niedziela, 2 października 2016

Rozdział 18

*Lucy*
   8.40 - wtorkowy poranek, kiedy właśnie, kroczyłam dumnym krokiem przez szkolne korytarze, razem z Kate i Lily w kompletniej nowej odsłonie. Mój nowy ubiór ani trochę nie przypominał tego poprzedniego. Ten był kompletnie inny.  Wyglądałam może trochę zbyt wyzywająco w krótkiej, czarnej koszulce, ledwie zakrywającej mi brzuch, czarnej spódniczce do połowy uda i czarnych rajstopach, ale Lily i Kate twierdziły, że wyglądam bardzo dobrze, dlatego postanowiłam im uwierzyć. Jedyną dobra rzeczą w tej zmianie, z którą czułam się dosyć pewnie była czarna, skórzana kurtka zarzucona na moje ramiona. Mój codzienny makijaż też uległ małej zmianie.Teraz miałam na sobie nieco grubsze niż zwykle, kreski, zrobione e - linerem i jasno-szary cień idealnie rozłożony po moich powiekach. Nie mogło się obyć również i bez szminki w kolorze ciemnego różu (Kate głosowała oczywiście za krwisto- czerwoną, jednak Lily stłumiła jej bunt mówiąc, że zmiana stylu to nie znaczy przemiana w celebrytkę na czerwonym dywanie, a zwłaszcza jeśli nadal chodzi się do szkoły, gdzie nauczyciele czepiają się o prawie wszystko)
  - Głowa do góry. Popatrz jak wszyscy się na nas gapią. Jestem pewna, że te dziewczyny z drugiej klasy, które stoją przy schodach marzą, żeby być tobą - Kate szturchnęła mnie lekko łokciem, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Odwzajemniłam jej uśmiech, podnosząc wyżej głowę i głośniej stukając moimi nowymi botkami na grubym słupku. Myślałam, że udawanie osoby pewnej siebie, przyjdzie mi dużo trudniej, jednak przy boku Kate i Lily szło mi całkiem nieźle. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do nowej roli, jednak najbardziej ciekawiło mnie to, jak zareaguje Louis na moją nagłą metamorfozę, kiedy mnie dzisiaj zobaczy. Umówiłam się z nim, że przyjedzie po mnie tuż po moich skończonych lekcjach, a potem pojedziemy do mojego domu, żeby uczył mnie matematyki. Już nie mogłam doczekać się momentu,w którym zobaczy mnie w nowej odsłonie.
  - Pamiętaj co ci mówiłam. - zaczęła, przypominać mi Kate, gdy tylko weszłyśmy do szatni, gdzie obecnie przebywało najwięcej osób, a w tym i również Mia Smith razem ze swoją świtą. - Głowa do góry i rzucasz im tylko pogardliwy wzrok, mówiący "Ja tutaj rządzę, szmaty".
  - Jasne. - pokiwałam głową i idąc za wskazówkami przyjaciółki.
  - Kate, myślę, że za bardzo ją stresujesz. - skarciła ją Lily.
  - Lil, przecież sama mówiłaś Lucy to samo. Zresztą, ja chcę jej tylko pomóc. - zaczęła się bronić Kate.
  - Dziewczyny, przestańcie. - powiedziałam, uciszając je gestem, gdy zobaczyłam, że wzrok Mii kieruje się prosto na naszą trójkę. Lindy, Lilah i Megan nie opuszczające Mii ani na krok zaczęły szeptać coś między sobą, na co Mia posłała im zabójcze spojrzenie.
  - Proszę, proszę kogo my tu mamy. - zaśmiała się po chwili szyderczo. - Lucy jaka zmiana. Czyżby zrobiona ze względu na Louisa? Znudził mu się twój nudny ubiór, dlatego postanowiłaś się dla niego zmienić, żeby go przy sobie zatrzymać?
  - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to Louis nie wie o mojej zmianie, ale dowie się kiedy tylko odbierze mnie ze szkoły.
   Widziałam jak na chwile pewność Mii ucieka, a jej usta napełnione botoksem uchylają się w lekkim zdumieniu, jednak niestety szybko odzyskała swoja równowagę.
  - Cóż, ja na twoim miejscu nie cieszyłabym się jednak zbyt długo. Prędzej czy później i tak się tobą znudzi, to tylko kwestia czasu. - zarechotała. Przysięgam, że ta dziewczyna, o ile można ją tak nazwać, śmiała się jak prosie, a oprócz tego denerwowała mnie niesamowicie i gdyby nie fakt, że mogłabym mieć przez to spore problemy tak jak Kate w zeszłym tygodniu, tarzałabym ją po podłodze, za jej tlenione kłaki.
  - Ty za to potrafisz znudzić się nawet zwykłemu chłopakowi i to już po miesiącu, więc radziłabym ci, uważać na słowa. - odpyskowałam Mii, przybijając sobie w głowie piątkę, za świetną ripostę. - A teraz, wybacz, ale nie mam czasu na rozmowy z tobą. Zresztą chyba powinnaś wracać do szorowania kibli, bo z tego co wiem, dyrektor Hetfield kazał ci je sprzątać przez dwa tygodnie.
   Dumna z siebie ruszyłam dalej, prosto do swojej szafki, zadzierając wyżej głowę i kątem oka obserwując zszokowaną minę Mii. Nawet jej wierne przyjaciółki, które nigdy nie powiedziały na swoją liderkę ani jednego złego słowa, teraz chichotały za jej plecami trącając się co chwilę łokciami i naśladując bezcenną minę Smith.


  - Nieźle jej pojechałaś. - Lily uśmiechnęła się do mnie, odwieszając kurtkę na wieszak do swojej szafki.
  - Właśnie. Nawet nie wiedziałam, że potrafisz aż tak jej dogadać. - dodała Kate, strzepując śnieg ze swojego nowego zimowego płaszcza w pepitkę. Nie byłaby sobą, gdyby nie kupiłaby również czegoś dla siebie, gdy byłyśmy wczoraj w centrum, przeprowadzając moją metamorfozę
  - Sama tego nie wiedziałam. - zaśmiałam się i zamknęłam swoją szafkę. Zanim zdążyłam jeszcze cokolwiek powiedzieć na korytarzach rozdzwonił się dzwonek na lekcje, dlatego szybko poprawiłam swoją czarną torbę na ramieniu żegnając się krótko z przyjaciółkami i idąc szybkim krokiem w stronę sali, gdzie miałam mieć lekcje jakże znienawidzonego przeze mnie przedmiotu - matematyki. Lily również pobiegła w swoją stronę na geografię, a Kate - cóż jak to ona, spokojnie pakowała książki do francuskiego, nie przejmując się niczym i ostatni raz pomachała nam na pożegnanie.

***
   Po 6 godzinach spędzonych w szkole, nareszcie mogłam ją z zadowoleniem opuścić. Duża część osób z mojej szkoły zauważyła moją przemianę i prawili mi na ten temat niezwykle dużo komplementów co było dla mnie ogromnie miłe. Większa część chłopców dosłownie śliniła się na mój widok, zapraszając mnie do kina czy tym podobnych atrakcji, co chwilę zachwalając mój dzisiejszy wygląd jakby to mogło mnie nakłonić do przyjęcia zaproszenia. Oczywiście nie przyjęłam żadnego z nich, grzecznie dziękując im za dobre chęci i tłumacząc, że mam już plany na dziś. Natomiast szkolne laleczki, pokroju Mii, stało zazdrośnie przy ścianach, rzucając mi co chwilę nienawistne spojrzenia, którymi jednak zbytnio się nie przejmowałam, a wręcz przeciwnie. Posyłałam im tylko w odpowiedzi złośliwe uśmieszki mówiące: "podziwiajcie nową królową".
   Kiedy tylko znalazłam się na szkolnym parkingu, bez trudu odnalazłam białego Lexusa, gdzie w środku już czekał na mnie Louis. Podbiegłam do niego, otwierając drzwi po stronie pasażera i pocałowałam Louisa w policzek na przywitanie, troszkę bliżej jego idealnych ust.
  Louis szybko odwrócił się w moją stronę układając usta w wielką literę ''O". W końcu wydusił z siebie jakieś słowa, które nie za bardzo mnie usatysfakcjonowały.
  - Co.. ty masz na nosie?
   Kurwa. Na śmierć zapomniałam, żeby zdjąć okulary, które założyłam na poprzedniej lekcji, z powodu słabej kondycji mojego wzroku. Dodatkowo widziałam, jak wpatrywał się w kok zrobiony na czubku mojej głowy, który teraz był już nieco niechlujny po połowie spędzonego dnia w szkole, dlatego zdjęłam z nosa okulary i sięgnęłam ręką, by rozpleść kok na moich włosach będąc pewna, że właśnie to, tak bardzo nie spodobało się Louisowi. Byłam tym odrobinę zawiedziona, bo miałam szczerą nadzieję, że spodoba mu się moja zmiana tak jak większości moich znajomych, jednak widocznie Louis nie jest w tej kwestii jak większość.
  - Nie zdejmuj ich, ani tego koka. - chwycił ręką za mój nadgarstek i odsunął od moich włosów, a następnie wziął moje okulary i z powrotem założył mi je na nos. - Wyglądasz tak ślicznie. Może trochę inaczej, ale powiem szczerze, że nawet lepiej niż wcześniej. Oczywiście wcześniej też wyglądałaś bardzo ładnie, ale teraz...
  - Dzięki. - przerwałam mu widząc, że nie może znaleźć odpowiednich słów i czuje się tym trochę skrępowany. - Byłam pewna, że ci się nie podoba.
   - Bardzo mi się podoba. Wyglądasz cudownie. Teraz nie wiem czy dam radę skupić się tylko na uczeniu cię matmy i trzymać ręce przy sobie. Jesteś taka gorąca.
   Uśmiechnęłam się pod nosem, odwracając głowę w drugą stronę.
  - Jedź już. - powiedziałam, nie odwracając wzroku. Wpatrywałam się w swoje jasno-różowe, hybrydowe paznokcie zrobione wczoraj u kosmetyczki. Nie chciałam znów patrzeć na Louisa, ponieważ za bardzo obawiałam się tego, że jeśli się odwrócę on znów zacznie swoje gadki, które nadal nieco mnie onieśmielały, a przecież nowa Lucy nie zna takiego słowa jak nieśmiałość. Nowa Lucy nie zna dużo słów, które kiedyś były dla niej bliskie. Jest inna, ale dużo lepsza i za niedługo wszyscy się o tym dowiedzą, a zwłaszcza Mia, której dzisiaj świetnie zamknęłam jej sztuczne usta.
   Po około 15 minutach drogi, białe auto Louisa zaparkowało przy krawężniku niedaleko mojego domu. Gdy wysiadłam z samochodu, mój wzrok od razu powędrował do miejsca, gdzie moja mama zawsze parkowała swoją czarną toyotę prius, jednak teraz auta nie było na swoim miejscu. Zdziwiłam się, ponieważ we wtorki mama zawsze wracała z pracy dosyć wcześnie i była w domu jeszcze przede mną, dlatego odrobinę zaniepokojona wybrałam jej numer, drugą ręką sięgając do kieszeni po klucze do furtki oraz drzwi.
  - Jak dobrze, że odebrałaś. - westchnęłam z ulgą, kiedy w słuchawce usłyszałam łagodny głos mojej mamy. W tle wyraźnie słyszałam, dzwoniące telefony i klikanie w klawisze na klawiaturze komputera co oznaczało, że nadal jest w pracy. - Zastanawiałam się czemu nadal nie ma cię w domu, ale teraz już chyba znam odpowiedź.
  - Oh, tak zapomniałam ci powiedzieć, że muszę zostać dziś trochę dłużej w pracy. I...- głos mojej mamy nagle stał się bardzo napięty. - Myślę, że wrócę dopiero wieczorem.
  - Będziesz tak długo w pracy? - przytrzymałam telefon ramieniem, kiedy przekręcałam metalowy klucz w drzwiach, a po chwili otwierając je i wpuszczając Louisa do środka.
  - Nie, Z pracy wychodzę o 17, ale później idę na małą kolację z moim... kolegą.
   Na te słowa stanęłam pośrodku holu, jakby właśnie ktoś wmurował mnie w ziemię. Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Byłam zszokowana, nie wiedziałam co mam powiedzieć mamie. Od śmierci taty, nigdy się z nikim nie spotykała i mi to odpowiadało. Nie chciałam, żeby jakiś obcy mężczyzna chodził po naszym domu, jadł w naszym domu, albo co gorsza spał w naszym domu. A teraz? Wizja nowego faceta mojej mamy przyprawiała mnie o dreszcze. Na pewno będzie chciał, żeby mama zapomniała o tacie i udawał przed nią jakim będzie dla mnie kochanym i idealnym ojczymem, chociaż tak naprawdę będzie zapatrzonym w siebie egoistą, chcącym omotać moją mamę i pozbyć się mnie z domu. O ile wie o moim istnieniu.
  - Lucy? - z czarnych myśli wyrwał mnie spokojny i opanowany głos mamy. - Wiem, że ta sytuacja pewnie nie za bardzo ci teraz odpowiada, ale uwierz mi, że kiedy tylko poznasz Nicholasa zobaczysz jakim jest wspaniałym człowiekiem. Mówił mi, że bardzo chciałby cię kiedyś poznać i myślę, że naprawdę byście się polubili.
  Och, więc ma na imię Nicholas i wie o tym, że istnieje. Przynajmniej już coś. Czy wyczuwacie ten sarkazm?
  - Nie sądzę. - mruknęłam z niezadowoleniem. - Nie chce go poznawać i nie chcę, żebyś spotykała się z tym typem ani nie chcę tego, żeby za niedługo się do nas wprowadzał.
  - Ależ słoneczko, na razie nawet nie myślimy o wspólnym mieszkaniu. Znamy się dopiero tydzień i nawet nie jesteśmy jeszcze razem. Tylko się ze sobą spotykamy.
  - Dobra, wiesz co... nie chce mi się już tego dłużej słuchać. Zresztą przyszedł do mnie Louis, uczyć mnie do sprawdzianu. Porozmawiamy kiedy wrócisz. - szybko nacisnęłam czerwoną słuchawkę, rzucając telefon na szafkę. Ze złością rzuciłam swoją kurtę w kąt i zdjęłam buty, które podzieliły swój los razem ze skórzaną kurtką, a następnie pobiegłam na górę, prosto do swojego pokoju.
  - Lucy, co się stało? - Louis pobiegł za mną schodami na górę, próbując uparcie dorównać mi kroku. Zignorowałam jego dalsze pytania wchodząc do swojego królestwa i kładąc się na łóżku. Jeszcze kilka dni temu pewnie rozkleiłabym się chowając głowę w poduszkę i mocząc ją swoimi żałosnymi łzami, ale teraz kiedy na miejscu starej Lucy pojawiła się nowa, łzy nie wchodzą już więcej w grę. Leżałam nieruchomo na łóżku z beznamiętną miną, nie wyrażającą kompletnie nic. Miałam nadzieję, że to odstraszy Louisa i zrozumie, że dzisiejsze korepetycje odwołane, a najlepszym co może teraz zrobić to pojechać do domu, ale on zrobił coś kompletnie innego. Położył się obok mnie, biorąc mnie za rękę i umieszczając ją w swojej. Drugą odgarnął kosmyk moich włosów, które wyszły z mojego koka i teraz spoczywały swobodnie na mojej twarzy.
  - Powiesz mi co się stało? Oczywiście nie musisz mówić jeśli nie chcesz. - po jego głosie słyszałam, jednak, że jest ciekawy powodu mojej gwałtownej reakcji i chciałby to usłyszeć. Westchnęłam z rezygnacja i zdałam mu relację z mojej wcześniejszej rozmowy z mamą co chwilę pokazując swoją frustrację i złość przez to czego się dowiedziałam.
