poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 15

*Lucy*
 Kiedy otworzyłam oczy jedyne co zobaczyłam to męskie ramiona, otulające mnie w talii i jasno - szare ściany oraz olbrzymi, plazmowy telewizor zawieszony naprzeciwko mnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej zabierając od siebie ręce chłopaka i niemal od razu poczułam okropny ból głowy. W jednej chwili przypomniało mi się wszystko co robiłam wczoraj. Cały wczorajszy wieczór, który spędziłam z Louisem. Wypiliśmy strasznie dużo alkoholu, a teraz muszę za to płacić niemiłosiernym bólem głowy. Z rezygnacją położyłam się z powrotem na łóżku, kładąc głowę na nagim torsie Louisa.
   Mogłam usłyszeć równe bicie jego serca, spokojny, miarowy oddech. To mnie uspakajało. Zamknęłam oczy, chcąc ponownie zasnąć i pozbyć się dręczącego kaca, jednak szybko przypomniałam sobie, że dzisiaj na moje nieszczęście, zresztą na nieszczęście każdej osoby, która chodzi do szkoły, jest poniedziałek.
   Zerwałam się z łóżka jak oparzona i spojrzałam na zegarek na budziku stojącym na małej szafce nocnej. Na zegarku widniała godzina 6:58 co oznaczało, że mam półtorej godziny na wyrobienie się do szkoły. Na dodatek tego wszystkiego wczoraj kompletnie wyleciało mi z głowy to, że o 8:30 ma przyjechać po mnie Zayn razem z Kate i Lily. Byłam pewna, że nawet przy najcięższych staraniach nie uda mi się dotrzeć do domu przed godziną 8, dlatego wyszłam z łóżka najciszej jak mogłam, żeby nie obudzić śpiącego jeszcze Louisa i zbiegłam po schodach na dół kierując się wprost do dużego holu gdzie zostawiłam swoją torebkę, a w niej swój telefon.
   Odblokowałam urządzenie, a następnie kliknęłam w ikonkę wiadomości pisząc do Kate, żeby nie przyjeżdżała po mnie razem z Zaynem. Na wszelki wypadek zabrałam swój telefon i z powrotem weszłam na górę do sypialni Louisa. W tym czasie przekręcił się na drugi bok obejmując poduszkę i kawałek kołdry myśląc zapewne, że to ja. Jego usta były delikatnie rozchylone, co sprawiało, że wyglądał wprost uroczo. Stałam przez chwilę tuż przed dwuosobowym łóżkiem Louisa i patrzyłam na niego z rozczuleniem, jednak szybko doszło do mnie, że jeżeli za chwilę go nie obudzę spóźnię się do szkoły, a moja mama znowu będzie na mnie narzekać i wypominać mi do końca moich dni jak nierozsądną decyzją było picie whiskey i nocowanie u chłopaka dzień przed pójściem do szkoły.
  - Louis, obudź się. Muszę zaraz iść do szkoły. - delikatnie szturchnęłam go w ramię mając nadzieję, że chłopak za chwilę otworzy oczy i wstanie. Louis wbrew moim oczekiwaniom przekręcił się na drugi bok mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Szturchnęłam go tak jeszcze kilka razy, jednak niestety to na niego nie podziałało, dlatego ściągnęłam z niego kołdrę rzucając ja następnie niedbale na podłogę.
   Po tym jakże nieprzyjemnym dla niego procederze otworzył oczy i podniósł się lekko na łóżku. Od razu potem wydobył z siebie przeciągły jęk i z bólem opadł znowu na miękki materac.
  - Co jest Lou? - zapytałam trzymając się za bolącą głowę. Miałam wrażenie, że w środku niej odbywa się właśnie trzecia wojna światowa.
  - Moje plecy. - poskarżył się wykrzywiając usta w grymasie. - I moja głowa. - dodał po chwili jedną ręką łapiąc się za przód głowy, a drugą za bolące plecy.
  - Ja też mam wielkiego kaca i na dodatek muszę iść do szkoły, więc liczyłam na to, że dasz mi jakąś tabletkę i może coś na przebranie jeśli będziesz tak uprzejmy, bo nie chcę wracać do domu w twojej koszulce i w swoim płaszczu, który bądźmy szczerzy nie jest za ciepły.
  - Więc po co go zakładałaś? Nie mogłaś założyć czegoś cieplejszego? - wzrok Louisa powędrował na moją osobę.
  - Chciałam tylko ładnie wyglądać.
  - Zawsze ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy Louis mówi mi jakiś komplement rumienię się. Było tak i za tym razem, jednak szybko przekręciłam głowę w bok i zakryłam policzki swoimi długimi, kasztanowymi włosami, żeby Lou nie zdążył zobaczyć na nich czerwonych wypieków. To dosyć krępujące i niezręczne. Zresztą sami chyba wiecie.
   Kiedy Louis po raz kolejny spróbował się podnieść, niemal od razu chwycił się za plecy i po raz drugi upadł z jękiem na łóżko.
  - Naprawdę nie dam rady wstać dzisiaj z łóżka przez mój wczorajszy upadek na basenie. Chyba będziesz musiała jakoś sama sobie poradzić.
  - Lou, pomyśl o tym, że w końcu i tak będziesz musiał wstać. Nie masz chyba przerwy od swoich treningów, co?
  - W zasadzie to przez najbliższe dwa dni mam. Muszę nabrać sił przed sobotnim meczem z Liverpoolem, dlatego trener zwolnił nas z treningów.
  - Zaraz... to znaczy, że wyjeżdżasz? - spytałam trochę zaskoczona. Doskonale wiem, że będąc piłkarzem trzeba liczyć się z licznymi wyjazdami, ale nie miałam pojęcia, że Louis gdzieś teraz będzie wyjeżdżał. W końcu nawet nie był łaskaw mi o tym powiedzieć. Nie to, żebym miała o to do niego pretensje, ale... no dobrze nie będę kłamać. Jestem tym trochę zawiedziona jak i również tym, że wyjeżdża i nie będziemy mogli się ze sobą widywać. Naprawdę przyzwyczaiłam się już do jego towarzystwa i teraz nie potrafię sobie wyobrazić zaprzestania widywania się z nim.
  - Tak. - odpowiedział po chwili. - Ale tylko na weekend. W poniedziałek nad ranem będę już w domu.
   Wolno pokiwałam głową, łudząc się, że nie usłyszał w moim głosie żadnego żalu czy przygnębienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że wie o tym, że się w nim zakochałam, ale nie chcę mu tego pokazywać. Chociaż i tak to chyba robię i to o wiele za często. Chciałabym nigdy się w nim nie zakochać.
  - Więc wracając do tematu moich pleców, nie dam rady dzisiaj wstać no chyba, że... - urwał zdanie.
  - No chyba, że co? - zapytałam z nadzieją w głosie.
  - No chyba, że mnie pomasujesz. - dokończył posyłając mi swój zadziorny uśmiech.
   Przewróciłam teatralnie oczami, ale po chwili zgodziłam się siadając na łóżku obok Louisa i czekając, aż przewróci się na brzuch tak, żebym miała dostęp do jego jakże obolałych, biednych plecków. Było to najlepsze wyjście zważając na fakt, że jeśli bym się na to nie zgodziła musiałabym buszować po garderobie Louisa szukając w niej rzeczy w które mogłabym się przebrać, a następnie na piechotę wracałabym po domu przy towarzyszącym mi okropnym zimnie jak na biegunie północnym, a także śniegu.
  - Odwróć się. - zażądałam widząc, że Louis nadal leży na plecach.
  - Najpierw przynieś z mojej łazienki oliwkę dla niemowląt.
  - Co? Po co ci oliwka dla niemowląt?
  - Żebyś nasmarowała mi nią plecy. - odpowiedział Louis patrząc się na mnie jakbym była dalekim przybyszem z kosmosu, chociaż przecież to nie ja posiadam w swoim wyposażeniu oliwkę dla niemowlaków. Nie wiem jak wam, ale mnie osobiście wydaję się to dziwne, bo bynajmniej nie słyszałam, żeby Louis miał dziecko.
  - Do której łazienki mam iść?
  - Musisz iść na prawo, a później skręcić w ten korytarz prowadzący do schodów do kuchni też po prawej stronie i pierwsze drzwi jakie zobaczysz to jest właśnie twój cel.
  - Wykorzystujesz mnie - jęknęłam z niezadowoleniem, ale podniosłam się ze swojego wcześniej zajmowanego miejsca i wyszłam z pokoju kierując się zgodnie ze wskazówkami Louisa. Jego dom przypominał mi trochę zawiły labirynt, ale odnalazłam łazienkę o której najprawdopodobniej mówił.
   Była zupełnie inna niż ta, w której byłam do tej pory. Jedyną wspólną cechą była wielkość obu pomieszczeń. Ta była równie ogromna jak poprzednia, jednak zupełnie inna. Mogłabym nawet powiedzieć, że ładniejsza. Panował w niej głownie kolor czarny, chociaż można było zauważyć również pas, gdzie ściana była wyłożona lśniącymi, beżowymi płytkami. W rogu stała ogromna wanna z zagłówkiem, a za nią wisiała naścienna półka z najróżniejszymi płynami do mycia ciała i włosów. Obok wanny stała lampka niedopitego czerwonego wina. Naprzeciwko wanny stała toaleta z czarną spłuczką, a tuż obok niej dwie umywalki pośrodku których stał płyn do mycia rąk w szklanej butelce z inicjałem LT, przez którą widać było niebieską substancję.
   Byłam pod tak wielkim wrażeniem łazienki, w której obecnie się znajdowałam, że nawet nie wiem ile czasu upłynęło od kiedy do niej weszłam, jednak sądzę, że chyba byłam w niej dosyć długo, bo już po chwili usłyszałam zniecierpliwione wołania Louisa, który narzekał na swój nasilający się ból pleców.
  - Już idę! - odkrzyknęłam mu w pośpiechu biorąc z półki oliwkę dla niemowląt i wracając do jego sypialni.
  - No nareszcie. - powiedział podnosząc głowę. Leżał na brzuchu przygotowany już do masażu pleców, a z jego twarzy mogłam odczytać, że był już bardzo zniecierpliwiony, wydłużającym się oczekiwaniem.
   W milczeniu klęknęłam na łóżku obok niego i nalałam oliwkę na swoje dłonie, po to by później rozprowadzić ją po jego plecach. Louis położył głowę na boku zamykając swoje powieki i zaczął wydawać z siebie co chwilę pomruki zadowolenia. Sunęłam dłońmi po całych jego plecach zatrzymując się na dłużej w miejscach, gdzie szczególnie poczuć można było jego mięśnie, które pod wpływem mojego dotyku mocniej się napinały. Zastanawiałam się czy to przez to, że mam zimne dłonie czy może napina się z jakiś innych powodów. Pozostawiłam jednak to pytanie tylko dla siebie nie zadając go na głos. Moje ręce wędrowały po jego ciele coraz niżej zataczając niewielkie koła. Kiedy dotarłam do gumki jego bokserek nasuniętych na część odcinka jego pleców nie wiedziałam czy powinnam je odrobinę zsunąć czy pominąć tą część kręgosłupa i kontynuować swoją pracę w dostępnych dla mnie miejscach. Louis chyba domyślił się tego co właśnie rozważałam i pokiwał potwierdzająco głową.
  - Możesz je delikatnie zsunąć. - powiedział z lekką chrypką w głosie.
   Z wielką gulą w gardle zaczęłam zsuwać bokserki z Louisa, jednak nie na tyle nisko, żeby zobaczyć jego tyłek w całej okazałości.
  - Pomasuj mi jeszcze biodra. - domagał się Lou mówiąc do poduszki, którą ściskał w rękach.
   Pokiwałam głową mimo, że wiedziałam, iż nie może zobaczyć tego gestu. Za bardzo obawiałam się tego, że jeśli się odezwę mój głos zamieni się w jeden, wysoki pisk, a naprawdę nie chciałam się przed nim skompromitować. Czułam się trochę dziwnie i niekomfortowo masując Louisa blisko jego tyłka i niedaleko od jego miejsc intymnych, dlatego podejrzewałam, że jeśli spróbuję coś powiedzieć, mój głos zamieni się w żałosny pisk.
   Nawet nie wiem kiedy moje ręce zaczęły drżeć, gdy zetknęły się z biodrami Lou docierając do jego umięśnionego brzucha. Linia jego bokserek znajdowała się teraz nieco niżej przez co moje dłonie dotknęły go trochę... za blisko. Tam gdzie nie powinny. Louis natychmiast zareagował na to cichym jękiem, jednak nigdy nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego...
   Puścił poduszkę, którą cały czas ściskał w swoich dużych dłoniach, odwrócił się z powrotem na plecy i umieścił moje dłonie na widocznym wybrzuszeniu w swoich bokserkach. Kompletnie nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Czy powinnam zabrać swoje ręce czy może raczej zdać się na Louisa i czekać dalej, na to co zamierza zrobić.
   Mój oddech stał się ciężki, a serce kołatało mi w piersi. Byłam pewna, że robi teraz dwieście uderzeń na minutę. Zaczęłam rozważać opcję odsunięcia się od Louisa, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Siedziałam jakbym zastygła z dłońmi na jego kroczu. Przełknęłam głośno ślinę spoglądając niepewnie w jego niebieskie oczy.
  - Masuj mnie tam. - wychrypiał po czasie, który zdawał się dłużyć w nieskończoność.
  - C-co? - z moich ust wydobył się pisk dokładnie taki sam o którym pomyślałam, kiedy moje ręce jeszcze znajdowały się w odpowiednim miejscu.
  - To co słyszałaś. Skoro już sprawiłaś, że jestem twardy to przynajmniej coś z tym zrób. Nie każę ci przecież od razu robić mi laskę, ale chociaż zrób mi dobrze swoją magiczną dłonią.
   Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Fakt miałam już kontakty seksualne z mężczyznami, ale mimo to prośba Louisa a może raczej jego polecenie, bo nie zabrzmiało to w jego ustach jak prośba, było dla mnie... dziwne? Nie, to za mało powiedziane, jednak naprawdę nie jestem w stanie tego opisać słowami.
  - Oczywiście jeśli nie chcesz... - z transu wyrwał mnie ponownie rozlegający się głos Lou. Miałam wrażenie, że wyczuwam w jego głosie zawstydzenie, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to raczej niemożliwe, żeby ktoś taki jak on się zawstydził. W końcu to Louis Tomlinson. Ten facet miał w swoim łóżku więcej lasek niż ktokolwiek inny na tym świecie.
  - Chcę. - sama siebie zadziwiłam tym co przed chwilą padło z moich ust. Powoli zaczęłam zastanawiać czy ja, to aby na pewno ja, ponieważ Lucy Swan, którą znam nigdy nie zgodziłaby się na robienie dobrze komuś kogo zna ledwie od trzech tygodni i w dodatku nawet z tym kimś nie jest w związku nawet jeśli w grę wchodzi tylko niewinne masowanie penisa, o ile mogę nazwać tą czynność czymś niewinnym. Ale zdążyłam chyba już przyzwyczaić się do tego, że momentami nie poznaję sama siebie, tak samo jak zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że nie wiem kim jestem dla Louisa... i może nawet nie chcę wiedzieć, bo obawiam się, że to mogłoby mnie to zranić. Bardzo mocno zranić.
   Powoli zaczęłam zsuwać bokserki Louisa do samego końca, a on uniósł swoje biodra do góry, tak żeby mi to ułatwić. Czułam na sobie jego palący wzrok jakby za chwilę miał wypalić wielka dziurę w mojej twarzy, jednak starałam się to ignorować i nie patrzeć na niego. Całą swoją uwagę poświęcałam temu, co właśnie robię. Kiedy czarne bokserki Louisa leżały już gdzieś na ziemi odważyłam spojrzeć się na jego przyrodzenie i nie powiem nie było ona małe. Założę się, że ma jakieś dobre 17 centymetrów. Kiedy już miałam położyć dłoń z powrotem tam gdzie ją wcześniej miałam i zacząć to na co sama się zgodziłam zostałam zatrzymana przez Louisa, który dwoma palcami skierował mój podbródek ku sobie zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
  - Jeśli nie chcesz tego robić Lucy, nie musisz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. - z jego spojrzenia wyczytać można było troskę za co byłam mu wdzięczna, jednak nie zamierzałam wycofywać się z tego co miało nastąpić.
  - Nie, Louis. Wszystko jest w porządku. - pokręciłam głową. Spojrzałam na niego ostatni raz, a mój wzrok spoczął na jego idealnych, malinowych wargach. Miałam tak wielką ochotę go pocałować, ale nie wiedziałam czy powinnam. Między mną a nim jest ta różnica, że on prawie o nic nigdy się nie pyta. Po prostu robi to na co ma ochotę, a ja tak nie potrafię. Nie jestem taka jak on chociaż czasami chciałabym być, nie dlatego, że chcę być facetem, o nie, nic z tych rzeczy po prostu chciałabym nie zważać na konsekwencje i robić to co chcę. I chciałabym też tak doskonale kamuflować uczucia jak on, bo nie wierzę w to, że ich nie posiada.
   Louis chyba zauważył mój wyczekujący wzrok na jego wargach, bo uniósł się lekko z łóżka, wciągnął mnie na swoje kolana, po czym przycisnął swoje wargi do moich. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddawać pocałunek z coraz większą namiętnością. Jego usta smakowały miętą i idealnie dogrywały się z moimi, tak jakby były stworzonego do całowania. Nasze języki ocierały się o siebie, a oddechy stały się nierówne. Czułam na swoim udzie jego coraz bardziej rosnącą erekcję. Oparł dłonie na moich biodrach i wbił w nie swoje palce tak jakby nie chciał, żebym mu uciekła. Lewą rękę położyłam na jego policzku nie przestając go całować, a drugą umieściłam na jego przyjacielu ściskając go delikatnie. Louisowi najwyraźniej bardzo się to spodobało, bo z jego ust wydobył się jęk, a jego palce mocniej wbiły się w moje biodra.
   To co wtedy czułam jest praktycznie nie do opisania. Całowałam się z najbardziej pożądanym mężczyzną w całej Anglii jak i nie Wielkiej Brytanii i sprawiłam, że dzięki mnie czuł się dobrze. Ale nie chodzi tylko o ten fakt. Całowałam mężczyznę, w którym się zakochałam. Mężczyznę o którym myślałam przez większość mojego czasu odkąd tylko go poznałam. To było jak spełnienie moich marzeń, jednak część mnie mówiła mi, że dla niego to nic nie znaczy i to mnie najbardziej bolało. Wiedziałam, że po tym wszystkim będę musiała wmówić sobie, że dla mnie ten pocałunek i to wszystko co dzieje się teraz między nami również nic nie znaczyło, nawet jeśli nie jest to prawdą.
  - Kurwa, Lucy... - wyjęczał Louis, kiedy moja ręka sunęła w górę i w dół masując go w tamtych miejscach.
   Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Leżał z odchyloną głową i zaciśniętymi powiekami. Jego usta były delikatnie rozchylone i gwałtownie nabierał powietrze. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zadowalał mnie fakt, że doprowadziłam go do takiego stanu. Nagle na półce blisko łóżka zaczął dzwonić telefon. Na początku myślałam, że to może telefon Louisa, ale niestety po chwili poznałam, że to mój dzwonek. Pospiesznie wstałam z kolan Louisa, zaprzestając robienia mu dobrze i podbiegłam do dzwoniącego iPhona. Zanim spojrzałam na wyświetlacz, zobaczyć kto postanowił do mnie zadzwonić właśnie w tym momencie, odwróciłam się w stronę łóżka i spojrzałam na leżącego na nim Louisa. Jego usta były wykrzywione w grymasie, ale wstał do pozycji siedzącej i wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał jak mały, biedny chłopiec, któremu właśnie zabrano lizaka, co wyglądało naprawdę komicznie, ale też uroczo.
   Z uśmiechem na ustach odebrałam telefon, zapominając o tym, żeby lepiej sprawdzić najpierw kto dzwoni. Szczerze mówić spodziewałam się bardziej telefonu od Kate z milionem pytań na temat dlaczego ma po mnie nie przyjeżdżać z Zaynem, więc byłam prawie pewna, że to ona. Niestety w słuchawce zamiast głosu mojej przyjaciółki usłyszałam napięty głos moje mamy, która uświadomiła mi, że jest już godzina 7:40, za chwilę mam szkołę i powinnam wrócić już do domu po, jak ona to nazwała "po tych swoich nocnych wyprawach". Uśmiech momentalnie zszedł z moich ust, a dobry humor ustąpił miejsce zdenerwowaniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina pamiętałam jedynie godzinę o której wstałam i nie spodziewałam się, że czas może aż tak szybko lecieć. Uspokoiłam mamę mówiąc jej, że za chwile będę w domu i szybko rozłączyłam się rzucając telefon z powrotem na półkę.
  - Louis, za chwilę muszę być w szkole. - oświadczyłam poważnym tonem zakładając ręce na piersiach, stając przed nim. - I lepiej by było gdybyś się już ubrał. - dodałam widząc jak nadal leży nago na łóżku.
  - Najpierw mi pomóż pozbyć się tego problemu. - wskazał na swoja erekcję. - Bo nie zmieszczę go do bokserek.
   - Przykro mi, ale będziesz musiał pomóc sobie z tym problemem sam. Ja nie mam już na to czasu. - zbyłam go,
przekraczając próg sypialni.
  - Ale jak to, jeszcze przed chwila miałaś.
  - Dobrze powiedziałeś. Przed chwilą, kiedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina. A teraz lepiej powiedz mi, gdzie trzymasz jakieś tabletki na ból głowy.
  - Kac morderca nie ma serca, co? - zaśmiał się Louis, ale po chwili dodał. - Górna szafka nad zlewem.
   Skinęłam potakująco głową i zeszłam na na dół po marmurowych schodach. Skręciłam w ogromnym korytarzu w prawo i znalazłam się w kuchni Louisa. Rzeczywiście było tak jak mówił. W górnej szafce leżała cała sterta leków i saszetek z rozpuszczalnym proszkiem na zlikwidowanie kaca. Wzięłam dwie z nich oraz jedną tabletkę paracetamolu, którą od razu połknęłam. Ze stojaka na szklanki wzięłam dwie z nich i do obu nalałam wody, po to, by rozpuścić w nich proszek. Oczywiście jedna z tych mikstur była dla Louisa, który myślę, że jest tak samo skacowany po wczorajszym dniu jak ja. Co do zmiany swoich ubrań, postanowiłam, że poczekam, aż Lou zejdzie na dół i da mi coś na przebranie, bo byłoby mi niezręcznie przekopywać mu garderobę. I tak odnoszę wrażenie, że czuję się chyba zbyt swobodnie w jego domu. Kiedy już tu przyjdzie będę musiała go o to zapytać. Nie chcę, żeby potem źle sobie o mnie myślał.
   Kiedy woda w obu szklankach zabarwiła się na jasno - zielono pod wpływem proszku na kaca, wzięłam jedną i upiłam z niej spory łyk. Napój smakował jak oranżada cytrynowa, taką, którą piłam za czasów mojego dzieciństwa. Gdy moja szklanka była już prawie pusta na szczycie schodów pojawił się Louis, który leniwym krokiem schodził na dół z trudem pokonując schodki. Założył na siebie białą bluzkę z logo adidasa i czarne, wąskie spodnie idealnie przylegające do jego nóg. Mimo woli spojrzałam na jego krocze, gdzie jeszcze nie tak dawno było spore wybrzuszenie. Teraz nie było już po nim śladu, więc wywnioskowałam, że Louis jednak poszedł za moją radą i sam zlikwidował problem. Po odwróceniu wzroku nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wypłynął na moje usta. Nie umknęło to uwadze Louisa.
  - Z czego się tak cieszysz? - spytał trochę szorstko sięgając po pełną szklankę z zielonkawym napojem i przykładając ją sobie do ust.
  - Widzę, że poszedłeś za moją radą i pomogłeś sobie z problemem za małych bokserek. - pokazałam wzrokiem na jego krocze i zaśmiałam się chicho pod nosem.
  - Nie miałem innego wyboru. - odburknął Lou przechylając szklankę i wypijając jej zawartość do końca.
   Przez chwilę siedzieliśmy obok siebie w milczeniu dopóki i moja szklanka nie stała się pusta. Odłożyłam ją na kuchenny blat i przystąpiłam z nogi na nogę.
  - Umm... Louis...czy mógłbyś mi może...pożyczyć kilka ubrań na zmianę?
  - Jasne. - odparł szybko biorąc mnie za rękę i ciągnąc na górę. - Zaraz cię w coś przebierzemy.
                                                                       ***
  Po 20 minutach przebieraniu najróżniejszych ubrań Louisa, które i tak były na mnie o wiele za duże, skończyłam w jego szarej bluzie, zakładanej przez głowę ze srebrnym suwakiem z boku (swoją drogą naprawdę nie wiem do czego on służy, jest kompletnie nieprzydatny, a w dodatku przycięłam sobie nim skórę) i jego czarnych rurkach, które dla mnie, bynajmniej nie są rurkami, ale tego chyba możecie się domyślać.
  - Wyglądam jak strach na wróble. - jęknęłam z niezadowoleniem przeglądając się w średnich rozmiarów lustrze wiszącym we wnętrzu garderoby Lou.
  - Nie, wyglądasz całkiem słodko. - stwierdził patrząc na mnie z uśmiechem. Nie potrafiłam tylko stwierdzić czy jest to sarkastyczny uśmiech czy może szczery, ale chyba szczery biorąc pod uwagę to jak powiedział o moim wyglądzie.
   Przygryzłam lekko dolną wargę i spojrzałam w jego niebieskie oczy, a potem na jego idealne usta, które aż prosiły się o to, żeby je całować. Znów powróciła do mnie scenka, którą odegraliśmy jeszcze kilkanaście minut temu na jego łóżku, kiedy to namiętne się całowaliśmy. Chciałam pocałować go jeszcze raz, żeby znowu móc poczuć to niesamowite uczucie ogarniające moje ciało i mój umysł, ale za bardzo bałam się odrzucenia z jego strony mimo, że tamtym razem sam zaczął mnie pierwszy całować. Nie mogłam przestać myśleć o tym co działo się w jego głowie po tej scenie. Czy czuł to samo co ja? Nie, to niemożliwe. Przecież dla niego to nic nie znaczyło i dla mnie tez nie powinno. On może mieć każdą. Dziewczyny go uwielbiają, a ja jestem tylko jedną z wielu, którą całował i na pewno nie ostatnią.
  - Myślisz o tamtym, prawda? - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
  - Co? Oczywiście, że nie, ja tylko... - Słowa uwięzły mi w gardle. Nie potrafiłam zmyślić jakiegoś dobrego kłamstwa, bo to przecież oczywiste, że myślę o tamtym.
   W jednej chwili Louis znalazł się blisko mnie. Podniósł mój podbródek dwoma palcami tak jak zrobił to przedtem i pochylił się w moja stronę, ale nie pocałował mnie. Zatrzymał się w połowie ruchu tak jakby na coś czekał.
  - Ty to zrób. - powiedział chrapliwym głosem. - Pocałuj mnie.
   Nie musiał powtarzać mi tego dwa razy. Pochyliłam się w jego stronę i przycisnęłam swoje wargi do jego. Ponownie ogarnęło mnie to niesamowite uczucie nie do opisania. Nie myślałam wtedy o niczym tylko o tym jak jego wargi idealnie spoczywają na moich. W duchu modliłam się również, żeby moja mama nie postanowiła znowu do mnie zadzwonić, jednak szybo przypomniałam sobie, że o tej godzinie powinna być już w drodze do pracy, a ona nigdy nie prowadzi rozmów podczas jazdy samochodem. Na całe moje szczęście.
   W pewnym momencie poczułam jak jego język ociera się o moja dolną wargę, prosząc o dostęp do mojej buzi. Posłusznie otworzyłam usta pozwalając jego językowi na przebadanie mojego gardła, a następnie na złączenie się z moim. Zaczęliśmy nawzajem ocierać się o siebie językami w nieco zachłanny sposób. Po dwóch, może trzech minutach oderwaliśmy się o siebie. Louis spojrzał w moje oczy, a ja szybko odwróciłam wzrok. Nie wiem dlaczego, po prostu dziwnie mi było na niego patrzeć. Czułam trochę tak jakbym to ja wymusiła na nim ten pocałunek, chociaż nie do końca tak było.
  - Nie odwracaj wzroku, kiedy na ciebie patrzę. - usłyszałam cichy szept koło ucha.
  - Nie odwracam. - od razu zaprzeczyłam, podnosząc głowę i wpatrując się w litery na jego koszulce.
  - Przecież widzę, że na mnie nie patrzysz. Nie podoba ci się jak całuję? - Louis zniżył swój głos do maksimum cały czas szepcząc mi do ucha. Czułam na skórze jego oddech, był zdecydowanie za blisko. W głowie odtworzyłam sobie ten moment, kiedy całował mnie po szyi w mojej kuchni. Teraz czułam się dokładnie tak samo jak wtedy. Jego wargi muskały delikatnie skórę na mojej szyi, a ja nie potrafiłam go od siebie odpędzić. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie potrafiłam wykonać ani jednego kroku. Jedyne co byłam w stanie w tamtym momencie zrobić to odchylić szyję w bok dając Louisowi większy do niej dostęp. On niemal od razu to wykorzystał. Zassał kawałek mojej skóry, a potem zaczął delikatnie go przygryzać. Moje ręce od razu powędrowały w kierunku jego głowy. Wplotłam palce w jego ciemne włosy ciągnąc lekko za ich końcówki, zamknęłam powieki i rozkoszowałam się tą piękną chwilą. Być może później będę żałować tego, że tak łatwo dałam mu się zwieść, ale teraz zupełnie mnie to nie obchodzi. Czasami potrzebuję odskoczni od wszystkiego co mnie otacza, a to co teraz robimy tym właśnie dla mnie jest. Odskocznią od wszystkiego. Chwilą przyjemności i błogiego spokoju.
  - Louis...- jęknęłam, kiedy podniósł mnie do góry, każąc mi opleść go nogami wokół bioder.
  - Nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie. - wychrypiał na chwilę przerywając swoją wcześniejszą czynność.
  - Nie rozumiem.
  - Nie podoba ci się jak całuję?
  - Podoba. - odpowiedziałam pospiesznie, przystawiając jego głowę do swojej szyi. Byłam spragniona jego ust, chciałam mieć go jak najwięcej, więc nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy w tym momencie.
  Louis odsunął się ode mnie, na co wydałam z siebie jęk frustracji.
  - Powiedz mi to, patrząc mi prosto w oczy. - zażądał stanowczo.
   Przechyliłam głowę w drugą stronę i spojrzałam na niego tak jak sobie tego zażyczył z kpiącym uśmieszkiem.
  - Chcesz, żeby twoje męskie ego, urosło jeszcze bardziej, co?
  - Jeśli tego nie powiesz, przerwiemy naszą zabawę.
   Poczułam jak jego ręce powoli, puszczają moje uda co bardzo mi się nie spodobało. Skoro ja zrobiłam mu przyjemny masaż, dzisiaj rano i to w dodatku również tej części ciała, o której nie było wcześniej mowy, mi też się coś należy. Chcąc, nie chcąc musiałam spełnić jego żądanie. Jego ego i tak jest już za wysokie, więc co za różnica czy je podwoje, czy nie?
  - Całujesz bardzo dobrze, Louis, a przynajmniej na tle chłopaków z którymi się wcześniej umawiałam. - stwierdziłam, że ta odpowiedź będzie odpowiednia, a przynajmniej dla mnie, ponieważ doskonale wiedziałam, że zachęcę go tym do udowodnienia mi, że jest najlepszy nie tylko na tle moich byłych chłopaków. I nie pomyliłam się ani trochę.
  - Zapamiętaj jedno Lucy. - wyszeptał całując mnie po szyi i po linii szczęki, zostawiając po sobie ślady w każdym miejscu, gdzie tylko jego usta zetknęły się z moja skórą. - Jestem i będę najlepszy nie tylko na tle twoich byłych chłopaków. Oni są nikim w porównaniu do mnie.
   Kiedy oderwał ode mnie swoje cudowne, malinowe wargi, które teraz znacznie się zaczerwieniły pod wpływem składania tylu pocałunków na raz, postanowiłam wykorzystać okazję i oznaczyć go w taki sam sposób, w jaki on oznaczał mnie. Przynajmniej nie tylko ja będę musiała się tłumaczyć ze sterty malinek na szyi.
   Podczas gdy ja zachłannie całowałam go po szyi co chwile przygryzając i zasysając miejsca nad jego uchem, ciepłe dłonie Louisa dostały się pod jego bluzę, która aktualnie miałam na sobie zbliżając się do moich piersi. Wydałam z siebie przeciągły jęk, kiedy jego dłoń objęła moją lewa pierś. Mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej, a w podbrzuszu rozlała się we mnie fala przyjemnego ciepła. Jęki, w momencie, gdy jego dłonie zaczęły masować obie moje piersi na raz uciekały z moich ust jeden po drugim. Nie byłam w stanie nad tym zapanować, chociaż bardzo bym chciała.
  - Przyjemnie ci teraz, prawda? - zapytał pół szeptem Louis, chociaż było to chyba bardziej stwierdzeniem. On to wiedział. Nie musiał mnie o to pytać, ale dzięki temu budował swoje ego.
   Pokiwałam głową potwierdzająco. Normalnie zostawiłam bym to pytanie bez komentarza, bo przecież to jest takie oczywiste, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię Louis może przestać, a tego bardzo bym nie chciała. Nie teraz, nie w tym momencie.
  - Czyli mam rozumieć, że dzisiejsze zajęcia sobie odpuszczasz i zostajesz u mnie? - wymruczał w moja szyję.
  - O cholera, zapomniałam. - błyskawicznie puściłam nogami Louisa i pobiegłam do telefonu sprawdzając nerwowo godzinę. Moje erotyczne myśli zostały natychmiast odgonione, a jedyne co miałam w głowie to migająca, czerwona lampka przypominająca o szkole. Mama na pewno nie będzie zadowolona z tego, że spóźnię się na pierwszą lekcję o ile w ogóle uda mi się na nią pójść. Na moje nieszczęście dochodziła prawie dziewiąta co oznaczało, że pierwsza lekcja zaczęła się już 5 minut temu. W skrzynce miałam kilka nieodczytanych wiadomości od Kate, jednak nie był to dobry moment na ich czytanie. Za bardzo mi się spieszyło.
  - Louis, czy mógłbyś mnie zawieźć do domu? - poprosiłam go wkładając telefon do kieszeni jego spodni, które wisiały mi w kroku. Było to strasznie niewygodne, bo co chwilę musiałam je podciągać, ale w końcu lepsze to niż powrót w samych majtkach.
   Lou zgodził się mnie zawieźć (może dla tego, że miał innego wyboru) i po chwili siedzieliśmy w jego lamborghini. Co chwilę śmiał się z mojego stroju, bo rzeczywiście prezentowałam się dosyć śmiesznie w jego za dużych na mnie ubraniach, swoim płaszczu i wysokich szpilkach, dlatego co chwilę trącałam go gniewnie w ramię chociaż mnie samą śmieszyło to jak wyglądam.
   Gdy białe lamborghini stanęło na krawężniku przy równo poustawianych obok siebie, angielskich domkach z cegły wysiadłam z niego pospiesznie przelotnie całując Louisa w policzek i dziękując za podwózkę. Proponował mi, że na mnie poczeka i zawiezie mnie jeszcze do szkoły, ale grzecznie odmówiłam mu, tłumacząc, że i tak już dużo dla mnie zrobił, a jego ubrania oddam mu przy najbliższej okazji. Z biało - czarnej torebki przewieszonej na ręku wyjęłam pęk kluczy i otworzyłam drzwi, a następnie zamknęłam je z hukiem i popędziłam schodami na górę, do swojej sypialni.
   Wszystko robiłam byle jak, przez to, żeby nie spóźnić się na drugą lekcję. W pośpiechu zrobiłam makijaż, spakowałam książki do torby i zdjęłam z siebie rzeczy Louisa przebierając się w swój luźny, biały sweter i bordowe, opinające spodnie. Nie miałam za specjalnie czasu na dobieranie czadowego outfitu, dlatego założyłam na siebie pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły mi w ręce. Z czarną torbą przewieszona na ramieniu, zbiegłam na dół po drodze wkładając telefon do kieszeni nawet nie włączając go i nie sprawdzając, która jest godzina. Bez tego wiedziałam, że mam mało czasu.
   W rekordowym czasie, dziesięciu minut dotarłam pod budynek szkoły. Od razu po tym, kiedy przekroczyłam próg zadzwonił dzwonek na przerwę, a wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich sal, przez co na korytarzach zrobił się nie mały tłum. Z trudem przecisnęłam się do szatni, gdzie zostawiłam swoją kurtkę i szalik zamoczony przez roztopione na nim płatki śniegu. Tego roku w Anglii zima jest wyjątkowo sroga, a w prognozach pogody zapowiadają jeszcze większe mrozy.
  - Jest i nasza pani spóźnialska! Wysłałam do ciebie chyba z sześć SMS-ów, ale na żaden mi nie odpisałaś. - zza moich pleców wyłoniła się Kate, a za nią Lily. Obie stały przede mną z założonymi rękami oczekując zapewne na wyjaśnienia. Znamy się od wielu lat i wiedzą, że bardzo rzadko spóźniam się na lekcje, a jeśli już się spóźnię zawsze coś się za tym kryje, dlatego nie było sensu ich okłamywać.
  - Byłam u Louisa i dopiero przed chwila od niego wróciłam. Wstaliśmy późno i przez to nie wyrobiłam się na pierwszą lekcję. - wytłumaczyłam zarzucając z powrotem torbę na ramię i idąc w stronę sali, gdzie miałam mieć teraz lekcje. Lily otworzyła szeroko oczy, a Kate skrzywiła się z niesmakiem na sam dźwięk jego imienia, jednak obie poszły za mną wychodząc z szatni.
  - Musisz nam zaraz wszystko opowiedzieć! - wykrzyknęła wesoło Lily siadając na ławce przed salą 26 i ciągnąc mnie za sobą.
  - Ja chyba daruje sobie historię tego niedoszłego mordercy. - westchnęła Kate, ale również usiadła na ławce obok mnie.
  - Kate. - Lily trąciła ją w ramię posyłając jej karcące spojrzenie. - Nie możesz cały czas żyć przeszłością i w kółko przypominać nam o tamtym wypadku.
  - Mówię tylko jak jest. No ale możemy uznać, że na chwilę o tym zapomniałam. Więc opowiadaj Lucy, jesteśmy bardzo ciekawe powodu twojego spóźnienia. - na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się szeroki uśmiech. Dużo osób myśli, że Kate jest wredna, ale to nie prawda. No dobrze. może po części to prawda, bo rzeczywiście potrafi czasami taka być, ale jest naprawdę dobrą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na niej polegać. To, że jest taka chłodna w stosunku do innych osób wynika głownie z problemów w jej rodzinie. Rodzice nie bardzo się nią interesują. Od kilku lat prowadzą swoją firmę, przez co rzadko są w domu i nie mają czasu na zajmowanie się swoimi dziećmi. Matka i ojciec Kate, pojawiają się w domu tylko na noc, w weekendy i w święta, a czasami nawet i wtedy nie. Kate w zasadzie ma tylko mnie, Lily i swojego starszego brata -
Zayna, który stara się zastąpić jej rodziców. Jesteśmy jedynymi osobami najbliżej niej. Osobami, które znają ją naprawdę. Innym tylko wydaje się, że ją znają.
  - Więc zaczęło się od tego, że zaprosił mnie do siebie na obiad... - w skrócie opowiedziałam dziewczynom cała historię z Louisem pomijając to jak prawie zrobiłam mu dobrze dłonią. Stwierdziłam, że nie musza tego wiedzieć. Wiem, że by mnie nie oceniały, ale chyba spaliłabym się ze wstydu, jeśli wyszłoby to z moich ust.
  - Nie wierzę całowałaś się z nim?! - miałam wrażenie, że Lil chyba słyszy cała szkoła, dlatego gestem kazałam jej być cicho. Blondynka uśmiechnęła się niewinnie i usiadła z powrotem na swoje miejsce, z którego wcześniej musiała aż wstać, żeby podkreślić swoje podekscytowanie tym faktem.
  - Cieszę się, że jesteś szczęśliwa Lucy, ale chyba wiesz czego się boję. - zabrała głos Kate siedząca po mojej prawej stronie. Chodziło jej oczywiście o to, czego i ja się obawiałam. A mianowicie o to, że Louis w końcu mnie zostawi, zrani i zaśmieje się prosto w twarz, z tego jak łatwo dałam mu się zwieść.
  - Jeśli mam być z tobą szczera to też się tego boję. - przyznałam skupiając wzrok na brązowych oczach Kate. Ona i Zayn mieli dokładnie takie same oczy. Doszłam do wniosku, że chyba obydwoje odziedziczyli je po ich mamie, bo mają innych ojców. Mówiła mi, że biologiczny ojciec jej brata, odszedł od ich matki, niedaleko po urodzeniu Zayna. Później poznała ojca Kate, a mały Zayn zaczął go nazywać swoim tatą i tak już zostało do tej pory.
  - Kate, wszędzie cie szukałyśmy! - wszystkie trzy podniosłyśmy głowy. Nad nami stała Judie Edwards, a tuż przy niej Naomi Thompson. Dwie szkolne, przyjaciółki Kate, które chodzą za nią niemal wszędzie.
Krok w krok. Coś w rodzaju świty. Czasami jest to trochę irytujące, kiedy takie dwie stoją przy tobie jak kołki i nie dają ci porozmawiać z przyjaciółką, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.
  - Rozmawiam teraz z kimś, nie widzicie? - rzuciła im chłodno.
  - Owszem widzimy. - odezwała się Naomi. - Ale chyba miałyśmy udekorować twoje zaproszenia?
  - Jakie zaproszenia? - zaciekawiłam się.
  - Kate ma za niedługo urodziny. Organizuje z tej okazji huczną imprezę. - wyjaśniła mi szybko Lily.
  - Oh, będziemy zaproszone?
  - Jak mogłabym nie zaprosić moich najlepszych przyjaciółek? - rozpromieniła się Kate wstając z ławki, zarzucając swoją czarną torbę z Nike na ramię i stając przy Naomi i Judie. - Dołączę do was później kiedy tylko skończę z tymi zaproszeniami.
  - Jasne. - odparłam razem z Lily posyłając jej ciepły uśmiech. - Już nie mogę się doczekać twojego przyjęcia urodzinowego. Na pewno będzie wspaniałe.
  - Dzięki, też mam taka nadzieję.
   Kate posłała uśmiechnęła się do nas i pomachała na pożegnanie, a potem zniknęła gdzieś w szatni razem ze swoimi koleżankami. Trochę zasmucił mnie fakt, że musiała iść. Chciałam dokończyć z nią rozmowę, którą zaczęłyśmy. Zawsze lepiej się czuję, kiedy jesteśmy w komplecie.
  - Jaką masz teraz lekcję? - zagadała mnie Lily.
  - Umm... chyba biologię, a ty?
  - Fizyka. Szczerze nienawidzę pani Wiliams. Zawsze narzeka, kiedy się spóźniam.
  - Więc może przestaniesz się spóźniać? - zaśmiałam się.
   Zanim Lily zdążyła cokolwiek mi odpowiedzieć, na korytarzu rozległ się głośny dzwonek. Pożegnałyśmy się szybko umawiając się na kolejnej przerwie, i każda z nas poszła do swoich sal.
   Po wejściu do sali usiadłam cicho w ławce na samym końcu obok Cassie, i w zasadzie to całą lekcję przegadałyśmy. Stwierdziłam, że chyba muszę zacząć siadać sama jeśli chcę cokolwiek zapamiętać z lekcji. Siedząc przy kimś strasznie trudno skupić mi się na tym co mówi nauczyciel. Skupiam się tylko i wyłącznie na rozmowie, jak zresztą prawie każdy uczeń. Jak się dowiedziałam od mojej koleżanki podczas mojego już drugiego w tym roku pobytu w szpitalu cała szkoła zaczęła plotkować o moim mniemanym romansie z Louisem rozsianego oczywiście przez nikogo innego jak Mię Smith we własnej osobie. Przysięgam, że jak tylko znajdę tę wywłokę urwę jej głowę bez względu na konsekwencje.
  - Ale nie martw się. - dodała szybko Cass. - Za niedługo to wszystko ucichnie. W końcu się tym znudzą i znajdą inny temat do rozmów.
  - Pewnie masz rację. - westchnęłam przepisując pracę domową z tablicy.
   Kiedy tylko na szkolnym korytarzu rozbrzmiał dzwonek na przerwę, szybko pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam. Idąc korytarzami słyszałam szepty dziewczyn. Co chwilę padało nazwisko Louisa i moje. Cassie miała rację. Jestem na językach całej szkoły i to wszystko przez tą sukę. Byłam na nią wściekła, ale nie zamierzałam tak łatwo dać się jej wyprowadzić z równowagi, bo jej właśnie o to chodzi. Ostatnio skończyło się to dla mnie czterodniowym pobytem w szpitalu i bynajmniej nie zamierzałam robić sobie powtórki z wrażeń.
   Ignorując szepty innych poszłam schodami na górę zmierzając prosto do miejsca w którym umówiłam się z Lily. Oparłam się o parapet z odrywającą się listwą. Zasłonki powieszone w oknach chyba dawno nie były prane, bo już od dawna nie maja tej samej bieli, a w niektórych miejscach zrobiły się dziury. Nagle zza rogu wyszła dziewczyna o jasnych, blond włosach. Oderwałam się od parapetu i poszłam w tamtą stronę myśląc, że to Lil, ale jednak pomyliłam się... Obcisła, czerwona bluzka i dżinsowa miniówka w środku zimy to nie jej styl, ani nikogo innego jak największej zdziry w tej budzie. Mii.
  - Cześć Lucy. - zaszczebiotała z udawaną radością podbiegając do mnie razem ze swoją świtą takich samych zdzir jak ona. Wszystkie są siebie warte.
  - Czego chcesz Mia? - starałam zdobyć się na najbardziej oziębły a jednocześnie obojętny ton na jaki było mnie stać.
  - Plotki szybko się roznoszą, co? A zwłaszcza takie gorące jak romans ze sławnym piłkarzem. - zaśmiała się sarkastycznie, a za nią jej równie puste i głupie koleżanki. Co do mnie to miałam szczerą ochotę przywalić jej w ten jej pusty łeb. Naprawdę nie rozumiem jak jej ojciec może z nią wytrzymywać i to w dodatku pod jednym dachem. Powinien dostać za to nagrodę Nobla.
  - Wal się. - warknęłam.
  - Czyżby nasza słodka, niewinna Lucy się zdenerwowała? - Mia wykrzywiła się w udawanym zatroskaniu.
  - Nie pozwalasz sobie na za dużo, Mia? - odwróciłam się rozpoznając głos Kate. Rzeczywiście to była ona, ale na szczęście sama. Bez Naomi i Judie. Chwile potem, kiedy Kate stanęła naprzeciwko Mii, zza rogu wyszła Lily z dwoma podręcznikami w ręku. Stała przez chwile w osłupieniu próbując zrozumieć co się właśnie dzieje, a później wolnym krokiem zaczęła zmierzać w kierunku mnie, Kate, Mii oraz jej świty.
  - Podejdź tu Johnson, zobaczysz jakie świetne przedstawienie zaraz się odbędzie. - zarechotała Mia zapraszając gestem Lil bliżej.
  - O co ci znowu chodzi Mia? - spytała Lily wyraźnie zdenerwowana.
  - Wasza przyjaciółka jest zwykłą dziwką. Puszcza się za kasę. Oto co się dzieje.
  - Jeśli zaraz nie zamkniesz tej swojej niewyparzonej gęby to obiecuję ci, że...- ręka Lily zacisnęła się w pięść gotowa do zamachu. Już ją miałam powstrzymać i wytłumaczyć, że nie warto, kiedy wyręczyła mnie Kate. Złapała jej rękę w locie i opuściła w dół nie spuszczając wzroku z Mii. Patrzyła na nią z zupełnym spokojem, tak jakby nic się nie działo. Ale ja za dobrze ją znam, żeby nie wiedzieć, że jest ostro wkurzona, ale nie pokazywała tego po sobie. Udawała spokój, żeby coś osiągnąć tylko na razie nie wiedziałam co.
  - Zostaw ją Lily. - powiedziała najbardziej opanowanym głosem jaki kiedykolwiek u niej słyszałam.
  - Ona właśnie tego chce. Chce nas sprowokować. To jest część jej gry.
  - Brawo, Parker. Nie spodziewałam się tego po twoim małym móżdżku.
  - Nie obrażaj jej. - natychmiast wstawiłam się za Kate, ale ona tylko uciszyła mnie gestem.
  - Myślisz, że skoro masz bogatego tatusia możesz wszystko. - zaczęła zbliżając się do Mii. - Sponsoruje wszystkie szkolne wycieczki za granicę i wpłaca niewyobrażalne sumy do rady rodzicielskiej tylko po to, żeby nie wywalili cię z tej szkoły. Prawda jest taka, że gdyby nie on i jego pieniądze już dawno by cię tu nie było. Sprzątałabyś ulice, a po nocach dorabiałabyś sobie w burdelu. Taka jest prawda o tobie, Smith.
   Mia na przemian otwierała i zamykała buzię jak ryba dopiero co wyjęta z wody. Przez chwilę nie mogła nic z siebie wydusić. Byłam dumna z mojej przyjaciółki, że tak porządnie jej dogadała i miałam szczerą nadzieję, że zostawi nas w spokoju obawiając się przed swoja kolejną spektakularną porażką, jednak nasza przewaga, a może raczej przewaga Kate nie trwało zbyt długo. Mia postanowiła bronić swojego i nie dopuścić do tego, żeby to ona stała na straconej pozycji.
  - Zwyczajnie mi zazdrościsz. - wysyczała przez zaciśnięte zęby do Kate. - Zazdrościsz mi tego, że mój tata się mną interesuje w przeciwieństwie do twoich rodziców. Ty nie masz rodziców, ciebie wychowuje twój starszy braciszek, który sam ledwo się trzyma. Oboje jesteście tak samo żałośni.
   To był już cios poniżej pasa, nawet jak na Mię. Temat rodziców i Zayna jest dla Kate ciężki, dlatego prawie nigdy go nie porusza. Wszyscy jednak wiedzą o tym, że to Zayn sprawuje nieoficjalną opiekę nad swoją siostrą. To on przychodził na jej zebrania, od kiedy tylko skończył 18 lat. Odbierał ją z zajęć tanecznych na które kiedyś chodziła. Zastępuje jej rodziców, którzy całymi dniami przesiadują w pracy. Mia nie miała prawa tego mówić. Nikt nie ma prawa tego mówić nawet jeśli nie lubi Kate.
   Chciałam ją bronić i sama powiedzieć coś tej tlenionej blondynie, która uważa się za królową tak samo jak Lily, która już otwierała usta i podchodziła do niej z zaciśniętymi pięściami, ale Kate była szybsza. Trzy koleżanki Mii, które wytrwale stały u jej boku przez cały ten czas otworzyły usta, a ich oczy zrobiły się jak spodki. Lily zastygła w pół kroku podobnie jak ja. Nikt nie potrafił uwierzyć w to co właśnie się stało. Kate uderzyła Mię w policzek, a jej siła była zdumiewająca jak na nią. Głowa Mii odchyliła się w bok, a ona natychmiast złapała się za swój piekący policzek. Podczas uderzenia słychać było głośny plask, więc mogę sobie wyobrazić jak silne było to uderzenie, ale nie jest mi jej ani trochę szkoda. Należało się jej. Jedyne czego się obawiam to to, że Kate może mieć przez to poważne kłopoty biorąc pod uwagę pozycje ojca Mii. Za cztery miesiące czekają nas egzaminy końcowe i nie było by za ciekawie, gdyby Kate z powodu ataku na tę pustą lalę nie mogła do nich przystąpić.
   Kate stała nad Mią z zaciśniętymi zębami i ustami złożonymi w cienką linię. Nie chciałam, żeby zrobiła coś czego później będzie żałować, dlatego szybko podbiegłam do niej odciągając ją na bezpieczną odległość.
  - Kate uspokój się wiesz, że to ci może poważnie zaszkodzić.
  - Ta suka zapłaci za to co powiedziała o tobie i moim bracie. - wycedziła przez zęby nie patrząc ani na chwilę na mnie, ale na Mię, która już podchodziła do niej odganiając się od swojej zaniepokojonej świty. W międzyczasie w miejscu gdzie właśnie stałyśmy zebrał się niezły tłum uczniów ze wszystkich klas. Wszyscy szeptali między sobą i z zaciekawieniem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. Już chyba wiedziałam co będzie następnym tematem do rozmów w tej szkole...
   Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Mia w zemście oddała Kate policzek, a ta nie mogła zostać jej dłużna i pociągnęła ją za włosy, a następnie uderzyła nią o ścianę. Uczniowie zaczęli kibicować raz Kate raz Mii, dopóki, któryś z nich nie poszedł do pokoju dyrektora. Po kilkunastu sekundach na środku całego zajścia stanął dyrektor Hetfield rozdzielając obie zdenerwowane do granic możliwości Kate i Mię. Następnie jego wzrok spoczął na mnie, a potem na Lily jakby chciał się zapytać czy wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Lily spuściła głowę i odwróciła wzrok, a ja poszłam w jej ślady. Nie wiedziałam jak się zachować w tej sytuacji.
  - Parker idziesz do mojego gabinetu, a ty Smith poczekasz przed gabinetem na swoją kolej. Natomiast wy. - wskazał wzrokiem na mnie i Lil, która teraz stała blisko, u mojego boku co chwilę zerkając na mnie z obawą. - Również pójdziecie ze swoją przyjaciółką.
  - Dlaczego? - spytała cicho Lily prawie niesłyszalnym głosem.
  - Bo byłyście świadkami tej dzikiej bitwy, która właśnie się tu rozegrała i podejrzewam, że wiecie o co im poszło, a one nie powiedzą mi za wiele. Zbyt dobrze znam te dwie. - dyrektor gestem wskazał swój gabinet i zaczął do iść w jego stronę będąc pewien, że postąpimy tak samo. Nagle wstąpiła we mnie złość na dyrektora Hetfielda. To nie pierwszy raz, kiedy Kate się za coś obrywa, ale teraz to kategorycznie nie jej wina, a dyrektor na pewno weźmie stronę Mii, bo przecież nie ma innego wyboru. Inaczej straci głównego sponsora.
  - Chyba nie potrzebuje pan naszej wersji wydarzeń, skoro i tak będzie pan bronił Mii. Wszyscy wiemy z jakiego powodu. - Lily spojrzała się na mnie spod uniesionych wysoko brwi z widocznym niedowierzaniem. Ja też nie wiedziałam, że jestem zdolna do pyskówek z dyrektorem szkoły, ale czułam, że muszę bronić Kate. Ona postąpiłaby na moim miejscu tak samo. I Lily na pewno też, gdyby zaszła taka potrzeba. Zdawałam sobie sprawę z konsekwencji jakie mogę za to ponieść, ale szczerze? Nie obchodziło mnie to. To co powiedziałam było czystą prawdą i Hetfield też o tym wiedział, ale nie może powiedzieć tego na głos.
  - Do gabinetu. - wysyczał dyrektor cały się trzęsąc ze złości. Spodziewałam się, że za chwile zrobi mi kazanie o szacunku do starszych, ale chyba biedaczysko nie miał już na to wystarczająco siły. Cóż, lepiej dla mnie.
   Wszystkie trzy weszłyśmy przez dębowe drzwi z tabliczką ''Gabinet Dyrektora". W środku sekretarka - pani Jonas siedziała przebierając w papierach przy włączonym laptopie z którego leciała piosenka Justina Timberlake'a '' Cry Me A Rivier". Trzeba zauważyć, że jest jego zapaloną fanką. Ma tą piosenkę nawet na swoim dzwonku, a rok temu chodziła po korytarzu i wypytywała każdego kogo spotkała na swojej drodze czy nie wie może kiedy bilety na jego koncert będą już w sprzedaży.
   Dyrektor otworzył następne drzwi prowadzące do jego stałego posiedziska zwanego również "czerwonym dywanikiem" i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na podłodze leżał podłużny czerwony dywan, w kącie była biała, obita skórą kanapa, a dalej jego biurko z tabliczką "James Hetfield". Już raz znalazłam się w tym miejscu, na samym początku mojej nauki w liceum. Kilka uczniów ze starszych klas rozprowadzało po szkole marihuanę. Dyrektor przepytywał każdego kto cokolwiek widział, żeby złapać szkolnych dilerów, jednak dilerzy ukończyli szkołę zanim Hetfield zdążył przyłapać ich na gorącym uczynku.
  - Więc kto mi powie o co chodziło na korytarzu? - starszy, siwiejący mężczyzna usiadł na skórzanym fotelu za swoim biurkiem opierając głowę na rekach i w czekając na wyjaśnienia.
   Lily bawiła się swoimi palcami, ani na chwilę nie podnosząc wzroku, Kate wpatrywała się w ścianę naprzeciwko z uniesioną wysoko głową, a ja milczałam. Nie zamierzałam mówić dopóki któraś z moich przyjaciółek nie odezwie się pierwsza. Z bardzo obawiałam się tego, że każde moje słowo może być wykorzystane przeciwko Kate, więc uznałam za stosowne siedzenie chicho niż palniecie jakiejś głupoty.
  - Widzę, że żadna z was nie zamierza nic mówić. - wywnioskował inteligentnie dyrektor Hetfield. - Dobrze, w takim wypadku dzwonię po twoich rodziców Parker, może przy nich zaczniesz mówić.
   Kate spojrzała na dyrektora i roześmiała się na cały głos.
  - Myśli pan, że odbiorą? Są na pięciodniowej delegacji i proszę mi wierzyć, że dodzwonić się do nich graniczy z cudem, a nawet jeśli panu by to się udało nie wrócą nagle ze Szwecji specjalnie dla pana.
  Dyrektor spojrzał groźnie na Kate z powątpiewająca miną. Nie odpowiedział jednak nic, a chwycił za słuchawkę i nie spuszczając wzroku z moje przyjaciółki przyłożył telefon do ucha uprzednio spisując numer z dziennika leżącego przed nim.
  - Myślisz, że Kate będzie miała duże kłopoty? - spytała mnie szeptem Lily.
  - Nie wiem, ale na razie na to się zapowiada. - odpowiedziałam jej również szeptem spoglądając na Kate, która usiadła na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem Hetfielda.
   Nogi zaczęły powoli boleć mnie od stania, dlatego w ciszy przysiadłam na kanapie niedaleko dyrektora, a  Lily poszła w moje ślady siadając na miejscu obok mnie.
  - Rzeczywiście nie odbierają. - odezwał się po chwili dyrektor próbując zachować swoja wyćwiczoną, poważna minę. - Dzwonię w takim razie do twojego brata, Kate.
  - Ma teraz zajęcia na Akademii, a zresztą niech pan go w to nie miesza.
   Mimo jej protestów dyrektor zadzwonił do Zayna i powiadomił go o zaistniałej sytuacji. Udało mi się usłyszeć część tej rozmowy przez to, że dyrektor ma już swoje lata i głośnik w telefonie ma ustawiony na maksimum tak, że osoba obok z łatwością może dowiedzieć się o czym w danej chwili rozmawia. Rozmowa nie była zbyt ciekawa. Zayn od razu zgodził się przyjechać, a po jego głosie było słychać, że jest zły na siostrę.
   Po 15 minutach napiętego oczekiwania w milczeniu słychać było rozmowę dwóch osób w przedsionku, gdzie miejsce pracy miała sekretarka, a po chwili dębowe drzwi otworzyły się szeroko i stanął w nich oczekiwany przez wszystkich gość - Zayn. Hetfield wstał ze swojego miejsca podając rękę bratu Kate i wskazując na miejsce obok niej.
  - Cholera nie widziałam go tylko parę tygodni, ale moim zdaniem niesamowicie wyprzystojniał. - wyszeptała Lily z wyraźnym podekscytowaniem. Faktycznie Zayn prezentował się tego dnia nadzwyczajnie. Miał na sobie luźne, jeansowe spodnie opuszczone w kroku, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. Czarne, lekko wyżelowane włosy dodawały mu seksapilu, a te brązowe oczy sposób, w jaki patrzył to na dyrektora to na swoją siostrę, która jak zwykle wszystko miała gdzieś i najzwyczajniej w świecie bawiła się swoim telefonem przewijając coś na nim i nie zwracając uwagi na to gdzie się teraz znajduje.
  - Nie zapominaj, że to przyrodni brat twojej przyjaciółki i w dodatku ma już dziewczynę, z którą Kate się przyjaźni. - powiedziałam również przypominając to samej sobie, szybko karcąc się za to, ze przez chwilę sama fantazjowałam o Zaynie.
  - Kate, co się faktycznie tutaj stało. - brunet spojrzał groźnie na Kate, ale ona nawet nie podniosła na niego wzroku znad komórki, która trzymała w reku.
Znalezione obrazy dla zapytania selena gomez gif  - Parker odłóż ten telefon. - dołączył się Hetfield patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
  - Kate. - szepnęła Lily patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Obie bardzo chciałyśmy jej pomóc, ale nie było to takie łatwe, a fakt, że nasza przyjaciółka przyjęła postawę ''nic mi frajerzy nie zrobicie" w niczym nie pomagała. W końcu włożyła telefon do kieszeni i spojrzała na Zayna.
  - Broniłam ciebie i Lucy, powinieneś mi za to podziękować a nie mieć do mnie o to pretensje.
  - To znaczy? Możesz powiedzieć coś więcej? - Zayn spojrzał pytająco najpierw na siostrę., potem na mnie. Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć więcej czy milczeć. Nie chciałam zrobić nic wbrew woli Kate w końcu to chyba ona powinna wszystko powiedzieć, ale może gdybym ją z tego wyręczyła to by jej pomogło.Wzrok Hetfielda podążył za wzrokiem Zayna i po chwili również spoczął na mnie. Wszyscy, którzy znajdowali się w tym pomieszczeniu wpatrywali się we mnie jakbym ukrywała jakąś niezwykle ważną informację potrzebną do powstrzymania zagłady, a ja czułam się jak w pułapce.
  - Mów Lucy. - domagał się dyrektor. - Ty chyba najlepiej wszystko wiesz.
  Zerknęłam pytająco na Kate, a ona skinęła głową. Cała jej pewność siebie, którą zawsze w sobie miała wyparowała. Była zrezygnowana, przygnębiona. Tak jakby dała za wygraną i pogodziła się z faktem, że prawdopodobnie wyleci ze szkoły.
   Zaczęłam opowiadać to wszystko co stało się na korytarzu. To jak Mia powiedziała o rodzicach Kate i to jak się potem pobiły. Pominęłam jednak to jak mnie obraziła, ponieważ mówiąc to musiałabym powiedzieć o Lousie, a nie chciałam tego robić. Uważałam, że Hetfield nie powinien tego wiedzieć. To jest dla mnie zbyt osobiste. Podejrzewam, że przy rozmowie z Mią i tak się o tym dowie, ale przynajmniej nie wypłynie to z moich ust i to nie ja będę musiała o tym mówić.
  - Kate mówiła, że Mia cię obraziła. Co powiedziała? - oczywiście stało się najgorsze. Dyrektor James Hetfield aka Sherlock Holmes. Miałam dość tej rozmowy. To Mia powinna za wszystko tu teraz siedzieć i mówić o wszystkim, a nie my. Nienawidzę tego, że tej suce zawsze wszystko uchodzi na sucho. Nienawidzę jej.
  - Po prostu ją obraziła to chyba wystarczy, prawda? - wtrąciła się Lil, która do tej pory niewiele mówiła. - Powinien pan rozmawiać też z nią nie tylko z nami. Wylejcie w końcu tą zdzirę ze szkoły!
  - Johnson, Jak ty się wyrażasz?! A po drugie, to ja decyduje o tym kto zostaje w tej szkole, a kto nie! - dyrektor podniósł głos i wstał ze swojego miejsca co źle wróżyło dla całej naszej trójki.
  - I właśnie dlatego ma pan problemy ze swoimi uczniami. - dorzuciłam mając nadzieje, że dyrektor nie usłyszy tej uwagi z mojej strony. Stało się jednak inaczej. Hetfield spojrzał na mnie groźnie piorunując mnie swoim wzrokiem, po czym zacisnął zęby.
  - Wszystkie zachowujecie się niedorzecznie. Nie macie prawa podnosić na mnie głosu i macie mnie szanować! - jego głos nadal był uniesiony, ale żadnej z nas za specjalnie to nie obchodziło.Przyznam, że trochę śmiesznie było wyprowadzać go z równowagi i patrzeć jak się przez nas denerwuje.Jego twarzy przybierała wtedy kolor buraka, a dziurki w nosie rozszerzały się jak u rozwścieczonego byka. - Mia też nie uniknie rozmowy ze mną, ale najpierw chciałem porozmawiać z tylko wami, ponieważ nie sądzę by dobrym pomysłem była rozmowa z wami wszystkimi.
  - Panie Hetfield, proszę, o nie wydalanie mojej siostry ze szkoły. - zabrał głos Zayn mówiąc powoli i spokojnie mając nadzieję, że to podziała na dyrektora. Rzeczywiście miał rację, dyrektor usiał na swoim miejscu i ze spokojem wysłuchiwał tego co ma mu do powiedzenie Zayn. Wydawał się już nawet nieco uspokojony i bardziej opanowany. - Jestem pewien, że ona jak i jej przyjaciółki. - gestem wskazał na mnie i na Lily. - nigdy więcej nie odważą podnieść na pana głosu, a także nie powiedzą nic, co mógłby pan odnieść za swoją zniewagę. Dziewczyny, chyba nalezą się waszemu dyrektorowi jakieś przeprosiny, nie uważacie?
  Z niechęcią podniosłyśmy się ze swoich miejsc i razem z Lily i Kate przeprosiłyśmy Hetfielda, który uśmiechnął się z zadowoleniem na swoim fotelu. Może rzeczywiście trochę przegięłyśmy, ale ja bynajmniej nie żałowałam tych kilku słów prawdy, które mu powiedziałam. Lepiej jednak było nie narażać się mu jeszcze bardziej i dać za wygraną, Zwłaszcza przez fakt, że mógł za takie zachowanie nie dopuścić nas do egzaminów końcowych,a to nie byłoby już takie zabawne.
  - Możecie już wyjść i iść na lekcje.- zwrócił się do nas dyrektor. - Ale pana, panie Malik, prosiłbym o pozostanie. To nie zajmie długo.
   Zgodnie z jego poleceniem wszystkie trzy opuściłyśmy ten przeklęty gabinet, który teraz z całą pewnością nie będzie nam kojarzył się dobrze.Przy wyjściu pani Jonas posłała nam współczujące spojrzenie znad swoich papierów i laptopa, z którego nadal leciała muzyka Justina Timberlake'a. Po opuszczeniu pomieszczenia wzrok całej naszej trójki skierował się na jedno z plastikowych krzesełek, gdzie siedziała Mia z telefonem w ręku. Na nasz widok podniosła głowę znad ekranu i wykrzywiła pomalowane na czerwono usta w złośliwym uśmiechu.
  - Jak rozmowa z Hetfieldem?
  - Martw się o swoją kolej. - rzuciła jej Kate zwijając dłonie w pięści. Obawiałam się, że może ponownie stracić nad sobą panowanie, kiedy Mia ją do tego sprowokuje, dlatego odciągnęłam ją na bok i usiadłyśmy na krzesełkach z daleka od Mii nie pozwalając jej na dalsze rozmowy z tą pustą, solarnianą lalunią. Po kilku minutach dębowe drzwi otworzyły się.Wyszedł z nich Zayn razem z dyrektorem, który zaprosił Mię do środka i drzwi ponownie się za nim zamknęły. Brunet zbliżył się do nas szybkim krokiem stając z założonymi rękami przed Kate, która natychmiast wstała wbijając wzrok w swoje brązowe botki na lekkim obcasie.
  - To już kolejny raz kiedy muszę chodzić do twojego dyrektora i ratować ci tyłek, żeby nie wywalili cię ze szkoły. - powiedział z pretensją w głosie. Postanowiłam także podnieść się ze swojego miejsca, żeby w razie potrzeby pomóc Kate udobruchać jej brata.
  - Daj spokój to dopiero trzeci raz. - machnęła ręką podnosząc na niego wzrok. Po jej oczach widziałam, jednak, że trochę obawia się reakcji Zayna. Widziałam również to jak ciężko jest Zaynowi nie zacząć na nią wrzeszczeć, bo nawet z daleka było widać, że ma na to ogromną ochotę.
  - Dopiero albo aż, ale w twoim wykonaniu to rzeczywiście dopiero. Ciekawe co by powiedzieli na to rodzice, co?
  - Nie powiesz im o tym. - wysyczała Kate.
  - A może powinienem? Mam dosyć tego, że przez cały czas sprawiasz jakieś problemy. To oni powinni cię wychowywać a nie ja, bo ja sobie z tym nie radzę. Jesteś ode mnie młodsza cztery lata*, a zachowujesz się tak jakbyś była młodsza jakieś dobre dziesięć! - Zayn uniósł głos
  - Nie masz prawa na mnie krzyczeć! A jeśli sobie ze mną nie radzisz to mnie zostaw! Wyprowadź się i żyj własnym życiem bez wkurwiającej, młodszej siostry! - Kate rzuciła Zaynowi ostatnie złowrogie spojrzenie i pobiegła schodami na dół.
  - Pobiegnę za nią. - rzuciła szybko Lily i ruszyła tam, gdzie zniknęła Kate. Co do mnie, cóż zostałam z Zaynem sama. Przez pierwsze chwile milczałam, bo stwierdziłam, że musi dojść do siebie. Usiadł na jednym z krzeseł i schował głowę w dłonie. Przysiadłam obok niego czekając, aż coś powie. Kiedy będzie gotowy ze mną rozmawiać. Było mi go żal. Wiem, że chce dla siostry jak najlepiej i to co wykrzyczał do niej w złości nie było prawdą. Jest mu ciężko z ciężarem jaki na niego spadł i w pewnym sensie go rozumiem. Ja po śmierci mojego taty mimo własnego ogromnego bólu musiałam być podporą dla mojej mamy, która beze mnie pewnie nie poradziłaby sobie, żeby znów stanąć na nogi i żyć tak jak dawniej. Każdy ma w swoim życiu coś z czym sobie nie radzi i nie jest to powodem do wstydu. Myślę, że to uczy jak sobie nawzajem pomagać nawet na pozór głupią rozmową.
   Nie wstydziłam się przebywać blisko Zayna tak jak wcześniej. W dużej mierze dzięki jego niezapowiedziana wizytę w moim domu. To dodało mi śmiałości w stosunku do niego.
  - Zayn. - zaczęłam powoli widząc, że sam nie prędko zacznie coś mówić. - Wiem, że wcale nie chciałeś tego powiedzieć. Kiedy oboje trochę ochłoniecie, powinieneś porozmawiać z Kate. - doradziłam mu łagodnym głosem.
   Brunet spojrzał na mnie niepewnie. Z oczu płynęły mu łzy.
  - Każdego dnia próbuję zastąpić jej rodziców, ale nie potrafię mnie samemu jest z tym ciężko....
  - Wiem, Zayn. To nie twoja wina. - przysunęłam się bliżej niego i spojrzałam na niego łagodnie, po czym przytuliłam go do siebie delikatnie gładząc go przy tym po plecach. To zawsze pomaga, gdy możesz się do kogoś przytulic i wypłakać na ramieniu. Przynajmniej mi, dlatego miałam nadzieję, że jemu też to pomoże i nie odsunie się ode mnie.
  - Ale Kate myśli inaczej. - powiedział drżącym od płaczu głosem wtulając się mocniej w moje ramię.
  - Uwierz mi, że nie myśli. Gdyby tak myślała nie pobiłaby Mii za to, że mówiła źle o tobie. Ona cię kocha. Jesteś jej starszym bratem, a to, że czasami się ze sobą kłócicie nie oznacza, że przestanie.
  - Ja też ją kocham. Jest moją młodszą siostrą i zawsze nią dla mnie będzie.
  - Wiem, dlatego musicie ze sobą porozmawiać, kiedy będziecie na to gotowi. - Zayn pokiwał głową nie odrywając się od mojego ramienia ani na chwilę. Jego łzy wsiąkały w mój sweter, przedostając się przez nitki do mojego ciała, ale nie byłam o to na niego zła, wręcz przeciwnie cieszyłam się, że mi zaufał. Wydawał się taki bezbronny i słaby, nie jak Zayn, którego znałam.
   Przez kolejne 5 minut siedziałam z Zaynem w tej samej pozycji gładząc go po głowie i po plecach w milczeniu, pozwalając mu na to, żeby doszedł do siebie. Siedząc z nim przypomniała mi się pewna sytuacja z Louisem, kiedy był na moim łóżku i podobnie się zachowywał wtulając się w moje ramię.
  *Flashback*
    
- Wiesz, lubię, kiedy się tak zachowujesz. - powiedziałam nagle, nie przestając gładzić jego brązowej czuprynki.
  - Jak? - zapytał w moje ramię, na którym nadal spokojnie spoczywała jego głowa.
  - Jak mały chłopiec, który szuka miłości.

  To pozwoliło mi sobie uświadomić, że tak naprawdę każdy mężczyzna w środku jest takim małym chłopcem i tylko z zewnątrz udaje twardego, żeby nie wyjść na mięczaka jak to oni mówią.
   W końcu głowa Zayna uniosła się, a on sam szybko otarł zaschnięte łzy ze swojej twarzy, przybierając taką samą postawę jak u dyrektora Hetfielda podczas rozmowy. Pod względem charakteru niczym nie różnił się od Kate. Tak samo jak ona po chwili słabości z powrotem zakłada maskę silnej i niezależnej osoby idącej przez życie z uniesiona głową.
  - Muszę iść porozmawiać z siostrą. Dzięki, za... umm no wiesz.
  - Nie ma sprawy.  - uśmiechnęłam się do niego delikatnie poprawiając wymięty sweter i patrząc jak odchodzi, a po chwili zbiega pospiesznie po schodach.
                                                                      ***
  * W 4 rozdziale było wspomniane, że Zayn ma 20 lat. Oczywiście zaszła mała pomyłka Zayn ma swój rzeczywisty wiek czyli 23 lata, a urodziny ma tak samo jak w rzeczywistości czyli 12 stycznia ;)

   Jak widzicie rozdziały pojawiają się teraz dosyć nieregularnie. Smuci nas to, że nie komentujecie naszej pracy. Traktujemy to jako brak szacunku i nie docenianie tego co robimy. Wam wystarczy pół godziny na przeczytanie jednego rozdziału a nam napisanie tego zajmuje dużo więcej niż tylko pół godziny.
Następny rozdział = 3 komentarze. (nie tylko od jednej osoby)
Jeśli nie będzie 3 komentarzy rozdziały będą się pojawiać mniej więcej raz na miesiąc, bądź raz na 2 miesiące. Dodatkowo w zakładce "Bohaterowie" pojawiła się nowa postać oraz nowe gify ;) /Gazix i Lucix 





 

 



 



środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 14

*Louis*
   Wyszedłem z mojej sypialni zostawiając w niej Lucy samą. Musiałem poukładać myśli. To co się przed chwilą stało nie powinno mieć miejsca. My już zdecydowanie przekroczyliśmy granicę "przyjaciele", dlatego teraz pozostaje pytanie kim jesteśmy skoro nie przyjaciółmi? Nie potrafiłem tego sprecyzować. Moje zdanie co do angażowania się w związek nie zmieniło się, chociaż teraz zacząłem już na to trochę inaczej patrzeć. To jest dziwna sytuacja. Z jednej strony chciałbym konkretnie wiedzieć na czym stoję, z a drugiej boję się zadać na głos tego pytania. Odkąd poznałem Lucy w moim życiu pojawia się coraz więcej pytań, na które nie potrafię sobie odpowiedzieć.
   Pociągnąłem za klamkę od łazienki, wszedłem do niej i przekręciłem zamek w drzwiach. Wiedziałem, że Lucy tu nie wejdzie, ale to dawało mi poczucie całkowitej samotności. Podszedłem do wielkiego lustra zawieszonego nad pozłacaną umywalką i popatrzyłem w swoje odbicie. Byłem na siebie zły. Niepotrzebnie dawałem jej tego cholernego skręta. Jeśli bym tego nie zrobił nic by się między nami nie wydarzyło. To był jej pierwszy raz, kiedy to brała, więc powinienem przewidzieć to, że może zrobić coś głupiego. Coś czego będzie potem żałować. A czy ja żałuję? Chyba nie i właśnie na tym polega problem. Te kilkanaście minut  ciągu, których byliśmy tak blisko jak nigdy dotąd, było najlepszymi chwilami w moim 22 letnim życiu. Miałem naprawdę bardzo dużo dziewczyn w łóżku. Mnóstwo razy robiły mi dobrze, ale w tym nie było nic niezwykłego. To była tylko chwilowa odskocznia od rzeczywistości, a to co zaszło między mną a Lucy przed chwilą było jak sen. Nie mogłem przestać o tym myśleć. W głowie cały czas odtwarzał mi się moment, kiedy jej tyłek zetknął się z moim kroczem. Było mi wtedy tak cholernie dobrze mimo, że wiedziałem, że to tylko i wyłącznie działanie marihuany na jej organizm.
   Ostatni raz spojrzałem na siebie w lustrze, wziąłem głęboki oddech i przekręciłem zamek w drzwiach w prawą stronę. Z trudem stanąłem przed drzwiami od mojej sypialni i popchnąłem je na oścież. Stałem przez chwilę w progu nie mogąc się ruszyć. Nie miałem pojęcia jak zacząć rozmowę. Co powinienem powiedzieć czy zrobić. Obserwowałem jak Lucy siedzi na parapecie wpatrując się pustym wzrokiem w ciemność, która powoli zaczęła otaczać wszystko dookoła. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę zachowując między nami dystans, a mój wzrok utkwił w martwym punkcie za oknem.
  - Powinnam już iść? - zapytała cicho nie odrywając wzroku od okna. Ja również na nią nie spojrzałem. Patrzyłem na ptaka, który właśnie zasiadł na gałązce drzewa przed moim domem. Atmosfera między nami zrobiła się niezręczna, ale jedyna osobą, która o to obwiniałem byłem ja.
  - Nie idź. Jest już ciemno, nie chcę, żeby ci się coś stało.
   Lucy pokiwała głową i wreszcie jej wzrok spoczął na mnie. Jej zielone tęczówki wpatrywały się w moje. Wydawało mi się, że oczekuje ode mnie, żebym coś powiedział, ale nie miałem pojęcia co, dlatego nadal milczałem odwracając od niej wzrok i odwracając się tyłem. Ona jednak nie dała mi za wygraną. Położyła swoją delikatną dłoń na moim ramieniu odwracając moje ciało w swoją stronę. Przymknąłem powieki nie wiedząc do czego zmierza. Co chce mi powiedzieć lub zrobić. I wtedy jej drobne ciało wtuliło się we mnie, a ręce oplotły moja talię. Zaskoczony tym nagłym gestem odwzajemniłem jej uścisk gładząc ją jedną ręka po plecach zupełnie jak starszy brat pocieszający swoją młodsza siostrę.
  - Dlaczego to musi być takie trudne, Louis? - usłyszałem ponownie jej głos zamieniający się w szept. - Przekraczamy granice, które ty sam wyznaczyłeś. Czy nadal będziesz nazywał naszą relację przyjaciółmi? Bo ja nie wiem już kim jesteśmy...
   Poczułem jak coś mokrego wchłania się w materiał mojej koszulki. Zerknąłem w dół na głowę Lucy ułożoną na mojej piersi i zobaczyłem jak z kącika jej oczu wypływają łzy, które szybko otarła wierzchem dłoni.
  - Ja też tego nie wiem. - wyszeptałem bardziej sam do siebie poluźniając uścisk i wypuszczając ją ze swoich ramion.
  - Upijmy się. - wypaliła nagle Lucy patrząc na mnie w wyczekiwaniu.
  - Nie jestem pewien czy alkohol i marihuana to dobre połączenie. - pokręciłem głową.
  - Daj spokój. Paliliśmy jakieś pół godziny temu. Część tego gówna już z nas wyparowała, więc nic nam się nie stanie.
  - W porządku. - westchnąłem. - Ale nie biorę za ciebie odpowiedzialności.
   Pociągnąłem Lucy za rękę wyprowadzając ją z pokoju i przechodząc przez długi korytarz prowadzący do bocznych schodów.
  - Co to za przejście? Nie byłam tu. - powiedziała, kiedy zeszliśmy po wąskich również marmurowych schodach prosto do kuchni.
  - Schody do kuchni. Tak, żeby było szybciej. - wzruszyłem ramionami podchodząc do barku i klękając przed nim lustrując wzrokiem wybór alkoholu. Mój wzrok spoczął na litrowej butelce Whiskey. Wyjąłem ją podnosząc rękę z alkoholem do góry.
  - Może być to?! - krzyknąłem w stronę Lucy, która kucnęła przy moim jamniku wylegującym się w na podłodze i zaczęła go głaskać po łebku na co Parówka ochoczo zamachał ogonkiem. Słysząc mój krzyk dziewczyna podniosła się z klęczek i pokiwała głowa podchodząc do mnie i zabierając z moich rąk butelkę.
   Parówka z powrotem położył się na podłodze, widząc jak Lucy od niego odchodzi. Ona, natomiast odkręciła butelkę Whiskey i upiła z niej dużego łyka, po czym skrzywiła się, wyciągając rękę z alkoholem w moją stronę
 - Mocne. - stwierdziła przykładając rękę do gardła.
 - Chciałaś się upić, dlatego wybrałem coś mocniejszego - wytłumaczyłem również pociągając łyk z butelki
 - To dobrze - Lucy znów odebrała mi alkohol i zaczęła chodzić po salonie, rozglądając się na wszystkie strony, dopóki jej wzrok nie spoczął na zdjęciu mojego taty, stojącego na stoliku do kawy.
  - To twój tata? - spytała podnosząc zdjęcie i zanurzając jednocześnie usta w butelce.
  - Tak.
   Lucy popatrzyła chwilę na zdjęcie, a potem usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Przysiadłem więc obok zabierając od niej alkohol. Powoli zacząłem odczuwać lekkie zawroty głowy od nadmiaru trunku, ale nie obchodziło mnie to. Alkohol pozwalał zapomnieć, a ja potrzebowałem zapomnieć o tym co się między nami wydarzyło. Chciałem zagłuszyć swoje serce i uczucia, które budzą się we mnie za każdym razem, gdy moje ciało znajduje się blisko Lucy. Nie chciałem dawać jej nadziei na coś więcej. Nie chciałem dawać jej podstaw do myślenia, że możemy zbudować związek. Nie rozumiem sam siebie, ale wiem, że nie możemy być parą. NIGDY. To nie jest dla nas wskazane. Zabrałbym jej wtedy całkowicie anonimowość. Pozbawił życia prywatnego. Moje życie byłoby jej życiem, a to nie jest wcale takie proste jak może się wydawać. Ale najbardziej boję się tego, że mógłbym złamać jej serce. Nie wiem czy potrafiłbym być wierny jednej kobiecie przez dłuższy okres czasu. Nie do takiego stylu życia jestem przyzwyczajony. Dlatego nie będzie "nas". Dla jej dobra.
   Po wypiciu połowy butelki oboje byliśmy nieźle wstawieni. Czułem jak alkohol przepływa przez każdą część mojego ciała. Gardło zaczęło mnie niemiłosiernie palić, dlatego wstałem z kanapy i wyjąłem z lodówki dwie, małe butelki wody. Jedną z nich rzuciłem w kierunku Lucy, a drugą wypiłem duszkiem. Wyrzuciłem puste opakowanie do kosza śmieci i wróciłem do dziewczyny, która aktualnie była zajęta piciem wody. Na stoliku obok zdjęcia mojego taty stała szklana, pusta w połowie butelka po Whiskey. Wziąłem ją do ręki z uśmiechem i pomachałem nią przed oczami Lucy.
  - Popatrz wypiliśmy połowę butelki. Nigdy bym nie pomyślał, że masz taka głowę do picia.
  Lucy odstawiła niedopitą wodę na stolik i odsunęła od swojej twarzy butelkę Whiskey.
  - Zróbmy coś szalonego. - powiedziała przygryzając dolną wargę. To sprawiało, że wyglądała jeszcze seksowniej, dlatego uwielbiałem gdy to robiła.
   Zastanowiłem się chwile nad tym co możemy zrobić. Byłem tak pijany, że trudno było mi skupić myśli, ale w końcu wymyśliłem pewną rzecz. W tym celu wziąłem Lucy na ręce i wstałem razem z nią z kanapy. Chwiejnym krokiem ruszyłem z nią przed siebie wychodząc z pomieszczenia i idąc na tyły mojej willi.
  - Gdzie idziemy? - zapytała dziewczyna pijanym głosem wychylając głowę przed siebie.
  - Zobaczysz.
   Kiedy doszliśmy do samego końca korytarza popchnąłem szklane drzwi prowadzące prosto na basen. Kliknąłem włącznik i po chwili w całej sali zaświeciły się niebieskie światła. Basen również został podświetlony na niebiesko podobnie jak jacuzzi oddalone kilka metrów od basenu. Wodospad przy brzegu wydał z siebie cichy szmer i popłynęła z niego woda. Kryształowe żyrandole zwieszone z sufitu mieniły kolorami w tafli wody. Na Lucy zrobiło to chyba nie małe wrażenie, bo jej szczęka była szeroko otwarta. Zaśmiałem się na ten widok i nadal trzymając ją na swoich rękach wskoczyłem z nią do basenu.
  Gdy znaleźliśmy się na moment pod wodą poczułem jak Lucy wyswabadza się z moich ramion i wypływa na powierzchnię wody. Zrobiłem to samo i rzuciłem jej rozbawione spojrzenie.
  - Podoba ci się tu?
  - Jest pięknie. Cała twoja willa wydaje się jak z bajki. To sprawia, że czuję się zupełnie jak księżniczka. - rozmarzyła się podpływając do wodospadu. Niewiele myśląc popłynąłem w tym samym kierunku. Koszulka, którą miałem na sobie całkowicie przylgnęła do mojego ciała sprawiając mi dyskomfort, więc zdjąłem ją z siebie i rzuciłem obok basenu na białe kafelki. Lucy widząc to, ośmielona zrobiła tak samo ze swoją bluzką rzucając ja obok mojej. Mój wzrok spoczął na jej idealnych piersiach w białym, koronkowym staniku. Zagryzłem z podniecenia zębami dolną wargę, aż po chwili poczułem w buzi metaliczny posmak krwi. Wypuściłem ją więc z zębów i podszedłem bliżej Lucy. Alkohol buzujący w moich żyłach mieszał się z podnieceniem. Wiedziałem, jednak, że nie mogę jej dotknąć i to sprawiało, że moje pragnienie wzrastało jeszcze bardziej.
  - Długo jeszcze będziesz tak mi się gapił w cycki? - zaśmiała się dziewczyna odchylając głowę w tył. Jej mokre, brązowe włosy przylgnęły jej do twarzy. Z gęstych loków zostały już tylko delikatne fale, a warkoczyk spleciony wcześniej po lewej stronie głowy, teraz zwisał luźno po jej ramieniu. Makijaż trochę jej już spłynął i pod oczami miała rozmazany, czarny tusz, ale mimo to nadal była tak samo piękna.
   Chciałem coś jej odpowiedzieć, jednak zanim zdążyłem otworzyć usta Lucy zanurzyła się pod wodę. Czekałem na to, aż się wynurzy, kiedy nagle poczułem ucisk na mojej kostce, a po chwili zostałem gwałtownie wciągnięty na dno basenu. Chwilę później wynurzyłem się z niego i od razu usłyszałem donośny, dziewczęcy śmiech roznoszący się echem po pomieszczeniu. Spojrzałem groźnie na roześmianą dziewczynę, a przynajmniej próbowałem na nią groźnie spojrzeć, bo już po chwili również wybuchnąłem głośnym śmiechem.
  - Lepiej, żebyś zaczęła uciekać. - powiedziałem, kiedy śmiech między nami nami ucichł. Lucy spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale posłuchała mojej rady i po chwili zaczęła płynąć w przeciwna stronę. Rzuciłem się za nią i złapałem ją w pasie zanim zdążyła upłynąć kilka metrów.
  - Teraz zapłacisz za próbę podtopienia Louisa Tomlinsona. - powiedziałem trzymając ją blisko swojego torsu tak, że jej plecy były z nim zetknięte. W głowie miałem już ułożony plan jak się zemścić. Oczywiście bez żadnych uszczerbków na zdrowiu. Nie jestem tyranem.
   Wziąłem Lucy na ręce i zacząłem z nią iść w kierunku wodospadu niedaleko nas. Miałem zamiar ją w niego niego rzucić, jednak dziewczyna chyba się tego domyśliła i zaczęła wiercić się na moich rękach. Po chwili wyślizgnęła się z mojego uścisku i dopłynęła do schodków po których szybko wyszła z basenu. Nie zamierzałem jednak jej odpuszczać i również szybko wyszedłem z wody ruszając za nią w pogoń. Ganialiśmy się wokół basenu zupełnie jak małe dzieci bawiące się w berka na podwórku, ale w końcu  każdy ma w sobie coś z dziecka. Kiedy byłem mały uwielbiałem bawić się w tą zabawę, chociaż najczęściej to ja musiałem być berkiem, ponieważ moi koledzy byli ode mnie starsi i z łatwością mnie łapali.
  Po podwójnym okrążeniu basenu wreszcie udało mi się ponownie zamknąć Lucy w swoich ramionach. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę kładąc swoje dłonie na mojej nagiej klatce piersiowej i próbowała mnie od siebie odepchnąć, jednak powiedzmy sobie szczerze. Jestem od niej o trzy lata starszy i dużo silniejszy, dlatego w starciu ze mną jest praktycznie bez szans.
  - Kotku, jesteś za słaba, żeby mnie od siebie odepchnąć. - powiedziałem obserwując jej marne starania wydostania się z mojego uścisku.
  - Wcale, że nie. - zaprotestowała natychmiast Lucy ani na chwilę nie zaprzestając swoich prób.
    Nic więcej nie mówiąc złapałem Lucy jedna ręką za jej wąską talię, a drugą przełożyłem w zgięciu jej kolan i zanim zdążyła zakodować w mózgu co się dzieje wrzuciłem ją do basenu.
  - Zemsta kochanie! - krzyknąłem za wpadającą Lucy z wielkim, triumfalnym uśmiechem na ustach.  Przez przezroczystą wodę w basenie widziałem jak Lucy zaczyna schodzić coraz głębiej pod wodę wymachując przy tym rękoma. Byłem pewien, że zaraz z niej wypłynie, jednak nic takiego się nie stało. Jej ciało opadało zaczęło opadać coraz głębiej, a ona przestała wymachiwać rękoma. Była w kompletnym bezruchu, a jedyną oznaką życia, którą dała były bąbelki wypływające z jej ust, a po chwili unoszące się do góry ciało.
   Spanikowany skoczyłem do basenu i zanurkowałem wydobywając z niego drobne ciało Lucy. Natychmiast wypłynąłem z nią na powierzchnię i położyłem na zimnych kafelkach. Poczułem jak cały alkohol, który nie tak dawno wypiłem, wyparowuje ze mnie w jednej sekundzie, a władzę nad moim ciałem przejmuje strach. Czułem się dokładnie tak samo jak tamtego feralnego dnia, gdy znalazłem Lucy zamarzniętą pod drzewem w parku. Jednak z tą małą różnicą, że tym razem była to całkowicie moja wina. Jeżeli cokolwiek jej się stanie to ja będę za to odpowiedzialny. Nie powinienem rzucać jej do wody zwłaszcza po wypiciu dużej ilości whiskey. Może gdybym nie był tak głupi domyśliłbym się, że po alkoholu Lucy może mieć problemy z robieniem rzeczy, które zazwyczaj potrafi robić na trzeźwo.
   - Lucy, słyszysz mnie? - mówiłem klepiąc ją po lewym policzku i nasłuchując czy oddycha.
   Dziewczyna, jednak leżała nieruchomo i nie odpowiadała na żadne moje wołania. Jej brzuch nie unosił się tak jak powinien, gdy człowiek oddycha. Nigdy nie uważałem na lekcjach pierwszej pomocy, bo byłem wprost pewien, że nigdy mi się to nie przyda za co teraz w duchu się przeklinam, jednak zapamiętałem fakt, że należy zrobić kilka wdechów przez usta nieprzytomnemu człowiekowi. Zapamiętałem to tylko dlatego, że pielęgniarka, która demonstrowała nam pierwszą pomoc była bardzo ładna i podkochiwałem się w niej przez całe gimnazjum. Miała co prawda 27 lat co czyniło ją ode mnie prawie dwa razy starszą, ale mówią, że podobno miłość nie wybiera. Usiadłem na udach Lucy, po czym zacząłem zbliżać się powoli do jej ust. Było to dla mnie trochę niezręczne, bo mimo, że już dwa razy robiliśmy coś co na przyjaciół nie przystało, to ani razu się nie całowaliśmy. Może robienie komuś "usta, usta" nie jest prawdziwym pocałunkiem, ale jednak jest to pewne zbliżenie co czyniło całą tą sytuację co najmniej dziwną. Zaczynałem czuć się przez to jak nekrofil. Sto razy bardziej wolałbym pocałować Lucy w normalnych okolicznościach, kiedy ma otwarte oczy i mam pewność, że żyje.
   Kiedy nasze usta dzieliły już tylko milimetry nagle oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem. Zszedłem z niej jak oparzony nieco urażony jej zachowaniem, ale też z ogromną ulgą, że jednak żyje i nic jej nie jest. Naprawdę myślałem, że ją utopiłem. Byłem tym spanikowany. Już wyobrażałem sobie siebie w pomarańczowym kombinezonie i celi więziennej z jakimiś bandytami skazanym za nieumyślne spowodowanie śmierci. Do końca życia nie darowałbym sobie, że zabiłem człowieka. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jak mi ulżyło, kiedy zobaczyłem, że Lucy jest żywa i nic jej nie jest.
  - Zdajesz sobie sprawę z tego jak mnie wystraszyłaś?! - wykrzyknąłem podczas gdy Lucy zwijała się ze śmiechu wciąż będąc w pozycji leżącej.
  - Zdaję i jestem z siebie dumna. - oznajmiła unosząc dumnie głowę, kiedy opanowała już trochę swój histeryczny śmiech i stanęła na nogi. Nadal miała na sobie błękitną spódniczkę, która teraz była przemoknięta do suchej nitki przez co prześwitywały jej białe, koronkowe majtki. Co prawda już miałem okazję je podziwiać, ale nie powiem, że byłem zadowolony z faktu, iż mogę popatrzeć na nie jeszcze raz. Łatwiej było mi wyobrazić sobie Lucy w samej bieliźnie i nie powiem, był to rozkoszny widok. Gdyby tylko mi na niej tak nie zależało może udałoby mi się ją namówić na seks bez zobowiązań, ale nasza relacja była inna. Dziwna. Po prostu nie potrafiłem i nie chciałem złamać jej serca. A taką relacją zrobiłbym to z całą pewnością.
  - Zaciąłeś się czy jak? - spytała Lucy machając mi ręką przed oczami.
  - Nie. Przepraszam po prostu się zamyśliłem przez stracha, którego mi napędziłaś. - odparłem pospiesznie, powracając do rzeczywistości. - Jeszcze się na tobie odegram.
  - Jasne. - odparła Lucy przeciągając literę "a" przez co mogłem wnioskować, że nie mi nie wierzy, ale jeszcze zobaczymy kto tu się będzie śmiać ostatni. - Powinnam już iść. Jestem u ciebie już i tak zdecydowanie za długo.
  - Wrócisz do domu w takim stanie? - uniosłem do góry brwi. Mimo, że woda nieco otrzeźwiła Lucy myślę, że nadal ma w krwi dobre 2 promile alkoholu lub nawet i więcej. - I w mokrych ubraniach? - dodałem patrząc na jej przemoczoną spódniczkę i bluzkę leżącą na kafelkach przy brzegu basenu.
  - Jestem już prawie trzeźwa. - zaśmiała się zdejmując z siebie mokrą spódniczkę. - A wrócę w bieliźnie! - wykrzyknęła wesoło.
  - Na pewno nie. - zaprotestowałem. - Mam w domu dużo miejsca, zostaniesz u mnie na noc, a rano odwiozę cię do domu.
  - Proponujesz mi noc u siebie? Brzmi zachęcająco.
  - Wiesz przecież co mam na myśli, Lucy, ale nie ukrywam, że drugie opcja też wydaje mi się bardzo kusząca. - odpowiedziałem posyłając jej mój znany zadziorny uśmiech. Może nie powinienem tego mówić zważając na ostatnią naszą przygodę w mojej sypialni, ale pod wpływem alkoholu mówi się różne dziwne rzeczy. Mój trzeźwy umysł, który powrócił do mnie kilka minut temu całkowicie już zniknął. Teraz znów czułem w ustach gorzki posmak whiskey.
  - Nie wiem jak moja mama na to zareaguje... - skrzywiła się.
  - Spokojnie, zadzwonię do niej i wszystko jej wytłumaczę.
  - Powiesz jej, że wypiliśmy połowę butelki Whiskey, a teraz oboje jesteśmy tak pijani, że ledwo potrafimy utrzymać się na nogach? - śmiech Lucy po raz kolejny rozniósł się po basenie.
  - Nie wiem, ale coś wymyślę. A teraz może lepiej chodźmy coś zjeść. Przez ten basen zrobiłem się strasznie głodny. - pociągnąłem ją za rękę w kierunku szklanych drzwi. Cieszyłem się, że nie ma tu nigdzie schodów, bo naprawdę nie mam pojęcia jak bym po nich wszedł w tym stanie. Z ledwością utrzymywałem równowagę. Białe kafelki pod moimi stopami rozmazywały się za każdym razem, kiedy na nie patrzyłem. Tak jakby miały się za chwile zapaść, a ja miałbym wpaść do wielkiej, czarnej dziury dokładnie takiej jak w moich koszmarach z dzieciństwa. Ta wizja mnie przerażała, dlatego szybko podniosłem przeniosłem swój wzrok z podłogi i przerzuciłem go na twarz Lucy. Dziewczyna chyba jednak nie miała tak mocnej głowy do picia jak myślałem, bo po kilku krokach zatoczyła się i wpadła prosto w moje ramiona. Przez chwilę trzymałem ją dopóki nie straciłem całkowicie równowagi i nie runęliśmy na ziemię jak dwie kostki domino.
  - Ała. - jęknąłem kiedy moje ciało zderzyło się z twardymi i zimnymi płytkami. Lucy miała to szczęście, że wylądowała na mnie, więc nie musiała się martwić o to, czy jej głowa aby na pewno jest w całości. Ja niestety miałem ten problem. Byłem pewien, że jutro będę miał ogromnego guza w miejscu w którym się uderzyłem, a do tego bolały mnie plecy i kość ogonowa. Kolejna myśl do zanotowania w mojej głowie. No cóż teraz teraz to chyba do pozostałości po mojej głowie: Nigdy więcej tyle picia.
  - Jesteś bardzo wygodny. Możemy tak spać. - mruknęła dziewczyna wtulając się w moje ciało. Podobał mi się ten widok, jednak sprawiało mi to większy ból, dlatego musiałem ją z siebie zdjąć na co od razu usłyszałem jej niezadowolony jęk.
  - Dlaczego mnie z siebie zrzucasz? Tak wygodnie mi się na tobie leżało.
  - Uwierz mi, że pozwolił bym ci na sobie leżeć dłużej, ale przez ten upadek strasznie bolą mnie plecy, a fakt, że na mnie leżysz sprawia, że czuję go jeszcze mocniej.
  - Ohh, przepraszam. - Lucy odsunęła się ode mnie i wstała z podłogi pociągając mnie za sobą.
  - Dzięki. - powiedziałem, kiedy stałem już na nogach od razu łapiąc się za swój bolący krzyż. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nadal mam na sobie mokre spodnie, ale nie miałem siły, żeby teraz ich z siebie zdejmować, dlatego wyszedłem z basenu w mokrych spodniach i bokserkach nieprzyjemnie przylegających do mojego ciała.
   Po kąpieli w basenie czułem pustkę w żołądku, więc szybkim krokiem wszedłem do kuchni i otworzyłem drzwi lodówki. Światełko w środku od razu się zapaliło a lodówka wydała z siebie charakterystyczny pomruk jak za każdym razem gdy się ją otwiera. Półki były przepełnione jedzeniem do tego stopnia, że produkty ledwo się na nich mieściły. Połowa z nich była jednak prawdopodobnie przeterminowana, dlatego wyciągnąłem kurczaka w sosie słodko - kwaśnym, którego przygotowałem samodzielnie jeszcze wczoraj. Miałem więc pewność, że nikogo tym nie otruje. Mój kurczak jest o wiele lepszy niż te pakowane, gotowe kurczaki w jakimś markecie.
  - Jesz mięso, prawda? - upewniłem się odwracając się w stronę Lucy stojącej za mną. Nadal była w samej bieliźnie. Wydawało mi się, że była tym trochę skrępowana, ponieważ stała ze skrzyżowanymi rękami próbując zakamuflować brak bluzki na swoim ciele.
  - Tak, jem, ale czy mógłbyś dać mi najpierw coś do przebrania?
  - Weź sobie coś z mojej szafy, a tą mokrą spódniczkę możesz, powiesić gdzieś w łazience. Obojętnie której. - dodałem po chwili wyprzedzając jeszcze nie zadane pytanie Lucy.
   Dziewczyna pokiwała wolno głową, a następnie odkręciła się na pięcie i wyszła z kuchni włócząc za sobą nogami. Ja natomiast wstawiłem kurczaka do mikrofalówki, ustawiłem czas podgrzewania na minutę i zacząłem wyjmować z szafki talerze i widelce. Myślę, że w tych okolicznościach nie będziemy bawili się w kulturalnych ludzi używających noża i widelca.
*Lucy*
   Z trudem weszłam po marmurowych schodach przez cały trzymając się kurczowo poręczy. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie wiruje, a stopnie rozchodzą mi się pod nogami. Na całe szczęście udało mi się bezpiecznie dotrzeć na górę po kilku małych potknięciach. Przemierzyłam połowę korytarza, a po chwili otworzyłam ciemne, drewniane drzwi do sypialni Louisa i weszłam do środka. Czułam się nieco dziwnie będąc w jego sypialni sama. Tak jakbym się tam włamała mimo, że dostałam jego pozwolenie na wkroczenie do jego królestwa. Uważam, że sypialnia to takie miejsce do którego nie powinno się wchodzić bez jej właściciela, ale może to i lepiej, że Lou został na dole. Chwiejnym krokiem otworzyłam drzwi od jego garderoby, a moje oczy automatycznie zrobiły się jak dwa spodki, kiedy zobaczyłam ile znajduje się tu ubrań i butów. Jego garderoba była dwa razy większa od mojej, a myślałam, że jako kobieta to ja mam więcej ubrań od niego. Jak widać pomyliłam się i to bardzo.
   Z podziwem patrzyłam na bluzy, bluzki, i spodnie równiutko poskładane w kosteczkę i ułożone na półkach jedna na drugiej, koszule idealnie wyprasowane i powieszone na wieszakach i kilkadziesiąt par butów stojące obok siebie na podłodze pod półkami. Byłam pewna, że Louis ma wynajętą pokojówkę czy kogoś takiego do pomocy, kto poukładał to wszystko za niego, bo nie potrafiłam uwierzyć, że facet może być aż takim perfekcjonistą.
   Wreszcie uklęknęłam przy jednaj z wielu znajdujących się tu półek i półeczek, i wzięłam pierwszą z brzegu czarną koszulkę z napisem "killers". Następnie podniosłam się z klęczek i ruszyłam w stronę łazienki, tej po której oprowadzał mnie Louis na samym początku, gdy do niego przyszłam. Dla bezpieczeństwa zamknęłam drzwi na zamek, a dopiero potem zaczęłam zdejmować z siebie mokry stanik. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że moja bielizna jest również mokra, jednak wątpię, żebym znalazła w szafie Louisa damską bieliznę, dlatego nie pozostało mi nic innego jak zostawić ją na sobie i poczekać aż wyschnie.
   Założyłam na siebie koszulkę Louisa. Jestem od niego dużo niższa, dlatego jego bluzka sięgała do połowy moich ud. Podeszłam do dużego lustra nad umywalką, a kąciki moich ust uniosły się delikatnie w górę, kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Czułam intensywny zapach Louisa mając na sobie jego ubranie. Woń męskich perfum i jeszcze czegoś niezidentyfikowanego. To zupełnie tak jakby stał tuż obok mnie. Podniosłam do góry rąbek jego koszulki i przystawiłam do swojego nosa wdychając jego zapach. Wąchałabym go pewnie jeszcze dłużej, jednak nagle usłyszałam pukanie do drzwi i ponaglający głos Louisa.
  - Lucy, przygotowałem już kolację. Wychodź szybciej.
  - Już wychodzę. - odpowiedziałam szybko przekręcając zamek w drzwiach i stając dokładnie naprzeciwko niego.
   Kiedy mnie zobaczył oblizał usta, a następnie uważnie zaczął mi się przyglądać od góry do dołu. Odnosiłam wrażenie, że właśnie w tym momencie rozbiera mnie wzrokiem, ale nie powiedziałam mu tego. Jedynie wyminęłam go i stanęłam za nim krzyżując ręce na piersiach.
  - Więc... idziemy coś zjeść, czy mamy tu tak stać?
  - Tak, idziemy. - ocknął się po chwili. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że fajnie wyglądasz w mojej koszulce. - dodał, kiedy znaleźliśmy się już w kuchni.
  - Dzięki. Pachnie tobą.
  - I jak podoba ci się mój zapach? - zaśmiał się Louis.
  - Hmm... trochę śmierdzisz, ale nie jest tak źle.
  - Eeej, to nie było miłe. - Louis wygiął dolną wargę i skrzyżował ręce, a potem odwrócił się do mnie tyłem udając bardzo obruszonego tym co powiedziałam. Wiedziałam, że w rzeczywistości się tym nie przejął, ale na wszelki wypadek objęłam go od tyłu i przytuliłam mocno.
  - Przecież wiesz, że żartowałam. Twoja koszulka pachnie tak samo ładnie jak ty.
   Louis odwrócił się i przyjrzał mi się uważnie, a później na jego twarzy ponownie zagościł wielki uśmiech.
  - Wiem, bo ja zawsze ładne pachnę. - powiedział zadowolony, a potem ruszył w stronę dużego, drewnianego stołu gdzie stały już przygotowane dwa talerze z apetycznie pachnącym mięsem.
  - Smakowicie pachnie. - stwierdziłam siadając naprzeciwko Louisa i biorąc do ręki widelec leżący po mojej prawej stronie.
  - Bo sam to wczoraj robiłem. - pochwalił się jak zwykle. Może i nie znam Louisa zbyt długo, ale z moich obserwacji wynikło, że Lou uwielbia chwalić się swoimi osiągnięciami, a zwłaszcza tymi kulinarnymi. I muszę przyznać, że nie gotuje wcale tak źle o ile mówił prawdę.
   Po zjedzeniu posiłku wstałam od stołu i jak przystało na kulturalnego człowieka wzięłam swój talerz, żeby odnieść go do kuchni, jednak Louis szybko zabrał go ode mnie i wyminął mnie odnosząc brudne naczynia za mnie.
  - Goście nie sprzątają. - pouczył mnie, kiedy włożył talerze i stanął obok mnie.
  - Oh, przepraszam panie Tomlinson. - zaśmiałam się odchylając lekko głowę w tył. Chyba jeszcze nigdy w życiu się tyle nie śmiałam jak dzisiaj przy Louisie. Nie żałuję, że jednak zdecydowałam się do niego przyjść. Naprawdę chyba nigdy nie przeżyłam tyle emocji ile w dzisiejszym dniu. No właśnie chyba już jednak nie dniu, a wieczorze.
  Spanikowana zerknęłam na duży, czarny zegar wiszący na ścianie, a moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam dwie wskazówki ustawione na godzinie; 21:35. Zupełnie zapomniałam o tym, żeby zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że zostanę na noc u Louisa. Na pewno biedaczka siedzi teraz przy oknie z telefonem w dłoni i po raz setny wybiera mój numer.
  - Louis, muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że u zostanę u ciebie, więc... - nie bardzo wiedziałam jak zasugerować Louisowi, żeby zrobił to za mnie, dlatego ucięłam w połowie zdania i popatrzyłam na niego wymownie. Lou chyba zrozumiał co chce mam na myśli, bo pokiwał głową i powiedział:
  - Powiem jej, tylko daj mi swój telefon.
   Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę holu, gdzie zostawiłam moja torbę, a w niej mój telefon. Schyliłam się i wyjęłam z bocznej kieszonki szukany przedmiot, po czym nacisnęłam środkowy guzik. Na wyświetlaczu pojawiło się kilka nieodebranych połączeń od jednego numeru tak jak podejrzewałam. Wręczyłam iPhona do rąk Louisa pokazując mu wcześniej numer mamy, na który miał zadzwonić. Posłusznie przyłożył mój telefon do ucha czekając na odbiór połączenia. Długo nie musiał czekać, bo niemal od razu zaczął rozmawiać z moją mamą.
  - Dobry wieczór pani Swan tutaj Louis Tomlinson. Tak, ten do którego poszła pani córka. Nie, nic jej nie jest, wszystko jest w porządku. Jest teraz w łazience bierze prysznic. Chciałem panią zawiadomić, że Lucy zostanie u mnie na noc. Wypiliśmy troszeczkę alkoholu i sądzę, że nie będzie dobrym pomysłem, żeby wracała sama po nocy taksówką, dlatego zaproponowałem jej noc u mnie. Oczywiście jutro osobiście odwiozę ją do domu, proszę się o to nie martwić. Tak, będziemy spać na osobnych łóżkach, obiecuję. Życzę miłej nocy pani Swan. Do widzenia.
   Louis oddał mi do rąk telefon wywracając przy tym oczami.
  - Twoja mama miała do mnie naprawdę dużo pytań.
  - Była bardzo zła na to, że nie przyjdę do domu na noc? - zapytałam, już wyobrażając sobie skwaszoną minę mojej mamy na wieść o tym, że jej córka nie będzie spać we własnym łóżku tylko w domu jakiegoś chłopaka. No dobra może nie jakiegoś chłopaka, bo w końcu Louis jest sławnym piłkarzem, ale mimo wszystko moją mamę chyba zaskoczył fakt, że spędzę noc u osoby płci przeciwnej. Nawet kiedy byłam jeszcze z Tylerem i zostawaliśmy u siebie na noc, Tyler spał w pokoju gościnnym pod czujnym okiem mojej mamy, a jeżeli to ja nocowałam u niego mama dzwoniła do mnie co 5 minut sprawdzić czy aby na pewno wszystko jest w porządku i nie śpimy razem ze sobą, chociaż i tak spaliśmy.
  - Nie, chyba nie miała z tym problemu. Na początku tylko zaniepokoiła się, że coś ci się stało i leżysz teraz w szpitalu nie mogąc nawet wziąć do ręki telefonu, ale później wytłumaczyłem jej wszystko jak sama zresztą słyszałaś i obiecałem, że odwiozę cię jutro do domu, żebyś mogła pójść do szkoły.
  - Okej, dzięki. Pewnie gdybym ja do niej zadzwoniła dostałabym ochrzan za to, że chcę ją przyprawić o siwiznę i sypiam u chłopaka z którym nawet nie jestem.
  - A co do tego spania osobno...- zaczął powoli Louis - Myślę, że chyba możemy spać razem. W końcu już kiedyś razem spaliśmy kiedy zostałem na noc u ciebie.
   Spojrzałam na niego z poważnym wyrazem twarzy bo nie wiedziałam czy spanie w jednym łóżku jest odpowiednie. Teraz, po całej dzisiejszej przygodzie z narkotykami i naszym ''niedokończonym seksem'' czułabym się po prostu dziwnie śpiąc tuż obok Louisa, ale nie miałam siły się z nim kłócić, dlatego pokiwałam głową zgadzając się na jego propozycję o ile mogę nazwać to co powiedział propozycją. Brzmiało to trochę jak stwierdzenie, ale nie chcę wnikać już w szczegóły.
  - Jesteś taka kochana. - Louis podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, a następnie podniósł mnie do góry i okręcił się ze mną wokół własnej osi.
  - Louis, postaw mnie! - krzyknęłam poprzez swój śmiech. Jego ramiona puściły moje ciało, a na jego twarzy pozostał już tylko duży uśmiech.
  - Po prostu się cieszę, że będziesz ze mną spać. Jak chcesz weź prysznic, w którejkolwiek łazience chcesz.
   - Wypiłeś zdecydowanie za dużo alkoholu. - pokręciłam głową kierując się schodami na górę do łazienki, gdzie pozostała moja mokra spódniczka. Przy okazji będę mogła sprawdzić czy już wyschła i będę miała co jutro na siebie założyć, bo w przeciwnym razie nie wiem w czym wrócę do domu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wracać w mokrych ciuchach albo w samej koszulce Louisa, płaszczu i szpilkach.
  - Przypominam ci, że to był twój pomysł. - Louis zaczął wchodzić po schodach razem ze mną trzymając się przy tym mocno poręczy, zresztą tak samo jak ja. Obojgu trudno nam było utrzymać równowagę, a zwłaszcza na schodach, które teraz wydawały mi się szczytem góry Mount Everest.
   Nacisnęłam klamkę od łazienki i już miałam zamiar do niej wejść, kiedy do pomieszczenia wślizgnął się Louis stając wprost naprzeciwko mnie.
  - Chciałam wziąć prysznic. - powiedziałam mając nadzieję, że domyśli się o co mi chodzi i opuści łazienkę w której teraz oboje byliśmy.
  - Tak, ja też. - wzruszył ramionami i ku mojemu zdziwieniu zaczął zdejmować z siebie mokre spodnie. Zupełnie zapomniałam o tym, że Louis przez cały ten czas nie zdjął z siebie mokrego ubrania i nie przebrał na coś suchego. Najwidoczniej nie każdemu przeszkadza mokra bielizna na tyłku i innym partiach ciała, jeśli wiecie co mam na myśli. Co do jego bielizny nadal była mokra przez co biały materiał jego bokserek był teraz całkowicie przezroczysty. Na całe szczęście widziałam tylko jego seksowny tyłek , jednak na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy odwrócić się do mnie przodem odwróciłam się do niego tyłem w stronę drzwi.
   Od razu gdy to zrobiłam do moich uszu dobiegł cichy chichot Louisa.
  - Chciałem się z tobą wykąpać, ale widzę, że się chyba wstydzisz.
  - Nie sądzisz, że to trochę niezręczna sytuacja? - zapytałam nadal stojąc odwrócona tyłem.
  - Mogłem zapytać cię o to samo, kiedy byłaś na mnie napalona w mojej sypialni.
   Byłam pewna, że moje policzki przybrały w tym momencie intensywny czerwony kolor. Przygryzłam mocno dolną wargę, ale po chwili wypuściłam ją z zębów i odwróciłam się w stronę Louisa próbując skupić się tylko i wyłącznie na jego twarzy i pod żadnym pozorem nie patrzeć w dół.
  - Gdybyś nie kazał mi palić tego świństwa do niczego takiego by nie doszło.
  - Więc sądzisz, że to tylko moja wina?
   Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową odwracając wzrok od niego i zaczynając wpatrywać się niemo w prysznic naprzeciwko mnie. Nie chciałam się znowu z nim kłócić, ani zwalać całą winę na niego, ale w końcu to w większości z jego winy doszło do takiej sytuacji pomiędzy nami. Stwierdziłam jednak, że najlepszym pomysłem będzie taktownie milczeć i tak też zrobiłam.
  - Świetnie. - Louis chyba domyślił się mojej odpowiedzi wnioskując z mojego długiego milczenia i ze złością podniósł swoje spodnie z zimnych płytek, a następnie przesunął mnie na bok i wyszedł z łazienki.
   W pierwszym momencie chciałam za nim wyjść, zatrzymać go i jakoś złagodzić całą sytuację, a może nawet go przeprosić, ale pomyślałam, że dam mu czas na przemyślenie tego wszystkiego i nie będę od razu go przepraszać. Może zrozumie, że niepotrzebnie się obrażał. W końcu to tylko zwykła błahostka.
   Nie myśląc więcej o naszej małej sprzeczce zdjęłam z siebie bieliznę i koszulkę Louisa, rzuciłam ubrania na ziemię i weszłam pod prysznic relaksując się pod strumieniem ciepłej wody. Na półeczce leżały tylko dwa męskie żele pod prysznic i jeden szampon do włosów również przeznaczony dla mężczyzn, dlatego nie miałam zbyt dużego wyboru. Wzięłam jeden z żeli pod prysznic i wylałam go trochę na rękę, po czym zaczęłam wmasowywać go w swoje nagie ciało. Od teraz pachniałam tak samo jak Louis i podobało mi się to. Jego zapach był cudowny. Teraz stał się moim ulubionym. Na mojej twarzy ponownie pojawił się rozmarzony uśmiech, a ja zaczęłam żałować, że zrzuciłam całą winę na Louisa i przeze mnie znowu się pokłóciliśmy. W końcu to tak naprawdę nie była jego wina tylko moja. To ja zaczęłam zachowywać się jak jakaś napalona laska z klubu nocnego.
  Ogarnięta poczuciem winy, szybko dokończyłam mycie swojego ciała i włosów, i wyszłam spod prysznica zakładając na siebie rzeczy, które zostawiłam rozrzucone po podłodze. Mokre włosy osuszyłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki kierując się w stronę sypialni Louisa. Drzwi od jego sypialni były uchylone, jednak kiedy weszłam do środka jego tam nie było. Drewniane drzwi od jego garderoby były otwarte, a na ziemi znajdowało się kilka porozrzucanych ubrań co oznaczało, że pewnie próbował coś sobie znaleźć,ale nie chciało mi się już za bardzo po sobie posprzątać. To tylko utwierdziło mnie w moim przekonaniu, że na pewno ma wynajętą jakąś sprzątaczkę albo też pokojówkę, która robi to wszystko za niego. Szczerze przyznam, że też nie należę do osób, które zawsze po sobie sprzątają i gdyby było mnie stać na pewno zrobiłabym to samo co Louis.
   W ramach małych przeprosin i rekompensaty, weszłam do jego garderoby, podniosłam porozrzucane ubrania i poskładałam je równo w kosteczkę dokładnie w taki sam sposób w jaki była ułożona reszta. Po skończeniu składania kliku bluzek i kilku par bokserek wyprostowałam się i właśnie miałam opuścić garderobę, kiedy do sypialni wszedł Louis ubrany tylko w same czarne bokserki Calvina Kleina.
  - Co robisz w moje garderobie? - zapytał obrzucając mnie podejrzliwym spojrzeniem.
  - Nic, tylko poukładałam ci bluzki. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą opuszczając nieduże pomieszczenie (oczywiście mówię to w porównaniu do sypialni, bo w innych okolicznościach nie można byłoby go nazwać niedużym) i siadając na brzegu jego łóżka.
  - Um, dzięki nie musiałaś.
  Louis zajął miejsce z drugiej strony łózka.
  - Posłuchaj... ja... naprawdę nie powinnam cię obwiniać o to co się między nami stało, bo to była tylko moja wina. To ja zachowałam się jak jakaś dziwka i... po prostu przepraszam. - niepewnie popatrzyłam w oczy Louisa czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Również podniósł swój wzrok na mnie i przez chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa, a dopiero po kilku sekundach, które zdawały mi się wiecznością zaczął coś mówić.
  - Nie nazywaj siebie dziwką, bo nią nie jesteś. Gdybyś nią była już przy pierwszej okazji wskoczyłabyś mi do łóżka, a ty tego nie zrobiłaś. Chciałaś się ze mną przespać tylko, dlatego, ponieważ byłaś upalona. Jestem pewien, że gdybym nie zmusił cię do palenia tego gówna nie zrobiłabyś tego co zrobiłaś, więc miałaś rację. To moja wina. Ale jeśli mam być z tobą szczery to bardzo mi się to podobało. Jeszcze chyba żadna laska nie zrobiła mi tak dobrze tyłkiem na moim kroczu. - zaśmiał się Louis. Mimo wszystko na mojej twarzy też pojawił się uśmiech zamiast czerwonych policzków, które teraz powinnam mieć. Zmęczenie coraz bardziej jednak dawało mi o sobie znać, bo ziewnęłam przykrywając usta ręką.
  - Ktoś tu chyba jest śpiący. - zauważył Louis wdrapując się na łóżko i przyciągając mnie do siebie.
   Nie miałam już siły na żadną odpowiedź, dlatego pokiwałam wolno głową i wtuliłam się w jego tors przymykając powieki. Louis widząc to ułożył się na łóżku w pozycji leżącej i objął mnie swoimi ramionami przyciągając mnie tak blisko siebie na ile było to możliwe. Czułam się niezwykle bezpiecznie. Tak jakby już nic i nikt nie mógł mnie zranić. W błogim spokoju zaczęłam odpływać w głęboki sen słysząc jeszcze dwa słowa na dźwięk których moim sercu drgnął mięsień, a kącik ust wygiął się w delikatnym, sennym uśmiechu.
  - Dobranoc skarbie.






                                                                            ***


No to mamy rozdział 14! Jak zapowiadałyśmy pojawił się on dopiero w sierpniu, postaramy się, żeby teraz rozdziały pojawiały się szybciej, ale nic nie obiecujemy. Do następnego!
Lucix i Gazix :*