czwartek, 27 lipca 2017

Persuit

Kochani!

   Jak może część z was zauważyła w Love You, Goodbye zostało pominięte kilka miesięcy, w czasie których w życiu naszych bohaterów wiele się wydarzyło. Zdecydowałyśmy się więc, by napisać dodatkową część opowiadania pod tytułem widniejącym w nagłówku posta i jest on dostępny już na wattpadzie. Tam będą dodawana wszystkie rozdziały, opis dodatkowej części również dostępny jest na wattpadzie na naszym koncie: gazixlucix. 
  SERDECZNIE ZAPRASZAMY

niedziela, 2 lipca 2017

Epilog

8 miesięcy później
*Lucy*
  Nie ma piękniejszego uczucia niż gdy stoisz przed lustrem w długiej, białej sukni ślubnej wysadzanej kryształkami, a dwie wynajęte przez ciebie dziewczyny poprawiają twój makijaż i fryzurę, by ten dzień zarówno jak i wygląd był idealny. Razem z Louisem ustaliliśmy, że data 20 sierpnia będzie najlepszą datą na ślub, po tym kiedy musieliśmy skreślić ze swojej listy czerwiec, ponieważ w tym miesiącu ślub brali Kate i Justin oraz lipiec, który okazał się chłodnym miesiącem, a ciepło wróciło dopiero pod koniec lata.
  - Wyglądasz ślicznie. - powiedziała Kate patrząc na mnie z boku trzymając na ręku swoją półroczną córeczkę - Melanie. - Louis na pewno będzie zachwycony, kiedy zobaczy cię przed ołtarzem.
  - Mam nadzieję. - uśmiechnęłam się patrząc na swoje odbicie w lustrze. Jeszcze nigdy nie promieniałam taką radością. To miał być zdecydowanie najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
   Chwilę po tym, gdy dziewczyny odeszły ode mnie kończąc dopracowywanie mojego wyglądu do garderoby wbiegła moja mama, która na mój widok wydała głośny okrzyk zachwytu.
  - Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że moja mała córeczka wychodzi za mąż.
  - Ja chyba też nie... - westchnęłam czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Właśnie biorę ślub z mężczyzną mojego życia, stoję w najdroższej sukni i w najdroższych szpilkach, paparazzi okupują nasz dom, a biała, wynajęta limuzyna przyozdobiona mnóstwem kwiatów właśnie czeka na parkingu. Nie mogłam wymarzyć sobie idealniejszego życia, chociaż ciągły blask fleszy jest jego jedynym minusem.
  - Powinniście już jechać, za pół godziny musicie być w kościele. - ponagliła mnie mama, na co pokiwałam głową i odeszłam od lustra wychodząc z garderoby i schodząc po schodach na dół.
   Kate oddała Melanie w ręce Justina i poszła za mną, gdyż jej obecność przy mojej osobie była obowiązkowa ze względu na przyznaną rolę świadkowej.
  - Uważaj tylko, żeby cię nie obśliniła. - rzuciła na odchodne do męża i razem wyszłyśmy na świeże powietrze, gdzie już przy limuzynie stał Louis.
   Nie mogłam nawet uśmiechnąć się do przyszłego męża, ponieważ w moją stronę od razu rzuciła się cała chmara ludzi z aparatami wymachując nimi przed moją twarzą i zadając mnóstwo różnych pytań, których treści nawet nie rozumiałam, gdyż przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Jednak bardzo w mgnieniu oka zjawił się przy mnie i Kate wynajęty przez Lou ochroniarz Danny, który pospiesznie odgonił od nas paparazzi i pokierował w kierunku auta.
  - Ślicznie wyglądasz skarbie, będę miał przepiękną żonę. - pochwalił mnie Louis, gdy już bezpiecznie siedzieliśmy w środku, a Danny właśnie nalewał nam do kieliszków szampana.
  - Dziękuje, mój przyszły mąż też dzisiaj olśniewa. - odparłam przykładając do ust szklany kieliszek.
  - Kate, co u Melanie? - spytał Lou po przełknięciu napoju. Z biegiem czasu nauczyli się szacunku do siebie i teraz potrafią porozmawiać ze sobą bez ciągłych docinek, a Louis podobnie jak ja wprost uwielbia córeczkę Kate i z chęcią zostaje z nią, gdy Kate i Justin muszą pilnie gdzieś wyjść.
  - Dobrze, powoli zaczyna uczyć się raczkować. - uśmiechnęła się Kate. - Potrafi strącić swoją małą łapką wszystko.
  - To uroczo, też chciałabym mieć kiedyś takiego maluszka. - rozczuliłam się patrząc wymownie na Louisa.
  - Oczywiście, że będziemy mieli, kochanie. - odparł natychmiast. - Całą gromadkę, tak jak ci kiedyś obiecywałem.
                                                                           ***
   Kościół, w którym mieliśmy się pobrać był bardzo duży i spokojnie mógł pomieścić wszystkie dwieście osób, które wspólnie zaprosiliśmy. Każda ławka była przyozdobiona białymi wstążeczkami, na środku rozciągał się długi czerwony dywan, a przy ołtarzu stały białe róże, o które prosiłam, włożone do dużych, złotych wazonów. Ksiądz, który miał udzielić nam sakramentu małżeństwa stał przed nami trzymając w ręku pudełeczko z obrączkami, gotowy do momentu na który wszyscy czekali.
   Kiedy wypowiadałam swoją przysięgę małżeńską patrząc na Louisa widziałam kątem oka, jak moja mama siedząca w pierwszej ławce wyciera chusteczką łzy wzruszenia. Wreszcie ksiądz powiedział Ogłaszam was mężem i żoną i w mig posypały się gorące oklaski, a Louis od razu pochwycił mnie, by mnie pocałować zanim podstarzały duchowny zdążył oficjalnie wyrazić na to zgodę.
  - Kocham cię najbardziej na świecie. - wyszeptał w moje usta.
  - Ja ciebie też, mój mężu. - odszepnęłam wycierając wierzchem dłoni łzę spływającą mi po policzku.
   Po wyjściu z kościoła kilka dziewczynek, prawdopodobnie dzieci kuzynek i kuzynów Louisa sypało na nas kwiaty z koszyczka, a później wszyscy pojechali do wyznaczonej sali balowej, gdzie miało odbyć się wesele, które niewątpliwie było najlepszą częścią tego dnia. Polało się dużo alkoholu, panowie oglądali mecz koszykówki, później wszyscy ze sobą tańczyli, a najbardziej zadowolona była mała Melanie, gdy po zdjęciu welonu przyczepiłam go dosyć prymitywnie na jej jasne włoski. Nie pozwoliła wtedy Kate odejść z nią od lustra i moja biedna przyjaciółka musiała stać z nią tam przez piętnaście minut, dopóki jej mała córeczka nie zapragnęła pójść spać i Justin zaniósł ją do jednego z wynajętych pokojów na górze.
   Cała impreza skończyła się dopiero o wpół do szóstej rano i jestem pewna, że gdyby była taka możliwość trwałaby nawet do siódmej. Goście świetnie się bawili, podobnie jak ja i Louis, dlatego po powrocie do domu postanowiliśmy kontynuować zabawę, jednak w nieco innej postaci. To oboje lubiliśmy najbardziej i od samego początku seks odgrywał dużą rolę w naszym związku, a nie mogliśmy sobie go odmówić pierwszy raz jako małżonkowie.
  - Zarezerwowałem nam trzytygodniowy pobyt na Malediwach w ramach naszego miesiąca miodowego. - oświadczył Louis, gdy leżeliśmy już nadzy obok siebie. - Wiem, że powinien to być miesiąc, ale pod koniec września będę miał ważny mecz, nie może mnie na nim nie być, sama rozumiesz. - powiedział skruszony.
  - Oczywiście, że tak. - odparłam. - Ja też powinnam pod koniec września przygotować się do nowego roku nauki na uczelni, a trzy tygodnie to bardzo długo. Zdążymy zwiedzić cała wyspę i porządnie się wyszaleć.
  - Też tak myślę. - przytaknął mój mąż. - Lepiej chodźmy już spać, po południu jeszcze przyjdą do nas goście.
  - Dobranoc mój mężu.
  - Dobranoc moja najpiękniejsza żono. - wymruczał przyciągając mnie do siebie i obejmując czule swoim silnym ramieniem. Zasnęłam więc w objęciach już nie mojego chłopaka ani narzeczonego, ale świeżo upieczonego męża. Byłam pewna, że będziemy najlepszym małżeństwem.
 12 lat później
*Lucy*
  - Lucy czy możesz zabrać ode mnie Noela? Chyba znowu zrobił kupkę, a ja muszę jeszcze dogotować indyka zanim przyjdą nasi goście. - powiedział Louis próbując włożyć indyka z powrotem do piekarnika z wykręcającym mu się na rękach Noelem.
  - Rose, Lux, proszę, żebyście były grzeczne, mama zaraz do was wróci. - rzuciłam do naszych dwóch córeczek rysujących przy stole słonie i inne dzikie zwierzęta, które zobaczyły ostatnio na Animal Planet.
   Lux była naszą najstarszą córką. Urodziłam ją zaraz po studiach, kiedy miałam 23 lata, Rose była od niej cztery lata młodsza, miała cztery latka, a nasz najmłodszy synek Noel miał osiem miesięcy i był bardzo nieznośnym dzieckiem wbrew naszym oczekiwaniom, jednak Louis bardzo pragnął mieć syna, ponieważ mówił, że jeśli nie urodzi mu się syn, naród Tomlinsonów wyginie na zawsze, ponieważ jego jedyny kuzyn ze strony zmarłego ojca nie zamierzał mieć dzieci, a Rose i Lux na pewno jego zdaniem, szybko wyjdą za mąż.
   Osobiście miałam nadzieję, że nie pospieszą się za bardzo tak jak zrobiłam to ja. Nie twierdzę, że popełniłam błąd, wręcz przeciwnie wyjście za mąż za Louisa było najlepszym co zrobiłam, jednak z biegiem czasu sądzę, że niespełna jeszcze dwudziestoletnia dziewczyna nie powinna jeszcze brać ślubu, tym bardziej jeśli jest ze swoim ukochanym dopiero półtora roku.
   Dzisiejszego, słonecznego, lipcowego popołudnia swoją obecnością mieli zaszczycić nas Justin wraz ze swoją małżonką Kate oraz córeczkami Melanie i Elizabeth, jej brat Zayn ze swoją żoną Gigi oraz Liam - jedyny bezdzietny singiel w naszym gronie, jednak na obiedzie miał przyprowadzić swoją nową sympatię poznaną jak powiedział na jednej z imprez. Od kilkunastu lat prowadził życie imprezowego kawalera i nie znalazł sobie dziewczyny, z którą spotkałby się więcej niż dwa razy. Razem z Louisem podejrzewaliśmy, że boi się we wchodzenia w głębsze relacje przez tragiczne wydarzenia z przeszłości, kiedy to jego pierwsza partnerka Lexie popełniła samobójstwo, a moja i Kate przyjaciółka, Lily zginęła potrącona przez samochód tuż przed naszym ,,babskim wieczorem" przed ówczesnym domem Kate i jej również obecnego tam brata Zayna. O tych wydarzeniach nie da się zapomnieć i często razem z Kate zastanawiamy się czy Lily wyszłaby za Liama lub czy miałaby z nim dzieci jak my, gdyby żyła, ale stało się jak się stało i nie możemy rozpamiętywać tego do końca życia, dlatego zależało mi na tym, żeby Liam ułożył sobie życie. W końcu był też moim przyjacielem, nie tylko mojego męża.
  - Mamo, czy przyjdzie też Ellie? - zapytała Lux odkładając szarą kredkę na bok.
  - Oczywiście, skarbie.
  - Taaak! Przyjdzie do nas Ellie! - ucieszyła się Rose, na co Lux siedząca obok niej fuknęła ostentacyjnie.
  - Ellie będzie bawić się ze mną nie z tobą jesteś jeszcze za mała. - powiedziała, a Rose wykrzywiła się na te słowa.
  - Nieprawda! - krzyknęła. - Będzie bawić się też ze mną!
  - Louis, błagam zrób coś. - poprosiłam go, gdyż sama nie miałam ochoty uspakajać po raz kolejny kłócących się ze sobą dziewczynek, gdy powinnam iść zmienić Noelowi pieluchę, bo jego płacz był już nie do zniesienia.
  - Dziewczynki Ellie na pewno będzie bawić się z wami obiema, może nawet Melanie włączy się do zabawy, a jeżeli dalej będziecie prowadzić ze sobą kłótnie każda z was będzie siedziała w swoim pokoju. - powiedział z powagą Lou, a nasze córki od razu się uspokoiły i kontynuowały rysowanie zwierząt.
  - Dziękuje. - westchnęłam z ulgą dając mu krótkiego buziaka w usta, a potem weszłam na górę po schodach zanosząc Noela do jego pokoiku.
   Godzinę potem goście zasczycili nas swoją obecnością, siedmioletnie Elizabeth od razu przytuliła się do mnie i wujka Louisa, a potem popędziła na górę za Lux i Rose zostającą na tyle przez swoje krótkie nóżki.
  - Melanie, ty też przytulisz się do wujka? - zapytał Louis rozkładając ramiona, jednak Mel spojrzała na niego wzrokiem mówiącym, że nic z tego i odeszła idąc w stronę nakrytego stołu.
  - Jest teraz w trudnym wieku. - wytłumaczyła Kate.
  - Słyszałam to, mamo. - powiedziała Melanie odwracając się przez ramię i spoglądając na matkę złowrogim spojrzeniem.
  - W bardzo trudnym. - szepnął Justin siadając do stołu i zajmując miejce obok swojej zbuntowanej córki.
  - Tutaj miała siedzieć ciocia Gigi. - oznajmiła ojcu z powagą przez co Justin był zmuszony wycofać się i zasiąść kilka miejsc dalej razem z Kate.
  - Melanie, widzę, że zmieniłaś kolor włosów. - zauważyłam próbując rozchmurzyć dziewczynkę. Zamiast jej jasnych, blond włosów odziedziczonych bez wątpienia po Justinie miała włosy koloru pudrowego różu, które były jak podejrzewam kolejnym aktem buntu.
  - Tak, ciocia mi je farbowała. - powiedziała lekko się do mnie uśmiechając.
  - Naprawdę pięknie wyglądasz. - pochwaliłam ją.
  - Ja nie jestem z tego zadowolona. - powiedziała do mnie Kate, na tyle cicho by Melanie tego nie usłyszała. - Wymyśla różne dziwne rzeczy, a gdy jej na to nie pozwalam potrafi nie odzywać się do mnie przez cały dzień.
  - Zobaczysz, w końcu jej przejdzie. Nie miałaś tak w jej wieku?
  - Kiedy byłam w jej wieku mój brat podkradał moje rzeczy i opychał je na e bayu, gdy rodzice nie chcieli dać mu kieszonkowego, a później wmawiał mi, że zostawiła to u babci. - Kate wymawiając to spojrzała na Zayna oskarżycielsko.
  - Daj spokój, to było tyle lat temu. - machnął ręką ukrywając swój uśmiech.
  - Ale i tak ci tego nie zapomnę. Powiedzialeś mi o tym dopiero, gdy wyszłam za mąż. - pokręciła głową z dezaprobatą.
  - Indyk już idzie! - krzyknął Louis niosąc na stół parujące mięso i stawiając je na środku jednocześnie przerywając tym jakiekolwiek rozmowy. - Ellie, Lux, Rose, zapraszam was na dół! - krzyknął, a chwilę potem trzy rozkrzyczane dziewczynki wparowały do salonu przesiadając biednego Liama, by usiąść wszystkie obok siebie.
  - Liam, dlaczego nie przyprowadziłeś potencjalnej kandydatki na swoją dziewczynę? - spytał Liama Louis nabijając na widelec kawałek indyka.
  - Pokłóciliśmy się i raczej nic już z tego nie będzie. - westchnął biorąc szklankę i nalewając sobie soku winogronowego.
  - Zamierzasz być teraz kawalerem do końca życia? - podchwycił temat Justin.
  - Może nie do końca życia, ale na razie nie mam w swoich planach się żenić. - odparł znużony tym tematem.
  - Nie masz się po co spieszyć czasami małżeństwo potrafi być ciężkie, gdy twoja żona cały czas na coś narzeka. - powiedział Zayn poklepując Liama po plecach. To zdanie nie uszło uwadze Gigi, która gdy tylko to usłyszała spojrzała na niego wzrokiem, który nie wróżyło nic dobrego.
  - Zapomnij o dzisiejszym wieczorze, Zayn. - warknęła.
  - Ale kochanie ja tylko tak powiedziałem, ja...
  - Nie tłumacz się, nie zmienisz tym mojego zdania.
  - Gigi, skarbie...- próbował dalej zrozpaczony Zayn, ale ona nie zamierzała go już słuchać.
  - Milcz. Dzisiaj sobie wystarczająco nagrabiłeś.
   Przy stole rozległa się fala śmiechu, ale Zaynowi, który dzisiejszego wieczoru nie będzie mógł spędzić wieczoru z żoną nie było wcale do śmiechu i pokręcił na nas głową, dlatego przez resztę obiadu już nikt nie poruszał tematu małżeństwa, który dla Zayna okazał się pechowy i pozbawił go seksu, a Liama zaczynał widocznie nużyć.
  - Jak praca nad twoim nowym filmem, Lucy? - spytała Gigi z uśmiechem.
  - Bardzo dobrze. - odparłam. - Po sukcesie jaki odniósł poprzedni, miałam mnóstwo chętnych aktorów na wszystkie, nawet te najmniejsze role i mam kilku naprawdę dobrych sponsorów. A co się dzieje w świecie modelingu?
  - Cóż, powoli zaczynam się z tego świata wpisywać. - westchnęła smutno. - Nie jestem już taka młoda jak kiedyś, a razem z Zaynem chcielibyśmy mieć już dziecko co jest dodatkowym motywacją do tego, żeby oficjalnie zrezygnować z sesji.
  - Ja musiałam zrezygnować już po cztetech miesiącach. - wtrąciła się Kate. - Ale za to teraz projektuję najładniejsze torebki, a moja Melanie wynagrodziła to wszystko. - uśmiechnęła się do córki patrząc na nią z rozczuleniem. - Mam nadzieję, że kiedyś będzie modelką tak jak ja miałam nią być.
  - Wątpie w to, mamo. - mruknęła niezadowolona wstając ze swojego krzesła. - Pójdę wygrzać się w ogrodzie. - oświadczyła i wyszła zostawiając puste miejsce obok Gigi.
   Przez kilka minut mogłam porozmawiać z Kate i Gigi, jednak bardzo szybko mały Noel, który do tej pory grzecznie bawił się samochodzikami na podłodze zaczął głośno płakać i zmuszona byłam opuścić dziewczyny, by zająć się synkiem. Za mną podążył Louis przepraszając gości i razem weszliśmy na górę.
  - Może jest głodny. - zasugerował, gdy Noel nie przestawał płakać, a po sprawdzeniu jego pieluszka, którą niedawno mu zmieniałam była czysta.
  - Przecież jadł godzinę temu. - pokręciłam głową. - Czasami naprawdę nie wiem o co chodzi temu dziecku. - westchnęłam.
  - Daj mi go. - powiedział Lou, wyciągając ręce. - Spróbuję go uspokoić, a ty idź do dziewczyn, na pewno chciałabyś z nimi porozmawiać.
  - Na pewno sobie poradzisz? - zapytałam go przypominając sobie ostatni raz, kiedy Louis zajmował się naszym synem bez mojego nadzoru. Pozwolił bawić mu się wtedy pudełkiem prezerwatyw, bo stwierdził, że żal mu je było zabierać, a mały znalazł je sam.
  - Na pewno. Możesz zejść na dół.
   Postanowiłam nie upewniać się po raz kolejny czy mój mąż, aby na pewno poradzi sobie z tak trudnym zadaniem jakim było zająć się małym dzieckiem i zadowolona z takiego obrotu spraw zeszłam na dół, by kontynuować ,,babskie pogaduszki" z Kate i Gigi.
   Nasi goście siedzieli u nas do samego wieczora. Lux, Rose i Ellie kąpały się w basenie, a Melanie w końcu minął zły nastrój i także postanowiła razem z nimi popływać. Panowie prowadzili rozmowę przy piwie w ogrodzie co chwilę zerkając na nasze pluskające się dzieciaki, a ja i Kate nareszcie mogłyśmy odpocząć, bo rola matki naprawdę nie należy do najłatwiejszych.
   Dopiero późnym wieczorem ja i Louis mieliśmy chwilę wyłącznie dla siebie.
  - Rose nareszcie zasnęła. - powiedział kładąc się do łóżka. - Musiałem przeczytać jej trzy książeczki o królewnach.
  - Dobry z ciebie tata. - uśmiechnęłam się całując go w czoło. - Mam nadzieję, że żadno z dzieci nie będzie się dzisiaj budzić.
  - Ja tak samo. - westchnął ze zmęczeniem.
  - Lux zapytała mnie dzisiaj jak się poznaliśmy. - powiedziałam spoglądając na Louisa.
  - Co jej odpowiedziałaś? - zapytał ze śmiechem.
  - Że nasze poznanie było nietypowe. - na samo wspomnienie o sylwestrowym wieczorze sprzed trzynastu lat miałam ochotę się śmiać. Na pewno niewiele małżeństw poznało się w ten sposób, ale przynajmniej teraz razem z Lou mamy co wspominać. Czasy, kiedy byliśmy młodzi i dopiero zaczynaliśmy się poznawać były najpiękniejszymi czasami, chociaż przysiosły one trochę bólu i rozczarowań, ale gdyby nie to nie bylibyśmy tu gdzie teraz jesteśmy.
  - Pamiętasz moment, kiedy pocałowaliśmy po raz pierwszy? - zapytał.
  - To było na tym łóżku. - odpowiedziałam przypominając sobie tą chwilę. - Masowałam ci wtedy penisa.
  - Oh, tak to było najlepsze. - powiedział Louis zamykając oczy, a ja trąciłam go w ramię.
  - Zawsze byłeś taki mało romantyczny, zepsułeś nawet nasz pierwszy pocałunek. - skarciłam go.
  - Nieprawda czasami potrafiłem cię czymś zaskoczyć. Zabrałem cię na pierwszą randkę do najdroższej restauracji.
  - A potem powiedziałeś mi, że zapomniałeś się zabezpieczyć podczas ostatniego seksu w łazience. - przypomniałam mu.
  - Nie wypominaj mi tego. - fuknął udając urażonego. - Może rzeczywiście nie potrafiłem być przesadnie romantyczny, ale zawsze traktowałem cię jak księżniczkę.
  - To akurat prawda.- zgodziłam się.
  - A teraz traktuję cię jak królową. - powiedział przysuwając się bliżej mnie i wciągając mnie na swoje kolana. Nasze usta zbliżyły się do siebie, a Lou przesunął po moich wargach językiem. Gdy delikatnie je otworzyłam, byc dać mu do nich dostęp wsunął swój język zaczynając zachłannie mnie całować, po czym zaczął podnosić moją piżamę do góry.
  - Lou, za ścianą śpią dzieci. - mruknęłam odpychając delikatnie jego ręce od swojego ciała.
  - To nic, będziemy cicho. - odparł pewnie, znów zaczynając błądzić rękoma po moim brzuchu i muskając moje piersi.
  - Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. Jęczysz jak zażynana świnia.
  - Nieprawda.- oburzył się natychmiast. - To ty jesteś zawsze najgłośniejsza.
  - Jutro podrzucimy dzieci do mojej mamy. Zajmie się nimi a my będziemy mieli wieczór dla siebie bez stresu, że któreś nas usłyszy.
  - Może to rzeczywiście lepszy pomysł. - zgodził się wreszcie Louis pozwalając mi zająć swoje miejsce.
  - Wiesz... - zaczął znowu, gdy moje oczy były już zamknięte. - Najbardziej podnieca mnie twoja czerwona, koronkowa bielizna.
  - Rozumiem przez to, że mam ją jutro założyć? - spytałam ze śmiechem.
  - Gdybyś nie miała nic przeciwko... - przyznał nieśmiało.
  - Idź już spać Louis.
  - Czyli ją założysz? - dopytywał, a ja wydałam z siebie ciche westchnięcie.
  - Tak, założę, a teraz zgaś światło.
  - Lepszej żony nie mogłem sobie wymarzyć. - powiedział zadowolony i zgasił lampkę stojącą obok na stoliku, a potem pocałował mnie w czoło i tak jak zawsze objął ramieniem.
  - Dobranoc kochanie. - szepnął mi do ucha, a ja ze zmęczenia wydałam z siebie tylko cichy pomruk i wtuliłam się w nagi tors mojego męża.
  UWAGA UWAGA!!!
  Tym epizodem kończymy to opowiadanie, jednak nic straconego, ponieważ zapraszamy was do kolejnego fan fiction rownież o Louisie tym razem w nieco innym wymiarze ;) Link na dole ⬇⬇⬇

