piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 11

PRZECZYTAĆ NOTATKĘ!
*Lucy*
   Następnego dnia, wstałam z łóżka obudzona przez krople deszczu uderzające o mój parapet. Kiedy wyjrzałam za okno zobaczyłam ciemne chmury i gęstą mgłę przysłaniającą wszystkie domy dookoła. Było już trochę po 10, a mimo to w moim pokoju panował mrok. Leniwym krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej kilka ubrań na dzisiaj, po czym skierowałam się w stronę łazienki. Zanim zdążyłam do niej wejść mój telefon zawibrował na stoliku nocnym sygnalizując nową wiadomość. Nadawcą była Lily.

"Hej, Lucy mam ci coś meeega ważnego do powiedzenia, możemy się dzisiaj spotkać na przykład u mnie?"

   Szczerze mówiąc miałam dzisiaj okropny humor przez wydarzenia z wczoraj związane z Louisem, dlatego nie planowałam na dziś żadnych spotkań. Liczyłam bardziej na to, że posiedzę sobie w domu, ale wiedziałam, że Lily nie odpuści, dlatego wystukałam do niej pozytywną odpowiedź.

"Cześć, Lil. Jasne, możemy się spotkać, tylko o której?"

  Minutę potem przyszła do mnie odpowiedź.

"Może 14? Wtedy moi rodzice wychodzą na urodziny do jakiejś ciotki ;)"
"Okej, więc do zobaczenia :)"

Po napisaniu Lily ostatniej wiadomości odłożyłam telefon na swoje miejsce i poszłam do łazienki ubrać się i umalować. Tak jak zawsze podkreśliłam oczy, usta i nałożyłam na twarz trochę podkładu. Potem wyszłam z łazienki zostawiając piżamę na pralce i zeszłam na dół, skąd doszedł mnie zapach naleśników. Przy kuchni stała moja mama przewracając naleśniki na patelni. Gdy mnie zobaczyła posłała mi swój ciepły uśmiech i pokazała żebym usiadła. Wykonałam jej polecenie i zabrałam się za pierwszego już gotowego naleśnika leżącego na dużym talerzu tuż  przede mną.
  - Rozmawiałaś wczoraj z tym Louisem? - zadała od razu pytanie odwracając się z patelnią w moja stronę.
   Od razu przełknęłam kawałek naleśnika, który własnie przeżuwałam czując jak powoli odchodzi mi na niego ochota. Miałam nadzieję, że mama nie będzie mnie o niego pytać, a jednak myliłam się. Nie chciałam o tym mówić, bo zwyczajnie bałam się, że się rozpłaczę na samo wspomnienie o naszej wczorajszej rozmowie tak jak przy Louisie. Nie wiem czemu tak emocjonalnie zareagowałam, kiedy powiedział mi co naprawdę czuje i, że to była tylko pomyłka. Próbowałam wierzyć w to co powiedziała mi mama, że pomyliłam uczucia, ale czy to możliwe, żebym nie była w nim zakochana, skoro samo wypowiedzenie na głos jego imienia sprawia mi ból? Być może popełniłam ogromny błąd dając mu drugą szansę, po tym jak usłyszałam z jego ust jak początkowo chciał mnie wykorzystać dla własnej przyjemności. Już wtedy, kiedy do mnie przyszedł powinnam zamknąć mu od razu przed nosem drzwi zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Teraz mam wrażenie jakby się mną bawił. Na prawdę nie rozumiem tego człowieka. Najpierw sam do mnie przychodzi z miną zbitego pieska, a teraz mówi, że lepiej będzie jak nie będziemy się spotykali. Złamał mi tym serce, ale mimo, że jestem na niego okropnie zła to pewnie gdyby teraz ponownie do mnie przyszedł rzuciłabym się mu w ramiona. To jest chore. To wszystko jest chore. Nasza relacja jest chora. Chciałabym na moment zniknąć.
   Postanowiłam nie odpowiedzieć mamie i zaczęłam rozdłubywać naleśnika widelcem, jednak mama była nieugięta. Odłożyła patelnie, wyłączyła gaz i usiadła naprzeciw mnie z poważnym wyrazem twarzy.
  - Co ci powiedział? - zaczęła spokojnie.
  - Nawet ci nie odpowiedziałam czy ze sobą rozmawialiśmy.
  - Ale widzę, że ze sobą gadaliście i on coś ci powiedział, bo inaczej nie byłabyś teraz taka przygnębiona i nie unikałabyś tematu. Jestem twoją matką i znam cię wystarczająco dobrze, żeby stwierdzić, kiedy coś cię gryzie.
   Podniosłam oczy na mamę nie wiedząc co mam jej powiedzieć, żeby nie zabrzmieć jak ostatnia frajerka, która zresztą byłam. Wiedziałam, że nie będzie mnie oceniać, ale mimo wszystko ta rozmowa sprawiała mi trudności. Jedyne czego w tamtej chwili chciałam to zamknąć się w swoim pokoju i płakać.
  - Więc? - podjęła znowu próbę rozmowy moja mama patrząc na mnie wyczekująco.
  - Więc powiedział mi, że to był impuls i tak naprawdę traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę, a ja rozpłakałam się i wykrzyczałam mu co o tym myślę. - wzruszyłam ramionami odwracając wzrok i skupiając się na misce z bananami, bo czułam jak łzy same zaczynają napływać mi do oczu, a ja nie chciałam się znowu rozpłakać.
  - A co myślisz?
  - Że on bawił się moimi uczuciami. Wspominałam ci o tym jak u nas był, kiedy ciebie nie było. Wtedy nie zachowywał się tak jakby traktował mnie jak "przyjaciółkę". - specjalnie zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - W jednej chwili zachowuje się tak jakbyśmy byli kimś więcej niż przyjaciółmi, a w drugiej mówi mi zupełnie co innego. To tak jakby się mną bawił. Traktował jak zabawkę, którą w każdej chwili można odrzucić w kąt. Wiem, znamy się krótko, ale dlaczego robił mi nadzieję na to, że kiedyś możemy być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi?
  - Może źle to odebrałaś... - zasugerowała łagodnie moja mama głaszcząc mnie po ręce
  - Źle to odebrałam?! - wyrzuciłam ręce w górę. - Liczyłam z twojej strony na jakąkolwiek pomoc, zrozumienie, ale widzę, że mówisz tak samo jak on.
  - Lucy, czekaj! - zawołała za mną mama, ale ja bez słowa skierowałam się w stronę przedpokoju, pospiesznie założyłam buty i kurtkę i pociągnęłam za klamkę.
  - Gdzie idziesz? - zapytała mnie stając przede mną
   Westchnęłam tylko i przewróciłam oczami.
  - Gdzieś. Chcę być sama.
   Potem otworzyłam szeroko drzwi i wyszłam z domu trzaskając nimi za sobą z całej siły. Czułam się niezrozumiana ze strony mamy, chociaż to właśnie od niej liczyłam na największe wsparcie, a tymczasem ona powtarza to samo co Louis. Jakby byli razem w zmowie, ale wiedziałam kto mnie na pewno zrozumie. Tata. Moje kroki skierowały się więc na cmentarz leżący dwie ulice dalej. Przed śmiercią taty mieliśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Rozumieliśmy się bez słów. Byłam córeczką tatusia. Gdy byłam mała i jeździliśmy wszyscy razem na wakacje nad morze do Włoch albo do Chorwacji mama i Danielle opalały się zawsze na piasku i wymieniały się plotkami, a ja i tata bawiliśmy się w morzu a potem napełnialiśmy puste butelki po sokach wodą i wylewaliśmy na nie śmiejąc się przy tym. W nasze ostatnie wspólne wakacje, kiedy miałam 15 lat bardzo chciałam iść na imprezę, która organizował hotel, w którym mieszkaliśmy wieczorem, ale niestety ta impreza była od 16 lat i mama nie chciała się zgodzić, żebym tam poszła, więc tata widząc jak bardzo mi na tym zależy namawiał mamę cały dzień, żeby się zgodziła, aż w końcu mu uległa i poszłam tam razem z Danielle, która nie była tym zbyt zachwycona, bo chciała iść sama i poderwać jakiegoś przystojnego chłopaka. W dniu, w którym tata umarł miał jechać załatwić coś w pracy po godzinach, ale na ulicę wszedł mu jakiś pijany mężczyzna. Tata próbował zahamować, żeby go nie potrącić i przez to wpadł w poślizg. Jego samochód dachował, a potem wpadł do rowu a on zginął na miejscu. Był to dzień 1 grudnia. Pamiętam, że w tym dniu robiłyśmy z mamą pizzę na kolację, kiedy mama odebrała telefon z tą tragiczną informacją od policjanta. Do tej pory nie mogę się z tym pogodzić.
   Gdy dotarłam pod wejście na cmentarz kupiłam przy drodze znicze i zapałki od jakiejś starszej pani za pieniądze, które miałam na dnie kieszeni, a potem weszłam na teren cmentarza szybko odnajdując grób mojego taty. Leżał on jako jedyny na tym cmentarzu pod wierzbą, dlatego nietrudno go było odnaleźć. Uklęknęłam i zapaliłam znicz, a potem usiadłam na ławeczce wpatrując się niemo w napis na nagrobku.
   Jeremy Swan żył lat 49
  16.11.1963 - 01.12.2012
  Zginał śmiercią tragiczną.
   Kwiaty przy jego grobie już dawno zwiędły. Został tylko czerwony wieniec ze sztucznych kwiatów i kilka tlących się jeszcze słabiutko zniczy. Zaczęły piec mnie oczy, dlatego pozwoliłam wypłynąć kilku łzom, wiedząc, że tu nikt ich nie zobaczy.
  - Tatusiu, nawet nie wiesz jak mi cię brakuje. - zaczęłam do niego mówić drżącym głosem. - Mama mnie nie rozumie, ale wiem, że ty mnie na pewno zrozumiesz. Więc posłuchaj... Poznałam pewnego chłopaka. W zasadzie to on mnie potrącił autem, kiedy szłam na sylwestra. Na początku go nie lubiłam, ale potem on mi się spodobał. Poszłam do niego na imprezę i nawet się do siebie zbliżyliśmy mimo, że nie znamy się zbyt długo. Myślałam, że traktuje mnie jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę. Nawet on sam tak powiedział do swoich fanek, bo musisz wiedzieć, że on jest piłkarzem i jest dosyć sławny, a dziewczyny go uwielbiają, ze względu na to, że jest bardzo przystojny. - zaśmiałam się przez łzy. - No więc powiedział im, że traktuje mnie jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę. W mgnieniu oka media zaczęły trąbić o jego mniemanym związku ze mną. Wszyscy zaczęli myśleć, że jesteśmy parą, chociaż tak naprawdę nią nie jesteśmy. On po tym zdarzeniu nie odzywał się do mnie od kilku dni, więc poprosiłam go o spotkanie, żeby mi wytłumaczył dlaczego tak powiedział i czy to prawda, że coś do mnie czuje, a potem... - zatrzymałam się na chwilę. - Powiedział mi, że się pomylił i nie powinniśmy się już więcej widywać, rozumiesz? Stwierdził, że nie możemy się spotykać dopóki media o nas nie ucichną. To tak jakby się mnie wstydził. Mama powiedziała mi to samo co on. - dodałam po dłuższej przerwie - Że po prostu źle go zrozumiałam i on tak naprawdę od początku nie dawał mi nadziei na to, że możemy w przyszłości stworzyć związek, ale ja myślę inaczej i wiem, że ty też stanąłbyś po mojej stronie gdybyś żył... Wszystko byłoby inne gdybyś żył tato. Dlaczego mnie tu zostawiłeś? To życie jest niesprawiedliwe, ja nie daje rady, zabierz mnie stąd do siebie proszę... - zeszłam z ławeczki na której siedziałam i położyłam głowę na grobie taty, odgarniając z niego śnieg. Płyta była okropnie zimna, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam być blisko mojego taty. W myślach przeklinałam ten dzień, w  którym ten mężczyzna wyskoczył mu na ulicę. Gdyby nie on, nie musiałabym odwiedzać swojego ojca na cmentarzu.
   Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą kogoś, kogo najmniej chciałam teraz zobaczyć.
  - Nie wiedziałem, że łączyła cię z tatą taka silna więź. - powiedział Louis drapiąc się po karku. Wstałam z klęczek na nogi i spojrzałam na niego mrużąc oczy.
  - Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
  - Nie wiedziałem. Też przyszedłem kogoś tu odwiedzić.
  - Ohh. Kogoś ważnego?
  - Tak. - odpowiedział Louis patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
   Pokiwałam głową i już miałam go ominąć i wracać do domu, kiedy ponownie poczułam na swoim ramieniu jego silną rękę zatrzymująca mnie delikatnie.
  - Ja też straciłem tatę i wiem jak to jest.
  - Przecież mówiłeś mi, że twój tata, żyje tylko nie chcesz utrzymywać z nim kontaktu.
  - Bo to prawda, ale mówiłem o moim biologicznym ojcu. Od kiedy skończyłem dwa latka wychowywał mnie drugi mąż mojej mamy - Mark Tomlinson i to po nim odziedziczyłem nazwisko. Rozwiódł się jednak z mamą pięć lat temu, ale wciąż utrzymywał ze mną kontakt. To on był moim prawdziwym ojcem. Niestety miał guza mózgu i zmarł niecały rok temu. Dokładnie 12 lutego.
  - Naprawdę mi przykro, ale nie rozumiem dlaczego mi to mówisz? - zdziwiłam się.
  - Sam nie wiem, Po prostu chciałem żebyś to wiedziała. - westchnął Louis.
  - Myślałam, że nie lubisz rozmawiać o rodzinie.
  - Bo nie lubię. Tylko z mamą mam całkiem dobry kontakt. Moja młodsza siostra Lottie nie odzywa się już do mnie odkąd wyjechała z mamą do Londynu czyli od ponad trzech lat. Sam nie wiem czemu.
  - Musi ci być z tym ciężko. - stwierdziłam patrząc na Louisa ze współczuciem. Naprawdę nie wiedziałam, że ma takie słabe kontakty z siostrą. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nagle Danielle przestała się do mnie odzywać.
  - Słuchaj... - zaczął Louis zagryzając zębami dolną wargę. - Nie chciałem, żeby wczoraj tak wyszło. Trochę za ostro cię potraktowałem...
  - Jest okej. - skłamałam zwieszając głowę w dół. Nie miałam ochoty dłużej z nim rozmawiać, czułam się dziwnie po naszej wczorajszej wymianie zdań, dlatego zrobiłam krok w przód posyłając mu ostatni raz przygnębione spojrzenie. - Będę już szła, cześć. - pożegnałam się krótko.
  - Lucy! - zawołał za mną Louis, kiedy zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia z cmentarza. Przystanęłam na chwile i odwróciłam się w jego stronę. Zbliżył się do mnie kilka kroków i stał przez chwilę milcząc. - Wpadniesz do mnie jutro, jeśli masz czas? - spytał przygryzając wargę.
   Jego pytanie zupełnie zbiło mnie z tropu. Byłam pewna, że nie chce się ze mną spotykać. W końcu sam tak mówił jeszcze wczoraj, a teraz proszę.
  - Wiesz co mówisz? Wczoraj sam powiedziałeś, że...
  - Wiem co powiedziałem. - przerwał mi pospiesznie. - Ale brakuje mi twojej obecności, dlatego chcę żebyś przyszła. Paparazzi nie ma w moim domu.
  - Przyjdę, jeżeli znajdę dla ciebie czas. - odparłam chłodno. Nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że tylko na to czekałam, bo w rzeczywistości mi też brakuje jego obecności i to bardzo. To niezwykłe jak można przyzwyczaić się do jednego człowieka po trzech tygodniach znajomości.
  - Będę na ciebie czekał. - uśmiechnął się do mnie, po czym zbliżył się i pocałował mnie w policzek tak jak wtedy pod szkołą. Kiedy oddalił swoje usta czułam przez chwilę przyjemne mrowienie na tej części policzka, gdzie mnie pocałował. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam, rzuciłam mu tylko szybkie "do zobaczenia" i ominęłam go wybiegając z cmentarza. Może to oznaczało, że jeszcze nie wszystko stracone? Może jest dla nas chociaż cień szansy? Nie chciałam się jednak znowu niepotrzebnie łudzić, dlatego odgoniłam od siebie wszelkie myśli o tym co się stało i spokojnym krokiem zaczęłam wracać do domu myśląc o tym jak wytłumaczę się mamie z mojego nagłego wybuchu złości. Doszłam do wniosku, że nie powinnam na nią krzyczeć. Ona chciała mi tylko pomóc, żebym nie cierpiała. Od razu gdy wrócę, muszę ją koniecznie przeprosić.
                                                                   ***
  - Już jestem mamo. - powiedziałam, kiedy weszłam do domu. Nie usłyszałam jednak od mamy żadnej odpowiedzi ani nie usłyszałam jej zbliżających się kroków chociażby po to, żeby na mnie nakrzyczeć i wygłosić swoje standardowe kazanie o uciekaniu z domu. Odwiesiłam więc cicho kurtkę na wieszak i ostrożnie weszłam w głąb mieszkania. Moja rodzicielka siedziała na fotelu z głową schowaną w dłoniach. Podeszłam do niej i uklęknęłam przed nią.
  - Mamo? - odgarnęłam z jej twarzy kosmyki jej długich, brązowych włosów i spojrzałam na nią uważnie. Na jej policzkach widniały czarne strużki łez.
  - Przepraszam Lucy, powinnam stanąć po twojej stronie, a nie bronić tego chłopaka. - powiedziała cicho przytulając mnie do siebie. Odwzajemniłam jej uścisk i pogłaskałam mamę uspakajająco po plecach.
  - Nic się nie stało. Wiem, że wcale nie chciałaś źle to ja przepraszam.
  - Byłaś u taty, prawda? - spytała mama, kiedy już się od siebie odsunęłyśmy.
  - Tak. Skąd wiedziałaś?
  - Bo miałaś z nim kiedyś bardzo dobry kontakt nawet lepszy niż ze mną. Poza tym za dobrze cię już zmam. - uśmiechnęła się. - Napijesz się herbaty?
  - Chętnie. - skinęłam głową i poszła do kuchni za mamą, kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
  - Spodziewasz się jakiegoś gościa? - mama zmarszczyła brwi nie wiedząc kto może się do nas dobijać. Zresztą ja też nie, z Lily miałam się spotkać dopiero o 14, a była dopiero 12 w dodatku miałyśmy się spotkać u niej więc wątpię, żeby postanowiła mnie teraz odwiedzić.
  - Nie mam pojęcia kto to może być, poczekaj otworzę i się przekonamy. - powiedziałam i zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam stojącego w progu Zayna. Zdziwiło mnie to, bo Zayn nigdy do mnie nie przychodził, co najwyżej podwoził pod mój dom Kate, kiedy miałyśmy się spotkać u mnie.
  - Hej Zayn. - przywitałam się zmieszana i otworzyłam szerzej drzwi pokazując mu, żeby wszedł do środka.
  - Ja tylko na moment, nie będę zabierał ci zbyt wiele czasu. - wymamrotał stając w przedpokoju.
   W tym samym czasie zza kuchni wychyliła się moja mama sprawdzając kto przyszedł. Kiedy zobaczyła Zayna była chyba tak samo zdziwiona jak ja, bo przystanęła na chwilę i zmarszczyła brwi.
  - Ty jesteś chyba przyrodnim bratem Kate z tego co kojarzę?
  - Tak. - przytaknął Zayn. - Jestem Zayn Malik. - podał mojej mamie rękę i uśmiechnął się delikatnie. - Ja chciałem porozmawiać tylko chwilkę z Lucy.
  - Oczywiście. - ożywiła się nagle i posłała mu swój ciepły uśmiech. - Więc może przejdziecie do pokoju Lucy? Bo nie chcę wam tu przeszkadzać...
  - Jasne, w porządku. - odarł chłopak, po czym powiesił swoją mokra od deszczu kurtkę na wieszaku i zdjął buty zostawiając je na wycieraczce przed drzwiami.
   Zaprowadziłam go do swojego pokoju cały czas będąc ciekawa po co przyszedł. Domyślałam się, że chyba chodzi o coś związanego z jego siostrą, bo inaczej po co by przychodził? Ja i Zayn bynajmniej nie jesteśmy przyjaciółmi. Czuję się przy nim zawsze jakoś niezręcznie, mimo, że często widuję go, kiedy jestem u Kate. Tak naprawdę rozmawiałam z nim tylko raz, kiedy przyszłam do mojej przyjaciółki, ale jej akurat wtedy nie było. Był tylko Zayn i posiedziałam z nim z 15 minut i chwilę rozmawialiśmy o jakiś głupotach. Pytał mnie jak tam w szkole, jakie mam zainteresowania, jak było na obozie sportowym, na którym byłam z Kate i Lily. Przez cały ten czas modliłam się, żeby Kate przyszła jak najszybciej i uratowała mnie od swojego brata. Nie to, że był nudny, wręcz przeciwnie opowiadał mi wtedy bardzo ciekawe rzeczy o sporcie, bo sam jest jego fanem, ale po prostu czułam się przy nim bardzo nieswojo. Dziękował Bogu, gdy Kate nareszcie przyszła i zaprowadziła mnie do siebie.
  - Więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - spytałam siadając na łóżku. Zayn przysiadł sobie na krześle przy moim biurku i zaczął mówić.
