*Lucy*
Kiedy otworzyłam oczy jedyne co zobaczyłam to męskie ramiona, otulające mnie w talii i jasno - szare ściany oraz olbrzymi, plazmowy telewizor zawieszony naprzeciwko mnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej zabierając od siebie ręce chłopaka i niemal od razu poczułam okropny ból głowy. W jednej chwili przypomniało mi się wszystko co robiłam wczoraj. Cały wczorajszy wieczór, który spędziłam z Louisem. Wypiliśmy strasznie dużo alkoholu, a teraz muszę za to płacić niemiłosiernym bólem głowy. Z rezygnacją położyłam się z powrotem na łóżku, kładąc głowę na nagim torsie Louisa.
Mogłam usłyszeć równe bicie jego serca, spokojny, miarowy oddech. To mnie uspakajało. Zamknęłam oczy, chcąc ponownie zasnąć i pozbyć się dręczącego kaca, jednak szybko przypomniałam sobie, że dzisiaj na moje nieszczęście, zresztą na nieszczęście każdej osoby, która chodzi do szkoły, jest poniedziałek.
Zerwałam się z łóżka jak oparzona i spojrzałam na zegarek na budziku stojącym na małej szafce nocnej. Na zegarku widniała godzina 6:58 co oznaczało, że mam półtorej godziny na wyrobienie się do szkoły. Na dodatek tego wszystkiego wczoraj kompletnie wyleciało mi z głowy to, że o 8:30 ma przyjechać po mnie Zayn razem z Kate i Lily. Byłam pewna, że nawet przy najcięższych staraniach nie uda mi się dotrzeć do domu przed godziną 8, dlatego wyszłam z łóżka najciszej jak mogłam, żeby nie obudzić śpiącego jeszcze Louisa i zbiegłam po schodach na dół kierując się wprost do dużego holu gdzie zostawiłam swoją torebkę, a w niej swój telefon.
Odblokowałam urządzenie, a następnie kliknęłam w ikonkę wiadomości pisząc do Kate, żeby nie przyjeżdżała po mnie razem z Zaynem. Na wszelki wypadek zabrałam swój telefon i z powrotem weszłam na górę do sypialni Louisa. W tym czasie przekręcił się na drugi bok obejmując poduszkę i kawałek kołdry myśląc zapewne, że to ja. Jego usta były delikatnie rozchylone, co sprawiało, że wyglądał wprost uroczo. Stałam przez chwilę tuż przed dwuosobowym łóżkiem Louisa i patrzyłam na niego z rozczuleniem, jednak szybko doszło do mnie, że jeżeli za chwilę go nie obudzę spóźnię się do szkoły, a moja mama znowu będzie na mnie narzekać i wypominać mi do końca moich dni jak nierozsądną decyzją było picie whiskey i nocowanie u chłopaka dzień przed pójściem do szkoły.
- Louis, obudź się. Muszę zaraz iść do szkoły. - delikatnie szturchnęłam go w ramię mając nadzieję, że chłopak za chwilę otworzy oczy i wstanie. Louis wbrew moim oczekiwaniom przekręcił się na drugi bok mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Szturchnęłam go tak jeszcze kilka razy, jednak niestety to na niego nie podziałało, dlatego ściągnęłam z niego kołdrę rzucając ja następnie niedbale na podłogę.
Po tym jakże nieprzyjemnym dla niego procederze otworzył oczy i podniósł się lekko na łóżku. Od razu potem wydobył z siebie przeciągły jęk i z bólem opadł znowu na miękki materac.
- Co jest Lou? - zapytałam trzymając się za bolącą głowę. Miałam wrażenie, że w środku niej odbywa się właśnie trzecia wojna światowa.
- Moje plecy. - poskarżył się wykrzywiając usta w grymasie. - I moja głowa. - dodał po chwili jedną ręką łapiąc się za przód głowy, a drugą za bolące plecy.
- Ja też mam wielkiego kaca i na dodatek muszę iść do szkoły, więc liczyłam na to, że dasz mi jakąś tabletkę i może coś na przebranie jeśli będziesz tak uprzejmy, bo nie chcę wracać do domu w twojej koszulce i w swoim płaszczu, który bądźmy szczerzy nie jest za ciepły.
- Więc po co go zakładałaś? Nie mogłaś założyć czegoś cieplejszego? - wzrok Louisa powędrował na moją osobę.
- Chciałam tylko ładnie wyglądać.
- Zawsze ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy Louis mówi mi jakiś komplement rumienię się. Było tak i za tym razem, jednak szybko przekręciłam głowę w bok i zakryłam policzki swoimi długimi, kasztanowymi włosami, żeby Lou nie zdążył zobaczyć na nich czerwonych wypieków. To dosyć krępujące i niezręczne. Zresztą sami chyba wiecie.
Kiedy Louis po raz kolejny spróbował się podnieść, niemal od razu chwycił się za plecy i po raz drugi upadł z jękiem na łóżko.
- Naprawdę nie dam rady wstać dzisiaj z łóżka przez mój wczorajszy upadek na basenie. Chyba będziesz musiała jakoś sama sobie poradzić.
- Lou, pomyśl o tym, że w końcu i tak będziesz musiał wstać. Nie masz chyba przerwy od swoich treningów, co?
- W zasadzie to przez najbliższe dwa dni mam. Muszę nabrać sił przed sobotnim meczem z Liverpoolem, dlatego trener zwolnił nas z treningów.
- Zaraz... to znaczy, że wyjeżdżasz? - spytałam trochę zaskoczona. Doskonale wiem, że będąc piłkarzem trzeba liczyć się z licznymi wyjazdami, ale nie miałam pojęcia, że Louis gdzieś teraz będzie wyjeżdżał. W końcu nawet nie był łaskaw mi o tym powiedzieć. Nie to, żebym miała o to do niego pretensje, ale... no dobrze nie będę kłamać. Jestem tym trochę zawiedziona jak i również tym, że wyjeżdża i nie będziemy mogli się ze sobą widywać. Naprawdę przyzwyczaiłam się już do jego towarzystwa i teraz nie potrafię sobie wyobrazić zaprzestania widywania się z nim.
- Tak. - odpowiedział po chwili. - Ale tylko na weekend. W poniedziałek nad ranem będę już w domu.
Wolno pokiwałam głową, łudząc się, że nie usłyszał w moim głosie żadnego żalu czy przygnębienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że wie o tym, że się w nim zakochałam, ale nie chcę mu tego pokazywać. Chociaż i tak to chyba robię i to o wiele za często. Chciałabym nigdy się w nim nie zakochać.
- Więc wracając do tematu moich pleców, nie dam rady dzisiaj wstać no chyba, że... - urwał zdanie.
- No chyba, że co? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- No chyba, że mnie pomasujesz. - dokończył posyłając mi swój zadziorny uśmiech.
Przewróciłam teatralnie oczami, ale po chwili zgodziłam się siadając na łóżku obok Louisa i czekając, aż przewróci się na brzuch tak, żebym miała dostęp do jego jakże obolałych, biednych plecków. Było to najlepsze wyjście zważając na fakt, że jeśli bym się na to nie zgodziła musiałabym buszować po garderobie Louisa szukając w niej rzeczy w które mogłabym się przebrać, a następnie na piechotę wracałabym po domu przy towarzyszącym mi okropnym zimnie jak na biegunie północnym, a także śniegu.
- Odwróć się. - zażądałam widząc, że Louis nadal leży na plecach.
- Najpierw przynieś z mojej łazienki oliwkę dla niemowląt.
- Co? Po co ci oliwka dla niemowląt?
- Żebyś nasmarowała mi nią plecy. - odpowiedział Louis patrząc się na mnie jakbym była dalekim przybyszem z kosmosu, chociaż przecież to nie ja posiadam w swoim wyposażeniu oliwkę dla niemowlaków. Nie wiem jak wam, ale mnie osobiście wydaję się to dziwne, bo bynajmniej nie słyszałam, żeby Louis miał dziecko.
- Do której łazienki mam iść?
- Musisz iść na prawo, a później skręcić w ten korytarz prowadzący do schodów do kuchni też po prawej stronie i pierwsze drzwi jakie zobaczysz to jest właśnie twój cel.
- Wykorzystujesz mnie - jęknęłam z niezadowoleniem, ale podniosłam się ze swojego wcześniej zajmowanego miejsca i wyszłam z pokoju kierując się zgodnie ze wskazówkami Louisa. Jego dom przypominał mi trochę zawiły labirynt, ale odnalazłam łazienkę o której najprawdopodobniej mówił.
Była zupełnie inna niż ta, w której byłam do tej pory. Jedyną wspólną cechą była wielkość obu pomieszczeń. Ta była równie ogromna jak poprzednia, jednak zupełnie inna. Mogłabym nawet powiedzieć, że ładniejsza. Panował w niej głownie kolor czarny, chociaż można było zauważyć również pas, gdzie ściana była wyłożona lśniącymi, beżowymi płytkami. W rogu stała ogromna wanna z zagłówkiem, a za nią wisiała naścienna półka z najróżniejszymi płynami do mycia ciała i włosów. Obok wanny stała lampka niedopitego czerwonego wina. Naprzeciwko wanny stała toaleta z czarną spłuczką, a tuż obok niej dwie umywalki pośrodku których stał płyn do mycia rąk w szklanej butelce z inicjałem LT, przez którą widać było niebieską substancję.
Byłam pod tak wielkim wrażeniem łazienki, w której obecnie się znajdowałam, że nawet nie wiem ile czasu upłynęło od kiedy do niej weszłam, jednak sądzę, że chyba byłam w niej dosyć długo, bo już po chwili usłyszałam zniecierpliwione wołania Louisa, który narzekał na swój nasilający się ból pleców.
- Już idę! - odkrzyknęłam mu w pośpiechu biorąc z półki oliwkę dla niemowląt i wracając do jego sypialni.
- No nareszcie. - powiedział podnosząc głowę. Leżał na brzuchu przygotowany już do masażu pleców, a z jego twarzy mogłam odczytać, że był już bardzo zniecierpliwiony, wydłużającym się oczekiwaniem.
W milczeniu klęknęłam na łóżku obok niego i nalałam oliwkę na swoje dłonie, po to by później rozprowadzić ją po jego plecach. Louis położył głowę na boku zamykając swoje powieki i zaczął wydawać z siebie co chwilę pomruki zadowolenia. Sunęłam dłońmi po całych jego plecach zatrzymując się na dłużej w miejscach, gdzie szczególnie poczuć można było jego mięśnie, które pod wpływem mojego dotyku mocniej się napinały. Zastanawiałam się czy to przez to, że mam zimne dłonie czy może napina się z jakiś innych powodów. Pozostawiłam jednak to pytanie tylko dla siebie nie zadając go na głos. Moje ręce wędrowały po jego ciele coraz niżej zataczając niewielkie koła. Kiedy dotarłam do gumki jego bokserek nasuniętych na część odcinka jego pleców nie wiedziałam czy powinnam je odrobinę zsunąć czy pominąć tą część kręgosłupa i kontynuować swoją pracę w dostępnych dla mnie miejscach. Louis chyba domyślił się tego co właśnie rozważałam i pokiwał potwierdzająco głową.
- Możesz je delikatnie zsunąć. - powiedział z lekką chrypką w głosie.
Z wielką gulą w gardle zaczęłam zsuwać bokserki z Louisa, jednak nie na tyle nisko, żeby zobaczyć jego tyłek w całej okazałości.
- Pomasuj mi jeszcze biodra. - domagał się Lou mówiąc do poduszki, którą ściskał w rękach.
Pokiwałam głową mimo, że wiedziałam, iż nie może zobaczyć tego gestu. Za bardzo obawiałam się tego, że jeśli się odezwę mój głos zamieni się w jeden, wysoki pisk, a naprawdę nie chciałam się przed nim skompromitować. Czułam się trochę dziwnie i niekomfortowo masując Louisa blisko jego tyłka i niedaleko od jego miejsc intymnych, dlatego podejrzewałam, że jeśli spróbuję coś powiedzieć, mój głos zamieni się w żałosny pisk.
Nawet nie wiem kiedy moje ręce zaczęły drżeć, gdy zetknęły się z biodrami Lou docierając do jego umięśnionego brzucha. Linia jego bokserek znajdowała się teraz nieco niżej przez co moje dłonie dotknęły go trochę... za blisko. Tam gdzie nie powinny. Louis natychmiast zareagował na to cichym jękiem, jednak nigdy nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego...
Puścił poduszkę, którą cały czas ściskał w swoich dużych dłoniach, odwrócił się z powrotem na plecy i umieścił moje dłonie na widocznym wybrzuszeniu w swoich bokserkach. Kompletnie nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Czy powinnam zabrać swoje ręce czy może raczej zdać się na Louisa i czekać dalej, na to co zamierza zrobić.
Mój oddech stał się ciężki, a serce kołatało mi w piersi. Byłam pewna, że robi teraz dwieście uderzeń na minutę. Zaczęłam rozważać opcję odsunięcia się od Louisa, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Siedziałam jakbym zastygła z dłońmi na jego kroczu. Przełknęłam głośno ślinę spoglądając niepewnie w jego niebieskie oczy.
- Masuj mnie tam. - wychrypiał po czasie, który zdawał się dłużyć w nieskończoność.
- C-co? - z moich ust wydobył się pisk dokładnie taki sam o którym pomyślałam, kiedy moje ręce jeszcze znajdowały się w odpowiednim miejscu.
- To co słyszałaś. Skoro już sprawiłaś, że jestem twardy to przynajmniej coś z tym zrób. Nie każę ci przecież od razu robić mi laskę, ale chociaż zrób mi dobrze swoją magiczną dłonią.
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Fakt miałam już kontakty seksualne z mężczyznami, ale mimo to prośba Louisa a może raczej jego polecenie, bo nie zabrzmiało to w jego ustach jak prośba, było dla mnie... dziwne? Nie, to za mało powiedziane, jednak naprawdę nie jestem w stanie tego opisać słowami.
- Oczywiście jeśli nie chcesz... - z transu wyrwał mnie ponownie rozlegający się głos Lou. Miałam wrażenie, że wyczuwam w jego głosie zawstydzenie, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to raczej niemożliwe, żeby ktoś taki jak on się zawstydził. W końcu to Louis Tomlinson. Ten facet miał w swoim łóżku więcej lasek niż ktokolwiek inny na tym świecie.
- Chcę. - sama siebie zadziwiłam tym co przed chwilą padło z moich ust. Powoli zaczęłam zastanawiać czy ja, to aby na pewno ja, ponieważ Lucy Swan, którą znam nigdy nie zgodziłaby się na robienie dobrze komuś kogo zna ledwie od trzech tygodni i w dodatku nawet z tym kimś nie jest w związku nawet jeśli w grę wchodzi tylko niewinne masowanie penisa, o ile mogę nazwać tą czynność czymś niewinnym. Ale zdążyłam chyba już przyzwyczaić się do tego, że momentami nie poznaję sama siebie, tak samo jak zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że nie wiem kim jestem dla Louisa... i może nawet nie chcę wiedzieć, bo obawiam się, że to mogłoby mnie to zranić. Bardzo mocno zranić.
Powoli zaczęłam zsuwać bokserki Louisa do samego końca, a on uniósł swoje biodra do góry, tak żeby mi to ułatwić. Czułam na sobie jego palący wzrok jakby za chwilę miał wypalić wielka dziurę w mojej twarzy, jednak starałam się to ignorować i nie patrzeć na niego. Całą swoją uwagę poświęcałam temu, co właśnie robię. Kiedy czarne bokserki Louisa leżały już gdzieś na ziemi odważyłam spojrzeć się na jego przyrodzenie i nie powiem nie było ona małe. Założę się, że ma jakieś dobre 17 centymetrów. Kiedy już miałam położyć dłoń z powrotem tam gdzie ją wcześniej miałam i zacząć to na co sama się zgodziłam zostałam zatrzymana przez Louisa, który dwoma palcami skierował mój podbródek ku sobie zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
- Jeśli nie chcesz tego robić Lucy, nie musisz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. - z jego spojrzenia wyczytać można było troskę za co byłam mu wdzięczna, jednak nie zamierzałam wycofywać się z tego co miało nastąpić.
- Nie, Louis. Wszystko jest w porządku. - pokręciłam głową. Spojrzałam na niego ostatni raz, a mój wzrok spoczął na jego idealnych, malinowych wargach. Miałam tak wielką ochotę go pocałować, ale nie wiedziałam czy powinnam. Między mną a nim jest ta różnica, że on prawie o nic nigdy się nie pyta. Po prostu robi to na co ma ochotę, a ja tak nie potrafię. Nie jestem taka jak on chociaż czasami chciałabym być, nie dlatego, że chcę być facetem, o nie, nic z tych rzeczy po prostu chciałabym nie zważać na konsekwencje i robić to co chcę. I chciałabym też tak doskonale kamuflować uczucia jak on, bo nie wierzę w to, że ich nie posiada.
Louis chyba zauważył mój wyczekujący wzrok na jego wargach, bo uniósł się lekko z łóżka, wciągnął mnie na swoje kolana, po czym przycisnął swoje wargi do moich. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddawać pocałunek z coraz większą namiętnością. Jego usta smakowały miętą i idealnie dogrywały się z moimi, tak jakby były stworzonego do całowania. Nasze języki ocierały się o siebie, a oddechy stały się nierówne. Czułam na swoim udzie jego coraz bardziej rosnącą erekcję. Oparł dłonie na moich biodrach i wbił w nie swoje palce tak jakby nie chciał, żebym mu uciekła. Lewą rękę położyłam na jego policzku nie przestając go całować, a drugą umieściłam na jego przyjacielu ściskając go delikatnie. Louisowi najwyraźniej bardzo się to spodobało, bo z jego ust wydobył się jęk, a jego palce mocniej wbiły się w moje biodra.
To co wtedy czułam jest praktycznie nie do opisania. Całowałam się z najbardziej pożądanym mężczyzną w całej Anglii jak i nie Wielkiej Brytanii i sprawiłam, że dzięki mnie czuł się dobrze. Ale nie chodzi tylko o ten fakt. Całowałam mężczyznę, w którym się zakochałam. Mężczyznę o którym myślałam przez większość mojego czasu odkąd tylko go poznałam. To było jak spełnienie moich marzeń, jednak część mnie mówiła mi, że dla niego to nic nie znaczy i to mnie najbardziej bolało. Wiedziałam, że po tym wszystkim będę musiała wmówić sobie, że dla mnie ten pocałunek i to wszystko co dzieje się teraz między nami również nic nie znaczyło, nawet jeśli nie jest to prawdą.
- Kurwa, Lucy... - wyjęczał Louis, kiedy moja ręka sunęła w górę i w dół masując go w tamtych miejscach.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Leżał z odchyloną głową i zaciśniętymi powiekami. Jego usta były delikatnie rozchylone i gwałtownie nabierał powietrze. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zadowalał mnie fakt, że doprowadziłam go do takiego stanu. Nagle na półce blisko łóżka zaczął dzwonić telefon. Na początku myślałam, że to może telefon Louisa, ale niestety po chwili poznałam, że to mój dzwonek. Pospiesznie wstałam z kolan Louisa, zaprzestając robienia mu dobrze i podbiegłam do dzwoniącego iPhona. Zanim spojrzałam na wyświetlacz, zobaczyć kto postanowił do mnie zadzwonić właśnie w tym momencie, odwróciłam się w stronę łóżka i spojrzałam na leżącego na nim Louisa. Jego usta były wykrzywione w grymasie, ale wstał do pozycji siedzącej i wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał jak mały, biedny chłopiec, któremu właśnie zabrano lizaka, co wyglądało naprawdę komicznie, ale też uroczo.
Z uśmiechem na ustach odebrałam telefon, zapominając o tym, żeby lepiej sprawdzić najpierw kto dzwoni. Szczerze mówić spodziewałam się bardziej telefonu od Kate z milionem pytań na temat dlaczego ma po mnie nie przyjeżdżać z Zaynem, więc byłam prawie pewna, że to ona. Niestety w słuchawce zamiast głosu mojej przyjaciółki usłyszałam napięty głos moje mamy, która uświadomiła mi, że jest już godzina 7:40, za chwilę mam szkołę i powinnam wrócić już do domu po, jak ona to nazwała "po tych swoich nocnych wyprawach". Uśmiech momentalnie zszedł z moich ust, a dobry humor ustąpił miejsce zdenerwowaniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina pamiętałam jedynie godzinę o której wstałam i nie spodziewałam się, że czas może aż tak szybko lecieć. Uspokoiłam mamę mówiąc jej, że za chwile będę w domu i szybko rozłączyłam się rzucając telefon z powrotem na półkę.
- Louis, za chwilę muszę być w szkole. - oświadczyłam poważnym tonem zakładając ręce na piersiach, stając przed nim. - I lepiej by było gdybyś się już ubrał. - dodałam widząc jak nadal leży nago na łóżku.
- Najpierw mi pomóż pozbyć się tego problemu. - wskazał na swoja erekcję. - Bo nie zmieszczę go do bokserek.
- Przykro mi, ale będziesz musiał pomóc sobie z tym problemem sam. Ja nie mam już na to czasu. - zbyłam go,
przekraczając próg sypialni.
- Ale jak to, jeszcze przed chwila miałaś.
- Dobrze powiedziałeś. Przed chwilą, kiedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina. A teraz lepiej powiedz mi, gdzie trzymasz jakieś tabletki na ból głowy.
- Kac morderca nie ma serca, co? - zaśmiał się Louis, ale po chwili dodał. - Górna szafka nad zlewem.
Skinęłam potakująco głową i zeszłam na na dół po marmurowych schodach. Skręciłam w ogromnym korytarzu w prawo i znalazłam się w kuchni Louisa. Rzeczywiście było tak jak mówił. W górnej szafce leżała cała sterta leków i saszetek z rozpuszczalnym proszkiem na zlikwidowanie kaca. Wzięłam dwie z nich oraz jedną tabletkę paracetamolu, którą od razu połknęłam. Ze stojaka na szklanki wzięłam dwie z nich i do obu nalałam wody, po to, by rozpuścić w nich proszek. Oczywiście jedna z tych mikstur była dla Louisa, który myślę, że jest tak samo skacowany po wczorajszym dniu jak ja. Co do zmiany swoich ubrań, postanowiłam, że poczekam, aż Lou zejdzie na dół i da mi coś na przebranie, bo byłoby mi niezręcznie przekopywać mu garderobę. I tak odnoszę wrażenie, że czuję się chyba zbyt swobodnie w jego domu. Kiedy już tu przyjdzie będę musiała go o to zapytać. Nie chcę, żeby potem źle sobie o mnie myślał.
Kiedy woda w obu szklankach zabarwiła się na jasno - zielono pod wpływem proszku na kaca, wzięłam jedną i upiłam z niej spory łyk. Napój smakował jak oranżada cytrynowa, taką, którą piłam za czasów mojego dzieciństwa. Gdy moja szklanka była już prawie pusta na szczycie schodów pojawił się Louis, który leniwym krokiem schodził na dół z trudem pokonując schodki. Założył na siebie białą bluzkę z logo adidasa i czarne, wąskie spodnie idealnie przylegające do jego nóg. Mimo woli spojrzałam na jego krocze, gdzie jeszcze nie tak dawno było spore wybrzuszenie. Teraz nie było już po nim śladu, więc wywnioskowałam, że Louis jednak poszedł za moją radą i sam zlikwidował problem. Po odwróceniu wzroku nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wypłynął na moje usta. Nie umknęło to uwadze Louisa.
- Z czego się tak cieszysz? - spytał trochę szorstko sięgając po pełną szklankę z zielonkawym napojem i przykładając ją sobie do ust.
- Widzę, że poszedłeś za moją radą i pomogłeś sobie z problemem za małych bokserek. - pokazałam wzrokiem na jego krocze i zaśmiałam się chicho pod nosem.
- Nie miałem innego wyboru. - odburknął Lou przechylając szklankę i wypijając jej zawartość do końca.
Przez chwilę siedzieliśmy obok siebie w milczeniu dopóki i moja szklanka nie stała się pusta. Odłożyłam ją na kuchenny blat i przystąpiłam z nogi na nogę.
- Umm... Louis...czy mógłbyś mi może...pożyczyć kilka ubrań na zmianę?
- Jasne. - odparł szybko biorąc mnie za rękę i ciągnąc na górę. - Zaraz cię w coś przebierzemy.
***
Po 20 minutach przebieraniu najróżniejszych ubrań Louisa, które i tak były na mnie o wiele za duże, skończyłam w jego szarej bluzie, zakładanej przez głowę ze srebrnym suwakiem z boku (swoją drogą naprawdę nie wiem do czego on służy, jest kompletnie nieprzydatny, a w dodatku przycięłam sobie nim skórę) i jego czarnych rurkach, które dla mnie, bynajmniej nie są rurkami, ale tego chyba możecie się domyślać.
- Wyglądam jak strach na wróble. - jęknęłam z niezadowoleniem przeglądając się w średnich rozmiarów lustrze wiszącym we wnętrzu garderoby Lou.
- Nie, wyglądasz całkiem słodko. - stwierdził patrząc na mnie z uśmiechem. Nie potrafiłam tylko stwierdzić czy jest to sarkastyczny uśmiech czy może szczery, ale chyba szczery biorąc pod uwagę to jak powiedział o moim wyglądzie.
Przygryzłam lekko dolną wargę i spojrzałam w jego niebieskie oczy, a potem na jego idealne usta, które aż prosiły się o to, żeby je całować. Znów powróciła do mnie scenka, którą odegraliśmy jeszcze kilkanaście minut temu na jego łóżku, kiedy to namiętne się całowaliśmy. Chciałam pocałować go jeszcze raz, żeby znowu móc poczuć to niesamowite uczucie ogarniające moje ciało i mój umysł, ale za bardzo bałam się odrzucenia z jego strony mimo, że tamtym razem sam zaczął mnie pierwszy całować. Nie mogłam przestać myśleć o tym co działo się w jego głowie po tej scenie. Czy czuł to samo co ja? Nie, to niemożliwe. Przecież dla niego to nic nie znaczyło i dla mnie tez nie powinno. On może mieć każdą. Dziewczyny go uwielbiają, a ja jestem tylko jedną z wielu, którą całował i na pewno nie ostatnią.
- Myślisz o tamtym, prawda? - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
- Co? Oczywiście, że nie, ja tylko... - Słowa uwięzły mi w gardle. Nie potrafiłam zmyślić jakiegoś dobrego kłamstwa, bo to przecież oczywiste, że myślę o tamtym.
W jednej chwili Louis znalazł się blisko mnie. Podniósł mój podbródek dwoma palcami tak jak zrobił to przedtem i pochylił się w moja stronę, ale nie pocałował mnie. Zatrzymał się w połowie ruchu tak jakby na coś czekał.
- Ty to zrób. - powiedział chrapliwym głosem. - Pocałuj mnie.
Nie musiał powtarzać mi tego dwa razy. Pochyliłam się w jego stronę i przycisnęłam swoje wargi do jego. Ponownie ogarnęło mnie to niesamowite uczucie nie do opisania. Nie myślałam wtedy o niczym tylko o tym jak jego wargi idealnie spoczywają na moich. W duchu modliłam się również, żeby moja mama nie postanowiła znowu do mnie zadzwonić, jednak szybo przypomniałam sobie, że o tej godzinie powinna być już w drodze do pracy, a ona nigdy nie prowadzi rozmów podczas jazdy samochodem. Na całe moje szczęście.
W pewnym momencie poczułam jak jego język ociera się o moja dolną wargę, prosząc o dostęp do mojej buzi. Posłusznie otworzyłam usta pozwalając jego językowi na przebadanie mojego gardła, a następnie na złączenie się z moim. Zaczęliśmy nawzajem ocierać się o siebie językami w nieco zachłanny sposób. Po dwóch, może trzech minutach oderwaliśmy się o siebie. Louis spojrzał w moje oczy, a ja szybko odwróciłam wzrok. Nie wiem dlaczego, po prostu dziwnie mi było na niego patrzeć. Czułam trochę tak jakbym to ja wymusiła na nim ten pocałunek, chociaż nie do końca tak było.
- Nie odwracaj wzroku, kiedy na ciebie patrzę. - usłyszałam cichy szept koło ucha.
- Nie odwracam. - od razu zaprzeczyłam, podnosząc głowę i wpatrując się w litery na jego koszulce.
- Przecież widzę, że na mnie nie patrzysz. Nie podoba ci się jak całuję? - Louis zniżył swój głos do maksimum cały czas szepcząc mi do ucha. Czułam na skórze jego oddech, był zdecydowanie za blisko. W głowie odtworzyłam sobie ten moment, kiedy całował mnie po szyi w mojej kuchni. Teraz czułam się dokładnie tak samo jak wtedy. Jego wargi muskały delikatnie skórę na mojej szyi, a ja nie potrafiłam go od siebie odpędzić. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie potrafiłam wykonać ani jednego kroku. Jedyne co byłam w stanie w tamtym momencie zrobić to odchylić szyję w bok dając Louisowi większy do niej dostęp. On niemal od razu to wykorzystał. Zassał kawałek mojej skóry, a potem zaczął delikatnie go przygryzać. Moje ręce od razu powędrowały w kierunku jego głowy. Wplotłam palce w jego ciemne włosy ciągnąc lekko za ich końcówki, zamknęłam powieki i rozkoszowałam się tą piękną chwilą. Być może później będę żałować tego, że tak łatwo dałam mu się zwieść, ale teraz zupełnie mnie to nie obchodzi. Czasami potrzebuję odskoczni od wszystkiego co mnie otacza, a to co teraz robimy tym właśnie dla mnie jest. Odskocznią od wszystkiego. Chwilą przyjemności i błogiego spokoju.
- Louis...- jęknęłam, kiedy podniósł mnie do góry, każąc mi opleść go nogami wokół bioder.
- Nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie. - wychrypiał na chwilę przerywając swoją wcześniejszą czynność.
- Nie rozumiem.
- Nie podoba ci się jak całuję?
- Podoba. - odpowiedziałam pospiesznie, przystawiając jego głowę do swojej szyi. Byłam spragniona jego ust, chciałam mieć go jak najwięcej, więc nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy w tym momencie.
Louis odsunął się ode mnie, na co wydałam z siebie jęk frustracji.
- Powiedz mi to, patrząc mi prosto w oczy. - zażądał stanowczo.
Przechyliłam głowę w drugą stronę i spojrzałam na niego tak jak sobie tego zażyczył z kpiącym uśmieszkiem.
- Chcesz, żeby twoje męskie ego, urosło jeszcze bardziej, co?
- Jeśli tego nie powiesz, przerwiemy naszą zabawę.
Poczułam jak jego ręce powoli, puszczają moje uda co bardzo mi się nie spodobało. Skoro ja zrobiłam mu przyjemny masaż, dzisiaj rano i to w dodatku również tej części ciała, o której nie było wcześniej mowy, mi też się coś należy. Chcąc, nie chcąc musiałam spełnić jego żądanie. Jego ego i tak jest już za wysokie, więc co za różnica czy je podwoje, czy nie?
- Całujesz bardzo dobrze, Louis, a przynajmniej na tle chłopaków z którymi się wcześniej umawiałam. - stwierdziłam, że ta odpowiedź będzie odpowiednia, a przynajmniej dla mnie, ponieważ doskonale wiedziałam, że zachęcę go tym do udowodnienia mi, że jest najlepszy nie tylko na tle moich byłych chłopaków. I nie pomyliłam się ani trochę.
- Zapamiętaj jedno Lucy. - wyszeptał całując mnie po szyi i po linii szczęki, zostawiając po sobie ślady w każdym miejscu, gdzie tylko jego usta zetknęły się z moja skórą. - Jestem i będę najlepszy nie tylko na tle twoich byłych chłopaków. Oni są nikim w porównaniu do mnie.
Kiedy oderwał ode mnie swoje cudowne, malinowe wargi, które teraz znacznie się zaczerwieniły pod wpływem składania tylu pocałunków na raz, postanowiłam wykorzystać okazję i oznaczyć go w taki sam sposób, w jaki on oznaczał mnie. Przynajmniej nie tylko ja będę musiała się tłumaczyć ze sterty malinek na szyi.
Podczas gdy ja zachłannie całowałam go po szyi co chwile przygryzając i zasysając miejsca nad jego uchem, ciepłe dłonie Louisa dostały się pod jego bluzę, która aktualnie miałam na sobie zbliżając się do moich piersi. Wydałam z siebie przeciągły jęk, kiedy jego dłoń objęła moją lewa pierś. Mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej, a w podbrzuszu rozlała się we mnie fala przyjemnego ciepła. Jęki, w momencie, gdy jego dłonie zaczęły masować obie moje piersi na raz uciekały z moich ust jeden po drugim. Nie byłam w stanie nad tym zapanować, chociaż bardzo bym chciała.
- Przyjemnie ci teraz, prawda? - zapytał pół szeptem Louis, chociaż było to chyba bardziej stwierdzeniem. On to wiedział. Nie musiał mnie o to pytać, ale dzięki temu budował swoje ego.
Pokiwałam głową potwierdzająco. Normalnie zostawiłam bym to pytanie bez komentarza, bo przecież to jest takie oczywiste, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię Louis może przestać, a tego bardzo bym nie chciała. Nie teraz, nie w tym momencie.
- Czyli mam rozumieć, że dzisiejsze zajęcia sobie odpuszczasz i zostajesz u mnie? - wymruczał w moja szyję.
- O cholera, zapomniałam. - błyskawicznie puściłam nogami Louisa i pobiegłam do telefonu sprawdzając nerwowo godzinę. Moje erotyczne myśli zostały natychmiast odgonione, a jedyne co miałam w głowie to migająca, czerwona lampka przypominająca o szkole. Mama na pewno nie będzie zadowolona z tego, że spóźnię się na pierwszą lekcję o ile w ogóle uda mi się na nią pójść. Na moje nieszczęście dochodziła prawie dziewiąta co oznaczało, że pierwsza lekcja zaczęła się już 5 minut temu. W skrzynce miałam kilka nieodczytanych wiadomości od Kate, jednak nie był to dobry moment na ich czytanie. Za bardzo mi się spieszyło.
- Louis, czy mógłbyś mnie zawieźć do domu? - poprosiłam go wkładając telefon do kieszeni jego spodni, które wisiały mi w kroku. Było to strasznie niewygodne, bo co chwilę musiałam je podciągać, ale w końcu lepsze to niż powrót w samych majtkach.
Lou zgodził się mnie zawieźć (może dla tego, że miał innego wyboru) i po chwili siedzieliśmy w jego lamborghini. Co chwilę śmiał się z mojego stroju, bo rzeczywiście prezentowałam się dosyć śmiesznie w jego za dużych na mnie ubraniach, swoim płaszczu i wysokich szpilkach, dlatego co chwilę trącałam go gniewnie w ramię chociaż mnie samą śmieszyło to jak wyglądam.
Gdy białe lamborghini stanęło na krawężniku przy równo poustawianych obok siebie, angielskich domkach z cegły wysiadłam z niego pospiesznie przelotnie całując Louisa w policzek i dziękując za podwózkę. Proponował mi, że na mnie poczeka i zawiezie mnie jeszcze do szkoły, ale grzecznie odmówiłam mu, tłumacząc, że i tak już dużo dla mnie zrobił, a jego ubrania oddam mu przy najbliższej okazji. Z biało - czarnej torebki przewieszonej na ręku wyjęłam pęk kluczy i otworzyłam drzwi, a następnie zamknęłam je z hukiem i popędziłam schodami na górę, do swojej sypialni.
Wszystko robiłam byle jak, przez to, żeby nie spóźnić się na drugą lekcję. W pośpiechu zrobiłam makijaż, spakowałam książki do torby i zdjęłam z siebie rzeczy Louisa przebierając się w swój luźny, biały sweter i bordowe, opinające spodnie. Nie miałam za specjalnie czasu na dobieranie czadowego outfitu, dlatego założyłam na siebie pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły mi w ręce. Z czarną torbą przewieszona na ramieniu, zbiegłam na dół po drodze wkładając telefon do kieszeni nawet nie włączając go i nie sprawdzając, która jest godzina. Bez tego wiedziałam, że mam mało czasu.
W rekordowym czasie, dziesięciu minut dotarłam pod budynek szkoły. Od razu po tym, kiedy przekroczyłam próg zadzwonił dzwonek na przerwę, a wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich sal, przez co na korytarzach zrobił się nie mały tłum. Z trudem przecisnęłam się do szatni, gdzie zostawiłam swoją kurtkę i szalik zamoczony przez roztopione na nim płatki śniegu. Tego roku w Anglii zima jest wyjątkowo sroga, a w prognozach pogody zapowiadają jeszcze większe mrozy.
- Jest i nasza pani spóźnialska! Wysłałam do ciebie chyba z sześć SMS-ów, ale na żaden mi nie odpisałaś. - zza moich pleców wyłoniła się Kate, a za nią Lily. Obie stały przede mną z założonymi rękami oczekując zapewne na wyjaśnienia. Znamy się od wielu lat i wiedzą, że bardzo rzadko spóźniam się na lekcje, a jeśli już się spóźnię zawsze coś się za tym kryje, dlatego nie było sensu ich okłamywać.
- Byłam u Louisa i dopiero przed chwila od niego wróciłam. Wstaliśmy późno i przez to nie wyrobiłam się na pierwszą lekcję. - wytłumaczyłam zarzucając z powrotem torbę na ramię i idąc w stronę sali, gdzie miałam mieć teraz lekcje. Lily otworzyła szeroko oczy, a Kate skrzywiła się z niesmakiem na sam dźwięk jego imienia, jednak obie poszły za mną wychodząc z szatni.
- Musisz nam zaraz wszystko opowiedzieć! - wykrzyknęła wesoło Lily siadając na ławce przed salą 26 i ciągnąc mnie za sobą.
- Ja chyba daruje sobie historię tego niedoszłego mordercy. - westchnęła Kate, ale również usiadła na ławce obok mnie.
- Kate. - Lily trąciła ją w ramię posyłając jej karcące spojrzenie. - Nie możesz cały czas żyć przeszłością i w kółko przypominać nam o tamtym wypadku.
- Mówię tylko jak jest. No ale możemy uznać, że na chwilę o tym zapomniałam. Więc opowiadaj Lucy, jesteśmy bardzo ciekawe powodu twojego spóźnienia. - na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się szeroki uśmiech. Dużo osób myśli, że Kate jest wredna, ale to nie prawda. No dobrze. może po części to prawda, bo rzeczywiście potrafi czasami taka być, ale jest naprawdę dobrą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na niej polegać. To, że jest taka chłodna w stosunku do innych osób wynika głownie z problemów w jej rodzinie. Rodzice nie bardzo się nią interesują. Od kilku lat prowadzą swoją firmę, przez co rzadko są w domu i nie mają czasu na zajmowanie się swoimi dziećmi. Matka i ojciec Kate, pojawiają się w domu tylko na noc, w weekendy i w święta, a czasami nawet i wtedy nie. Kate w zasadzie ma tylko mnie, Lily i swojego starszego brata -
Zayna, który stara się zastąpić jej rodziców. Jesteśmy jedynymi osobami najbliżej niej. Osobami, które znają ją naprawdę. Innym tylko wydaje się, że ją znają.
- Więc zaczęło się od tego, że zaprosił mnie do siebie na obiad... - w skrócie opowiedziałam dziewczynom cała historię z Louisem pomijając to jak prawie zrobiłam mu dobrze dłonią. Stwierdziłam, że nie musza tego wiedzieć. Wiem, że by mnie nie oceniały, ale chyba spaliłabym się ze wstydu, jeśli wyszłoby to z moich ust.
- Nie wierzę całowałaś się z nim?! - miałam wrażenie, że Lil chyba słyszy cała szkoła, dlatego gestem kazałam jej być cicho. Blondynka uśmiechnęła się niewinnie i usiadła z powrotem na swoje miejsce, z którego wcześniej musiała aż wstać, żeby podkreślić swoje podekscytowanie tym faktem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa Lucy, ale chyba wiesz czego się boję. - zabrała głos Kate siedząca po mojej prawej stronie. Chodziło jej oczywiście o to, czego i ja się obawiałam. A mianowicie o to, że Louis w końcu mnie zostawi, zrani i zaśmieje się prosto w twarz, z tego jak łatwo dałam mu się zwieść.
- Jeśli mam być z tobą szczera to też się tego boję. - przyznałam skupiając wzrok na brązowych oczach Kate. Ona i Zayn mieli dokładnie takie same oczy. Doszłam do wniosku, że chyba obydwoje odziedziczyli je po ich mamie, bo mają innych ojców. Mówiła mi, że biologiczny ojciec jej brata, odszedł od ich matki, niedaleko po urodzeniu Zayna. Później poznała ojca Kate, a mały Zayn zaczął go nazywać swoim tatą i tak już zostało do tej pory.
- Kate, wszędzie cie szukałyśmy! - wszystkie trzy podniosłyśmy głowy. Nad nami stała Judie Edwards, a tuż przy niej Naomi Thompson. Dwie szkolne, przyjaciółki Kate, które chodzą za nią niemal wszędzie.
Krok w krok. Coś w rodzaju świty. Czasami jest to trochę irytujące, kiedy takie dwie stoją przy tobie jak kołki i nie dają ci porozmawiać z przyjaciółką, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.
- Rozmawiam teraz z kimś, nie widzicie? - rzuciła im chłodno.
- Owszem widzimy. - odezwała się Naomi. - Ale chyba miałyśmy udekorować twoje zaproszenia?
- Jakie zaproszenia? - zaciekawiłam się.
- Kate ma za niedługo urodziny. Organizuje z tej okazji huczną imprezę. - wyjaśniła mi szybko Lily.
- Oh, będziemy zaproszone?
- Jak mogłabym nie zaprosić moich najlepszych przyjaciółek? - rozpromieniła się Kate wstając z ławki, zarzucając swoją czarną torbę z Nike na ramię i stając przy Naomi i Judie. - Dołączę do was później kiedy tylko skończę z tymi zaproszeniami.
- Jasne. - odparłam razem z Lily posyłając jej ciepły uśmiech. - Już nie mogę się doczekać twojego przyjęcia urodzinowego. Na pewno będzie wspaniałe.
- Dzięki, też mam taka nadzieję.
Kate posłała uśmiechnęła się do nas i pomachała na pożegnanie, a potem zniknęła gdzieś w szatni razem ze swoimi koleżankami. Trochę zasmucił mnie fakt, że musiała iść. Chciałam dokończyć z nią rozmowę, którą zaczęłyśmy. Zawsze lepiej się czuję, kiedy jesteśmy w komplecie.
- Jaką masz teraz lekcję? - zagadała mnie Lily.
- Umm... chyba biologię, a ty?
- Fizyka. Szczerze nienawidzę pani Wiliams. Zawsze narzeka, kiedy się spóźniam.
- Więc może przestaniesz się spóźniać? - zaśmiałam się.
Zanim Lily zdążyła cokolwiek mi odpowiedzieć, na korytarzu rozległ się głośny dzwonek. Pożegnałyśmy się szybko umawiając się na kolejnej przerwie, i każda z nas poszła do swoich sal.
Po wejściu do sali usiadłam cicho w ławce na samym końcu obok Cassie, i w zasadzie to całą lekcję przegadałyśmy. Stwierdziłam, że chyba muszę zacząć siadać sama jeśli chcę cokolwiek zapamiętać z lekcji. Siedząc przy kimś strasznie trudno skupić mi się na tym co mówi nauczyciel. Skupiam się tylko i wyłącznie na rozmowie, jak zresztą prawie każdy uczeń. Jak się dowiedziałam od mojej koleżanki podczas mojego już drugiego w tym roku pobytu w szpitalu cała szkoła zaczęła plotkować o moim mniemanym romansie z Louisem rozsianego oczywiście przez nikogo innego jak Mię Smith we własnej osobie. Przysięgam, że jak tylko znajdę tę wywłokę urwę jej głowę bez względu na konsekwencje.
- Ale nie martw się. - dodała szybko Cass. - Za niedługo to wszystko ucichnie. W końcu się tym znudzą i znajdą inny temat do rozmów.
- Pewnie masz rację. - westchnęłam przepisując pracę domową z tablicy.
Kiedy tylko na szkolnym korytarzu rozbrzmiał dzwonek na przerwę, szybko pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam. Idąc korytarzami słyszałam szepty dziewczyn. Co chwilę padało nazwisko Louisa i moje. Cassie miała rację. Jestem na językach całej szkoły i to wszystko przez tą sukę. Byłam na nią wściekła, ale nie zamierzałam tak łatwo dać się jej wyprowadzić z równowagi, bo jej właśnie o to chodzi. Ostatnio skończyło się to dla mnie czterodniowym pobytem w szpitalu i bynajmniej nie zamierzałam robić sobie powtórki z wrażeń.
Ignorując szepty innych poszłam schodami na górę zmierzając prosto do miejsca w którym umówiłam się z Lily. Oparłam się o parapet z odrywającą się listwą. Zasłonki powieszone w oknach chyba dawno nie były prane, bo już od dawna nie maja tej samej bieli, a w niektórych miejscach zrobiły się dziury. Nagle zza rogu wyszła dziewczyna o jasnych, blond włosach. Oderwałam się od parapetu i poszłam w tamtą stronę myśląc, że to Lil, ale jednak pomyliłam się... Obcisła, czerwona bluzka i dżinsowa miniówka w środku zimy to nie jej styl, ani nikogo innego jak największej zdziry w tej budzie. Mii.
- Cześć Lucy. - zaszczebiotała z udawaną radością podbiegając do mnie razem ze swoją świtą takich samych zdzir jak ona. Wszystkie są siebie warte.
- Czego chcesz Mia? - starałam zdobyć się na najbardziej oziębły a jednocześnie obojętny ton na jaki było mnie stać.
- Plotki szybko się roznoszą, co? A zwłaszcza takie gorące jak romans ze sławnym piłkarzem. - zaśmiała się sarkastycznie, a za nią jej równie puste i głupie koleżanki. Co do mnie to miałam szczerą ochotę przywalić jej w ten jej pusty łeb. Naprawdę nie rozumiem jak jej ojciec może z nią wytrzymywać i to w dodatku pod jednym dachem. Powinien dostać za to nagrodę Nobla.
- Wal się. - warknęłam.
- Czyżby nasza słodka, niewinna Lucy się zdenerwowała? - Mia wykrzywiła się w udawanym zatroskaniu.
- Nie pozwalasz sobie na za dużo, Mia? - odwróciłam się rozpoznając głos Kate. Rzeczywiście to była ona, ale na szczęście sama. Bez Naomi i Judie. Chwile potem, kiedy Kate stanęła naprzeciwko Mii, zza rogu wyszła Lily z dwoma podręcznikami w ręku. Stała przez chwile w osłupieniu próbując zrozumieć co się właśnie dzieje, a później wolnym krokiem zaczęła zmierzać w kierunku mnie, Kate, Mii oraz jej świty.
- Podejdź tu Johnson, zobaczysz jakie świetne przedstawienie zaraz się odbędzie. - zarechotała Mia zapraszając gestem Lil bliżej.
- O co ci znowu chodzi Mia? - spytała Lily wyraźnie zdenerwowana.
- Wasza przyjaciółka jest zwykłą dziwką. Puszcza się za kasę. Oto co się dzieje.
- Jeśli zaraz nie zamkniesz tej swojej niewyparzonej gęby to obiecuję ci, że...- ręka Lily zacisnęła się w pięść gotowa do zamachu. Już ją miałam powstrzymać i wytłumaczyć, że nie warto, kiedy wyręczyła mnie Kate. Złapała jej rękę w locie i opuściła w dół nie spuszczając wzroku z Mii. Patrzyła na nią z zupełnym spokojem, tak jakby nic się nie działo. Ale ja za dobrze ją znam, żeby nie wiedzieć, że jest ostro wkurzona, ale nie pokazywała tego po sobie. Udawała spokój, żeby coś osiągnąć tylko na razie nie wiedziałam co.
- Zostaw ją Lily. - powiedziała najbardziej opanowanym głosem jaki kiedykolwiek u niej słyszałam.
- Ona właśnie tego chce. Chce nas sprowokować. To jest część jej gry.
- Brawo, Parker. Nie spodziewałam się tego po twoim małym móżdżku.
- Nie obrażaj jej. - natychmiast wstawiłam się za Kate, ale ona tylko uciszyła mnie gestem.
- Myślisz, że skoro masz bogatego tatusia możesz wszystko. - zaczęła zbliżając się do Mii. - Sponsoruje wszystkie szkolne wycieczki za granicę i wpłaca niewyobrażalne sumy do rady rodzicielskiej tylko po to, żeby nie wywalili cię z tej szkoły. Prawda jest taka, że gdyby nie on i jego pieniądze już dawno by cię tu nie było. Sprzątałabyś ulice, a po nocach dorabiałabyś sobie w burdelu. Taka jest prawda o tobie, Smith.
Mia na przemian otwierała i zamykała buzię jak ryba dopiero co wyjęta z wody. Przez chwilę nie mogła nic z siebie wydusić. Byłam dumna z mojej przyjaciółki, że tak porządnie jej dogadała i miałam szczerą nadzieję, że zostawi nas w spokoju obawiając się przed swoja kolejną spektakularną porażką, jednak nasza przewaga, a może raczej przewaga Kate nie trwało zbyt długo. Mia postanowiła bronić swojego i nie dopuścić do tego, żeby to ona stała na straconej pozycji.
- Zwyczajnie mi zazdrościsz. - wysyczała przez zaciśnięte zęby do Kate. - Zazdrościsz mi tego, że mój tata się mną interesuje w przeciwieństwie do twoich rodziców. Ty nie masz rodziców, ciebie wychowuje twój starszy braciszek, który sam ledwo się trzyma. Oboje jesteście tak samo żałośni.
To był już cios poniżej pasa, nawet jak na Mię. Temat rodziców i Zayna jest dla Kate ciężki, dlatego prawie nigdy go nie porusza. Wszyscy jednak wiedzą o tym, że to Zayn sprawuje nieoficjalną opiekę nad swoją siostrą. To on przychodził na jej zebrania, od kiedy tylko skończył 18 lat. Odbierał ją z zajęć tanecznych na które kiedyś chodziła. Zastępuje jej rodziców, którzy całymi dniami przesiadują w pracy. Mia nie miała prawa tego mówić. Nikt nie ma prawa tego mówić nawet jeśli nie lubi Kate.
Chciałam ją bronić i sama powiedzieć coś tej tlenionej blondynie, która uważa się za królową tak samo jak Lily, która już otwierała usta i podchodziła do niej z zaciśniętymi pięściami, ale Kate była szybsza. Trzy koleżanki Mii, które wytrwale stały u jej boku przez cały ten czas otworzyły usta, a ich oczy zrobiły się jak spodki. Lily zastygła w pół kroku podobnie jak ja. Nikt nie potrafił uwierzyć w to co właśnie się stało. Kate uderzyła Mię w policzek, a jej siła była zdumiewająca jak na nią. Głowa Mii odchyliła się w bok, a ona natychmiast złapała się za swój piekący policzek. Podczas uderzenia słychać było głośny plask, więc mogę sobie wyobrazić jak silne było to uderzenie, ale nie jest mi jej ani trochę szkoda. Należało się jej. Jedyne czego się obawiam to to, że Kate może mieć przez to poważne kłopoty biorąc pod uwagę pozycje ojca Mii. Za cztery miesiące czekają nas egzaminy końcowe i nie było by za ciekawie, gdyby Kate z powodu ataku na tę pustą lalę nie mogła do nich przystąpić.
Kate stała nad Mią z zaciśniętymi zębami i ustami złożonymi w cienką linię. Nie chciałam, żeby zrobiła coś czego później będzie żałować, dlatego szybko podbiegłam do niej odciągając ją na bezpieczną odległość.
- Kate uspokój się wiesz, że to ci może poważnie zaszkodzić.
- Ta suka zapłaci za to co powiedziała o tobie i moim bracie. - wycedziła przez zęby nie patrząc ani na chwilę na mnie, ale na Mię, która już podchodziła do niej odganiając się od swojej zaniepokojonej świty. W międzyczasie w miejscu gdzie właśnie stałyśmy zebrał się niezły tłum uczniów ze wszystkich klas. Wszyscy szeptali między sobą i z zaciekawieniem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. Już chyba wiedziałam co będzie następnym tematem do rozmów w tej szkole...
Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Mia w zemście oddała Kate policzek, a ta nie mogła zostać jej dłużna i pociągnęła ją za włosy, a następnie uderzyła nią o ścianę. Uczniowie zaczęli kibicować raz Kate raz Mii, dopóki, któryś z nich nie poszedł do pokoju dyrektora. Po kilkunastu sekundach na środku całego zajścia stanął dyrektor Hetfield rozdzielając obie zdenerwowane do granic możliwości Kate i Mię. Następnie jego wzrok spoczął na mnie, a potem na Lily jakby chciał się zapytać czy wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Lily spuściła głowę i odwróciła wzrok, a ja poszłam w jej ślady. Nie wiedziałam jak się zachować w tej sytuacji.
- Parker idziesz do mojego gabinetu, a ty Smith poczekasz przed gabinetem na swoją kolej. Natomiast wy. - wskazał wzrokiem na mnie i Lil, która teraz stała blisko, u mojego boku co chwilę zerkając na mnie z obawą. - Również pójdziecie ze swoją przyjaciółką.
- Dlaczego? - spytała cicho Lily prawie niesłyszalnym głosem.
- Bo byłyście świadkami tej dzikiej bitwy, która właśnie się tu rozegrała i podejrzewam, że wiecie o co im poszło, a one nie powiedzą mi za wiele. Zbyt dobrze znam te dwie. - dyrektor gestem wskazał swój gabinet i zaczął do iść w jego stronę będąc pewien, że postąpimy tak samo. Nagle wstąpiła we mnie złość na dyrektora Hetfielda. To nie pierwszy raz, kiedy Kate się za coś obrywa, ale teraz to kategorycznie nie jej wina, a dyrektor na pewno weźmie stronę Mii, bo przecież nie ma innego wyboru. Inaczej straci głównego sponsora.
- Chyba nie potrzebuje pan naszej wersji wydarzeń, skoro i tak będzie pan bronił Mii. Wszyscy wiemy z jakiego powodu. - Lily spojrzała się na mnie spod uniesionych wysoko brwi z widocznym niedowierzaniem. Ja też nie wiedziałam, że jestem zdolna do pyskówek z dyrektorem szkoły, ale czułam, że muszę bronić Kate. Ona postąpiłaby na moim miejscu tak samo. I Lily na pewno też, gdyby zaszła taka potrzeba. Zdawałam sobie sprawę z konsekwencji jakie mogę za to ponieść, ale szczerze? Nie obchodziło mnie to. To co powiedziałam było czystą prawdą i Hetfield też o tym wiedział, ale nie może powiedzieć tego na głos.
- Do gabinetu. - wysyczał dyrektor cały się trzęsąc ze złości. Spodziewałam się, że za chwile zrobi mi kazanie o szacunku do starszych, ale chyba biedaczysko nie miał już na to wystarczająco siły. Cóż, lepiej dla mnie.
Wszystkie trzy weszłyśmy przez dębowe drzwi z tabliczką ''Gabinet Dyrektora". W środku sekretarka - pani Jonas siedziała przebierając w papierach przy włączonym laptopie z którego leciała piosenka Justina Timberlake'a '' Cry Me A Rivier". Trzeba zauważyć, że jest jego zapaloną fanką. Ma tą piosenkę nawet na swoim dzwonku, a rok temu chodziła po korytarzu i wypytywała każdego kogo spotkała na swojej drodze czy nie wie może kiedy bilety na jego koncert będą już w sprzedaży.
Dyrektor otworzył następne drzwi prowadzące do jego stałego posiedziska zwanego również "czerwonym dywanikiem" i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na podłodze leżał podłużny czerwony dywan, w kącie była biała, obita skórą kanapa, a dalej jego biurko z tabliczką "James Hetfield". Już raz znalazłam się w tym miejscu, na samym początku mojej nauki w liceum. Kilka uczniów ze starszych klas rozprowadzało po szkole marihuanę. Dyrektor przepytywał każdego kto cokolwiek widział, żeby złapać szkolnych dilerów, jednak dilerzy ukończyli szkołę zanim Hetfield zdążył przyłapać ich na gorącym uczynku.
- Więc kto mi powie o co chodziło na korytarzu? - starszy, siwiejący mężczyzna usiadł na skórzanym fotelu za swoim biurkiem opierając głowę na rekach i w czekając na wyjaśnienia.
Lily bawiła się swoimi palcami, ani na chwilę nie podnosząc wzroku, Kate wpatrywała się w ścianę naprzeciwko z uniesioną wysoko głową, a ja milczałam. Nie zamierzałam mówić dopóki któraś z moich przyjaciółek nie odezwie się pierwsza. Z bardzo obawiałam się tego, że każde moje słowo może być wykorzystane przeciwko Kate, więc uznałam za stosowne siedzenie chicho niż palniecie jakiejś głupoty.
- Widzę, że żadna z was nie zamierza nic mówić. - wywnioskował inteligentnie dyrektor Hetfield. - Dobrze, w takim wypadku dzwonię po twoich rodziców Parker, może przy nich zaczniesz mówić.
Kate spojrzała na dyrektora i roześmiała się na cały głos.
- Myśli pan, że odbiorą? Są na pięciodniowej delegacji i proszę mi wierzyć, że dodzwonić się do nich graniczy z cudem, a nawet jeśli panu by to się udało nie wrócą nagle ze Szwecji specjalnie dla pana.
Dyrektor spojrzał groźnie na Kate z powątpiewająca miną. Nie odpowiedział jednak nic, a chwycił za słuchawkę i nie spuszczając wzroku z moje przyjaciółki przyłożył telefon do ucha uprzednio spisując numer z dziennika leżącego przed nim.
- Myślisz, że Kate będzie miała duże kłopoty? - spytała mnie szeptem Lily.
- Nie wiem, ale na razie na to się zapowiada. - odpowiedziałam jej również szeptem spoglądając na Kate, która usiadła na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem Hetfielda.
Nogi zaczęły powoli boleć mnie od stania, dlatego w ciszy przysiadłam na kanapie niedaleko dyrektora, a Lily poszła w moje ślady siadając na miejscu obok mnie.
- Rzeczywiście nie odbierają. - odezwał się po chwili dyrektor próbując zachować swoja wyćwiczoną, poważna minę. - Dzwonię w takim razie do twojego brata, Kate.
- Ma teraz zajęcia na Akademii, a zresztą niech pan go w to nie miesza.
Mimo jej protestów dyrektor zadzwonił do Zayna i powiadomił go o zaistniałej sytuacji. Udało mi się usłyszeć część tej rozmowy przez to, że dyrektor ma już swoje lata i głośnik w telefonie ma ustawiony na maksimum tak, że osoba obok z łatwością może dowiedzieć się o czym w danej chwili rozmawia. Rozmowa nie była zbyt ciekawa. Zayn od razu zgodził się przyjechać, a po jego głosie było słychać, że jest zły na siostrę.
Po 15 minutach napiętego oczekiwania w milczeniu słychać było rozmowę dwóch osób w przedsionku, gdzie miejsce pracy miała sekretarka, a po chwili dębowe drzwi otworzyły się szeroko i stanął w nich oczekiwany przez wszystkich gość - Zayn. Hetfield wstał ze swojego miejsca podając rękę bratu Kate i wskazując na miejsce obok niej.
- Cholera nie widziałam go tylko parę tygodni, ale moim zdaniem niesamowicie wyprzystojniał. - wyszeptała Lily z wyraźnym podekscytowaniem. Faktycznie Zayn prezentował się tego dnia nadzwyczajnie. Miał na sobie luźne, jeansowe spodnie opuszczone w kroku, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. Czarne, lekko wyżelowane włosy dodawały mu seksapilu, a te brązowe oczy sposób, w jaki patrzył to na dyrektora to na swoją siostrę, która jak zwykle wszystko miała gdzieś i najzwyczajniej w świecie bawiła się swoim telefonem przewijając coś na nim i nie zwracając uwagi na to gdzie się teraz znajduje.
- Nie zapominaj, że to przyrodni brat twojej przyjaciółki i w dodatku ma już dziewczynę, z którą Kate się przyjaźni. - powiedziałam również przypominając to samej sobie, szybko karcąc się za to, ze przez chwilę sama fantazjowałam o Zaynie.
- Kate, co się faktycznie tutaj stało. - brunet spojrzał groźnie na Kate, ale ona nawet nie podniosła na niego wzroku znad komórki, która trzymała w reku.
- Parker odłóż ten telefon. - dołączył się Hetfield patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
- Kate. - szepnęła Lily patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Obie bardzo chciałyśmy jej pomóc, ale nie było to takie łatwe, a fakt, że nasza przyjaciółka przyjęła postawę ''nic mi frajerzy nie zrobicie" w niczym nie pomagała. W końcu włożyła telefon do kieszeni i spojrzała na Zayna.
- Broniłam ciebie i Lucy, powinieneś mi za to podziękować a nie mieć do mnie o to pretensje.
- To znaczy? Możesz powiedzieć coś więcej? - Zayn spojrzał pytająco najpierw na siostrę., potem na mnie. Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć więcej czy milczeć. Nie chciałam zrobić nic wbrew woli Kate w końcu to chyba ona powinna wszystko powiedzieć, ale może gdybym ją z tego wyręczyła to by jej pomogło.Wzrok Hetfielda podążył za wzrokiem Zayna i po chwili również spoczął na mnie. Wszyscy, którzy znajdowali się w tym pomieszczeniu wpatrywali się we mnie jakbym ukrywała jakąś niezwykle ważną informację potrzebną do powstrzymania zagłady, a ja czułam się jak w pułapce.
- Mów Lucy. - domagał się dyrektor. - Ty chyba najlepiej wszystko wiesz.
Zerknęłam pytająco na Kate, a ona skinęła głową. Cała jej pewność siebie, którą zawsze w sobie miała wyparowała. Była zrezygnowana, przygnębiona. Tak jakby dała za wygraną i pogodziła się z faktem, że prawdopodobnie wyleci ze szkoły.
Zaczęłam opowiadać to wszystko co stało się na korytarzu. To jak Mia powiedziała o rodzicach Kate i to jak się potem pobiły. Pominęłam jednak to jak mnie obraziła, ponieważ mówiąc to musiałabym powiedzieć o Lousie, a nie chciałam tego robić. Uważałam, że Hetfield nie powinien tego wiedzieć. To jest dla mnie zbyt osobiste. Podejrzewam, że przy rozmowie z Mią i tak się o tym dowie, ale przynajmniej nie wypłynie to z moich ust i to nie ja będę musiała o tym mówić.
- Kate mówiła, że Mia cię obraziła. Co powiedziała? - oczywiście stało się najgorsze. Dyrektor James Hetfield aka Sherlock Holmes. Miałam dość tej rozmowy. To Mia powinna za wszystko tu teraz siedzieć i mówić o wszystkim, a nie my. Nienawidzę tego, że tej suce zawsze wszystko uchodzi na sucho. Nienawidzę jej.
- Po prostu ją obraziła to chyba wystarczy, prawda? - wtrąciła się Lil, która do tej pory niewiele mówiła. - Powinien pan rozmawiać też z nią nie tylko z nami. Wylejcie w końcu tą zdzirę ze szkoły!
- Johnson, Jak ty się wyrażasz?! A po drugie, to ja decyduje o tym kto zostaje w tej szkole, a kto nie! - dyrektor podniósł głos i wstał ze swojego miejsca co źle wróżyło dla całej naszej trójki.
- I właśnie dlatego ma pan problemy ze swoimi uczniami. - dorzuciłam mając nadzieje, że dyrektor nie usłyszy tej uwagi z mojej strony. Stało się jednak inaczej. Hetfield spojrzał na mnie groźnie piorunując mnie swoim wzrokiem, po czym zacisnął zęby.
- Wszystkie zachowujecie się niedorzecznie. Nie macie prawa podnosić na mnie głosu i macie mnie szanować! - jego głos nadal był uniesiony, ale żadnej z nas za specjalnie to nie obchodziło.Przyznam, że trochę śmiesznie było wyprowadzać go z równowagi i patrzeć jak się przez nas denerwuje.Jego twarzy przybierała wtedy kolor buraka, a dziurki w nosie rozszerzały się jak u rozwścieczonego byka. - Mia też nie uniknie rozmowy ze mną, ale najpierw chciałem porozmawiać z tylko wami, ponieważ nie sądzę by dobrym pomysłem była rozmowa z wami wszystkimi.
- Panie Hetfield, proszę, o nie wydalanie mojej siostry ze szkoły. - zabrał głos Zayn mówiąc powoli i spokojnie mając nadzieję, że to podziała na dyrektora. Rzeczywiście miał rację, dyrektor usiał na swoim miejscu i ze spokojem wysłuchiwał tego co ma mu do powiedzenie Zayn. Wydawał się już nawet nieco uspokojony i bardziej opanowany. - Jestem pewien, że ona jak i jej przyjaciółki. - gestem wskazał na mnie i na Lily. - nigdy więcej nie odważą podnieść na pana głosu, a także nie powiedzą nic, co mógłby pan odnieść za swoją zniewagę. Dziewczyny, chyba nalezą się waszemu dyrektorowi jakieś przeprosiny, nie uważacie?
Z niechęcią podniosłyśmy się ze swoich miejsc i razem z Lily i Kate przeprosiłyśmy Hetfielda, który uśmiechnął się z zadowoleniem na swoim fotelu. Może rzeczywiście trochę przegięłyśmy, ale ja bynajmniej nie żałowałam tych kilku słów prawdy, które mu powiedziałam. Lepiej jednak było nie narażać się mu jeszcze bardziej i dać za wygraną, Zwłaszcza przez fakt, że mógł za takie zachowanie nie dopuścić nas do egzaminów końcowych,a to nie byłoby już takie zabawne.
- Możecie już wyjść i iść na lekcje.- zwrócił się do nas dyrektor. - Ale pana, panie Malik, prosiłbym o pozostanie. To nie zajmie długo.
Zgodnie z jego poleceniem wszystkie trzy opuściłyśmy ten przeklęty gabinet, który teraz z całą pewnością nie będzie nam kojarzył się dobrze.Przy wyjściu pani Jonas posłała nam współczujące spojrzenie znad swoich papierów i laptopa, z którego nadal leciała muzyka Justina Timberlake'a. Po opuszczeniu pomieszczenia wzrok całej naszej trójki skierował się na jedno z plastikowych krzesełek, gdzie siedziała Mia z telefonem w ręku. Na nasz widok podniosła głowę znad ekranu i wykrzywiła pomalowane na czerwono usta w złośliwym uśmiechu.
- Jak rozmowa z Hetfieldem?
- Martw się o swoją kolej. - rzuciła jej Kate zwijając dłonie w pięści. Obawiałam się, że może ponownie stracić nad sobą panowanie, kiedy Mia ją do tego sprowokuje, dlatego odciągnęłam ją na bok i usiadłyśmy na krzesełkach z daleka od Mii nie pozwalając jej na dalsze rozmowy z tą pustą, solarnianą lalunią. Po kilku minutach dębowe drzwi otworzyły się.Wyszedł z nich Zayn razem z dyrektorem, który zaprosił Mię do środka i drzwi ponownie się za nim zamknęły. Brunet zbliżył się do nas szybkim krokiem stając z założonymi rękami przed Kate, która natychmiast wstała wbijając wzrok w swoje brązowe botki na lekkim obcasie.
- To już kolejny raz kiedy muszę chodzić do twojego dyrektora i ratować ci tyłek, żeby nie wywalili cię ze szkoły. - powiedział z pretensją w głosie. Postanowiłam także podnieść się ze swojego miejsca, żeby w razie potrzeby pomóc Kate udobruchać jej brata.
- Daj spokój to dopiero trzeci raz. - machnęła ręką podnosząc na niego wzrok. Po jej oczach widziałam, jednak, że trochę obawia się reakcji Zayna. Widziałam również to jak ciężko jest Zaynowi nie zacząć na nią wrzeszczeć, bo nawet z daleka było widać, że ma na to ogromną ochotę.
- Dopiero albo aż, ale w twoim wykonaniu to rzeczywiście dopiero. Ciekawe co by powiedzieli na to rodzice, co?
- Nie powiesz im o tym. - wysyczała Kate.
- A może powinienem? Mam dosyć tego, że przez cały czas sprawiasz jakieś problemy. To oni powinni cię wychowywać a nie ja, bo ja sobie z tym nie radzę. Jesteś ode mnie młodsza cztery lata*, a zachowujesz się tak jakbyś była młodsza jakieś dobre dziesięć! - Zayn uniósł głos
- Nie masz prawa na mnie krzyczeć! A jeśli sobie ze mną nie radzisz to mnie zostaw! Wyprowadź się i żyj własnym życiem bez wkurwiającej, młodszej siostry! - Kate rzuciła Zaynowi ostatnie złowrogie spojrzenie i pobiegła schodami na dół.
- Pobiegnę za nią. - rzuciła szybko Lily i ruszyła tam, gdzie zniknęła Kate. Co do mnie, cóż zostałam z Zaynem sama. Przez pierwsze chwile milczałam, bo stwierdziłam, że musi dojść do siebie. Usiadł na jednym z krzeseł i schował głowę w dłonie. Przysiadłam obok niego czekając, aż coś powie. Kiedy będzie gotowy ze mną rozmawiać. Było mi go żal. Wiem, że chce dla siostry jak najlepiej i to co wykrzyczał do niej w złości nie było prawdą. Jest mu ciężko z ciężarem jaki na niego spadł i w pewnym sensie go rozumiem. Ja po śmierci mojego taty mimo własnego ogromnego bólu musiałam być podporą dla mojej mamy, która beze mnie pewnie nie poradziłaby sobie, żeby znów stanąć na nogi i żyć tak jak dawniej. Każdy ma w swoim życiu coś z czym sobie nie radzi i nie jest to powodem do wstydu. Myślę, że to uczy jak sobie nawzajem pomagać nawet na pozór głupią rozmową.
Nie wstydziłam się przebywać blisko Zayna tak jak wcześniej. W dużej mierze dzięki jego niezapowiedziana wizytę w moim domu. To dodało mi śmiałości w stosunku do niego.
- Zayn. - zaczęłam powoli widząc, że sam nie prędko zacznie coś mówić. - Wiem, że wcale nie chciałeś tego powiedzieć. Kiedy oboje trochę ochłoniecie, powinieneś porozmawiać z Kate. - doradziłam mu łagodnym głosem.
Brunet spojrzał na mnie niepewnie. Z oczu płynęły mu łzy.
- Każdego dnia próbuję zastąpić jej rodziców, ale nie potrafię mnie samemu jest z tym ciężko....
- Wiem, Zayn. To nie twoja wina. - przysunęłam się bliżej niego i spojrzałam na niego łagodnie, po czym przytuliłam go do siebie delikatnie gładząc go przy tym po plecach. To zawsze pomaga, gdy możesz się do kogoś przytulic i wypłakać na ramieniu. Przynajmniej mi, dlatego miałam nadzieję, że jemu też to pomoże i nie odsunie się ode mnie.
- Ale Kate myśli inaczej. - powiedział drżącym od płaczu głosem wtulając się mocniej w moje ramię.
- Uwierz mi, że nie myśli. Gdyby tak myślała nie pobiłaby Mii za to, że mówiła źle o tobie. Ona cię kocha. Jesteś jej starszym bratem, a to, że czasami się ze sobą kłócicie nie oznacza, że przestanie.
- Ja też ją kocham. Jest moją młodszą siostrą i zawsze nią dla mnie będzie.
- Wiem, dlatego musicie ze sobą porozmawiać, kiedy będziecie na to gotowi. - Zayn pokiwał głową nie odrywając się od mojego ramienia ani na chwilę. Jego łzy wsiąkały w mój sweter, przedostając się przez nitki do mojego ciała, ale nie byłam o to na niego zła, wręcz przeciwnie cieszyłam się, że mi zaufał. Wydawał się taki bezbronny i słaby, nie jak Zayn, którego znałam.
Przez kolejne 5 minut siedziałam z Zaynem w tej samej pozycji gładząc go po głowie i po plecach w milczeniu, pozwalając mu na to, żeby doszedł do siebie. Siedząc z nim przypomniała mi się pewna sytuacja z Louisem, kiedy był na moim łóżku i podobnie się zachowywał wtulając się w moje ramię.
*Flashback*
- Wiesz, lubię, kiedy się tak zachowujesz. - powiedziałam nagle, nie przestając gładzić jego brązowej czuprynki.
- Jak? - zapytał w moje ramię, na którym nadal spokojnie spoczywała jego głowa.
- Jak mały chłopiec, który szuka miłości.
To pozwoliło mi sobie uświadomić, że tak naprawdę każdy mężczyzna w środku jest takim małym chłopcem i tylko z zewnątrz udaje twardego, żeby nie wyjść na mięczaka jak to oni mówią.
W końcu głowa Zayna uniosła się, a on sam szybko otarł zaschnięte łzy ze swojej twarzy, przybierając taką samą postawę jak u dyrektora Hetfielda podczas rozmowy. Pod względem charakteru niczym nie różnił się od Kate. Tak samo jak ona po chwili słabości z powrotem zakłada maskę silnej i niezależnej osoby idącej przez życie z uniesiona głową.
- Muszę iść porozmawiać z siostrą. Dzięki, za... umm no wiesz.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie poprawiając wymięty sweter i patrząc jak odchodzi, a po chwili zbiega pospiesznie po schodach.
***
* W 4 rozdziale było wspomniane, że Zayn ma 20 lat. Oczywiście zaszła mała pomyłka Zayn ma swój rzeczywisty wiek czyli 23 lata, a urodziny ma tak samo jak w rzeczywistości czyli 12 stycznia ;)
Jak widzicie rozdziały pojawiają się teraz dosyć nieregularnie. Smuci nas to, że nie komentujecie naszej pracy. Traktujemy to jako brak szacunku i nie docenianie tego co robimy. Wam wystarczy pół godziny na przeczytanie jednego rozdziału a nam napisanie tego zajmuje dużo więcej niż tylko pół godziny.
Następny rozdział = 3 komentarze. (nie tylko od jednej osoby)
Jeśli nie będzie 3 komentarzy rozdziały będą się pojawiać mniej więcej raz na miesiąc, bądź raz na 2 miesiące. Dodatkowo w zakładce "Bohaterowie" pojawiła się nowa postać oraz nowe gify ;) /Gazix i Lucix
Kiedy otworzyłam oczy jedyne co zobaczyłam to męskie ramiona, otulające mnie w talii i jasno - szare ściany oraz olbrzymi, plazmowy telewizor zawieszony naprzeciwko mnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej zabierając od siebie ręce chłopaka i niemal od razu poczułam okropny ból głowy. W jednej chwili przypomniało mi się wszystko co robiłam wczoraj. Cały wczorajszy wieczór, który spędziłam z Louisem. Wypiliśmy strasznie dużo alkoholu, a teraz muszę za to płacić niemiłosiernym bólem głowy. Z rezygnacją położyłam się z powrotem na łóżku, kładąc głowę na nagim torsie Louisa.
Mogłam usłyszeć równe bicie jego serca, spokojny, miarowy oddech. To mnie uspakajało. Zamknęłam oczy, chcąc ponownie zasnąć i pozbyć się dręczącego kaca, jednak szybko przypomniałam sobie, że dzisiaj na moje nieszczęście, zresztą na nieszczęście każdej osoby, która chodzi do szkoły, jest poniedziałek.
Zerwałam się z łóżka jak oparzona i spojrzałam na zegarek na budziku stojącym na małej szafce nocnej. Na zegarku widniała godzina 6:58 co oznaczało, że mam półtorej godziny na wyrobienie się do szkoły. Na dodatek tego wszystkiego wczoraj kompletnie wyleciało mi z głowy to, że o 8:30 ma przyjechać po mnie Zayn razem z Kate i Lily. Byłam pewna, że nawet przy najcięższych staraniach nie uda mi się dotrzeć do domu przed godziną 8, dlatego wyszłam z łóżka najciszej jak mogłam, żeby nie obudzić śpiącego jeszcze Louisa i zbiegłam po schodach na dół kierując się wprost do dużego holu gdzie zostawiłam swoją torebkę, a w niej swój telefon.
Odblokowałam urządzenie, a następnie kliknęłam w ikonkę wiadomości pisząc do Kate, żeby nie przyjeżdżała po mnie razem z Zaynem. Na wszelki wypadek zabrałam swój telefon i z powrotem weszłam na górę do sypialni Louisa. W tym czasie przekręcił się na drugi bok obejmując poduszkę i kawałek kołdry myśląc zapewne, że to ja. Jego usta były delikatnie rozchylone, co sprawiało, że wyglądał wprost uroczo. Stałam przez chwilę tuż przed dwuosobowym łóżkiem Louisa i patrzyłam na niego z rozczuleniem, jednak szybko doszło do mnie, że jeżeli za chwilę go nie obudzę spóźnię się do szkoły, a moja mama znowu będzie na mnie narzekać i wypominać mi do końca moich dni jak nierozsądną decyzją było picie whiskey i nocowanie u chłopaka dzień przed pójściem do szkoły.
- Louis, obudź się. Muszę zaraz iść do szkoły. - delikatnie szturchnęłam go w ramię mając nadzieję, że chłopak za chwilę otworzy oczy i wstanie. Louis wbrew moim oczekiwaniom przekręcił się na drugi bok mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Szturchnęłam go tak jeszcze kilka razy, jednak niestety to na niego nie podziałało, dlatego ściągnęłam z niego kołdrę rzucając ja następnie niedbale na podłogę.
Po tym jakże nieprzyjemnym dla niego procederze otworzył oczy i podniósł się lekko na łóżku. Od razu potem wydobył z siebie przeciągły jęk i z bólem opadł znowu na miękki materac.
- Co jest Lou? - zapytałam trzymając się za bolącą głowę. Miałam wrażenie, że w środku niej odbywa się właśnie trzecia wojna światowa.
- Moje plecy. - poskarżył się wykrzywiając usta w grymasie. - I moja głowa. - dodał po chwili jedną ręką łapiąc się za przód głowy, a drugą za bolące plecy.
- Ja też mam wielkiego kaca i na dodatek muszę iść do szkoły, więc liczyłam na to, że dasz mi jakąś tabletkę i może coś na przebranie jeśli będziesz tak uprzejmy, bo nie chcę wracać do domu w twojej koszulce i w swoim płaszczu, który bądźmy szczerzy nie jest za ciepły.
- Więc po co go zakładałaś? Nie mogłaś założyć czegoś cieplejszego? - wzrok Louisa powędrował na moją osobę.
- Chciałam tylko ładnie wyglądać.
- Zawsze ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy Louis mówi mi jakiś komplement rumienię się. Było tak i za tym razem, jednak szybko przekręciłam głowę w bok i zakryłam policzki swoimi długimi, kasztanowymi włosami, żeby Lou nie zdążył zobaczyć na nich czerwonych wypieków. To dosyć krępujące i niezręczne. Zresztą sami chyba wiecie.
Kiedy Louis po raz kolejny spróbował się podnieść, niemal od razu chwycił się za plecy i po raz drugi upadł z jękiem na łóżko.
- Naprawdę nie dam rady wstać dzisiaj z łóżka przez mój wczorajszy upadek na basenie. Chyba będziesz musiała jakoś sama sobie poradzić.
- Lou, pomyśl o tym, że w końcu i tak będziesz musiał wstać. Nie masz chyba przerwy od swoich treningów, co?
- W zasadzie to przez najbliższe dwa dni mam. Muszę nabrać sił przed sobotnim meczem z Liverpoolem, dlatego trener zwolnił nas z treningów.
- Zaraz... to znaczy, że wyjeżdżasz? - spytałam trochę zaskoczona. Doskonale wiem, że będąc piłkarzem trzeba liczyć się z licznymi wyjazdami, ale nie miałam pojęcia, że Louis gdzieś teraz będzie wyjeżdżał. W końcu nawet nie był łaskaw mi o tym powiedzieć. Nie to, żebym miała o to do niego pretensje, ale... no dobrze nie będę kłamać. Jestem tym trochę zawiedziona jak i również tym, że wyjeżdża i nie będziemy mogli się ze sobą widywać. Naprawdę przyzwyczaiłam się już do jego towarzystwa i teraz nie potrafię sobie wyobrazić zaprzestania widywania się z nim.
- Tak. - odpowiedział po chwili. - Ale tylko na weekend. W poniedziałek nad ranem będę już w domu.
Wolno pokiwałam głową, łudząc się, że nie usłyszał w moim głosie żadnego żalu czy przygnębienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że wie o tym, że się w nim zakochałam, ale nie chcę mu tego pokazywać. Chociaż i tak to chyba robię i to o wiele za często. Chciałabym nigdy się w nim nie zakochać.
- Więc wracając do tematu moich pleców, nie dam rady dzisiaj wstać no chyba, że... - urwał zdanie.
- No chyba, że co? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- No chyba, że mnie pomasujesz. - dokończył posyłając mi swój zadziorny uśmiech.
Przewróciłam teatralnie oczami, ale po chwili zgodziłam się siadając na łóżku obok Louisa i czekając, aż przewróci się na brzuch tak, żebym miała dostęp do jego jakże obolałych, biednych plecków. Było to najlepsze wyjście zważając na fakt, że jeśli bym się na to nie zgodziła musiałabym buszować po garderobie Louisa szukając w niej rzeczy w które mogłabym się przebrać, a następnie na piechotę wracałabym po domu przy towarzyszącym mi okropnym zimnie jak na biegunie północnym, a także śniegu.
- Odwróć się. - zażądałam widząc, że Louis nadal leży na plecach.
- Najpierw przynieś z mojej łazienki oliwkę dla niemowląt.
- Co? Po co ci oliwka dla niemowląt?
- Żebyś nasmarowała mi nią plecy. - odpowiedział Louis patrząc się na mnie jakbym była dalekim przybyszem z kosmosu, chociaż przecież to nie ja posiadam w swoim wyposażeniu oliwkę dla niemowlaków. Nie wiem jak wam, ale mnie osobiście wydaję się to dziwne, bo bynajmniej nie słyszałam, żeby Louis miał dziecko.
- Do której łazienki mam iść?
- Musisz iść na prawo, a później skręcić w ten korytarz prowadzący do schodów do kuchni też po prawej stronie i pierwsze drzwi jakie zobaczysz to jest właśnie twój cel.
- Wykorzystujesz mnie - jęknęłam z niezadowoleniem, ale podniosłam się ze swojego wcześniej zajmowanego miejsca i wyszłam z pokoju kierując się zgodnie ze wskazówkami Louisa. Jego dom przypominał mi trochę zawiły labirynt, ale odnalazłam łazienkę o której najprawdopodobniej mówił.
Była zupełnie inna niż ta, w której byłam do tej pory. Jedyną wspólną cechą była wielkość obu pomieszczeń. Ta była równie ogromna jak poprzednia, jednak zupełnie inna. Mogłabym nawet powiedzieć, że ładniejsza. Panował w niej głownie kolor czarny, chociaż można było zauważyć również pas, gdzie ściana była wyłożona lśniącymi, beżowymi płytkami. W rogu stała ogromna wanna z zagłówkiem, a za nią wisiała naścienna półka z najróżniejszymi płynami do mycia ciała i włosów. Obok wanny stała lampka niedopitego czerwonego wina. Naprzeciwko wanny stała toaleta z czarną spłuczką, a tuż obok niej dwie umywalki pośrodku których stał płyn do mycia rąk w szklanej butelce z inicjałem LT, przez którą widać było niebieską substancję.
Byłam pod tak wielkim wrażeniem łazienki, w której obecnie się znajdowałam, że nawet nie wiem ile czasu upłynęło od kiedy do niej weszłam, jednak sądzę, że chyba byłam w niej dosyć długo, bo już po chwili usłyszałam zniecierpliwione wołania Louisa, który narzekał na swój nasilający się ból pleców.
- Już idę! - odkrzyknęłam mu w pośpiechu biorąc z półki oliwkę dla niemowląt i wracając do jego sypialni.
- No nareszcie. - powiedział podnosząc głowę. Leżał na brzuchu przygotowany już do masażu pleców, a z jego twarzy mogłam odczytać, że był już bardzo zniecierpliwiony, wydłużającym się oczekiwaniem.
W milczeniu klęknęłam na łóżku obok niego i nalałam oliwkę na swoje dłonie, po to by później rozprowadzić ją po jego plecach. Louis położył głowę na boku zamykając swoje powieki i zaczął wydawać z siebie co chwilę pomruki zadowolenia. Sunęłam dłońmi po całych jego plecach zatrzymując się na dłużej w miejscach, gdzie szczególnie poczuć można było jego mięśnie, które pod wpływem mojego dotyku mocniej się napinały. Zastanawiałam się czy to przez to, że mam zimne dłonie czy może napina się z jakiś innych powodów. Pozostawiłam jednak to pytanie tylko dla siebie nie zadając go na głos. Moje ręce wędrowały po jego ciele coraz niżej zataczając niewielkie koła. Kiedy dotarłam do gumki jego bokserek nasuniętych na część odcinka jego pleców nie wiedziałam czy powinnam je odrobinę zsunąć czy pominąć tą część kręgosłupa i kontynuować swoją pracę w dostępnych dla mnie miejscach. Louis chyba domyślił się tego co właśnie rozważałam i pokiwał potwierdzająco głową.
- Możesz je delikatnie zsunąć. - powiedział z lekką chrypką w głosie.
Z wielką gulą w gardle zaczęłam zsuwać bokserki z Louisa, jednak nie na tyle nisko, żeby zobaczyć jego tyłek w całej okazałości.
- Pomasuj mi jeszcze biodra. - domagał się Lou mówiąc do poduszki, którą ściskał w rękach.
Pokiwałam głową mimo, że wiedziałam, iż nie może zobaczyć tego gestu. Za bardzo obawiałam się tego, że jeśli się odezwę mój głos zamieni się w jeden, wysoki pisk, a naprawdę nie chciałam się przed nim skompromitować. Czułam się trochę dziwnie i niekomfortowo masując Louisa blisko jego tyłka i niedaleko od jego miejsc intymnych, dlatego podejrzewałam, że jeśli spróbuję coś powiedzieć, mój głos zamieni się w żałosny pisk.
Nawet nie wiem kiedy moje ręce zaczęły drżeć, gdy zetknęły się z biodrami Lou docierając do jego umięśnionego brzucha. Linia jego bokserek znajdowała się teraz nieco niżej przez co moje dłonie dotknęły go trochę... za blisko. Tam gdzie nie powinny. Louis natychmiast zareagował na to cichym jękiem, jednak nigdy nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego...
Puścił poduszkę, którą cały czas ściskał w swoich dużych dłoniach, odwrócił się z powrotem na plecy i umieścił moje dłonie na widocznym wybrzuszeniu w swoich bokserkach. Kompletnie nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Czy powinnam zabrać swoje ręce czy może raczej zdać się na Louisa i czekać dalej, na to co zamierza zrobić.
Mój oddech stał się ciężki, a serce kołatało mi w piersi. Byłam pewna, że robi teraz dwieście uderzeń na minutę. Zaczęłam rozważać opcję odsunięcia się od Louisa, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Siedziałam jakbym zastygła z dłońmi na jego kroczu. Przełknęłam głośno ślinę spoglądając niepewnie w jego niebieskie oczy.
- Masuj mnie tam. - wychrypiał po czasie, który zdawał się dłużyć w nieskończoność.
- C-co? - z moich ust wydobył się pisk dokładnie taki sam o którym pomyślałam, kiedy moje ręce jeszcze znajdowały się w odpowiednim miejscu.
- To co słyszałaś. Skoro już sprawiłaś, że jestem twardy to przynajmniej coś z tym zrób. Nie każę ci przecież od razu robić mi laskę, ale chociaż zrób mi dobrze swoją magiczną dłonią.
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Fakt miałam już kontakty seksualne z mężczyznami, ale mimo to prośba Louisa a może raczej jego polecenie, bo nie zabrzmiało to w jego ustach jak prośba, było dla mnie... dziwne? Nie, to za mało powiedziane, jednak naprawdę nie jestem w stanie tego opisać słowami.
- Oczywiście jeśli nie chcesz... - z transu wyrwał mnie ponownie rozlegający się głos Lou. Miałam wrażenie, że wyczuwam w jego głosie zawstydzenie, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to raczej niemożliwe, żeby ktoś taki jak on się zawstydził. W końcu to Louis Tomlinson. Ten facet miał w swoim łóżku więcej lasek niż ktokolwiek inny na tym świecie.
- Chcę. - sama siebie zadziwiłam tym co przed chwilą padło z moich ust. Powoli zaczęłam zastanawiać czy ja, to aby na pewno ja, ponieważ Lucy Swan, którą znam nigdy nie zgodziłaby się na robienie dobrze komuś kogo zna ledwie od trzech tygodni i w dodatku nawet z tym kimś nie jest w związku nawet jeśli w grę wchodzi tylko niewinne masowanie penisa, o ile mogę nazwać tą czynność czymś niewinnym. Ale zdążyłam chyba już przyzwyczaić się do tego, że momentami nie poznaję sama siebie, tak samo jak zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że nie wiem kim jestem dla Louisa... i może nawet nie chcę wiedzieć, bo obawiam się, że to mogłoby mnie to zranić. Bardzo mocno zranić.
Powoli zaczęłam zsuwać bokserki Louisa do samego końca, a on uniósł swoje biodra do góry, tak żeby mi to ułatwić. Czułam na sobie jego palący wzrok jakby za chwilę miał wypalić wielka dziurę w mojej twarzy, jednak starałam się to ignorować i nie patrzeć na niego. Całą swoją uwagę poświęcałam temu, co właśnie robię. Kiedy czarne bokserki Louisa leżały już gdzieś na ziemi odważyłam spojrzeć się na jego przyrodzenie i nie powiem nie było ona małe. Założę się, że ma jakieś dobre 17 centymetrów. Kiedy już miałam położyć dłoń z powrotem tam gdzie ją wcześniej miałam i zacząć to na co sama się zgodziłam zostałam zatrzymana przez Louisa, który dwoma palcami skierował mój podbródek ku sobie zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
- Jeśli nie chcesz tego robić Lucy, nie musisz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. - z jego spojrzenia wyczytać można było troskę za co byłam mu wdzięczna, jednak nie zamierzałam wycofywać się z tego co miało nastąpić.
- Nie, Louis. Wszystko jest w porządku. - pokręciłam głową. Spojrzałam na niego ostatni raz, a mój wzrok spoczął na jego idealnych, malinowych wargach. Miałam tak wielką ochotę go pocałować, ale nie wiedziałam czy powinnam. Między mną a nim jest ta różnica, że on prawie o nic nigdy się nie pyta. Po prostu robi to na co ma ochotę, a ja tak nie potrafię. Nie jestem taka jak on chociaż czasami chciałabym być, nie dlatego, że chcę być facetem, o nie, nic z tych rzeczy po prostu chciałabym nie zważać na konsekwencje i robić to co chcę. I chciałabym też tak doskonale kamuflować uczucia jak on, bo nie wierzę w to, że ich nie posiada.
Louis chyba zauważył mój wyczekujący wzrok na jego wargach, bo uniósł się lekko z łóżka, wciągnął mnie na swoje kolana, po czym przycisnął swoje wargi do moich. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddawać pocałunek z coraz większą namiętnością. Jego usta smakowały miętą i idealnie dogrywały się z moimi, tak jakby były stworzonego do całowania. Nasze języki ocierały się o siebie, a oddechy stały się nierówne. Czułam na swoim udzie jego coraz bardziej rosnącą erekcję. Oparł dłonie na moich biodrach i wbił w nie swoje palce tak jakby nie chciał, żebym mu uciekła. Lewą rękę położyłam na jego policzku nie przestając go całować, a drugą umieściłam na jego przyjacielu ściskając go delikatnie. Louisowi najwyraźniej bardzo się to spodobało, bo z jego ust wydobył się jęk, a jego palce mocniej wbiły się w moje biodra.
To co wtedy czułam jest praktycznie nie do opisania. Całowałam się z najbardziej pożądanym mężczyzną w całej Anglii jak i nie Wielkiej Brytanii i sprawiłam, że dzięki mnie czuł się dobrze. Ale nie chodzi tylko o ten fakt. Całowałam mężczyznę, w którym się zakochałam. Mężczyznę o którym myślałam przez większość mojego czasu odkąd tylko go poznałam. To było jak spełnienie moich marzeń, jednak część mnie mówiła mi, że dla niego to nic nie znaczy i to mnie najbardziej bolało. Wiedziałam, że po tym wszystkim będę musiała wmówić sobie, że dla mnie ten pocałunek i to wszystko co dzieje się teraz między nami również nic nie znaczyło, nawet jeśli nie jest to prawdą.
- Kurwa, Lucy... - wyjęczał Louis, kiedy moja ręka sunęła w górę i w dół masując go w tamtych miejscach.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Leżał z odchyloną głową i zaciśniętymi powiekami. Jego usta były delikatnie rozchylone i gwałtownie nabierał powietrze. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zadowalał mnie fakt, że doprowadziłam go do takiego stanu. Nagle na półce blisko łóżka zaczął dzwonić telefon. Na początku myślałam, że to może telefon Louisa, ale niestety po chwili poznałam, że to mój dzwonek. Pospiesznie wstałam z kolan Louisa, zaprzestając robienia mu dobrze i podbiegłam do dzwoniącego iPhona. Zanim spojrzałam na wyświetlacz, zobaczyć kto postanowił do mnie zadzwonić właśnie w tym momencie, odwróciłam się w stronę łóżka i spojrzałam na leżącego na nim Louisa. Jego usta były wykrzywione w grymasie, ale wstał do pozycji siedzącej i wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał jak mały, biedny chłopiec, któremu właśnie zabrano lizaka, co wyglądało naprawdę komicznie, ale też uroczo.
Z uśmiechem na ustach odebrałam telefon, zapominając o tym, żeby lepiej sprawdzić najpierw kto dzwoni. Szczerze mówić spodziewałam się bardziej telefonu od Kate z milionem pytań na temat dlaczego ma po mnie nie przyjeżdżać z Zaynem, więc byłam prawie pewna, że to ona. Niestety w słuchawce zamiast głosu mojej przyjaciółki usłyszałam napięty głos moje mamy, która uświadomiła mi, że jest już godzina 7:40, za chwilę mam szkołę i powinnam wrócić już do domu po, jak ona to nazwała "po tych swoich nocnych wyprawach". Uśmiech momentalnie zszedł z moich ust, a dobry humor ustąpił miejsce zdenerwowaniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina pamiętałam jedynie godzinę o której wstałam i nie spodziewałam się, że czas może aż tak szybko lecieć. Uspokoiłam mamę mówiąc jej, że za chwile będę w domu i szybko rozłączyłam się rzucając telefon z powrotem na półkę.
- Louis, za chwilę muszę być w szkole. - oświadczyłam poważnym tonem zakładając ręce na piersiach, stając przed nim. - I lepiej by było gdybyś się już ubrał. - dodałam widząc jak nadal leży nago na łóżku.
- Najpierw mi pomóż pozbyć się tego problemu. - wskazał na swoja erekcję. - Bo nie zmieszczę go do bokserek.
- Przykro mi, ale będziesz musiał pomóc sobie z tym problemem sam. Ja nie mam już na to czasu. - zbyłam go,
przekraczając próg sypialni.
- Ale jak to, jeszcze przed chwila miałaś.
- Dobrze powiedziałeś. Przed chwilą, kiedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina. A teraz lepiej powiedz mi, gdzie trzymasz jakieś tabletki na ból głowy.
- Kac morderca nie ma serca, co? - zaśmiał się Louis, ale po chwili dodał. - Górna szafka nad zlewem.
Skinęłam potakująco głową i zeszłam na na dół po marmurowych schodach. Skręciłam w ogromnym korytarzu w prawo i znalazłam się w kuchni Louisa. Rzeczywiście było tak jak mówił. W górnej szafce leżała cała sterta leków i saszetek z rozpuszczalnym proszkiem na zlikwidowanie kaca. Wzięłam dwie z nich oraz jedną tabletkę paracetamolu, którą od razu połknęłam. Ze stojaka na szklanki wzięłam dwie z nich i do obu nalałam wody, po to, by rozpuścić w nich proszek. Oczywiście jedna z tych mikstur była dla Louisa, który myślę, że jest tak samo skacowany po wczorajszym dniu jak ja. Co do zmiany swoich ubrań, postanowiłam, że poczekam, aż Lou zejdzie na dół i da mi coś na przebranie, bo byłoby mi niezręcznie przekopywać mu garderobę. I tak odnoszę wrażenie, że czuję się chyba zbyt swobodnie w jego domu. Kiedy już tu przyjdzie będę musiała go o to zapytać. Nie chcę, żeby potem źle sobie o mnie myślał.
Kiedy woda w obu szklankach zabarwiła się na jasno - zielono pod wpływem proszku na kaca, wzięłam jedną i upiłam z niej spory łyk. Napój smakował jak oranżada cytrynowa, taką, którą piłam za czasów mojego dzieciństwa. Gdy moja szklanka była już prawie pusta na szczycie schodów pojawił się Louis, który leniwym krokiem schodził na dół z trudem pokonując schodki. Założył na siebie białą bluzkę z logo adidasa i czarne, wąskie spodnie idealnie przylegające do jego nóg. Mimo woli spojrzałam na jego krocze, gdzie jeszcze nie tak dawno było spore wybrzuszenie. Teraz nie było już po nim śladu, więc wywnioskowałam, że Louis jednak poszedł za moją radą i sam zlikwidował problem. Po odwróceniu wzroku nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wypłynął na moje usta. Nie umknęło to uwadze Louisa.
- Z czego się tak cieszysz? - spytał trochę szorstko sięgając po pełną szklankę z zielonkawym napojem i przykładając ją sobie do ust.
- Widzę, że poszedłeś za moją radą i pomogłeś sobie z problemem za małych bokserek. - pokazałam wzrokiem na jego krocze i zaśmiałam się chicho pod nosem.
- Nie miałem innego wyboru. - odburknął Lou przechylając szklankę i wypijając jej zawartość do końca.
Przez chwilę siedzieliśmy obok siebie w milczeniu dopóki i moja szklanka nie stała się pusta. Odłożyłam ją na kuchenny blat i przystąpiłam z nogi na nogę.
- Umm... Louis...czy mógłbyś mi może...pożyczyć kilka ubrań na zmianę?
- Jasne. - odparł szybko biorąc mnie za rękę i ciągnąc na górę. - Zaraz cię w coś przebierzemy.
***
Po 20 minutach przebieraniu najróżniejszych ubrań Louisa, które i tak były na mnie o wiele za duże, skończyłam w jego szarej bluzie, zakładanej przez głowę ze srebrnym suwakiem z boku (swoją drogą naprawdę nie wiem do czego on służy, jest kompletnie nieprzydatny, a w dodatku przycięłam sobie nim skórę) i jego czarnych rurkach, które dla mnie, bynajmniej nie są rurkami, ale tego chyba możecie się domyślać.
- Wyglądam jak strach na wróble. - jęknęłam z niezadowoleniem przeglądając się w średnich rozmiarów lustrze wiszącym we wnętrzu garderoby Lou.
- Nie, wyglądasz całkiem słodko. - stwierdził patrząc na mnie z uśmiechem. Nie potrafiłam tylko stwierdzić czy jest to sarkastyczny uśmiech czy może szczery, ale chyba szczery biorąc pod uwagę to jak powiedział o moim wyglądzie.
Przygryzłam lekko dolną wargę i spojrzałam w jego niebieskie oczy, a potem na jego idealne usta, które aż prosiły się o to, żeby je całować. Znów powróciła do mnie scenka, którą odegraliśmy jeszcze kilkanaście minut temu na jego łóżku, kiedy to namiętne się całowaliśmy. Chciałam pocałować go jeszcze raz, żeby znowu móc poczuć to niesamowite uczucie ogarniające moje ciało i mój umysł, ale za bardzo bałam się odrzucenia z jego strony mimo, że tamtym razem sam zaczął mnie pierwszy całować. Nie mogłam przestać myśleć o tym co działo się w jego głowie po tej scenie. Czy czuł to samo co ja? Nie, to niemożliwe. Przecież dla niego to nic nie znaczyło i dla mnie tez nie powinno. On może mieć każdą. Dziewczyny go uwielbiają, a ja jestem tylko jedną z wielu, którą całował i na pewno nie ostatnią.
- Myślisz o tamtym, prawda? - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
- Co? Oczywiście, że nie, ja tylko... - Słowa uwięzły mi w gardle. Nie potrafiłam zmyślić jakiegoś dobrego kłamstwa, bo to przecież oczywiste, że myślę o tamtym.
W jednej chwili Louis znalazł się blisko mnie. Podniósł mój podbródek dwoma palcami tak jak zrobił to przedtem i pochylił się w moja stronę, ale nie pocałował mnie. Zatrzymał się w połowie ruchu tak jakby na coś czekał.
- Ty to zrób. - powiedział chrapliwym głosem. - Pocałuj mnie.
Nie musiał powtarzać mi tego dwa razy. Pochyliłam się w jego stronę i przycisnęłam swoje wargi do jego. Ponownie ogarnęło mnie to niesamowite uczucie nie do opisania. Nie myślałam wtedy o niczym tylko o tym jak jego wargi idealnie spoczywają na moich. W duchu modliłam się również, żeby moja mama nie postanowiła znowu do mnie zadzwonić, jednak szybo przypomniałam sobie, że o tej godzinie powinna być już w drodze do pracy, a ona nigdy nie prowadzi rozmów podczas jazdy samochodem. Na całe moje szczęście.
W pewnym momencie poczułam jak jego język ociera się o moja dolną wargę, prosząc o dostęp do mojej buzi. Posłusznie otworzyłam usta pozwalając jego językowi na przebadanie mojego gardła, a następnie na złączenie się z moim. Zaczęliśmy nawzajem ocierać się o siebie językami w nieco zachłanny sposób. Po dwóch, może trzech minutach oderwaliśmy się o siebie. Louis spojrzał w moje oczy, a ja szybko odwróciłam wzrok. Nie wiem dlaczego, po prostu dziwnie mi było na niego patrzeć. Czułam trochę tak jakbym to ja wymusiła na nim ten pocałunek, chociaż nie do końca tak było.
- Nie odwracaj wzroku, kiedy na ciebie patrzę. - usłyszałam cichy szept koło ucha.
- Nie odwracam. - od razu zaprzeczyłam, podnosząc głowę i wpatrując się w litery na jego koszulce.
- Przecież widzę, że na mnie nie patrzysz. Nie podoba ci się jak całuję? - Louis zniżył swój głos do maksimum cały czas szepcząc mi do ucha. Czułam na skórze jego oddech, był zdecydowanie za blisko. W głowie odtworzyłam sobie ten moment, kiedy całował mnie po szyi w mojej kuchni. Teraz czułam się dokładnie tak samo jak wtedy. Jego wargi muskały delikatnie skórę na mojej szyi, a ja nie potrafiłam go od siebie odpędzić. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie potrafiłam wykonać ani jednego kroku. Jedyne co byłam w stanie w tamtym momencie zrobić to odchylić szyję w bok dając Louisowi większy do niej dostęp. On niemal od razu to wykorzystał. Zassał kawałek mojej skóry, a potem zaczął delikatnie go przygryzać. Moje ręce od razu powędrowały w kierunku jego głowy. Wplotłam palce w jego ciemne włosy ciągnąc lekko za ich końcówki, zamknęłam powieki i rozkoszowałam się tą piękną chwilą. Być może później będę żałować tego, że tak łatwo dałam mu się zwieść, ale teraz zupełnie mnie to nie obchodzi. Czasami potrzebuję odskoczni od wszystkiego co mnie otacza, a to co teraz robimy tym właśnie dla mnie jest. Odskocznią od wszystkiego. Chwilą przyjemności i błogiego spokoju.
- Louis...- jęknęłam, kiedy podniósł mnie do góry, każąc mi opleść go nogami wokół bioder.
- Nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie. - wychrypiał na chwilę przerywając swoją wcześniejszą czynność.
- Nie rozumiem.
- Nie podoba ci się jak całuję?
- Podoba. - odpowiedziałam pospiesznie, przystawiając jego głowę do swojej szyi. Byłam spragniona jego ust, chciałam mieć go jak najwięcej, więc nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy w tym momencie.
Louis odsunął się ode mnie, na co wydałam z siebie jęk frustracji.
- Powiedz mi to, patrząc mi prosto w oczy. - zażądał stanowczo.
Przechyliłam głowę w drugą stronę i spojrzałam na niego tak jak sobie tego zażyczył z kpiącym uśmieszkiem.
- Chcesz, żeby twoje męskie ego, urosło jeszcze bardziej, co?
- Jeśli tego nie powiesz, przerwiemy naszą zabawę.
Poczułam jak jego ręce powoli, puszczają moje uda co bardzo mi się nie spodobało. Skoro ja zrobiłam mu przyjemny masaż, dzisiaj rano i to w dodatku również tej części ciała, o której nie było wcześniej mowy, mi też się coś należy. Chcąc, nie chcąc musiałam spełnić jego żądanie. Jego ego i tak jest już za wysokie, więc co za różnica czy je podwoje, czy nie?
- Całujesz bardzo dobrze, Louis, a przynajmniej na tle chłopaków z którymi się wcześniej umawiałam. - stwierdziłam, że ta odpowiedź będzie odpowiednia, a przynajmniej dla mnie, ponieważ doskonale wiedziałam, że zachęcę go tym do udowodnienia mi, że jest najlepszy nie tylko na tle moich byłych chłopaków. I nie pomyliłam się ani trochę.
- Zapamiętaj jedno Lucy. - wyszeptał całując mnie po szyi i po linii szczęki, zostawiając po sobie ślady w każdym miejscu, gdzie tylko jego usta zetknęły się z moja skórą. - Jestem i będę najlepszy nie tylko na tle twoich byłych chłopaków. Oni są nikim w porównaniu do mnie.
Kiedy oderwał ode mnie swoje cudowne, malinowe wargi, które teraz znacznie się zaczerwieniły pod wpływem składania tylu pocałunków na raz, postanowiłam wykorzystać okazję i oznaczyć go w taki sam sposób, w jaki on oznaczał mnie. Przynajmniej nie tylko ja będę musiała się tłumaczyć ze sterty malinek na szyi.
Podczas gdy ja zachłannie całowałam go po szyi co chwile przygryzając i zasysając miejsca nad jego uchem, ciepłe dłonie Louisa dostały się pod jego bluzę, która aktualnie miałam na sobie zbliżając się do moich piersi. Wydałam z siebie przeciągły jęk, kiedy jego dłoń objęła moją lewa pierś. Mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej, a w podbrzuszu rozlała się we mnie fala przyjemnego ciepła. Jęki, w momencie, gdy jego dłonie zaczęły masować obie moje piersi na raz uciekały z moich ust jeden po drugim. Nie byłam w stanie nad tym zapanować, chociaż bardzo bym chciała.
- Przyjemnie ci teraz, prawda? - zapytał pół szeptem Louis, chociaż było to chyba bardziej stwierdzeniem. On to wiedział. Nie musiał mnie o to pytać, ale dzięki temu budował swoje ego.
Pokiwałam głową potwierdzająco. Normalnie zostawiłam bym to pytanie bez komentarza, bo przecież to jest takie oczywiste, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię Louis może przestać, a tego bardzo bym nie chciała. Nie teraz, nie w tym momencie.
- Czyli mam rozumieć, że dzisiejsze zajęcia sobie odpuszczasz i zostajesz u mnie? - wymruczał w moja szyję.
- O cholera, zapomniałam. - błyskawicznie puściłam nogami Louisa i pobiegłam do telefonu sprawdzając nerwowo godzinę. Moje erotyczne myśli zostały natychmiast odgonione, a jedyne co miałam w głowie to migająca, czerwona lampka przypominająca o szkole. Mama na pewno nie będzie zadowolona z tego, że spóźnię się na pierwszą lekcję o ile w ogóle uda mi się na nią pójść. Na moje nieszczęście dochodziła prawie dziewiąta co oznaczało, że pierwsza lekcja zaczęła się już 5 minut temu. W skrzynce miałam kilka nieodczytanych wiadomości od Kate, jednak nie był to dobry moment na ich czytanie. Za bardzo mi się spieszyło.
- Louis, czy mógłbyś mnie zawieźć do domu? - poprosiłam go wkładając telefon do kieszeni jego spodni, które wisiały mi w kroku. Było to strasznie niewygodne, bo co chwilę musiałam je podciągać, ale w końcu lepsze to niż powrót w samych majtkach.
Lou zgodził się mnie zawieźć (może dla tego, że miał innego wyboru) i po chwili siedzieliśmy w jego lamborghini. Co chwilę śmiał się z mojego stroju, bo rzeczywiście prezentowałam się dosyć śmiesznie w jego za dużych na mnie ubraniach, swoim płaszczu i wysokich szpilkach, dlatego co chwilę trącałam go gniewnie w ramię chociaż mnie samą śmieszyło to jak wyglądam.
Gdy białe lamborghini stanęło na krawężniku przy równo poustawianych obok siebie, angielskich domkach z cegły wysiadłam z niego pospiesznie przelotnie całując Louisa w policzek i dziękując za podwózkę. Proponował mi, że na mnie poczeka i zawiezie mnie jeszcze do szkoły, ale grzecznie odmówiłam mu, tłumacząc, że i tak już dużo dla mnie zrobił, a jego ubrania oddam mu przy najbliższej okazji. Z biało - czarnej torebki przewieszonej na ręku wyjęłam pęk kluczy i otworzyłam drzwi, a następnie zamknęłam je z hukiem i popędziłam schodami na górę, do swojej sypialni.
Wszystko robiłam byle jak, przez to, żeby nie spóźnić się na drugą lekcję. W pośpiechu zrobiłam makijaż, spakowałam książki do torby i zdjęłam z siebie rzeczy Louisa przebierając się w swój luźny, biały sweter i bordowe, opinające spodnie. Nie miałam za specjalnie czasu na dobieranie czadowego outfitu, dlatego założyłam na siebie pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły mi w ręce. Z czarną torbą przewieszona na ramieniu, zbiegłam na dół po drodze wkładając telefon do kieszeni nawet nie włączając go i nie sprawdzając, która jest godzina. Bez tego wiedziałam, że mam mało czasu.
W rekordowym czasie, dziesięciu minut dotarłam pod budynek szkoły. Od razu po tym, kiedy przekroczyłam próg zadzwonił dzwonek na przerwę, a wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich sal, przez co na korytarzach zrobił się nie mały tłum. Z trudem przecisnęłam się do szatni, gdzie zostawiłam swoją kurtkę i szalik zamoczony przez roztopione na nim płatki śniegu. Tego roku w Anglii zima jest wyjątkowo sroga, a w prognozach pogody zapowiadają jeszcze większe mrozy.
- Jest i nasza pani spóźnialska! Wysłałam do ciebie chyba z sześć SMS-ów, ale na żaden mi nie odpisałaś. - zza moich pleców wyłoniła się Kate, a za nią Lily. Obie stały przede mną z założonymi rękami oczekując zapewne na wyjaśnienia. Znamy się od wielu lat i wiedzą, że bardzo rzadko spóźniam się na lekcje, a jeśli już się spóźnię zawsze coś się za tym kryje, dlatego nie było sensu ich okłamywać.
- Byłam u Louisa i dopiero przed chwila od niego wróciłam. Wstaliśmy późno i przez to nie wyrobiłam się na pierwszą lekcję. - wytłumaczyłam zarzucając z powrotem torbę na ramię i idąc w stronę sali, gdzie miałam mieć teraz lekcje. Lily otworzyła szeroko oczy, a Kate skrzywiła się z niesmakiem na sam dźwięk jego imienia, jednak obie poszły za mną wychodząc z szatni.
- Musisz nam zaraz wszystko opowiedzieć! - wykrzyknęła wesoło Lily siadając na ławce przed salą 26 i ciągnąc mnie za sobą.
- Ja chyba daruje sobie historię tego niedoszłego mordercy. - westchnęła Kate, ale również usiadła na ławce obok mnie.
- Kate. - Lily trąciła ją w ramię posyłając jej karcące spojrzenie. - Nie możesz cały czas żyć przeszłością i w kółko przypominać nam o tamtym wypadku.
- Mówię tylko jak jest. No ale możemy uznać, że na chwilę o tym zapomniałam. Więc opowiadaj Lucy, jesteśmy bardzo ciekawe powodu twojego spóźnienia. - na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się szeroki uśmiech. Dużo osób myśli, że Kate jest wredna, ale to nie prawda. No dobrze. może po części to prawda, bo rzeczywiście potrafi czasami taka być, ale jest naprawdę dobrą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na niej polegać. To, że jest taka chłodna w stosunku do innych osób wynika głownie z problemów w jej rodzinie. Rodzice nie bardzo się nią interesują. Od kilku lat prowadzą swoją firmę, przez co rzadko są w domu i nie mają czasu na zajmowanie się swoimi dziećmi. Matka i ojciec Kate, pojawiają się w domu tylko na noc, w weekendy i w święta, a czasami nawet i wtedy nie. Kate w zasadzie ma tylko mnie, Lily i swojego starszego brata -
Zayna, który stara się zastąpić jej rodziców. Jesteśmy jedynymi osobami najbliżej niej. Osobami, które znają ją naprawdę. Innym tylko wydaje się, że ją znają.
- Więc zaczęło się od tego, że zaprosił mnie do siebie na obiad... - w skrócie opowiedziałam dziewczynom cała historię z Louisem pomijając to jak prawie zrobiłam mu dobrze dłonią. Stwierdziłam, że nie musza tego wiedzieć. Wiem, że by mnie nie oceniały, ale chyba spaliłabym się ze wstydu, jeśli wyszłoby to z moich ust.
- Nie wierzę całowałaś się z nim?! - miałam wrażenie, że Lil chyba słyszy cała szkoła, dlatego gestem kazałam jej być cicho. Blondynka uśmiechnęła się niewinnie i usiadła z powrotem na swoje miejsce, z którego wcześniej musiała aż wstać, żeby podkreślić swoje podekscytowanie tym faktem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa Lucy, ale chyba wiesz czego się boję. - zabrała głos Kate siedząca po mojej prawej stronie. Chodziło jej oczywiście o to, czego i ja się obawiałam. A mianowicie o to, że Louis w końcu mnie zostawi, zrani i zaśmieje się prosto w twarz, z tego jak łatwo dałam mu się zwieść.
- Jeśli mam być z tobą szczera to też się tego boję. - przyznałam skupiając wzrok na brązowych oczach Kate. Ona i Zayn mieli dokładnie takie same oczy. Doszłam do wniosku, że chyba obydwoje odziedziczyli je po ich mamie, bo mają innych ojców. Mówiła mi, że biologiczny ojciec jej brata, odszedł od ich matki, niedaleko po urodzeniu Zayna. Później poznała ojca Kate, a mały Zayn zaczął go nazywać swoim tatą i tak już zostało do tej pory.
- Kate, wszędzie cie szukałyśmy! - wszystkie trzy podniosłyśmy głowy. Nad nami stała Judie Edwards, a tuż przy niej Naomi Thompson. Dwie szkolne, przyjaciółki Kate, które chodzą za nią niemal wszędzie.
Krok w krok. Coś w rodzaju świty. Czasami jest to trochę irytujące, kiedy takie dwie stoją przy tobie jak kołki i nie dają ci porozmawiać z przyjaciółką, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.
- Rozmawiam teraz z kimś, nie widzicie? - rzuciła im chłodno.
- Owszem widzimy. - odezwała się Naomi. - Ale chyba miałyśmy udekorować twoje zaproszenia?
- Jakie zaproszenia? - zaciekawiłam się.
- Kate ma za niedługo urodziny. Organizuje z tej okazji huczną imprezę. - wyjaśniła mi szybko Lily.
- Oh, będziemy zaproszone?
- Jak mogłabym nie zaprosić moich najlepszych przyjaciółek? - rozpromieniła się Kate wstając z ławki, zarzucając swoją czarną torbę z Nike na ramię i stając przy Naomi i Judie. - Dołączę do was później kiedy tylko skończę z tymi zaproszeniami.
- Jasne. - odparłam razem z Lily posyłając jej ciepły uśmiech. - Już nie mogę się doczekać twojego przyjęcia urodzinowego. Na pewno będzie wspaniałe.
- Dzięki, też mam taka nadzieję.
Kate posłała uśmiechnęła się do nas i pomachała na pożegnanie, a potem zniknęła gdzieś w szatni razem ze swoimi koleżankami. Trochę zasmucił mnie fakt, że musiała iść. Chciałam dokończyć z nią rozmowę, którą zaczęłyśmy. Zawsze lepiej się czuję, kiedy jesteśmy w komplecie.
- Jaką masz teraz lekcję? - zagadała mnie Lily.
- Umm... chyba biologię, a ty?
- Fizyka. Szczerze nienawidzę pani Wiliams. Zawsze narzeka, kiedy się spóźniam.
- Więc może przestaniesz się spóźniać? - zaśmiałam się.
Zanim Lily zdążyła cokolwiek mi odpowiedzieć, na korytarzu rozległ się głośny dzwonek. Pożegnałyśmy się szybko umawiając się na kolejnej przerwie, i każda z nas poszła do swoich sal.
Po wejściu do sali usiadłam cicho w ławce na samym końcu obok Cassie, i w zasadzie to całą lekcję przegadałyśmy. Stwierdziłam, że chyba muszę zacząć siadać sama jeśli chcę cokolwiek zapamiętać z lekcji. Siedząc przy kimś strasznie trudno skupić mi się na tym co mówi nauczyciel. Skupiam się tylko i wyłącznie na rozmowie, jak zresztą prawie każdy uczeń. Jak się dowiedziałam od mojej koleżanki podczas mojego już drugiego w tym roku pobytu w szpitalu cała szkoła zaczęła plotkować o moim mniemanym romansie z Louisem rozsianego oczywiście przez nikogo innego jak Mię Smith we własnej osobie. Przysięgam, że jak tylko znajdę tę wywłokę urwę jej głowę bez względu na konsekwencje.
- Ale nie martw się. - dodała szybko Cass. - Za niedługo to wszystko ucichnie. W końcu się tym znudzą i znajdą inny temat do rozmów.
- Pewnie masz rację. - westchnęłam przepisując pracę domową z tablicy.
Kiedy tylko na szkolnym korytarzu rozbrzmiał dzwonek na przerwę, szybko pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam. Idąc korytarzami słyszałam szepty dziewczyn. Co chwilę padało nazwisko Louisa i moje. Cassie miała rację. Jestem na językach całej szkoły i to wszystko przez tą sukę. Byłam na nią wściekła, ale nie zamierzałam tak łatwo dać się jej wyprowadzić z równowagi, bo jej właśnie o to chodzi. Ostatnio skończyło się to dla mnie czterodniowym pobytem w szpitalu i bynajmniej nie zamierzałam robić sobie powtórki z wrażeń.
Ignorując szepty innych poszłam schodami na górę zmierzając prosto do miejsca w którym umówiłam się z Lily. Oparłam się o parapet z odrywającą się listwą. Zasłonki powieszone w oknach chyba dawno nie były prane, bo już od dawna nie maja tej samej bieli, a w niektórych miejscach zrobiły się dziury. Nagle zza rogu wyszła dziewczyna o jasnych, blond włosach. Oderwałam się od parapetu i poszłam w tamtą stronę myśląc, że to Lil, ale jednak pomyliłam się... Obcisła, czerwona bluzka i dżinsowa miniówka w środku zimy to nie jej styl, ani nikogo innego jak największej zdziry w tej budzie. Mii.
- Cześć Lucy. - zaszczebiotała z udawaną radością podbiegając do mnie razem ze swoją świtą takich samych zdzir jak ona. Wszystkie są siebie warte.
- Czego chcesz Mia? - starałam zdobyć się na najbardziej oziębły a jednocześnie obojętny ton na jaki było mnie stać.
- Plotki szybko się roznoszą, co? A zwłaszcza takie gorące jak romans ze sławnym piłkarzem. - zaśmiała się sarkastycznie, a za nią jej równie puste i głupie koleżanki. Co do mnie to miałam szczerą ochotę przywalić jej w ten jej pusty łeb. Naprawdę nie rozumiem jak jej ojciec może z nią wytrzymywać i to w dodatku pod jednym dachem. Powinien dostać za to nagrodę Nobla.
- Wal się. - warknęłam.
- Czyżby nasza słodka, niewinna Lucy się zdenerwowała? - Mia wykrzywiła się w udawanym zatroskaniu.
- Nie pozwalasz sobie na za dużo, Mia? - odwróciłam się rozpoznając głos Kate. Rzeczywiście to była ona, ale na szczęście sama. Bez Naomi i Judie. Chwile potem, kiedy Kate stanęła naprzeciwko Mii, zza rogu wyszła Lily z dwoma podręcznikami w ręku. Stała przez chwile w osłupieniu próbując zrozumieć co się właśnie dzieje, a później wolnym krokiem zaczęła zmierzać w kierunku mnie, Kate, Mii oraz jej świty.
- Podejdź tu Johnson, zobaczysz jakie świetne przedstawienie zaraz się odbędzie. - zarechotała Mia zapraszając gestem Lil bliżej.
- O co ci znowu chodzi Mia? - spytała Lily wyraźnie zdenerwowana.
- Wasza przyjaciółka jest zwykłą dziwką. Puszcza się za kasę. Oto co się dzieje.
- Jeśli zaraz nie zamkniesz tej swojej niewyparzonej gęby to obiecuję ci, że...- ręka Lily zacisnęła się w pięść gotowa do zamachu. Już ją miałam powstrzymać i wytłumaczyć, że nie warto, kiedy wyręczyła mnie Kate. Złapała jej rękę w locie i opuściła w dół nie spuszczając wzroku z Mii. Patrzyła na nią z zupełnym spokojem, tak jakby nic się nie działo. Ale ja za dobrze ją znam, żeby nie wiedzieć, że jest ostro wkurzona, ale nie pokazywała tego po sobie. Udawała spokój, żeby coś osiągnąć tylko na razie nie wiedziałam co.
- Zostaw ją Lily. - powiedziała najbardziej opanowanym głosem jaki kiedykolwiek u niej słyszałam.
- Ona właśnie tego chce. Chce nas sprowokować. To jest część jej gry.
- Brawo, Parker. Nie spodziewałam się tego po twoim małym móżdżku.
- Nie obrażaj jej. - natychmiast wstawiłam się za Kate, ale ona tylko uciszyła mnie gestem.
- Myślisz, że skoro masz bogatego tatusia możesz wszystko. - zaczęła zbliżając się do Mii. - Sponsoruje wszystkie szkolne wycieczki za granicę i wpłaca niewyobrażalne sumy do rady rodzicielskiej tylko po to, żeby nie wywalili cię z tej szkoły. Prawda jest taka, że gdyby nie on i jego pieniądze już dawno by cię tu nie było. Sprzątałabyś ulice, a po nocach dorabiałabyś sobie w burdelu. Taka jest prawda o tobie, Smith.
Mia na przemian otwierała i zamykała buzię jak ryba dopiero co wyjęta z wody. Przez chwilę nie mogła nic z siebie wydusić. Byłam dumna z mojej przyjaciółki, że tak porządnie jej dogadała i miałam szczerą nadzieję, że zostawi nas w spokoju obawiając się przed swoja kolejną spektakularną porażką, jednak nasza przewaga, a może raczej przewaga Kate nie trwało zbyt długo. Mia postanowiła bronić swojego i nie dopuścić do tego, żeby to ona stała na straconej pozycji.
- Zwyczajnie mi zazdrościsz. - wysyczała przez zaciśnięte zęby do Kate. - Zazdrościsz mi tego, że mój tata się mną interesuje w przeciwieństwie do twoich rodziców. Ty nie masz rodziców, ciebie wychowuje twój starszy braciszek, który sam ledwo się trzyma. Oboje jesteście tak samo żałośni.
To był już cios poniżej pasa, nawet jak na Mię. Temat rodziców i Zayna jest dla Kate ciężki, dlatego prawie nigdy go nie porusza. Wszyscy jednak wiedzą o tym, że to Zayn sprawuje nieoficjalną opiekę nad swoją siostrą. To on przychodził na jej zebrania, od kiedy tylko skończył 18 lat. Odbierał ją z zajęć tanecznych na które kiedyś chodziła. Zastępuje jej rodziców, którzy całymi dniami przesiadują w pracy. Mia nie miała prawa tego mówić. Nikt nie ma prawa tego mówić nawet jeśli nie lubi Kate.
Chciałam ją bronić i sama powiedzieć coś tej tlenionej blondynie, która uważa się za królową tak samo jak Lily, która już otwierała usta i podchodziła do niej z zaciśniętymi pięściami, ale Kate była szybsza. Trzy koleżanki Mii, które wytrwale stały u jej boku przez cały ten czas otworzyły usta, a ich oczy zrobiły się jak spodki. Lily zastygła w pół kroku podobnie jak ja. Nikt nie potrafił uwierzyć w to co właśnie się stało. Kate uderzyła Mię w policzek, a jej siła była zdumiewająca jak na nią. Głowa Mii odchyliła się w bok, a ona natychmiast złapała się za swój piekący policzek. Podczas uderzenia słychać było głośny plask, więc mogę sobie wyobrazić jak silne było to uderzenie, ale nie jest mi jej ani trochę szkoda. Należało się jej. Jedyne czego się obawiam to to, że Kate może mieć przez to poważne kłopoty biorąc pod uwagę pozycje ojca Mii. Za cztery miesiące czekają nas egzaminy końcowe i nie było by za ciekawie, gdyby Kate z powodu ataku na tę pustą lalę nie mogła do nich przystąpić.
Kate stała nad Mią z zaciśniętymi zębami i ustami złożonymi w cienką linię. Nie chciałam, żeby zrobiła coś czego później będzie żałować, dlatego szybko podbiegłam do niej odciągając ją na bezpieczną odległość.
- Kate uspokój się wiesz, że to ci może poważnie zaszkodzić.
- Ta suka zapłaci za to co powiedziała o tobie i moim bracie. - wycedziła przez zęby nie patrząc ani na chwilę na mnie, ale na Mię, która już podchodziła do niej odganiając się od swojej zaniepokojonej świty. W międzyczasie w miejscu gdzie właśnie stałyśmy zebrał się niezły tłum uczniów ze wszystkich klas. Wszyscy szeptali między sobą i z zaciekawieniem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. Już chyba wiedziałam co będzie następnym tematem do rozmów w tej szkole...
Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Mia w zemście oddała Kate policzek, a ta nie mogła zostać jej dłużna i pociągnęła ją za włosy, a następnie uderzyła nią o ścianę. Uczniowie zaczęli kibicować raz Kate raz Mii, dopóki, któryś z nich nie poszedł do pokoju dyrektora. Po kilkunastu sekundach na środku całego zajścia stanął dyrektor Hetfield rozdzielając obie zdenerwowane do granic możliwości Kate i Mię. Następnie jego wzrok spoczął na mnie, a potem na Lily jakby chciał się zapytać czy wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Lily spuściła głowę i odwróciła wzrok, a ja poszłam w jej ślady. Nie wiedziałam jak się zachować w tej sytuacji.
- Parker idziesz do mojego gabinetu, a ty Smith poczekasz przed gabinetem na swoją kolej. Natomiast wy. - wskazał wzrokiem na mnie i Lil, która teraz stała blisko, u mojego boku co chwilę zerkając na mnie z obawą. - Również pójdziecie ze swoją przyjaciółką.
- Dlaczego? - spytała cicho Lily prawie niesłyszalnym głosem.
- Bo byłyście świadkami tej dzikiej bitwy, która właśnie się tu rozegrała i podejrzewam, że wiecie o co im poszło, a one nie powiedzą mi za wiele. Zbyt dobrze znam te dwie. - dyrektor gestem wskazał swój gabinet i zaczął do iść w jego stronę będąc pewien, że postąpimy tak samo. Nagle wstąpiła we mnie złość na dyrektora Hetfielda. To nie pierwszy raz, kiedy Kate się za coś obrywa, ale teraz to kategorycznie nie jej wina, a dyrektor na pewno weźmie stronę Mii, bo przecież nie ma innego wyboru. Inaczej straci głównego sponsora.
- Chyba nie potrzebuje pan naszej wersji wydarzeń, skoro i tak będzie pan bronił Mii. Wszyscy wiemy z jakiego powodu. - Lily spojrzała się na mnie spod uniesionych wysoko brwi z widocznym niedowierzaniem. Ja też nie wiedziałam, że jestem zdolna do pyskówek z dyrektorem szkoły, ale czułam, że muszę bronić Kate. Ona postąpiłaby na moim miejscu tak samo. I Lily na pewno też, gdyby zaszła taka potrzeba. Zdawałam sobie sprawę z konsekwencji jakie mogę za to ponieść, ale szczerze? Nie obchodziło mnie to. To co powiedziałam było czystą prawdą i Hetfield też o tym wiedział, ale nie może powiedzieć tego na głos.
- Do gabinetu. - wysyczał dyrektor cały się trzęsąc ze złości. Spodziewałam się, że za chwile zrobi mi kazanie o szacunku do starszych, ale chyba biedaczysko nie miał już na to wystarczająco siły. Cóż, lepiej dla mnie.
Wszystkie trzy weszłyśmy przez dębowe drzwi z tabliczką ''Gabinet Dyrektora". W środku sekretarka - pani Jonas siedziała przebierając w papierach przy włączonym laptopie z którego leciała piosenka Justina Timberlake'a '' Cry Me A Rivier". Trzeba zauważyć, że jest jego zapaloną fanką. Ma tą piosenkę nawet na swoim dzwonku, a rok temu chodziła po korytarzu i wypytywała każdego kogo spotkała na swojej drodze czy nie wie może kiedy bilety na jego koncert będą już w sprzedaży.
Dyrektor otworzył następne drzwi prowadzące do jego stałego posiedziska zwanego również "czerwonym dywanikiem" i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na podłodze leżał podłużny czerwony dywan, w kącie była biała, obita skórą kanapa, a dalej jego biurko z tabliczką "James Hetfield". Już raz znalazłam się w tym miejscu, na samym początku mojej nauki w liceum. Kilka uczniów ze starszych klas rozprowadzało po szkole marihuanę. Dyrektor przepytywał każdego kto cokolwiek widział, żeby złapać szkolnych dilerów, jednak dilerzy ukończyli szkołę zanim Hetfield zdążył przyłapać ich na gorącym uczynku.
- Więc kto mi powie o co chodziło na korytarzu? - starszy, siwiejący mężczyzna usiadł na skórzanym fotelu za swoim biurkiem opierając głowę na rekach i w czekając na wyjaśnienia.
Lily bawiła się swoimi palcami, ani na chwilę nie podnosząc wzroku, Kate wpatrywała się w ścianę naprzeciwko z uniesioną wysoko głową, a ja milczałam. Nie zamierzałam mówić dopóki któraś z moich przyjaciółek nie odezwie się pierwsza. Z bardzo obawiałam się tego, że każde moje słowo może być wykorzystane przeciwko Kate, więc uznałam za stosowne siedzenie chicho niż palniecie jakiejś głupoty.
- Widzę, że żadna z was nie zamierza nic mówić. - wywnioskował inteligentnie dyrektor Hetfield. - Dobrze, w takim wypadku dzwonię po twoich rodziców Parker, może przy nich zaczniesz mówić.
Kate spojrzała na dyrektora i roześmiała się na cały głos.
- Myśli pan, że odbiorą? Są na pięciodniowej delegacji i proszę mi wierzyć, że dodzwonić się do nich graniczy z cudem, a nawet jeśli panu by to się udało nie wrócą nagle ze Szwecji specjalnie dla pana.
Dyrektor spojrzał groźnie na Kate z powątpiewająca miną. Nie odpowiedział jednak nic, a chwycił za słuchawkę i nie spuszczając wzroku z moje przyjaciółki przyłożył telefon do ucha uprzednio spisując numer z dziennika leżącego przed nim.
- Myślisz, że Kate będzie miała duże kłopoty? - spytała mnie szeptem Lily.
- Nie wiem, ale na razie na to się zapowiada. - odpowiedziałam jej również szeptem spoglądając na Kate, która usiadła na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem Hetfielda.
Nogi zaczęły powoli boleć mnie od stania, dlatego w ciszy przysiadłam na kanapie niedaleko dyrektora, a Lily poszła w moje ślady siadając na miejscu obok mnie.
- Rzeczywiście nie odbierają. - odezwał się po chwili dyrektor próbując zachować swoja wyćwiczoną, poważna minę. - Dzwonię w takim razie do twojego brata, Kate.
- Ma teraz zajęcia na Akademii, a zresztą niech pan go w to nie miesza.
Mimo jej protestów dyrektor zadzwonił do Zayna i powiadomił go o zaistniałej sytuacji. Udało mi się usłyszeć część tej rozmowy przez to, że dyrektor ma już swoje lata i głośnik w telefonie ma ustawiony na maksimum tak, że osoba obok z łatwością może dowiedzieć się o czym w danej chwili rozmawia. Rozmowa nie była zbyt ciekawa. Zayn od razu zgodził się przyjechać, a po jego głosie było słychać, że jest zły na siostrę.
Po 15 minutach napiętego oczekiwania w milczeniu słychać było rozmowę dwóch osób w przedsionku, gdzie miejsce pracy miała sekretarka, a po chwili dębowe drzwi otworzyły się szeroko i stanął w nich oczekiwany przez wszystkich gość - Zayn. Hetfield wstał ze swojego miejsca podając rękę bratu Kate i wskazując na miejsce obok niej.
- Cholera nie widziałam go tylko parę tygodni, ale moim zdaniem niesamowicie wyprzystojniał. - wyszeptała Lily z wyraźnym podekscytowaniem. Faktycznie Zayn prezentował się tego dnia nadzwyczajnie. Miał na sobie luźne, jeansowe spodnie opuszczone w kroku, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. Czarne, lekko wyżelowane włosy dodawały mu seksapilu, a te brązowe oczy sposób, w jaki patrzył to na dyrektora to na swoją siostrę, która jak zwykle wszystko miała gdzieś i najzwyczajniej w świecie bawiła się swoim telefonem przewijając coś na nim i nie zwracając uwagi na to gdzie się teraz znajduje.
- Nie zapominaj, że to przyrodni brat twojej przyjaciółki i w dodatku ma już dziewczynę, z którą Kate się przyjaźni. - powiedziałam również przypominając to samej sobie, szybko karcąc się za to, ze przez chwilę sama fantazjowałam o Zaynie.
- Kate, co się faktycznie tutaj stało. - brunet spojrzał groźnie na Kate, ale ona nawet nie podniosła na niego wzroku znad komórki, która trzymała w reku.
- Parker odłóż ten telefon. - dołączył się Hetfield patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
- Kate. - szepnęła Lily patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Obie bardzo chciałyśmy jej pomóc, ale nie było to takie łatwe, a fakt, że nasza przyjaciółka przyjęła postawę ''nic mi frajerzy nie zrobicie" w niczym nie pomagała. W końcu włożyła telefon do kieszeni i spojrzała na Zayna.
- Broniłam ciebie i Lucy, powinieneś mi za to podziękować a nie mieć do mnie o to pretensje.
- To znaczy? Możesz powiedzieć coś więcej? - Zayn spojrzał pytająco najpierw na siostrę., potem na mnie. Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć więcej czy milczeć. Nie chciałam zrobić nic wbrew woli Kate w końcu to chyba ona powinna wszystko powiedzieć, ale może gdybym ją z tego wyręczyła to by jej pomogło.Wzrok Hetfielda podążył za wzrokiem Zayna i po chwili również spoczął na mnie. Wszyscy, którzy znajdowali się w tym pomieszczeniu wpatrywali się we mnie jakbym ukrywała jakąś niezwykle ważną informację potrzebną do powstrzymania zagłady, a ja czułam się jak w pułapce.
- Mów Lucy. - domagał się dyrektor. - Ty chyba najlepiej wszystko wiesz.
Zerknęłam pytająco na Kate, a ona skinęła głową. Cała jej pewność siebie, którą zawsze w sobie miała wyparowała. Była zrezygnowana, przygnębiona. Tak jakby dała za wygraną i pogodziła się z faktem, że prawdopodobnie wyleci ze szkoły.
Zaczęłam opowiadać to wszystko co stało się na korytarzu. To jak Mia powiedziała o rodzicach Kate i to jak się potem pobiły. Pominęłam jednak to jak mnie obraziła, ponieważ mówiąc to musiałabym powiedzieć o Lousie, a nie chciałam tego robić. Uważałam, że Hetfield nie powinien tego wiedzieć. To jest dla mnie zbyt osobiste. Podejrzewam, że przy rozmowie z Mią i tak się o tym dowie, ale przynajmniej nie wypłynie to z moich ust i to nie ja będę musiała o tym mówić.
- Kate mówiła, że Mia cię obraziła. Co powiedziała? - oczywiście stało się najgorsze. Dyrektor James Hetfield aka Sherlock Holmes. Miałam dość tej rozmowy. To Mia powinna za wszystko tu teraz siedzieć i mówić o wszystkim, a nie my. Nienawidzę tego, że tej suce zawsze wszystko uchodzi na sucho. Nienawidzę jej.
- Po prostu ją obraziła to chyba wystarczy, prawda? - wtrąciła się Lil, która do tej pory niewiele mówiła. - Powinien pan rozmawiać też z nią nie tylko z nami. Wylejcie w końcu tą zdzirę ze szkoły!
- Johnson, Jak ty się wyrażasz?! A po drugie, to ja decyduje o tym kto zostaje w tej szkole, a kto nie! - dyrektor podniósł głos i wstał ze swojego miejsca co źle wróżyło dla całej naszej trójki.
- I właśnie dlatego ma pan problemy ze swoimi uczniami. - dorzuciłam mając nadzieje, że dyrektor nie usłyszy tej uwagi z mojej strony. Stało się jednak inaczej. Hetfield spojrzał na mnie groźnie piorunując mnie swoim wzrokiem, po czym zacisnął zęby.
- Wszystkie zachowujecie się niedorzecznie. Nie macie prawa podnosić na mnie głosu i macie mnie szanować! - jego głos nadal był uniesiony, ale żadnej z nas za specjalnie to nie obchodziło.Przyznam, że trochę śmiesznie było wyprowadzać go z równowagi i patrzeć jak się przez nas denerwuje.Jego twarzy przybierała wtedy kolor buraka, a dziurki w nosie rozszerzały się jak u rozwścieczonego byka. - Mia też nie uniknie rozmowy ze mną, ale najpierw chciałem porozmawiać z tylko wami, ponieważ nie sądzę by dobrym pomysłem była rozmowa z wami wszystkimi.
- Panie Hetfield, proszę, o nie wydalanie mojej siostry ze szkoły. - zabrał głos Zayn mówiąc powoli i spokojnie mając nadzieję, że to podziała na dyrektora. Rzeczywiście miał rację, dyrektor usiał na swoim miejscu i ze spokojem wysłuchiwał tego co ma mu do powiedzenie Zayn. Wydawał się już nawet nieco uspokojony i bardziej opanowany. - Jestem pewien, że ona jak i jej przyjaciółki. - gestem wskazał na mnie i na Lily. - nigdy więcej nie odważą podnieść na pana głosu, a także nie powiedzą nic, co mógłby pan odnieść za swoją zniewagę. Dziewczyny, chyba nalezą się waszemu dyrektorowi jakieś przeprosiny, nie uważacie?
Z niechęcią podniosłyśmy się ze swoich miejsc i razem z Lily i Kate przeprosiłyśmy Hetfielda, który uśmiechnął się z zadowoleniem na swoim fotelu. Może rzeczywiście trochę przegięłyśmy, ale ja bynajmniej nie żałowałam tych kilku słów prawdy, które mu powiedziałam. Lepiej jednak było nie narażać się mu jeszcze bardziej i dać za wygraną, Zwłaszcza przez fakt, że mógł za takie zachowanie nie dopuścić nas do egzaminów końcowych,a to nie byłoby już takie zabawne.
- Możecie już wyjść i iść na lekcje.- zwrócił się do nas dyrektor. - Ale pana, panie Malik, prosiłbym o pozostanie. To nie zajmie długo.
Zgodnie z jego poleceniem wszystkie trzy opuściłyśmy ten przeklęty gabinet, który teraz z całą pewnością nie będzie nam kojarzył się dobrze.Przy wyjściu pani Jonas posłała nam współczujące spojrzenie znad swoich papierów i laptopa, z którego nadal leciała muzyka Justina Timberlake'a. Po opuszczeniu pomieszczenia wzrok całej naszej trójki skierował się na jedno z plastikowych krzesełek, gdzie siedziała Mia z telefonem w ręku. Na nasz widok podniosła głowę znad ekranu i wykrzywiła pomalowane na czerwono usta w złośliwym uśmiechu.
- Jak rozmowa z Hetfieldem?
- Martw się o swoją kolej. - rzuciła jej Kate zwijając dłonie w pięści. Obawiałam się, że może ponownie stracić nad sobą panowanie, kiedy Mia ją do tego sprowokuje, dlatego odciągnęłam ją na bok i usiadłyśmy na krzesełkach z daleka od Mii nie pozwalając jej na dalsze rozmowy z tą pustą, solarnianą lalunią. Po kilku minutach dębowe drzwi otworzyły się.Wyszedł z nich Zayn razem z dyrektorem, który zaprosił Mię do środka i drzwi ponownie się za nim zamknęły. Brunet zbliżył się do nas szybkim krokiem stając z założonymi rękami przed Kate, która natychmiast wstała wbijając wzrok w swoje brązowe botki na lekkim obcasie.
- To już kolejny raz kiedy muszę chodzić do twojego dyrektora i ratować ci tyłek, żeby nie wywalili cię ze szkoły. - powiedział z pretensją w głosie. Postanowiłam także podnieść się ze swojego miejsca, żeby w razie potrzeby pomóc Kate udobruchać jej brata.
- Daj spokój to dopiero trzeci raz. - machnęła ręką podnosząc na niego wzrok. Po jej oczach widziałam, jednak, że trochę obawia się reakcji Zayna. Widziałam również to jak ciężko jest Zaynowi nie zacząć na nią wrzeszczeć, bo nawet z daleka było widać, że ma na to ogromną ochotę.
- Dopiero albo aż, ale w twoim wykonaniu to rzeczywiście dopiero. Ciekawe co by powiedzieli na to rodzice, co?
- Nie powiesz im o tym. - wysyczała Kate.
- A może powinienem? Mam dosyć tego, że przez cały czas sprawiasz jakieś problemy. To oni powinni cię wychowywać a nie ja, bo ja sobie z tym nie radzę. Jesteś ode mnie młodsza cztery lata*, a zachowujesz się tak jakbyś była młodsza jakieś dobre dziesięć! - Zayn uniósł głos
- Nie masz prawa na mnie krzyczeć! A jeśli sobie ze mną nie radzisz to mnie zostaw! Wyprowadź się i żyj własnym życiem bez wkurwiającej, młodszej siostry! - Kate rzuciła Zaynowi ostatnie złowrogie spojrzenie i pobiegła schodami na dół.
- Pobiegnę za nią. - rzuciła szybko Lily i ruszyła tam, gdzie zniknęła Kate. Co do mnie, cóż zostałam z Zaynem sama. Przez pierwsze chwile milczałam, bo stwierdziłam, że musi dojść do siebie. Usiadł na jednym z krzeseł i schował głowę w dłonie. Przysiadłam obok niego czekając, aż coś powie. Kiedy będzie gotowy ze mną rozmawiać. Było mi go żal. Wiem, że chce dla siostry jak najlepiej i to co wykrzyczał do niej w złości nie było prawdą. Jest mu ciężko z ciężarem jaki na niego spadł i w pewnym sensie go rozumiem. Ja po śmierci mojego taty mimo własnego ogromnego bólu musiałam być podporą dla mojej mamy, która beze mnie pewnie nie poradziłaby sobie, żeby znów stanąć na nogi i żyć tak jak dawniej. Każdy ma w swoim życiu coś z czym sobie nie radzi i nie jest to powodem do wstydu. Myślę, że to uczy jak sobie nawzajem pomagać nawet na pozór głupią rozmową.
Nie wstydziłam się przebywać blisko Zayna tak jak wcześniej. W dużej mierze dzięki jego niezapowiedziana wizytę w moim domu. To dodało mi śmiałości w stosunku do niego.
- Zayn. - zaczęłam powoli widząc, że sam nie prędko zacznie coś mówić. - Wiem, że wcale nie chciałeś tego powiedzieć. Kiedy oboje trochę ochłoniecie, powinieneś porozmawiać z Kate. - doradziłam mu łagodnym głosem.
Brunet spojrzał na mnie niepewnie. Z oczu płynęły mu łzy.
- Każdego dnia próbuję zastąpić jej rodziców, ale nie potrafię mnie samemu jest z tym ciężko....
- Wiem, Zayn. To nie twoja wina. - przysunęłam się bliżej niego i spojrzałam na niego łagodnie, po czym przytuliłam go do siebie delikatnie gładząc go przy tym po plecach. To zawsze pomaga, gdy możesz się do kogoś przytulic i wypłakać na ramieniu. Przynajmniej mi, dlatego miałam nadzieję, że jemu też to pomoże i nie odsunie się ode mnie.
- Ale Kate myśli inaczej. - powiedział drżącym od płaczu głosem wtulając się mocniej w moje ramię.
- Uwierz mi, że nie myśli. Gdyby tak myślała nie pobiłaby Mii za to, że mówiła źle o tobie. Ona cię kocha. Jesteś jej starszym bratem, a to, że czasami się ze sobą kłócicie nie oznacza, że przestanie.
- Ja też ją kocham. Jest moją młodszą siostrą i zawsze nią dla mnie będzie.
- Wiem, dlatego musicie ze sobą porozmawiać, kiedy będziecie na to gotowi. - Zayn pokiwał głową nie odrywając się od mojego ramienia ani na chwilę. Jego łzy wsiąkały w mój sweter, przedostając się przez nitki do mojego ciała, ale nie byłam o to na niego zła, wręcz przeciwnie cieszyłam się, że mi zaufał. Wydawał się taki bezbronny i słaby, nie jak Zayn, którego znałam.
Przez kolejne 5 minut siedziałam z Zaynem w tej samej pozycji gładząc go po głowie i po plecach w milczeniu, pozwalając mu na to, żeby doszedł do siebie. Siedząc z nim przypomniała mi się pewna sytuacja z Louisem, kiedy był na moim łóżku i podobnie się zachowywał wtulając się w moje ramię.
*Flashback*
- Wiesz, lubię, kiedy się tak zachowujesz. - powiedziałam nagle, nie przestając gładzić jego brązowej czuprynki.
- Jak? - zapytał w moje ramię, na którym nadal spokojnie spoczywała jego głowa.
- Jak mały chłopiec, który szuka miłości.
To pozwoliło mi sobie uświadomić, że tak naprawdę każdy mężczyzna w środku jest takim małym chłopcem i tylko z zewnątrz udaje twardego, żeby nie wyjść na mięczaka jak to oni mówią.
W końcu głowa Zayna uniosła się, a on sam szybko otarł zaschnięte łzy ze swojej twarzy, przybierając taką samą postawę jak u dyrektora Hetfielda podczas rozmowy. Pod względem charakteru niczym nie różnił się od Kate. Tak samo jak ona po chwili słabości z powrotem zakłada maskę silnej i niezależnej osoby idącej przez życie z uniesiona głową.
- Muszę iść porozmawiać z siostrą. Dzięki, za... umm no wiesz.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie poprawiając wymięty sweter i patrząc jak odchodzi, a po chwili zbiega pospiesznie po schodach.
***
* W 4 rozdziale było wspomniane, że Zayn ma 20 lat. Oczywiście zaszła mała pomyłka Zayn ma swój rzeczywisty wiek czyli 23 lata, a urodziny ma tak samo jak w rzeczywistości czyli 12 stycznia ;)
Jak widzicie rozdziały pojawiają się teraz dosyć nieregularnie. Smuci nas to, że nie komentujecie naszej pracy. Traktujemy to jako brak szacunku i nie docenianie tego co robimy. Wam wystarczy pół godziny na przeczytanie jednego rozdziału a nam napisanie tego zajmuje dużo więcej niż tylko pół godziny.
Następny rozdział = 3 komentarze. (nie tylko od jednej osoby)
Jeśli nie będzie 3 komentarzy rozdziały będą się pojawiać mniej więcej raz na miesiąc, bądź raz na 2 miesiące. Dodatkowo w zakładce "Bohaterowie" pojawiła się nowa postać oraz nowe gify ;) /Gazix i Lucix