sobota, 24 września 2016

Rozdział 16

Bardzo prosimy o przeczytanie notatki pod rozdziałem, jest bardzo ważna i na pewno będzie dla Was interesująca
*Lucy*
   Piątkowe popołudnie, tuż po szkole, kiedy nareszcie można odpocząć od tych wszystkich książek i prac domowych, wylegując się na łóżku przy włączonym telewizorze, z leżącym na kolanach psem i miską popcornu. To jest właśnie to czego mi teraz potrzeba. Ten tydzień nie należał do lekkich. Poniedziałkowa wizyta u dyrektora na pewno nie była wymarzonym rozpoczęciem tygodnia, a konsekwencje jakie to za sobą pociągnęło, tym bardziej nie należały do przyjemnych, bo jakbyście się czuli gdybyście musieli przez 5 dni z rzędu sprzątać szkolną stołówkę tylko za to, że chcieliście wstawić się za swoja przyjaciółką i powiedzieliście waszemu dyrektorowi parę słów prawdy? Wszystko ma jednak swoje dobre strony i ta historia również je ma. Może i zamiatałam podłogi, i wyrzucałam skórki po bananach, i papierki po cukierkach, pozostawione przez innych uczniów, ale za to nasza księżniczka Mia miała o wiele gorsza karę do odbycia. Wyobraźcie sobie jak wspaniale było oglądać ją, sprzątającą brudne toalety i odgarniającą śnieg z boiska i parkingu szkolnego w swojej miniówce i cienkich rajstopach, ale najlepsze z tego wszystkiego jest to, że teraz calutka szkoła plotkuje o tym jaką klęskę poniosła nasza była już "królowa szkoły", a na dodatek wszyscy widzieli to jak "doskonale" radzi sobie czyszcząc szkolne kible. O tak, karma wraca, suko. Jednak istnieje coś takiego jak sprawiedliwość.
   Teraz jest godzina 15, a ja oglądam film dla kilkuletnich dzieci, który jest zatytuowany "Auta 2", świetnie się przy tym bawiąc. No dobra, może nie tak świetnie. Chciałam spotkać się tego dnia po szkole z dziewczynami, ale niestety Lily nie może, ponieważ musi pilnować swojego młodszego,
sześcioletniego brata, gdyż jej rodzice postanowili, zrobić sobie romantyczną kolację z okazji rocznicy swojego poznania, a Kate odbudowuje swoje relacje z bratem i idzie razem z nim i jego dziewczyną - Gigi, na gokarty. Co do Louisa, pewnie teraz się pakuje i jedzie razem ze swoją drużyną do Liverpoolu, gdzie ma się odbyć ich następny mecz. Jest mi trochę przykro, bo miałam nadzieję, że przyjdzie się przynajmniej ze mną pożegnać, ale to w końcu tylko weekend, a my i tak nie wiedzieliśmy się ze sobą o wiele dłużej, więc co to za różnica, kiedy będziemy się widzieć...?
  - Lucy? - w moim pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Klamka ugięła się, a zza drzwi ukazała się głowa mojej mamy przysłonięta jej ciemnymi włosami. - Masz gościa. - oznajmiła mi wesoło, uchylając szerzej drzwi i wpuszczając gościa do środka.
   Przez chwilę nie mogłam rozpoznać kto stoi przede mną. Miał na głowie czarny kaptur tak, że nie widać było połowy jego twarzy. Spuściłam wzrok na jego ręce. Przez podniesiony rękaw u lewej ręki dostrzegłam, jego tatuaże. Louis. Podniosłam się z łóżka zdejmując z siebie włochatą, białą główkę Sisi i stanęłam naprzeciwko niego, witając się z nim krótkim "cześć". Nie wiedziałam jak mam się z nim przywitać po tym co stało się w poniedziałek rano, w jego garderobie między nami. Powinnam go pocałować? A jeśli by mnie odepchnął, ze śmiechem oznajmiając mi, że na za dużo sobie pozwalam?
  - Tylko cześć? - Louis opuścił kaptur swojej bluzy, dzięki czemu, mogłam podziwiać jego niebieskie oczy i brązowe wyżelowane włosy oraz pełne, malinowe usta delikatnie wykrzywione w grymasie.
  - Hmm, chyba tak. - odpowiedziałam,
niepewnie spoglądając kątem oka na moją suczkę, która właśnie zaczęła obwąchiwać Louisa po stopach. Louis schylił się i pogłaskał ją po łebku, a potem podniósł się i podszedł bliżej mnie tak, że między nami została jedynie niewielka przestrzeń.
  - Dlaczego mnie nie pocałowałaś? Myślałem, że jesteśmy już na tym etapie. - powiedział niskim głosem pochylając się w moją stronę i muskając swoimi wargami moje.
  - Nie wiedziałam czy chcesz. - odparłam ledwo słyszalnym głosem zmniejszając przestrzeń między nami do minimum i zarzucając Louisowi ręce na szyję.
  - Właśnie po to tu przyszedłem. - wychrypiał brutalnie atakując moje usta swoimi. Po chwili polizał językiem moja dolną wargę, prosząc tym o większy dostęp. Dałam mu go, bez zbędnych protestów, żeby poczuć jak jego język spotyka się razem z moim i wspólnie zgrywają się w idealnym dla nas rytmie. Potrzebowałam tego tak bardzo. Przez te cztery dni, kiedy go nie widziałam marzyłam o tym, żeby znowu poczuć jego wargi na swoich, doznać tego samego uczucia, którego doznałam, gdy po raz pierwszy się pocałowaliśmy.
 W pewnym momencie poczułam jak dłonie Louisa, zjeżdżają powoli z moich bioder wzdłuż ciała, a po chwili zaciskają się na moich pośladkach. Jęknęłam przez pocałunek w jego usta, tym samym dając mu satysfakcję. Nie pozostałam mu jednak dłużna na długo i w ramach małego rewanżu puściłam jego szyję, po to, by swoimi dłońmi, zacząć jeździć najpierw po jego klatce piersiowej, a następnie schodząc w jego intymne okolice.
    Kiedy tylko moje dłonie dotknęły jego krocza przez spodnie, usłyszałam dźwięk gwałtownie wciąganego powietrza. Uśmiechnęłam się chytrze, przerywając pocałunek i przerzucając wzrok na twarz Louisa. Miał przymknięte oczy, a usta zacisnął w wąską linię. Ewidentnie było po nim widać, że to co robię go podnieca.
  - Chcesz dokończyć to co przerwał nam telefon od twojej mamy, w poniedziałek? - zapytał z nadzieją i podnieceniem w głosie. Jego niebieskie oczy pociemniały, a źrenice poszerzyły się, tak, że teraz połowa jego oka byłą przysłonięta czernią.
  - Może innym razem. - odpowiedziałam obracając się do niego plecami, z szerokim uśmiechem na ustach. Uwielbiałam w ten sposób się nim bawić.
- George jest zawiedziony. - oświadczył smutno. Nie bardzo wiedziałam tylko, kim jest George, ale z moich domyślań wynikało, że właśnie tak nazwał swojego kolegę, którego przed chwilą dotknęłam. Zaśmiałam się i spojrzałam przez ramię na jego zwieszoną głowę i usta wygięte w podkówkę.
  - Tak nazwałeś swojego przyjaciela u dołu?
  - Tak, ale jeśli chcesz możesz dać mu jakąś nową ksywkę.
  - Chyba zostawię tą przyjemność tobie.
   Ponownie odwróciłam się do niego plecami i usiadłam z powrotem na moim mięciutkim, wygodnym łóżku, na nowo skupiając wzrok na bajce, lecącej na ekranie telewizora, zawieszonego nad komodą z pomalowanego na biało drewna. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy poczułam jak materac ugina się pod ciężarem Louisa, który po chwili objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Sisi widząc nas w tej pozycji, wesoło wskoczyła Louisowi na kolana i zamerdała ogonkiem.
  - Chyba twój piesek mnie polubił. - stwierdził biorąc Sisi na ręce i sadzając sobie na części brzucha kilka centymetrów od mojej głowy. Ciekawym faktem jest również to, że posadził ją sobie akurat w taki sposób, że miałam wprost doskonałe widoki na biały kuperek mojego pieska. Niechętnie, ale odsunęłam się od Louisa pozwalając, by jego ramię, którym mnie obejmował opadło na poduszkę. Był, jednak tak zajęty głaskaniem Sisi po brzuchu, że nawet tego nie zauważył. Pomyślałam przez to, że woli mojego psa ode mnie, ale potem zdałam sobie sprawę z tego, że to o czym teraz myślę jest niedorzeczne, ponieważ to by oznaczało, że zaczynam być zazdrosna o swojego psa, a to na pewno nie jest niczym normalnym.
  - Luigi! - oboje wzdrygnęliśmy się na głośny okrzyk, dochodzący z telewizora wydanego przez jednego z samochodzików. Spojrzałam na ekran. Luigi był żółtym, małym samochodzikiem, takim, którym jeździło się w latach 80. Witał się właśnie z drugim samochodem, podobnych do niego rozmiarów, który jak się okazało był jego wujkiem.
  - Pasuje do ciebie to imię. - stwierdziłam przerzucając wzrok z ekranu na Louisa, który odłożył Sisi na podłogę i tak jak ja wpatrywał się w ekran telewizora. Z zewnątrz musi chyba wyglądać to nieco dziwnie. Mam na myśli: dwoje dorosłych ludzi oglądający bajkę dla kilkuletnich chłopców. Ale cóż ta bajka jest naprawdę interesująca. Po raz pierwszy obejrzałam ją z bratem Lily i oczywiście też z samą Lily. Kate nie chciała wtedy z nami oglądać. Stwierdziła, że ta bajka jest tak samo głupia jak nowy sezon serialu "Jak poznałem waszą matkę", którego ona nienawidzi oglądać w przeciwieństwie do mnie. Lily natomiast stwierdziła, że nie głupsza od niej na co Kate przewróciła teatralnie oczami i zaczęła sms - ować z jej obecnym wtedy chłopakiem - Harrym Stylesem.
  - Nieprawda. Uważam, że ani trochę do mnie nie pasuje. - oburzył się Louis wykrzywiając usta.
  - A ja uważam, że tak i wiesz, co? Od teraz właśnie tak będę cię nazywać. - uśmiechnęłam się szeroko, zeskakując z łóżka.
   Uwielbiałam niemal wszystkie jego miny, które robił w zależności od sytuacji, ale ta była zdecydowanie moją ulubioną. Chodzi mi mianowicie o uroczy grymas na jego twarzy, pokazujący niezadowolenie. Przez ostatni weekend, który spędziliśmy razem myślę, że chyba się do siebie zbliżyliśmy, ale wiem, że nie do takiego stopnia do jakiego bym chciała. Gdybym wiedziała, że Louis jest inny i nie jest typowym kobieciarzem, może nawet powiedziałabym, że idziemy dobrą drogą do bycia w związku, ale niestety bardzo dobrze wiem jaki jest i jakie ma nawyki. Patrząc na to co mam, powinnam być wdzięczna opatrzności, że nie przestał się mną interesować od razu po tym, kiedy oświadczyłam mu, że z seks - układu, na który chciał ze mną iść, nici. Owszem mam świadomość tego, że jego zainteresowanie mną jest tylko chwilowe i za wkrótce będzie musiało nastąpić to co nieuniknione, co z pewnością połamie moje serce na kawałki, ale na razie chce się cieszyć tym co teraz między nami jest. Czymkolwiek to jest i jakkolwiek da się to nazwać.
  - Nieważne. Przebierz się w... coś - powiedział obrzucając wzrokiem od góry do dołu moje szare dresy, które zazwyczaj zakładam w takie popołudnia jak to, gdy oglądam telewizję z miską popcornu i psem na kolanach, który czasem jednak woli potowarzyszyć mojej mamie w kuchni i pobłagać ją o kawałek boczku.
  - Nie podobają ci się moje dresy? - spytałam udając obrażoną i obrzucając Louisa leżącego na moim łóżku, z głową wygodnie ułożoną na poduszkach wyzywającym wzrokiem.
  - Ty mi się zawsze, we wszystkim podobasz, ale kiedy zabieram cię do najlepszej kawiarni w tym mieście, wolę, żebyś założyła coś bardziej szykownego. Nie obrażając oczywiście twoich dresów.
