin zwijając się ze śmiechu razem z Liamem. Czasami nie wierze, że te dwa półgłówki, które zamiast mi pomóc złagodzić sytuację poszturchują się teraz nawzajem.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba musisz mi coś wyjaśnić, Louis. - wysyczała przez zaciśnięte zęby Lucy. Teraz byłem pewien, że jest na mnie zła. Nawet bardzo zła, dlatego już szykowałem się na wojnę, kiedy tylko znajdziemy się sami.</div>
<div dir="ltr">
- Wszystko ci powiem jak będziemy w pokoju, - odparłem odciągając mój zbliżający się koniec na jak najdalej w czasie.</div>
<div dir="ltr">
Lucy niechętnie zgodziła się na moją propozycję, w w zasadzie to prośbę wchodząc do przestronnej windy i naciskając guzik z wygrawerowaną na złoto (tak jak większość rzeczy w tym hotelu) trójką. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku równie dużego i pięknie ozdobionego pokoju zaczęły się pierwsze krzyki.</div>
<div dir="ltr">
- Jakim prawem rezerwujesz pokój na nas oboje bez pytania mnie o zdanie!? - krzyknęła zabierając ode mnie ze złością swoją walizkę i odstawiając ją w kąt.</div>
<div dir="ltr">
- Wiedziałem, że się nie zgodzisz, a tak nie masz już wyboru, wszystkie pokoje są już zajęte to bardzo popularny hotel, więc wszyscy rezerwują pokoje tutaj.</div>
<div dir="ltr">
- Nie problemu, mogę zawsze przenieść się do innego hotelu. - odparła nadal wściekła.</div>
<div dir="ltr">
- Nie masz pieniędzy, a poza tym dopiero co przylecieliśmy nie będziesz chodziła o siódmej rano, po nieprzespanej nocy szukając hotelu.</div>
<div dir="ltr">
- Moimi pieniędzmi już się nie przejmuj, a co do drugiego twojego stwierdzenia mogę nawet nie spać dwie noce.</div>
<div dir="ltr">
Przewróciłem oczami.</div>
<div dir="ltr">
- Uspokój się, jesteś teraz zmęczona, połóżmy się do łóżka. - powiedziałem starając się zdjąć z niej płaszcz, który nadal miała na sobie, jednak natychmiast mnie od siebie odepchnęła. Poważnie zaczęło robić się wtedy, kiedy chwyciła za swoją walizkę, a następnie za klamkę z zamiarem opuszczenia naszego wspólnego pokoju. W tym wypadku musiałem zacząć działać. Szukanie wolnego hotelu w okresie ferii i to na dodatek wcześnie rano, kiedy słońce nie zdążyło jeszcze wstać i na zewnątrz panował półmrok byłoby kompletnym szaleństwem, dlatego położyłem swoją dłoń na dłoni Lucy, która już trzymała klamkę i odciągnąłem ją drugą ręka przytrzymując ją w jej wąskiej talii.<br />
- Puść mnie! - oburzyła się, próbując wydostać się z mojego silnego uścisku, jednak jej siły zdały się na marne, Miałem nad nią znaczną przewagę i nawet gdyby użył całej swojej siły, jej drobne ciało nie byłoby w stanie się uwolnić.<br />
- Teraz pójdziesz ze mną grzecznie do łóżka, a jak się już wyśpimy porozmawiamy na spokojnie, bez niepotrzebnych nerwów. - oświadczyłem zachowując stanowczy ton głosu, który nieco uspokoił Lucy i po chwili przestała się ze mną szarpać poddając się mojej woli.<br />
Kiedy usiadła już na wielkim, małżeńskim łóżku, które z łatwością mogłoby zmieścić co najmniej pięć osób, pozwoliła mi na zdjęcie z niej grubego czarnego płaszcza, który następnie odwiesiłem razem z moją kurtką, którą zdjąłem z siebie idąc w stronę wieszaków. Gdy wróciłem do niej jej twarz wyrażała kompletny spokój, a jedyne co kazała mi zrobić to przynieść jej walizkę i wyciągnąć z niej piżamę. Zrobiłem to bez żadnych protestów obawiając się, że w przeciwieństwie jeśli tego nie zrobię spotka mnie jej kolejna nerwowa jej reakcja, na co wolałem się więcej nie narażać. Gniew rozwścieczonej kobiety jest naprawdę straszny.<br />
Przytaszczyłem więc posłusznie jej walizkę z małego holu i otworzyłem ją przed nią szukając w stercie ubrań czegoś co mogłoby być piżamą.<br />
- Czy to ta? - zapytałem pokazując dwuczęściowe przebranie o jedwabistym różowym materiale z koronkowymi wykończeniami.<br />
- Tak, ta. - odpowiedziała, zabierając mi z ręki ubranie. - Pójdę się przebrać do łazienki, wyjmij mi jeszcze tylko z łaski swojej płyn do demakijażu i paczkę wacików z bocznej kieszeni.<br />
To polecenie również wykonałem, tym razem bez większego problemu. Zapamiętałem wygląd płynu do zmywania makijażu jeszcze z czasów, gdy mieszkałem z moją siostrą i mamą. W naszej łazience zawsze stały co najmniej dwa takie płyny, a ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć po co ładne kobiety się malują skoro nawet bez makijażu są ładne.<br />
Kiedy Lucy zniknęła za drzwiami łazienki, sam postanowiłem również przygotować się do spania zdejmując z siebie ubrania i pozostając tylko w samych bokserkach. Nieprzespana noc dawała mi się coraz mocniej we znaki, oczy zaczynały mi się same zamykać, a mózg wołał o choćby najmniejszą dawkę snu, dlatego takie rzeczy jak mycie i ogólna higiena osobista nie były mi teraz w głowie. Zmęczony położyłem się do wielkiego łóżka naciągając na siebie puchatą, białą kołdrę i czekałem na Lucy. Nie zamierzałem zasnąć bez niej, bo w końcu nie po to rezerwowałem nam wspólny pokój za jej plecami, żeby teraz zasnąć bez niej obok, nie czując jej ciała blisko swojego i jej głowy ułożonej na moim torsie.<br />
W końcu wyszła z łazienki gasząc za sobą światło. Miała na sobie tylko różową piżamkę, której szukałem dla niej w jej walizce jeszcze kilka minut temu, ale nie wiedziałem, że będzie w niej wyglądać tak cholernie seksownie.<br />
- Przesuń się, to będzie moja połowa. - powiedziała twardo, a po chwili położyła się obok mnie. Z jednej strony miałem nieodpartą ochotę jej objęcia, jednak z drugiej cały czas pamiętałem jej stan wściekłości na samym początku, dlatego dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem nie naruszać jej przestrzeni i po prostu leżeć na swojej połowie, co było dla mnie niezwykle trudne.<br />
- No na co czekasz? - zapytała odwracając się w moją stronę ze zmęczonym wzrokiem.<br />
- Nie rozumiem... - zacząłem rozważając wszystkie myśli, który mogły chodzić w tej chwili po głowie Lucy. Naprawdę teraz nie miałem pojęcia o co może jej chodzić.<br />
- Zawsze mnie obejmowałeś, kiedy spaliśmy razem. - wytłumaczyła, a na jej twarz zaczęła wchodzić niepewność. - Zresztą nieważne. - dodała szybko odwracając się do mnie plecami, na co od razu zareagowałem, przyciągając ją do siebie.<br />
- Wolałem cię już nie denerwować. Pomyślałem, że mnie odepchniesz i zrobisz kolejną awanturę więc wolałem nie ryzykować. - tym razem to ja zacząłem się tłumaczyć z wielka ulgą i zadowoleniem z faktu, że mogę objąć Lucy, a na dodatek ona sama mi na to pozwoliła. Tak jak się tego spodziewałem i tak jak tego chciałem położyła na mnie swoją głowę, a rękami objęła mnie za biodra. To była zdecydowanie moja ulubiona pozycja do spania.<br />
- Rzeczywiście dziś mnie trochę zdenerwowałeś, ale zawsze chcę, żebyś mnie przytulał. Tylko wtedy czuję się bezpiecznie.<br />
- Naprawdę? - spytałem, a rozkoszny uśmiech zaczął samoistnie wchodzić na moją twarz. Czułem się bardzo dobrze z tym co powiedziała. Wręcz dumny z siebie, a moje męskie ego podniosło się wraz z poczuciem męskiej siły. - To dlaczego dzisiaj przytulałaś się do Justina? - podjąłem nowy temat szybko przypominając sobie o wydarzeniach z lotu samolotem.<br />
- Czyżbyś był zazdrosny? - Lucy pociągnęła temat dalej z uśmiechem na ustach. Była tym rozbawiona chociaż ja nie byłem do końca szczęśliwy, kiedy musiałem targować się z przyjacielem o nią, jak starsze panie o karpie w marketach na święta.<br />
- Nie byłem zazdrosny, po prostu uważałem, że...<br />
- Że nie mogę zasnąć na nikim innym niż na tobie?<br />
- Właśnie, a to już jest różnica. - wyszczerzyłem się, składając na ustach Lucy krótki pocałunek. Oddała mi go, jednak z widocznym zmęczeniem, dlatego po chwili jej oczy się zamknęły, a ona sama wtuliła się bardziej w moje ciało zasypiając. Chwile po niej, zasnąłem też ja, szepcząc na koniec cicho do jej ucha słowo <i>Dobranoc.</i><br />
<i> <span style="color: #cc0000;"><b>Następny rozdział: 31 stycznia.</b></span></i></div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
</div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-65774489542602549422016-12-20T16:05:00.000+01:002016-12-20T16:05:10.612+01:00Rozdział 19<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
Powoli zaczynały zbliżać się urodziny Kate. W zasadzie jej impreza urodzinowa miała odbyć się już jutro - 13 lutego, chociaż prawdziwa data jej urodzin to 16 lutego, ale niestety w tym dniu nie przypada żaden wolny dzień, dlatego impreza miała się odbyć właśnie w tym dniu. Oczywiście jako osoba towarzysząca idzie ze mną Louis, który stwierdził, że i tak wszyscy zapomną u kogo jest impreza więc co mu szkodzi, a dodatkowo zobowiązał się odebrać mnie ze szkoły i wspólnie z Lily, Liamem i Justinem mamy jechać do galerii, żeby wybrać prezent dla Kate. Co do jego propozycji wspólnego wyjazdu do Austrii... cóż można powiedzieć, że zmieniłam swoje zdanie i zdecydowałam, się pojechać. Moja mama rozmawiała z Louisem przed naszą bramą o czym dowiedziałam się od razu, kiedy wkroczyła do domu krzycząc do mnie z holu, o czym z nim rozmawiała i mówiąc mi, że już się zgodziła i wszystko mi zapłaci. Nie protestowałam z tego powodu, bo w zasadzie bardzo chciałam z nim jechać, a dodatkowo będę mogła pilnować, żeby nie wydrapali sobie wzajemnie z Kate oczu.</div>
<div dir="ltr">
Godzinę później odebrałam telefon od Louisa, w którym radośnie oświadczył, że zrobił już rezerwację biletów do Austrii na sześć osób oraz zarezerwował pokoje hotelowe w pięcio gwiazdkowym hotelu z bliskim dojściem do stoku narciarskiego. Hotel wydaje się zarówno z zewnątrz jak i od wewnątrz bardzo ładny i luksusowy, dlatego byłam pełna wątpliwości czy aby na pewno moja mama da radę za to zapłacić, jednak po dziesiątym potwierdzeniu z jej strony doszłam do wniosku, że nie ma sensu dalej o to pytać.<br />
W chwili obecnej kierowałam się prosto z szatni schodami na górę pod salę 121, gdzie za pięć minut miałam mieć lekcje literatury angielskiej. Czarna torba zawieszona na moim ramieniu była dzisiaj wyjątkowo lekka, a ja byłam bardzo zadowolona bo dzisiejszy dzień zapowiadał się znakomicie. Już od dawna chciałam bliżej poznać dwóch najlepszych przyjaciół Louisa, a dodatkowo sprawdzić czy są tak cudowni i wspaniali jak opowiadają mi Kate i Lily. Widziałam ich już jakiś czas temu, a w tamtejszych okolicznościach nie mieliśmy okazji trochę więcej ze sobą porozmawiać i bliżej się poznać.<br />
- Hej Lucy. - przywitało się ze mną kilka dziewczyn czekających już pod salą.<br />
- Hej. - odpowiedziałam, posyłając im krótki uśmiech.<br />
- Słyszałaś już o nowym praktykancie w naszej szkole? - zagadała mnie Megan - jedna ze szkolnych jak ja to nazywam "pudernic".<br />
- Nie, kto to jest?<br />
- Jeszcze nie wiem. Dziewczyny z drużyny cheerleaderek podsłuchały jak rozmawiał z Hetfieldem. Podobno będzie uczył damską drużynę w-fu i jest mega przystojny. Już nie mogę doczekać się, kiedy go zobaczę. - zapiszczała Megan.<br />
Wzruszyłam tylko ramionami i wyminęłam ją kierując się w stronę Cassie. Byłam ciekawa czy ona również słyszała już o seksownym praktykancie. Swoją drogą, też byłam ciekawa czy naprawdę jest taki przystojny jak mówią dziewczyny. Wiedziałam, że koniecznie muszę powiedzieć o tym Kate i Lily chociaż one prawdopodobnie już to wiedzą. Kate ma mnóstwo swoich informatorów, a Lily wie o każdej plotce w tej szkole. Niektóre nawet sama roznosiła.<br />
Nie zdążyłam jednak dokończyć rozmowę z Cass, ponieważ przerwał nam głośny dzwonek na lekcje, a po chwili pan Diaz wpuścił nas do sali. Przez całą lekcję omawialiśmy <i>"Wichrowe wzgórza" </i>, które bynajmniej nie były moją ulubioną książka, a podczas jej czytania musiałam robić sobie przerwy, żeby nie zasnąć, jednak nie wyraziłam głośno swojej prawdziwej opinii o tej powieści, gdyż jestem pewna, że panu Diazowi niespecjalnie by się ona spodobała.<br />
Po czterech godzinach lekcyjnych nastał czas na wychowanie fizyczne. Ciekawość o wygląd nowego praktykanta wprost zżerała mnie od środka. Razem z Cassie, szłam pod salę 108 na pierwszym piętrze, gdzie klasa Kate i Lily miały razem zastępstwo. W międzyczasie poczułam jak telefon w kieszeni moich jeansów wibruje, a po wyjęciu go na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. Na ekranie widniała wiadomość od Louisa.<br />
<br />
<b><i> ,, Jaką masz teraz lekcję, skarbie?"</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<b><i> ,, Skarbie? Haha, od kiedy mnie tak nazywasz? Mam teraz w-f z nowym, przystojnym praktykantem, chcesz wpaść i też na niego popatrzeć?"</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
Odpisałam od razu, przez cały czas uśmiechając się do ekranu telefonu. Odpowiedź od Louisa przyszłą równie szybko, jak ta wysłana do niego przeze mnie.<br />
<br />
<b><i>,, Od teraz i możesz zacząć się do tego przyzwyczajać, bo będę cię już nazywał tak zawsze xx. A co do twojej propozycji, chętnie wpadnę, ale nie dlatego, żeby popatrzeć na tego kolesia. I tak pewnie w niczym nie może dorównać mi. Będę za niedługo"</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
Po odczytaniu ostatniej wiadomości schowałam telefon ruszając w kierunku Kate i Lily, które już po chwili wyszły z sali zawzięcie o czymś ze sobą rozmawiając.<br />
- Słyszałyście o tym seksownym praktykancie?! - wykrzyknęła od razu Lily, kiedy razem z Kate stanęły obok nas.<br />
- Cała szkoła już o tym plotkuje. To znaczy tylko dziewczyny, chłopców chyba nie bardzo to obchodzi. - zaśmiała się Cassie.<br />
- Chyba, że któryś z nich jest gejem. - dodała Kate spoglądając ukosem na Jake Steela z pierwszej klasy, którego wszyscy widzieli na początku roku szkolnego, gdy całował się z jakimś drugim chłopakiem w męskiej toalecie. Pech chciał, że drzwi były uchylone, a para całuśników zapomniała je zamknąć. Przez prawie dwa tygodnie cała szkoła żyła tym wydarzeniem, a Jake ze wstydu nie przychodził do szkoły.<br />
Niespiesznym krokiem zaczęłyśmy iść w kierunku szatni przez cały czas wymieniając swoje zdania na temat praktykanta. Z jednej strony teoretycznie spotykałam się już z Louisem, ale przecież nie jestem lesbijką, więc chyba wolno mi cieszyć się z przystojnego nauczyciela. W końcu i tak nie będę go podrywać, ani on mnie , więc nasze relacje zakończą się na uczennica - nauczyciel i niczym więcej.<br />
- Nie przebierasz się? - zapytałam Kate, kiedy usiadła na jednej z ławek ustawionych w damskiej szatni, wyjmując swój telefon i nie wyglądając na osobę z zamiarem przebrania się.<br />
- Nie. Napisałam sobie zwolnienie z w-f, nie mam ochoty dzisiaj ćwiczyć. - wzruszyła ramionami i zaczęła pisać coś zawzięcie na różowym iPhonie. Podejrzewałam, że znowu pisze do Justina. Ostatnio piszą ze sobą przez cały czas, a ona uśmiechała się za każdym razem do ekranu zupełnie tak jak ja, gdy piszę z Louisem.<br />
- Nie boisz się, że ten koleś się zorientuje? - odezwała się Lily, zakładając szary podkoszulek przez głowę.<br />
- Niby jak? Jest nowy Nie zna charakteru pisma mojej mamy, ani mojego, a poza tym do tej pory już nie raz podrabiałam sobie zwolnienia i usprawiedliwienia. Kilka razy nawet podpisywałam się nazwiskiem Zayna. - uśmiechnęła się zadowolona chowając urządzenie na dźwięk dzwonka.<br />
Wszystkie dziewczyny wyszły z szatni ani na chwilę nie przestając między sobą podniecone, szeptać. Mi, Cassie, Lily i Kate również się udzielał się ten nastrój, dlatego wyszłyśmy przed szereg oczekując na przyjście praktykanta. Nagle Kate cofnęła się z przerażeniem i zatkała usta dłonią.<br />
- Jasna cholera, dlaczego mi nie powiedział... - wyszeptała ukrywając się za moimi plecami. Już po chwili zrozumiałam jej przerażenie. Nowym, seksownym praktykantem był jej przyrodni brat - Zayn.<br />
Dziewczyny zaczęły piszczeć cicho z zachwycenia, a ja i Lily stałyśmy odrobinę zażenowane tuż przed Zaynem. W końcu to trochę niecodzienne, kiedy dowiadujesz się, że przez najbliższe lekcje twoim nauczycielem wfu będzie brat twojej najlepszej przyjaciółki, który odwozi cię czasami do szkoły, a nawet wypłakuje ci się na ramieniu przed gabinetem dyrektora po kłótni z siostrą. Kate powoli wyłoniła się zza moich pleców starając się niezauważalnie uciec na sam koniec, jednak jej plan nie powiódł się, gdyż Zayn złapał ją za ramię przyciągając z powrotem na swoje miejsce.<br />
- Nie uciekniesz, siostrzyczko. Widziałem twoje zwolnienie, które zostawiłaś w kantorku chyba nie jest prawdziwe, co? - powiedział cicho, uśmiechając się złośliwie.<br />
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że będziesz miał praktyki w mojej szkole?! - zapytała wściekłym szeptem Kate.<br />
- Dowiedziałem się o tym dopiero wczoraj, a poza tym chciałem zobaczyć twoja reakcję. Teraz będę mógł cię kontrolować, cieszysz się? - zapytał z sarkastycznym uśmiechem. Widocznie był bardzo rozśmieszony złością swojej siostry, kiedy jej kompletnie nie było do śmiechu. - A terasz szoruj do szatni i przebieraj się w strój do ćwiczeń. Nie przyjmuję twojego zwolnienia.<br />
- Nie ma mowy, nie mam zamiaru ćwiczyć ani ci się podporządkowywać. - Kate zacisnęła usta w wąską linię, a następnie zacisnęła dłonie w pięści. Przyznam szczerze, że powoli cała ta zaistniała sytuacja zaczęła mnie bawić. Wiedziałam, że moja przyjaciółka nie jest osobą, która z chęcią podporządkowuje się jakimkolwiek zakazom i nakazom, a szczególnie ze strony swojego starszego brata. To raczej ona zwykle nim rządziła i manipulowała, więc śmiesznie będzie oglądać gdy role się odwracają.<br />
- Albo to zrobisz, albo pokażę twoje zwolnienie mamie, która rzekomo ci to napisała, a dodatkowo będziesz sprzątała mój pokój przez tydzień. Uwierz mi, że jest tam większy bałagan niż u ciebie.<br />
- Nienawidzę cię. - wyszeptała Kate uderzając brata pięścią w ramię. Ból jednak nie był chyba o zbytnio natężonej sile, ponieważ Zayn nawet nie drgnął, a tylko uśmiechnął się z zadowoleniem.<br />
- Mogę prosić o ciszę?! - krzyknął próbując uciszyć rozgadane dziewczyny, kiedy tylko Kate odeszła tupiąc ze złością obcasami swoich botków. Dziewczyny, na dźwięk jego głosu od razu zamilkły jak zaczarowane i skupiły swój wzrok na Zaynie, wpatrując się w niego jak w obrazek. - Zanim zaczniemy lekcję, chciałbym się wam przedstawić. Nazywam się Zayn Malik, jestem studentem ostatniego roku na Akademii wychowania fizycznego i będę waszym trenerem w ramach praktyk studenckich. Mam nadzieję, że dobrze nam się będzie pracować i nie będzie żadnych problemów. Czy ktoś ma jakieś pytania?<br />
Z tyłu rękę podniosła Megan, która była najbardziej zafascynowana Zaynem, do tego stopnia, że na ostatniej przerwie przez calutkie 15 minut poprawiała swój makijaż, a później podwijała swoją i tak krótką bluzkę tak, żeby odsłonić jak najwięcej ciała. Chyba nie wiedziała, że Zayn ma już dziewczynę i bynajmniej nie zamierza z nią zrywać.<br />
- Jak długo będziesz w naszej szkole? - spytała trzepocząc swoimi długimi rzęsami.<br />
- Do końca marca i jeszcze jedna rzecz, o którą chcę was prosić. Wiem, że jestem od was niewiele starszy, ale proszę, żebyście zwracali się do mnie na terenie szkoły ''trenerze". Takie są zasady regulaminu szkoły. Poza szkołą możecie mi mówić po imieniu, dobrze?<br />
- Tak, trenerze. - pokiwały głowami zawiedzione dziewczyny. Niektóre z nich wywróciły teatralnie oczami również wyrażając swoją niechęć do zasady Zayna, ale pokiwały posłusznie głowami. - A teraz zapraszam was na salę, jeżeli to koniec pytań.- powiedział otwierając kluczem zawieszonym na szyi białe drzwi i wpuszczając całą grupę do środka.<br />
- Na rozgrzewkę pięć okrążeń. - ogłosił, gdy zza jego pleców wyszła Kate przebrana w swój strój. Już dawno nie widziałam jej ćwiczącej tak samo jak dawno nie widziałam jej w dresach. Jej mina nie była zbyt ciekawa. Z jej twarzy można było wyczytać, że z chęcią zabiłaby w tym momencie swojego brata, ale nic do niego nie powiedziała, tylko ruszyła przed siebie biegiem.<br />
- Zayn, mam do ciebie pytanie. - oświadczyłam oddalając się od reszty i idąc w kierunku bruneta opartego o parapet. Stwierdziłam, że skoro już się znamy, zasada zwracania się do niego "trenerze" mnie nie obowiązuje, a Zayn stwierdził najwyraźniej to samo, bo nie upomniał mnie o to. Podniósł tylko głowę i zwrócił swój wzrok na mnie.<br />
- Słucham, Lucy?<br />
- Skąd znasz moje imię?<br />
Zayn wywrócił oczami kręcąc jednocześnie głową.<br />
- Masz na czole napisane, wiesz? Dobrze, jakie jest twoje pytanie?<br />
- Mogę nie biegać? Od biegów dostaje później zakwasów w nogach. - westchnęłam masując swoje łydki dla ulepszenia efektu.<br />
- Ależ oczywiście...że nie. Nawet moja siostra biega, a ona nie potrafi nawet podbiec do autobusu dlatego między innymi ją wszędzie wożę i ciebie przy okazji też. Trochę sportu wam nie zaszkodzi, więc idź i biegaj.<br />
- No ale Zayn, myślałam, że się lubimy... - próbowałam dalej ciągnąć dyskusję.<br />
- Już! - krzyknął przykładając do ust niebieski gwizdek i dmuchając w niego mocno, na skutek czego po sali rozległ się ogłuszający gwizd. Wzdrygnęłam się i zastraszona gwizdkiem ruszyłam, biegać przyłączając się do Lily, Kate i Cassie biegających razem.<br />
<b>*Louis*</b><br />
<b> </b>Kiedy po kilkunastu minutach dotarłem do szkoły Lucy nareszcie poczułem ciepło. Zaparkowałem swój samochód dalej od szkoły, dlatego kawałek drogi musiałem pokonać na własnych nogach podczas, gdy śnieg mnie nie oszczędzał i prószył mi prosto w twarz. Zaprószony śniegiem i zziębnięty zacząłem iść szkolnymi korytarzami próbując odszukać salę gimnastyczną. Wreszcie po kilkuminutowym rozglądaniu się dookoła siebie dostrzegłem, duże, białe drzwi, które zapewne były moimi wrotami do Lucy, dlatego wszedłem swobodnie do środka.<br />
Nie myliłem się. Gdy tylko przekroczyłem próg, powitały mnie dźwięki odbijanych piłek i gwizd gwizdka trenera - praktykanta. Jako mężczyzna mogę powiedzieć, że nie był zły pod względem wyglądu. Był mniej więcej mojego wzrostu, dobrze ubrany, z lekkim zarostem na twarzy i ciemnymi włosami postawionymi do góry. Podszedłem bliżej niego chcąc wyłapać wzrokiem Lucy. Zauważyłem ją odbijającą piłkę do blondynki. Szybko rozpoznałem w niej Lily. Znalazłem wzrokiem również Kate, która grała razem z jakąś drugą brunetką, chociaż bardziej prowadziła z nią ona rozmowę niż odbijała piłkę.<br />
- Kate miałyście grać, a nie rozmawiać! - krzyknął praktykant i pokręcił głową. Kilka dziewczyn popatrzyło na mnie i zaczęły szeptać między sobą podnieconymi głosami. To zwróciło na mnie również uwagę praktykanta, który uciszył gestem rozgadaną grupę i podszedł do mnie bliżej.<br />
- Witam, pan tutaj... - zaczął, jednak przerwałem mu zanim zdążył dokończyć swoje zdanie.<br />
- Przyszedłem po jedną z uczennic. - oświadczyłem.<br />
- Lucy Swan, jak mniemam?<br />
- Skąd wiesz? - zdziwiłem się unosząc jedną brew do góry. Automatycznie przeszliśmy ze sobą na ''ty", jednak nie sądzę, żeby było to nie odpowiednie, ponieważ myślę, że jesteśmy do siebie podobni wiekowo.<br />
- Ah, moja siostra mi mówiła, że się spotykacie. Przyjaźni się z Lucy już od kilku lat. - wyjaśnił praktykant. - Tak poza tym, powinienem ci się przedstawić. Zayn Malik. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę uśmiechając się przyjaźnie. Szczerze myślałem, że ten koleś nie jest zbyt sympatyczny. Może i był całkiem przystojny, ale na pierwszy rzut oka wyglądał mi na typowego seryjnego mordercę z zarostem, poszukiwanego przez FBI. Okazało się jednak, że jest zupełnie niegroźny, a przynajmniej na takiego mi się teraz wydawał.<br />
- Louis...<br />
- Nie musisz mówić, wiem kim jesteś i jak się nazywasz. Jako student a-wfu jestem fanem sportu. - ponownie się do mnie uśmiechnął. Zacząłem się do niego coraz bardziej przekonywać. Czułem, że może moglibyśmy się nawet zakumplować. Swoją drogą ma ciekawe nazwisko, a imię "Zayn" już chyba od kogoś słyszałem. Jestem pewien, że ma inne pochodzenie. Na pewno któreś z jego rodziców pochodzi krajów arabskich. Wywnioskowałem to po jego nazwisku i oliwkowej karnacji. Gdyby był zwykłym Brytyjczykiem na pewno by takiej nie miał.<br />
- Jak nazywa się twoja siostra? - zapytałem zaciekawiony odchodząc z Zaynem z dala od latających piłek.<br />
- Kurwa! - usłyszeliśmy pisk którejś z dziewcząt. Oboje się odwróciliśmy, a pisk okazał się pochodzić od Lucy, która trzymała się za głowę i rozmasowywała bolące miejsce. Przekleństwo w jej ustach brzmiało trochę dziwnie, ale cholera nie powiem... nie wiem dlaczego,ale podniecało mnie to.<br />
- Lucy, nie przeklinamy na sali! - krzyknął do niej Zayn i zagwizdał gwizdkiem przewieszonym razem z pękiem kluczy na swojej szyi.<br />
- Przepraszam. - zwrócił się ponownie do mnie. - Jakie zadałeś mi wcześniej pytanie?<br />
- Zapytałem cię, jak się nazywa twoja siostra.<br />
- Kate Parker, znasz ją chyba. - i wtedy właśnie przypomniało mi się gdzie wcześniej słyszałem imię Zayn. Lucy go użyła, gdy rozmawiała z Lily przez telefon, a później powiedziała mi, że Zayn jest przyrodnim bratem Kate. Gdybym wiedział o tym od początku prawdopodobnie nabrałbym do niego uprzedzenia już na samym początku rozmowy, jednak zdążyłem już z nim porozmawiać i nie wydawał mi się bynajmniej być jak jego okropna siostra. Miałem nadzieję, że tak już zostanie i postanowiłem nie zniechęcać się do niego tylko przez powiązanie z Kate.<br />
Tymczasem Lucy, nadal trzymała się za głowę i przestała odbijać piłkę do Lily. Po jej minie można było wywnioskować, że uderzenie było dosyć silne, dlatego odrobinę mnie to zaniepokoiło.<br />
- Zayn, myślę, że Lucy dostała za mocno tą piłką w głowę. - oświadczyłem przez cały czas obserwując szatynkę.<br />
- Też tak myślę. - pokiwał głową, a potem zawołał Lucy mówiąc jej, żeby do niego podeszła.<br />
- Bardzo boli cię ta głowa? - zapytał, kiedy do nas podbiegła.<br />
- Nie. W zasadzie to nic poważnego. - pokręciła głową Lucy patrząc przez chwilę na Zayna, a następnie przekierowując swój wzrok na moją osobę. Jej pomalowane na różowo usta od razu się uśmiechnęły, a zielone oczy wesoło zabłyszczały. Wiedziałem, że ma ochotę mnie pocałować, a ja odwzajemniałem tę ochotę, jednak jedyną osobą, która nam w tym przeszkadzała był mój nowy towarzysz Zayn. Omiotłem więc wzrokiem otoczenie dookoła poszukując wymówki, żeby musiał gdzieś pójść i jak na zawołanie w oczy rzuciła mi się jego siostrzyczka, która po cichu próbowała uciec z sali razem ze swoją koleżanką.<br />
- Chyba twoja siostra próbuje uciec z lekcji. - zawiadomiłem Zayna i trąciłem go lekko łokciem w żebra. Brunet od raza na to zareagował i ruszył w kierunku dwóch niedoszłych uciekinierek gwiżdżąc na nie swoim gwizdkiem. Myślę, że zdecydowanie go nadużywał, jednak było to już dla mnie nieistotne. Wreszcie mogłem zrobić to na co obydwoje z Lucy mieliśmy ochotę. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem ją przeciągle, zwinnie wślizgując do jej ust swój język. Gdy już się od siebie oderwaliśmy, złożyłem na jej ustach jeszcze jeden, krótki pocałunek i włożyłem kosmyk jej kasztanowych włosów za ucho.<br />
- Seksownie wyglądasz w tych opinających spodenkach. - powiedziałem spoglądając na krótkie, obcisłe, szorty Lucy, idealnie eksponujące jej tyłek. Przysięgam, że gdybyśmy byli teraz sami rzuciłbym się na nią jak dzikie zwierzę.<br />
- Więc przyszedłeś tutaj tylko po to, żeby pooglądać sobie moją dupę? - zapytała patrząc na mnie badawczo spod grubych, czarnych rzęs.<br />
- Oczywiście, że nie. Przyszedłem również po to, żeby zobaczyć jak ćwiczysz na lekcjach tego twojego przystojnego praktykanta, jak sama mi go opisałaś. - przypomniałem jej.<br />
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to brat Kate. - wytłumaczyła - Ale gdyby nie fakt, że jest jej bratem i ma dziewczynę, myślę, że bym się za nim oglądała. Jest naprawdę, całkiem przystojny. - wzruszyła ramionami ukrywając swój uśmiech.<br />
- Jestem od niego sto razy lepszy. - prychnąłem pogardliwie. - Poza tym ja, jestem piłkarzem, a on tylko trenerem licealistek. - dodałem czując, że muszę bronic swojej męskiej dumy.<br />
Kiedy tylko z ust Lucy wypłynęły te słowa, poczułem się dziwnie. Tak jakby... zazdrosny, a przecież ja nie znam takiego słowa jak zazdrość. Tak czy inaczej, wolałbym, żeby zachowała tę uwagę dla siebie, lub przynajmniej nie wypowiadała jej przy mnie. Nie lubiłem czuć się gorszy ani też zazdrosny. To było dla mnie najgorsze z uczuć jakie mogło istnieć.<br />
- I spróbujcie tylko jeszcze raz uciec. - dobiegł do mnie ostrzegawczy głos Zayna, który po chwili znów zjawił się przy nas akurat w momencie, gdy Lucy już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. - Na szczęście udało mi się je w porę złapać. - oświadczył zadowolony siadając na parapecie. Cała sympatia do tego gościa już ode mnie odeszła. Teraz chętnie przyłożyłbym mu porządnie w szczękę, nawet jeśli jemu nie podoba się moja Lucy i ma tą swoją dziewczynę.<br />
- Lucy, jeżeli głowa cię już przestała boleć, wracaj proszę do ćwiczeń. - zwrócił się do niej Zayn.<br />
Lucy pokiwała głową i szybkim krokiem oddaliła się w głąb sali. Ja natomiast zająłem miejsce na parapecie obok Zayna i wyjąłem z kieszeni kurtki telefon, żeby napić smsa do Justina i poinformować go, żeby zebrał swój tyłek i podjechał pod szkołę. Dzwonek miał być już za 15 minut, a ruchy mojego przyjaciela są bardzo powolne.<br />
- Gdzie jedziecie, jeśli mogę spytać? - zagadał znowu Zayn.<br />
- Do centrum, po prezent dla Kate. - odpowiedziałem mu, wciąż pisząc wiadomość na telefonie.<br />
- Czyli ty też będziesz jutro na imprezie?<br />
- Tak, twoja siostra jest z tego powodu bardzo zadowolona. - zaśmiałem się przypominając sobie reakcję Kate na wieść o tym, że ja również zaszczycę ją swoją obecnością na imprezie. Lucy pomagała jej wtedy w robieniu zakupów potrzebnych do wyżywienia połowy szkoły, którą zaprosiła, a ja stwierdziłem, że trochę im pomogę, więc przyjechałem. Była to dla mnie dobra okazja, żeby spędzić trochę czasu z Lucy, a poza tym bardzo miło jest denerwować dodatkowo osobę, której się nie lubi.<br />
- Słyszałem od niej, że za tobą nie przepada. Ty za nią chyba też, prawda? Ale szczerze mówiąc rozumiem cię. Wiem, że jest strasznie wredna. - Zayn również się roześmiał. Nie spodziewałem się po nim czegoś takiego. Wiem od Lucy, że jest bardzo zżyty z Kate, dlatego dziwnie było usłyszeć z jego ust coś co nie jest miłym określeniem dla niej.<br />
- To prawda. Jest okropna, ale ty masz z nią dobry kontakt, więc... trochę dziwne, że ją obrażasz. - powiedziałem zgodnie z prawdą, ciekawy odpowiedzi Zayna.<br />
- Mnie też czasami wkurza. Kiedy miałem 15 lat, zdenerwowała mnie do takie stopnia, że ukradłem jej hulajnogę i sprzedałem na e-bayu, bo rodzice nie chcieli mi dać więcej kieszonkowego, a ona do tej pory myśli, że zostawiła ją u babci w garażu.<br />
- Naprawdę? - zapytałem z niedowierzaniem nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.<br />
- Serio, ale tak poza tym to... bardzo ją kocham. Jest moją siostrą i nie wyobrażam sobie, że mógłbym ją stracić.<br />
Natychmiast przestałem się śmiać. W głowie odtworzył mi się moment kłótni z Lottie dwa lata temu. Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że ją uderzyłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ten wypadek, który miała to była tylko moja wina, a ja czułem się przez to jak potwór. Za każdym razem, kiedy odwiedzałem mamę w Londynie pytałem co u mojej siostry i próbowałem się z nią spotkać, jednak ona za każdym razem mi odmawiała. Chciałem poczekać na nią pod jej akademikiem położonym na terenie uczelni Oxford, jednak portier szybko mnie wyprosił, a ja nawet nie zdążyłem zobaczyć twarzy swojej siostry po tak dużym upływie czasu.<br />
- Louis, czy coś się stało, powiedziałem coś nie tak? - spytał od razu Zayn widząc mój smętny wyraz twarzy, jednak ja w odpowiedzi pokręciłem przeczącą głową siląc się na przyjacielski uśmiech w jego stronę. Nie mogłem mu przecież powiedzieć <i>,, Tak, Zayn właśnie nieświadomie przypomniałeś mi o tym jak bardzo skrzywdziłem moją ukochaną siostrę". </i><br />
Szybko udało mi się umknąć z sali, kiedy Zayn podszedł w stronę dziewczyn pokazując im kolejne ćwiczenie, które miały wykonać. Jedynym moim pragnieniem było pozostać samemu, żeby móc pozbierać swoje myśli. Czułem jak do oczu napływają mi łzy pod natłokiem natrętnych wspomnień związanych z tragiczną w skutkach kłótnią z Lottie, jednak nie pozwoliłem sobie na płacz na szkolnym korytarzu gdzie za niecałe 10 minut będzie tu pełno nastolatków. Usiadłem na ławce postawionej przy damskiej szatni i wyciągnąłem telefon odczytując sma od Justina.<br />
<br />
<i> ,, Wsiadłem już do auta. Zajadę jeszcze po Liama, żebyśmy nie jechali trzema samochodami, zaraz będziemy pod szkołą, uważaj tylko, żeby Kate się o niczym nie dowiedziała"</i><br />
<i><br /></i>
<i>,, Oczywiście, twoja księżniczka jest najważniejsza. Zaparkuj przy parku, ja też mam tam samochód. "</i><br />
<i><br /></i>
Wywróciłem oczami i schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Szczerze miałem dosyć mowy chwalącej Kate wygłaszanej przez Justina za każdym razem kiedy się spotykaliśmy. Nawet Liam, kiedy był chorobliwie zakochany w Lexie, nie mówił o niej aż tak dużo. To powoli zaczynało robić się naprawdę nudne.<br />
- O mój boże!!! - usłyszałem nad swoją głową dziewczęcy pisk. Podniosłem głowę i spojrzałem ciężko na stojąca nade mną dziewczyną w kręconych, czarnych włosach z różową torebką na ramieniu. Na moje oko miała 16 lat i najprawdopodobniej chodziła do najniższej klasy.<br />
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałem odrobinę niegrzecznie, ponieważ naprawdę nie miałem ochoty na żadne rozmowy czy słodkie robienie sobie zdjęć.<br />
- Nie wierzę Louis Tomlinson w mojej szkole!!! - zapiszczała znowu dziewczyna. - Jestem Miley, i musisz wiedzieć, że jestem twoja wielką fanką. Oglądałam każdy mecz w którym grałeś po kilka razy!<br />
- Cieszę się... Miley. - odpowiedziałem podnosząc się ze swojego miejsca i próbując szybko zniknąć ze szkoły, jednak Miley okazała się być nieugiętą zawodniczką.<br />
- Mogłabym dostać twój autograf?<br />
- No dobrze, daj mi jakąś kartkę. - powiedziałem niechętnie.<br />
Ucieszona Miley wyciągnęła ze swojej torby zeszyt w miękkiej pomarańczowej okładce i pospiesznie wyrwała z niego kartkę, a następnie wyjęła z bocznej kieszonki niebieski długopis podając mi go razem z kartką. Napisałem szybko swoje nazwisko i podałem wniebowziętej dziewczynie swój autograf.<br />
- Nie wiem jak mam ci dziękować! - ponownie zapiszczała.<br />
- Nie musisz, tylko nie mów nikomu, że tu byłem.<br />
Słyszałem jak dziewczyna krzyczała jeszcze coś za mną, jednak moim jedynym celem było jak najszybsze dostanie się do wyjścia zanim skończą się lekcje i tłumy nastolatków wyjdą na korytarz. Wtedy z całą pewnością nie udałoby mi się opuścić szkoły w miarę szybkim tempie.<br />
Po kilkunastu minutach czekania w ciepłym aucie, drzwi od strony pasażera otworzyły się, a miejsce obok mnie zajęła Lucy.</div>
<div dir="ltr">
- Liam i Justin już są? - spytała uśmiechając się wesoło.</div>
<div dir="ltr">
- Musimy na nich chwilę poczekać, Justinowi przebiła się opona. - oświadczyłem z grobową miną.</div>
<div dir="ltr">
- Jesteś na mnie zły? - od razu wychwyciła Lucy. Szczerze miałem nadzieję, że to zauważy. Co jak co, ale moim zdaniem nie powinna mówić przy mnie o tym jaki Zayn jest przystojny, nawet jeżeli nic do niego nie czuje.Oczywiście nie oznacza to, że jestem w jakikolwiek sposób zazdrosny o Lucy. Po prostu uważam, że takie zachowanie jest niewłaściwe.</div>
<div dir="ltr">
- No daj spokój. Przecież wiesz, że Zayn mi się nie podoba. - powiedziała po moim dłuższym milczeniu i położyła swoją dłoń na moim policzku gładząc mnie po nim delikatnie.</div>
<div dir="ltr">
- Nie wiem. - odpowiedziałem sucho odwracając się w stronę okna.</div>
<div dir="ltr">
Lucy automatycznie zabrała swoją dłoń z mojego policzka i kiedy już myślałem, że zrezygnuje ze swoich przekonywań, jej ręka zatrzymała się w miejscu, gdzie zdecydowanie nie powinna się znajdować, jeśli nie chciała, żebym w tym momencie wziął ją na tylnych siedzeniach.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy. - powiedziałem ostrzegawczo, kiedy tylko jej ręka zacisnęła się na moim George'u.</div>
<div dir="ltr">
- Słucham, kochanie? - odezwała się się słodko, patrząc na mnie zupełnie niewinnie swoimi zielonymi oczami tak jakby właśnie nie robiła mi dobrze swoją ręką i to w dodatku przez spodnie.</div>
<div dir="ltr">
- Przestań. - powiedziałem, siląc się na poważny ton, jednak nic nie poradzę na to, że to pożądanie przemawiało przeze mnie i już po chwili wciągnąłem szatynkę na swoje kolana błądząc dłońmi pod jej bluzką.</div>
<div dir="ltr">
- Założyłaś koronkową bieliznę? - wychrypiałem w jej usta czując pod palcami koronkowy materiał stanika.</div>
<div dir="ltr">
- Tak. - wyszeptała posyłając mi zalotne spojrzenie. </div>
<div dir="ltr">
- Pokaż mi. - zażądałem czując jak w moich spodniach robi się coraz mniej miejsca.</div>
<div dir="ltr">
Tak jak powiedziałem tak zrobiła. Lucy powolnymi ruchami ściągnęła z siebie kurtkę, a następnie bluzkę ukazując mi swoje idealne piersi schowane w czerwonym, koronkowym staniku. Gdyby tylko okoliczności były nam bardziej sprzyjające rzuciłbym ją na tylne siedzenia i pieprzył bez względu na wszystko, jednak niestety okoliczności nam nie sprzyjały a ja wiedziałem, że za chwilę będziemy musieli zakończyć tę niegrzeczną zabawę.</div>
<div dir="ltr">
Mimo to, postanowiłem cieszyć się chwilą i nacisnąłem wolną ręką zielony guzik przy drzwiach przyciemniający szyby. Następnie chwyciłem obiema dłońmi piersi Lucy wywołując u niej natychmiastowy jęk.</div>
<div dir="ltr">
- Wiesz, co chciałbym z tobą teraz robić? - spytałem uśmiechając się do niej uwodzicielsko, choć wiedziałem, że nie muszę zadawać tego typu pytań, żeby znać jej odpowiedź.</div>
<div dir="ltr">
- Wiem, ale wiesz o tym, że za chwilę będziemy musieli przestać?<br />
- Niestety tak. - przytaknąłem i jak na zawołanie telefon Lucy zabrzęczał w jej torbie położonej na siedzeniu obok.<br />
Ku mojemu niezadowoleniu, zeszła z moich kolan zajmując swoje miejsce i odczytując wiadomość widniejącą na ekranie. Na całe szczęście zapomniała założyć z powrotem bluzki, dlatego jeszcze przez chwilę mogłem pogapić się trochę na jej piersi dopóki nie odłożyła swojego telefonu i nie sięgnęła po górną część garderoby pozostawioną przy moim siedzeniu.<br />
- Lily, napisała mi, że pojedzie razem z Liamem i Justinem, więc możemy ruszać. - oświadczyła zakładając kurtkę. - Spotkamy się z nimi pod galerią.<br />
- Jasne. - mruknąłem odpalając samochód i wyjeżdżając spod szkoły na główną ulicę. Byłem naprawdę niezadowolony faktem, że nie zdążyliśmy pobawić się jeszcze trochę. Skoro Justin pewnie dopiero podjeżdża pod szkołę kilka minut postoju nikomu by nie zaszkodziło, a zwłaszcza mi ponieważ naprawdę trudno jest prowadzić z uciskającym cię penisem, który próbuje wydrzeć ci się ze spodni. Jeżeli przez 20 minut nie opadnie, to będę musiał chodzić z namiotem w spodniach po sklepie, a wtedy już nie będzie ani trochę zabawnie.<br />
- George nadal nie chce zasnąć? - zagadała Lucy spoglądając na moje krocze i śmiejąc się pod nosem co tylko bardziej mnie dobiło.<br />
- Jakbyś go nie obudziła to by nie wstał. - warknąłem zaciskając palce mocniej na kierownicy.<br />
- Hmm, idąc tym tropem, jakbyś nie kazał mi zdejmować bluzki, to twój kolega by się nie obudził. - Lucy chyba naprawdę bawiła ta cała sytuacja, ale droga do centrum powoli stawała się coraz krótsza, a mój przyjaciel naprawdę nie miał zamiaru iść spać co tylko mnie bardziej frustrowało.<br />
- To nie jest śmieszne, jeżeli on nie opadnie zanim dojedziemy do tego cholernego centrum, to będę musiał sam go uśpić, chyba, że ty chcesz mi w tym pomóc. - spojrzałem na Lucy z nadzieją, jednak ona tylko pokręciła z rozbawieniem głową.<br />
- Nie licz na to.<br />
***<br />
W czasie drogi mój przyjaciel - George postanowił jednak wrócić do stanu spoczynku. Na całe szczęście ponieważ inaczej musiałbym szukać ustronnego, bezludnego miejsca, w którym mógłbym pomóc mojemu koledze opaść, z racji, że Lucy nie zgłosiła się na ochotnika. Przez kilka minut czekaliśmy w moim rozgrzanym samochodzie na parkingu, aż łaskawie białe lamborghini Justina dotarło na miejsce. Po chwili ze środka wypadli kolejno: Liam, Lily i Justin.<br />
Moi przyjaciele - jak przystało na dwóch dżentelmenów - przywitali się grzecznie z Lucy, po czym mogliśmy ruszyć spokojnie w stronę wielkiej galerii handlowej.<br />
- Justin, uważaj drzwi! - krzyknąłem odciągając przyjaciela od obrotowych, szklanych drzwi i kierując go w dobrą stronę tak, żeby nie zderzył się z drzwiami, które odkąd go znam, bardzo go przerażały, ponieważ zawsze w nie wpadał.<br />
Lucy i Lily spojrzały po sobie dziwnie, a następnie przekierowały zdziwione spojrzenia na Justina.<br />
- No co, ma problem ze szklanymi drzwiami. Nie widzi szkła. - wyjaśniłem wzruszając ramionami.<br />
- Często wpadasz w drzwi Justin? - zagadała Lucy śmiejąc się razem z Lily.<br />
- Czasami, gdy ktoś mnie od nich nie odciągnie. - Justin również się zaśmiał. Widocznie przypadło mu do gustu towarzystwo dziewczyn co nie bardzo mi się podobało. Był to chyba jedyny moment w całym moim życiu, w którym chciałem, żeby Kate również tu była dzięki czemu Justin miałby się kim zająć.<br />
- Do którego sklepu wchodzimy najpierw? - zapytał Liam, stając przy sklepie jubilerskim "Pandora".<br />
- Chyba możemy do tego. - stwierdziłem wskazując na szyld wiszący przy sklepie, przy którym stał. - Kate lubi błyskotki z tego sklepu? - zwróciłem się do drugiego przyjaciela, który zawzięcie z kimś pisał.<br />
- Oh, tak. - natychmiast odpowiedział, chowając telefon. - Ma srebrną bransoletkę z zawieszkami z tego sklepu, dostała ją od jej brata. Mówi, że bransoletki w tym sklepie są cudowne. Kocha rzeczy, które się świecą.<br />
- To dobrze, może będę miał dla niej prezent z głowy. - powiedziałem przekraczając próg "Pandory".<br />
W oczy natychmiast rzuciło mi się pełno szklanych gablot z najróżniejszym zawieszkami, bransoletkami, srebrnymi brożkami i innego tego typu świecidełkami. Dwie ekspedientki stojące przy kasie uśmiechnęły się do nas miło, a trzecia, która wyszła zza niedużych drzwi podeszła w naszą stronę.<br />
- Mogę w czymś państwu pomóc? - zgadała wesoło z takim samym wyćwiczonym uśmiechem na ustach.<br />
- Szukamy czegoś na prezent dla koleżanki. - odpowiedziałem przekierowując swój wzrok na ekspedientkę z wygrawerowanym na srebrnej przypince imieniu: Jessy. - Jakiejś bransoletki czy coś w tym rodzaju. - dodałem.<br />
- Tu ma pan, wszystkie rodzaje bransoletek. - powiedziała ekspedientka pokazując na gablotkę przed nami. - Srebrne, z zawieszkami bądź bez. Mi osobiście podoba się ta. - wskazała na srebrną bransoletkę z trzema niebieskimi kryształowymi koralikami i dwiema zawieszkami z wieżą Eiffela. Jej cena nie była za specjalnie niska, jednak przy moim budżecie, cena 300 funtów nie była wysoka.<br />
- Kate się spodoba. - pokiwał głową Justin podchodząc do szklanej gabloty. - Najbardziej lubi zawieszki.<br />
- Bardzo dobrze, w takim razie nich mi ją pani zapakuje. - poprosiłem, zadowolony z faktu, że w ciągu zaledwie kilku minut, już miałem prezent dla Kate, która moim zdaniem na niego zdecydowanie nie zasługuje, jednak nie wypada przychodzić na czyjeś urodziny bez prezentu. Mam w sobie jeszcze w sobie resztki kultury nawet do nie lubianych osób.<br />
Ekspedientka grzecznie zapakowała bransoletkę w niebieskie pudełko, i pożegnała całą naszą piątkę, gdy już wychodziliśmy ze sklepu. Po kilkunastominutowym chodzeniu po galerii, zdecydowaliśmy się rozdzielić. Ja, Justin i Lucy poszliśmy w swoją stronę, a Liam i Lily w swoją. Lucy weszła do kilku sklepów z torebkami, jednak jak się okazało, część z nich Kate już miała, a reszta była podobno nie w jej stylu. Wreszcie weszliśmy do sklepu z ubraniami, gdzie Lucy przystanęła przy wieszakach z sukienkami i zaczęła przeglądać po kolei każdą z nich.<br />
- Kate świetnie wygląda w sukienkach podkreślających jej talię. - powiedział Justin podchodząc do Lucy i również przyglądając się sukienkom.<br />
- Tak, wiem. Zazwyczaj właśnie takie nosi. Jest bardzo szczupła. Myślisz, że ta jej się spodoba? - Lucy zdjęła z wieszaka czarną krótką sukienkę, z wycięciem na dekolt.<br />
- Nie, nie, nie. - Justin pokręcił głową. - Za duży dekolt, Kate nie może jej założyć, za bardzo przyciągałaby uwagę innych facetów. Poszukajmy innej.<br />
- Byłbyś zazdrosny o swoją kaczuszkę? - uśmiechnąłem się prowokacyjne przypominając sobie nazwę, pod którą mój wielce zakochany przyjaciel zapisał Kate.<br />
Gdy pisał do niej smsa zobaczyłem kątem oka nazwę "Kaczuszka" na ekranie jego telefonu, a kiedy zapytałem Justina skąd ta nazwa zawstydził się i wyjaśnił, że nazywa ją kaczuszką, bo uwielbia kiedy się ją karmi tak jak kaczki. Później szybko pożałowałem swojego pytania, ponieważ zostałem uraczony przez Justina opowieściami na temat tego jak karmią się nawzajem z Kate kanapkami z nutellą, którą uwielbia, albo jak wyciera jej buzię chusteczką, kiedy się ubrudzi sosem od kebaba. Swoją drogę, myślę, że może nawet mógłbym zrobić coś takiego z Lucy, żeby zdobyć sobie u niej kilka punktów. To wydaje się być nawet słodkie i urocze. Zupełnie jak te zakochane w sobie na zabój pary z romantycznych filmów.<br />
- Pilnuj swoich spraw, Louis. - uciął krótko Justin, odrobinę speszony.<br />
Lucy uśmiechnęła się do niego pocieszająco i pogładziła po plecach.<br />
- Nie przejmuj się nim, zwyczajnie ci zazdrości, że masz być o kogo zazdrosny.<br />
- Dzięki. - odparł Justin i również uśmiechnął się przyjaźnie do Lucy.<br />
Jego zachowanie w stosunku do niej zdecydowanie mi się nie podobało. Powinien wiedzieć, że Lucy jest moja i nie może się do niej tak przymilać. No dobra, może nie jest do końca moja, bo w końcu ze sobą nie jesteśmy, ale to nadal nie zmienia faktu, że nie powinien się do niej tak głupkowato uśmiechać. To mnie irytuje.<br />
Znudzony usiadłem na fotelu niedaleko zagadanych ze sobą Lucy i Justina. Wyjąłem swój telefon i zacząłem grać w grę Candy Crush, gdy już po kilku minutach mój czujny wzrok dostrzegł jak mój przyjaciel znajduje się zdecydowanie za blisko Lucy, której najwyraźniej ani trochę to nie przeszkadzało i dalej spokojnie prowadziła z nim rozmowę, która już bynajmniej nie dotyczyła wyboru sukienki, dlatego uznałem, że muszę mu jasno zaznaczyć swój teren.<br />
Wstałem szybko z fotela, chowając telefon do kieszeni i odciągnąłem Justina kilka kroków dalej od Lucy. Kiedy napotkałem jego zdziwiony wzrok, powiedziałem tylko.<br />
- Moim zdaniem stałeś zdecydowanie za blisko Lucy. Taka odległość będzie odpowiednia.<br />
- Ktoś tu chyba jest zazdrosny. - zaśmiał się.<br />
- Wcale nie. - odburknąłem oburzony, nie chcąc wyjść na zazdrośnika. Przecież wcale nim nie jestem, to chyba normalne, że jako facet wolę jasno wyznaczać swoje granice.<br />
- Jak wolisz, ja i tak wiem swoje. - Justin uśmiechnął się do mnie przebiegle. - Lepiej idź wracaj grać w Candy Crush, bo cię wyprzedzę.<br />
- Nigdy ci się nie uda. - odpowiedziałem wracając na swoje wcześniejsze miejsce i z powrotem wyciągając telefon, jednak przez cały czas miałem oko na przyjaciela. Wiem, że odkąd Justin zaczął kręcić z Kate, nie patrzy już na inne dziewczyny, jednak i tak na wszelki wypadek wolałem go pilnować.<br />
Wreszcie po pół godzinnym przerzucaniu cukierków Lucy wspólnie z Justinem wybrała dla Kate sukienkę, więc mogliśmy ku mojemu zadowoleniu opuścić sklep. Liam i Lily również wybrali prezent dla Kate, dlatego następną rzeczą pozostała do zrobienia zostało pojechanie po prezent od Justina. Wszyscy spodziewaliśmy się po nim, tego, że będzie to coś nadzwyczajnego, jednak nikt nie spodziewał się tego co nastąpiło.<br />
Justin pojechał pod pewien adres, gdzie niejaki pan Lambert posiadał swoją hodowlę małych Yorków. Podobno Kate jest nimi bardzo zafascynowana ponieważ szczekanie tych piesków jest bardzo podobne do chrumkania świni. Nie wiem, czemu jej się to podoba, ale tak czy inaczej Justin twierdził, że kiedy kupi jej tego pieska, będzie wniebowzięta i może nareszcie przestanie kazać mu co chwile chrumczeć.<br />
Pan Lambert szybko dał nam malutkiego szczeniaczka razem z instrukcją jego obsługi i paczką karmy dla małych piesków. Dziewczyny cały czas wzdychały do małego pieska i co chwilę głaskały go po małej główce. Przyznam, że też rozczuliłem się na widok szczeniaka, jednak szybko musieliśmy wsiąść do samochodu, żeby Yorczek nie zmarzł. Początkowo planowaliśmy wybrać się jeszcze wszyscy do Justina, ale plany uległy małej zmianie. Liam i Lily stwierdzili, że spędzają ostatnio ze sobą za mało czasu, dlatego udali się do domu Liama, natomiast Lucy została nagle wezwana telefonicznie przez swoją mamę do domu z powody jakiejś pilnej sprawy.<br />
Jedyną osobą, która została byłem ja, dlatego zdecydowałem się wpaść do Justina, po odwiezieniu Lucy do domu.<br />
- Szkoda, że nie możesz jechać ze mną, chyba polubiliście się z Justinem. - zagadałem podczas prowadzenia, do Lucy.<br />
- Tak, jest naprawdę bardzo miły. Zresztą Liam też. Nie wiedziałam, że masz tak miłych przyjaciół.<br />
- Powiedziałbym to samo o twoich przyjaciółkach, jednak niestety mogę wypowiedzieć się pozytywnie tylko o Lily. - odparłem przypominając sobie Kate, kiedy ciągnęła mnie za kaptur i kiedy co chwilę rzucała w moją stronę kąśliwe uwagi. Myślę, że nawet gdybym się starał nie będę w stanie jej polubić.</div>
<div dir="ltr">
W końcu zatrzymałem samochód przy ceglanym domu Lucy. Podziękowała mi za podwózkę i kiedy już planowała wysiąść, w ostatniej chwili zablokowałem jej drzwi.</div>
<div dir="ltr">
- Co jest? - zapytała zdezorientowana, ciągnąc za klamkę przy drzwiach.</div>
<div dir="ltr">
- Chyba zapomniałaś się ze mną należycie pożegnać. - odpowiedziałem posyłając jej jeden z moich uśmiechów w stylu ,,<i>Chcę cie</i>".<br />
Lucy wywróciła tylko oczami i pochyliła się w moją stronę dając mi krótkiego całusa, jednak ja nie miałem zamiaru poprzestać na tym. Wciągnąłem ją na swoje kolana tak jak poprzednim razem i pogłębiłem pocałunek. Jej torba spadła jej z ramienia, co ułatwiło nam obojgu ruchy. Widocznie była tak samo spragniona jak ja, ponieważ od razu zaczęła oddawać wszystkie moje pocałunki trzymając mnie jedną ręka za szyję, a drugą zsuwając mi z ramion rozpiętą, dżinsową kurtkę. Nie pozostałem jej dłużny. Również zacząłem zdejmować jej kurtkę odrywając się od jej ust i przekierowując swoje usta na obojczyk. Kiedy delikatnie zassałem jej skórę, Lucy jęknęła ciągnąc mnie za końcówki włosów.<br />
- Louis... ja już muszę... - zaczęła, jednak szybko jej przerwałem powracając do całowania jej miękkich, różowych ust.<br />
- Nic, nie musisz. - wyszeptałem w przerwie pomiędzy pocałunkami.<br />
Atmosfera między nami zaczęła robić się coraz bardziej gorąca. Oboje braliśmy co chwilę łapczywe oddechy i naprawdę nie wiem jak by się to skończyło, gdyby nie przeszywająco głośny dzwonek telefonu Lucy.<br />
Oczywiście nie dzwonił nikt inny jak jej mama, która pospieszała niecierpliwie swoją córkę.<br />
- Do jutra, Louis - rzuciła Lucy całując mnie po raz ostatni.<br />
- Do jutra, Lucy. - odpowiedziałem uśmiechając się do niej i patrząc jak wychodzi z samochodu, zabierając swoją torbę z siedzenia, a następnie trzaska drzwiami.<br />
Z uśmiechem na ustach, wyjechałem z jej ulicy układając w głowie plan jutrzejszego dnia, tak, żebyśmy jak najwięcej czasu mogli spędzić tylko we dwoje z dala od tłumu ludzi, który będzie w domu Kate i Zayna na imprezie. Za każdym razem, kiedy w moim pobliżu znajduje się Lucy nie myślę o niczym innym jak tylko o tym, żebym mógł całować jej słodkie usta i dotykać ją jak najdłużej. Czuję, że mój sposób myślenia powoli zaczyna odbiegać od normy.<br />
*** <br />
<span style="color: #cc0000;"><b><i> Następny rozdział: 3 stycznia.</i></b></span><br />
<span style="color: #cc0000;"><b><i> Z okazji świąt życzymy wszystkim czytelnikom Wesołych Świąt, udanej imprezy sylwestrowej oraz szczęśliwego nowego roku!</i></b></span><br />
<br />
<br /></div>
<div dir="ltr">
.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
<i><br /></i>
<br />
<br />
<b><br /></b>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-55485449500690612692016-12-09T15:03:00.001+01:002016-12-09T15:03:24.353+01:00Rozdziały<b> UWAGA, UWAGA!</b><br />
<b> NASTĄPIŁ PEWIEN BŁĄD W SYSTEMIE DLATEGO ROZDZIAŁ 18 ZNAJDUJE SIĘ POD ROZDZIAŁEM 17, OPUBLIKOWANY. ŻEBY GO PRZECZYTAĆ NALEŻY PRZEWINĄĆ W DÓŁ</b>GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-44794109528447439732016-12-05T16:25:00.001+01:002017-01-06T17:27:08.404+01:00Rozdział 20<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b></div>
<div dir="ltr">
<b> </b>Była godzina 18:15. Na zewnątrz już od jakiegoś czasu panowała ciemność,<b> </b>a ja byłam w trakcie przymierzania trzeciej sukienki z rzędu. Wreszcie wzięłam z szafy najnowszą z moich kreacji - czarną, krótka sukienkę przed kolano z odsłoniętymi plecami, a po jej założeniu uznałam, że leży na mnie doskonale, dlatego postanowiłam w niej zostać. Upewniłam się jeszcze, że prezent, który kupiłam Kate jest przygotowany i chwyciłam za telefon, żeby wybrać numer do Louisa, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i pojawił się w nich zadowolony Louis w dżinsowej kurtce, czarnej bluzce i czarnych spodniach z dziurami na kolanach mimo przenikliwego zimna panującego na zewnątrz.<br>
- Wyglądasz bardzo seksownie w tej sukience. - powiedział na przywitanie łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie, by następnie mnie pocałować. Szczerze, to uwielbiałam ten sposób przywitania, jednak teraz miałam na sobie bordową szminkę, dlatego oderwałam usta od jego ust podchodząc do lustra i poprawiając rozmazaną szminkę.<br>
- Hej, od kiedy to twój makijaż jest ważniejszy ode mnie. - zapytał udając obrażonego.<br>
- Od kiedy idę na imprezę urodzinową mojej przyjaciółki i chcę ładnie wyglądać. Zdajesz sobie sprawę ile tam będzie wystrojonych dziewczyn?<br>
- Ale ty i tak będziesz tam najpiękniej wyglądać. - zapewnił mnie Louis kładąc jedną rękę na moim tyłku.<br>
- Nie na za dużo sobie pozwalasz? - spytałam odwracając się i zabierając jego rękę z mojej pupy.<br>
- Zdecydowanie nie. - odparł uśmiechając się szeroko i ukazując rząd swoich białych zębów.<br>
***<br>
Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod białym domem Kate, gdzie oprócz samochodu Louisa było jeszcze kilkanaście innych. Muzykę słychać było już z daleka, chociaż przyjęcie zaczęło się dopiero kilka minut temu. Razem z Louisem weszliśmy na teren posesji Parkerów i grzecznie zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi, chociaż prawdopodobnie i tak były otworzone.<br>
W drzwiach stanął uśmiechnięty Zayn zamiast samej jubilatki, jednak jak podejrzewam Kate była zbyt zajęta rozmową z zebranymi się już gośćmi, żeby usłyszeć dzwonek, dlatego nie otworzyła nam osobiście.<br>
- Cześć Lucy, Hej Louis. - przywitał się całując mnie w policzek i podając rękę Louisowi.<br>
- Kate, czy możesz zaszczycić gości swoją obecnością!? - krzyknął po chwili do siostry.<br>
Po chwili Kate przybiegła na swoich wysokich, brokatowych szpilkach z przepraszającym uśmiechem. Miała na sobie śliczną, krótką, różową sukienkę z rozpinanym dekoltem, której szczerze zaczęłam jej zazdrościć. Kiedy już miałam zacząć witać się z przyjaciółką przerwał mi jej brat, który stanął przed Kate z zażenowaną miną.<br>
- Ile razy ci mówiłem, że nie powinnaś rozpinać tego dekoltu do końca? - zapytał zakładając ręce na piersiach.<br>
- Ile razy ci mówiłam, że nie jestem zakonnicą? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Kate wypychając Zayna w tłum gości. - Przepraszam, Zayn już sobie idzie. - zwróciła się do mnie i do Louisa, chociaż jej wzrok był skierowany tylko na moją osobę.<br>
Zayn westchnął ciężko, jednak odpuścił sobie dalsze pouczanie swojej młodszej siostry i poszedł w stronę swojej dziewczyny, która siedziała na krześle barowym przy wyspie kuchennej w kuchni tym samym pozwalając mi na danie przyjaciółce prezentu.<br>
Nie obyło się oczywiście bez wzruszających życzeń, naszych wspólnych wspomnień i zachwytu Kate przy otwieraniu prezentu, aż przyszła kolej na Louisa, który przez cały czas stał niezadowolony z boku trzymając w ręku torebkę z Pandory. Widząc, że teraz nastała jego kolej na wręczenie prezentu, podszedł niechętnie w stronę Kate z wyciągniętą w jej kierunku torebką.<br>
- Więc...cóż, wszystkiego...uh...wszystkiego...dobra, nie każ mi tego mówić. - jęknął w końcu zrezygnowany. Kate zaśmiała się i wzięła od niego prezent dziękując mu, co było do niej bardzo niepodobne, jednak nie zwróciłam temu uwagi na głos nie chcąc psuć wyjątkowo przyjaznego i niecodziennego nastawienia Kate do Louisa.<br>
- Jaka śliczna bransoletka, pewnie wybierała ją Lucy? - zagadała, zakładając srebrny łańcuszek z drobnymi zawieszkami na swój nadgarstek.<br>
- Nie do końca. Pomogła nam ekspedientka. - odpowiedział Louis drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Widoczniej jego też zdziwiło miłe zachowanie Kate do swojej osoby tak jak mnie. Zanim tu weszliśmy byłam prawie pewna, że moja przyjaciółka rzuci w stronę Louisa jakąś kąśliwą uwagę, której oczywiście on, nie uda, że jej nie usłyszał i również powie coś niezbyt miłego. Ten wieczór zapowiadał się na naprawdę udany.<br>
Weszliśmy więc dalej do salonu, gdzie kłębiło się najwięcej rozmawiających i tańczących ludzi. Kolorowe, ozdobne torebki stały poustawiane w równym rzędzie przy wieży skąd leciała głośna muzyka, a pomiędzy nimi latał radośnie mały piesek zakupiony wczoraj u pana Lamberta przez Justina.<br>
- Zayn, zabierz stąd Prosiaczka, zaraz go ktoś nadepnie! - krzyknęła Kate podchodząc w stronę stosu prezentów i dokładając do nich kolejny, tym razem ode mnie w czerwonej torebce z logo sklepu.<br>
- Prosiaczka? - spytałam zdziwiona.<br>
- Tak nazwałam mój prezent od Justina. Jest naprawdę słodziutki. - odpowiedziała, głaszcząc małego pieska.<br>
- Gdzie jest Justin? - spytał Louis, kiedy tylko usłyszał imię swojego przyjaciela.<br>
- Na górze, poszedł do toalety. - Kate wskazała ręką na schody.<br>
Louis oświadczył, że za chwilę wróci, a następnie pobiegł na górę zostawiając mnie samą z Kate i coraz większym tłumem gości. Kate jednak nie długo zdążyła ze mną porozmawiać, ponieważ musiała szybko przywitać nowo przybyłych gości oraz przyjąć od nich prezenty.<br>
Rozejrzałam się dookoła. Niedaleko mnie rozmawiały ze sobą Cindy i Melody jedne z popularniejszych dziewczyn w szkole, przy barku z alkoholami stali Mike, Dylan i Logan grający w męskiej drużynie koszykarskiej prowadzonej przez pana Fostera, na środku stało jeszcze kilkanaście innych osób, które kojarzyłam tylko z widzenia, aż nagle mój wzrok spoczął na Gigi stojącej z boku i rozglądającej się w poszukiwaniu towarzystwa, dlatego ruszyłam żwawym krokiem w jej stronę.<br>
- Cześć Gigi. - przywitałam się z dziewczyną Zayna, która uśmiechnęła się na mój widok.<br>
- Wreszcie jakaś znajoma twarz. - odetchnęła z ulgą. - Kate cały czas chodzi witać się z gośćmi, a Zayn poszedł odnieść jej psa do pokoju, a ja nie znam tu prawie nikogo.<br>
- Ja też nie znam tu dużo osób. Kate pozapraszała chyba wszystkie osoby z naszej szkoły. - stwierdziłam omiatając wzrokiem całe piętro. - A zmieniając temat, widziałaś gdzieś Lily?<br>
- Nie. - Gigi pokręciła głową. - Chyba jeszcze nie przyszła.<br>
- O czym rozmawiacie? - nagle usłyszałam za sobą głos Zayna, który chwycił Gigi za biodra i obrócił ją w swoją stronę. Ona natomiast uśmiechnęła się i zarzuciła brunetowi ręce na szyję. Są taką idealną i uroczą parą, czasami naprawdę zazdroszczę Gigi, tego, że ma takiego świetnego, troskliwego i przystojnego chłopaka. Ile mogłabym oddać, żeby wieść takie samo beztroskie życie.<br>
- W sumie, to o niczym ważnym, chyba pójdę poszukać Louisa. - odpowiedziałam szybko się wycofując i zostawiając zakochanych Gigi i Zayna samych. Czułabym się naprawdę niezręcznie, stojąc sama przy całującej się parze.<br>
Gigi uśmiechnęła się jeszcze do mnie z przepraszającą miną, a ja ruszyłam na poszukiwania mojej zguby. Weszłam schodami na górę omijając po drodze pokój Zayna i stając naprzeciwko łazienki. Światło w środku było zapalone co świadczyło o tym, że ktoś jest w środku, chociaż nie miałam stuprocentowej pewności, że jest tam Louis. Na całe szczęście już po kilku sekundach drzwi łazienki otworzyły się, a w w progu stanął poszukiwany przeze mnie osobnik.<br>
- Szukałam cię. - oświadczyłam z pretensją wiercąc wzrokiem dziurę na twarzy Lou.<br>
- Byłem tylko w łazience. - odparł, zamykając za sobą drzwi.<br>
- A gdzie jest Justin? - spytałam rozglądając się w poszukiwaniu Justina, po którego miał iść Louis.<br>
- Wrócił do Kate, a ja postanowiłem skorzystać z toalety, a co myślałaś? - na jego twarzy pojawiło się lekkie rozbawienie.<br>
- Nic. Wracajmy już na dół. - mruknęłam nieco zawstydzona swoim przesadnym pilnowaniem Louisa, jakby należał do mnie. A przecież nawet nie jesteśmy razem...<br>
Przez chwilę się ze mnie śmiał co chwilę mówiąc, że zaczynam być o niego zazdrosna i podejrzewam go o niestworzone rzeczy co po części było prawdą, dlatego trąciłam go łokciem i posłałam mu mordercze spojrzenie. Na ten gest, jego śmiech ustał, choć widziałam po nim, że jest w dalszym ciągu rozbawiony. Potem wziął mnie za rękę i pocałował, kiedy byliśmy już na dole tak, że nasz pocałunek przyciągnął uwagę połowy osób zebranych w salonie. Ich podniecenie sięgnęło zenitu, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że osoba, która właśnie mnie całuje to Louis Tomlinson - ten sławny piłkarz na imprezie licealistów we własnej osobie. Z tego względu nie obyło się bez próśb o autograf zwłaszcza płci męskiej i mnóstwa zdjęć.<br>
Wokół zebrało się tyle osób, że stwierdziłam, iż najlepszym pomysłem będzie odsunąć się na tę chwilę, żeby przypadkiem nie zostać staranowanym. Odchodząc w przeciwnym kierunku napotkałam się na dzisiejszą jubilatkę stojącą pośrodku salonu z rozwścieczoną miną. Kate zdecydowanie nie jest osobą, która jest przyzwyczajona do bycia w cieniu innych osób. Ona jest liderką i nie znosi kiedy ktoś ja przyćmiewa, dlatego wdrapała się na mały, drewniany stolik do kawy i krzyknęła głośno zwracając uwagę wszystkich gości stłoczonych przy Louisie i Justinie, którego również się dopatrzyli pośród tłumu. Jedyną osobą, której jeszcze brakowało był Liam, który ukrywał się za plecami Lily w kuchni. Dopiero teraz zauważyłam, że oni w końcu również zjawili się na imprezie. Lily miała na sobie naprawdę ładną sukienkę, jestem pewna, że kupiła ją niedawno w tajemnicy przede mną.<br>
- Hej, są moje urodziny i za chwilę robimy grę w wyzwania, dlatego zostawcie wreszcie mojego Justina i tego drugiego piłkarzynę w spokoju. Zdążycie wziąć od nich autograf, będą do końca imprezy, a teraz gramy!<br>
Tłum na szczęście posłuchał Kate i odsunął się od Justina i Louisa pozwalając mi na wrócenie do boku Lou, który natychmiast objął mnie ramieniem. Kate zadowolona zeszła ze stolika o mało nie wywracając się na swoich wysokich szpilkach i podeszła do Justina całując go czule i biorąc za rękę. Jestem pewna, że chciała zaznaczyć tym swój teren, na wypadek gdyby inne dziewczyny, które sama zaprosiła chciały go podrywać, ale taka jest już moja przyjaciółka. Jej tok myślenia jest naprawdę trudno zrozumieć. Po 10 latach przyjaźni z nią nadal go nie odgadłam.<br>
- Zanim jednak zaczniemy grać, chciałem coś zrobić, a w zasadzie to puścić. - tym razem głos przejął Zayn wychodząc na środek. - Jako, że wszyscy się już zorientowali, że nasza dzisiejsza jubilatka jest moją siostrą, z okazji jej 19 urodzin, skleiłem pewien film z naszego dzieciństwa i innych różnych jej wspomnień. - Zayn popatrzył z miłością na swoją siostrę, a następnie podszedł do wielkiego plazmowego telewizora i włożył płytę do odtwarzacza.<br>
Nikt nie wiedział jeszcze o co chodzi i chyba sama Kate też, ponieważ była tak samo zdezorientowana jak reszta uczestników imprezy.<br>
- Wiesz o co chodzi? - spytała mnie szeptem przyjaciółka, spoglądając z ukosa na Zayna stojącego przy odtwarzaczu.<br>
- Skąd mam wiedzieć, przecież to twój brat. - odszepnęłam jej, z zaciekawieniem obserwując poczynania Zayna.<br>
Wreszcie na telewizorze wyświetlił się obraz. Wszyscy zajęli miejsca na kanapie, na fotelach bądź na stołkach barowych w kuchni i wpatrywali się w duży ekran. Na początku ukazał się salon, starego domu Kate przed przeprowadzką. Obraz był kręcony kamerą. Na dywanie siedziała mała, półroczna dziewczynka z ciemnymi włoskami. Bawiła się w najlepsze plastikową ciuchcią, a niedaleko niej siedział prawie pięcioletni chłopiec patrząc z zaciekawieniem na kamerę lub tez osobę, która kręciła film.<br>
- No Zayn, przytul swoją siostrzyczkę. - odezwał się damski głos zza kamery należący do mamy Kate i Zayna - Jennifer Parker.</div>
<div dir="ltr">
Ciemnowłosy chłopiec wstał z dywanu i podszedł do bawiącej się dziewczynki otulając ją swoimi ramionami. Goście wydali jęk rozczulenia, jednak nie na długo. Na filmie widać było jak mały Zayn nie puszcza siostry i przytula ją do siebie mocniej, tak że Kate puściła zabawkę i wybałuszyła oczy nie mogąc złapać powietrza.</div>
<div dir="ltr">
- Zayn, nie tak mocno! - krzyknęła ich mama, odciągając Zayna od Kate. - Ona jest malutka, nie możesz tak mocno jej przytulać. - skarciła syna.</div>
<div dir="ltr">
- Ale sama mi kazałaś. - tłumaczył się chłopiec i uśmiechnął się zadowolony do kamery.</div>
<div dir="ltr">
Następna scena przedstawiała również stary dom Kate i choinkę. Przy choince stało uśmiechnięte rodzeństwo. Kate miała na oko 4 latka, Zayn - 8. Ten film również nagrywała ich mama, ponieważ z boku kadru widać było pana Wiliama krzątającego się po kuchni i dekorującego świąteczne pierniczki. Zayn nakładał na choinkę zielone bombki, a Kate chcąc iść w ślady starszego brata usiadła na podłodze i zaczęła rozpakowywać pudełka z czerwonymi bombkami. Kiedy zadowolona wyjęła jedną z nich i już wstawała, żeby zawiesić ją na choince, brat wyrwał jej bombkę i sam zaczął stawać na palcach, żeby ją zawiesić.</div>
<div dir="ltr">
- Zayn, oddaj mi, to moja! - krzyknęła niezadowolona dziewczynka, a gdy ciemnowłosy chłopiec odwrócił się i pokazał jej język zezłoszczona dała mu klapsa w pupę i odeszła tupiąc nogami.</div>
<div dir="ltr">
- Synku, dlaczego znowu jej dokuczasz, przecież wiesz, że jest od ciebie młodsza. - powiedziała stojąca za kamerą Jennifer, by po chwili obraz znikł z ekranu, a na jego miejsce pojawił się nowy.<br>
Tym razem na filmie był uwieczniony mój pokój. Kate i Lily siedziały na podłodze i czytały horoskopy, a ja nagrywałam ich kamerą. Doskonale pamiętałam ten moment. Miałyśmy wtedy po 12 lat. Do pokoju wszedł mój tata i zaczął czytać horoskopy razem z nami, a później zaczął robić głupie miny do kamery i powiedział, że zaprasza nas kanapki z żółtym serem, a na deser ciasto czekoladowe i właśnie wtedy nagranie się skończyło. Na telewizorze pokazało się jeszcze mnóstwo podobnych nagrań. Był film, z naszej pierwszej wspólnej nocy, kiedy opowiadałyśmy sobie straszne historie o duchach, kiedy jechałyśmy na obóz sportowy, kilka krótkich filmów z obozu i film jak Zayn oblewa Kate wodą w lany poniedziałek. W czasie trwania tych filmików przypomniałam sobie całe moje dzieciństwo spędzone wspólnie z przyjaciółkami i zdałam sobie sprawę ile dla mnie znaczą. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co by było, gdyby którejś z nich w moim życiu zabrakło. Są dla mnie jak siostry.<br>
Louis widząc łzy w moich oczach otulił mnie ramieniem i pocałował w czoło, podczas, gdy Kate wstała z kolan Justina i również ze łzami w oczach, podeszła do Zayna ściskając go mocno. Gdy już wyściskała swojego brata i podziękowała mu tysiąc razy za sklejenie filmu, zawołała mnie i Lily na sam środek, gdzie obecnie stała i zebrałyśmy się we trzy w siostrzanym uścisku.<br>
- No dobra, wystarczy już tego wszystkiego. - Kate ponownie zabrała głos, gdy uścisk dobiegł końca. - Gramy w prawda czy wyzwanie, co wy na to?<br>
Goście oczywiście jednogłośnie się zgodzili. Wszyscy kochali grać w prawda czy wyzwanie. Nie byłam do tej pory na żadnym przyjęciu, na którym ta gra by się nie odbyła. To stały i nieodłączny punkt wszystkich imprez i nawet ją lubiłam dopóki ktoś nie wyznaczał do wykonania zadania mnie i jak to czasem bywa, wyzwanie nie było przyjemne, dlatego najczęściej wybierałam prawdę. Najlepiej i najprzyjemniej jest być obserwatorem, nie wykonawcą, a przynajmniej dla mnie. Jednak teraz kiedy zamiast mojej poprzedniej osobowości jest nowa, wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, żeby wpasować się do zgromadzonego towarzystwa. W końcu tak zachowałaby się Lucy, którą jestem teraz.<br>
Ludzie zaczęli siadać na dywanie w kręgu i gra zdawała się już rozpoczynać. Kate wzięła jeszcze plastikowe kubki i butelki z alkoholem, a potem również zajęła miejsce, oczywiście przy Justinie.<br>
- Wszyscy wiedzą jakie są zasady? - uczestnicy pokiwali głowami. - W porządku, komu zabraknie odwagi, może się napić. - Kate uśmiechnęła się słodko, a następnie jako pierwsza zakręciła butelką. Wypadło na Melody.<br>
- Prawda czy wyzwanie Melody?<br>
- Wyzwanie. - odpowiedziała odważnie blondynka, jednak po jej minie widać było, że obawia się tego co poleci jej Kate.<br>
- Skoro jesteś taka odważna, przeliż się z Cindy przez 10 sekund. - powiedziała zadowolona z siebie.<br>
Po minie Melody i Cindy można było wywnioskować, że są tym lekko obrzydzone i niezadowolone. Melody w geście ratunku nalała sobie pół kubka alkoholu, który wypiła szybko jednym haustem. Następnie zbliżyła się do Cindy, ujęła jej twarz w dłonie i powoli zaczęła całować swoją przyjaciółkę, która z ogromną niechęcią oddawała pocałunek.<br>
- Fuj, to obrzydliwe. - wyszeptał Louis chowając twarz w moje ramię, podczas gdy wszyscy inni zaczęli gwizdać.<br>
W końcu przyszła kolej na kręcenie butelką przez Melody, która dumnie wykonała swoje zadanie i usiadła z powrotem na swoje miejsce. Butelka kręciła się i kręciła, aż w końcu zatrzymała się na Louisie. Byłam spokojna do czasu, gdy po pytaniu ''Prawda czy wyzwanie", Louis wybrał opcję numer dwa, jednak nie to w tym wszystkim było najgorsze, a zadanie które dała mu Melody. Przysięgam, że w szkole osobiście ją uduszę własnymi rękoma.<br>
- Więc, Louis... Udawaj, że uprawiasz z kimś seks. Z dziewczyną lub z chłopakiem jeśli wolisz. - zachichotała, a razem z nią część gości. W kółku słychać było głośne szepty dziewczyn zadające sobie pytanie kogo wybierze Louis, i przyznam, że ja sama zadawałam sobie to pytanie, a im dłużej się nad tym zastanawiałam tym bardziej moja palpitacja serca wzrastała. Nie chciałam, żeby Louis wybrał jakąś inną dziewczynę i udawał, że uprawia z nią seks. Wiem, że to niby nic takiego, ale po prostu nie chcę patrzeć na to jak udaje z kimś stosunek. Można powiedzieć, że jestem o niego w pewien sposób zazdrosna i... uhh nienawidzę tej myśli.<br>
- Lucy. - w jego ustach zadźwięczało moje imię wypowiedziane tuż nad moim uchem. - W tym momencie wzrok wszystkich skierował się na nas co napawało mnie cholernym strachem. Tak, faktycznie nie chciałam, żeby zrobił to z jakąś dziewczyną z zebranego tu towarzystwa, ale nie chciałam też odgrywać takiej intymnej scenki przy tylu osobach. Jestem pewna, że jeśli to zrobimy ktoś za chwilę to nagra i puści filmik po całej szkole, ale wiedziałam, że nie mogę nic po sobie pokazać, dlatego przełknęłam ślinę, nalałam sobie pełny kubek alkoholu i po jego przełknięciu, byłam gotowa na to co miało się wydarzyć.<br>
<b>*Louis*</b><br>
<b> </b>- Połóż się pode mną. - poleciłem zdenerwowanej Lucy, która mimo swojego strachu postanowiła trzymać fason i nic po sobie nie pokazywać, jednak ja widziałem z bliska jej zdenerwowanie. Sam nie byłem z tego wyzwania zadowolony. Chętnie bym je wykonał, ale w miejscu gdzie nikt nas nie widzi, a nie w miejscu, gdzie jest zgromadzonych pełno ludzi, a w ręku już trzymają telefony do nagrania całego wyzwania.<br>
- Schowajcie te telefony, durnie, to co się tutaj będzie działo ma nie zostać nigdzie upublicznione. - warknąłem do wyczekujących w napięciu małolatów, którzy na moje niezbyt przyjemne polecenie schowali telefony czekając na rozwój wydarzeń. W końcu to trochę niecodzienne, kiedy na imprezę licealistów przychodzi sławny piłkarz i na dodatek udaje stosunek z jedną z licealistek.<br>
Lucy położyła się pode mną patrząc na mnie niepewnie, ale przecież już nie takie rzeczy już robiliśmy. Przełożyłem jedną nogę nad jej ciałem tak, że teraz górowałem nad nią w rozkroku, a następnie pochyliłem się bliżej i zacząłem poruszać płynnie biodrami udając stosunek. Lucy postanowiła ładnie ze mną współpracować i wypchnęła swoje biodra w kierunku moich w sposób, który spowodował, że nasze krocz się o siebie otarły. Jej ręce oplotły moja szyję przyciągając mnie do jej ciała jeszcze bliżej, a prawą nogę usadowiła na moim boku. <i>Kurwa, to jest cholernie podniecające.</i><br>
<i> </i>Dla ulepszenia efektu złączyłem swoje usta razem z jej ustami, a po chwili wślizgnąłem do nich swój język, zaczynając ją zachłannie całować. Ona oddawała mi każdy pocałunek. Jej język współgrał z moim tak jak nasze biodra i gdyby to co robimy, nie było tylko wyzwaniem do wypełnienia mógłbym pozostać w tej pozycji na wieki. Kiedy już się od siebie odsunęliśmy i znaleźliśmy na właściwych miejscach zgromadzenie licealistów zaczęło bić nam brawo. Uśmiechnąłem się do nich z dumą, a następnie zakręciłem butelką. Kątem oka widziałem jak Lucy nadal nie może dojść do siebie. Była trochę oszołomiona i z trudem próbowała to zamaskować takim samym uśmiechem jak mój.<br>
<i> </i>- Liamie. - powiedziałem, bardzo szczęśliwy z faktu, że butelka stanęła na kimś kogo znam i nie będę musiał się zbytnio wysilać, żeby wymyślić coś ciekawego. - Proszę, abyś wykonał przy wszystkich tu zebranych swój irlandzki taniec. - poprosiłem tłumiąc w sobie śmiech. Irlandzki taniec Liama polega na wymachiwaniu wszystkimi kończynami w powietrzu i ani trochę nie był zbliżony do prawdziwego irlandzkiego tańca. Wymyślił to, kiedy był pijany, jednak irlandzki taniec pozostał w mojej pamięci na zawsze i Justina chyba również, bo nawet z drugiego końca salonu widziałem jak śmiał się zatykając usta dłonią.<br>
- Ale, nawet nie wybrałem co wolę. - zaprotestował Liam.<br>
- Ależ nie musiałeś, zrobiłem to za ciebie, a teraz tańcz, przyjacielu.<br>
Dopiero teraz licealne towarzystwo spostrzegło, że na imprezie jest też trzeci piłkarz, jednak wbrew moim przypuszczeniom nie rzucili się na niego z kartkami i długopisami oraz telefonami albo Bóg wie jeszcze czym, tylko w uwadze obserwowali poczynania Liama czekając w zniecierpliwieniu podobnie jak ja na jego irlandzki taniec.<br>
Wreszcie Liam wstał ze swojego miejsca oparty o Lily i przystąpił do wykonania tańca. Zaczął wymachiwać w powietrzu kończynami czemu towarzyszył wielki śmiech gości i klaskanie. Ja wprost zwijałem się ze śmiechu kładąc się na kolanach Lucy, gdyż nie wytrzymałbym długo w pozycji siedzącej. Słyszałem jak ona też się z tego śmieje i kładzie rękę na moich plecach, a po chwili mnie po nich głaszcze. Nawet, gdy Liam już wykonał swoje wyzwanie i usiadł z powrotem posyłając mi mordercze i jednocześnie rozbawione spojrzenie nie wstałem z jej kolan nadal się uśmiechając, jednak tym razem z innego powodu. Przyjemnie mi było na jej nogach słysząc jej uroczy śmiech, dlatego nie chciałem z nich wstawać. Tak mi było dobrze.<br>
Po kilku następnych rundach wszyscy zaczęli być powoli wstawieni. Gra nabierała lepszej zabawy, kiedy się choć trochę napiło, więc większość osób wypiła po kilka kubeczków alkoholu nawet jeżeli nie dostali jeszcze żadnego zadania do wykonania. Kate miała za zadanie przelizać się z kimkolwiek chce, więc nie trudno było odgadnąć to, że wybierze Justina, jej brat wybrał prawdę i został zapytany o to czy podoba mu się jakaś z uczennic grupy z którą odbywa praktyki (Oczywiście zaprzeczył i na dowód pocałował swoją dziewczynę siedzącą obok niego ku niepocieszeniu zauroczonym w nim nastolatek), jakaś dziewczyna, której nie znam podobnie jak większości tych osób, musiała zdradzić któryś ze swoich sekretów a chłopak o imieniu Dylan miał twerkować przez 2 minuty do piosenki "Starships" Nicky Minaj (dowiedziałem się tego kiedy mnóstwo dziewczyn krzyczało jego imię, nie jestem pewien czy Lucy też by krzyczała, bo chłopak był całkiem przystojny, ale na wszelki wypadek zakryłem jej oczy dłonią i odwróciłem plecami do twerkującego Dylana).<br>
- Lucy. - chłopak, który kręcił butelką spojrzał na Lucy siedzącą mi na kolanach, która obecnie wtulała się, lekko pijana w moje ramię. - Prawda czy wyzwanie?<br>
- Skoro wszyscy biorą wyzwanie to ja też. - zaśmiała się odważnie. Miałem tylko nadzieję, że ten małolat nie wymyśli niczego głupiego, bo inaczej przysięgam, że złoję mu skórę.<br>
- Zrób mi malinkę na szyi. - oświadczył chłopak głupkowato się uśmiechając.<br>
- Nie ma mowy, ona tego nie zrobi, wymyśl jakieś inne zadanie. - zaprzeczyłem przytrzymując Lucy i sadzając ją sobie wyżej na kolanach.<br>
- A co jesteś o nią zazdrosny? - podjął dalej temat brunet drocząc się ze mną.<br>
- Nie jestem. Tylko wiem, że ona tego nie chce zrobić.<br>
- Może nie decyduj za nią i trochę wyluzuj.<br>
Kiedy już zbierałem się na powiedzenie temu bezczelnemu chłopakowi jakiejś ciętej riposty Lucy ku mojemu zdumieniu jak i większości zgromadzonego ludu wstała z moich kolan i ruszyła w stronę chłopaka.<br>
- Co ty robisz...? - zapytałam zdumiony, podczas gdy ona tak po prostu uklęknęła przy brunecie i przyssała się do jego szyi. Obserwowałem cały ten proces z otwarta buzią. Justin i Liam spojrzeli na mnie współczująco, ale totalnie nie obchodziły mnie teraz ich pocieszające gesty. Przecież ja bym jej czegoś takiego nie zrobił. Nie przysysałbym się do szyi innej laski, kiedy jest ze mną. Tak wiem, że nie jesteśmy parą, ale takich rzeczy się po prostu nie robi nawet jeżeli to tylko głupia gra w butelkę.<br>
- Proszę bardzo Mike. - powiedziała po wszystkim uśmiechając się do licealisty, który z zadowoleniem oglądał swoją malinkę w odbiciu swojego telefonu.<br>
- Dzięki Lucy. - również posłał jej uśmiech, kiedy szatynka chciała zająć znów miejsce na moich kolanach. <i>,,O nie, teraz możesz iść siadać na kolanach Mike'a" </i>- pomyślałem odsuwając się od niej.<br>
- Co jest Louis? - zapytała siadając obok mnie na podłodze ze zdziwioną miną.<br>
- Nic, zupełnie nic. - odpowiedziałem najpoważniej jak potrafiłem odwracając się do Lucy plecami.<br>
Czy byłem zazdrosny? Nie. Ja po prostu uważałem jej zachowanie za niestosowne. Robi malinki na szyi jakiemuś Mike'owi, kiedy kilka minut wcześniej przymilała się do mnie, ale nic straconego. Postanowiłem się za to, godnie odwdzięczyć. Tak jak przystoi na zawodowego łamacza serc - Louisa Tomlinsona. Oj tak, znam się na tym i uwierzcie mi, że jestem w stanie zranić ją mocniej niż ktokolwiek inny.<br>
Po skończonej grze, kiedy większość graczy była już mocno wstawiona goście rozeszli się po całym piętrze i robili najróżniejsze rzeczy. Na ściennym zegarze zobaczyłem, że wybiła godzina 21: 20, nie było więc jeszcze tak późno biorąc pod uwagę fakt, że impreza rozpoczynała się o 19, choć za oknami już od kilku godzin panowała ciemność. Lucy próbowała mi kilkakrotnie tłumaczyć, że zrobiła Mike'owi malinkę tylko, dlatego, że takie otrzymała wyzwanie, jednak ja byłem całkowicie obojętny na jej tłumaczenia. Nie obchodziło mnie to. Miałem teraz inne plany.<br>
W tłumie tańczących nastolatków wypatrzyłem jedną, ładną i zgrabną dziewczynę siedzącą samą z czerwonym kubkiem alkoholu w ręku. Podszedłem do niej ignorując Lucy, która nadal kręciła się obok mnie i przysiadłem się obok niej co od razu zwróciło jej uwagę.<br>
- Hej. - przywitałem się, od razu przystępując do zaplanowanej czynności i położyłem jej moją dłoń na kolanie.<br>
- H-hej. - odpowiedziała mi dziewczyna odrobię zszokowana moim zainteresowaniem jej osobą jak mniemam.<br>
- Od razu przykułaś moja uwagę wiesz? Jesteś bardzo ładna. - uśmiechnąłem się posyłając szatynce jeden z moich czarujących uśmiechów.<br>
- Dziękuję, ty też jesteś bardzo przystojny. Czasami oglądam mecze, w których grasz.<br>
<i>,, Oh, gdzieś to już słyszałem"</i><br>
<i> -</i> Więc możesz czasami podziwiać mnie bez koszulki. - puściłem jej oczko. - Zdradzisz mi może swoje imię?<br>
<i> -</i> Jestem Victoria. - odparła, ekscytując się mną coraz bardziej. Kochałem to powodzenie u płci przeciwnej. Czasami można wynieść z tego naprawdę ogromne korzyści jak na przykład teraz.<br>
- Victoria... - powtórzyłem udając rozmarzonego. - Piękne imię. Niemal tak bardzo jak ty.<br>
Dziewczyna właśnie mi coś odpowiadała, jednak jej paplanina niezbyt mnie obchodziła, dlatego postanowiłem od razu przystąpić do konkretów. Wciągnąłem ją na swoje kolana jednocześnie brutalnie przysysając się do jej warg. Oddawała każdy mój pocałunek, grzecznie otwierając usta i pozwalając mojemu językowi na wpełznięcie do środka. Podczas tego pocałunku otworzyłem na moment oczy i zobaczyłem Lucy stojącą nad nami. Zakończyłem więc badanie gardła Victorii i skierowałem swój wzrok na Lucy.<br>
- Czegoś potrzebujesz? - zwróciłem się do niej niezbyt uprzejmie.<br>
- Jesteś żałosny. - wysyczała przez zaciśnięte zęby, a następnie odwróciła się na swoich czarnych szpilkach posyłając Victorii siedzącej nadal na moich kolanach nienawistne spojrzenie na co dziewczyna tylko się do niej złośliwie uśmiechnęła pokazując tym swoją przewagę, której właściwie nie posiadała.<br>
Zepchnąłem ją ze swoich kolan i podążyłem w głąb ludzi szukając wzrokiem obrażoną na mnie Lucy. Victoria krzyczała za mną moje imię, ale nie miało to już dla mnie większego znaczenia. Chciałem znaleźć się jak najdalej od niej. Tak naprawdę to beznadziejnie całowała. Całując ją myślałem o ustach Lucy, bo inaczej nigdy bym jej nie pocałował mimo, że nie była wcale brzydka. Po prostu nie potrafiłem już inaczej. Lucy była moim ideałem wszystkiego i dlatego nie lubiłem jej ranić, ale mam bardzo trudny charakter i musiałem to zrobić. Inaczej nie byłbym sobą.<br>
- Zayn. - przystanąłem na chwilę przy brunecie tańczącym ze swoją dziewczyną. - Widziałeś gdzieś Lucy? - zapytałem z nadzieją.<br>
- Właśnie poszła na górę, do pokoju gościnnego, nie była chyba w dobrym nastroju, pokłóciliście się o coś? - zapytał ze zmartwionym wyrazem twarzy.<br>
- Nie. To znaczy tak. Tak trochę. Możesz mi jeszcze powiedzieć gdzie jest ten pokój gościnny?<br>
- Naprzeciwko łazienki, obok pokoju Kate.<br>
- Dzięki. - odparłem szybko wyplątując się z tłumu imprezowiczów i kierując się schodami na górę.<br>
Szybko odnalazłem pokój gościnny. Wywnioskowałem to, kiedy usłyszałem poszczekiwanie psa za jednymi z drzwi, więc stwierdziłem, że jest to pokój diabelskiej siostry Zayna, która dzisiaj zachowywała się w stosunku do mnie wyjątkowo uprzejmie. Góra była urządzona jeszcze ładniej niż salon i kuchnia na dole. Hol był tu wyjątkowo przestronny, a na każdej ze ścian wisiały zdjęcia Zayna i Kate, razem lub osobno, zdjęcia całej rodziny z wakacji lub zdjęcia z ferii zimowych. Zauważyłem jednak to, że na każdym ze zdjęć, gdzie rodzina była w komplecie Zayn i Kate mieli zaledwie po kilka lat. Nie było ich starszych zdjęć, jednak nie miałem czasu, żeby się w to zagłębiać.<br>
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Na białej, podłużnej, wąskiej kanapie siedziała Lucy z twarzą schowaną w dłoniach. Widziałem jak łza potoczyła się po jej dłoni. Płakała, ale tak cicho jak nigdy dotąd. Jakby bała się, że ktoś ją usłyszy, chociaż na dole panuje taki hałas, że ludzie z dołu nie usłyszeliby nawet huku po upadnięciu telewizora, zawieszonego na ceglanej ściance naprzeciwko kanapy, gdzie siedzi. Poczułem się z tego powodu źle, bo przecież wiedziałem, że jej łzy są moją winą. Nie powinienem się na niej w ten sposób odgrywać, ale z drugiej strony nie potrafiłem się przed tym powstrzymać. Tak czy inaczej nie czułem się z tego powodu dobrze. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę z tego, że jestem dupkiem dla osób, które na to nie zasługują.<br>
- Lucy. - powiedziałem cicho, zbliżając się w jej stronę. Od razu podniosła głowę i szybko wytarła wierzchem dłoni łzy skapujące z jej policzków. Pod oczami miały rozmazany tusz do rzęs, a droga, po których płynęły łzy została oznaczona szarymi strużkami. Zrobiło mi się jej strasznie żal. Płakała już kolejny raz przeze mnie. Kolejny raz byłem powodem jej łez, a przecież nic mi nie zrobiła. To było tylko wyzwanie, nie musiałem się z tego powodu tak denerwować. Ale się zdenerwowałem. Nie lubię widoku Lucy z innym chłopakiem. Po prostu to mnie złości.<br>
- Czego chcesz? Nie powinieneś być z Victorią? Na pewno już zaczęła cię szukać. - jej głos był szorstki i nieprzyjazny. Wzdrygnąłem się. Nigdy tak do mnie nie mówiła.<br>
- Mam ją gdzieś. Poszedłem szukać ciebie. - odparłem próbując wytrzeć jej policzki, ale odtrąciła moją rękę z obrzydzeniem.<br>
- Nie dotykaj mnie i wyjdź. Chcę być sama.<br>
- Lucy, wiem, że tym razem trochę przegiąłem, ale byłem zły. Chciałem się na tobie zemścić, wiem, że nie powinienem, dlatego cię przepraszam.<br>
- Nie musisz, w końcu nie jesteśmy ze sobą w związku.<br>
- Racja. - przytaknąłem, przypominając sobie o tym, że Lucy nie jest moją dziewczyną, a ja nie jestem jej chłopakiem, chociaż zachowujemy się wobec siebie jakby było na odwrót. - Ale i tak przepraszam.<br>
Lucy pokiwała głową.<br>
- Wracaj na imprezę, jeszcze się nie skończyła.<br>
- Pod warunkiem, że wrócisz na nią razem ze mną. - powiedziałem mając nadzieję, że tym przekonam ją jakoś do powrotu na dół, jednak pokręciła przecząco głową.<br>
- Nie mam ochoty. Może później, a teraz proszę wyjdź już o pozwól mi zostać samej.<br>
Wtedy dałem jej za wygraną. Wiedziałem, że niewiele wskóram dalszymi prośbami, dlatego opuściłem pokój gościnny ze zwieszoną głową i z poczuciem winy zszedłem na dół mieszając się w tłum gości i kierując się w stronę kuchni, gdzie porozstawiane były butelki alkoholu. Wziąłem jeden z kubków i napełniłem go, a następnie przechyliłem, by poczuć smak gorzkiej cieczy. Po kilku kolejnych kubkach poczułem się nareszcie lepiej. Jeżeli alkohol w dalszym ciągu będzie rozwiązywał moje problemy, w końcu popadnę w alkoholizm.<br>
<b>*Lucy*</b><br>
<b> </b>Siedziałam sama w pokoju jeszcze przez długi czas, dopóki do środka nie weszła Kate i siłą sprowadziła mnie na dół mimo moich licznych protestów. Starałam się unikać Louisa, przez cały czas trzymając się Kate i Lily i przyznam, że świetnie się z nimi bawiłam. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że lepiej niż zanim Louis wywołał u mnie załamanie psychiczne. Wypiłyśmy dużą ilość alkoholu, która pozwoliła mi na zapomnienie o dosłownie wszystkich problemach i nieco mnie wyluzowała. Po kolejnym kubku z rzędu goście zaczęli powoli opuszczać dom Kate. Gdy już wszyscy wyszli była godzina prawie 2 w nocy. Zostałam tylko ja, Lily, Louis, Liam, Gigi i Justin.<br>
<b> </b>- Kochanie, nie pij już więcej. - do Kate podszedł chwiejnym krokiem Justin zabierając jej czerwony kubek z ręki i stawiając go na blacie daleko od niej.<br>
- Ty też jesteś pijany. - wymamrotała Kate sięgając po swój alkohol i dopijając go do końca. - Chodźmy już spać. - powiedziała, kiedy kubek był już pusty. Wstała i chybocząc się na swoich wysokich szpilkach przez nadmierny alkohol płynący w jej żyłach wzięła Justina za rękę i ruszyła z nim na górę.<br>
- Zostajecie u nas na noc? - spytała przez ramię.<br>
- Ja chyba powinnam się już zbierać do siebie. - odparłam również podnosząc się ze swojego miejsca.<br>
- A ja zostanę, jeśli pozwolisz. Nie dam rady wrócić do domu w takim stanie, a Liam mnie nie odwiezie, jest jeszcze gorzej pijany niż ja. - Lily pokazała na Liama, który w najlepsze tańczył swój irlandzki taniec uznając, że impreza jeszcze się nie skończyła.<br>
Kate pokiwała głową, a następnie zniknęła na górze razem z Justinem, który po drodze przewrócił się jeszcze na schodach tłumacząc się, że zauważył 50 pensów.<br>
- Na pewno nie zostaniesz? - spytał mnie Zayn sprzątając puste kubki ze stołu.<br>
- Nie, wolę wrócić. - odparłam zgodnie z prawdą zerkając kątem oka na Louisa siedzącego na kanapie i wpatrzonego we mnie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Przez cały czas patrzył się na mnie dziwnie, ale nic nie mówił, to powoli zaczynało mnie denerwować.<br>
- Zamówić ci taksówkę? - spytał ponownie Zayn wyciągając swój telefon z kieszeni.<br>
- Oh, nie wrócę na piechotę, nie mam daleko do domu.<br>
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - zaczął brat Kate spoglądając na mnie z niepewnością.<br>
- Oczywiście, że nie jest. - nagle głos zabrał Louis, który do tej pory cały czas milczał. Podniósł się z kanapy i podszedł w moja stronę z rękami skrzyżowanymi na piersiach. - Zostaniemy tu na noc, jeżeli Zayn nie ma nic przeciwko.<br>
- Od początku to proponowałem. - odparł natychmiast Zayn. - To byłoby zbyt niebezpieczne, żebyś wracała sama do domu o 2 w nocy, Lucy. Możecie spać w pokoju gościnnym, a Lily i Liam w salonie, chyba, że wolicie na odwrót?<br>
- Zaraz. Nie mogłabym spać osobno? Sama? - podjęłam próbę zapewnienia sobie miejsca noclegu z daleka od Louisa. Wiem, że dom Kate i Zayna liczy sobie tylko sześć pokoi z czego dwa z nich to gabinet ich rodziców i ich sypialnia, w której raczej nie będę mogła spać, a zresztą czułabym się tam zbyt niezręcznie, ale naprawdę nie uśmiechało mi się spać z Louisem w jednym łóżku po naszej małej kłótni. Czułam do niego obrzydzenie. Usta, którymi całował mnie, całował też Victorie, wiec nie chciałam ich już czuć na swoich. Gdybyśmy spali razem jestem pewna, że próbował by mnie dotykać, a tego nie zniosłabym jeszcze bardziej niż samej jego obecności blisko mojego ciała.<br>
- Przykro mi Lucy, ale nie masz gdzie. - zaprzeczył Zayn. - Kate śpi z Justinem u siebie, ja śpię w swojej sypialni razem z Gigi, Lily z Liamem w salonie lub pokoju gościnnym, więc pozostaje już tylko jedno łóżko. Będziesz musiała się przełamać.<br>
- Skoro nie mam wyboru... - westchnęłam z rezygnacją.<br>
- Jak chcecie możecie wziąć z Louisem pokój gościnny. - powiedziała Lily. - Ja i Liam możemy przespać się w salonie.<br>
- Jasne, dzięki. - mruknęłam siląc się na uśmiech w stronę przyjaciółki. Następnie skierowałam się powolnym krokiem w stronę schodów i zaczęłam pokonywać stopnie przez cały czas trzymając się barierki. Po chwili usłyszałam za sobą kroki. Wiedziałam, że nie należą do nikogo innego jak Louisa. Dreptał za mną dopóki nie zatrzymałam się przed pokojem Kate z zamiarem wzięcia od niej czegoś na przebranie do spania.<br>
- Po co chcesz tam wejść? - zapytał bacznie mi się przyglądając.<br>
- Żeby wziąć od Kate coś do spania, tego też mi zabronisz? - spytałam nieco sarkastycznie, a później otworzyłam drzwi i weszłam do środka zostawiając Louisa za drzwiami.<br>
- Przepraszam, że wam przeszkadzam. - zaczęłam wchodząc ostrożnie w głąb fioletowej, urządzonej bardzo nowocześnie sypialni, gdzie Justin i Kate siedzieli razem na łóżku.<br>
- Nie przeszkadzasz, Lucy. - uśmiechnęła się Kate wstając ze swojego łóżka i podchodząc do swojej szafy. - Proszę. - wręczyła mi ku mojemu zdumieniu, czarną, satynową koszulkę nocną do spania, sięgającą nie więcej niż do połowy ud.<br>
- Skąd wiedziałaś, że po to przyszłam? - zapytałam biorąc od niej przebranie.<br>
- Słyszałam jak stałaś pod moimi drzwiami. - znów się uśmiechnęła i wróciła z powrotem na swoje łóżko.<br>
- Dzięki. Dobranoc.<br>
- Pa Lucy! - krzyknął za mną Justin machając mi energicznie ręką. Odmachałam mu śmiejąc się z jego przesadnego entuzjazmu pod nosem i weszłam do pokoju obok. Światła były zgaszone, więc stwierdziłam, że nie ma sensu ich zapalać skoro i tak chce się tylko przebrać, a potem położyć wreszcie spać. Powoli zdjęłam z siebie sukienkę i szpilki pozostając tylko w bieliźnie. Początkowo miałam zamiar również ją zdjąć, jednak ostatecznie doszłam do wniosku, że lepszym pomysłem będzie w niej zostać na wypadek, gdyby Louis próbował mnie obmacywać przez sen.<br>
Kiedy moja sukienka leżała równo poskładana na fotelu przy rozłożonej kanapie zrobiłam kilka kroków idąc do łóżka, gdy poczułam pod moimi nogami coś twardego o co następnie się potknęłam i upadłam z cichym "<i>Kurwa" </i>wypowiedzianym przeze mnie nie za głośno, żeby nie obudzić innych gości oraz dwójki domowników.<br>
- Ała. - odezwało się coś pod moimi nogami na czym teraz leżałam rozłożona na brzuchu z podwiniętą piżamą. Natychmiast się podniosłam i zapaliłam lampkę przy łóżku.<br>
- Louis?! - zszokowana zobaczyłam Louisa, który siedział sobie w najlepsze przy łóżku rozmasowując swoje bolące kolano. Byłam prawie pewna, że w tym momencie siedzi w łazience i bierze prysznic, albo robi cokolwiek innego, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być już w pokoju, w którym mieliśmy razem spać. W końcu kto normalny siedzi po ciemku w pokoju nie śpiąc?<br>
- Boli mnie przez ciebie kolano. - wymamrotał niezadowolony ze skwaszoną miną.<br>
- Należało ci się. Trzeba było zapalić przynajmniej lampkę. - warknęłam kładąc się do łóżka i przysuwając się blisko ściany.<br>
- Ale dla takich widoków, które zobaczyłem mogę teraz chwilę pocierpieć.<br>
- Widziałeś mnie jak się przebierałam?! - krzyknęłam automatycznie podnosząc się z łóżka do pozycji siedzącej.<br>
- No, a co myślałaś? - wzruszył ramionami zdejmując z siebie ubrania i pozostając w samych bokserkach. Byłam na niego wściekła, ale mimo to nie mogłam powstrzymać się przed zlustrowaniem jego umięśnionego ciała dopóki nie położył się obok mnie i nie zakrył kołdrą.<br>
- Podobają ci się moje mięśnie, co? - oczywiście Louis Tomlinson nie mógł oszczędzić sobie tego zbędnego komentarza. Przecież nie patrzyłam się na niego długo, a poza tym on podglądał mnie przez cały czas, kiedy się przebierałam nawet nie mówiąc mi o swojej obecności i ukrywając się w egipskich ciemnościach przy kanapie. Jestem pewna, że wszystko sobie uknuł zanim weszłam do środka.<br>
- Widziałam lepszych facetów od ciebie, a tak poza tym to przypominam ci, że to ty mnie pierwszy podglądałeś i to na dodatek bez mojej wiedzy. - odpowiedziałam niemiło, odwracając się do Louisa plecami i gasząc światło.<br>
- Nadal jesteś na mnie zła? - zapytał obejmując mnie w talii i przyciągając do swojego ciała. Zabrałam jego ręce przypuszczając już wcześniej, że tak zrobi i oddaliłam się od Louisa tak daleko jak to było tylko możliwe co spowodowało przylgnięcie mojego ciała do zimnej, białej ściany.<br>
- Czyli jesteś. - westchnął, gdy nie dostał ode mnie żadnej słownej odpowiedzi.<br>
- Śpij już i trzymaj ręce z daleka ode mnie. - warknęłam groźnie mając nadzieję, że może to wreszcie zamknie mu buzię, jednak zapomniałam, że nie mam do czynienia z byle jakim zawodnikiem co oznaczało, że zamknięcie buzi Louisowi będzie naprawdę trudnym wyzwaniem. Trudniejszym niż to, które dostałam dzisiaj podczas gry w butelkę, gdy musiałam zrobić malinkę Mikowi.<br>
- Powiedziałaś mi, że nie muszę przepraszać, bo nie jesteśmy parą, a nadal jesteś na mnie zła za tamten pocałunek. - Louis zaczął od nowa ten sam temat, który miałam nadzieję, że jest pomiędzy nami zakończony, ale jak się okazało nie był. - Mówisz jedno, a robisz drugie nie uważasz, że to trochę dziecinne? Zachowaj się wreszcie jak dorosła kobieta i mi powiedz, że nadal jesteś na mnie obrażona za to, że przelizałem się z inną, chociaż nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy razem.<br>
- Zamknij się wreszcie i idź spać. - powiedziałam czując w sobie narastającą złość, ale też jednocześnie ból. Jego słowa mnie raniły. Ranił mnie za każdym razem, gdy przypominał mi o nim i o Victorii. Zupełnie nie wiem czemu. Nienawidziłam reagować na niego w ten sposób, ale spędziliśmy razem tyle czasu, że poczułam się dla niego ważna... Jak ktoś kto ma jakieś znaczenie w jego wielkiej karierze, jednak tak chyba nie jest i nie było.<br>
- Nadal jesteś o mnie zazdrosna co? - Louis nie dawał mi za wygraną. - Boli cię to, że nie tylko ty siedzisz na moich kolanach i nie tylko ty możesz czuć na swoich usta, moje.<br>
- A ty niby nie byłeś zazdrosny, kiedy robiłam malinkę na szyi Mikowi?! - w jednym momencie odwróciłam się w stronę Louisa posyłając mu nienawistne spojrzenie, którego i tak nie mógł zobaczyć przez ciemność panująca w pokoju. O dziwo nic mi nie odpowiedział. Spodziewałam się kolejnego ataku w moją stronę, ale on milczał.<br>
- Wiesz co? - zaczęłam ponownie, tym razem nieco opanowując swój rozwścieczony ton głosu. - Możesz odwołać moją rezerwację w hotelu. Pojedzie pięć osób, a nie sześć.<br>
- Jak to? - tym razem postanowił odpowiedzieć. - Dlaczego nie chcesz jechać, przecież mówiłaś, że...<br>
- Wiem co mówiłam, ale odwołuje moją decyzję. Od początku wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł. Ty zaoszczędzisz sobie nerwów, a ja pieniędzy.<br>
- Lucy, ale nie możesz. Proszę jedź ze mną. <br>
- Nie potrzebujesz mnie.<br>
- Potrzebuje. - zaprzeczył.<br>
- Tylko tak ci się wydaje. - odpowiedziałam ściszając swój głos, który powoli zaczynał zamieniać się w cichy płacz. Dlaczego on musi mnie tak niszczyć? Czym sobie na to zasłużyłam? Nie znałam odpowiedzi na te pytania, i to dobijało mnie jeszcze bardziej.<br>
Ugryzłam się zębami w rękę, żeby powstrzymać swój żałosny szloch. Łzy płynęły mi ciurkiem po policzkach w kompletnej ciszy, chociaż obiecywałam sobie, że już nigdy nie pozwolę na to, żeby wypłynęły z moich oczu, a dziś popłynęły już dwa razy. Przez tę samą osobę.Miałam nadzieję, że przynajmniej teraz Louis da mi spokój i nie zobaczy, że płacze. Zamknie oczy i pójdzie spać, a ja będę mogła wymknąć się po jakimś czasie, do łazienki zetrzeć szare łzy z moich policzków. Gdyby nie ten cholerny makijaż, którego zapomniałam zmyć...<br>
- Hej, spójrz na mnie. - odezwał się. Nie poszedł spać, co oznacza, że może zobaczyć mnie płaczącą. Czy tylko ja mam takiego pecha w życiu?<br>
- Nie płacz. Przepraszam. Nie chciałem znowu wywołać u ciebie łez.<br>
- Nie płacze. - wyszeptałam próbując zetrzeć łzy z twarzy, ale Louis zatrzymał mnie w połowie ruchu. Zrobił to za mnie. Ścierał je ze mnie z taką czułością, jakiej nigdy jeszcze u niego nie widziałam. Czuł się winny. Tak mi się przynajmniej wydawało, chyba, że to też należało do kolejnych moich złudzeń.<br>
- Przepraszam. Nie wiem czemu cię tak ranię. Powinienem od ciebie odejść, żeby ci już tego więcej nie robić, ale nie potrafię. Nie umiem z ciebie zrezygnować, Lucy.<br>
- Przytul mnie. - szepnęłam opanowując swój drżący głos. I wystarczyły tylko te dwa słowa, żeby Louis przytulił mnie mocno do siebie, oplótł swoimi nogami moje i przycisnął moją głowę do swojej piersi. Za każdym razem, kiedy jestem otulona jego ramionami mam poczucie dziwnego bezpieczeństwa, takiego, którego od zawsze potrzebowałam od śmierci mojego taty.<br>
- Chcę, żebyś ze mną jechała. - usłyszałam cichy, podłamany szept przy moim uchu. Gdybym nie znała Louisa, mogłabym powiedzieć, że zbierało mu się na płacz.<br>
- I pojadę. Chciałam cię tylko nastraszyć. - zaśmiałam się cicho wtulając się w jego tors.<br>
- Jesteś okropna, naprawdę myślałem, że nie chcesz jechać. - odparł, jednak w jego głosie również słychać było rozbawienie.<br>
- Muszę cię kontrolować,dlatego nie możesz jechać beze mnie.<br>
- Nie mam zamiaru. - odpowiedział Louis i mimo, że nie mogłam zobaczyć jego wyrazu twarzy, byłam pewna, że w tym momencie się uśmiecha. <br>
***<br>
<span style="color: #cc0000;"><b><i> Następny rozdział: 17 stycznia.</i></b></span><br>
<br>
<br>
<br>
<!--[if gte mso 9]><xml>
<o:OfficeDocumentSettings>
<o:RelyOnVML/>
<o:AllowPNG/>
</o:OfficeDocumentSettings>
</xml><![endif]--><br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br>
<br></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-39691114319549528962016-11-15T19:33:00.000+01:002016-11-22T15:08:58.196+01:00Retrospekcje Każdy z nas ma jakieś tajemnice, a gdyby ujawnić wam skrawek tajemnic naszych bohaterów?<br />
<div>
<br />
<div>
<div>
<b>*Lucy*</b></div>
</div>
</div>
<div>
<b> </b>Słoneczne, sierpniowe popołudnie. Wakacje. Promyki słońca wpadają przez okna pokoju 17 - letniej Lucy Swan, która leżała na swoim łóżku, oglądając kolorowe katalogi, reklamujące najnowszą kolekcje letnich ubrań od Prady. Ceny są równie kosmiczne, co wygląd modelek reklamujących ubrania. Niemalże każda z nich miała płaski brzuch, szczupłe nogi i idealnie wyeksponowaną talię. Lucy odłożyła katalogi na bok, wstała z łóżka i przejrzała się uważnie w zawieszonym na ścianie, podłużnym lustrze. Podniosła swoją czarną koszulkę do góry, uwidaczniając swój brzuch. Nie był gruby, a z jej bioder nie wylewały się wałeczki tłuszczu, jednak nie wyglądał on tak jak te u modelek Prady.</div>
<div>
- Lucy! - z dołu dobiegł głos jej mamy, a po chwili na schodach słychać już było jej kroki. - Wychodzę z domu, muszę załatwić jedną pilną sprawę. - oświadczyła, otwierając drzwi od pokoju i stając na progu.</div>
<div>
- Jasne. - Lucy pokiwała głową, szybko odchodząc od lustra i z powrotem siadając na łóżku. Nie chciała, żeby jej mama cokolwiek zaczęła podejrzewać, nawet jeżeli tylko przeglądała się w lustrze. Zazwyczaj wszystkie teorie wysnuwane przez Clarissę Swan, nie kończyły się zbyt dobrze.</div>
<div>
Kiedy drzwi pokoju powoli zaczęły się zamykać, w ostatniej chwili wyłoniła się z nich ponownie pani Swan z ciekawskim spojrzeniem?</div>
<div>
- Nie spotykasz się dziś z Lily i Kate? - spytała.</div>
<div>
- Oh, nie - westchnęła Lucy - Kate spotyka się dzisiaj z Harrym, a Lily podobno ma coś bardzo ważnego do zrobienia.</div>
<div>
- Więc będziesz siedzieć w domu przez cały dzień? </div>
<div>
- Na to wygląda. - Lucy ponownie wydała z siebie ciche westchnienie. Zdecydowanie nie miała teraz ochoty na rozmowy, dlatego liczyła, że mama odpuści jej temat i po prostu pojedzie tam gdzie miała jechać.</div>
<div>
Szczęście jej przypisało. Pani Swan szybko się z nią pożegnała, rzucając tylko na odchodne kilka słów pocieszenia, a Lucy widziała tylko przez okno jak odjeżdża z pod domu swoim, czarnym priusem. Znowu podeszła do lustra, oglądają w nim swój brzuch i uda, spoglądając jednocześnie tęsknym wzrokiem na szczupłe, uśmiechnięte modelki Prady, a gdy tylko przypomniała sobie, jakie ilości jedzenia włożyła w siebie pół godziny temu, od razu poczuła chęć zwymiotowania. Dobrze znała już ten proceder, bo nie raz to robiła. Najpierw jadła bez ograniczeń, poprawiając sobie tym humor, a potem szła do toalety, zwracając wszystko co trafiło to jej żołądka. Tak stało się i tym razem.</div>
<div>
Lucy opuściła swój pokój, kierując się prosto do łazienki na piętrze. Następnie uklękneła przed otwartą muszlą klozetową, wkładając sobie dwa palce do gardła, a dalej wszystko poszło już jak po maśle. Po skończonej "misji" (bo tak właśnie nazywała, w swojej głowie tę czynność) wyszorowała zęby, umyła ręce i wróciła do swojego pokoju, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Podeszła do okien, opuszczając rolety do samego dołu, a z komody wzięła obramowane zdjęcie swojego taty, przyciskając je mocno do piersi i osuwając się wolno po ścianie. W jej oczach zdążyły, zebrać się już łzy, które teraz płynęły po jej policzkach. </div>
<div>
W tym samym momencie, jeden z katalogów, leżących na jej łóżku spadł na podłogę, otwierając się na stronie, gdzie Hailey Baldwin uśmiechała się radośnie do aparatu, spod nachodzących jej na twarz kosmyków blond włosów. "Ona napewno nie musi wymiotować, żeby być szczupłą i mieć taką idealną figurę" - pomyślała Lucy, smętnie pociągając nosem. Miała ochotę udusić Hailey za to, że jest taka perfekcyjna, tak jak każdą inną, piękną modelkę żyjącą na tym świecie.</div>
<div>
- Kiedyś też taka będę, tato. - powiedziała cicho, kierując po części słowa do kurczowo trzymanego przy piersi zdjęcie zmarłego ojca, a po części do samej siebie, choć sama nie do końca w to wierzyła.</div>
<div>
<b>*Kate*</b></div>
<div>
Kate Parker, uchodząca za typową licealistkę z Doncaster, posiadającą setki przyjaciółek i firmowe ubrania, właśnie prowadziła rozmowę telefoniczną z Naomi Thompson - jedną z dziewczyn ze swojej grupki przyjaciółek. Rozmawiały żywo o swoich paznokciach, planując jutrzejszego dnia wspólne wyjście do kosmetyczki i zrobieniu sobie takich samych tipsów. Niestety rozmowę Kate przerwał jej przyrodni brat - Zayn, wołający ją z dołu. Dziewczyna niechętnie zakończyła rozmowę, obiecując, że zadzwoni jeszcze później, a następnie zeszła ostrożnie po nowo polakierowanych schodach na dół.</div>
<div>
- Co znowu? - spytała odrobinę nieuprzejmie, stając z założonymi na piersiach rękami, przed bratem,</div>
<div>
- Chciałbym ci kogoś przedstawić, tylko nie denerwuj się, dobrze? - Zayn popatrzył niepewnie na siostrę, a po chwili zza jego pleców, wyłoniła się dziewczyna w krótko obciętych, czarnych włosach, ubrana w długą sukienkę w kwiaty. Kate skrzywiła się, obrzucając pogardliwym wzrokiem ubiór dziewczyny, która wydawała jej się na oko być w wieku Zayna, jednak była pewna, że nie jest ona jego nową dziewczyną. Doskonale znała swojego brata, tak samo jak on ją i wiedziała również w jakich dziewczynach gustuje Zayn, a ta stojąca obok niego nadawała się najwyżej na jakąś mniej lubianą koleżankę.</div>
<div>
- Cześć, jestem Madline. - przywitała się nieznajoma, wyciągając rękę w kierunku zdezorientowanej Kate. Brunetka niechętnie uścisnęła jej dłoń, mamrotając pod nosem swoje imię, a następnie spojrzała na brata wymownym wzrokiem.</div>
<div>
- Madline jest moją koleżanką. Studiuje psychologię, odbywała już kilkakrotnie praktyki i jest bardzo dobra w tym co robi, dlatego myślę, że może ci pomóc. - oświadczył Zayn, patrząc na Kate s nadzieją.</div>
<div>
- Niny w czym? - prychnęła dziewczyna.</div>
<div>
- Posłuchaj, ja wiem, że wasi rodzice nie poświęcają wam wystarczająco dużo uwagi - zaczęła powoli Madline - a osoba w twoim wieku jej potrzebuje, więc...</div>
<div>
- Gówno o mnie wiesz i gówno sie dowiesz, chyba, że mój szanowny braciszek ci coś powie, ale uwierz mi, jemu też potrafię zatkać buzię. - wysyczała Kate, przez zaciśnięte zęby - A jeżeli to wszystko to możesz wynosić się z tego domu. - ręką wskazała na wejściowe drzwi.</div>
<div>
- Kate ona chce ci tylko pomóc, proszę pozwól sobie na otrzymanie pomocy - mówił błagalnym głosem Zayn, zbliżając się do siostry i kładąc jej dłoń na ramieniu, którą natychmiast strąciła.</div>
<div>
- Posłuchaj swojego brata. On chce dla ciebie dobrze. - doradziła kojącym głosem Madline, który tylko bardziej rozzłościł Kate.</div>
<div>
- Dobrze będzie dla ciebie, jeśli wyjdziesz stąd teraz, bo inaczej uwierz mi, że nie skończy się to dla ciebie miło. - Ciało brunetki zaczęło aż trząść się ze złości, a jej ręce zacisnęły się mocno w pięści.</div>
<div>
- Ona stąd nie wyjdzie dopóki z nią nie porozmawiasz. - Zayn stanął przed Madline, próbując zachować stanowczość w głosie, jednak bał się, że jego siostra za chwilę dostanie kolejnego ataku, jeżeli jeszcze bardziej się rozzłości. Mianowicie nieprzerwanie od dwóch lat, miała napady silnej histerii do tego stopnia, że było zdolna skrzywdzić fizycznie drugą osobę, dlatego od razu, kiedy jej atak się zaczynał, trzeba było podawać jej leki, zapisane przez jej psychiatrę.</div>
<div>
- Stajesz po jej stronie?! Taki z ciebie kochany brat?! - Oczy Kate pociemniały, prawie w całości pokrywając się czernią, ręce, które przed chwilą miała zwinięte w pięści, trzęsły się teraz jak galareta, tak samo jak jej ciało. Zdążyła jeszcze wykrzyczeć kilka słów, a potem straciła władze w nogach, osuwając się na ziemię.</div>
<div>
Zayn od razu podbiegł do siostry, biorąc ją na ręce, mimo jej szarpanin i wyzwisk rzuconych w jego stronę.</div>
<div>
- Wyjdź stąd. - rzucił do Madline, stojącej w osłupieniu pośrodku pokoju. - Zapomnij o wszystkim co ci powiedziałem i nikomu nie mów o tym, co się tutaj stało, rozumiesz? - spojrzał na swoją koleżankę, mrożącym wzrokiem. Ta w odpowiedzi tylko pokiwała pośpiesznie głową i z przerażeniem wypisanym na twarzy opuściła dom Parkerów.</div>
<div>
Gdy tylko drzwi trzasnęły, roznosząc po sobie głośny odgłos, Zayn ułożył Kate na sofie, biegnąc do szafek w kuchni, gdzie znajdowały się jej lekarstwa. Przyniósł siostrze szklankę wody i wcisnął jej do ust białą tabletkę, zmuszając ją następnie do jej popicia. Kilka minut później, ciało Kate przestało się trząść, a brunetka leżała nieruchomo, na obitej skórą, białej sofie, wpatrując się niemo w sufit i tylko co chwilę mrugając powiekami.</div>
<div>
- Już dobrze siostrzyczko, nikt cię nie skrzywdzi. Nie zobaczysz jej już więcej, obiecuje. - mówił spokojnie Zayn, klęcząc przy kanapie, gdzie leżała Kate, gładząc ją po jej ciemnych włosach. W jego oczach, zgromadziły się łzy, które po chwili popłynęły po jego policzkach.</div>
<div>
W oczach Kate również zgromadziła się słona ciecz, ale tylko jedna z łez, wypłynęła jej z oka, choć ciało nadal pozostało nieruchome, a twarz bez żadnego wyrazu.</div>
<div>
- Kocham Cię. - wyszeptała, gdy poczuła, jak powoli odzyskuje władzę w swoim ciele.</div>
<div>
- Ja ciebie też. - odszepnął Zayn, całując siostrę w czoło.</div>
<div>
<b>*Lily*</b></div>
<div>
<b> </b> W zwyczajne, czwartkowe, wakacyjne popołudnie Lily Johnson, stała przed lustrem w swoim pokoju, pospiesznie dokańczając robić swój makijaż. Być może dla innych ludzi to popołudnie było zwyczajne, niczym nie różniące się od poprzednich, jednak nie dla Lily i nie jakiego Thomasa Simpsona, a przynajmniej miało nie być.</div>
<div>
Cała historia rozpoczęła się kilka miesięcy temu, kiedy mama Lily została zwolniona z pracy. Wtedy cała rodzina musiała zacząć oszczędzać, ponieważ trudniej było utrzymywać czteroosobową rodzinę z jednej pensji, niż z dwóch. Oczywiście jedzenia nie brakowało z tego powodu nigdy, gdyż Alan Johnson nie był źle zarabiającym człowiekiem, jednak dotychczasowe wypady na zakupy, Lily zostały całkowicie wykreślone z listy, chyba, że były one naprawdę niezbędne. Wtedy właśnie ta niewinna z pozory nastolatka wiodąca dotychczas normalne życie, przemieniła się w dilera narkotyków. Jednak jej praca nie kończyła się tylko na rozprowadzaniu nielegalnych substancji. Jeżeli klient, wziął towar na tak zwaną "kreskę" wtedy zadaniem Lily było nastraszyć go na tyle skutecznie, żeby oddał pieniądze, a dzisiaj ów klientem miał stać się Thomas.<br />
Mimo upału panującego na zewnątrz, Lily założyła na siebie czarną bluzę z kapturem, zasłaniając nim swoją twarz na tyle, na ile pozwalał jej na to cienki materiał. Blond włosy włożyła za bluzę i wyszła niezauważalnie z domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Z kieszeni wyjęła telefon, sprawdzając adres, pod który miała się udać. Okazało się, że dom dzisiejszego nieszczęśnika leży zupełnie niedaleko, dlatego Lily znalazła się tam w ciągu zaledwie 10 minut. Zapukała dwa razy w mocne dębowe drzwi, wkładając jedną rękę do kieszeni i chwytając za nóż. Już po chwili w progu pojawił się około 20 - letni chłopak z lekkim zarostem na twarzy, ubrany w szare dresy. Nie wyglądał jak nałogowy narkoman, raczej jak student, który lubi czasem sobie czegoś spróbować. Może nawet spodobałby się Lily, ale niestety był on tylko jednym z klientów umieszczonych na "czarnej liście", dlatego należało się jak najszybciej zabrać do pracy.<br />
Dziewczyna wtargnęła pospiesznie do środka, wyjmując z kieszeni ostre narzędzie i błyskawicznie przyłożyła je do gardła chłopaka. Jego oczy od razu zrobiły się większe, a ręce podniósł bezradnie do góry. Nawet nie próbował się bronić, co było Lily na rękę.<br />
- Wiesz dlaczego tu jestem? - spytała, siląc się na jak najbardziej wrogi ton głosu.<br />
Thomas pokręcił przecząco głową.<br />
- Więc pozwól, że ci przypomnę. Kupiłeś na kreskę prawie sześć gram kokainy. Gdzie jest kasa?<br />
- J-ja... nie mam teraz pieniędzy, ale będę je miał, przysięgam. - zaczął, mówić przerażony chłopak.<br />
- Kasia ma być teraz. - wysyczała Lily mocniej przykładając nóż do gardła delikwenta.<br />
- Ale... j-ja n-nic teraz nie m-mam - wyjąkał. Lily westchnęła ciężko. Był to standardowy tekst każdego z dłużników, a i tak każdy, w końcu magicznym sposobem znajdował pieniądze lub chociaż oddawał jakąś biżuterię, która często miała większą wartość niż dług.<br />
- Posłuchaj mnie uważnie - zaczęła ponownie Lily. - Jeżeli nie znajdziesz teraz tych pieniędzy, zajmą się tobą za chwilę inni ludzie i będziesz mógł, pożegnać się ze swoim życiem, więc jak?<br />
- M-mam jeszcze pierścionki po babci, mogę ich poszukać. - zaoferował szybko Thomas.<br />
- Nareszcie gadasz do rzeczy. - przewróciła oczami Lily i odsunęła nóż od gardła Thomasa, jednak nadal trzymała go mocno w dłoni, na wypadek, gdyby chłopak próbował jakiś sztuczek.<br />
Na szczęście Simpson udał się tylko do salonu, gdzie zaczął otwierać po kolei wszystkie szafki w poszukiwaniu, obiecanej biżuterii, podczas gdy Lily stała obok, nie spuszczając z niego wzroku, ani na sekundę.<br />
- Szybciej. - warknęła, podchodząc bliżej z nożem, wycelowanym w chłopaka.<br />
- Mam. - odezwał się po chwili i wyciągnął w jej stronę, złoty pierścionek z dużym brylantem pośrodku.<br />
Lily zabrała go bez słowa, chowając zdobycz w kieszeni i kierując się w stronę wyjścia.<br />
- Nikt ma się nie dowiedzieć o tym co tutaj zaszło. Mnie tu nigdy nie było, rozumiesz? - zapytała, trzymając dłoń na klamce. Thomas pokiwał potakująco głową, nadal przerażony całą sytuacją, co upewniło Lily w tym, że dłużnik będzie milczeć jak grób.<br />
Zadowolona z przebiegu akcji, opuściła ostrożnie dom, rozglądając się dookoła czy aby na pewno nie ma w pobliżu żadnych świadków. Kiedy zobaczyła, że jest całkowicie bezpieczna, zdjęła kaptur i wyjęła swój telefon, wybierając jeden z dobrze jej już znanych numerów.<br />
- Sprawa załatwiona, szefie. Mam pierścionek. - powiedziała do słuchawki, uśmiechając się pod nosem.<br />
- Świetnie, wiedziałem, że na ciebie można liczyć. - odezwała się osoba po drugiej stronie. - Idź teraz tam gdzie zawsze.<br />
- Jasna sprawa. - odparła Lily, wciskając czerwoną słuchawkę i kierując się w stronę parku za rogiem ulicy.<br />
<b>*Louis* </b><br />
Dla większości ludzi, sierpień był miesiącem relaksu i odpoczynku, a przynajmniej powinien być, ale nie dla Louis Tomlinsona. Odkąd udało mu się wejść do reprezentacji Anglii w piłce nożnej oraz do sławnego angielskiego klubu "Manchester United", jego życie stało się pasmem ciągłych treningów. Młody piłkarz stał się też szybko zainteresowaniem wielu gazet, a jego zdjęcia z sesji zdjęciowych widniały na wielu tabloidach.<br />
<b> </b>Początkowo takie życie bardzo mu się podobało. Uwielbiał być w centrum uwagi, a zwłaszcza kobiet. Nie rzadko wykorzystywał fakt, że jest młody, przystojny i sławny, i udawało mu się z tego powodu zaciągać dziewczyny do łóżka, które z chęcią mu się oddawały. Do tego ilość pieniędzy, które zarabiał, przyćmiewały w jego życiu wszystko. Do momentu, w którym dowiedział się, że jego ojciec ma raka mózgu. Przez pierwsze miesiące po wykryciu choroby, guzy udało się usunąć, jednak teraz nowotwór znów dał o sobie znać. Louis już po raz piąty dzwonił do swojej siostry - Lottie, która miała jechać razem z nim do szpitala, żeby odwiedzić chorego ojca przed następną chemioterapią. Kiedy po raz kolejny usłyszał automatyczną sekretarkę, drzwi otworzyły się, a w nich stanęła wysoka blondynka z czarną - białą torbą od Miu Miu przewieszoną przez ramię i najnowszym Iphonem 5s w ręku.<br />
- Już miałam do ciebie oddzwonić, ale i tak byłam pod twoim domem, więc stwierdziłam, że nie ma sensu. - wytłumaczyła Lottie posyłając bratu niewinny uśmiech.<br />
- Czemu nie odbierałaś, kiedy dzwoniłem do ciebie kilka razy?! - wrzasnął Louis, rozzłoszczony postawą swojej siostry. Denerwowało go to, cały czas dziko imprezując i chodząc z koleżankami po galeriach za jego pieniądze. Co prawda nie mieszkała już razem z nim, ale mieszkała niedaleko posiadłości Louisa, w równie pięknym domu, zakupionym również za jego pieniądze, razem z ich matką i ojcem, który coraz częściej zamiast w domu, był w szpitalu.<br />
- Rozmawiałam z koleżanką, okej? Zresztą to nie twoja sprawa, jedźmy już. - westchnęła dziewczyna.<br />
- Myślę, że jednak moja. Przepuszczasz moje pieniądze na pierdoły, w dodatku masz w dupie ojca, który może umrzeć!<br />
- Nieprawda! - Lottie również uniosła głos - Nie masz prawa mnie oceniać!<br />
- A jak wytłumaczysz swoje zachowanie? - Louis nie zamierzał dać siostrze za wygraną.<br />
- Martwię się o tatę, tak samo jak ty. Zakupy, różne wyjścia na imprezy i te inne pozwalają mi o tym zapomnieć... - dziewczyna zniżyła głos i spuściła głowę. Było jej naprawdę wstyd, ale to co powiedział jej brat, uraziło ją do głębi. Tak samo jak on, chciała tylko jednego - żeby ich tata wrócił do zdrowia, a imprezowanie było jej odskocznią od dręczących ją myśli na temat ojca, jednak Louis najwyraźniej tego nie rozumiał.<br />
- Gówno prawda! Po prostu przyznaj, że jego śmierć byłaby ci na rękę - wysyczał przez zaciśnięte zęby.<br />
- Jak możesz tak wogóle mówić?! - w niebieskich oczach Lottie zebrały się łzy, które już po chwili uwolniły się spod jej powiek, płynąc swobodnie po policzkach. -Wiesz, moim zdaniem ty nie jesteś ani trochę lepszy ode mnie. Udajesz troskliwego syna, a w rzeczywistości jesteś zwykłym dziwkarzem!<br />
To całkowicie wyprowadziła Louisa z równowagi. Przestał nad sobą panować i uderzył siostrę w policzek. Głowa Lottie przechyliła się mocno w bok pod wpływem silnego uderzenia, a po chwili dziewczyna trzymała się w piekącym miejscu, patrząc nienawistnym wzrokiem na brata. Nie powiedziała nic. Z jej oczu wypłynęło jeszcze kilka słonych łez, a potem wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.<br />
Po jej wyjściu, Louis stał przez chwilę pośrodku salonu, uświadamiając sobie co właśnie zrobił. Powoli usiadł na kanapie, chowając twarz w dłonie. Po raz pierwszy uderzył kobietę, która na dodatek była jego siostrą. Wiedział, że postąpił źle, a jego tata byłby nim zawiedziony, jak nigdy dotąd. W tym stanie, nie mógł do niego jechać. Prędzej spaliłby się ze wstydu, niż pokazałby mu się na oczy.<br />
Louis nawet nie miał pojęcia, ile minęło czasu od feralnej kłótni z siostrą, kiedy jego telefon zadzwonił mu w kieszeni. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowy, dlatego nawet nie zadał sobie trudu, żeby wyjąć go z kieszeni i zobaczyć kto dzwoni. Gdy jednak zadzwonił kolejny raz i kolejny, wyjął telefon i przesunął zieloną słuchawkę, rzucając do niej ze złością "Halo?".<br />
Przez chwilę słyszał w niej tylko płacz kobiety, ale po chwili rozpoznał w nim głoś swojej mamy, która dukała drżącym głosem pojedyncze słowa.<br />
- Mamo?! Co się stało?!<br />
- Lottie... m-miała... wypadek. J-jest w... szpitalu. - mówiła kobieta.<br />
- Jak to? Co jej jest? Żyje? W jakim jest szpitalu?! - pytania same nachodziły na usta Louisa. Jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany. Czuł, że to wszystko to wyłącznie jego wina.<br />
- Mężczyzna... który ją w-widział, p-powiedział, że widział jak p-przebiegła przez pasy. B-była zapłakana. Nie zauważyła jadącego a-auta...<br />
- Ale Lottie, żyje mamo, prawda?<br />
- Żyje, ale jest w ciężkim stanie. - głos mamy całkowicie się załamał. Po drugiej stronie słuchawki, można było usłyszeć tylko płacz i co chwilę pociąganie nosem.<br />
Louis szybko zakończył rozmowę, dowiadując się jeszcze jedynie o adres szpitala. Po uzyskaniu od matki tej informacji, natychmiast wybiegł z domu i wsiadł do samochodu, jadąc z prędkością 130 km/h. Po krótkim czasie zaparkował pod budynkiem szpitala, wbiegając do środka. Podbiegł zdenerwowany do recepcji, rzucając znudzonej recepcjonistce w okularach imię i nazwisko siostry.<br />
- Sala 124, na drugim piętrze. - odpowiedziała kobieta, nie zadając na szczęście, żadnych zbędnych pytań o spokrewnienie lub inne bezsensowne rzeczy, które mogłyby zabrać tylko Louisowi cenny czas.<br />
Chłopak wbiegł pospiesznie po schodach, nie czekając nawet na windę i już po krótkim czasie, znalazł się w sali Lottie, gdzie lekarze podpinali ją do najróżniejszych urządzeń.<br />
- Proszę opuścić salę. - rozkazał jeden z lekarzy, patrząc groźnie na Louisa.<br />
- To jest moja siostra, ja muszę z nią porozmawiać. - zaprzeczył Louis, gdy zobaczył, że jego siostra ma otwarte oczy i spogląda na niego w milczeniu. Na jej policzku uformował się fioletowy siniak od uderzenia, które jej zadał, co sprawiło, że Louis poczuł się jeszcze gorzej.<br />
- Proszę kazać mu wyjść. - powiedziała cicho dziewczyna z ledwością, powstrzymując płacz - Nienawidzę cię, Louis. Nie jesteś już moim bratem.<br />
- Lottie, przepraszam. - Louis próbował podejść do jej łóżka, jednak ten sam lekarz, który wcześniej prosił go o wyjście, wypchnął go z sali.<br />
Chłopak został sam na korytarzu sam. Dziękował w duchu, że nie ma w pobliżu jego mamy, bo obawiał się, że również jej nie potrafiłby spojrzeć w oczy. Oparł się o obdrapaną z farby, niebieską ścianę i zaczął cicho płakać, przeklinając się za wszystko co zrobił swojej niewinnej, młodszej siostrze.<br />
<b>*Liam*</b><br />
<b> </b>Liam Payne wędrował wesoło ulicą Wood Street, prosto do domu swojej ukochanej dziewczyny - Lexie, oddalonego zaledwie kilka kroków od swojej posiadłości. Byli razem już ponad pół roku, a Liam czuł, że Lexie to ta jedyna dziewczyna, z którą chciałby być do końca swojego życia. Jeszcze nigdy nie był tak zakochany, dlatego nie wyobrażał sobie życia bez Lexie.<br />
<b> </b>Kiedy dotarł na ganek przed jej domem, nacisnął dzwonek do drzwi czekając na to, aż jego dziewczyna mu otworzy i pocałuje go czule na przywitanie, tak jak robiła to za każdym razem, gdy Liam ją odwiedzał.<br />
Róże, które sadzili razem dwa miesiące temu w jej ogródku, zaczęły wypuszczać pączki, a niektóre z nich wypuściły już pierwsze, czerwone kwiaty. Ten ogródek był dowodem ich miłości. Lexie uwielbiała sadzić i pielęgnować kwiaty, a Liam zawsze chętnie jej w tym pomagał. Pamiętał doskonale, kiedy sadzili razem żonkile, a Lexie opowiadała mu o tym jakie to niezwykłe kwiaty. Kochał słuchać jej głosu. Był to najpiękniejszy dźwięk jaki słyszał w całym swoim życiu i nie potrafił tego opisać słowami.<br />
Liam czekał już na ganku kilka minut, jednak nadal nikt mu nie otwierał. Bardzo go to zdziwiło. Było jeszcze wcześnie i zawsze o tej godzinie Lexie była w domu, przygotowując sobie śniadanie i niekiedy podśpiewując swoje ulubione piosenki. Liamowi już nie raz zdarzyło się to usłyszeć. Przyłożył, więc ucho do drzwi, nasłuchując dźwięków ze środka w nadziei, że jego dziewczyna, po prostu nie usłyszała dzwonka, jednak w domu było zupełnie cicho jakby w środku nikogo nie było. Nacisnął, więc ostatecznie klamkę i ku jego jeszcze większemu zdziwieniu, drzwi ustąpiły, wpuszczając go do środka.<br />
- Lexie?! To ja, Liam! - Liam wchodził w głąb mieszkania, ale nikogo nigdzie nie było, co go bardzo zaniepokoiło. Gdyby Lexie postanowiła gdzieś wyjść na pewno zamknęłaby drzwi, a tymczasem one były otwarte.<br />
Z rosnącym niepokojem wszedł po drewnianych schodach na górę, kierując się do sypialni ukochanej. Niestety jej nie było. Łóżko było idealnie pościelone, a wszystkie rzeczy, poukładane na swoich miejscach. Nic nie mogłoby wzbudzić jakiegokolwiek podejrzenia. Być może Lexie, po prostu wyszła do sklepu i zapomniała zamknąć drzwi? Ale jednak była jedna rzecz, która przykuła uwagę Liama. Mianowicie drzwi od łazienki w jej pokoju stały uchylone, a Lexie zawsze zamykała je do końca, gdyż twierdziła, że zostawianie otwartych drzwi od łazienki jest niehigieniczne.<br />
Liam wszedł, więc powoli do łazienki, a to co tam zobaczył przeszło najśmielsze oczekiwania. Padł na kolana zanosząc się głośnym płaczem. Lexie leżała nieprzytomna na zimnych kafelkach w kałuży krwi. W zimnej dłoni trzymała jeszcze nóż, którym podcięła swoje żyły, a obok niej spoczywała biała karteczka, z równym rzędem liter napisanych czarnym długopisem. Roztrzęsiony Liam chwycił ją i zaczął czytać list zaadresowany do jego osoby.<br />
<i> Mój ukochany Liamie!</i><br />
<i> Pierwsze co chcę ci powiedzieć to to, że bardzo cię kocham. Bardziej niż kogokolwiek innego, ale nie byłam z Tobą do końca szczera . Teraz chcę ci to wszystko wyznać.</i><br />
<i> Nie spotkaliśmy się przypadkiem. Dostałam zlecenie od pewnej osoby, żeby Cię w sobie rozkochać, a potem zostawić. W przeszłości bardzo zraniłeś tą osobę, a ona chciała się na Tobie zemścić. Zaoferowała mi za pomoc w swoim planie duże pieniądze, które ja niestety przyjęłam. Wtedy nie wiedziałam, że się w tobie naprawdę zakocham. Dzisiaj miał nastać ten dzień, w którym miałam Cię zranić. Miałabym cię zostawić i złamać ci serce, a ja tego zwyczajnie nie potrafiłam. Stałeś się dla mnie wszystkim i nie wyobrażałam sobie życie bez Ciebie, dlatego się zabiłam. Planowałam to już od pewnego czasu, kiedy wiedziałam, że moja ostateczna misja się zbliża. Pomyślałam, że moja śmierć mniej cię zaboli, niż to co miałabym Ci zrobić, chociaż pewnie teraz i tak mnie już nienawidzisz, ale mam do Ciebie jedną prośbę.</i><br />
<i> Chcę żebyś, kiedyś był szczęśliwy. Znalazł sobie dziewczynę, która będzie Ciebie warta, bo ja nigdy nie byłam. To co miałam zrobić było okropne i niewybaczalne, ale proszę pamiętaj, że Cię kochałam. Moja miłość była prawdziwa i nigdy nie wybaczę sobie tego na co się zgodziłam.</i><br />
<i>Kocham Cię </i><br />
<i>Lexie</i><br />
<i> </i>Łzy zaczęły, płynąć ciurkiem po policzkach Liama. Rzucił kartkę na bok i przytulił się do zimnego, martwego ciała ukochanej. Został przez nią co prawda zraniony tym wyznaniem, ale przecież mógłby jej wszystko wybaczyć. Lexie mogłaby mu o wszystkim powiedzieć i razem znaleźliby jakieś wyjście z sytuacji. Nie musiałaby się zabijać, nie zostawiłaby Liama i nadal byliby szczęśliwą parą, a teraz tylko jednej rzeczy Liam nie potrafił jej wybaczyć. Tego, że odeszła. Tego, że swoją śmiercią złamała mu serce, bardziej niż by to zrobiła godząc się na plan okrutnej i mściwej osoby.<br />
<i> </i>Swoją drogą Liam nie miał pojęcia, kto mógłby to być. Żałował, że Lexie nie napisała w liście nazwiska, tego bezdusznego potwora, żeby mógłby go zabić własnymi rękami. W końcu to on był po części winien jej śmierci.<br />
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Do domu Lexie przyjechali lekarze, którzy zabrali martwą dziewczynę z rąk zapłakanego Liama i stwierdzili jej zgon. Następnie zawieźli jej ciało do kostnicy, a Liam został jeszcze w jej domu, patrząc z żalem na wszystkie rzeczy, których Lexie już nie dotknie. Kochał ją nadal, a nawet jeszcze mocniej niż wcześniej, ale wiedział, że nie może zrobić tego co chciała. Nie może być już nigdy więcej z żadną inną dziewczyną. Obiecał sobie, że już nigdy nie pokocha i pozostanie wierny swojej ukochanej Lexie do końca życia.<br />
<b>*Justin*</b><br />
<b> </b>Justin obudził się dosyć wcześnie rano. Sam nie wiedział z jakiego powodu. Dzisiejszy dzień był dla niego dniem wolnym od jego piłkarskich treningów, które zaczęły go z dnia na dzień coraz bardziej wykańczać. Kochał to co robił, a marzenia o byciu piłkarzem towarzyszyły mu od dziecka, jednak teraz czuł, że trener zdecydowanie za dużo od niego wymaga, dlatego postanowił, że dzisiejszy dzień 5 sierpnia, będzie dla niego dniem lenistwa i przyjemności.<br />
Sięgnął po swój telefon leżący na stoliku nocnym przy jego łóżku i wybrał dobrze mu znany numer swojej masażystki i jednocześnie kochanki. Lizzy była śliczną młodą, blondynką pracującą od niedawna w salonie masażu, który należał do jej mamy. Już od samego początku wpadła Justinowi w oko, tak samo jak on jej, dlatego młody piłkarz postanowił to wykorzystać. Nie wiązał jednak z Lizzy żadnych poważnych planów. Sądził, że związki są nie dla niego, więc się w nie nie angażował, a jedyne czego chciał od płci żeńskiej to seksu.<br />
- Witaj, Liz. - przywitał się Justin, gdy tylko w słuchawce po drugiej stronie usłyszał głos dziewczyny.<br />
- Cześć Justin, dobrze że dzwonisz, bo musimy porozmawiać. - ton głosu masażystki wydawał się dosyć poważny co odrobinę zaniepokoiło Justina. W głowie już zaczął robić swój rachunek sumienia zastanawiając się z którą dziewczyną Lizy mogła go nakryć. Kto jak kto, ale ona była we wszystkim najlepsza i Justinowi bynajmniej nie było na rękę stracenie tak dobrej kochanki.<br />
- O czym... dokładnie. - zapytał z nutką obawy.<br />
- To nie jest rozmowa na telefon. Będę u ciebie za 15 minut.<br />
- Lizzy... - Justin nie zdążył dokończyć tego co właśnie chciał powiedzieć, ponieważ przerwał mu sygnał przerywanego połączenia.<br />
Pospiesznie odłożył telefon, założył na siebie świeżą, białą koszulkę i wciągnął jeansowe spodnie z dziurami zrobionymi na kolanach i udach. Zdążył jeszcze umyć zęby i ułożyć swoje włosy w łazience, kiedy po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Lekko zestresowany Justin, zbiegł po marmurowych schodach na dół i po chwili wpuścił do środka Lizzy, która dzisiaj prezentowała się wyjątkowo pięknie w dobieranym warkoczu i krótkiej, błękitnej sukience ledwo zakrywającej jej uda. Gdyby nie fakt, że prawdopodobnie czekała go z nią poważna rozmowa, już teraz rzuciłby się na dziewczynę i wziąłby ją w łazience na piętrze lub w jakimś innym miejscu, które by mu się zamarzyło.<br />
- No to... mów, bo się trochę stresuję. - zaczął, kiedy zobaczył, że Lizzy nadal stoi w holu w kompletnym milczeniu z grobową miną.<br />
- Jestem w ciąży. - wypaliła nagle patrząc się na Justina.<br />
- Yyy... no... cóż to w takim razie, gratuluję? - zaczął zmieszany chłopak.<br />
- Z tobą, Justin. - dodała twardo.<br />
- To niemożliwe, zabezpieczałem się pamiętam to dokładnie, więc to nie może być moje dziecko.<br />
- Ale to jest twoje dziecko. - Lizzy zrobiła krok w przód. - Tylko z tobą spałam, z nikim innym.<br />
- Skąd mam mieć pewność? - Justin od razu przybrał pozycję obronną. Nie miał zamiaru bawić się w szczęśliwego tatusia i przewijać jakiegoś bobasa. Nie teraz, kiedy jego kariera zaczęła nabierać rozpędu.<br />
- Jeżeli chcesz możemy zrobić badania DNA, po urodzeniu dziecka. - oświadczyła blondynka krzyżując ręce na piersiach.<br />
- Nie ma mowy, nie będzie żadnego dziecka. Jeżeli naprawdę jest moje to masz je usunąć.<br />
- Justin to jest dziecko, ono nie jest niczemu winne!<br />
- Mam to gdzieś! Masz je usunąć i koniec kropka inaczej zapomnij o mnie. Nie będę ci płacił alimentów na tego smarkacza, on tylko może zaszkodzić mojej karierze. Dam ci nawet kasę na zabieg i umówię cię do jakiejś porządnej kliniki.<br />
W oczach Lizzy zebrały się łzy. Nie chciała mieć teraz dziecka, ani tym bardziej zakładać rodziny, ale nie wyobrażała sobie jakby mogła zabić życie noszone pod swoim sercem, jednak Justin był nieugięty. Twardo zażądał od niej usunięcia dziecka, albo zniknie z jej życia i wyprze się wszystkiego co z go z nią łączyło. Dla młodej, niedoszłej matki to by było nie do zniesienia. Była zakochana w Justinie jak nigdy w nikim innym, dlatego z trudem zgodziła się na jego żądanie.<br />
Kilka dni później było już "po wszystkim". Dziecka nie było. Justin przez niedługi okres czasu spotykał się dalej z Lizzy, jednak ta nie chciała już więcej zbliżeń między nimi nadal przeżywając to co musiała zrobić w imię miłości, która tak naprawdę wcale nie była prawdziwą miłością. Ich drogi się rozeszły. Lizzy przestała pracować w salonie masażu i znalazła sobie inną pracę jako kosmetyczka, a Justin... pozostał z zawodu tym samym Justinem, jednak od tamtej pory w jego życiu nie było dnia, żeby nie żałował swojej decyzji. Zdał sobie sprawę z tego, że zabił swojego syna lub swoją córkę, która musiała umrzeć, bo jej tata wolał karierę zamiast jej lub jego. Codziennie płakał, klęcząc i prosząc Boga, żeby wybaczył mu kiedyś to co zrobił i dał jego nienarodzonemu maluszkowi lepszych rodziców, a co najważniejsze lepszego ojca niż on sam. Poprzysiągł również sobie, że jeżeli w przyszłości w jego życiu ponownie zdarzy się okazja do zostania rodzicem, przenigdy nie pozwoli na to, żeby jego dziecko umarło. Nigdy.<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-31415326848807485012016-11-07T16:42:00.000+01:002016-11-07T16:42:05.420+01:00Rozdział 17<b>*Lucy*</b><br />
Była godzina 18:40, kiedy szłam chodnikiem z ledwością, przepychając się przed grubą warstwę, nieodśnieżonego śniegu do domu Lily, gdzie umówiłyśmy się całą trójką, na wspólne oglądanie meczu Manchester United kontra Liverpool. Ja i Kate nie jesteśmy, co prawda, wielkimi fankami piłki nożnej, jednak obie miałyśmy zamiar, śledzić cały mecz z pewnych względów. Ja - ponieważ chcę zobaczyć Louisa, Kate - ponieważ obiecała Justinowi, że będzie mu kibicować, a Lily, cóż z tych samych względów z tą różnicą, że obiecała to Liamowi, a dodatkowo można powiedzieć, że interesuje się nogą.<br />
Wreszcie zmęczona, dotarłam pod drzwi Lily naciskając dzwonek i czekając na to, aż przyjaciółka mi otworzy. Po chwili blondynka wpuściła mnie do środka, przytulając na powitanie, a następnie zostawiając mnie w przedpokoju i pozwalając mi, na spokojne rozebranie się, ona sama natomiast pognała w głąb kuchni, skąd po krótkim czasie słychać było brzdęk, przestawianych butelek.<br />
- Wolisz czerwone wino czy może jakiś mocniejszy alkohol? - krzyknęła odgarniając swoje blond loki, nachodzące jej na twarz.<br />
- Na początek może być wino. - uśmiechnęłam się, wyjmując z szafki ciemno - zieloną, szklaną butelkę z czerwonym winem. - Twoi rodzice się nie wkurzą, kiedy zobaczą ubytki w swojej kolekcji? - wskazałam wolną ręka na szafkę, skąd wyjęłyśmy wino.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkRd8iGh5LUSwByvlTMrFQ3h51ARcYluSXBt0Y08lSn345eN6ECFOjRh5jhJajmDLXtbhIaTSf_X1AoKZdjt4ws1D8wbD_-MpH21xoUyOCdmLoyOxK33eiIqIWKyTyKcK3s3YMPolbrlNp/s1600/tumblr_m9bfdcBurm1r7dslf.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="147" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkRd8iGh5LUSwByvlTMrFQ3h51ARcYluSXBt0Y08lSn345eN6ECFOjRh5jhJajmDLXtbhIaTSf_X1AoKZdjt4ws1D8wbD_-MpH21xoUyOCdmLoyOxK33eiIqIWKyTyKcK3s3YMPolbrlNp/s320/tumblr_m9bfdcBurm1r7dslf.gif" width="320" /></a> - Mówiłam im, zanim pojechali, że możemy sobie troszeczkę wypić. - zachichotała Lil, zabierając mi z ręki butelkę, po czym sprawnie, otworzyła ją korkociągiem i rozlała alkohol do dwóch kieliszków.<br />
- Kiedy przyjdzie Kate? - spytałam zabierając z blatu jeden kieliszek i upijając z niego nieduży łyk.<br />
- Dzwoniłam do niej kilka minut temu. Powiedziała mi wtedy, że już czeka na taksówkę.<br />
- Myślałam, że zawiezie ją Zayn, tak jak zawsze. - Zayna spokojnie można było, nazwać szoferem Kate. Woził ją wszędzie gdzie tylko chciała, z racji tego, iż sama nie posiadała ani auta, ani prawa jazdy oraz tego, że najzwyczajniej nie potrafił, odmówić swojej ukochanej siostrze, którą praktycznie sam wychowuje. Kate jest bardzo sprytna i często nadmiernie to wykorzystuje, jednak jak na razie jej bratu to nie przeszkadza.<br />
- Poszedł ze swoja dziewczyną do kina. Nie mógł jej do mnie przywieźć, a Kate raczej nie poprosi o to, swojego ojca albo matki.<br />
- No tak. - westchnęłam, wchodząc do salonu i rozsiadając się wygodnie na mięciutkiej kanapie Lily naprzeciwko postawionego na stoliku telewizora, całkiem sporych rozmiarów. Dom Lily, był urządzony głównie w kolorze jasno - niebieskim. Ściany w prawie wszystkich pokojach były pomalowane na błękitno - szaro. W rogu, niedaleko stołu z ciemnego, dębowego drewna stał kominek, który rzucał poświatę sztucznych, pomarańczo- żółtych płomyków na pokój. Kuchnia była połączona razem z salonem i jadalnią tak jak w większości, angielskich domów. Rzadko, gdzie można spotkać kuchnie, oddzielone od pokoi dziennych. Na dywanie z niebieskimi frędzelkami leżały porozrzucane klocki Lego zostawione przez Matta - młodszego brata Lily. Niedawno zaczął, chodzić do szkoły, jednak układanie statków i pojazdów kosmicznych z klocków, nadal pozostało jego największą pasją.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjm9oaE27BH4RugzHGRJu8vAehpaVytsqqljL7_BhekWKn_a-0NBHJg1f6sjEtv9_piJWzaKQjA_Tz-Csq-Q88mgoi_Y6O4zRFFIMbdjJYARPLbkB6nrr7W6F0-nYZ_G-RXmAxFOLq1smLd/s1600/tumblr_inline_miqu4wBLkf1qz4rgp.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjm9oaE27BH4RugzHGRJu8vAehpaVytsqqljL7_BhekWKn_a-0NBHJg1f6sjEtv9_piJWzaKQjA_Tz-Csq-Q88mgoi_Y6O4zRFFIMbdjJYARPLbkB6nrr7W6F0-nYZ_G-RXmAxFOLq1smLd/s1600/tumblr_inline_miqu4wBLkf1qz4rgp.gif" /></a><span style="text-align: center;"> Lily usiadła obok mnie, popijając swoje wino, a drugą ręką sięgając po pilota, po to, by móc włączyć telewizor. Na ekranie błysnęła reklama wody mineralizowanej, sponsorującej mecz, a po niej jeszcze kilka następnych. Mecz miał się zacząć dosłownie za małą chwilę, a Kate nadal jeszcze nie było, dlatego wyciągnęłam komórkę z kieszeni swoich spodni, z zamiarem zadzwonienia do niej i oświadczenia, że za chwilę wszystko się zacznie. Nie musiałam jednak tego robić, ponieważ zanim zdążyłam, nacisnąć zieloną słuchawkę na ekranie, po domu rozległ się głośny dzwonek do drzwi, na co Lily wstała w pośpiechu i pognała, żeby je otworzyć. Z kanapy doskonale widziałam jak Kate i Lily, przytulają się na przywitanie. Rozmawiały ze sobą przez chwile dopóki Kate nie zdjęła z siebie kurtki i swoich botków, a następnie weszła do salonu witając się w taki sam sposób również ze mną.</span><br />
<div>
<span style="text-align: center;"> - Popatrzcie, co przyniosłam. - zapiszczała wesoło, wyjmując ze swojej czarnej, skórzanej torby od Micheala Korsa, dwie półlitrowe butelki Jacka Danielsa.</span></div>
<div>
<span style="text-align: center;"> - Kupiłaś to po drodze? - spytała Lily, biorąc do ręki jedną z butelek.</span></div>
<div>
<span style="text-align: center;"> - Nie. - zaprzeczyła Kate, wesoło kręcąc głową i potrząsając swoimi ciemnymi włosami.</span></div>
<div>
<span style="text-align: center;"> - Więc skąd to masz? - tym razem to ja zadałam pytanie, spoglądając na przyjaciółkę podejrzliwym wzrokiem.</span></div>
<div>
<span style="text-align: center;"> - To są właśnie uroki posiadania starszego brata. - zaśmiała się, biorąc z miski ustawionej na stoliku chrupka.</span></div>
<div>
<span style="text-align: center;"> - Ukradłaś Zaynowi alkohol? - Lily również się roześmiała, wyjmując ze szklanej gablotki ze szklankami, te przeznaczone do picia whiskey.</span></div>
<div>
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<span style="text-align: center;"> </span></div>
<span style="text-align: center;"> - Jakie tam znowu ukradłam. Po prostu sobie od niego bezzwrotnie pożyczyłam. Nie mogłam, nie skorzystać z tak doskonałej okazji, kiedy go nie było.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Jasne. - zaśmiałam się razem z Lily jednocześnie, podczas gdy ona rozlewała "bezzwrotnie pożyczone" whiskey Zayna do trzech kryształowych szklanek, a później rozcieńczyła je z colą. Zdążyła jedynie, postawić je przed nami, a na ekranie zamigotało duże, zielone boisko, na które po chwili po kolei zaczęli, wychodzić piłkarze obu drużyn. Zapiszczałam entuzjastycznie, gdy na ekranie dostrzegłam Louisa, trzymającego za rączkę kilkuletniego chłopczyka, który patrzył na niego, unosząc swoją małą główkę do góry, z podziwem i jednocześnie wielkim szczęściem. Za nim szli Justin, Liam, Charlie i kilku innych piłkarzy, których imion nie znałam, podobnie jak ich samych. Każdy z nich trzymał za rękę, innego chłopca ubranego w koszulkę z logo "Manchester United". Wszyscy ci chłopcy wychodzili na boisko z nie małą dumą i ogromnymi uśmiechami, wymalowanymi na twarzy. Po odprawieniu krótkiej ceremonii rozpoczynającej mecz, dzieci wróciły do szatni, a piłka została ustawiona na środku boiska, by po chwili gra rozpoczęła się na dobre. Spiker nie nadążał, informować kibiców, kto aktualnie ma w swoim posiadaniu piłkę, ponieważ migała ona na ekranie, w błyskawicznym tempie między jedną drużyną, a drugą. Wreszcie zatrzymała się ona na dłużej przy Justinie, który widocznie był nieco zbyt zdezorientowany i podał piłkę do nie swojej drużyny.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Co ty robisz matole? - oburzyła się Kate, przełykając szybko whiskey i wstając na moment ze swojego wygodnego miejsca na kanapie. Mówię wygodnego, ponieważ zajęła ona sobie większość kanapy i obłożyła swoje miejsce kilkoma poduszkami, żeby przypadkiem nie zdrętwiała jej pupa.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Chyba nie dotarło do niego, w której jest drużynie. - skomentowałam, śmiejąc się pod nosem.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - A teraz piłka wędruje do Tomlinsona! - komentował żywo jeden ze spikerów telewizyjnych. - Miejmy nadzieję, że nie pomyli drużyn i nie poda jej któremuś z przeciwników tak jak Bieber. - dodał drugi z nich.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Louis biegł z piłką, prosto do bramki, kibice Manchesteru wstali ze swoich miejsc, przepełnieni wysokimi emocjami i nadzieją na zdobycie gola, jednak w ostatniej chwili przeciwnik wytrącił, Louisowi piłkę i pognał z nią w drugą stronę.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Jak mogłeś mu się tak łatwo dać? - podniosłam się z kanapy, wymachując jedną wolną od szklanki ręką w geście frustracji.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Przez kolejne minuty ja, Lily i Kate bardzo żywo, co chwilę komentowałyśmy, każdy najmniejszy ruch, któregoś z piłkarzy, wlewając w siebie kolejne szklanki alkoholu, dopóki w torebce Kate leżącej niedaleko niej, nie zaczęła lecieć spokojna melodia piosenki Britney Spears "Everytime".</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Słucham cię, mój braciszku. - zaśmiała się, lekko pijanym już głosem Kate. Po tym co powiedziała wnioskowałam, że właśnie zadzwonił do niej Zayn.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Skąd. Nie mam pojęcia, gdzie są twoje dwie butelki Jacka Danielsa. - moja przyjaciółka usiłowała, zachować pełną powagę, żeby tylko się nie roześmiać i nie zdradzić przed bratem, że to właśnie ona zabrała jego alkohol, jednak zrobiła to za nią Lily, krzycząc do słuchawki, że whiskey Zayna smakuje wybornie. Zaraz za Lily roześmiałam się także ja, a w ślad za nami podążyła Kate ignorując to co mówił do niej Zayn.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Zayn, nie martw się, my doskonale zaopiekujemy się twoim whiskey. - krzyknęłam, pomiędzy salwami śmiechu, zabierając telefon od Kate i sama śmiejąc się do słuchawki. Przyjaciółka odebrała mi jednak swoją komórkę, prowadząc dalszą rozmowę ze swoim nadopiekuńczym bratem i usilnie tłumacząc mu, że podkradła mu alkohol na szczytny cel.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Dobrze, skoro już zabrałaś ten alkohol, trudno, ale i tak mi go odkupisz. - Kate przez przypadek włączyła w swoim telefonie, tryb głośnomówiący, przez co ja i Lily mogłyśmy, usłyszeć każde słowo wypowiedziane przez Zayna. Byłyśmy już trochę wstawione, przez co wszystko, było dla nas bardziej kolorowe i niezwykle zabawne. - Nie wypijcie tylko wszystkiego, bo nie mam ochoty odbierać cię później, pijanej do kwadratu i ledwo trzymającej się na nogach, tak jak poprzednim razem, kiedy urządziłaś sobie babską posiadówkę z Naomi i Judie.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Dobrze braciszku. - zaśmiała się Kate, z zawieszonym palcem nad czerwoną słuchawką.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Będę cię krył przed rodzicami, że wcale nie wlewasz w siebie, nie wiadomo jakich ilości alkoholu u Lily, ale kiedy do ciebie zadzwonią spróbuj udawać trzeźwą.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Więc nie pozwól, żeby do mnie zadzwonili, bo za kilka minut będę jeszcze bardziej pijana. - to było ostatnie zdanie, które powiedziała do Zayna. Potem, po zakończonej rozmowie z nim, podniosła drugą, jeszcze pełną butelkę whiskey postawioną obok pierwszej, doszczętnie już opróżnionej i napełniła nią trzy szklanki.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Zdrowie za naszych piłkarzy, dziewczyny! - krzyknęła podnosząc swoją szklankę i stukając ją z Lily i moją jednocześnie. W momencie, gdy szkła stuknęły się ze sobą, spikerzy zakrzyknęli głośno "Gol!", a na ekranie pojawiła się przybliżona twarz Louisa, który biegł przez pół boiska, ściskając się po chwili ze wszystkimi kolegami z drużyny.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicbspzK78TQcHbKhQqJZLv6ojmukF839AyiCh7SyfAq6OKmX_NMyJuJHNZvMJw_FoFoYRm9sQhAmK2cdxgYiUisdfjY4-5kHgJ3jGZxQ3ftSUbzzvTv8Z3qdskhkQrqjElgDpIXE6gJoYL/s1600/tumblr_n91wtn63Mb1tq4of6o1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="160" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicbspzK78TQcHbKhQqJZLv6ojmukF839AyiCh7SyfAq6OKmX_NMyJuJHNZvMJw_FoFoYRm9sQhAmK2cdxgYiUisdfjY4-5kHgJ3jGZxQ3ftSUbzzvTv8Z3qdskhkQrqjElgDpIXE6gJoYL/s320/tumblr_n91wtn63Mb1tq4of6o1_500.gif" width="320" /></a></div>
<span style="text-align: center;"> - Tak! Widziałyście to?! To był mój Louis! - krzyczałam razem ze spikerami w telewizorze oraz z rozentuzjazmowanym tłumem kibiców Manchester United, którzy wymachiwali radośnie flagami klubu oraz gwizdali gwizdkami.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Od kiedy Louis jest twój? Jesteście razem? - spytała mnie Lily, ruszając zabawnie swoimi brwiami.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Nie, ale gdyby brać pod uwagę nasze zachowanie wobec siebie, to można by tak stwierdzić. - wzruszyłam ramionami i pociągając następny duży łyk ze szklanki. Alkohol palił moje gardło coraz bardziej, ale sprawiał też, że czułam się szczęśliwsza i dużo bardziej wyluzowana, więc dla mnie był to dobry powód do tego, żeby go pić.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Jak to? - głos zabrała Kate, skupiając swój wzrok na mnie i wyczekując tego co powiem. Zdziwieniem był dla mnie fakt, że nie obraziła Louisa ani razu, nie powiedziała mi swojej opinii o tym, co według niej wkrótce mi zrobi, albo jak bardzo może mnie zranić. Nie mam jej za złe tego, że tak bardzo mnie przed nim ostrzega, bo wiem, że robi to zwyczajnie z troski o mnie, jak i również ze swojego uprzedzenia do Louisa, które jest uzasadnione i być może słuszne, jednak dla mnie i tak zbyt słabe, żebym potrafiła, z niego tak po prostu zrezygnować.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Powoli opowiedziałam przyjaciółkom o wszystkim co wydarzyło się miedzy nami wczoraj. Łącznie z tym w jaki sposób zrobiłam mu dobrze w jego nowy samochodzie, szczędząc im jednak szczegółów z tego intymnego doświadczenia.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Nie wierzę! Zrobiłaś mu dobrze w jego własnym aucie?! - wykrzyknęła Lily, wypluwając resztki napoju, który miała akurat w ustach, z powrotem do szklanki.</span><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwqzSOBBqjduCuJ4dzziLWj5B_0jvAxm4grfcwBar5Lvo35C5_baBW69P91Zpy6CRG-vaV_DYsry0zB01hRXJd7yk-dhhr8nVljFACi4gYR7wsN2YL-7exovhNDRDS1sCDp4yOOLNgfvtC/s1600/tumblr_mc1u2bueho1rcu1vho1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="152" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwqzSOBBqjduCuJ4dzziLWj5B_0jvAxm4grfcwBar5Lvo35C5_baBW69P91Zpy6CRG-vaV_DYsry0zB01hRXJd7yk-dhhr8nVljFACi4gYR7wsN2YL-7exovhNDRDS1sCDp4yOOLNgfvtC/s320/tumblr_mc1u2bueho1rcu1vho1_500.gif" width="320" /></a><span style="text-align: center;"> - Tak wyszło. - zaśmiałam się trochę onieśmielona, tym co właśnie wyszło z moich ust. - Poza tym, to było takie... podziękowanie za to, że będzie mi pomagał z matmą. - wytłumaczyłam, pośpiesznie.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Jasne. - uśmiechnęła się pod nosem Lil, wypijając wcześniej wypluty przez siebie alkohol.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - A co tam u ciebie? To znaczy, mam na myśli jak sprawy z Liamem? - postanowiłam podpytać przyjaciółkę o jej miłosne podboje, przypominając sobie naszą rozmowę na temat Liama, we wtorek, w szkole, kiedy to sprzątałyśmy we trzy szkolną stołówkę, w ramach kary danej nam przez dyrektora Hetfielda.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Cóż... między nami jest coraz lepiej, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiesz, romantyczne spacery i takie inne sprawy.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - A seks też? - odezwała się Kate, przechylając głowę w bok, jak to zawsze robiła, kiedy była czegoś ciekawa.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Nie, Kate, na razie nie. - uśmiechnęła się Lily, kręcąc przy tym przecząco głową. - Ustaliliśmy między sobą, że lepiej będzie, jeśli nie będziemy wracać do tamtego wydarzenia z imprezy u Louisa, tylko...będziemy jak przyjaciele, ale zobaczymy na jak długo. - zaśmiała się pod koniec. - Bo nie ukrywam, że chciałabym czegoś więcej i nie mam na myśli tylko seksu.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - To tak jak ja od Louisa. - wymamrotałam, biorąc kolejny łyk whiskey rozmieszanego z colą.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - On nie chce związku? - Na twarzy Lily pojawiło się zmartwienie i jednocześnie współczucie. Być może gdybym zachowała trzeźwość, nie przyznałabym się otwarcie do swoich zmartwień i do wszystkiego co teraz czuję, ale alkohol płynący gdzieś w moim organizmie nie tylko dodawał mi lepszego nastroju, ale też i odwagi co skłoniło mnie, do powiedzenia przyjaciółkom prawdy.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Myślę, że nie. Po tym co powiedział mi, kiedy spotkaliśmy się tuż po moim drugim wyjściu ze szpitala, otwarcie mi to powiedział. Poza tym nie znamy się na tyle długo, żebyśmy mogli być razem, ale... chciałabym, żeby tak się stało pewnego dnia. Tylko, że w jego przypadku to jest niemożliwe. Cały czas ogląda się za jakimiś dziewczynami, tak jak wczoraj w kawiarni, dlatego wiem, że w jego słowniku nie istnieje takie słowo jak związek. A najbardziej okropne w tym wszystkim jest to, że ja wiem o tym, że on może mnie zranić, ale nie potrafię od niego odejść. Dać mu spokój, nie odzywać się do niego, nie pisać. Po prostu zerwać kontakt. Nie umiałabym tego zrobić.</span><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjedFJT-HBYJU_b4qrmNlsTHd1F1lcSn4ooxuPaE6KifPbW4SAzSgPkGhqWAeL6ywLOco_Y-XbuGngDUcL2xnuBvjPynlS83EmOoSbTwtx-OJWCu2kqPO-P7trGMbGqZ2NM5OSgnJNQf6Y3/s1600/tumblr_nrr7yzOphl1ral0gco1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="139" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjedFJT-HBYJU_b4qrmNlsTHd1F1lcSn4ooxuPaE6KifPbW4SAzSgPkGhqWAeL6ywLOco_Y-XbuGngDUcL2xnuBvjPynlS83EmOoSbTwtx-OJWCu2kqPO-P7trGMbGqZ2NM5OSgnJNQf6Y3/s320/tumblr_nrr7yzOphl1ral0gco1_500.gif" width="320" /></a><span style="text-align: center;"> Lily pokiwała głową ze zrozumieniem. Chciałam zobaczyć reakcję Kate, spytać się jej co ona o tym myśli, jednak nie odnalazłam jej wzrokiem na kanapie. Za to odnalazłam ją szybko, leżącą na podłodze, kiedy głaskała podłogę najwyraźniej coś do niej jeszcze mówiąc. Kate zawsze potrafiła wypić z nas trzech najwięcej, ale ani ja ani Lily nie spodziewałyśmy się, że upije się tak szybko.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Kate, dobrze się czujesz? - spytała ją Lily, wstając ze swojego miejsca i podchodząc bliżej niej.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Brunetka spojrzała swoimi brązowymi oczami, na stojąca nad nią Lily i zaśmiała się.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Bardzo dobrze. Jak nigdy dotąd!</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Może nie pij już tyle. - doradziłam przyjaciółce, pomagając Lily, zebrać ją z podłogi i położyć na kanapie.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Tyle mówicie o facetach jakby byli tego warci. - Kate podniosła się do pozycji siedzącej. - Mam dosyć tego, że całe nasze życie musi się kręcić głównie wokół nich. Oni i tak pobawią się nami, a w końcu zostawią.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Mówisz jak prawdziwa feministka. - roześmiałam się, kręcąc głową, choć w myślach przyznałam przyjaciółce rację. - Więc skoro chcesz być niezależna, czemu umawiasz się z Justinem?</span><br />
<span style="text-align: center;"> - No właśnie. - podchwyciła szybko Lily, nalewając sobie kolejną szklankę whiskey z drugiej butelki i zalewając ją colą. Poprzednia stała na regale przy telewizorze opróżniona przez nas do dna, z czego najwięcej wypiła Kate.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Wyciągnęłam do niej też i moją pustą szklankę, podnosząc ją ze stolika i nie dbając kompletnie o to, że wypiłam już za dużo, a jutro głowa będzie mi pękać, od nadmiaru wypitego dzisiaj alkoholu.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Bo ja nic nie obiecuje sobie po tych spotkaniach. Po tym co przeszłam z Harrym, wiem, że związek idealny jest niemożliwy. Justin jest słodki i bardzo go lubię, ale wiem, że i tak nic z tego nie będzie...On... nie jest na to gotowy. Oboje chyba nie jesteśmy. - Kate spuściła głowę w dół i mimo, że w jej oczach nie było nawet śladu łez, gołym okiem można było stwierdzić, że to co powiedziała uraziło ja samą.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Hej. - pogłaskałam ją pocieszająco po plecach. - Nie przejmuj się nim. Wiem, że zależy ci na nim tak samo jak mi na Louisie albo Lily na Liamie, ale nie przejmuj się tym dzisiaj. Dziś wypijmy za nasze nieudane miłości. - uśmiechnęłam się, napełniając szklankę Kate, po czym kryształowe szklanki z brązowym płynem w środku stuknęły się o siebie, by po chwili gorzki alkohol, zaczął palić nasze gardła.</span><br />
<span style="text-align: center;"> ***</span><br />
<span style="text-align: center;"> Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Manchesteru. Praktycznie całą drugą połowę meczu ja, Lily i Kate przegadałyśmy, wypijając przy tym cały alkohol, który był w naszym posiadaniu, jednak z tego co pamiętam, co działo się w drugiej połowie meczu to to, że Justin musiał zostać zdjęty z boiska, ponieważ sfaulował go któryś z zawodników drużyny Liverpoolu, na co Kate zaczęła głośno protestować i wyklinać zawodnika, który staranował Justina.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Zmęczone i całkowicie pijane zaczęłyśmy podnosić się po kolei z kanapy, chcąc iść spać na górę, kiedy nagle po holu rozległ się znajomy dzwonek mojego telefonu. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę skąd dochodził mój dzwonek, co chwilę podpierając się ściany, żeby nie upaść. W całym swoim życiu tylko raz upiłam się do takiego stanu w jakim jestem teraz. Było to na 18 urodzinach Kate, gdzie alkohol stał wszędzie hektolitrami, a gdy już wypiłam jedną porcję stale ktoś podchodził do mnie, wciskając mi kolejny kubek i kolejny, a ja zwyczajnie nie potrafiłam odmówić. Pomimo tego, że nie miałam skończonych 18 lat. Nawet Zayn, który miał pilnować całej imprezy jako odpowiedzialny, starszy brat, sam upił się prawie do nieprzytomności, a później pytał się wszystkich czy ktoś może odwieźć go do domu, chociaż impreza była organizowana właśnie u niego.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Kto znowu? - zadałam pytanie sama sobie, odbierając połączenie nawet nie spoglądając wcześniej na ekran, żeby dowiedzieć się, kto do mnie dzwoni.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Cześć Lucy. - po drugiej stronie słuchawki niemal od razu rozpoznałam głos Louisa. Kogo jak kogo, ale jego i moje przyjaciółki rozpoznam nawet, kiedy jestem bardzo nietrzeźwa.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Heeej Louis. - przywitałam się pijanym głosem, przesadnie przeciągając "e". - Widziałam jak świetnie grałeś, jestem z ciebie dumna.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Ja z siebie też. Widziałaś jakiego strzeliłem gola i to w pierwszej połowie meczu?! - jego szczęśliwy i rozentuzjazmowany głos był na tyle głośny, że słyszałam go nawet, odsuwając od siebie na chwilę telefon.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Tak widziałam. Szkoda tylko, że nie zdjąłeś przy tym koszulki. Miałabym na co popatrzeć. - zachichotałam cicho.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Wiesz... - zaczął powoli Louis, a ja mogłabym przysiąc, że właśnie w tym momencie zaczyna się zadziornie uśmiechać pod nosem, tak jak zazwyczaj robił to własnie w takich sytuacjach. - Moment, czy ty jesteś pijana? - nagle cała moja wizja o naszej niegrzecznej rozmowie, odpłynęła w dal. Oczywistą rzeczą było to, że Louis w końcu zorientuje się, że jestem pijana jak nigdy dotąd i ledwo trzymam się na nogach. W tamtym momencie cieszyłam się, że jest daleko ode mnie i nie może przyjechać po mnie, żeby następnie odwieźć mnie do domu pod opiekę mojej mamusi, z która zdążył się już polubić.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Może tylko troszkę. - odpowiedziałam, siadając na stojaku na buty, ponieważ gdybym postała jeszcze chwilę na nogach, jestem pewna, że wkrótce upadłabym z hukiem na ziemię.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Niech zgadnę. Jesteś u Kate? - zapytał, chociaż to zdanie przypominało mi trochę gniewne stwierdzenie.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Jestem u Lily, ale owszem jest tu również Kate.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Skąd ja to wiedziałem. - westchnął. Nie lubię tego, kiedy on i Kate są dla siebie wzajemnie niemili i cały czas jedno obwinia o coś drugie, ale chyba będę musiała się z tym jednak pogodzić, bo na razie nie zapowiada się na to, żeby mieli żyć ze sobą w zgodzie.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Lucy! - z góry usłyszałam, wołający mnie głos Lily. Wstałam ze stojaka i wychyliłam się z z holu spoglądając na schody, na szczycie, których stała blondynka z założonymi rękami na biodrach.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Louis, muszę już kończyć. - rzuciłam pospiesznie do słuchawki, chcąc zakończyć już tę rozmowę i wracać do swoich przyjaciółek.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - W porządku. Ja chyba też. Muszę wrócić jeszcze do hotelu, żeby się przebrać, a potem iść na zorganizowaną imprezę. Zadzwonię do ciebie, gdy już wrócę i nie pij więcej. Wiem co potrafisz zrobić po pijaku. Już się o tym przekonałem. - zaśmiał się.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Potrafię zrobić podobne rzeczy, kiedy nie jestem pijana. - odparłam, przypominając sobie scenkę z naszego wspólnego poranka i tę z wczoraj w ramach "małych" podziękowań. - O tym, też się przekonałeś i to na własnym siusiaku.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Tak, rzeczywiście. Podobało mi się to i możesz być pewna, że za niedługo ci się odwdzięczę. Dobranoc Lucy, bądź grzeczna.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Rozmowa została przerwana. Louis rozłączył się, jednak ja nadal siedziałam nieruchomo z telefonem w dłoni. Nie rozumiałam co miały znaczyć jego słowa "odwdzięczę się", a moja głowa była zbyt pijana, żeby pozwolić sobie na dalsze główkowanie. Do tego Lily ponowiła swoje wołania mówiąc, że Kate znowu leży na podłodze i wygaduje dziwne rzeczy, dlatego odłożyłam szybko komórkę do torebki i ruszyłam na górę, podpierając się barierki i śmiejąc się się pod nosem sama nie wiedząc z czego.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Kiedy doczłapałam się na drugie piętro, przekraczając próg sypialni Lily zobaczyłam, że jej raport zdany mi przed chwilą był rzeczywiście prawdziwy. Kate już drugi raz tego dnia leżała na podłodze, powtarzając w kółko "Zayn zrobił kupkę" z przyczyn, które znała tylko ona, a Lily próbowała nieudolnie, podnieść ją z ziemi, mówiąc jej, żeby przestała torować przejście swoim ciałem.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Nie mam pojęcia ile czasu minęło odkąd wspólnie z Lil udało nam się podnieść Kate z ziemi i przekonać ją do położenia się spać. Niedługo po niej i my położyłyśmy się na dwuosobowym łóżku Lily, które teraz musiało pomieścić aż trzy osoby.</span><br />
<span style="text-align: center;"> - Dobranoc Lil. - powiedziałam, ziewając przeciągle i zamykając zmęczone powieki. Przyjaciółka nie odpowiedziała mi jednak, ponieważ już dawno zasnęła, przytulona do zwiniętej w kulkę Kate tuż obok niej.</span><br />
<span style="text-align: center;"> ***</span><br />
<span style="text-align: center;"> Obudziłam się przez nagłe, gwałtowne uderzenie w brzuch. Jęknęłam z bólu i odwróciłam głowę, żeby zobaczyć kto był sprawcą ataku. Obok mnie leżała głowa Lily, z rozczochranymi we wszystkie strony blond włosami, a jej zwinięta pięść leżała teraz, spokojnie na moi brzuchu. Strąciłam ją z siebie i podniosłam się do pozycji siedzącej, ogarniając wzrokiem otoczenie w którym się obecnie znajdowałam.</span><br />
<span style="text-align: center;"> Doskonale znałam te błękitne ściany, białe komody i plakaty zespołu "Little Mix" porozwieszane na ścianach. Położyłam bose stopy na mięciutkim, białym dywanie, po czym podniosłam się z łóżka i zaczęłam kierować swoje kroki, prosto do łazienki na piętrze, opuszczając cicho sypialnię Lily, starając się zachować ciszę, żeby nie obudzić moich, dwóch jeszcze śpiących przyjaciółek. Od kiedy tylko moje oczy się otworzyły, dobrze mi już znany ból głowy dał się we znaki, dlatego teraz trzymałam się za głowę, chcąc jak najszybciej, po przebraniu się w moje wczorajsze ubrania, wziąć tabletkę przeciwbólową, która będzie w stanie przynajmniej po części wyleczyć ogromnego kaca.</span>
<span style="text-align: center;"><br /></span>
<span style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"></span><br />
Zdjęłam z siebie szybko bluzkę Lily, którą dała mi wczorajszego dnia do spania, i równie szybko jak się przebrałam, zeszłam na dół do kuchni uważając, żeby przypadkiem nie wdepnąć w klocki Matta porozrzucane na dywanie. Wiedziałam, gdzie przyjaciółka trzyma leki, dlatego odnalezienie odpowiednich lekarstw nie trwało zbyt długo. Połknęłam na raz dwie tabletki popijając je niegazowaną wodą i wróciłam na górę, żeby obudzić dziewczyny.<br />
Drzwi od pokoju Lily były otwarte, chociaż, kiedy go opuszczałam zamknęłam je za sobą co doskonale pamiętałam. Oznaczało to, że musiały już wstać, lub przynajmniej wstała jedna z nich. Nie pomyliłam się. Na łóżku siedziała już tylko Kate, przykryta kawałkiem kołdry, pisząc coś na swoim telefonie i lekko się do siebie uśmiechając. Jej włosy były w kompletnym nieładzie, a makijaż pod oczami, którego wczoraj nie zmyła, rozmazany, jednak zdawało się jej to zupełnie nie przeszkadzać, co kompletnie do niej nie pasowało. Podejrzewałam już powód dla którego tak było, jednak wolałam najpierw wybadać sprawę przed przystąpieniem do konkretów.<br />
- Gdzie jest Lily? - zapytałam niewinnie, siadając obok przyjaciółki.<br />
- Umm, poszła wziąć prysznic, kiedy zobaczyła, że ty już wyszłaś. - odpowiedziała, szybko odrywając wzrok od komórki i odkładając ją na stoliczek niedaleko łóżka.<br />
- Rozumiem. - pokiwałam wolno głową. - A ty nie wolałaś iść pierwsza? W końcu twój makijaż i to wszystko inne...<br />
- Oh, nie. Miałam coś ważnego do załatwienia, a w zasadzie to... Justin zaproponował mi ten wyjazd co tobie Louis i... - widziałam jak Kate próbuje, ukryć swoje podekscytowanie tym faktem, jednak doskonale zdradzał ją, jej rosnący z każdą chwilą uśmiech na twarzy, do momentu, w którym nie wytrzymała i roześmiała się ukazując rząd swoich białych zębów. - Zgodziłam się! - wykrzyknęła wyrzucając ręce do góry i nagle mocno mnie ściskając. Odwzajemniłam jej uścisk, również się uśmiechając na myśl o szczęściu mojej przyjaciółki, a myśli dotyczące tej samej oferty, złożonej mi przez Louisa wróciła do mnie jak bumerang. Chciałam spędzić ten tydzień ferii z nim i moimi przyjaciółkami, a poza tym mogłabym wtedy poznać trochę bardziej Justina i Liama. Mogliby się okazać naprawdę miłymi osobami, ale kwestia finansowa odgrywała tu zbyt dużą rolę, a na pewno nie mogłam zgodzić się na za sponsorowanie ze strony Louisa całej tej wycieczki, nawet jeśli dla niego to nie problem, jak sam to określił. Myślę, że czułabym się wtedy zbyt niezręcznie, a może i nawet źle z tym, że odwiedzam najlepsze hotele i latam samolotami najwyższej klasy na czyiś koszt. To zupełnie nie w moim stylu i wątpię, aby moja decyzja w tej sprawie uległa jakiejś zmianie. Kate może sobie na to pozwolić z racji, że jej rodziców zwyczajnie na to stać prowadząc tak dobrze prosperującą firmę, jednak mojej mamy raczej nie. A nawet jeśli mogłaby wyciągnąć takie pieniądze z kieszeni, musiałaby później zapożyczać się w bankach, żeby sfinansować część ślubu mojej starszej siostry, który jak przypuszczam za niedługo się odbędzie. W końcu Drake i Danielle są parą już dosyć długo, a po ich ponownym zejściu się, zakładam, że nie będziemy musieli długo czekać na zaproszenia ślubne.<br />
- Wiem, że nie chcesz, żeby Louis za ciebie płacił, ale wolałabym, żebyś jednak zgodziła się na tą opcję. Chce jechać też z tobą. Chciałabym żebyśmy były tam wszystkie i świetnie spędziły razem czas w towarzystwie chłopaków, wyłączając Louisa w tym, przy każdej możliwej okazji. - powiedziała Kate, wypuszczając mnie ze swoich objęć i patrząc na mnie błagającą swoimi brązowymi oczami, pociągniętych czarną, po części już zmazana kreską.<br />
Zaśmiałam się cicho słysząc jak znowu okazuje swoją niechęć do Lou. Jednak dla mnie nie było to już nic nadzwyczajnego. Powoli robiło się to nawet zabawne, chociaż nadal twierdzę, że mogliby się chociaż nawzajem tolerować.<br />
- Lucy, proszę. - Kate nie dawała za wygraną.<br />
- Nie mogę ci nic obiecać. - odpowiedziałam jej, podnosząc się z łóżka. - Ty nie musisz martwić się o pieniądze i o wiele innych rzeczy. Czasami zazdroszczę ci twojego życia. - westchnęłam<br />
- Niby czego? - Kate również podniosła się z łóżka, odgarniając kołdrę, plączącą się jej przy jej szczupłych nogach.<br />
- Masz wspaniałego brata, który dba o ciebie bardziej niż o cokolwiek innego, jesteś lubiana w szkole prze większość uczniów, a chłopcy ślinią się na twój widok. Możesz mieć wszystko co tylko chcesz... - wtedy zaczęłam naprawdę zazdrościć przyjaciółce, chociaż zazwyczaj nie zachowuję się w ten sposób. Cieszę się z tego co sama mam i nie narzekam na moje życie, ale teraz coś się we mnie rozbudziło.<br />
- Mylisz się. Nawet nie wiesz ile bym oddała, żeby moi rodzice znów zaczęli się mną interesować. Oddałabym nawet te cholerne pieniądze, którymi zapychają mnie z myślą, że to mi wystarczy. Faktycznie Zayn jest wspaniałym bratem, bez niego nie wiem kim bym była. Pewnie zeszłabym na samo dno tak jak Mia. Nawet nie wiesz, ile razy byłam blisko, żeby właśnie tam się znaleźć, nie wiesz ile razy musiałam dusić w sobie wszystkie uczucia, żeby nie wyjść na słabą. Dlatego proszę, nie mów mi takich rzeczy. Powinnaś zobaczyć na siebie i swoje życie też z tej dobrej strony. Chodzisz na randki z jednym z najsławniejszych piłkarzy na świecie i nawet nie widzisz tego, że kiedy zwyczajnie idziesz korytarzem, wszystkie dziewczyny patrzą się na ciebie z zazdrością, bo same wiele by oddały, żeby być na twoim miejscu. Ja co prawda, nie lubię Louisa i nigdy za nim nie przepadałam, a moje opinia o nim nie jest zbyt dobra, z czego dobrze zdajesz sobie sprawę, ale to nie znaczy, że nie mogę powiedzieć, że jestem z ciebie dumna.<br />
- Z tego, że znam Louisa Tomlinsona, czy z tego, że te puste lalki Barbie z naszej szkoły mi zazdroszczą?<br />
- Z obu i wiesz co teraz myślę? Że powinnaś przejść małą metamorfozę, żeby te wszystkie lalunie wiedziały z kim zadzierają.<br />
Nie wiedziałam o czym mówi moja przyjaciółka. Jaką metamorfozę ma na myśli? Nawet zaczęłam trochę się jej bać, dlatego zrobiłam dwa kroki w tył w kierunku ściany spoglądając na Kate z lekką nieufnością, bo w końcu po niej można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.<br />
- No nie bój się mnie. - roześmiała się brunetka, odchylając głowę w tył. - Nie zrobię ci przecież nic złego, mam na myśli tylko to, że zmienimy tylko trochę twój styl i co najważniejsze zachowanie. Od tej pory, myśl o sobie jak o najważniejszej osobie na tym świecie. Jak o kimś kto powoli wspina się na sam szczyt, a do szkoły masz wchodzić z uniesioną głową jakbyś była jej królową.<br />
- Brzmi całkiem fajnie. - uśmiechnęłam się i zaczęłam kiwać powoli głową. Wizja nowej siebie bardzo mi się podobała i w zasadzie była tym, czego tak naprawdę chciałam, tylko za bardzo obawiałam się tego spełnić. Teraz, kiedy Kate zaoferowała mi pomoc w tej zmianie, grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Nie potrzebowałam już ani chwili zastanowienia, na to, aby zgodzić się na swoją przemianę w poniedziałek od razu po szkole, gdyż nasz dzisiejszy kac kategorycznie nie pozwalał nam na zrobienie tego dzisiaj.<br />
***<br />
- Mamo, już wróciłam! - krzyknęłam nieco niemrawym głosem, leniwie wieszając przemokniętą od śniegu kurtkę na jednym z wieszaków i zdejmując z siebie czarne botki na niewysokim obcasie, które teraz również była całe przemoknięte od roztopionego śniegu, a podeszwy ubrudzone błotem. Kate proponowała mi, żebym poczekała jeszcze chwilę z nią u Lily, na to, aż przyjedzie Zayn i przy okazji będzie mógł podrzucić mnie do domu, jednak ja wołam nie wykorzystywać Zayna jeszcze bardziej, niż robi to jego siostra i wrócić sama, pieszo. W końcu odległość między domem Lily, a moim wcale nie jest taka duża.<br />
- Lucy Rose Swan, gdzie ty do cholery byłaś przez całą noc?! Wiesz jak się o ciebie martwiłam?! Do tego nawet nie odbierałaś telefonu, a ja byłam pewna, że ktoś cię gdzieś porwał, albo leżysz już martwa, zakopana pod ziemią!<br />
- Mamo, spokojnie byłam tylko u Lily, przecież ci mówiłam, że do niej idę. - zaczęłam, uspokajać mamę sądząc, że jak zwykle przesadza.<br />
- Ale nie powiedziałaś mi, że zostaniesz u niej na noc. Mogłaś chociaż do mnie zadzwonić i mi o tym powiedzieć, żebym nie musiała się o ciebie martwić. Przez całą noc nie zmrużyłam nawet oka, siedząc cały czas przy oknie i wyczekując na to, aż wrócisz, albo przyjdzie twój porywacz z żądaniem okupu.<br />
- Jestem już dorosła, nie muszę ci o wszystkim mówić. Niektórych rzeczy powinnaś się sama domyślać. - oburzyłam się, zakładając ręce na piersiach w geście obronnym. W końcu mam już skończone 18 lat, a moje dziewiętnaste urodziny będą za niecałe 2 miesiące, dlatego uważam, że mam już do czegoś prawo. Rzeczywiście mogłam powiedzieć mamie, o tym, że przenocuje u Lily, jednak kompletnie o tym zapomniałam, a ona powinna, domyśleć się tego zamiast snuć teorie o porywaczach, mordercach i jeszcze Bóg wie kim.<br />
- Ale to nie zmienia faktu, że nadal jesteś moim dzieckiem. - broniła swojego,<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK__G7N5JGalrMRsNgTsUJnRB33XJwkMjh9AvjtKfmynzJtlabTet9-ADTef3UmyZmUEkFWCQoDrcjQEc5wjK4Y-aRO5fOlaBtuPfcVXMY_GWUaHh9OQS68NpgnPj4ICi70Qy68XMeRYrO/s1600/tumblr_ncimnlSmwb1tmdkggo7_250.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK__G7N5JGalrMRsNgTsUJnRB33XJwkMjh9AvjtKfmynzJtlabTet9-ADTef3UmyZmUEkFWCQoDrcjQEc5wjK4Y-aRO5fOlaBtuPfcVXMY_GWUaHh9OQS68NpgnPj4ICi70Qy68XMeRYrO/s1600/tumblr_ncimnlSmwb1tmdkggo7_250.gif" /></a></div>
również krzyżując ręce.<br />
- To prawda jestem, jednak myślę, że należy mi się jakieś zaufanie z twojej strony. Mam dosyć tego, jak za każdym razem mi o tym przypominasz i narzucasz dane zachowanie. Chcesz, żebym była grzeczną dziewczynką, taką jak byłam kiedyś, kiedy miałam 5 lat, ale zrozum, że teraz mam już prawie 19 lat i nie będę cię za każdym razem słuchać. I wiesz co ci jeszcze powiem? Kiedy nocowałam u Louisa, nie spałam na oddzielnym łóżku. Spaliśmy obok siebie, w tym samym łóżku, w jego sypialni. Nie uprawialiśmy ze sobą seksu, ale prawie by do tego doszło, gdyby on w porę tego nie przerwał, ale robiliśmy za to inne rzeczy i nie żałuję tego.<br />
Byłam dumna z tego co powiedziałam. Wreszcie postawiłam się swojej nadopiekuńczej mamie, która chciałaby kontrolować niemal wszystko, co zaczynało mnie już od dawna irytować. Wiem, że robi to tylko dlatego, że mnie kocha i ja też nadal bardzo ją kocham, ale nie może dłużej być tak jak jest. Ona musi mi dać więcej zaufania i pozwolić mi poczuć się w pełni dorosłą, zamiast przez cały czas pilnować mnie jak kilkuletniego, nierozumnego dziecka.<br />
- Nie wierzę w to co słyszę. - wyszeptała Clarissa. Widziałam jak w jej oczach, zaczynają wzbierać się łzy. Nie chciałam, żeby płakała z mojego powodu, ale musiałam w końcu powiedzieć mojej mamie, jak się czuję. - Ale... chyba masz trochę racji. Może rzeczywiście za bardzo traktuję cię nadal jak dziecko.<br />
- Trochę, to za mało powiedziane. - westchnęłam, wchodząc w głąb domu i siadając na fotelu w salonie, który kiedyś był ulubionym miejscem mojego taty. Potrafił przesiadywać w nim nawet godzinami.<br />
Mama również weszła do salonu siadając w fotelu naprzeciwko mnie.<br />
- Naprawdę robisz te... rzeczy z Louisem? - zapytała, krzywiąc się przy tym lekko i jednocześnie próbując ukryć grymas niezadowolenia na swojej twarzy, jednak niezbyt dobrze jej to wychodziło.<br />
- Tak. Ale tylko te niektóre. - dodałam szybko, nie chcąc, żeby moja mama pomyślała sobie, że robiłam mu na przykład laskę. To byłoby naprawdę obrzydliwe. - W zasadzie, to zbliżyliśmy się do siebie w takim sensie, dopiero niedawno. Mam na myśli to, że zaczęliśmy się wreszcie ze sobą całować i... umm... te inne<br />
W myślach uderzyłam się w twarz. Jak mogłam powiedzieć "wreszcie"? Nie poznawałam sama siebie. Nigdy nie przyznałam się nikomu do tego, że w zasadzie to od dawna miałam straszną ochotę, żeby wreszcie pocałować Louisa i posmakować jego ust. Nikt o tym nie wiedział, oprócz Lily i Kate, a zwłaszcza nie miałam zamiaru mówić tego mojej mamie, ale teraz nawet cieszę się z tego, że mogę być z nią całkowicie szczera. Wydaje mi się, że właśnie tego potrzebowałam od momentu, w którym rozpoczęły się moje kontakty z Louisem.<br />
Faktycznie, rozmawiałam z nią, o nim kilka razy, ale nigdy nie mówiłam jej wszystkiego, a to było mi najwyraźniej potrzebne.<br />
- Ja w twoim wieku też robiłam już takie rzeczy. Nie byłam święta i chyba żadna nastolatka nie jest, dlatego... obiecuję, że od teraz będę miała do ciebie większe zaufanie i przepraszam za to jak cię wcześniej traktowałam. Rzeczywiście mogłaś się przez to poczuć jak dziecko.<br />
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się przytulając mamę na zażegnanie kłótni i oficjalne pogodzenie obu stron.<br />
- Tylko ty mi obiecaj, że razem z Louisem będziecie się zabezpieczali, kiedy zaczniecie już to ze sobą robić.<br />
- Oh, mamoo. - mruknęłam z zawstydzeniem, jednak mimo tego zaśmiałam się cicho.<br />
- Wolę uprzedzać fakty, kochanie. - odparła moja rodzicielka, mocniej przytulając mnie do swojej piersi i również zaczynając się wesoło śmiać.<br />
***<br />
<span style="color: #cc0000;">W związku z tym, że nie było żadnych chętnych do prowadzenia kont na asku, aska wedle Waszego życzenia nie będzie, a co do "Half of year" być może zaczniemy je pisać po skończeniu "Love you Goodbye". Z ogłoszeń to tyle. Następny rozdział: 21 listopad. Możemy zdradzić, że będzie on trochę inny niż dotychczasowe rozdziały min. wyjaśnimy Wam w nim sytuację rodzinną Louisa, powód niechęci angażowania się w dłuższe znajomości z kobietami Liama i wiele innych ;) Do zobaczenia xx</span><br />
<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-22592531344584636562016-10-02T20:16:00.002+02:002016-12-20T16:06:17.244+01:00Rozdział 18<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
8.40 - wtorkowy poranek, kiedy właśnie, kroczyłam dumnym krokiem przez szkolne korytarze, razem z Kate i Lily w kompletniej nowej odsłonie. Mój nowy ubiór ani trochę nie przypominał tego poprzedniego. Ten był kompletnie inny. Wyglądałam może trochę zbyt wyzywająco w krótkiej, czarnej koszulce, ledwie zakrywającej mi brzuch, czarnej spódniczce do połowy uda i czarnych rajstopach, ale Lily i Kate twierdziły, że wyglądam bardzo dobrze, dlatego postanowiłam im uwierzyć. Jedyną dobra rzeczą w tej zmianie, z którą czułam się dosyć pewnie była czarna, skórzana kurtka zarzucona na moje ramiona. Mój codzienny makijaż też uległ małej zmianie.Teraz miałam na sobie nieco grubsze niż zwykle, kreski, zrobione e - linerem i jasno-szary cień idealnie rozłożony po moich powiekach. Nie mogło się obyć również i bez szminki w kolorze ciemnego różu (Kate głosowała oczywiście za krwisto- czerwoną, jednak Lily stłumiła jej bunt mówiąc, że zmiana stylu to nie znaczy przemiana w celebrytkę na czerwonym dywanie, a zwłaszcza jeśli nadal chodzi się do szkoły, gdzie nauczyciele czepiają się o prawie wszystko)<br />
- Głowa do góry. Popatrz jak wszyscy się na nas gapią. Jestem pewna, że te dziewczyny z drugiej klasy, które stoją przy schodach marzą, żeby być tobą - Kate szturchnęła mnie lekko łokciem, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Odwzajemniłam jej uśmiech, podnosząc wyżej głowę i głośniej stukając moimi nowymi botkami na grubym słupku. Myślałam, że udawanie osoby pewnej siebie, przyjdzie mi dużo trudniej, jednak przy boku Kate i Lily szło mi całkiem nieźle. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do nowej roli, jednak najbardziej ciekawiło mnie to, jak zareaguje Louis na moją nagłą metamorfozę, kiedy mnie dzisiaj zobaczy. Umówiłam się z nim, że przyjedzie po mnie tuż po moich skończonych lekcjach, a potem pojedziemy do mojego domu, żeby uczył mnie matematyki. Już nie mogłam doczekać się momentu,w którym zobaczy mnie w nowej odsłonie.<br />
- Pamiętaj co ci mówiłam. - zaczęła, przypominać mi Kate, gdy tylko weszłyśmy do szatni, gdzie obecnie przebywało najwięcej osób, a w tym i również Mia Smith razem ze swoją świtą. - Głowa do góry i rzucasz im tylko pogardliwy wzrok, mówiący "Ja tutaj rządzę, szmaty".<br />
- Jasne. - pokiwałam głową i idąc za wskazówkami przyjaciółki.<br />
- Kate, myślę, że za bardzo ją stresujesz. - skarciła ją Lily.<br />
- Lil, przecież sama mówiłaś Lucy to samo. Zresztą, ja chcę jej tylko pomóc. - zaczęła się bronić Kate.<br />
- Dziewczyny, przestańcie. - powiedziałam, uciszając je gestem, gdy zobaczyłam, że wzrok Mii kieruje się prosto na naszą trójkę. Lindy, Lilah i Megan nie opuszczające Mii ani na krok zaczęły szeptać coś między sobą, na co Mia posłała im zabójcze spojrzenie.<br />
- Proszę, proszę kogo my tu mamy. - zaśmiała się po chwili szyderczo. - Lucy jaka zmiana. Czyżby zrobiona ze względu na Louisa? Znudził mu się twój nudny ubiór, dlatego postanowiłaś się dla niego zmienić, żeby go przy sobie zatrzymać?<br />
- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to Louis nie wie o mojej zmianie, ale dowie się kiedy tylko odbierze mnie ze szkoły.<br />
Widziałam jak na chwile pewność Mii ucieka, a jej usta napełnione botoksem uchylają się w lekkim zdumieniu, jednak niestety szybko odzyskała swoja równowagę.<br />
- Cóż, ja na twoim miejscu nie cieszyłabym się jednak zbyt długo. Prędzej czy później i tak się tobą znudzi, to tylko kwestia czasu. - zarechotała. Przysięgam, że ta dziewczyna, o ile można ją tak nazwać, śmiała się jak prosie, a oprócz tego denerwowała mnie niesamowicie i gdyby nie fakt, że mogłabym mieć przez to spore problemy tak jak Kate w zeszłym tygodniu, tarzałabym ją po podłodze, za jej tlenione kłaki.<br />
- Ty za to potrafisz znudzić się nawet zwykłemu chłopakowi i to już po miesiącu, więc radziłabym ci, uważać na słowa. - odpyskowałam Mii, przybijając sobie w głowie piątkę, za świetną ripostę. - A teraz, wybacz, ale nie mam czasu na rozmowy z tobą. Zresztą chyba powinnaś wracać do szorowania kibli, bo z tego co wiem, dyrektor Hetfield kazał ci je sprzątać przez dwa tygodnie.<br />
Dumna z siebie ruszyłam dalej, prosto do swojej szafki, zadzierając wyżej głowę i kątem oka obserwując zszokowaną minę Mii. Nawet jej wierne przyjaciółki, które nigdy nie powiedziały na swoją liderkę ani jednego złego słowa, teraz chichotały za jej plecami trącając się co chwilę łokciami i naśladując bezcenną minę Smith.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgolng-SLZFLD-WzLwoZlXXcSbSkfwGmRM8TqRyYzVghIJH5uzOc2IQGFWrEcq_lp_IEMtHNXZhOCaN0LIU1KL0iDyzOOfxDFHrcjbR9RbPv2xwpRkUUCByqMpGc1lAqI0uS9bqOMibRvMw/s1600/12345.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgolng-SLZFLD-WzLwoZlXXcSbSkfwGmRM8TqRyYzVghIJH5uzOc2IQGFWrEcq_lp_IEMtHNXZhOCaN0LIU1KL0iDyzOOfxDFHrcjbR9RbPv2xwpRkUUCByqMpGc1lAqI0uS9bqOMibRvMw/s1600/12345.gif" /></a> - Nieźle jej pojechałaś. - Lily uśmiechnęła się do mnie, odwieszając kurtkę na wieszak do swojej szafki.<br />
- Właśnie. Nawet nie wiedziałam, że potrafisz aż tak jej dogadać. - dodała Kate, strzepując śnieg ze swojego nowego zimowego płaszcza w pepitkę. Nie byłaby sobą, gdyby nie kupiłaby również czegoś dla siebie, gdy byłyśmy wczoraj w centrum, przeprowadzając moją metamorfozę<br />
- Sama tego nie wiedziałam. - zaśmiałam się i zamknęłam swoją szafkę. Zanim zdążyłam jeszcze cokolwiek powiedzieć na korytarzach rozdzwonił się dzwonek na lekcje, dlatego szybko poprawiłam swoją czarną torbę na ramieniu żegnając się krótko z przyjaciółkami i idąc szybkim krokiem w stronę sali, gdzie miałam mieć lekcje jakże znienawidzonego przeze mnie przedmiotu - matematyki. Lily również pobiegła w swoją stronę na geografię, a Kate - cóż jak to ona, spokojnie pakowała książki do francuskiego, nie przejmując się niczym i ostatni raz pomachała nam na pożegnanie.<br />
<br />
***<br />
Po 6 godzinach spędzonych w szkole, nareszcie mogłam ją z zadowoleniem opuścić. Duża część osób z mojej szkoły zauważyła moją przemianę i prawili mi na ten temat niezwykle dużo komplementów co było dla mnie ogromnie miłe. Większa część chłopców dosłownie śliniła się na mój widok, zapraszając mnie do kina czy tym podobnych atrakcji, co chwilę zachwalając mój dzisiejszy wygląd jakby to mogło mnie nakłonić do przyjęcia zaproszenia. Oczywiście nie przyjęłam żadnego z nich, grzecznie dziękując im za dobre chęci i tłumacząc, że mam już plany na dziś. Natomiast szkolne laleczki, pokroju Mii, stało zazdrośnie przy ścianach, rzucając mi co chwilę nienawistne spojrzenia, którymi jednak zbytnio się nie przejmowałam, a wręcz przeciwnie. Posyłałam im tylko w odpowiedzi złośliwe uśmieszki mówiące: "podziwiajcie nową królową".<br />
Kiedy tylko znalazłam się na szkolnym parkingu, bez trudu odnalazłam białego Lexusa, gdzie w środku już czekał na mnie Louis. Podbiegłam do niego, otwierając drzwi po stronie pasażera i pocałowałam Louisa w policzek na przywitanie, troszkę bliżej jego idealnych ust.<br />
Louis szybko odwrócił się w moją stronę układając usta w wielką literę ''O". W końcu wydusił z siebie jakieś słowa, które nie za bardzo mnie usatysfakcjonowały.<br />
- Co.. ty masz na nosie?<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSNsl8Z5rtHA9MqTKO8dNgRJTlQJHtAgDIYcijeZ6Z1oxh78ED-G_RXzzYAP53HNAKv_9bhbCuTL5FAYOCAghiCVxwfWTG4viDD0rHjxj2OWvg4jYyA67o2RgSKVbeAkqUEpgGUaYUaOkz/s1600/200w.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSNsl8Z5rtHA9MqTKO8dNgRJTlQJHtAgDIYcijeZ6Z1oxh78ED-G_RXzzYAP53HNAKv_9bhbCuTL5FAYOCAghiCVxwfWTG4viDD0rHjxj2OWvg4jYyA67o2RgSKVbeAkqUEpgGUaYUaOkz/s200/200w.gif" width="177" /></a> <i>Kurwa</i>. Na śmierć zapomniałam, żeby zdjąć okulary, które założyłam na poprzedniej lekcji, z powodu słabej kondycji mojego wzroku. Dodatkowo widziałam, jak wpatrywał się w kok zrobiony na czubku mojej głowy, który teraz był już nieco niechlujny po połowie spędzonego dnia w szkole, dlatego zdjęłam z nosa okulary i sięgnęłam ręką, by rozpleść kok na moich włosach będąc pewna, że właśnie to, tak bardzo nie spodobało się Louisowi. Byłam tym odrobinę zawiedziona, bo miałam szczerą nadzieję, że spodoba mu się moja zmiana tak jak większości moich znajomych, jednak widocznie Louis nie jest w tej kwestii jak większość.<br />
- Nie zdejmuj ich, ani tego koka. - chwycił ręką za mój nadgarstek i odsunął od moich włosów, a następnie wziął moje okulary i z powrotem założył mi je na nos. - Wyglądasz tak ślicznie. Może trochę inaczej, ale powiem szczerze, że nawet lepiej niż wcześniej. Oczywiście wcześniej też wyglądałaś bardzo ładnie, ale teraz...<br />
- Dzięki. - przerwałam mu widząc, że nie może znaleźć odpowiednich słów i czuje się tym trochę skrępowany. - Byłam pewna, że ci się nie podoba.<br />
- Bardzo mi się podoba. Wyglądasz cudownie. Teraz nie wiem czy dam radę skupić się tylko na uczeniu cię matmy i trzymać ręce przy sobie. Jesteś taka gorąca.<br />
Uśmiechnęłam się pod nosem, odwracając głowę w drugą stronę.<br />
- Jedź już. - powiedziałam, nie odwracając wzroku. Wpatrywałam się w swoje jasno-różowe, hybrydowe paznokcie zrobione wczoraj u kosmetyczki. Nie chciałam znów patrzeć na Louisa, ponieważ za bardzo obawiałam się tego, że jeśli się odwrócę on znów zacznie swoje gadki, które nadal nieco mnie onieśmielały, a przecież nowa Lucy nie zna takiego słowa jak nieśmiałość. Nowa Lucy nie zna dużo słów, które kiedyś były dla niej bliskie. Jest inna, ale dużo lepsza i za niedługo wszyscy się o tym dowiedzą, a zwłaszcza Mia, której dzisiaj świetnie zamknęłam jej sztuczne usta.<br />
Po około 15 minutach drogi, białe auto Louisa zaparkowało przy krawężniku niedaleko mojego domu. Gdy wysiadłam z samochodu, mój wzrok od razu powędrował do miejsca, gdzie moja mama zawsze parkowała swoją czarną toyotę prius, jednak teraz auta nie było na swoim miejscu. Zdziwiłam się, ponieważ we wtorki mama zawsze wracała z pracy dosyć wcześnie i była w domu jeszcze przede mną, dlatego odrobinę zaniepokojona wybrałam jej numer, drugą ręką sięgając do kieszeni po klucze do furtki oraz drzwi.<br />
- Jak dobrze, że odebrałaś. - westchnęłam z ulgą, kiedy w słuchawce usłyszałam łagodny głos mojej mamy. W tle wyraźnie słyszałam, dzwoniące telefony i klikanie w klawisze na klawiaturze komputera co oznaczało, że nadal jest w pracy. - Zastanawiałam się czemu nadal nie ma cię w domu, ale teraz już chyba znam odpowiedź.<br />
- Oh, tak zapomniałam ci powiedzieć, że muszę zostać dziś trochę dłużej w pracy. I...- głos mojej mamy nagle stał się bardzo napięty. - Myślę, że wrócę dopiero wieczorem.<br />
- Będziesz tak długo w pracy? - przytrzymałam telefon ramieniem, kiedy przekręcałam metalowy klucz w drzwiach, a po chwili otwierając je i wpuszczając Louisa do środka.<br />
- Nie, Z pracy wychodzę o 17, ale później idę na małą kolację z moim... kolegą.<br />
Na te słowa stanęłam pośrodku holu, jakby właśnie ktoś wmurował mnie w ziemię. Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Byłam zszokowana, nie wiedziałam co mam powiedzieć mamie. Od śmierci taty, nigdy się z nikim nie spotykała i mi to odpowiadało. Nie chciałam, żeby jakiś obcy mężczyzna chodził po naszym domu, jadł w naszym domu, albo co gorsza spał w naszym domu. A teraz? Wizja nowego faceta mojej mamy przyprawiała mnie o dreszcze. Na pewno będzie chciał, żeby mama zapomniała o tacie i udawał przed nią jakim będzie dla mnie kochanym i idealnym ojczymem, chociaż tak naprawdę będzie zapatrzonym w siebie egoistą, chcącym omotać moją mamę i pozbyć się mnie z domu. O ile wie o moim istnieniu.<br />
- Lucy? - z czarnych myśli wyrwał mnie spokojny i opanowany głos mamy. - Wiem, że ta sytuacja pewnie nie za bardzo ci teraz odpowiada, ale uwierz mi, że kiedy tylko poznasz Nicholasa zobaczysz jakim jest wspaniałym człowiekiem. Mówił mi, że bardzo chciałby cię kiedyś poznać i myślę, że naprawdę byście się polubili.<br />
Och, więc ma na imię Nicholas i wie o tym, że istnieje. Przynajmniej już coś. Czy wyczuwacie ten sarkazm?<br />
- Nie sądzę. - mruknęłam z niezadowoleniem. - Nie chce go poznawać i nie chcę, żebyś spotykała się z tym typem ani nie chcę tego, żeby za niedługo się do nas wprowadzał.<br />
- Ależ słoneczko, na razie nawet nie myślimy o wspólnym mieszkaniu. Znamy się dopiero tydzień i nawet nie jesteśmy jeszcze razem. Tylko się ze sobą spotykamy.<br />
- Dobra, wiesz co... nie chce mi się już tego dłużej słuchać. Zresztą przyszedł do mnie Louis, uczyć mnie do sprawdzianu. Porozmawiamy kiedy wrócisz. - szybko nacisnęłam czerwoną słuchawkę, rzucając telefon na szafkę. Ze złością rzuciłam swoją kurtę w kąt i zdjęłam buty, które podzieliły swój los razem ze skórzaną kurtką, a następnie pobiegłam na górę, prosto do swojego pokoju.<br />
- Lucy, co się stało? - Louis pobiegł za mną schodami na górę, próbując uparcie dorównać mi kroku. Zignorowałam jego dalsze pytania wchodząc do swojego królestwa i kładąc się na łóżku. Jeszcze kilka dni temu pewnie rozkleiłabym się chowając głowę w poduszkę i mocząc ją swoimi żałosnymi łzami, ale teraz kiedy na miejscu starej Lucy pojawiła się nowa, łzy nie wchodzą już więcej w grę. Leżałam nieruchomo na łóżku z beznamiętną miną, nie wyrażającą kompletnie nic. Miałam nadzieję, że to odstraszy Louisa i zrozumie, że dzisiejsze korepetycje odwołane, a najlepszym co może teraz zrobić to pojechać do domu, ale on zrobił coś kompletnie innego. Położył się obok mnie, biorąc mnie za rękę i umieszczając ją w swojej. Drugą odgarnął kosmyk moich włosów, które wyszły z mojego koka i teraz spoczywały swobodnie na mojej twarzy.<br />
- Powiesz mi co się stało? Oczywiście nie musisz mówić jeśli nie chcesz. - po jego głosie słyszałam, jednak, że jest ciekawy powodu mojej gwałtownej reakcji i chciałby to usłyszeć. Westchnęłam z rezygnacja i zdałam mu relację z mojej wcześniejszej rozmowy z mamą co chwilę pokazując swoją frustrację i złość przez to czego się dowiedziałam.<br />
- Rozumiem, że jest ci z tym ciężko. - zaczął powoli, gdy skończyłam już swój monolog. - Ale nie uważasz, że twoja mama po tylu latach od śmierci twojego taty ma prawo na nowo poczuć się szczęśliwa? Znowu stworzyć z kimś szczęśliwy związek?<br />
- Nie! Ona jest szczęśliwa teraz, a ten facet nie jest jej do niczego potrzebny. - wstałam z łóżka, zakładając ręce na piersiach i marszcząc brwi. Wyglądałam chyba trochę jak małe, zbuntowane dziecko, ale nie obchodziło mnie to. Oczywiście, że chciałam, żeby moja mama była szczęśliwa, ale po co jej do tego jakiś nowy mężczyzna? Byłam przekonana, że z tego nic dobrego nie wyjdzie.<br />
- Posłuchaj, moim zdaniem najpierw powinnaś poznać tego faceta, a dopiero później zacząć go oceniać. - Louis również podniósł się z łóżka.<br />
- Więc ty też trzymasz stronę mojej mamy? - zapytałam z pretensją. Myślałam, że Lou stanie po mojej stronie i pocieszy mnie czymś w stylu "tak, masz rację, to na pewno dupek, ale nie martw się pomogę ci go przegonić" ale nie. On wolał wziąć stronę mojej mamy i jako druga osoba tego dnia wmawiać mi, że Nicholas z pewnością będzie idealnym kandydatem na wybranka serca mojej mamy. Powoli przestaje wierzyć w ludzi.<br />
- Nie trzymam niczyjej strony - natychmiast zaprzeczył. - Jedynie mowię ci to co myślę. A jeżeli twoje podejrzenia co do tego kolesia okażą się słuszne, uwierz mi, że wtedy pomogę ci odciągnąć go od twojej matki i dać mu porządne lanie, bo z moimi sportowymi umiejętnościami jestem w stanie powalić prawie każdego - Louis wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu.<br />
Spojrzałam na niego próbując, zdobyć się na chociażby niewielki uśmiech, ale nie potrafiłam. Sytuacja, w której obecnie się znalazłam, nie pozwalała mi na to. Czułam się tym strasznie przytłoczona i jak na razie nie umiałam pójść za radą Louisa. Nawet sobie tego nie wyobrażałam. Dla mnie ten cały Nicholas i tak będzie egoistą chcącym wykorzystać moja matkę i nikim innym.<br />
- Hej, popatrz na mnie. - musiałam wyglądać chyba naprawdę przygnębienie, ponieważ Louis ujął moja twarzy w swoje dłonie i przekierowanie ją w swoją stronę. - Wiem, że teraz trudno ci jest się z tym pogodzić, dlatego wiem co może poprawić ci humor, a przynajmniej na chwile obecną. - jego usta wykrzywiły się w zadziornym uśmiechu, a brwi poruszyły się kilka razy w górę i w dół. Na początku nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Byłam pewna jedynie tego, że nie jest to nic związanego z naszymi wcześniejszymi planami dotyczącymi uczenia się matematyki. Mój mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. Zaczęłam przypominać sobie nasze wcześniejsze rozmowy, próbując wywnioskować z nich to co miał na myśli stojący przede mną osobnik. Wreszcie wróciłam pamięcią do naszej rozmowy telefonicznej z sobotniego wieczoru, kiedy byłam u Lily, obejrzeć mecz, w którym grał Louis jak i również Justin i Liam - dwa obiekty westchnień moich przyjaciółek i dotarły do mnie jego słowa. "<i>Odwdzięczę </i><i>się</i><i>, </i><i>obiecuję".</i><br />
- Połóż się na łóżku. - powiedział spokojnie, lecz w jego głosie doskonale słychać było stanowczość<br />
Przełknęłam głośno ślinę, obawiając się nieco tego co miało się za chwilę stać. Przez słowa odwdzięczę się Lou może mieć na myśli jedną z wielu dostępnych rzeczy i właśnie tego się najbardziej obawiałam, jednak wykonałam jego polecenie, powoli kładąc się na łóżku.<br />
Widziałam jak Louis uśmiecha się pod nosem i idzie w moją stronę, a po chwili już leżał na moim ciele, obdarowując moją szyję pocałunkami. Odchyliłam się w bok dając mu do niej większy dostęp i cicho mrucząc za każdym razem, kiedy jego zęby przygryzły odpowiedni kawałek skóry. Następnym jego celem stały się moje usta. Przygniótł je swoimi, wpychając swój język do środka, jednak mogę powiedzieć, że ten pocałunek był inny niż poprzednie. Był bardziej nachalny i brutalniejszy niż tamte, ale to mi się podobało. Zaczęłam doświadczać strony Louisa, która uwielbiała dominować i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że powoli zaczęłam ją kochać. Jednak wiedziałam, że najlepsze ma dopiero nastąpić.<br />
Po kilkunastu sekundach namiętnych pocałunków, Louis oderwał się od moich ust i podwinął moją czarną spódniczkę do góry, uśmiechając się przy tym chytrze. Źrenice jego oczu powiększyły się, a niebieskie tęczówki pociemniały, zachodząc pożądaniem. Właśnie teraz, kiedy Lou z łatwością mógł zobaczyć moje majtki przez prześwitujące, czarne rajstopy podziękowałam sobie za to, że uległam Kate kupując czarną, koronkową bieliznę, która prezentowała się niezwykle seksownie i jednocześnie pociągająco, a w tego typu sytuacjach sprawdzała się doskonale.<br />
- Twoja spódniczka i te czarne rajstopki naprawdę mi się podobają, ale będziemy musieli się ich niestety pozbyć. - oświadczył Louis, powoli zdejmując ze mnie spódnicę, a następnie rajstopy. Tak więc nie wliczając mojej górnej garderoby, która była na swoim miejscu, zostałam w samych czarnych, koronkowych majtkach odkrywających mi połowę pupy i calutkie uda nie zostawiając nawet milimetra zakrytego. Do tej pory chodziłam w majtkach, które zasłaniały dobrze moje dolne części ciała, dlatego teraz odczuwałam pewien dyskomfort a fakt, że Louis patrzył się na mnie jakby chciał się na mnie za chwilę rzucić, rozebrać do naga a potem pieprzyć do upadłego, ani trochę nie pomagał mi w pozbyciu się tego odczucia.<br />
Jego mimika twarzy szybko uległa jednak zmianie. Podniecenie zastąpiła ta sama stanowczość i chęć dominacji co wcześniej.<br />
- Rozłóż nogi. - rozkazał, a ton jego głosu nie pozwalał na jakikolwiek sprzeciw.<br />
Byłam jak zaczarowana jego własnymi zaklęciami. Sposób w jaki do mnie mówił wywoływał na mojej skórze dreszcze a umysł cicho prosił o więcej. Moje nogi same rozłożyły się przed nim tak jak mnie o to prosił, a raczej rozkazał. Potem wszystko potoczyło się tak szybko i jednocześnie tak powoli.<br />
Louis zaczął pocierać dwoma palcami o moje centrum, przez cienki materiał majtek, co chwilę naciskając kciukiem na moją łechtaczkę. Z moich ust co chwilę wydobywały się ciche jęki, a biodra same wypchnęły się na przód błagając palce Louisa o więcej przyjemności.<br />
- Jesteś już mokra. - oświadczył odrywając swoje palce ode mnie i rozcierając między nimi moją wilgoć.<br />
- Louis... - wyjęczałam, zawiedziona w obawie, że właśnie nastąpił koniec tej przyjemnej dla mnie zabawy.<br />
- Spokojnie, kochanie to była dopiero rozgrzewka przed prawdziwa jazdą. - uśmiechnął się, jakby czytając w moich myślach. Następnie ściągnął ze mnie majtki i włożył we mnie jeden palec, powoli zaczynając poruszać nim w środku mojego ciała. Oczy zaszły mi mgłą, dlatego przymknęłam je, czerpiąc jak największą przyjemność z tego co właśnie robił mi Louis. To naprawdę niezwykle ile przyjemności może dać taki dotyk. W swoim całym 18 - letnim życiu uprawiam już seks i to nie raz oraz pozwoliłam kilka razy mojemu, byłemu chłopakowi na to, żeby zrobił mi dobrze palcami tak jak Louis teraz, jednak nie czułam się wtedy tak dobrze jak w tym momencie. Louisowi wystarczyło zwykle pocieranie o moje majtki, a ja już stałam się na skutek tego mokra. Miał nade mną władzę. W tamtej chwili byłam tylko jego, a jemu się to podobało.<br />
- Podoba ci się to, co ci robię, kochanie? - spytał, ponownie posyłając mi jeden ze swoich zadziornych uśmieszków. Jego palec nadal znajdował się we mnie, a ruchy jakie nim wykonywał były szybsze i mocniejsze. Pokiwałam potakująco głową, niekontrolowanie wypychając mocniej swoje biodra w jego stronę.<br />
Przyjemność jaką mi dawał była niewyobrażalna. Pierwszy raz mogłam poczuć się tak dobrze.<br />
Niespodziewanie Louis włożył we mnie drugi palec, co spowodowało, że wygięłam się w łuk i wykrzyczałam jego imię.<br />
- Właśnie tak. Chcę słyszeć jak krzyczysz moje imię. - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy i wkładając we mnie do końca oba palce. Moje oczy znowu zamknęły się, a usta raz po raz otwierały się, by jęczeć jego imię.<br />
- Louis... jestem...jestem już blisko. - wyjęczałam, zaciskając palce na fioletowym kocu rozłożonym na moim łóżku. Teraz już w niczym nie przypominało ładnie i schludnie pościelonego łóżka jakie było zanim wyszłam do szkoły, przygotowane specjalnie na przyjście Louisa. Koc leżący na nim zwisał luźno przy ziemi a w miejscu gdzie leżałam był pogięty i pościągany z łóżka.<br />
Poczułam jak Louis, mocniej penetruje mnie palcami, obijając nimi o mój kobiecy punkt G. Miałam zamknięte oczy, a jedyne co dochodziło do mojego umysłu ze świata zewnętrznego, to moje własne głośne jęki, rozchodzące się po czterech ścianach pokoju.<br />
Palce Louisa poruszające się wewnątrz mnie, wykonywały swoją pracę na przyśpieszonych obrotach co dodatkowo sprawiało, że wiłam się pod nim jak dżdżownica i gdyby nie fakt, że przytrzymywał mnie drugą ręką, prawdopodobnie spadłabym z łóżka.<br />
Po kilku następnych minutach moje ciało zastygło w miejscu, przyjmując na siebie orgazm. Lou powoli wyjął ze mnie swoje palce, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej, biorąc łapczywe oddechy.<br />
- Jak było? - spytał, uważnie obserwując mnie, kiedy zakładałam na siebie bieliznę.<br />
- Nie tak źle, jak się tego spodziewałam. - wzruszyłam ramionami, próbując ukryć uśmiech pojawiający się na moich ustach. Oczywiście, że bardzo mi się podobało i było wspaniale, jednak chciałam podroczyć się trochę z Louisem, który natychmiast połknął haczyk.<br />
- Jak to, czyli nie podobało ci się?<br />
- No wiesz... było przeciętnie.<br />
Obserwowałam, jak jego twarz przybiera najpierw zaskoczony wyraz, a później zmartwiony. Widocznie nie wiedział co powiedzieć, więc spuścił tylko smętnie głowę.<br />
- Głuptasie, tylko żartowałam. - zaśmiałam się, siadając przy nim i przytulając się do jego pleców. - Było mi naprawdę cudownie i nie wiedziałam, że posiadasz aż takie umiejętności. Jeszcze nigdy się tak nie czułam, naprawdę. - zapewniłam Louisa, a na dowód tego pocałowałam go krótko w usta. To najwidoczniej mu wystarczyło, bo od razu posadził mnie sobie na kolanach pogłębiając pocałunek. Ciekawym faktem jest to, że nadal miałam na sobie tylko cienkie majtki, ponieważ nie zdążyłam się jeszcze do końca ubrać, a to nie umknęło uwadze Louisa.<br />
- Podniecasz mnie, kiedy siedzisz mi na kolanach w samych majtkach i tym krótkim topie. - wychrypiał na chwilę przerywając nasz pocałunek.<br />
Uśmiechnęłam się, ponownie przywierając swoimi ustami do jego ust. Komplementy Louisa o ile mogę nazwać tak słowa, które przed chwilą wyszły z jego ust pochlebiały mi i to nawet bardzo. Poprzednia Lucy pewnie zawstydziłaby się, słysząc to, ale obecna Lucy, którą jestem teraz czuła się dumna i niezwykle seksowna, jednak dla bezpieczeństwa zeszłam z kolan Louisa dokańczając, ubieranie się.<br />
- Miło było patrzeć jak dochodzisz, ale obawiam się, że to koniec przyjemności na dzisiaj i pora zabrać się za naukę twojego znienawidzonego przedmiotu. - powiedział, kiedy miałam już na sobie wszystkie zdjęte wcześniej ubrania.<br />
- Oh, tak masz rację. - przyznałam niechętnie. Matematyka od zawsze była moim największym koszmarem i myśl o tym, że muszę zacząć się jej teraz uczyć, przyprawiała mnie o mdłości. Powolnym krokiem wyjęłam z mojej torby podręcznik i zeszyt, a następnie rozłożyłam je na biurku zajmując przy nim swoje miejsce.<br />
- Zazdroszczę ci, że nie musisz już chodzić do szkoły. - westchnęłam, gdy Lou zajął miejsce obok mnie i wziął do ręki podręcznik, a następnie zaczął go przekartkowywać.<br />
- Niedługo ty też nie będziesz musiała. Myślałaś już o tym co będziesz robić potem?<br />
- Szczerze to nie mam pojęcia co będę robić potem, na razie mnie to nie obchodzi. Martwię się na razie czy w ogóle zdam z matmy. Jeżeli tak to będzie cud. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.<br />
- Tym się nie przejmuj, bo tak się składa, że ja jestem genialnym nauczycielem. - Louis dumnie wypiął do przodu pierś.<br />
- Chyba seksu. - wtrąciłam sarkastycznie na tyle cicho, żeby nie dobiegło to jego uszom, jednak Louis Tomlinson widzi i słyszy dosłownie wszystko.<br />
- Tak, tego też. - zaśmiał się - Ale teraz jednak skupmy się na matematyce. Przerabiasz teraz układy równań z trzema niewiadomymi, więc powiedz mi najpierw czego najbardziej z tego nie rozumiesz. <br />
- Wszystkiego. - stwierdziłam, patrząc z przerażeniem na cyfry i litery w mojej książce, którą trzymał Louis. <br />
- Więc mamy przed sobą sporo pracy. - westchnął. - No cóż, zacznijmy od początku.<br />
<b>*Louis*</b><br />
Po trzech godzinach spędzonych nad książką, z przerwami na jedzenie, wreszcie nastał koniec nauki. Nie potrafię stwierdzić komu z nas było ciężej. Lucy nie rozumiała prawie nic z tego co jej tłumaczyłem, tłumacząc się, że matematyka to dla niej czarna magia i ma już dosyć tego bezsensownego tłumaczenia. Dopiero po godzinie zaczęła, rozwiązywać najprostsze równania, a po dwóch godzinach zaczęła próbować tych trudniejszych, jednak niestety dosyć marnie jej to szło. Jeżeli dostanie chociaż tróje z tego sprawdzianu, to zacznę chyba chodzić do kościoła.<br />
- Masz spore zaległości, jeżeli chcesz zdać egzaminy końcowe z matmy, powinnaś bardziej do niej przysiąść. - stwierdziłem, podnosząc się z krzesła, czując natychmiastowo ulgę w pośladkach. Kiedy jeszcze siedziałem, po pewnym czasie miałem wrażenie, że mój tyłek wrósł się w krzesło. To było naprawdę niekomfortowe.</div>
<div dir="ltr">
- Wiem, ale to naprawdę nie jest takie proste. Kiedy tylko widzę te znaczki robi mi się słabo. - Lucy również podniosła się ze swojego miejsca i po jej wyrazie twarzy widziałem że odczuła taką sama ulgę w pośladkach jak ja przed chwilą. </div>
<div dir="ltr">
Pomarańczowy podręcznik do matematyki, nadal leżał otwarty na stronie z zadaniami, które teraz zaczęły obrzydzać już nawet mnie. Po części rozumiałem niechęć Lucy do matematyki, bo kiedy sam chodziłem jeszcze do ostatniej klasy liceum, sam niezbyt za nią przepadałem, choć radziłem sobie z nią całkiem nieźle. Nie lubiłem jej jednak głównie dlatego, że nauczyciel który mnie jej uczył był bardzo wymagający, przez co musiałem poświęcać jej więcej czasu, a ja wolałem zamiast tego grać w piłkę nożną, która była moim zamiłowaniem już od dziecka.</div>
<div dir="ltr">
- To nie są znaczki tylko cyfry, a poza tym uwierz mi, że kiedy to zrozumiesz nabierzesz innego stosunku do tego przedmiotu. - próbowałem jakoś ją zachęcić, jednak i tak przewidywałem, że moje starania spalą się na panewce.</div>
<div dir="ltr">
- Nie byłabym tego taka pewna. - moje przypuszczenia, sprawdziły się. Lucy wykrzywiła usta w grymasie, a potem zamknęła rozłożony na biurku podręcznik i zeszyt. Zobaczyłem że mały, elektroniczny zegarek postawiony na biurku wyświetla godzinę 19:30, co oznaczało, że powoli zaczyna robić się już późno, a ja powinienem już iść. Za oknami już dawno zapanował mrok, a jedyne światło jakie panowało na zewnątrz było to te, z ulicznych latarni oraz te bijące od księżyca, schowane w połowie za ciemnymi chmurami.<br />
- Chyba zacznę się już zbierać. - oświadczyłem, odwracając wzrok od okna i przekierowując go na Lucy<br />
- Nie zostaniesz jeszcze trochę? - zasmuciła się, wyginając dolną wargę w podkówkę, a ręce zarzucając mi na szyję. Wyglądała wprost uroczo z tym wyrazem twarzy, co tylko sprawiało, że chciałem jej ulec i zostać, jednak wiedziałem, że powinienem już wracać, jeżeli chcę zdążyć, jeszcze potrenować przed jutrzejszym dniem. Musze pokazać się trenerowi w jak najlepszej formie, a jeżeli pozwolę sobie dziś, na odpuszczenie domowego treningu, na pewno nie wypadnę najlepiej z całej drużyny, a właśnie na tym mi zależy.</div>
<div dir="ltr">
- Nie mogę, muszę jeszcze poćwiczyć. - odpowiedziałem, niechętnie zdejmując z mojej szyi, ręce Lucy.</div>
<div dir="ltr">
- W takim razie, chociaż odprowadzę cie do drzwi. - odpowiedziała smutno, ciągnąc za metalową klamkę i otwierając drzwi jej pokoju na oścież.</div>
<div dir="ltr">
Zamknąłem je od razu po tym, kiedy weszliśmy do środka z pierwotnymi zamiarami uczenia się. Tak naprawdę, kiedy tylko usłyszałem z części rozmowy Lucy z jej mamą o tym, o której godzinie ma zamiar wrócić do domu, uznałem to za zielone światło i w głowie miałem już plan, odpłacenia się za przygodę w samochodzie, a drzwi zamknąłem dla wzmożonej prywatności, gdyby kolacja z "kolegą" nie wypaliła, z jakiegokolwiek powodu. W końcu mówi się, że bezpieczeństwa nigdy dość. </div>
<div dir="ltr">
Wolnym krokiem zeszliśmy na dół, a naszym oczom ukazała się ciemność. Wszystkie światła były zgaszone, a białe zasłonięte rolety dodawały tylko ponurego nastroju. Jedynym światłem, było to z pokoju Lucy, które dawało słabą poświatę na schody.</div>
<div dir="ltr">
Lucy szybko zaświeciła światło i poprowadziła mnie dalej do holu, gdzie założyłem na siebie moją zimową kurtkę i buty.</div>
<div dir="ltr">
- Do zobaczenia, skarbie. - powiedziałem, kiedy moja lewa ręka spoczywała już na klamce. Drugą przyciągnąłem do siebie drobne ciało Lucy i pocałowałem ją na pożegnanie, wślizgując do jej ust swój język. Przez pocałunek czułem jak się uśmiechała. Nie wiedziałem czy z powodu tego jak ją nazwałem, czy z tego jak świetnie ją całuje, ale uwielbiałem kiedy się uśmiechała. Wyglądała wtedy tak uroczo i tak niewinnie przez co miałem jeszcze większą ochotę na to, żeby ją pieprzyć. Na samą myśl o jej nagim ciele leżącym pode mną i o rzeczach które mógłbym jej robić, mój przyjaciel u dołu od razu budził się do życia.</div>
<div dir="ltr">
Po wyjściu z ciepłego domu Lucy, od razu ogarnęło mnie przenikliwe zimno. Wiatr wiał jeszcze mocniej, niż kiedy odbierałem ją ze szkoły. Mrok panował prawie wszędzie, przez co mój wzrok musiał chwilę się przyzwyczaić, żeby odnaleźć mój samochód zaparkowany gdzieś niedaleko. Kiedy zmierzałem już w jego kierunku, kątem oka zobaczyłem jak przed ceglanym domem, z którego przed chwilą wyszedłem, parkuje czarna toyota prius, a chwilę później wysiadła z niej znajoma mi osoba, a mianowicie mama Lucy. Miała na sobie elegancką czarną sukienkę, czarne szpilki, a na twarzy wielki uśmiech, z którego można było wywnioskować, iż randka była udana. Korzystając z jej dobrego humoru, podszedłem do niej szybkim krokiem z gotowym w głowie planem. Dotyczył on wyjazdu do Austrii na ferie. Lucy co prawda nie zgodziła się na za sponsorowanie przeze mnie jej ferii, jednak miałem nadzieję, że jej mama będzie miała co do tego inne zdanie i zgodzi się na moją ofertę. Bynajmniej ja nie zamierzałem się tak łatwo poddać.</div>
<div dir="ltr">
- Dobry wieczór pani Swan. - przywitałem się, kiedy znalazłem się już przy kobiecie.</div>
<div dir="ltr">
- Oh, Louis. Dobry wieczór. - uśmiechnęła się ciepło, gdy tylko jej wzrok padł na moja osobę. - Korepetycje się udały? - spytała od razu, nie przestając się uśmiechać.</div>
<div dir="ltr">
"Nawet nie wiesz jak bardzo. Gdybyś tylko słyszała co się działo i jak głośno twoja córka krzyczała moje imię." - pomyślałem, jednak w odpowiedzi tylko pokiwałem głową, uśmiechając się pod nosem.</div>
<div dir="ltr">
- Lucy ma jeszcze dużo zaległości do nadrobienia, ale myślę, że jeżeli się do tego przyłoży wszystko pójdzie dobrze, jednak ja nie o tym chciałem z panią porozmawiać.</div>
<div dir="ltr">
- Naprawdę, a o czym? - pani Swan zmarszczyła brwi i przystąpiła na drugą nogę.</div>
<div dir="ltr">
- Wie, pani że powoli zbliżają się ferie, prawda? - mama Lucy pokiwała głową, przypatrując mi się z jeszcze większą ciekawością niż przed chwilą. - Więc ja i moi przyjaciele jedziemy jak co roku na narty do Austrii. Bardzo chciałem zabrać na ten wyjazd również pani córkę. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że może pani nie dysponować taką kwotą pieniędzy, dlatego zaproponowałem Lucy, że za wszystko zapłacę ja. Z góry chciałbym powiedzieć, że dla mnie nie jest to absolutnie żadnym problemem, a wręcz przyjemnością. Austria to piękny kraj, oprócz gór jest tam wiele cudownych miejsc, które na pewno warto odwiedzić. Poza tym możliwość poznania tradycji austriackich na pewno będzie czymś dobrym dla Lucy, a oprócz tego mogłaby nauczyć się trochę języka niemieckiego. W związku z tym, chciałem panią prosić o przekonanie córki na zgodzenie się opłacenia przeze mnie tego wyjazdu, jeżeli tylko wyraża pani na to zgodę. - gdybym chodził jeszcze do szkoły jestem pewien, że dostałbym za tę przemowę szóstkę z angielskiego. W całym swoim życiu nie powiedziałem czegoś równie mądrego, dlatego byłem pełen podziwu dla samego siebie. Oczywiście skłamałem trochę mówiąc o kulturze austriackiej i miejscach które warto odwiedzić, bo bynajmniej ja odwiedzam tam tylko dobre restauracje i spożywczaki, żeby zaopatrzyć się w swoje jedzenie, ale mamie Lucy nie jest to niezbędne do wiadomości, a jeżeli trochę jej nazmyślam, wyszedłem z założenia, że może prędzej się zgodzi.<br />
- Cóż to co mówisz wydaje mi się być bardzo dobre dla Lucy. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz jeździła na nartach, a przecież to taki przyjemny sport. Gdyby mi tylko o tym powiedziała myślę, że od razu bym się zgodziła. Powiedz mi tylko ile wyniesie ten wyjazd?<br />
- Niech się pani tym nie martwi, koszty leżą już w moim interesie. - powiedziałem bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Podejrzewałem, że prędzej czy później uda mi się namówić panią Swan na ten wyjazd, jednak nie myślałem, że pójdzie mi to tak szybko.Tak czy inaczej byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy i już nie mogłem doczekać się co powie Lucy, kiedy tylko się o tym dowie. Jasną sprawą jest to, że nadal może protestować przeciwko jechania na mój koszt, ale byłem niemalże pewien, że jej mama na pewno znajdzie sposób na to żeby się zgodziła, w końcu sama wyraziła chęć pozwolenia jechania swojej córki do Austrii.<br />
- To bardzo miło z twojej strony, że chcesz za wszystko zapłacić, Louis, ale myślę, że jednak dam rade opłacić Lucy jej wycieczkę z tobą. Nie zrozum mnie źle, ale sądzę, że tak będzie lepiej. - oświadczyła poważnie kobieta.<br />
- Jest pani pewna? To może wynieść około dziesięciu tysięcy funtów.<br />
- Tak, jestem tego pewna.<br />
- No cóż w takim razie w porządku. - zgodziłem się, czując, że jeżeli ponownie zacznę nalegać, mama Lucy może zmienić swoją decyzję. - Więc do widzenia pani Swan i życzę miłego wieczoru. - pożegnałem się uprzejmie, oddalając się w stronę swojego białego lexusa.<br />
- Nawzajem Louis. - uśmiechnęła się i również poszła w swoim kierunku.<br />
- Co za udany dzień. - powiedziałem do siebie, kiedy wsiadłem już do auta, zatrzaskując jeszcze tylko za sobą drzwi. Po chwili wyjechałem na długą, oświetloną latarniami drogę, a uśmiech na moich ustach nie zniknął ani na jedną małą chwilę. Tegoroczne ferie zimowe zapowiadały się naprawdę niesamowicie.<br />
***<br />
<span style="color: #cc0000;"><b><i> Następny rozdział : 20 grudnia. </i></b></span></div>
<div dir="ltr">
</div>
<div dir="ltr">
</div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-22342437667393549752016-09-24T17:24:00.000+02:002016-10-23T11:39:54.248+02:00Rozdział 16<b><span style="color: #cc0000;">Bardzo prosimy o przeczytanie notatki pod rozdziałem, jest bardzo ważna i na pewno będzie dla Was interesująca</span></b><br>
<b>*Lucy*</b><br>
Piątkowe popołudnie, tuż po szkole, kiedy nareszcie można odpocząć od tych wszystkich książek i prac domowych, wylegując się na łóżku przy włączonym telewizorze, z leżącym na kolanach psem i miską popcornu. To jest właśnie to czego mi teraz potrzeba. Ten tydzień nie należał do lekkich. Poniedziałkowa wizyta u dyrektora na pewno nie była wymarzonym rozpoczęciem tygodnia, a konsekwencje jakie to za sobą pociągnęło, tym bardziej nie należały do przyjemnych, bo jakbyście się czuli gdybyście musieli przez 5 dni z rzędu sprzątać szkolną stołówkę tylko za to, że chcieliście wstawić się za swoja przyjaciółką i powiedzieliście waszemu dyrektorowi parę słów prawdy? Wszystko ma jednak swoje dobre strony i ta historia również je ma. Może i zamiatałam podłogi, i wyrzucałam skórki po bananach, i papierki po cukierkach, pozostawione przez innych uczniów, ale za to nasza księżniczka Mia miała o wiele gorsza karę do odbycia. Wyobraźcie sobie jak wspaniale było oglądać ją, sprzątającą brudne toalety i odgarniającą śnieg z boiska i parkingu szkolnego w swojej miniówce i cienkich rajstopach, ale najlepsze z tego wszystkiego jest to, że teraz calutka szkoła plotkuje o tym jaką klęskę poniosła nasza była już "królowa szkoły", a na dodatek wszyscy widzieli to jak "doskonale" radzi sobie czyszcząc szkolne kible. O tak, karma wraca, suko. Jednak istnieje coś takiego jak sprawiedliwość.<br>
Teraz jest godzina 15, a ja oglądam film dla kilkuletnich dzieci, który jest zatytuowany "Auta 2", świetnie się przy tym bawiąc. No dobra, może nie tak świetnie. Chciałam spotkać się tego dnia po szkole z dziewczynami, ale niestety Lily nie może, ponieważ musi pilnować swojego młodszego, <br>
sześcioletniego brata, gdyż jej rodzice postanowili, zrobić sobie romantyczną kolację z okazji rocznicy swojego poznania, a Kate odbudowuje swoje relacje z bratem i idzie razem z nim i jego dziewczyną - Gigi, na gokarty. Co do Louisa, pewnie teraz się pakuje i jedzie razem ze swoją drużyną do Liverpoolu, gdzie ma się odbyć ich następny mecz. Jest mi trochę przykro, bo miałam nadzieję, że przyjdzie się przynajmniej ze mną pożegnać, ale to w końcu tylko weekend, a my i tak nie wiedzieliśmy się ze sobą o wiele dłużej, więc co to za różnica, kiedy będziemy się widzieć...?<br>
- Lucy? - w moim pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Klamka ugięła się, a zza drzwi ukazała się głowa mojej mamy przysłonięta jej ciemnymi włosami. - Masz gościa. - oznajmiła mi wesoło, uchylając szerzej drzwi i wpuszczając gościa do środka.<br>
Przez chwilę nie mogłam rozpoznać kto stoi przede mną. Miał na głowie czarny kaptur tak, że nie widać było połowy jego twarzy. Spuściłam wzrok na jego ręce. Przez podniesiony rękaw u lewej ręki dostrzegłam, jego tatuaże. Louis. Podniosłam się z łóżka zdejmując z siebie włochatą, białą główkę Sisi i stanęłam naprzeciwko niego, witając się z nim krótkim "cześć". Nie wiedziałam jak mam się z nim przywitać po tym co stało się w poniedziałek rano, w jego garderobie między nami. Powinnam go pocałować? A jeśli by mnie odepchnął, ze śmiechem oznajmiając mi, że na za dużo sobie pozwalam?<br>
- Tylko cześć? - Louis opuścił kaptur swojej bluzy, dzięki czemu, mogłam podziwiać jego niebieskie oczy i brązowe wyżelowane włosy oraz pełne, malinowe usta delikatnie wykrzywione w grymasie.<br>
- Hmm, chyba tak. - odpowiedziałam,<br>
niepewnie spoglądając kątem oka na moją suczkę, która właśnie zaczęła obwąchiwać Louisa po stopach. Louis schylił się i pogłaskał ją po łebku, a potem podniósł się i podszedł bliżej mnie tak, że między nami została jedynie niewielka przestrzeń.<br>
- Dlaczego mnie nie pocałowałaś? Myślałem, że jesteśmy już na tym etapie. - powiedział niskim głosem pochylając się w moją stronę i muskając swoimi wargami moje.<br>
- Nie wiedziałam czy chcesz. - odparłam ledwo słyszalnym głosem zmniejszając przestrzeń między nami do minimum i zarzucając Louisowi ręce na szyję.<br>
- Właśnie po to tu przyszedłem. - wychrypiał brutalnie atakując moje usta swoimi. Po chwili polizał językiem moja dolną wargę, prosząc tym o większy dostęp. Dałam mu go, bez zbędnych protestów, żeby poczuć jak jego język spotyka się razem z moim i wspólnie zgrywają się w idealnym dla nas rytmie. Potrzebowałam tego tak bardzo. Przez te cztery dni, kiedy go nie widziałam marzyłam o tym, żeby znowu poczuć jego wargi na swoich, doznać tego samego uczucia, którego doznałam, gdy po raz pierwszy się pocałowaliśmy.<br>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5MRnlYkzerhyphenhyphenxJEHhq_ZY5vr6pdhk0PBoWGyy32DyZq5nprGjdR-13J5xfEMWAio8Jf3_aji-TClI0p1vOHkABREKkNUWXP-3p1Qb_xnAcovlVz1KqRKdwAe2AzXsITtS-SZFitW4AU_L/s1600/tumblr_o43zygQ3Cg1qdwasao1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="155" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5MRnlYkzerhyphenhyphenxJEHhq_ZY5vr6pdhk0PBoWGyy32DyZq5nprGjdR-13J5xfEMWAio8Jf3_aji-TClI0p1vOHkABREKkNUWXP-3p1Qb_xnAcovlVz1KqRKdwAe2AzXsITtS-SZFitW4AU_L/s320/tumblr_o43zygQ3Cg1qdwasao1_500.gif" width="320"></a> W pewnym momencie poczułam jak dłonie Louisa, zjeżdżają powoli z moich bioder wzdłuż ciała, a po chwili zaciskają się na moich pośladkach. Jęknęłam przez pocałunek w jego usta, tym samym dając mu satysfakcję. Nie pozostałam mu jednak dłużna na długo i w ramach małego rewanżu puściłam jego szyję, po to, by swoimi dłońmi, zacząć jeździć najpierw po jego klatce piersiowej, a następnie schodząc w jego intymne okolice.<br>
Kiedy tylko moje dłonie dotknęły jego krocza przez spodnie, usłyszałam dźwięk gwałtownie wciąganego powietrza. Uśmiechnęłam się chytrze, przerywając pocałunek i przerzucając wzrok na twarz Louisa. Miał przymknięte oczy, a usta zacisnął w wąską linię. Ewidentnie było po nim widać, że to co robię go podnieca.<br>
- Chcesz dokończyć to co przerwał nam telefon od twojej mamy, w poniedziałek? - zapytał z nadzieją i podnieceniem w głosie. Jego niebieskie oczy pociemniały, a źrenice poszerzyły się, tak, że teraz połowa jego oka byłą przysłonięta czernią.<br>
- Może innym razem. - odpowiedziałam obracając się do niego plecami, z szerokim uśmiechem na ustach. Uwielbiałam w ten sposób się nim bawić.<br>
- George jest zawiedziony. - oświadczył smutno. Nie bardzo wiedziałam tylko, kim jest George, ale z moich domyślań wynikało, że właśnie tak nazwał swojego kolegę, którego przed chwilą dotknęłam. Zaśmiałam się i spojrzałam przez ramię na jego zwieszoną głowę i usta wygięte w podkówkę.<br>
- Tak nazwałeś swojego przyjaciela u dołu?<br>
- Tak, ale jeśli chcesz możesz dać mu jakąś nową ksywkę.<br>
- Chyba zostawię tą przyjemność tobie.<br>
Ponownie odwróciłam się do niego plecami i usiadłam z powrotem na moim mięciutkim, wygodnym łóżku, na nowo skupiając wzrok na bajce, lecącej na ekranie telewizora, zawieszonego nad komodą z pomalowanego na biało drewna. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy poczułam jak materac ugina się pod ciężarem Louisa, który po chwili objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Sisi widząc nas w tej pozycji, wesoło wskoczyła Louisowi na kolana i zamerdała ogonkiem.<br>
- Chyba twój piesek mnie polubił. - stwierdził biorąc Sisi na ręce i sadzając sobie na części brzucha kilka centymetrów od mojej głowy. Ciekawym faktem jest również to, że posadził ją sobie akurat w taki sposób, że miałam wprost doskonałe widoki na biały kuperek mojego pieska. Niechętnie, ale odsunęłam się od Louisa pozwalając, by jego ramię, którym mnie obejmował opadło na poduszkę. Był, jednak tak zajęty głaskaniem Sisi po brzuchu, że nawet tego nie zauważył. Pomyślałam przez to, że woli mojego psa ode mnie, ale potem zdałam sobie sprawę z tego, że to o czym teraz myślę jest niedorzeczne, ponieważ to by oznaczało, że zaczynam być zazdrosna o swojego psa, a to na pewno nie jest niczym normalnym.<br>
- Luigi! - oboje wzdrygnęliśmy się na głośny okrzyk, dochodzący z telewizora wydanego przez jednego z samochodzików. Spojrzałam na ekran. Luigi był żółtym, małym samochodzikiem, takim, którym jeździło się w latach 80. Witał się właśnie z drugim samochodem, podobnych do niego rozmiarów, który jak się okazało był jego wujkiem.<br>
- Pasuje do ciebie to imię. - stwierdziłam przerzucając wzrok z ekranu na Louisa, który odłożył Sisi na podłogę i tak jak ja wpatrywał się w ekran telewizora. Z zewnątrz musi chyba wyglądać to nieco dziwnie. Mam na myśli: dwoje dorosłych ludzi oglądający bajkę dla kilkuletnich chłopców. Ale cóż ta bajka jest naprawdę interesująca. Po raz pierwszy obejrzałam ją z bratem Lily i oczywiście też z samą Lily. Kate nie chciała wtedy z nami oglądać. Stwierdziła, że ta bajka jest tak samo głupia jak nowy sezon serialu "Jak poznałem waszą matkę", którego ona nienawidzi oglądać w przeciwieństwie do mnie. Lily natomiast stwierdziła, że nie głupsza od niej na co Kate przewróciła teatralnie oczami i zaczęła sms - ować z jej obecnym wtedy chłopakiem - Harrym Stylesem.<br>
- Nieprawda. Uważam, że ani trochę do mnie nie pasuje. - oburzył się Louis wykrzywiając usta.<br>
- A ja uważam, że tak i wiesz, co? Od teraz właśnie tak będę cię nazywać. - uśmiechnęłam się szeroko, zeskakując z łóżka.<br>
Uwielbiałam niemal wszystkie jego miny, które robił w zależności od sytuacji, ale ta była zdecydowanie moją ulubioną. Chodzi mi mianowicie o uroczy grymas na jego twarzy, pokazujący niezadowolenie. Przez ostatni weekend, który spędziliśmy razem myślę, że chyba się do siebie zbliżyliśmy, ale wiem, że nie do takiego stopnia do jakiego bym chciała. Gdybym wiedziała, że Louis jest inny i nie jest typowym kobieciarzem, może nawet powiedziałabym, że idziemy dobrą drogą do bycia w związku, ale niestety bardzo dobrze wiem jaki jest i jakie ma nawyki. Patrząc na to co mam, powinnam być wdzięczna opatrzności, że nie przestał się mną interesować od razu po tym, kiedy oświadczyłam mu, że z seks - układu, na który chciał ze mną iść, nici. Owszem mam świadomość tego, że jego zainteresowanie mną jest tylko chwilowe i za wkrótce będzie musiało nastąpić to co nieuniknione, co z pewnością połamie moje serce na kawałki, ale na razie chce się cieszyć tym co teraz między nami jest. Czymkolwiek to jest i jakkolwiek da się to nazwać.<br>
- Nieważne. Przebierz się w... coś - powiedział obrzucając wzrokiem od góry do dołu moje szare dresy, które zazwyczaj zakładam w takie popołudnia jak to, gdy oglądam telewizję z miską popcornu i psem na kolanach, który czasem jednak woli potowarzyszyć mojej mamie w kuchni i pobłagać ją o kawałek boczku.<br>
- Nie podobają ci się moje dresy? - spytałam udając obrażoną i obrzucając Louisa leżącego na moim łóżku, z głową wygodnie ułożoną na poduszkach wyzywającym wzrokiem.<br>
- Ty mi się zawsze, we wszystkim podobasz, ale kiedy zabieram cię do najlepszej kawiarni w tym mieście, wolę, żebyś założyła coś bardziej szykownego. Nie obrażając oczywiście twoich dresów.<br>
Zrobiło mi się cieplej na sercu na dźwięk wypowiedzianego przez niego zdania. Słyszę to już co prawda, po raz kolejny, ale mimo to za każdym razem czuję znajome ciepło. To naprawdę niesamowite uczucie usłyszeć takie zdanie z ust osoby, do której coś czujesz.<br>
- Zabierasz mnie do kawiarni?<br>
- Tak. - wzruszył obojętnie ramionami, ale na jego ustach uformował się delikatny uśmiech. - Więc przebierz się szybko, bo nie mam za dużo czasu. Za niecałe trzy godziny muszę jechać.<br>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPURqiToXgg9wTPkrihJsUoY1PCNlTKiGtj9fXn41FoAbkX8WlZ5DpmiwYXPsgc58cyji-FK1CF6mSjZkxQqGrMr_hXKVt44z8ucDN0NsczWIc9Rn5UCIu36TzNMk5TdBK84812dBpAfl3/s1600/tumblr_m4dgf59bw31rpv0bb.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPURqiToXgg9wTPkrihJsUoY1PCNlTKiGtj9fXn41FoAbkX8WlZ5DpmiwYXPsgc58cyji-FK1CF6mSjZkxQqGrMr_hXKVt44z8ucDN0NsczWIc9Rn5UCIu36TzNMk5TdBK84812dBpAfl3/s320/tumblr_m4dgf59bw31rpv0bb.gif" width="320"></a> - O której masz mecz? - zapytałam podchodząc do szafy i wyciągając z niej czerwony sweter bez guzików do zarzucenia na ramiona, czarny t-shirt i czarne, opinające spodnie, w których moje nogi wyglądały niezwykle szczupło, dlatego też były one jednymi z moich ulubionych par spodni.<br>
- Jutro o 19. Będziesz oglądać mnie w akcji?<br>
- Może. - zaśmiałam się puszczając Lou oczko, po czym opuściłam swoje królestwo kierując się do łazienki.<br>
Po kilkunastu jak podejrzewam minutach, otworzyłam drzwi łazienki w zupełnie nowej odsłonie. Spojrzałam w lustro, wiszące naprzeciwko mnie i przejrzałam się w nim z podziwem dla samej siebie. Czarne, równiutko narysowane kreski na moich powiekach, delikatny różowy cień i usta pomalowane krwisto - czerwoną szminką, którą dostałam od Lily w prezencie, idealnie dogrywały się z moim czerwonym swetrem narzuconym na ramiona. Czarne, wąskie spodnie tak jak myślałam odchudziły moje nogi co najmniej o połowę. W takiej stylizacji mogłam spokojnie wyjść do kawiarni bez obawy, że jeśli ktokolwiek zechce, nam zrobić zdjęcia, wyjdę na nich jakbym dopiero co wstała z łóżka.<br>
- Ile można przesiadywać w łazience? Czekałem na ciebie prawie pół godziny i... - Louis podniósł się z mojego łóżka wyrzucając do góry ręce dla lepszego, zaprezentowania swojego zniecierpliwienia i bardzo męczącego oczekiwania. Jednak odrazu gdy jego wzrok spoczął na mnie przestał, bezsensownie zrzędzić i przybliżył się w moim kierunku jeszcze raz skanując mnie uważnie od góry do dołu.<br>
- Wyglądasz cholernie seksownie. - zamruczał składając pojedynczy pocałunek na mojej szyi.<br>
- Możemy iść. - oświadczyłam, robiąc krok w tył. Musiałam zachować między nami niewielki dystans, ponieważ w innym wypadku nic by nie wyszło z naszego wyjścia do kawiarni z wiadomych przyczyn, choć szczerze może nawet skusiłabym się na tę opcję, gdyby nie fakt, że piętro niżej jest moja mama, która może przyjść tutaj w każdym momencie.<br>
- Ah, i jeszcze jedno. - dodałam omijając zgrabnie Louisa i wyciągając z górnej półki w mojej szafie jego spodnie i bluzę ułożone schludnie w kostkę. - Miałam ci to oddać. - powiedziałam wyciągając w jego kierunku rękę z ubraniami.<br>
- Dzięki. - zabrał ode mnie swoje rzeczy zwijając je niedbale w kłębek i wkładając je, sobie pod pachę. - Też mam twoje ubrania, które zostawiłaś u mnie na basenie. Dam ci je, jak już będziemy w samochodzie, bo zostawiłem je w bagażniku.<br>
Pokiwałam głową i oboje ruszyliśmy w kierunku schodów. Już po przekroczeniu kilku stopni, zobaczyłam jak moja mama podnosi się z kanapy, odkładając swój laptop na bok i staje przy schodach z szerokim uśmiechem, skierowanym w stronę Louisa.<br>
- Wychodzicie gdzieś razem? - zapytała unosząc do góry brwi z wciąż nie znikającym uśmiechem. Jej entuzjazm na widok Louisa jest moim zdaniem dosyć przesadny. Oczywiście cieszę się z faktu, że moja mama akceptuje i lubi mojego... przyjaciela, jeśli mogę go tak nazwać, ale jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak serdecznie witała, któregoś z moich byłych chłopaków lub chociażby kolegów ze szkoły. Zawsze była dla nich miła i uprzejma, ale zachowywała dystans i pewną rezerwę wobec nich, a od razu po ich wyjściu radziła mi, żebym lepiej zachowała ostrożność, "bo z chłopcami nigdy nic nie wiadomo" i "oni zawsze najpierw obiecują, a potem odchodzą i zapominają o tobie jak o starym, już nie potrzebnym meblu". Tymczasem ma takiego, właśnie osobnika przed sobą i niesamowicie go wielbi i zachwala.<br>
- Zabieram Lucy do kawiarni, ale spokojnie pani Claire odwiozę ja z powrotem do domu za mniej więcej godzinkę. Niestety sam niedługo muszę jechać z moją drużyną do Liverpoolu, gdzie jutro odbędzie się nasz mecz.<br>
Przez chwilę odniosłam wrażenie, że się przesłyszałam. Czy on właśnie powiedział do mojej mamy Claire? Naprawdę rzadko kto się do niej tak zwraca, a już na pewno nie nikt z moich znajomych. To zdrobnienie jest zarezerwowane tylko dla jej przyjaciół i rodziny, chociaż zdarzają się sytuacje, że osobom z dalszej rodziny każe, zwracać się do siebie "Clarissa", gdyż twierdzi, że ''Claire brzmi jakby była nastolatką, a tak nie wypada dorosłej kobiecie".<br>
- Oh, rozumiem, Louis. Lucy też powinna być wcześniej w domu i uczyć się do zbliżającego sprawdzianu z matematyki. Nie zbyt sobie radzi z tym przedmiotem. - dodała zasmucona. Faktycznie nie jestem dobra z matematyki jak większość osób i szczerze powiedziawszy to nie wiem czy dam radę ogarnąć materiał, którego muszę się wyuczyć, a raczej zrozumieć w ciągu zaledwie tygodnia.<br>
- Nie mówiłaś mi, że masz niedługo sprawdzian z matematyki. - zwrócił się do mnie. - Chętnie mogę ci pomóc.<br>
- A ty nie mówiłeś, że jesteś orłem z matmy.<br>
- Może nie orłem, ale pamiętam dużo z ostatniej klasy liceum i całkiem nieźle sobie radziłem z przedmiotami ścisłymi. - uśmiechnął się z zadowoleniem.<br>
- To wspaniale! - wykrzyknęła radośnie mama. - Louis tak się cieszę, że mógłbyś pomóc Lucy, ale oczywiście, jeśli nie będzie to dla ciebie żadnym problemem, w końcu pewnie często masz treningi.<br>
Przewróciłam oczami i odwróciłam się bokiem nie chcąc dalej oglądać scenki rozgrywającej się w pobliżu mnie. Było mi trochę wstyd za moją mamę i jej przesadny entuzjazm jak i również byłam trochę zła na nią za to, że organizuje mi korepetycje z matematyki, nie pytając się mnie nawet o zdanie, choć pewnie bym się na to zgodziła, bo jest mi to naprawdę na rękę. Bez pomocy pewnie znów zawaliłabym kolejny sprawdzian, a na to nie mogłam już sobie pozwolić.<br>
Tak,więc Louis i moja mama dogadali się w sprawie uczenia mnie w czasie krótszym niż się spodziewałam. Lou jak zwykle gwarantował, że dla niego to naprawdę nie jest żadnym problemem, a będzie mu sprawiać ogromną przyjemność fakt, że może mi pomóc. Od wtorku do czwartku (ponieważ w poniedziałek nie będzie mógł mnie uczyć ze względu na kaca, którego z całą pewnością będzie miał po imprezie organizowanej po meczu dla obu drużyn) będzie odbierał mnie ze szkoły, a od razu potem przyjdzie do mnie i będzie tłumaczyć mi tyle czasu, ile będzie to konieczne.<br>
- Więc my już idziemy. - powiedział po skończonej wymianie zdań z moją mamą, łapiąc mnie za rękę i idąc w kierunku holu. Nasze palce ponowie się ze sobą złączyły, a w moim ciele po raz kolejny rozpłynęło się przyjemne ciepło jak za każdym razem kiedy łapiemy się za ręce. Ten gest nie umknął oczywiście mojej mamie, która swoim czujnym, badawczym wzrokiem obserwowała nas do samego wyjścia. Mogłam zobaczyć jak uśmiecha się pod nosem na widok naszych splecionych dłoni co było dla mnie pewnego rodzaju zachętą i nadzieją. Miło było widzieć jak moja mama trzyma za nas kciuki, nawet jeśli związek z Louisem jest czymś, całkowicie niemożliwym.<br>
<br>
<b>*Louis*</b><br>
Obserwowałem w spokoju jak Lucy pochyla się w holu zakładając czarne botki na niewysokim obcasie, a po chwili chwyta za swój czerwony płaszcz w kratkę. Przez cały ten czas wyczuwałem wzrok jej mamy na nas, co było odrobinę krępujące. Bardzo polubiłem tą kobietę, zresztą podobnie jak ona mnie. Jest naprawdę bardzo miłą i uprzejmą osobą, tylko chyba za bardzo ingeruje w życie swojej córki. Uważam, że Lucy powinna mieć większą swobodę tym bardziej, że ma już prawie dziewiętnaście lat, jednak nie powiedziałem o tym pani Claire, gdyż sądzę, że są to sprawy wyłącznie między nimi i nie mogę się do tego wtrącać.<br>
- Do widzenia pani Swan. - rzuciłem na wyjściu, wcześniej przepuszczając Lucy w drzwiach, jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Co jak co, ale kobietę należy traktować z szacunkiem. Nie mam na myśli, tu tych z którymi sypiam. One same wchodzą mi do łóżka i nie posiadają szacunku same do własnej osoby.<br>
- Do widzenia, Louis. Bawcie się dobrze! - krzyknęła za nami, uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta. Gdy wzięła do ręki jedną z gazet, leżących na równo poukładanym stosie na stoliku, zamknąłem mocne, drewniane drzwi od domu i ponownie chwytając Lucy za rękę podeszliśmy do mojego samochodu zaparkowanego tuż za rogiem ze względu na to, iż pozostałe miejsca z zezwoleniem na parkowanie były zajęte, jak sądzę przez właścicieli domów stojących w równym rzędzie jeden obok drugiego, a było ich naprawdę sporo.<br>
Otworzyłem drzwi od strony pasażera Lucy, a następnie sam obszedłem dookoła mojego nowiutkiego, białego Lexusa LC 500h, zakupionego zaledwie dwa dni temu razem z Liamem. Jeśli chodzi o mojego drugiego przyjaciela - szanownego Justina Biebera to nie, nie było go z nami, gdy zakupowałem to cudeńko, ponieważ umówił się wtedy z Kate na kolejną randkę, którą w dalszym ciągu nazywa jedynie wspólnym spotkaniem. Ta dziewczyna robi z niego coraz większą pizdę, co mi się bardzo nie podoba.<br>
- Ładny samochód. - powiedziała Lucy podziwiając wnętrze samochodu i wszystkie inne jego gadżety.<br>
- Kupiłem go niedawno. Jest idealny i do tego ma cichszy silnik od mojego poprzedniego Lamborghini Gallardo albo Range Rovera Evoque. - pochwaliłem się z ogromną dumą. Szczerze bałem się, że Lucy nie zauważy mojego nowego nabytku, ale na szczęście zauważyła to dzięki czemu mogę z dumą pochwalić się moim najnowszym Lexusem<br>
- Tego Range Rovera, którym mnie potrąciłeś w sylwestra? - zaśmiała się pod nosem.<br>
- Nie, to ty pod niego wpadłaś, a nie ja w ciebie wjechałem.<br>
- Nieważne. - Lucy machnęła ręką, kładąc swoją czarną torebkę na wycieraczce pod swoimi nogami i opierając się łokciem o ramę szyby. Wyjąłem ze spodni kluczyki z już zakupionym przeze mnie tego samego dnia breloczkiem z wygrawerowanym "L" - logo mojego nowiutkiego autka, jednak nawet nie zdążyłem ich odłożyć do schowka, gdyż Lucy do tej pory spokojnie siedząca na swoim miejscu przełożyła nogę nad dźwignią skrzyni biegów i usiadła na moich kolanach, a raczej na moim kroczu.<br>
- Lucy...umm co ty robisz, jeśli mogę wiedzieć? - wydusiłem z siebie z lekkim podnieceniem narastającym we mnie.<br>
- Dokańczam to czego nie dokończyłam w poniedziałek rano, kiedy byłam u ciebie. Już nie pamiętasz? - spytała z zadziornym uśmieszkiem na twarzy i przechylając głowę w lewo. Rzuciła swój płaszcz na tylne siedzenia, zdjęła z siebie szybko buty i zaczęła poruszać się swoją pupą w górę i w dół, po moim przyjacielu, który od razu się ożywił.<br>
- Kurwa. - syknąłem, kiedy jej pośladki po raz kolejny uderzyły o mojego penisa schowanego w spodniach. Położyłem swoje dłonie na jej biodrach, mocno zaciskając na nich swoje palce. Kierowałem jej biodrami, pomagając jej się tym na mnie poruszać. Podniecenie i pożądanie narastało we mnie z każdą kolejną sekundą, co doskonale odzwierciedlał, całkowicie obudzony już George. Z moich ust co chwilę wydobywały się niekontrolowane jęki, na co usta Lucy wykrzywiły się w jeszcze większym uśmiechu.<br>
- Lucy... - wydusiłem z siebie przez jęki. - Nie musisz... ooh...tego robić, jeśli...<br>
- Ćśśś - dziewczyna położyła mi palec na ustach, odrobinę spowalniając swoje ruchy. Po chwili ujęła moją twarz w dłonie i położyła swoje usta na moich. Językiem polizałem jej dolną wargę prosząc o dostęp. Otworzyła usta dzięki czemu szybko i zwinnie dostałem się do jej wnętrza, a następnie nasze języki złączyły się ze sobą. Wszystko wokół nas nagle stało się nieistotne. Liczyło się tylko tutaj i teraz. Będę szczery. Nigdy nie czułem jeszcze czegoś takiego. Powtórzę to prawdopodobnie po raz kolejny, ale nie obchodzi mnie to. Miałem dużo partnerek seksualnych i żadna z nich nie dawała mi takiej przyjemności jak Lucy i nie chodzi mi tylko o przyjemność seksualną. Każdy oddany pocałunek na jej ustach, każdy jej dotyk wywoływał we mnie coś, czego nie potrafię opisać. Wiem tylko jedno. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Przy żadnej dziewczynie i naprawdę nie wiem, skąd to się we mnie bierze.<br>
Nawet podczas tego, kiedy się całowaliśmy Lucy, ani na chwilę nie przestała się na mnie poruszać, jednak z trochę mniejszą intensywnością. Dopiero, gdy oderwaliśmy się od siebie ustami, zacząłem szybciej poruszać jej biodrami na sobie, sprawiając sobie tym samym większą przyjemność. Nie myślcie, jednak, że jestem egoistą. Odwdzięczę się jej za to, gdy tylko nadarzy się do tego okazja i już nawet wiem w jaki sposób, którego chyba nie muszę tłumaczyć, bo w końcu chyba każdy zna sposób "czarodziejskie palce".<br>
- Cholera, Lucy... szybciej... ja już.. kurwa...prawie dochodzę. - wyjęczałem, zamykając oczy i odchylając głowę mocno do tyłu.<br>
Tak jak ją o to prosiłem, Lucy przyspieszyła swoje ruchy na tyle ile mogła, jednak teraz jej tempo było dla mnie niewystarczające. Potrzebowałem więcej, mocniej, szybciej. Zależało mi na tym, żeby jak najszybciej osiągnąć ten stan, zważając na fakt, że miejsce w którym zaparkowałem znajduje się co prawda dalej od domów gdzie mieszkają ludzie, ale jednak każdy mógł tędy przejść i zobaczyć nas w dosyć intymnej sytuacji.<br>
Będąc na skraju do orgazmu, mocniej objąłem dłońmi jej biodra poruszając nimi w górę i w dół tak szybko jak tego potrzebowałem co chwilę wydając z siebie głośne jęki, które na pewno słychać było na zewnątrz. Po kilku ostatnich uderzeniach poczułem jak ciepła sperma wypływa ze mnie i opływa moje bokserki. Całkiem zapomniałem o tym, że jestem w pełni ubrany i zanim przystąpię do jakiejkolwiek czynności seksualnej powinienem najpierw pozbyć się dołu moich ubrań jak i również powinienem zjechać w jakieś bezludne miejsce, żeby nikt nas nie zobaczył ani nie usłyszał. Nawet nie chcę wiedzieć co pomyśleli sobie ludzie, którzy byli blisko mojego samochodu i słyszeli dźwięki z niego dochodzące, i nawet nie chcę sobie wyobrażać, że ktoś mógł koło nas przejść i to wszystko widzieć. A jeśli za krzakami czaił się jakiś paparazzi z kamerą, to wolę nie czytać jutrzejszych gazet, bo z z pewnością znalazł sobie ciekawy materiał, którego zawaha się użyć.<br>
- Byłaś niesamowita, dziękuję. - powiedziałem, kiedy Lucy wróciła już na swoje miejsce, a mój oddech nieco się już unormował. Widziałem, że była odrobinę speszona całą sytuacją, ponieważ nerwowo bawiła się koniuszkiem czerwonego swetra, który miała na sobie, chociaż jeszcze chwilę temu sama weszła mi na kolana i zaczęła robić mi dobrze. Zachowanie kobiety jest naprawdę trudno zrozumieć.<br>
- To było takie małe podziękowanie za to, że zgodziłeś się pomóc mi z matmą. - odparła, podnosząc głowę i uśmiechając się do mnie.<br>
- Cóż, więc jeśli w taki sposób masz mi za każdym razem dziękować, to chyba będę ci częściej w czymś pomagał. - zaśmiałem się, puszczając w jej stronę oczko. Lepkość w moich bokserkach znacząco mi przeszkadzała, a zazwyczaj nie wożę zapasowej pary w bagażniku, dlatego zmuszony byłem zdjąć je i pozostać w samych spodniach, które na całe szczęście nie przeciekły moją spermą. Podczas całej tej czynności, którą wykonywałem Lucy wpatrywała się w widoki za oknem udając niezwykle zainteresowaną otaczającą ją przyrodą, ale ja i tak wiedziałem, że z chęcią odwróciłaby wzrok i popatrzyła na prawdziwy dar natury, gdyby miała trochę więcej śmiałości.<br>
Po kilku minutach zaparkowałem Lexusa na prywatnym, strzeżonym parkingu (wolałem mieć pewność, że mój samochód jest bezpieczny i nikt nie zachce go zarysować ani ukraść), a potem razem z Lucy ruszyliśmy w kierunku kawiarni "Moona Caffe" oddalonej, zaledwie kilka kroków od parkingu. Otworzyłem szklane, wejściowe drzwi, na co dzwoneczki zawieszone nad nimi, rozbrzmiały się po niewielkim pomieszczeniu. Przy drewnianych, eleganckich stolikach siedziało już kilka lub też kilkanaście osób, jednak na szczęście nikt nie zwrócił na nas zbytniej uwagi. Jedynie starsza, bardzo szykownie ubrana pani podniosła wysoko brwi znad kubka swojej kawy, obrzucając nas badawczym spojrzeniem.<br>
- Czego chcesz się napić? - zwróciłem się do Lucy i kątem oka zerknąłem na tabliczkę z rozpisanymi, podawanymi tu wszelkiego rodzaju napojami.<br>
- Wystarczy mi zwykłe Latte. - uśmiechnęła się, podając mi dziesięciofuntowy banknot.<br>
- Chyba sobie żartujesz. - oburzyłem się, odsuwając od siebie rękę Lucy, z wyciągniętymi pieniędzmi w moją stronę. - To ja cię tutaj zaprosiłem, więc to ja płacę.<br>
- Ale, Louis, ja...<br>
- Nie i koniec. Schowaj te pieniądze. - zażądałem stanowczo, po czym zwróciłem się do młodej sprzedawczyni, zamawiając Latte dla Lucy i małe Americano dla siebie. Na jej brązowym fartuszku widniała plakietka z jej imieniem, stąd dowiedziałem się, że ma na imię Courtney. Przy składaniu mojego zamówienia, ewidentnie ze mną flirtowała puszczając mi oczko i uśmiechając się do mnie przy każdym swoim, wypowiedzianym zdaniu. Odwzajemniłem jeden z tych uśmiechów, dyskretnie skanując ją wzrokiem. Była bardzo młoda, miała może z góra 22 lata, a do tego ładna. Ciemne włosy, niebieskie oczy, grube czarne rzęsy, którymi trzepotała zachęcająco. Być może, gdyby nie było przy mnie teraz Lucy poflirtowałam bym z nią trochę, a potem przeleciał gdzieś na zapleczu, jednak stała ona nadal obok mnie, dlatego starałem hamować swoją dziką stronę osobowości.<br>
- Przyniosę państwu zamówienie do stolika. - zwróciła się do nas Courtney, obrzucając Lucy wzrokiem pełnym wyższości, a do mnie uśmiechając się po raz kolejny.<br>
- Dobrze Court. - odpowiedziałem biorąc Lucy za rękę z zamiarem udania się do najbliższego, wolnego stolika. Lucy zabrała jednak swoja rękę wyprzedzając mnie i siadając przy stoliku położonym w najdalszym kącie kawiarni, niedaleko starszej pani, która na samym początku, dziwnie się na nas patrzyła albo przynajmniej ja, odnosiłem takie wrażenie.<br>
- Co jest? - spytałem siadając naprzeciwko niej, na bardzo ładnym, szarym fotelu obitym skórą.<br>
- Nic. Kompletnie nic, oprócz faktu, że musiałeś nawet w mojej obecności flirtować z tą dziunią, kiedy stałam tuż obok ciebie.<br>
- Jesteś zazdrosna?<br>
- Nie jesteśmy razem, więc nie mam o co, ale uświadamiam ci tylko, że twoje zachowanie względem mnie, było niewłaściwe. - oświadczyła z powagą, patrząc na mnie mrożącym wzrokiem. Nawet z daleka widać było, że jest zazdrosna o Courtney, co przyznam, nawet mi schlebiało.<br>
- Okej, w porządku. Zapomnijmy o tym.<br>
Wbiłem wzrok w drewniany stolik, próbując uciec od rozmowy na ten temat i nie drążyć go więcej. Faktycznie może trochę za bardzo zacząłem, ślinić się na widok tej sprzedawczyni, ale nie moją winą jest, to, że mam słabość do ładnych kobiet. Niestety Lucy nie zamierzała tak łatwo odpuścić i po jej minie widziałem, że już szykuje się do jakiegoś ciętego słowotoku na mój temat. Na ratunek przyszła mi Courtney z dwoma kubkami kawy. Podała Lucy kubek z Latte z wygrawerowanym logo "Moona Caffe", a później podała również kawę zamawianą dla mnie z tym samym logo, pochylając się trochę za blisko w moją stronę przez co widać jej było sporą część biustu. Ten gest nie umknął jednak uwadze Lucy. Zacisnęła szczękę i posłała Courtney mordercze spojrzenie. Przysięgam, że gdyby wzrok mógł zbijać, to Courtney leżała by teraz na ziemi, martwa.<br>
- Może już pani odejść. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Złość prawie parowała jej już uszami.<br>
- Tak, dziękujemy za przyniesienie naszego zamówienia. - dodałem przybierając jak najbardziej oficjalny ton, taki jaki zazwyczaj przybieram przy udzielaniu wywiadów.<br>
Kiedy odchodziła zobaczyłem, że pod kubkiem została wciśnięta mała, żółta karteczka. Nie widziałem jej w całości, ale zdążyłem zauważyć dwie cyfry kończące najprawdopodobniej numer telefonu Court. Nie chciałem jednak wchodzić z ta dziewczyną w bliższe relacje, dlatego dyskretnie podarłem ją i wyrzuciłem do śmietnika skupiając wzrok na Lucy, która zaczęła, wolno popijać swoją kawę.<br>
- W zasadzie zaprosiłem cię tu, bo chciałem z tobą o czymś porozmawiać, a może raczej zapytać. - zacząłem powoli. Bardzo zależało mi na tym, żeby Lucy zgodziła się na to, co jej za chwile zaproponuję, a nie byłem pewien jej reakcji. Równie dobrze mogłaby mi odmówić, a ja wyszedłbym żałośnie. Nigdy nie musiałem się tym martwić, ponieważ żadna dziewczyna jeszcze nigdy niczego mi nie odmówiła, jednak nie mam do czynienia z byle jaką dziewczyną, a z Lucy Swan, która w zupełności nie jest taka jak inne.<br>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKbB_TmZbiXBwaYcrQYT21o_nIVm6eVGPkcf6ov89hUx2ic4z-UJnsh3MCnw9Tb1OrKFRI_mfuoNUM4GdRUCZopWk1-B1fw9zGNbtHm1AbXAnzb7AZMlvh0tcje1jfMN8ZXpdLSKyCIG3y/s1600/tumblr_mesljyQPwF1rmoh3ao1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="160" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKbB_TmZbiXBwaYcrQYT21o_nIVm6eVGPkcf6ov89hUx2ic4z-UJnsh3MCnw9Tb1OrKFRI_mfuoNUM4GdRUCZopWk1-B1fw9zGNbtHm1AbXAnzb7AZMlvh0tcje1jfMN8ZXpdLSKyCIG3y/s320/tumblr_mesljyQPwF1rmoh3ao1_500.gif" width="320"></a> - Mów.<br>
- Ale nie patrz już tak na mnie, bo mam wrażenie jakbyś chciała mnie zabić. - zaśmiałem się nerwowo, próbując, rozładować między nami napięcie.<br>
Lucy westchnęła ciężko, posyłając mi tym razem zmęczone, a może znudzone spojrzenie. Kącik jej ust ubrudzony był pianką od kawy, co dało mi świetny pretekst do zrobienia gestu zupełnie takiego jak w każdych romantycznych filmach, za którymi nie przepadam.<br>
Podniosłem się ze swojego miejsca i niemal położyłem się brzuchem na stoliku, po to, by jak się sami zresztą chyba domyślacie zetrzeć z kącika ust Lucy pianę od kawy, a następnie złożyć na jej ustach krótki pocałunek. Ten prosty, lecz romantyczny gest, sprawił, że na jej twarzy znów, pojawił się uśmiech, a do tego urocze dołeczki przy ich kącikach. Uwielbiam, kiedy uśmiecha się w taki sposób.<br>
- No dobrze, mogę teraz powiedzieć, że twoje grzechy zostały ci wybaczone - roześmiała się. - A teraz powiedz mi to, o czym miałeś mi powiedzieć.<br>
Z jej twarzy wciąż nie znikał uśmiech, co dodało mi śmiałości i nadziei na to, że nie odrzuci mojej propozycji, natomiast starsza pani siedząca obok nas spojrzała na mnie z ukosa i pokręciła głową z dezaprobatą, zabierając się za czytanie gazety.<br>
- Cóż, jak sama doskonale o tym wiesz powoli zbliżają się ferie zimowe. Tak więc ja, Justin i Liam chcemy,<br>
jak co roku wyjechać do Austrii, w Alpy na narty. Pomyślałem, że może chciałabyś pojechać z nami. - ostrożnie podniosłem wzrok na Lucy obserwując jej reakcję. Niestety jej mimika twarzy nie wyrażała kompletnie nic, przez co nie miałem pojęcia co jej teraz chodzi po głowie, gdy usłyszała moją propozycję.<br>
- Nie wiem, czy...<br>
- Kate i Lily też jadą. - wtrąciłem szybko. - To znaczy chyba jadą. Liam i Justin też mieli im to zaproponować przy najbliższym spotkaniu, ale myślę, że się zgodzą.<br>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgweVLX4y-dOTCxmwh2keCjndcGlE6b70q6ATerexgAfCRC2_s5JOzp5AsnsBBEHplm0QTPvWPfA5yVUvfyDEsbn1cv69EzzCmSrKPC-DsN1lnQ0e7bW4gosvMJpbwsyCI9yUfnndkoWqrK/s1600/tumblr_macftuoPo61r7dslf.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="149" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgweVLX4y-dOTCxmwh2keCjndcGlE6b70q6ATerexgAfCRC2_s5JOzp5AsnsBBEHplm0QTPvWPfA5yVUvfyDEsbn1cv69EzzCmSrKPC-DsN1lnQ0e7bW4gosvMJpbwsyCI9yUfnndkoWqrK/s320/tumblr_macftuoPo61r7dslf.gif" width="320"></a> - Lou, tu nie chodzi o to, czy dziewczyny jadą czy nie. Chodzi o coś innego. - to drugie zdanie wypowiedziała cicho, ze zwieszoną głową.<br>
- Czyli? - zapytałem wolno.<br>
- Czyli o pieniądze. Jedziecie pewnie do jakiegoś, pięciogwiazdkowego hotelu, a mnie na to zwyczajnie nie stać. Moja mama nie zarabia źle, starcza nam na jedzenie, ubrania albo jakieś inne tego typu rzeczy, ale na pewno nie stać jej będzie na taki hotel. Nawet nie wiem czy miałaby to kilkaset funtów na przelot najwyższą jak się spodziewam klasą. - westchnęła, zatapiając usta w kawie.<br>
- Nie przejmuj się tym. Kasa to akurat najmniejsze zmartwienie. Ja za wszystko zapłacę. - zaoferowałem się dumnie wypinając pierś. W zasadzie to spodziewałem się, tego, że Lucy może nie mieć, aż tyle pieniędzy, jednak dla mnie nie stanowi żadnego problemu, zapłacenie również za nią. Jestem wyceniany na ponad 60 milionów euro, więc pieniędzy mi nie brakuje, dlatego płatność za pobyt dla dwóch osób w Austrii na tydzień nawet w najbardziej ekskluzywnym hotelu nie jest dla mnie przeszkodą.<br>
- Nie, Louis. - pokręciła przecząco głową. - Możesz zapłacić za moją kawę, ale nie za ferie zimowe. Nie mogę naciągać cię na tak wysokie koszty.<br>
- Proszę cię, przestań. Już ci mówiłem, że dla mnie to nie jest żaden problem.<br>
- Nie mogę.<br>
- Dlaczego? - wstałem ze swojego miejsca, opierając ręce na stoliku i zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich, znajdujących się obecnie w kawiarni. Lucy omiotła niespokojnie wzrokiem pomieszczenie, przełykając głośno ślinę.<br>
- Proszę usiądź. Za oknem i tak już ktoś robi nam zdjęcia, a raczej tobie, bo to ty jesteś widoczniejszy dla obiektywu. - powiedziała niemal szeptem.<br>
- Nie obchodzi mnie to. - rzuciłem nieco gniewnie, jednak usiadłem na swoje miejsce, spełniając prośbę Lucy.<br>
- Ciekawe od kiedy. - mruknęła.<br>
- Wiem, że kiedyś sam powiedziałem ci, że wole, nie być widywany razem z tobą, przez te głupie plotki na nasz temat i to wszystko co się wokół nas działo, ale teraz jest inaczej. Zmieniłem zdanie. - westchnąłem, biorąc Lucy za jej drobną dłoń. Ku mojemu zaskoczeniu, nie wyrwała jej, ale też nie wykonała żadnego ruchu czy gestu pokazującego, że wcale nie jest na mnie w tym momencie zła.<br>
- Zmieniłeś zdanie? - powtórzyła. - I do jakiego doszedłeś wniosku?<br>
- Że nie obchodzą mnie już media. A przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim obchodziły mnie wcześniej. Polubiłem cię i lubię się z tobą spotykać... no i robić te mniej grzeczne rzeczy, takie jak niedawno, w moim nowym, samochodzie.<br>
Oboje zaśmialiśmy się jednocześnie, a Lucy pokręciła głową mierzwiąc mi dłonią włosy. Z reguły nie lubię, kiedy ktokolwiek dotyka moich włosów, a już zwłaszcza kiedy je mierzwi dłonią, ale dla jednej, pięknej dziewczyny chyba mogę zrobić mały wyjątek.<br>
Przez kilkanaście kolejnych minut rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach, które przyszły nam do głowy, co chwile się z tego śmiejąc. Między innymi, opowiedziałem Lucy moją historię, kiedy byłem małym chłopcem i pojechałem z rodzicami i siostrą nad morze, a gdy szliśmy na plażę do mojej nogi, przyczepił się krab, który niestety, nie chciał mnie puścić. Przez następną godzinę tata próbował odczepić kraba od mojej nogi, a moja siostra śmiała się ze mnie, budując babki z piasku. Nie wracaliśmy do tematu ferii zimowych przez całą, naszą dalszą rozmowę, jednak postanowiłem rozpocząć go po raz drugi, kiedy opuściliśmy już kawiarnię i szliśmy wydeptaną w śniegu, ścieżką na parking, gdzie zostawiłem swoje auto.<br>
- Zależy mi na tym, żebyś jednak ze mną tam pojechała.<br>
- A dlaczego ci tak bardzo zależy?<br>
- Bo cię lubię. - odparłem odwracając głowę w drugą stronę.<br>
- Ja ciebie też, ale nie mogę, nigdzie jechać na twój koszt.<br>
- Dlaczego? - tym razem to ja, zadałem to pytanie.<br>
- Już ci to mówiłam. Nie mogę naciągać cię na tak wysokie koszty, a poza tym, ja nawet nie umiem, jeździć na nartach. Jeździłam może z góra, dwa razy dawno temu, razem z moim tatą, kiedy jeszcze żył i Danielle i za każdym razem wpadałam w zaspę śnieżną.<br>
- To również nie jest dla mnie żaden problem. Nauczyłbym cię jeździć.<br>
- Nie, Louis. - pokręciła przecząco głową.<br>
Westchnąłem ciężko, otwierając przed Lucy drzwi, od strony pasażera, a następnie okrążając samochód i wsiadając na swoje miejsce. Byłem szczerze zawiedziony jej kilkakrotną odmową i jednocześnie przerażony tym, że prawdopodobnie będę musiał, spędzić tydzień w pobliżu Kate, jeśli zgodzi się na ofertę, zaproponowaną przez Justina. Za każdym razem, kiedy o niej myślę, zastanawiam się jakim cudem Lucy przyjaźni się z tą pyskatą, złośliwą dziewczyną, kiedy sama jest taka dobra i ułożona.<br>
- W takim razie, chociaż obiecaj mi, że się nad tym zastanowisz. - spróbowałem swojej ostatniej deski ratunku. Wiedziałem, że to nie daje mi zbyt wielkiej szansy na to, że Lucy jednak zmieni swoje zdanie, ale przynajmniej to było już coś.<br>
- W porządku, obiecuję. - uśmiechnęła się łagodnie w moją stronę, a później pocałowała mnie w policzek.<br>
Następnie wyjechaliśmy z parkingu, a mój nowiutki, biały Lexus jechał zaśnieżonymi ulicami w kierunku domu Lucy. Po odwiezieniu jej pod dom, miałem jechać prosto do siebie, a następnie wsiąść w klubowy bus i jechać do Liverpoolu zagrać mecz, na który już od tygodni się szykowałem, jednak teraz wizja tego meczu nie sprawiała mi już takiej samej radości jak wcześniej. Nie teraz, gdy wiedziałem, że moja Lucy nie może ze mną pojechać.<br>
<br>
***<br> <font color="#cc0000">No to mamy już rozdział 16! Mamy nadzieje, że wam się podobał :) czytasz = komentujesz</font><div><font color="#cc0000">Postaramy się, aby rozdziały były dodawane co 2-3 tygodnie. <br></font>
<span style="color: #cc0000;"> A teraz pora na przyjemniejszą informację lub raczej pytanie. Po tym opowiadaniu, chcemy zacząć pisać nowe pod tytułem "Half of Year". Oto małe streszczenie:</span><br>
<span style="color: #a64d79;"> <b><i> Nikt nie miał bardziej luksusowego i piękniejszego życia od niej. Candice Thompson jest córką znanej na całym świecie projektantki mody - Riley Thompson. Jest niezwykle pewna siebie i oczywiście pierwsze miejsce w rankingu najpopularniejszej osoby w szkole zajmuje właśnie ona. Wszytko co dobre zawsze się kiedyś, jednak kończy. Do jej szkoły dochodzi nowy uczeń - Louis Tomlinson, który bardzo szybko staje się równie popularny jak i ona. To nie podoba się 17- nastoletniej Candice, która od razu staje do walki z Louisem, żeby bronić swojego tytułu. Nastolatkowie nienawidzą się tak bardzo, że są gotowi posunąć się wobec siebie, nawet do najpodlejszych rzeczy. Jednym słowem są dla siebie najgorszymi wrogami, a znoszenie wzajemnie swojej obecności, traktują jak zło konieczne. Szybko okazuje się, że muszą nauczyć się ze sobą żyć, ponieważ oboje wyjeżdżają do słonecznej Hiszpanii na wymianę międzyszkolną trwającą pół roku. Zostają przydzieleni do jednego domu, muszą mieszkać w pokojach, oddzielonych od siebie tylko ścianą. Być może będzie to dla nich najgorsze pół roku w ich życiu, a być może będzie to dla nich czas na pojednanie się ze sobą i nie tylko...</i></b></span><br>
<span style="color: #cc0000;"> Główną bohaterką tego fanfiction, będzie tym razem Sasha Pieterse - aktorka, która zasłynęła z roli Alison DiLauerentis w "Pretty Little Liars". Dajcie znać co o tym myślicie i czy podoba się wam opis fabuły. Dodatkowo zastanawiamy się również, nad założeniem aska naszym głównym bohaterom "Love you, Goodbye", dzięki czemu moglibyście się o nich trochę więcej dowiedzieć i zrozumieć ich postępowanie. Oczywiście musiałybyście, nam w tym przedsięwzięciu pomóc, dlatego prosimy Was o opinie, a potencjalnie zainteresowanych prowadzeniem konta któremuś z bohaterów prosimy o kontakt na naszego maila: gazialucka22@gmail.com </span><br>
<span style="color: #cc0000;">Ps: Jeśli ktoś jest zainteresowany prowadzeniem aska, dostępne są wszystkie postacie oprócz Lucy, Louisa i Kate :)</span><br>
<span style="color: #cc0000;">/G i L xx</span><br>
<span style="color: #cc0000;"></span>
<br>
<b> </b></div>GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-44161141733310785742016-08-29T11:59:00.001+02:002016-08-29T12:24:34.476+02:00Rozdział 15<div dir="ltr">
<b>*Lucy*</b><br />
Kiedy otworzyłam oczy jedyne co zobaczyłam to męskie ramiona, otulające mnie w talii i jasno - szare ściany oraz olbrzymi, plazmowy telewizor zawieszony naprzeciwko mnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej zabierając od siebie ręce chłopaka i niemal od razu poczułam okropny ból głowy. W jednej chwili przypomniało mi się wszystko co robiłam wczoraj. Cały wczorajszy wieczór, który spędziłam z Louisem. Wypiliśmy strasznie dużo alkoholu, a teraz muszę za to płacić niemiłosiernym bólem głowy. Z rezygnacją położyłam się z powrotem na łóżku, kładąc głowę na nagim torsie Louisa.<br />
Mogłam usłyszeć równe bicie jego serca, spokojny, miarowy oddech. To mnie uspakajało. Zamknęłam oczy, chcąc ponownie zasnąć i pozbyć się dręczącego kaca, jednak szybko przypomniałam sobie, że dzisiaj na moje nieszczęście, zresztą na nieszczęście każdej osoby, która chodzi do szkoły, jest poniedziałek.<br />
Zerwałam się z łóżka jak oparzona i spojrzałam na zegarek na budziku stojącym na małej szafce nocnej. Na zegarku widniała godzina 6:58 co oznaczało, że mam półtorej godziny na wyrobienie się do szkoły. Na dodatek tego wszystkiego wczoraj kompletnie wyleciało mi z głowy to, że o 8:30 ma przyjechać po mnie Zayn razem z Kate i Lily. Byłam pewna, że nawet przy najcięższych staraniach nie uda mi się dotrzeć do domu przed godziną 8, dlatego wyszłam z łóżka najciszej jak mogłam, żeby nie obudzić śpiącego jeszcze Louisa i zbiegłam po schodach na dół kierując się wprost do dużego holu gdzie zostawiłam swoją torebkę, a w niej swój telefon.<br />
Odblokowałam urządzenie, a następnie kliknęłam w ikonkę wiadomości pisząc do Kate, żeby nie przyjeżdżała po mnie razem z Zaynem. Na wszelki wypadek zabrałam swój telefon i z powrotem weszłam na górę do sypialni Louisa. W tym czasie przekręcił się na drugi bok obejmując poduszkę i kawałek kołdry myśląc zapewne, że to ja. Jego usta były delikatnie rozchylone, co sprawiało, że wyglądał wprost uroczo. Stałam przez chwilę tuż przed dwuosobowym łóżkiem Louisa i patrzyłam na niego z rozczuleniem, jednak szybko doszło do mnie, że jeżeli za chwilę go nie obudzę spóźnię się do szkoły, a moja mama znowu będzie na mnie narzekać i wypominać mi do końca moich dni jak nierozsądną decyzją było picie whiskey i nocowanie u chłopaka dzień przed pójściem do szkoły.<br />
- Louis, obudź się. Muszę zaraz iść do szkoły. - delikatnie szturchnęłam go w ramię mając nadzieję, że chłopak za chwilę otworzy oczy i wstanie. Louis wbrew moim oczekiwaniom przekręcił się na drugi bok mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Szturchnęłam go tak jeszcze kilka razy, jednak niestety to na niego nie podziałało, dlatego ściągnęłam z niego kołdrę rzucając ja następnie niedbale na podłogę.<br />
Po tym jakże nieprzyjemnym dla niego procederze otworzył oczy i podniósł się lekko na łóżku. Od razu potem wydobył z siebie przeciągły jęk i z bólem opadł znowu na miękki materac.<br />
- Co jest Lou? - zapytałam trzymając się za bolącą głowę. Miałam wrażenie, że w środku niej odbywa się właśnie trzecia wojna światowa.<br />
- Moje plecy. - poskarżył się wykrzywiając usta w grymasie. - I moja głowa. - dodał po chwili jedną ręką łapiąc się za przód głowy, a drugą za bolące plecy.<br />
- Ja też mam wielkiego kaca i na dodatek muszę iść do szkoły, więc liczyłam na to, że dasz mi jakąś tabletkę i może coś na przebranie jeśli będziesz tak uprzejmy, bo nie chcę wracać do domu w twojej koszulce i w swoim płaszczu, który bądźmy szczerzy nie jest za ciepły.<br />
- Więc po co go zakładałaś? Nie mogłaś założyć czegoś cieplejszego? - wzrok Louisa powędrował na moją osobę.<br />
- Chciałam tylko ładnie wyglądać.<br />
- Zawsze ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy Louis mówi mi jakiś komplement rumienię się. Było tak i za tym razem, jednak szybko przekręciłam głowę w bok i zakryłam policzki swoimi długimi, kasztanowymi włosami, żeby Lou nie zdążył zobaczyć na nich czerwonych wypieków. To dosyć krępujące i niezręczne. Zresztą sami chyba wiecie.<br />
Kiedy Louis po raz kolejny spróbował się podnieść, niemal od razu chwycił się za plecy i po raz drugi upadł z jękiem na łóżko.<br />
- Naprawdę nie dam rady wstać dzisiaj z łóżka przez mój wczorajszy upadek na basenie. Chyba będziesz musiała jakoś sama sobie poradzić.<br />
- Lou, pomyśl o tym, że w końcu i tak będziesz musiał wstać. Nie masz chyba przerwy od swoich treningów, co?<br />
- W zasadzie to przez najbliższe dwa dni mam. Muszę nabrać sił przed sobotnim meczem z Liverpoolem, dlatego trener zwolnił nas z treningów.<br />
- Zaraz... to znaczy, że wyjeżdżasz? - spytałam trochę zaskoczona. Doskonale wiem, że będąc piłkarzem trzeba liczyć się z licznymi wyjazdami, ale nie miałam pojęcia, że Louis gdzieś teraz będzie wyjeżdżał. W końcu nawet nie był łaskaw mi o tym powiedzieć. Nie to, żebym miała o to do niego pretensje, ale... no dobrze nie będę kłamać. Jestem tym trochę zawiedziona jak i również tym, że wyjeżdża i nie będziemy mogli się ze sobą widywać. Naprawdę przyzwyczaiłam się już do jego towarzystwa i teraz nie potrafię sobie wyobrazić zaprzestania widywania się z nim.<br />
- Tak. - odpowiedział po chwili. - Ale tylko na weekend. W poniedziałek nad ranem będę już w domu.<br />
Wolno pokiwałam głową, łudząc się, że nie usłyszał w moim głosie żadnego żalu czy przygnębienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że wie o tym, że się w nim zakochałam, ale nie chcę mu tego pokazywać. Chociaż i tak to chyba robię i to o wiele za często. Chciałabym nigdy się w nim nie zakochać.<br />
- Więc wracając do tematu moich pleców, nie dam rady dzisiaj wstać no chyba, że... - urwał zdanie.<br />
- No chyba, że co? - zapytałam z nadzieją w głosie.<br />
- No chyba, że mnie pomasujesz. - dokończył posyłając mi swój zadziorny uśmiech.<br />
Przewróciłam teatralnie oczami, ale po chwili zgodziłam się siadając na łóżku obok Louisa i czekając, aż przewróci się na brzuch tak, żebym miała dostęp do jego jakże obolałych, biednych plecków. Było to najlepsze wyjście zważając na fakt, że jeśli bym się na to nie zgodziła musiałabym buszować po garderobie Louisa szukając w niej rzeczy w które mogłabym się przebrać, a następnie na piechotę wracałabym po domu przy towarzyszącym mi okropnym zimnie jak na biegunie północnym, a także śniegu.<br />
- Odwróć się. - zażądałam widząc, że Louis nadal leży na plecach.<br />
- Najpierw przynieś z mojej łazienki oliwkę dla niemowląt.<br />
- Co? Po co ci oliwka dla niemowląt?<br />
- Żebyś nasmarowała mi nią plecy. - odpowiedział Louis patrząc się na mnie jakbym była dalekim przybyszem z kosmosu, chociaż przecież to nie ja posiadam w swoim wyposażeniu oliwkę dla niemowlaków. Nie wiem jak wam, ale mnie osobiście wydaję się to dziwne, bo bynajmniej nie słyszałam, żeby Louis miał dziecko.<br />
- Do której łazienki mam iść?<br />
- Musisz iść na prawo, a później skręcić w ten korytarz prowadzący do schodów do kuchni też po prawej stronie i pierwsze drzwi jakie zobaczysz to jest właśnie twój cel.<br />
- Wykorzystujesz mnie - jęknęłam z niezadowoleniem, ale podniosłam się ze swojego wcześniej zajmowanego miejsca i wyszłam z pokoju kierując się zgodnie ze wskazówkami Louisa. Jego dom przypominał mi trochę zawiły labirynt, ale odnalazłam łazienkę o której najprawdopodobniej mówił.<br />
Była zupełnie inna niż ta, w której byłam do tej pory. Jedyną wspólną cechą była wielkość obu pomieszczeń. Ta była równie ogromna jak poprzednia, jednak zupełnie inna. Mogłabym nawet powiedzieć, że ładniejsza. Panował w niej głownie kolor czarny, chociaż można było zauważyć również pas, gdzie ściana była wyłożona lśniącymi, beżowymi płytkami. W rogu stała ogromna wanna z zagłówkiem, a za nią wisiała naścienna półka z najróżniejszymi płynami do mycia ciała i włosów. Obok wanny stała lampka niedopitego czerwonego wina. Naprzeciwko wanny stała toaleta z czarną spłuczką, a tuż obok niej dwie umywalki pośrodku których stał płyn do mycia rąk w szklanej butelce z inicjałem LT, przez którą widać było niebieską substancję.<br />
Byłam pod tak wielkim wrażeniem łazienki, w której obecnie się znajdowałam, że nawet nie wiem ile czasu upłynęło od kiedy do niej weszłam, jednak sądzę, że chyba byłam w niej dosyć długo, bo już po chwili usłyszałam zniecierpliwione wołania Louisa, który narzekał na swój nasilający się ból pleców.<br />
- Już idę! - odkrzyknęłam mu w pośpiechu biorąc z półki oliwkę dla niemowląt i wracając do jego sypialni.<br />
- No nareszcie. - powiedział podnosząc głowę. Leżał na brzuchu przygotowany już do masażu pleców, a z jego twarzy mogłam odczytać, że był już bardzo zniecierpliwiony, wydłużającym się oczekiwaniem.<br />
W milczeniu klęknęłam na łóżku obok niego i nalałam oliwkę na swoje dłonie, po to by później rozprowadzić ją po jego plecach. Louis położył głowę na boku zamykając swoje powieki i zaczął wydawać z siebie co chwilę pomruki zadowolenia. Sunęłam dłońmi po całych jego plecach zatrzymując się na dłużej w miejscach, gdzie szczególnie poczuć można było jego mięśnie, które pod wpływem mojego dotyku mocniej się napinały. Zastanawiałam się czy to przez to, że mam zimne dłonie czy może napina się z jakiś innych powodów. Pozostawiłam jednak to pytanie tylko dla siebie nie zadając go na głos. Moje ręce wędrowały po jego ciele coraz niżej zataczając niewielkie koła. Kiedy dotarłam do gumki jego bokserek nasuniętych na część odcinka jego pleców nie wiedziałam czy powinnam je odrobinę zsunąć czy pominąć tą część kręgosłupa i kontynuować swoją pracę w dostępnych dla mnie miejscach. Louis chyba domyślił się tego co właśnie rozważałam i pokiwał potwierdzająco głową.<br />
- Możesz je delikatnie zsunąć. - powiedział z lekką chrypką w głosie.<br />
Z wielką gulą w gardle zaczęłam zsuwać bokserki z Louisa, jednak nie na tyle nisko, żeby zobaczyć jego tyłek w całej okazałości.<br />
- Pomasuj mi jeszcze biodra. - domagał się Lou mówiąc do poduszki, którą ściskał w rękach.<br />
Pokiwałam głową mimo, że wiedziałam, iż nie może zobaczyć tego gestu. Za bardzo obawiałam się tego, że jeśli się odezwę mój głos zamieni się w jeden, wysoki pisk, a naprawdę nie chciałam się przed nim skompromitować. Czułam się trochę dziwnie i niekomfortowo masując Louisa blisko jego tyłka i niedaleko od jego miejsc intymnych, dlatego podejrzewałam, że jeśli spróbuję coś powiedzieć, mój głos zamieni się w żałosny pisk.<br />
Nawet nie wiem kiedy moje ręce zaczęły drżeć, gdy zetknęły się z biodrami Lou docierając do jego umięśnionego brzucha. Linia jego bokserek znajdowała się teraz nieco niżej przez co moje dłonie dotknęły go trochę... za blisko. Tam gdzie nie powinny. Louis natychmiast zareagował na to cichym jękiem, jednak nigdy nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego...<br />
Puścił poduszkę, którą cały czas ściskał w swoich dużych dłoniach, odwrócił się z powrotem na plecy i umieścił moje dłonie na widocznym wybrzuszeniu w swoich bokserkach. Kompletnie nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Czy powinnam zabrać swoje ręce czy może raczej zdać się na Louisa i czekać dalej, na to co zamierza zrobić.<br />
Mój oddech stał się ciężki, a serce kołatało mi w piersi. Byłam pewna, że robi teraz dwieście uderzeń na minutę. Zaczęłam rozważać opcję odsunięcia się od Louisa, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Siedziałam jakbym zastygła z dłońmi na jego kroczu. Przełknęłam głośno ślinę spoglądając niepewnie w jego niebieskie oczy.<br />
- Masuj mnie tam. - wychrypiał po czasie, który zdawał się dłużyć w nieskończoność.<br />
- C-co? - z moich ust wydobył się pisk dokładnie taki sam o którym pomyślałam, kiedy moje ręce jeszcze znajdowały się w odpowiednim miejscu.<br />
- To co słyszałaś. Skoro już sprawiłaś, że jestem twardy to przynajmniej coś z tym zrób. Nie każę ci przecież od razu robić mi laskę, ale chociaż zrób mi dobrze swoją magiczną dłonią.<br />
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Fakt miałam już kontakty seksualne z mężczyznami, ale mimo to prośba Louisa a może raczej jego polecenie, bo nie zabrzmiało to w jego ustach jak prośba, było dla mnie... dziwne? Nie, to za mało powiedziane, jednak naprawdę nie jestem w stanie tego opisać słowami.<br />
- Oczywiście jeśli nie chcesz... - z transu wyrwał mnie ponownie rozlegający się głos Lou. Miałam wrażenie, że wyczuwam w jego głosie zawstydzenie, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to raczej niemożliwe, żeby ktoś taki jak on się zawstydził. W końcu to Louis Tomlinson. Ten facet miał w swoim łóżku więcej lasek niż ktokolwiek inny na tym świecie.<br />
- Chcę. - sama siebie zadziwiłam tym co przed chwilą padło z moich ust. Powoli zaczęłam zastanawiać czy ja, to aby na pewno ja, ponieważ Lucy Swan, którą znam nigdy nie zgodziłaby się na robienie dobrze komuś kogo zna ledwie od trzech tygodni i w dodatku nawet z tym kimś nie jest w związku nawet jeśli w grę wchodzi tylko niewinne masowanie penisa, o ile mogę nazwać tą czynność czymś niewinnym. Ale zdążyłam chyba już przyzwyczaić się do tego, że momentami nie poznaję sama siebie, tak samo jak zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że nie wiem kim jestem dla Louisa... i może nawet nie chcę wiedzieć, bo obawiam się, że to mogłoby mnie to zranić. Bardzo mocno zranić.<br />
Powoli zaczęłam zsuwać bokserki Louisa do samego końca, a on uniósł swoje biodra do góry, tak żeby mi to ułatwić. Czułam na sobie jego palący wzrok jakby za chwilę miał wypalić wielka dziurę w mojej twarzy, jednak starałam się to ignorować i nie patrzeć na niego. Całą swoją uwagę poświęcałam temu, co właśnie robię. Kiedy czarne bokserki Louisa leżały już gdzieś na ziemi odważyłam spojrzeć się na jego przyrodzenie i nie powiem nie było ona małe. Założę się, że ma jakieś dobre 17 centymetrów. Kiedy już miałam położyć dłoń z powrotem tam gdzie ją wcześniej miałam i zacząć to na co sama się zgodziłam zostałam zatrzymana przez Louisa, który dwoma palcami skierował mój podbródek ku sobie zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.<br />
- Jeśli nie chcesz tego robić Lucy, nie musisz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. - z jego spojrzenia wyczytać można było troskę za co byłam mu wdzięczna, jednak nie zamierzałam wycofywać się z tego co miało nastąpić.<br />
- Nie, Louis. Wszystko jest w porządku. - pokręciłam głową. Spojrzałam na niego ostatni raz, a mój wzrok spoczął na jego idealnych, malinowych wargach. Miałam tak wielką ochotę go pocałować, ale nie wiedziałam czy powinnam. Między mną a nim jest ta różnica, że on prawie o nic nigdy się nie pyta. Po prostu robi to na co ma ochotę, a ja tak nie potrafię. Nie jestem taka jak on chociaż czasami chciałabym być, nie dlatego, że chcę być facetem, o nie, nic z tych rzeczy po prostu chciałabym nie zważać na konsekwencje i robić to co chcę. I chciałabym też tak doskonale kamuflować uczucia jak on, bo nie wierzę w to, że ich nie posiada.<br />
Louis chyba zauważył mój wyczekujący wzrok na jego wargach, bo uniósł się lekko z łóżka, wciągnął mnie na swoje kolana, po czym przycisnął swoje wargi do moich. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddawać pocałunek z coraz większą namiętnością. Jego usta smakowały miętą i idealnie dogrywały się z moimi, tak jakby były stworzonego do całowania. Nasze języki ocierały się o siebie, a oddechy stały się nierówne. Czułam na swoim udzie jego coraz bardziej rosnącą erekcję. Oparł dłonie na moich biodrach i wbił w nie swoje palce tak jakby nie chciał, żebym mu uciekła. Lewą rękę położyłam na jego policzku nie przestając go całować, a drugą umieściłam na jego przyjacielu ściskając go delikatnie. Louisowi najwyraźniej bardzo się to spodobało, bo z jego ust wydobył się jęk, a jego palce mocniej wbiły się w moje biodra.<br />
To co wtedy czułam jest praktycznie nie do opisania. Całowałam się z najbardziej pożądanym mężczyzną w całej Anglii jak i nie Wielkiej Brytanii i sprawiłam, że dzięki mnie czuł się dobrze. Ale nie chodzi tylko o ten fakt. Całowałam mężczyznę, w którym się zakochałam. Mężczyznę o którym myślałam przez większość mojego czasu odkąd tylko go poznałam. To było jak spełnienie moich marzeń, jednak część mnie mówiła mi, że dla niego to nic nie znaczy i to mnie najbardziej bolało. Wiedziałam, że po tym wszystkim będę musiała wmówić sobie, że dla mnie ten pocałunek i to wszystko co dzieje się teraz między nami również nic nie znaczyło, nawet jeśli nie jest to prawdą.<br />
- Kurwa, Lucy... - wyjęczał Louis, kiedy moja ręka sunęła w górę i w dół masując go w tamtych miejscach.<br />
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Leżał z odchyloną głową i zaciśniętymi powiekami. Jego usta były delikatnie rozchylone i gwałtownie nabierał powietrze. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zadowalał mnie fakt, że doprowadziłam go do takiego stanu. Nagle na półce blisko łóżka zaczął dzwonić telefon. Na początku myślałam, że to może telefon Louisa, ale niestety po chwili poznałam, że to mój dzwonek. Pospiesznie wstałam z kolan Louisa, zaprzestając robienia mu dobrze i podbiegłam do dzwoniącego iPhona. Zanim spojrzałam na wyświetlacz, zobaczyć kto postanowił do mnie zadzwonić właśnie w tym momencie, odwróciłam się w stronę łóżka i spojrzałam na leżącego na nim Louisa. Jego usta były wykrzywione w grymasie, ale wstał do pozycji siedzącej i wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał jak mały, biedny chłopiec, któremu właśnie zabrano lizaka, co wyglądało naprawdę komicznie, ale też uroczo.<br />
Z uśmiechem na ustach odebrałam telefon, zapominając o tym, żeby lepiej sprawdzić najpierw kto dzwoni. Szczerze mówić spodziewałam się bardziej telefonu od Kate z milionem pytań na temat dlaczego ma po mnie nie przyjeżdżać z Zaynem, więc byłam prawie pewna, że to ona. Niestety w słuchawce zamiast głosu mojej przyjaciółki usłyszałam napięty głos moje mamy, która uświadomiła mi, że jest już godzina 7:40, za chwilę mam szkołę i powinnam wrócić już do domu po, jak ona to nazwała "po tych swoich nocnych wyprawach". Uśmiech momentalnie zszedł z moich ust, a dobry humor ustąpił miejsce zdenerwowaniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina pamiętałam jedynie godzinę o której wstałam i nie spodziewałam się, że czas może aż tak szybko lecieć. Uspokoiłam mamę mówiąc jej, że za chwile będę w domu i szybko rozłączyłam się rzucając telefon z powrotem na półkę.<br />
- Louis, za chwilę muszę być w szkole. - oświadczyłam poważnym tonem zakładając ręce na piersiach, stając przed nim. - I lepiej by było gdybyś się już ubrał. - dodałam widząc jak nadal leży nago na łóżku.<br />
- Najpierw mi pomóż pozbyć się tego problemu. - wskazał na swoja erekcję. - Bo nie zmieszczę go do bokserek.<br />
- Przykro mi, ale będziesz musiał pomóc sobie z tym problemem sam. Ja nie mam już na to czasu. - zbyłam go,<br />
przekraczając próg sypialni.<br />
- Ale jak to, jeszcze przed chwila miałaś.<br />
- Dobrze powiedziałeś. Przed chwilą, kiedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina. A teraz lepiej powiedz mi, gdzie trzymasz jakieś tabletki na ból głowy.<br />
- Kac morderca nie ma serca, co? - zaśmiał się Louis, ale po chwili dodał. - Górna szafka nad zlewem.<br />
Skinęłam potakująco głową i zeszłam na na dół po marmurowych schodach. Skręciłam w ogromnym korytarzu w prawo i znalazłam się w kuchni Louisa. Rzeczywiście było tak jak mówił. W górnej szafce leżała cała sterta leków i saszetek z rozpuszczalnym proszkiem na zlikwidowanie kaca. Wzięłam dwie z nich oraz jedną tabletkę paracetamolu, którą od razu połknęłam. Ze stojaka na szklanki wzięłam dwie z nich i do obu nalałam wody, po to, by rozpuścić w nich proszek. Oczywiście jedna z tych mikstur była dla Louisa, który myślę, że jest tak samo skacowany po wczorajszym dniu jak ja. Co do zmiany swoich ubrań, postanowiłam, że poczekam, aż Lou zejdzie na dół i da mi coś na przebranie, bo byłoby mi niezręcznie przekopywać mu garderobę. I tak odnoszę wrażenie, że czuję się chyba zbyt swobodnie w jego domu. Kiedy już tu przyjdzie będę musiała go o to zapytać. Nie chcę, żeby potem źle sobie o mnie myślał.<br />
Kiedy woda w obu szklankach zabarwiła się na jasno - zielono pod wpływem proszku na kaca, wzięłam jedną i upiłam z niej spory łyk. Napój smakował jak oranżada cytrynowa, taką, którą piłam za czasów mojego dzieciństwa. Gdy moja szklanka była już prawie pusta na szczycie schodów pojawił się Louis, który leniwym krokiem schodził na dół z trudem pokonując schodki. Założył na siebie białą bluzkę z logo adidasa i czarne, wąskie spodnie idealnie przylegające do jego nóg. Mimo woli spojrzałam na jego krocze, gdzie jeszcze nie tak dawno było spore wybrzuszenie. Teraz nie było już po nim śladu, więc wywnioskowałam, że Louis jednak poszedł za moją radą i sam zlikwidował problem. Po odwróceniu wzroku nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wypłynął na moje usta. Nie umknęło to uwadze Louisa.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihxuuOdH4Lw97FEsSwV3PMQJqQ9FRtdTs6TkTgKjOHFIaMbZpmS9JEWTN8rHbE32ueYy07j566kNY-58NdSQKNczQ_L_Gam5WNkkjEh8UCdgOQ9XZNwPpt6Y6VEQn-4aoTqYiJmRAbtCH-/s1600/51180-Crackship-Pretty-Little-Liars-Pll-Lucy-Hale-Aria-Montgomery-Crackships-....gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihxuuOdH4Lw97FEsSwV3PMQJqQ9FRtdTs6TkTgKjOHFIaMbZpmS9JEWTN8rHbE32ueYy07j566kNY-58NdSQKNczQ_L_Gam5WNkkjEh8UCdgOQ9XZNwPpt6Y6VEQn-4aoTqYiJmRAbtCH-/s320/51180-Crackship-Pretty-Little-Liars-Pll-Lucy-Hale-Aria-Montgomery-Crackships-....gif" width="320" /></a> - Z czego się tak cieszysz? - spytał trochę szorstko sięgając po pełną szklankę z zielonkawym napojem i przykładając ją sobie do ust.<br />
- Widzę, że poszedłeś za moją radą i pomogłeś sobie z problemem za małych bokserek. - pokazałam wzrokiem na jego krocze i zaśmiałam się chicho pod nosem.<br />
- Nie miałem innego wyboru. - odburknął Lou przechylając szklankę i wypijając jej zawartość do końca.<br />
Przez chwilę siedzieliśmy obok siebie w milczeniu dopóki i moja szklanka nie stała się pusta. Odłożyłam ją na kuchenny blat i przystąpiłam z nogi na nogę.<br />
- Umm... Louis...czy mógłbyś mi może...pożyczyć kilka ubrań na zmianę?<br />
- Jasne. - odparł szybko biorąc mnie za rękę i ciągnąc na górę. - Zaraz cię w coś przebierzemy.<br />
***<br />
Po 20 minutach przebieraniu najróżniejszych ubrań Louisa, które i tak były na mnie o wiele za duże, skończyłam w jego szarej bluzie, zakładanej przez głowę ze srebrnym suwakiem z boku (swoją drogą naprawdę nie wiem do czego on służy, jest kompletnie nieprzydatny, a w dodatku przycięłam sobie nim skórę) i jego czarnych rurkach, które dla mnie, bynajmniej nie są rurkami, ale tego chyba możecie się domyślać.<br />
- Wyglądam jak strach na wróble. - jęknęłam z niezadowoleniem przeglądając się w średnich rozmiarów lustrze wiszącym we wnętrzu garderoby Lou.<br />
- Nie, wyglądasz całkiem słodko. - stwierdził patrząc na mnie z uśmiechem. Nie potrafiłam tylko stwierdzić czy jest to sarkastyczny uśmiech czy może szczery, ale chyba szczery biorąc pod uwagę to jak powiedział o moim wyglądzie.<br />
Przygryzłam lekko dolną wargę i spojrzałam w jego niebieskie oczy, a potem na jego idealne usta, które aż prosiły się o to, żeby je całować. Znów powróciła do mnie scenka, którą odegraliśmy jeszcze kilkanaście minut temu na jego łóżku, kiedy to namiętne się całowaliśmy. Chciałam pocałować go jeszcze raz, żeby znowu móc poczuć to niesamowite uczucie ogarniające moje ciało i mój umysł, ale za bardzo bałam się odrzucenia z jego strony mimo, że tamtym razem sam zaczął mnie pierwszy całować. Nie mogłam przestać myśleć o tym co działo się w jego głowie po tej scenie. Czy czuł to samo co ja? Nie, to niemożliwe. Przecież dla niego to nic nie znaczyło i dla mnie tez nie powinno. On może mieć każdą. Dziewczyny go uwielbiają, a ja jestem tylko jedną z wielu, którą całował i na pewno nie ostatnią.<br />
- Myślisz o tamtym, prawda? - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.<br />
- Co? Oczywiście, że nie, ja tylko... - Słowa uwięzły mi w gardle. Nie potrafiłam zmyślić jakiegoś dobrego kłamstwa, bo to przecież oczywiste, że myślę o tamtym.<br />
W jednej chwili Louis znalazł się blisko mnie. Podniósł mój podbródek dwoma palcami tak jak zrobił to przedtem i pochylił się w moja stronę, ale nie pocałował mnie. Zatrzymał się w połowie ruchu tak jakby na coś czekał.<br />
- Ty to zrób. - powiedział chrapliwym głosem. - Pocałuj mnie.<br />
Nie musiał powtarzać mi tego dwa razy. Pochyliłam się w jego stronę i przycisnęłam swoje wargi do jego. Ponownie ogarnęło mnie to niesamowite uczucie nie do opisania. Nie myślałam wtedy o niczym tylko o tym jak jego wargi idealnie spoczywają na moich. W duchu modliłam się również, żeby moja mama nie postanowiła znowu do mnie zadzwonić, jednak szybo przypomniałam sobie, że o tej godzinie powinna być już w drodze do pracy, a ona nigdy nie prowadzi rozmów podczas jazdy samochodem. Na całe moje szczęście.<br />
W pewnym momencie poczułam jak jego język ociera się o moja dolną wargę, prosząc o dostęp do mojej buzi. Posłusznie otworzyłam usta pozwalając jego językowi na przebadanie mojego gardła, a następnie na złączenie się z moim. Zaczęliśmy nawzajem ocierać się o siebie językami w nieco zachłanny sposób. Po dwóch, może trzech minutach oderwaliśmy się o siebie. Louis spojrzał w moje oczy, a ja szybko odwróciłam wzrok. Nie wiem dlaczego, po prostu dziwnie mi było na niego patrzeć. Czułam trochę tak jakbym to ja wymusiła na nim ten pocałunek, chociaż nie do końca tak było.<br />
- Nie odwracaj wzroku, kiedy na ciebie patrzę. - usłyszałam cichy szept koło ucha.<br />
- Nie odwracam. - od razu zaprzeczyłam, podnosząc głowę i wpatrując się w litery na jego koszulce.<br />
- Przecież widzę, że na mnie nie patrzysz. Nie podoba ci się jak całuję? - Louis zniżył swój głos do maksimum cały czas szepcząc mi do ucha. Czułam na skórze jego oddech, był zdecydowanie za blisko. W głowie odtworzyłam sobie ten moment, kiedy całował mnie po szyi w mojej kuchni. Teraz czułam się dokładnie tak samo jak wtedy. Jego wargi muskały delikatnie skórę na mojej szyi, a ja nie potrafiłam go od siebie odpędzić. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie potrafiłam wykonać ani jednego kroku. Jedyne co byłam w stanie w tamtym momencie zrobić to odchylić szyję w bok dając Louisowi większy do niej dostęp. On niemal od razu to wykorzystał. Zassał kawałek mojej skóry, a potem zaczął delikatnie go przygryzać. Moje ręce od razu powędrowały w kierunku jego głowy. Wplotłam palce w jego ciemne włosy ciągnąc lekko za ich końcówki, zamknęłam powieki i rozkoszowałam się tą piękną chwilą. Być może później będę żałować tego, że tak łatwo dałam mu się zwieść, ale teraz zupełnie mnie to nie obchodzi. Czasami potrzebuję odskoczni od wszystkiego co mnie otacza, a to co teraz robimy tym właśnie dla mnie jest. Odskocznią od wszystkiego. Chwilą przyjemności i błogiego spokoju.<br />
- Louis...- jęknęłam, kiedy podniósł mnie do góry, każąc mi opleść go nogami wokół bioder.<br />
- Nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie. - wychrypiał na chwilę przerywając swoją wcześniejszą czynność.<br />
- Nie rozumiem.<br />
- Nie podoba ci się jak całuję?<br />
- Podoba. - odpowiedziałam pospiesznie, przystawiając jego głowę do swojej szyi. Byłam spragniona jego ust, chciałam mieć go jak najwięcej, więc nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy w tym momencie.<br />
Louis odsunął się ode mnie, na co wydałam z siebie jęk frustracji.<br />
- Powiedz mi to, patrząc mi prosto w oczy. - zażądał stanowczo.<br />
Przechyliłam głowę w drugą stronę i spojrzałam na niego tak jak sobie tego zażyczył z kpiącym uśmieszkiem.<br />
- Chcesz, żeby twoje męskie ego, urosło jeszcze bardziej, co?<br />
- Jeśli tego nie powiesz, przerwiemy naszą zabawę.<br />
Poczułam jak jego ręce powoli, puszczają moje uda co bardzo mi się nie spodobało. Skoro ja zrobiłam mu przyjemny masaż, dzisiaj rano i to w dodatku również tej części ciała, o której nie było wcześniej mowy, mi też się coś należy. Chcąc, nie chcąc musiałam spełnić jego żądanie. Jego ego i tak jest już za wysokie, więc co za różnica czy je podwoje, czy nie?<br />
- Całujesz bardzo dobrze, Louis, a przynajmniej na tle chłopaków z którymi się wcześniej umawiałam. - stwierdziłam, że ta odpowiedź będzie odpowiednia, a przynajmniej dla mnie, ponieważ doskonale wiedziałam, że zachęcę go tym do udowodnienia mi, że jest najlepszy nie tylko na tle moich byłych chłopaków. I nie pomyliłam się ani trochę.<br />
- Zapamiętaj jedno Lucy. - wyszeptał całując mnie po szyi i po linii szczęki, zostawiając po sobie ślady w każdym miejscu, gdzie tylko jego usta zetknęły się z moja skórą. - Jestem i będę najlepszy nie tylko na tle twoich byłych chłopaków. Oni są nikim w porównaniu do mnie.<br />
Kiedy oderwał ode mnie swoje cudowne, malinowe wargi, które teraz znacznie się zaczerwieniły pod wpływem składania tylu pocałunków na raz, postanowiłam wykorzystać okazję i oznaczyć go w taki sam sposób, w jaki on oznaczał mnie. Przynajmniej nie tylko ja będę musiała się tłumaczyć ze sterty malinek na szyi.<br />
Podczas gdy ja zachłannie całowałam go po szyi co chwile przygryzając i zasysając miejsca nad jego uchem, ciepłe dłonie Louisa dostały się pod jego bluzę, która aktualnie miałam na sobie zbliżając się do moich piersi. Wydałam z siebie przeciągły jęk, kiedy jego dłoń objęła moją lewa pierś. Mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej, a w podbrzuszu rozlała się we mnie fala przyjemnego ciepła. Jęki, w momencie, gdy jego dłonie zaczęły masować obie moje piersi na raz uciekały z moich ust jeden po drugim. Nie byłam w stanie nad tym zapanować, chociaż bardzo bym chciała.<br />
- Przyjemnie ci teraz, prawda? - zapytał pół szeptem Louis, chociaż było to chyba bardziej stwierdzeniem. On to wiedział. Nie musiał mnie o to pytać, ale dzięki temu budował swoje ego.<br />
Pokiwałam głową potwierdzająco. Normalnie zostawiłam bym to pytanie bez komentarza, bo przecież to jest takie oczywiste, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię Louis może przestać, a tego bardzo bym nie chciała. Nie teraz, nie w tym momencie.<br />
- Czyli mam rozumieć, że dzisiejsze zajęcia sobie odpuszczasz i zostajesz u mnie? - wymruczał w moja szyję.<br />
- O cholera, zapomniałam. - błyskawicznie puściłam nogami Louisa i pobiegłam do telefonu sprawdzając nerwowo godzinę. Moje erotyczne myśli zostały natychmiast odgonione, a jedyne co miałam w głowie to migająca, czerwona lampka przypominająca o szkole. Mama na pewno nie będzie zadowolona z tego, że spóźnię się na pierwszą lekcję o ile w ogóle uda mi się na nią pójść. Na moje nieszczęście dochodziła prawie dziewiąta co oznaczało, że pierwsza lekcja zaczęła się już 5 minut temu. W skrzynce miałam kilka nieodczytanych wiadomości od Kate, jednak nie był to dobry moment na ich czytanie. Za bardzo mi się spieszyło.<br />
- Louis, czy mógłbyś mnie zawieźć do domu? - poprosiłam go wkładając telefon do kieszeni jego spodni, które wisiały mi w kroku. Było to strasznie niewygodne, bo co chwilę musiałam je podciągać, ale w końcu lepsze to niż powrót w samych majtkach.<br />
Lou zgodził się mnie zawieźć (może dla tego, że miał innego wyboru) i po chwili siedzieliśmy w jego lamborghini. Co chwilę śmiał się z mojego stroju, bo rzeczywiście prezentowałam się dosyć śmiesznie w jego za dużych na mnie ubraniach, swoim płaszczu i wysokich szpilkach, dlatego co chwilę trącałam go gniewnie w ramię chociaż mnie samą śmieszyło to jak wyglądam.<br />
Gdy białe lamborghini stanęło na krawężniku przy równo poustawianych obok siebie, angielskich domkach z cegły wysiadłam z niego pospiesznie przelotnie całując Louisa w policzek i dziękując za podwózkę. Proponował mi, że na mnie poczeka i zawiezie mnie jeszcze do szkoły, ale grzecznie odmówiłam mu, tłumacząc, że i tak już dużo dla mnie zrobił, a jego ubrania oddam mu przy najbliższej okazji. Z biało - czarnej torebki przewieszonej na ręku wyjęłam pęk kluczy i otworzyłam drzwi, a następnie zamknęłam je z hukiem i popędziłam schodami na górę, do swojej sypialni.<br />
Wszystko robiłam byle jak, przez to, żeby nie spóźnić się na drugą lekcję. W pośpiechu zrobiłam makijaż, spakowałam książki do torby i zdjęłam z siebie rzeczy Louisa przebierając się w swój luźny, biały sweter i bordowe, opinające spodnie. Nie miałam za specjalnie czasu na dobieranie czadowego outfitu, dlatego założyłam na siebie pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły mi w ręce. Z czarną torbą przewieszona na ramieniu, zbiegłam na dół po drodze wkładając telefon do kieszeni nawet nie włączając go i nie sprawdzając, która jest godzina. Bez tego wiedziałam, że mam mało czasu.<br />
W rekordowym czasie, dziesięciu minut dotarłam pod budynek szkoły. Od razu po tym, kiedy przekroczyłam próg zadzwonił dzwonek na przerwę, a wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich sal, przez co na korytarzach zrobił się nie mały tłum. Z trudem przecisnęłam się do szatni, gdzie zostawiłam swoją kurtkę i szalik zamoczony przez roztopione na nim płatki śniegu. Tego roku w Anglii zima jest wyjątkowo sroga, a w prognozach pogody zapowiadają jeszcze większe mrozy.<br />
- Jest i nasza pani spóźnialska! Wysłałam do ciebie chyba z sześć SMS-ów, ale na żaden mi nie odpisałaś. - zza moich pleców wyłoniła się Kate, a za nią Lily. Obie stały przede mną z założonymi rękami oczekując zapewne na wyjaśnienia. Znamy się od wielu lat i wiedzą, że bardzo rzadko spóźniam się na lekcje, a jeśli już się spóźnię zawsze coś się za tym kryje, dlatego nie było sensu ich okłamywać.<br />
- Byłam u Louisa i dopiero przed chwila od niego wróciłam. Wstaliśmy późno i przez to nie wyrobiłam się na pierwszą lekcję. - wytłumaczyłam zarzucając z powrotem torbę na ramię i idąc w stronę sali, gdzie miałam mieć teraz lekcje. Lily otworzyła szeroko oczy, a Kate skrzywiła się z niesmakiem na sam dźwięk jego imienia, jednak obie poszły za mną wychodząc z szatni.<br />
- Musisz nam zaraz wszystko opowiedzieć! - wykrzyknęła wesoło Lily siadając na ławce przed salą 26 i ciągnąc mnie za sobą.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXWIPLFu7EaWllyMzyX_gN9_ejHXFwIZNDcJbT1kdxkYfu13CmMG9ZXIcChgCixbPBE9cOOfQ0fRgG6MaUYQvLwiFNBaHYeDV4WV8lrj_TjwwAB5Ro4o8jiDF_RVwfg6O0xNYm2qFch4Rc/s1600/giphy.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXWIPLFu7EaWllyMzyX_gN9_ejHXFwIZNDcJbT1kdxkYfu13CmMG9ZXIcChgCixbPBE9cOOfQ0fRgG6MaUYQvLwiFNBaHYeDV4WV8lrj_TjwwAB5Ro4o8jiDF_RVwfg6O0xNYm2qFch4Rc/s320/giphy.gif" width="320" /></a> - Ja chyba daruje sobie historię tego niedoszłego mordercy. - westchnęła Kate, ale również usiadła na ławce obok mnie.<br />
- Kate. - Lily trąciła ją w ramię posyłając jej karcące spojrzenie. - Nie możesz cały czas żyć przeszłością i w kółko przypominać nam o tamtym wypadku.<br />
- Mówię tylko jak jest. No ale możemy uznać, że na chwilę o tym zapomniałam. Więc opowiadaj Lucy, jesteśmy bardzo ciekawe powodu twojego spóźnienia. - na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się szeroki uśmiech. Dużo osób myśli, że Kate jest wredna, ale to nie prawda. No dobrze. może po części to prawda, bo rzeczywiście potrafi czasami taka być, ale jest naprawdę dobrą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na niej polegać. To, że jest taka chłodna w stosunku do innych osób wynika głownie z problemów w jej rodzinie. Rodzice nie bardzo się nią interesują. Od kilku lat prowadzą swoją firmę, przez co rzadko są w domu i nie mają czasu na zajmowanie się swoimi dziećmi. Matka i ojciec Kate, pojawiają się w domu tylko na noc, w weekendy i w święta, a czasami nawet i wtedy nie. Kate w zasadzie ma tylko mnie, Lily i swojego starszego brata - <br />
Zayna, który stara się zastąpić jej rodziców. Jesteśmy jedynymi osobami najbliżej niej. Osobami, które znają ją naprawdę. Innym tylko wydaje się, że ją znają.<br />
- Więc zaczęło się od tego, że zaprosił mnie do siebie na obiad... - w skrócie opowiedziałam dziewczynom cała historię z Louisem pomijając to jak prawie zrobiłam mu dobrze dłonią. Stwierdziłam, że nie musza tego wiedzieć. Wiem, że by mnie nie oceniały, ale chyba spaliłabym się ze wstydu, jeśli wyszłoby to z moich ust.<br />
- Nie wierzę całowałaś się z nim?! - miałam wrażenie, że Lil chyba słyszy cała szkoła, dlatego gestem kazałam jej być cicho. Blondynka uśmiechnęła się niewinnie i usiadła z powrotem na swoje miejsce, z którego wcześniej musiała aż wstać, żeby podkreślić swoje podekscytowanie tym faktem.<br />
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa Lucy, ale chyba wiesz czego się boję. - zabrała głos Kate siedząca po mojej prawej stronie. Chodziło jej oczywiście o to, czego i ja się obawiałam. A mianowicie o to, że Louis w końcu mnie zostawi, zrani i zaśmieje się prosto w twarz, z tego jak łatwo dałam mu się zwieść.<br />
- Jeśli mam być z tobą szczera to też się tego boję. - przyznałam skupiając wzrok na brązowych oczach Kate. Ona i Zayn mieli dokładnie takie same oczy. Doszłam do wniosku, że chyba obydwoje odziedziczyli je po ich mamie, bo mają innych ojców. Mówiła mi, że biologiczny ojciec jej brata, odszedł od ich matki, niedaleko po urodzeniu Zayna. Później poznała ojca Kate, a mały Zayn zaczął go nazywać swoim tatą i tak już zostało do tej pory.<br />
- Kate, wszędzie cie szukałyśmy! - wszystkie trzy podniosłyśmy głowy. Nad nami stała Judie Edwards, a tuż przy niej Naomi Thompson. Dwie szkolne, przyjaciółki Kate, które chodzą za nią niemal wszędzie. <br />
Krok w krok. Coś w rodzaju świty. Czasami jest to trochę irytujące, kiedy takie dwie stoją przy tobie jak kołki i nie dają ci porozmawiać z przyjaciółką, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.<br />
- Rozmawiam teraz z kimś, nie widzicie? - rzuciła im chłodno.<br />
- Owszem widzimy. - odezwała się Naomi. - Ale chyba miałyśmy udekorować twoje zaproszenia?<br />
- Jakie zaproszenia? - zaciekawiłam się.<br />
- Kate ma za niedługo urodziny. Organizuje z tej okazji huczną imprezę. - wyjaśniła mi szybko Lily.<br />
- Oh, będziemy zaproszone?<br />
- Jak mogłabym nie zaprosić moich najlepszych przyjaciółek? - rozpromieniła się Kate wstając z ławki, zarzucając swoją czarną torbę z Nike na ramię i stając przy Naomi i Judie. - Dołączę do was później kiedy tylko skończę z tymi zaproszeniami.<br />
- Jasne. - odparłam razem z Lily posyłając jej ciepły uśmiech. - Już nie mogę się doczekać twojego przyjęcia urodzinowego. Na pewno będzie wspaniałe.<br />
- Dzięki, też mam taka nadzieję.<br />
Kate posłała uśmiechnęła się do nas i pomachała na pożegnanie, a potem zniknęła gdzieś w szatni razem ze swoimi koleżankami. Trochę zasmucił mnie fakt, że musiała iść. Chciałam dokończyć z nią rozmowę, którą zaczęłyśmy. Zawsze lepiej się czuję, kiedy jesteśmy w komplecie.<br />
- Jaką masz teraz lekcję? - zagadała mnie Lily.<br />
- Umm... chyba biologię, a ty?<br />
- Fizyka. Szczerze nienawidzę pani Wiliams. Zawsze narzeka, kiedy się spóźniam.<br />
- Więc może przestaniesz się spóźniać? - zaśmiałam się.<br />
Zanim Lily zdążyła cokolwiek mi odpowiedzieć, na korytarzu rozległ się głośny dzwonek. Pożegnałyśmy się szybko umawiając się na kolejnej przerwie, i każda z nas poszła do swoich sal.<br />
Po wejściu do sali usiadłam cicho w ławce na samym końcu obok Cassie, i w zasadzie to całą lekcję przegadałyśmy. Stwierdziłam, że chyba muszę zacząć siadać sama jeśli chcę cokolwiek zapamiętać z lekcji. Siedząc przy kimś strasznie trudno skupić mi się na tym co mówi nauczyciel. Skupiam się tylko i wyłącznie na rozmowie, jak zresztą prawie każdy uczeń. Jak się dowiedziałam od mojej koleżanki podczas mojego już drugiego w tym roku pobytu w szpitalu cała szkoła zaczęła plotkować o moim mniemanym romansie z Louisem rozsianego oczywiście przez nikogo innego jak Mię Smith we własnej osobie. Przysięgam, że jak tylko znajdę tę wywłokę urwę jej głowę bez względu na konsekwencje.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqTZKP17dcvB0fdamd7XkDc3WO0UoKJ-NsWaL6X1zV-ew8Pn-diA3IVMh_9BeeyQCRGW65eEXFy8K5uJdedi7wTU8YFMLF2jC-OFinATKh293fGFf7gYyIOIUToxBgu2gZjbAf4VgSVEox/s1600/tumblr_mghmq5sSus1qayshho1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="147" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqTZKP17dcvB0fdamd7XkDc3WO0UoKJ-NsWaL6X1zV-ew8Pn-diA3IVMh_9BeeyQCRGW65eEXFy8K5uJdedi7wTU8YFMLF2jC-OFinATKh293fGFf7gYyIOIUToxBgu2gZjbAf4VgSVEox/s320/tumblr_mghmq5sSus1qayshho1_500.gif" width="320" /></a> - Ale nie martw się. - dodała szybko Cass. - Za niedługo to wszystko ucichnie. W końcu się tym znudzą i znajdą inny temat do rozmów.<br />
- Pewnie masz rację. - westchnęłam przepisując pracę domową z tablicy.<br />
Kiedy tylko na szkolnym korytarzu rozbrzmiał dzwonek na przerwę, szybko pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam. Idąc korytarzami słyszałam szepty dziewczyn. Co chwilę padało nazwisko Louisa i moje. Cassie miała rację. Jestem na językach całej szkoły i to wszystko przez tą sukę. Byłam na nią wściekła, ale nie zamierzałam tak łatwo dać się jej wyprowadzić z równowagi, bo jej właśnie o to chodzi. Ostatnio skończyło się to dla mnie czterodniowym pobytem w szpitalu i bynajmniej nie zamierzałam robić sobie powtórki z wrażeń.<br />
Ignorując szepty innych poszłam schodami na górę zmierzając prosto do miejsca w którym umówiłam się z Lily. Oparłam się o parapet z odrywającą się listwą. Zasłonki powieszone w oknach chyba dawno nie były prane, bo już od dawna nie maja tej samej bieli, a w niektórych miejscach zrobiły się dziury. Nagle zza rogu wyszła dziewczyna o jasnych, blond włosach. Oderwałam się od parapetu i poszłam w tamtą stronę myśląc, że to Lil, ale jednak pomyliłam się... Obcisła, czerwona bluzka i dżinsowa miniówka w środku zimy to nie jej styl, ani nikogo innego jak największej zdziry w tej budzie. Mii.<br />
- Cześć Lucy. - zaszczebiotała z udawaną radością podbiegając do mnie razem ze swoją świtą takich samych zdzir jak ona. Wszystkie są siebie warte.<br />
- Czego chcesz Mia? - starałam zdobyć się na najbardziej oziębły a jednocześnie obojętny ton na jaki było mnie stać.<br />
- Plotki szybko się roznoszą, co? A zwłaszcza takie gorące jak romans ze sławnym piłkarzem. - zaśmiała się sarkastycznie, a za nią jej równie puste i głupie koleżanki. Co do mnie to miałam szczerą ochotę przywalić jej w ten jej pusty łeb. Naprawdę nie rozumiem jak jej ojciec może z nią wytrzymywać i to w dodatku pod jednym dachem. Powinien dostać za to nagrodę Nobla.<br />
- Wal się. - warknęłam.<br />
- Czyżby nasza słodka, niewinna Lucy się zdenerwowała? - Mia wykrzywiła się w udawanym zatroskaniu.<br />
- Nie pozwalasz sobie na za dużo, Mia? - odwróciłam się rozpoznając głos Kate. Rzeczywiście to była ona, ale na szczęście sama. Bez Naomi i Judie. Chwile potem, kiedy Kate stanęła naprzeciwko Mii, zza rogu wyszła Lily z dwoma podręcznikami w ręku. Stała przez chwile w osłupieniu próbując zrozumieć co się właśnie dzieje, a później wolnym krokiem zaczęła zmierzać w kierunku mnie, Kate, Mii oraz jej świty.<br />
- Podejdź tu Johnson, zobaczysz jakie świetne przedstawienie zaraz się odbędzie. - zarechotała Mia zapraszając gestem Lil bliżej.<br />
- O co ci znowu chodzi Mia? - spytała Lily wyraźnie zdenerwowana.<br />
- Wasza przyjaciółka jest zwykłą dziwką. Puszcza się za kasę. Oto co się dzieje.<br />
- Jeśli zaraz nie zamkniesz tej swojej niewyparzonej gęby to obiecuję ci, że...- ręka Lily zacisnęła się w pięść gotowa do zamachu. Już ją miałam powstrzymać i wytłumaczyć, że nie warto, kiedy wyręczyła mnie Kate. Złapała jej rękę w locie i opuściła w dół nie spuszczając wzroku z Mii. Patrzyła na nią z zupełnym spokojem, tak jakby nic się nie działo. Ale ja za dobrze ją znam, żeby nie wiedzieć, że jest ostro wkurzona, ale nie pokazywała tego po sobie. Udawała spokój, żeby coś osiągnąć tylko na razie nie wiedziałam co.<br />
- Zostaw ją Lily. - powiedziała najbardziej opanowanym głosem jaki kiedykolwiek u niej słyszałam.<br />
- Ona właśnie tego chce. Chce nas sprowokować. To jest część jej gry.<br />
- Brawo, Parker. Nie spodziewałam się tego po twoim małym móżdżku.<br />
- Nie obrażaj jej. - natychmiast wstawiłam się za Kate, ale ona tylko uciszyła mnie gestem.<br />
- Myślisz, że skoro masz bogatego tatusia możesz wszystko. - zaczęła zbliżając się do Mii. - Sponsoruje wszystkie szkolne wycieczki za granicę i wpłaca niewyobrażalne sumy do rady rodzicielskiej tylko po to, żeby nie wywalili cię z tej szkoły. Prawda jest taka, że gdyby nie on i jego pieniądze już dawno by cię tu nie było. Sprzątałabyś ulice, a po nocach dorabiałabyś sobie w burdelu. Taka jest prawda o tobie, Smith.<br />
Mia na przemian otwierała i zamykała buzię jak ryba dopiero co wyjęta z wody. Przez chwilę nie mogła nic z siebie wydusić. Byłam dumna z mojej przyjaciółki, że tak porządnie jej dogadała i miałam szczerą nadzieję, że zostawi nas w spokoju obawiając się przed swoja kolejną spektakularną porażką, jednak nasza przewaga, a może raczej przewaga Kate nie trwało zbyt długo. Mia postanowiła bronić swojego i nie dopuścić do tego, żeby to ona stała na straconej pozycji.<br />
- Zwyczajnie mi zazdrościsz. - wysyczała przez zaciśnięte zęby do Kate. - Zazdrościsz mi tego, że mój tata się mną interesuje w przeciwieństwie do twoich rodziców. Ty nie masz rodziców, ciebie wychowuje twój starszy braciszek, który sam ledwo się trzyma. Oboje jesteście tak samo żałośni.<br />
To był już cios poniżej pasa, nawet jak na Mię. Temat rodziców i Zayna jest dla Kate ciężki, dlatego prawie nigdy go nie porusza. Wszyscy jednak wiedzą o tym, że to Zayn sprawuje nieoficjalną opiekę nad swoją siostrą. To on przychodził na jej zebrania, od kiedy tylko skończył 18 lat. Odbierał ją z zajęć tanecznych na które kiedyś chodziła. Zastępuje jej rodziców, którzy całymi dniami przesiadują w pracy. Mia nie miała prawa tego mówić. Nikt nie ma prawa tego mówić nawet jeśli nie lubi Kate.<br />
Chciałam ją bronić i sama powiedzieć coś tej tlenionej blondynie, która uważa się za królową tak samo jak Lily, która już otwierała usta i podchodziła do niej z zaciśniętymi pięściami, ale Kate była szybsza. Trzy koleżanki Mii, które wytrwale stały u jej boku przez cały ten czas otworzyły usta, a ich oczy zrobiły się jak spodki. Lily zastygła w pół kroku podobnie jak ja. Nikt nie potrafił uwierzyć w to co właśnie się stało. Kate uderzyła Mię w policzek, a jej siła była zdumiewająca jak na nią. Głowa Mii odchyliła się w bok, a ona natychmiast złapała się za swój piekący policzek. Podczas uderzenia słychać było głośny plask, więc mogę sobie wyobrazić jak silne było to uderzenie, ale nie jest mi jej ani trochę szkoda. Należało się jej. Jedyne czego się obawiam to to, że Kate może mieć przez to poważne kłopoty biorąc pod uwagę pozycje ojca Mii. Za cztery miesiące czekają nas egzaminy końcowe i nie było by za ciekawie, gdyby Kate z powodu ataku na tę pustą lalę nie mogła do nich przystąpić.<br />
Kate stała nad Mią z zaciśniętymi zębami i ustami złożonymi w cienką linię. Nie chciałam, żeby zrobiła coś czego później będzie żałować, dlatego szybko podbiegłam do niej odciągając ją na bezpieczną odległość.<br />
- Kate uspokój się wiesz, że to ci może poważnie zaszkodzić.<br />
- Ta suka zapłaci za to co powiedziała o tobie i moim bracie. - wycedziła przez zęby nie patrząc ani na chwilę na mnie, ale na Mię, która już podchodziła do niej odganiając się od swojej zaniepokojonej świty. W międzyczasie w miejscu gdzie właśnie stałyśmy zebrał się niezły tłum uczniów ze wszystkich klas. Wszyscy szeptali między sobą i z zaciekawieniem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. Już chyba wiedziałam co będzie następnym tematem do rozmów w tej szkole...<br />
Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Mia w zemście oddała Kate policzek, a ta nie mogła zostać jej dłużna i pociągnęła ją za włosy, a następnie uderzyła nią o ścianę. Uczniowie zaczęli kibicować raz Kate raz Mii, dopóki, któryś z nich nie poszedł do pokoju dyrektora. Po kilkunastu sekundach na środku całego zajścia stanął dyrektor Hetfield rozdzielając obie zdenerwowane do granic możliwości Kate i Mię. Następnie jego wzrok spoczął na mnie, a potem na Lily jakby chciał się zapytać czy wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Lily spuściła głowę i odwróciła wzrok, a ja poszłam w jej ślady. Nie wiedziałam jak się zachować w tej sytuacji.<br />
- Parker idziesz do mojego gabinetu, a ty Smith poczekasz przed gabinetem na swoją kolej. Natomiast wy. - wskazał wzrokiem na mnie i Lil, która teraz stała blisko, u mojego boku co chwilę zerkając na mnie z obawą. - Również pójdziecie ze swoją przyjaciółką.<br />
- Dlaczego? - spytała cicho Lily prawie niesłyszalnym głosem.<br />
- Bo byłyście świadkami tej dzikiej bitwy, która właśnie się tu rozegrała i podejrzewam, że wiecie o co im poszło, a one nie powiedzą mi za wiele. Zbyt dobrze znam te dwie. - dyrektor gestem wskazał swój gabinet i zaczął do iść w jego stronę będąc pewien, że postąpimy tak samo. Nagle wstąpiła we mnie złość na dyrektora Hetfielda. To nie pierwszy raz, kiedy Kate się za coś obrywa, ale teraz to kategorycznie nie jej wina, a dyrektor na pewno weźmie stronę Mii, bo przecież nie ma innego wyboru. Inaczej straci głównego sponsora.<br />
- Chyba nie potrzebuje pan naszej wersji wydarzeń, skoro i tak będzie pan bronił Mii. Wszyscy wiemy z jakiego powodu. - Lily spojrzała się na mnie spod uniesionych wysoko brwi z widocznym niedowierzaniem. Ja też nie wiedziałam, że jestem zdolna do pyskówek z dyrektorem szkoły, ale czułam, że muszę bronić Kate. Ona postąpiłaby na moim miejscu tak samo. I Lily na pewno też, gdyby zaszła taka potrzeba. Zdawałam sobie sprawę z konsekwencji jakie mogę za to ponieść, ale szczerze? Nie obchodziło mnie to. To co powiedziałam było czystą prawdą i Hetfield też o tym wiedział, ale nie może powiedzieć tego na głos.<br />
- Do gabinetu. - wysyczał dyrektor cały się trzęsąc ze złości. Spodziewałam się, że za chwile zrobi mi kazanie o szacunku do starszych, ale chyba biedaczysko nie miał już na to wystarczająco siły. Cóż, lepiej dla mnie.<br />
Wszystkie trzy weszłyśmy przez dębowe drzwi z tabliczką ''Gabinet Dyrektora". W środku sekretarka - pani Jonas siedziała przebierając w papierach przy włączonym laptopie z którego leciała piosenka Justina Timberlake'a '' Cry Me A Rivier". Trzeba zauważyć, że jest jego zapaloną fanką. Ma tą piosenkę nawet na swoim dzwonku, a rok temu chodziła po korytarzu i wypytywała każdego kogo spotkała na swojej drodze czy nie wie może kiedy bilety na jego koncert będą już w sprzedaży.<br />
Dyrektor otworzył następne drzwi prowadzące do jego stałego posiedziska zwanego również "czerwonym dywanikiem" i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na podłodze leżał podłużny czerwony dywan, w kącie była biała, obita skórą kanapa, a dalej jego biurko z tabliczką "James Hetfield". Już raz znalazłam się w tym miejscu, na samym początku mojej nauki w liceum. Kilka uczniów ze starszych klas rozprowadzało po szkole marihuanę. Dyrektor przepytywał każdego kto cokolwiek widział, żeby złapać szkolnych dilerów, jednak dilerzy ukończyli szkołę zanim Hetfield zdążył przyłapać ich na gorącym uczynku.<br />
- Więc kto mi powie o co chodziło na korytarzu? - starszy, siwiejący mężczyzna usiadł na skórzanym fotelu za swoim biurkiem opierając głowę na rekach i w czekając na wyjaśnienia.<br />
Lily bawiła się swoimi palcami, ani na chwilę nie podnosząc wzroku, Kate wpatrywała się w ścianę naprzeciwko z uniesioną wysoko głową, a ja milczałam. Nie zamierzałam mówić dopóki któraś z moich przyjaciółek nie odezwie się pierwsza. Z bardzo obawiałam się tego, że każde moje słowo może być wykorzystane przeciwko Kate, więc uznałam za stosowne siedzenie chicho niż palniecie jakiejś głupoty.<br />
- Widzę, że żadna z was nie zamierza nic mówić. - wywnioskował inteligentnie dyrektor Hetfield. - Dobrze, w takim wypadku dzwonię po twoich rodziców Parker, może przy nich zaczniesz mówić.<br />
Kate spojrzała na dyrektora i roześmiała się na cały głos.<br />
- Myśli pan, że odbiorą? Są na pięciodniowej delegacji i proszę mi wierzyć, że dodzwonić się do nich graniczy z cudem, a nawet jeśli panu by to się udało nie wrócą nagle ze Szwecji specjalnie dla pana.<br />
Dyrektor spojrzał groźnie na Kate z powątpiewająca miną. Nie odpowiedział jednak nic, a chwycił za słuchawkę i nie spuszczając wzroku z moje przyjaciółki przyłożył telefon do ucha uprzednio spisując numer z dziennika leżącego przed nim.<br />
- Myślisz, że Kate będzie miała duże kłopoty? - spytała mnie szeptem Lily.<br />
- Nie wiem, ale na razie na to się zapowiada. - odpowiedziałam jej również szeptem spoglądając na Kate, która usiadła na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem Hetfielda.<br />
Nogi zaczęły powoli boleć mnie od stania, dlatego w ciszy przysiadłam na kanapie niedaleko dyrektora, a Lily poszła w moje ślady siadając na miejscu obok mnie.<br />
- Rzeczywiście nie odbierają. - odezwał się po chwili dyrektor próbując zachować swoja wyćwiczoną, poważna minę. - Dzwonię w takim razie do twojego brata, Kate.<br />
- Ma teraz zajęcia na Akademii, a zresztą niech pan go w to nie miesza.<br />
Mimo jej protestów dyrektor zadzwonił do Zayna i powiadomił go o zaistniałej sytuacji. Udało mi się usłyszeć część tej rozmowy przez to, że dyrektor ma już swoje lata i głośnik w telefonie ma ustawiony na maksimum tak, że osoba obok z łatwością może dowiedzieć się o czym w danej chwili rozmawia. Rozmowa nie była zbyt ciekawa. Zayn od razu zgodził się przyjechać, a po jego głosie było słychać, że jest zły na siostrę.<br />
Po 15 minutach napiętego oczekiwania w milczeniu słychać było rozmowę dwóch osób w przedsionku, gdzie miejsce pracy miała sekretarka, a po chwili dębowe drzwi otworzyły się szeroko i stanął w nich oczekiwany przez wszystkich gość - Zayn. Hetfield wstał ze swojego miejsca podając rękę bratu Kate i wskazując na miejsce obok niej.<br />
- Cholera nie widziałam go tylko parę tygodni, ale moim zdaniem niesamowicie wyprzystojniał. - wyszeptała Lily z wyraźnym podekscytowaniem. Faktycznie Zayn prezentował się tego dnia nadzwyczajnie. Miał na sobie luźne, jeansowe spodnie opuszczone w kroku, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. Czarne, lekko wyżelowane włosy dodawały mu seksapilu, a te brązowe oczy sposób, w jaki patrzył to na dyrektora to na swoją siostrę, która jak zwykle wszystko miała gdzieś i najzwyczajniej w świecie bawiła się swoim telefonem przewijając coś na nim i nie zwracając uwagi na to gdzie się teraz znajduje.<br />
- Nie zapominaj, że to przyrodni brat twojej przyjaciółki i w dodatku ma już dziewczynę, z którą Kate się przyjaźni. - powiedziałam również przypominając to samej sobie, szybko karcąc się za to, ze przez chwilę sama fantazjowałam o Zaynie.<br />
- Kate, co się faktycznie tutaj stało. - brunet spojrzał groźnie na Kate, ale ona nawet nie podniosła na niego wzroku znad komórki, która trzymała w reku.<br />
<a href="http://31.media.tumblr.com/4e1be904743427e73927026fb2dbf8eb/tumblr_mk47kpB3ze1rb3l3wo1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Znalezione obrazy dla zapytania selena gomez gif" border="0" class="irc_mi iLOnBp4irnXA-pQOPx8XEepE" src="http://31.media.tumblr.com/4e1be904743427e73927026fb2dbf8eb/tumblr_mk47kpB3ze1rb3l3wo1_500.gif" height="150" style="margin-top: 78px;" width="320" /></a> - Parker odłóż ten telefon. - dołączył się Hetfield patrząc na nią spod przymrużonych powiek.<br />
- Kate. - szepnęła Lily patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Obie bardzo chciałyśmy jej pomóc, ale nie było to takie łatwe, a fakt, że nasza przyjaciółka przyjęła postawę ''nic mi frajerzy nie zrobicie" w niczym nie pomagała. W końcu włożyła telefon do kieszeni i spojrzała na Zayna.<br />
- Broniłam ciebie i Lucy, powinieneś mi za to podziękować a nie mieć do mnie o to pretensje.<br />
- To znaczy? Możesz powiedzieć coś więcej? - Zayn spojrzał pytająco najpierw na siostrę., potem na mnie. Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć więcej czy milczeć. Nie chciałam zrobić nic wbrew woli Kate w końcu to chyba ona powinna wszystko powiedzieć, ale może gdybym ją z tego wyręczyła to by jej pomogło.Wzrok Hetfielda podążył za wzrokiem Zayna i po chwili również spoczął na mnie. Wszyscy, którzy znajdowali się w tym pomieszczeniu wpatrywali się we mnie jakbym ukrywała jakąś niezwykle ważną informację potrzebną do powstrzymania zagłady, a ja czułam się jak w pułapce.<br />
- Mów Lucy. - domagał się dyrektor. - Ty chyba najlepiej wszystko wiesz.<br />
Zerknęłam pytająco na Kate, a ona skinęła głową. Cała jej pewność siebie, którą zawsze w sobie miała wyparowała. Była zrezygnowana, przygnębiona. Tak jakby dała za wygraną i pogodziła się z faktem, że prawdopodobnie wyleci ze szkoły.<br />
Zaczęłam opowiadać to wszystko co stało się na korytarzu. To jak Mia powiedziała o rodzicach Kate i to jak się potem pobiły. Pominęłam jednak to jak mnie obraziła, ponieważ mówiąc to musiałabym powiedzieć o Lousie, a nie chciałam tego robić. Uważałam, że Hetfield nie powinien tego wiedzieć. To jest dla mnie zbyt osobiste. Podejrzewam, że przy rozmowie z Mią i tak się o tym dowie, ale przynajmniej nie wypłynie to z moich ust i to nie ja będę musiała o tym mówić.<br />
- Kate mówiła, że Mia cię obraziła. Co powiedziała? - oczywiście stało się najgorsze. Dyrektor James Hetfield aka Sherlock Holmes. Miałam dość tej rozmowy. To Mia powinna za wszystko tu teraz siedzieć i mówić o wszystkim, a nie my. Nienawidzę tego, że tej suce zawsze wszystko uchodzi na sucho. Nienawidzę jej.<br />
- Po prostu ją obraziła to chyba wystarczy, prawda? - wtrąciła się Lil, która do tej pory niewiele mówiła. - Powinien pan rozmawiać też z nią nie tylko z nami. Wylejcie w końcu tą zdzirę ze szkoły!<br />
- Johnson, Jak ty się wyrażasz?! A po drugie, to ja decyduje o tym kto zostaje w tej szkole, a kto nie! - dyrektor podniósł głos i wstał ze swojego miejsca co źle wróżyło dla całej naszej trójki.<br />
- I właśnie dlatego ma pan problemy ze swoimi uczniami. - dorzuciłam mając nadzieje, że dyrektor nie usłyszy tej uwagi z mojej strony. Stało się jednak inaczej. Hetfield spojrzał na mnie groźnie piorunując mnie swoim wzrokiem, po czym zacisnął zęby.<br />
- Wszystkie zachowujecie się niedorzecznie. Nie macie prawa podnosić na mnie głosu i macie mnie szanować! - jego głos nadal był uniesiony, ale żadnej z nas za specjalnie to nie obchodziło.Przyznam, że trochę śmiesznie było wyprowadzać go z równowagi i patrzeć jak się przez nas denerwuje.Jego twarzy przybierała wtedy kolor buraka, a dziurki w nosie rozszerzały się jak u rozwścieczonego byka. - Mia też nie uniknie rozmowy ze mną, ale najpierw chciałem porozmawiać z tylko wami, ponieważ nie sądzę by dobrym pomysłem była rozmowa z wami wszystkimi.<br />
- Panie Hetfield, proszę, o nie wydalanie mojej siostry ze szkoły. - zabrał głos Zayn mówiąc powoli i spokojnie mając nadzieję, że to podziała na dyrektora. Rzeczywiście miał rację, dyrektor usiał na swoim miejscu i ze spokojem wysłuchiwał tego co ma mu do powiedzenie Zayn. Wydawał się już nawet nieco uspokojony i bardziej opanowany. - Jestem pewien, że ona jak i jej przyjaciółki. - gestem wskazał na mnie i na Lily. - nigdy więcej nie odważą podnieść na pana głosu, a także nie powiedzą nic, co mógłby pan odnieść za swoją zniewagę. Dziewczyny, chyba nalezą się waszemu dyrektorowi jakieś przeprosiny, nie uważacie?<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7sMr97ehuHC-0EuJ3dQoAkuKETje_a349mtYt_le74TS799H8CsVMe1M9FVQqXjFsQO6OujC-cXWEOqhllpXAQ9LGTONE8hrRaDujqPVfoTiphuq4suFpcgY_nGSNGsW4oGQbjjoNeR89/s1600/Zayn-M-zayn-malik-33390321-200-200.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7sMr97ehuHC-0EuJ3dQoAkuKETje_a349mtYt_le74TS799H8CsVMe1M9FVQqXjFsQO6OujC-cXWEOqhllpXAQ9LGTONE8hrRaDujqPVfoTiphuq4suFpcgY_nGSNGsW4oGQbjjoNeR89/s200/Zayn-M-zayn-malik-33390321-200-200.gif" width="200" /></a> Z niechęcią podniosłyśmy się ze swoich miejsc i razem z Lily i Kate przeprosiłyśmy Hetfielda, który uśmiechnął się z zadowoleniem na swoim fotelu. Może rzeczywiście trochę przegięłyśmy, ale ja bynajmniej nie żałowałam tych kilku słów prawdy, które mu powiedziałam. Lepiej jednak było nie narażać się mu jeszcze bardziej i dać za wygraną, Zwłaszcza przez fakt, że mógł za takie zachowanie nie dopuścić nas do egzaminów końcowych,a to nie byłoby już takie zabawne.<br />
- Możecie już wyjść i iść na lekcje.- zwrócił się do nas dyrektor. - Ale pana, panie Malik, prosiłbym o pozostanie. To nie zajmie długo.<br />
Zgodnie z jego poleceniem wszystkie trzy opuściłyśmy ten przeklęty gabinet, który teraz z całą pewnością nie będzie nam kojarzył się dobrze.Przy wyjściu pani Jonas posłała nam współczujące spojrzenie znad swoich papierów i laptopa, z którego nadal leciała muzyka Justina Timberlake'a. Po opuszczeniu pomieszczenia wzrok całej naszej trójki skierował się na jedno z plastikowych krzesełek, gdzie siedziała Mia z telefonem w ręku. Na nasz widok podniosła głowę znad ekranu i wykrzywiła pomalowane na czerwono usta w złośliwym uśmiechu.<br />
- Jak rozmowa z Hetfieldem?<br />
- Martw się o swoją kolej. - rzuciła jej Kate zwijając dłonie w pięści. Obawiałam się, że może ponownie stracić nad sobą panowanie, kiedy Mia ją do tego sprowokuje, dlatego odciągnęłam ją na bok i usiadłyśmy na krzesełkach z daleka od Mii nie pozwalając jej na dalsze rozmowy z tą pustą, solarnianą lalunią. Po kilku minutach dębowe drzwi otworzyły się.Wyszedł z nich Zayn razem z dyrektorem, który zaprosił Mię do środka i drzwi ponownie się za nim zamknęły. Brunet zbliżył się do nas szybkim krokiem stając z założonymi rękami przed Kate, która natychmiast wstała wbijając wzrok w swoje brązowe botki na lekkim obcasie.<br />
- To już kolejny raz kiedy muszę chodzić do twojego dyrektora i ratować ci tyłek, żeby nie wywalili cię ze szkoły. - powiedział z pretensją w głosie. Postanowiłam także podnieść się ze swojego miejsca, żeby w razie potrzeby pomóc Kate udobruchać jej brata.<br />
- Daj spokój to dopiero trzeci raz. - machnęła ręką podnosząc na niego wzrok. Po jej oczach widziałam, jednak, że trochę obawia się reakcji Zayna. Widziałam również to jak ciężko jest Zaynowi nie zacząć na nią wrzeszczeć, bo nawet z daleka było widać, że ma na to ogromną ochotę.<br />
- Dopiero albo aż, ale w twoim wykonaniu to rzeczywiście dopiero. Ciekawe co by powiedzieli na to rodzice, co?<br />
- Nie powiesz im o tym. - wysyczała Kate.<br />
- A może powinienem? Mam dosyć tego, że przez cały czas sprawiasz jakieś problemy. To oni powinni cię wychowywać a nie ja, bo ja sobie z tym nie radzę. Jesteś ode mnie młodsza cztery lata*, a zachowujesz się tak jakbyś była młodsza jakieś dobre dziesięć! - Zayn uniósł głos<br />
- Nie masz prawa na mnie krzyczeć! A jeśli sobie ze mną nie radzisz to mnie zostaw! Wyprowadź się i żyj własnym życiem bez wkurwiającej, młodszej siostry! - Kate rzuciła Zaynowi ostatnie złowrogie spojrzenie i pobiegła schodami na dół.<br />
- Pobiegnę za nią. - rzuciła szybko Lily i ruszyła tam, gdzie zniknęła Kate. Co do mnie, cóż zostałam z Zaynem sama. Przez pierwsze chwile milczałam, bo stwierdziłam, że musi dojść do siebie. Usiadł na jednym z krzeseł i schował głowę w dłonie. Przysiadłam obok niego czekając, aż coś powie. Kiedy będzie gotowy ze mną rozmawiać. Było mi go żal. Wiem, że chce dla siostry jak najlepiej i to co wykrzyczał do niej w złości nie było prawdą. Jest mu ciężko z ciężarem jaki na niego spadł i w pewnym sensie go rozumiem. Ja po śmierci mojego taty mimo własnego ogromnego bólu musiałam być podporą dla mojej mamy, która beze mnie pewnie nie poradziłaby sobie, żeby znów stanąć na nogi i żyć tak jak dawniej. Każdy ma w swoim życiu coś z czym sobie nie radzi i nie jest to powodem do wstydu. Myślę, że to uczy jak sobie nawzajem pomagać nawet na pozór głupią rozmową.<br />
Nie wstydziłam się przebywać blisko Zayna tak jak wcześniej. W dużej mierze dzięki jego niezapowiedziana wizytę w moim domu. To dodało mi śmiałości w stosunku do niego.<br />
- Zayn. - zaczęłam powoli widząc, że sam nie prędko zacznie coś mówić. - Wiem, że wcale nie chciałeś tego powiedzieć. Kiedy oboje trochę ochłoniecie, powinieneś porozmawiać z Kate. - doradziłam mu łagodnym głosem.<br />
Brunet spojrzał na mnie niepewnie. Z oczu płynęły mu łzy.<br />
- Każdego dnia próbuję zastąpić jej rodziców, ale nie potrafię mnie samemu jest z tym ciężko....<br />
- Wiem, Zayn. To nie twoja wina. - przysunęłam się bliżej niego i spojrzałam na niego łagodnie, po czym przytuliłam go do siebie delikatnie gładząc go przy tym po plecach. To zawsze pomaga, gdy możesz się do kogoś przytulic i wypłakać na ramieniu. Przynajmniej mi, dlatego miałam nadzieję, że jemu też to pomoże i nie odsunie się ode mnie.<br />
- Ale Kate myśli inaczej. - powiedział drżącym od płaczu głosem wtulając się mocniej w moje ramię.<br />
- Uwierz mi, że nie myśli. Gdyby tak myślała nie pobiłaby Mii za to, że mówiła źle o tobie. Ona cię kocha. Jesteś jej starszym bratem, a to, że czasami się ze sobą kłócicie nie oznacza, że przestanie.<br />
- Ja też ją kocham. Jest moją młodszą siostrą i zawsze nią dla mnie będzie.<br />
- Wiem, dlatego musicie ze sobą porozmawiać, kiedy będziecie na to gotowi. - Zayn pokiwał głową nie odrywając się od mojego ramienia ani na chwilę. Jego łzy wsiąkały w mój sweter, przedostając się przez nitki do mojego ciała, ale nie byłam o to na niego zła, wręcz przeciwnie cieszyłam się, że mi zaufał. Wydawał się taki bezbronny i słaby, nie jak Zayn, którego znałam.<br />
Przez kolejne 5 minut siedziałam z Zaynem w tej samej pozycji gładząc go po głowie i po plecach w milczeniu, pozwalając mu na to, żeby doszedł do siebie. Siedząc z nim przypomniała mi się pewna sytuacja z Louisem, kiedy był na moim łóżku i podobnie się zachowywał wtulając się w moje ramię.<br />
<b>*Flashback*</b><br />
<b> </b> <br />
<i>- Wiesz, lubię, kiedy się tak zachowujesz. - powiedziałam nagle, nie przestając gładzić jego brązowej czuprynki.</i><br />
<i> - Jak? - zapytał w moje ramię, na którym nadal spokojnie spoczywała jego głowa.</i><br />
<i> - Jak mały chłopiec, który szuka miłości.</i><br />
<br />
<i> </i>To pozwoliło mi sobie uświadomić, że tak naprawdę każdy mężczyzna w środku jest takim małym chłopcem i tylko z zewnątrz udaje twardego, żeby nie wyjść na mięczaka jak to oni mówią.<br />
W końcu głowa Zayna uniosła się, a on sam szybko otarł zaschnięte łzy ze swojej twarzy, przybierając taką samą postawę jak u dyrektora Hetfielda podczas rozmowy. Pod względem charakteru niczym nie różnił się od Kate. Tak samo jak ona po chwili słabości z powrotem zakłada maskę silnej i niezależnej osoby idącej przez życie z uniesiona głową.<br />
- Muszę iść porozmawiać z siostrą. Dzięki, za... umm no wiesz.<br />
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie poprawiając wymięty sweter i patrząc jak odchodzi, a po chwili zbiega pospiesznie po schodach.<br />
***<br />
* W 4 rozdziale było wspomniane, że Zayn ma 20 lat. Oczywiście zaszła mała pomyłka Zayn ma swój rzeczywisty wiek czyli 23 lata, a urodziny ma tak samo jak w rzeczywistości czyli 12 stycznia ;)<br />
<br />
<span style="color: #cc0000;">Jak widzicie rozdziały pojawiają się teraz dosyć nieregularnie. Smuci nas to, że nie komentujecie naszej pracy. Traktujemy to jako brak szacunku i nie docenianie tego co robimy. Wam wystarczy pół godziny na przeczytanie jednego rozdziału a nam napisanie tego zajmuje dużo więcej niż tylko pół godziny.</span><br />
<span style="color: #cc0000;">Następny rozdział = 3 komentarze. (nie tylko od jednej osoby)</span> <br />
<span style="color: #cc0000;">Jeśli nie będzie 3 komentarzy rozdziały będą się pojawiać mniej więcej raz na miesiąc, bądź raz na 2 miesiące. Dodatkowo w zakładce "Bohaterowie" pojawiła się nowa postać oraz nowe gify ;) /Gazix i Lucix </span><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-44681722072403163882016-08-10T08:50:00.001+02:002016-08-10T10:18:17.308+02:00Rozdział 14<b>*Louis*</b><br />
<b> </b>Wyszedłem z mojej sypialni zostawiając w niej Lucy samą. Musiałem poukładać myśli. To co się przed chwilą stało nie powinno mieć miejsca. My już zdecydowanie przekroczyliśmy granicę "przyjaciele", dlatego teraz pozostaje pytanie kim jesteśmy skoro nie przyjaciółmi? Nie potrafiłem tego sprecyzować. Moje zdanie co do angażowania się w związek nie zmieniło się, chociaż teraz zacząłem już na to trochę inaczej patrzeć. To jest dziwna sytuacja. Z jednej strony chciałbym konkretnie wiedzieć na czym stoję, z a drugiej boję się zadać na głos tego pytania. Odkąd poznałem Lucy w moim życiu pojawia się coraz więcej pytań, na które nie potrafię sobie odpowiedzieć.<br />
Pociągnąłem za klamkę od łazienki, wszedłem do niej i przekręciłem zamek w drzwiach. Wiedziałem, że Lucy tu nie wejdzie, ale to dawało mi poczucie całkowitej samotności. Podszedłem do wielkiego lustra zawieszonego nad pozłacaną umywalką i popatrzyłem w swoje odbicie. Byłem na siebie zły. Niepotrzebnie dawałem jej tego cholernego skręta. Jeśli bym tego nie zrobił nic by się między nami nie wydarzyło. To był jej pierwszy raz, kiedy to brała, więc powinienem przewidzieć to, że może zrobić coś głupiego. Coś czego będzie potem żałować. A czy ja żałuję? Chyba nie i właśnie na tym polega problem. Te kilkanaście minut ciągu, których byliśmy tak blisko jak nigdy dotąd, było najlepszymi chwilami w moim 22 letnim życiu. Miałem naprawdę bardzo dużo dziewczyn w łóżku. Mnóstwo razy robiły mi dobrze, ale w tym nie było nic niezwykłego. To była tylko chwilowa odskocznia od rzeczywistości, a to co zaszło między mną a Lucy przed chwilą było jak sen. Nie mogłem przestać o tym myśleć. W głowie cały czas odtwarzał mi się moment, kiedy jej tyłek zetknął się z moim kroczem. Było mi wtedy tak cholernie dobrze mimo, że wiedziałem, że to tylko i wyłącznie działanie marihuany na jej organizm.<br />
Ostatni raz spojrzałem na siebie w lustrze, wziąłem głęboki oddech i przekręciłem zamek w drzwiach w prawą stronę. Z trudem stanąłem przed drzwiami od mojej sypialni i popchnąłem je na oścież. Stałem przez chwilę w progu nie mogąc się ruszyć. Nie miałem pojęcia jak zacząć rozmowę. Co powinienem powiedzieć czy zrobić. Obserwowałem jak Lucy siedzi na parapecie wpatrując się pustym wzrokiem w ciemność, która powoli zaczęła otaczać wszystko dookoła. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę zachowując między nami dystans, a mój wzrok utkwił w martwym punkcie za oknem.<br />
- Powinnam już iść? - zapytała cicho nie odrywając wzroku od okna. Ja również na nią nie spojrzałem. Patrzyłem na ptaka, który właśnie zasiadł na gałązce drzewa przed moim domem. Atmosfera między nami zrobiła się niezręczna, ale jedyna osobą, która o to obwiniałem byłem ja.<br />
- Nie idź. Jest już ciemno, nie chcę, żeby ci się coś stało.<br />
Lucy pokiwała głową i wreszcie jej wzrok spoczął na mnie. Jej zielone tęczówki wpatrywały się w moje. Wydawało mi się, że oczekuje ode mnie, żebym coś powiedział, ale nie miałem pojęcia co, dlatego nadal milczałem odwracając od niej wzrok i odwracając się tyłem. Ona jednak nie dała mi za wygraną. Położyła swoją delikatną dłoń na moim ramieniu odwracając moje ciało w swoją stronę. Przymknąłem powieki nie wiedząc do czego zmierza. Co chce mi powiedzieć lub zrobić. I wtedy jej drobne ciało wtuliło się we mnie, a ręce oplotły moja talię. Zaskoczony tym nagłym gestem odwzajemniłem jej uścisk gładząc ją jedną ręka po plecach zupełnie jak starszy brat pocieszający swoją młodsza siostrę.<br />
- Dlaczego to musi być takie trudne, Louis? - usłyszałem ponownie jej głos zamieniający się w szept. - Przekraczamy granice, które ty sam wyznaczyłeś. Czy nadal będziesz nazywał naszą relację przyjaciółmi? Bo ja nie wiem już kim jesteśmy...<br />
Poczułem jak coś mokrego wchłania się w materiał mojej koszulki. Zerknąłem w dół na głowę Lucy ułożoną na mojej piersi i zobaczyłem jak z kącika jej oczu wypływają łzy, które szybko otarła wierzchem dłoni.<br />
- Ja też tego nie wiem. - wyszeptałem bardziej sam do siebie poluźniając uścisk i wypuszczając ją ze swoich ramion.<br />
- Upijmy się. - wypaliła nagle Lucy patrząc na mnie w wyczekiwaniu.<br />
- Nie jestem pewien czy alkohol i marihuana to dobre połączenie. - pokręciłem głową.<br />
- Daj spokój. Paliliśmy jakieś pół godziny temu. Część tego gówna już z nas wyparowała, więc nic nam się nie stanie.<br />
- W porządku. - westchnąłem. - Ale nie biorę za ciebie odpowiedzialności.<br />
Pociągnąłem Lucy za rękę wyprowadzając ją z pokoju i przechodząc przez długi korytarz prowadzący do bocznych schodów.<br />
- Co to za przejście? Nie byłam tu. - powiedziała, kiedy zeszliśmy po wąskich również marmurowych schodach prosto do kuchni.<br />
- Schody do kuchni. Tak, żeby było szybciej. - wzruszyłem ramionami podchodząc do barku i klękając przed nim lustrując wzrokiem wybór alkoholu. Mój wzrok spoczął na litrowej butelce Whiskey. Wyjąłem ją podnosząc rękę z alkoholem do góry.<br />
- Może być to?! - krzyknąłem w stronę Lucy, która kucnęła przy moim jamniku wylegującym się w na podłodze i zaczęła go głaskać po łebku na co Parówka ochoczo zamachał ogonkiem. Słysząc mój krzyk dziewczyna podniosła się z klęczek i pokiwała głowa podchodząc do mnie i zabierając z moich rąk butelkę.<br />
Parówka z powrotem położył się na podłodze, widząc jak Lucy od niego odchodzi. Ona, natomiast odkręciła butelkę Whiskey i upiła z niej dużego łyka, po czym skrzywiła się, wyciągając rękę z alkoholem w moją stronę<br />
- Mocne. - stwierdziła przykładając rękę do gardła.<br />
- Chciałaś się upić, dlatego wybrałem coś mocniejszego - wytłumaczyłem również pociągając łyk z butelki<br />
- To dobrze - Lucy znów odebrała mi alkohol i zaczęła chodzić po salonie, rozglądając się na wszystkie strony, dopóki jej wzrok nie spoczął na zdjęciu mojego taty, stojącego na stoliku do kawy.<br />
- To twój tata? - spytała podnosząc zdjęcie i zanurzając jednocześnie usta w butelce.<br />
- Tak.<br />
Lucy popatrzyła chwilę na zdjęcie, a potem usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Przysiadłem więc obok zabierając od niej alkohol. Powoli zacząłem odczuwać lekkie zawroty głowy od nadmiaru trunku, ale nie obchodziło mnie to. Alkohol pozwalał zapomnieć, a ja potrzebowałem zapomnieć o tym co się między nami wydarzyło. Chciałem zagłuszyć swoje serce i uczucia, które budzą się we mnie za każdym razem, gdy moje ciało znajduje się blisko Lucy. Nie chciałem dawać jej nadziei na coś więcej. Nie chciałem dawać jej podstaw do myślenia, że możemy zbudować związek. Nie rozumiem sam siebie, ale wiem, że nie możemy być parą. <strike>NIGDY. </strike>To <strike>nie</strike> jest dla nas wskazane. Zabrałbym jej wtedy całkowicie anonimowość. Pozbawił życia prywatnego. Moje życie byłoby jej życiem, a to nie jest wcale takie proste jak może się wydawać. Ale najbardziej boję się tego, że mógłbym złamać jej serce. Nie wiem czy potrafiłbym być wierny jednej kobiecie przez dłuższy okres czasu. Nie do takiego stylu życia jestem przyzwyczajony. Dlatego nie będzie "nas". Dla jej dobra.<br />
Po wypiciu połowy butelki oboje byliśmy nieźle wstawieni. Czułem jak alkohol przepływa przez każdą część mojego ciała. Gardło zaczęło mnie niemiłosiernie palić, dlatego wstałem z kanapy i wyjąłem z lodówki dwie, małe butelki wody. Jedną z nich rzuciłem w kierunku Lucy, a drugą wypiłem duszkiem. Wyrzuciłem puste opakowanie do kosza śmieci i wróciłem do dziewczyny, która aktualnie była zajęta piciem wody. Na stoliku obok zdjęcia mojego taty stała szklana, pusta w połowie butelka po Whiskey. Wziąłem ją do ręki z uśmiechem i pomachałem nią przed oczami Lucy.<br />
- Popatrz wypiliśmy połowę butelki. Nigdy bym nie pomyślał, że masz taka głowę do picia.<br />
Lucy odstawiła niedopitą wodę na stolik i odsunęła od swojej twarzy butelkę Whiskey.<br />
- Zróbmy coś szalonego. - powiedziała przygryzając dolną wargę. To sprawiało, że wyglądała jeszcze seksowniej, dlatego uwielbiałem gdy to robiła.<br />
Zastanowiłem się chwile nad tym co możemy zrobić. Byłem tak pijany, że trudno było mi skupić myśli, ale w końcu wymyśliłem pewną rzecz. W tym celu wziąłem Lucy na ręce i wstałem razem z nią z kanapy. Chwiejnym krokiem ruszyłem z nią przed siebie wychodząc z pomieszczenia i idąc na tyły mojej willi.<br />
- Gdzie idziemy? - zapytała dziewczyna pijanym głosem wychylając głowę przed siebie.<br />
- Zobaczysz.<br />
Kiedy doszliśmy do samego końca korytarza popchnąłem szklane drzwi prowadzące prosto na basen. Kliknąłem włącznik i po chwili w całej sali zaświeciły się niebieskie światła. Basen również został podświetlony na niebiesko podobnie jak jacuzzi oddalone kilka metrów od basenu. Wodospad przy brzegu wydał z siebie cichy szmer i popłynęła z niego woda. Kryształowe żyrandole zwieszone z sufitu mieniły kolorami w tafli wody. Na Lucy zrobiło to chyba nie małe wrażenie, bo jej szczęka była szeroko otwarta. Zaśmiałem się na ten widok i nadal trzymając ją na swoich rękach wskoczyłem z nią do basenu.<br />
Gdy znaleźliśmy się na moment pod wodą poczułem jak Lucy wyswabadza się z moich ramion i wypływa na powierzchnię wody. Zrobiłem to samo i rzuciłem jej rozbawione spojrzenie.<br />
- Podoba ci się tu?<br />
- Jest pięknie. Cała twoja willa wydaje się jak z bajki. To sprawia, że czuję się zupełnie jak księżniczka. - rozmarzyła się podpływając do wodospadu. Niewiele myśląc popłynąłem w tym samym kierunku. Koszulka, którą miałem na sobie całkowicie przylgnęła do mojego ciała sprawiając mi dyskomfort, więc zdjąłem ją z siebie i rzuciłem obok basenu na białe kafelki. Lucy widząc to, ośmielona zrobiła tak samo ze swoją bluzką rzucając ja obok mojej. Mój wzrok spoczął na jej idealnych piersiach w białym, koronkowym staniku. Zagryzłem z podniecenia zębami dolną wargę, aż po chwili poczułem w buzi metaliczny posmak krwi. Wypuściłem ją więc z zębów i podszedłem bliżej Lucy. Alkohol buzujący w moich żyłach mieszał się z podnieceniem. Wiedziałem, jednak, że nie mogę jej dotknąć i to sprawiało, że moje pragnienie wzrastało jeszcze bardziej.<br />
- Długo jeszcze będziesz tak mi się gapił w cycki? - zaśmiała się dziewczyna odchylając głowę w tył. Jej mokre, brązowe włosy przylgnęły jej do twarzy. Z gęstych loków zostały już tylko delikatne fale, a warkoczyk spleciony wcześniej po lewej stronie głowy, teraz zwisał luźno po jej ramieniu. Makijaż trochę jej już spłynął i pod oczami miała rozmazany, czarny tusz, ale mimo to nadal była tak samo piękna.<br />
Chciałem coś jej odpowiedzieć, jednak zanim zdążyłem otworzyć usta Lucy zanurzyła się pod wodę. Czekałem na to, aż się wynurzy, kiedy nagle poczułem ucisk na mojej kostce, a po chwili zostałem gwałtownie wciągnięty na dno basenu. Chwilę później wynurzyłem się z niego i od razu usłyszałem donośny, dziewczęcy śmiech roznoszący się echem po pomieszczeniu. Spojrzałem groźnie na roześmianą dziewczynę, a przynajmniej próbowałem na nią groźnie spojrzeć, bo już po chwili również wybuchnąłem głośnym śmiechem.<br />
- Lepiej, żebyś zaczęła uciekać. - powiedziałem, kiedy śmiech między nami nami ucichł. Lucy spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale posłuchała mojej rady i po chwili zaczęła płynąć w przeciwna stronę. Rzuciłem się za nią i złapałem ją w pasie zanim zdążyła upłynąć kilka metrów.<br />
- Teraz zapłacisz za próbę podtopienia Louisa Tomlinsona. - powiedziałem trzymając ją blisko swojego torsu tak, że jej plecy były z nim zetknięte. W głowie miałem już ułożony plan jak się zemścić. Oczywiście bez żadnych uszczerbków na zdrowiu. Nie jestem tyranem.<br />
Wziąłem Lucy na ręce i zacząłem z nią iść w kierunku wodospadu niedaleko nas. Miałem zamiar ją w niego niego rzucić, jednak dziewczyna chyba się tego domyśliła i zaczęła wiercić się na moich rękach. Po chwili wyślizgnęła się z mojego uścisku i dopłynęła do schodków po których szybko wyszła z basenu. Nie zamierzałem jednak jej odpuszczać i również szybko wyszedłem z wody ruszając za nią w pogoń. Ganialiśmy się wokół basenu zupełnie jak małe dzieci bawiące się w berka na podwórku, ale w końcu każdy ma w sobie coś z dziecka. Kiedy byłem mały uwielbiałem bawić się w tą zabawę, chociaż najczęściej to ja musiałem być berkiem, ponieważ moi koledzy byli ode mnie starsi i z łatwością mnie łapali.<br />
Po podwójnym okrążeniu basenu wreszcie udało mi się ponownie zamknąć Lucy w swoich ramionach. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę kładąc swoje dłonie na mojej nagiej klatce piersiowej i próbowała mnie od siebie odepchnąć, jednak powiedzmy sobie szczerze. Jestem od niej o trzy lata starszy i dużo silniejszy, dlatego w starciu ze mną jest praktycznie bez szans.<br />
- Kotku, jesteś za słaba, żeby mnie od siebie odepchnąć. - powiedziałem obserwując jej marne starania wydostania się z mojego uścisku.<br />
- Wcale, że nie. - zaprotestowała natychmiast Lucy ani na chwilę nie zaprzestając swoich prób.<br />
Nic więcej nie mówiąc złapałem Lucy jedna ręką za jej wąską talię, a drugą przełożyłem w zgięciu jej kolan i zanim zdążyła zakodować w mózgu co się dzieje wrzuciłem ją do basenu.<br />
- Zemsta kochanie! - krzyknąłem za wpadającą Lucy z wielkim, triumfalnym uśmiechem na ustach. Przez przezroczystą wodę w basenie widziałem jak Lucy zaczyna schodzić coraz głębiej pod wodę wymachując przy tym rękoma. Byłem pewien, że zaraz z niej wypłynie, jednak nic takiego się nie stało. Jej ciało opadało zaczęło opadać coraz głębiej, a ona przestała wymachiwać rękoma. Była w kompletnym bezruchu, a jedyną oznaką życia, którą dała były bąbelki wypływające z jej ust, a po chwili unoszące się do góry ciało.<br />
Spanikowany skoczyłem do basenu i zanurkowałem wydobywając z niego drobne ciało Lucy. Natychmiast wypłynąłem z nią na powierzchnię i położyłem na zimnych kafelkach. Poczułem jak cały alkohol, który nie tak dawno wypiłem, wyparowuje ze mnie w jednej sekundzie, a władzę nad moim ciałem przejmuje strach. Czułem się dokładnie tak samo jak tamtego feralnego dnia, gdy znalazłem Lucy zamarzniętą pod drzewem w parku. Jednak z tą małą różnicą, że tym razem była to całkowicie moja wina. Jeżeli cokolwiek jej się stanie to ja będę za to odpowiedzialny. Nie powinienem rzucać jej do wody zwłaszcza po wypiciu dużej ilości whiskey. Może gdybym nie był tak głupi domyśliłbym się, że po alkoholu Lucy może mieć problemy z robieniem rzeczy, które zazwyczaj potrafi robić na trzeźwo.<br />
- Lucy, słyszysz mnie? - mówiłem klepiąc ją po lewym policzku i nasłuchując czy oddycha.<br />
Dziewczyna, jednak leżała nieruchomo i nie odpowiadała na żadne moje wołania. Jej brzuch nie unosił się tak jak powinien, gdy człowiek oddycha. Nigdy nie uważałem na lekcjach pierwszej pomocy, bo byłem wprost pewien, że nigdy mi się to nie przyda za co teraz w duchu się przeklinam, jednak zapamiętałem fakt, że należy zrobić kilka wdechów przez usta nieprzytomnemu człowiekowi. Zapamiętałem to tylko dlatego, że pielęgniarka, która demonstrowała nam pierwszą pomoc była bardzo ładna i podkochiwałem się w niej przez całe gimnazjum. Miała co prawda 27 lat co czyniło ją ode mnie prawie dwa razy starszą, ale mówią, że podobno miłość nie wybiera. Usiadłem na udach Lucy, po czym zacząłem zbliżać się powoli do jej ust. Było to dla mnie trochę niezręczne, bo mimo, że już dwa razy robiliśmy coś co na przyjaciół nie przystało, to ani razu się nie całowaliśmy. Może robienie komuś "usta, usta" nie jest prawdziwym pocałunkiem, ale jednak jest to pewne zbliżenie co czyniło całą tą sytuację co najmniej dziwną. Zaczynałem czuć się przez to jak nekrofil. Sto razy bardziej wolałbym pocałować Lucy w normalnych okolicznościach, kiedy ma otwarte oczy i mam pewność, że żyje.<br />
Kiedy nasze usta dzieliły już tylko milimetry nagle oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem. Zszedłem z niej jak oparzony nieco urażony jej zachowaniem, ale też z ogromną ulgą, że jednak żyje i nic jej nie jest. Naprawdę myślałem, że ją utopiłem. Byłem tym spanikowany. Już wyobrażałem sobie siebie w pomarańczowym kombinezonie i celi więziennej z jakimiś bandytami skazanym za nieumyślne spowodowanie śmierci. Do końca życia nie darowałbym sobie, że zabiłem człowieka. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jak mi ulżyło, kiedy zobaczyłem, że Lucy jest żywa i nic jej nie jest.<br />
- Zdajesz sobie sprawę z tego jak mnie wystraszyłaś?! - wykrzyknąłem podczas gdy Lucy zwijała się ze śmiechu wciąż będąc w pozycji leżącej.<br />
- Zdaję i jestem z siebie dumna. - oznajmiła unosząc dumnie głowę, kiedy opanowała już trochę swój histeryczny śmiech i stanęła na nogi. Nadal miała na sobie błękitną spódniczkę, która teraz była przemoknięta do suchej nitki przez co prześwitywały jej białe, koronkowe majtki. Co prawda już miałem okazję je podziwiać, ale nie powiem, że byłem zadowolony z faktu, iż mogę popatrzeć na nie jeszcze raz. Łatwiej było mi wyobrazić sobie Lucy w samej bieliźnie i nie powiem, był to rozkoszny widok. Gdyby tylko mi na niej tak nie zależało może udałoby mi się ją namówić na seks bez zobowiązań, ale nasza relacja była inna. Dziwna. Po prostu nie potrafiłem i nie chciałem złamać jej serca. A taką relacją zrobiłbym to z całą pewnością.<br />
- Zaciąłeś się czy jak? - spytała Lucy machając mi ręką przed oczami.<br />
- Nie. Przepraszam po prostu się zamyśliłem przez stracha, którego mi napędziłaś. - odparłem pospiesznie, powracając do rzeczywistości. - Jeszcze się na tobie odegram.<br />
- Jasne. - odparła Lucy przeciągając literę "a" przez co mogłem wnioskować, że nie mi nie wierzy, ale jeszcze zobaczymy kto tu się będzie śmiać ostatni. - Powinnam już iść. Jestem u ciebie już i tak zdecydowanie za długo.<br />
- Wrócisz do domu w takim stanie? - uniosłem do góry brwi. Mimo, że woda nieco otrzeźwiła Lucy myślę, że nadal ma w krwi dobre 2 promile alkoholu lub nawet i więcej. - I w mokrych ubraniach? - dodałem patrząc na jej przemoczoną spódniczkę i bluzkę leżącą na kafelkach przy brzegu basenu.<br />
- Jestem już prawie trzeźwa. - zaśmiała się zdejmując z siebie mokrą spódniczkę. - A wrócę w bieliźnie! - wykrzyknęła wesoło.<br />
- Na pewno nie. - zaprotestowałem. - Mam w domu dużo miejsca, zostaniesz u mnie na noc, a rano odwiozę cię do domu.<br />
- Proponujesz mi noc u siebie? Brzmi zachęcająco.<br />
- Wiesz przecież co mam na myśli, Lucy, ale nie ukrywam, że drugie opcja też wydaje mi się bardzo kusząca. - odpowiedziałem posyłając jej mój znany zadziorny uśmiech. Może nie powinienem tego mówić zważając na ostatnią naszą przygodę w mojej sypialni, ale pod wpływem alkoholu mówi się różne dziwne rzeczy. Mój trzeźwy umysł, który powrócił do mnie kilka minut temu całkowicie już zniknął. Teraz znów czułem w ustach gorzki posmak whiskey.<br />
- Nie wiem jak moja mama na to zareaguje... - skrzywiła się.<br />
- Spokojnie, zadzwonię do niej i wszystko jej wytłumaczę.<br />
- Powiesz jej, że wypiliśmy połowę butelki Whiskey, a teraz oboje jesteśmy tak pijani, że ledwo potrafimy utrzymać się na nogach? - śmiech Lucy po raz kolejny rozniósł się po basenie.<br />
- Nie wiem, ale coś wymyślę. A teraz może lepiej chodźmy coś zjeść. Przez ten basen zrobiłem się strasznie głodny. - pociągnąłem ją za rękę w kierunku szklanych drzwi. Cieszyłem się, że nie ma tu nigdzie schodów, bo naprawdę nie mam pojęcia jak bym po nich wszedł w tym stanie. Z ledwością utrzymywałem równowagę. Białe kafelki pod moimi stopami rozmazywały się za każdym razem, kiedy na nie patrzyłem. Tak jakby miały się za chwile zapaść, a ja miałbym wpaść do wielkiej, czarnej dziury dokładnie takiej jak w moich koszmarach z dzieciństwa. Ta wizja mnie przerażała, dlatego szybko podniosłem przeniosłem swój wzrok z podłogi i przerzuciłem go na twarz Lucy. Dziewczyna chyba jednak nie miała tak mocnej głowy do picia jak myślałem, bo po kilku krokach zatoczyła się i wpadła prosto w moje ramiona. Przez chwilę trzymałem ją dopóki nie straciłem całkowicie równowagi i nie runęliśmy na ziemię jak dwie kostki domino.<br />
- Ała. - jęknąłem kiedy moje ciało zderzyło się z twardymi i zimnymi płytkami. Lucy miała to szczęście, że wylądowała na mnie, więc nie musiała się martwić o to, czy jej głowa aby na pewno jest w całości. Ja niestety miałem ten problem. Byłem pewien, że jutro będę miał ogromnego guza w miejscu w którym się uderzyłem, a do tego bolały mnie plecy i kość ogonowa. Kolejna myśl do zanotowania w mojej głowie. No cóż teraz teraz to chyba do pozostałości po mojej głowie: Nigdy więcej tyle picia.<br />
- Jesteś bardzo wygodny. Możemy tak spać. - mruknęła dziewczyna wtulając się w moje ciało. Podobał mi się ten widok, jednak sprawiało mi to większy ból, dlatego musiałem ją z siebie zdjąć na co od razu usłyszałem jej niezadowolony jęk.<br />
- Dlaczego mnie z siebie zrzucasz? Tak wygodnie mi się na tobie leżało.<br />
- Uwierz mi, że pozwolił bym ci na sobie leżeć dłużej, ale przez ten upadek strasznie bolą mnie plecy, a fakt, że na mnie leżysz sprawia, że czuję go jeszcze mocniej.<br />
- Ohh, przepraszam. - Lucy odsunęła się ode mnie i wstała z podłogi pociągając mnie za sobą.<br />
- Dzięki. - powiedziałem, kiedy stałem już na nogach od razu łapiąc się za swój bolący krzyż. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nadal mam na sobie mokre spodnie, ale nie miałem siły, żeby teraz ich z siebie zdejmować, dlatego wyszedłem z basenu w mokrych spodniach i bokserkach nieprzyjemnie przylegających do mojego ciała.<br />
Po kąpieli w basenie czułem pustkę w żołądku, więc szybkim krokiem wszedłem do kuchni i otworzyłem drzwi lodówki. Światełko w środku od razu się zapaliło a lodówka wydała z siebie charakterystyczny pomruk jak za każdym razem gdy się ją otwiera. Półki były przepełnione jedzeniem do tego stopnia, że produkty ledwo się na nich mieściły. Połowa z nich była jednak prawdopodobnie przeterminowana, dlatego wyciągnąłem kurczaka w sosie słodko - kwaśnym, którego przygotowałem samodzielnie jeszcze wczoraj. Miałem więc pewność, że nikogo tym nie otruje. Mój kurczak jest o wiele lepszy niż te pakowane, gotowe kurczaki w jakimś markecie.<br />
- Jesz mięso, prawda? - upewniłem się odwracając się w stronę Lucy stojącej za mną. Nadal była w samej bieliźnie. Wydawało mi się, że była tym trochę skrępowana, ponieważ stała ze skrzyżowanymi rękami próbując zakamuflować brak bluzki na swoim ciele.<br />
- Tak, jem, ale czy mógłbyś dać mi najpierw coś do przebrania?<br />
- Weź sobie coś z mojej szafy, a tą mokrą spódniczkę możesz, powiesić gdzieś w łazience. Obojętnie której. - dodałem po chwili wyprzedzając jeszcze nie zadane pytanie Lucy.<br />
Dziewczyna pokiwała wolno głową, a następnie odkręciła się na pięcie i wyszła z kuchni włócząc za sobą nogami. Ja natomiast wstawiłem kurczaka do mikrofalówki, ustawiłem czas podgrzewania na minutę i zacząłem wyjmować z szafki talerze i widelce. Myślę, że w tych okolicznościach nie będziemy bawili się w kulturalnych ludzi używających noża i widelca.<br />
<b>*Lucy*</b><br />
Z trudem weszłam po marmurowych schodach przez cały trzymając się kurczowo poręczy. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie wiruje, a stopnie rozchodzą mi się pod nogami. Na całe szczęście udało mi się bezpiecznie dotrzeć na górę po kilku małych potknięciach. Przemierzyłam połowę korytarza, a po chwili otworzyłam ciemne, drewniane drzwi do sypialni Louisa i weszłam do środka. Czułam się nieco dziwnie będąc w jego sypialni sama. Tak jakbym się tam włamała mimo, że dostałam jego pozwolenie na wkroczenie do jego królestwa. Uważam, że sypialnia to takie miejsce do którego nie powinno się wchodzić bez jej właściciela, ale może to i lepiej, że Lou został na dole. Chwiejnym krokiem otworzyłam drzwi od jego garderoby, a moje oczy automatycznie zrobiły się jak dwa spodki, kiedy zobaczyłam ile znajduje się tu ubrań i butów. Jego garderoba była dwa razy większa od mojej, a myślałam, że jako kobieta to ja mam więcej ubrań od niego. Jak widać pomyliłam się i to bardzo.<br />
Z podziwem patrzyłam na bluzy, bluzki, i spodnie równiutko poskładane w kosteczkę i ułożone na półkach jedna na drugiej, koszule idealnie wyprasowane i powieszone na wieszakach i kilkadziesiąt par butów stojące obok siebie na podłodze pod półkami. Byłam pewna, że Louis ma wynajętą pokojówkę czy kogoś takiego do pomocy, kto poukładał to wszystko za niego, bo nie potrafiłam uwierzyć, że facet może być aż takim perfekcjonistą.<br />
Wreszcie uklęknęłam przy jednaj z wielu znajdujących się tu półek i półeczek, i wzięłam pierwszą z brzegu czarną koszulkę z napisem "killers". Następnie podniosłam się z klęczek i ruszyłam w stronę łazienki, tej po której oprowadzał mnie Louis na samym początku, gdy do niego przyszłam. Dla bezpieczeństwa zamknęłam drzwi na zamek, a dopiero potem zaczęłam zdejmować z siebie mokry stanik. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że moja bielizna jest również mokra, jednak wątpię, żebym znalazła w szafie Louisa damską bieliznę, dlatego nie pozostało mi nic innego jak zostawić ją na sobie i poczekać aż wyschnie.<br />
Założyłam na siebie koszulkę Louisa. Jestem od niego dużo niższa, dlatego jego bluzka sięgała do połowy moich ud. Podeszłam do dużego lustra nad umywalką, a kąciki moich ust uniosły się delikatnie w górę, kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Czułam intensywny zapach Louisa mając na sobie jego ubranie. Woń męskich perfum i jeszcze czegoś niezidentyfikowanego. To zupełnie tak jakby stał tuż obok mnie. Podniosłam do góry rąbek jego koszulki i przystawiłam do swojego nosa wdychając jego zapach. Wąchałabym go pewnie jeszcze dłużej, jednak nagle usłyszałam pukanie do drzwi i ponaglający głos Louisa.<br />
- Lucy, przygotowałem już kolację. Wychodź szybciej.<br />
- Już wychodzę. - odpowiedziałam szybko przekręcając zamek w drzwiach i stając dokładnie naprzeciwko niego.<br />
Kiedy mnie zobaczył oblizał usta, a następnie uważnie zaczął mi się przyglądać od góry do dołu. Odnosiłam wrażenie, że właśnie w tym momencie rozbiera mnie wzrokiem, ale nie powiedziałam mu tego. Jedynie wyminęłam go i stanęłam za nim krzyżując ręce na piersiach.<br />
- Więc... idziemy coś zjeść, czy mamy tu tak stać?<br />
- Tak, idziemy. - ocknął się po chwili. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że fajnie wyglądasz w mojej koszulce. - dodał, kiedy znaleźliśmy się już w kuchni.<br />
- Dzięki. Pachnie tobą.<br />
- I jak podoba ci się mój zapach? - zaśmiał się Louis.<br />
- Hmm... trochę śmierdzisz, ale nie jest tak źle.<br />
- Eeej, to nie było miłe. - Louis wygiął dolną wargę i skrzyżował ręce, a potem odwrócił się do mnie tyłem udając bardzo obruszonego tym co powiedziałam. Wiedziałam, że w rzeczywistości się tym nie przejął, ale na wszelki wypadek objęłam go od tyłu i przytuliłam mocno.<br />
- Przecież wiesz, że żartowałam. Twoja koszulka pachnie tak samo ładnie jak ty.<br />
Louis odwrócił się i przyjrzał mi się uważnie, a później na jego twarzy ponownie zagościł wielki uśmiech.<br />
- Wiem, bo ja zawsze ładne pachnę. - powiedział zadowolony, a potem ruszył w stronę dużego, drewnianego stołu gdzie stały już przygotowane dwa talerze z apetycznie pachnącym mięsem.<br />
- Smakowicie pachnie. - stwierdziłam siadając naprzeciwko Louisa i biorąc do ręki widelec leżący po mojej prawej stronie.<br />
- Bo sam to wczoraj robiłem. - pochwalił się jak zwykle. Może i nie znam Louisa zbyt długo, ale z moich obserwacji wynikło, że Lou uwielbia chwalić się swoimi osiągnięciami, a zwłaszcza tymi kulinarnymi. I muszę przyznać, że nie gotuje wcale tak źle o ile mówił prawdę.<br />
Po zjedzeniu posiłku wstałam od stołu i jak przystało na kulturalnego człowieka wzięłam swój talerz, żeby odnieść go do kuchni, jednak Louis szybko zabrał go ode mnie i wyminął mnie odnosząc brudne naczynia za mnie.<br />
- Goście nie sprzątają. - pouczył mnie, kiedy włożył talerze i stanął obok mnie.<br />
- Oh, przepraszam panie Tomlinson. - zaśmiałam się odchylając lekko głowę w tył. Chyba jeszcze nigdy w życiu się tyle nie śmiałam jak dzisiaj przy Louisie. Nie żałuję, że jednak zdecydowałam się do niego przyjść. Naprawdę chyba nigdy nie przeżyłam tyle emocji ile w dzisiejszym dniu. No właśnie chyba już jednak nie dniu, a wieczorze.<br />
Spanikowana zerknęłam na duży, czarny zegar wiszący na ścianie, a moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam dwie wskazówki ustawione na godzinie; 21:35. Zupełnie zapomniałam o tym, żeby zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że zostanę na noc u Louisa. Na pewno biedaczka siedzi teraz przy oknie z telefonem w dłoni i po raz setny wybiera mój numer.<br />
- Louis, muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że u zostanę u ciebie, więc... - nie bardzo wiedziałam jak zasugerować Louisowi, żeby zrobił to za mnie, dlatego ucięłam w połowie zdania i popatrzyłam na niego wymownie. Lou chyba zrozumiał co chce mam na myśli, bo pokiwał głową i powiedział:<br />
- Powiem jej, tylko daj mi swój telefon.<br />
Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę holu, gdzie zostawiłam moja torbę, a w niej mój telefon. Schyliłam się i wyjęłam z bocznej kieszonki szukany przedmiot, po czym nacisnęłam środkowy guzik. Na wyświetlaczu pojawiło się kilka nieodebranych połączeń od jednego numeru tak jak podejrzewałam. Wręczyłam iPhona do rąk Louisa pokazując mu wcześniej numer mamy, na który miał zadzwonić. Posłusznie przyłożył mój telefon do ucha czekając na odbiór połączenia. Długo nie musiał czekać, bo niemal od razu zaczął rozmawiać z moją mamą.<br />
- Dobry wieczór pani Swan tutaj Louis Tomlinson. Tak, ten do którego poszła pani córka. Nie, nic jej nie jest, wszystko jest w porządku. Jest teraz w łazience bierze prysznic. Chciałem panią zawiadomić, że Lucy zostanie u mnie na noc. Wypiliśmy troszeczkę alkoholu i sądzę, że nie będzie dobrym pomysłem, żeby wracała sama po nocy taksówką, dlatego zaproponowałem jej noc u mnie. Oczywiście jutro osobiście odwiozę ją do domu, proszę się o to nie martwić. Tak, będziemy spać na osobnych łóżkach, obiecuję. Życzę miłej nocy pani Swan. Do widzenia.<br />
Louis oddał mi do rąk telefon wywracając przy tym oczami.<br />
- Twoja mama miała do mnie naprawdę dużo pytań.<br />
- Była bardzo zła na to, że nie przyjdę do domu na noc? - zapytałam, już wyobrażając sobie skwaszoną minę mojej mamy na wieść o tym, że jej córka nie będzie spać we własnym łóżku tylko w domu jakiegoś chłopaka. No dobra może nie jakiegoś chłopaka, bo w końcu Louis jest sławnym piłkarzem, ale mimo wszystko moją mamę chyba zaskoczył fakt, że spędzę noc u osoby płci przeciwnej. Nawet kiedy byłam jeszcze z Tylerem i zostawaliśmy u siebie na noc, Tyler spał w pokoju gościnnym pod czujnym okiem mojej mamy, a jeżeli to ja nocowałam u niego mama dzwoniła do mnie co 5 minut sprawdzić czy aby na pewno wszystko jest w porządku i nie śpimy razem ze sobą, chociaż i tak spaliśmy.<br />
- Nie, chyba nie miała z tym problemu. Na początku tylko zaniepokoiła się, że coś ci się stało i leżysz teraz w szpitalu nie mogąc nawet wziąć do ręki telefonu, ale później wytłumaczyłem jej wszystko jak sama zresztą słyszałaś i obiecałem, że odwiozę cię jutro do domu, żebyś mogła pójść do szkoły.<br />
- Okej, dzięki. Pewnie gdybym ja do niej zadzwoniła dostałabym ochrzan za to, że chcę ją przyprawić o siwiznę i sypiam u chłopaka z którym nawet nie jestem.<br />
- A co do tego spania osobno...- zaczął powoli Louis - Myślę, że chyba możemy spać razem. W końcu już kiedyś razem spaliśmy kiedy zostałem na noc u ciebie.<br />
Spojrzałam na niego z poważnym wyrazem twarzy bo nie wiedziałam czy spanie w jednym łóżku jest odpowiednie. Teraz, po całej dzisiejszej przygodzie z narkotykami i naszym ''niedokończonym seksem'' czułabym się po prostu dziwnie śpiąc tuż obok Louisa, ale nie miałam siły się z nim kłócić, dlatego pokiwałam głową zgadzając się na jego propozycję o ile mogę nazwać to co powiedział propozycją. Brzmiało to trochę jak stwierdzenie, ale nie chcę wnikać już w szczegóły.<br />
- Jesteś taka kochana. - Louis podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, a następnie podniósł mnie do góry i okręcił się ze mną wokół własnej osi.<br />
- Louis, postaw mnie! - krzyknęłam poprzez swój śmiech. Jego ramiona puściły moje ciało, a na jego twarzy pozostał już tylko duży uśmiech.<br />
- Po prostu się cieszę, że będziesz ze mną spać. Jak chcesz weź prysznic, w którejkolwiek łazience chcesz.<br />
- Wypiłeś zdecydowanie za dużo alkoholu. - pokręciłam głową kierując się schodami na górę do łazienki, gdzie pozostała moja mokra spódniczka. Przy okazji będę mogła sprawdzić czy już wyschła i będę miała co jutro na siebie założyć, bo w przeciwnym razie nie wiem w czym wrócę do domu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wracać w mokrych ciuchach albo w samej koszulce Louisa, płaszczu i szpilkach.<br />
- Przypominam ci, że to był twój pomysł. - Louis zaczął wchodzić po schodach razem ze mną trzymając się przy tym mocno poręczy, zresztą tak samo jak ja. Obojgu trudno nam było utrzymać równowagę, a zwłaszcza na schodach, które teraz wydawały mi się szczytem góry Mount Everest.<br />
Nacisnęłam klamkę od łazienki i już miałam zamiar do niej wejść, kiedy do pomieszczenia wślizgnął się Louis stając wprost naprzeciwko mnie.<br />
- Chciałam wziąć prysznic. - powiedziałam mając nadzieję, że domyśli się o co mi chodzi i opuści łazienkę w której teraz oboje byliśmy.<br />
- Tak, ja też. - wzruszył ramionami i ku mojemu zdziwieniu zaczął zdejmować z siebie mokre spodnie. Zupełnie zapomniałam o tym, że Louis przez cały ten czas nie zdjął z siebie mokrego ubrania i nie przebrał na coś suchego. Najwidoczniej nie każdemu przeszkadza mokra bielizna na tyłku i innym partiach ciała, jeśli wiecie co mam na myśli. Co do jego bielizny nadal była mokra przez co biały materiał jego bokserek był teraz całkowicie przezroczysty. Na całe szczęście widziałam tylko jego <strike>seksowny</strike> tyłek , jednak na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy odwrócić się do mnie przodem odwróciłam się do niego tyłem w stronę drzwi.<br />
Od razu gdy to zrobiłam do moich uszu dobiegł cichy chichot Louisa.<br />
- Chciałem się z tobą wykąpać, ale widzę, że się chyba wstydzisz.<br />
- Nie sądzisz, że to trochę niezręczna sytuacja? - zapytałam nadal stojąc odwrócona tyłem.<br />
- Mogłem zapytać cię o to samo, kiedy byłaś na mnie napalona w mojej sypialni.<br />
Byłam pewna, że moje policzki przybrały w tym momencie intensywny czerwony kolor. Przygryzłam mocno dolną wargę, ale po chwili wypuściłam ją z zębów i odwróciłam się w stronę Louisa próbując skupić się tylko i wyłącznie na jego twarzy i pod żadnym pozorem nie patrzeć w dół.<br />
- Gdybyś nie kazał mi palić tego świństwa do niczego takiego by nie doszło.<br />
- Więc sądzisz, że to tylko moja wina?<br />
Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową odwracając wzrok od niego i zaczynając wpatrywać się niemo w prysznic naprzeciwko mnie. Nie chciałam się znowu z nim kłócić, ani zwalać całą winę na niego, ale w końcu to w większości z jego winy doszło do takiej sytuacji pomiędzy nami. Stwierdziłam jednak, że najlepszym pomysłem będzie taktownie milczeć i tak też zrobiłam.<br />
- Świetnie. - Louis chyba domyślił się mojej odpowiedzi wnioskując z mojego długiego milczenia i ze złością podniósł swoje spodnie z zimnych płytek, a następnie przesunął mnie na bok i wyszedł z łazienki.<br />
W pierwszym momencie chciałam za nim wyjść, zatrzymać go i jakoś złagodzić całą sytuację, a może nawet go przeprosić, ale pomyślałam, że dam mu czas na przemyślenie tego wszystkiego i nie będę od razu go przepraszać. Może zrozumie, że niepotrzebnie się obrażał. W końcu to tylko zwykła błahostka.<br />
Nie myśląc więcej o naszej małej sprzeczce zdjęłam z siebie bieliznę i koszulkę Louisa, rzuciłam ubrania na ziemię i weszłam pod prysznic relaksując się pod strumieniem ciepłej wody. Na półeczce leżały tylko dwa męskie żele pod prysznic i jeden szampon do włosów również przeznaczony dla mężczyzn, dlatego nie miałam zbyt dużego wyboru. Wzięłam jeden z żeli pod prysznic i wylałam go trochę na rękę, po czym zaczęłam wmasowywać go w swoje nagie ciało. Od teraz pachniałam tak samo jak Louis i podobało mi się to. Jego zapach był cudowny. Teraz stał się moim ulubionym. Na mojej twarzy ponownie pojawił się rozmarzony uśmiech, a ja zaczęłam żałować, że zrzuciłam całą winę na Louisa i przeze mnie znowu się pokłóciliśmy. W końcu to tak naprawdę nie była jego wina tylko moja. To ja zaczęłam zachowywać się jak jakaś napalona laska z klubu nocnego.<br />
Ogarnięta poczuciem winy, szybko dokończyłam mycie swojego ciała i włosów, i wyszłam spod prysznica zakładając na siebie rzeczy, które zostawiłam rozrzucone po podłodze. Mokre włosy osuszyłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki kierując się w stronę sypialni Louisa. Drzwi od jego sypialni były uchylone, jednak kiedy weszłam do środka jego tam nie było. Drewniane drzwi od jego garderoby były otwarte, a na ziemi znajdowało się kilka porozrzucanych ubrań co oznaczało, że pewnie próbował coś sobie znaleźć,ale nie chciało mi się już za bardzo po sobie posprzątać. To tylko utwierdziło mnie w moim przekonaniu, że na pewno ma wynajętą jakąś sprzątaczkę albo też pokojówkę, która robi to wszystko za niego. Szczerze przyznam, że też nie należę do osób, które zawsze po sobie sprzątają i gdyby było mnie stać na pewno zrobiłabym to samo co Louis.<br />
W ramach małych przeprosin i rekompensaty, weszłam do jego garderoby, podniosłam porozrzucane ubrania i poskładałam je równo w kosteczkę dokładnie w taki sam sposób w jaki była ułożona reszta. Po skończeniu składania kliku bluzek i kilku par bokserek wyprostowałam się i właśnie miałam opuścić garderobę, kiedy do sypialni wszedł Louis ubrany tylko w same czarne bokserki Calvina Kleina.<br />
- Co robisz w moje garderobie? - zapytał obrzucając mnie podejrzliwym spojrzeniem.<br />
- Nic, tylko poukładałam ci bluzki. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą opuszczając nieduże pomieszczenie (oczywiście mówię to w porównaniu do sypialni, bo w innych okolicznościach nie można byłoby go nazwać niedużym) i siadając na brzegu jego łóżka.<br />
- Um, dzięki nie musiałaś.<br />
Louis zajął miejsce z drugiej strony łózka.<br />
- Posłuchaj... ja... naprawdę nie powinnam cię obwiniać o to co się między nami stało, bo to była tylko moja wina. To ja zachowałam się jak jakaś dziwka i... po prostu przepraszam. - niepewnie popatrzyłam w oczy Louisa czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Również podniósł swój wzrok na mnie i przez chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa, a dopiero po kilku sekundach, które zdawały mi się wiecznością zaczął coś mówić.<br />
- Nie nazywaj siebie dziwką, bo nią nie jesteś. Gdybyś nią była już przy pierwszej okazji wskoczyłabyś mi do łóżka, a ty tego nie zrobiłaś. Chciałaś się ze mną przespać tylko, dlatego, ponieważ byłaś upalona. Jestem pewien, że gdybym nie zmusił cię do palenia tego gówna nie zrobiłabyś tego co zrobiłaś, więc miałaś rację. To moja wina. Ale jeśli mam być z tobą szczery to bardzo mi się to podobało. Jeszcze chyba żadna laska nie zrobiła mi tak dobrze tyłkiem na moim kroczu. - zaśmiał się Louis. Mimo wszystko na mojej twarzy też pojawił się uśmiech zamiast czerwonych policzków, które teraz powinnam mieć. Zmęczenie coraz bardziej jednak dawało mi o sobie znać, bo ziewnęłam przykrywając usta ręką.<br />
- Ktoś tu chyba jest śpiący. - zauważył Louis wdrapując się na łóżko i przyciągając mnie do siebie.<br />
Nie miałam już siły na żadną odpowiedź, dlatego pokiwałam wolno głową i wtuliłam się w jego tors przymykając powieki. Louis widząc to ułożył się na łóżku w pozycji leżącej i objął mnie swoimi ramionami przyciągając mnie tak blisko siebie na ile było to możliwe. Czułam się niezwykle bezpiecznie. Tak jakby już nic i nikt nie mógł mnie zranić. W błogim spokoju zaczęłam odpływać w głęboki sen słysząc jeszcze dwa słowa na dźwięk których moim sercu drgnął mięsień, a kącik ust wygiął się w delikatnym, sennym uśmiechu.<br />
- Dobranoc skarbie.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgM-Uc4l16bfqVluu3Nh8ntbRRGGzGx8dSMeVxyfp6APqytMlB7WwGrWRqYiYR0C7owhuIVSlqgpEVWjsoimX-N8O-tzd0MCfXiwwiO4D_SygDxuv_p1dcDTzg1ss3cqqRAW0oYrkthI0iE/s1600/tumblr_mz1cijsljx1r6o67so2_250.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgM-Uc4l16bfqVluu3Nh8ntbRRGGzGx8dSMeVxyfp6APqytMlB7WwGrWRqYiYR0C7owhuIVSlqgpEVWjsoimX-N8O-tzd0MCfXiwwiO4D_SygDxuv_p1dcDTzg1ss3cqqRAW0oYrkthI0iE/s200/tumblr_mz1cijsljx1r6o67so2_250.gif" width="168" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF_CqP6eLVsIcGGa4j-ZaUIXK70QjD7LzHFpP8hIpl67kgGj84w2Vs85H5Hx6EpJ-UcbsuZNNL2jrtbm8oZBCnRdXKaikzV4duTBkuCumbu0FkdzSH9-SBgC0CukNhiJkKayiNzfeDpyCf/s1600/aria.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF_CqP6eLVsIcGGa4j-ZaUIXK70QjD7LzHFpP8hIpl67kgGj84w2Vs85H5Hx6EpJ-UcbsuZNNL2jrtbm8oZBCnRdXKaikzV4duTBkuCumbu0FkdzSH9-SBgC0CukNhiJkKayiNzfeDpyCf/s320/aria.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
<span style="color: #cc0000;">No to mamy rozdział 14! Jak zapowiadałyśmy pojawił się on dopiero w sierpniu, postaramy się, żeby teraz rozdziały pojawiały się szybciej, ale nic nie obiecujemy. Do następnego!</span><br />
<span style="color: #cc0000;">Lucix i Gazix :*</span><br />
<b> </b>GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8222507408816900922.post-50222643769588489862016-07-16T23:09:00.001+02:002016-07-17T14:06:48.216+02:00Rozdział 13<b>*Louis*</b><br />
Następnego dnia wstałem obudzony przez mój budzik w telefonie ustawiony na 7 rano, którego oczywiście zapomniałem wyłączyć na weekend. Przekręciłem się na bok z próbą ponownego zaśnięcia, jednak to nic nie dało, dlatego zwlekłem się z łóżka i wszedłem do mojej garderoby w ponurym nastroju. Z wieszaka wziąłem koszulkę z logo adidasa, parę, długich czarnych spodni i bokserki Calvina Kleina leżące na dolnej półce. Następnie powolnym krokiem udałem się do łazienki w celu przebrania się i wzięcia zimnego prysznica, który teraz naprawdę był mi potrzebny.<br />
Po piętnastu minutach opuściłem łazienkę odświeżony i zszedłem na dół, żeby coś zjeść. W końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej sałatkę z gotowanym kurczakiem i wodę mineralną. Jako piłkarz muszę być w dobrej formie, dlatego posiłki mam starannie przygotowywane przez dietetyka. Dodatkowo codziennie ćwiczę w swojej prywatnej siłowni nawet jeżeli mam treningi z całą drużyną na stadionie. Na początku ciężko było mi się przyzwyczaić do takiego trybu życia, ale z biegiem czasu do tego przywykłem i teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.<br />
Zająłem miejsce przy dużym szklanym stole i w spokoju zacząłem konsumować swój posiłek. W międzyczasie przypomniało mi się, że dzisiaj ma przyjść do mnie Lucy co od razu dodało mi humoru. Nie wiem tylko kiedy planuje mnie zaszczycić swoją obecnością, bo o to zapomniałem się jej niestety wczoraj spytać. Nasze wczorajsze pożegnanie nie należało do najlepszych mając na myśli oczywiście ostatnią wymianę zdań między nami dotyczącą tych cholernych paparazzi, których naprawdę nie cierpię, dlatego wyleciało mi to z głowy. Najprostszym sposobem byłoby po prostu zadzwonić, ale myślę, że każdy normalny człowiek nie wstaje w niedzielę o godzinie 7 rano, dlatego postanowiłem z tym jeszcze chwilę poczekać.<br />
Po kilkunastu minutach skonsumowałem swój posiłek, po czym wstałem i wyrzuciłem puste opakowanie po sałatce do kosza razem z opróżnioną butelką po wodzie. Kątem oka zerknąłem na zegarek wiszący w holu. Wskazywał na godzinę 8:05. Byłem na siebie zły. Jest godzina 8 rano i mógłbym teraz spać jak każdy normalny człowiek w niedzielę, ale przez swoją sklerozę, zapomniałem wyłączyć budzika, więc teraz stoję pośrodku swojego ogromnego domu i nie mam pojęcia co robić. Nagle do głowy wpadła mi pewna egoistyczna myśl. Skoro ja nie mogę spać, zadzwonię do Lucy i ją obudzę. Wtedy ona też nie będzie mogła spać i pogadamy razem przez telefon, a ja wreszcie będę miał co robić. Tak jak postanowiłem, tak zrobiłem. Pobiegłem na górę i wziąłem mojego Iphona z nocnej półki na, której zawsze go kładłem, a następnie przeciągnąłem palcem w dół po kontaktach i wybrałem ten przy którym widniało imię Lucy. Po kilku sygnałach oczekiwania usłyszałem zaspany głos dziewczyny.<br />
- Louis, po co do mnie dzwonisz o... - umilkła przez chwilę jak podejrzewam sprawdzić, którą mamy właśnie godzinę. - 8 rano?<br />
- Wiesz jeśli by patrzeć na to z innej strony w Turcji na przykład jest już 10.<br />
- Ale my nie mieszkamy w Turcji tylko w Anglii, więc powiedz mi nareszcie co było tak ważne, żeby zrywać mnie z łóżka o godzinie 8 w niedzielę?! - po jej głosie można było wyczuć, że jest już teraz porządnie na mnie wkurzona.<br />
- W zasadzie to nic. Budzik obudził mnie o 7 rano i nie potrafiłem już zasnąć, a teraz strasznie mi się nudzi, więc postanowiłem...<br />
- Obudzić też mnie? - dokończyła za mnie Lucy opanowując już nieco swoje zdenerwowanie.<br />
- No właśnie...Jesteś na mnie bardzo zła? - spytałem ostrożnie.<br />
- A jak myślisz?<br />
- Myślę. że chyba tak.<br />
- Dobrze myślisz. - skwitowała dziewczyna, ale jej głos był już całkowicie spokojny, więc już chyba nie jest na mnie, aż tak strasznie wściekła. W głowie zapisałem sobie, że muszę jej to jakoś wynagrodzić jak do mnie przyjdzie, Już nawet miałem pomysł jak, oczywiście bez żadnych podtekstów seksualnych. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż mam co do tego pewne wątpliwości po zajściu w kuchni Lucy wczorajszego dnia. Przyjaciele raczej nie powinni się tak siebie zachowywać, ale wtedy nad sobą nie panowałem. Po prostu mnie poniosło patrząc na to jaka ona jest idealne. Te cudowne, zielone oczy, różowe wargi, dołeczki przy kącikach ust... A jej szyja aż prosiła się o to, żeby ją naznaczyć. Czuję, że przez tą dziewczynę przestaje być sobą. To nienormalne co ona ze mną robi. Nigdy tak się przy żadnej nie zachowywałem i to jest właśnie ten moment, kiedy przestaje poznawać samego siebie.<br />
- O której godzinie do mnie przyjdziesz? - zapytałem wyrywając się z zamyślenia.<br />
- Nie wiem. Może koło 16.<br />
- Liczyłem na to, że przyjdziesz wcześniej. Ugotowałbym dla nas obiadek.<br />
W słuchawce usłyszałem śmiech Lucy.<br />
- Może lepiej nie. - powiedziała nadal się śmiejąc.<br />
- Czemu? Przełamię stereotypy i udowodnię ci, że mężczyźni też potrafią dobrze gotować.<br />
- Już chyba zapomniałeś jak genialnie poradziłeś sobie z krojeniem papryki u mnie wczoraj. - przypomniała mi. Rzeczywiście wtedy nie pokazałem się z najlepszej strony, ale naprawdę potrafię ugotować niektóre rzeczy. Nie jest wcale takim złym kucharzem. Widziałem w życiu gorszych na przykład mojego przyjaciela Justina. On potrafi spalić nawet mleko, przygotowując zwykłe płatki.<br />
- Tak czy inaczej. Zapraszam cię do siebie na 16 na obiad. Przygotuję moje danie popisowe wcale się przy tym nie kalecząc tak jak ostatnim razem.<br />
- Dobrze. - zaśmiała się Lucy. - Chyba pozwolę ci się wykazać, ale muszę już kończyć. Nie chcę obudzić mojej mamy, bo w przeciwieństwie do ciebie mam serce i nie budzę ludzi o 8 rano.<br />
- Tak szybko? Liczyłem na to, że skoro już cię obudziłem to porozmawiasz ze mną chociaż 15 minut.<br />
- Więc twój plan nie wypalił. Do zobaczenia o 16 - zakończyła rozmowę Lucy, a chwilę potem usłyszałem dźwięk przerywanego połączenia. Z rezygnacją odłożyłem telefon na stoliku i rozłożyłem się na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Kołdra pod którą spałem jeszcze godzinę temu walała się w kompletnym nieładzie po materacu, po części z niego zwisając. Poszewki na poduszkach były już strasznie pogięte. Kolejną myślą jaką zanotowałem w głowie, było powiedzenie Maddie - mojej pokojówce, żeby zmieniła w mojej sypialni pościel. Ta nie pachnie już zbyt świeżo. W zasadzie to ona już dawno straciła swój ładny zapach. A dokładnie to od momentu, gdy Maddie wzięła urlop. Prawdą jest, że bez pokojówki cały mój dom najpewniej zanosiłby się smrodem.<br />
Wracając myślami do obiadu, zszedłem z łóżka i zbiegłem po marmurowych schodach do kuchni. Wiedziałem co podam dzisiaj Lucy. To danie zazwyczaj smakuje większości osób, bo jest naprawdę smaczne, więc miałem nadzieje, że jej również przypadnie do gustu. Otworzyłem lodówkę i zajrzałem do plastikowego pudełka, w którym trzymałem warzywa. Niestety nie było w nim tego co potrzebuję do przyrządzenia dania głównego podobnie jak drugiego składniku potrzebnego mi na przystawkę, dlatego powędrowałem do holu, założyłem na siebie kurtkę, wziąłem kluczyki do auta wiszące na jednym z wieszaków i opuściłem moją rezydencję z zamiarem zrobienia małych zakupów.<br />
<b>*Lucy*</b><br />
<b> </b> Po zakończonej rozmowie z Louisem próbowałam usnąć ponownie, jednak po 20 minutach przekręcania się z boku na bok zdałam sobie sprawę, że jest to niemożliwe. Zwlekłam się, więc z łóżka i podeszłam do szafy z zamiarem wybrania stroju na dzisiaj. Miałam z tym odrobinę problemu, ponieważ nie wiedziałam jak powinnam się ubrać na obiad do Louisa. Po kilku minutach bezczynnego stania przed szafą i lustrowania jej zawartości wybrałam czarną koszulową bluzkę z białym kołnierzykiem i błękitną spódniczkę przed kolano. Nie było to przesadnie eleganckie, więc nie będę wyglądać jakbym szła na rozmowę o pracę, albo na jakieś firmowe spotkanie. Po założeniu wybranych przeze mnie przed chwilą rzeczy i zrobieniu codziennego makijażu przejrzałam się w długim lustrze wiszącym w łazience i stwierdziłam, że prezentuję się całkiem nienagannie. Nie chciałam jednak przypadkiem się ubrudzić, dlatego zdjęłam z siebie poprzednie ubrania i włożyłam na siebie szarą koszulkę z nutellą, a do tego dżinsowe spodnie z dziurami na kolanach. Oczywiście do czasu wyjścia na obiad do Louisa. Później założę mój strój wizytowy, który już dla siebie wybrałam.<br />
Zadowolona zeszłam po schodach na dół, stawiając cicho kroki i uważając, żeby nie obudzić mojej mamy. Podeszłam do lodówki i od razu wiedziałam co mam dzisiaj ochotę zjeść na śniadanie. A mianowicie: jajecznicę, której już od tak dawna nie jadłam. Wyjęłam z lodówki kilka jajek, po czym rozbiłam je na patelni. Po kilku minutach posiłek już był gotowy, więc wyjęłam z górnej szafki dwa talerze dla siebie i dla mamy. Zdjęłam jajecznicę z patelni i rozłożyłam na talerzach dwie równe porcje. Następnie zabrałam swój talerz i usiadłam przy stole kuchennym w jadalni dokładnie w tym samym miejscu, na którym siedział wczoraj Louis. W mojej głowie od razu odtworzyły się wspomnienia z wczorajszego dnia. Ja i Louis jedzący pizzę i rozmawiający o mojej mamie, ja i Louis w kuchni pomagający w przygotowaniu obiadu, Louis całujący mnie po szyi, a po chwili przypierający mnie do blatu...Ciekawe co by było gdyby moja mama nie przyszła zanim totalnie się rozkręciliśmy. Pieprzylibyśmy się na blacie w mojej kuchni? Czy pozwoliłabym mu na to? Sama nie wiem. W tamtym momencie czułam się jakby to ktoś inny sterował moim ciałem. Nie miałam kontroli nad tym co robiłam. Działałam wbrew sobie. Wiedziałam, że muszę przestać, ale nie potrafiłam, jednak to co robiliśmy sprawiało mi przyjemność. Nadal czułam ruchy jego języka na swojej szyi, jego dotyk na swoim ciele... to nienormalne co on ze mną robi. Nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet przy moim ostatnim chłopaku - Tylerze, z którym straciłam swoje dziewictwo. Czuję, że nasza relacja zaczyna mocno odbiegać od "przyjaciół".<br />
- Mmm, co tak ładnie pachnie? - na schodach pojawiła się moja mama w swoim białym szlafroku i białych kapciach z pomponami.<br />
- Zrobiłam nam jajecznicę na śniadanie. - odpowiedziałam znad talerza nabierając na widelec trochę jajecznicy i wkładając ją do buzi.<br />
- Dziękuje kochanie, to miło z twojej strony. - uśmiechnęła się do mnie moja mama zabierając swój talerz i siadając naprzeciwko mnie. Odwzajemniłam jej uśmiech i skupiłam się na konsumowaniu swojego posiłku, dopóki nie usłyszałam jak odchrząkuje co oznacza początek jej przemowy.<br />
- Bardzo miły jest ten Louis. Polubiłam go i mam nadzieję, że w końcu się wam uda i będziecie razem. Naprawdę chciałabym mieć takiego zięcia... - rozmarzyła się mama opierając głowę na ręce.<br />
- Jeszcze dwa dni temu mówiłaś mi inaczej. - powiedziałam z przekąsem wywracając przy tym teatralnie oczami. Jestem pewna, że mówi tak tylko dlatego, ponieważ Louis przez cały czas się jej podlizywał. Inaczej pewnie nadal by twierdziła, że źle odbieram jego zachowanie i możemy być tylko przyjaciółmi również z tego względu, że Louis jest piłkarzem, jest sławny, a ja nie potrafiłabym się odnaleźć w jego świecie. To znaczy tego mama mi nie powiedziała, ale ja doskonale wiem co miała na myśli przypominając mi o tym kim jest.<br />
- Nie miej mi tego za złe. Jeszcze wtedy go nie poznałam, a teraz już wiem, że to bardzo porządny i pomocny chłopak.<br />
- Mówisz tak tyko dlatego, bo za wszelką cenę próbował ci się przypodobać i jak widać udało mu się to.<br />
- Ohh, Lucy... - z ust mamy wydobyło się ciche westchnienie. - To nie tak. - pokręciła głowa i odsunęła od siebie talerz z jajecznicą.<br />
- Nieważne. - urwałam zanim zdążyła podjąć próby wytłumaczenia się. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie będę dziś jadła obiadu w domu i mogę wrócić koło 21.<br />
- A gdzie masz zamiar iść i z kim? - spytała od razu moja rodzicielka uważnie mi się przyglądając. Na początku miałam ochotę skłamać i powiedzieć, że idę gdzieś z Lily i Kate. Nie chciałam wracać do tematu Louisa, ale im bardziej czułam ciekawski, zaintrygowany wzrok mamy na swojej twarzy tym bardziej wiedziałam, że to kłamstwo nie przejdzie i mama wyczuje, że próbuje coś przed nią ukryć, dlatego z niechęcią zdecydowałam się wyznać jej prawdę.<br />
- Lou zaprosił mnie na obiad do siebie. Potem pewnie zostanę u niego trochę czasu, więc wrócę wieczorem.<br />
- Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś. - mama odłożyła widelec, który trzymała w prawej ręce i uśmiechnęła się szeroko. Podejrzewałam, że tak właśnie będzie, dlatego tak bardzo chciałam ukryć przed nią ten fakt. Jestem pewna, że kiedy wrócę będzie wypytywać mnie o każdy szczegół naszego spotkania, więc może powinnam się już zacząć psychicznie przygotowywać od tego przesłuchania.<br />
- Nie było okazji. Poza tym o obiedzie dowiedziałam się niewiele czasu zanim ci o tym powiedziałam. - wstałam od stołu zabierając talerz ze swoja w połowie niedokończoną jajecznicą. Nagle jakoś minęła mi ochota na jedzenie. Miałam wrażenie, że jeżeli przełknę jeszcze chociaż najmniejszy kawałek jajecznicy mój żołądek tego nie wytrzyma i wybuchnie.<br />
- Idę do siebie. - rzuciłam przez ramię zostawiając talerz na blacie w kuchni i wchodząc na pierwszy stopień schodów.<br />
- Powiedziałam coś nie tak? - zaniepokoiła się mama, również wstając od stołu i podążając za mną. Odwróciłam się w jej stronę będąc już w połowie drogi do mojego ulubionego miejsca w tym domu. Przystanęłam na moment i zwróciłam swój wzrok na kobietę stojącą przede mną.<br />
- Nie, po prostu mam ochotę być sama. - odpowiedziałam posyłając jej wymuszony uśmiech, a następnie dalszą część schodów pokonałam w biegu nie wdając się w dłuższe dialogi. Weszłam do swojego pokoju, podeszłam do komody i zdjęłam z niej zdjęcie uśmiechniętego taty obramowane w drewnianą ramkę. Wpatrywałam się w nie dłuższą chwilę cały czas stojąc. Przejechałam palcem po twarzy taty, a potem przytuliłam zdjęcie do piersi siadając z nim na krześle obrotowym przy biurku.<br />
- Chciałabym, żeby wszystko stało się proste. - powiedziałam wpatrując się w obraz za oknem przede mną. Czarna wrona przysiadła na parapecie i zaczęła stukać swoim ostrym dziobem w szybę. Chwilę potem obok niej przysiadła druga wrona i obie odleciały zanim zdążyłam wstać i je stąd przegonić. Ciekawe czy się znały. Może były parą i odleciały na wspólną randkę?<br />
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon w kieszeni moich spodni. Od razu go wyjęłam i spojrzałam na wyświetlacz, gdzie pojawiło się imię: <i style="font-weight: bold;">Kate.</i> Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i zanim wydobyłam z siebie jakiekolwiek słowo usłyszałam radosny pisk mojej przyjaciółki.<br />
- Zgadnij gdzie dzisiaj idziemy!<br />
- Nie wiem, Kate. - odpowiedziałam od razu szykując się na jeszcze głośniejszy pisk z jej strony.<br />
- Na zakupy! Razem z Lil postanowiłyśmy, że pora wybrać się na wspólny shopping. Pojedzie z nami jeszcze Gigi mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - wszystko to powiedziała na jednym wydechu tak, że z trudem rozszyfrowałam słowa szybko wypływające z jej ust.<br />
- Dzisiaj nie mogę. Już się z kimś umówiłam, przepraszam.<br />
- Ohh. - Kate westchnęła najwyraźniej bardzo zawiedziona tym co powiedziałam.<br />
- Bardzo mi przykro Kate, musicie iść beze mnie, ale obiecuję, że wam to wynagrodzę przy najbliższej okazji.<br />
- Nie ma sprawy, a z kim dzisiaj wychodzisz? - zapytała przygnębionym głosem.<br />
I wtedy nastała chwila, gdzie musiałam mocno się zastanowić nad odpowiedzią na to pytanie. Pamiętałam jak bardzo Kate nie znosi Louisa i wiedziałam, że jeśli wyjawię jej prawdę nie obędzie się bez obelg na jego osobę, jednak jako przyjaciółki powinnyśmy być ze sobą szczere, dlatego bez względu na konsekwencje powiedziałam jej prawdziwy powód mojej odmowy. Tak jak podejrzewałam Kate od razu zaczęła wygłaszać swoje swoje zdanie na ten temat.<br />
- Już sobie wyobrażam jak będzie wyglądać ten uroczy obiadek z tym dupkiem. Poda ci jakieś środki usypiające albo co gorsze pigułkę gwałtu, a potem...<br />
- Kate, proszę. - przerwałam przyjaciółce ciężko wzdychając. Przyzwyczaiłam się już do ich wzajemnej nienawiści, ale czasami miałam już dość tego jak wzajemnie się obrażają, a tym bardziej miałam dość teorii Kate na temat Louisa, gdzie zawsze stawiała go w najgorszym świetle jako gwałciciela - nekrofila i Bóg wie kogo jeszcze. - Zaczynasz przesadzać, nie sądzisz?<br />
- Z tym popaprańcem nie wiadomo czego można się spodziewać. Mówiłam ci jak nazwał mnie suką. Już widać co sobą reprezentuje. Totalny brak szacunku do kobiet, dlatego nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że ma już jakiś gwałt na swoim koncie.<br />
Chciałam powiedzieć Kate, że ona też nie jest tu bez winy, ale nie chciałam, żeby się na mnie obraziła albo pomyślała, że trzymam stronę Louisa, dlatego przemilczałam tą kwestię i zdecydowałam się zakończyć tą rozmowę.<br />
- Kate niestety muszę już kończyć. Zadzwonię do ciebie wieczorem i powiesz mi czy zakupy były udane, dobrze? - powiedziałam łagodnie starając się odgonić jej myśli od Louisa. Temat zakupów jest jej ulubionym tematem do rozmów, dlatego miałam nadzieję, że mój plan się powiedzie.<br />
- No dobrze, to ja też kończę, do zobaczenia w szkole.<br />
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam i odsunęłam telefon od ucha, kiedy nagle usłyszałam jeszcze krzyk przyjaciółki.<br />
- Zapomniałam cię zapytać! Zayn wcześniej jutro wychodzi na trening do akademii, więc może nas podwieźć do szkoły. Lily już się zgodziła.<br />
- W porządku po mnie też możecie przyjechać, jeśli to nie problem. - zgodziłam się po krótkim wahaniu. W towarzystwie przyrodniego brata Kate zawsze czuje się niezręcznie, a tym bardziej będę się czuć niezręcznie przy nim po naszej ostatniej rozmowie o Kate, jednak zgodziłam się, bo nie chciałam wzbudzać u przyjaciółki żadnych podejrzeń.<br />
- W takim razie będziemy o 8:30 pod twoim domem. Pa. - pożegnała się szybko Kate i rozłączyła się zanim ja zdążyłam to zrobić. Włożyłam telefon do kieszeni spodni, jednak od razu potem go wyjęłam chcąc sprawdzić na nim godzinę. Do spotkania z Louisem zostało mi jeszcze ponad 5 godzin. Usiadłam na łóżku zastanawiając się nad tym co mogłabym w tym czasie zrobić. Byłam strasznie podekscytowana tym, że znowu będę mogła spędzić z nim trochę czasu. Nie mogłam się już doczekać kiedy ponownie go zobaczę. Czułam, że każdego dnia zakochuje się w nim coraz bardziej i miałam nadzieję, że nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy moje uczucia zostaną odwzajemnione i kiedy Louis zrozumie, że jest zdolny do kochania. Wiem, że zanim to nastąpi upłynie jeszcze dużo czasu, ale byłam gotowa na to czekać.<br />
***<br />
Równo o godzinie 15:40 stałam przed drzwiami w holu ubrana w ubrania, które wybrałam dla siebie jeszcze rano oraz czarny płaszcz w czerwoną kratkę i czarne szpilki. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, przygładziłam swoje kasztanowe włosy i nacisnęłam klamkę.<br />
- Miłego wieczoru, kochanie! - krzyknęła za mną mama na odchodne. Jeszcze przed wyjściem, chwilę po tym, gdy skończyłam rozmawiać z Kate, przyszła do mojego pokoju i zaoferowała mi manicure. Potem stwierdziła, że nie mogę iść na randkę w zwykłych prostych włosach (choć wiele razy powtarzałam jej, że to nie jest randka i nie muszę wyglądać jakbym szła na ślub), więc zakręciła mi je lokówką, a z niewielkiej części pozostałych włosów zrobiła mi warkoczyka zaczynającego się na lewym boku, i zatapiającego się na końcu w moich gęstych lokach.<br />
- Dzięki mamo! - odkrzyknęłam zanim zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam ze swojej posesji. Nie chciałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy na taksówkę, dlatego zdecydowałam się przejść całą trasę na pieszo. Zanim wyszłam z domu wpisałam w wyszukiwarkę odpowiednia ulicę, więc teraz kierowałam się tą drogą. Słońce powoli zaczęło zachodzić za chmury, a niebo przybrało różowawy odcień, więc szłam szybkim krokiem nie chcąc iść później po ciemku.<br />
Kiedy minęłam znajome mi okolice weszłam w zacienioną uliczkę przy której widniała tabliczka z nazwą ulicy, której szukałam: <i style="font-weight: bold;">South Cave</i>. Wszędzie, gdzie tylko spojrzałam stały ogromne wille z basenami podobne do tej, w której mieszkała Louis. Z tego co słyszałam na tej ulicy mieszkają sami celebryci czy gwiazdy sportu, więc nie dziwne, że ich na to stać. Sama chciałabym móc pozwolić sobie na coś takiego, jednak niestety niektóre marzenia na zawsze pozostają tylko marzeniami.<br />
Po chwili odszukałam rezydencje Louisa i nacisnęłam mały, czerwony guziczek przy żelaznej furtce. Urządzenie zawieszone na furtce wydało z siebie odgłos dzwonienia, a kilka sekund później drzwi przede mną otworzyły się automatycznie wpuszczając mnie do środka. Przekroczyłam więc próg unosząc do góry brwi z podziwem i odwróciłam się za siebie, żeby zamknąć za sobą furtkę, jednak nie było takiej potrzeby, ponieważ tak jak poprzednio zamknęła się ona za mną z automatu. Poszłam więc w stronę drzwi do których prowadziło kilka marmurowych schodków. Zanim zdążyłam postawić nogę na pierwszym, drzwi wejściowe otworzyły się szeroko ukazując w nich uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa, który od razu zeskanował mnie wzrokiem, a następnie oblizał usta.<br />
- Wyglądasz cudownie. - powiedział, kiedy weszliśmy oboje do środka.<br />
- Dziękuję. - odpowiedziałam przygryzając dolną wargę i spoglądając na niego nieśmiało. - Ty też nieźle się prezentujesz. - dodałam patrząc na jego luźną koszulkę z logo adidasa i opinające, długie czarne spodnie. Louis uśmiechnął się, a następnie podszedł do mnie bliżej i ściągnął z moich ramion płaszcz, który zawiesił na pozłacanym wieszaku. Wszystko tutaj było pozłacanane i bardzo drogie. Mimo, że już dwa razy byłam w domu Louisa to nie miałam okazji mu się dokładnie przyjrzeć. Teraz doskonale widziałam drewnianą szafę na kurtki stojącą w rogu, dwie, białe orchidee ustawione na szklanej komodzie ze srebrnymi uchwytami i malutką fontannę, z której leciał niewielki chicho szumiący strumyczek.<br />
Z ulgą zdjęłam moje czarne szpilki od których już zaczęły boleć mnie stopy i poszłam za Louisem w głąb ogromnej willi.<br />
- Możesz obejrzeć dom, a ja w tym czasie podam jedzenie. - powiedział widząc jak z zaciekawieniem przyglądam się każdej rzeczy znajdującej się w zasięgu mojego wzroku.<br />
Pokiwałam głową i przeszłam do salonu zostwiając Louisa samego w kuchni. Właśnie oglądałam jego wystrój, kiedy nagle dobiegł mnie krzyk chłopaka.<br />
- Lucy, chcesz się pobawić z moją parówką?!<br />
Z niedowierzania otworzyłam usta i natychmiast zjawiłam się w progu kuchni, gdzie roznosił się zapach jakiegoś aromatycznego dania, które Louis rozlewał do dwóch porcelanowych połgłębokich talerzy.<br />
- Jesteś obrzydliwy. - powiedziałam robiąc krok w jego stronę i kręcąc głową z obrzydzeniem. Louis przerzucił wzrok na mnie i wybuchnął śmiechem zginając się w pół.<br />
- Dlaczego się śmiejesz? - spytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam czy śmieje się ze swojej dwuznacznej propozycji czy z tego jaki jest głupi.<br />
- Chodziło mi o mojego psa. -wytłumaczył z przerwami cały czas się śmiejąc. - Nazywa się parówka, bo jest jamnikiem.<br />
- Oh... umm nie wiedziałam. - do moich policzków od razu dopłynęła krew i byłam pewna, że teraz stoję przed Louisem z gigantycznymi rumieńcami. No, ale niby skąd miałam wiedzieć, że jego pies nazywa się parówka? W końcu kto normalny daje psu takie durne imię.<br />
Jak na zawołanie z marmurowych schodów zbiegł brązowy piesek machając wesoło swoim krótkim ogonkiem. Podbiegł do mnie i zaczął łasić się o moje nogi zupełnie jak kot. Kucnęłam i pogłaskałam go łebku posyłając Louisowi mordercze spojrzenie.<br />
- Mogłeś mi powiedzieć, że masz na myśli psa.<br />
- Przynajmniej wydało się kto z nas ma brudne myśli. - kącik ust Louisa uniósł się do góry triumfująco.<br />
- Wcale nie mam brudnych myśli!<br />
- Więc o czym myślałaś?<br />
- Dobra skończmy ten temat. - ucięłam rozmowę wiedząc, że do niczego dobrego ona nie prowadzi i tylko ja źle na tym wyjdę.<br />
Wyszłam z kuchni i z powrotem przeszłam do salonu połączonego z jadalnią podobnie jak w moim domu. Z tą różnicą, że mój dom nie był tak luksusowy jak willa Louisa. Usiadłam przy dużym stole na jednym ze skórzanych krzeseł co chwilę odwracają się i wyczekując jedzenia, którego zapach rozniósł się już chyba po całej tej ogromnej rezydencji. Ze zniecierpliwieniem zaczęłam bębnić w ciemny, drewniany stół swoimi idealnie wypiłowanymi, czarnymi paznokciami. Po kilku minutach zobaczyłam Louisa idącego z dwoma talerzami zielonego kremu. Położył jeden z nich przede mną, a drugi naprzeciwko mnie, jednak zamiast usiąść pognał z powrotem do kuchni, przynosząc po chwili dwa kryształowe kieliszki do wina.<br />
- Czerwone czy białe? - spytał podchodząc do barku z alkoholami.<br />
- Poproszę białe, wytrawne. - odpowiedziałam pochylając się nad talerzem z zupą i wąchając jej cudowny zapach. Nie wiedziałam jaka to zupa, ale po jej zapachu mogłam wnioskować, że jest to krem ze szparagów, który wprost uwielbiam, ale niestety niezbyt często go jadam, ponieważ moja mama nie jest mistrzynią w gotowaniu podobnie jak ja. Jedynie Danielle i tata potrafili w naszym domu najlepiej gotować, jednak po śmierci taty i wyprowadzce siostry do Walii nie ma kto przyrządzać tego pysznego dania.<br />
- Mam nadzieję, że zasmakuje ci krem ze szparagów. - uśmiechnął się Louis nalewając do mojego kieliszka białe wino, a następnie nalewając je również do swojego.<br />
- To jedno z moich ulubionych dań. Lepiej nie mogłeś trafić. - odwzajemniłam jego uśmiech, a następnie chwyciłam za łyżkę leżącą po mojej prawej stronie i zabrałam się za konsumowanie kremu ze szparagów. Louis również zabrał się za jedzenie co chwile spoglądając w moja stronę niepewnie.<br />
- Jest bardzo smaczne. - powiedziałam chcąc pozbawić go wszelkich wątpliwości co do smaku przyrządzonej przez niego zupy. - Nawet nie podejrzewałam, że potrafisz zrobić coś tak dobrego.<br />
Na twarzy Louisa od razu wdarł się uśmiech satysfakcji i z wyższością uniósł głowę.<br />
- Mówiłem ci, że potrafię dobrze gotować, ale ten krem to jeszcze nie wszystko. Szykuj się na deser.<br />
Uniosłam prawą brew do góry posyłając Louisowi pytające spojrzenie.<br />
- Deser, który kupiłeś czy przyrządziłeś również samodzielnie?<br />
- Zrobiłem sam, ale co, nie powiem.<br />
- Więc to coś w rodzaju niespodzianki?<br />
- Tak. - odparł z zagadkowym wyrazem twarzy.<br />
Przez cały posiłek nic do siebie nie mówiliśmy całkowicie zajęci jedzeniem. Jeśli mam być szczera to nie spodziewałam się po Louisie czegoś takiego. Mile mnie zaskoczył tym obiadem i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że był to najlepszy krem ze szparagów jaki kiedykolwiek jadłam. Nawet mój tata nie potrafił zrobić tak czegoś tak pysznego, chociaż to zawsze jego uważałam za najlepszego kucharza na świecie. Byłam bardzo ciekawa deseru o którym mówił Lou. Jeżeli będzie on tak pyszny jak danie główne to od tej pory na obiady będę przychodzić tylko do niego. Przy jedzeniu katem oka omiotłam całe pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy. Na czarnej ścianie naprzeciwko wielkiej, czteroosobowej kanapy znajdował się olbrzymi, plazmowy telewizor mający z dobre 80 cali. Sufit był pięknie podświetlany a dalej znajdowały się marmurowe schody prowadzące na górę. Niewiele pamiętałam z imprezy u Louisa dwa tygodnie temu, dlatego miałam wielką ochotę wejść na górę i sprawdzić czy jest tam tak samo pięknie i drogo jak na dole.<br />
- Louis, czy mógłbyś pokazać mi drugie piętro twojej willi? - zapytałam odsuwając od siebie talerz po zjedzonej zupie i popijając wino z kryształowego kieliszka wartego zapewne bardzo dużo pieniędzy.<br />
- Jasne. - Louis wstał od stołu nawet nie fatygując się zanieść puste talerze do kuchni i pociągnął mnie za rękę w kierunku schodów. Wchodząc po nich podziwiałam piękne szklane poręcze i czułam się zupełnie jak księżniczka ciągnięta przez swojego księcia. To było niesamowite. Cały ten dom był niesamowity.<br />
Chwile później stanęliśmy przed jednymi z wielu drzwi. Louis otworzył je, a przede mną ukazała się ogromna, nowocześnie urządzona łazienka. Weszłam do środka, a mój wzrok od razu spoczął na wielkiej wannie z hydromasażem mogącą pomieścić co najmniej trzy osoby.<br />
- Kąpiesz się w niej sam? - spytałam podchodząc bliżej i siadając na krawędzi wanny sunąc po niej dłonią.<br />
- Tak, ale zawsze możemy wykąpać się w niej razem, jeżeli masz ochotę. - Louis puścił mi oczko na co przewróciłam oczami podnosząc się z krawędzi wanny.<br />
- W twoich snach Tomlinson. - odparłam szturchając go delikatnie w ramię.<br />
Następnie mój wzrok spoczął na przezroczystym, szklanym prysznicu bez zbędnych ozdób. Była to chyba jedyna rzecz w tym domu pozbawiona pozłacanych dodatków. Nawet sedes miał złotą spłuczkę.<br />
- Może chcesz zobaczyć teraz moja sypialnię. - usłyszałam za sobą uwodzicielski szept Louisa. - Oczywiście bez żadnych podtekstów. - dodał szybko widząc moje surowe spojrzenie.<br />
- No dobrze. - zgodziłam się opuszczając z żalem łazienkę. Łazienka to takie małe królestwo chyba każdej kobiety nie wliczając w to sypialni, dlatego uwielbiałam je podziwiać, a zwłaszcza jeśli były one takie duże i takie piękne. Po chwili zostałam delikatnie wepchnięta do równie sporej sypialni. Cóż sporej to chyba zbyt małe określenie. Ona była przeogromna. Większa od łazienki, w której przed chwilą byłam. Wbrew moim oczekiwaniom było tu całkiem schludnie. Dywan był biały jak śnieg. Komoda, na której stał telewizor lśniła czystością. Jedynie pościel na pół okrągłym dwuosobowym łóżku była odrobinę pogięta i nie do końca zaścielona. Czarne rolety w okach były całkowicie zasłonięte przez co w sypialni było trochę za ciemno. Podeszłam więc do czegoś co wyglądało mi na włącznik światła i nacisnęłam go, a następnie wszystkie światła na suficie zaświeciły się.<br />
- Ładnie tu. - stwierdziłam siadając na łóżku Louisa. Chłopak podszedł do małego, oddalonego pomieszczenia z rozsuwanymi drzwiami, a po minucie wygrzebał z niego plastikowy woreczek ściskając go w dłoni. Otworzył ją dopiero, gdy znalazł się przy mnie siadając obok.<br />
- Mam coś lepszego niż deser. Coś na odprężenie. - powiedział z uśmiechem. Dopiero teraz zobaczyłam, jak wyjmuje z woreczka jednego jointa. Momentalnie oddaliłam się od niego z przerażonym wyrazem twarzy.<br />
- Louis, co to do cholery jest?<br />
- Marihuana. - odpowiedział jakby to było najzwyklejszą i najoczywistszą rzeczą na świecie. - Nie mów, że nigdy nie paliłaś. - zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę podpalając końcówkę jointa. Włożył go pomiędzy swoje wargi, a potem zaciągnął się nim i wypuścił dym z ust.<br />
- Nie będę tego paliła. - sprzeciwiłam się odsuwając od siebie rękę Louisa z wyciągniętym w moja stronę jonitem. Podniosłam się z łóżka z zamiarem opuszczenia tego pokoju, kiedy poczułam na sobie dłonie Louisa usadzające mnie na swoich kolanach. Od razu poderwałam się, żeby wstać, jednak jego dłonie były zbyt silne w rezultacie czego nadal siedziałam na jego nogach.<br />
- Puść mnie. - natychmiast zażądałam. Louis całkowicie zignorował moje polecenie przekręcając mnie tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Nie czułam się jednak niezręcznie, ponieważ już nie raz znajdowałam się razem z nim w bardziej niezręcznych sytuacjach. Westchnęłam tylko i oparłam się o jego klatkę piersiową wiedząc, że nic nie zdziałam.<br />
- Otwórz usta. - polecił mi podnosząc mój podbródek do góry.<br />
- Po co?<br />
- Po prostu otwórz. Nie zrobię ci nic złego.<br />
Chcąc nie chcąc rozchyliłam lekko wargi, by po chwili Louis zbliżył swoje usta do moich i wpuścił do nich dym. Zamknęłam powieki rozkoszując się przyjemnym uczuciem. Na początku nie byłam do tego przekonana, bo jeszcze nigdy nie próbowałam marihuany, ale w końcu musi być ten pierwszy raz. Kiedy zobaczyłam jak Lou po raz kolejny zaciąga się narkotykiem przysunęłam się bliżej jego twarzy i ponownie rozchyliłam usta. Na jego twarzy wdarł się zadziorny uśmieszek, a potem dym z jego ust ponownie dostał się do moich.<br />
- Teraz ty. - powiedział, podając mi jointa kiedy został już w połowie wypalony. Niepewnie wzięłam go od niego nie bardzo wiedząc jak powinnam to palić. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ręku podobnie jak papierosa. To nie tak, że nigdy nie miałam okazji, żeby zapalić, bo wiele razy znajomi mnie do tego namawiali, ale ja po prostu zawsze wolałam być z daleka od jakichkolwiek używek czy śmierdzących tytoniem papierosów. Nie oznacza to jednak, że byłam typem grzecznej dziewczynki. Potrafiłam nieźle się zabawić na imprezach zakrapianych alkoholem najczęściej razem z Kate i Lily, chociaż one zawsze potrafiły wypić o wiele więcej ode mnie.<br />
Przekręcałam w ręku tlącego się skręta patrząc na Louisa z pytającym wyrazem twarzy.<br />
- Zaciągnij się i przetrzymaj przez chwilę dym w płucach, a potem go wypuść w moje usta. - poinstruował mnie.<br />
Zgodnie z jego instrukcja włożyłam końcówkę skręta między wargi, przetrzymałam dłuższą chwilę w płucach i wypuściłam szybko dym, gdy poczułam jak zaczyna drapać mnie w gardle dziko przy tym kaszląc.<br />
- Spokojnie. Spróbuj jeszcze raz. - powiedział Louis klepiąc mnie ręka po plecach. Chciałam już przestać i to odłożyć, ale był to dobry sposób na to, żebym mogła podziwiać jego malinowe wargi z bliska, dlatego wykonałam tą czynność po raz drugi tym razem bezbłędnie.<br />
Przetrzymałam dym w płucach nieco krócej niż wcześniej wypuszczając go wprost w rozchylone usta Louisa. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy dopóki joint trzymany pomiędzy moimi dwoma palcami się nie skończył. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko nagle zaczęło mi się wydawać takie zabawne. Obrazy, które wisiały na idealnie pomalowanych, jasno - szarych ścianach zaczęły się rozpływać. Twarz Louisa teraz przypominała mi twarz klauna. Po chwili usłyszałam swój wysoki chichot roznoszący się po pomieszczeniu.<br />
- Z czego się śmiejesz? - spytał chłopak dociskając mnie mocniej do swojego krocza.<br />
- Z ciebie. - odpowiedziałam zanosząc się śmiechem i układając głowę w zagłębieniu szyi Louisa.<br />
- Wiesz ja chyba zacznę się umawiać z jakimś księdzem. - wypaliłam nagle sama nie do końca wiedząc co mówię.<br />
- To ja chyba zostanę księdzem. - stwierdził Louis łaskocząc mnie po twarzy swoimi włosami.<br />
Nagle odsunęłam się od niego i wstałam z jego kolan, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł, który pewnie nigdy nie przyszedł by mi na trzeźwo. Popchnęłam upalonego chłopaka na łóżku, zmuszając go do tego, żeby się położył. Niemal od razu spotkałam się z jego pytającym wzrokiem. Posłałam mu uwodzicielski uśmiech zagryzając wargę, a następnie usiadłam na jego brzuchu okrakiem i oparłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Spojrzałam w jego pociemniałe, niebieskie tęczówki uważnie obserwujące każdy mój najmniejszy ruch. Miałam ochotę się z nim podroczyć. Dokładnie tak samo jak on droczył się ze mną u mnie w kuchni. To było coś w rodzaju małej zemsty.<br />
Obsunęłam w dół jego ciała dopóki moja pupa nie znalazła się na jego przyjacielu. Zaczęłam kręcić się na nim we wszystkie możliwe strony przez cały czas obserwując reakcję Louisa. Rozchylił swoje idealne usta, z których wydobył się głośny jęk. Jego duże dłonie powędrowały na moje biodra zaciskając się na nich, jednak szybko je z siebie strąciłam i przytrzymałam go za nadgarstki po obu stronach jego głowy.<br />
- To ja nadaje tempo. - powiedziałam stanowczym głosem nieznacznie przyspieszając swoje ruchy. Zdziwił mnie ten nagły przypływ odwagi w sobie. Nie wierzyłam, że powiedziałam coś takiego, a tym bardziej nie wierzyłam w to co w tym momencie robię. Nigdy nie pomyślałabym, że jeden mały joint może zrobić ze mną coś takiego. Nie przypominałam siebie w niczym. To nie była ta Lucy, którą jestem, ale w pewnym sensie podobało mi się to, zresztą chyba tak samo jak Louisowi, który co chwile wypuszczał ze swojego gardła głośne jęki błagające o to, żebym poruszała się na nim szybciej. Jego przyjaciel rósł w jego spodniach z każdą sekundą co bardzo dobrze odczuwałam na wewnętrznej stronie swojego uda. W pewnym momencie zeszłam z jego ciała i usiadłam obok na wysokości jego głowy. Louis wydał z siebie pomruk niezadowolenia próbując z powrotem wciągnąć mnie na moje wcześniejsze miejsce.<br />
- Lucy, proszę ja jeszcze nie doszedłem. - błagał z mina bezbronnego szczeniaczka.<br />
- Jesteś już dużym chłopcem i chyba potrafisz sobie sam poradzić z tym problemem. - odpowiedziałam z ogromną satysfakcją. Właśnie o to mi chodziło. Chciałam pokazać mu na co mnie stać. Udowodnić, że istnieje też inna strona Lucy o której sama dopiero przed chwilą się dowiedziałam. W zasadzie to tym co przed chwilą zrobiłam i co się stało pokazałam samej sobie, że mam niezłe umiejętności skoro sprawiłam, że nawet samemu Louisowi Tomlinsonowi stanął. Z dumą zerknęłam na spore wybrzuszenie w spodniach Louisa i oblizałam usta dokładnie tak samo jak on.<br />
- Jesteś zadowolona z tego co mi zrobiłaś? - powiedział tak jakby czytał mi w myślach. Pokiwałam twierdząco głową oczekując dalszych wydarzeń z jego strony. Louis poderwał się w moja stronę i przygwoździł moje ciało do łóżka.<br />
- Wiesz, że doskonale wiem jak doprowadzić cię do takiego samego stanu jak ty mnie? - wyszeptał sunąc nosem po moim policzku. Jego oczy płonęły pożądaniem. Czerwona lampka, która powinna zapalić się w mojej głowie kompletnie zgasła zapominając o swojej roli. Moja podświadomość nie wołała we mnie: <b><i>Odepchnij go!</i></b>, wręcz przeciwnie coś mówiło we mnie: <b><i>Pozwól się przekonać.</i></b> Może to działanie we mnie marihuany miało na mnie taki wpływ. Może to ona mnie tak odurzyła, albo odurza mnie obecność tak seksownego mężczyzny w pobliżu.<br />
Mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo będę jutro tego żałować wypchnęłam biodra w kierunku krocza Louisa i podniosłam swoja głowę po to, żeby po chwili zassać kawałek skóry na jego szyi.<br />
- Doprowadź mnie do niego. - wyszeptałam mu do ucha odrywając się na moment od jego szyi.<br />
Lou puścił moje nadgarstki i jedna ręką podwinął moją błękitną spódniczkę. Palcem drugiej ręki przejechał po mojej kobiecości przez materiał moich białych, koronkowych majtek oblizując językiem usta jak to często miał w zwyczaju robić. Z moich ust wydobył się przeciągły jęk, na sam jego dotyk. Chciałam więcej i więcej. Nie myślałam o niczym innym jak tylko poczuć jego kutasa w sobie. Marihuana ma na mnie zdecydowanie zły wpływ.<br />
- Jesteś tak cholernie mokra skarbie. - powiedział podnosząc swój podniecony wzrok na mnie.<br />
- Pieprz mnie, Louis. - to było jedyne co zdołałam z siebie wydusić. Nie panowałam and swoimi słowami. Nie wiedziałam co mówię. Byłam w zupełnie innym świecie. Nie obchodziło mnie nic. Moje myśli były brudne jak nigdy dotąd. Przyznaje to bez bicia. To było coś takiego jak zupełnie inny wymiar. Tak jakby czas się nagle zatrzymał specjalnie dla nas. Sumienie i moje trzeźwe myślenie zupełnie się we mnie wyłączyły a władzę nade mną przejęła marihuana, która niedawno przyjęłam do swoich płuc. Ona albo moje pożądanie...<br />
I nagle czar prysł. Louis gwałtownie się ode mnie odsunął. Podniósł się z łóżka i pociągnął za końcówki swoich włosów, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.<br />
- Co jest? - spytałam podnosząc się do pozycji siedzącej ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam dlaczego tak nagle się ze mnie podniósł. Czy to oznaczało, że mnie nie chciał? Nie podobałam mu się?<br />
- Nie możemy tego zrobić, Lucy. - powiedział patrząc na mnie niezwykle poważnie.<br />
- Dlaczego? Nie chcesz mnie pieprzyć? Uważasz, że jestem brzydka czy co, bo nie rozumiem?! - zdenerwowałam się stając naprzeciwko niego.<br />
- Uważam, że jesteś przepiękna kobietą i uwierz mi, że naprawdę mam teraz straszną ochotę cię pieprzyć...<br />
- Więc jaki jest twój zasrany problem?<br />
- Teraz tego nie rozumiesz, ale jutro mi za to podziękujesz. - odparł Louis, po czym odwrócił się ode mnie i wyszedł z pokoju zostawiając mnie w nim kompletnie samą ze swoimi niepoukładanymi myślami.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5dao0ojaiUnhRZe-LddGBA2Srp-XVzhGUY_M4l9Kzml1ETZESUz_kKEvnWD5I3CmJLUxgplrQASBh5zhYReF-lpvwMRPrRMUB3HiFpQF1URdtiftyGEnH-6nTOLxsFlt8zRcwWlqyurxq/s1600/anigif.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5dao0ojaiUnhRZe-LddGBA2Srp-XVzhGUY_M4l9Kzml1ETZESUz_kKEvnWD5I3CmJLUxgplrQASBh5zhYReF-lpvwMRPrRMUB3HiFpQF1URdtiftyGEnH-6nTOLxsFlt8zRcwWlqyurxq/s320/anigif.gif" width="320" /></a><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfVhFaBf8seqPgQ4SeZZjr-mmsIe8fCw0IJ8pgPrS0Ny4fKPr6Ddj_pXi5mAaud4EBFbB8r6z4QgXrs_PSwMEvcDCIlkmSRdphvb6tRLAvWg98wTyEKbp9YtQd6eS7YYUfhRUVUJ7nbVF6/s1600/300EAA4400000578-0-image-m-10_1452560025356.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfVhFaBf8seqPgQ4SeZZjr-mmsIe8fCw0IJ8pgPrS0Ny4fKPr6Ddj_pXi5mAaud4EBFbB8r6z4QgXrs_PSwMEvcDCIlkmSRdphvb6tRLAvWg98wTyEKbp9YtQd6eS7YYUfhRUVUJ7nbVF6/s400/300EAA4400000578-0-image-m-10_1452560025356.jpg" width="148" /></a><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj11uHIN6AHpFqjBIFWuX40eFdR4vzWMEzwpKLgpe48LeK8gzrnkCIkOlTcZEd6Lfqj6h0Id3X9qMH0LylAex5lHyTBfdSwhLHJEvdK-peCS9MDwlf9g4XK7mKQ4rsiH8qopv-G1JeMbhP8/s1600/tumblr_inline_nm3kz3dIs71t2d80e.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj11uHIN6AHpFqjBIFWuX40eFdR4vzWMEzwpKLgpe48LeK8gzrnkCIkOlTcZEd6Lfqj6h0Id3X9qMH0LylAex5lHyTBfdSwhLHJEvdK-peCS9MDwlf9g4XK7mKQ4rsiH8qopv-G1JeMbhP8/s320/tumblr_inline_nm3kz3dIs71t2d80e.gif" width="320" /></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<span style="color: red;">A więc tak! Na rozdział 13 musieliście czekać trochę dłużej, za co bardzo bardzo przepraszamy ;(</span><br />
<span style="color: red;">Sprawy się trochę pokomplikowały, ponieważ Gazix (Kasia) nie miała za dużo czasu jak i motywacji do działania. Postanowiłyśmy wam wynagrodzić czekanie, dlatego Kasia napisała rozdział dłuższy niż zwykle. </span><br />
<span style="color: red;"> Jesteśmy zawiedzione brakiem komentarzy, m.in dlatego rozdział pojawił się później. Prosimy o komentowanie naszej pracy, ponieważ to opowiadanie pochłania sporą część naszego obecnego życia.</span><br />
<span style="color: red;">Jak pewne zauważyliście, pojawił się nowy szablon autorstwa Erenae ze strony Graphicpoison (http://graphicpoison.blogspot.com/) za który serdecznie dziękujemy :*</span><br />
<span style="color: red;">Dajcie nam znać w komentarzach czy rozdział wam sie podoba oraz jak podoba wam się szablon.</span><br />
<span style="color: red;">Jeśli pod tym rozdziałem nie będzię komentarzy, zaczniemy poważnie zastanawiać się nad zawieszeniem opowiadania.</span><br />
<span style="color: red;">Co do kolejnych rozdziałów, również mogą pojawić sie w innych terminach, ponieważ wyjeżdzamy na wakacje 23 lipca i wracamy 6 sierpnia. Tak więc rozdział 14 może pojawić się dopiero w sierpniu ;( Co do pojawiania się rozdziałów w roku szkolnym, prawdopodobnie będą się pojawiać co dwa tygodnie. </span><br />
<span style="color: red;">Notatka może długa, ale wolałam napisać to pod rozdziałem niż w osobnym poście ;) Do następnego /Lucix ;*</span><br />
<span style="color: red;"><br /></span>
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
GazixLucixhttp://www.blogger.com/profile/18155299351001388711noreply@blogger.com1