  - Chodzi o Kate jak się już pewnie domyśliłaś. Wiesz pewnie, że ostatnio zaczęła się spotykać z Justinem Bieberem tym piłkarzem z Manchester United. - spojrzał na mnie pytająco.
   Cóż mogłam się domyślić, że Kate umawia się z Bieberem, po tym jak widziałam jak ze sobą rozmawiali i się śmiali na imprezie w zeszły piątek u Louisa, a potem dowiedziałam się, że Justinowi podoba się moja przyjaciółka, chociaż osobiście nie powiedziała mi o tym. Fakt mogłam ją o to sama wypytać, bo ona jest takim typem osoby, która niechętnie dzieli się swoim życiem miłosnym. Opowiada o tym dopiero wtedy kiedy ma pewność, że to coś poważniejszego, bo jak sama mówi "nie chce zapeszać".
  - Domyśliłam się tego. - odpowiedziałam Zaynowi kiwając głową.
  - Sama ci o tym nie powiedziała? - zdziwił się.
  - Nie. Ostatnio i tak nie miałyśmy czasu ze sobą pogadać o takich rzeczach, bo...
  - Wiem byłaś w szpitalu, Kate mi mówiła. Jak się teraz czujesz?
  - Teraz już dobrze, dzięki. - uśmiechnęłam się krzywo. Wiedziałam, że Zayna niewiele obchodzi moje samopoczucie i zapytał mnie tylko z grzeczności, ale mimo wszystko wypada mi podziękować.
  - Może przejdę do od razu do rzeczy. Potrzebuję twojej pomocy, Lucy. Bądźmy szczerzy, Bieber jest męską dziwką zależy mu tylko na tym, żeby zaliczyć, dlatego nie chce, żeby moja siostra się z nim spotykała. Próbowałem jej to powiedzieć, ale nie chciała mnie słuchać, więc pomyślałem, że ty ją przekonasz do tego, żeby po prostu przestała się z nim dalej umawiać na randki.
  - Wiesz, ja... nie mogę jej czegoś narzucać, skoro Kate chce się z nim widywać to może będzie lepiej jeżeli jej na to pozwolimy. W końcu nie wiemy jaki naprawdę jest Justin.
  - Ale ja wiem, jaki on jest! - Zayn wstał z krzesła i zaczął chodzić po moim pokoju w tą i z powrotem. - Bieber ją tylko przeleci, a potem zostawi, a ja nie chcę, żeby potem moja siostra cierpiała przez tą ciotę. Ty chyba też tego nie chcesz, w końcu Kate to twoja przyjaciółka.
  - Zayn, oczywiście, że ja także nie chcę, żeby cierpiała, ale spójrz, ona ma 18 lat, jest pełnoletnia i ma prawo robić co chce. - broniłam przyjaciółki. Nie przepadam co prawda za Justinem, ale to jaką ma opinię nie musi koniecznie oznaczać, że chce zaliczyć też Kate. A jeśli Kate umówiła się z nim na randkę to oznacza, że ten gość jest naprawdę wobec niej w porządku, bo znam ją na tyle dobrze, że wiem, że z byle kim się nie umówi.
  - Jakbym ją słyszał. - prychnął pogardliwie chłopak. - Proszę cię Lucy. - spojrzał na mnie po chwili niemal błagalnie. - Powiedz jej coś, bo mnie nie chce słuchać, a mi naprawdę na niej zależy. Musisz mnie zrozumieć, jestem jej bratem i bardzo ją kocham. Nie chcę, żeby potem płakała... Łamie mi się serce, kiedy widzę moją siostrę płaczącą.
  - Rozumiem cię masz prawo się o nią martwić. - powiedziałam spokojnie. - Ale zrozum, że ona naprawdę sobie poradzi. Znam ją i wiem, że jeżeli ktokolwiek spróbuje ją zranić, ona zrani go dwa razy mocniej.
  - Nie znasz jej tak dobrze jak ci się wydaje. Powiem ci coś tylko obiecaj mi, że to zostanie wyłącznie między nami. - Zayn przybrał poważny wyraz twarzy, więc przytaknęłam tylko i słuchałam uważnie tego co miał mi do powiedzenia. Swoją drogą to będzie pierwsza tajemnica jaką będę z nim miała. Pierwsza i zapewne ostatnia.
  - Wiesz, że jestem blisko z Kate. Ona mi ufa, bo w końcu jestem jej przyrodnim bratem, dlatego mnie przed nią nie wydaj. - kolejny raz kiwnęłam głową i dałam Zaynowi znać, żeby kontynuował. - Kate jest bardzo silną osobą, ale ona czasami też nie wytrzymuje i przechodzi załamania tylko, że tego po sobie nie pokazuje.  Czasami kiedy wraca do domu siada na parapecie w swoim pokoju i płacze. Wtedy siadam obok niej i ją pocieszam. Po jej ostatnim rozstaniu z Harrym widziałem jak bardzo cierpiała. Kochała go tak bardzo, że musiała brać leki antydepresyjne żeby wyjść z dołka po jego wyjeździe. Wyszła z depresji dopiero po dwóch miesiącach, dlatego tak bardzo nie chcę, żeby to znowu się powtórzyło.
  - Kate miała depresje? - zapytałam kompletnie zszokowana. Harry Styles był jej drugim chłopakiem. Chodziła z nim przez całą drugą klasę, rozstali się, bo Harry wyjechał po zakończeniu roku do Ameryki na stałe z rodzicami. Rzeczywiście Kate była w nim bardzo mocno zakochana tak samo jak on w niej, ale nawet nie przypuszczałam, że aż tak mocno to przeżyła.
  - Nie mów jej, że ci o tym powiedziałem.
  - Już obiecywałam ci, że nikomu nic nie powiem i dotrzymam słowa. - zapewniłam Zayna. - Naprawdę nie miałam pojęcia, że Kate...
  - Ma uczucia? - dokończył za mnie lekko się przy tym uśmiechając.
  - Nie to chciałam powiedzieć. - również się uśmiechnęłam. - Bardziej chodziło mi o to, że nigdy bym nie pomyślała, że ona może coś aż tak mocno przeżywać.
  - Dlatego proszę cię, żebyś mi pomogła. Musisz ją jakoś przekonać. Jesteś moją ostatnią nadzieją, Lucy.
  - Zobaczę co da się zrobić, ale nie obiecuje ci, że uda mi się ją przekonać. Kate jest bardzo uparta i trudno jej narzucić swoją wolę.
  - Wiem. - przytaknął Zayn. - Ale i tak dziękuję, że zgodziłaś mi się pomóc. Będę się już zbierał. - Chłopak otworzył drzwi od mojego pokoju i wyszedł z niego kierując się automatycznie w stronę schodów. Poszłam więc za nim z zamiarem odprowadzenia go do drzwi.
   Na dole od razu spotkałam się z zaciekawionym wzrokiem mojej mamy siedzącej przy wyspie kuchennej z gazetą na kolanach. Posłałam jej niewyraźny uśmiech i poszłam za Zaynem dalej do holu, gdzie zostawił swoją kurtkę i buty.
  - Zayn, gdzie jest teraz Kate? - zapytałam zanim otworzył drzwi, żeby wyjść.
  - A jak myślisz? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie ze skwaszoną miną. - Z tym palantem Bieberem.
   - No tak, mogłam się tego domyślić. - pokiwałam głową. Szybko pożegnaliśmy się ze sobą, po czym poszłam do kuchni przygotowana na lawinę pytań od mojej ciekawskiej mamy.
*Louis*
  - Kurwa! - krzyknąłem, kiedy otworzyłem lodówkę z zamiarem wyciągnięcia mleka do kawy i zorientowałem się, że po moim mleku został już tylko pusty kartonik. Na dworzu przez cały czas padał deszcz i nie uśmiechało mi się iść teraz do sklepu, ale czułem, że bez kawy nie wytrzymam, dlatego niechętnie powlokłem nogami do mojego ogromnego holu włożyłem przeciwdeszczową kurtkę i buty, a potem trzasnąłem drzwiami zamykają je wcześniej jak zwykle na trzy zamki. Nie chciało mi się brać teraz samochodu, dlatego stwierdziłem, że przejdę się ten kawałek po mleko na piechotę. Sklep w końcu był tylko kilka ulic dalej.
   Kiedy szedłem coraz bardziej zaczynałem żałować, że nie pojechałem tym pieprzonym autem, ale przeszedłem już połowę drogi, więc nie opłacało mi się wracać. Deszcz coraz bardziej się nasilał, a w dodatku słychać było odległe grzmoty. Co jakiś czas gdzieś w oddali błysnęła błyskawica. Przyspieszyłem kroku chcąc zdążyć wrócić do domu zanim rozpęta się burza, gdy nagle niedaleko mnie, piorun walnął prosto w drzewo, które natychmiast z wielkim hukiem upadło na ziemię ocierając się przy okazji o kilka samochodów stojących w sznureczku przy chodniku.
  - A ja chciałem tylko durne mleko do kawy! - zezłościłem się patrząc w przerażeniu na przewalone drzewo. Nie chciałem skończyć tak jak ono, więc szybko musiałem znaleźć sobie jakieś schronienie. Niestety dookoła mnie były tylko domy i ani śladu po jakimkolwiek miejscu, gdzie mógłbym się schronić, a do domu miałem dobre 10 minut drogi w czasie których coś mogło rąbnąć mnie w głowę. Nagle niedaleko mnie za zakrętem dostrzegłem znajomy domek. Chodzi mi oczywiście o dom, w którym mieszka Lucy, ale nie wiedziałem czy powinienem teraz ją nachodzić zwłaszcza po naszej wczorajszej rozmowie. Wiem, że moje słowa ją bardzo zabolały, dlatego głupio mi ją było teraz odwiedzać. Nawet dzisiaj, gdy przypadkiem się spotkaliśmy było między nami odrobinę niezręcznie. Zaprosiłem ją jutro do siebie, żeby jakoś o tym zapomnieć, ale to zupełnie inna sprawa, bo u siebie czuję się dużo pewniej.
  Od razu zmieniłem jednak zdanie słysząc kolejny, głośny grzmot niedaleko mnie. Biegiem skręciłem w wąską uliczkę i zapukałem do odpowiednich drzwi. Chwilę potem pojawiła się w nich Lucy przewracając teatralnie oczami.
  - Chyba nic mnie już dzisiaj nie zdziwi. - westchnęła i uchyliła szerzej drzwi.
  - Co masz na myśli? - zapytałem wchodząc zmarznięty do środka.
  - Nieważne. - machnęła ręką. - Nie odbierz tego źle, ale co ty tutaj robisz? Wydawało mi się, że umówiliśmy się na jutrzejszy dzień.
  - Tak, ale widzisz chciałem pójść do sklepu po mleko... - zacząłem opowiadać swoją historię odwieszając swoją kurtkę na jeden z wieszaków i zdejmując z nóg buty. - I złapała mnie burza, a później tuż przede mną piorun trafił w drzewo, dlatego musiałem znaleźć sobie jakieś bezpieczne schronienie.
  - I padło na mój dom? - spytała Lucy, a jej kąciki ust delikatnie podniosły się do góry.
  - No właśnie. - wyszczerzyłem się w uśmiechu idąc za nią w głąb domu. Kiedy dotarliśmy do salonu Lucy przystanęła na chwilę przed jakąś kobietą w średnim wieku, jak podejrzewam jej mamą ze zmieszanym wyrazem twarzy. Kobieta obrzuciła mnie wzrokiem co chwilę zerkając na mnie i na Lucy.
  - Umm, mamo więc to jest Louis... ten o, którym ci mówiłam. - dodała trochę ciszej.
  - Miło mi panią poznać. Nazywam się Louis Tomlinson. - przedstawiłem się grzecznie całując mamę Lucy w rękę.
  - Clarissa Swan. - odpowiedziała, posyłając mi niewyraźny uśmiech.
 - Mamo, to my już pójdziemy do mojego pokoju. - powiedziała szybko Lucy biorąc mnie niepewnie za rękę. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacisnąłem swoje palce wokół jej dłoni, a potem skierowaliśmy się na górę do jej pokoju. Pani Swan spojrzała z ukosa na nasze splecione dłonie, ale nic nie powiedziała tylko uśmiechnęła się delikatnie, idąc do łazienki. Sam spojrzałem w dół na nasze ręce i podobało mi się to. Ciepła dłoń Lucy w mojej... W głowie wyobraziłem sobie co by było gdybyśmy byli parą. Stwierdziłem, że słodko byśmy razem wyglądali, ale my nie jesteśmy w końcu parą tylko zwykłymi przyjaciółmi i tak na razie musi być...
                                                     


***
Jak może już zauważyliście rozdział 10 został dodany dzień wcześniej niż powinien., ponieważ postanowiłyśmy teraz dodawać rozdziały co cztery dni, a nie co pięć, z racji tego, że i tak rozdziały są szybko przez nas pisane i dodając jeden rozdział kolejny mamy już w zapasie. ;)
Gazix i Lucix xxx



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz