piątek, 27 maja 2016

Rozdział 4

Tydzień później
*Lucy*
   Dzisiaj jest dzień mojego wypisu ze szpitala. Za kilka minut powinna przyjechać po mnie mama. Teraz pakuję swoje rzeczy i powoli przygotowuje się do wyjścia. Jeśli chodzi o Louisa, to przez ten tydzień nie miałam z nim żadnego kontaktu. Nie przyszedł do mnie ani razu, a ja nawet do niego nie dzwoniłam, chociaż przyznam, że czasami nachodziła mnie nieodparta ochota, żeby to zrobić.
   Co do sprawy z policją, postanowiłam, że nie będę go o nic oskarżać. Dzisiaj będę musiała zadzwonić do niego w tej sprawie i powiadomić o mojej decyzji. Szczerze, boję się tego. Najbardziej obawiam się reakcji ze strony Louisa.
 - Pani Swan, zostałem proszony o powiadomienie panią, że pani mama czeka już na panią przed szpitalem. A to jest pani wypis - lekarz stojący w progu podał mi kawałek papieru. Podziękowałam mu i wyszłam z sali udając się prosto do recepcji.
   Pokazałam recepcjonistce wypis, po czym skierowałam się do wyjścia przez wielkie szklane drzwi. Na szpitalnym parkingu stała już czarna toyota mojej mamy.
  - Lucy! - krzyknęła mama, kiedy mnie zauważyła.
  - Cześć mamo - przywitałam się z nią, posyłając jej niewyraźny uśmiech.
    Niestety moja rodzicielka, chyba zauważyła moje przygnębienie, bo od razu spytała:
  - Coś jest nie tak?
  - Wszystko w porządku, mamo.
   Spakowałam moją torbę z ciuchami do bagażnika, starając się odwrócić wzrok. Potem bez słowa udałam się na miejsce pasażera, zamykając za sobą drzwi. Chwilę później obok mnie usiadła moja mama przyglądając mi się badawczo. Włożyła kluczyki do stacyjki nadal nie spuszczając ze mnie wzroku, co powoli zaczęło mnie denerwować.
  - Możesz przestać przestać tak mi się przyglądać?! - zapytałam trochę nieprzyjemnie.
  - Chcę tylko wiedzieć co się dzieje - odparła spokojnym tonem.
  - Już mówiłam. Nic. Wszystko jest ok.
  - A ja myślę, że nie. Czuję, że coś przede mną ukrywasz, ale wiesz przecież, że możesz mi o tym powiedzieć.
  - A może nie chcę? Przewidziałaś to?
  - Nie rozumiem, zawsze mi wszystko mówiłaś. - westchnęła mama.
  - Ale teraz nie mam ochoty na zwierzenia.
   Mama już nic nie powiedziała i w milczeniu ruszyłyśmy. Nie powiedziałam jej o Louisie. Wypadek wytłumaczyłam tym, że potrącił mnie jakiś mężczyzna, ale nie widziałam nawet jego twarzy. Znalazłam się w szpitalu, bo pomógł mi jakiś przechodzący chłopak i tyle. Na początku mama nalegała, żeby pójść z tym na policję, ale odwiodłam ja od tego pomysłu tłumacząc, że widziałam niewiele, a to zbyt mało informacji dla policji, żeby zacząć dochodzenie. Kiedy odwiedziła mnie w szpitalu dzień po nowym roku, zakazałam mówić komukolwiek z personelu, że w dzień wypadku przywlókł mnie tu "narzeczony". Na szczęście nikt nie pytał się o powody mojej decyzji i w szpitalu nikt nie wspomniał nawet słowem o Louisie.
   Przez cała drogę do domu, żadna z nas nie odezwała się ani słowem. Kiedy samochód stanął pod domem, postanowiłam przełamać lody.
  - Przepraszam, że byłam dla ciebie taka ostra, ale po prostu nie chce o tym rozmawiać. Musisz mnie zrozumieć...
  - Rozumiem, powiesz mi jak będziesz chciała - powiedziała mama posyłając w moją stronę lekki uśmiech.
   Również się do niej uśmiechnęłam i przytuliłam. Kochałam moją mamę i nie chciałam mieć z nią złych relacji, ale stwierdziłam, że wiadomość o Louisie zostawię tylko dla siebie, Kate i Lily
   Potem wyszłam z samochodu i otworzyłam bagażnik wyciągając z niego moją wyładowaną torbę, którą zaraz zabrała ode mnie mama.
  - Nie dźwigaj jej, ja ci ją zaniosę.
  - Dzięki, mamo.
   Chwilę później z kieszeni moich spodni wydobył się dzwonek mojej komórki. Odebrałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
  - Lucy, czemu nie zadzwoniłaś, że wyszłaś już ze szpitala? - w słuchawce rozpoznałam głos Lily.
  - Skąd wiesz? - spytałam beznamiętnym głosem.
  - Bo przed chwilą byłyśmy z Kate w twojej sali i lekarz nam powiedział, że przed chwila dostałaś wypis.
  - Fakt, zapomniałam wam powiedzieć, przepraszam.
  - Jak się czujesz? - spytała zatroskanym głosem Lily.
  - Całkiem dobrze.Wybacz, zadzwonię później, jestem trochę zmęczona.
  - Nie ma sprawy, rozumiem. Tylko zadzwoń potem.
  - Obiecuję - powiedziałam szybko i rozłączyłam się.
   Tak naprawdę nie byłam zmęczona. Chciałam tylko zadzwonić do Louisa. Nie wiem czemu, ale myślami byłam cały czas przy nim. Przypominałam sobie każdy szczegół z naszych rozmów. Może nie przypadkiem, Louis mnie potrącił? Może był w tym jakiś głębszy sens...
   Stojąc nadal przed domem, wyjęłam z torebki karteczkę z numerem Louisa, którą zostawił mi przed wyjściem ze szpitala. Było to nasze ostatnie spotkanie. Potem już się nie widzieliśmy.
   Trzęsącymi się dłońmi wstukałam numer napisany na kartce, nacisnęłam zieloną słuchawkę i w napięciu czekałam, aż odbierze.
  - Halo? - usłyszałam zachrypnięty głos po czterech sygnałach czekania.
   Przez chwilę głos nie przechodził mi przez gardło. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
  - Halo?! - ponowił swoje pytanie zdenerwowanym głosem Louis.
    Wreszcie zdecydowałam się coś powiedzieć.
  - Louis, to ja Lucy. Lucy Swan, nie wiem czy mnie pamiętasz - zaczęłam niepewnym głosem.
  - Ta, pamiętam. Ta dziewczyna, która wyskoczyła mi w sylwestra przed maskę samochodu.
  - No właśnie. Dzwonię w tej sprawie. Miałam ci powiedzieć moją decyzję w sprawie doniesienia na ciebie na policję i zdecydowałam, że nic im nie powiem.
  - Grzeczna dziewczynka, a już myślałem, że będę się musiał bardziej starać, żebyś milczała.
  - Jak to? - zapytałam zdezorientowana - Myślałam, że ci na tym nie zależy. W szpitalu wydawało cię to zupełnie nie obchodzić, to znaczy kiedy dawałeś mi swój numer, bo najpierw...
  - Zdenerwowałaś mnie. Byłaś dla mnie taka oziębła, że postanowiłem grać według twoich zasad. Byłem taki sam jak ty - skwitował Louis z zadowoleniem przy okazji przerywając mi w połowie zdania.
  - Przepraszam, rzeczywiście nie byłam dla ciebie zbyt miła - powiedziałam ze skruchą.
  - Mało powiedziane, ale wiesz, mam pewien pomysł, może zaczniemy od początku i dla ocieplenia naszych stosunków dasz się zaprosić do mnie dzisiaj wieczorem na imprezę ? Możesz przyprowadzić swoje koleżanki jak chcesz.
  - Jasne, o której i gdzie?
  - O 21, South Cave 14
  - Okej, będę.
   Już miałam zakończyć naszą rozmowę, kiedy zastanowił mnie pewien fakt. A mianowicie skąd Louis wie, że wyszłam już ze szpitala? Równie dobrze, mogłam przecież nadal w nim przebywać, a nie sądzę, że przyszedł tam jak Kate i Lily, żeby mnie odwiedzić i sprawdzić jak się czuję.
 - A co jeśli nadal jestem w szpitalu?
  - Nie jesteś, dzwoniła do mnie dzisiaj lekarka z informacją, że zostałaś już wypisana i czujesz się dobrze.
  - Co? Zostawiłeś jej swój numer?
  - Tak. Musiałem mieć pewność kiedy wyjdziesz i czy przypadkiem nie pójdziesz na policję od razu potem, a lekarce powiedziałem, że wyjeżdżam w sprawach służbowych i chciałbym mieć wiadomości o stanie zdrowia narzeczonej. Wiesz, dbam o swoje interesy.
   Westchnęłam z rezygnacją. Mogłam się tego po nim spodziewać, tylko dlaczego ta lekarka nie powiedziała mi o tym? Pewnie myślała, że o wszystkim wiem, w końcu Louis to mój "narzeczony".
  - Dobra, nieważne, muszę już kończyć mama mnie woła - skłamałam.
  - Więc, do zobaczenia, Lucy - pożegnał się Louis.
  - Do zobaczenia Louis - również się pożegnałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, po czym skierowałam się w stronę domu.
*Louis*
    Po zakończonej rozmowie z Lucy, zacząłem przygotowywać dom na imprezę, którą dzisiaj szykuję z okazji wygranego meczu " Manchester United ". Strzeliłem aż dwa gole, dzięki temu wygraliśmy z " Bayernem Monachium ".
   Poprosiłem o pomoc Liama i Justina w przygotowaniu imprezy, ale niestety oboje odmówili tłumacząc się brakiem czasu, więc wszystko będę musiał zrobić sam. Co prawda mam zatrudniona sprzątaczkę i teoretycznie mógłbym ją poprosić o pomoc, ale i tak biedaczka się tutaj przepracowuje.
   Zacząłem wkładać do lodówki piwa i inne alkohole, które niedawno kupiłem w sklepie niedaleko mojej willi. Mieszkam w najbardziej snobistycznej dzielnicy Doncaster, więc tutaj nikogo nie dziwi widok sławnego piłkarza w sklepie. Obok mnie mieszka dużo innych sławnych ludzi nie tylko piłkarzy, dlatego to miejsce często odwiedzane jest przez natrętnych fanów. Justin mieszka w innej dzielnicy, niedaleko Liama i co najważniejsze dla Justina również niedaleko seksownych sąsiadek. Sam przyznam, że dawno nie miałem jakiejś dziewczyny w łóżku i coraz bardziej zaczyna mi tego brakować, ale myślę, że dzisiaj wieczorem uda mi się jakąś zaciągnąć. Może nawet to będzie Lucy? Jest ładna, może mogłaby być tylko trochę wyższa, ale poza tym nic jej nie brakuje. Muszę tylko jej pilnować, żeby czasem któryś z moich kumpli się do niej nie dokleił. Tej nocy musi być moja.
*Lucy*
  - Kate, daj spokój w tej sukience widać mi prawie cały tyłek - mówiłam do Kate, która cały czas upierała się, żebym założyła krótką, czarną sukienkę, która prawie wszystko mi odsłaniała
   Byłyśmy u niej domu i właśnie przymierzałyśmy sukienki z szafy Kate na imprezę do Louisa. Jej szafa wprost pękała w szwach od nadmiernej ilości ubrań.
  - No dobra, może rzeczywiście - w końcu przyznała mi racje Kate - ale ta jest idealna. Uniosła do góry dwuczęściową sukienkę, z białą koronką na górze i różową, tiulową spódniczką na dole
 - Jest bardzo ładna, mogę ją przymierzyć, a ty co zamierzasz założyć?
  Kate wyjęła z szafy miętową sukienkę, wysadzaną od góry kryształkami i diamencikami
  - Jest cudowna - krzyknęła z zachwytem Lily, siedząca do tej pory na łóżku.
  - Wiem, dostałam ją od taty na 18 urodziny. Postanowiłam trzymać ją na specjalne okazje - uśmiechnęła się z zadowoleniem Kate - A co do ciebie Lily, proponuję ci tą - powiedziała pokazując na prostą, granatową sukienkę z czarną kokardką przewiązaną w pasie i zwisającymi od niej paskami z tyłu.
  - Ładna, myślisz, że spodobam się w niej komuś? - zapytała Lily, wstając i uważnie oglądając sukienkę trzymaną przez Kate.
  - Na pewno, Lily, idź przymierzyć, mamy coraz mniej czasu - ponagliła ją Kate.
   Kiedy Lily weszła do łazienki, przymierzyć swoją sukienkę, ja postanowiłam poczekać, aż wyjdzie, a w tym czasie zaczęłam poprawiać makijaż.
  - Możesz przecież iść do łazienki na dole - powiedziała Kate - nie martw się Zayn już poszedł na siłownię, nie będzie cię podglądać.
   Zayn jest starszym, przyrodnim bratem Kate. Ma 20 lat i szczerze mówiąc jest bardzo przystojny. Kiedyś się w nim nawet podkochiwałam. Teraz studiuje na A -  wf i niestety ma już dziewczynę, na dodatek całkiem ładną. Z tego co wiem od Kate ma na imię Gigi i jest fotomodelką. Gigi jest w naszym  wieku, dlatego Kate świetnie się z nią dogaduje.
  - Nie, dzięki - podziękowałam - wolę poczekać, aż Lily wyjdzie i wtedy się przebiorę.
  - Więc skoro ty nie chcesz, ja pójdę - oświadczyła moja przyjaciółka biorąc ze sobą swoją miętową sukienkę i schodząc po schodach na dół.
   Kiedy wszystkie byłyśmy już przebrane i umalowane, zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia.
  - Tylko nie wpadnij znowu pod samochód Lucy - zaśmiała się Lily.
  - Nie mam takiego zamiaru - odpowiedziałam jej również się śmiejąc.
   W świetnych nastrojach, wyszłyśmy z domu Kate i wsiadłyśmy do taksówki czekającej już pod domem, którą wcześniej zamówiłyśmy, z racji tego, że żadna z nas nie ma prawa jazdy.
  - Jaka ulica? - zapytał taksówkarz, gdy wsiadłyśmy do taksówki i usiadłyśmy wygodnie na tylnych siedzeniach.
  - South Cave 14 - odpowiedziałam.
  - South Cave 14? - zapytał ze zdziwieniem - Są panie pewne, nie pomyliły panie ulic?
  - Nie, dobrze pamiętam gdzie mam jechać.
  - To najbardziej snobistyczna dzielnica Doncaster. Mieszkają tam tylko celebryci i gwiazdy sportu - poinformował mnie starszy mężczyzna siedzący za kółkiem.
  - Jedziemy na imprezę do Louisa Tomlinsona! Zaprosił nas - zakrzyknęła radośnie Lily
  Taksówkarz spojrzał na Lily z niedowierzaniem, ale szybko odwrócił głowę i włączył silnik samochodu.
  - Więc jedziemy na South Cave 14? - upewnił się wyjeżdżając z ulicy na której mieszkała Kate i skręcając w boczną aleje.
  - Przecież już panu mówiłyśmy, mamy zadzwonić po tego piłkarzyne, żeby wreszcie zawiózł nas pan na miejsce?! - powiedziała z niecierpliwością Kate, unosząc głos.
   Starszy pan pokiwał natychmiast przecząco głową.
  - Skąd moim obowiązkiem jest panie bezpiecznie zawieźć do celu. Za 15 minut powinniśmy tam być.
  - Kate, przestraszyłaś go - szepnęłam do przyjaciółki tak żeby taksówkarz nie usłyszał.
  - No i co? Trzeba było mnie nie denerwować - odszepnęła Kate - Skoro mówimy South Cave 14 to znaczy, że chcemy jechać na South Cave 14.
  - I tak niepotrzebnie się unosiłaś.
   Dalsza część drogi minęła nam w spokoju. Tak jak zapowiedział taksówkarz na miejsce dotarliśmy po 15 minutach. Kiedy stanęliśmy pod ogromną, białą willą z basenem oniemiałam z wrażenia. Jak go na to stać? Jako piłkarz musi nieźle zarabiać. Teoretycznie byłam już tu tydzień temu, ale nie miałam okazji zobaczyć domu od zewnątrz.
  - 15 dolarów - powiedział mężczyzna, odwracając się w moją stronę. Wyjęłam z torebki odpowiednia sumę i podałam mu, a potem wysiadłam z auta razem z Kate i Lily.
   Brama willi Louisa była otwarta, więc swobodnie przez nią przeszłyśmy. Już przed drzwiami dało się słyszeć głośną muzykę, co oznaczało, że impreza już się rozpoczęła, choć było dopiero kilka minut po 21. Zapukałam do drzwi, a po chwili zjawił się w nich uśmiechnięty Louis
  - Lucy! Jak świetnie, że przyszłaś - przywitał się ze mną gestem wpuszczając nas do środka.
  - Hej Lily, witaj Kate - przywitał się również po chwili z dziewczynami.
   Kate rzuciła mu tylko niechętne ,, cześć ", natomiast Lily zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się czarująco. Louis jednak wydawał się nie być zainteresowany zalotami mojej przyjaciółki i zaczął przedstawiać nam gości.
  - Tak więc to są moi przyjaciele Justin Bieber i Liam Payne - w pierwszej kolejności wskazał na swoich koleżków, których zdążyłam już poznać przy naszym "poznaniu" - a to są: Chloe Marshall, Jane Mccartney, Charlie White... - po kolei pokazywał na resztę gości, z którymi grzecznie się przywitałyśmy, a później usiadłyśmy wszystkie trzy na kanapie w ogromnym salonie.
  - Boże, Lucy! - krzyknęła mi do ucha podekscytowana Lily - widziałaś jego kolegów? Są tacy seksowni, a zwłaszcza ten brunet, jak on ma na imię?
  - Liam - odpowiedziałam przewracając oczami.
   Kate siedziała sztywno obrzucając kolegów Louisa pogardliwym wzrokiem.
  - Pewnie takie same głuptoki jak ten cały Louis - skwitowała.
  - Kate, nie możesz wszystkich od razu oceniać, nawet ich nie znasz.
  - A ty znasz, że tak ich bronisz?
  - Tak jakby - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
  - Idę się napić, muszę się trochę rozluźnić skoro mam tu spędzić najbliższych kilka godzin - rzuciła na odchodne zostawiając mnie samą z Lily, jednak i ona zaraz odeszła mówiąc, że idzie poflirtować z Liamem. Zastanawiam się, czy aby na pewno dobrze zrobiłam zabierając ze sobą na tę imprezę Lily.
   Chwilę później zobaczyłam jak podchodzi do mnie Louis z dwoma drinkami.
  - Przyniosłem ci drinka - powiedział wręczając mi kolorowy alkohol, wzięłam go od niego i zrobiłam łyka, po czym od razu się skrzywiłam.
  - Gorzkie.
  - Prawie każdy alkohol taki jest. Nigdy go nie piłaś?
  - Rzadko pije tego typu napoje.
  - Gdzie twoje przyjaciółki? - wypytywał mnie dalej Louis.
  - Kate poszła ci obrabować barek a alkoholami, a Lily podrywać Liama - zaśmiałam się.
  - Imprezowe dziewczyny, może wyjdziemy do ogrodu porozmawiać. W tych warunkach trudno jest cokolwiek usłyszeć.
  - Okej - przystałam na propozycje Louisa i ruszyliśmy w stronę ogrodu, który znajdował się niedaleko nas.
   Gdy usiedliśmy już na wiklinowych krzesłach przy szklanym stoliku w ogrodzie Louisa, siedzieliśmy przez chwile w milczeniu, aż Louis odezwał się pierwszy.
  - Żałuję, że poznaliśmy się w takich niecodziennych okolicznościach, ale może to i dobrze, że wpadłaś mi pod koła, bo wtedy nie siedzielibyśmy tu i teraz razem.
  - Wiesz dziwi mnie tylko jedno. Taka nagła zmiana twojego zachowania w stosunku do mnie. Przyznaj, że najpierw niezbyt za mną przepadałeś - trąciłam Louisa w ramię, uśmiechając się.
  - Ty za mną też - bronił się Louis.
  - To prawda, ale chyba trudno mi się dziwić.
   Louis pokiwał głową i napił się swojego drinka. Potem odstawił go na stolik i zbliżył się do mnie.
  - Wiesz, wtedy w szpitalu nie zdążyłem czegoś dokończyć - powiedział z poważną miną patrząc się na mnie intensywnie.
  - Czego? - zapytałam z ciekawością.
   I w tym momencie jego twarz przybliżyła się niebezpiecznie blisko mojej twarzy, a dwoma palcami chwycił za mój podbródek. Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Teraz byłam pewna, że w tą nieszczęśliwą, sylwestrową noc, Louis chciał mnie pocałować. Zrobiło mi się jakoś przyjemnie ciepło na sercu i już wyciągnęłam się w jego stronę. Nasze usta dzieliły już tylko milimetry, kiedy nagle szklane drzwi otworzyły się z impetem.
  - Stary, skończyło się piwo, masz ... Ouu sorry. - w drzwiach stanął speszony Justin, który zastając nas w obecnej sytuacji natychmiast się wycofał.
   Zdążył już niestety zepsuć między nami atmosferę. Louis odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość, a ja od razu wstałam strzepując niewidzialny kurz z sukienki.
  - Lepiej już pójdę - powiedziałam zawstydzona i wyszłam z ogrodu zanim Louis zdążył cokolwiek zrobić albo powiedzieć, nawet nie zabierając ze sobą mojego niedopitego drinka. Nagle to co chciałam zrobić wydało mi się czymś niedorzecznym. Jak mogłam być taka głupia. Znam go przecież od tygodnia, a już chciałam się z nim całować. Zresztą to nie pierwszy raz.
   Zdecydowałam wrócić do domu. Chciałam jeszcze powiadomić o tym Kate i Lily, ale Lily flirtowała w najlepsze z Liamem siedząc mu okrakiem na kolanach, a Kate gdzieś przepadła, dlatego wyszłam z imprezy nawet im o tym nie mówiąc. Wezwałam taksówkę, gdy znalazłam się już na zewnątrz i wysłałam obu moim przyjaciółką esemsa, że źle się poczułam i postanowiłam wrócić taksówką do domu. Patrzyłam jeszcze chwilę na wyświetlacz komórki czekając na jakiś telefon albo smsa od Louisa, jednak żadne powiadomienie od niego do mnie nie przyszło. Stwierdziłam więc, że pewnie na nas obydwojgu zadziałał tak alkohol a to co zamierzaliśmy zrobić nigdy nie powinno się zdarzyć.
                                                                    ***
   Witamy w rozdziale 4 !!! Na szczęście udało mi się go napisać mimo, że mojej współautorki niestety teraz nie ma. Jesteśmy, jednak obie bardzo zawiedzione tak małą ilością komentarzy, ale zdecydowałam się opublikować ten rozdział dla osób, które może to czytają tylko nie chcą komentować. Prosiłabym jednak, żeby osoby, które odwiedzają naszego bloga pisały pod rozdziałem ,, czytam ". Byłby to dla nas znak, że mamy czytelników i na pewno byłaby to też spora motywacja. Być może wtedy rozdziały będą się pojawiać się dwa razy w tygodniu i byłyby trochę dłuższe. Pozdrawiam Gazix :*


czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 3

*Lucy*
   - Szczęśliwego nowego roku Lucy.
    W drzwiach zobaczyłam Louisa. Stał uśmiechając się do mnie. Zastanawiało mnie po co tutaj przyszedł, więc zadałam mu to pytanie. Nie wierzyłam, że zerwał się ze swojej imprezy po to, żeby złożyć mi życzenia noworoczne.
  - W jakim celu tu przyszedłeś?
  - Nie mogę przyjść do swojej "narzeczonej"? - powiedział, uśmiechając się zadziornie i podchodząc bliżej mnie.
Nagle Kate siedząca po mojej lewej stronie wstała zezłoszczona i podeszła do Louisa ze zwiniętą pięścią.
  - To przez ciebie moja przyjaciółka tutaj leży, ty pieprzony kutasie. Zaraz przywitasz się z moją pięścią!
  - Kate! - zganiłam ją, wstając z łóżka do pozycji siedzącej - Przestań.
  - Twoja przyjaciółka też nie jest bez winy ślicznotko - odpowiedział jej Louis, odsuwając jej rękę w dół i zupełnie się tym nie przejmując.
   Poczułam się trochę tak jakby zazdrosna, kiedy on powiedział do Kate "ślicznotko". Zaraz, ja zazdrosna? Przecież to dupek, mam go nienawidzić, a nie być o niego zazdrosna. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, usłyszałam podekscytowany szept Lily.
  - Lucy, nie mówiłaś, że ten gość to Louis Tomlinson!
  - Kto? Skąd wiesz jak on się nazywa?
  - Louis Tomlinson to ten piłkarz z Manchester United! - tym razem Lily powiedziała to trochę za głośno i Louis spojrzał na nią, po czym się uśmiechnął
  - Tak, rzeczywiście, chcesz mój autograf ? - spytał
Tym razem to ja postanowiłam zabrać głos i przerwałam Lily, która już otwierała usta, żeby coś mu odpowiedzieć.
  - Kate, Lily czy możecie nas zostawić na chwilę samych?
    Lily skrzywiła się, ale podniosła się niechętnie z miejsca i ruszyła w stronę drzwi, a Kate posłała Louisowi ostatnie groźne spojrzenie i również wyszła.
  Gdy miałam już pewność, że w sali nie ma nikogo oprócz nas gestem pokazałam chłopakowi, żeby usiadł na krześle obok mojego łóżka.
  - Więc jesteś piłkarzem? - zapytałam od razu.
  - Myślałem, że wiesz - odparł siadając na wskazanym przeze mnie krześle.
  - Wiesz, jakoś nie jestem fanką piłki nożnej.
  - Za to twoja przyjaciółka jak najbardziej - podsumował uśmiechając się pod nosem.
  - Ohh, ona ogląda te wszystkie mecze, tylko po to, żeby popatrzeć na przystojnych piłkarzy - powiedziałam przypominając sobie jak Lily opowiadała mi o tym, który piłkarz ostatnio zdjął koszulkę i jaki ma fantastycznie wyrzeźbiony tors. Zaśmiałam się z tego cicho pod nosem i znów spojrzałam na siedzącego obok mnie Louisa. Swoją drogą ciekawe czy on też ma taką umięśnioną klatę, jak ci inni piłkarze z okładek popularnych magazynów, które pokazywała mi przyjaciółka.
  Louis również uśmiechnął się pod nosem, a następnie zwrócił się w moją stronę.
  - Szkoda, że ty ich nie oglądasz. Zobaczyłabyś jakim jestem zajebistym piłkarzem.
   "Ciekawe, czy tak zajebiście jak wyglądasz" - pomyślałam, jednak Louis wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i skinął głową co oznaczało, że chyba pomyślałam to na głos. Cholera, jak mogłam to zrobić?
  - Wiesz, ty też jesteś całkiem ładna - stwierdził po chwili.
  - Wow, dzięki. Miałam uznać to za komplement? - zapytałam, śmiejąc się.
  - Zdecydowanie tak - odpowiedział Louis i zaczęliśmy razem się śmiać.
   Gdyby ktoś powiedział mi kilka godzin wcześniej, że zostanę potrącona przez sławnego piłkarza, po czym wyląduję przez to w szpitalu, a później będę się razem z nim śmiać, kazałabym temu komuś zapisać się do dobrego psychiatry, jednak przez te niecałe 3 godziny odkąd poznałam Louisa, mogę stwierdzić, że zaczynam go lubić. Przez to zaczynam się wahać czy powinnam złożyć na policji zeznania obciążające go. W końcu to znacząco wpłynęłoby na jego karierę, a teraz chyba nie chcę jej niszczyć.
   Między nami zapadła niezręczna cisza. Louis popatrzył mi w oczy i wydawało mi się, że ma ochotę  mnie pocałować, bo nagle zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Przegryzłam wargę, ze zdenerwowania. Nie to, żebym nigdy się nie całowała, ale znamy się dosyć krótko, a poza tym nie mogę zapomnieć w jakich okolicznościach poznaliśmy. Nie wypadałoby się nam, więc całować, ale jego malinowe, usta aż się o to prosiły. Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, do sali na szczęście albo nieszczęście z trzaskiem wparowała Kate.
  - Koniec tej schadzki! - wykrzyknęła, a ja i Louis szybko się od siebie oddaliliśmy.
  Nagle odzyskałam mój zdrowy rozsądek.
  - Na ciebie już chyba czas, Louis - powiedziałam do niego oziębłym tonem odwracając głowę w drugą stronę - Dzięki za życzenia, a co do glin to zastanowię się czy im coś powiem.
  - Nie potrzebuję twojej łaski - odparł również oziębłym głosem chłopak - Do zobaczenia - rzucił na odchodne i wyszedł z pomieszczenia jakby nigdy nic się nie stało.
    A może się naprawdę nic nie stało, tylko ja ubzdurałam sobie w mojej pustej głowie, że on chce mnie pocałować. Być może chciał mi coś powiedzieć na ucho, dlatego zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Nie powinnam być dla niego taka oschła, ale przy Kate poczułam się bardzo niezręcznie. Mogłaby pomyśleć, że Louis mi się podoba i my naprawdę chcieliśmy się pocałować. Nie chciałam, żeby tak się stało, dlatego musiałam go tak potraktować. Postanowiłam więc, że spróbuję mu to wszystko jakoś wyjaśnić, kiedy znów się spotkamy.
   Ale moment, ja nawet nie mam jego numeru, więc jak się spotkamy?
  - Kate, zawołaj na chwilę Louisa - powiedziałam do przyjaciółki - albo nie, ja sama to zrobię - stwierdziłam po chwili i odpięłam od siebie wszystkie rurki do których byłam podpięta.
  - Lucy! - zawołała za mną Kate - co ty wyprawiasz?!
  - Muszę iść, proszę nie zatrzymuj mnie - rzuciłam szybko przez ramię i rzuciłam się w stronę drzwi, zakładając wcześniej moje niebotycznie wysokie szpilki.
   Na korytarzu, przed drzwiami stała jeszcze Lily, która na mój widok otworzyła usta ze zdziwienia
  - Lucy, czy ty nie powinnaś być...
  - Nie teraz Lily - przerwałam jej w pół zdania i szybkim krokiem zaczęłam przemierzać szpitalne korytarze w poszukiwaniu Louisa. Mam nadzieję, że nie zdążył jeszcze opuścić terenu szpitala. Kręciło mi się w głowie, ale zignorowałam to i dalej rozglądałam się próbując odnaleźć go wzrokiem
*Louis*
   Gdy opuściłem salę Lucy zdecydowałem wracać na imprezę. Wtedy w sali, zanim przyszła jej przyjaciółka, naprawdę miałem ochotę ją pocałować. Miała takie idealne usta i muszę przyznać, że ta dziewczyna naprawdę mnie pociąga. W tamtym momencie, myślałem tylko o tym, żeby zerwać z niej tą sukienkę i pieprzyć do upadłego. Była idealna w każdym calu. Żałuję, że nie przyjrzałem jej się dokładniej, kiedy leżała nieprzytomna u mnie w domu.
   Kompletnie zbiła mnie z tropu, kiedy odezwała się do mnie takim oziębłym głosem. Myślałem, wtedy, że ona też chciała mnie pocałować, ale może to i lepiej, że do tego nie doszło.
   Wyjąłem z kieszeni telefon i wcisnąłem środkowy guzik. Na ekranie pojawiło się kilka nieodebranych połączeń od Liama i Justina i esemesy z pytaniami gdzie jestem, ale jeden z nich najbardziej przykuł moja uwagę. Był to ten od Justina:
 "Tommo, zdążyłem! Ale gdzie ty do cholery jesteś? Nigdzie nie mogę cie znaleźć"
Zaśmiałem się z mojego przyjaciela. Zastanawiało mnie czy on kiedykolwiek skończy z panienkami na jedną noc. Wydawało mi się, że Justina już nic ani nikt nie jest w stanie zmienić, a ten komu się to uda będzie cudotwórcą.
  Nagle usłyszałem za sobą jakiś damski głos, który woła mnie po imieniu. Na początku pomyślałem, że to pewnie jakaś moja napalona fanka, ale kiedy się odwróciłem zobaczyłem Lucy biegnąca na szpilkach w moja stronę, a raczej próbującą biec, bo co chwilę się na nich potykała. Na głowie miała okręcony nadal biały bandaż, spod którego wystawały loki jej kasztanowych włosów
  - Czego jeszcze chcesz, Lucy? - zapytałem oschle, kiedy znalazła się już obok mnie.
  - Przepraszam, że byłam dla ciebie taka oschła, ale kiedy weszła Kate, ja...
  Lucy zachwiała się niebezpiecznie na szpilkach i upadła prosto w moje ramiona, łapiąc się za głowę
  - Hej, co ci jest? - spytałem lekko przerażony, trzymając ją nadal mocno w ramionach. Jeśli teraz zemdleje, będzie to już trzeci raz tego wieczoru.
  - Trochę mi się kręci w głowie - odpowiedziała słabym głosem.
  - Nie powinnaś wstawać z łóżka, zaniosę cię tam z powrotem.
   Lucy, tylko posłusznie skinęła głową, a ja wziąłem ją na ręce, jak pannę młodą i zaniosłem do sali. Pielęgniarka widząc nas, chwyciła się za głowę.
  - Pacjentka nie może wstawać z łóżka! Dopiero co się przebudziła to niebezpieczne.
  - Wiem, dlatego właśnie ją tu zanoszę. Sama z niego wstała.
  - Powinien pan bardziej pilnować narzeczonej.
  - Spokojnie, dopilnuję, żeby już się nie podnosiła z łóżka.
   Gdy położyłem już moją "narzeczoną" na łóżku, odwróciłem się do wyjścia i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem za sobą  jej słaby głos.
- Louis, proszę, zaczekaj.
  Nie wiem, czemu, ale nie potrafiłem tak po prostu wyjść. Odwróciłem się do niej i spojrzałem na nią. W jej oczach była taka bezradność.
   Niestety, wszystko przerwał lekarz, który wszedł do sali, wypraszając mnie z niej gestem. Ale zaraz, w końcu nazywam się Louis Tomlinson i nikt nie ma prawa mnie wypraszać. A po drugie jestem "narzeczonym" pacjentki, więc mam pełne prawo tu zostać.
  - Zostanę tu i poczekam, aż pan skończy to co musi zrobić - oświadczyłem twardo.
  - Nie może pan, zostać. Musi pan opuścić na chwilę pomieszczenie.
  - Nie - upierałem się.
   Lekarz westchnął z rezygnacją i pokręcił głową.
  - Widzę, że żadna siła stąd pana nie wypchnie.
  - Dokładnie.
  - W porządku, więc może pan tu zostać, ale proszę nikomu nie mówić, że na to panu pozwoliłem
  - Będę milczał jak grób - powiedziałem zadowolony, że udało mi się dopiąć swego. Zresztą jak zwykle.
   Patrzyłem w milczeniu, jak ten lekarz zapina Lucy z powrotem jakieś rurki i poprawia jej bandaż na głowie. Kiedy odchylił lekko dekolt jej sukienki, żeby ją zbadać, coś we mnie pękło. Poczułem złość. Tak jakby Lucy była tylko moja i nikt nie miał prawa jej dotykać. To było co najmniej dziwne, przecież znamy się kilka godzin, nie powinienem nic takiego czuć. Muszę się opanować, dzisiaj co najmniej zwariowałem. Co mnie skłoniło do tego, żeby przy niej zostać. Przecież ta dziewczyna jest dla mnie nikim. Praktycznie jej nie znam.
   Po skończonym badaniu, lekarz wyszedł i zostawił nas samych. Usiadłem na łóżku Lucy i czekałem na to co miała mi do powiedzenia.
   Lucy wzięła głęboki oddech i zaczęła powoli mówić.
  - Chciałam cię przeprosić za to, że cię tak potraktowałam, ale nie chciałam, żeby Kate coś sobie ubzdurała. Wiesz, że cię lubię, albo coś.
  - A lubisz mnie? - zapytałem zaciekawiony.
  - Nie wiem, a ty mnie lubisz?
  - Nie wiem - odpowiedziałem identycznie - Tylko to miałaś mi do powiedzenia, bo tak jakby szkoda mi czasu, muszę wracać do kumpli.
  - Ohh, racja - w głosie Lucy słychać było zawód, ale to ona pierwsza rozpoczęła tą grę, a ja postanowiłem ją tylko kontynuować. Być może jakby nie udawała takiej niedostępnej, pieprzylibyśmy się na tym łóżku, ale cóż do tego raczej nigdy nie dojdzie.
  - Chciałam tylko zapytać - zaczęła po chwili milczenia - Jak mam się z tobą skontaktować, kiedy już wyjdę ze szpitala. Wiesz chyba w jakiej sprawie - jej głos stał się teraz zupełnie obojętny
   Na komodzie obok łóżka zobaczyłem kartkę i długopis. Wziąłem ją i zapisałem na niej Lucy mój numer, po czym podałem jej go.
  - Dzwoń na ten numer.
  Potem bez słowa wyszedłem z sali widząc po drodze przyjaciółki Lucy. Jak mniemam Kate - zmroziła mnie wzrokiem i zacisnęła usta w wąską linię. Szkoda, że mnie nie lubi, fajna z niej dupa tak jak już wcześniej zauważył Justin. Druga z nich - Lily spojrzała na mnie z rozmarzeniem, a ja puściłem jej oczko. Kate widząc to szturchnęła Lily i pokręciła głową wywracając oczami
*Lucy*
   Po wyjściu Louisa, poczułam dziwna pustkę. Wiem, że to ja wszystko spieprzyłam. Nie musimy się przecież nienawidzić. Z jednej strony chciałabym z nim normalnie porozmawiać, tak jak na początku, kiedy przyszedł do mnie z powrotem, a z drugiej coś każe mi być dla niego oschłą i zimną. Jest to też po części również jego wina, bo gdy ja go chciałam przeprosić, jego zdawało się to kompletnie nie obchodzić. Zresztą nieważne, nie powinnam martwić się w nowy rok. Mówią, że taki jaki będzie pierwszy dzień nowego roku taki będzie cały rok, dlatego postanowiłam nie wracać już myślami do Louisa.
  - Boże, widziałaś jaki on jest przystojny! - krzyknęła Lily wchodząc do środka.
    "Owszem, widziałam" pomyślałam, ale powiedziałam na głos zupełnie co innego.
  - Widziałam przystojniejszych. Poza tym to burak i cham, a na dodatek przez niego tutaj leżę.
  - Właśnie, Lucy ma rację. Przejrzyj na oczy Lily - dodała Kate wchodząc do pomieszczenia za nią i siadając na swoim wcześniejszym miejscu.
  - Przecież wiem, że nie zachował się jak dżentelmen, ale jestem pewna, że nie chciał zrobić Lucy krzywdy i na pewno teraz tego żałuje.
  - Akurat - prychnęła z pogardą Kate.
  - Dziewczyny, nie kłóćcie się. Jest nowy rok, wypijmy za to o ile zostało jeszcze trochę szampana - powiedziałam i podniosłam się żeby sprawdzić czy w zielonej butelce jeszcze coś jest.
   Napój w butelce zachlupotał na dnie, więc jeszcze trochę zostało. Wylałam go do końca do trzech plastikowych kubków i wszystkie wzniosłyśmy toast.
  - Za nowy rok! - powiedziałam głośno i stuknęłyśmy się kubkami.
  - I za lepszy, następny sylwester - dodała Kate lekko się uśmiechając.
                                                                        ***
   Więc mamy skończony już trzeci rozdział! Mamy nadzieję, że wszystkim się podobało. Następny będzie wstawiony, kiedy zobaczymy pod rozdziałem minimum 3 komentarze. Nie miejcie nam tego za złe, ale chcemy mieć pewność, że ktoś to czyta ;) :*
Do czwartego rozdziału! Gazix i Lucix xx



piątek, 20 maja 2016

Rozdział 2


*Lucy*
  Obudziłam się w jakimś obcym miejscu, ale nie był to dom Louisa. Wokół mnie były białe ściany i jakaś stara komoda. Do tego okropnie bolała mnie głowa, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły jakimś tępym narzędziem. Przez moment myślałam nawet, że to wszystko nie dzieje się naprawdę i to jedynie jakiś realistyczny sen, ale z moich rozmyślań wyrwała mnie pielęgniarka, która weszła do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
  - Widzę, że już się obudziłaś złotko, twój narzeczony bardzo się o ciebie martwił - powiedziała patrząc na mnie z politowaniem.
  - Co do cholery? Jaki narzeczony, ja nie mam żadnego narzeczonego - powiedziałam zdezorientowana.
  O kim ta pielęgniarka mówiła? Może coś jej się pomyliło, ale najbardziej zastanawiało mnie to jakim cudem się tutaj znalazłam. Z moich obserwacji wynika, że najprawdopodobniej znajduję się w szpitalu, inaczej nie leżałabym na łóżku i nie byłoby tu przy mnie tej pielęgniarki, dlatego skoro już tu jest postanowiłam się od niej czegoś dowiedzieć.
  - Może mi pani powiedzieć jak się tutaj znalazłam?
  - No tak, pewnie niewiele pamiętasz. Więc przywiózł cię tu jakiś mężczyzna o brązowych włosach, średniego wzrostu. Podawał się za twojego narzeczonego. Powiedział też, że uderzyłaś się bardzo mocno o regał, po czym zemdlałaś. Lekarze mówią, że miałaś delikatny wstrząs mózgu, ale ja za wiele nie mogę ci nic powiedzieć. Wiem jedynie, że twój stan nie jest poważny i za niedługo powinnaś opuścić szpital.
  Czy ona mówiła o Louisie? Dlaczego podał się za mojego narzeczonego skoro nim nie jest? I czy to przez ten wypadek miałam wstrząs mózgu? Ale chyba powinam wcześniej poczuć, że coś jest ze mną nie tak. Cholera, ale mnie ta kroplówka irytuje. Zresztą nieważne, muszę z nim natychmiast porozmawiać i dowiedzieć się o co tutaj do cholery chodzi. Pamiętam jedynie, że po tym jak mnie potrącił. obudziłam się w jego domu przy dwóch jego niezbyt mądrze wyglądających kolegach.
  - W porządku, niech pani go poprosi, muszę z nim porozmawiać - oznajmiłam.
Na szczęście pielęgniarka nie pytała mnie o nic i tylko skinęła głową.
  - Za chwilę będę musiała przyjść i zmienić ci kroplówkę, w zasadzie miałam to zrobić już teraz, ale domyślam się, że chcielibyście być sami - powiedziała na odchodne i wyszła z mojej sali zapewne po Louisa.
  Po chwili do sali wszedł zmieszany chłopak, uśmiechając się niewinnie do pielęgniarki zanim ponownie wyszła. Potem powolnym krokiem podszedł do mojego łóżka.
  - Więc... yyyyy jak się czujesz? - zapytał, wbijając wzrok w ziemię i co chwilę niepewnie na mnie spoglądając
  - W porządku, chcę tylko od ciebie sensownych wyjaśnień i to natychmiast. Co się tu dzieje i dlaczego ta kobieta powiedziała mi, że podałeś się za mojego narzeczonego?! - krzyknęłam na niego zdenerwowana.
  - Nie złość się na mnie, ale musiałem tak powiedzieć, żeby lekarze powiedzieli mi coś o stanie twojego zdrowia. Kiedy znowu zemdlałaś w moim domu to się trochę przestraszyłem - tłumaczył się skruszony Louis.
  - Dlaczego zemdlałam?
  - Pewnie przez ten wypadek. Mogłaś na początku nie odczuwać bólu głowy, bo byłaś oszołomiona, ale nie mogłem powiedzieć lekarzom prawdy, dlatego skłamałem, że się uderzyłaś o komodę. Błagam zrobię co zechcesz tylko nic im o mnie nie mów. Nie mogę mieć problemów z policją, to może zaszkodzić mojej karierze i reputacji. Trzymaj się mojej wersji wydarzeń i oboje na tym skorzystamy.
  - Nic mnie nie obchodzi twoja zasrana kariera ani reputacja! Człowieku ty mnie mogłeś zabić! - uniosłam się.
  - Ale nie zabiłem! - krzyknął również Louis.
  - Już postanowiłam - powiedziałam twardo, maksymalnie na niego zła - Kiedy tylko stąd wyjdę, idę na policję.
 Louis westchnął ciężko.
  - Dobra, ile chcesz kasy?
  Myślałam, że się chyba przesłyszałam. Czy on proponował mi pieniądze w zamian za milczenie? Chciał mnie tak zwyczajnie przekupić? Za kogo ten człowiek się uważa? Muszę mu chyba jasno dać do zrozumienia, że mnie się nie da przekupić. Będę nieugięta w swojej decyzji, on musi za wszystko odpowiedzieć bez względu na nic.
*Louis*
  Jak ta dziewczyna mnie denerwuje. Czy ona do jasnej cholery nie wie kim ja jestem? Jeżeli ona pójdzie z tym na policję, gazety i media mnie obsmarują. Już widzę nagłówek portali plotkarskich: LOUIS TOMLINSON O MAŁO CO NIE ZABIŁ NIEWINNEJ DZIEWCZYNY W SYLWESTRA. Po prostu genialnie. Dlatego pomyślałem, że da się przekupić kasą, jednak jej odpowiedź zupełnie mnie zbiła z tropu.
  - Jeżeli myślisz, że możesz mnie kupić jak jakąś rzecz Louis, to się grubo mylisz, więc jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia to możesz opuścić to pomieszczenie, bo marnujesz tylko swój czas.
  Już miałem odpowiedzieć coś Lucy, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałem i szybkim krokiem poszedłem do wyjścia.
  - I lepiej załatw sobie dobrego adwokata - dodała na odchodne ze złośliwym uśmiechem.
 Rozwścieczony wyszedłem z sali i poszedłem w stronę Liama i Justina.
  - Co jest stary? - zapytał mnie od razy Liam.
  - Szkoda gadać - powiedziałem przez zaciśnięte zęby - Jedziemy na imprezę nie mam zamiaru się tu dłużej marnować.
  - Od początku to mówiłem! Zaraz będzie północ, więc musimy tam szybko dotrzeć. Ja prowadzę - oświadczył Justin. 
  Byłem już tak zły, że nawet nic nie odpowiedziałem tylko ruszyłem przed siebie, a za mną chłopaki. Po drodze zauważyłem dwie dziewczyny wypytujące recepcjonistkę o Lucy. Zdążyłem się dowiedzieć, że ma na nazwisko Swan, zobaczyłem jej dowód osobisty, bo w końcu musiałem wiedzieć jak ma na nazwisko moja "narzeczona". Teraz żałuje, że tu przyszedłem. Mogłem być już na imprezie, ale skąd mogłem wiedzieć, że ona nie da mi się przekupić. 
  Jedna z dziewczyn miała jasne, kręcone, blond włosy sięgające za ramiona, a druga proste ciemne, prawie czarne, też długie. To były chyba jej koleżanki i to chyba właśnie z jedną z nich Lucy rozmawiała, tuż przed tym, zanim zemdlała, ale zresztą co mnie to obchodzi.
  - Fajna dupa z tej brunetki - powiedział Justin lustrując wzrokiem jedną z nich.
  - To koleżanka Lucy, zostaw ją w spokoju, znajdziesz sobie inna laskę to bzykania - odpowiedziałem Justinowi groźnie, ciągnąc go w stronę wyjścia. Wolałem, żeby nie ruszał jej przyjaciółeczki, bo przez to mógłbym mieć większe problemy.
  - No całkiem niezłe te koleżanki, Lucy - dodał Liam.
  - Przestańcie się na nie gapić. Przez wasze chore fantazje, mogę mieć jeszcze większe kłopoty, więc idziemy, jeżeli chcecie zdążyć do klubu przed północą - westchnąłem przewracając oczami.        Rzeczywiście jej koleżanki są bardzo ładne, ale to są koleżanki Lucy Swan - dziewczyny, która może mnie zniszczyć za jednym pstryknięciem palców. Nawet jeżeli znajdę sobie dobrego adwokata, media i tak nie będą mówiły o mnie dobrych rzeczy jak do tej pory.
  - Nie możemy zabrać ich ze sobą do klubu? - zaproponował Liam zza moich pleców.
  - Ciebie naprawdę pojebało - odparłem - Idziemy.
  Po niedługim czasie wsiedliśmy do mojego samochodu. Justin na miejscu kierowcy, ja na miejscu pasażera i Liam na tyłach. Jechaliśmy w ciszy, dopóki Justin się nie odezwał.
  - A tak w zasadzie to co ona ci powiedziała?
  - Kto?
  - No ta dziewczyna przez, którą jeszcze nie jesteśmy na imprezie - w głosie mojego przyjaciela słychać było pretensje.
  - Kazała mi załatwić sobie dobrego adwokata - mruknąłem niezadowolony.
  - No to grubo Tommo - do rozmowy przyłączył się Liam - Wiesz, że to może ci nieźle zaszkodzić?
  - Co ty nie powiesz?
  - Może wyluzujesz się trochę w klubie. W końcu jest sylwester, trzeba to świętować. Za pół godziny będziemy mieli 2016 rok.
  - Może nowy rok będzie lepszy, bo jak na razie to nie mam szczęścia. Dlaczego akurat mi musiała wyskoczyć? Nie mogła komuś innemu?
   Dalsza cześć drogi minęła nam szybko. Justin jechał 100 km/h, więc w niecałe 15 minut byliśmy już na miejscu. Kolejka do klubu była ogromna, ale my nie zamierzaliśmy w niej stać. Kiedy podeszliśmy do barierek pokazałem dowód ochroniarzowi i wpuścił nas niemal od razu kiwając z uznaniem głową. Kątem oka zauważyłem na jego koszulce nadruk z "Manchester United", gdzie gramy, pewnie dlatego nie stawiał większych oporów i nie pieprzył o równości obywateli jak poprzednim razem mi się zdażyło usłyszeć od innego ochroniarza przy klubie. Koniec końców, i tak wszedłem bez kolejki.
   Gdy znaleźliśmy się już w środku, zamówiliśmy sobie drinki przy barze, a potem ruszyliśmy w tłum. Od razu przylepiły się do nas jakieś laski. Liam zaczął z jedną flirtować, a Justin? Cóż jak to Justin już kierował się z jakąś dziewczyną w obcisłej, czarnej sukience do łazienki, dobrze wiemy po co, jednak zatrzymałem go w połowie kroku.
  - Mógłbyś poczekać z tym do północy? Przegapisz nowy rok pieprząc się z pierwszą, lepszą laską w kiblu.
  - Daj spokój, przecież zdążę - machnął ręką Justin i szybko się odwrócił, zanim zdążyłem znowu go zatrzymać, dlatego postanowiłem poszukać Liama. Nie wiem czemu, ale nie miałem ochoty na flirty co było do mnie niepodobne. Wstyd mi przyznać, ale cały czas myślę o Lucy, mimo, że porządnie się przez nią wkurzyłem. Ta dziewczyna jest denerwująca, ale też intrygująca i piękna. Już, kiedy wnosiłem ją do mojego domu to zauważyłem, ale nie przyznam się przecież do tego chłopakom. Tylko by mnie wyśmiali, że podoba mi się dziewczyna, którą potrąciłem i która teraz grozi mi policją. Ciekawe co teraz robi. Chyba pokrzyżowałem jej sylwestra, na pewno jest na mnie za to strasznie wściekła.
   Nagle do głowy przyszedł mi zajebisty pomysł. Pojadę do niej, do szpitala. Może przy okazji uda mi się namówić ją na zmianę decyzji i wynagrodzę jej jakoś szkody, której jej wyrządziłem.
*Lucy*
   Chwilę po wyjściu Louisa w mojej sali pojawiły się Kate i Lily.
  - Biedaczko, co ten kutas ci zrobił? - zapytała zatroskanym głosem Lily, podbiegając do mojego łóżka i siadając na jego skraju.
  - Jak mnie tu znalazłyście? - zapytałam zdziwiona, przecież nawet nie zdążyłam do nikogo zadzwonić i powiadomić kogokolwiek o moim stanie i miejscu pobytu.
  - Kate namierzyła twój telefon - odpowiedziała Lily jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
  - Kate, jak ty to do cholery zrobiłaś? - zwróciłam się do drugiej mojej przyjaciółki.
 Kate w odpowiedzi uśmiechnęła się chytrze i wzruszyła ramionami.
  - Magia. Nie myślisz chyba, że czekałybyśmy, aż do nas zadzwonisz.
  - A po drodze kupiłyśmy nam sylwestrowego... - zaczęła Lily i powoli wyciągnęła coś z torby - szampana!!! Tutaj są kubeczki - dodała i wyciągnęła jeszcze plastikowe kubki, kładąc wszystko na małej komodzie obok mojego łóżka.
  - Jesteście nienormalne, a jak ktoś z personelu to zobaczy? W szpitalu nie można pić alkoholu.
  - Oj Lucy, jest sylwester, wyluzuj - powiedziała Kate i usiadła po mojej drugiej stronie - Swoją drogą, niech ja tylko zobaczę tego drania, który ci to zrobił. Wiesz jak on się w ogóle nazywa?
  - Louis - odpowiedziałam krótko.
  - A nazwisko?
  - Aż tak szczegółowo się nie przedstawiał, ale myślę, że policji wystarczy to co o nim wiem
  - Czyli? Co o nim więcej wiesz? - dopytywała Lily.
  - Ej miałyśmy chyba świętować nowy rok, a nie zaprzątać sobie głowę tym kolesiem. Zresztą jestem pewna, że jeszcze się spotkamy. On zrobi wszystko, żebym tylko nie powiedziała nic glinom. Proponował mi nawet pieniądze w zamian za milczenie.
  - Co? Ten człowiek jest niepoważny!  - oburzyła się Kate.
  - Hej! Proszę was, nie mówmy już o nim więcej, on już wystarczająco mi zepsuł wspaniale zapowiadającą się imprezę. A tak poza tym powinnyście na nią pójść beze mnie. Kate, wiem jak uwielbiasz imprezy i ile godzin się pewnie na nią szykowałaś - spojrzałam przepraszająco na przyjaciółkę.
  - Nie ma mowy nie zostawimy cię tu! - sprzeciwiła się.
  - Właśnie - dodała Lily.
  - Jesteście kochane.
   Uścisnęłam dziewczyny, lekko podnosząc się z łóżka. Kątem oka zerknęłam na zegarek tykający na ścianie. Była 23:45. Został zaledwie kwadrans do rozpoczęcia nowego roku - 2016. Mam nadzieję, że następny sylwester będzie lepszy od tego, bo bynajmniej nie o takim spędzaniu ostatnich chwil starego roku marzyłam.
   Przez ostanie 15 minut wspominałyśmy poprzedni rok śmiejąc się co chwilę. W pewnym momencie do sali weszła jedna z pielęgniarek, żeby nas uciszyć i uświadomić, że na oddziale są jeszcze inni pacjenci. To wywołało u nas tylko jeszcze większą salwę śmiechu. W pewnym momencie wskazówki zegarka na ścianie wybiły równo godzinę 12, a Kate krzyknęła:
  - Szczęśliwego nowego roku!!!
  - Szczęśliwego nowego roku!!! - odkrzyknęłam razem z Lily.
   Byłam szczęśliwa, że mimo tego wszystkiego co się stało mogę spędzić nowy rok z moimi dwoma najlepszymi przyjaciółkami. Pewnie mama zaraz zadzwoni do mnie złożyć życzenia noworoczne i zapyta jak impreza. Postanowiłam, że nie będę jej martwić i powiem jej o szpitalu dopiero jutro, tylko niepotrzebnie będzie się zamartwiać.
   Obserwowałam jak Lily nalewała szampana do plastikowych kubeczków, kiedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły i stanął w nich ktoś kogo nie spodziewałam się zobaczyć.
  - Szczęśliwego nowego roku, Lucy.

                                                               


                                                                        ***
Dobiegliśmy do końca  2 rozdziału! Mam nadzieję, że się podobało :) czytasz = komentujesz. Rozdziały będą się pojawiać mniej więcej co tydzień xx /Lucix i Gazix



sobota, 14 maja 2016

Rozdział 1


*Louis*
    Po tym jak potrąciłem jakąś dziewczynę, szybko zabrałem ją do samochodu i delikatnie rzuciłem ją na tylne siedzenia. Zastanawiałem się co z nią teraz zrobię, Miałem właśnie jechać na sylwestra z moimi kumplami: Justinem i Liamem, a tu nagle przed autem wyskoczyła mi ta laska. Postanowiłem, że zabiorę ją na razie do swojego domu, a później zadzwonię po chłopaków i poproszę ich o jakąś radę. Jedno było pewne. Nie mogę jej zostawić samej w moim domu, ani zostawić jej na ulicy. Dziewczyna mogłaby jeszcze powiedzieć o tym policji, kiedy się ocknie, a nie chciałbym mieć z nimi zatargów. Jeszcze tego by mi brakowało.
   Po 15 minutach drogi dojechaliśmy pod mój dom, a właściwie willę. Mam trochę kasy, nie zarabiam źle jako piłkarz mimo, że mam dopiero 22 lata. Chociaż przyznam, że to męczący zawód nie tylko pod względem ciężkich treningów. Nie mam praktycznie w ogóle prywatności, ale coś za coś. Liam i Justin też obracają się w tej branży co ja. Poznaliśmy się jakieś 3 lata temu, kiedy wszyscy dopiero co zaczynaliśmy naszą karierę. Od tej pory bardzo się ze sobą przyjaźnimy. Jesteśmy najlepszymi kumplami.
  Otworzyłem bramę i wjechałem na mój podjazd. Kiedy wysiadłem z samochodu, otworzyłem tylne drzwi i wziąłem na ręce nadal nieprzytomną dziewczynę. Jej kasztanowe włosy zwisały w dole, gdy ją niosłem. Z trudem otworzyłem drzwi z nią na rękach i pospiesznie położyłem ją na kanapie, a sam wyciągnąłem natychmiast telefon i wybrałem numer Justina. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się głos mojego przyjaciela
  - Siema stary, gdzie jesteś? Impreza zaraz się zaczyna, czekamy już na ciebie z Liamem
  - No właśnie Justin, mam pewne komplikacje z dojazdem. Możecie do mnie przyjechać? - zapytałem, spoglądając kątem oka na dziewczynę
  - O co dokładnie chodzi? Coś z twoim pierdzikółkiem nie tak?
  - Nie, po prostu potrąciłem jakąś laskę, ona jest teraz nieprzytomna, no i...
  - Co zrobiłeś?! - spytał z niedowierzaniem Justin - nie wierze Louis ty zawsze byłeś nieudany, ale żeby aż tak?
  - Dzięki - powiedziałem sarkastycznie - nie ważne po prostu wyświadcz kumplowi przysługę, przyjedź tu i mi pomóż
  - Dobra zaraz do ciebie przyjedziemy. Swoją drogą lepiej, żeby ta laska się obudziła jak najszybciej. Zepsuje nam tylko sylwestra.
 Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, Justin się rozłączył.
  Rzuciłem komórkę na blat w kuchni i poszedłem do dziewczyny. Jej oczy nadal były zamknięte. Dopiero teraz zauważyłem, że jest całkiem ładna. Chyba też, gdzieś się wybierała, bo miała na powiekach czarne kreski, pomalowane rzęsy, powieki i trochę podkładu czy jakiegoś innego gówna na twarzy. Nie znam się za bardzo na tych kosmetykach, dlatego nie odróżniam tych kobiecych smarowideł.
  Była ubrana w granatową, koronkową sukienkę przed kolano. Na nogach miała dopasowane, wysokie szpilki. Do tego była dosyć szczupła, więc nieźle się prezentowała. Gdybyśmy poznali się w nieco innych okolicznościach, może nawet bym na nią spojrzał, ale niestety ta cholerna dziewczyna musiała mi wyskoczyć przed maską samochodu. Miałem tylko nadzieję, że nie pokrzyżuje mi moich sylwestrowych planów.
  Po kilkunastu minutach czekania usłyszałem pukanie do drzwi. Za nimi stali oczywiście Justin i Liam z głupawymi uśmiechami na twarzy
  - Z czego się tak cieszycie matoły? - zapytałem, patrząc na nich złowrogo
  - Z ciebie - odpowiedział Liam - Tylko ty chyba potrafisz przejeżdżać ludzi w sylwestra
  - To nie jest zabawne - skwitowałem zapraszając ich gestem do środka
  - Właściwie to jak to się stało ? - spytał Liam, stając nad dziewczyną, leżącą na kanapie tak jak poprzednio. Nadal się nie przebudziła.
  - Jechałem spokojnie ulicą, no dobra może trochę za szybko, aż nagle wyskoczyła mi ona i zanim zdążyłem zahamować, potrąciłem ją, ale to nie moja wina. Mogła bardziej uważać gdzie przechodzi - wyjaśniłem.
  - Co z nią teraz zrobimy?
  - Myślałem, że wy mi powiecie, a właściwie to gdzie jest Justin?
 Oboje z Liamem rozejrzeliśmy się dookoła, aż zobaczyliśmy Justina grzebiącego w mojej lodówce.
  - Justin! Musisz jeść w takim momencie - skarcił go Liam
  - No co zgłodniałem - oburzył się, zamykając lodówkę i idąc w naszą stronę z kabanosami.
  - Chce ktoś? - zapytał nieśmiało potrząsając nam nimi przed twarzą.
  - Nie - odparliśmy jednocześnie z Liamem - Musimy wymyślić co z nią zrobimy.
  - Nie możesz jej tu zostawić, a my wrócimy na imprezę? - zasugerował Justin jedząc kabanosa
 W tym momencie dziewczyna, przeciągnęła się na kanapie otwierając oczy i od razu wykrzywiając się z bólu. Usiadła i rozejrzała się wokół siebie nie bardzo wiedząc chyba gdzie jest i co się tu dzieje. W duchu dziękowałem Bogu, że nareszcie się obudziła i nie będę musiał się już dłużej zastanawiać co mam z nią zrobić. Teraz wystarczy, że namówię ją, żeby siedziała cicho i nic nikomu nie powiedziała co się zdarzyło, potem odwiozę ją szybko do domu a sam pojadę z chłopakami na sylwestra.
  -  Gdzie ja do cholery jestem? - zapytała zdezorientowana.
  - U mnie w domu - odpowiedziałem jej - Tak jakby niechcący cię potrąciłem, bo weszłaś mi pod samochód, ale zapomnimy o tym odwiozę cię gdzie będziesz chciała i sprawa zamknięta. Tak poza tym to jestem Louis a to są moi kumple Justin i Liam - przedstawiłem się i pokazałem na chłopaków
  - Lucy - powiedziała niechętnie dziewczyna, patrząc na mnie podejrzliwie, a potem na Justina i Liama - Chcesz mi powiedzieć, że o mało co mnie nie zabiłeś, a teraz chcesz żebym o tym tak po prostu zapomniała?
  - Dokładnie - skwitowałem zadowolony. Do tej pory byłem przyzwyczajony, że wszystko uchodzi mi zawsze na sucho.
  - Nie ma mowy, ze wszystkim pójdę na policję! - wykrzyczała Lucy - wstając powoli z kanapy, ale od razu na nią siadła sycząc z bólu i łapiąc się za kostkę.
  - Wszystko w porządku? - zapytałem.
  - Chyba widzisz, że nie - odparła gniewnie.
 No tak, racja. To pytanie było bez sensu, to chyba było oczywiste, że nie jest w porządku, kiedy łapie się za kostkę.
  - Pokaż mi to - powiedziałem i zdjąłem z nogi Lucy jednego buta. Miała rzeczywiście strasznie opuchniętą kostkę. Nie wyglądało to dobrze.
  - Może lepiej będzie, jak zawiozę cię do szpitala, tam ci coś na to poradzą - zaproponowałem oglądając jeszcze jej kostkę.
  - Patrz Liam, nasz przyjaciel Louis bawi się w doktorka - zaśmiał się Justin, a za nim Liam
  - Czy możecie się zamknąć ? Próbuje jej pomóc - powiedziałem odwracając się w ich stronę i zabijając tych głupków spojrzeniem. Czy oni zawsze muszą ze wszystkiego żartować ? Naprawdę, Bóg stwarzając ich zapomniał im chyba dać chociaż odrobinę rozumu.
  - Jak na moje oko to chyba ma skręconą kostkę - powiedział z dumą Liam.
  - No co ty ?
  - A jak na moje oko to dochodzi 23 i musimy jechać na imprezę bo wyjdzie dupa z sylwestra - powiedział Justin spoglądając ze zniecierpliwieniem na zegarek.
* Lucy *
  Siedziałam na kanapie i przysłuchiwałam się rozmowie tych trzech idiotów. Zaniepokoiło mnie kiedy ten blondyn (chyba nazywa się Justin z tego co pamiętam) powiedział, że jest dochodzi już 23. Kate i Lily na pewno się o mnie martwią, muszę do nich natychmiast zadzwonić, niech mnie stąd wyciągną, bo dłużej tu nie wytrzymam. Dlaczego to musiało się zdarzyć akurat mnie? Wychodzi na to, że jestem w pomieszczeniu z trzema kompletnymi debilami, chociaż ten jeden - Louis jest całkiem przystojny. Co ja wygaduję, przecież on o mało co mnie nie zabił !
Korzystając z okazji, kiedy cała trójka się o coś wykłócała wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Kate. Niemal od razu moja przyjaciółka odebrała
  - Lucy, gdzie ty do cholery jesteś?! Myślałyśmy, że ktoś cię gdzieś potrącił i nie żyjesz ! Co się z tobą stało?! - krzyczała przez telefon zdenerwowana Kate.
  - Cóż w pewnym sensie to macie rację, Jakiś idiota mnie potrącił samochodem, a teraz siedzę u niego w domu z jego dwoma równie świrniętymi kolegami - powiedziałam spokojnie.
  - Co?! Żartujesz ze mnie?  Nic ci nie jest? Gdzie ten baran mieszka, zaraz zrobię z nim porządek.      Przywita się z moją pięścią, obiecuje ci
  Zaśmiałam się z gróźb Kate, zawsze tak mówiła jak ktoś ją zdenerwował
  - Spokojnie nic mi nie jest, poza tym, że mam chyba skręconą kostkę i nikt nie będzie witał się z twoją pięścią, po prostu po mnie przyjedź, bo nie dam rady przebywać tu dłużej.
  - Zaraz będę, tylko powiedz mi gdzie jesteś.
No właśnie gdzie ja jestem? Nagle w moją stronę odwrócił się Louis z trochę wystraszoną miną
  - Z kim rozmawiasz, Lucy? - zapytał ostrożnie. Chyba bał się, że rozmawiam z policją, chociaż swoją droga powinnam to zrobić.
  - Kate zaraz oddzwonię - powiedziałam cicho do słuchawki i rozłączyłam się. Zanim odpowiedziałam cokolwiek Louisowi zakręciło mi się strasznie w głowie, przed oczami zrobiło mi się ciemno i poczułam jak z powrotem opadam na miękką kanapę
                                                                           ***
No to dobiegliśmy do końca pierwszego rozdziału!  Mamy nadzieję, że się podobało!
czytasz = komentujesz, zachęca to nas wtedy do działania.
Do następnego!

poniedziałek, 2 maja 2016

Prolog

 18 - nastoletnia Lucy Swan właśnie przygotowywała się do wyjścia na imprezę sylwestrową, na którą miała iść ze swoimi przyjaciółkami - Kate Parker i Lily Johnson. Dziewczyny miały spotkać się pod domem Kate. 
  Lucy miała już założoną czarną sukienkę i dokańczała poprawiać makijaż, kiedy spojrzała na zegarek, zdała sobie sprawę, że zostało jej tylko 10 minut na dojście pod dom Kate, dlatego postanowiła pójść skrótem
  - Mamo, wychodzę! - krzyknęła w stronę mamy krzątającej się jeszcze po kuchni i przygotowującej posiłki dla gości. 
  Zanim pani Swan zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Lucy wyszła już z domu. Przechodziła szybkim krokiem przez ulicę, gdy nagle dostrzegła dwa mrugające światła jadące wprost na nią. Nim zdążyła się ruszyć, wjechał w nią rozpędzony, czarny Range Rover.
Chłopak, który kierował samochodem wybiegł z niego przestraszony 
  - Hej, słyszysz mnie ?! - krzyknął do nieprzytomnej dziewczyny.
  Kiedy nie dostał odpowiedzi, rozejrzał się dookoła, po czym zabrał Lucy do swojego auta i położył ją na tylnych siedzeniach. Z piskiem opon odjechał z miejsca zdarzenia.