środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 14

*Louis*
   Wyszedłem z mojej sypialni zostawiając w niej Lucy samą. Musiałem poukładać myśli. To co się przed chwilą stało nie powinno mieć miejsca. My już zdecydowanie przekroczyliśmy granicę "przyjaciele", dlatego teraz pozostaje pytanie kim jesteśmy skoro nie przyjaciółmi? Nie potrafiłem tego sprecyzować. Moje zdanie co do angażowania się w związek nie zmieniło się, chociaż teraz zacząłem już na to trochę inaczej patrzeć. To jest dziwna sytuacja. Z jednej strony chciałbym konkretnie wiedzieć na czym stoję, z a drugiej boję się zadać na głos tego pytania. Odkąd poznałem Lucy w moim życiu pojawia się coraz więcej pytań, na które nie potrafię sobie odpowiedzieć.
   Pociągnąłem za klamkę od łazienki, wszedłem do niej i przekręciłem zamek w drzwiach. Wiedziałem, że Lucy tu nie wejdzie, ale to dawało mi poczucie całkowitej samotności. Podszedłem do wielkiego lustra zawieszonego nad pozłacaną umywalką i popatrzyłem w swoje odbicie. Byłem na siebie zły. Niepotrzebnie dawałem jej tego cholernego skręta. Jeśli bym tego nie zrobił nic by się między nami nie wydarzyło. To był jej pierwszy raz, kiedy to brała, więc powinienem przewidzieć to, że może zrobić coś głupiego. Coś czego będzie potem żałować. A czy ja żałuję? Chyba nie i właśnie na tym polega problem. Te kilkanaście minut  ciągu, których byliśmy tak blisko jak nigdy dotąd, było najlepszymi chwilami w moim 22 letnim życiu. Miałem naprawdę bardzo dużo dziewczyn w łóżku. Mnóstwo razy robiły mi dobrze, ale w tym nie było nic niezwykłego. To była tylko chwilowa odskocznia od rzeczywistości, a to co zaszło między mną a Lucy przed chwilą było jak sen. Nie mogłem przestać o tym myśleć. W głowie cały czas odtwarzał mi się moment, kiedy jej tyłek zetknął się z moim kroczem. Było mi wtedy tak cholernie dobrze mimo, że wiedziałem, że to tylko i wyłącznie działanie marihuany na jej organizm.
   Ostatni raz spojrzałem na siebie w lustrze, wziąłem głęboki oddech i przekręciłem zamek w drzwiach w prawą stronę. Z trudem stanąłem przed drzwiami od mojej sypialni i popchnąłem je na oścież. Stałem przez chwilę w progu nie mogąc się ruszyć. Nie miałem pojęcia jak zacząć rozmowę. Co powinienem powiedzieć czy zrobić. Obserwowałem jak Lucy siedzi na parapecie wpatrując się pustym wzrokiem w ciemność, która powoli zaczęła otaczać wszystko dookoła. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę zachowując między nami dystans, a mój wzrok utkwił w martwym punkcie za oknem.
  - Powinnam już iść? - zapytała cicho nie odrywając wzroku od okna. Ja również na nią nie spojrzałem. Patrzyłem na ptaka, który właśnie zasiadł na gałązce drzewa przed moim domem. Atmosfera między nami zrobiła się niezręczna, ale jedyna osobą, która o to obwiniałem byłem ja.
  - Nie idź. Jest już ciemno, nie chcę, żeby ci się coś stało.
   Lucy pokiwała głową i wreszcie jej wzrok spoczął na mnie. Jej zielone tęczówki wpatrywały się w moje. Wydawało mi się, że oczekuje ode mnie, żebym coś powiedział, ale nie miałem pojęcia co, dlatego nadal milczałem odwracając od niej wzrok i odwracając się tyłem. Ona jednak nie dała mi za wygraną. Położyła swoją delikatną dłoń na moim ramieniu odwracając moje ciało w swoją stronę. Przymknąłem powieki nie wiedząc do czego zmierza. Co chce mi powiedzieć lub zrobić. I wtedy jej drobne ciało wtuliło się we mnie, a ręce oplotły moja talię. Zaskoczony tym nagłym gestem odwzajemniłem jej uścisk gładząc ją jedną ręka po plecach zupełnie jak starszy brat pocieszający swoją młodsza siostrę.
  - Dlaczego to musi być takie trudne, Louis? - usłyszałem ponownie jej głos zamieniający się w szept. - Przekraczamy granice, które ty sam wyznaczyłeś. Czy nadal będziesz nazywał naszą relację przyjaciółmi? Bo ja nie wiem już kim jesteśmy...
   Poczułem jak coś mokrego wchłania się w materiał mojej koszulki. Zerknąłem w dół na głowę Lucy ułożoną na mojej piersi i zobaczyłem jak z kącika jej oczu wypływają łzy, które szybko otarła wierzchem dłoni.
  - Ja też tego nie wiem. - wyszeptałem bardziej sam do siebie poluźniając uścisk i wypuszczając ją ze swoich ramion.
  - Upijmy się. - wypaliła nagle Lucy patrząc na mnie w wyczekiwaniu.
  - Nie jestem pewien czy alkohol i marihuana to dobre połączenie. - pokręciłem głową.
  - Daj spokój. Paliliśmy jakieś pół godziny temu. Część tego gówna już z nas wyparowała, więc nic nam się nie stanie.
  - W porządku. - westchnąłem. - Ale nie biorę za ciebie odpowiedzialności.
   Pociągnąłem Lucy za rękę wyprowadzając ją z pokoju i przechodząc przez długi korytarz prowadzący do bocznych schodów.
  - Co to za przejście? Nie byłam tu. - powiedziała, kiedy zeszliśmy po wąskich również marmurowych schodach prosto do kuchni.
  - Schody do kuchni. Tak, żeby było szybciej. - wzruszyłem ramionami podchodząc do barku i klękając przed nim lustrując wzrokiem wybór alkoholu. Mój wzrok spoczął na litrowej butelce Whiskey. Wyjąłem ją podnosząc rękę z alkoholem do góry.
  - Może być to?! - krzyknąłem w stronę Lucy, która kucnęła przy moim jamniku wylegującym się w na podłodze i zaczęła go głaskać po łebku na co Parówka ochoczo zamachał ogonkiem. Słysząc mój krzyk dziewczyna podniosła się z klęczek i pokiwała głowa podchodząc do mnie i zabierając z moich rąk butelkę.
   Parówka z powrotem położył się na podłodze, widząc jak Lucy od niego odchodzi. Ona, natomiast odkręciła butelkę Whiskey i upiła z niej dużego łyka, po czym skrzywiła się, wyciągając rękę z alkoholem w moją stronę
 - Mocne. - stwierdziła przykładając rękę do gardła.
 - Chciałaś się upić, dlatego wybrałem coś mocniejszego - wytłumaczyłem również pociągając łyk z butelki
 - To dobrze - Lucy znów odebrała mi alkohol i zaczęła chodzić po salonie, rozglądając się na wszystkie strony, dopóki jej wzrok nie spoczął na zdjęciu mojego taty, stojącego na stoliku do kawy.
  - To twój tata? - spytała podnosząc zdjęcie i zanurzając jednocześnie usta w butelce.
  - Tak.
   Lucy popatrzyła chwilę na zdjęcie, a potem usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Przysiadłem więc obok zabierając od niej alkohol. Powoli zacząłem odczuwać lekkie zawroty głowy od nadmiaru trunku, ale nie obchodziło mnie to. Alkohol pozwalał zapomnieć, a ja potrzebowałem zapomnieć o tym co się między nami wydarzyło. Chciałem zagłuszyć swoje serce i uczucia, które budzą się we mnie za każdym razem, gdy moje ciało znajduje się blisko Lucy. Nie chciałem dawać jej nadziei na coś więcej. Nie chciałem dawać jej podstaw do myślenia, że możemy zbudować związek. Nie rozumiem sam siebie, ale wiem, że nie możemy być parą. NIGDY. To nie jest dla nas wskazane. Zabrałbym jej wtedy całkowicie anonimowość. Pozbawił życia prywatnego. Moje życie byłoby jej życiem, a to nie jest wcale takie proste jak może się wydawać. Ale najbardziej boję się tego, że mógłbym złamać jej serce. Nie wiem czy potrafiłbym być wierny jednej kobiecie przez dłuższy okres czasu. Nie do takiego stylu życia jestem przyzwyczajony. Dlatego nie będzie "nas". Dla jej dobra.
   Po wypiciu połowy butelki oboje byliśmy nieźle wstawieni. Czułem jak alkohol przepływa przez każdą część mojego ciała. Gardło zaczęło mnie niemiłosiernie palić, dlatego wstałem z kanapy i wyjąłem z lodówki dwie, małe butelki wody. Jedną z nich rzuciłem w kierunku Lucy, a drugą wypiłem duszkiem. Wyrzuciłem puste opakowanie do kosza śmieci i wróciłem do dziewczyny, która aktualnie była zajęta piciem wody. Na stoliku obok zdjęcia mojego taty stała szklana, pusta w połowie butelka po Whiskey. Wziąłem ją do ręki z uśmiechem i pomachałem nią przed oczami Lucy.
  - Popatrz wypiliśmy połowę butelki. Nigdy bym nie pomyślał, że masz taka głowę do picia.
  Lucy odstawiła niedopitą wodę na stolik i odsunęła od swojej twarzy butelkę Whiskey.
  - Zróbmy coś szalonego. - powiedziała przygryzając dolną wargę. To sprawiało, że wyglądała jeszcze seksowniej, dlatego uwielbiałem gdy to robiła.
   Zastanowiłem się chwile nad tym co możemy zrobić. Byłem tak pijany, że trudno było mi skupić myśli, ale w końcu wymyśliłem pewną rzecz. W tym celu wziąłem Lucy na ręce i wstałem razem z nią z kanapy. Chwiejnym krokiem ruszyłem z nią przed siebie wychodząc z pomieszczenia i idąc na tyły mojej willi.
  - Gdzie idziemy? - zapytała dziewczyna pijanym głosem wychylając głowę przed siebie.
  - Zobaczysz.
   Kiedy doszliśmy do samego końca korytarza popchnąłem szklane drzwi prowadzące prosto na basen. Kliknąłem włącznik i po chwili w całej sali zaświeciły się niebieskie światła. Basen również został podświetlony na niebiesko podobnie jak jacuzzi oddalone kilka metrów od basenu. Wodospad przy brzegu wydał z siebie cichy szmer i popłynęła z niego woda. Kryształowe żyrandole zwieszone z sufitu mieniły kolorami w tafli wody. Na Lucy zrobiło to chyba nie małe wrażenie, bo jej szczęka była szeroko otwarta. Zaśmiałem się na ten widok i nadal trzymając ją na swoich rękach wskoczyłem z nią do basenu.
  Gdy znaleźliśmy się na moment pod wodą poczułem jak Lucy wyswabadza się z moich ramion i wypływa na powierzchnię wody. Zrobiłem to samo i rzuciłem jej rozbawione spojrzenie.
  - Podoba ci się tu?
  - Jest pięknie. Cała twoja willa wydaje się jak z bajki. To sprawia, że czuję się zupełnie jak księżniczka. - rozmarzyła się podpływając do wodospadu. Niewiele myśląc popłynąłem w tym samym kierunku. Koszulka, którą miałem na sobie całkowicie przylgnęła do mojego ciała sprawiając mi dyskomfort, więc zdjąłem ją z siebie i rzuciłem obok basenu na białe kafelki. Lucy widząc to, ośmielona zrobiła tak samo ze swoją bluzką rzucając ja obok mojej. Mój wzrok spoczął na jej idealnych piersiach w białym, koronkowym staniku. Zagryzłem z podniecenia zębami dolną wargę, aż po chwili poczułem w buzi metaliczny posmak krwi. Wypuściłem ją więc z zębów i podszedłem bliżej Lucy. Alkohol buzujący w moich żyłach mieszał się z podnieceniem. Wiedziałem, jednak, że nie mogę jej dotknąć i to sprawiało, że moje pragnienie wzrastało jeszcze bardziej.
  - Długo jeszcze będziesz tak mi się gapił w cycki? - zaśmiała się dziewczyna odchylając głowę w tył. Jej mokre, brązowe włosy przylgnęły jej do twarzy. Z gęstych loków zostały już tylko delikatne fale, a warkoczyk spleciony wcześniej po lewej stronie głowy, teraz zwisał luźno po jej ramieniu. Makijaż trochę jej już spłynął i pod oczami miała rozmazany, czarny tusz, ale mimo to nadal była tak samo piękna.
   Chciałem coś jej odpowiedzieć, jednak zanim zdążyłem otworzyć usta Lucy zanurzyła się pod wodę. Czekałem na to, aż się wynurzy, kiedy nagle poczułem ucisk na mojej kostce, a po chwili zostałem gwałtownie wciągnięty na dno basenu. Chwilę później wynurzyłem się z niego i od razu usłyszałem donośny, dziewczęcy śmiech roznoszący się echem po pomieszczeniu. Spojrzałem groźnie na roześmianą dziewczynę, a przynajmniej próbowałem na nią groźnie spojrzeć, bo już po chwili również wybuchnąłem głośnym śmiechem.
  - Lepiej, żebyś zaczęła uciekać. - powiedziałem, kiedy śmiech między nami nami ucichł. Lucy spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale posłuchała mojej rady i po chwili zaczęła płynąć w przeciwna stronę. Rzuciłem się za nią i złapałem ją w pasie zanim zdążyła upłynąć kilka metrów.
  - Teraz zapłacisz za próbę podtopienia Louisa Tomlinsona. - powiedziałem trzymając ją blisko swojego torsu tak, że jej plecy były z nim zetknięte. W głowie miałem już ułożony plan jak się zemścić. Oczywiście bez żadnych uszczerbków na zdrowiu. Nie jestem tyranem.
   Wziąłem Lucy na ręce i zacząłem z nią iść w kierunku wodospadu niedaleko nas. Miałem zamiar ją w niego niego rzucić, jednak dziewczyna chyba się tego domyśliła i zaczęła wiercić się na moich rękach. Po chwili wyślizgnęła się z mojego uścisku i dopłynęła do schodków po których szybko wyszła z basenu. Nie zamierzałem jednak jej odpuszczać i również szybko wyszedłem z wody ruszając za nią w pogoń. Ganialiśmy się wokół basenu zupełnie jak małe dzieci bawiące się w berka na podwórku, ale w końcu  każdy ma w sobie coś z dziecka. Kiedy byłem mały uwielbiałem bawić się w tą zabawę, chociaż najczęściej to ja musiałem być berkiem, ponieważ moi koledzy byli ode mnie starsi i z łatwością mnie łapali.
  Po podwójnym okrążeniu basenu wreszcie udało mi się ponownie zamknąć Lucy w swoich ramionach. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę kładąc swoje dłonie na mojej nagiej klatce piersiowej i próbowała mnie od siebie odepchnąć, jednak powiedzmy sobie szczerze. Jestem od niej o trzy lata starszy i dużo silniejszy, dlatego w starciu ze mną jest praktycznie bez szans.
  - Kotku, jesteś za słaba, żeby mnie od siebie odepchnąć. - powiedziałem obserwując jej marne starania wydostania się z mojego uścisku.
  - Wcale, że nie. - zaprotestowała natychmiast Lucy ani na chwilę nie zaprzestając swoich prób.
    Nic więcej nie mówiąc złapałem Lucy jedna ręką za jej wąską talię, a drugą przełożyłem w zgięciu jej kolan i zanim zdążyła zakodować w mózgu co się dzieje wrzuciłem ją do basenu.
  - Zemsta kochanie! - krzyknąłem za wpadającą Lucy z wielkim, triumfalnym uśmiechem na ustach.  Przez przezroczystą wodę w basenie widziałem jak Lucy zaczyna schodzić coraz głębiej pod wodę wymachując przy tym rękoma. Byłem pewien, że zaraz z niej wypłynie, jednak nic takiego się nie stało. Jej ciało opadało zaczęło opadać coraz głębiej, a ona przestała wymachiwać rękoma. Była w kompletnym bezruchu, a jedyną oznaką życia, którą dała były bąbelki wypływające z jej ust, a po chwili unoszące się do góry ciało.
   Spanikowany skoczyłem do basenu i zanurkowałem wydobywając z niego drobne ciało Lucy. Natychmiast wypłynąłem z nią na powierzchnię i położyłem na zimnych kafelkach. Poczułem jak cały alkohol, który nie tak dawno wypiłem, wyparowuje ze mnie w jednej sekundzie, a władzę nad moim ciałem przejmuje strach. Czułem się dokładnie tak samo jak tamtego feralnego dnia, gdy znalazłem Lucy zamarzniętą pod drzewem w parku. Jednak z tą małą różnicą, że tym razem była to całkowicie moja wina. Jeżeli cokolwiek jej się stanie to ja będę za to odpowiedzialny. Nie powinienem rzucać jej do wody zwłaszcza po wypiciu dużej ilości whiskey. Może gdybym nie był tak głupi domyśliłbym się, że po alkoholu Lucy może mieć problemy z robieniem rzeczy, które zazwyczaj potrafi robić na trzeźwo.
   - Lucy, słyszysz mnie? - mówiłem klepiąc ją po lewym policzku i nasłuchując czy oddycha.
   Dziewczyna, jednak leżała nieruchomo i nie odpowiadała na żadne moje wołania. Jej brzuch nie unosił się tak jak powinien, gdy człowiek oddycha. Nigdy nie uważałem na lekcjach pierwszej pomocy, bo byłem wprost pewien, że nigdy mi się to nie przyda za co teraz w duchu się przeklinam, jednak zapamiętałem fakt, że należy zrobić kilka wdechów przez usta nieprzytomnemu człowiekowi. Zapamiętałem to tylko dlatego, że pielęgniarka, która demonstrowała nam pierwszą pomoc była bardzo ładna i podkochiwałem się w niej przez całe gimnazjum. Miała co prawda 27 lat co czyniło ją ode mnie prawie dwa razy starszą, ale mówią, że podobno miłość nie wybiera. Usiadłem na udach Lucy, po czym zacząłem zbliżać się powoli do jej ust. Było to dla mnie trochę niezręczne, bo mimo, że już dwa razy robiliśmy coś co na przyjaciół nie przystało, to ani razu się nie całowaliśmy. Może robienie komuś "usta, usta" nie jest prawdziwym pocałunkiem, ale jednak jest to pewne zbliżenie co czyniło całą tą sytuację co najmniej dziwną. Zaczynałem czuć się przez to jak nekrofil. Sto razy bardziej wolałbym pocałować Lucy w normalnych okolicznościach, kiedy ma otwarte oczy i mam pewność, że żyje.
   Kiedy nasze usta dzieliły już tylko milimetry nagle oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem. Zszedłem z niej jak oparzony nieco urażony jej zachowaniem, ale też z ogromną ulgą, że jednak żyje i nic jej nie jest. Naprawdę myślałem, że ją utopiłem. Byłem tym spanikowany. Już wyobrażałem sobie siebie w pomarańczowym kombinezonie i celi więziennej z jakimiś bandytami skazanym za nieumyślne spowodowanie śmierci. Do końca życia nie darowałbym sobie, że zabiłem człowieka. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jak mi ulżyło, kiedy zobaczyłem, że Lucy jest żywa i nic jej nie jest.
  - Zdajesz sobie sprawę z tego jak mnie wystraszyłaś?! - wykrzyknąłem podczas gdy Lucy zwijała się ze śmiechu wciąż będąc w pozycji leżącej.
  - Zdaję i jestem z siebie dumna. - oznajmiła unosząc dumnie głowę, kiedy opanowała już trochę swój histeryczny śmiech i stanęła na nogi. Nadal miała na sobie błękitną spódniczkę, która teraz była przemoknięta do suchej nitki przez co prześwitywały jej białe, koronkowe majtki. Co prawda już miałem okazję je podziwiać, ale nie powiem, że byłem zadowolony z faktu, iż mogę popatrzeć na nie jeszcze raz. Łatwiej było mi wyobrazić sobie Lucy w samej bieliźnie i nie powiem, był to rozkoszny widok. Gdyby tylko mi na niej tak nie zależało może udałoby mi się ją namówić na seks bez zobowiązań, ale nasza relacja była inna. Dziwna. Po prostu nie potrafiłem i nie chciałem złamać jej serca. A taką relacją zrobiłbym to z całą pewnością.
  - Zaciąłeś się czy jak? - spytała Lucy machając mi ręką przed oczami.
  - Nie. Przepraszam po prostu się zamyśliłem przez stracha, którego mi napędziłaś. - odparłem pospiesznie, powracając do rzeczywistości. - Jeszcze się na tobie odegram.
  - Jasne. - odparła Lucy przeciągając literę "a" przez co mogłem wnioskować, że nie mi nie wierzy, ale jeszcze zobaczymy kto tu się będzie śmiać ostatni. - Powinnam już iść. Jestem u ciebie już i tak zdecydowanie za długo.
  - Wrócisz do domu w takim stanie? - uniosłem do góry brwi. Mimo, że woda nieco otrzeźwiła Lucy myślę, że nadal ma w krwi dobre 2 promile alkoholu lub nawet i więcej. - I w mokrych ubraniach? - dodałem patrząc na jej przemoczoną spódniczkę i bluzkę leżącą na kafelkach przy brzegu basenu.
  - Jestem już prawie trzeźwa. - zaśmiała się zdejmując z siebie mokrą spódniczkę. - A wrócę w bieliźnie! - wykrzyknęła wesoło.
  - Na pewno nie. - zaprotestowałem. - Mam w domu dużo miejsca, zostaniesz u mnie na noc, a rano odwiozę cię do domu.
  - Proponujesz mi noc u siebie? Brzmi zachęcająco.
  - Wiesz przecież co mam na myśli, Lucy, ale nie ukrywam, że drugie opcja też wydaje mi się bardzo kusząca. - odpowiedziałem posyłając jej mój znany zadziorny uśmiech. Może nie powinienem tego mówić zważając na ostatnią naszą przygodę w mojej sypialni, ale pod wpływem alkoholu mówi się różne dziwne rzeczy. Mój trzeźwy umysł, który powrócił do mnie kilka minut temu całkowicie już zniknął. Teraz znów czułem w ustach gorzki posmak whiskey.
  - Nie wiem jak moja mama na to zareaguje... - skrzywiła się.
  - Spokojnie, zadzwonię do niej i wszystko jej wytłumaczę.
  - Powiesz jej, że wypiliśmy połowę butelki Whiskey, a teraz oboje jesteśmy tak pijani, że ledwo potrafimy utrzymać się na nogach? - śmiech Lucy po raz kolejny rozniósł się po basenie.
  - Nie wiem, ale coś wymyślę. A teraz może lepiej chodźmy coś zjeść. Przez ten basen zrobiłem się strasznie głodny. - pociągnąłem ją za rękę w kierunku szklanych drzwi. Cieszyłem się, że nie ma tu nigdzie schodów, bo naprawdę nie mam pojęcia jak bym po nich wszedł w tym stanie. Z ledwością utrzymywałem równowagę. Białe kafelki pod moimi stopami rozmazywały się za każdym razem, kiedy na nie patrzyłem. Tak jakby miały się za chwile zapaść, a ja miałbym wpaść do wielkiej, czarnej dziury dokładnie takiej jak w moich koszmarach z dzieciństwa. Ta wizja mnie przerażała, dlatego szybko podniosłem przeniosłem swój wzrok z podłogi i przerzuciłem go na twarz Lucy. Dziewczyna chyba jednak nie miała tak mocnej głowy do picia jak myślałem, bo po kilku krokach zatoczyła się i wpadła prosto w moje ramiona. Przez chwilę trzymałem ją dopóki nie straciłem całkowicie równowagi i nie runęliśmy na ziemię jak dwie kostki domino.
  - Ała. - jęknąłem kiedy moje ciało zderzyło się z twardymi i zimnymi płytkami. Lucy miała to szczęście, że wylądowała na mnie, więc nie musiała się martwić o to, czy jej głowa aby na pewno jest w całości. Ja niestety miałem ten problem. Byłem pewien, że jutro będę miał ogromnego guza w miejscu w którym się uderzyłem, a do tego bolały mnie plecy i kość ogonowa. Kolejna myśl do zanotowania w mojej głowie. No cóż teraz teraz to chyba do pozostałości po mojej głowie: Nigdy więcej tyle picia.
  - Jesteś bardzo wygodny. Możemy tak spać. - mruknęła dziewczyna wtulając się w moje ciało. Podobał mi się ten widok, jednak sprawiało mi to większy ból, dlatego musiałem ją z siebie zdjąć na co od razu usłyszałem jej niezadowolony jęk.
  - Dlaczego mnie z siebie zrzucasz? Tak wygodnie mi się na tobie leżało.
  - Uwierz mi, że pozwolił bym ci na sobie leżeć dłużej, ale przez ten upadek strasznie bolą mnie plecy, a fakt, że na mnie leżysz sprawia, że czuję go jeszcze mocniej.
  - Ohh, przepraszam. - Lucy odsunęła się ode mnie i wstała z podłogi pociągając mnie za sobą.
  - Dzięki. - powiedziałem, kiedy stałem już na nogach od razu łapiąc się za swój bolący krzyż. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nadal mam na sobie mokre spodnie, ale nie miałem siły, żeby teraz ich z siebie zdejmować, dlatego wyszedłem z basenu w mokrych spodniach i bokserkach nieprzyjemnie przylegających do mojego ciała.
   Po kąpieli w basenie czułem pustkę w żołądku, więc szybkim krokiem wszedłem do kuchni i otworzyłem drzwi lodówki. Światełko w środku od razu się zapaliło a lodówka wydała z siebie charakterystyczny pomruk jak za każdym razem gdy się ją otwiera. Półki były przepełnione jedzeniem do tego stopnia, że produkty ledwo się na nich mieściły. Połowa z nich była jednak prawdopodobnie przeterminowana, dlatego wyciągnąłem kurczaka w sosie słodko - kwaśnym, którego przygotowałem samodzielnie jeszcze wczoraj. Miałem więc pewność, że nikogo tym nie otruje. Mój kurczak jest o wiele lepszy niż te pakowane, gotowe kurczaki w jakimś markecie.
  - Jesz mięso, prawda? - upewniłem się odwracając się w stronę Lucy stojącej za mną. Nadal była w samej bieliźnie. Wydawało mi się, że była tym trochę skrępowana, ponieważ stała ze skrzyżowanymi rękami próbując zakamuflować brak bluzki na swoim ciele.
  - Tak, jem, ale czy mógłbyś dać mi najpierw coś do przebrania?
  - Weź sobie coś z mojej szafy, a tą mokrą spódniczkę możesz, powiesić gdzieś w łazience. Obojętnie której. - dodałem po chwili wyprzedzając jeszcze nie zadane pytanie Lucy.
   Dziewczyna pokiwała wolno głową, a następnie odkręciła się na pięcie i wyszła z kuchni włócząc za sobą nogami. Ja natomiast wstawiłem kurczaka do mikrofalówki, ustawiłem czas podgrzewania na minutę i zacząłem wyjmować z szafki talerze i widelce. Myślę, że w tych okolicznościach nie będziemy bawili się w kulturalnych ludzi używających noża i widelca.
*Lucy*
   Z trudem weszłam po marmurowych schodach przez cały trzymając się kurczowo poręczy. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie wiruje, a stopnie rozchodzą mi się pod nogami. Na całe szczęście udało mi się bezpiecznie dotrzeć na górę po kilku małych potknięciach. Przemierzyłam połowę korytarza, a po chwili otworzyłam ciemne, drewniane drzwi do sypialni Louisa i weszłam do środka. Czułam się nieco dziwnie będąc w jego sypialni sama. Tak jakbym się tam włamała mimo, że dostałam jego pozwolenie na wkroczenie do jego królestwa. Uważam, że sypialnia to takie miejsce do którego nie powinno się wchodzić bez jej właściciela, ale może to i lepiej, że Lou został na dole. Chwiejnym krokiem otworzyłam drzwi od jego garderoby, a moje oczy automatycznie zrobiły się jak dwa spodki, kiedy zobaczyłam ile znajduje się tu ubrań i butów. Jego garderoba była dwa razy większa od mojej, a myślałam, że jako kobieta to ja mam więcej ubrań od niego. Jak widać pomyliłam się i to bardzo.
   Z podziwem patrzyłam na bluzy, bluzki, i spodnie równiutko poskładane w kosteczkę i ułożone na półkach jedna na drugiej, koszule idealnie wyprasowane i powieszone na wieszakach i kilkadziesiąt par butów stojące obok siebie na podłodze pod półkami. Byłam pewna, że Louis ma wynajętą pokojówkę czy kogoś takiego do pomocy, kto poukładał to wszystko za niego, bo nie potrafiłam uwierzyć, że facet może być aż takim perfekcjonistą.
   Wreszcie uklęknęłam przy jednaj z wielu znajdujących się tu półek i półeczek, i wzięłam pierwszą z brzegu czarną koszulkę z napisem "killers". Następnie podniosłam się z klęczek i ruszyłam w stronę łazienki, tej po której oprowadzał mnie Louis na samym początku, gdy do niego przyszłam. Dla bezpieczeństwa zamknęłam drzwi na zamek, a dopiero potem zaczęłam zdejmować z siebie mokry stanik. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że moja bielizna jest również mokra, jednak wątpię, żebym znalazła w szafie Louisa damską bieliznę, dlatego nie pozostało mi nic innego jak zostawić ją na sobie i poczekać aż wyschnie.
   Założyłam na siebie koszulkę Louisa. Jestem od niego dużo niższa, dlatego jego bluzka sięgała do połowy moich ud. Podeszłam do dużego lustra nad umywalką, a kąciki moich ust uniosły się delikatnie w górę, kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Czułam intensywny zapach Louisa mając na sobie jego ubranie. Woń męskich perfum i jeszcze czegoś niezidentyfikowanego. To zupełnie tak jakby stał tuż obok mnie. Podniosłam do góry rąbek jego koszulki i przystawiłam do swojego nosa wdychając jego zapach. Wąchałabym go pewnie jeszcze dłużej, jednak nagle usłyszałam pukanie do drzwi i ponaglający głos Louisa.
  - Lucy, przygotowałem już kolację. Wychodź szybciej.
  - Już wychodzę. - odpowiedziałam szybko przekręcając zamek w drzwiach i stając dokładnie naprzeciwko niego.
   Kiedy mnie zobaczył oblizał usta, a następnie uważnie zaczął mi się przyglądać od góry do dołu. Odnosiłam wrażenie, że właśnie w tym momencie rozbiera mnie wzrokiem, ale nie powiedziałam mu tego. Jedynie wyminęłam go i stanęłam za nim krzyżując ręce na piersiach.
  - Więc... idziemy coś zjeść, czy mamy tu tak stać?
  - Tak, idziemy. - ocknął się po chwili. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że fajnie wyglądasz w mojej koszulce. - dodał, kiedy znaleźliśmy się już w kuchni.
  - Dzięki. Pachnie tobą.
  - I jak podoba ci się mój zapach? - zaśmiał się Louis.
  - Hmm... trochę śmierdzisz, ale nie jest tak źle.
  - Eeej, to nie było miłe. - Louis wygiął dolną wargę i skrzyżował ręce, a potem odwrócił się do mnie tyłem udając bardzo obruszonego tym co powiedziałam. Wiedziałam, że w rzeczywistości się tym nie przejął, ale na wszelki wypadek objęłam go od tyłu i przytuliłam mocno.
  - Przecież wiesz, że żartowałam. Twoja koszulka pachnie tak samo ładnie jak ty.
   Louis odwrócił się i przyjrzał mi się uważnie, a później na jego twarzy ponownie zagościł wielki uśmiech.
  - Wiem, bo ja zawsze ładne pachnę. - powiedział zadowolony, a potem ruszył w stronę dużego, drewnianego stołu gdzie stały już przygotowane dwa talerze z apetycznie pachnącym mięsem.
  - Smakowicie pachnie. - stwierdziłam siadając naprzeciwko Louisa i biorąc do ręki widelec leżący po mojej prawej stronie.
  - Bo sam to wczoraj robiłem. - pochwalił się jak zwykle. Może i nie znam Louisa zbyt długo, ale z moich obserwacji wynikło, że Lou uwielbia chwalić się swoimi osiągnięciami, a zwłaszcza tymi kulinarnymi. I muszę przyznać, że nie gotuje wcale tak źle o ile mówił prawdę.
   Po zjedzeniu posiłku wstałam od stołu i jak przystało na kulturalnego człowieka wzięłam swój talerz, żeby odnieść go do kuchni, jednak Louis szybko zabrał go ode mnie i wyminął mnie odnosząc brudne naczynia za mnie.
  - Goście nie sprzątają. - pouczył mnie, kiedy włożył talerze i stanął obok mnie.
  - Oh, przepraszam panie Tomlinson. - zaśmiałam się odchylając lekko głowę w tył. Chyba jeszcze nigdy w życiu się tyle nie śmiałam jak dzisiaj przy Louisie. Nie żałuję, że jednak zdecydowałam się do niego przyjść. Naprawdę chyba nigdy nie przeżyłam tyle emocji ile w dzisiejszym dniu. No właśnie chyba już jednak nie dniu, a wieczorze.
  Spanikowana zerknęłam na duży, czarny zegar wiszący na ścianie, a moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam dwie wskazówki ustawione na godzinie; 21:35. Zupełnie zapomniałam o tym, żeby zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że zostanę na noc u Louisa. Na pewno biedaczka siedzi teraz przy oknie z telefonem w dłoni i po raz setny wybiera mój numer.
  - Louis, muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że u zostanę u ciebie, więc... - nie bardzo wiedziałam jak zasugerować Louisowi, żeby zrobił to za mnie, dlatego ucięłam w połowie zdania i popatrzyłam na niego wymownie. Lou chyba zrozumiał co chce mam na myśli, bo pokiwał głową i powiedział:
  - Powiem jej, tylko daj mi swój telefon.
   Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę holu, gdzie zostawiłam moja torbę, a w niej mój telefon. Schyliłam się i wyjęłam z bocznej kieszonki szukany przedmiot, po czym nacisnęłam środkowy guzik. Na wyświetlaczu pojawiło się kilka nieodebranych połączeń od jednego numeru tak jak podejrzewałam. Wręczyłam iPhona do rąk Louisa pokazując mu wcześniej numer mamy, na który miał zadzwonić. Posłusznie przyłożył mój telefon do ucha czekając na odbiór połączenia. Długo nie musiał czekać, bo niemal od razu zaczął rozmawiać z moją mamą.
  - Dobry wieczór pani Swan tutaj Louis Tomlinson. Tak, ten do którego poszła pani córka. Nie, nic jej nie jest, wszystko jest w porządku. Jest teraz w łazience bierze prysznic. Chciałem panią zawiadomić, że Lucy zostanie u mnie na noc. Wypiliśmy troszeczkę alkoholu i sądzę, że nie będzie dobrym pomysłem, żeby wracała sama po nocy taksówką, dlatego zaproponowałem jej noc u mnie. Oczywiście jutro osobiście odwiozę ją do domu, proszę się o to nie martwić. Tak, będziemy spać na osobnych łóżkach, obiecuję. Życzę miłej nocy pani Swan. Do widzenia.
   Louis oddał mi do rąk telefon wywracając przy tym oczami.
  - Twoja mama miała do mnie naprawdę dużo pytań.
  - Była bardzo zła na to, że nie przyjdę do domu na noc? - zapytałam, już wyobrażając sobie skwaszoną minę mojej mamy na wieść o tym, że jej córka nie będzie spać we własnym łóżku tylko w domu jakiegoś chłopaka. No dobra może nie jakiegoś chłopaka, bo w końcu Louis jest sławnym piłkarzem, ale mimo wszystko moją mamę chyba zaskoczył fakt, że spędzę noc u osoby płci przeciwnej. Nawet kiedy byłam jeszcze z Tylerem i zostawaliśmy u siebie na noc, Tyler spał w pokoju gościnnym pod czujnym okiem mojej mamy, a jeżeli to ja nocowałam u niego mama dzwoniła do mnie co 5 minut sprawdzić czy aby na pewno wszystko jest w porządku i nie śpimy razem ze sobą, chociaż i tak spaliśmy.
  - Nie, chyba nie miała z tym problemu. Na początku tylko zaniepokoiła się, że coś ci się stało i leżysz teraz w szpitalu nie mogąc nawet wziąć do ręki telefonu, ale później wytłumaczyłem jej wszystko jak sama zresztą słyszałaś i obiecałem, że odwiozę cię jutro do domu, żebyś mogła pójść do szkoły.
  - Okej, dzięki. Pewnie gdybym ja do niej zadzwoniła dostałabym ochrzan za to, że chcę ją przyprawić o siwiznę i sypiam u chłopaka z którym nawet nie jestem.
  - A co do tego spania osobno...- zaczął powoli Louis - Myślę, że chyba możemy spać razem. W końcu już kiedyś razem spaliśmy kiedy zostałem na noc u ciebie.
   Spojrzałam na niego z poważnym wyrazem twarzy bo nie wiedziałam czy spanie w jednym łóżku jest odpowiednie. Teraz, po całej dzisiejszej przygodzie z narkotykami i naszym ''niedokończonym seksem'' czułabym się po prostu dziwnie śpiąc tuż obok Louisa, ale nie miałam siły się z nim kłócić, dlatego pokiwałam głową zgadzając się na jego propozycję o ile mogę nazwać to co powiedział propozycją. Brzmiało to trochę jak stwierdzenie, ale nie chcę wnikać już w szczegóły.
  - Jesteś taka kochana. - Louis podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, a następnie podniósł mnie do góry i okręcił się ze mną wokół własnej osi.
  - Louis, postaw mnie! - krzyknęłam poprzez swój śmiech. Jego ramiona puściły moje ciało, a na jego twarzy pozostał już tylko duży uśmiech.
  - Po prostu się cieszę, że będziesz ze mną spać. Jak chcesz weź prysznic, w którejkolwiek łazience chcesz.
   - Wypiłeś zdecydowanie za dużo alkoholu. - pokręciłam głową kierując się schodami na górę do łazienki, gdzie pozostała moja mokra spódniczka. Przy okazji będę mogła sprawdzić czy już wyschła i będę miała co jutro na siebie założyć, bo w przeciwnym razie nie wiem w czym wrócę do domu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wracać w mokrych ciuchach albo w samej koszulce Louisa, płaszczu i szpilkach.
  - Przypominam ci, że to był twój pomysł. - Louis zaczął wchodzić po schodach razem ze mną trzymając się przy tym mocno poręczy, zresztą tak samo jak ja. Obojgu trudno nam było utrzymać równowagę, a zwłaszcza na schodach, które teraz wydawały mi się szczytem góry Mount Everest.
   Nacisnęłam klamkę od łazienki i już miałam zamiar do niej wejść, kiedy do pomieszczenia wślizgnął się Louis stając wprost naprzeciwko mnie.
  - Chciałam wziąć prysznic. - powiedziałam mając nadzieję, że domyśli się o co mi chodzi i opuści łazienkę w której teraz oboje byliśmy.
  - Tak, ja też. - wzruszył ramionami i ku mojemu zdziwieniu zaczął zdejmować z siebie mokre spodnie. Zupełnie zapomniałam o tym, że Louis przez cały ten czas nie zdjął z siebie mokrego ubrania i nie przebrał na coś suchego. Najwidoczniej nie każdemu przeszkadza mokra bielizna na tyłku i innym partiach ciała, jeśli wiecie co mam na myśli. Co do jego bielizny nadal była mokra przez co biały materiał jego bokserek był teraz całkowicie przezroczysty. Na całe szczęście widziałam tylko jego seksowny tyłek , jednak na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy odwrócić się do mnie przodem odwróciłam się do niego tyłem w stronę drzwi.
   Od razu gdy to zrobiłam do moich uszu dobiegł cichy chichot Louisa.
  - Chciałem się z tobą wykąpać, ale widzę, że się chyba wstydzisz.
  - Nie sądzisz, że to trochę niezręczna sytuacja? - zapytałam nadal stojąc odwrócona tyłem.
  - Mogłem zapytać cię o to samo, kiedy byłaś na mnie napalona w mojej sypialni.
   Byłam pewna, że moje policzki przybrały w tym momencie intensywny czerwony kolor. Przygryzłam mocno dolną wargę, ale po chwili wypuściłam ją z zębów i odwróciłam się w stronę Louisa próbując skupić się tylko i wyłącznie na jego twarzy i pod żadnym pozorem nie patrzeć w dół.
  - Gdybyś nie kazał mi palić tego świństwa do niczego takiego by nie doszło.
  - Więc sądzisz, że to tylko moja wina?
   Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową odwracając wzrok od niego i zaczynając wpatrywać się niemo w prysznic naprzeciwko mnie. Nie chciałam się znowu z nim kłócić, ani zwalać całą winę na niego, ale w końcu to w większości z jego winy doszło do takiej sytuacji pomiędzy nami. Stwierdziłam jednak, że najlepszym pomysłem będzie taktownie milczeć i tak też zrobiłam.
  - Świetnie. - Louis chyba domyślił się mojej odpowiedzi wnioskując z mojego długiego milczenia i ze złością podniósł swoje spodnie z zimnych płytek, a następnie przesunął mnie na bok i wyszedł z łazienki.
   W pierwszym momencie chciałam za nim wyjść, zatrzymać go i jakoś złagodzić całą sytuację, a może nawet go przeprosić, ale pomyślałam, że dam mu czas na przemyślenie tego wszystkiego i nie będę od razu go przepraszać. Może zrozumie, że niepotrzebnie się obrażał. W końcu to tylko zwykła błahostka.
   Nie myśląc więcej o naszej małej sprzeczce zdjęłam z siebie bieliznę i koszulkę Louisa, rzuciłam ubrania na ziemię i weszłam pod prysznic relaksując się pod strumieniem ciepłej wody. Na półeczce leżały tylko dwa męskie żele pod prysznic i jeden szampon do włosów również przeznaczony dla mężczyzn, dlatego nie miałam zbyt dużego wyboru. Wzięłam jeden z żeli pod prysznic i wylałam go trochę na rękę, po czym zaczęłam wmasowywać go w swoje nagie ciało. Od teraz pachniałam tak samo jak Louis i podobało mi się to. Jego zapach był cudowny. Teraz stał się moim ulubionym. Na mojej twarzy ponownie pojawił się rozmarzony uśmiech, a ja zaczęłam żałować, że zrzuciłam całą winę na Louisa i przeze mnie znowu się pokłóciliśmy. W końcu to tak naprawdę nie była jego wina tylko moja. To ja zaczęłam zachowywać się jak jakaś napalona laska z klubu nocnego.
  Ogarnięta poczuciem winy, szybko dokończyłam mycie swojego ciała i włosów, i wyszłam spod prysznica zakładając na siebie rzeczy, które zostawiłam rozrzucone po podłodze. Mokre włosy osuszyłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki kierując się w stronę sypialni Louisa. Drzwi od jego sypialni były uchylone, jednak kiedy weszłam do środka jego tam nie było. Drewniane drzwi od jego garderoby były otwarte, a na ziemi znajdowało się kilka porozrzucanych ubrań co oznaczało, że pewnie próbował coś sobie znaleźć,ale nie chciało mi się już za bardzo po sobie posprzątać. To tylko utwierdziło mnie w moim przekonaniu, że na pewno ma wynajętą jakąś sprzątaczkę albo też pokojówkę, która robi to wszystko za niego. Szczerze przyznam, że też nie należę do osób, które zawsze po sobie sprzątają i gdyby było mnie stać na pewno zrobiłabym to samo co Louis.
   W ramach małych przeprosin i rekompensaty, weszłam do jego garderoby, podniosłam porozrzucane ubrania i poskładałam je równo w kosteczkę dokładnie w taki sam sposób w jaki była ułożona reszta. Po skończeniu składania kliku bluzek i kilku par bokserek wyprostowałam się i właśnie miałam opuścić garderobę, kiedy do sypialni wszedł Louis ubrany tylko w same czarne bokserki Calvina Kleina.
  - Co robisz w moje garderobie? - zapytał obrzucając mnie podejrzliwym spojrzeniem.
  - Nic, tylko poukładałam ci bluzki. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą opuszczając nieduże pomieszczenie (oczywiście mówię to w porównaniu do sypialni, bo w innych okolicznościach nie można byłoby go nazwać niedużym) i siadając na brzegu jego łóżka.
  - Um, dzięki nie musiałaś.
  Louis zajął miejsce z drugiej strony łózka.
  - Posłuchaj... ja... naprawdę nie powinnam cię obwiniać o to co się między nami stało, bo to była tylko moja wina. To ja zachowałam się jak jakaś dziwka i... po prostu przepraszam. - niepewnie popatrzyłam w oczy Louisa czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Również podniósł swój wzrok na mnie i przez chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa, a dopiero po kilku sekundach, które zdawały mi się wiecznością zaczął coś mówić.
  - Nie nazywaj siebie dziwką, bo nią nie jesteś. Gdybyś nią była już przy pierwszej okazji wskoczyłabyś mi do łóżka, a ty tego nie zrobiłaś. Chciałaś się ze mną przespać tylko, dlatego, ponieważ byłaś upalona. Jestem pewien, że gdybym nie zmusił cię do palenia tego gówna nie zrobiłabyś tego co zrobiłaś, więc miałaś rację. To moja wina. Ale jeśli mam być z tobą szczery to bardzo mi się to podobało. Jeszcze chyba żadna laska nie zrobiła mi tak dobrze tyłkiem na moim kroczu. - zaśmiał się Louis. Mimo wszystko na mojej twarzy też pojawił się uśmiech zamiast czerwonych policzków, które teraz powinnam mieć. Zmęczenie coraz bardziej jednak dawało mi o sobie znać, bo ziewnęłam przykrywając usta ręką.
  - Ktoś tu chyba jest śpiący. - zauważył Louis wdrapując się na łóżko i przyciągając mnie do siebie.
   Nie miałam już siły na żadną odpowiedź, dlatego pokiwałam wolno głową i wtuliłam się w jego tors przymykając powieki. Louis widząc to ułożył się na łóżku w pozycji leżącej i objął mnie swoimi ramionami przyciągając mnie tak blisko siebie na ile było to możliwe. Czułam się niezwykle bezpiecznie. Tak jakby już nic i nikt nie mógł mnie zranić. W błogim spokoju zaczęłam odpływać w głęboki sen słysząc jeszcze dwa słowa na dźwięk których moim sercu drgnął mięsień, a kącik ust wygiął się w delikatnym, sennym uśmiechu.
  - Dobranoc skarbie.






                                                                            ***


No to mamy rozdział 14! Jak zapowiadałyśmy pojawił się on dopiero w sierpniu, postaramy się, żeby teraz rozdziały pojawiały się szybciej, ale nic nie obiecujemy. Do następnego!
Lucix i Gazix :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz