Zaprowadziłam Louisa do mojej sypialni i zamknęłam za nami drzwi, żeby przypadkiem mojej mamie nie zachciało się nas podsłuchiwać. Louis rozsiadł się wygodnie na pufie stojącej w rogu mojego pokoju i znowu się do mnie wyszczerzył.
- Wygodnie tu. - stwierdził z zadowoleniem.
Stanęłam nad nim ze skrzyżowanymi rękami na piersiach i westchnęłam z rezygnacją.
- Musiałeś tu przychodzić? Zniszczyłeś moje plany.
- A jakie miałaś plany? - zapytał z rozbawieniem.
- Miałam iść do Lily. Podobno miała mi coś bardzo ważnego do powiedzenia, ale oczywiście ty jesteś najważniejszy. - powiedziałam z sarkazmem w głosie tak, żeby Louis poczuł się chociaż trochę winny.
- Wolałabyś, żebym został przygnieciony przez kilku metrowe drzewo?
- Tak.
- Jesteś dla mnie niemiła. - Louis wydął dolną wargę na co tylko ponownie westchnęłam i wyjęłam z kieszeni telefon z zamiarem zadzwonienia do Lily i przełożenia naszego spotkania na inny dzień..
- I tak byś do niej nie poszła, bo jest burza.
- To żaden problem. Mama zawiozłaby mnie samochodem, ale teraz to i tak nieistotne.
Odeszłam kawałek na drugi koniec pokoju wybierając numer Lily, kiedy nagle poczułam na swoich biodrach duże, silne dłonie. Doskonale wiedziałam do kogo one należą, dlatego spokojnie odwróciłam się w stronę Louisa unosząc jedną brew do góry.
- Jeśli tak bardzo mnie tutaj nie chcesz mogę sobie iść. - wymamrotał ze zwieszoną głową nie zdejmując swoich rąk z moich bioder.
- Nie. Zostań. - zrobiło mi się go szkoda, kiedy tak mówił z miną szczeniaczka. W dodatku wiedziałam, że jeżeli teraz każę mu iść rzeczywiście może mu się coś stać, a tego nie chciałam, dlatego zdjęłam delikatnie jego dłonie z siebie i zadzwoniłam do przyjaciółki. Po chwili w słuchawce rozbrzmiał radosny głos Lily.
- Hej Lucy!
- Umm... hej Lil, słuchaj, ja... jednak nie dam rady do ciebie przyjść, bo jest straszna burza i... sama rozumiesz. - jąkałam się. Nie chciałam zawieźć Lily, ale z drugiej strony nie mogę wypraszać teraz Louisa, a z przyjaciółką przecież zawsze mogę porozmawiać chociażby w szkole.
- Ohh, no tak. - zasmuciła się Lily. - A twoja mama nie może cię do mnie podwieźć?
- Ona... właśnie pojechała do koleżanki. - zmyśliłam na poczekaniu.
Louis zaczął cicho się śmiać za moimi plecami, więc trąciłam go łokciem nie chcąc, żeby Lily go usłyszała i przyłapała mnie na kłamstwie. Wtedy pewnie obraziłaby się na mnie za to, że nie powiedziałam jej prawdy, ale nie mogę jej powiedzieć jak naprawdę jest, bo nie chcę, żeby poczuła się mniej ważna. Oczywiście to nie oznacza, że Louis jest dla mnie super ważny tylko po prostu... Uhh, kogo ja okłamuję, przecież on jest dla mnie ważny inaczej nie myślałabym o nim cały czas.
- Czy ktoś u ciebie jest, Lucy? - zapytała mnie w słuchawce Lily podejrzliwym głosem.
- Nieee... to tylko kaloryfer trzeszczy. - powiedziałam, a dopiero potem zdałam sobie sprawę z tego, jak beznadziejne było to kłamstwo.
Louis tym razem chyba nie wytrzymał bo rzucił się na moje łóżko i zaczął się śmiać w poduszkę. Odwróciłam się i posłałam mu mordercze spojrzenie, ale to nie podziałało, bo śmiał się jeszcze bardziej, a ja modliłam się w duchu, żeby Lily nic nie usłyszała, choć to było raczej niemożliwe.
- Lucy nie jestem głupia, to nie jest kaloryfer. Przyznaj się kto u ciebie jest?
Spojrzałam na rozbawionego Louisa i szybko udzielił mi się jego nastrój na tyle, że nagle zachciało mi się żartów.
- Zayn. Mamy ze sobą sekretny romans, tylko nikomu nie mów.
Przez mój śmiech Lil mi nie uwierzyła. Słyszałam tylko jej ciężkie, zniecierpliwione westchnienie po drugiej stronie telefonu.
- Pytam się poważnie. - po tonie głosu mojej przyjaciółki mogłam wywnioskować, że lepiej zakończyć żarty.
- No dobra. Jest u mnie Louis. Przyszedł, bo złapała go burza i nie miał się gdzie schować.
- Trzeba było mówić tak od razu, a nie okłamywać swoją przyjaciółkę, że kaloryfer trzeszczy. - Lily powiedziała to z rozbawieniem, więc to oznaczało, że nie jest na mnie zła wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom. - To coś poważnego? - spytała z zaciekawieniem i byłam pewna, że właśnie się do siebie uśmiecha.
- Sama nie wiem... - westchnęłam. - Chciałabym, ale... porozmawiamy o tym w poniedziałek, dobrze? - dodałam szybko czując na sobie wzrok Louisa.
- Jasne, więc do poniedziałku. - Lily rozłączyła się i odłożyłam telefon na biurko stojąc przez chwilę w miejscu. Kompletnie zapomniałam o tym, żeby spytać ją co miała mi takiego ważnego do powiedzenia. Sama byłam tego ciekawa.
- Kto to jest Zayn? - Louis wstał z mojego łóżka i podszedł do mnie na tyle blisko, że musiałam oprzeć się plecami o biurko, żeby zachować między nami bezpieczną odległość.
- Przyrodni brat Kate. - odpowiedziałam. zgrabnie odsuwając się od mebla i go wymijając.
Louis pokiwał głową, ale widziałam w jego oczach pewną niechęć. Nie mam pojęcia, dlaczego, aż tak bardzo się nie znoszą. Mogliby się chociaż tolerować, a oni zachowują się jak odwieczni wrogowie.
- Opowiedz mi o swoim tacie. - wypalił nagle Lou siadając znów na łóżku i zginając nogi w kolanach. Skrzywiłam się na samą wzmiankę o moim tacie. Nie lubiłam za bardzo o nim rozmawiać, bo to przywoływało mi o nim więcej wspomnień. A to z kolei sprawiało mi ból.
Usiadłam obok niego i oparłam się o ścianę odchylając głowę w tył.
- Nie musisz oczywiście mówić, jeśli nie chcesz. - dodał szybko kładąc rękę na moim ramieniu.
- Kochałam go najbardziej na świecie. - powiedziałam cicho spoglądając na Louisa przysuniętego do mnie. Wpatrywał się we mnie łagodnie swoimi niebieskimi oczami. Jego bliskość mnie uspakajała. Było w nim coś takiego co sprawiało, że nie bałam się przy nim mówić o tacie. Wręcz przeciwnie. Chciałam mu o nim opowiedzieć jak najwięcej.
- Zabierał mnie ze sobą wszędzie. Byliśmy praktycznie nierozłączni. Kiedy coś mnie gryzło zawsze szłam z tym do taty, a on zabierał mnie potem na duże lody do cukierni. Znał wszystkie moje sekrety. Szczerze mówiąc miałam z nim lepszy kontakt niż z mamą dlatego po jego śmierci długo nie mogłam dojść do siebie. Płakałam przez cały czas. Codziennie chodziłam na jego grób i pytałam się go dlaczego mnie tu zostawił. Nadal go tam odwiedzam, kiedy mam jakiś problem.
- Dlatego poszłaś do niego dzisiaj?
- Tak. - przyznałam niechętnie. Bałam się, że Louis domyśli się co było i jest moim problemem. Chociaż może już wie, że to właśnie on jest moim problemem...
- Ja też przyszedłem do mojego taty wyżalić się z czegoś co mnie gryzie. Wiem, że on mnie słucha i na pewno mi pomoże. Zawsze mi pomagał... - Louis zamyślił się na chwilę. - Cokolwiek się stało w twoim życiu, jestem pewien, że wkrótce wszystko będzie w porządku. - uśmiechnął się do mnie delikatnie, więc odwzajemniłam jego uśmiech. Chwilę potem poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami i przytula mnie do siebie. Wtuliłam się w niego mocniej przykładając swoją głowę do jego torsu. Ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła. Czułam się w jego ramionach tak bezpiecznie jak w żadnym innym miejscu... no może poza grobem mojego taty. Tam czułam się najbardziej bezpieczna.
Leżeliśmy tak wtuleni w siebie, dopóki do drzwi mojego pokoju nie rozległo się ciche pukanie. Natychmiast oddaliliśmy się od siebie, a do mojego pokoju weszła we własnej osobie - Clarissa Swan.
- Nie chcę wam przeszkadzać. - uśmiechnęła się niewinnie. - Przyszłam tylko zapytać, czy nie chcecie nic do picia albo jedzenia.
Louis zszedł z łóżka i stanął obok mojej mamy z wielkim uśmiechem przylepionym do twarzy. Od samego początku widziała jak bardzo chce się jej przypodobać, dlatego wcale nie zdziwił mnie ich późniejsza wymiana zdań.
- W zasadzie trochę zgłodniałem, ale nie chce pani przemęczać, więc może mógłbym pomóc pani w przygotowaniu?
- Ah, oczywiście! - zakrzyknęła moja mama bardzo zadowolona. - Przyda mi się w kuchni jakiś pomocnik. Lucy ty też możesz mi pomóc. - dodała z uśmiechem.
- W porządku. - przewróciłam oczami i również zwlekłam się z łóżka, po czym zeszłam po schodach za Louisem i mamą.
Miałam nadzieję, że Louis odmówi jedzenia mojej mamie i znów będę mogła się do niego przytulić, ale niestety myliłam się. Oboje najwidoczniej przypadli sobie do gustu. Nie powiem, myślałam, że moja mama nie będzie pałała sympatią do Louisa, a jednak... Pewne rzeczy potrafią zaskoczyć.
Kiedy weszliśmy do przestronnej kuchni, moja mama od razu wyciągnęła z lodówki warzywa i blat do pizzy. Pizza jest chyba najprostszym daniem do zrobienia i nie zabiera zbyt dużo czasu, dlatego w domu mama często robiła pizzę na obiad. Obie nie przepadamy za pizzą z restauracji, dlatego od kilku lat robimy ją z mamą same. No dobrze, to mama robi, a ja tylko stoję z boku i się na na nią patrzę, ale to nie moja wina, że w kuchni potrafię zepsuć niemal wszystko. Nawet głupią pizzę.
- Louis, pokroisz paprykę w podłużne paski, a ty córeczko zetrzesz ser na tarce. - rozporządziła Clarissa posyłając Louisowi miły uśmiech. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy mojej mamie nie zaczynają się podobać młodsi faceci. O ile Louisa można nazwać facetem...
- Z przyjemnością pani Swan. - odparł Louis również szeroko się uśmiechając i zaczynając kroić czerwona paprykę.
Zrezygnowana schyliłam się, żeby wyjąć z dolnej szuflady tarkę, na której miałam zetrzeć ten nieszczęsny ser. Naprawdę nie uśmiechało mi się pomagać w kuchni, ale skoro już zostałam na to skazana, cóż... jakoś to przeżyję.
Na wierzchu w szufladzie widziałam tylko same plastikowe pudełka śniadaniowe i kilka innych rupieci, których moja mama nigdy nie używa, ale i tak musi je posiadać w swojej kuchennej kolekcji, bo jak to ona mówi: "nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda". Otworzyłam więc szufladę obok i kątem oka zobaczyłam wzrok Louisa wlepiony w moja wypiętą akurat w jego stronę, pupę. Stał tak z nożem w ręku zawieszonym nad papryką, tuż obok mojej mamy i bezczelnie wpatrywał się w moje pośladki oblizując przy tym językiem usta, Nie powiem wyglądało to seksownie, ale jakim prawem on wpatruje się w moją pupę w moim domu, przy mojej mamie?! Już chciałam wstać i zwrócić mu uwagę, ale szybko odwrócił wzrok i wrócił do krojenia warzywa.
Po krótkim czasie znalazłam przedmiot, którego szukałam i wyjęłam z lodówki żółty ser w kostce. Położyłam obie rzeczy niedaleko miejsca pracy mojego gościa i z niechęcią zabrałam się za ścieranie. W tym momencie telefon mojej mamy zapikał jej w kieszeni. Wyjęła go i z podniesionymi brwiami przeczytała na nim jakąś wiadomość.
- Muszę iść pilnie zadzwonić, zaraz wracam. - rzuciła przez ramię zostawiając na blacie na w pół rozpakowane ciasto do pizzy. Potem oddaliła się, kierując swoje kroki na górę, jak podejrzewam do swojej sypialni lub starego pokoju Danielle. To były jej dwa ulubione miejsca na rozmowy telefoniczne.
W milczeniu robiliśmy to co kazała nam robić moja despotyczna mama, dopóki w kuchni nie rozległ się głośny syk Louisa. Od razu odwróciłam głowę w jego stronę. Z jego palca sączyła się krew. Miał na nim podłużne rozcięcie. Wyobrażam sobie jak musiało go to zaboleć zważając na fakt, że nóż którym się posługiwał jest ceramiczny co oznacza, że jest dwa razy bardziej ostry od zwykłego noża.
- Włóż palec pod wodę, zaraz ci to opatrzę. - rozkazałam widząc jak z rozcięcia upływa coraz więcej krwi, która pojedyńczymi kropelkami zaczęła skapywać na białe płytki. Rzuciłam moje obecne zajęcie i szybko wyjęłam z jednej z szuflad podręczną apteczkę, z której wyjęłam spirytus, gaziki i plasterek. Louis w tym czasie odkręcił zimną wodę i włożył pod nią swojego zranionego palca zaciskając mocno szczękę.
Kiedy wyjęłam już z apteczki potrzebne rzeczy zakręciłam wodę i pociągnęłam Louisa na krzesło przy wysepce kuchennej, na którym posłusznie usiadł.
- Może cię teraz trochę za szczypać. - ostrzegłam zanim przyłożyłam do jego palca gazik nasączony spirytusem.
- Myślę, że wytrzy... ałaaa! - wydarł się, gdy płyn zetknął się z jego rozciętą skórą.
- Nie wrzeszcz tak. - zganiłam go oczyszczając ranę.
- Wiesz jak to kurwa boli?
- Wyobrażam sobie, ale masz na przyszłość nauczkę, żeby więcej nie robić nic z moją mamą. Sama by sobie doskonale poradziła, a nawet lepiej.
- Sugerujesz, że jestem złym kucharzem? - Louis śmiesznie uniósł do góry brwi na co się zaśmiałam. - Śmiejesz się ze mnie? - zapytał udawanym, obrażonym głosem.
- Skąd. - odpowiedziałam ani na chwilę nie przestając się śmiać.
Louis cały czas przyglądał mi się udając obrażonego, dlatego przestałam się śmiać i na mojej twarzy pozostał tylko lekki uśmiech. Później wzięłam leżący obok mnie plasterek i nakleiłam go na zraniony palec Louisa, po czym przyłożyłam go do ust i delikatnie pocałowałam napotykając się następnie na jego zdziwione spojrzenie.
- Tata zawsze tak robił, kiedy się o coś zraniłam. - wyjaśniłam wzruszając ramionami i wracając do kuchni, żeby zabrać się za ponowne ścieranie sera. Louis od razu wstał z krzesła i poszedł za mną. Kiedy podeszłam do blatu, gdzie zostawiłam tarkę poczułam jego silne dłonie na swoich biodrach, po czym zostałam odwrócona tak, że teraz byłam przyciśnięta do jego klatki piersiowej. Poczułam się trochę niezręcznie będąc tak blisko Louisa i czując jego oddech na swojej skórze, ale mimo to nie wyrywałam mu się. Patrzyłam tylko intensywnie w jego niebieskie oczy próbując wyczytać z nich jak najwięcej.
- Myślę, że twój tata był wspaniałym człowiekiem. - powiedział również wpatrując się we mnie. - I miał wspaniałą córkę. - dodał po chwili uśmiechając się do mnie zadziornie. Potem schylił się w moją stronę i musnął delikatnie swoimi ustami skórę na mojej szyi. Mój oddech stał się w tym momencie bardzo ciężki. Rozum mówił mi, żebym go jak najszybciej od siebie odepchnęła, ale nie słuchałam go tylko odchyliłam szyję w drugą stronę dając do niej Louisowi większy dostęp. Chłopak natychmiast to wykorzystał i zassał kawałek skóry tuż przy moim uchu. Z moich ust wydobył się cichutki, niekontrolowany jęk. Z jednej strony chciałam to przerwać, a z drugiej tak bardzo go w tamtym momencie pragnęłam. Jego obecność mnie uspakajała. Przy nim czułam się bezpiecznie. To nienormalne, że ten sam człowiek, który mnie zranił jest człowiekiem, z którym pragnę spędzać jak najwięcej czasu. To wszystko jest nienormalne... albo to ja jestem nienormalna.
Po chwili poczułam jak moje ciało zostaje popchnięte na blat. Nie kontrolowałam wtedy nic, dlatego posłusznie się o niego oparłam czując jak dłonie Louisa dostają się pod materiał mojej bluzki. W mojej głowie coś zaczęło krzyczeć "Dziewczyno skończ to!", ale ja nie potrafiłam tego skończyć, chociaż wiedziałam, że powinnam, bo inaczej to może zajść za daleko. Zresztą już zaszło. Położyłam swoje drżące dłonie na torsie Louisa zaczynając nimi schodzić coraz niżej, kiedy nagle usłyszeliśmy kroki mojej mamy na schodach. Oboje odsunęliśmy się od siebie jak oparzeni i szybko wróciliśmy do swoich wcześniejszych zajęć.
- Właśnie rozmawiałam z Danielle. - oświadczyła moja mama śpiewnym głosem. - Powiedziała mi, że pogodziła się z Drakiem i znów są razem! Czyż to nie jest wspaniała wiadomość?
- Tak, to wspaniała wiadomość... - odparłam posyłając rozpromienionej kobiecie niewyraźny uśmiech. W normalnych okolicznościach bym się z tego cieszyła, bo zależy mi na szczęściu siostry, ale teraz nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o tym co przed chwila się stało pomiędzy mną a Louisem. Coraz bardziej nie rozumiałam tego człowieka.
Dyskretnie na niego zerknęłam i zobaczyłam jak dokańcza właśnie kroić paprykę całkowicie na tym skupiony.
- Ohh, Louis co ci się tu stało? - zagadnęła moja mama wskazując na zaklejony palec Louisa.
- To nic takiego, przejechałem tylko sobie nożem po palcu, ale na szczęście Lucy mi pomogła. - uśmiechnął się.
- To bardzo miło. - Clarissa zerknęła w moją stronę i puściła mi oczko. - Dla niej naklejenie komuś plastra na palec już jest oznaką miłości.
Gdyby tylko wiedziała co się działo potem...
- Możecie już to zostawić, dalej poradzę sobie sama. Zawołam was, kiedy wszystko będzie gotowe. - oznajmiła i przepędziła mnie i Louisa z kuchni. To był ten moment, kiedy jedyną rzeczą, której teraz pragnęłam było ścieranie tego cholernego sera. Nie chciałam wracać teraz do mojego pokoju razem z Louisem po tym co miało między nami miejsce kilka minut temu. Nie wiedziałam jak mam się teraz przy nim zachowywać. Czy powinnam udawać, że nic się nie stało? Może dla niego to było czymś normalnym, wnioskując z naszej wczorajszej rozmowy, ale dla mnie nie. Jestem pewna, że przyjaciele się tak nie zachowują.
Bez słowa udałam się na górę do swojej sypialni. Miałam nadzieję, że Louis chociaż w najmniejszym stopniu poczuł się zażenowany tą sytuacją i nie pójdzie za mną, ale niestety poszedł, szybko doganiając mnie na schodach i wchodząc do mojego pokoju. Oczywiście jak przystało na prawdziwego dżentelmena przepuścił mnie pierwszą w drzwiach, po czym zamknął je i zaczął niebezpiecznie zbliżać się w moją stronę.
- Po co zamknąłeś drzwi? - wydusiłam z siebie cofając się coraz bardziej do tyłu, dopóki moje plecy nie zetknęły się ze ścianą. Kącik ust Louisa uniósł się delikatnie do góry, ale nie odpowiedział mi tylko szedł dalej w moją stronę, aż w końcu oparł się rękami o ścianę tym samym zagradzając mi drogę ucieczki.
- Co robisz? - zapytałam robiąc się powoli zła i próbując odepchnąć go od siebie. Niestety na marne.
- Spokojnie, przecież cię nie zgwałcę. - zaśmiał się przekrzywiając głowę w bok.
- Nie byłabym tego taka pewna. - odburknęłam zakładając ręce na piersi i wpatrując się w jego czarne skarpetki. Chwilę później odważyłam się podnieść wzrok i spojrzeć mu w twarz.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, Louis wpatrywał się przez chwilę w moje oczy, a potem odwrócił wzrok w inne miejsce, odsłaniając moje włosy na bok.
- Ładną malinkę ci zrobiłem. - powiedział zadowolony przesuwając po niej powoli palcem, po czym odsunął się ode mnie i rzucił się na moje łóżko. Spojrzałam na niego zszokowana z lekko rozchylonymi ustami i natychmiast podeszłam do lustra wiszącego na ścianie. Odsłoniłam kilka kosmyków moich włosów, które już zdążyły zająć swoje wcześniejsze miejsce i zobaczyłam świeżą, różowiutką malinkę na mojej szyi na szczęście nie zbyt dużych rozmiarów. Odwróciłam się w stronę Louisa zabijając go wzrokiem i zaciskając ręce pięści.
- Czy ty do reszty zwariowałeś?! - wyrzuciłam ręce do góry podchodząc do łóżka, na którym spokojnie leżał z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie moja wina. Sama tego chciałaś.
- Słucham?! Czy ja cię o to prosiłam?! To ty rzuciłeś się na mnie i zacząłeś przysysać się do mojej szyi jak jakiś wampir.
- Mogłaś mnie od siebie odepchnąć, a poza tym później sama odchyliłaś się , dając mi więcej miejsca do popisu.
- Uhh, jesteś chory. - wywróciłam oczami odwracając się z zamiarem pójścia do łazienki, jednak zanim zdążyłam to zrobić poczułam silne szarpnięcie, przez co upadłam tyłkiem prosto na krocze Louisa. Podniosłam się z tej pozycji i usiadłam obok niego kładąc nogi na jego brzuchu.
- Nie za wygodnie ci? - spytał z uniesionym brwiami, ale za nim zdążyłam odpowiedzieć zabrał moje nogi z siebie i całym swoim ciężarem położył się na mnie przez co ja też zostałam zmuszona do ułożenia się w pozycji leżącej. Jęknęłam, kiedy poczułam jego ciężar na sobie. Był strasznie ciężki i byłam pewna, że jeżeli za chwilę ze mnie nie zejdzie zostanie po mnie już tylko placek.
- Zejdź ze mnie. - zażądałam stanowczo wykręcając się we wszystkie możliwe strony.
- Tylko wtedy, kiedy powiesz, że nie jesteś na mnie zła.
- Nie jestem na ciebie zła, teraz możesz ze mnie zejść?
- To nie było przekonujące. - stwierdził Louis kręcą głową i kładąc ją po chwili na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy poczułam jak coraz bardziej się we mnie wtula. Zupełnie jak mały, bezbronny chłopiec, a nie jak Louis Tomlinson, którego znałam. Nie jak ten Louis, który robi ci malinkę na szyi podczas, gdy twoja mama jest na górze i w każdej chwili może wrócić i zobaczyć cię w takiej oto niezręcznej sytuacji. Położyłam swoją rękę na jego głowie i delikatnie zaczęłam gładzić go po brązowych włosach, a drugą położyłam na jego plecach. Czułam się wtedy tak, jakbym przytulała do siebie dziecko tyle, że trochę wyrośnięte, ale to było przyjemne uczucie. Jeździłam palcami po czarnym materiale jego koszulki kreśląc na niej różne wzory i myślałam o tym, żeby po prostu zatrzymać tą chwilę. To dziwne, że w jednym momencie chciałabym być jak najdalej od niego, spalona ze wstydu, a w drugim chcę zatrzymać czas, bo tak bardzo podoba mi się jego bliskość. Chociaż już chyba przyzwyczaiłam się do tego, że przy Louisie zachowuję się dziwnie i często miewam wahania nastroju.
- Wiesz, lubię, kiedy się tak zachowujesz. - powiedziałam nagle, nie przestając gładzić jego brązowej czuprynki.
- Jak? - zapytał w moje ramię, na którym nadal spokojnie spoczywała jego głowa.
- Jak mały chłopiec, który szuka miłości.
Louis na chwilę zamilkł, a potem podniósł się ze mnie i usiadł na przeciwko.
- Może dlatego, że po części nim jestem. - powiedział chicho patrząc się na mnie swoimi pięknymi oczami, które teraz przybrały odcień błękitu i zrobiły się trochę przygnębione.
Również podniosłam się do pozycji siedzącej i delikatnie pogładziłam go po ramieniu, wpatrując się w niego czule. To było coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego. Poczułam się po prostu tak jakbym była jego matką a nie jak on mnie nazywa "przyjaciółką". Nie mówiąc nic więcej przytuliliśmy się do siebie tak jak wtedy, zanim moja mama weszła do mojego pokoju i zabraliśmy się wszyscy za robienie pizzy. Tylko, że teraz to on wtulał się we mnie, a ja go do siebie tylko mocniej przytulałam. W tamtym momencie wszystko stało się dla mnie jasne. Zaczęłam rozumieć, dlaczego nazwał nas tylko przyjaciółmi, chciał przestać się ze mną spotykać i dlaczego wypierał się uczuć. Zrozumiałam, że on jest tym małym chłopcem, który chciałby nauczyć się kochać, ale nie nikt nie potrafi go tego nauczyć. Dlatego postanowiłam, że ja go tego nauczę. Będę tą osobą, która pierwsza pokaże mu co to są uczucia i która udowodni mu, że miłość i uczucia nie są niczym strasznym. Że to są dwie rzeczy, które czynią z nas człowieka. On musi mi tylko na to pozwolić.
Po dłuższej chwili, która wydawała się dla mnie zbyt krótką oderwaliśmy się od siebie słysząc donośny głos mojej mamy z dołu wołający nas na pizzę. Zaczynam podejrzewać, że ona robi to specjalnie, Zawsze przerywa te najlepsze momenty. Powoli podniosłam się z łóżka i zeszłam po schodach za Louisem, który już pędził wygłodniały na upragnione jedzenie. Od razu, kiedy stanęłam w progu kuchni poczułam zapach świeżo upieczonej, domowej pizzy, którą moja mama właśnie wyjmowała z rozgrzanego piekarnika.
- Usiądźcie przy stole. - powiedziała wyjmując z szafki trzy białe talerze z kanciastymi wzorami z zestawu zarezerwowanego dla gości. Chciała oczywiście pokazać się z jak najlepszej strony jako ułożona gospodyni i co najważniejsze świetna kucharka. W rzeczywistości potrafiła przygotowywać tylko kilka dań, których nauczyła się od babci.
Usiedliśmy z Louisem obok siebie przy drewnianym stole w jadalni wyczekując na jedzenie. Ja sama już od zapachu pizzy zrobiłam się potwornie głodna. Siedziałam więc ze zniecierpliwieniem bębniąc palcami w stół i co chwilę spoglądając w stronę aneksu kuchennego. Po dwóch minutach zobaczyłam jak mama idzie w naszą stronę z talerzami z gorącą pizzą. Louis oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie pospieszył mojej mamie z pomocą, zabierając od niej dwa talerze.
- Proszę bardzo madame, smacznego. - uśmiechnął się i postawił przede mną jedzenie.
- Oh, dziękuję mój dżentelmenie. - zaśmiałam się pod nosem patrząc na Louisa z rozbawieniem.
Chwile potem miejsce obok mnie zostało zajęte, a Louis od razu zabrał się za konsumowanie swojego posiłku.
- Słyszałam, że jesteś piłkarzem. - zaczęła ponownie rozmowę moja mama.
- Tak. Gram w Manchester United i w reprezentacji Anglii. - odpowiedział jej Louis przełykając kawałek pizzy.
- Mamo, czy mogłabyś pozwolić Louisowi spokojnie zjeść? - wstawiłam się za nim, bo wątpię, żeby Lou miał ochotę na rozmowę z moją mamą podczas jedzenia, a sam jej tego na pewno nie powie. W końcu cały czas próbuje się jej przypodobać.
- Rzeczywiście, to nie jest dobry moment na rozmowę. Przepraszam, jedzcie spokojnie. - uśmiechnęła się przepraszająco, po czym wstała z talerzem i podeszła do telewizora włączając powtórkę swojego ulubionego serialu "Plotkara".
- Zawstydziłaś ją. - powiedział do mnie do mnie Louis trącając mnie łokciem, kiedy moja mama wpatrywała się w ekran całkowicie pochłonięta oglądaniem serialu.
- Nie mów, że nie miałeś jej dosyć.
- Może tylko troszeczkę, ale twoja mama to naprawdę bardzo ciepła i miła osoba nie powinnaś jej tak traktować.
- Ja tylko zwróciłam jej uwagę. - broniłam się, odkładając kawałek pizzy na talerz i przerzucając wzrok na Louisa. Powinien być mi wdzięczny, a nie jeszcze na dodatek narzekać. Przecież doskonale wiem jaka moja mama potrafi być męcząca i każdy ma jej po pewnym czasie dosyć. Ja czasami też.
- Mimo wszystko, myślę... - zaczął ponownie Louis.
- Więc nie myśl. - przerwałam mu zanim zdążył dokończyć. Wiem, że to trochę nie grzecznie, ale domyślam się co chciał mi powiedzieć, a ja naprawdę nie mam ochoty dłużej prowadzić konwersacji na temat mojej mamy, dlatego zdecydowałam się to przerwać.
Louis przewrócił tylko oczami i ugryzł następny kawałek pizzy, która już zdążyła ostygnąć. Przez kilka minut jedliśmy, nie rozmawiając już więcej ze sobą. Ciszę między nami zabijał jedynie szum telewizora dochodzący z salonu. Kiedy wreszcie skończyłam swój posiłek, podniosłam się z krzesła i poszłam do kuchni, żeby odłożyć talerz do zmywarki. Przez okno zobaczyłam, że burza już minęła. Niebo nadal było jednak pochmurne, a deszcz nie przestał padać. Jego drobne krople uderzały rytmicznie w parapet przy kuchennym oknie. Odwróciłam wzrok od okna, gdy usłyszałam brzęk odkładanego talerza. Obok mnie stanął Louis, a jego wzrok podobnie jak mój kilka sekund wcześniej spoczął na na widoku za oknem.
- Będę już szedł. - powiedział odwracając się od okna i idąc w stronę holu. - Dziękuje za pobyt i pizzę.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się podążając za Louisem, a po chwili przystając pośrodku holu i obserwując jak zakłada buty i kurtkę. Kiedy stał przede mną już ubrany z jedną ręką na klamce już miał się schylić, żeby pocałować mnie na pożegnanie w policzek, ale nie pozwoliłam mu na to. Zdecydowałam, że to ja przejmę inicjatywę, więc stanęłam na palcach i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.
- Do zobaczenia. - powiedziałam, gdy już odsunęłam się od lekko zdziwionego Louisa stojącego nadal w tym samym miejscu z ręką na klamce.
- Do zobaczenia. - odpowiedział po chwili dochodząc do siebie i uśmiechając się zadziornie. - Mam nadzieję, że jutro uszczęśliwisz mnie swoja obecnością?
- Mam nadzieję, że tak o ile do ciebie trafię. Nie pamiętam już dokładnie drogi.
- To żaden problem, mogę po ciebie przyjechać. - zaoferował się natychmiast.
- A paparazzi? Myślałam, że nie chcesz, żeby cię ze mną widzieli. - spojrzałam na Louisa spod uniesionych brwi. Nadal dobrze pamiętam naszą rozmowę z wczoraj i wiem co mi powiedział. To mnie trochę uraziło i mimo, że już mu to w myślach wybaczyłam jak zresztą wszystkie jego przewinienia to nie potrafiłam o tym zapomnieć. Te słowa cały czas do mnie wracały i raniły mnie ponownie.
- To nie o to chodzi... - Louis zwiesił głowę w dół nie chcąc patrzeć mi w oczy. Zdjął rękę z klamki i zaczął bawić się palcami próbując zapewne wyszukać jakieś sensowne słowa.
- Nie musisz nic mówić. - westchnęłam wiedząc, ze cokolwiek nie powie i tak nie uda mu się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Odwróciłam się od drzwi i zrobiłam kilka kroków w przód.
- Nie przyjeżdżaj. Znajdę drogę. - powiedziałam, a po chwili usłyszałam ciche westchnięcie i otwierane drzwi. Bez słowa skierowałam się w stronę schodów i poszłam do mojego pokoju. Zastanawiałam się dlaczego nasze spotkania muszą się kończyć w taki sposób?
Położyłam się na swoim łóżku i zaczęłam patrzeć się niemo w idealnie pomalowany jeszcze przez mojego tatę, biały sufit. Myślałam o tym jak bardzo chciałabym być teraz obok niego. Byłam pewna, że tata na pewno dałby mi teraz jakąś dobrą radę. W końcu nie porozmawiam o tym z mamą, bo ona jest Louisem tak wielce oczarowana, że jestem wprost pewna, że widzi w nim tylko same zalety. Teraz moje zadanie, żeby nauczyć Louisa kochać wydaje mi się jeszcze trudniejsze niż myślałam...
***
Tak, wiemy to nie jest Louis ;) |
Polecam spis rozdziałów zrobić w jednej zakładce, bo taki ciąg kwadratów wchodzący na tekst nie za dobrze wygląda. c:
OdpowiedzUsuńwłaśnie miałam to zrobić ;) dzięki za rade ;)
Usuń