wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 25

*Lucy*
   Byłam na środku wielkiej polany, widziałam tatę. Podbiegłam do niego i wtuliłam się w niego tak jak kiedyś.
  - Tęskniłam za tobą. - powiedziałam wtulona w jego szary, kaszmirowy sweter, który dawno temu dostał od mamy jako prezent urodzinowy.
  - Ja za tobą też córeczko. - odpowiedział otulając mnie swoimi ramionami.
  - Wróć do nas. Mama zaczęła spotykać się z Nicholasem, nie lubię go.
  - Dlaczego? - zapytał, ale zanim zdążyłam udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi znikąd pojawił się przeraźliwy i głośny pisk jakiegoś elektrycznego urządzenia. Znów znalazłam się w domu, a tata znikł rozpływając się w powietrzu.

                                  ***
   Nienawidzę poniedziałków, a zwłaszcza tych po długich przerwach od szkoły. Wtedy żałuję, że nie mogę cofnąć się w czasie chociaż o dwa dni, żeby móc wyłączyć ten cholerny budzik i dalej iść spać. Jednak niestety nikt nie wynalazł jak do tej pory maszyny do czasoprzestrzeni i ku mojemu wielkiemu nieszczęściu byłam zmuszona wstać, wyłączyć budzik i szykować się do szkoły.
  - Wstawaj o leniu. - szturchnęłam Louisa chrapiącego sobie cichutko na boku obok mnie. Otworzył oczy, podniósł się na chwilę do pozycji siedzącej, a potem z powrotem opadł na łóżko ze słowami ,, Nie muszę, mam dzisiaj wolne"
  - Ale ja idę do szkoły. - uświadomiłam go, poszturchując go po raz kolejny. - Nie zostaniesz sam, bo nie masz kluczy, żeby zamknąć dom.
  - W takim razie zostanę i poczekam aż wrócisz. - wymruczał w poduszkę.
  - Nie możesz, złaź.
  - Dlaczego?
   Westchnęłam ciężko. Dyskusje z Louisem zazwyczaj kończą się na niczym, a ja nie miałam czasu ani nerwów, żeby wymyślać inne sposoby ściągnięcia go z mojego łóżka, dlatego zwyczajnie zrzuciłam z niego kołdrę i zabrałam mu z pod głowy poduszkę.
  - Hej, tak nie wolno! - krzyknął podrywając się z łóżka.
  - Masz pięć minut na to, żeby się ubrać. - oświadczyłam poważnie wyciągając z szafy swoje ubrania i kierując się do łazienki.
  - A ty gdzie idziesz?
  - Ubrać się i umalować do łazienki.
  - Dlaczego nie możesz tutaj? - spytał robiąc minę zbitego pieska.
  - Dobrze wiesz czemu. Nie będę przebierać się przy tobie.
  - Ale czemu, przecież widziałem cię już nago.
  - Czas ci ucieka. - ostrzegłam wchodząc do łazienki i zamykając ją na zamek. Kiedy się przebierałam słyszałam jak Louis otwiera swoją walizkę co oznaczało, że posłuchał się mnie i zaczyna się ubierać, a gdy przystąpiłam do nakładania makijażu słyszałam jak schodzi po schodach na dół.
  Gdy po pewnym czasie opuściłam łazienkę poczułam zapach smażonych naleśników. Lou stał przy kuchence nucąc sobie pod nosem jakąś melodię i przekładał na patelni naleśniki. Na blacie obok niego stał słoik nutelli, a ja widząc to nie potrafiłam pohamować swojego apetytu. Wyjęłam z szafki dwa talerzyki i nałożyłam na swój talerz pierwszego naleśnika posmarowanego grubą warstwą nutelli. Za nim poszedł następny, a później jeszcze następny. Nie mogłam się pohamować.
  - Gdzie ty to wszytko mieścisz? - zaśmiał się Louis odkładając swój talerz do zmywarki. Wytarłam brudną od czekolady buzię i spojrzałam na swój talerz, na którym został jeszcze jeden nadgryziony naleśnik.
  - Muszę iść do toalety. - mruknęłam i bez słowa więcej pobiegłam na górę.
   Dwa dni temu obiecałam sobie, że to już koniec mojego objadania się, a później wymiotowania. Robiłam to przez cały wyjazd i po całej ,,misji" jak miałam w zwyczaju to nazywać patrzyłam na swoje odbicie w lustrze z tym samym obrzydzeniem. Nienawidziłam się za to, ale nawyk był silniejszy. Tym razem również przegrałam. Ze łzami w oczach pochyliłam się nad toaletą i wyrzuciłam z siebie wszystkie sześć naleśników, które zjadłam przed chwilą. Potem umyłam zęby i starłam z pod oczu rozmazany tusz.
  - Jesteś zwykłą, głupią bulimiczką. - szepnęłam do siebie patrząc na własne odbicie z nienawiścią i wściekłością. - A przecież miało być inaczej.
  Właśnie miało, ale ty nie potrafisz się zmienić. Podpowiedział mi głos w głowie. Towarzyszył mi zawsze, kiedy to robiłam i nie pozwolił mi o sobie zapomnieć. Moja samoocena znacznie wtedy spadała, ale pocieszałam się tym, że w końcu ona nigdy nie była wysoka. Zawsze ktoś był ode mnie ładniejszy, znalazł się ktoś mądrzejszy, a ja pozostawałam szarą, zakompleksioną myszką. Nawet kiedy byłam w związku z Tylerem on dawał mi to odczuć, oglądając się na spacerze ze mną za innymi dziewczynami. Kiedyś kiedy rozmawiał ze swoim przyjacielem słyszałam jak rozmawiają o dziewczynach z naszej szkoły. Tyler mówił, że chciałby, żebym miała taki tyłek i takie piersi jak niektóre z nich. Uciekłam wtedy do łazienki i popłakałam się, a gdy już wyszłam on zachowywał się jak gdyby nigdy nic, a ja nie powiedziałam mu co usłyszałam.
  - Lucy jesteś tam? - usłyszałam pukanie do drzwi i zaniepokojony głos Louisa. Pewnie musiałam długo być w łazience jeżeli zaczął się do mnie dobijać.
  - Tak, już wychodzę. - odpowiedziałam mu, a od razu potem otworzyłam drzwi i wyszłam z fałszywym uśmiechem na twarzy, bo nie chciałam żeby zaczął mnie wypytywać o to czy coś się dzieje i zaczął zadawać niewygodne pytania. Bałam się, że przez jedno nieprawidłowe słowo mogłabym wydać swój sekret.
  - Zostało nam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia twoich lekcji, więc pomyślałem, że moglibyśmy pójść do mnie, gdzie odłożyłbym swoją walizkę, a później podwiózłbym cię do szkoły. Co ty na to?
  - Tak, możemy tak zrobić. - pokiwałam głową.
  - Świetnie, to chodźmy.
   Louis zabrał swoją walizkę i staszczył ją po schodach na dół, a później wolnym spacerkiem ruszyliśmy pod jego willę. Kiedy ze spokojem przemierzaliśmy ulice Doncaster kilku paparazzich mimo wczesnej pory już czaiło się w krzakach robiąc nam z ukrycia zdjęcia. Nie przeszkadzało mi to dopóki jeden z nich nie podszedł do nas otwarcie zadając mi pytanie.
  - Jesteś jego dziewczyną? Chodzicie ze sobą?
   Jeszcze dwa tygodnie temu nienawidziłam tego typu pytań ze strony fotografów i reporterów zaczepiających mnie na ulicy z oczywistej przyczyny: nie byłam dziewczyną Louisa, a nasze relacje były bliżej nieokreślone co często mnie denerwowało, teraz poczułam się zupełnie inaczej. Mogłam z dumą odpowiedzieć tak, owszem, ale bałam się, że Lou nadal będzie chciał nas ukrywać, dlatego postanowiłam taktownie milczeć, modląc się w duchu, żeby mężczyzna dał nam spokój i odszedł.
  - Tak, to jest moja dziewczyna. - oboje spojrzeliśmy w stronę Louisa, który mimo moich wcześniejszych podejrzeń otwarcie przyznał się co go ze mną łączy, a na potwierdzenie swoich słów pocałował mnie w usta i przytulił do swojego boku. Byłam na tyle oszołomiona jego zachowaniem, że nie oddałam uścisku, a jedynie stałam obok niego nieruchomo.
  - Od kiedy jesteście razem? -zapytał fotograf z wielkim zadowoleniem, że udało mu się jako pierwszemu zdobyć tak cenne informacje.
  - Byliśmy razem już podczas naszego wspólnego wyjazdu do Austrii i mogę panu powiedzieć, że jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy, a teraz proszę nam pozwolić rozkoszować się wspólnym spacerem i odejść na pewną odległość. - zakończył Louis biorąc mnie za rękę i ruszając pewnym krokiem przed siebie.
   Mężczyzna spełnił jego prośbę oddalając się od nas i wyjął z kieszeni swoich spodni komórkę, a później zaczął z kimś rozmawiać bardzo przy tym gestykulując. Nie musiałam się nawet zastanawiać o czym może rozmawiać, bo oczywistym faktem było, że prowadzi konwersację z gazetą dla której pracuje, by później ona jako pierwsza mogła zdradzić całej Wielkiej Brytanii informację o tym jak nazywa się i kim jest nowa partnerka Louisa Tomlinsona, co szczerze mówiąc trochę mnie przerażało, ponieważ nie wiem jak się będę czuła, gdy na każdej gazecie plotkarskiej na którą tylko spojrzę, będzie umieszczone moje zdjęcie.
  - Czemu nic nie mówisz kochanie? Jesteś na mnie zła, za to, że powiedziałem temu gościowi o nas? - spytał Louis patrząc na mnie przejętym wzrokiem.
  - Nie wiem co mam ci powiedzieć. Jestem w szoku, bo nie miałam pojęcia, że będziesz miał odwagę powiedzieć o nas publicznie. Zdajesz sobie sprawę, że jutro lub za dwa dni nasze zdjęcia będą wszędzie?
  - Oczywiście, ale nie przeszkadza mi to, a tobie?
  - Trochę się tego obawiam. - przyznałam szczerze. - Ale jestem z ciebie dumna.
  - Ze mnie?
  - Że miałeś odwagę się przyznać do tego, że jesteś ze mną. - powiedziałam posyłając mu szczery uśmiech.
  - Myślałaś, że się ciebie wstydzę? - Lou stanął na środku chodnika puszczając rączkę walizki i spojrzał na mnie zupełnie poważnie, jakbym przed chwilą powiedziała mu coś co zmieni na zawsze jego życie.
  - Kiedyś tak było... - przyznałam cicho, zagryzając dolną wargę i spuszczając głowę.
  - Zapomnij o tym co było kiedyś. Kiedyś byłem zwykłą męską dziwką. Zaliczałem każdą panienkę w Doncaster, a teraz mam wspaniałą dziewczynę i nigdy nie pozwolę jej odejść. To ty mnie zmieniłaś, na lepsze i powinienem ci za to dziękować.
   Podniosłam głowę i spojrzałam na Louisa ze łzami w oczach. Stanęłam na palcach i pocałowałam go wplątując mu rękę we włosy. Miałam nadzieję, że tak już będzie zawsze. Wyobrażałam sobie, że zestarzejemy się ze sobą, a Louis jako starszy z laską będzie przynosił mi każdego dnia kwiaty i mówił jak bardzo mnie kocha. Na razie, być może moje słowa brzmią jak nierealne marzenia osiemnastolatki, ale mając przy sobie takiego chłopaka, wierzyłam w to, że nierealne marzenia staną się realne. I myślę też, że jesteśmy na dobrej drodze.
   Przez resztę drogi Lou nie puszczał mojej ręki. Opowiadał mi o tym jak wspaniale się ze mną czuje, a mi było bardzo przyjemnie tego słuchać. Całkowicie zapomniałam o swoich zmartwieniach, przeszłości z Tylerem i o tym co zrobiłam rano. Po prostu rozkoszowałam się chwilą, a problemy przestały istnieć. Pojawiły się dopiero wtedy, gdy auto Louisa zaparkowało pod moją szkołą, a dziewczyny, które właśnie do niej szły zaczęły poszturchiwać się między sobą i coś szeptać. Co prawda uodporniłam się już na te szepty i nawet potrafiłem przejść obok plotkar z dumnie uniesioną głową, ale nadal niezmiernie mnie to złościło, bo połowa rzeczy, które sobie o nas opowiadały były wyssane z palca. Humor poprawił mi się jednak bardzo szybko widząc jak z samochodu obok wysiada Kate przywieziona przez Justina. Pożegnała się z nim całując go czule, a gdy już chciała wejść do szkoły stanęła na środku widząc ja za nią wysiadam ja.
  - Przyjadę po ciebie po skończonych lekcjach. - oznajmił mi Louis zanim trzasnęłam drzwiami.
  - Jasne, do zobaczenia. - pocałowałam go szybko i podbiegłam do przyjaciółki.
  - Hej, Kate. - przywitałam się, przytulając brunetkę.
  - Hej. Widzę, że znalazłaś sobie darmową podwózkę. - szturchnęła mnie uśmiechając się przy tym.
  - Ty tak samo. - odparłam poruszając brwiami i wskazując na auto Justina.
  - Ja po prostu zmieniłam szofera.
  - A gdzie Zayn? - zapytałam wchodząc do szkoły. Nasza pierwsza lekcja odbywała się właśnie z nim, dlatego byłam ciekawa czy praktykant już przyjechał.
  - Spóźni się, bo zapomniał ustawić sobie budzika, a ja za późno go obudziłam.
  - Przynajmniej będziemy miały więcej czasu na rozmowy.
  - Właśnie. - uśmiechnęła się zadowolona Kate.
     Po naszym wejściu do szatni wszystkie dziewczyny, które już się przebierały przywitały nas z uśmiechami. Nie, żeby wcześniej mnie nikt nie lubił i nikt się ze mną nie witał, ale jednak zanim zaczęłam umawiać się z Louisem to raczej wszyscy szczerzyli się do Kate, a nie do mnie, dlatego teraz, gdy zyskałam na popularności i każda osoba w tej szkole wiedziała kim jestem było to dla mnie trochę dziwne i czasami nawet przerażające. Jednym słowem, jeszcze nie przywykłam do popularności.
  - Świetnie dzisiaj wyglądasz Lucy. - pochwaliła mnie Megan, która od pewnego czasu nieustannie za mną chodziła.
  - Dzięki, - odpowiedziałam jej, wyjmując ze swojej torby strój do ćwiczeń.
  - Kate, będzie dzisiaj Zayn? Nie widziałam go na korytarzu ani w pokoju nauczycieli. - zapytała słodkim głosikiem Mia. Ona też zmieniła swoje podejście. Na każdej lekcji wf- u próbowała bezskutecznie zbliżyć się do Zayna, a żeby mieć u niego większe szanse zaczęła być miła dla Kate, a co za tym idzie również dla mnie. Pewnego razu podeszła do nas z dwoma kartonikami mleka czekoladowego, które jak sama powiedziała kupiła specjalnie dla nas, ponieważ dowiedziała się, że obie bardzo je lubimy. Mimo, że przyjęłyśmy je od niej z niechęcią i z podejrzeniami, że mogą być one przeterminowane lub Mia coś do nich dorzuciła to i tak postanowiłyśmy je wypić, bo nie ma nic lepszego niż mleko czekoladowe w kartonikach.
  - Dla ciebie trener. - warknęła do niej Kate. - I tak, będzie dzisiaj.
   Mia nie zadawała już więcej pytań. Nie chciała narażać się bardziej Kate, kiedy ona była zła, bo wiedziała jak to może się dla niej skończyć. Dla Kate też mogło być to niebezpieczne, bo w końcu jej choroba nie minęła, a na pewno nie chciałaby, żeby cała szkoła się o tym dowiedziała.
  - Hej wszystkim. - do szatni weszła zdyszana Lily. Widać, żeby była po długim biegu.
  - Hej, Lil. - powiedziałyśmy jednocześnie razem z Kate.
  - Nawet nie wiecie jak bardzo się spieszyłam. Zapomniałam nastawić sobie budzika i obudziłam się za późno.
  - Gdzieś już słyszałam tą historię. - powiedziałam uśmiechając się do Kate porozumiewawczo mając na myśli jej brata. - Chyba wszyscy nie mogą przestawić się po tym leniwym tygodniu.
  - Oj tak, był zdecydowanie leniwy. - uśmiechnęła się Lily pospiesznie wyjmując ubrania z przepakowanej torby.
  Po 15 minutach Zayn wszedł do szatni zapraszając całą grupę na salę. Jako rozgrzewkę kazał przebiec nam pięć okrążeń co robił zawsze, dlatego nie było to dla żadnej z nas zaskoczeniem. W połowie drugiego okrążenia poczułam jak kręci mi się w głowie, dlatego przystanęłam na chwilę z boku, żeby nie przeszkadzać w bieganiu reszcie dziewczyn. Po chwili poczułam jak zaczynam tracić równowagę i nagle w płucach braknie mi tchu. Złapałam się więc kurczowo za szczebel drabinek, ale mimo to czułam jak zaczynam upadać. Potem podbiegł do mnie Zayn i podniósł mówiąc coś do mnie, ale sama nie wiedziałam co, ponieważ na moment straciłam kontakt z rzeczywistością. Czułam tylko jak gdzieś mnie niesie i krzyczy coś do Kate, a ona spanikowana wybiega z sali i biegnie przed siebie.
  - Hej Lucy, słyszysz mnie? Powiedz coś do mnie, nie zamykaj oczu.- słyszałam co chwilę, ale mimo to zamknęłam oczy, które zrobiły się strasznie ciężkie.
   Obudziłam się w pokoju pielęgniarki. Poznałam go po ścianach i niewielkiej szklanej szafeczce z lekami. Obok mnie siedziała Kate, a Zayn rozmawiał o czymś z pielęgniarką.
  - Obudziła się! - krzyknęła do brata i pielęgniarki. Oboje szybko znaleźli się koło mnie i zaczęli na zmianę wypytywać o różna rzeczy.
  - Brałaś jakieś leki, jesteś na coś chora? - pytała pielęgniarka.
  - Nie biorę żadnych leków i nie jestem na nic chora. - odpowiedziałam podnosząc się z leżanki na której byłam ułożona. - To było z przemęczenia, wczoraj za późno położyłam się spać, nic więcej. - powiedziałam szybko, bo doskonale wiedziałam czemu pojawiło się u mnie tak nagle złe samopoczucie. Wymiotowałam częściej niż powinnam. Po każdym posiłku jaki tylko zjadłam, a było ich naprawdę dużo i w dużych ilościach.
   Dwa lata temu, gdy zaczęła się u mnie bulimia miałam podobny przypadek, z tą różnicą, że niestety nie zdarzył się on wtedy raz a kilka. Potrafiłam stracić przytomność nawet cztery lub pięć razy w tygodniu, bo wymiotowałam naprawdę często. Mama w pewnym momencie zaczęła się o mnie poważnie martwić i zabrała mnie na badania, ale oprócz przyjmowania magnezu w tabletkach lekarz nie zalecił mi nic, ani nic nie podejrzewał, bo uwierzył w moją historię, że to wina przemęczenia. Jednak ani pielęgniarka ani Zayn nie uwierzyli mi w to co im powiedziałam. Kate również zaczęła patrzeć na mnie powątpiewająco. Nie wiedziała o mojej bulimii. Ani ona ani Lily. Nikt poza mną samą i chciałam, żeby tak zostało, w końcu po co mają się niepotrzebnie stresować?
  - Nie wydaje mi się Lucy, lepiej powiedz nam prawdę. Brałaś coś wczoraj, a może przyjmujesz regularnie jakieś leki szkodzące twojemu zdrowiu? - wypytywała pielęgniarka.
  - O co mnie pani podejrzewa? -  zapytałam zdenerwowana. Brakowało jeszcze tego, żeby szkolna pielęgniarka zaczęła podejrzewać mnie o branie narkotyków. Co to to nie. Pierwszy raz zapaliłam marihuanę z Louisem i nic poza tym. Nie pozwolę, żeby ta kobieta próbowała mnie w coś wrobić. To niedorzeczne.
  - O nic cię nie podejrzewam, chcę się tylko dowiedzieć powodu twojej nagłej utraty przytomności.
  - Już pani powiedziałam, to przez zmęczenie, znam siebie i swój organizm.
   Pielęgniarka mimo moich zapewnień nadal stała nade mną nieprzekonana. Powiedziała, że najlepiej będzie jak powiadomi o tym moją mamę, jednak na całe szczęście do całej dyskusji wtrącił się Zayn, które powiedział, że to nie będzie konieczne, ponieważ on osobiście wszystko załatwi. Mimo, że pani Lindgren była na początku do tego pomysłu niechętna to w końcu po dłuższych namowach zgodziła się i pozwoliła opuścić mi swój gabinet.
  - Dzięki. - powiedziałam do Zayna, gdy byliśmy w drodze powrotnej do sali gimnastycznej. - Ta szurnięta pielęgniarka na pewno zrobiłaby z tego jakąś sensację gdyby nie ty.
  - Może powinna. - spojrzał na mnie.
  - Co masz na myśli?
  - To nie jest z przemęczenia. Wiem to i nie wciśniesz mi bzdur, pogadamy sobie po lekcji.
  - Ale Zayn... - zaczęłam, ale on wszedł bez słowa więcej do sali i zostawił mnie nie pozwalając mi nawet na dokończenie zdania.
  - Lucy, powiedz mi o co chodzi? Przecież zawsze mówiłyśmy sobie o wszystkim. - Kate spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem przystając w kącie sali.
  - Już mówiłam, że to było z przemęczenia. Niczym się nie przejmuj. - uśmiechnęłam się do niej, najlepiej jak potrafiłam.
  - Kate, gramy teraz w siatkówkę, idź się ustawić, a ty Lucy, usiądź na ławce. - polecił nam Zayn, przerywając naszą rozmowę.
   Ucieszyłam się z takiego obrotu spraw, bo dzięki temu, że Kate musiała iść ja nie musiałam się już więcej z niczego tłumaczyć, chociaż dobrze wiedziałam, że ona i tak mi nie odpuści i chyba tak samo jak jej brat. Oboje byli uparci. Na pierwszy rzut oka było widać, że są rodzeństwem.
   Kiedy usiadłam na ławce widziałam jak Kate rozmawia jeszcze z Zaynem, a potem przytula się do niego. Gdy ustawiła się już przed siatką zaczepiła ją Lily i obie zaczęły rozmawiać co chwilę ukradkiem zerkając na mnie. Obie miały bardzo zmartwione miny przez co zrobiło mi się ich szkoda. Nie chciałam, żeby moje przyjaciółki musiały się mną zadręczać, i nie chciałam też, żeby prawda o mnie wyszła na jaw, dlatego podczas lekcji wymyślałam nowe kłamstwo, które mogłoby je bardziej przekonać tak samo jak Zayna, który kazał zostać mi po lekcji i z nim porozmawiać. Rozmowy z nim obawiałam się najbardziej, bo jako student Akademii Wychowania Fizycznego wiedział co nieco o chorobach co mogłoby go doprowadzić na właściwy trop, dlatego musiałam wymyślić coś naprawdę dobrego.
   Po skończonej lekcji Kate podeszła do Zayna zaczynając z nim o czymś rozmawać odchodząc nieco na bok, dlatego uznałam to za zielone światło i wyszłam z sali niezauważenie ciesząc się w duchu, że udało mi się uniknąć rozmowy z Zaynem. Moja radość nie trwała jadnak długo. Poczułam jak czyjaś ręka odciąga mnie na bok, a potem zostałam wprowadzona do kantorka wf-isty.
   Zayn polecił mi usiąść na krześle, a drugie stojące obok mojego zajął on. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nie miałam pojęcia czemu to ma służyć. Czy to jedna z jego metod, żebym zaczęła z nim rozmawiać, czy może po prostu nie wie jak powinien zacząć tak, żeby mnie nie spłoszyć. W każdym bądź razie po chwili zreflektował się i zaczął rozmowę, która dla mnie ciągnęła się godzinami i w czasie której zerkałam co kilka minut na drzwi marząc o tym, żeby ktoś wszedł tu w tej chwili i mnie wydostał.
  - Wiem o tym, że nie mówiłaś wtedy prawdy i domyślam się jaki był prawdziwy powód twojego nagłego omdlenia. - zaczął. - Ale zanim ci to powiem dam ci szanse na to, żebyś mi się sama do tego przyznała.
   Przyznam, że to co powiedział trochę mnie przestraszyło, ale mimo to nie miałam zamiaru mówić Zaynowi o swoim szkodliwym uzależnieniu, przez które mój stan zdrowia nie jest najlepszy. Przez ostatnie tygodnie bardziej go polubiłam i zaczęliśmy ze sobą więcej rozmawiać, ale to nie oznaczało, że nagle będę zwierzała mu się ze wszystkiego. Nie należałam do tych osób i nie miałam zamiaru do nich należeć.
  - Chyba pomyliłeś mnie z Kate. - powiedziałam odważnie.
  - Kate to Kate. Ona mówi mi zawsze o wszystkim, dlatego, że jestem jej starszym bratem, a od ciebie oczekuje, że powiesz mi tylko o tej jednej rzeczy. Nic więcej.
  - Nie wiem o jakiej rzeczy mówisz. - brnęłam dalej.
  - A mówi ci coś słowo bulimia?
  Zamarłam. Domyślił się, ale jak? Kate mu powiedziała? Ale przecież ona też nie wie. Nikt nie wie, więc jak się tego dowiedział?
  - Nie wiem o czym mówisz. - powtórzyłam głucho nie chcąc się od razu zdradzać. Przecież to są tylko jego domysły. Nie ma pewności czy są prawdziwe i nie będzie jej mieć.
  - Myślę, że jednak wiesz. - Zayn również szedł ze mną w zaparte. - Dlaczego zwyczajnie nie pozwolisz sobie pomóc?
  - Bo nie ma w czym.
  - Jesteś uparta. - stwierdził.
  - Zupełnie jak ty. - odpyskowałam. - Mogę już sobie pójść? Ta rozmowa nie ma żadnego sensu.
  - Zrozum, że potrzebujesz pomocy. Bulimia jest chorobą na tle psychicznym. Jeżeli ją zignorujesz i pozwolisz dalej jej nad sobą panować może się to dla ciebie skończyć o wiele gorzej niż dzisiaj.
  - Dziękuje za rady Zayn, ale nie będą mi one potrzebne. - powiedziałam, a potem szybko wstałam z krzesła i wyszłam z kantorka trzaskając za sobą drzwiami.
  Kiedy tylko weszłam do szatni Kate i Lily od razu zaczęły mnie o wszystko wypytywać, ale kiedy nie powiedziałam nic więcej co przed chwilą Zaynowi obie odpuściły i bez słowa odeszły. Na przerwie podeszło do mnie jeszcze kilka dziewczyn wszystkie pytające o to samo. Żałowałam wtedy, że nie mogę wrócić do czasów, zanim stałam się popularna i nikogo nie obchodziło co się ze mną dzieje, bo w tym momencie tak by było wygodniej. Na następnej przerwach próbowałam porozmawiać z Kate, ale ona siedziała w kawiarni z Naomi i Judie popijając miętową herbatę, a później poszła do swojego brata, którego nie chciałam już widzieć ani tym bardziej z nim rozmawiać, dlatego zdecydowałam się nie iść za nią. Lily również zdawała się mnie nie zauważać. Obie były na mnie widoczne złe za to, że nie chciałam powiedzieć im prawdy, ale nie mogłam i koniec. Stwierdziłam, że złość im w końcu przejdzie i już jutro wszystko wróci do normy, dlatego nie zamartwiałam się już tym więcej.
   W końcu rozległ się dzwonek kończący lekcje. Z ulgą udałam się do szatni, a potem wyszłam na parking, gdzie już stał samochód Louisa. Z radością ruszyłam w jego stronę, ale zatrzymałam się na widok Zayna stojącego przy aucie mojego chłopaka. Z początku myślałam, że chce się z nim tylko przywitać i może umówić na jakiś męski wieczór, ale kiedy usłyszałam jak wypowiada moje imię zdenerwowałam się, bo wiedziała już o czym rozmawiają. Zayn zawiadamiał Louisa o wszystkim co się dzisiaj stało i najprawdopodobniej dzielił się z nim też swoimi podejrzeniami, bo Lou nie miał za ciekawej miny. Nie mogłam już dłużej na to patrzeć, dlatego wyszłam zza rogu i zdenerwowana jak nigdy dotąd do nich podeszłam.
  - To prawda co mówi Zayn? Zemdlałaś dzisiaj na jego lekcji? - od razu wypalił Louis.
  - Tak, to prawda, ale mówiłam już wszystkim, że to z przemęczenia. - wycedziłam patrząc ze złością na Zayna.
  - Dlaczego denerwujesz Louisa opowiadając mu swoje brednie? Myślałam, że to między sobą już załatwiliśmy. - zwróciłam się do niego.
  - Nic nie zostało załatwione i dobrze o tym wiesz. Wyszłaś trzaskając drzwiami i sama zakończyłaś rozmowę.
  - Bo kłamiesz! - wykrzyknęłam tupiąc nogą. Miałam gdzieś to, że wokół nas zebrało się już kilka osób przypatrujących się całej sytuacji. Chodziło mi tylko o to, żeby pozbyć się Zayna i przekonać Louisa, żeby nie wierzył w żadne jego słowo.
  - Dobrze wiesz, że to co mówię to prawda tylko boisz się do tego przyznać.
  - Nie mieszaj się w nie swoje sprawy. - syknęłam.
  - Czyli to co on mówi to prawda? - odezwał się Louis, który przez cały czas z uwagą przysłuchiwał się naszej kłótni.
  - Nie. - odparłam. - Zayn coś sobie ubzdurał, bo jest taki sam jak jego siostra. Musi wszystko wiedzieć niezależnie od tego, czy druga osoba tego chce czy nie.
  - Nie mieszaj w to teraz mojej siostry! - krzyknął Zayn.
  - Oh uderzyłam w twój czuły punkt? - zaśmiałam się sarkastycznie. - Nie martw się ona też zawsze cię broni. Jesteście tacy sami.
   Wiedziałam, że w tamtym momencie ostro przegięłam. Sytuacja Zayna i Kate była trudnym tematem od zawsze. Zayn zawsze dbał o siostrę jak o swoją własną córkę, a gdy ktokolwiek odważył powiedzieć o niej chociaż jedno złe słowo kończył marnie. Mimo to nie przejęłam się tym. Zostawiłam Zayna i wsiadłam do samochodu nakazując Louisowi, żeby zrobił to samo.
  - Co ty wyprawiasz? - zapytał wściekły wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.
  - O co ci chodzi?
  - Czemu naskoczyłaś tak na Zayna i czemu nie mówisz mi prawdy? Kiedy miałaś zamiar mi o tym powiedzieć, jak długo to trwa? - zasypywał mnie pytaniami.
  - Możemy nie rozmawiać o tym w samochodzie? - zapytałam znużona.
  - Jasne. - syknął i skręcił w boczną uliczkę prowadzącą do jego domu.
   Wiedziałam jak to wszytko się rozpocznie i nawet byłam już na to psychicznie przygotowana. Wysiądziemy bez słowa z samochodu i wejdziemy do jego ogromnego domu, a gdy tylko Louis zamknie drzwi zacznie krzyczeć na mnie za to, że już na samym początku związku zaczynam mieć przed nim jakieś tajemnice, o których na dodatek dowiaduje się od brata mojej przyjaciółki. Wiedziałam również, że bez sensu będzie ukrywanie przed Lou moich tajemnic, ponieważ to nie doprowadzi do niczego dobrego, a tylko bardziej go rozzłości, a takiego nie lubiłam go oglądać. Najbardziej lubiłam gdy zdejmował z siebie koszulkę i mogłam popatrzeć się na jego mięśnie, ale na to chyba nie miałam dzisiaj co liczyć.
  - Wysiadaj. - warknął, gdy zaparkowałam autem na swojej posesji. Z ociąganiem wysiadłam z samochodu zostawiając w nim tylko swoją torbę i zabierając swój telefon do kieszeni. Poczłapałam za Louisem, gdy szedł do drzwi i weszłam do środka nawet nie rozbierając się i zostając w holu w oczekiwaniu na rozpoczęcie jego tyrady.
  - Zdejmij kurtkę i wejdź do środka. - powiedział patrząc na mnie wyczekująco.
  - Nie widzę w tym sensu. - mruknęłam. - Lepiej zacznij na mnie krzyczeć teraz dopóki jestem na to przygotowana.
  - Nie będę na ciebie krzyczeć. - oświadczył zmieniając głos na dużo łagodniejszy niż wcześniej. - Tylko rozbierz się i wejdź do środka.
   Wywróciłam oczami i zrobiłam to o co prosił mnie Louis. Zaskoczył mnie nagłą zmianą swojego zachowania, ale ucieszyłam się z tego powodu, bo w końcu chyba nikt nie lubi kiedy się na niego krzyczy. Gdy moja kurtka wisiała już na wieszaku, a buty stały na półeczce obok jego weszłam w głąb wielkiego domu i skierowałam się do salonu z mnóstwem wielkich okien oświetlających światłem słonecznym całe pomieszczenie łącznie z wbudowaną kuchnią.
  - Usiądź. - polecił mi wskazując na fotel.
  - Nie chcę. - odparłam krzyżując ręce na piersi.
  - Jak wolisz.
  - Możemy już zacząć tą rozmowę? Naprawdę chcę mieć to już z głowy. - westchnęłam.
  - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczął spokojnie Louis, uważnie mi się przyglądając. Źle się czułam z jego spojrzeniem, które wręcz mnie pożerało, by dowiedzieć się wszystkiego dlatego odwróciłam wzrok wbijając go w okno. - Ja powiedziałem ci o mojej siostrze, powiedziałem ci wszystko co chciałaś o mnie wiedzieć, więc dlaczego ty nie powiedziałaś mi czegoś tak ważnego o sobie? Myślałem, że związek opiera się na zaufaniu, ale jeżeli ty nie mówisz mi takich rzeczy to widocznie u nas tego nie ma.
  - A gdybym powiedziała ci, że jestem bulimiczką, która posiada wieczne kompleksy to dalej byś mnie kochał? Dalej chciałbyś ze mną być? - zapytałam powstrzymując łzy napływające mi do oczu. Nienawidziłam ich zupełnie tak samo jak siebie. Zdradzały moje wnętrze, które tak bardzo próbowałam ukryć. Chciałam grać kogoś takiego jak Kate. Bez uczuć, obojętna na wszystko, ale za każdym razem mi nie wychodziło i cholernie mnie to frustrowało. Nie wiedziałam jak Kate tak może. Jak może nie płakać i potrafić zachować kamienną twarz nawet w krytycznych sytuacjach. Ja tak nie potrafiłam.
  - Jak widzisz dowiedziałem się i nadal cię kocham. Kocham cię tak samo jak wczoraj, gdy się ze sobą kochaliśmy czy dzisiaj rano, gdy szliśmy razem za rękę i twoja choroba tego nie zmienia. Mam do ciebie pretensje tylko o to, że mi tego nie powiedziałaś.
  Pokiwałam głową nie wiedząc co powinnam teraz powiedzieć. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Czułam się podle zarówno przez to, że trzymałam tajemnice przed Louisem jak i przez to, że tak bardzo nakrzyczałam dzisiaj na Zayna, który chciał mi tylko pomóc i w dodatku obraziłam swoją przyjaciółkę, a jego ukochaną siostrę. Nie mogłam sobie tego wybaczyć, czułam się z tym jak potwór.
  - Powiesz mi jak długo to trwa? Dlaczego to robisz?
  - Zaczęło się dwa late temu. - wydusiłam drżącym od płaczu głosem. - Nie akceptowałam siebie, zaczęłam dostrzegać swoje wady. Nie cierpiałam swojej figury i swojego ciała, chciałam to zmienić, ale każda moja próba przejścia na dietę kończyła się tak samo dlatego postanowiłam sięgnąć do bardziej drastycznych metod. Czytałam w internecie, że to jest bezpieczne i można całkiem sporo schudnąć, dlatego postanowiłam spróbować. Ale zabrnęłam za daleko. Wymiotowałam częściej niż miałam zaplanowane. Zaczęły się u mnie pierwsze omdlenia i złe samopoczucie, przesadziłam. W końcu zaczęło robić się na tyle niebezpiecznie, że przestałam i obiecałam sobie, że już do tego nie wrócę.
  - Ale wróciłaś...
  - Tak. Na wyjeździe, kiedy Kate powiedziała o tym, że została fotomodelką, ale to nie jej wina tylko dawnego uzależnienia, które znów dało o sobie znać. Ono po prostu nigdy nie odpuszcza. Zapragnęłam być szczuplejsza między innymi dla ciebie. Chciałam, żebyś też mógł pochwalić się ładną, szczupłą i zgrabną dziewczyną jak Justin.
  - Ale przecież jesteś ładna, szczupła i zgrabna. - powiedział Louis przytulając mnie do siebie i ścierając moje łzy z policzków. - Dla mnie byłaś taka zawsze i taka będziesz nawet gdy urodzisz nam piątkę dzieci i będziesz z szóstym w ciąży.
   Zaśmiałam się. Być może Louis nie był nigdy mistrzem pocieszania, ale mimo to uwielbiałam gdy to robił tak samo jak uwielbiałam gdy mnie do siebie przytulał. Lubiłam być trzymana w jego ramionach. Czułam się tam bezpiecznie.
  - Chcesz z tym skończyć? - zapytał odsuwając mnie od siebie na niewielką odległość.
  - Chcę, ale to nie takie proste Louis. - westchnęłam wydostając się z jego objęć i zaczynając chodzić po pokoju. - To tak jak z narkotykami. W końcu się od nich uzależniasz i mimo, że chcesz z nimi skończyć to nie możesz, bo przy każdej możliwej okazji znów dajesz się skusić i przegrywasz z uzależnieniem.
  - Załatwię ci najlepszego psychologa w tym mieście, w najlepszej klinice i uwierz mi, że z tego wyjdziesz, Cały czas będę przy tobie.
  - Louis wiesz jakie to są koszty? - pokręciłam głową siadając w końcu na wygodnym fotelu. Muszę poprosić mamę, żeby załatwiła nam takie obicia, bo naprawdę wygodnie się na nich siedzi.
  - Wiem, ale jestem gotowy za wszystko zapłacić, bo chcę, żebyś była zdrowa i szczęśliwa.
  - Jestem szczęśliwa będąc z tobą. Liczę na to, że kiedyś mi się uda wyjść z bulimii i obiecuję ci, że będę starać się o to, żeby tak się stało. - zapewniłam Louisa posyłając mu szczery uśmiech.
  - Nie możesz walczyć z tym sama. Potrzebujesz pomocy specjalisty, a ja ci go załatwię. - powiedział pewnie, dumny z tego, że może mi pomóc.
  - Jak oddam ci potem te pieniądze?
  - Nie musisz mi ich oddawać. Mam ich wystarczająco dużo, a dla swojej dziewczyny zrobię wszystko.
  - Dziękuje. - powiedziałam wstając z fotela i wtulając się w Louisa. Przytulił mnie do siebie mocno, a potem pocałował czule w usta odgarniając mi następnie z oczu kosmyki włosów, które znów nieproszone pojawiły się na mojej twarzy.
  - Jeszcze dzisiaj poszukam ci najlepszej kliniki i psychologa, a resztę załatwimy najszybciej jak się będzie dało.
  - Doceniam to jak wiele dla mnie robisz. Chcę, żebyś wiedział, że bardzo cię za to kocham. - szepnęłam mu do ucha stając na palcach. Musiałam robić tak za każdym razem, gdy chciałam pocałować Lou lub powiedzieć mu coś na ucho z racji mojego niskiego wzrostu. On też był jednym z moich wielu kompleksów, ale teraz widziałam w nim zalety. Dzięki temu, że byłam niska, a Louis był ode mnie dużo wyższy czułam się przy nim bezpieczniej i mogłam wtulać się w jego tors, który był moją ulubioną częścią jego ciała. W końcu wysportowana klatka piersiowa to wizytówka każdego mężczyzny, a zwłaszcza takiego sportowca jakim był mój i nie zamierzałam go nikomu oddać.
  - Ja też cię kocham skrzaciku.
  - Skrzaciku? - uśmiechnęłam się podnosząc głowę do góry, żeby spojrzeć mu w twarz.
  - Tak, jesteś moim skrzacikiem. - odpowiedział również się uśmiechając i całując mnie w czoło.
  - To urocza nazwa. Też muszę jakąś dla ciebie wymyślić.
  - Przecież kiedyś wymyśliłaś, Luigi pamiętasz? Z tej bajki o samochodzikach.
  - Faktycznie. - przypomniałam sobie. - Luigi... pasuje do ciebie.Więc jesteś moim Luigim.
  - Mogę być kimkolwiek chcesz tylko nie nazywaj mnie tak za często. - mruknął zaczynając bawić się moimi włosami.
  - Dlaczego?
  - Nie wiem, po prostu sądzę, że do mnie nie pasuje.
  - Nie znasz się. - powiedziałam udając oburzoną, a później oboje się zaśmialiśmy.
   Poczułam się po raz kolejny naprawdę szczęśliwa i po raz kolejny zdałam sobie sprawę ile uśmiechu wniósł Lou do mojego życia mimo, że nasze pierwsze spotkanie o ile można je tak nazwać na pewno nie było idealne jak te w romantycznych filmach. Ale my tworzymy swój romantyczny film i mimo, że czasami są w nim dramatyczne sceny to zawsze kończy się szczęśliwie i to jest w tym wszystkim najważniejsze.
 Następny rozdział: 29 marca





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz