sobota, 16 lipca 2016

Rozdział 13

*Louis*
   Następnego dnia wstałem obudzony przez mój budzik w telefonie ustawiony na 7 rano, którego oczywiście zapomniałem wyłączyć na weekend. Przekręciłem się na bok z próbą ponownego zaśnięcia, jednak to nic nie dało, dlatego zwlekłem się z łóżka i wszedłem do mojej garderoby w ponurym nastroju. Z wieszaka wziąłem koszulkę z logo adidasa, parę, długich czarnych spodni i bokserki Calvina Kleina leżące na dolnej półce. Następnie powolnym krokiem udałem się do łazienki w celu przebrania się i wzięcia zimnego prysznica, który teraz naprawdę był mi potrzebny.
  Po piętnastu minutach opuściłem łazienkę odświeżony i zszedłem na dół, żeby coś zjeść. W końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej sałatkę z gotowanym kurczakiem i wodę mineralną. Jako piłkarz muszę być w dobrej formie, dlatego posiłki mam starannie przygotowywane przez dietetyka. Dodatkowo codziennie ćwiczę w swojej prywatnej siłowni nawet jeżeli mam treningi z całą drużyną na stadionie. Na początku ciężko było mi się przyzwyczaić do takiego trybu życia, ale z biegiem czasu do tego przywykłem i teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
   Zająłem miejsce przy dużym szklanym stole i w spokoju zacząłem konsumować swój posiłek. W międzyczasie przypomniało mi się, że dzisiaj ma przyjść do mnie Lucy co od razu dodało mi humoru. Nie wiem tylko kiedy planuje mnie zaszczycić swoją obecnością, bo o to zapomniałem się jej niestety wczoraj spytać. Nasze wczorajsze pożegnanie nie należało do najlepszych mając na myśli oczywiście ostatnią wymianę zdań między nami dotyczącą tych cholernych paparazzi, których naprawdę nie cierpię, dlatego wyleciało mi to z głowy. Najprostszym sposobem byłoby po prostu zadzwonić, ale myślę, że każdy normalny człowiek nie wstaje w niedzielę o godzinie 7 rano, dlatego postanowiłem z tym jeszcze chwilę poczekać.
  Po kilkunastu minutach skonsumowałem swój posiłek, po czym wstałem i wyrzuciłem puste opakowanie po sałatce do kosza razem z opróżnioną butelką po wodzie. Kątem oka zerknąłem na zegarek wiszący w holu. Wskazywał na godzinę 8:05. Byłem na siebie zły. Jest godzina 8 rano i mógłbym teraz spać jak każdy normalny człowiek w niedzielę, ale przez swoją sklerozę, zapomniałem wyłączyć budzika, więc teraz stoję pośrodku swojego ogromnego domu i nie mam pojęcia co robić. Nagle do głowy wpadła mi pewna egoistyczna myśl. Skoro ja nie mogę spać, zadzwonię do Lucy i ją obudzę. Wtedy ona też nie będzie mogła spać i pogadamy razem przez telefon, a ja wreszcie będę miał co robić. Tak jak postanowiłem, tak zrobiłem. Pobiegłem na górę i wziąłem mojego Iphona z nocnej półki na, której zawsze go kładłem, a następnie przeciągnąłem palcem w dół po kontaktach i wybrałem ten przy którym widniało imię Lucy. Po kilku sygnałach oczekiwania usłyszałem zaspany głos dziewczyny.
  - Louis, po co do mnie dzwonisz o... - umilkła przez chwilę jak podejrzewam sprawdzić, którą mamy właśnie godzinę. - 8 rano?
  - Wiesz jeśli by patrzeć na to z innej strony w Turcji na przykład jest już 10.
  - Ale my nie mieszkamy w Turcji tylko w Anglii, więc powiedz mi nareszcie co było tak ważne, żeby zrywać mnie z łóżka o godzinie 8 w niedzielę?! - po jej głosie można było wyczuć, że jest już teraz porządnie na mnie wkurzona.
  - W zasadzie to nic. Budzik obudził mnie o 7 rano i nie potrafiłem już zasnąć, a teraz strasznie mi się nudzi, więc postanowiłem...
  - Obudzić też mnie? - dokończyła za mnie Lucy opanowując już nieco swoje zdenerwowanie.
  - No właśnie...Jesteś na mnie bardzo zła? - spytałem ostrożnie.
  - A jak myślisz?
  - Myślę. że chyba tak.
  - Dobrze myślisz. - skwitowała dziewczyna, ale jej głos był już całkowicie spokojny, więc już chyba nie jest na mnie, aż tak strasznie wściekła. W głowie zapisałem sobie, że muszę jej to jakoś wynagrodzić jak do mnie przyjdzie, Już nawet miałem pomysł jak, oczywiście bez żadnych podtekstów seksualnych. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż mam co do tego pewne wątpliwości po zajściu w kuchni Lucy wczorajszego dnia. Przyjaciele raczej nie powinni się tak siebie zachowywać, ale wtedy nad sobą nie panowałem. Po prostu mnie poniosło patrząc na to jaka ona jest idealne. Te cudowne, zielone oczy, różowe wargi, dołeczki przy kącikach ust... A jej szyja aż prosiła się o to, żeby ją naznaczyć. Czuję, że przez tą dziewczynę przestaje być sobą. To nienormalne co ona ze mną robi. Nigdy tak się przy żadnej nie zachowywałem i to jest właśnie ten moment, kiedy przestaje poznawać samego siebie.
  - O której godzinie do mnie przyjdziesz? - zapytałem wyrywając się z zamyślenia.
  - Nie wiem. Może koło 16.
  - Liczyłem na to, że przyjdziesz wcześniej. Ugotowałbym dla nas obiadek.
   W słuchawce usłyszałem śmiech Lucy.
  - Może lepiej nie. - powiedziała nadal się śmiejąc.
  - Czemu? Przełamię stereotypy i udowodnię ci, że mężczyźni też potrafią dobrze gotować.
  - Już chyba zapomniałeś jak genialnie poradziłeś sobie z krojeniem papryki u mnie wczoraj. - przypomniała mi. Rzeczywiście wtedy nie pokazałem się z najlepszej strony, ale naprawdę potrafię ugotować niektóre rzeczy. Nie jest wcale takim złym kucharzem. Widziałem w życiu gorszych na przykład mojego przyjaciela Justina. On potrafi spalić nawet mleko, przygotowując zwykłe płatki.
  - Tak czy inaczej. Zapraszam cię do siebie na 16 na obiad. Przygotuję moje danie popisowe wcale się przy tym nie kalecząc tak jak ostatnim razem.
  - Dobrze. - zaśmiała się Lucy. - Chyba pozwolę ci się wykazać, ale muszę już kończyć. Nie chcę obudzić mojej mamy, bo w przeciwieństwie do ciebie mam serce i nie budzę ludzi o 8 rano.
 - Tak szybko? Liczyłem na to, że skoro już cię obudziłem to porozmawiasz ze mną chociaż 15 minut.
 - Więc twój plan nie wypalił. Do zobaczenia o 16 - zakończyła rozmowę Lucy, a chwilę potem usłyszałem dźwięk przerywanego połączenia. Z rezygnacją odłożyłem telefon na stoliku i rozłożyłem się na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Kołdra pod którą spałem jeszcze godzinę temu walała się w kompletnym nieładzie po materacu, po części z niego zwisając. Poszewki na poduszkach były już strasznie pogięte. Kolejną myślą jaką zanotowałem w głowie, było powiedzenie Maddie - mojej pokojówce, żeby zmieniła w mojej sypialni pościel. Ta nie pachnie już zbyt świeżo. W zasadzie to ona już dawno straciła swój ładny zapach. A dokładnie to od momentu, gdy Maddie wzięła urlop. Prawdą jest, że bez pokojówki cały mój dom najpewniej zanosiłby się smrodem.
   Wracając myślami do obiadu, zszedłem z łóżka i zbiegłem po marmurowych schodach do kuchni. Wiedziałem co podam dzisiaj Lucy. To danie zazwyczaj smakuje większości osób, bo jest naprawdę smaczne, więc miałem nadzieje, że jej również przypadnie do gustu. Otworzyłem lodówkę i zajrzałem do plastikowego pudełka, w którym trzymałem warzywa. Niestety nie było w nim tego co potrzebuję do przyrządzenia dania głównego podobnie jak drugiego składniku potrzebnego mi na przystawkę, dlatego powędrowałem do holu, założyłem na siebie kurtkę, wziąłem kluczyki do auta wiszące na jednym z wieszaków i opuściłem moją rezydencję z zamiarem zrobienia małych zakupów.
*Lucy*
   Po zakończonej rozmowie z Louisem próbowałam usnąć ponownie, jednak po 20 minutach przekręcania się z boku na bok zdałam sobie sprawę, że jest to niemożliwe. Zwlekłam się, więc z łóżka i podeszłam do szafy z zamiarem wybrania stroju na dzisiaj. Miałam z tym odrobinę problemu, ponieważ nie wiedziałam jak powinnam się ubrać na obiad do Louisa. Po kilku minutach bezczynnego stania przed szafą i lustrowania jej zawartości wybrałam czarną koszulową bluzkę z białym kołnierzykiem i błękitną spódniczkę przed kolano. Nie było to przesadnie eleganckie, więc nie będę wyglądać jakbym szła na rozmowę o pracę, albo na jakieś firmowe spotkanie. Po założeniu wybranych przeze mnie przed chwilą rzeczy i zrobieniu codziennego makijażu przejrzałam się w długim lustrze wiszącym w łazience i stwierdziłam, że prezentuję się całkiem nienagannie. Nie chciałam jednak przypadkiem się ubrudzić, dlatego zdjęłam z siebie poprzednie ubrania i włożyłam na siebie szarą koszulkę z nutellą, a do tego dżinsowe spodnie z dziurami na kolanach. Oczywiście do czasu wyjścia na obiad do Louisa. Później założę mój strój wizytowy, który już dla siebie wybrałam.
   Zadowolona zeszłam po schodach na dół, stawiając cicho kroki i uważając, żeby nie obudzić mojej mamy. Podeszłam do lodówki i od razu wiedziałam co mam dzisiaj ochotę zjeść na śniadanie. A mianowicie: jajecznicę, której już od tak dawna nie jadłam. Wyjęłam z lodówki kilka jajek, po czym rozbiłam je na patelni. Po kilku minutach posiłek już był gotowy, więc wyjęłam z górnej szafki dwa talerze dla siebie i dla mamy. Zdjęłam jajecznicę z patelni i rozłożyłam na talerzach dwie równe porcje. Następnie zabrałam swój talerz i usiadłam przy stole kuchennym w jadalni dokładnie w tym samym miejscu, na którym siedział wczoraj Louis. W mojej głowie od razu odtworzyły się wspomnienia z wczorajszego dnia. Ja i Louis jedzący pizzę i rozmawiający o mojej mamie, ja i Louis w kuchni pomagający w przygotowaniu obiadu, Louis całujący mnie po szyi, a po chwili przypierający mnie do blatu...Ciekawe co by było gdyby moja mama nie przyszła zanim totalnie się rozkręciliśmy. Pieprzylibyśmy się na blacie w mojej kuchni? Czy pozwoliłabym mu na to? Sama nie wiem. W tamtym momencie czułam się jakby to ktoś inny sterował moim ciałem. Nie miałam kontroli nad tym co robiłam. Działałam wbrew sobie. Wiedziałam, że muszę przestać, ale nie potrafiłam, jednak to co robiliśmy sprawiało mi przyjemność. Nadal czułam ruchy jego języka na swojej szyi, jego dotyk na swoim ciele... to nienormalne co on ze mną robi. Nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet przy moim ostatnim chłopaku - Tylerze, z którym straciłam swoje dziewictwo. Czuję, że nasza relacja zaczyna mocno odbiegać od "przyjaciół".
  - Mmm, co tak ładnie pachnie? - na schodach pojawiła się moja mama w swoim białym szlafroku i białych kapciach z pomponami.
  - Zrobiłam nam jajecznicę na śniadanie. - odpowiedziałam znad talerza nabierając na widelec trochę jajecznicy i wkładając ją do buzi.
  - Dziękuje kochanie, to miło z twojej strony. - uśmiechnęła się do mnie moja mama zabierając swój talerz i siadając naprzeciwko mnie. Odwzajemniłam jej uśmiech i skupiłam się na konsumowaniu swojego posiłku, dopóki nie usłyszałam jak odchrząkuje co oznacza początek jej przemowy.
  - Bardzo miły jest ten Louis. Polubiłam go i mam nadzieję, że w końcu się wam uda i będziecie razem. Naprawdę chciałabym mieć takiego zięcia... - rozmarzyła się mama opierając głowę na ręce.
  - Jeszcze dwa dni temu mówiłaś mi inaczej. - powiedziałam z przekąsem wywracając przy tym teatralnie oczami. Jestem pewna, że mówi tak tylko dlatego, ponieważ Louis przez cały czas się jej podlizywał. Inaczej pewnie nadal by twierdziła, że źle odbieram jego zachowanie i możemy być tylko przyjaciółmi również z tego względu, że Louis jest piłkarzem, jest sławny, a ja nie potrafiłabym się odnaleźć w jego świecie. To znaczy tego mama mi nie powiedziała, ale ja doskonale wiem co miała na myśli przypominając mi o tym kim jest.
  - Nie miej mi tego za złe. Jeszcze wtedy go nie poznałam, a teraz już wiem, że to bardzo porządny i pomocny chłopak.
  - Mówisz tak tyko dlatego, bo za wszelką cenę próbował ci się przypodobać i jak widać udało mu się to.
  - Ohh, Lucy... - z ust mamy wydobyło się ciche westchnienie. - To nie tak. - pokręciła głowa i odsunęła od siebie talerz z jajecznicą.
  - Nieważne. - urwałam zanim zdążyła podjąć próby wytłumaczenia się. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie będę dziś jadła obiadu w domu i mogę wrócić koło 21.
  - A gdzie masz zamiar iść i z kim? - spytała od razu moja rodzicielka uważnie mi się przyglądając. Na początku miałam ochotę skłamać i powiedzieć, że idę gdzieś z Lily i Kate. Nie chciałam wracać do tematu Louisa, ale im bardziej czułam ciekawski, zaintrygowany wzrok mamy na swojej twarzy tym bardziej wiedziałam, że to kłamstwo nie przejdzie i mama wyczuje, że próbuje coś przed nią ukryć, dlatego z niechęcią zdecydowałam się wyznać jej prawdę.
  - Lou zaprosił mnie na obiad do siebie. Potem pewnie zostanę u niego trochę czasu, więc wrócę wieczorem.
  - Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś. - mama odłożyła widelec, który trzymała w prawej ręce i uśmiechnęła się szeroko. Podejrzewałam, że tak właśnie będzie, dlatego tak bardzo chciałam ukryć przed nią ten fakt. Jestem pewna, że kiedy wrócę będzie wypytywać mnie o każdy szczegół naszego spotkania, więc może powinnam się już zacząć psychicznie przygotowywać od tego przesłuchania.
  - Nie było okazji. Poza tym o obiedzie dowiedziałam się niewiele czasu zanim ci o tym powiedziałam. - wstałam od stołu zabierając talerz ze swoja w połowie niedokończoną jajecznicą. Nagle jakoś minęła mi ochota na jedzenie. Miałam wrażenie, że jeżeli przełknę jeszcze chociaż najmniejszy kawałek jajecznicy mój żołądek tego nie wytrzyma i wybuchnie.
  - Idę do siebie. - rzuciłam przez ramię zostawiając talerz na blacie w kuchni i wchodząc na pierwszy stopień schodów.
  - Powiedziałam coś nie tak? - zaniepokoiła się mama, również wstając od stołu i podążając za mną. Odwróciłam się w jej stronę będąc już w połowie drogi do mojego ulubionego miejsca w tym domu. Przystanęłam na moment i zwróciłam swój wzrok na kobietę stojącą przede mną.
  - Nie, po prostu mam ochotę być sama. - odpowiedziałam posyłając jej wymuszony uśmiech, a następnie dalszą część schodów pokonałam w biegu nie wdając się w dłuższe dialogi. Weszłam do swojego pokoju, podeszłam do komody i zdjęłam z niej zdjęcie uśmiechniętego taty obramowane w drewnianą ramkę. Wpatrywałam się w nie dłuższą chwilę cały czas stojąc. Przejechałam palcem po twarzy taty, a potem przytuliłam zdjęcie do piersi siadając z nim na krześle obrotowym przy biurku.
  - Chciałabym, żeby wszystko stało się proste. - powiedziałam wpatrując się w obraz za oknem przede mną. Czarna wrona przysiadła na parapecie i zaczęła stukać swoim ostrym dziobem w szybę. Chwilę potem obok niej przysiadła druga wrona i obie odleciały zanim zdążyłam wstać i je stąd przegonić. Ciekawe czy się znały. Może były parą i odleciały na wspólną randkę?
   Z rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon w kieszeni moich spodni. Od razu go wyjęłam i spojrzałam na wyświetlacz, gdzie pojawiło się imię: Kate. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i zanim wydobyłam z siebie jakiekolwiek słowo usłyszałam radosny pisk mojej przyjaciółki.
  - Zgadnij gdzie dzisiaj idziemy!
  - Nie wiem, Kate. - odpowiedziałam od razu szykując się na jeszcze głośniejszy pisk z jej strony.
  - Na zakupy! Razem z Lil postanowiłyśmy, że pora wybrać się na wspólny shopping. Pojedzie z nami jeszcze Gigi mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - wszystko to powiedziała na jednym wydechu tak, że z trudem rozszyfrowałam słowa szybko wypływające z jej ust.
  - Dzisiaj nie mogę. Już się z kimś umówiłam, przepraszam.
  - Ohh. - Kate westchnęła najwyraźniej bardzo zawiedziona tym co powiedziałam.
  - Bardzo mi przykro Kate, musicie iść beze mnie, ale obiecuję, że wam to wynagrodzę przy najbliższej okazji.
  - Nie ma sprawy, a z kim dzisiaj wychodzisz? - zapytała przygnębionym głosem.
  I wtedy nastała chwila, gdzie musiałam mocno się zastanowić nad odpowiedzią na to pytanie. Pamiętałam jak bardzo Kate nie znosi Louisa i wiedziałam, że jeśli wyjawię jej prawdę nie obędzie się bez obelg na jego osobę, jednak jako przyjaciółki powinnyśmy być ze sobą szczere, dlatego bez względu na konsekwencje powiedziałam jej prawdziwy powód mojej odmowy. Tak jak podejrzewałam Kate od razu zaczęła wygłaszać swoje swoje zdanie na ten temat.
  - Już sobie wyobrażam jak będzie wyglądać ten uroczy obiadek z tym dupkiem. Poda ci jakieś środki usypiające albo co gorsze pigułkę gwałtu, a potem...
  - Kate, proszę. - przerwałam przyjaciółce ciężko wzdychając. Przyzwyczaiłam się już do ich wzajemnej nienawiści, ale czasami miałam już dość tego jak wzajemnie się obrażają, a tym bardziej miałam dość teorii Kate na temat Louisa, gdzie zawsze stawiała go w najgorszym świetle jako gwałciciela - nekrofila i Bóg wie kogo jeszcze. - Zaczynasz przesadzać, nie sądzisz?
  - Z tym popaprańcem nie wiadomo czego można się spodziewać. Mówiłam ci jak nazwał mnie suką. Już widać co sobą reprezentuje. Totalny brak szacunku do kobiet, dlatego nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że ma już jakiś gwałt na swoim koncie.
   Chciałam powiedzieć Kate, że ona też nie jest tu bez winy, ale nie chciałam, żeby się na mnie obraziła albo pomyślała, że trzymam stronę Louisa, dlatego przemilczałam tą kwestię i zdecydowałam się zakończyć tą rozmowę.
  - Kate niestety muszę już kończyć. Zadzwonię do ciebie wieczorem i powiesz mi czy zakupy były udane, dobrze? - powiedziałam łagodnie starając się odgonić jej myśli od Louisa. Temat zakupów jest jej ulubionym tematem do rozmów, dlatego miałam nadzieję, że mój plan się powiedzie.
  - No dobrze, to ja też kończę, do zobaczenia w szkole.
  - Do zobaczenia. - odpowiedziałam i odsunęłam telefon od ucha, kiedy nagle usłyszałam jeszcze krzyk przyjaciółki.
  - Zapomniałam cię zapytać! Zayn wcześniej jutro wychodzi na trening do akademii, więc może nas podwieźć do szkoły. Lily już się zgodziła.
  - W porządku po mnie też możecie przyjechać, jeśli to nie problem. - zgodziłam się po krótkim wahaniu. W towarzystwie przyrodniego brata Kate zawsze czuje się niezręcznie, a tym bardziej będę się czuć niezręcznie przy nim po naszej ostatniej rozmowie o Kate, jednak zgodziłam się, bo nie chciałam wzbudzać u przyjaciółki żadnych podejrzeń.
  - W takim razie będziemy o 8:30 pod twoim domem. Pa. - pożegnała się szybko Kate i rozłączyła się zanim ja zdążyłam to zrobić. Włożyłam telefon do kieszeni spodni, jednak od razu potem go wyjęłam chcąc sprawdzić na nim godzinę. Do spotkania z Louisem zostało mi jeszcze ponad 5 godzin. Usiadłam na łóżku zastanawiając się nad tym co mogłabym w tym czasie zrobić. Byłam strasznie podekscytowana tym, że znowu będę mogła spędzić z nim trochę czasu. Nie mogłam się już doczekać kiedy ponownie go zobaczę. Czułam, że każdego dnia zakochuje się w nim coraz bardziej i miałam nadzieję, że nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy moje uczucia zostaną odwzajemnione i kiedy Louis zrozumie, że jest zdolny do kochania. Wiem, że zanim to nastąpi upłynie jeszcze dużo czasu, ale byłam gotowa na to czekać.
                                                                              ***
   Równo o godzinie 15:40 stałam przed drzwiami w holu ubrana w ubrania, które wybrałam dla siebie jeszcze rano oraz czarny płaszcz w czerwoną kratkę i czarne szpilki. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, przygładziłam swoje kasztanowe włosy i nacisnęłam klamkę.
  - Miłego wieczoru, kochanie! - krzyknęła za mną mama na odchodne. Jeszcze przed wyjściem, chwilę po tym, gdy skończyłam rozmawiać z Kate, przyszła do mojego pokoju i zaoferowała mi manicure. Potem stwierdziła, że nie mogę iść na randkę w zwykłych prostych włosach (choć wiele razy powtarzałam jej, że to nie jest randka i nie muszę wyglądać jakbym szła na ślub), więc zakręciła mi je lokówką, a z niewielkiej części pozostałych włosów zrobiła mi warkoczyka zaczynającego się na lewym boku, i zatapiającego się na końcu w moich gęstych lokach.
  - Dzięki mamo! - odkrzyknęłam zanim zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam ze swojej posesji. Nie chciałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy na taksówkę, dlatego zdecydowałam się przejść całą trasę na pieszo. Zanim wyszłam z domu wpisałam w wyszukiwarkę odpowiednia ulicę, więc teraz kierowałam się tą drogą. Słońce powoli zaczęło zachodzić za chmury, a niebo przybrało różowawy odcień, więc szłam szybkim krokiem nie chcąc iść później po ciemku.
   Kiedy minęłam znajome mi okolice weszłam w zacienioną uliczkę przy której widniała tabliczka z nazwą ulicy, której szukałam: South Cave. Wszędzie, gdzie tylko spojrzałam stały ogromne wille z basenami podobne do tej, w której mieszkała Louis. Z tego co słyszałam na tej ulicy mieszkają sami celebryci czy gwiazdy sportu, więc nie dziwne, że ich na to stać. Sama chciałabym móc pozwolić sobie na coś takiego, jednak niestety niektóre marzenia na zawsze pozostają tylko marzeniami.
   Po chwili odszukałam rezydencje Louisa i nacisnęłam mały, czerwony guziczek przy żelaznej furtce. Urządzenie zawieszone na furtce wydało z siebie odgłos dzwonienia, a kilka sekund później drzwi przede mną otworzyły się automatycznie wpuszczając mnie do środka. Przekroczyłam więc próg unosząc do góry brwi z podziwem i odwróciłam się za siebie, żeby zamknąć za sobą furtkę, jednak nie było takiej potrzeby, ponieważ tak jak poprzednio zamknęła się ona za mną z automatu. Poszłam więc w stronę drzwi do których prowadziło kilka marmurowych schodków. Zanim zdążyłam postawić nogę na pierwszym, drzwi wejściowe otworzyły się szeroko ukazując w nich uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa, który od razu zeskanował mnie wzrokiem, a następnie oblizał usta.
  - Wyglądasz cudownie. - powiedział, kiedy weszliśmy oboje do środka.
  - Dziękuję. - odpowiedziałam przygryzając dolną wargę i spoglądając na niego nieśmiało. - Ty też nieźle się prezentujesz. - dodałam patrząc na jego luźną koszulkę z logo adidasa i opinające, długie czarne spodnie. Louis uśmiechnął się, a następnie podszedł do mnie bliżej i ściągnął z moich ramion płaszcz, który zawiesił na pozłacanym wieszaku. Wszystko tutaj było pozłacanane i bardzo drogie. Mimo, że już dwa razy byłam w domu Louisa to nie miałam okazji mu się dokładnie przyjrzeć. Teraz doskonale widziałam drewnianą szafę na kurtki stojącą w rogu, dwie, białe orchidee ustawione na szklanej komodzie ze srebrnymi uchwytami i malutką fontannę, z której leciał niewielki chicho szumiący strumyczek.
   Z ulgą zdjęłam moje czarne szpilki od których już zaczęły boleć mnie stopy i poszłam za Louisem w głąb ogromnej willi.
  - Możesz obejrzeć dom, a ja w tym czasie podam jedzenie. - powiedział widząc jak z zaciekawieniem przyglądam się każdej rzeczy znajdującej się w zasięgu mojego wzroku.
  Pokiwałam głową i przeszłam do salonu zostwiając Louisa samego w kuchni. Właśnie oglądałam jego wystrój, kiedy nagle dobiegł mnie krzyk chłopaka.
  - Lucy, chcesz się pobawić z moją parówką?!
  Z niedowierzania otworzyłam usta i natychmiast zjawiłam się w progu kuchni, gdzie roznosił się zapach jakiegoś aromatycznego dania, które Louis rozlewał do dwóch porcelanowych połgłębokich talerzy.
  - Jesteś obrzydliwy. - powiedziałam robiąc krok w jego stronę i kręcąc głową z obrzydzeniem. Louis przerzucił wzrok na mnie i wybuchnął śmiechem zginając się w pół.
  - Dlaczego się śmiejesz? - spytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam czy śmieje się ze swojej dwuznacznej propozycji czy z tego jaki jest głupi.
  - Chodziło mi o mojego psa. -wytłumaczył z przerwami cały czas się śmiejąc. - Nazywa się parówka, bo jest jamnikiem.
  - Oh... umm nie wiedziałam. - do moich policzków od razu dopłynęła krew i byłam pewna, że teraz stoję przed Louisem z gigantycznymi rumieńcami. No, ale niby skąd miałam wiedzieć, że jego pies nazywa się parówka? W końcu kto normalny daje psu takie durne imię.
   Jak na zawołanie z marmurowych schodów zbiegł brązowy piesek machając wesoło swoim krótkim ogonkiem. Podbiegł do mnie i zaczął łasić się o moje nogi zupełnie jak kot. Kucnęłam i pogłaskałam go łebku posyłając Louisowi mordercze spojrzenie.
  - Mogłeś mi powiedzieć, że masz na myśli psa.
  - Przynajmniej wydało się kto z nas ma brudne myśli. - kącik ust Louisa uniósł się do góry  triumfująco.
  - Wcale nie mam brudnych myśli!
  - Więc o czym myślałaś?
  - Dobra skończmy ten temat. - ucięłam rozmowę wiedząc, że do niczego dobrego ona nie prowadzi i tylko ja źle na tym wyjdę.
   Wyszłam z kuchni i z powrotem przeszłam do salonu połączonego z jadalnią podobnie jak w moim domu. Z tą różnicą, że mój dom nie był tak luksusowy jak willa Louisa. Usiadłam przy dużym stole na jednym ze skórzanych krzeseł co chwilę odwracają się i wyczekując jedzenia, którego zapach rozniósł się już chyba po całej tej ogromnej rezydencji. Ze zniecierpliwieniem zaczęłam bębnić w ciemny, drewniany stół swoimi idealnie wypiłowanymi, czarnymi paznokciami. Po kilku minutach zobaczyłam Louisa idącego z dwoma talerzami zielonego kremu. Położył jeden z nich przede mną, a drugi naprzeciwko mnie, jednak zamiast usiąść pognał z powrotem do kuchni, przynosząc po chwili dwa kryształowe kieliszki do wina.
  - Czerwone czy białe? - spytał podchodząc do barku z alkoholami.
  - Poproszę białe, wytrawne. - odpowiedziałam pochylając się nad talerzem z zupą i wąchając jej cudowny zapach. Nie wiedziałam jaka to zupa, ale po jej zapachu mogłam wnioskować, że jest to krem ze szparagów, który wprost uwielbiam, ale niestety niezbyt często go jadam, ponieważ moja mama nie jest mistrzynią w gotowaniu podobnie jak ja. Jedynie Danielle i tata potrafili w naszym domu najlepiej gotować, jednak po śmierci taty i wyprowadzce siostry do Walii nie ma kto przyrządzać tego pysznego dania.
  - Mam nadzieję, że zasmakuje ci krem ze szparagów. - uśmiechnął się Louis nalewając do mojego kieliszka białe wino, a następnie nalewając je również do swojego.
  - To jedno z moich ulubionych dań. Lepiej nie mogłeś trafić. - odwzajemniłam jego uśmiech, a następnie chwyciłam za łyżkę leżącą po mojej prawej stronie i zabrałam się za konsumowanie kremu ze szparagów. Louis również zabrał się za jedzenie co chwile spoglądając w moja stronę niepewnie.
  - Jest bardzo smaczne. - powiedziałam chcąc pozbawić go wszelkich wątpliwości co do smaku przyrządzonej przez niego zupy. - Nawet nie podejrzewałam, że potrafisz zrobić coś tak dobrego.
   Na twarzy Louisa od razu wdarł się uśmiech satysfakcji i z wyższością uniósł głowę.
  - Mówiłem ci, że potrafię dobrze gotować, ale ten krem to jeszcze nie wszystko. Szykuj się na deser.
   Uniosłam prawą brew do góry posyłając Louisowi pytające spojrzenie.
  - Deser, który kupiłeś czy przyrządziłeś również samodzielnie?
  - Zrobiłem sam, ale co, nie powiem.
  - Więc to coś w rodzaju niespodzianki?
  - Tak. - odparł z zagadkowym wyrazem twarzy.
   Przez cały posiłek nic do siebie nie mówiliśmy całkowicie zajęci jedzeniem. Jeśli mam być szczera to nie spodziewałam się po Louisie czegoś takiego. Mile mnie zaskoczył tym obiadem i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że był to najlepszy krem ze szparagów jaki kiedykolwiek jadłam. Nawet mój tata nie potrafił zrobić tak czegoś tak pysznego, chociaż to zawsze jego uważałam za najlepszego kucharza na świecie. Byłam bardzo ciekawa deseru o którym mówił Lou. Jeżeli będzie on tak pyszny jak danie główne to od tej pory na obiady będę przychodzić tylko do niego. Przy jedzeniu katem oka omiotłam całe pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy. Na czarnej ścianie naprzeciwko wielkiej, czteroosobowej kanapy znajdował się olbrzymi, plazmowy telewizor mający z dobre 80 cali. Sufit był pięknie podświetlany a dalej znajdowały się marmurowe schody prowadzące na górę. Niewiele pamiętałam z imprezy u Louisa dwa tygodnie temu, dlatego miałam wielką ochotę wejść na górę i sprawdzić czy jest tam tak samo pięknie i drogo jak na dole.
  - Louis, czy mógłbyś pokazać mi drugie piętro twojej willi? - zapytałam odsuwając od siebie talerz po zjedzonej zupie i popijając wino z kryształowego kieliszka wartego zapewne bardzo dużo pieniędzy.
- Jasne. - Louis wstał od stołu nawet nie fatygując się zanieść puste talerze do kuchni i pociągnął mnie za rękę w kierunku schodów. Wchodząc po nich podziwiałam piękne szklane poręcze i czułam się zupełnie jak księżniczka ciągnięta przez swojego księcia. To było niesamowite. Cały ten dom był niesamowity.
  Chwile później stanęliśmy przed jednymi z wielu drzwi. Louis otworzył je, a przede mną ukazała się ogromna, nowocześnie urządzona łazienka. Weszłam do środka, a mój wzrok od razu spoczął na wielkiej wannie z hydromasażem mogącą pomieścić co najmniej trzy osoby.
  - Kąpiesz się w niej sam? - spytałam podchodząc bliżej i siadając na krawędzi wanny sunąc po niej dłonią.
  - Tak, ale zawsze możemy wykąpać się w niej razem, jeżeli masz ochotę. - Louis puścił mi oczko na co przewróciłam oczami podnosząc się z krawędzi wanny.
  - W twoich snach Tomlinson. - odparłam szturchając go delikatnie w ramię.
   Następnie mój wzrok spoczął na przezroczystym, szklanym prysznicu  bez zbędnych ozdób. Była to chyba jedyna rzecz w tym domu pozbawiona pozłacanych dodatków. Nawet sedes miał złotą spłuczkę.
  - Może chcesz zobaczyć teraz moja sypialnię. - usłyszałam za sobą uwodzicielski szept Louisa. - Oczywiście bez żadnych podtekstów. - dodał szybko widząc moje surowe spojrzenie.
  - No dobrze. - zgodziłam się opuszczając z żalem łazienkę. Łazienka to takie małe królestwo chyba każdej kobiety nie wliczając w to sypialni, dlatego uwielbiałam je podziwiać, a zwłaszcza jeśli były one takie duże i takie piękne. Po chwili zostałam delikatnie wepchnięta do równie sporej sypialni. Cóż sporej to chyba zbyt małe określenie. Ona była przeogromna. Większa od łazienki, w której przed chwilą byłam. Wbrew moim oczekiwaniom było tu całkiem schludnie. Dywan był biały jak śnieg. Komoda, na której stał telewizor lśniła czystością. Jedynie pościel na pół okrągłym dwuosobowym łóżku była odrobinę pogięta i nie do końca zaścielona. Czarne rolety w okach były całkowicie zasłonięte przez co w sypialni było trochę za ciemno. Podeszłam więc do czegoś co wyglądało mi na włącznik światła i nacisnęłam go, a następnie wszystkie światła na suficie zaświeciły się.
  - Ładnie tu. - stwierdziłam siadając na łóżku Louisa. Chłopak podszedł do małego, oddalonego pomieszczenia z rozsuwanymi drzwiami, a po minucie wygrzebał z niego plastikowy woreczek ściskając go w dłoni. Otworzył ją dopiero, gdy znalazł się przy mnie siadając obok.
  - Mam coś lepszego niż deser. Coś na odprężenie. - powiedział z uśmiechem. Dopiero teraz zobaczyłam, jak wyjmuje z woreczka jednego jointa. Momentalnie oddaliłam się od niego z przerażonym wyrazem twarzy.
  - Louis, co to do cholery jest?
  - Marihuana. - odpowiedział jakby to było najzwyklejszą i najoczywistszą rzeczą na świecie. - Nie mów, że nigdy nie paliłaś. - zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę podpalając końcówkę jointa. Włożył go pomiędzy swoje wargi, a potem zaciągnął się nim i wypuścił dym z ust.
  - Nie będę tego paliła. - sprzeciwiłam się odsuwając od siebie rękę Louisa z wyciągniętym w moja stronę jonitem. Podniosłam się z łóżka z zamiarem opuszczenia tego pokoju, kiedy poczułam na sobie dłonie Louisa usadzające mnie na swoich kolanach. Od razu poderwałam się, żeby wstać, jednak jego dłonie były zbyt silne w rezultacie czego nadal siedziałam na jego nogach.
  - Puść mnie. - natychmiast zażądałam. Louis całkowicie zignorował moje polecenie przekręcając mnie tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Nie czułam się jednak niezręcznie, ponieważ już nie raz znajdowałam się razem z nim w bardziej niezręcznych sytuacjach. Westchnęłam tylko i oparłam się o jego klatkę piersiową wiedząc, że nic nie zdziałam.
  - Otwórz usta. - polecił mi podnosząc mój podbródek do góry.
  - Po co?
  - Po prostu otwórz. Nie zrobię ci nic złego.
   Chcąc nie chcąc rozchyliłam lekko wargi, by po chwili Louis zbliżył swoje usta do moich i wpuścił do nich dym. Zamknęłam powieki rozkoszując się przyjemnym uczuciem. Na początku nie byłam do tego przekonana, bo jeszcze nigdy nie próbowałam marihuany, ale w końcu musi być ten pierwszy raz. Kiedy zobaczyłam jak Lou po raz kolejny zaciąga się narkotykiem przysunęłam się bliżej jego twarzy i ponownie rozchyliłam usta. Na jego twarzy wdarł się zadziorny uśmieszek, a potem dym z jego ust ponownie dostał się do moich.
  - Teraz ty. - powiedział, podając mi jointa kiedy został już w połowie wypalony. Niepewnie wzięłam go od niego nie bardzo wiedząc jak powinnam to palić. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ręku podobnie jak papierosa. To nie tak, że nigdy nie miałam okazji, żeby zapalić, bo wiele razy znajomi mnie do tego namawiali, ale ja po prostu zawsze wolałam być z daleka od jakichkolwiek używek czy śmierdzących tytoniem papierosów. Nie oznacza to jednak, że byłam typem grzecznej dziewczynki. Potrafiłam nieźle się zabawić na imprezach zakrapianych alkoholem najczęściej razem z Kate i Lily, chociaż one zawsze potrafiły wypić o wiele więcej ode mnie.
   Przekręcałam w ręku tlącego się skręta patrząc na Louisa z pytającym wyrazem twarzy.
  - Zaciągnij się i przetrzymaj przez chwilę dym w płucach, a potem go wypuść w moje usta. - poinstruował mnie.
   Zgodnie z jego instrukcja włożyłam końcówkę skręta między wargi, przetrzymałam dłuższą chwilę w płucach i wypuściłam szybko dym, gdy poczułam jak zaczyna drapać mnie w gardle dziko przy tym kaszląc.
  - Spokojnie. Spróbuj jeszcze raz. - powiedział Louis klepiąc mnie ręka po plecach. Chciałam już przestać i to odłożyć, ale był to dobry sposób na to, żebym mogła podziwiać jego malinowe wargi z bliska, dlatego wykonałam tą czynność po raz drugi tym razem bezbłędnie.
   Przetrzymałam dym w płucach nieco krócej niż wcześniej wypuszczając go wprost w rozchylone usta Louisa. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy dopóki joint trzymany pomiędzy moimi dwoma palcami się nie skończył. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko nagle zaczęło mi się wydawać takie zabawne. Obrazy, które wisiały na idealnie pomalowanych, jasno - szarych ścianach zaczęły się rozpływać. Twarz Louisa teraz przypominała mi twarz klauna. Po chwili usłyszałam swój wysoki chichot roznoszący się po pomieszczeniu.
  - Z czego się śmiejesz? - spytał chłopak dociskając mnie mocniej do swojego krocza.
  - Z ciebie. - odpowiedziałam zanosząc się śmiechem i układając głowę w zagłębieniu szyi Louisa.
  - Wiesz ja chyba zacznę się umawiać z jakimś księdzem. - wypaliłam nagle sama nie do końca wiedząc co mówię.
  - To ja chyba zostanę księdzem. - stwierdził Louis łaskocząc mnie po twarzy swoimi włosami.
   Nagle odsunęłam się od niego i wstałam z jego kolan, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł, który pewnie nigdy nie przyszedł by mi na trzeźwo. Popchnęłam upalonego chłopaka na łóżku, zmuszając go do tego, żeby się położył. Niemal od razu spotkałam się z jego pytającym wzrokiem. Posłałam mu uwodzicielski uśmiech zagryzając wargę, a następnie usiadłam na jego brzuchu okrakiem i oparłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Spojrzałam w jego pociemniałe, niebieskie tęczówki uważnie obserwujące każdy mój najmniejszy ruch. Miałam ochotę się z nim podroczyć. Dokładnie tak samo jak on droczył się ze mną u mnie w kuchni. To było coś w rodzaju małej zemsty.
   Obsunęłam w dół jego ciała dopóki moja pupa nie znalazła się na jego przyjacielu. Zaczęłam kręcić się na nim we wszystkie możliwe strony przez cały czas obserwując reakcję Louisa. Rozchylił swoje idealne usta, z których wydobył się głośny jęk. Jego duże dłonie powędrowały na moje biodra zaciskając się na nich, jednak szybko je z siebie strąciłam i przytrzymałam go za nadgarstki po obu stronach jego głowy.
  - To ja nadaje tempo. - powiedziałam stanowczym głosem nieznacznie przyspieszając swoje ruchy. Zdziwił mnie ten nagły przypływ odwagi w sobie. Nie wierzyłam, że powiedziałam coś takiego, a tym bardziej nie wierzyłam w to co w tym momencie robię. Nigdy nie pomyślałabym, że jeden mały joint może zrobić ze mną coś takiego. Nie przypominałam siebie w niczym. To nie była ta Lucy, którą jestem, ale w pewnym sensie podobało mi się to, zresztą chyba tak samo jak Louisowi, który co chwile wypuszczał ze swojego gardła głośne jęki błagające o to, żebym poruszała się na nim szybciej. Jego przyjaciel rósł w jego spodniach z każdą sekundą co bardzo dobrze odczuwałam na wewnętrznej stronie swojego uda. W pewnym momencie zeszłam z jego ciała i usiadłam obok na wysokości jego głowy. Louis wydał z siebie pomruk niezadowolenia próbując z powrotem wciągnąć mnie na moje wcześniejsze miejsce.
  - Lucy, proszę ja jeszcze nie doszedłem. - błagał z mina bezbronnego szczeniaczka.
  - Jesteś już dużym chłopcem i chyba potrafisz sobie sam poradzić z tym problemem. - odpowiedziałam z ogromną satysfakcją. Właśnie o to mi chodziło. Chciałam pokazać mu na co mnie stać. Udowodnić, że istnieje też inna strona Lucy o której sama dopiero przed chwilą się dowiedziałam. W zasadzie to tym co przed chwilą zrobiłam i co się stało pokazałam samej sobie, że mam niezłe umiejętności skoro sprawiłam, że nawet samemu Louisowi Tomlinsonowi stanął. Z dumą zerknęłam na spore wybrzuszenie w spodniach Louisa i oblizałam usta dokładnie tak samo jak on.
  - Jesteś zadowolona z tego co mi zrobiłaś? - powiedział tak jakby czytał mi w myślach. Pokiwałam twierdząco głową oczekując dalszych wydarzeń z jego strony. Louis poderwał się w moja stronę i przygwoździł moje ciało do łóżka.
  - Wiesz, że doskonale wiem jak doprowadzić cię do takiego samego stanu jak ty mnie? - wyszeptał sunąc nosem po moim policzku. Jego oczy płonęły pożądaniem. Czerwona lampka, która powinna zapalić się w mojej głowie kompletnie zgasła zapominając o swojej roli. Moja podświadomość nie wołała we mnie: Odepchnij go!, wręcz przeciwnie coś mówiło we mnie: Pozwól się przekonać. Może to działanie we mnie marihuany miało na mnie taki wpływ. Może to ona mnie tak odurzyła, albo odurza mnie obecność tak seksownego mężczyzny w pobliżu.
   Mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo będę jutro tego żałować wypchnęłam biodra w kierunku krocza Louisa i podniosłam swoja głowę po to, żeby po chwili zassać kawałek skóry na jego szyi.
  - Doprowadź mnie do niego. - wyszeptałam mu do ucha odrywając się na moment od jego szyi.
  Lou puścił moje nadgarstki i jedna ręką podwinął moją błękitną spódniczkę. Palcem drugiej ręki przejechał po mojej kobiecości przez materiał moich białych, koronkowych majtek oblizując językiem usta jak to często miał w zwyczaju robić. Z moich ust wydobył się przeciągły jęk, na sam jego dotyk. Chciałam więcej i więcej. Nie myślałam o niczym innym jak tylko poczuć jego kutasa w sobie. Marihuana ma na mnie zdecydowanie zły wpływ.
  - Jesteś tak cholernie mokra skarbie. - powiedział podnosząc swój podniecony wzrok na mnie.
  - Pieprz mnie, Louis. - to było jedyne co zdołałam z siebie wydusić. Nie panowałam and swoimi słowami. Nie wiedziałam co mówię. Byłam w zupełnie innym świecie. Nie obchodziło mnie nic. Moje myśli były brudne jak nigdy dotąd. Przyznaje to bez bicia. To było coś takiego jak zupełnie inny wymiar. Tak jakby czas się nagle zatrzymał specjalnie dla nas. Sumienie i moje trzeźwe myślenie zupełnie się we mnie wyłączyły a władzę nade mną przejęła marihuana, która niedawno przyjęłam do swoich płuc. Ona albo moje pożądanie...
   I nagle czar prysł. Louis gwałtownie się ode mnie odsunął. Podniósł się z łóżka i pociągnął za końcówki swoich włosów, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
  - Co jest? - spytałam podnosząc się do pozycji siedzącej ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam dlaczego tak nagle się ze mnie podniósł. Czy to oznaczało, że mnie nie chciał? Nie podobałam mu się?
  - Nie możemy tego zrobić, Lucy. - powiedział patrząc na mnie niezwykle poważnie.
  - Dlaczego? Nie chcesz mnie pieprzyć? Uważasz, że jestem brzydka czy co, bo nie rozumiem?! - zdenerwowałam się stając naprzeciwko niego.
  - Uważam, że jesteś przepiękna kobietą i uwierz mi, że naprawdę mam teraz straszną ochotę cię pieprzyć...
  - Więc jaki jest twój zasrany problem?
  - Teraz tego nie rozumiesz, ale jutro mi za to podziękujesz. - odparł Louis, po czym odwrócił się ode mnie i wyszedł z pokoju zostawiając mnie w nim kompletnie samą ze swoimi niepoukładanymi myślami.







 





























                                                                                 ***

A więc tak! Na rozdział 13 musieliście czekać trochę dłużej, za co bardzo bardzo przepraszamy ;(
Sprawy się trochę pokomplikowały, ponieważ Gazix (Kasia) nie miała za dużo czasu jak i motywacji do działania. Postanowiłyśmy wam wynagrodzić czekanie, dlatego Kasia napisała rozdział dłuższy niż zwykle. 
 Jesteśmy zawiedzione brakiem komentarzy, m.in dlatego rozdział pojawił się później. Prosimy o komentowanie naszej pracy, ponieważ to opowiadanie pochłania sporą część naszego obecnego życia.
Jak pewne zauważyliście, pojawił się nowy szablon autorstwa Erenae ze strony Graphicpoison (http://graphicpoison.blogspot.com/) za który serdecznie dziękujemy :*
Dajcie nam znać w komentarzach czy rozdział wam sie podoba oraz jak podoba wam się szablon.
Jeśli pod tym rozdziałem nie będzię komentarzy, zaczniemy poważnie zastanawiać się nad zawieszeniem opowiadania.
Co do kolejnych rozdziałów, również mogą pojawić sie w innych terminach, ponieważ wyjeżdzamy na wakacje 23 lipca i wracamy 6 sierpnia. Tak więc rozdział 14 może pojawić się dopiero w sierpniu ;( Co do pojawiania się rozdziałów w roku szkolnym, prawdopodobnie będą się pojawiać co dwa tygodnie. 
Notatka może długa, ale wolałam napisać to pod rozdziałem niż w osobnym poście ;) Do następnego /Lucix ;*





wtorek, 12 lipca 2016

WAŻNE!

   Chciałyśmy wszystkich poiformować, że rozdział 13 niestety nie pojawi się dzisiaj tak jak powinien. Ostatnio miałyśmy do załatwienia kilka ważnych spraw i nie miałyśmy czasu na pisanie, jednak możemy Was zapewnić, że pojawi się on jeszcze w tym tygodniu. Kolejne rozdziały będą pojawiały się w ustalonych terminach tak jak poprzednio czyli co 4 dni. Zapraszamy Was również do komentowania naszej pracy, ponieważ to naprawdę nas motywuje do dalszego działania. ;)

piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 12

*Lucy*
  Zaprowadziłam Louisa do mojej sypialni i zamknęłam za nami drzwi, żeby przypadkiem mojej mamie nie zachciało się nas podsłuchiwać. Louis rozsiadł się wygodnie na pufie stojącej w rogu mojego pokoju i znowu się do mnie wyszczerzył.
  - Wygodnie tu. - stwierdził z zadowoleniem.
   Stanęłam nad nim ze skrzyżowanymi rękami na piersiach i westchnęłam z rezygnacją.
  - Musiałeś tu przychodzić? Zniszczyłeś moje plany.
  - A jakie miałaś plany? - zapytał z rozbawieniem.
  - Miałam iść do Lily. Podobno miała mi coś bardzo ważnego do powiedzenia, ale oczywiście ty jesteś najważniejszy. - powiedziałam z sarkazmem w głosie tak, żeby Louis poczuł się chociaż trochę winny.
  - Wolałabyś, żebym został przygnieciony przez kilku metrowe drzewo?
  - Tak.
  - Jesteś dla mnie niemiła. - Louis wydął dolną wargę na co tylko ponownie westchnęłam i wyjęłam z kieszeni telefon z zamiarem zadzwonienia do Lily i przełożenia naszego spotkania na inny dzień..
  - I tak byś do niej nie poszła, bo jest burza.
  - To żaden problem. Mama zawiozłaby mnie samochodem, ale teraz to i tak nieistotne.
   Odeszłam kawałek na drugi koniec pokoju wybierając numer Lily, kiedy nagle poczułam na swoich biodrach duże, silne dłonie. Doskonale wiedziałam do kogo one należą, dlatego spokojnie odwróciłam się w stronę Louisa unosząc jedną brew do góry.
  - Jeśli tak bardzo mnie tutaj nie chcesz mogę sobie iść. - wymamrotał ze zwieszoną głową nie zdejmując swoich rąk z moich bioder.
  - Nie. Zostań. - zrobiło mi się go szkoda, kiedy tak mówił z miną szczeniaczka. W dodatku wiedziałam, że jeżeli teraz każę mu iść rzeczywiście może mu się coś stać, a tego nie chciałam, dlatego zdjęłam delikatnie jego dłonie z siebie i zadzwoniłam do przyjaciółki. Po chwili w słuchawce rozbrzmiał radosny głos Lily.
  - Hej Lucy!
  - Umm... hej Lil, słuchaj, ja... jednak nie dam rady do ciebie przyjść, bo jest straszna burza i... sama rozumiesz. - jąkałam się. Nie chciałam zawieźć Lily, ale z drugiej strony nie mogę wypraszać teraz Louisa, a z przyjaciółką przecież zawsze mogę porozmawiać chociażby w szkole.
  - Ohh, no tak. - zasmuciła się Lily. - A twoja mama nie może cię do mnie podwieźć?
  - Ona... właśnie pojechała do koleżanki. - zmyśliłam na poczekaniu.
   Louis zaczął cicho się śmiać za moimi plecami, więc trąciłam go łokciem nie chcąc, żeby Lily go usłyszała i przyłapała mnie na kłamstwie. Wtedy pewnie obraziłaby się na mnie za to, że nie powiedziałam jej prawdy, ale nie mogę jej powiedzieć jak naprawdę jest, bo nie chcę, żeby poczuła się mniej ważna. Oczywiście to nie oznacza, że Louis jest dla mnie super ważny tylko po prostu... Uhh, kogo ja okłamuję, przecież on jest dla mnie ważny inaczej nie myślałabym o nim cały czas.
  - Czy ktoś u ciebie jest, Lucy? - zapytała mnie w słuchawce Lily podejrzliwym głosem.
  - Nieee... to tylko kaloryfer trzeszczy. - powiedziałam, a dopiero potem zdałam sobie sprawę z tego, jak beznadziejne było to kłamstwo.
   Louis tym razem chyba nie wytrzymał bo rzucił się na moje łóżko i zaczął się śmiać w poduszkę. Odwróciłam się i posłałam mu mordercze spojrzenie, ale to nie podziałało, bo śmiał się jeszcze bardziej, a ja modliłam się w duchu, żeby Lily nic nie usłyszała, choć to było raczej niemożliwe.
  - Lucy nie jestem głupia, to nie jest kaloryfer. Przyznaj się kto u ciebie jest?
   Spojrzałam na rozbawionego Louisa i szybko udzielił mi się jego nastrój na tyle, że nagle zachciało mi się żartów.
  - Zayn. Mamy ze sobą sekretny romans, tylko nikomu nie mów.
   Przez mój śmiech Lil mi nie uwierzyła. Słyszałam tylko jej ciężkie, zniecierpliwione westchnienie po drugiej stronie telefonu.
  - Pytam się poważnie. - po tonie głosu mojej przyjaciółki mogłam wywnioskować, że lepiej zakończyć żarty.
  - No dobra. Jest u mnie Louis. Przyszedł, bo złapała go burza i nie miał się gdzie schować.
  - Trzeba było mówić tak od razu, a nie okłamywać swoją przyjaciółkę, że kaloryfer trzeszczy. - Lily powiedziała to z rozbawieniem, więc to oznaczało, że nie jest na mnie zła wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom. - To coś poważnego? - spytała z zaciekawieniem i byłam pewna, że właśnie się do siebie uśmiecha.
  - Sama nie wiem... - westchnęłam. - Chciałabym, ale... porozmawiamy o tym w poniedziałek, dobrze? - dodałam szybko czując na sobie wzrok Louisa.
  - Jasne, więc do poniedziałku. - Lily rozłączyła się i odłożyłam telefon na biurko stojąc przez chwilę w miejscu. Kompletnie zapomniałam o tym, żeby spytać ją co miała mi takiego ważnego do powiedzenia. Sama byłam tego ciekawa.
  - Kto to jest Zayn? - Louis wstał z mojego łóżka i podszedł do mnie na tyle blisko, że musiałam oprzeć się plecami o biurko, żeby zachować między nami bezpieczną odległość.
  - Przyrodni brat Kate. - odpowiedziałam. zgrabnie odsuwając się od mebla i go wymijając.
   Louis pokiwał głową, ale widziałam w jego oczach pewną niechęć. Nie mam pojęcia, dlaczego, aż tak bardzo się nie znoszą. Mogliby się chociaż tolerować, a oni zachowują się jak odwieczni wrogowie.
  - Opowiedz mi o swoim tacie. - wypalił nagle Lou siadając znów na łóżku i zginając nogi w kolanach. Skrzywiłam się na samą wzmiankę o moim tacie. Nie lubiłam za bardzo o nim rozmawiać, bo to przywoływało mi o nim więcej wspomnień. A to z kolei sprawiało mi ból.
   Usiadłam obok niego i oparłam się o ścianę odchylając głowę w tył.
  - Nie musisz oczywiście mówić, jeśli nie chcesz. - dodał szybko kładąc rękę na moim ramieniu.
  - Kochałam go najbardziej na świecie. - powiedziałam cicho spoglądając na Louisa przysuniętego do mnie. Wpatrywał się we mnie łagodnie swoimi niebieskimi oczami. Jego bliskość mnie uspakajała. Było w nim coś takiego co sprawiało, że nie bałam się przy nim mówić o tacie. Wręcz przeciwnie. Chciałam mu o nim opowiedzieć jak najwięcej.
  - Zabierał mnie ze sobą wszędzie. Byliśmy praktycznie nierozłączni. Kiedy coś mnie gryzło zawsze szłam z tym do taty, a on zabierał mnie potem na duże lody do cukierni. Znał wszystkie moje sekrety. Szczerze mówiąc miałam z nim lepszy kontakt niż z mamą dlatego po jego śmierci długo nie mogłam dojść do siebie. Płakałam przez cały czas. Codziennie chodziłam na jego grób i pytałam się go dlaczego mnie tu zostawił. Nadal go tam odwiedzam, kiedy mam jakiś problem.
  - Dlatego poszłaś do niego dzisiaj?
  - Tak. - przyznałam niechętnie. Bałam się, że Louis domyśli się co było i jest moim problemem. Chociaż może już wie, że to właśnie on jest moim problemem...
  - Ja też przyszedłem do mojego taty wyżalić się z czegoś co mnie gryzie. Wiem, że on mnie słucha i na pewno mi pomoże. Zawsze mi pomagał... - Louis zamyślił się na chwilę. - Cokolwiek się stało w twoim życiu, jestem pewien, że wkrótce wszystko będzie w porządku. - uśmiechnął się do mnie delikatnie, więc odwzajemniłam jego uśmiech. Chwilę potem poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami i przytula mnie do siebie. Wtuliłam się w niego mocniej przykładając swoją głowę do jego torsu. Ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła. Czułam się w jego ramionach tak bezpiecznie jak w żadnym innym miejscu... no może poza grobem mojego taty. Tam czułam się najbardziej bezpieczna.
  Leżeliśmy tak wtuleni w siebie, dopóki do drzwi mojego pokoju nie rozległo się ciche pukanie. Natychmiast oddaliliśmy się od siebie, a do mojego pokoju weszła we własnej osobie - Clarissa Swan.
  - Nie chcę wam przeszkadzać. - uśmiechnęła się niewinnie. - Przyszłam tylko zapytać, czy nie chcecie nic do picia albo jedzenia.
  Louis zszedł z łóżka i stanął obok mojej mamy z wielkim uśmiechem przylepionym do twarzy. Od samego początku widziała jak bardzo chce się jej przypodobać, dlatego wcale nie zdziwił mnie ich późniejsza wymiana zdań.
  - W zasadzie trochę zgłodniałem, ale nie chce pani przemęczać, więc może mógłbym pomóc pani w przygotowaniu?
  - Ah, oczywiście! - zakrzyknęła moja mama bardzo zadowolona. - Przyda mi się w kuchni jakiś pomocnik. Lucy ty też możesz mi pomóc. - dodała z uśmiechem.
  - W porządku. - przewróciłam oczami i również zwlekłam się z łóżka, po czym zeszłam po schodach za Louisem i mamą.
   Miałam nadzieję, że Louis odmówi jedzenia mojej mamie i znów będę mogła się do niego przytulić, ale niestety myliłam się. Oboje najwidoczniej przypadli sobie do gustu. Nie powiem, myślałam, że moja mama nie będzie pałała sympatią do Louisa, a jednak... Pewne rzeczy potrafią zaskoczyć.
   Kiedy weszliśmy do przestronnej kuchni, moja mama od razu wyciągnęła z lodówki warzywa i blat do pizzy. Pizza jest chyba najprostszym daniem do zrobienia i nie zabiera zbyt dużo czasu, dlatego w domu mama często robiła pizzę na obiad. Obie nie przepadamy za pizzą z restauracji, dlatego od kilku lat robimy ją z mamą same. No dobrze, to mama robi, a ja tylko stoję z boku i się na na nią patrzę, ale to nie moja wina, że w kuchni potrafię zepsuć niemal wszystko. Nawet głupią pizzę.
  - Louis, pokroisz paprykę w podłużne paski, a ty córeczko zetrzesz ser na tarce. - rozporządziła Clarissa posyłając Louisowi miły uśmiech. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy mojej mamie nie zaczynają się podobać młodsi faceci. O ile Louisa można nazwać facetem...
  - Z przyjemnością pani Swan. - odparł Louis również szeroko się uśmiechając i zaczynając kroić czerwona paprykę.
   Zrezygnowana schyliłam się, żeby wyjąć z dolnej szuflady tarkę, na której miałam zetrzeć ten nieszczęsny ser. Naprawdę nie uśmiechało mi się pomagać w kuchni, ale skoro już zostałam na to skazana, cóż... jakoś to przeżyję.
   Na wierzchu w szufladzie widziałam tylko same plastikowe pudełka śniadaniowe i kilka innych rupieci, których moja mama nigdy nie używa, ale i tak musi je posiadać w swojej kuchennej kolekcji, bo jak to ona mówi: "nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda". Otworzyłam więc szufladę obok i kątem oka zobaczyłam wzrok Louisa wlepiony w moja wypiętą akurat w jego stronę, pupę. Stał tak z nożem w ręku zawieszonym nad papryką, tuż obok mojej mamy i bezczelnie wpatrywał się w moje pośladki oblizując przy tym językiem usta, Nie powiem wyglądało to seksownie, ale jakim prawem on wpatruje się w moją pupę w moim domu, przy mojej mamie?! Już chciałam wstać i zwrócić mu uwagę, ale szybko odwrócił wzrok i wrócił do krojenia warzywa.
   Po krótkim czasie znalazłam przedmiot, którego szukałam i wyjęłam z lodówki żółty ser w kostce. Położyłam obie rzeczy niedaleko miejsca pracy mojego gościa i z niechęcią zabrałam się za ścieranie. W tym momencie telefon mojej mamy zapikał jej w kieszeni. Wyjęła go i z podniesionymi brwiami przeczytała na nim jakąś wiadomość.
  - Muszę iść pilnie zadzwonić, zaraz wracam. - rzuciła przez ramię zostawiając na blacie na w pół rozpakowane ciasto do pizzy. Potem oddaliła się, kierując swoje kroki na górę, jak podejrzewam do swojej sypialni lub starego pokoju Danielle. To były jej dwa ulubione miejsca na rozmowy telefoniczne.
   W milczeniu robiliśmy to co kazała nam robić moja despotyczna mama, dopóki w kuchni nie rozległ się głośny syk Louisa. Od razu odwróciłam głowę w jego stronę. Z jego palca sączyła się krew. Miał na nim podłużne rozcięcie. Wyobrażam sobie jak musiało go to zaboleć zważając na fakt, że nóż którym się posługiwał jest ceramiczny co oznacza, że jest dwa razy bardziej ostry od zwykłego noża.
  - Włóż palec pod wodę, zaraz ci to opatrzę. - rozkazałam widząc jak z rozcięcia upływa coraz więcej krwi, która pojedyńczymi kropelkami zaczęła skapywać na białe płytki. Rzuciłam moje obecne zajęcie i szybko wyjęłam z jednej z szuflad podręczną apteczkę, z której wyjęłam spirytus, gaziki i plasterek. Louis w tym czasie odkręcił zimną wodę i włożył pod nią swojego zranionego palca zaciskając mocno szczękę.
   Kiedy wyjęłam już z apteczki potrzebne rzeczy zakręciłam wodę i pociągnęłam Louisa na krzesło przy wysepce kuchennej, na którym posłusznie usiadł.
  - Może cię teraz trochę za szczypać. - ostrzegłam zanim przyłożyłam do jego palca gazik nasączony  spirytusem.
  - Myślę, że wytrzy... ałaaa! - wydarł się, gdy płyn zetknął się z jego rozciętą skórą.
  - Nie wrzeszcz tak. - zganiłam go oczyszczając ranę.
  - Wiesz jak to kurwa boli?
  - Wyobrażam sobie, ale masz na przyszłość nauczkę, żeby więcej nie robić nic z moją mamą. Sama by sobie doskonale poradziła, a nawet lepiej.
  - Sugerujesz, że jestem złym kucharzem? - Louis śmiesznie uniósł do góry brwi na co się zaśmiałam. - Śmiejesz się ze mnie? - zapytał udawanym, obrażonym głosem.
  - Skąd. - odpowiedziałam ani na chwilę nie przestając się śmiać.
   Louis cały czas przyglądał mi się udając obrażonego, dlatego przestałam się śmiać i na mojej twarzy pozostał tylko lekki uśmiech. Później wzięłam leżący obok mnie plasterek i nakleiłam go na zraniony palec Louisa, po czym przyłożyłam go do ust i delikatnie pocałowałam napotykając się następnie na jego zdziwione spojrzenie.
 - Tata zawsze tak robił, kiedy się o coś zraniłam. - wyjaśniłam wzruszając ramionami i wracając do kuchni, żeby zabrać się za ponowne ścieranie sera. Louis od razu wstał z krzesła i poszedł za mną. Kiedy podeszłam do blatu, gdzie zostawiłam tarkę poczułam jego silne dłonie na swoich biodrach, po czym zostałam odwrócona tak, że teraz byłam przyciśnięta do jego klatki piersiowej. Poczułam się trochę niezręcznie będąc tak blisko Louisa i czując jego oddech na swojej skórze, ale mimo to nie wyrywałam mu się. Patrzyłam tylko intensywnie w jego niebieskie oczy próbując wyczytać z nich jak najwięcej.
  - Myślę, że twój tata był wspaniałym człowiekiem. - powiedział również wpatrując się we mnie. - I miał wspaniałą córkę. - dodał po chwili uśmiechając się do mnie zadziornie. Potem schylił się w moją stronę i musnął delikatnie swoimi ustami skórę na mojej szyi. Mój oddech stał się w tym momencie bardzo ciężki. Rozum mówił mi, żebym go jak najszybciej od siebie odepchnęła, ale nie słuchałam go tylko odchyliłam szyję w drugą stronę dając do niej Louisowi większy dostęp. Chłopak natychmiast to wykorzystał i zassał kawałek skóry tuż przy moim uchu. Z moich ust wydobył się cichutki, niekontrolowany jęk. Z jednej strony chciałam to przerwać, a z drugiej tak bardzo go w tamtym momencie pragnęłam. Jego obecność mnie uspakajała. Przy nim czułam się bezpiecznie. To nienormalne, że ten sam człowiek, który mnie zranił jest człowiekiem, z którym pragnę spędzać jak najwięcej czasu. To wszystko jest nienormalne... albo to ja jestem nienormalna.
   Po chwili poczułam jak moje ciało zostaje popchnięte na blat. Nie kontrolowałam wtedy nic, dlatego posłusznie się o niego oparłam czując jak dłonie Louisa dostają się pod materiał mojej bluzki. W mojej głowie coś zaczęło krzyczeć "Dziewczyno skończ to!", ale ja nie potrafiłam tego skończyć, chociaż wiedziałam, że powinnam, bo inaczej to może zajść za daleko. Zresztą już zaszło. Położyłam swoje drżące dłonie na torsie Louisa zaczynając nimi schodzić coraz niżej, kiedy nagle usłyszeliśmy kroki mojej mamy na schodach. Oboje odsunęliśmy się od siebie jak oparzeni i szybko wróciliśmy do swoich wcześniejszych zajęć.
  - Właśnie rozmawiałam z Danielle. - oświadczyła moja mama śpiewnym głosem. - Powiedziała mi, że pogodziła się z Drakiem i znów są razem! Czyż to nie jest wspaniała wiadomość?
  - Tak, to wspaniała wiadomość... - odparłam posyłając rozpromienionej kobiecie niewyraźny uśmiech. W normalnych okolicznościach bym się z tego cieszyła, bo zależy mi na szczęściu siostry, ale teraz nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o tym co przed chwila się stało pomiędzy mną a Louisem. Coraz bardziej nie rozumiałam tego człowieka.
   Dyskretnie na niego zerknęłam i zobaczyłam jak dokańcza właśnie kroić paprykę całkowicie na tym skupiony.
  - Ohh, Louis co ci się tu stało? - zagadnęła moja mama wskazując na zaklejony palec Louisa.
  - To nic takiego, przejechałem tylko sobie nożem po palcu, ale na szczęście Lucy mi pomogła. - uśmiechnął się.
  - To bardzo miło. - Clarissa zerknęła w moją stronę i puściła mi oczko. -  Dla niej naklejenie komuś plastra na palec już jest oznaką miłości.
Gdyby tylko wiedziała co się działo potem...
  - Możecie już to zostawić, dalej poradzę sobie sama. Zawołam was, kiedy wszystko będzie gotowe. - oznajmiła i przepędziła mnie i Louisa z kuchni. To był ten moment, kiedy jedyną rzeczą, której teraz pragnęłam było ścieranie tego cholernego sera. Nie chciałam wracać teraz do mojego pokoju razem z Louisem po tym co miało między nami miejsce kilka minut temu. Nie wiedziałam jak mam się teraz przy nim zachowywać. Czy powinnam udawać, że nic się nie stało? Może dla niego to było czymś normalnym, wnioskując z naszej wczorajszej rozmowy, ale dla mnie nie. Jestem pewna, że przyjaciele się tak nie zachowują.
  Bez słowa udałam się na górę do swojej sypialni. Miałam nadzieję, że Louis chociaż w najmniejszym stopniu poczuł się zażenowany tą sytuacją i nie pójdzie za mną, ale niestety poszedł, szybko doganiając mnie na schodach i wchodząc do mojego pokoju. Oczywiście jak przystało na prawdziwego dżentelmena przepuścił mnie pierwszą w drzwiach, po czym zamknął je i zaczął niebezpiecznie zbliżać się w moją stronę.
  - Po co zamknąłeś drzwi? - wydusiłam z siebie cofając się coraz bardziej do tyłu, dopóki moje plecy nie zetknęły się ze ścianą. Kącik ust Louisa uniósł się delikatnie do góry, ale nie odpowiedział mi tylko szedł dalej w moją stronę, aż w końcu oparł się rękami o ścianę tym samym zagradzając mi drogę ucieczki.
  - Co robisz? - zapytałam robiąc się powoli zła i próbując odepchnąć go od siebie. Niestety na marne.
  - Spokojnie, przecież cię nie zgwałcę. - zaśmiał się przekrzywiając głowę w bok.
  - Nie byłabym tego taka pewna. - odburknęłam zakładając ręce na piersi i wpatrując się w jego czarne skarpetki. Chwilę później odważyłam się podnieść wzrok i spojrzeć mu w twarz.
   Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, Louis wpatrywał się przez chwilę w moje oczy, a potem odwrócił wzrok w inne miejsce, odsłaniając moje włosy na bok.
  - Ładną malinkę ci zrobiłem. - powiedział zadowolony przesuwając po niej powoli palcem, po czym odsunął się ode mnie i rzucił się na moje łóżko. Spojrzałam na niego zszokowana z lekko rozchylonymi ustami i natychmiast podeszłam do lustra wiszącego na ścianie. Odsłoniłam kilka kosmyków moich włosów, które już zdążyły zająć swoje wcześniejsze miejsce i zobaczyłam świeżą, różowiutką malinkę na mojej szyi na szczęście nie zbyt dużych rozmiarów. Odwróciłam się w stronę Louisa zabijając go wzrokiem i zaciskając ręce pięści.
  - Czy ty do reszty zwariowałeś?! - wyrzuciłam ręce do góry podchodząc do łóżka, na którym spokojnie leżał z wielkim uśmiechem na twarzy.
  - Nie moja wina. Sama tego chciałaś.
  - Słucham?! Czy ja cię o to prosiłam?! To ty rzuciłeś się na mnie i zacząłeś przysysać się do mojej szyi jak jakiś wampir.
   - Mogłaś mnie od siebie odepchnąć, a poza tym później sama odchyliłaś się , dając mi więcej miejsca do popisu.
  - Uhh, jesteś chory. - wywróciłam oczami odwracając się z zamiarem pójścia do łazienki, jednak zanim zdążyłam to zrobić poczułam silne szarpnięcie, przez co upadłam tyłkiem prosto na krocze Louisa. Podniosłam się z tej pozycji i usiadłam obok niego kładąc nogi na jego brzuchu.
  - Nie za wygodnie ci? - spytał z uniesionym brwiami, ale za nim zdążyłam odpowiedzieć zabrał moje nogi z siebie i całym swoim ciężarem położył się na mnie przez co ja też zostałam zmuszona do ułożenia się w pozycji leżącej. Jęknęłam, kiedy poczułam jego ciężar na sobie. Był strasznie ciężki i byłam pewna, że jeżeli za chwilę ze mnie nie zejdzie zostanie po mnie już tylko placek.
  - Zejdź ze mnie. - zażądałam stanowczo wykręcając się we wszystkie możliwe strony.
  - Tylko wtedy, kiedy powiesz, że nie jesteś na mnie zła.
  - Nie jestem na ciebie zła, teraz możesz ze mnie zejść?
  - To nie było przekonujące. - stwierdził Louis kręcą głową i kładąc ją po chwili na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy poczułam jak coraz bardziej się we mnie wtula. Zupełnie jak mały, bezbronny chłopiec, a nie jak Louis Tomlinson, którego znałam. Nie jak ten Louis, który robi ci malinkę na szyi podczas, gdy twoja mama jest na górze i w każdej chwili może wrócić i zobaczyć cię w takiej oto niezręcznej sytuacji. Położyłam swoją rękę na jego głowie i delikatnie zaczęłam gładzić go po brązowych włosach, a drugą  położyłam na jego plecach. Czułam się wtedy tak, jakbym przytulała do siebie dziecko tyle, że trochę wyrośnięte, ale to było przyjemne uczucie. Jeździłam palcami po czarnym materiale jego koszulki kreśląc na niej różne wzory i myślałam o tym, żeby po prostu zatrzymać tą chwilę. To dziwne, że w jednym momencie chciałabym być jak najdalej od niego, spalona ze wstydu, a w drugim chcę zatrzymać czas, bo tak bardzo podoba mi się jego bliskość. Chociaż już chyba przyzwyczaiłam się do tego, że przy Louisie zachowuję się dziwnie i często miewam wahania nastroju.
  - Wiesz, lubię, kiedy się tak zachowujesz. - powiedziałam nagle, nie przestając gładzić jego brązowej czuprynki.
  - Jak? - zapytał w moje ramię, na którym nadal spokojnie spoczywała jego głowa.
  - Jak mały chłopiec, który szuka miłości.
   Louis na chwilę zamilkł, a potem podniósł się ze mnie i usiadł na przeciwko.
  - Może dlatego, że po części nim jestem. - powiedział chicho patrząc się na mnie swoimi pięknymi oczami, które teraz przybrały odcień błękitu i zrobiły się trochę przygnębione.
   Również podniosłam się do pozycji siedzącej i delikatnie pogładziłam go po ramieniu, wpatrując się w niego czule. To było coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego. Poczułam się po prostu tak jakbym była jego matką a nie jak on mnie nazywa "przyjaciółką". Nie mówiąc nic więcej przytuliliśmy się do siebie tak jak wtedy, zanim moja mama weszła do mojego pokoju i zabraliśmy się wszyscy za robienie pizzy. Tylko, że teraz to on wtulał się we mnie, a ja go do siebie tylko mocniej przytulałam. W tamtym momencie wszystko stało się dla mnie jasne. Zaczęłam rozumieć, dlaczego nazwał nas tylko przyjaciółmi, chciał przestać się ze mną spotykać i dlaczego wypierał się uczuć. Zrozumiałam, że on jest tym małym chłopcem, który chciałby nauczyć się kochać, ale nie nikt nie potrafi go tego nauczyć. Dlatego postanowiłam, że ja go tego nauczę. Będę tą osobą, która pierwsza pokaże mu co to są uczucia i która udowodni mu, że miłość i uczucia nie są niczym strasznym. Że to są dwie rzeczy, które czynią z nas człowieka. On musi mi tylko na to pozwolić.
   Po dłuższej chwili, która wydawała się dla mnie zbyt krótką oderwaliśmy się od siebie słysząc donośny głos mojej mamy z dołu wołający nas na pizzę. Zaczynam podejrzewać, że ona robi to specjalnie, Zawsze przerywa te najlepsze momenty. Powoli podniosłam się z łóżka i zeszłam po schodach za Louisem, który już pędził wygłodniały na upragnione jedzenie. Od razu, kiedy stanęłam w progu kuchni poczułam zapach świeżo upieczonej, domowej pizzy, którą moja mama właśnie wyjmowała z rozgrzanego piekarnika.
  - Usiądźcie przy stole. - powiedziała wyjmując z szafki trzy białe talerze z kanciastymi wzorami z zestawu zarezerwowanego dla gości. Chciała oczywiście pokazać się z jak najlepszej strony jako ułożona gospodyni i co najważniejsze świetna kucharka. W rzeczywistości potrafiła przygotowywać tylko kilka dań, których nauczyła się od babci.
   Usiedliśmy z Louisem obok siebie przy drewnianym stole w jadalni wyczekując na jedzenie. Ja sama już od zapachu pizzy zrobiłam się potwornie głodna. Siedziałam więc ze zniecierpliwieniem bębniąc palcami w stół i co chwilę spoglądając w stronę aneksu kuchennego. Po dwóch minutach zobaczyłam jak mama idzie w naszą stronę z talerzami z gorącą pizzą. Louis oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie pospieszył mojej mamie z pomocą, zabierając od niej dwa talerze.
  - Proszę bardzo madame, smacznego. - uśmiechnął się i postawił przede mną jedzenie.
  - Oh, dziękuję mój dżentelmenie. - zaśmiałam się pod nosem patrząc na Louisa z rozbawieniem.
   Chwile potem miejsce obok mnie zostało zajęte, a Louis od razu zabrał się za konsumowanie swojego posiłku.
  - Słyszałam, że jesteś piłkarzem. - zaczęła ponownie rozmowę moja mama.
  - Tak. Gram w Manchester United i w reprezentacji Anglii. - odpowiedział jej Louis przełykając kawałek pizzy.
  - Mamo, czy mogłabyś pozwolić Louisowi spokojnie zjeść? - wstawiłam się za nim, bo wątpię, żeby Lou miał ochotę na rozmowę z moją mamą podczas jedzenia, a sam jej tego na pewno nie powie. W końcu cały czas próbuje się jej przypodobać.
  - Rzeczywiście, to nie jest dobry moment na rozmowę. Przepraszam, jedzcie spokojnie. - uśmiechnęła się przepraszająco, po czym wstała z talerzem i podeszła do telewizora włączając powtórkę swojego ulubionego serialu "Plotkara".
  - Zawstydziłaś ją. - powiedział do mnie do mnie Louis trącając mnie łokciem, kiedy moja mama wpatrywała się w ekran całkowicie pochłonięta oglądaniem serialu.
  - Nie mów, że nie miałeś jej dosyć.
  - Może tylko troszeczkę, ale twoja mama to naprawdę bardzo ciepła i miła osoba nie powinnaś jej tak traktować.
  - Ja tylko zwróciłam jej uwagę. - broniłam się, odkładając kawałek pizzy na talerz i przerzucając wzrok na Louisa. Powinien być mi wdzięczny, a nie jeszcze na dodatek narzekać. Przecież doskonale wiem jaka moja mama potrafi być męcząca i każdy ma jej po pewnym czasie dosyć. Ja czasami też.
  - Mimo wszystko, myślę... - zaczął ponownie Louis.
  - Więc nie myśl. - przerwałam mu zanim zdążył dokończyć. Wiem, że to trochę nie grzecznie, ale domyślam się co chciał mi powiedzieć, a ja naprawdę nie mam ochoty dłużej prowadzić konwersacji na temat mojej mamy, dlatego zdecydowałam się to przerwać.
   Louis przewrócił tylko oczami i ugryzł następny kawałek pizzy, która już zdążyła ostygnąć. Przez kilka minut jedliśmy, nie rozmawiając już więcej ze sobą. Ciszę między nami zabijał jedynie szum telewizora dochodzący z salonu. Kiedy wreszcie skończyłam swój posiłek, podniosłam się z krzesła i poszłam do kuchni, żeby odłożyć talerz do zmywarki. Przez okno zobaczyłam, że burza już minęła. Niebo nadal było jednak pochmurne, a deszcz nie przestał padać. Jego drobne krople uderzały rytmicznie w parapet przy kuchennym oknie. Odwróciłam wzrok od okna, gdy usłyszałam brzęk odkładanego talerza. Obok mnie stanął Louis, a jego wzrok podobnie jak mój kilka sekund wcześniej spoczął na na widoku za oknem.
  - Będę już szedł. - powiedział odwracając się od okna i idąc w stronę holu. - Dziękuje za pobyt i pizzę.
   - Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się podążając za Louisem, a po chwili przystając pośrodku holu i obserwując jak zakłada buty i kurtkę. Kiedy stał przede mną już ubrany z jedną ręką na klamce już miał się schylić, żeby pocałować mnie na pożegnanie w policzek, ale nie pozwoliłam mu na to. Zdecydowałam, że to ja przejmę inicjatywę, więc stanęłam na palcach i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.
  - Do zobaczenia. - powiedziałam, gdy już odsunęłam się od lekko zdziwionego Louisa stojącego nadal w tym samym miejscu z ręką na klamce.
  - Do zobaczenia. - odpowiedział po chwili dochodząc do siebie i uśmiechając się zadziornie. - Mam nadzieję, że jutro uszczęśliwisz mnie swoja obecnością?
  - Mam nadzieję, że tak o ile do ciebie trafię. Nie pamiętam już dokładnie drogi.
  - To żaden problem, mogę po ciebie przyjechać. - zaoferował się natychmiast.
  - A paparazzi? Myślałam, że nie chcesz, żeby cię ze mną widzieli. - spojrzałam na Louisa spod uniesionych brwi. Nadal dobrze pamiętam naszą rozmowę z wczoraj i wiem co mi powiedział. To mnie trochę uraziło i mimo, że już mu to w myślach wybaczyłam jak zresztą wszystkie jego przewinienia to nie potrafiłam o tym zapomnieć. Te słowa cały czas do mnie wracały i raniły mnie ponownie.
  - To nie o to chodzi... - Louis zwiesił głowę w dół nie chcąc patrzeć mi w oczy. Zdjął rękę z klamki i zaczął bawić się palcami próbując zapewne wyszukać jakieś sensowne słowa.
 - Nie musisz nic mówić. - westchnęłam wiedząc, ze cokolwiek nie powie i tak nie uda mu się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Odwróciłam się od drzwi i zrobiłam kilka kroków w przód.
  - Nie przyjeżdżaj. Znajdę drogę. - powiedziałam, a po chwili usłyszałam ciche westchnięcie i otwierane drzwi. Bez słowa skierowałam się w stronę schodów i poszłam do mojego pokoju. Zastanawiałam się dlaczego nasze spotkania muszą się kończyć w taki sposób?
   Położyłam się na swoim łóżku i zaczęłam patrzeć się niemo w idealnie pomalowany jeszcze przez mojego tatę, biały sufit. Myślałam o tym jak bardzo chciałabym być teraz obok niego. Byłam pewna, że tata na pewno dałby mi teraz jakąś dobrą radę. W końcu nie porozmawiam o tym z mamą, bo ona jest Louisem tak wielce oczarowana, że jestem wprost pewna, że widzi w nim tylko same zalety. Teraz moje zadanie, żeby nauczyć Louisa kochać wydaje mi się jeszcze trudniejsze niż myślałam...

                                                                             ***



Tak, wiemy to nie jest Louis ;)

piątek, 1 lipca 2016

Wattpad!

  CHCIAŁYSMY WSZYSTKICH POWIADOMIĆ, ŻE TERAZ MOŻECIE ZNALEŹĆ NAS RÓWNIEŻ NA WATTPADZIE POD TĄ SAMĄ NAZWĄ ; gazixlucix. Link do wattpada na dole.

https://www.wattpad.com/myworks/76978812-love-you-goodbye

ROZDZIAŁY TAM BĘDĄ DODAWANE TAK SAMO JAK NA NASZYM BLOGU. :) XXX

Ps. Zachęcamy do komentowania i obserwowania ;)

Rozdział 11

PRZECZYTAĆ NOTATKĘ!
*Lucy*
   Następnego dnia, wstałam z łóżka obudzona przez krople deszczu uderzające o mój parapet. Kiedy wyjrzałam za okno zobaczyłam ciemne chmury i gęstą mgłę przysłaniającą wszystkie domy dookoła. Było już trochę po 10, a mimo to w moim pokoju panował mrok. Leniwym krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej kilka ubrań na dzisiaj, po czym skierowałam się w stronę łazienki. Zanim zdążyłam do niej wejść mój telefon zawibrował na stoliku nocnym sygnalizując nową wiadomość. Nadawcą była Lily.

"Hej, Lucy mam ci coś meeega ważnego do powiedzenia, możemy się dzisiaj spotkać na przykład u mnie?"

   Szczerze mówiąc miałam dzisiaj okropny humor przez wydarzenia z wczoraj związane z Louisem, dlatego nie planowałam na dziś żadnych spotkań. Liczyłam bardziej na to, że posiedzę sobie w domu, ale wiedziałam, że Lily nie odpuści, dlatego wystukałam do niej pozytywną odpowiedź.

"Cześć, Lil. Jasne, możemy się spotkać, tylko o której?"

  Minutę potem przyszła do mnie odpowiedź.

"Może 14? Wtedy moi rodzice wychodzą na urodziny do jakiejś ciotki ;)"
"Okej, więc do zobaczenia :)"

Po napisaniu Lily ostatniej wiadomości odłożyłam telefon na swoje miejsce i poszłam do łazienki ubrać się i umalować. Tak jak zawsze podkreśliłam oczy, usta i nałożyłam na twarz trochę podkładu. Potem wyszłam z łazienki zostawiając piżamę na pralce i zeszłam na dół, skąd doszedł mnie zapach naleśników. Przy kuchni stała moja mama przewracając naleśniki na patelni. Gdy mnie zobaczyła posłała mi swój ciepły uśmiech i pokazała żebym usiadła. Wykonałam jej polecenie i zabrałam się za pierwszego już gotowego naleśnika leżącego na dużym talerzu tuż  przede mną.
  - Rozmawiałaś wczoraj z tym Louisem? - zadała od razu pytanie odwracając się z patelnią w moja stronę.
   Od razu przełknęłam kawałek naleśnika, który własnie przeżuwałam czując jak powoli odchodzi mi na niego ochota. Miałam nadzieję, że mama nie będzie mnie o niego pytać, a jednak myliłam się. Nie chciałam o tym mówić, bo zwyczajnie bałam się, że się rozpłaczę na samo wspomnienie o naszej wczorajszej rozmowie tak jak przy Louisie. Nie wiem czemu tak emocjonalnie zareagowałam, kiedy powiedział mi co naprawdę czuje i, że to była tylko pomyłka. Próbowałam wierzyć w to co powiedziała mi mama, że pomyliłam uczucia, ale czy to możliwe, żebym nie była w nim zakochana, skoro samo wypowiedzenie na głos jego imienia sprawia mi ból? Być może popełniłam ogromny błąd dając mu drugą szansę, po tym jak usłyszałam z jego ust jak początkowo chciał mnie wykorzystać dla własnej przyjemności. Już wtedy, kiedy do mnie przyszedł powinnam zamknąć mu od razu przed nosem drzwi zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Teraz mam wrażenie jakby się mną bawił. Na prawdę nie rozumiem tego człowieka. Najpierw sam do mnie przychodzi z miną zbitego pieska, a teraz mówi, że lepiej będzie jak nie będziemy się spotykali. Złamał mi tym serce, ale mimo, że jestem na niego okropnie zła to pewnie gdyby teraz ponownie do mnie przyszedł rzuciłabym się mu w ramiona. To jest chore. To wszystko jest chore. Nasza relacja jest chora. Chciałabym na moment zniknąć.
   Postanowiłam nie odpowiedzieć mamie i zaczęłam rozdłubywać naleśnika widelcem, jednak mama była nieugięta. Odłożyła patelnie, wyłączyła gaz i usiadła naprzeciw mnie z poważnym wyrazem twarzy.
  - Co ci powiedział? - zaczęła spokojnie.
  - Nawet ci nie odpowiedziałam czy ze sobą rozmawialiśmy.
  - Ale widzę, że ze sobą gadaliście i on coś ci powiedział, bo inaczej nie byłabyś teraz taka przygnębiona i nie unikałabyś tematu. Jestem twoją matką i znam cię wystarczająco dobrze, żeby stwierdzić, kiedy coś cię gryzie.
   Podniosłam oczy na mamę nie wiedząc co mam jej powiedzieć, żeby nie zabrzmieć jak ostatnia frajerka, która zresztą byłam. Wiedziałam, że nie będzie mnie oceniać, ale mimo wszystko ta rozmowa sprawiała mi trudności. Jedyne czego w tamtej chwili chciałam to zamknąć się w swoim pokoju i płakać.
  - Więc? - podjęła znowu próbę rozmowy moja mama patrząc na mnie wyczekująco.
  - Więc powiedział mi, że to był impuls i tak naprawdę traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę, a ja rozpłakałam się i wykrzyczałam mu co o tym myślę. - wzruszyłam ramionami odwracając wzrok i skupiając się na misce z bananami, bo czułam jak łzy same zaczynają napływać mi do oczu, a ja nie chciałam się znowu rozpłakać.
  - A co myślisz?
  - Że on bawił się moimi uczuciami. Wspominałam ci o tym jak u nas był, kiedy ciebie nie było. Wtedy nie zachowywał się tak jakby traktował mnie jak "przyjaciółkę". - specjalnie zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - W jednej chwili zachowuje się tak jakbyśmy byli kimś więcej niż przyjaciółmi, a w drugiej mówi mi zupełnie co innego. To tak jakby się mną bawił. Traktował jak zabawkę, którą w każdej chwili można odrzucić w kąt. Wiem, znamy się krótko, ale dlaczego robił mi nadzieję na to, że kiedyś możemy być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi?
  - Może źle to odebrałaś... - zasugerowała łagodnie moja mama głaszcząc mnie po ręce
  - Źle to odebrałam?! - wyrzuciłam ręce w górę. - Liczyłam z twojej strony na jakąkolwiek pomoc, zrozumienie, ale widzę, że mówisz tak samo jak on.
  - Lucy, czekaj! - zawołała za mną mama, ale ja bez słowa skierowałam się w stronę przedpokoju, pospiesznie założyłam buty i kurtkę i pociągnęłam za klamkę.
  - Gdzie idziesz? - zapytała mnie stając przede mną
   Westchnęłam tylko i przewróciłam oczami.
  - Gdzieś. Chcę być sama.
   Potem otworzyłam szeroko drzwi i wyszłam z domu trzaskając nimi za sobą z całej siły. Czułam się niezrozumiana ze strony mamy, chociaż to właśnie od niej liczyłam na największe wsparcie, a tymczasem ona powtarza to samo co Louis. Jakby byli razem w zmowie, ale wiedziałam kto mnie na pewno zrozumie. Tata. Moje kroki skierowały się więc na cmentarz leżący dwie ulice dalej. Przed śmiercią taty mieliśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Rozumieliśmy się bez słów. Byłam córeczką tatusia. Gdy byłam mała i jeździliśmy wszyscy razem na wakacje nad morze do Włoch albo do Chorwacji mama i Danielle opalały się zawsze na piasku i wymieniały się plotkami, a ja i tata bawiliśmy się w morzu a potem napełnialiśmy puste butelki po sokach wodą i wylewaliśmy na nie śmiejąc się przy tym. W nasze ostatnie wspólne wakacje, kiedy miałam 15 lat bardzo chciałam iść na imprezę, która organizował hotel, w którym mieszkaliśmy wieczorem, ale niestety ta impreza była od 16 lat i mama nie chciała się zgodzić, żebym tam poszła, więc tata widząc jak bardzo mi na tym zależy namawiał mamę cały dzień, żeby się zgodziła, aż w końcu mu uległa i poszłam tam razem z Danielle, która nie była tym zbyt zachwycona, bo chciała iść sama i poderwać jakiegoś przystojnego chłopaka. W dniu, w którym tata umarł miał jechać załatwić coś w pracy po godzinach, ale na ulicę wszedł mu jakiś pijany mężczyzna. Tata próbował zahamować, żeby go nie potrącić i przez to wpadł w poślizg. Jego samochód dachował, a potem wpadł do rowu a on zginął na miejscu. Był to dzień 1 grudnia. Pamiętam, że w tym dniu robiłyśmy z mamą pizzę na kolację, kiedy mama odebrała telefon z tą tragiczną informacją od policjanta. Do tej pory nie mogę się z tym pogodzić.
   Gdy dotarłam pod wejście na cmentarz kupiłam przy drodze znicze i zapałki od jakiejś starszej pani za pieniądze, które miałam na dnie kieszeni, a potem weszłam na teren cmentarza szybko odnajdując grób mojego taty. Leżał on jako jedyny na tym cmentarzu pod wierzbą, dlatego nietrudno go było odnaleźć. Uklęknęłam i zapaliłam znicz, a potem usiadłam na ławeczce wpatrując się niemo w napis na nagrobku.
   Jeremy Swan żył lat 49
  16.11.1963 - 01.12.2012
  Zginał śmiercią tragiczną.
   Kwiaty przy jego grobie już dawno zwiędły. Został tylko czerwony wieniec ze sztucznych kwiatów i kilka tlących się jeszcze słabiutko zniczy. Zaczęły piec mnie oczy, dlatego pozwoliłam wypłynąć kilku łzom, wiedząc, że tu nikt ich nie zobaczy.
  - Tatusiu, nawet nie wiesz jak mi cię brakuje. - zaczęłam do niego mówić drżącym głosem. - Mama mnie nie rozumie, ale wiem, że ty mnie na pewno zrozumiesz. Więc posłuchaj... Poznałam pewnego chłopaka. W zasadzie to on mnie potrącił autem, kiedy szłam na sylwestra. Na początku go nie lubiłam, ale potem on mi się spodobał. Poszłam do niego na imprezę i nawet się do siebie zbliżyliśmy mimo, że nie znamy się zbyt długo. Myślałam, że traktuje mnie jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę. Nawet on sam tak powiedział do swoich fanek, bo musisz wiedzieć, że on jest piłkarzem i jest dosyć sławny, a dziewczyny go uwielbiają, ze względu na to, że jest bardzo przystojny. - zaśmiałam się przez łzy. - No więc powiedział im, że traktuje mnie jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę. W mgnieniu oka media zaczęły trąbić o jego mniemanym związku ze mną. Wszyscy zaczęli myśleć, że jesteśmy parą, chociaż tak naprawdę nią nie jesteśmy. On po tym zdarzeniu nie odzywał się do mnie od kilku dni, więc poprosiłam go o spotkanie, żeby mi wytłumaczył dlaczego tak powiedział i czy to prawda, że coś do mnie czuje, a potem... - zatrzymałam się na chwilę. - Powiedział mi, że się pomylił i nie powinniśmy się już więcej widywać, rozumiesz? Stwierdził, że nie możemy się spotykać dopóki media o nas nie ucichną. To tak jakby się mnie wstydził. Mama powiedziała mi to samo co on. - dodałam po dłuższej przerwie - Że po prostu źle go zrozumiałam i on tak naprawdę od początku nie dawał mi nadziei na to, że możemy w przyszłości stworzyć związek, ale ja myślę inaczej i wiem, że ty też stanąłbyś po mojej stronie gdybyś żył... Wszystko byłoby inne gdybyś żył tato. Dlaczego mnie tu zostawiłeś? To życie jest niesprawiedliwe, ja nie daje rady, zabierz mnie stąd do siebie proszę... - zeszłam z ławeczki na której siedziałam i położyłam głowę na grobie taty, odgarniając z niego śnieg. Płyta była okropnie zimna, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam być blisko mojego taty. W myślach przeklinałam ten dzień, w  którym ten mężczyzna wyskoczył mu na ulicę. Gdyby nie on, nie musiałabym odwiedzać swojego ojca na cmentarzu.
   Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą kogoś, kogo najmniej chciałam teraz zobaczyć.
  - Nie wiedziałem, że łączyła cię z tatą taka silna więź. - powiedział Louis drapiąc się po karku. Wstałam z klęczek na nogi i spojrzałam na niego mrużąc oczy.
  - Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
  - Nie wiedziałem. Też przyszedłem kogoś tu odwiedzić.
  - Ohh. Kogoś ważnego?
  - Tak. - odpowiedział Louis patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
   Pokiwałam głową i już miałam go ominąć i wracać do domu, kiedy ponownie poczułam na swoim ramieniu jego silną rękę zatrzymująca mnie delikatnie.
  - Ja też straciłem tatę i wiem jak to jest.
  - Przecież mówiłeś mi, że twój tata, żyje tylko nie chcesz utrzymywać z nim kontaktu.
  - Bo to prawda, ale mówiłem o moim biologicznym ojcu. Od kiedy skończyłem dwa latka wychowywał mnie drugi mąż mojej mamy - Mark Tomlinson i to po nim odziedziczyłem nazwisko. Rozwiódł się jednak z mamą pięć lat temu, ale wciąż utrzymywał ze mną kontakt. To on był moim prawdziwym ojcem. Niestety miał guza mózgu i zmarł niecały rok temu. Dokładnie 12 lutego.
  - Naprawdę mi przykro, ale nie rozumiem dlaczego mi to mówisz? - zdziwiłam się.
  - Sam nie wiem, Po prostu chciałem żebyś to wiedziała. - westchnął Louis.
  - Myślałam, że nie lubisz rozmawiać o rodzinie.
  - Bo nie lubię. Tylko z mamą mam całkiem dobry kontakt. Moja młodsza siostra Lottie nie odzywa się już do mnie odkąd wyjechała z mamą do Londynu czyli od ponad trzech lat. Sam nie wiem czemu.
  - Musi ci być z tym ciężko. - stwierdziłam patrząc na Louisa ze współczuciem. Naprawdę nie wiedziałam, że ma takie słabe kontakty z siostrą. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nagle Danielle przestała się do mnie odzywać.
  - Słuchaj... - zaczął Louis zagryzając zębami dolną wargę. - Nie chciałem, żeby wczoraj tak wyszło. Trochę za ostro cię potraktowałem...
  - Jest okej. - skłamałam zwieszając głowę w dół. Nie miałam ochoty dłużej z nim rozmawiać, czułam się dziwnie po naszej wczorajszej wymianie zdań, dlatego zrobiłam krok w przód posyłając mu ostatni raz przygnębione spojrzenie. - Będę już szła, cześć. - pożegnałam się krótko.
  - Lucy! - zawołał za mną Louis, kiedy zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia z cmentarza. Przystanęłam na chwile i odwróciłam się w jego stronę. Zbliżył się do mnie kilka kroków i stał przez chwilę milcząc. - Wpadniesz do mnie jutro, jeśli masz czas? - spytał przygryzając wargę.
   Jego pytanie zupełnie zbiło mnie z tropu. Byłam pewna, że nie chce się ze mną spotykać. W końcu sam tak mówił jeszcze wczoraj, a teraz proszę.
  - Wiesz co mówisz? Wczoraj sam powiedziałeś, że...
  - Wiem co powiedziałem. - przerwał mi pospiesznie. - Ale brakuje mi twojej obecności, dlatego chcę żebyś przyszła. Paparazzi nie ma w moim domu.
  - Przyjdę, jeżeli znajdę dla ciebie czas. - odparłam chłodno. Nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że tylko na to czekałam, bo w rzeczywistości mi też brakuje jego obecności i to bardzo. To niezwykłe jak można przyzwyczaić się do jednego człowieka po trzech tygodniach znajomości.
  - Będę na ciebie czekał. - uśmiechnął się do mnie, po czym zbliżył się i pocałował mnie w policzek tak jak wtedy pod szkołą. Kiedy oddalił swoje usta czułam przez chwilę przyjemne mrowienie na tej części policzka, gdzie mnie pocałował. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam, rzuciłam mu tylko szybkie "do zobaczenia" i ominęłam go wybiegając z cmentarza. Może to oznaczało, że jeszcze nie wszystko stracone? Może jest dla nas chociaż cień szansy? Nie chciałam się jednak znowu niepotrzebnie łudzić, dlatego odgoniłam od siebie wszelkie myśli o tym co się stało i spokojnym krokiem zaczęłam wracać do domu myśląc o tym jak wytłumaczę się mamie z mojego nagłego wybuchu złości. Doszłam do wniosku, że nie powinnam na nią krzyczeć. Ona chciała mi tylko pomóc, żebym nie cierpiała. Od razu gdy wrócę, muszę ją koniecznie przeprosić.
                                                                   ***
  - Już jestem mamo. - powiedziałam, kiedy weszłam do domu. Nie usłyszałam jednak od mamy żadnej odpowiedzi ani nie usłyszałam jej zbliżających się kroków chociażby po to, żeby na mnie nakrzyczeć i wygłosić swoje standardowe kazanie o uciekaniu z domu. Odwiesiłam więc cicho kurtkę na wieszak i ostrożnie weszłam w głąb mieszkania. Moja rodzicielka siedziała na fotelu z głową schowaną w dłoniach. Podeszłam do niej i uklęknęłam przed nią.
  - Mamo? - odgarnęłam z jej twarzy kosmyki jej długich, brązowych włosów i spojrzałam na nią uważnie. Na jej policzkach widniały czarne strużki łez.
  - Przepraszam Lucy, powinnam stanąć po twojej stronie, a nie bronić tego chłopaka. - powiedziała cicho przytulając mnie do siebie. Odwzajemniłam jej uścisk i pogłaskałam mamę uspakajająco po plecach.
  - Nic się nie stało. Wiem, że wcale nie chciałaś źle to ja przepraszam.
  - Byłaś u taty, prawda? - spytała mama, kiedy już się od siebie odsunęłyśmy.
  - Tak. Skąd wiedziałaś?
  - Bo miałaś z nim kiedyś bardzo dobry kontakt nawet lepszy niż ze mną. Poza tym za dobrze cię już zmam. - uśmiechnęła się. - Napijesz się herbaty?
  - Chętnie. - skinęłam głową i poszła do kuchni za mamą, kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
  - Spodziewasz się jakiegoś gościa? - mama zmarszczyła brwi nie wiedząc kto może się do nas dobijać. Zresztą ja też nie, z Lily miałam się spotkać dopiero o 14, a była dopiero 12 w dodatku miałyśmy się spotkać u niej więc wątpię, żeby postanowiła mnie teraz odwiedzić.
  - Nie mam pojęcia kto to może być, poczekaj otworzę i się przekonamy. - powiedziałam i zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam stojącego w progu Zayna. Zdziwiło mnie to, bo Zayn nigdy do mnie nie przychodził, co najwyżej podwoził pod mój dom Kate, kiedy miałyśmy się spotkać u mnie.
  - Hej Zayn. - przywitałam się zmieszana i otworzyłam szerzej drzwi pokazując mu, żeby wszedł do środka.
  - Ja tylko na moment, nie będę zabierał ci zbyt wiele czasu. - wymamrotał stając w przedpokoju.
   W tym samym czasie zza kuchni wychyliła się moja mama sprawdzając kto przyszedł. Kiedy zobaczyła Zayna była chyba tak samo zdziwiona jak ja, bo przystanęła na chwilę i zmarszczyła brwi.
  - Ty jesteś chyba przyrodnim bratem Kate z tego co kojarzę?
  - Tak. - przytaknął Zayn. - Jestem Zayn Malik. - podał mojej mamie rękę i uśmiechnął się delikatnie. - Ja chciałem porozmawiać tylko chwilkę z Lucy.
  - Oczywiście. - ożywiła się nagle i posłała mu swój ciepły uśmiech. - Więc może przejdziecie do pokoju Lucy? Bo nie chcę wam tu przeszkadzać...
  - Jasne, w porządku. - odarł chłopak, po czym powiesił swoją mokra od deszczu kurtkę na wieszaku i zdjął buty zostawiając je na wycieraczce przed drzwiami.
   Zaprowadziłam go do swojego pokoju cały czas będąc ciekawa po co przyszedł. Domyślałam się, że chyba chodzi o coś związanego z jego siostrą, bo inaczej po co by przychodził? Ja i Zayn bynajmniej nie jesteśmy przyjaciółmi. Czuję się przy nim zawsze jakoś niezręcznie, mimo, że często widuję go, kiedy jestem u Kate. Tak naprawdę rozmawiałam z nim tylko raz, kiedy przyszłam do mojej przyjaciółki, ale jej akurat wtedy nie było. Był tylko Zayn i posiedziałam z nim z 15 minut i chwilę rozmawialiśmy o jakiś głupotach. Pytał mnie jak tam w szkole, jakie mam zainteresowania, jak było na obozie sportowym, na którym byłam z Kate i Lily. Przez cały ten czas modliłam się, żeby Kate przyszła jak najszybciej i uratowała mnie od swojego brata. Nie to, że był nudny, wręcz przeciwnie opowiadał mi wtedy bardzo ciekawe rzeczy o sporcie, bo sam jest jego fanem, ale po prostu czułam się przy nim bardzo nieswojo. Dziękował Bogu, gdy Kate nareszcie przyszła i zaprowadziła mnie do siebie.
  - Więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - spytałam siadając na łóżku. Zayn przysiadł sobie na krześle przy moim biurku i zaczął mówić.
  - Chodzi o Kate jak się już pewnie domyśliłaś. Wiesz pewnie, że ostatnio zaczęła się spotykać z Justinem Bieberem tym piłkarzem z Manchester United. - spojrzał na mnie pytająco.
   Cóż mogłam się domyślić, że Kate umawia się z Bieberem, po tym jak widziałam jak ze sobą rozmawiali i się śmiali na imprezie w zeszły piątek u Louisa, a potem dowiedziałam się, że Justinowi podoba się moja przyjaciółka, chociaż osobiście nie powiedziała mi o tym. Fakt mogłam ją o to sama wypytać, bo ona jest takim typem osoby, która niechętnie dzieli się swoim życiem miłosnym. Opowiada o tym dopiero wtedy kiedy ma pewność, że to coś poważniejszego, bo jak sama mówi "nie chce zapeszać".
  - Domyśliłam się tego. - odpowiedziałam Zaynowi kiwając głową.
  - Sama ci o tym nie powiedziała? - zdziwił się.
  - Nie. Ostatnio i tak nie miałyśmy czasu ze sobą pogadać o takich rzeczach, bo...
  - Wiem byłaś w szpitalu, Kate mi mówiła. Jak się teraz czujesz?
  - Teraz już dobrze, dzięki. - uśmiechnęłam się krzywo. Wiedziałam, że Zayna niewiele obchodzi moje samopoczucie i zapytał mnie tylko z grzeczności, ale mimo wszystko wypada mi podziękować.
  - Może przejdę do od razu do rzeczy. Potrzebuję twojej pomocy, Lucy. Bądźmy szczerzy, Bieber jest męską dziwką zależy mu tylko na tym, żeby zaliczyć, dlatego nie chce, żeby moja siostra się z nim spotykała. Próbowałem jej to powiedzieć, ale nie chciała mnie słuchać, więc pomyślałem, że ty ją przekonasz do tego, żeby po prostu przestała się z nim dalej umawiać na randki.
  - Wiesz, ja... nie mogę jej czegoś narzucać, skoro Kate chce się z nim widywać to może będzie lepiej jeżeli jej na to pozwolimy. W końcu nie wiemy jaki naprawdę jest Justin.
  - Ale ja wiem, jaki on jest! - Zayn wstał z krzesła i zaczął chodzić po moim pokoju w tą i z powrotem. - Bieber ją tylko przeleci, a potem zostawi, a ja nie chcę, żeby potem moja siostra cierpiała przez tą ciotę. Ty chyba też tego nie chcesz, w końcu Kate to twoja przyjaciółka.
  - Zayn, oczywiście, że ja także nie chcę, żeby cierpiała, ale spójrz, ona ma 18 lat, jest pełnoletnia i ma prawo robić co chce. - broniłam przyjaciółki. Nie przepadam co prawda za Justinem, ale to jaką ma opinię nie musi koniecznie oznaczać, że chce zaliczyć też Kate. A jeśli Kate umówiła się z nim na randkę to oznacza, że ten gość jest naprawdę wobec niej w porządku, bo znam ją na tyle dobrze, że wiem, że z byle kim się nie umówi.
  - Jakbym ją słyszał. - prychnął pogardliwie chłopak. - Proszę cię Lucy. - spojrzał na mnie po chwili niemal błagalnie. - Powiedz jej coś, bo mnie nie chce słuchać, a mi naprawdę na niej zależy. Musisz mnie zrozumieć, jestem jej bratem i bardzo ją kocham. Nie chcę, żeby potem płakała... Łamie mi się serce, kiedy widzę moją siostrę płaczącą.
  - Rozumiem cię masz prawo się o nią martwić. - powiedziałam spokojnie. - Ale zrozum, że ona naprawdę sobie poradzi. Znam ją i wiem, że jeżeli ktokolwiek spróbuje ją zranić, ona zrani go dwa razy mocniej.
  - Nie znasz jej tak dobrze jak ci się wydaje. Powiem ci coś tylko obiecaj mi, że to zostanie wyłącznie między nami. - Zayn przybrał poważny wyraz twarzy, więc przytaknęłam tylko i słuchałam uważnie tego co miał mi do powiedzenia. Swoją drogą to będzie pierwsza tajemnica jaką będę z nim miała. Pierwsza i zapewne ostatnia.
  - Wiesz, że jestem blisko z Kate. Ona mi ufa, bo w końcu jestem jej przyrodnim bratem, dlatego mnie przed nią nie wydaj. - kolejny raz kiwnęłam głową i dałam Zaynowi znać, żeby kontynuował. - Kate jest bardzo silną osobą, ale ona czasami też nie wytrzymuje i przechodzi załamania tylko, że tego po sobie nie pokazuje.  Czasami kiedy wraca do domu siada na parapecie w swoim pokoju i płacze. Wtedy siadam obok niej i ją pocieszam. Po jej ostatnim rozstaniu z Harrym widziałem jak bardzo cierpiała. Kochała go tak bardzo, że musiała brać leki antydepresyjne żeby wyjść z dołka po jego wyjeździe. Wyszła z depresji dopiero po dwóch miesiącach, dlatego tak bardzo nie chcę, żeby to znowu się powtórzyło.
  - Kate miała depresje? - zapytałam kompletnie zszokowana. Harry Styles był jej drugim chłopakiem. Chodziła z nim przez całą drugą klasę, rozstali się, bo Harry wyjechał po zakończeniu roku do Ameryki na stałe z rodzicami. Rzeczywiście Kate była w nim bardzo mocno zakochana tak samo jak on w niej, ale nawet nie przypuszczałam, że aż tak mocno to przeżyła.
  - Nie mów jej, że ci o tym powiedziałem.
  - Już obiecywałam ci, że nikomu nic nie powiem i dotrzymam słowa. - zapewniłam Zayna. - Naprawdę nie miałam pojęcia, że Kate...
  - Ma uczucia? - dokończył za mnie lekko się przy tym uśmiechając.
  - Nie to chciałam powiedzieć. - również się uśmiechnęłam. - Bardziej chodziło mi o to, że nigdy bym nie pomyślała, że ona może coś aż tak mocno przeżywać.
  - Dlatego proszę cię, żebyś mi pomogła. Musisz ją jakoś przekonać. Jesteś moją ostatnią nadzieją, Lucy.
  - Zobaczę co da się zrobić, ale nie obiecuje ci, że uda mi się ją przekonać. Kate jest bardzo uparta i trudno jej narzucić swoją wolę.
  - Wiem. - przytaknął Zayn. - Ale i tak dziękuję, że zgodziłaś mi się pomóc. Będę się już zbierał. - Chłopak otworzył drzwi od mojego pokoju i wyszedł z niego kierując się automatycznie w stronę schodów. Poszłam więc za nim z zamiarem odprowadzenia go do drzwi.
   Na dole od razu spotkałam się z zaciekawionym wzrokiem mojej mamy siedzącej przy wyspie kuchennej z gazetą na kolanach. Posłałam jej niewyraźny uśmiech i poszłam za Zaynem dalej do holu, gdzie zostawił swoją kurtkę i buty.
  - Zayn, gdzie jest teraz Kate? - zapytałam zanim otworzył drzwi, żeby wyjść.
  - A jak myślisz? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie ze skwaszoną miną. - Z tym palantem Bieberem.
   - No tak, mogłam się tego domyślić. - pokiwałam głową. Szybko pożegnaliśmy się ze sobą, po czym poszłam do kuchni przygotowana na lawinę pytań od mojej ciekawskiej mamy.
*Louis*
  - Kurwa! - krzyknąłem, kiedy otworzyłem lodówkę z zamiarem wyciągnięcia mleka do kawy i zorientowałem się, że po moim mleku został już tylko pusty kartonik. Na dworzu przez cały czas padał deszcz i nie uśmiechało mi się iść teraz do sklepu, ale czułem, że bez kawy nie wytrzymam, dlatego niechętnie powlokłem nogami do mojego ogromnego holu włożyłem przeciwdeszczową kurtkę i buty, a potem trzasnąłem drzwiami zamykają je wcześniej jak zwykle na trzy zamki. Nie chciało mi się brać teraz samochodu, dlatego stwierdziłem, że przejdę się ten kawałek po mleko na piechotę. Sklep w końcu był tylko kilka ulic dalej.
   Kiedy szedłem coraz bardziej zaczynałem żałować, że nie pojechałem tym pieprzonym autem, ale przeszedłem już połowę drogi, więc nie opłacało mi się wracać. Deszcz coraz bardziej się nasilał, a w dodatku słychać było odległe grzmoty. Co jakiś czas gdzieś w oddali błysnęła błyskawica. Przyspieszyłem kroku chcąc zdążyć wrócić do domu zanim rozpęta się burza, gdy nagle niedaleko mnie, piorun walnął prosto w drzewo, które natychmiast z wielkim hukiem upadło na ziemię ocierając się przy okazji o kilka samochodów stojących w sznureczku przy chodniku.
  - A ja chciałem tylko durne mleko do kawy! - zezłościłem się patrząc w przerażeniu na przewalone drzewo. Nie chciałem skończyć tak jak ono, więc szybko musiałem znaleźć sobie jakieś schronienie. Niestety dookoła mnie były tylko domy i ani śladu po jakimkolwiek miejscu, gdzie mógłbym się schronić, a do domu miałem dobre 10 minut drogi w czasie których coś mogło rąbnąć mnie w głowę. Nagle niedaleko mnie za zakrętem dostrzegłem znajomy domek. Chodzi mi oczywiście o dom, w którym mieszka Lucy, ale nie wiedziałem czy powinienem teraz ją nachodzić zwłaszcza po naszej wczorajszej rozmowie. Wiem, że moje słowa ją bardzo zabolały, dlatego głupio mi ją było teraz odwiedzać. Nawet dzisiaj, gdy przypadkiem się spotkaliśmy było między nami odrobinę niezręcznie. Zaprosiłem ją jutro do siebie, żeby jakoś o tym zapomnieć, ale to zupełnie inna sprawa, bo u siebie czuję się dużo pewniej.
  Od razu zmieniłem jednak zdanie słysząc kolejny, głośny grzmot niedaleko mnie. Biegiem skręciłem w wąską uliczkę i zapukałem do odpowiednich drzwi. Chwilę potem pojawiła się w nich Lucy przewracając teatralnie oczami.
  - Chyba nic mnie już dzisiaj nie zdziwi. - westchnęła i uchyliła szerzej drzwi.
  - Co masz na myśli? - zapytałem wchodząc zmarznięty do środka.
  - Nieważne. - machnęła ręką. - Nie odbierz tego źle, ale co ty tutaj robisz? Wydawało mi się, że umówiliśmy się na jutrzejszy dzień.
  - Tak, ale widzisz chciałem pójść do sklepu po mleko... - zacząłem opowiadać swoją historię odwieszając swoją kurtkę na jeden z wieszaków i zdejmując z nóg buty. - I złapała mnie burza, a później tuż przede mną piorun trafił w drzewo, dlatego musiałem znaleźć sobie jakieś bezpieczne schronienie.
  - I padło na mój dom? - spytała Lucy, a jej kąciki ust delikatnie podniosły się do góry.
  - No właśnie. - wyszczerzyłem się w uśmiechu idąc za nią w głąb domu. Kiedy dotarliśmy do salonu Lucy przystanęła na chwilę przed jakąś kobietą w średnim wieku, jak podejrzewam jej mamą ze zmieszanym wyrazem twarzy. Kobieta obrzuciła mnie wzrokiem co chwilę zerkając na mnie i na Lucy.
  - Umm, mamo więc to jest Louis... ten o, którym ci mówiłam. - dodała trochę ciszej.
  - Miło mi panią poznać. Nazywam się Louis Tomlinson. - przedstawiłem się grzecznie całując mamę Lucy w rękę.
  - Clarissa Swan. - odpowiedziała, posyłając mi niewyraźny uśmiech.
 - Mamo, to my już pójdziemy do mojego pokoju. - powiedziała szybko Lucy biorąc mnie niepewnie za rękę. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacisnąłem swoje palce wokół jej dłoni, a potem skierowaliśmy się na górę do jej pokoju. Pani Swan spojrzała z ukosa na nasze splecione dłonie, ale nic nie powiedziała tylko uśmiechnęła się delikatnie, idąc do łazienki. Sam spojrzałem w dół na nasze ręce i podobało mi się to. Ciepła dłoń Lucy w mojej... W głowie wyobraziłem sobie co by było gdybyśmy byli parą. Stwierdziłem, że słodko byśmy razem wyglądali, ale my nie jesteśmy w końcu parą tylko zwykłymi przyjaciółmi i tak na razie musi być...
                                                     


***
Jak może już zauważyliście rozdział 10 został dodany dzień wcześniej niż powinien., ponieważ postanowiłyśmy teraz dodawać rozdziały co cztery dni, a nie co pięć, z racji tego, że i tak rozdziały są szybko przez nas pisane i dodając jeden rozdział kolejny mamy już w zapasie. ;)
Gazix i Lucix xxx