   Zrobiło mi się cieplej na sercu na dźwięk wypowiedzianego przez niego zdania. Słyszę to już co prawda, po raz kolejny, ale mimo to za każdym razem czuję znajome ciepło. To naprawdę niesamowite uczucie usłyszeć takie zdanie z ust osoby, do której coś czujesz.
  - Zabierasz mnie do kawiarni?
  - Tak. - wzruszył obojętnie ramionami, ale na jego ustach uformował się delikatny uśmiech. - Więc przebierz się szybko, bo nie mam za dużo czasu. Za niecałe trzy godziny muszę jechać.
  - O której masz mecz? - zapytałam podchodząc do szafy i wyciągając z niej czerwony sweter bez guzików do zarzucenia na ramiona, czarny t-shirt i czarne, opinające spodnie, w których moje nogi wyglądały niezwykle szczupło, dlatego też były one jednymi z moich ulubionych par spodni.
  - Jutro o 19. Będziesz oglądać mnie w akcji?
  - Może. - zaśmiałam się puszczając Lou oczko, po czym opuściłam swoje królestwo kierując się do łazienki.
   Po kilkunastu jak podejrzewam minutach, otworzyłam drzwi łazienki w zupełnie nowej odsłonie. Spojrzałam w lustro, wiszące naprzeciwko mnie i przejrzałam się w nim z podziwem dla samej siebie. Czarne, równiutko narysowane kreski na moich powiekach, delikatny różowy cień i usta pomalowane krwisto - czerwoną szminką, którą dostałam od Lily w prezencie, idealnie dogrywały się z moim czerwonym swetrem narzuconym na ramiona. Czarne, wąskie spodnie tak jak myślałam odchudziły moje nogi co najmniej o połowę. W takiej stylizacji mogłam spokojnie wyjść do kawiarni bez obawy, że jeśli ktokolwiek zechce, nam zrobić zdjęcia, wyjdę na nich jakbym dopiero co wstała z łóżka.
  - Ile można przesiadywać w łazience? Czekałem na ciebie prawie pół godziny i... - Louis podniósł się z mojego łóżka wyrzucając do góry ręce dla lepszego, zaprezentowania swojego zniecierpliwienia i bardzo męczącego oczekiwania. Jednak odrazu gdy jego wzrok spoczął na mnie przestał, bezsensownie zrzędzić i przybliżył się w moim kierunku jeszcze raz skanując mnie uważnie od góry do dołu.
  - Wyglądasz cholernie seksownie. - zamruczał składając pojedynczy pocałunek na mojej szyi.
  - Możemy iść. - oświadczyłam, robiąc krok w tył. Musiałam zachować między nami niewielki dystans, ponieważ w innym wypadku nic by nie wyszło z naszego wyjścia do kawiarni z wiadomych przyczyn, choć szczerze może nawet skusiłabym się na tę opcję, gdyby nie fakt, że piętro niżej jest moja mama, która może przyjść tutaj w każdym momencie.
  - Ah, i jeszcze jedno. - dodałam omijając zgrabnie Louisa i wyciągając z górnej półki w mojej szafie jego spodnie i bluzę ułożone schludnie w kostkę. - Miałam ci to oddać. - powiedziałam wyciągając w jego kierunku rękę z ubraniami.
  - Dzięki. - zabrał ode mnie swoje rzeczy zwijając je niedbale w kłębek i wkładając je, sobie pod pachę. - Też mam twoje ubrania, które zostawiłaś u mnie na basenie. Dam ci je, jak już będziemy w samochodzie, bo zostawiłem je w bagażniku.
   Pokiwałam głową i oboje ruszyliśmy w kierunku schodów. Już po przekroczeniu kilku stopni, zobaczyłam jak moja mama podnosi się z kanapy, odkładając swój laptop na bok i staje przy schodach z szerokim uśmiechem, skierowanym w stronę Louisa.
  - Wychodzicie gdzieś razem? - zapytała unosząc do góry brwi z wciąż nie znikającym uśmiechem. Jej entuzjazm na widok Louisa jest moim zdaniem dosyć przesadny. Oczywiście cieszę się z faktu, że moja mama akceptuje i lubi mojego... przyjaciela, jeśli mogę go tak nazwać, ale jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak serdecznie witała, któregoś z moich byłych chłopaków lub chociażby kolegów ze szkoły. Zawsze była dla nich miła i uprzejma, ale zachowywała dystans i pewną rezerwę wobec nich, a od razu po ich wyjściu radziła mi, żebym lepiej zachowała ostrożność, "bo z chłopcami nigdy nic nie wiadomo" i  "oni zawsze najpierw obiecują, a potem odchodzą i zapominają o tobie jak o starym, już nie potrzebnym meblu". Tymczasem ma takiego, właśnie osobnika przed sobą i niesamowicie go wielbi i zachwala.
  - Zabieram Lucy do kawiarni, ale spokojnie pani Claire odwiozę ja z powrotem do domu za mniej więcej godzinkę. Niestety sam niedługo muszę jechać z moją drużyną do Liverpoolu, gdzie jutro odbędzie się nasz mecz.
   Przez chwilę odniosłam wrażenie, że się przesłyszałam. Czy on właśnie powiedział do mojej mamy Claire? Naprawdę rzadko kto się do niej tak zwraca, a już na pewno nie nikt z moich znajomych. To zdrobnienie jest zarezerwowane tylko dla jej przyjaciół i rodziny, chociaż zdarzają się sytuacje, że osobom z dalszej rodziny każe, zwracać się do siebie "Clarissa", gdyż twierdzi, że ''Claire brzmi jakby była nastolatką, a tak nie wypada dorosłej kobiecie".
  - Oh, rozumiem, Louis. Lucy też powinna być wcześniej w domu i uczyć się do zbliżającego sprawdzianu z matematyki. Nie zbyt sobie radzi z tym przedmiotem. - dodała zasmucona. Faktycznie nie jestem dobra z matematyki jak większość osób i szczerze powiedziawszy to nie wiem czy dam radę ogarnąć materiał, którego muszę się wyuczyć, a raczej zrozumieć w ciągu zaledwie tygodnia.
  - Nie mówiłaś mi, że masz niedługo sprawdzian z matematyki. - zwrócił się do mnie. - Chętnie mogę ci pomóc.
  - A ty nie mówiłeś, że jesteś orłem z matmy.
  - Może nie orłem, ale pamiętam dużo z ostatniej klasy liceum i całkiem nieźle sobie radziłem z przedmiotami ścisłymi. - uśmiechnął się z zadowoleniem.
  - To wspaniale! - wykrzyknęła radośnie mama. - Louis tak się cieszę, że mógłbyś pomóc Lucy, ale oczywiście, jeśli nie będzie to dla ciebie żadnym problemem, w końcu pewnie często masz treningi.
   Przewróciłam oczami i odwróciłam się bokiem nie chcąc dalej oglądać scenki rozgrywającej się w pobliżu mnie. Było mi trochę wstyd za moją mamę i jej przesadny entuzjazm jak i również byłam trochę zła na nią za to, że organizuje mi korepetycje z matematyki, nie pytając się mnie nawet o zdanie, choć pewnie bym się na to zgodziła, bo jest mi to naprawdę na rękę. Bez pomocy pewnie znów zawaliłabym kolejny sprawdzian, a na to nie mogłam już sobie pozwolić.
   Tak,więc Louis i moja mama dogadali się w sprawie uczenia mnie w czasie krótszym niż się spodziewałam. Lou jak zwykle gwarantował, że dla niego to naprawdę nie jest żadnym problemem, a będzie mu sprawiać ogromną przyjemność fakt, że może mi pomóc. Od wtorku do czwartku (ponieważ w poniedziałek nie będzie mógł mnie uczyć ze względu na kaca, którego z całą pewnością będzie miał po imprezie organizowanej po meczu dla obu drużyn) będzie odbierał mnie ze szkoły, a od razu potem przyjdzie do mnie i będzie tłumaczyć mi tyle czasu, ile będzie to konieczne.
   - Więc my już idziemy. - powiedział po skończonej wymianie zdań z moją mamą, łapiąc mnie za rękę i idąc w kierunku holu. Nasze palce ponowie się ze sobą złączyły, a w moim ciele po raz kolejny rozpłynęło się przyjemne ciepło jak za każdym razem kiedy łapiemy się za ręce. Ten gest nie umknął oczywiście mojej mamie, która swoim czujnym, badawczym wzrokiem obserwowała nas do samego wyjścia. Mogłam zobaczyć jak uśmiecha się pod nosem na widok naszych splecionych dłoni co było dla mnie pewnego rodzaju zachętą i nadzieją. Miło było widzieć jak moja mama trzyma za nas kciuki, nawet jeśli związek z Louisem jest czymś, całkowicie niemożliwym.

*Louis*
   Obserwowałem w spokoju jak Lucy pochyla się w holu zakładając czarne botki na niewysokim obcasie, a po chwili chwyta za swój czerwony płaszcz w kratkę. Przez cały ten czas wyczuwałem wzrok jej mamy na nas, co było odrobinę krępujące. Bardzo polubiłem tą kobietę, zresztą podobnie jak ona mnie. Jest naprawdę bardzo miłą i uprzejmą osobą, tylko chyba za bardzo ingeruje w życie swojej córki. Uważam, że Lucy powinna mieć większą swobodę tym bardziej, że ma już prawie dziewiętnaście lat, jednak nie powiedziałem o tym pani Claire, gdyż sądzę, że są to sprawy wyłącznie między nimi i nie mogę się do tego wtrącać.
  - Do widzenia pani Swan. - rzuciłem na wyjściu, wcześniej przepuszczając Lucy w drzwiach, jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Co jak co, ale kobietę należy traktować z szacunkiem. Nie mam na myśli, tu tych z którymi sypiam. One same wchodzą mi do łóżka i nie posiadają szacunku same do własnej osoby.
  - Do widzenia, Louis. Bawcie się dobrze! - krzyknęła za nami, uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta. Gdy wzięła do ręki jedną z gazet, leżących na równo poukładanym stosie na stoliku, zamknąłem mocne, drewniane drzwi od domu i ponownie chwytając Lucy za rękę podeszliśmy do mojego samochodu zaparkowanego tuż za rogiem ze względu na to, iż pozostałe miejsca z zezwoleniem na parkowanie były zajęte, jak sądzę przez właścicieli domów stojących w równym rzędzie jeden obok drugiego, a było ich naprawdę sporo.
   Otworzyłem drzwi od strony pasażera Lucy, a następnie sam obszedłem dookoła mojego nowiutkiego, białego Lexusa LC 500h, zakupionego zaledwie dwa dni temu razem z Liamem. Jeśli chodzi o mojego drugiego przyjaciela - szanownego Justina Biebera to nie, nie było go z nami, gdy zakupowałem to cudeńko, ponieważ umówił się wtedy z Kate na kolejną randkę, którą w dalszym ciągu nazywa jedynie wspólnym spotkaniem. Ta dziewczyna robi z niego coraz większą pizdę, co mi się bardzo nie podoba.
  - Ładny samochód. - powiedziała Lucy podziwiając wnętrze samochodu i wszystkie inne jego gadżety.
  - Kupiłem go niedawno. Jest idealny i do tego ma cichszy silnik od mojego poprzedniego Lamborghini Gallardo albo Range Rovera Evoque. - pochwaliłem się z ogromną dumą. Szczerze bałem się, że Lucy nie zauważy mojego nowego nabytku, ale na szczęście zauważyła to dzięki czemu mogę z dumą pochwalić się moim najnowszym Lexusem
  - Tego Range Rovera, którym mnie potrąciłeś w sylwestra? - zaśmiała się pod nosem.
  - Nie, to ty pod niego wpadłaś, a nie ja w ciebie wjechałem.
  - Nieważne. - Lucy machnęła ręką, kładąc swoją czarną torebkę na wycieraczce pod swoimi nogami i opierając się łokciem o ramę szyby. Wyjąłem ze spodni kluczyki z już zakupionym przeze mnie tego samego dnia breloczkiem z wygrawerowanym "L" - logo mojego nowiutkiego autka, jednak nawet nie zdążyłem ich odłożyć do schowka, gdyż Lucy do tej pory spokojnie siedząca na swoim miejscu przełożyła nogę nad dźwignią skrzyni biegów i usiadła na moich kolanach, a raczej na moim kroczu.
  - Lucy...umm co ty robisz, jeśli mogę wiedzieć? - wydusiłem z siebie z lekkim podnieceniem narastającym we mnie.
  - Dokańczam to czego nie dokończyłam w poniedziałek rano, kiedy byłam u ciebie. Już nie pamiętasz? - spytała z zadziornym uśmieszkiem na twarzy i przechylając głowę w lewo. Rzuciła swój płaszcz na tylne siedzenia, zdjęła z siebie szybko buty i zaczęła poruszać się swoją pupą w górę i w dół, po moim przyjacielu, który od razu się ożywił.
  - Kurwa. - syknąłem, kiedy jej pośladki po raz kolejny uderzyły o mojego penisa schowanego w spodniach. Położyłem swoje dłonie na jej biodrach, mocno zaciskając na nich swoje palce. Kierowałem jej biodrami, pomagając jej się tym na mnie poruszać. Podniecenie i pożądanie narastało we mnie z każdą kolejną sekundą, co doskonale odzwierciedlał, całkowicie obudzony już George. Z moich ust co chwilę wydobywały się niekontrolowane jęki, na co usta Lucy wykrzywiły się w jeszcze większym uśmiechu.
  - Lucy... - wydusiłem z siebie przez jęki. - Nie musisz... ooh...tego robić, jeśli...
  - Ćśśś - dziewczyna położyła mi palec na ustach, odrobinę spowalniając swoje ruchy. Po chwili ujęła moją twarz w dłonie i położyła swoje usta na moich. Językiem polizałem jej dolną wargę prosząc o dostęp. Otworzyła usta dzięki czemu szybko i zwinnie dostałem się do jej wnętrza, a następnie nasze języki złączyły się ze sobą. Wszystko wokół nas nagle stało się nieistotne. Liczyło się tylko tutaj i teraz. Będę szczery. Nigdy nie czułem jeszcze czegoś takiego. Powtórzę to prawdopodobnie po raz kolejny, ale nie obchodzi mnie to. Miałem dużo partnerek seksualnych i żadna z nich nie dawała mi takiej przyjemności  jak Lucy i nie chodzi mi tylko o przyjemność seksualną. Każdy oddany pocałunek na jej ustach, każdy jej dotyk wywoływał we mnie coś, czego nie potrafię opisać. Wiem tylko jedno. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Przy żadnej dziewczynie i naprawdę nie wiem, skąd to się we mnie bierze.
  Nawet podczas tego, kiedy się całowaliśmy Lucy, ani na chwilę nie przestała się na mnie poruszać, jednak z trochę mniejszą intensywnością. Dopiero, gdy oderwaliśmy się od siebie ustami, zacząłem szybciej poruszać jej biodrami na sobie, sprawiając sobie tym samym większą przyjemność. Nie myślcie, jednak, że jestem egoistą. Odwdzięczę się jej za to, gdy tylko nadarzy się do tego okazja i już nawet wiem w jaki sposób, którego chyba nie muszę tłumaczyć, bo w końcu chyba każdy zna sposób "czarodziejskie palce".
  - Cholera, Lucy...  szybciej... ja już.. kurwa...prawie dochodzę. - wyjęczałem, zamykając oczy i odchylając głowę mocno do tyłu.
   Tak jak ją o to prosiłem, Lucy przyspieszyła swoje ruchy na tyle ile mogła, jednak teraz jej tempo było dla mnie niewystarczające. Potrzebowałem więcej, mocniej, szybciej. Zależało mi na tym, żeby jak najszybciej osiągnąć ten stan, zważając na fakt, że miejsce w którym zaparkowałem znajduje się co prawda dalej od domów gdzie mieszkają ludzie, ale jednak każdy mógł tędy przejść i zobaczyć nas w dosyć intymnej sytuacji.
   Będąc na skraju do orgazmu, mocniej objąłem dłońmi jej biodra poruszając nimi w górę i w dół tak szybko jak tego potrzebowałem co chwilę wydając z siebie głośne jęki, które na pewno słychać było na zewnątrz. Po kilku ostatnich uderzeniach poczułem jak ciepła sperma wypływa ze mnie i opływa moje bokserki. Całkiem zapomniałem o tym, że jestem w pełni ubrany i zanim przystąpię do jakiejkolwiek czynności seksualnej powinienem najpierw pozbyć się dołu moich ubrań jak i również powinienem zjechać w jakieś bezludne miejsce, żeby nikt nas nie zobaczył ani nie usłyszał. Nawet nie chcę wiedzieć co pomyśleli sobie ludzie, którzy byli blisko mojego samochodu i słyszeli dźwięki z niego dochodzące, i nawet nie chcę sobie wyobrażać, że ktoś mógł koło nas przejść i to wszystko widzieć. A jeśli za krzakami czaił się jakiś paparazzi z kamerą, to wolę nie czytać jutrzejszych gazet, bo z z pewnością znalazł sobie ciekawy materiał, którego zawaha się użyć.
  - Byłaś niesamowita, dziękuję. - powiedziałem, kiedy Lucy wróciła już na swoje miejsce, a mój oddech nieco się już unormował. Widziałem, że była odrobinę speszona całą sytuacją, ponieważ nerwowo bawiła się koniuszkiem czerwonego swetra, który miała na sobie, chociaż jeszcze chwilę temu sama weszła mi na kolana i zaczęła robić mi dobrze. Zachowanie kobiety jest naprawdę trudno zrozumieć.
  - To było takie małe podziękowanie za to, że zgodziłeś się pomóc mi z matmą. - odparła, podnosząc głowę i uśmiechając się do mnie.
  - Cóż, więc jeśli w taki sposób masz mi za każdym razem dziękować, to chyba będę ci częściej w czymś pomagał. - zaśmiałem się, puszczając w jej stronę oczko. Lepkość w moich bokserkach znacząco mi przeszkadzała, a zazwyczaj nie wożę zapasowej pary w bagażniku, dlatego zmuszony byłem zdjąć je i pozostać w samych spodniach, które na całe szczęście nie przeciekły moją spermą. Podczas całej tej czynności, którą wykonywałem Lucy wpatrywała się w widoki za oknem udając niezwykle zainteresowaną otaczającą ją przyrodą, ale ja i tak wiedziałem, że z chęcią odwróciłaby wzrok i popatrzyła na prawdziwy dar natury, gdyby miała trochę więcej śmiałości.
   Po kilku minutach zaparkowałem Lexusa na prywatnym, strzeżonym parkingu (wolałem mieć pewność, że mój samochód jest bezpieczny i nikt nie zachce go zarysować ani ukraść), a potem razem z Lucy ruszyliśmy w kierunku kawiarni "Moona Caffe" oddalonej, zaledwie kilka kroków od parkingu. Otworzyłem szklane, wejściowe drzwi, na co dzwoneczki zawieszone nad nimi, rozbrzmiały się po niewielkim pomieszczeniu. Przy drewnianych, eleganckich stolikach siedziało już kilka lub też kilkanaście osób, jednak na szczęście nikt nie zwrócił na nas zbytniej uwagi. Jedynie starsza, bardzo szykownie ubrana pani podniosła wysoko brwi znad kubka swojej kawy, obrzucając nas badawczym spojrzeniem.
  - Czego chcesz się napić? - zwróciłem się do Lucy i kątem oka zerknąłem na tabliczkę z rozpisanymi, podawanymi tu wszelkiego rodzaju napojami.
  - Wystarczy mi zwykłe Latte. - uśmiechnęła się, podając mi dziesięciofuntowy banknot.
  - Chyba sobie żartujesz. - oburzyłem się, odsuwając od siebie rękę Lucy, z wyciągniętymi pieniędzmi w moją stronę. - To ja cię tutaj zaprosiłem, więc to ja płacę.
  - Ale, Louis, ja...
  - Nie i koniec. Schowaj te pieniądze. - zażądałem stanowczo, po czym zwróciłem się do młodej sprzedawczyni, zamawiając Latte dla Lucy i małe Americano dla siebie. Na jej brązowym fartuszku widniała plakietka z jej imieniem, stąd dowiedziałem się, że ma na imię Courtney. Przy składaniu mojego zamówienia, ewidentnie ze mną flirtowała puszczając mi oczko i uśmiechając się do mnie przy każdym swoim, wypowiedzianym zdaniu. Odwzajemniłem jeden z tych uśmiechów, dyskretnie skanując ją wzrokiem. Była bardzo młoda, miała może z góra 22 lata, a do tego ładna. Ciemne włosy, niebieskie oczy, grube czarne rzęsy, którymi trzepotała zachęcająco. Być może, gdyby nie było przy mnie teraz Lucy poflirtowałam bym z nią trochę, a potem przeleciał gdzieś na zapleczu, jednak stała ona nadal obok mnie, dlatego starałem hamować swoją dziką stronę osobowości.
  - Przyniosę państwu zamówienie do stolika. - zwróciła się do nas Courtney, obrzucając Lucy wzrokiem pełnym wyższości, a do mnie uśmiechając się po raz kolejny.
  - Dobrze Court. - odpowiedziałem biorąc Lucy za rękę z zamiarem udania się do najbliższego, wolnego stolika. Lucy zabrała jednak swoja rękę wyprzedzając mnie i siadając przy stoliku położonym w najdalszym kącie kawiarni, niedaleko starszej pani, która na samym początku, dziwnie się na nas patrzyła albo przynajmniej ja, odnosiłem takie wrażenie.
  - Co jest? - spytałem siadając naprzeciwko niej, na bardzo ładnym, szarym fotelu obitym skórą.
  - Nic. Kompletnie nic, oprócz faktu, że musiałeś nawet w mojej obecności flirtować z tą dziunią, kiedy stałam tuż obok ciebie.
  - Jesteś zazdrosna?
  - Nie jesteśmy razem, więc nie mam o co, ale uświadamiam ci tylko, że twoje zachowanie względem mnie, było niewłaściwe. - oświadczyła z powagą, patrząc na mnie mrożącym wzrokiem. Nawet z daleka widać było, że jest zazdrosna o Courtney, co przyznam, nawet mi schlebiało.
  - Okej, w porządku. Zapomnijmy o tym.
   Wbiłem wzrok w drewniany stolik, próbując uciec od rozmowy na ten temat i nie drążyć go więcej. Faktycznie może trochę za bardzo zacząłem, ślinić się na widok tej sprzedawczyni, ale nie moją winą jest, to, że mam słabość do ładnych kobiet. Niestety Lucy nie zamierzała tak łatwo odpuścić i po jej minie widziałem, że już szykuje się do jakiegoś ciętego słowotoku na mój temat. Na ratunek przyszła mi Courtney z dwoma kubkami kawy. Podała Lucy kubek z Latte z wygrawerowanym logo "Moona Caffe", a później podała również kawę zamawianą dla mnie z tym samym logo, pochylając się trochę za blisko w moją stronę przez co widać jej było sporą część biustu. Ten gest nie umknął jednak uwadze Lucy. Zacisnęła szczękę i posłała Courtney mordercze spojrzenie. Przysięgam, że gdyby wzrok mógł zbijać, to Courtney leżała by teraz na ziemi, martwa.
  - Może już pani odejść. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Złość prawie parowała jej już uszami.
  - Tak, dziękujemy za przyniesienie naszego zamówienia. - dodałem przybierając jak najbardziej oficjalny ton, taki jaki zazwyczaj przybieram przy udzielaniu wywiadów.
   Kiedy odchodziła zobaczyłem, że pod kubkiem została wciśnięta mała, żółta karteczka. Nie widziałem jej w całości, ale zdążyłem zauważyć dwie cyfry kończące najprawdopodobniej numer telefonu Court. Nie chciałem jednak wchodzić z ta dziewczyną w bliższe relacje, dlatego dyskretnie podarłem ją i wyrzuciłem do śmietnika skupiając wzrok na Lucy, która zaczęła, wolno popijać swoją kawę.
  - W zasadzie zaprosiłem cię tu, bo chciałem z tobą o czymś porozmawiać, a może raczej zapytać. - zacząłem powoli. Bardzo zależało mi na tym, żeby Lucy zgodziła się na to, co jej za chwile zaproponuję, a nie byłem pewien jej reakcji. Równie dobrze mogłaby mi odmówić, a ja wyszedłbym żałośnie. Nigdy nie musiałem się tym martwić, ponieważ żadna dziewczyna jeszcze nigdy niczego mi nie odmówiła, jednak nie mam do czynienia z byle jaką dziewczyną, a z Lucy Swan, która w zupełności nie jest taka jak inne.
  - Mów.
  - Ale nie patrz już tak na mnie, bo mam wrażenie jakbyś chciała mnie zabić. - zaśmiałem się nerwowo, próbując, rozładować między nami napięcie.
  Lucy westchnęła ciężko, posyłając mi tym razem zmęczone, a może znudzone spojrzenie. Kącik jej ust ubrudzony był pianką od kawy, co dało mi świetny pretekst do zrobienia gestu zupełnie takiego jak w każdych romantycznych filmach, za którymi nie przepadam.
  Podniosłem się ze swojego miejsca i niemal położyłem się brzuchem na stoliku, po to, by jak się sami zresztą chyba domyślacie zetrzeć z kącika ust Lucy pianę od kawy, a następnie złożyć na jej ustach krótki pocałunek. Ten prosty, lecz romantyczny gest, sprawił, że na jej twarzy znów, pojawił się uśmiech, a do tego urocze dołeczki przy ich kącikach. Uwielbiam, kiedy uśmiecha się w taki sposób.
  - No dobrze, mogę teraz powiedzieć, że twoje grzechy zostały ci wybaczone - roześmiała się. - A teraz powiedz mi to, o czym miałeś mi powiedzieć.
   Z jej twarzy wciąż nie znikał uśmiech, co dodało mi śmiałości i nadziei na to, że nie odrzuci mojej propozycji, natomiast starsza pani siedząca obok nas spojrzała na mnie z ukosa i pokręciła głową z dezaprobatą, zabierając się za czytanie gazety.
  - Cóż, jak sama doskonale o tym wiesz powoli zbliżają się ferie zimowe. Tak więc ja, Justin i Liam chcemy,
jak co roku wyjechać do Austrii, w Alpy na narty. Pomyślałem, że może chciałabyś pojechać z nami. - ostrożnie podniosłem wzrok na Lucy obserwując jej reakcję. Niestety jej mimika twarzy nie wyrażała kompletnie nic, przez co nie miałem pojęcia co jej teraz chodzi po głowie, gdy usłyszała moją propozycję.
  - Nie wiem, czy...
  - Kate i Lily też jadą. - wtrąciłem szybko. - To znaczy chyba jadą. Liam i Justin też mieli im to zaproponować przy najbliższym spotkaniu, ale myślę, że się zgodzą.
  - Lou, tu nie chodzi o to, czy dziewczyny jadą czy nie. Chodzi o coś innego. - to drugie zdanie wypowiedziała cicho, ze zwieszoną głową.
  - Czyli? - zapytałem wolno.
  - Czyli o pieniądze. Jedziecie pewnie do jakiegoś, pięciogwiazdkowego hotelu, a mnie na to zwyczajnie nie stać. Moja mama nie zarabia źle, starcza nam na jedzenie, ubrania albo jakieś inne tego typu rzeczy, ale na pewno nie stać jej będzie na taki hotel. Nawet nie wiem czy miałaby to kilkaset funtów na przelot najwyższą jak się spodziewam klasą. - westchnęła, zatapiając usta w kawie.
  - Nie przejmuj się tym. Kasa to akurat najmniejsze zmartwienie. Ja za wszystko zapłacę. - zaoferowałem się dumnie wypinając pierś. W zasadzie to spodziewałem się, tego, że Lucy może nie mieć, aż tyle pieniędzy, jednak dla mnie nie stanowi żadnego problemu, zapłacenie również za nią. Jestem wyceniany na ponad 60 milionów euro, więc pieniędzy mi nie brakuje, dlatego płatność za pobyt dla dwóch osób w Austrii na tydzień nawet w najbardziej ekskluzywnym hotelu nie jest dla mnie przeszkodą.
  - Nie, Louis. - pokręciła przecząco głową. - Możesz zapłacić za moją kawę, ale nie za ferie zimowe. Nie mogę naciągać cię na tak wysokie koszty.
  - Proszę cię, przestań. Już ci mówiłem, że dla mnie to nie jest żaden problem.
  - Nie mogę.
  - Dlaczego? - wstałem ze swojego miejsca, opierając ręce na stoliku i zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich, znajdujących się obecnie w kawiarni. Lucy omiotła niespokojnie wzrokiem pomieszczenie, przełykając głośno ślinę.
  - Proszę usiądź. Za oknem i tak już ktoś robi nam zdjęcia, a raczej tobie, bo to ty jesteś widoczniejszy dla obiektywu. - powiedziała niemal szeptem.
  - Nie obchodzi mnie to. - rzuciłem nieco gniewnie, jednak usiadłem na swoje miejsce, spełniając prośbę Lucy.
  - Ciekawe od kiedy. - mruknęła.
  - Wiem, że kiedyś sam powiedziałem ci, że wole, nie być widywany razem z tobą, przez te głupie plotki na nasz temat i to wszystko co się wokół nas działo, ale teraz jest inaczej. Zmieniłem zdanie. - westchnąłem, biorąc Lucy za jej drobną dłoń. Ku mojemu zaskoczeniu, nie wyrwała jej, ale też nie wykonała żadnego ruchu czy gestu pokazującego, że wcale nie jest na mnie w tym momencie zła.
  - Zmieniłeś zdanie? - powtórzyła. - I do jakiego doszedłeś wniosku?
  - Że nie obchodzą mnie już media. A przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim obchodziły mnie wcześniej. Polubiłem cię i lubię się z tobą spotykać... no i robić te mniej grzeczne rzeczy, takie jak niedawno, w moim nowym, samochodzie.
   Oboje zaśmialiśmy się jednocześnie, a Lucy pokręciła głową mierzwiąc mi dłonią włosy. Z reguły nie lubię, kiedy ktokolwiek dotyka moich włosów, a już zwłaszcza kiedy je mierzwi dłonią, ale dla jednej, pięknej dziewczyny chyba mogę zrobić mały wyjątek.
   Przez kilkanaście kolejnych minut rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach, które przyszły nam do głowy, co chwile się z tego śmiejąc. Między innymi, opowiedziałem Lucy moją historię, kiedy byłem małym chłopcem i pojechałem z rodzicami i siostrą nad morze, a gdy szliśmy na plażę do mojej nogi, przyczepił się krab, który niestety, nie chciał mnie puścić. Przez następną godzinę tata próbował odczepić kraba od mojej nogi, a moja siostra śmiała się ze mnie, budując babki z piasku. Nie wracaliśmy do tematu ferii zimowych przez całą, naszą dalszą rozmowę, jednak postanowiłem rozpocząć go po raz drugi, kiedy opuściliśmy już kawiarnię i szliśmy wydeptaną w śniegu, ścieżką na parking, gdzie zostawiłem swoje auto.
  - Zależy mi na tym, żebyś jednak ze mną tam pojechała.
  - A dlaczego ci tak bardzo zależy?
  - Bo cię lubię. - odparłem odwracając głowę w drugą stronę.
  - Ja ciebie też, ale nie mogę, nigdzie jechać na twój koszt.
  - Dlaczego? - tym razem to ja, zadałem to pytanie.
  - Już ci to mówiłam. Nie mogę naciągać cię na tak wysokie koszty, a poza tym, ja nawet nie umiem, jeździć na nartach. Jeździłam może z góra, dwa razy dawno temu, razem z moim tatą, kiedy jeszcze żył i Danielle i za każdym razem wpadałam w zaspę śnieżną.
  - To również nie jest dla mnie żaden problem. Nauczyłbym cię jeździć.
  - Nie, Louis. - pokręciła przecząco głową.
   Westchnąłem ciężko, otwierając przed Lucy drzwi, od strony pasażera, a następnie okrążając samochód i wsiadając na swoje miejsce. Byłem szczerze zawiedziony jej kilkakrotną odmową i jednocześnie przerażony tym, że prawdopodobnie będę musiał, spędzić tydzień w pobliżu Kate, jeśli zgodzi się na ofertę, zaproponowaną przez Justina. Za każdym razem, kiedy o niej myślę, zastanawiam się jakim cudem Lucy przyjaźni się z tą pyskatą, złośliwą dziewczyną, kiedy sama jest taka dobra i ułożona.
  - W takim razie, chociaż obiecaj mi, że się nad tym zastanowisz. - spróbowałem swojej ostatniej deski ratunku. Wiedziałem, że to nie daje mi zbyt wielkiej szansy na to, że Lucy jednak zmieni swoje zdanie, ale przynajmniej to było już coś.
  - W porządku, obiecuję. - uśmiechnęła się łagodnie w moją stronę, a później pocałowała mnie w policzek.
   Następnie wyjechaliśmy z parkingu, a mój nowiutki, biały Lexus jechał zaśnieżonymi ulicami w kierunku domu Lucy. Po odwiezieniu jej pod dom, miałem jechać prosto do siebie, a następnie wsiąść w klubowy bus i jechać do Liverpoolu zagrać mecz, na który już od tygodni się szykowałem, jednak teraz wizja tego meczu nie sprawiała mi już takiej samej radości jak wcześniej. Nie teraz, gdy wiedziałem, że moja Lucy nie może ze mną pojechać.

                                                                           ***
  No to mamy już rozdział 16! Mamy nadzieje, że wam się podobał :) czytasz = komentujesz
Postaramy się, aby rozdziały były dodawane co 2-3 tygodnie. 
   A teraz pora na przyjemniejszą informację lub raczej pytanie. Po tym opowiadaniu, chcemy zacząć pisać nowe pod tytułem "Half of Year". Oto małe streszczenie:
  Nikt nie miał bardziej luksusowego i piękniejszego życia od niej. Candice Thompson jest córką znanej na całym świecie projektantki mody - Riley Thompson. Jest niezwykle pewna siebie i oczywiście pierwsze miejsce w rankingu najpopularniejszej osoby w szkole zajmuje właśnie ona. Wszytko co dobre zawsze się kiedyś, jednak kończy. Do jej szkoły dochodzi nowy uczeń - Louis Tomlinson, który bardzo szybko staje się równie popularny jak i ona. To nie podoba się 17- nastoletniej Candice, która od razu staje do walki z Louisem, żeby bronić swojego tytułu. Nastolatkowie nienawidzą się tak bardzo, że są gotowi posunąć się wobec siebie, nawet do najpodlejszych rzeczy. Jednym słowem są dla siebie najgorszymi wrogami, a znoszenie wzajemnie swojej obecności, traktują jak zło konieczne. Szybko okazuje się, że muszą nauczyć się ze sobą żyć, ponieważ oboje wyjeżdżają do słonecznej Hiszpanii na wymianę międzyszkolną trwającą pół roku. Zostają przydzieleni do jednego domu, muszą mieszkać w pokojach, oddzielonych od siebie tylko ścianą. Być może będzie to dla nich najgorsze pół roku w ich życiu, a być może będzie to dla nich czas na pojednanie się ze sobą i nie tylko...
  Główną bohaterką tego fanfiction, będzie tym razem Sasha Pieterse - aktorka, która zasłynęła z roli Alison DiLauerentis w "Pretty Little Liars". Dajcie znać co o tym myślicie i czy podoba się wam opis fabuły. Dodatkowo zastanawiamy się również, nad założeniem aska naszym głównym bohaterom "Love you, Goodbye", dzięki czemu moglibyście się o nich trochę więcej dowiedzieć i zrozumieć ich postępowanie. Oczywiście musiałybyście, nam w tym przedsięwzięciu pomóc, dlatego prosimy Was o opinie, a potencjalnie zainteresowanych prowadzeniem konta któremuś z bohaterów prosimy o kontakt na naszego maila: gazialucka22@gmail.com 
Ps: Jeśli ktoś jest zainteresowany prowadzeniem aska, dostępne są wszystkie postacie oprócz Lucy, Louisa i Kate :)
/G i L xx