czwartek, 15 czerwca 2017

Rozdział 32

*Louis*
   Spanikowany wziąłem nieprzytomną Lucy na ręce i włożyłem ją do samochodu. Miała całe spodnie we krwi, która lała się z niej w dużych ilościach, a ja nie miałem pojęcia co może być tego przyczyną. Na całe szczęście szpital był niedaleko stąd i wiedziałem jak szybko do niego dojechać. Przez całą drogę trzęsły mi się ręce, wymijałem samochody z olbrzymią prędkością, kilka razy ktoś mnie obtrąbił, ale nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było życie Lucy. Bałem się, że w ułamku sekundy może je stracić.
  Kiedy zobaczyłem budynek szpitala, zaparkowałem niedbale samochód i wyjąłem z tylnych siedzeń Lucy biegnąc z nią na rękach. Jej ciało było wiotkie, nie słyszała co do niej mówię i cały czas krwawiła. Gdy przeszedłem przez szklane drzwi szpitala, lekarka rozmawiająca z pacjentem widząc mnie od razu podbiegła i rozkazała personelowi przynieść nosze, na których zanieśli Lucy na oddział.
  - Wie pan co stało się pacjentce? Co spowodowało nagłe krwawienie w okolicach intymnych?- spytała inna lekarka podchodząc do mnie z notesem w ręku.
  - Nie mam pojęcia, rozmawialiśmy, ona się zdenerwowała, krzyknęła i nagle upadła tracąc przytomność. - wytłumaczyłem nadal trzęsąc się z przerażenia. - Ale ona nie umrze, prawda pani doktor? Uratujecie ją?
  - Mamy taką nadzieję. - pokiwała głową i pobiegła w stronę krzątających się przy Lucy nerwowo lekarzy, których mogłem oglądać jedynie przez szybę.
   Każdy z nich coś robił. Jeden przynosił ręczniki, inny zestawy do badań, a pulchna pielęgniarka podawała jakiś zastrzyk. Potem lekarka stojąca najbliżej Lucy lekarka zasłoniła ją parawanem przez co straciłem ją całkowicie z oczu nie wiedząc co się z nią dzieje.
   Zrozpaczony usiadłem na krzesełku przed jej salą. Schowałem głowę w ręce i oddychałem głęboko. Wiedziałem, że już dawno straciłem Lucy, ale nie chciałem stracić jej w taki sposób. Na zawsze. Co chwilę dochodziły mnie krzyki lekarzy i pikanie różnych urządzeń co napawało mnie jeszcze większym strachem. Chciałem, żeby był już tego koniec, a Lucy przeżyła.
   Miałem wrażenie, że tkwię na krzesełku przez godziny, kiedy nareszcie z sali wyszła lekarka, która przejęła ode mnie Lucy. Jak oparzony poderwałem się na równe nogi i z bijącym sercem podszedłem do kobiety.
  - Co z moją dziewczyną? - miałem świadomość tego, że Lucy nie jest już moją dziewczyną, ale mimo to nadal tak ją nazywałem, ponieważ moja podświadomość najwyraźniej nie przyjęła do siebie faktu, że nie jesteśmy już razem.
  - Jej stan jest już stabilny. Doszło u niej do poronienia nieodwracalnego. Krótko mówiąc jajo płodowe oddzieliło się na większym odcinku przez co doszło do skrętu szyjki macicy, stąd tak obfite krwawienie. - wytłumaczyła mi lekarka, jednak jedna rzecz kompletnie mi się nie zgadzała. Lucy nie była w ciąży, przecież powiedziała by mi o tym, nawet jeśli nie byliśmy już ze sobą.
  - Czy pani mówi o dziewczynie, którą tu przyniosłem na rękach?
  - Tak. - pokiwała głową. - Była w szóstym tygodniu ciąży. Bardzo mi przykro, był pan ojcem?
  - Tak. Chyba tak. - odparłem głucho. Lucy była ze mną w ciąży? Czy to możliwe? Oczywiście, że tak, ale czemu mi o tym nie powiedziała i od kiedy o tym wiedziała? Może chciała usunąć ciąże jak Kate, której ostatecznie się to nie udało.
  - Mogę się z nią zobaczyć?
  - Tak, tylko proszę jej nie denerwować, musi odpoczywać i regenerować siły.
  - Oczywiście.
   Wszedłem do sali wcześniej zakładając na siebie płaszcz ochronny, który kazała założyć mi jedna z pielęgniarek. Lucy leżała z zamkniętymi oczami na szpitalnym łóżku nakryta kołdrą.
  - Kochanie, to ja. - powiedziałem cicho, siadając na stołku przy jej łóżku. Lucy otworzyła oczy i spojrzała na mnie. - Wiem, że nie mogę cię już tak nazywać, ale...
  - Byłam z tobą w ciąży, poroniłam. - wyszeptała przez łzy.
  - Nie płacz, ważne, że przeżyłaś, jestem tu z tobą.
  - Lou...
  - Tak, Lucy? - spytałem unosząc głowę i spoglądając w jej zapłakane oczy.
  - Kocham cię, chciałabym, żebyśmy znowu byli razem, ale...
  - Ja też cię kocham i od samego początku...
  - Daj mi dokończyć, - zażądała na co od razu umilkłem i pozwoliłem jej mówić.
  - Chciałabym, żebyśmy do siebie wrócili, ale nie możemy, bo to ja zawiniłam. Zrobiłam coś przez co nie możemy być już razem.
  - Nie rozumiem. - pokręciłem głową. - Co masz na myśli? O czym mówisz?
  - Gdybym ci powiedziała, znienawidziłbyś mnie.
  - Lucy, cokolwiek zrobiłaś możesz mi to powiedzieć, spróbujemy razem się z tym uporać. Zaufaj mi...
  - Nawet jeżeli powiem ci, że wczorajszego wieczoru się z kimś przespałam?
  - Co? - momentalnie podniosłem się z krzesła i przeczesałem ręką włosy. Lucy się z kimś przespała? To wydawało mi się niemożliwe, miałem nadzieję, że to był tylko żart lub czysto hipotetyczne pytanie, ale nie było.
  - Z kim? - zapytałem głucho, stojąc nad jej łóżkiem.
  - Z Zaynem. - odparła odwracając głowę w bok.
   Chciało mi się jednocześnie krzyczeć, płakać i walić pięścią w ścianę ze złości. Zayn był moim przyjacielem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że zrobi mi coś takiego i prześpi się z moją dziewczyną, nawet jeśli Lucy już nie była moją dziewczyną.
   Być może nie powinienem zostawiać jej w tej sytuacji, ale w tamtej chwili nie chciałem już na nikogo patrzeć tylko zostać sam, żeby poukładać swoje myśli., dlatego rzuciłem ciche ,,Muszę wyjść" i wyszedłem z sali, nawet nie oglądając się za siebie.
   Gdy zostałem już sam, na pustym szpitalnym korytarzu uderzyłem nogą w krzesło, które przesunęło się w drugą stronę, a potem upadło. Byłem wściekły mimo, że wiedziałem o tym, że sam zrobiłem coś podobnego. Oczywiście mimo swojej skumulowanej wewnętrznej złości nie mogłem rozwalić całego szpitala, dlatego zdecydowałem się, by wykonać jeden krótki telefon, a osoba, która go odbierze zrobi za mój worek treningowy.
  - Hej, Zayn. - przywitałem się, gdy mój były przyjaciel odezwał się po drugiej stronie linii.
  - Hej, Louis, jak leci? - spytał, kompletnie nie przeczuwając, że za chwilę pożałuje tego, że zaciągnął do swojego łóżka Lucy.
  - Lucy jest w szpitalu, mógłbyś przyjechać? - zapytałem, a reakcja Zayna była natychmiastowa.
  - Lucy? Co jej się stało?
  - Po prostu tu przyjedź.
  - Będę za 10 minut. - odparł szybko, rozłączając się jako pierwszy.
                                                                ***
   10 minut później, Zayn rzeczywiście był już na miejscu ciągnąc za sobą Kate z czego nie byłem zadowolony, ponieważ oznaczało to dodatkowe utrudnienie. Jeśli tylko zobaczyłaby, że chcę uderzyć jej braciszka od razu stanęłaby w jego obronie co oznaczałoby, że Zayn nie dostanie za swoje.
  - Co jest Lucy? - spytał stając obok mnie.
  - Powiem ci za chwilę, Kate najlepiej będzie jeśli pójdziesz do Lucy, leży w sali naprzeciwko. - pokazałem jej chcąc jak najprędzej się jej pozbyć.
  - Nawet nie powiedziałeś czemu tu jesteśmy. - zaznaczyła patrząc na mnie wyczekująco.
  - Lucy ci powie, idź do niej i tak nie wejdziesz tam z Zaynem. Przy jej łóżku może stać tylko jedna osoba. - warknąłem robiąc się coraz bardziej zły z powodu przeciągającej się sytuacji.
   W końcu Kate pokręciła głową i szybkim krokiem ruszyła we wskazanym wcześniej przeze mnie kierunku zostawiając mnie z jej bratem sam na sam.
  - Więc co jej jest? Czemu wysłałeś do sali tylko moją siostrę? - zapytał niecierpliwie Zayn przystępując z nogi na nogę.
   Zamiast jednoznacznej odpowiedzi wymierzyłem mu pięścią w twarz i chwyciłem ze złością za jego bluzę.
  - Myślisz, że nie wiem co wczoraj się stało? - wysyczałem.
  - O czym ty do cholery mówisz, człowieku? - Zayn próbował wyrwać się z mojego uchwytu.
  - Przespałeś się z moją dziewczyną! To się stało! Lucy mi o wszystkim powiedziała! - krzyknąłem puszczając Zayna by wymierzyć mu kolejny cios, jednak nie zdążyłem i sam zostałem popchnięty na ścianę z podbitym okiem.
  - Dziwisz się jej?! - krzyknął rozwścieczony Zayn idąc w moją stronę. - Nie chciała takiego kutasa jak ty, który ją zdradza z pierwszą lepszą panienką z imprezy.
  - Co powiedziałeś?!
  - Jesteś głuchy? - zaśmiał się Zayn.
   Tego już było za wiele. Nie mogłem znieść tego jak mnie potraktował ani tym bardziej tego zignorować, więc już po kilku sekundach leżeliśmy obaj na podłodze okładając się pięściami.
  - Miałem cię za przyjaciela, a ty posuwałeś za moimi plecami moją dziewczynę! - krzyknąłem, gdy zdobyłem chwilową przewagę.
  - Nie posuwałbym jej gdybyś jej nie zdradził, a tak poza tym to wiesz co? Szkoda, że nie słyszałeś tego jak jęczy moje imię i jak jej było ze mną dobrze. - roześmiał się.
  - Ty pieprzony kutasie! - krzyknąłem uderzając pięścią w wargę Zayna, która po chwili zaczęła krwawić.
  - Panie ordynatorze tutaj! - rozległ się za nami krzyk którejś z pielęgniarek, a po chwili siłą zostaliśmy rozdzieleni przez mężczyznę w średnim wieku z tabliczką ,,Ordynator" na fartuchu.
  - Ile wy macie lat panowie?! Co tu się dzieje?!
  - Niech mnie pan puści, jeszcze mu porządnie nie wpieprzyłem! - krzyknąłem próbując wydostać się trzymany przez ordynatora, ale lekarz mimo swojego już nie młodego wieku miał siłę. Widocznie w tym szpitalu odbyła się już nie jedna taka bójka.
  - To ja ci zaraz wpieprzę! - wrzeszczał Zayn odciągany przez pielęgniarkę, która nie miała tyle siły co ordynator, dlatego na pomoc przybiegła jej druga.
  - To jest szpital a nie plac zabaw! - próbował przekrzyczeć nas lekarz. - Rose zabierz pana na salę, być może trzeba będzie zszyć mu wargę, a tego delikwenta wezmę ja. - rozporządził odciągając nas w dwie różne strony.
  - Nie, ja nie idę! - próbowałem zapierać się nogami. - Jeszcze z tobą nie skończyłem Zayn!
  - Doprawdy? Chcesz dostać ode mnie bardziej czy mam ci znów przelecieć dziewczynę, która nie jest już twoja?! - śmiał się, a ja czułem jak krew w moich żyłach zaczyna coraz bardziej buzować.
  - Zayn! - przez korytarz biegła Kate, która widząc swojego brata w nieciekawym stanie od razu przylgnęła do niego próbując mokrymi chusteczkami zmyć krew z jego twarzy. - Co ci się stało? Dlaczego się biłeś? Bardzo cię boli?- pytała roztrzęsiona.
  - Zapytaj się swojego ukochanego braciszka co robił wczoraj wieczorem! - krzyknąłem do Kate zanim ordynator wywlókł mnie z korytarza i wprowadził do oddzielnej sali.
*Lucy*
   Kate wybiegła z mojej sali zaraz po tym, kiedy usłyszała krzyki Zayna i Louisa. Nie miałam pojęcia co tam się stało, ale wiedziałam, że na pewno nic dobrego, ponieważ hasła z dużą ilością niecenzuralnych słów na pewno nie były przyjacielskie. Podejrzewałam jedynie, że Zayn i Lou się pobili, jednak nie miałam co do tego pewności, a pielęgniarka dyżurująca na mojej sali nie chciała mnie wypuścić co bardzo mnie frustrowało.
  - Powie mi pani chociaż co tam się stało? - zapytałam zdenerwowana.
  - Oczywiście, kiedy tylko dostane informacje. Nie mogę tu pani zostawić ani innych pacjentów. - odparła zmieniając kroplówkę dziewczynie dwa łóżka dalej.
   Zrezygnowana opadłam na poduszkę i chwyciłam za telefon wybierając numer do Louisa, jednak on nie odebrał mojego połączenia. Następną osobą była Kate, ale ona też nie odbierała swojego telefonu. Nie próbowałam więc już dzwonić do żadnego z nich, gdyż uznałam, że i tak nikt nie przyniesie to żadnego skutku. Jedyne co mi pozostało to czekać na jakąkolwiek informację lub na to, że pielęgniarka okaże się łaskawa i pozwoli mi wyjść na moment z sali, przez co eksplodowałam od środka z nerwów. Co jeśli Louisowi mocno oberwało się od Zayna i teraz będą musieli mu coś zszywać? A jeżeli to Zayn dostał za mocno i ktoś zawiadomi policję? Oboje znajdą się w nieciekawej sytuacji. To było pewne.
   Wreszcie po ciągnących się w nieskończoność minutach do sali weszła Kate i usiadła przy moim łóżku trzęsąca się z nerwów. Widząc ją w tym stanie pielęgniarka od razu podała jej bezpieczne dla ciąży środki uspokajające wiedząc, że w tym stanie nie powinna się denerwować.
  - Co tam się wydarzyło Kate? -spytałam, gdy kobieta odeszła zostawiając nas same.
  - Zayn i Louis się pobili. Zayn jest teraz na zabiegu zszywania wargi, nie mogłam z nim wejść, a Louisa opatruje ordynator szpitala. - powiedziała uspakajając swój oddech.
  - Jak mocno dostał?
  - Mniej niż Zayn, ma tylko parę zadrapań i podbite oko.
  - O mój Boże... - westchnęłam. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że obaj panowie nie ucierpieli za mocno. Mogło skończyć się to o wiele gorzej dla obojgu.
  - Co robił wczoraj wieczorem Zayn? - spytała Kate wpatrując się we mnie twardym spojrzeniem.
  - Dlaczego mnie o to pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przełykając nerwowo ślinę. Nikt się nie miał dowiedzieć o tym, co wczoraj się wydarzyło pomiędzy mną a Zaynem, a zwłaszcza Kate, która była jego siostrą, ale co mogłam zrobić, gdy zostałam praktycznie postawiona pod ścianą?
  - Wiem, że wiesz co robił mój brat. - odparła zakładając nogę na nogę i nie spuszczając ze mnie swojego mrożącego wzroku.
  - Obiecaj mi, że nie będziesz na mnie za to zła.
  - Mów.
  - Ja i Zayn... my... - to słowo nie chciało przejść mi przez gardło. Poczułam straszny wstyd przez to co zrobiłam i gdyby dało się cofnąć czas przysięgam, że postąpiłabym zupełnie inaczej. - Przespaliśmy się ze sobą.
   Wyraz twarzy Kate o dziwo nie zmienił się. Zamiast zaskoczenia czy miliona pytań na ten temat wzięła głęboki oddech i wypuściła go, a ja milczałam czekając na jej ruch.
  - Tak myślałam.
  - Skąd ty...
  - Czułam zapach twoich perfum na ubraniu Zayna, kiedy dzisiaj do mnie przyszedł. Kiedy tylko spytałam czemu nimi pachnie zmienił temat, co do niego nie podobne, a gdy drążyłam go dalej zaczął się jąkać. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Znam go lepiej niż on sam siebie.
  - Jesteś za to na mnie bardzo zła? - odważyłam się spytać.
  - Niby czemu? Oczywiście chciałabym dla mojego brata czegoś innego, ale on jest dorosły i sam decyduje o tym z kim się spotyka, z kim sypia i co robi. Ja mogę jedynie skomentować jego decyzje i nic więcej. - wzruszyła ramionami Kate.
  - Czyli między nami jest wszystko w porządku?
  - Tak. - pokiwała głową.
  - Kate, przepraszam cię za to, że przes ostatni tydzień ignorowałam cię i zbywałam różnymi wymówkami. - zaczęłam przypominając sobie, że nasze relacje przez ostatni okres pozostawiały wiele do życzenia.
  - Daj spokój. - machnęła ręką. - Teraz najważniejsza jesteś ty. Nawet nie zdążyłam spytać jak się czujesz.
  - Fizycznie dużo lepiej, ale psychicznie nadal czuję utratę dziecka i te wszystkie pokomplikowane sprawy z Louisem.
  - Chcesz do niego wrócić?
  - Jeżeli on będzie chciał wrócić do mnie. - westchnęłam wlepiając wzrok w sufit.
   Wcale nie zdziwiłabym się gdyby Louis oświadczył, że nie chce mnie już widzieć chociaż teoretycznie do zdrady z mojej strony nie doszło, ponieważ w dzień w który uprawiałam seks z Zaynem ja i Louis nie byliśmy parą od tygodnia.
  - O wilku mowa. - powiedziała Kate odwracając się i patrząc na uchylające się drzwi przez które wszedł Lou. - Zostawię was. - dodała po chwili, podnosząc się ze swojego miejsca i kierując w stronę wyjścia.
  - Bardzo boli cię oko? - zapytałam kiedy Louis zajął miejsce Kate obok mojego łóżka.
  - Nie tak bardzo jak Zayna boli warga. Właśnie mu ją zszyli. - odparł, a na jego twarz wkradł się delikatny, zwycięski uśmiech.
  - Naprawdę nie musieliście tego w ten sposób załatwiać.
  - Dostał za swoje.
   Przez chwilę między nami zapadła cisza. Chyba żadno z nas nie chciało się odezwać, ponieważ to oznaczałoby powrót do tematu mojej zdrady. Czułam, że  ponoszę odpowiedzialność za bójkę Zayna i Louisa i to sprawiało, że psychicznie czułam się jeszcze gorzej.
  - Chyba powinniśmy porozmawiać o nas. - odezwał się Lou po minutach stresującej ciszy. Na jego czole wystąpiły kropelki potu, a ręce powędrowały do jego grzywki zaczesując ją do tyłu.
  - Chyba tak. - kiwnęłam głową.
  - Będę potrafił ci wybaczyć to co zrobiłaś z Zaynem jeśli ty będziesz potrafiła wybaczyć mi moją zdradę. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc nie zdradziłaś mnie, bo nie byliśmy już razem.
  - Ale nie powinnam tego robić.
  - Zgadza się. Dlatego, czy przystajesz na moją propozycję?
   Dla Louisa nie było oczywistym to, że jego propozycja jest dla mnie jak najbardziej mile widziana, dlatego bardzo denerwował się w oczekiwaniu na moją odpowiedź, a kiedy z moich ust padło słowo ,,tak" ucieszył się jak małe dziecko i pocałował mnie mocno w usta.
   Patrząc na to z drugiej strony zrobiło mi się przykro z powodu Zayna. Widziałam jak bardzo chce się ze mną umówić i nie zależało mu tylko na tej jednej nocy. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystałam choć z boku w ten sposób to wyglądało, dlatego zdecydowałam porozmawiać z nim zaraz po tym, gdy Louis wyszedł z mojej sali.
   Kiedy wchodził widziałam jego zszytą wargę i podobnie jak Louis, kilka zadrapań na twarzy, ale on zdawał się tym nie przejmować.
  - Jak się czujesz Zayn? - spytałam.
  - W porządku, już prawie mnie nie boli. - wzruszył ramionami. - Bardzo mi przykro z pwodu tego co się stało. Nie wiedziałem, że jesteś w ciąży.
  - Teraz już nie. - westchnęłam.
  - Lucy czy to przez to, że my...no wiesz - Zayn wbił we mnie przestraszony wzrok.
  - Nie, spokojnie to nie przez to. - uspokoiłam go. - Nie wiedziałam o tym, że jestem w ciąży, a ostatnio bardzo się denerwowałam. Przez to doszło do poronienia.
  - Naprawdę ci współczuję.
   Posłałam w kierunku Zayna szczery uśmiech, a potem wzięłam głęboki oddech, by zacząć rozmowę, która na pewno nie należała do łatwych.
  - Poprosiłam żebyś tu przyszedł, bo chciałam porozmawiać z tobą o wczorajszej nocy.
  - Domyśliłem się. - powiedział.
  - Nie zrozum mnie źle ani nie myśl, że cię wykorzystałam, bo naprawdę cię lubię Zayn, ale...
  - Wiem co chcesz powiedzieć. - przerwał mi, odchylając się na krześle do tyłu. - Wracasz do Louisa.
   Ze wstydem pokiwałam głową i odwróciłam wzrok w drugą stronę tak, żeby nie patrzeć w oczy Zayna. Nawet nie chciałam wyobrażać spbie tego co teraz o mnie myśli ani jak się czuje. Gdybym od samego początku wiedziała jak wszystko się potoczy nawet nie przychodziłabym do niego ani tym bardziej nie dawała na nic złudnych nadziei. Było mi go strasznie szkoda.
  - Jest w porządku. Rozumiem twoją decyzję Lucy. - powiedział po chwili.
  - Naprawdę?
  - Tak. - pokiwał głową. - To ja to wszystko zacząłem. To ja pierwszy cię pocałowałem, powinienem wiedzieć, że ty i Louis prędzej czy później do siebie wrócicie. Nie mam pojęcia co wtedy myślałem.
  - Cieszę się, że rozumiesz, Zayn. Mam nadzieję, że mimo wczorajszych wydarzeń między nami nadal będziemy mogli być przyjaciółmi? - zapytałam nieśmiało.
   Wiem jak ten tekst może okropnie zabrzmieć dla osoby, której zależy na czymś więcej niż przyjaźń, ale nie chciałam przez swoją głupią decyzję tracić przyjaciela, z którym tak dobrze mi się rozmawiało i który zawsze był taki troskliwy. Oczywiście wiedziałam, że przez pierwsze dni najlepiej będzie jeśli zaprzestanę kontaktu z Zaynem by dać mu czas, a jednocześnie również sobie, by mógł wszystko poukładać w swojej głowie, jednak później...Miałam nadzieję, że wszystko wróci do normy.
  - Nasze relacje nie ulegną zmianie, obiecuję. - uśmiechnął się delikatnie i wstał z krzesła. - Pójdę już, Kate czeka na mnie przed salą.
  - Jasne.
   Zayn szybko oddalił się w stronę wyjścia, a ja znów pozostałam sama. No może niezupełnie, ponieważ na sali razem ze mną przebywała pielęgniarka obecnie przeglądająca coś ma swoim telefonie i dziewczyna leżąca dwa łóżka dalej, która smacznie spała. Postanowiłam, że jej pomysł na zagospodarowanie czasu wcale nie jest taki zły i sama ułożyłam się w wygodnej pozycji by zasnąć i dać sobie chwilę odpoczynku od ostatnich rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, bo jak na tak nieduży odstęp czasu stało się ich naprawdę wiele.
                                                                        ***
   Kilka dni później zostałam wypisana ze szpitala. Po powrocie do domu mama zrobiła pełno moich ulubionych potraw, a nawet wzięła w pracy kilka dni wolnego, by móc poświęcić mi więcej czasu. Bardzo poruszył ją fakt, że straciłam dziecko i zapewniała mnie po klika razy dziennie, że gdybym tylko potrzebowała z kimś o tym porozmawiać mogę na nią liczyć.
   Dzisiejsze popołudnie postanowiłam spędzić jednak w towarzystwie Louisa, a moja mama wykorzystała ten fakt i zaprosiła do nas Nicholasa. Ich związek wciąż kwitnie, a ja i Martin zastanawiamy się wspólnie, kiedy oświadczą nam, że zamierzają się pobrać.
  - Lou ten film mi się nie podoba, przełącz go na coś innego. - zażądałam, gdy kolejna osoba została zabita w bardzo krwawy sposób przez kogoś z maską krzyka na twarzy.
  - Wolisz oglądać te tendetne komedie? W tym filmie przynajmniej coś się dzieje. - zaprotestował zmieniając swoją pozycję na kanapie.
  - W takim razie poróbmy coś innego. - powiedziałam sięgając po pilota i wyłączając film.
   Louis westchnął cicho, a potem podniósł się z kanapy.
  - Masz ochotę na zimny deser? Niedawno otworzył się tu ekologiczny sklep i kupiłem tam prawdziwe, dobrze przyrządzone lody. Kiedyś próbowałem robić je sam, ale nie bardzo mi to wychodziło.
   - Więc nie potrafisz robić lodów? - zaśmiałam się, ponieważ na myśl przyszły mi właśnie dosyć zbreźne rzeczy. Pewnie powiecie, że kobiecie nie przystoi myśleć o czymś takim, ale moim zdaniem to kolejny dowód na to, że nie warto wierzyć w stereotypy. Kobiety potrafią być takie same jak mężczyźni i nie ma w tym nic dziwnego ani nadzwyczajnego.
   Na początku Louis popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem próbując odgadnąć moje myśli, gdy mój śmiech nie ustawał, a później sam uśmiechnął się i z powrotem rzucił się na kanapę znajdując się nade mną.
  - Jesteś zboczona. - mruknął całując moją szyję.
  - Naprawdę? - zapytałam ze śmiechem.
  - Tak, ale lubię to. Jeżeli chcesz możemy sie przekonać czy ty potrafisz zrobić loda. - ponowne sie uśmiechnął przechylając głowę w bok.
  - Może innym razem. - odparłam.
  - Czyli tego nie wykluczasz? - jego mina od razu zrobiła się weselsza i przepełniona nadzieją.
  - Nie wiem, Lou, nie będę ci niczego obiecywać.
  - Ale nie powiedziałaś nie, więc mam co świętować. - wyszczerzył się.
  - Jesteś głupiutki, ale za to cię kocham. - powiedziałam czochrając jego grzywkę i całując w usta.
  - Też cię kocham, Lucy i nigdy cię nie zostawię. A wiesz co to oznacza?
  - Co to oznacza, Louis?
  - Że urodzisz nam kiedyś gromadkę dzieci, a gdy one już dorosną wyprowadzimy się może do Włoch albo Hiszpanii by móc w spokoju przeżyć emeryturę.
  - I założymy własną cukiernię z lodami własnej roboty. - dodałam.
  - Ale tylko ja ją będę odwiedzać.
  - Oczywiście. - uśmiechnęłam się wydostając się z pod ciała Louisa zwisającego nade mną i kierując się w stronę schodów na górę.
  - Gdzie idziesz? - zapytał drepcząc tuż za mną.
  - Do sypialni. Chcę sprawdzić jakie rzeczy u ciebie zostawiłam. - powiadomiłam go.
  - Będziesz u mnie nocować?
  - A chciałbyś?
  - Oczywiście, że tak. Więc będziesz?
  - Wszystko zależy od tego czy zostawiłam u ciebie jakieś ubrania. - zaśmiałam się wchodząc do sypialni.
   Po naszej tygodniowej przerwie nie spodziewałam się w garderobie Louisa połowy swojej szafy jak było to kiedyś. Drugiego dnia po zerwaniu przyszłam do niego z wielką torbą na ramieniu, wparowałam do sypialni i pozabierałam wszystkie swoje ubrania, a także środki czystości pozostawione w łazience łącznie z kosmetykami. Zostawiłam mu także zapasowe klucze do jego domu, które dostałam od niego gdy zaczęłam pomieszkiwać tu po śmierci Lily, ale odebrałam je z powrotem już wczoraj.
  - Nie ma tu za wiele. - stwierdziłam, gdy po przekopaniu półek, które należały do mnie znalazłam jedynie pogiętą, szarą bluzkę z krótkim rękawem.
  - Zawsze możemy pojechać do ciebie i przywieźć część twoich rzeczy. - zaoferował Louis stojąc nade mną.
  - To bez sensu. Po prostu dziś będę spać u siebie.
  - Nie! - krzyknął natychmiast. - Ymm...to znaczy...w takim razie dam ci coś swojego.
  - Louis, to urocze, że tak bardzo chcesz żebym została, ale twoje rzeczy są na mnie za duże, a nie będę zakładać brudnych z wczorajszego dnia. - uśmiechnęłam się całując go w czoło i wychodząc z garderoby.
  - Upiorę ci je jeszcze tego samego dnia.
  - Lou..
  - Upiorę ci je i koniec kropka. Zostajesz u mnie. Nie lubię spać sam. - powiedział stojąc uparcie z założonymi rękami, a ja poddałam się i zgodziłam na to wyjście z sytuacji.
  - Jesteś uroczy. -uśmiechnęłam się do niego.
  - Hmm, wolę słowo seksowny. - stwierdził idąc w moją stronę i popychając mnie w stronę łóżka. - Wiesz co możemy teraz porobić? - zapytał gdy leżałam już pod nim.
  - Tak?
  - Możemy porobić bardzo niegrzeczne rzeczy.
  - Jak bardzo? - spytałam z zalotnym uśmiechem.
  - Baaardzo baaardzo niegrzeczne.
  - To zabieraj się do roboty, kochanie. Tęskniłam za tym.
  - Oh  uwierz mi, że ja też. - roześmiał się słuchając się mojego polecenia i zdejmując ze mnie powoli części garderoby.
  - Kocham cię. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
  - Ja ciebie też.
  Następny rozdział: 22 czerwca

środa, 7 czerwca 2017

Rozdział 31

*Lucy*
   Tydzień od rozstania z Louisem. Minął cholerny tydzień, a ja chodzę po domu jak obłąkana, a gdy patrzę w lustro na swoje odbicie widzę tylko wrak dziewczyny. Musiałam prosić dziekana o wolne, które niechętnie mi dał, ale nie miałam innego wyboru. Na uczelni zachowywałam się tak jakby mnie tam nie było. Nie mam kontaktu z nikim. Nawet z mamą, która od czasu do czasu wejdzie do mojego pokoju, żeby zanieść mi jedzenie i sprawdzić jak się czuję, ale mój stan jest bez zmian. Czuję się jak nikt. Louis wydzwania do mnie po kilkanaście razy dziennie chcąc prosić o wybaczenie, którego nie potrafię mu dać. Zdradził mnie, a ja boję się, że jeśli zmienię zdanie i wrócę do niego on zrobi mi to znowu. Po raz kolejny ulegnie Jane. Mimo to nie potrafię powiedzieć, że to definitywny koniec naszego związku. Nie raz przyłapuję się na myśleniu o tym kiedy się spotkamy, a potem uświadamiam sobie, że przecież z nim zerwałam i nie ma już nas. Ale ja dalej go kocham. Nie potrafię o nim zapomnieć.
   Telefon na półce wydał z siebie dźwięk informujący o nowej wiadomości. Zerknęłam na wyświetlacz będąc pewna, że to kolejna wiadomość od Louisa, ale okazało się, że to nie to. To jedynie Kate z pytaniem czy chcę gdzieś z nią dzisiaj wyjść. Ona też pisze do mnie praktycznie codziennie z tym samym pytaniem, ale ja nie chcę nikogo widzieć, a przynajmniej na razie mimo, że powiedziałam jej już dzień po zerwaniu z Lou, że jestem jej wdzięczna za dostarczenie mi dowodów i przepraszam za moje wcześniejsze wyrzuty.
 ,, Nie dzisiaj Kate. Nie mam na to siły"
   Wystukałam szybką odpowiedź i odłożyłam telefon z powrotem na miejsce.
   Nadchodzi zima. Dzień znów zaczyna szybko się kończyć i już o godzinie 18 na niebie pojawia się księżyc w kształcie półkola. Zaczęłam zastanawiać się co będę robić tego wieczoru. Czy znów będę oglądać zdjęcia z Louisem i wspominać jaka cudowna z nas była para pochlipując przy tym w poduszkę czy może obejrzę kolejny sezon ,, Z kamerą u Kardashianów". Ostatnio nie mam nic innego do roboty mimo, że obiecałam dziekanowi, że po moim urlopie przyjdę na zajęcia wykuta wszystkich nazw istniejących przy nagrywaniu filmu, ale nie sądzę, żebym to zrobiła. Jest ich bardzo dużo, a ja nie mam do tego ani siły ani motywacji. Kiedyś moją motywacją był Louis, to dla niego chciałam stać się najlepszą reżyserką lub aktorką w Wielkiej Brytanii jeżeli nie na całym świecie, ale teraz go straciłam... Lub on stracił mnie. Chyba oboje straciliśmy się nawzajem.
   Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Pomyślałam, że dawno nie widziałam już Zayna, nie dzwoniliśmy do siebie ani nie pisaliśmy, więc czemu by go dziś nie odwiedzić? Mówiąc, że nie chcę widzieć nikogo, nie miałam na myśli jego. Zayn był osobą przy której bez względu na okoliczności przyjemnie było przebywać, dlatego nie wiele więcej myśląc wstałam z łóżka poprawiłam lekko zepsutą fryzurę, wzięłam to torebki kilka potrzebnych rzeczy i wyszłam ze swojego pokoju.
   Mama siedząca na dole na mój widok rozpromieniła się i podniosła z kanapy. Już dawno nie widziała mnie na dole, w ułożonych włosach i bez przygnębienia na twarzy.
  - Wychodzisz gdzieś córeczko? - zapytała.
  - Idę do Zayna. - odparłam siląc się na delikatny uśmiech w jej stronę. Chciałam choć trochę przypominać wesołą i szczęśliwą dziewczynę, którą byłam jeszcze tydzień temu przed swoim największym życiowym rozstaniem i nie tylko moim. Prasa wciąż żyje tym wydarzeniem i teraz nagłówek prawie każdej gazety zaczyna się od słów: Louis Tomlinson i Lucy Swan rozstali się!. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że paparazzi od kilku dni uporczywie stoją pod moim domem, a gdy tylko gdzieś wyjdę lub zwyczajnie wystawię głowę przez okno chcąc sprawdzić jaka jest pogoda zadają mnóstwo pytań i robią mi masę zdjęć oślepiającymi fleszami.
  - Do Zayna i Kate? - spytała zaciekawiona mama.
  - Nie, mówiłam ci, że Kate już nie mieszka z Zaynem. Oboje wyprowadzili się z rodzinnego domu.
  - Faktycznie. W każdym razie pozdrów ich oboje, zwłaszcza Kate i jej maluszka w brzuchu. - uśmiechnęła się.
  - Jasne mamo.
                                                                       ***
   Droga do nowego domu Zayna nie jest długa, jednak mimo to, gdy dotarłam już pod samą bramę zaczęłam odczuwać ból w stopach. Ochroniarz pilnujący całego osiedla apartamentowców po krótkiej weryfikacji wpuścił mnie na teren i wskazał w którą stronę mam się udać. Wreszcie udało mi się dotrzeć pod drzwi z numerem 313.Nacisnęłam dzwonek i czekałam na to, aż Zayn mi otworzy. Byłam tym lekko zestresowana, ponieważ wcześniej nie uprzedzałam go o swojej wizycie co oznaczało, że w tym momencie może mieć gościa, a ja wyjdę na nachalną laskę.
  Nacisnęłam dzwonek po raz drugi, gdy przez dłuższy czas nadal nikt mi nie otwierał, a w głębi apartamentu Zayna nie było nikogo słychać. Wreszcie rozległ się odgłos kroków a kilka sekund później drzwi stanęły otworem.
  - Lucy? Co ty tu robisz? - zdziwił się na mój widok.
  - Przyszłam cię odwiedzić jeśli nie masz nic przeciwko. Wiem, że powinnam najpierw zadzwonić, ale...
  - Nieważne, wejdź. - Zayn zaprosił mnie gestem i zamknął za nami drzwi.
  - Przyszłam w nieodpowiednim momencie? - spytałam widząc jego dziwny, nieodgadniony wyraz twarzy. Wyglądał mi na trochę przygnębionego albo też czymś zdenerwowanego. Byłam ciekawa co przyprawiło go o taki nastrój.
  - Wszystko jest w porządku. - odparł wymijająco.- Napijesz się czegoś?
  - Soku.
   Zayn pokiwał głową i poszedł w stronę kuchni.
  - Co cię tu sprowadza tak późno? Oczywiście nie mam nic przeciwko, po prostu pytam.
  - W zasadzie to... potrzebowałam czyjegoś towarzystwa i tyle. - wzruszyłam ramionami. Zaczęłam myśleć, że może odwiedziny brata Kate nie były dobrym pomysłem. Zayn był dzisiaj inny i w dodatku wydawało mi się, że moja obecność jest dla niego zbędna mimo jego zapewnień.
  - Kate zanudziła cię już opowieściami o remoncie pokoiku dla Melanie? - spytał uśmiechając się pierwszy raz od naszego przywitania i stawiając przede mną szklankę pomarańczowego soku w kryształowej szklance, którą nie raz widziałam w domu państwa Parkerów.
  - Melanie? - zapytałam spod uniesionych brwi.
  - Takie imię niedawno wybrała razem z Justinem dla dziecka.
  - Nie widziałyśmy się już od tygodnia, nie rozmawiałam z nią.
  - Oh, Kate nic mi o tym nie wspominała.
   Zayn spojrzał na mnie uważnie. Przez chwilę skanował mnie wzrokiem, a potem powiedział:
  - Wyglądasz na zmarnowaną. To przez Louisa?
  - Źle przeżywam to rozstanie. - westchnęłam.
  - Jeśli to cię pocieszy, to ja też mam za sobą rozstanie z drugą połówką.
   Momentalnie odsunęłam szklankę od ust i położyłam ją na blacie, a następnie przekierowałam całkowicie zaskoczone spojrzenie na bruneta.
  - Zerwałeś z Gigi? - spytałam.
  - W zasadzie to ona podjęła tą decyzję. Już od pewnego czasu między nami nie układało się dobrze.
  - Przykro mi. - powiedziałam zasmucona i pogłaskałam Zayna po plecach. On i Gigi byli doskonałą parą. Razem wyglądali tak uroczo, a w dodatku Gigi była naprawdę świetną dziewczyną. Wiele razy rozmawiałyśmy razem, kiedy przesiadywałam u Kate. Robiłyśmy swoje babskie wieczory i chodziłyśmy razem na zakupy. Kiedyś pomagałam nawet wybrać Gigi seksowną bieliznę na romantyczny wieczór z Zaynem, dlatego ta informacja była dla mnie nie małym zaskoczeniem.
  - Zapalisz ze mną? - zapytał po pewnym czasie, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Mimo, że z reguły nie palę, pokiwałam głową i wyszliśmy razem na balkon.
  Zayn włożył do buzi końcówkę papierosa i podpalił go, następnie podając zapalniczkę mi.
  - Kate zawsze zabraniała mi palić. - powiedział wypuszczając dym z ust.
  - Więc tego nie robiłeś? - spytałam uśmiechając się pod nosem.
  - Robiłem, ale tylko kiedy nie patrzyła. Chociaż ona zawsze miała sposoby, żeby się o tym dowiedzieć. Przed nią nie można nic ukryć.
   Przez chwilę między nami zapadło milczenie. Jedyne co było słychać to tylko świst po wypuszczaniu dymu z ust i hałas przejeżdżających samochodów. Na początku myślałam, że Zayn za chwilę się odezwie, ale kiedy tego nie zrobił a cisza zaczęła być coraz bardziej niezręczna postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zadać mu pytanie prosto z mostu.
  - Dlaczego ty i Gigi zerwaliście? Przestaliście się kochać?
  Zayn spojrzał na mnie, wyrzucił swojego wypalonego już papierosa przez balustradę i wziął głęboki oddech.
  - Wiesz, że Gigi jest fotomodelką, prawda?
   Pokiwałam głową.
  - Miała coraz więcej wyjazdów, coraz rzadziej się spotykaliśmy, a na dodatek przyczepił się do niej jakiś fagas, którego nie znosiłem. Wielokrotnie robiłem jej z tego powodu wyrzuty, ale ona totalnie mnie olewała. Po swoim ostatnim powrocie, kiedy odebrałem ją z lotniska oznajmiła mi, że to koniec. Powiedziała mi, że ma dosyć moich ciągłych scen zazdrości i chce skupić się tylko i wyłącznie na swojej karierze.
  - Nie próbowałeś jej odwlec od tej decyzji, przepraszać, cokolwiek? - spytałam.
  - Nie. Zwyczajnie pozwoliłem jej odejść. A co zaszłą między tobą a i Louisem?
  - Zdradził mnie. Kate ci nie mówiła?
  - Mówiła, ale nie znam szczegółów.
  - Kate przyłapała go na tym, kiedy uprawiał seks ze swoją byłą przyjaciółką z korzyściami, jeśli wiesz co mam na myśli. Louis próbował mnie przepraszać i błagać, żebym go nie zostawiała, ale ja nie mogłam dalej z kimś takim żyć. To obrzydliwe co zrobił.
  - Kochasz go jeszcze?
  - Sama nie wiem. - westchnęłam. - Miłość jest przereklamowana.
 - Zdecydowanie. - pokiwał głową Zayn. - Wejdźmy do środka, robi się zimno.
   Zayn zamknął za nami balkon i usiadł na wielkiej, puchatej kanapie. Czasami zastanawiałam się po co wynajął tak wielki apartament skoro mieszka w nim sam. Może wynajął go z myślą, że wprowadzi się tu razem z nim Gigi kiedy jeszcze byli szczęśliwą parą. Tak mi go szkoda.
  - Siadaj. - Zayn poklepał miejsce obok siebie i pociągnął mnie za rękę, żebym usiadła, lecz zamiast tego wylądowałam na jego kolanach.
  Początkowo byłam tym nieco zawstydzona, ale słysząc śmiech Zayna rozluźniłam się i odwróciłam w jego stronę wciąż nie schodząc z jego kolan.
  - Już drugi raz lądujesz na moich kolanach, może to coś znaczy? - uśmiechnął się przekrzywiając głowę w bok.
  - Może. - uśmiechnęłam się.
   Wydawało mi się, że rozmowa między naszą dwójką zamienia się w flirt, dlatego w głowie od razu zganiałam się za to przypominając sobie o tym, że obydwoje jesteśmy zajęci, jednak chwilę potem zdałam sobie sprawę, że przecież już tak nie jest. Ja nie jestem w związku z Louisem, a Zayn nie jest z Gigi. Obydwoje jesteśmy wolni więc...
  - Zawsze mi się podobałaś. - wypalił nagle Zayn przysuwając mnie bliżej swojej twarzy i umięśnionego torsu widocznego przez cienką koszulkę.
  - Jak to? - spytałam z niedowierzaniem.
  - Kiedy miałyście po 16 lat zacząłem dostrzegać w tobie kobietę, a nie tylko jedną z przyjaciółek Kate, ale nigdy nie dałem ci tego odczuć ani nie próbowałem cię uwodzić, bo wiedziałem, że to niewłaściwe. Byłaś przyjaciółką mojej młodszej siostry, dlatego trzymałem się na dystans, ale teraz...Teraz już nie muszę.
   Otworzyłam ze zdziwienia usta. Nigdy nie podejrzewałam Zayna o jakiekolwiek uczucia do mojej osoby. Zawsze był tylko starszym bratem Kate, którego czasem lubiłam podglądać bez koszulki razem z Lily, gdy opalał się w ogrodzie. Czasami wyobrażałyśmy sobie, gdy Kate nie było z nami jak to by było być w związku z jej bratem, ale tłumaczyłam sobie to później jako coś normalnego, buzujące hormony w wieku dojrzewania i nic poza tym. Ale teraz...
   Nagle Zayn zbliżył się niebezpiecznie blisko mojej twarzy i docisnął swoje usta do moich. Początkowo nie zamierzałam oddawać tego pocałunku, ale po chwili mój mózg przestał całkowicie wykonywać swoje obowiązki i leżałam pod starszym bratem swojej najlepszej przyjaciółki, całując się z nim namiętnie na kanapie w jego własnym domu.
  - Zayn...- wydyszałam pomiędzy przerwami od gorących pocałunków i dotykania mojego ciała. - My nie powinniśmy, niedawno oboje przeżyliśmy rozstania, a ja...
  - Ćśś. - Zayn położył palec na moich ustach. - Jesteśmy dorośli, w tym co teraz robimy nie ma nic złego.
   Następnie znów przyssał się do moich ust wkładając mi do nich swój język i podwijając moją bluzkę coraz wyżej. Wodził palcem wzdłuż linii mojego podbrzusza, a potem dotykał moich piersi wkładając mi ręce pod stanik. Nie chcąc pozostać mu dłużna zdjęłam z niego bluzkę odrywając się od jego ust i zaczynając składać mokre pocałunki na jego nagiej klatce piersiowej.
   W pewnym momencie Zayn wstał i podał mi rękę.
  - Chodź. Dokończymy to w mojej sypialni. - powiedział  podnosząc kącik ust do góry, a ja pokiwałam głową idąc za nim. Jesteśmy dorośli, więc w tym co teraz robimy nie ma nic złego.
                                                                 ***
   Budząc się nie rozpoznałam pomieszczenia w którym jestem. Dopiero na widok śpiącego obok mnie bruneta z tatuażami na rękach i torsie przypomniało mi się wszystko co się wczoraj między nami wydarzyło. Uprawiałam seks z Zaynem. To właśnie się stało.
   Pewnie jesteście ciekawi czy tego żałowałam. Otóż nie. Seks ze z Zaynem był wspaniały, a ja nareszcie poczułam jak odżywam po swoim rozstaniu. Nie mogę w końcu cały czas chodzić smutna, z głową gdzieś daleko w chmurach, pogrążona w całkowitej depresji przez to, że mój były chłopak okazał się świnią. Chce wrócić do normalnego życia, zapomnieć o Louisie i skupić się na studiach - oto co planuję na przyszłość.
   Korzystając z tego, że mój kochanek pogrążony był jeszcze w letargu postanowiłam rozejrzeć się nieco po jego sypialni. Wstałam ostrożnie z łóżka, założyłam na siebie wczorajszą bieliznę rzuconą wczorajszego dnia w pośpiechu obok łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju. Na ścianie była powieszona ramka ze zdjęciami. Były w niej cztery fotografie jego i Kate, a na komodzie stało pojedyńcze zdjęcie samej Kate pochodzące z jednej z jej sesji zdjęciowych zanim zaszła w ciąże. Zastanawiałam się co by się stało gdyby jedno z nich musiało zamieszkać gdzieś za granicą. Pewnie oboje by nie wytrzymali, są od siebie uzależnieni, to dwie papużki nierozłączki. Nic dziwnego, że Zayn zamieszkał w tej samej dzielnicy co jego siostra. Bez niej nie byłby w stanie wytrzymać. Swoją drogą to naprawdę urocze, że łamią stereotypy typowych relacji rodzeństwa i pokazują, że brat i siostra mogą być dla siebie jak najlepsi przyjaciele.
   Obok komody stała wielka szafa. Jestem pewna, że byłaby w stanie pomieścić garderobę trzech osób. W sypialni znajdowała się też osobna łazienka. Nie zaglądałam do niej jednak, ponieważ uważam, że łazienka, to osobiste pomieszczenie do którego nie powinno się zaglądać bez zgody właściciela. Rolety i firanki były w kolorze waniliowym podobnie wszystko tutaj. Zayn musi lubić ten kolor. Jedyną rzeczą która odznaczała się na tle delikatnej wanilii był szary, puchaty dywan wyłożony przed łóżkiem. Chciałam zobaczyć przez szybę jak wygląda balkon w sypialni Zayna, jednak zanim zdążyłam to zrobić on otworzył oczy i wyszeptał moje imię. Szybko więc odwróciłam się od okna i z powrotem weszłam do łóżka.
  - Dawno wstałaś? Czemu mnie nie obudziłaś? - zapytał bawiąc się moimi zwisającymi włosami.
  - Tak słodko spałeś, a ja postanowiłam się trochę tu rozejrzeć. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie z tego powodu zły?
  - Oczywiście, że nie. Podoba ci się w mojej sypialni?
  - Bardzo. - pokiwałam z uśmiechem głową.
  - Połóż się jeszcze. - wymamrotał Zayn, ciągnąc mnie na swoje ciało. Ułożyłam swoją głowę na jego torsie, a on objął mnie ramieniem. Na chwilę przymrużyłam oczy, a potem przypomniało mi się, że w tej pozycji zawsze leżałam z Louisem. Zawsze.
   Podniosłam się więc i wyplątałam z jego ramion tym samym spotykając się ze zdziwionym wzrokiem Zayna.
  - Coś nie tak? - zapytał.
  - Nie wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się odpowiadając mu w myślach Tak Zayn jest coś nie w porządku, nie chcę na tobie leżeć w ten sam sposób w jaki zawsze leżałam na Louisie. Może nie jesteśmy już razem, ale ty nie możesz robić tego co on. Nie możesz zachowywać się jak on i nie możesz próbować być jak on, bo nigdy nim nie będziesz. - Zapatrzyłam się w twoje zdjęcia z Kate. - zmyśliłam.
   Zayn uwierzył w moje małe kłamstewko i uśmiechnął się na widok zdjęć z siostrą.
  - Są z mich urodzin, już nieco podstarzałe, ale gdybym odważył się powiesić zdjęcia, kiedy Kate miała już widoczny brzuszek zabiłaby mnie za to na miejscu.
  - Ma aż takie kompleksy przez ciąże?
  - Wcześniej była modelką, rozpoczynała swoją wielką karierę, nagłe zajście w ciąże bardzo pokrzyżowały jej plany. Dopiero od niedawna zaczęła się cieszyć, że zostanie mamą, ale kompleks na punkcie jej figury pozostał. - westchnął Zayn. - Na tamtym zdjęciu. - wskazał na komodę. - Pozuje dla Cosmopolitan, to była jej ostatnia sesja. Postawiłem je, bo jest na nim taka uśmiechnięta. Uwielbiam patrzeć na nią kiedy jest szczęśliwa.
  - Naprawdę ją kochasz. - stwierdziłam wygrzebując się z łóżka.
  - Nawet nie wiesz jak bardzo. Mógłbym oddać za nią życie.
  - Nie masz się w co ubrać? - spytał Zayn widząc jak odrzucam bluzkę, którą miałam na sobie wczoraj. Nie chciałam jej zakładać, była cała pogięta po nocy spędzonej na podłodze, a w dodatku nie pachniała już świeżością.
  - Znajdę ci coś, poczekaj. - powiedział podchodząc do szafy.
   Po chwili Zayn wyciągnął z niej śliczną, burgundową bluzkę z naszytym na niej logo adidasa i podał ją mi.
  - Skąd masz damskie ubrania w szafie?
  - Kate czasami u mnie nocuje i zapomina zabrać później swoich rzeczy. - wzruszył ramionami.
  - A jeśli przyjdzie po nią dzisiaj? Nie może się dowiedzieć o tym co się stało...
  - Nie przyjdzie, bo to ja przychodzę do niej. Poza tym zostawiła tu ją już ładne dwa tygodnie temu, przy takiej ilości ubrań jaką posiada nawet nie pamięta czy w ogóle coś u mnie zostawiła albo gdziekolwiek indziej.
  - Rozumiem, - pokiwałam głową zakładając bluzkę przez głowę. Miała na sobie mocny, kwiatowy zapach perfum Kate, które zaczęła używać od pewnego czasu i szybko stały się jej ulubionymi. Kiedyś psikała się tymi samymi perfumami co Lily, obie lubiły intensywne zapachy, ale od razu po jej śmierci przestała i wyrzuciła flakonik wymieniając go na inny, ponieważ perfumy sprawiały, że przypominała sobie o zmarłej przyjaciółce co było dla niej bardzo bolesne podobnie jak i dla mnie.
  - Lubisz naleśniki? - zapytał Zayn nakładając na siebie świeże ubrania.
  - Wolę zjeść kanapki. - odparłam przywracając we wspomnieniach momenty kiedy jadłam naleśniki z nutellą razem z Louisem. Zawsze potrafiłam się nimi ubrudzić i wtedy Lou ścierał mi kciukiem resztki czekolady z buzi, a potem całował mówiąc, że jestem piękna. Kochałam kiedy mi to mówił tak samo jak kochałam jego...
  - Jasne, zaraz jakieś zrobię, a ty skorzystaj z łazienki jeśli masz ochotę. Są tam jakieś kosmetyki Kate, jeżeli będziesz ich potrzebować.
  - Dzięki. - rzuciłam w stronę Zayna i podążyłam w kierunku zamkniętego pomieszczenia.
  - Wy nawet śpicie razem? - zaśmiałam się zdając sobie sprawę z tego, że skoro ubrania mojej przyjaciółki są w szafie jej brata, a jej kosmetyki w jego łazience to znaczy, że śpi właśnie w tej sypialni kiedy go odwiedza.
  - Nie. - Zayn również parsknął śmiechem. - Ja śpię w pokoju obok, a ona w moim. Nie lubi spać w pokoju, który nie jest ,,zamieszkany". - Zayn pokazał cudzysłów w powietrzu. - Mówi, że jest w nim tak pusto i ponuro jak w kostnicy, chociaż moim zdaniem kostnica nie jest pusta, bo są w niej martwe ciała. Co najwyżej ponuro, ale ona zawsze miała swoje własne teorie.
  - Rozumiem. - uśmiechnęłam się. - Pójdę już do łazienki.
  - Jasne.
   Po śniadaniu zdecydowałam wrócić do domu dziękując Zaynowi za pyszne śniadanie. Zaoferował mi, że podwiezie mnie do domu, ale odmówiłam, ponieważ wiedziałam, że gdy tylko fotoreporterzy czekający pod moim domem dniami i nocami zobaczą obce auto i mnie z niego wysiadającą nie przepuszczą takiej okazji i już następnego dnia sprzedadzą gazetom różne niestworzone rzeczy, podczas gdy moim celem było uciszyć zamieszanie w związku z moim i Louisa zerwaniem.
  - Jeszcze raz dziękuje ci Zayn. - powiedziałam stojąc przy drzwiach.
  - Nie ma sprawy, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Co powiesz, żebyśmy jutro wyszli razem do kina?
  - Nie wiem, mam dużo nauki do nadrobienia. - odparłam od razu. Rzeczywiście powinnam zabrać się już za wertowanie książek co dało mi doskonałą wymówkę, żeby ominąć spotkanie. Bardzo lubiłam Zayna i lubiłam spędzać też z nim czas, ale od samego rana miałam wrażenie, że wczoraj zrobiliśmy coś niewłaściwego, dlatego potrzebowałam trochę odpoczynku od jego towarzystwa na poskładanie myśli.
  - Rozumiem. - westchnął zawiedziony. - Ale jeśli znajdziesz jednak trochę czasu, odezwij się.
  - Oczywiście. - posłałam mu uśmiech i wyszłam dając mu krótkiego buziaka w policzek.
   Kiedy dotarłam do domu zza krzaków wyłoniło się kilku ludzi z aparatami celującymi we mnie. Zasłoniłam się wolną ręką i powtarzając w kółko ,,bez komentarza" wdarłam się do domu szczelnie go za sobą zamykając.
   Na blacie leżała kartka z napisem ,,Obiad w lodówce ~ Mama". Nadal zostawiała mi tego typu kartki mimo, że tyle razy powtarzałam jej, że będąc osobą pełnoletnią wiem już gdzie co jest i co mam zrobić. Pewnego razu napisała mi na kartce instrukcje jak ugotować makaron, a obok niej jak odgrzać gołąbki. Wtedy naprawdę się zezłościłam.
   Zrezygnowana podeszłam do lodówki i otworzyłam ją w celu wybadania mojego dzisiejszego posiłku. Nie dane mi jednak było zbyt długo cieszyć się widokiem apetycznych paluszków rybnych, ponieważ rozległo się głośne pukanie do drzwi.
  - Dlaczego zawsze wszyscy muszą mi przeszkadzać. - mruknęłam sama do siebie idąc w kierunku dochodzących odgłosów.
  - Chwile! - krzyknęłam do natarczywego gościa. - Pali się? - zapytałam otwierając drzwi i w jednej chwili zamarłam.
  - Po co tu przyszedłeś, Louis? - zapytałam chłodno.
  - Wpuścisz mnie do środka? Przed chwilą napadła mnie cała zgraja paparazzich.
   Z niechęcią uchyliłam drzwi i pozwoliłam mojemu gościowi wejść, chociaż był on ostatnią osobą, z którą chciałam teraz rozmawiać, a wiedziałam, że prędko stąd nie wyjdzie. Za dobrze go znałam po ośmiu miesiącach związku.
  - Wiem, że nie cieszysz się na mój widok, ale...
  - Przynajmniej raz mówisz do rzeczy. - westchnęłam.
   Louis wypuścił powietrze.
  - Tęsknie za tobą Lucy. - powiedział przybliżając się w moją stronę, na co zareagowałam robiąc dwa kroki do tyłu.
  - Nie podchodź do mnie. - warknęłam.
  - Wiem, że bardzo cię skrzywdziłem i nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. Musisz mi uwierzyć, że wciąż cię kocham, nie mogę cię stracić.
  - Louis, ty już mnie straciłeś. Tydzień temu, nie pamiętasz?
  - Pamiętam, dlatego chcę to teraz odbudować. Tyle razy próbowałem się do ciebie dodzwonić,ale ty nie odbierasz moich telefonów. Kilka razy byłem pod twoim domem, ale ciebie nie było. Zostawiłem ci kwiaty na wycieraczce z liścikiem, widziałaś je?
  - Tak. - odparłam przypominając sobie wielki, czerwony bukiet róż na wycieraczce kiedy wracałam ze sklepu. Od razu wyrzuciłam je do kontenera na śmieci, a liścik z przeprosinami i błaganiami podarłam i pozwoliłam rozwiać kawałeczki papieru wiatrowi.
  - Błagam cię musisz mi wybaczyć. - prosił Louis klękając na kolanach. Spojrzałam na niego i przez chwilę zrobiło mi się go żal, widząc ten ból i rozpacz w jego błękitnych oczach. Miałam szczerą ochotę rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że już wszystko dobrze, ale przecież sama przespałam się z kimś innym. Nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy, gdybym wróciła do niego pamiętając każdy szczegół ze swojej nocy u Zayna.
  - Nie ma już nas i nigdy nie będzie, pora, żebyś wreszcie to sobie uświadomił, a teraz możesz opuścić mój dom. - warknęłam odwracając się do niego plecami, ponieważ w moich oczach zaczęły zbierać się powoli łzy. Nie chciałam go tak potraktować, nie chciałam kolejny raz mu odmówić, nie chciałam go ranić, ale nie miałam innego wyboru. Inaczej dowiedziałby się jaka naprawdę jest jego dziewczyna. Z kim śpi, tydzień po swoim rozstaniu, z kim postanowiła się zabawić i odstresować.
   - Powiedz, że mnie już nie kochasz. - powiedział, stając za mną.
  - Co? - spytałam odwracając się w jego stronę i napotykając jego oczy pełne nowej nadziei.
  - Powiedz mi prosto w oczy, że mnie nie kochasz, a zostawię cię w spokoju. - powtórzył spokojnie.
  - Kocham cię, ale nie możemy być już razem. - odparłam zamiast tego.
  - Dlaczego nie? - spytał rozpaczliwie, - Obiecuję, że zrobię dla ciebie wszystko, nigdy więcej cię nie skrzywdzę, Lucy...
  - Musisz już iść, Louis. - szepnęłam.
  - Nie wyjdę. - pokręcił głową.
  - Wyjdź.
  - Nie. wyjdę.
  - Wyjdź! - krzyknęłam i od razu potem upadłam czując okropny ból w podbrzuszu jakby ktoś rozdzierał mi brzuch nożem.
  - Lucy! - Louis krzyknął i od razu znalazł się obok mnie patrząc na mnie z paniką w oczach. - Ty krwawisz. - powiedział przerażony. Było to ostatnie zdanie, które od niego usłyszałam, ponieważ później zamknęłam oczy tracąc kontakt z rzeczywistością.
  Nastepny rozdzial: 8 czerwca

piątek, 19 maja 2017

Rozdział 33

*Lucy*
  - Kiedy przychodzi Nick? - spytałam mamy spoglądając przez kuchenne okno. W całym domu pachniało wigilijnymi potrawami i ciastami, a pod choinką już stały prezenty, wszystkie starannie zapakowane w kolorowy, świąteczny papier.
   Przy wigilijnym stole nie mogło zabraknąć także Louisa, który stał się już członkiem naszej rodziny, uwielbiany już nie tylko przez moją mamę ale również Nicka i Martina, a dzisiejszego wieczoru miała go poznać moja starsza siostra - Danielle, która jest w Anglii już od dwóch dni razem ze swoim narzeczonym Drakiem.
  - Już jest. - powiedziała mama wskazując na dwie postacie idące w kierunku domu z prezentami w ręku.
   Rzeczywiście. Chwilę potem w progu stanęli Nicholas i Martin cali obsypani śniegiem. Nick przywitał się wesoło z moją mamą i ze mną, a na widok Danielle krzyknął z radości.
  - Danielle! Tak się cieszę, że wreszcie mamy okazję sie spotkać!
   Danielle uśmiechnąła się i podała rękę Nicholasowi, jednak on zignorował jej gest i zamiast zwyczajnego podania ręki przytulił ją jakby znał ją od lat. Drake został przywitany w podobny sposób, jednak Martin nie poszedł w ślady ojca i jego przywitanie ograniczyło sie do zwykłego hej oraz podania ręki.
  - Ojciec jest za bardzo czułostkowy. - powiedział do mnie Martin siadając do w połowie zastawionego stołu.
  - Chciał zrobić dobre wrażenie na Danielle i Draku i być miły.- wzruszyłam ramionami.
  - Ale tych czułości mógł sobie oszczędzić. Czasami jest mi za niego wstyd. - westchnął.
   W tym momencie dzwonek do drzwi ponownie zadzwonił, dlatego wstałam pospiesznie od stołu spodziewając się swojego gościa. Danielle przyczaiła się przy schodach spoglądając z ciekawością na drzwi a ja zaczęłam odczuwać coraz większe nerwy. Miałam nadzieję, że mój chłopak zostanie zaakceptowany przez moją siostrę, ponieważ zawsze liczyłam się z jej zdaniem. Jako moja starsza siostra dawała mi często mądre rady i najlepiej doradzała w doborze chłopaków.
  - Hej Lou. - przywitałam się, otwierając drzwi, by potem szybko zamknąć je przed szalejącą na zewnątrz śnieżycą.
  - Hej skarbie. - powiedział całując mnie krótko w usta.
  - Louis, to jest moja siostra Danielle i jej narzeczony Drake. - wskazałam ręką, gdy moja siostra wyszła na przywitanie razem z Drakiem u boku.
  - Miło mi cię poznać. Nareszcie mogę zobaczyć kto zawładnął sercem mojej młodszej siostry. - uśmiechnęła się podając rękę Louisowi.
   Lou odwzajemnił gest, a na jego ustach również zagościł delikatny uśmiech, choć po jego mimice twarzy widziałam, że jest zdenerwowany.
  - Nie denerwuj się tak, Danielle chyba cie polubiła. - szepnęłam mu na ucho, gdy całą czwórką szliśmy do stołu.
  - Mam nadzieję. - odszepnął. - Nie chciałbym mieć przerąbane u twojej siostry.
     Przywitanie z mamą, Nickiem i Martinem przyszło Louisowi naturalnie i nawet nieco się rozluźnił przeprowadzając z nimi krótką konwersację. Spiął się dopiero wtedy, gdy wszystkie potrawy na stole zostały ułożone, wszyscy wstali ze swoich miejsc i zgodnie z tradycją panującą w naszej rodzinie mama zaczęła wygłaszać krótkie życzenia bożonarodzeniowe oraz zatraciła się w dawnych wspomnieniach i ze łzami w oczach ucałowała wszystkich po kolei. Następnie każde z nas wzięło kawałek opłatka z talerzyka na środku stołu i przyszedł czas na wzajemne składanie sobie życzeń.
   Odkąd pamiętam zawsze sprawiało mi to najwięcej problemu i było moim zdaniem najgorszą częścią bożonarodzeniowej scenki, ponieważ nigdy nie wiedziałam co powinnam życzyć drugiej osobie, dlatego zazwyczaj odpowiadałam wzajemnie lub też starałam sklecić kilka zdań ze standardowymi życzeniami.
   W pierwszej chwili odwróciłam się w kierunku stojącego obok mnie Louisa, żeby to jemu jako pierwszemu złożyć życzenia, jednak niestety, moja siostra była ode mnie szybsza i już stała naprzeciwko mojego chłopaka z wyciągniętym w jego kierunku opłatkiem wygłaszając w najlepsze swoje życzenia.
   Mimo to nie stałam długo sama, bo gdy tylko Nick wychwycił mnie wzrokiem natychmiast znalazł się u mojego boku z wielkim uśmiechem.
  - Moja droga Lucy, chciałbym życzyć ci w te święta więcej czasu spędzonego z rodziną, spełnienia twoich marzeń o przyszłości, no i co najważniejsze żebyście ty i Louis nigdy więcej się nie kłócili. Tak ładnie do siebie pasujecie, nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że możemy tak wspaniale spędzić te święta!
   Nick był naprawdę szczęśliwy. Aż miło było mi obserwować jego wielką radość i z tym samym uśmiechem złożyłam również jemu życzenia, a nawet z własnej woli się do niego przytuliłam. Następną osobą, która do mnie podeszła była mama, później podeszłam do Drake'a, następnie do Danielle, Martina, a dopiero na samym końcu udało złapać mi się Louisa.
  - Byłeś nieuchwytny, moja rodzina cię uwielbia. - zaśmiałam się stojąc blisko niego.
  - Tak, rzeczywiście, cały czas ktoś do mnie podchodził, nie mogłem nawet zrobić kroku, by zbliżyć się do ciebie.
  - W każdym razie, nie muszę życzyć ci dziewczyny, bo masz już mnie, masz też wspaniałych przyjaciół, karierę i mamy wspólne plany na sylwestra, gdzie będziemy obchodzili rocznicę naszego nietypowego poznania, więc...
  - Możesz życzyć mi więcej seksu. - powiedział śmiejąc się. - Ale wtedy będziesz musiała się sama do tego przyczynić.
  - Sądzę, że i tak w naszym związku jest go wystarczająco dużo. - uśmiechnęłam się. - Ale z racji, że dziś są również twoje urodziny przygotowałam dla ciebie specjalną niespodziankę, z której na pewno będziesz zadowolony.
  - Co to jest? - zapytał
  - Zobaczysz. - uśmiechnęłam się zadziornie, przygryzając dolną wargę pomalowaną moją ulubioną burgundową szminką.
  - Nie mogę się doczekać. A wiesz czego tobie chciałem życzyć?
  - Czego? - spytałam z zaciekawieniem.
  - Żebyś już zawsze była taka uśmiechnięta jak jesteś ostatnio, bo nie lubię kiedy jesteś pochmurna i niezadowolona z siebie. I żebyś przeprowadziła się do mnie, bo to już najwyższa pora. - dodał.
  - Pomyślimy o tym, Lou. - skwitowałam całując go czule w usta.
   W końcu wszyscy zasiedliśmy do stołu i przystąpiliśmy do konsumowania potraw ciężko i wytrwale przyrządzanych przez ostatnie dni. Wszyscy zajadali się ze smakiem i nie szczędzili pochwał mojej mamie, gdy pozwoliłam sobie zauważyć, że jedną z nich zrobiłam ja. Wtedy pochwały posypały się również mi, a ja dokończyłam swój posiłek z nieukrywaną satysfakcją.
   W pewnym momencie wigilijnego posiłku, Louis wstał ze swojego krzesła i uklęknął przy moim, zwracając na siebie wzrok wszystkich domowników.
  - Co ty wyprawiasz? - szepnęłam do niego, lecz on nie odpowiedział mi, a wyciągnął jedynie z kieszeni swojej marynarki małe, czerwone pudełeczko w kształcie serduszka.
   Na ten widok serce zabiło mi dwa razy mocniej. Miałam pewne przypuszczenia co może znajdować się w środku, jednak sama do końca w to nie wierzyłam. Ja i Louis byliśmy parą dopiero od niecałego roku, nie mieszkaliśmy razem ani też nie rozmawialiśmy nigdy poważnie o naszej wspólnej przyszłości, więc czy to możliwe, żeby Lou chciał mi się oświadczyć?
   Cóż, wszystko na to wyglądało, gdy nadal klęcząc przede mną z niezwykle poważną miną otworzył wieczko pudełka ukazując oczom wszystkich zebranych złoty pierścionek wysadzany lśniącymi brylantami. Mama wydała z siebie okrzyk zachwytu na co Nicholas złapał ją za rękę, Danielle wstrzymała na chwilę oddech, a Martin wpatrywał się w poczynania Louisa z wybałuszonymi oczami.
  - Lucy. Przez ten rok wiele się wydarzyło. W naszym związku było wiele wzlotów i upadków, ale ja zawsze tak samo mocno cię kochałem i będę kochać. Nosiłem się z zamiarem oświadczyn już kilka tygodni, aż wreszcie zebrałem się w sobie i uznałem ten dzień za najlepszy. - Louis przerwał na chwilę, by nabrać powietrza do płuc. - Jesteś najlepszym co mi się przydarzyło i chciałbym się przy tobie zestarzeć, dlatego czy...Czy zostaniesz moją żoną?
  - Louis, ja...nawet nie wiem co powiedzieć. - szepnęłam ze łzami w oczach.
  - Najlepiej tak. - zasugerował Drake wychylając się przez ramię Danielle.
   Przez chwilę milczałam próbując uświadomić sobie co właśnie się przede mną dzieje. Nie byłam przygotowana na te oświadczyny, ale tak, chciałam wyjść za Louisa, dlatego postanowiłam nie trzymać go dłużej w niepewności, tym bardziej, że był naprawdę tym wszystkim zdenerwowany, a po jego czole popłynęły maleńkie kropelki potu.
  - Zostanę twoją żoną, Louis. - odparłam wreszcie, a on z wielkim uśmiechem na twarzy założył mi na palec pierścionek i natychmiast pochwycił mnie w swoje ramiona przysysając się do moich ust.
   Wszyscy wstali i zaczęli bić nam brawo. Kiedy oderwałam się od ust mojego narzeczonego widziałam łzy w oczach mamy i to jej brawa były najgłośniejsze. Potem podeszła do nas i nadal płacząc wydusiła z siebie najszczersze życzenia i ucałowała nas oboje.
   W jej ślady poszedł także Nicholas i Danielle, aż wkrótce przed nami ustawiła się cała kolejka, a ja czułam się jakbym nie zaręczyła się, a właśnie wychodziła za mąż. Życzenia były niezwykle wzruszające, wszyscy życzyli nam szczęścia i gratulowali Louisowi oraz składali swój podziw, za to, że tak dzielnie się trzymał. Wreszcie Louis sam nie wytrzymał i zaczął płakać ze wzruszenia na moim ramieniu. Był to drugi raz, kiedy widziałam go płaczącego, jednak te łzy były mile widziane.
  - Teraz możesz pożegnać się z wolnością. - powiedział do Louisa Drake, kiedy atmosfera już zelżała, a łzy zostały zażegnane.
  - Pożegnałem się z nią już dawno temu. - odparł mu ze śmiechem.
  - Wcale cię nie ograniczam. - zaprotestowałam od razu.
  - Oczywiście, kochanie, tak tyko powiedziałem. - usprawiedliwił się Louis.
  - Myślę, że to już pora na otworzenie prezentów! - ogłosiła mama, wstając od stołu i podchodząc do choinki.
   Zgodnie z naszą rodzinną tradycją wybrana przez członków rodziny osoba rozdawała wszystkie prezenty ułożone pod choinką, a rozpakowywało się je właśnie przy stole. Pierwszą paczką, która zawinięta były w czerwony papier z reniferami powędrowała do Danielle. Następna należała do Martina, a małe pudełeczko z logiem Tiffaniego należało do mnie.
   Kiedy otwierałam pudełeczko na chwilę zamarłam z wrażenia. W środku znajdowała się kolia z najprawdziwszych, świecących diamentów, a obok niej koperta z tygodniowym pobytem w spa dla dwojga.
  - Louis, nie możesz robić mi takich drogich prezentów. - szepnęłam, gdy wszystkie prezenty zostały rozdane i wszyscy odpakowywali swoje paczki z zaciekawieniem. - Ile to wszystko kosztowało?
  - Nieważne. - odparł i machnął ręką. - Podoba ci się?
  - Bardzo, ale...
  - Nie ma żadnego ale. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu i zasługujesz na wszystkie diamenty tego świata, nie tylko te na tej kolii. A teraz powiedz mi, lubisz baseny termalne czy może wolisz posiedzieć w saunie?
  - Wszystko jedno, byle być tam z tobą. - uśmiechnęłam się i schyliłam się, żeby pocałować Louisa w usta. To naprawdę niezwykłe, że w zaledwie jeden rok moje życie zmieniło się nie do poznania. Mam najwspanialszego narzeczonego na świecie i dzięki niemu jestem lepszą osobą, bez bulimii ani niepewności siebie. Dzięki niemu zaczęłam postrzegać siebie jako kogoś wartościowego i na nowo uwierzyłam w ludzi, a wszystkie prezenty jakimi mnie obdarowuje to jedynie dodatek.
  - Jesteś najlepszy. - szepnęłam chowając głowę w jego szyję, składając na niej delikatne pocałunki.
  - Bo mam najlepszą narzeczoną.
*Louis*
   Ceremonia wigilijna skończyła się kilka minut po godzinie 21. U pani Swan postanowił zostać Nicholas razem z Martinem, dlatego ja i Lucy wróciliśmy do mojego domu, co nie spotkało się z żadnym sprzeciwem ze strony jej mamy.
  - Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, skarbie. - szepnęła mi na ucho, gdy rozebraliśmy się w holu i znaleźliśmy się w sypialni.
  - Jaki? - spytałem siadając na łóżku i przypatrując się poczynaniom mojej narzeczonej.
   Lucy zaczęła powoli zdejmować z siebie sukienkę, a po chwili moim oczom ukazała się skąpa, czerwona bielizna w którą była ubrana.
  - Wyglądasz bardzo seksownie. - mruknąłem czując jak w moich spodniach robi się coraz mniej miejsca. - Chodź tu. - poklepałem się po kolanach, a kiedy tylko usiadła na wyznaczonym przeze mnie miejscu przerzuciłem ją na łóżko tak, żeby leżała pode mną.
  - Mam na ciebie ochotę. - powiedziałem składając pojedyńcze pocałunki na jej piersiach.
  - To bardzo dobrze. - uśmiechnęła się i pogłaskała po policzku. - Kupiłam tą bieliznę specjalnie dla ciebie. Kate pomagała mi w wyborze.
  - Nie musiała. Wziąłbym cie nawet w starych, wyciągniętych majtkach, ale lubię kiedy się dla mnie tak starasz. A teraz przejdźmy do rzeczy, bo dłużej nie wytrzymam. - oświadczyłem zgodnie z prawdą zaczynając zdejmować w pośpiechu swoje spodnie i resztę ubrań, które w tym momencie nie były mi potrzebne.
                                                                           ***
  Po upojnej nocy oboje byliśmy bardzo zmęczeni, ponieważ nasz seks trwał dłużej niż zazwyczaj, jednak nie mogliśmy spać dłużej, ponieważ dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Lucy szykowała się na tą okazję w łazience, a ja chodziłem w tą i z powrotem nakrywając do stołu i wykonując milion innych czynności na raz, które zawsze robiła Maddie, jednak nadal przebywa ona w swoim rodzinnym mieście, dlatego wszystko zmuszony byłem zrobić sam.
  - Lucy, możesz mi trochę pomóc?! - krzyknąłem, gdy porcelanowy talerz do zupy wyleciał mi z ręki rozlatując się na małe kawałeczki, a ja zacząłem czarno widzieć zbliżające się spotkanie.
  - Za chwilę, muszę tylko przykleić rzęsy! - odkrzyknęła mi z łazienki. - I zostaw to bo się jeszcze pokaleczysz. - powiedziała wychylając się zza drzwi i widząc jak stoję bezradnie nad rozbitym talerzem.
  - Za godzinę przyjadą mama i Lottie, a stół nawet nie jest nakryty. - panikowałem dalej. -Zupa nadal się gotuje, a to mięso wygląda jakby ktoś je zwymiotował.
  - Zostaw wszystko, ja się tym zajmę, już ci to mówiłam.
  - Chyba tak zrobię. - westchnąłem i rozłożyłem się na kanapie wgapiając się w sufit.
   Pierwszy raz od ponad dwóch lat miałem zobaczyć swoja siostrę. Byłem naprawdę szczęśliwy, że zgodziła się do mnie przyjechać, ale jednocześnie denerwowałem się, że powiem coś niewłaściwego i Lottie znów nie będzie chciała mnie widzieć. Jednocześnie był to też moment, gdzie moja mama miała poznać moją narzeczoną, czego również się obawiałem, bo co prawda mama zawsze była osobą sympatyczną i lubiła poznawać nowe osoby, ale mimo to tkwiła we mnie myśl, że coś pójdzie nie tak i nie dawało mi to spokoju.
   Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia na kanapie podczas gdy Lucy krzątała się po kuchni i zastawiała cały stół po domu rozległ się dzwonek, na co poderwałem się jak oparzony i pobiegłem otworzyć drzwi poprawiając po drodze swoją grzywkę.
   W pierwszym momencie nie poznałem dziewczyny stojącej obok uśmiechniętej jak zwykle mamy. Miała długie, platynowe blond włosy, dobrany makijaż i była ubrana w rozkloszowaną sukienkę podkreślającą jej wąską talię. Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo się zmieniła.
  - Cześć mamo. witaj Lottie. - przywitałem się biorąc od nich walizki.
  Od razu przytuliłem mamę, a gdy stanąłem przed Lottie na początku nie wiedziałem co zrobić. Czy przytulić siostrę, z którą nie widziałem się tyle czasu po strasznych wydarzeniach, czy nie uzna to za niestosowne i nie odepchnie mnie z rezerwą i obrzydzeniem? Na całe szczęście Lottie pierwsza wykonała ten gest delikatnie przytulając się do mnie i szybko odsunęła się na bezpieczną odległość.
  - Chciałem przedstawić wam moją narzeczoną Lucy. - powiedziałem gdy mama i Lottie weszły do salonu.
  - Bardzo mi miło. - uśmiechnęła się Lucy wyciągając rękę do mamy, a następnie witając się z moją siostrą.
  - Mi też bardzo miło poznać ukochaną mojego syna. Louis tyle opowiadał o tobie przez telefon, zanim zaczęliście się ze sobą oficjalnie spotykać, ale nigdy nie miałam okazji cię zobaczyć. Jedynie na okładkach czasopism, ale to nie to samo.
  - Nawet nie myślałam, że mój brat znajdzie sobie kiedyś dziewczynę i się jej oświadczy. - dodała Lottie uśmiechając się do Lucy. - Kiedy planujecie ślub?
  - Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, Louis oświadczył mi się dopiero wczoraj. - odparła jej. - Ale myślę, że niedługo, prawda Lou?
  - Tak. - pokiwałem głową. - Nie chcemy długo czekać, ale na razie może usiądźmy wszyscy do stołu. - wskazałem na zastawione cztery miejsca.
   Lucy poszła do kuchni, żeby przynieść wcześniej przygotowane potrawy, jednak gestem kazałem jej usiąść i sam udałem się po jedzenie.
  - Mieszkacie razem? - zapytała mama znad talerza, w którym prezentował się krem ze szparagów przyrządzony przeze mnie podobnie jak większość rzeczy na stole, ze względu na brak talentu kulinarnego ze strony Lucy. Będę musiał się przyzwyczaić, że po ślubie tylko ja będę stał w kuchni i przyrządzał dzieciom obiadki.
  - Poniekąd. - odpowiedziałem zachwycając się wybornym smakiem swojej zupy. - Lucy często u mnie śpi, ma tutaj połowę swoich rzeczy, ale oficjalnie nadal mieszka z mamą.
  - Nie myśleliście nad tym, żeby zamieszkać razem? - tym razem spytała Lottie.
  - Myśleliśmy i sądzę, że to stanie się za niedługo, jeszcze przed naszym ślubem. - odpowiedziała na pytanie mojej siostry narzeczona, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Rzeczywiście rozmawialiśmy o tym, ale Lucy nigdy nie dawała mi zbytnio nadziei na zamieszkanie razem i zawsze odnosiłem wrażenie, że nie chce jeszcze robić tego kroku, więc to co przed chwilą powiedziała dało nowe perspektywy na nasze wspólne życie.
   W czasie obiadu padała jeszcze mnóstwo pytań na temat naszego związku, najwięcej ze strony mamy. Chciała wiedzieć wszystko, ale nie dziwiłem jej się, dlatego nie miałem jej tego za złe. Obawiałem się jedynie tego, by Lucy nie zaczęła się przez to krępować i pomyśleć o mamie, że jest za bardzo wścibska, ale na jej twarzy przez cały czas gościł uśmiech, więc szybko uspokoiłem moje złe myśli.
  - Louis, czy możemy porozmawiać? - odezwała się po jakimś czasie Lottie, która już od kilku minut intensywnie się we mnie wpatrywała jakby chciała mi coś powiedzieć, ale się bała. - Przepraszam Lucy, mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe? - zwróciła się do zagadanej z mamą Lucy, ale ona pokiwała głową i uśmiechnęła się w stronę mojej siostry.
  - Nie ma sprawy Lottie, rozumiem, pogadamy później.
  - Chodź, pójdziemy na górę. - powiedziałem do siostry i zaprowadziłem ją salonu dla gości ze stołem bilardowym, gdzie uwielbiałem grać z Liamem i Justinem. Na początku mojej kariery, gdy zacząłem zarabiać spore pieniądze i nareszcie stać mnie było na kupno tej rezydencji miałem dwa stoły bilardowe. Drugi z nich znajdował się w podziemnej części domu, gdzie czasami robiłem mniejsze imprezy, ale szybko musiałem go wyrzucić, ponieważ pewnej nocy mocno zakrapianej alkoholem Justin i Liam ubzdurali sobie, że na górze grasują zombie i gdy usłyszeli szelest gałęzi za oknem Liam rzucił stołem, by ich odstraszyć i razem z Justinem spanikowani ukryli się pod stolikiem do kawy.
   Lottie powoli usiadła na kanapie, a ja zrobiłem to samo zajmując miejsce obok niej. Byłem bardzo zestresowany tą rozmową. Bałem się jej, nie wiedziałem co powinienem mówić i jak reagować lub czy przypadkiem nie urażę czymś Lottie. Nie widziałem jej od dwóch lat i nie wiedziałem jaka jest moja siostra, nawet nie pamiętałem jej wcześniejszych zachowań, kiedy nasze relacje można było określić jako dobre.
  - Bardzo wyprzystojniałeś przez te dwa lata. - powiedziała spoglądając na mnie.
  - Dziękuję, ty też wyładniałaś, chociaż zawsze byłaś śliczna. - odparłem uśmiechając się nieśmiało do siostry.
  Lottie pokiwała głową i przez chwilę między nami zapadło milczenie. Mogłem usłyszeć wesołą rozmowę mojej mamy z Lucy i głośny śmiech mojej narzeczonej. Podejrzewałem, że mama zaczęła opowiadać historię z mojego wczesnego dzieciństwa. Najśmieszniejsze i jednocześnie najbardziej żenujące były te, gdy ze stresu potrafiłem zrobić kupę w majtki w miejscu publicznym, a potem na głos oznajmić to mamię. Kiedy mi o tym opowiadała bardzo się z tego śmiałem, ale kiedy opowiadała to całej naszej rodzinie i znajomym już nie było mi tak do śmiechu.
  - Louis... chciałabym zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach między nami i znów sprawić, żeby było jak dawniej. Wiem, że może to głupio brzmi, bo to ja izolowałam cię ode mnie przez dwa lata i możesz kazać mi teraz wyjść, ale ja po prostu... - w oczach Lottie zebrały się łzy i jedna z nich już zaczęła płynąć po jej policzku, a ja wprost nienawidziłem kiedy kobiety płaczą. Zwłaszcza te, na których najbardziej mi zależy, dlatego nie dbając o to czy moja siostra tego chce czy nie przytuliłem ją mocno i wytarłem samotną łzę z jej policzka. Czułość z mojej strony została przez nią doceniona i oddała mój uścisk a potem wtuliła się w moją pierś.
  - Przepraszam cię za wszystko. - wyszeptała przez łzy.
  - To ja cię przepraszam. Przez mój głupi błąd zniszczyłem nasze relacje, ale najważniejsze, że teraz będzie inaczej. Odbudujemy to, zostaniesz u mnie razem z mamą tak długo jak będziecie chciały, pokażę ci całe miasto, zabiorę na swój mecz, zrobię wszystko co będziesz chciała, siostrzyczko. Tylko już nie płacz maleńka, masz za śliczną buźkę na te łzy. - powiedziałem głaszcząc siostrę po włosach.
   Lottie na chwilę oderwała się ode mnie, by nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Potem uśmiechnęła się szeroko ocierając łzy ze swoich policzków i pocałowała mnie w policzek z powrotem wtulając się we mnie.
  - Przez ten cały czas bardzo za tobą tęskniłam. Kilka razy chciałam się z tobą skontaktować, ale bałam się twojej reakcji.
  - Ja też za tobą tęskniłem. Często o tobie myślałem, ale nie próbowałem kontaktu, bo wiedziałem, że mnie nienawidzisz. Nawet nie wiesz jak twój jeden telefon by wszystko zmienił, ale nie przejmuj się tym, to nic nie szkodzi. Ważne, że teraz mogę cię mieć.
  - Dlaczego nie chciałeś mnie przytulić na powitanie? - spytała Lottie, jednak nie miała w głosie żadnego wyrzutu.
 - Nie wiedziałem, że chcesz, żebym cię przytulił, myślałem, że mnie odepchniesz - wyjaśniłem. - Przepraszam.
  - Nic się nie stało. Kocham cię Louis i pamiętaj, że zawsze będziesz moim bratem.
  - Ja też cię bardzo kocham Lottie. Jesteś moją malutką, młodszą siostrzyczką. - odpowiedziałem przytulając ją do siebie mocniej.
  - Już nie taką malutką. - zaprzeczyła. - Mam dwadzieścia lat i jestem tylko trzy lata młodsza od ciebie.
  - Ale dla mnie i tak będziesz na zawsze malutka. - uśmiechnąłem się. - Chcesz już zejść na dół, czy wolisz pobyć jeszcze ze mną?
  - Chodźmy na dół. - odpowiedziała Lottie wstając z kanapy. - Chciałabym porozmawiać jeszcze z twoją narzeczoną. Jest naprawdę miła, może wybrałybyśmy się któregoś dnia na zakupy.
  - Lucy na pewno będzie zachwycona tym pomysłem. - powiedziałem całując siostrę w czoło. - Może się nawet zaprzyjaźnicie.
  - Może. - stwierdziła schodząc po schodach na dół. - A teraz wybacz, idę do damskiego grona.
  - Oczywiście. - zaśmiałem się przepuszczając Lottie widząc jak posyła mi ostatni uśmiech i biegnie radośnie w kierunku mamy i Lucy, a potem wszystkie trzy prowadzą ożywioną konwersację i śmieją się popijając co chwilę herbatę, specjalnie wyselekcjonowaną w najlepszej herbaciarni przez nikogo innego jak moją narzeczoną.
   Ten widok był godny zapamiętania, bo nie ma nic piękniejszego niż widzieć trzy doskonale dogadujące się kobiety, które są najważniejszymi kobietami twojego życia.
  EPILOG JUŻ KOLEJNEGO DNIA!