  - Rozumiem, że jest ci z tym ciężko. - zaczął powoli, gdy skończyłam już swój monolog. - Ale nie uważasz, że twoja mama po tylu latach od śmierci twojego taty ma prawo na nowo poczuć się szczęśliwa? Znowu stworzyć z kimś szczęśliwy związek?
  - Nie! Ona jest szczęśliwa teraz, a ten facet nie jest jej do niczego potrzebny. - wstałam z łóżka, zakładając ręce na piersiach i marszcząc brwi. Wyglądałam chyba trochę jak małe, zbuntowane dziecko, ale nie obchodziło mnie to. Oczywiście, że chciałam, żeby moja mama była szczęśliwa, ale po co jej do tego jakiś nowy mężczyzna? Byłam przekonana, że z tego nic dobrego nie wyjdzie.
  - Posłuchaj, moim zdaniem najpierw powinnaś poznać tego faceta, a dopiero później zacząć go oceniać. - Louis również podniósł się z łóżka.
  - Więc ty też trzymasz stronę mojej mamy? - zapytałam z pretensją. Myślałam, że Lou stanie po mojej stronie i pocieszy mnie czymś w stylu "tak, masz rację, to na pewno dupek, ale nie martw się pomogę ci go przegonić" ale nie. On wolał wziąć stronę mojej mamy i jako druga osoba tego dnia wmawiać mi, że Nicholas z pewnością będzie idealnym kandydatem na wybranka serca mojej mamy. Powoli przestaje wierzyć w ludzi.
  - Nie trzymam niczyjej strony - natychmiast zaprzeczył. - Jedynie mowię ci to co myślę. A jeżeli twoje podejrzenia co do tego kolesia okażą się słuszne, uwierz mi, że wtedy pomogę ci odciągnąć go od twojej matki i dać mu porządne lanie, bo z moimi sportowymi umiejętnościami jestem w stanie powalić prawie każdego - Louis wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu.
   Spojrzałam na niego próbując, zdobyć się na chociażby niewielki uśmiech, ale nie potrafiłam. Sytuacja, w której obecnie się znalazłam, nie pozwalała mi na to. Czułam się tym strasznie przytłoczona i jak na razie nie umiałam pójść za radą Louisa. Nawet sobie tego nie wyobrażałam. Dla mnie ten cały Nicholas i tak będzie egoistą  chcącym wykorzystać moja matkę i nikim innym.
  - Hej, popatrz na mnie. - musiałam wyglądać chyba naprawdę przygnębienie, ponieważ Louis ujął moja twarzy w swoje dłonie i przekierowanie ją w swoją stronę. - Wiem, że teraz trudno ci jest się z tym pogodzić, dlatego wiem co może poprawić ci humor, a przynajmniej na chwile obecną. - jego usta wykrzywiły się w zadziornym uśmiechu, a brwi poruszyły się kilka razy w górę i w dół. Na początku nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Byłam pewna jedynie tego, że nie jest to nic związanego z naszymi wcześniejszymi planami dotyczącymi uczenia się matematyki. Mój mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. Zaczęłam przypominać sobie nasze wcześniejsze rozmowy, próbując wywnioskować z nich to co miał na myśli stojący przede mną osobnik. Wreszcie wróciłam pamięcią do naszej rozmowy telefonicznej z sobotniego wieczoru, kiedy byłam u Lily, obejrzeć mecz, w którym grał Louis jak i również Justin i Liam - dwa obiekty westchnień moich przyjaciółek i dotarły do mnie jego słowa. "Odwdzięczę  się, obiecuję".
  - Połóż się na łóżku. - powiedział spokojnie, lecz w jego głosie doskonale słychać było stanowczość
   Przełknęłam głośno ślinę, obawiając się nieco tego co miało się za chwilę stać. Przez słowa odwdzięczę się Lou może mieć na myśli jedną z wielu dostępnych rzeczy i właśnie tego się najbardziej obawiałam, jednak wykonałam jego polecenie, powoli kładąc się na łóżku.
   Widziałam jak Louis uśmiecha się pod nosem i idzie w moją stronę, a po chwili już leżał na moim ciele, obdarowując moją szyję pocałunkami. Odchyliłam się w bok dając mu do niej większy dostęp i cicho mrucząc za każdym razem, kiedy jego zęby przygryzły odpowiedni kawałek skóry. Następnym jego celem stały się moje usta. Przygniótł je swoimi, wpychając swój język do środka, jednak mogę powiedzieć, że ten pocałunek był inny niż poprzednie. Był bardziej nachalny i brutalniejszy niż tamte, ale to mi się podobało. Zaczęłam doświadczać strony Louisa, która uwielbiała dominować i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że powoli zaczęłam ją kochać. Jednak wiedziałam, że najlepsze ma dopiero nastąpić.
   Po kilkunastu sekundach namiętnych pocałunków, Louis oderwał się od moich ust i podwinął moją czarną spódniczkę do góry, uśmiechając się przy tym chytrze. Źrenice jego oczu powiększyły się, a niebieskie tęczówki pociemniały, zachodząc pożądaniem. Właśnie teraz, kiedy Lou z łatwością mógł zobaczyć moje majtki przez prześwitujące, czarne rajstopy podziękowałam sobie za to, że uległam Kate kupując czarną, koronkową bieliznę, która prezentowała się niezwykle seksownie i jednocześnie pociągająco, a w tego typu sytuacjach sprawdzała się doskonale.
  - Twoja spódniczka i te czarne rajstopki naprawdę mi się podobają, ale będziemy musieli się ich niestety pozbyć. - oświadczył Louis, powoli zdejmując ze mnie spódnicę, a następnie rajstopy. Tak więc nie wliczając mojej górnej garderoby, która była na swoim miejscu, zostałam w samych czarnych, koronkowych majtkach odkrywających mi połowę pupy i calutkie uda nie zostawiając nawet milimetra zakrytego. Do tej pory chodziłam w majtkach, które zasłaniały dobrze moje dolne części ciała, dlatego teraz odczuwałam pewien dyskomfort a fakt, że Louis patrzył się na mnie jakby chciał się na mnie za chwilę rzucić, rozebrać do naga a potem pieprzyć do upadłego, ani trochę nie pomagał mi w pozbyciu się tego odczucia.
   Jego mimika twarzy szybko uległa jednak zmianie. Podniecenie zastąpiła ta sama stanowczość i chęć dominacji co wcześniej.
  - Rozłóż nogi. - rozkazał, a ton jego głosu nie pozwalał na jakikolwiek sprzeciw.
   Byłam jak zaczarowana jego własnymi zaklęciami. Sposób w jaki do mnie mówił wywoływał na mojej skórze dreszcze a umysł cicho prosił o więcej. Moje nogi same rozłożyły się przed nim tak jak mnie o to prosił, a raczej rozkazał. Potem wszystko potoczyło się tak szybko i jednocześnie tak powoli.
  Louis zaczął pocierać dwoma palcami o moje centrum, przez cienki materiał majtek, co chwilę naciskając kciukiem na moją łechtaczkę. Z moich ust co chwilę wydobywały się ciche jęki, a biodra same wypchnęły się na przód błagając palce Louisa o więcej przyjemności.
  - Jesteś już mokra. - oświadczył odrywając swoje palce ode mnie i rozcierając między nimi moją wilgoć.
  - Louis... - wyjęczałam, zawiedziona w obawie, że właśnie nastąpił koniec tej przyjemnej dla mnie zabawy.
  - Spokojnie, kochanie to była dopiero rozgrzewka przed prawdziwa jazdą. - uśmiechnął się, jakby czytając w moich myślach. Następnie ściągnął ze mnie majtki i włożył we mnie jeden palec, powoli zaczynając poruszać nim w środku mojego ciała. Oczy zaszły mi mgłą, dlatego przymknęłam je, czerpiąc jak największą przyjemność z tego co właśnie robił mi Louis. To naprawdę niezwykle ile przyjemności może dać taki dotyk. W swoim całym 18 - letnim życiu uprawiam już seks i to nie raz oraz pozwoliłam kilka razy mojemu, byłemu chłopakowi na to, żeby zrobił mi dobrze palcami tak jak Louis teraz, jednak nie czułam się wtedy tak dobrze jak w tym momencie. Louisowi wystarczyło zwykle pocieranie o moje majtki, a ja już stałam się na skutek tego mokra. Miał nade mną władzę. W tamtej chwili byłam tylko jego, a jemu się to podobało.
  - Podoba ci się to, co ci robię, kochanie? - spytał, ponownie posyłając mi jeden ze swoich zadziornych uśmieszków. Jego palec nadal znajdował się we mnie, a ruchy jakie nim wykonywał były szybsze i mocniejsze. Pokiwałam potakująco głową, niekontrolowanie wypychając mocniej swoje biodra w jego stronę.
Przyjemność jaką mi dawał była niewyobrażalna. Pierwszy raz mogłam poczuć się tak dobrze.
   Niespodziewanie Louis włożył we mnie drugi palec, co spowodowało, że wygięłam się w łuk i wykrzyczałam jego imię.
- Właśnie tak. Chcę słyszeć jak krzyczysz moje imię. - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy i wkładając we mnie do końca oba palce. Moje oczy znowu zamknęły się, a usta raz po raz otwierały się, by jęczeć jego imię.
- Louis... jestem...jestem już blisko. - wyjęczałam, zaciskając palce na fioletowym kocu rozłożonym na moim łóżku. Teraz już w niczym nie przypominało ładnie i schludnie pościelonego łóżka jakie było zanim wyszłam do szkoły, przygotowane specjalnie na przyjście Louisa. Koc leżący na nim zwisał luźno przy ziemi a w miejscu gdzie leżałam był pogięty i pościągany z łóżka.
   Poczułam jak Louis, mocniej penetruje mnie palcami, obijając nimi o mój kobiecy punkt G. Miałam zamknięte oczy, a jedyne co dochodziło do mojego umysłu ze świata zewnętrznego, to moje własne głośne jęki, rozchodzące się po czterech ścianach pokoju.
   Palce Louisa poruszające się wewnątrz mnie, wykonywały swoją pracę na przyśpieszonych obrotach co dodatkowo sprawiało, że wiłam się pod nim jak dżdżownica i gdyby nie fakt, że przytrzymywał mnie drugą ręką, prawdopodobnie spadłabym z łóżka.
   Po kilku następnych minutach moje ciało zastygło w miejscu, przyjmując na siebie orgazm. Lou powoli wyjął ze mnie swoje palce, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej, biorąc łapczywe oddechy.
  - Jak było? - spytał, uważnie obserwując mnie, kiedy zakładałam na siebie bieliznę.
  - Nie tak źle, jak się tego spodziewałam. - wzruszyłam ramionami, próbując ukryć uśmiech pojawiający się na moich ustach. Oczywiście, że bardzo mi się podobało i było wspaniale, jednak chciałam podroczyć się trochę z Louisem, który natychmiast połknął haczyk.
  - Jak to, czyli nie podobało ci się?
  - No wiesz... było przeciętnie.
   Obserwowałam, jak jego twarz przybiera najpierw zaskoczony wyraz, a później zmartwiony. Widocznie nie wiedział co powiedzieć, więc spuścił tylko smętnie głowę.
  - Głuptasie, tylko żartowałam. - zaśmiałam się, siadając przy nim i przytulając się do jego pleców. - Było mi naprawdę cudownie i nie wiedziałam, że posiadasz aż takie umiejętności. Jeszcze nigdy się tak nie czułam, naprawdę. - zapewniłam Louisa, a na dowód tego pocałowałam go krótko w usta. To najwidoczniej mu wystarczyło, bo od razu posadził mnie sobie na kolanach pogłębiając pocałunek. Ciekawym faktem jest to, że nadal miałam na sobie tylko cienkie majtki, ponieważ nie zdążyłam się jeszcze do końca ubrać, a to nie umknęło uwadze Louisa.
  - Podniecasz mnie, kiedy siedzisz mi na kolanach w samych majtkach i tym krótkim topie. - wychrypiał na chwilę przerywając nasz pocałunek.
   Uśmiechnęłam się, ponownie przywierając swoimi ustami do jego ust. Komplementy Louisa o ile mogę nazwać tak słowa, które przed chwilą wyszły z jego ust pochlebiały mi i to nawet bardzo. Poprzednia Lucy pewnie zawstydziłaby się, słysząc to, ale obecna Lucy, którą jestem teraz czuła się dumna i niezwykle seksowna, jednak dla bezpieczeństwa zeszłam z kolan Louisa dokańczając, ubieranie się.
  - Miło było patrzeć jak dochodzisz, ale obawiam się, że to koniec przyjemności na dzisiaj i pora zabrać się za naukę twojego znienawidzonego przedmiotu. - powiedział, kiedy miałam już na sobie wszystkie zdjęte wcześniej ubrania.
  - Oh, tak masz rację. - przyznałam niechętnie. Matematyka od zawsze była moim największym koszmarem i myśl o tym, że muszę zacząć się jej teraz uczyć, przyprawiała mnie o mdłości. Powolnym krokiem wyjęłam z mojej torby podręcznik i zeszyt, a następnie rozłożyłam je na biurku zajmując przy nim swoje miejsce.
  - Zazdroszczę ci, że nie musisz już chodzić do szkoły. - westchnęłam, gdy Lou zajął miejsce obok mnie i wziął do ręki podręcznik, a następnie zaczął go przekartkowywać.
  - Niedługo ty też nie będziesz musiała. Myślałaś już o tym co będziesz robić potem?
  - Szczerze to nie mam pojęcia co będę robić potem, na razie mnie to nie obchodzi. Martwię się na razie czy w ogóle zdam z matmy. Jeżeli tak to będzie cud. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.
  - Tym się nie przejmuj, bo tak się składa, że ja jestem genialnym nauczycielem. - Louis dumnie wypiął do przodu pierś.
  - Chyba seksu. - wtrąciłam sarkastycznie na tyle cicho, żeby nie dobiegło to jego uszom, jednak Louis Tomlinson widzi i słyszy dosłownie wszystko.
  - Tak, tego też. - zaśmiał się - Ale teraz jednak skupmy się na matematyce. Przerabiasz teraz układy równań z trzema niewiadomymi, więc powiedz mi najpierw czego najbardziej z tego nie rozumiesz.
  - Wszystkiego. - stwierdziłam, patrząc z przerażeniem na cyfry i litery w mojej książce, którą trzymał Louis.
  - Więc mamy przed sobą sporo pracy.  - westchnął. - No cóż, zacznijmy od początku.
*Louis*
   Po trzech godzinach spędzonych nad książką, z przerwami na jedzenie, wreszcie nastał koniec nauki. Nie potrafię stwierdzić komu z nas było ciężej. Lucy nie rozumiała prawie nic z tego co jej tłumaczyłem, tłumacząc się, że matematyka to dla niej czarna magia i ma już dosyć tego bezsensownego tłumaczenia. Dopiero po godzinie zaczęła, rozwiązywać najprostsze równania, a po dwóch godzinach zaczęła próbować tych trudniejszych, jednak niestety dosyć marnie jej to szło. Jeżeli dostanie chociaż tróje z tego sprawdzianu, to zacznę chyba chodzić do kościoła.
  - Masz spore zaległości, jeżeli chcesz zdać egzaminy końcowe z matmy, powinnaś bardziej do niej przysiąść. - stwierdziłem, podnosząc się z krzesła, czując natychmiastowo ulgę w pośladkach. Kiedy jeszcze siedziałem, po pewnym czasie miałem wrażenie, że mój tyłek wrósł się w krzesło. To było naprawdę niekomfortowe.
  - Wiem, ale to naprawdę nie jest takie proste. Kiedy tylko widzę te znaczki robi mi się słabo. - Lucy również podniosła się ze swojego miejsca i po jej wyrazie twarzy widziałem że odczuła taką sama ulgę w pośladkach jak ja przed chwilą. 
   Pomarańczowy podręcznik do matematyki, nadal leżał otwarty na stronie z zadaniami, które teraz zaczęły obrzydzać już nawet mnie. Po części rozumiałem niechęć Lucy do matematyki, bo kiedy sam chodziłem jeszcze do ostatniej klasy liceum, sam niezbyt za nią przepadałem, choć radziłem sobie z nią całkiem nieźle. Nie lubiłem jej jednak głównie dlatego, że nauczyciel który mnie jej uczył był bardzo wymagający, przez co musiałem poświęcać jej więcej czasu, a ja wolałem zamiast tego grać w piłkę nożną, która była moim zamiłowaniem już od dziecka.
  - To nie są znaczki tylko cyfry, a poza tym uwierz mi, że kiedy to zrozumiesz nabierzesz innego stosunku do tego przedmiotu. - próbowałem jakoś ją zachęcić, jednak i tak przewidywałem, że moje starania spalą się na panewce.
  - Nie byłabym tego taka pewna. - moje przypuszczenia, sprawdziły się. Lucy wykrzywiła usta w grymasie, a potem zamknęła rozłożony na biurku podręcznik i zeszyt. Zobaczyłem że mały, elektroniczny zegarek postawiony na biurku wyświetla godzinę 19:30, co oznaczało, że powoli zaczyna robić się już późno, a ja powinienem już iść. Za oknami już dawno zapanował mrok, a jedyne światło jakie panowało na zewnątrz było to te, z ulicznych latarni oraz te bijące od księżyca, schowane w połowie za ciemnymi chmurami.
  - Chyba zacznę się już zbierać. - oświadczyłem, odwracając wzrok od okna i przekierowując go na Lucy
  - Nie zostaniesz jeszcze trochę? - zasmuciła się, wyginając dolną wargę w podkówkę, a ręce zarzucając mi na szyję. Wyglądała wprost uroczo z tym wyrazem twarzy, co tylko sprawiało, że chciałem jej ulec i zostać, jednak wiedziałem, że powinienem już wracać, jeżeli chcę zdążyć, jeszcze potrenować przed jutrzejszym dniem. Musze pokazać się trenerowi w jak najlepszej formie, a jeżeli pozwolę sobie dziś, na odpuszczenie domowego treningu, na pewno nie wypadnę najlepiej z całej drużyny, a właśnie na tym mi zależy.
  - Nie mogę, muszę jeszcze poćwiczyć. - odpowiedziałem, niechętnie zdejmując z mojej szyi, ręce Lucy.
  - W takim razie, chociaż odprowadzę cie do drzwi. - odpowiedziała smutno, ciągnąc za metalową klamkę i otwierając drzwi jej pokoju na oścież.
   Zamknąłem je od razu po tym, kiedy weszliśmy do środka z pierwotnymi zamiarami uczenia się. Tak naprawdę, kiedy tylko usłyszałem z części rozmowy Lucy z jej mamą o tym, o której godzinie ma zamiar wrócić do domu, uznałem to za zielone światło i w głowie miałem już plan, odpłacenia się za przygodę w samochodzie, a drzwi zamknąłem dla wzmożonej prywatności, gdyby kolacja z "kolegą" nie wypaliła, z jakiegokolwiek powodu. W końcu mówi się, że bezpieczeństwa nigdy dość. 
   Wolnym krokiem zeszliśmy na dół, a naszym oczom ukazała się ciemność. Wszystkie światła były zgaszone, a białe zasłonięte rolety dodawały tylko ponurego nastroju. Jedynym światłem, było to z pokoju Lucy, które dawało słabą poświatę na schody.
   Lucy szybko zaświeciła światło i poprowadziła  mnie dalej do holu, gdzie założyłem na siebie moją zimową kurtkę i buty.
  - Do zobaczenia, skarbie. - powiedziałem, kiedy moja lewa ręka spoczywała już na klamce. Drugą przyciągnąłem do siebie drobne ciało Lucy i pocałowałem ją na pożegnanie, wślizgując do jej ust swój język. Przez pocałunek czułem jak się uśmiechała. Nie wiedziałem czy z powodu tego jak ją nazwałem, czy z tego jak świetnie ją całuje, ale uwielbiałem kiedy się uśmiechała. Wyglądała wtedy tak uroczo i tak niewinnie przez co miałem jeszcze większą ochotę na to, żeby ją pieprzyć. Na samą myśl o jej nagim ciele leżącym pode mną i o rzeczach które mógłbym jej robić, mój przyjaciel u dołu od razu budził się do życia.
   Po wyjściu z ciepłego domu Lucy, od razu ogarnęło mnie przenikliwe zimno. Wiatr wiał jeszcze mocniej, niż kiedy odbierałem ją ze szkoły. Mrok panował prawie wszędzie, przez co mój wzrok musiał chwilę się przyzwyczaić, żeby odnaleźć mój samochód zaparkowany gdzieś niedaleko. Kiedy zmierzałem już w jego kierunku, kątem oka zobaczyłem jak przed ceglanym domem, z którego przed chwilą wyszedłem, parkuje czarna toyota prius, a chwilę później wysiadła z niej znajoma mi osoba, a mianowicie mama Lucy. Miała na sobie elegancką czarną sukienkę, czarne szpilki, a na twarzy wielki uśmiech, z którego można było wywnioskować, iż randka była udana. Korzystając z jej dobrego humoru, podszedłem do niej szybkim krokiem z gotowym w głowie planem. Dotyczył on wyjazdu do Austrii na ferie. Lucy co prawda nie zgodziła się na za sponsorowanie przeze mnie jej ferii, jednak miałem nadzieję, że jej mama będzie miała co do tego inne zdanie i zgodzi się na moją ofertę. Bynajmniej ja nie zamierzałem się tak łatwo poddać.
  - Dobry wieczór pani Swan. - przywitałem się, kiedy znalazłem się już przy kobiecie.
  - Oh, Louis. Dobry wieczór. - uśmiechnęła się ciepło, gdy tylko jej wzrok padł na moja osobę. - Korepetycje się udały? - spytała od razu, nie przestając się uśmiechać.
   "Nawet nie wiesz jak bardzo. Gdybyś tylko słyszała co się działo i jak głośno twoja córka krzyczała moje imię." - pomyślałem, jednak w odpowiedzi tylko pokiwałem głową, uśmiechając się pod nosem.
  - Lucy ma jeszcze dużo zaległości do nadrobienia, ale myślę, że jeżeli się do tego przyłoży wszystko pójdzie dobrze, jednak ja nie o tym chciałem z panią porozmawiać.
  - Naprawdę, a o czym? - pani Swan zmarszczyła brwi i przystąpiła na drugą nogę.
  - Wie, pani że powoli zbliżają się ferie, prawda? - mama Lucy pokiwała głową, przypatrując mi się z jeszcze większą ciekawością niż przed chwilą. - Więc ja i moi przyjaciele jedziemy jak co roku na narty do Austrii. Bardzo chciałem zabrać na ten wyjazd również pani córkę. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że może pani nie dysponować taką kwotą pieniędzy, dlatego zaproponowałem Lucy, że za wszystko zapłacę ja. Z góry chciałbym powiedzieć,  że dla mnie nie jest to absolutnie żadnym problemem, a wręcz przyjemnością. Austria to piękny kraj, oprócz gór jest tam wiele cudownych miejsc, które na pewno warto odwiedzić. Poza tym możliwość poznania tradycji austriackich na pewno będzie czymś dobrym dla Lucy, a oprócz tego mogłaby nauczyć się trochę języka niemieckiego. W związku z tym, chciałem panią prosić o przekonanie córki na zgodzenie się opłacenia przeze mnie tego wyjazdu, jeżeli tylko wyraża pani na to zgodę. - gdybym chodził jeszcze do szkoły jestem pewien, że dostałbym za tę przemowę szóstkę z angielskiego. W całym swoim życiu nie powiedziałem czegoś równie mądrego, dlatego byłem pełen podziwu dla samego siebie. Oczywiście skłamałem trochę mówiąc o kulturze austriackiej i miejscach które warto odwiedzić, bo bynajmniej ja odwiedzam tam tylko dobre restauracje i spożywczaki,  żeby zaopatrzyć się w swoje jedzenie, ale mamie Lucy nie jest to niezbędne do wiadomości, a jeżeli trochę jej nazmyślam, wyszedłem z założenia, że może prędzej się zgodzi.
  - Cóż to co mówisz wydaje mi się być bardzo dobre dla Lucy. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz jeździła na nartach, a przecież to taki przyjemny sport. Gdyby mi tylko o tym powiedziała myślę, że od razu bym się zgodziła. Powiedz mi tylko ile wyniesie ten wyjazd?
  - Niech się pani tym nie martwi, koszty leżą już w moim interesie. - powiedziałem bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Podejrzewałem, że prędzej czy później uda mi się namówić panią Swan na ten wyjazd, jednak nie myślałem, że pójdzie mi to tak szybko.Tak czy inaczej byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy i już nie mogłem doczekać się co powie Lucy, kiedy tylko się o tym dowie. Jasną sprawą jest to, że nadal może protestować przeciwko jechania na mój koszt, ale byłem niemalże pewien, że jej mama na pewno znajdzie sposób na to żeby się zgodziła, w końcu sama wyraziła chęć pozwolenia jechania swojej córki do Austrii.
  - To bardzo miło z twojej strony, że chcesz za wszystko zapłacić, Louis, ale myślę, że jednak dam rade opłacić Lucy jej wycieczkę z tobą. Nie zrozum mnie źle, ale sądzę, że tak będzie lepiej. - oświadczyła poważnie kobieta.
  - Jest pani pewna? To może wynieść około dziesięciu tysięcy funtów.
  - Tak, jestem tego pewna.
  - No cóż w takim razie w porządku. - zgodziłem się, czując, że jeżeli ponownie zacznę nalegać, mama Lucy może zmienić swoją decyzję. - Więc do widzenia pani Swan i życzę miłego wieczoru. - pożegnałem się uprzejmie, oddalając się w stronę swojego białego lexusa.
  - Nawzajem Louis. - uśmiechnęła się i również poszła w swoim kierunku.
  - Co za udany dzień. - powiedziałem do siebie, kiedy wsiadłem już do auta, zatrzaskując jeszcze tylko za sobą drzwi. Po chwili wyjechałem na długą, oświetloną latarniami drogę, a uśmiech na moich ustach nie zniknął ani na jedną małą chwilę. Tegoroczne ferie zimowe zapowiadały się naprawdę niesamowicie.
                                                                         ***
  Następny rozdział : 20 grudnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz