piątek, 19 maja 2017

Rozdział 33

*Lucy*
  - Kiedy przychodzi Nick? - spytałam mamy spoglądając przez kuchenne okno. W całym domu pachniało wigilijnymi potrawami i ciastami, a pod choinką już stały prezenty, wszystkie starannie zapakowane w kolorowy, świąteczny papier.
   Przy wigilijnym stole nie mogło zabraknąć także Louisa, który stał się już członkiem naszej rodziny, uwielbiany już nie tylko przez moją mamę ale również Nicka i Martina, a dzisiejszego wieczoru miała go poznać moja starsza siostra - Danielle, która jest w Anglii już od dwóch dni razem ze swoim narzeczonym Drakiem.
  - Już jest. - powiedziała mama wskazując na dwie postacie idące w kierunku domu z prezentami w ręku.
   Rzeczywiście. Chwilę potem w progu stanęli Nicholas i Martin cali obsypani śniegiem. Nick przywitał się wesoło z moją mamą i ze mną, a na widok Danielle krzyknął z radości.
  - Danielle! Tak się cieszę, że wreszcie mamy okazję sie spotkać!
   Danielle uśmiechnąła się i podała rękę Nicholasowi, jednak on zignorował jej gest i zamiast zwyczajnego podania ręki przytulił ją jakby znał ją od lat. Drake został przywitany w podobny sposób, jednak Martin nie poszedł w ślady ojca i jego przywitanie ograniczyło sie do zwykłego hej oraz podania ręki.
  - Ojciec jest za bardzo czułostkowy. - powiedział do mnie Martin siadając do w połowie zastawionego stołu.
  - Chciał zrobić dobre wrażenie na Danielle i Draku i być miły.- wzruszyłam ramionami.
  - Ale tych czułości mógł sobie oszczędzić. Czasami jest mi za niego wstyd. - westchnął.
   W tym momencie dzwonek do drzwi ponownie zadzwonił, dlatego wstałam pospiesznie od stołu spodziewając się swojego gościa. Danielle przyczaiła się przy schodach spoglądając z ciekawością na drzwi a ja zaczęłam odczuwać coraz większe nerwy. Miałam nadzieję, że mój chłopak zostanie zaakceptowany przez moją siostrę, ponieważ zawsze liczyłam się z jej zdaniem. Jako moja starsza siostra dawała mi często mądre rady i najlepiej doradzała w doborze chłopaków.
  - Hej Lou. - przywitałam się, otwierając drzwi, by potem szybko zamknąć je przed szalejącą na zewnątrz śnieżycą.
  - Hej skarbie. - powiedział całując mnie krótko w usta.
  - Louis, to jest moja siostra Danielle i jej narzeczony Drake. - wskazałam ręką, gdy moja siostra wyszła na przywitanie razem z Drakiem u boku.
  - Miło mi cię poznać. Nareszcie mogę zobaczyć kto zawładnął sercem mojej młodszej siostry. - uśmiechnęła się podając rękę Louisowi.
   Lou odwzajemnił gest, a na jego ustach również zagościł delikatny uśmiech, choć po jego mimice twarzy widziałam, że jest zdenerwowany.
  - Nie denerwuj się tak, Danielle chyba cie polubiła. - szepnęłam mu na ucho, gdy całą czwórką szliśmy do stołu.
  - Mam nadzieję. - odszepnął. - Nie chciałbym mieć przerąbane u twojej siostry.
     Przywitanie z mamą, Nickiem i Martinem przyszło Louisowi naturalnie i nawet nieco się rozluźnił przeprowadzając z nimi krótką konwersację. Spiął się dopiero wtedy, gdy wszystkie potrawy na stole zostały ułożone, wszyscy wstali ze swoich miejsc i zgodnie z tradycją panującą w naszej rodzinie mama zaczęła wygłaszać krótkie życzenia bożonarodzeniowe oraz zatraciła się w dawnych wspomnieniach i ze łzami w oczach ucałowała wszystkich po kolei. Następnie każde z nas wzięło kawałek opłatka z talerzyka na środku stołu i przyszedł czas na wzajemne składanie sobie życzeń.
   Odkąd pamiętam zawsze sprawiało mi to najwięcej problemu i było moim zdaniem najgorszą częścią bożonarodzeniowej scenki, ponieważ nigdy nie wiedziałam co powinnam życzyć drugiej osobie, dlatego zazwyczaj odpowiadałam wzajemnie lub też starałam sklecić kilka zdań ze standardowymi życzeniami.
   W pierwszej chwili odwróciłam się w kierunku stojącego obok mnie Louisa, żeby to jemu jako pierwszemu złożyć życzenia, jednak niestety, moja siostra była ode mnie szybsza i już stała naprzeciwko mojego chłopaka z wyciągniętym w jego kierunku opłatkiem wygłaszając w najlepsze swoje życzenia.
   Mimo to nie stałam długo sama, bo gdy tylko Nick wychwycił mnie wzrokiem natychmiast znalazł się u mojego boku z wielkim uśmiechem.
  - Moja droga Lucy, chciałbym życzyć ci w te święta więcej czasu spędzonego z rodziną, spełnienia twoich marzeń o przyszłości, no i co najważniejsze żebyście ty i Louis nigdy więcej się nie kłócili. Tak ładnie do siebie pasujecie, nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że możemy tak wspaniale spędzić te święta!
   Nick był naprawdę szczęśliwy. Aż miło było mi obserwować jego wielką radość i z tym samym uśmiechem złożyłam również jemu życzenia, a nawet z własnej woli się do niego przytuliłam. Następną osobą, która do mnie podeszła była mama, później podeszłam do Drake'a, następnie do Danielle, Martina, a dopiero na samym końcu udało złapać mi się Louisa.
  - Byłeś nieuchwytny, moja rodzina cię uwielbia. - zaśmiałam się stojąc blisko niego.
  - Tak, rzeczywiście, cały czas ktoś do mnie podchodził, nie mogłem nawet zrobić kroku, by zbliżyć się do ciebie.
  - W każdym razie, nie muszę życzyć ci dziewczyny, bo masz już mnie, masz też wspaniałych przyjaciół, karierę i mamy wspólne plany na sylwestra, gdzie będziemy obchodzili rocznicę naszego nietypowego poznania, więc...
  - Możesz życzyć mi więcej seksu. - powiedział śmiejąc się. - Ale wtedy będziesz musiała się sama do tego przyczynić.
  - Sądzę, że i tak w naszym związku jest go wystarczająco dużo. - uśmiechnęłam się. - Ale z racji, że dziś są również twoje urodziny przygotowałam dla ciebie specjalną niespodziankę, z której na pewno będziesz zadowolony.
  - Co to jest? - zapytał
  - Zobaczysz. - uśmiechnęłam się zadziornie, przygryzając dolną wargę pomalowaną moją ulubioną burgundową szminką.
  - Nie mogę się doczekać. A wiesz czego tobie chciałem życzyć?
  - Czego? - spytałam z zaciekawieniem.
  - Żebyś już zawsze była taka uśmiechnięta jak jesteś ostatnio, bo nie lubię kiedy jesteś pochmurna i niezadowolona z siebie. I żebyś przeprowadziła się do mnie, bo to już najwyższa pora. - dodał.
  - Pomyślimy o tym, Lou. - skwitowałam całując go czule w usta.
   W końcu wszyscy zasiedliśmy do stołu i przystąpiliśmy do konsumowania potraw ciężko i wytrwale przyrządzanych przez ostatnie dni. Wszyscy zajadali się ze smakiem i nie szczędzili pochwał mojej mamie, gdy pozwoliłam sobie zauważyć, że jedną z nich zrobiłam ja. Wtedy pochwały posypały się również mi, a ja dokończyłam swój posiłek z nieukrywaną satysfakcją.
   W pewnym momencie wigilijnego posiłku, Louis wstał ze swojego krzesła i uklęknął przy moim, zwracając na siebie wzrok wszystkich domowników.
  - Co ty wyprawiasz? - szepnęłam do niego, lecz on nie odpowiedział mi, a wyciągnął jedynie z kieszeni swojej marynarki małe, czerwone pudełeczko w kształcie serduszka.
   Na ten widok serce zabiło mi dwa razy mocniej. Miałam pewne przypuszczenia co może znajdować się w środku, jednak sama do końca w to nie wierzyłam. Ja i Louis byliśmy parą dopiero od niecałego roku, nie mieszkaliśmy razem ani też nie rozmawialiśmy nigdy poważnie o naszej wspólnej przyszłości, więc czy to możliwe, żeby Lou chciał mi się oświadczyć?
   Cóż, wszystko na to wyglądało, gdy nadal klęcząc przede mną z niezwykle poważną miną otworzył wieczko pudełka ukazując oczom wszystkich zebranych złoty pierścionek wysadzany lśniącymi brylantami. Mama wydała z siebie okrzyk zachwytu na co Nicholas złapał ją za rękę, Danielle wstrzymała na chwilę oddech, a Martin wpatrywał się w poczynania Louisa z wybałuszonymi oczami.
  - Lucy. Przez ten rok wiele się wydarzyło. W naszym związku było wiele wzlotów i upadków, ale ja zawsze tak samo mocno cię kochałem i będę kochać. Nosiłem się z zamiarem oświadczyn już kilka tygodni, aż wreszcie zebrałem się w sobie i uznałem ten dzień za najlepszy. - Louis przerwał na chwilę, by nabrać powietrza do płuc. - Jesteś najlepszym co mi się przydarzyło i chciałbym się przy tobie zestarzeć, dlatego czy...Czy zostaniesz moją żoną?
  - Louis, ja...nawet nie wiem co powiedzieć. - szepnęłam ze łzami w oczach.
  - Najlepiej tak. - zasugerował Drake wychylając się przez ramię Danielle.
   Przez chwilę milczałam próbując uświadomić sobie co właśnie się przede mną dzieje. Nie byłam przygotowana na te oświadczyny, ale tak, chciałam wyjść za Louisa, dlatego postanowiłam nie trzymać go dłużej w niepewności, tym bardziej, że był naprawdę tym wszystkim zdenerwowany, a po jego czole popłynęły maleńkie kropelki potu.
  - Zostanę twoją żoną, Louis. - odparłam wreszcie, a on z wielkim uśmiechem na twarzy założył mi na palec pierścionek i natychmiast pochwycił mnie w swoje ramiona przysysając się do moich ust.
   Wszyscy wstali i zaczęli bić nam brawo. Kiedy oderwałam się od ust mojego narzeczonego widziałam łzy w oczach mamy i to jej brawa były najgłośniejsze. Potem podeszła do nas i nadal płacząc wydusiła z siebie najszczersze życzenia i ucałowała nas oboje.
   W jej ślady poszedł także Nicholas i Danielle, aż wkrótce przed nami ustawiła się cała kolejka, a ja czułam się jakbym nie zaręczyła się, a właśnie wychodziła za mąż. Życzenia były niezwykle wzruszające, wszyscy życzyli nam szczęścia i gratulowali Louisowi oraz składali swój podziw, za to, że tak dzielnie się trzymał. Wreszcie Louis sam nie wytrzymał i zaczął płakać ze wzruszenia na moim ramieniu. Był to drugi raz, kiedy widziałam go płaczącego, jednak te łzy były mile widziane.
  - Teraz możesz pożegnać się z wolnością. - powiedział do Louisa Drake, kiedy atmosfera już zelżała, a łzy zostały zażegnane.
  - Pożegnałem się z nią już dawno temu. - odparł mu ze śmiechem.
  - Wcale cię nie ograniczam. - zaprotestowałam od razu.
  - Oczywiście, kochanie, tak tyko powiedziałem. - usprawiedliwił się Louis.
  - Myślę, że to już pora na otworzenie prezentów! - ogłosiła mama, wstając od stołu i podchodząc do choinki.
   Zgodnie z naszą rodzinną tradycją wybrana przez członków rodziny osoba rozdawała wszystkie prezenty ułożone pod choinką, a rozpakowywało się je właśnie przy stole. Pierwszą paczką, która zawinięta były w czerwony papier z reniferami powędrowała do Danielle. Następna należała do Martina, a małe pudełeczko z logiem Tiffaniego należało do mnie.
   Kiedy otwierałam pudełeczko na chwilę zamarłam z wrażenia. W środku znajdowała się kolia z najprawdziwszych, świecących diamentów, a obok niej koperta z tygodniowym pobytem w spa dla dwojga.
  - Louis, nie możesz robić mi takich drogich prezentów. - szepnęłam, gdy wszystkie prezenty zostały rozdane i wszyscy odpakowywali swoje paczki z zaciekawieniem. - Ile to wszystko kosztowało?
  - Nieważne. - odparł i machnął ręką. - Podoba ci się?
  - Bardzo, ale...
  - Nie ma żadnego ale. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu i zasługujesz na wszystkie diamenty tego świata, nie tylko te na tej kolii. A teraz powiedz mi, lubisz baseny termalne czy może wolisz posiedzieć w saunie?
  - Wszystko jedno, byle być tam z tobą. - uśmiechnęłam się i schyliłam się, żeby pocałować Louisa w usta. To naprawdę niezwykłe, że w zaledwie jeden rok moje życie zmieniło się nie do poznania. Mam najwspanialszego narzeczonego na świecie i dzięki niemu jestem lepszą osobą, bez bulimii ani niepewności siebie. Dzięki niemu zaczęłam postrzegać siebie jako kogoś wartościowego i na nowo uwierzyłam w ludzi, a wszystkie prezenty jakimi mnie obdarowuje to jedynie dodatek.
  - Jesteś najlepszy. - szepnęłam chowając głowę w jego szyję, składając na niej delikatne pocałunki.
  - Bo mam najlepszą narzeczoną.
*Louis*
   Ceremonia wigilijna skończyła się kilka minut po godzinie 21. U pani Swan postanowił zostać Nicholas razem z Martinem, dlatego ja i Lucy wróciliśmy do mojego domu, co nie spotkało się z żadnym sprzeciwem ze strony jej mamy.
  - Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, skarbie. - szepnęła mi na ucho, gdy rozebraliśmy się w holu i znaleźliśmy się w sypialni.
  - Jaki? - spytałem siadając na łóżku i przypatrując się poczynaniom mojej narzeczonej.
   Lucy zaczęła powoli zdejmować z siebie sukienkę, a po chwili moim oczom ukazała się skąpa, czerwona bielizna w którą była ubrana.
  - Wyglądasz bardzo seksownie. - mruknąłem czując jak w moich spodniach robi się coraz mniej miejsca. - Chodź tu. - poklepałem się po kolanach, a kiedy tylko usiadła na wyznaczonym przeze mnie miejscu przerzuciłem ją na łóżko tak, żeby leżała pode mną.
  - Mam na ciebie ochotę. - powiedziałem składając pojedyńcze pocałunki na jej piersiach.
  - To bardzo dobrze. - uśmiechnęła się i pogłaskała po policzku. - Kupiłam tą bieliznę specjalnie dla ciebie. Kate pomagała mi w wyborze.
  - Nie musiała. Wziąłbym cie nawet w starych, wyciągniętych majtkach, ale lubię kiedy się dla mnie tak starasz. A teraz przejdźmy do rzeczy, bo dłużej nie wytrzymam. - oświadczyłem zgodnie z prawdą zaczynając zdejmować w pośpiechu swoje spodnie i resztę ubrań, które w tym momencie nie były mi potrzebne.
                                                                           ***
  Po upojnej nocy oboje byliśmy bardzo zmęczeni, ponieważ nasz seks trwał dłużej niż zazwyczaj, jednak nie mogliśmy spać dłużej, ponieważ dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Lucy szykowała się na tą okazję w łazience, a ja chodziłem w tą i z powrotem nakrywając do stołu i wykonując milion innych czynności na raz, które zawsze robiła Maddie, jednak nadal przebywa ona w swoim rodzinnym mieście, dlatego wszystko zmuszony byłem zrobić sam.
  - Lucy, możesz mi trochę pomóc?! - krzyknąłem, gdy porcelanowy talerz do zupy wyleciał mi z ręki rozlatując się na małe kawałeczki, a ja zacząłem czarno widzieć zbliżające się spotkanie.
  - Za chwilę, muszę tylko przykleić rzęsy! - odkrzyknęła mi z łazienki. - I zostaw to bo się jeszcze pokaleczysz. - powiedziała wychylając się zza drzwi i widząc jak stoję bezradnie nad rozbitym talerzem.
  - Za godzinę przyjadą mama i Lottie, a stół nawet nie jest nakryty. - panikowałem dalej. -Zupa nadal się gotuje, a to mięso wygląda jakby ktoś je zwymiotował.
  - Zostaw wszystko, ja się tym zajmę, już ci to mówiłam.
  - Chyba tak zrobię. - westchnąłem i rozłożyłem się na kanapie wgapiając się w sufit.
   Pierwszy raz od ponad dwóch lat miałem zobaczyć swoja siostrę. Byłem naprawdę szczęśliwy, że zgodziła się do mnie przyjechać, ale jednocześnie denerwowałem się, że powiem coś niewłaściwego i Lottie znów nie będzie chciała mnie widzieć. Jednocześnie był to też moment, gdzie moja mama miała poznać moją narzeczoną, czego również się obawiałem, bo co prawda mama zawsze była osobą sympatyczną i lubiła poznawać nowe osoby, ale mimo to tkwiła we mnie myśl, że coś pójdzie nie tak i nie dawało mi to spokoju.
   Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia na kanapie podczas gdy Lucy krzątała się po kuchni i zastawiała cały stół po domu rozległ się dzwonek, na co poderwałem się jak oparzony i pobiegłem otworzyć drzwi poprawiając po drodze swoją grzywkę.
   W pierwszym momencie nie poznałem dziewczyny stojącej obok uśmiechniętej jak zwykle mamy. Miała długie, platynowe blond włosy, dobrany makijaż i była ubrana w rozkloszowaną sukienkę podkreślającą jej wąską talię. Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo się zmieniła.
  - Cześć mamo. witaj Lottie. - przywitałem się biorąc od nich walizki.
  Od razu przytuliłem mamę, a gdy stanąłem przed Lottie na początku nie wiedziałem co zrobić. Czy przytulić siostrę, z którą nie widziałem się tyle czasu po strasznych wydarzeniach, czy nie uzna to za niestosowne i nie odepchnie mnie z rezerwą i obrzydzeniem? Na całe szczęście Lottie pierwsza wykonała ten gest delikatnie przytulając się do mnie i szybko odsunęła się na bezpieczną odległość.
  - Chciałem przedstawić wam moją narzeczoną Lucy. - powiedziałem gdy mama i Lottie weszły do salonu.
  - Bardzo mi miło. - uśmiechnęła się Lucy wyciągając rękę do mamy, a następnie witając się z moją siostrą.
  - Mi też bardzo miło poznać ukochaną mojego syna. Louis tyle opowiadał o tobie przez telefon, zanim zaczęliście się ze sobą oficjalnie spotykać, ale nigdy nie miałam okazji cię zobaczyć. Jedynie na okładkach czasopism, ale to nie to samo.
  - Nawet nie myślałam, że mój brat znajdzie sobie kiedyś dziewczynę i się jej oświadczy. - dodała Lottie uśmiechając się do Lucy. - Kiedy planujecie ślub?
  - Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, Louis oświadczył mi się dopiero wczoraj. - odparła jej. - Ale myślę, że niedługo, prawda Lou?
  - Tak. - pokiwałem głową. - Nie chcemy długo czekać, ale na razie może usiądźmy wszyscy do stołu. - wskazałem na zastawione cztery miejsca.
   Lucy poszła do kuchni, żeby przynieść wcześniej przygotowane potrawy, jednak gestem kazałem jej usiąść i sam udałem się po jedzenie.
  - Mieszkacie razem? - zapytała mama znad talerza, w którym prezentował się krem ze szparagów przyrządzony przeze mnie podobnie jak większość rzeczy na stole, ze względu na brak talentu kulinarnego ze strony Lucy. Będę musiał się przyzwyczaić, że po ślubie tylko ja będę stał w kuchni i przyrządzał dzieciom obiadki.
  - Poniekąd. - odpowiedziałem zachwycając się wybornym smakiem swojej zupy. - Lucy często u mnie śpi, ma tutaj połowę swoich rzeczy, ale oficjalnie nadal mieszka z mamą.
  - Nie myśleliście nad tym, żeby zamieszkać razem? - tym razem spytała Lottie.
  - Myśleliśmy i sądzę, że to stanie się za niedługo, jeszcze przed naszym ślubem. - odpowiedziała na pytanie mojej siostry narzeczona, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Rzeczywiście rozmawialiśmy o tym, ale Lucy nigdy nie dawała mi zbytnio nadziei na zamieszkanie razem i zawsze odnosiłem wrażenie, że nie chce jeszcze robić tego kroku, więc to co przed chwilą powiedziała dało nowe perspektywy na nasze wspólne życie.
   W czasie obiadu padała jeszcze mnóstwo pytań na temat naszego związku, najwięcej ze strony mamy. Chciała wiedzieć wszystko, ale nie dziwiłem jej się, dlatego nie miałem jej tego za złe. Obawiałem się jedynie tego, by Lucy nie zaczęła się przez to krępować i pomyśleć o mamie, że jest za bardzo wścibska, ale na jej twarzy przez cały czas gościł uśmiech, więc szybko uspokoiłem moje złe myśli.
  - Louis, czy możemy porozmawiać? - odezwała się po jakimś czasie Lottie, która już od kilku minut intensywnie się we mnie wpatrywała jakby chciała mi coś powiedzieć, ale się bała. - Przepraszam Lucy, mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe? - zwróciła się do zagadanej z mamą Lucy, ale ona pokiwała głową i uśmiechnęła się w stronę mojej siostry.
  - Nie ma sprawy Lottie, rozumiem, pogadamy później.
  - Chodź, pójdziemy na górę. - powiedziałem do siostry i zaprowadziłem ją salonu dla gości ze stołem bilardowym, gdzie uwielbiałem grać z Liamem i Justinem. Na początku mojej kariery, gdy zacząłem zarabiać spore pieniądze i nareszcie stać mnie było na kupno tej rezydencji miałem dwa stoły bilardowe. Drugi z nich znajdował się w podziemnej części domu, gdzie czasami robiłem mniejsze imprezy, ale szybko musiałem go wyrzucić, ponieważ pewnej nocy mocno zakrapianej alkoholem Justin i Liam ubzdurali sobie, że na górze grasują zombie i gdy usłyszeli szelest gałęzi za oknem Liam rzucił stołem, by ich odstraszyć i razem z Justinem spanikowani ukryli się pod stolikiem do kawy.
   Lottie powoli usiadła na kanapie, a ja zrobiłem to samo zajmując miejsce obok niej. Byłem bardzo zestresowany tą rozmową. Bałem się jej, nie wiedziałem co powinienem mówić i jak reagować lub czy przypadkiem nie urażę czymś Lottie. Nie widziałem jej od dwóch lat i nie wiedziałem jaka jest moja siostra, nawet nie pamiętałem jej wcześniejszych zachowań, kiedy nasze relacje można było określić jako dobre.
  - Bardzo wyprzystojniałeś przez te dwa lata. - powiedziała spoglądając na mnie.
  - Dziękuję, ty też wyładniałaś, chociaż zawsze byłaś śliczna. - odparłem uśmiechając się nieśmiało do siostry.
  Lottie pokiwała głową i przez chwilę między nami zapadło milczenie. Mogłem usłyszeć wesołą rozmowę mojej mamy z Lucy i głośny śmiech mojej narzeczonej. Podejrzewałem, że mama zaczęła opowiadać historię z mojego wczesnego dzieciństwa. Najśmieszniejsze i jednocześnie najbardziej żenujące były te, gdy ze stresu potrafiłem zrobić kupę w majtki w miejscu publicznym, a potem na głos oznajmić to mamię. Kiedy mi o tym opowiadała bardzo się z tego śmiałem, ale kiedy opowiadała to całej naszej rodzinie i znajomym już nie było mi tak do śmiechu.
  - Louis... chciałabym zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach między nami i znów sprawić, żeby było jak dawniej. Wiem, że może to głupio brzmi, bo to ja izolowałam cię ode mnie przez dwa lata i możesz kazać mi teraz wyjść, ale ja po prostu... - w oczach Lottie zebrały się łzy i jedna z nich już zaczęła płynąć po jej policzku, a ja wprost nienawidziłem kiedy kobiety płaczą. Zwłaszcza te, na których najbardziej mi zależy, dlatego nie dbając o to czy moja siostra tego chce czy nie przytuliłem ją mocno i wytarłem samotną łzę z jej policzka. Czułość z mojej strony została przez nią doceniona i oddała mój uścisk a potem wtuliła się w moją pierś.
  - Przepraszam cię za wszystko. - wyszeptała przez łzy.
  - To ja cię przepraszam. Przez mój głupi błąd zniszczyłem nasze relacje, ale najważniejsze, że teraz będzie inaczej. Odbudujemy to, zostaniesz u mnie razem z mamą tak długo jak będziecie chciały, pokażę ci całe miasto, zabiorę na swój mecz, zrobię wszystko co będziesz chciała, siostrzyczko. Tylko już nie płacz maleńka, masz za śliczną buźkę na te łzy. - powiedziałem głaszcząc siostrę po włosach.
   Lottie na chwilę oderwała się ode mnie, by nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Potem uśmiechnęła się szeroko ocierając łzy ze swoich policzków i pocałowała mnie w policzek z powrotem wtulając się we mnie.
  - Przez ten cały czas bardzo za tobą tęskniłam. Kilka razy chciałam się z tobą skontaktować, ale bałam się twojej reakcji.
  - Ja też za tobą tęskniłem. Często o tobie myślałem, ale nie próbowałem kontaktu, bo wiedziałem, że mnie nienawidzisz. Nawet nie wiesz jak twój jeden telefon by wszystko zmienił, ale nie przejmuj się tym, to nic nie szkodzi. Ważne, że teraz mogę cię mieć.
  - Dlaczego nie chciałeś mnie przytulić na powitanie? - spytała Lottie, jednak nie miała w głosie żadnego wyrzutu.
 - Nie wiedziałem, że chcesz, żebym cię przytulił, myślałem, że mnie odepchniesz - wyjaśniłem. - Przepraszam.
  - Nic się nie stało. Kocham cię Louis i pamiętaj, że zawsze będziesz moim bratem.
  - Ja też cię bardzo kocham Lottie. Jesteś moją malutką, młodszą siostrzyczką. - odpowiedziałem przytulając ją do siebie mocniej.
  - Już nie taką malutką. - zaprzeczyła. - Mam dwadzieścia lat i jestem tylko trzy lata młodsza od ciebie.
  - Ale dla mnie i tak będziesz na zawsze malutka. - uśmiechnąłem się. - Chcesz już zejść na dół, czy wolisz pobyć jeszcze ze mną?
  - Chodźmy na dół. - odpowiedziała Lottie wstając z kanapy. - Chciałabym porozmawiać jeszcze z twoją narzeczoną. Jest naprawdę miła, może wybrałybyśmy się któregoś dnia na zakupy.
  - Lucy na pewno będzie zachwycona tym pomysłem. - powiedziałem całując siostrę w czoło. - Może się nawet zaprzyjaźnicie.
  - Może. - stwierdziła schodząc po schodach na dół. - A teraz wybacz, idę do damskiego grona.
  - Oczywiście. - zaśmiałem się przepuszczając Lottie widząc jak posyła mi ostatni uśmiech i biegnie radośnie w kierunku mamy i Lucy, a potem wszystkie trzy prowadzą ożywioną konwersację i śmieją się popijając co chwilę herbatę, specjalnie wyselekcjonowaną w najlepszej herbaciarni przez nikogo innego jak moją narzeczoną.
   Ten widok był godny zapamiętania, bo nie ma nic piękniejszego niż widzieć trzy doskonale dogadujące się kobiety, które są najważniejszymi kobietami twojego życia.
  EPILOG JUŻ KOLEJNEGO DNIA!