środa, 22 lutego 2017

Rozdział 24

*Lucy*
   Jak to mówią wszystko co dobre kiedyś się kończy. Tak właśnie było też z przerwą zimową, którą spędziłam tak miło, że nawet nie zauważyłam, że nadbiega już jej koniec, jednak jest coś co dopiero się zaczęło i oczywiście mam tu na myśli mój nowy związek. Podczas lotu samolotem, gdzie siedziałam obok mojego chłopaka, ustaliliśmy, że od razu po wylądowaniu pojedziemy do mojego domu, żeby oznajmić mojej mamie o tym, że jesteśmy oficjalnie razem. Oboje mieliśmy nadzieję, że na tą wiadomość ucieszy się tak samo jak nasi przyjaciele, a prawdopodobieństwo tego zwiększał fakt, że moja mama wręcz uwielbiała Louisa.
  - Trochę się boję. - oznajmiłam Louisowi kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
  - Przecież mówiłaś, że twoja mama mnie lubi, więc na pewno będzie z tego powodu szczęśliwa.
  - Mam taką nadzieję, nigdy nie potrafię przewidzieć jej reakcji. Ale mam też nadzieję, że na moim powitaniu nie będzie u nas tego frajera Nicholasa. - warknęłam przypominając sobie rozmowę z mamą, kiedy jeszcze znajdowałam się w Austrii. Opowiadała mi o swoich kolejnych randkach z tym facetem, a wczoraj powiedziała mi, że są razem. Oczywiście bardzo mnie to zezłościło i przez resztę wieczoru Louis starał się mnie uspokoić. Zezłościł mnie również fakt, że Nicholas przyjdzie do nas za tydzień na obiad razem ze swoim synem, który jak się okazało jest rok starszy ode mnie. O tym również dowiedziałam się po fakcie dokonanym, gdzie mama oświadczyła mi radośnie, że zaprosiła swoją nową sympatię do naszego domu, nie konsultując ze mną tego wcześniej ani nawet nie pytając o zdanie na ten temat.
    Na razie starałam się jednak o tym nie myśleć. Miałam przy sobie ukochaną osobę, na której bardzo mi zależy i w tamtym momencie tylko to się dla mnie liczyło.
  - Samolot podchodzi do lądowania, prosimy wszystkich pasażerów o zapięcie pasów bezpieczeństwa. - z głośnika wydobył się głos stewardesy. Z ociąganiem podniosłam głowę z ramienia Louisa i wykonałam polecenie. Warczenie silnika samolotu słychać było coraz głośniej, a po chwili poczułam jak zatykają mi się uszy. Właśnie tego najbardziej nienawidziłam w lataniu samolotem.
   Kiedy bezpiecznie wylądowaliśmy i odebraliśmy swoje bagaże postanowiłam zadzwonić po taksówkę. W końcu nie mieliśmy innego transportu, a wizja jechania autobusem z ciężkimi bagażami nie była zbyt zachęcająca.
  - Pójdę się przywitać z Zaynem. - powiedział do mnie Louis w czasie gdy ja zamawiałam nam taksówkę.
   Dopiero teraz zauważyłam czarnego Mercedesa zaparkowanego niedaleko nas, który przyjechał po Kate.
  - Poczekaj aż skończę, wtedy pójdę z tobą. Też bym się chciała z nim przywiatać. - odparłam zatykając dłonią mikrofon telefonu.
  - To brat twojej przyjaciółki, widzisz się z nim za każdym razem kiedy u niej jesteś a na dodatek masz z nim lekcje. - mruknął niezadowolony.
  - Powiedziałam, że masz czekać, a moje zdanie nie podlega dyskusji.
   Louis spuścił głowę i kopnął grudkę topniejącego śniegu.
  - Teraz już wiem jak wygląda związek. - powiedział pod nosem, na co odwróciłam głowę w jego stronę.
  - Udam, że tego nie usłyszałam.
   Ku mojemu zadowoleniu kobieta przyjmująca zamówienie na transport oznajmiła, że ich linia jest teraz wolna, więc auto powinno zjawić się za kilka minut bez opóźnień. Oznaczało to,że mam chwilkę czasu na przywitanie się z Zaynen oraz pożegnanie z przyjaciółkami. Schowałam więc pospiesznie telefon do torebki i ciągnąc za sobą walizkę ruszyłam w kierunku Mercedesa.
  - Louis czy mógłbyś...- nie zdążyłam dokończyć pytania, ponieważ mój chlopak pobiegł przed siebie zostawiając mi swój bagaż i po chwili wskakując radośnie na Zayna. Zła chwyciłam za rączkę jego walizki i pociągnęłam ją dalej, po drodze zastanawiając się, kiedy Lou zdążył tak bardzo zaprzykaźnić się z przyrodnim bratem Kate.
  - Udusisz mi brata. - warknęła Kate stojąca z boku i przypatrująca się całemu zajściu.
  - Nie mam po co, za to chętnie udusiłbym ciebie. - odparł jej Lou puszczając bruneta.
  - Kiedy zdążyliście się tak bardzo zaprzyjaźnić? - spytałam stając z założonymi rękami.
  - Zawarliśmy ze sobą męski sojusz. - uśmiechnął się Zayn rozkładając ponownie ramiona, a następnie mnie nimi obejmując. Oddałam chętnie jego uścisk wbrew zazdrosnym spojrzeniom posyłanym przez Louisa w naszą stronę. Bawiło mnie to jak za każdym razem gdy przytulałam się do innego mężczyzny niż on marszczył brwi i patrzył się na danego osobnika morderczym wzrokiem nawet jeżeli chodziło tu o jego przyjaciela ze statusem: w związku.
  - Więc jak było w Austrii? - zapytał Zayn otwierając bagażnik swojego samochodu i pakując do niego po kolei wszystkie torby Kate.
  - Było świetnie. Następnym razem musisz jechać z nami. - odpowiedziałam, a na moją twarz wkradł się rozkoszny uśmiech na myśl o intymnej nocy spędzonej z Louisem oraz o rozpoczęciu naszego związku. Wyjeżdżając nawet nie pomyślałam o tym, że po powrocie będziemy już parą, a Lou z pełną świadomością i szczerością wyzna mi miłość. To były z pewnością najszczęśliwsze chwile w moim życiu.
  - Właśnie. - przytaknął Louis. - Za rok obowiązkowo jedziesz z nami, nawet nie wiesz jak świetnie zjeżdża się na nartach po Alpach.
  - Ale oprócz dobrej zabawy na stoku wydarzyło się chyba coś jeszcze między wami prawda? - Zayn poruszył brwiami i trącił Lou łokciem.
   Oboje spojrzeliśmy po sobie. Czyżby Zaynowi chodziło o naszą upojną noc? Ale skąd mógł o tym wiedzieć, przecież nie był tam z nami.
  - Mam na myśli to, że nareszcie jesteście razem. - wytłumaczył szybko, widząc nasze zakłopotane miny. - Kibicowałem wam od samego początku, mam nadzieję, że stworzycie udaną parę.
  - Ah to. - zaśmiał się z ulgą Louis. - Dzięki, ale skąd o tym wiesz.
  - Cóż, mam swojego stałego informatora. - uśmiechnął się i spojrzał wymownie na Kate.
  - No tak. - westchnęłam. Kate mówiła swojemu bratu o wszystkim, więc nie powinien dziwić mnie fakt, że i o tym go poinformowała, jednak nie byłam na nią z tego powodu zła. Wręcz przeciwnie. Słowa Zayna były bardzo miłe i miałam już do niego zaufanie, dlatego nie widziałam żadnej przeszkody w tym, żeby dowiedział się o zawarciu przez nas oficjalnie już związku. Byłam z tego bardzo dumna i do tej pory cieszyłam się na samo przypomnie o fakcie, że Louis jest moim chłopakiem.
   Nasza rozmowa z pewnością byłaby kontynuowana dalej, jednak przerwał nam dźwięk klaksonu taksówki zaparkowanej niedaleko nas. Zwróciło to uwagę kilkorgu ludzi, którzy obrócili się w stronę źródła dźwięku i dostrzegli Louisa. Część z nich wyjęła telefony, w przypuszczalnym celu, jednak nie przeszkadzało mi to. Na lotnisku mogło zjawić się nawet kilkunastu paparazzi z oślepiającymi i znienawidzonymi przeze mnie fleszami, a i tak uśmiech nie zszedłby z mojej twarzy. Dziś miałam dobry dzień i nikt ani nic nie był w stanie mi go zniszczyć.
   Kiedy taksówka dowiozła nas na miejsce, Louis wyjął nasze walizki i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Byłam cała zestresowana. Obawiałam się reakcji mamy, ponieważ zawsze liczyłam się z jej zdaniem. Często zwierzałam się jej z moich problemów po śmierci taty. Była wtedy dla mnie prawdziwą opoką. To dzięki niej w końcu pogodziłam się z jego śmiercią i udźwignęłam także daleką wyprowadzkę siostry, z którą również byłam mocno związana.
  - Nie stresuj się tak. - powiedział Louis zauważając moje zdenerwowanie. - Twoja mama na pewno będzie z tego powodu tak samo szczęśliwa jak my. W końcu to zaszczyt mieć tak przystojnego i wspaniałego zięcia.
  - Przecież nie jesteśmy małżeństwem tylko parą. - zauważyłam spoglądając na niego lekko rozbawiona.
  - Ale nikt nie powiedział, że nie będziemy. Urodzisz nam gromadkę dzieci i zamieszkamy gdzieś za granicą, gdzie będę mógł spokojnie rozkoszować się emeryturą.
  - Myślę, że jeszcze nie pora, żeby o tym myśleć, a ty masz zbyt bogatą wyobraźnię. - zaśmiałam się. Louis również się uśmiechnął. Wyglądał na rozmarzonego. To dziwne, bo nigdy go takiego nie widziałam, ale jego rozmarzenie udzieliło się również mi. Zaczęłam się zastanawiać jak wyglądałoby moje życie, gdyby stało się tak jak zasugerował Lou. Z gromadką dzieci w ładnym domu przy boku kochającego męża. Chyba o takim życiu marzy każda dojrzewająca nastolatka.
  - Ty naciśnij. - poprosiłam Louisa, kiedy dotarliśmy przed same drzwi. Nasz ganek zmienił się od mojego wyjazdu. Teraz nie było już tu śniegu, a przed drzwiami mama postawiła małe cytrynowe drzewka hodowlane, które stawiałyśmy co roku od śmierci taty, a to dlatego, że uwielbiał cytryny, a one nam o nim przypominały. Codziennie pił sok cytrynowy, który własnoręcznie wyciskał zachęcając przy tym domowników, żeby też spróbowali, jednak nikt z nas nie był na to chętny. Tata był tym bardzo zawiedziony.
   Louis przewrócił oczami i nacisnął dzwonek, ale po jego minie zauważyłam, że zaczął udzielać mu się ten sam niepokój co mi. Po chwili zobaczyłam jak sylwetka kobiety przechodzi z kuchni do holu, a potem drzwi już stały przed nami otworem.
  - Już jesteście! - krzyknęła moja uradowana mama i zaczęła przytulać nas oboje. - Wejdźcie, robi się przeciąg. - ponagliła nas, zamykając szybko drzwi.
  - Pięknie tu pachnie. - zauważył Louis zdejmując buty.
  - Zrobiłam indyka. - odparła mama z uśmiechem na ustach. - Mam nadzieję, że lubisz mięso z indyka, Louis?
  - Oczywiście. - kiwnął głową posyłając mojej mamie swój najlepszy uśmiech, Dobrze wiedziałam, że był to jeden z tych, żeby się jej przypodobać, jednak teraz wydawało mi się to dobre, ze względu na to co mieliśmy za chwilę powiedzieć.
  - Mamo. - zaczęłam, widząc, że Louis nie ma zamiaru zaczynać pierwszy.
  - Tak? - rodzicielka odwróciła się do mnie z tym samym nie zmienionym uśmiechem na twarzy.
  - Ja i Louis chcieliśmy ci coś powiedzieć.
   Mama zamarła na chwilę, a jej twarz zrobiła się blada.
  - Zostanę za dziewięć miesięcy babcią? - zapytała przestraszonym, niepewnym głosem.
  - Nie! Nic z tych rzeczy. - odparłam,a na twarzy mamy pojawiła się ulga.
  - Chcieliśmy pani powiedzieć, że od teraz ja i pani córka jesteśmy oficjalnie razem. - dokończył za mnie Louis, uśmiechając się i obejmując mnie ręką w talii.
  - To wspaniale! - wykrzyknęła i ku mojemu ogromnemu zdumieniu po raz drugi tego dnia przytuliła naszą dwójkę od siebie głaszcząc nas po głowach. - Witamy w rodzinie Louis! Od samego początku wam kibicowałam.
   Spojrzałam na Louisa z zadowoleniem. Widziałam, że jest tak samo szczęśliwy jak ja. Oboje cieszyliśmy się, że moja mama tak otwarcie przyjęła tą informację o której planowaliśmy jej powiedzieć od pierwszego dnia, gdy byliśmy już razem. Bardzo chciałabym poznać też jego mamę, jednak nie mówił mi o niej nic więcej oprócz tego, że mieszka razem z jego siostrą w Londynie i czasami ją odwiedza. Nie chciałam wywierać na niego nacisku, ale miałam nadzieję, że Lou mnie jej przedstawi. Myślę, że na pewno jest wspaniałą osobą, skoro urodziła tak wspaniałego syna.
  - Mógłbym pani w czymś pomóc? - zaproponował Louis, gdy tylko zauważył jak moja mama powraca do swoich domowych obowiązków i dogląda piekarnika z pieczenią.
  - Jeśli możesz rozłóż na stole pięć talerzy, dobrze?
  - Przecież nas jest tylko troje. - zauważyłam marszcząc brwi.
  - Oh, zapomniałam ci powiedzieć. - na twarzy mamy pojawiło się zakłopotanie. - Postanowiłam przełożyć obiad z Nicholasem i jego synem na dzisiaj.
  - Dlaczego akurat dzisiaj?! - wyrzuciłam ręce do góry, czując jak cała krew odpływa z mojej twarzy. - To rodzaj twojego przywitania po mojej tygodniowej nieobecności? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - W takim razie gratuluję, jest świetny.
   Mama zastygła w miejscu, nie wiedząc co powinna powiedzieć, a Louis spojrzał na mnie karcąco jakbym to ja była wszystkiemu winna. W tamtym momencie byłam wściekła na nich oboje i chciałam, żeby wszyscy zniknęli i pozostawili mnie samą, jednak wiedziałam o tym, że tak się nie stanie, dlatego odwróciłam się i pobiegłam na górę do swojego pokoju.
   Nie zdążyłam przebiec nawet kilku schodków, kiedy poczułam na swoich biodrach męskie ramiona bez wątpienia należące do mojego chłopaka.
  - Zostaw mnie w spokoju. - syknęłam do niego, mając nadzieję, że posłucha mojego polecenia i odpuści, ale tak się nie stało.
  - Nie rób przykrości swojej mamie i zejdź na dół, tak będzie lepiej.
  - Oh, naprawdę? Lepiej dla kogo? - ze zdwojoną wściekłością odepchnęłam od siebie Louisa, jednak już po chwili znów trzymał mnie ciasno przy sobie.
  - Zrób to dla niej. - jego głos przyjął błagalny ton. Zupełnie nie rozumiałam czemu tak bardzo Lou zależy na mojej mamie. Chciał się jej jeszcze bardziej przypodobać, żeby zaskarbić sobie u niej sympatię?
  - Czemu tak bardzo ci na tym zależy?
  - Bo zależy mi na tobie. Nie chcę, żebyś ciągle kłóciła się z mamą. - wytłumaczył mi, jednak jego tłumaczenie nie bardzo mnie przekonywało. Mimo to westchnęłam i z rezygnacją udałam się na dół. Na twarzy mamy znów pojawił się uśmiech i z zadowoleniem dokończyła rozkładanie talerzy na stole.
  - Kiedy będziemy sami, w nagrodę sprawię, że znów będziesz krzyczeć moje imię. - wyszeptał mi do ucha Louis.
  - Trzymam cię za słowo. - odszepnęłam mu, składając na jego szyi krótki pocałunek.
   Trzeba przyznać jedno - seks z Louisem jest boski, nie wspominając już o jego zwinnych, długich palcach, dlatego ta obietnica w jego ustach zabrzmiała niezwykle kusząco. Chciałam wyszeptać mu do ucha jeszcze kilka słowek, ale po domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Przewróciłam teatralnie oczami i z wielką niechęcią ruszyłam wraz z Louisem do holu, z którego już słychać było odgłosy cmokania w policzek i słodki głos mojej mamy witajacej gości.
  - Spokojnie, nie złość się tak. - Lou próbował na siłę załagodzić mój gniew, ale jego słowa tylko bardziej mnie denerwowały. Marzyłam wtedy o tym, żeby ta cała schadzka się skończyła więc żadne uspokajające czy pocieszajace słowa tutaj nie pomagały. 
  - Nick, proszę poznaj moją córkę. - usłyszałam nad sobą głos, a po chwili zobaczyłam stojącego obok mnie zadbanego, wysokiego mężczyznę, na oko trzy może cztery lata starszego od mojej mamy. Obok niego stał chłopak, myślę że mojego wieku uśmiechający się do mnie nieśmiało. Był rownie zadbany jak jego ojciec. Brązowe, elegancko, ułożone włosy i zero zarostu. Gdyby nie był jego synem może udałoby nam się złapać ze sobą dobry kontakt, bo wyglądał dosyć przyjaźnie.
  - Miło mi cię poznać, Lucy twoja mama tak dużo mi o tobie opowiadała, cieszę się, że nareszcie udało nam się spotkać. - Nick uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Z ogromną niechęcią uścisnęłam ją i mruknęłam pod nosem ciche ,,mi również".
  - A ten uroczy młodzieniec? - zapytał Nick zerkając na Louisa.
  - To Louis, chłopak Lucy. - odpowiedziała mama i w tym momencie oczy syna Nicholasa otworzyły się szeroko.
  - Ty jesteś Louis Tomlinson?! - zapytał trochę zbyt entuzjastycznie. 
  - Tak. - Lou kiwnął głową i uśmiechnął się do niego uprzejmie.
  - A ty z nim chodzisz?! - tym razem popatrzył na mnie z pełnym podziwem, jakbym dokonała czegoś nadzwyczajnego.
  - Martin. - syknął do niego Nicholas. - Nie bądź niegrzeczny.
  - Przepraszam, tato. - Martin - jak dowiedziałam sie tego przed chwilą zawiesił głowę i posłał przepraszaące spojrzenie Louisowi. Na moment zapadła między nami cisza, jednak mama szybko ja przerwała ze swoim standardowym uśmiechem na twarzy mówiącym, że nic się nie stało.
  - Więc może usiądziecie wszyscy do stołu? Wyjmę już indyka.
  - Jasne, to doskonały pomysł. - pokiwał głową Nick i po chwili wszyscy siedzieli już przy stole podczas gdy mama krzątała się w kuchni przy piekarniku.
  - Pomóc ci Clair? - Nick wychylił się ze swojego miejsca i zerknąl czujnym wzrokiem w stronę mamy jakby chciał pokazać na siłę jakim on jest wspaniałym i pomocnym mężczyzną, ale nie wiedział że na mnie nie robi to jakiegokolwiek wrażenia, a wręcz przeciwnie. Upewniam się tylko w swoim twierdzeniu, że jest zapatrzonym w siebie egoistą robiącym wszystko na pokaz.
  - Dziękuje, nie trzeba. - odkrzyknęła ku mojemu zadowoleniu mama, ponieważ naprawdę nie chciałabym żeby ten cały Nicholas chodził po naszej kuchni.
  - Długo jesteście razem? - odezwał się Martin, który najwyraźniej nie potrafił posiedzieć chwilę w milczeniu, a zwłaszcza kiedy naprzeciwko niego siedział sławny piłkarz.
  - Od niedawna. - odpowiedział mu Louis.
  - To super, nie wiedziałem, że dzięki nowej znajomości taty poznam Louisa Tomlinsona i nawet będę jadł z nim obiad. - Martin z każdą chwilą był tym coraz bardziej podekscytowany.
  - Może będziemy widywać się częściej. - Louis posłał Martinowi kolejny przyjazny uśmiech, jakby jego natrętne zachowanie ani trochę go nie denerwowało.
  - To by było ekstra.
   Znudzona przewróciłam oczami po raz drugi tego dnia i odwróciłam wzrok do okna nie chcąc dłużej patrzeć na scenke odgrywającą się przede mną. Kiedy wpatrywałam się w nieruchome drzewa poczułam na swoim kolanie rękę sunącą do góry w kierunku moich miejsc intymnych, jednak nie strąciłam jej z siebie. Może przez to, że zwyczajnie mi się nie chciało, a może przez to, że nie chciałam odtrącać od siebie Louisa, który swoim specyficznym zachowaniem i gestami chciał podtrzymać mnie na duchu.
  - Nie sądzisz, że Martin jest całkiem milutki? - zapytał szeptem.
  - Bardzo. - mruknęłam sarkastycznie.
  - Pomyśl, kiedy oni już sobie pójdą, pójdziemy na górę porobić ze sobą niegrzeczne rzeczy.
  - Louis, zamknij się. - syknęłam spoglądając nerwowo na Nicholasa i Martina w obawie, czy przypadkiem nie usłyszeli nic z tego co przed chwilą powiedział Lou. Na całe szczęście ich miny nie wyrażały żadnych specjalnych emocji, więc był to dla mnie znak, że nie doszło do nich, żadne słowo.
  - Nie chcesz wiedzieć co z tobą zrobię, gdy zostaniemy sami? - Lou dalej szeptał do mojego ucha, a jego ręka zatrzymała się przy rozporku moich spodni przez co głośno przełknęłam ślinę.
  - Do jakiej szkoły chodzisz, Lucy? - do moich uszu dobiegł przesadnie miły głos Nicholasa.
  - Do liceum Edmunda Bentleya. - odparłam siląc się, by z moich ust nie wydobył się niechciany jęk.
  - Słyszałem o tym liceum dużo dobrego, musisz więc być naprawdę zdolną dziewczyną. - Nick coraz bardziej próbował wkraść się w moje łaski i prawdopodobnie odpowiedziałabym mu na to coś niemiłego, ale przez czyjąś błądzącą przy guziku moich spodni rękę byłam w stanie tylko niewyraźnie się do niego uśmiechnąć.
  - Już jestem. - wszyscy odwrócili się w stronę mojej mamy niosącej z uśmiechem parującego indyka w brytfannie. Nick natychmiast poderwał się ze swojego miejsca, by pomóc mamie go pokroić, a Lou zabrał nareszcie swoją rękę na co odetchnęłam z ulgą.
  - Nie myśl, że to koniec. - szepnął mi do ucha jakby czytał w moich myślach. - Dałem ci dopiero przedsmak tego co będziemy robić.
  - Zapominasz o tym, że dalej mieszkam z mamą.
  - Wiem i nie przeszkadza mi to w zrealizowaniu moich zamiarów. Macie łazienkę, prawda?
  - Co ty znowu wymyślileś? - zapytałam, gdyż powoli zaczynałam poważnie obawiać się planów powstających w napalonym umyśle mojego chłopaka.
  - Nic co nie jest ci nieznane. - uśmiechnął się, a potem jak gdyby nigdy nic zabrał się za konsumpcję indyka zachwalając przy tym umiejętności kulinarne mojej mamy.
   Po obiedzie, gdy wszyscy byli już najedzeni doszło do najgorszej części programu, której nienawidzę najbardziej a mianowicie mówimy tu o sztucznych pochwałach i wychwalaniu wszystkiego co się tylko da pochwalić. Jest to standardowy i bardzo znany sposób na przypodobanie się, jednak na mnie nie działający o czym Nick chyba nie wiedział lub przeciwnie: wiedział, ale chodziło mu o to, żeby zapunktować u mojej mamy, a nie u mnie. W końcu jaka kobieta nie chciałaby żeby jej nowy partner oprócz jej samej nie wychwalał również jej córki.
  - Nawet nie wiesz Clair jaki jestem szczęśliwy, że mogłem poznać twoją córkę, a nawet jej chłopaka. - brnął dalej Nicholas popijając co chwilę sok pomarańczowy, żeby nawilżyć podniebienie. Cóż, chyba każdemu byłoby sucho w gardle gdyby przez cały czas nie zamykała mu się buzia, ale nie zamierzałam tego komentować, a przynajmniej na razie.
  - Oh, Nick ja też jestem bardzo szczęśliwa, że poznała twojego syna i mogłam was ugościć u siebie. - mama zaczęła swiergotać tak samo jak on czego miałam już serdecznie dosyć. Najchętniej osobiście wyprosiłabym Nicka za drzwi, ale wiedziałam co mi za to grozi, dlatego wolałam nie próbować swoich sztuczek.
  - Mam nadzieję, że takich spotkań będzie więcej, ale niestety razem z Martinem powinniśmy się już zbierać. - te słowa usłyszałam bardzo wyraźnie przez co mój humor natychmiast uległ zmianie.
   Z zadowoleniem zgodziłam się odprowadzić razem z mamą naszych gości do drzwi. Louis w tym czasie sprzątał ze stołu brudne talerze, ponieważ zaoferował, że posprząta po obiedzie. Jednym słowem: przyjął zaproszenie od mojej mamy i poczuł sie jak członek rodziny do tego stopnia, że domowe obowiązki także zaczęły leżeć w jego interesie, czego akurat nie miałam mu za złe.
   - Pa, Lucy. - pożegnał się ze mną Martin pozwalając sobie na delikatny uścisk. Posłałam mu odrobinę wymuszony uśmiech, a następnie odwróciłam się mając nadzieję, że pożegnanie Nicholasa w moim przypadku okaże sie niczym niezbędnym. Myliłam się. Nick nie zamierzał mi odpuszczać.
  - Do zobaczenia Lucille. - skrzywiłam się. Tak brzmiało moje pełne imię, jednak nikt go nigdy nie wymawiał. Nicholas postanowił więc być wyjątkiem za co w myślach przyłożyłam mu w twarz.
  - Do widzenia. - warknęłam.
  - Widzę, że za mną nie przepadasz. - zauważył schylając się do mojego poziomu i szepcząc, żeby nikt tego nie usłyszał. - Wiem co sobie o mnie myślisz, bo kiedy byłem w twoim wieku również znalazłem się w takiej samej sytuacji jak ty, ale musisz mi uwierzyć, że nie chcę niszczyć twojego życia ani próbować udawać twojego tatę. Chciałbym, żebyśmy się przynajmniej dogadali nie tylko ze względu na twoją mamę.
  - Jasne, w porządku. - mruknęłam chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko od Nicholasa.
   Gdy odsunęłam się od niego na bezpieczną dla mnie odległość mogłabym sobie przysiąc, że zobaczyłam na jego twarzy smutek i przez chwilę nawet zrobiło mi się go szkoda, ale szybko odpędziłam od siebie to uczucie i wróciłam do Louisa kończącego pakowanie talerzy do zmywarki.
  - Pomóc ci? - zaoferowałam stając za nim i obejmując go w pasie.
  - Nie trzeba, już skończyłem. - odparł, odwracając się do mnie i kładąc ręce na moich biodrach.
  - Bardzo ci dziękuje Louis, jesteś taki pomocny. Zawsze mogę na ciebie liczyć. - mama weszła do kuchni na wstępie od razu zachwalając Louisa. Chyba powinnam się już do tego przyzwyczaić.
  - Nie ma sprawy. Będę jeszcze w czymś pani potrzebny? - spytał uśmiechając się słodziutko.
  - Już nie, resztę zrobię sama, jak chcecie mozecie iść na górę, pewnie chcielibyście pobyć chwilę sami.
  - Oh tak, pójdziemy już. - Lou pokiwał energicznie głową i pociągnął mnie za sobą na górę. Przeskakiwaliśmy po kilka schodków na raz przez co o mało się nie potknęłam, a kiedy już znaleźliśmy się na górze zostałam wepchnięta do łazienki, a później usłyszałam jedynie szczęk zamykanego zamka w drzwiach.
  - Louis możesz mi powiedzieć co ty właściwie...
  - Ćśś...- jego usta zaatakowały moje zanim zdążyłam dokończyć pytanie. Wziął moje ręce i umieścił mi je nad głową, a potem wepchnął mi do buzi język, zaczynając zachłannie mnie całować. Oddawałam każdy jego pocałunek, jednak oprócz tego nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Moje nogi podobnie jak ręce zostały unieruchomione przez jego.
  - Mam na ciebie cholerną ochotę. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. - Chcę cię wziąć tu i teraz.
  - Lou, nie możemy na dole jest moja mama. - odszepnęłam próbując zachować resztki zdrowego rozsądku i nie dać ponieść się emocjom i pożądaniu które z każdą minutą we mnie narastało i było coraz cięższe do odepchnięcia.
  - Będziemy cicho. - powiedział obiecującym głosem puszczając moje ręce, by włożyć mi je pod bluzkę.
  - Nie wiem czy to dobry pomysł...- zastanawiałam się na głos.
  - Nie daj się prosić.
   Jego ręce dalej bładziły pod moją bluzką dobierając się do zapięcia mojego stanika. Zanim zdążyłam odpowiedzieć cokolwiek poczułam jak stanik ze mnie opada, co było dla mnie jasnym znakiem, że rozsądek musi przegrać.
  - Dobrze, ale cicho. Mama nie może nic usłyszeć. - wyszeptałam odchylając glowę do tyłu na znak, że jestem gotowa całkowicie mu się oddać. Z własnych obserwacji wiem, że Louis lubi dominować. Nawet podczas naszego poprzedniego seksu w hotelu nie było mowy o tym, żebym to ja znalazła sie na górze i przejęła kontrolę, a kiedy braliśmy wspólną kąpiel nie pozwolił mi wyjść z łazienki, gdy miałam zamiar ją opuścić rezygnując ze wspólnej kąpieli.
  - Obiecuję, że nikt nas nie usłyszy.
  Po tych słowach zostałam pospiesznie pozbawiona górnej części garderoby, a usta Louisa przyssały się do moich piersi pozostawiając na nich drobne malinki. Starałam się nie wydawać z siebie zbyt głośnych odgłosów, jednak za każdym razem kiedy Lou mocniej zassał moją pierś nie mogłam powstrzymać się od jęku.
   Ten rodzaj przyjemności szybko się zakończył i zaczęliśmy przechodzić do konkretów. Pozbyliśmy się moich spodni, a co za tym szło również dolnej części bielizny. Kiedy zostałam już całkowicie bez ubrań Louis rozebrał też siebie przez cały czas patrząc na moje nagie ciało, które tylko bardziej go podniecało i wywoływało u niego większą erekcję.
  - Otwórz usta. - powiedział trzymając w ręku swoją zwiniętą koszulkę.
  - Po co? - zapytałam nie rozumiejąc w jakim celu mam to robić. Chce żebym zrobiła mu dobrze oralnie? Ale przecież nie było o tym mowy, nie rozmawialiśmy o tym, nie byłam jeszcze na to gotowa.
  - Chcę ci zatkać usta moją koszulką, żeby tłumiła twoje jęki. - wytłumaczył, a moja obawa co do najgorszego ustąpiła.
  - Nie widzę takiej potrzeby, to nie jest konieczne. - odparłam wykręcając twarz w drugą stronę. Mimo, że wepchnięcie do ust koszulki nie wydawało mi się takie straszne jak seks oralny to i tak nie byłam pewna czy mam ochotę ją mieć w buzi.
  - Tak będzie lepiej i bezpieczniej. Otwieraj. - głos Louisa stał sie stanowczy dokładnie taki jaki jest za każdym razem kiedy mi czegoś zabrania lub każe zrobić i dokładnie taki jaki najbardziej mnie podniecał, dlatego posłusznie wykonałam jego polecenie otwierając usta. Lou włożył mi do nich zwiniętą w rulonik koszulkę i zawiązał mi ją z tyłu głowy. Kiedy upewnił się, że supeł mocno się trzyma chwycił moje udo usadawiając je na swoim biodrze i jednocześnie dając mi tym znać, że mam zrobic tak samo z drugą nogą.
  - Tym razem będzie szybciej niż zwykle, bo nie mamy zbyt wiele czasu, dobrze?
   Pokiwałam głową, a od razu potem poczułam w sobie coś dużego co wypełniło mnie w całości. Jęknęłam, a mój jęk został skutecznie stłumiony przez koszulkę w mojej buzi. Kiedy jednak Louis zaczął się poruszać moich jęków było coraz więcej i w środku podziękowałam mu za to, że wpadł na tak genialny pomysł, żeby mnie zakneblować, bo w przeciwnym razie nie wiem czy udałoby mi się zachować ciszę.
   Jego pchnięcia stawały się z każdą chwilą coraz mocniejsze i szybsze, przez co moje ciało uderzało równo o zimną ścianę, ale nie przeszkadzało mi to. Gdy otworzyłam oczy, które na moment zamknęłam zobaczyłam jak Louis zagryza zębami dolną wargę i zaciska mocno powieki, by nie wydobyć z siebie jęku. Nie wiedziałam jak dlugo jeszcze wytrzyma, ale i tak byłam z niego bardzo dumna, bo wiedziałam, że zachowanie ciszy podczas seksu nie przychodzi mu łatwo.
  - Cholera kochanie jest mi tak dobrze. - jęknął, jednak na tyle cicho, żeby ten jęk nie wyszedł poza ściany łaznienki.
   Chciałam również coś powiedzieć, jednak zapomniałam o tym, że usta zatyka mi jego koszulka. W odpowiedzi mogłam więc tylko jęknąć, czując jak ostre pchnięcia zamieniają się w jeszcze ostrzejsze i szybsze. Wreszcie Odchyliłam głowę do tyłu czując jak po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Dłońmi, które nadal miałam zaciśnięte na szyi Louisa wyczułam jak jego skurczone mięśnie się rozluźniają co oznaczało, że także zaczyna szczytować. Wykonał jeszcze kilka słabszych pchnięć i wyszedł ze mnie pozbawiony sił. Sięgnął za tył mojej głowy, żeby odwiązać mi koszulkę, a potem rzucił ją i przyssał się do moich warg.
  - Byłaś cudowna. - wyszeptał w moje usta.
  - To ty byłeś cudowny. - odparłam oddając pocałunek i przyciągając jego nagie ciało bliżej siebie. - Ale ubierzmy się już i chodźmy zanim mama wejdzie na górę.
   Odsunęliśmy się od siebie i w pośpiechu zalożyliśmy ubrania porozrzucane po całej łazience. Louis cichutko przekręcił zamek w drzwiach i dalej szybko przebiegliśmy do mojego pokoju, gdzie od razu zamknęłam drzwi.
  - Moje podejrzenia się potwierdziły. - powiedziałam siadając na łóżku i ciągnąc na nie za sobą Louisa.
  - Jakie podejrzenia? - zapytał wciągając mnie na swoje kolana.
  - Że jesteś nienormalny. - zaśmiałam się czochrając mu włosy, które po szybkim seksie w łazience były już w lekkim nieładzie.
  - Dlaczego? - Louis uśmiechnął się cwaniacko doskonale wiedząc co mam na myśli, ale mimo to postanowił udawać nic nieświadomego.
  - Uprawialiśmy seks w łazience podczas gdy moja mama była na dole i mogła nas usłyszeć, a ty perfidnie mnie do tego namówiłeś.
  - Ale nie usłyszała. - stwierdził z zadowoleniem.
  - Jesteś głupi. - uśmiechnęłam się chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.
  - I za to mnie kochasz.
  - Między innymi. Zostaniesz na noc?
  - A chcesz żebym został? - zapytał, biorąc mój podbródek w dwa palce i przekierowując go w swoją stronę.
  - Gdybym nie chciała, nie proponowałabym ci tego. Poza tym wygląda na to, że za chwilę będzie padać, a nie chcę żebyś zmókł i był potem chory.
  - Czyżbyś poczuła przypływ instynktu macierzyńskiego?
  - Nie, ja po prostu o ciebie dbam. - wzruszyłam ramionami i pocałowałam krótko Louisa w usta.
  - Cóż, więc chyba nie pozostaje mi nic innego jak zostać.
  - Chyba nie. - pokiwałam głową i zeszłam z kolan Lou, po to by położyć się płasko na łóżku. Louis odwrócił się w moją stronę, a potem zawisł nade mną łączac nasze usta razem.
  - Kocham cię. - szepnął mi do ucha na chwilę przerywając nasz pocałunek.
  - Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałam gładząc delikatnie jego policzek dłonią.
  - Masz łaskotki? - spytał nagle.
  - Tak, najbardziej na brzuchu i na udach, a czemu pytasz?
  I w tym momencie gorzko pożałowałam tego, że udzieliłam mu na to pytanie odpowiedzi. Mianowicie Louis zsunął się ze mnie do połowy, podwinął mi bluzkę i zaczął łaskotać po brzuchu, a później po wewnętrznej części ud. Zaczęłam histerycznie się śmiać i błagać Louisa, żeby przestał, ale on kompletnie mnie nie słuchał i dalej robił swoje dopóki drzwi mojego pokoju nie otworzyły sie i nie zawitała w nich moja mama, która postanowiła nie zaprzestawać swojej tradycji i przerywać mi miłe chwile z chłopakiem.
  - Przepraszam, że wam przeszkadzam. - zaczęła od tekstu, który był stałym punktem programu. - Ale chciałam po prostu sprawdzić co u was i czy czegoś nie potrzebujecie. - uśmiechnęła się niewinnie.
  - U nas wszystko w porządku i wydaje mi się, że na razie nic nie jest nam potrzebne. - odpowiedział uprzejmie Louis.
  - To wspaniale, gdybyście  jednak czegoś potrzebowali jestem na dole.
  - Jasne mamo. - mruknęłam.
  - Poczekaj! - zatrzymałam ją w połowie kroku, kiedy wycofywała się już do schodów.
  - Tak kochanie?
  - Chciałam ci powiedzieć, że Louis zostanie dzisiaj u nas na noc. - zerknęłam w stronę okna. Deszcz zaczął bębnić w szyby tak jak przypuszczałam na moją korzyść. - Nie będzie w końcu wracał w taką pogodę.
  Mama również spojrzała w okno.
  - Faktycznie, jest nie najlepsza pogoda. Pościele Louisowi łóżko w pokoju Danielle.
  - Nie ma takiej potrzeby, będzie spał ze mną. - powiedziałam szybko. Wiedziałam, że mama nie będzie z tego powodu bardzo zadowolona, jednak mam już 18 lat i moim zdaniem powinna przyzwyczajać się już powoli do tego, że śpię z chłopakiem w jednym łóżku, a nawet uprawiam z nim seks. Na przykład w łazience.
  - Niech się pani nie obawia, będziemy grzeczni. Nie dotknę Lucy nawet palcem. - dodał Louis robiąc minę uroczego chłopca.
  - I tak wiem, że się już dotykacie. -powiedziała pewnie. - Ale dobrze, pozwolę wam, jesteście już przecież dorośli. - westchnęła. - Tylko nie mogę się jakoś do tego przyzwyczaić.
   Kiedy mama po odbytej rozmowie opuściła pokój wróciliśmy z Louisem do naszych poprzednich zajęć, bynajmniej nieco ciekawszych od rozmów z moją mamą. Kolację zjedliśmy w pokoju. Została przyniesiona nam ona przez mamę, jak podejrzewam po to, żeby wedrzeć się do nas na chwilę i skontrolować co ze sobą robimy mimo jej poprzedniego stwierdzenia, że w końcu jesteśmy dorośli. Po kolacji Louis wtaszczył swoją walizkę na górę, a kiedy już to zrobił poszliśmy razem pod prysznic, który nie obył się bez wzajemnego dotykania, jednak nie potrwał on długo, ponieważ oboje byliśmy zmęczeni dzisiejszym dniem i chcieliśmy jak najprędzej położyć się do łóżka.
  - Po ktorej stronie śpisz? - zapytał Louis stojąc przy moim łóżku.
  - Po prawej, więc ty śpisz po lewej. - odpowiedziałam kładąc się na swoją połowę.
  Lou pokiwał głową, ale zamiast skierować się pod kołdrę wyjął ze swojej walizki notes i długopis. Zaciekawiona podeszłam do niego i zerknęłam na zapisaną kartkę przez jego ramię.
  - Co to jest?
  - Notes. - odpowiedział.
  - To akurat widzę, ale czemu masz tu napisane różne, dziwne miejsca? - zapytałam patrząc jak Louis skreśla słowo ,, łazienka".
  - Bo to są miejsca, w których chcę uprawiać z tobą seks. Jak widzisz dwa są już odhaczone.
  - Od kiedy ty to prowadzisz? - spytałam zszokowana.
  - Od kiedy jesteśmy razem. Chcesz zobaczyć? - Louis był zachwycony swoim pomysłem i z chęcią podał mi swoj notes. Nadal zaskoczona i lekko przerażona tym co zaraz miałam przeczytać wzięłam go od niego i przeczytałam na głos pierwsze miejsce z nie tak krótkiej listy.
  - Sypialnia. - skreślone. - Łazienka. - skreślone. - Kuchnia. Przymierzalnia. Samochód. Biurko w pokoju Lucy. Co do cholery? Louis czy ty zwariowałeś?
  - Czytaj dalej skarbie. - powiedział dumny z siebie jak paw. 
  - Szafa?
  - Tam też lubię. - wzruszył ramionami.
  - Leżak w ogrodzie. Basen. Ty jesteś chory. - stwierdziłam po przeczytaniu całej listy, oddając Louisowi notes.
  - Mam fantazje, które chcę z tobą spełnić. Uwierz mi, że żadna dziewczyna nigdy nie podniecała mnie tak jak ty.
  - Mjałam potraktować to jak komplement? - zapytałam kręcąc ze śmiechem głową i kładąc się do łóżka.
  - Oczywiście że tak. - odparł kładąc sie koło mnie.
  - Z kim ja się związałam.
  - Ze mną. - wyszczerzył się dumnie i objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego nagim torsie i zamknęłam oczy rozmyślając o tym co przed chwilą przeczytałam. Ostatnia pozycja brzmiała bardzo ciekawie i mimo, że na pewno nie należała do rzeczy normalnych, gdzie można się kochać to chciałam tego spróbować. W końcu czemu nie? Warto chyba urozmaicić swoje życie seksualne.
  - Zgaś już lampkę. - poleciłam Louisowi nie otwierając oczu.
  - Lucy. - usłyszałam jego niepewny, niski głos, gdy w pokoju nastała już ciemność. - Ale nie przestraszyłaś się chyba tego no nie? Bo jeżeli nie chcesz to moge te wszystkie dziwne miejsca wykreślić i...
  - Nie musisz. Przynajmniej będziemy mieli ciekawe życie seksualne. - odpowiedziałam i otworzyłam jedno oko po to by zobaczyć wielki uśmiech na twarzy mojego chłopaka.
  - Ale godzę się nie na wszyskie. - od razu dodałam, żeby w głowie Louisa nie zrodziły się kolejne pomysły, ponieważ w jego przypadku jest to bardzo prawdopodobne.
  - Tylko te na które się zgodzisz. - zapewnił mnie całując w czoło. - Dobranoc skarbie.
  - Dobranoc Louis.

  Następny rozdział: 15 marca