Następnego dnia wstałem obudzony przez mój budzik w telefonie ustawiony na 7 rano, którego oczywiście zapomniałem wyłączyć na weekend. Przekręciłem się na bok z próbą ponownego zaśnięcia, jednak to nic nie dało, dlatego zwlekłem się z łóżka i wszedłem do mojej garderoby w ponurym nastroju. Z wieszaka wziąłem koszulkę z logo adidasa, parę, długich czarnych spodni i bokserki Calvina Kleina leżące na dolnej półce. Następnie powolnym krokiem udałem się do łazienki w celu przebrania się i wzięcia zimnego prysznica, który teraz naprawdę był mi potrzebny.
Po piętnastu minutach opuściłem łazienkę odświeżony i zszedłem na dół, żeby coś zjeść. W końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej sałatkę z gotowanym kurczakiem i wodę mineralną. Jako piłkarz muszę być w dobrej formie, dlatego posiłki mam starannie przygotowywane przez dietetyka. Dodatkowo codziennie ćwiczę w swojej prywatnej siłowni nawet jeżeli mam treningi z całą drużyną na stadionie. Na początku ciężko było mi się przyzwyczaić do takiego trybu życia, ale z biegiem czasu do tego przywykłem i teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
Zająłem miejsce przy dużym szklanym stole i w spokoju zacząłem konsumować swój posiłek. W międzyczasie przypomniało mi się, że dzisiaj ma przyjść do mnie Lucy co od razu dodało mi humoru. Nie wiem tylko kiedy planuje mnie zaszczycić swoją obecnością, bo o to zapomniałem się jej niestety wczoraj spytać. Nasze wczorajsze pożegnanie nie należało do najlepszych mając na myśli oczywiście ostatnią wymianę zdań między nami dotyczącą tych cholernych paparazzi, których naprawdę nie cierpię, dlatego wyleciało mi to z głowy. Najprostszym sposobem byłoby po prostu zadzwonić, ale myślę, że każdy normalny człowiek nie wstaje w niedzielę o godzinie 7 rano, dlatego postanowiłem z tym jeszcze chwilę poczekać.
Po kilkunastu minutach skonsumowałem swój posiłek, po czym wstałem i wyrzuciłem puste opakowanie po sałatce do kosza razem z opróżnioną butelką po wodzie. Kątem oka zerknąłem na zegarek wiszący w holu. Wskazywał na godzinę 8:05. Byłem na siebie zły. Jest godzina 8 rano i mógłbym teraz spać jak każdy normalny człowiek w niedzielę, ale przez swoją sklerozę, zapomniałem wyłączyć budzika, więc teraz stoję pośrodku swojego ogromnego domu i nie mam pojęcia co robić. Nagle do głowy wpadła mi pewna egoistyczna myśl. Skoro ja nie mogę spać, zadzwonię do Lucy i ją obudzę. Wtedy ona też nie będzie mogła spać i pogadamy razem przez telefon, a ja wreszcie będę miał co robić. Tak jak postanowiłem, tak zrobiłem. Pobiegłem na górę i wziąłem mojego Iphona z nocnej półki na, której zawsze go kładłem, a następnie przeciągnąłem palcem w dół po kontaktach i wybrałem ten przy którym widniało imię Lucy. Po kilku sygnałach oczekiwania usłyszałem zaspany głos dziewczyny.
- Louis, po co do mnie dzwonisz o... - umilkła przez chwilę jak podejrzewam sprawdzić, którą mamy właśnie godzinę. - 8 rano?
- Wiesz jeśli by patrzeć na to z innej strony w Turcji na przykład jest już 10.
- Ale my nie mieszkamy w Turcji tylko w Anglii, więc powiedz mi nareszcie co było tak ważne, żeby zrywać mnie z łóżka o godzinie 8 w niedzielę?! - po jej głosie można było wyczuć, że jest już teraz porządnie na mnie wkurzona.
- W zasadzie to nic. Budzik obudził mnie o 7 rano i nie potrafiłem już zasnąć, a teraz strasznie mi się nudzi, więc postanowiłem...
- Obudzić też mnie? - dokończyła za mnie Lucy opanowując już nieco swoje zdenerwowanie.
- No właśnie...Jesteś na mnie bardzo zła? - spytałem ostrożnie.
- A jak myślisz?
- Myślę. że chyba tak.
- Dobrze myślisz. - skwitowała dziewczyna, ale jej głos był już całkowicie spokojny, więc już chyba nie jest na mnie, aż tak strasznie wściekła. W głowie zapisałem sobie, że muszę jej to jakoś wynagrodzić jak do mnie przyjdzie, Już nawet miałem pomysł jak, oczywiście bez żadnych podtekstów seksualnych. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż mam co do tego pewne wątpliwości po zajściu w kuchni Lucy wczorajszego dnia. Przyjaciele raczej nie powinni się tak siebie zachowywać, ale wtedy nad sobą nie panowałem. Po prostu mnie poniosło patrząc na to jaka ona jest idealne. Te cudowne, zielone oczy, różowe wargi, dołeczki przy kącikach ust... A jej szyja aż prosiła się o to, żeby ją naznaczyć. Czuję, że przez tą dziewczynę przestaje być sobą. To nienormalne co ona ze mną robi. Nigdy tak się przy żadnej nie zachowywałem i to jest właśnie ten moment, kiedy przestaje poznawać samego siebie.
- O której godzinie do mnie przyjdziesz? - zapytałem wyrywając się z zamyślenia.
- Nie wiem. Może koło 16.
- Liczyłem na to, że przyjdziesz wcześniej. Ugotowałbym dla nas obiadek.
W słuchawce usłyszałem śmiech Lucy.
- Może lepiej nie. - powiedziała nadal się śmiejąc.
- Czemu? Przełamię stereotypy i udowodnię ci, że mężczyźni też potrafią dobrze gotować.
- Już chyba zapomniałeś jak genialnie poradziłeś sobie z krojeniem papryki u mnie wczoraj. - przypomniała mi. Rzeczywiście wtedy nie pokazałem się z najlepszej strony, ale naprawdę potrafię ugotować niektóre rzeczy. Nie jest wcale takim złym kucharzem. Widziałem w życiu gorszych na przykład mojego przyjaciela Justina. On potrafi spalić nawet mleko, przygotowując zwykłe płatki.
- Tak czy inaczej. Zapraszam cię do siebie na 16 na obiad. Przygotuję moje danie popisowe wcale się przy tym nie kalecząc tak jak ostatnim razem.
- Dobrze. - zaśmiała się Lucy. - Chyba pozwolę ci się wykazać, ale muszę już kończyć. Nie chcę obudzić mojej mamy, bo w przeciwieństwie do ciebie mam serce i nie budzę ludzi o 8 rano.
- Tak szybko? Liczyłem na to, że skoro już cię obudziłem to porozmawiasz ze mną chociaż 15 minut.
- Więc twój plan nie wypalił. Do zobaczenia o 16 - zakończyła rozmowę Lucy, a chwilę potem usłyszałem dźwięk przerywanego połączenia. Z rezygnacją odłożyłem telefon na stoliku i rozłożyłem się na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Kołdra pod którą spałem jeszcze godzinę temu walała się w kompletnym nieładzie po materacu, po części z niego zwisając. Poszewki na poduszkach były już strasznie pogięte. Kolejną myślą jaką zanotowałem w głowie, było powiedzenie Maddie - mojej pokojówce, żeby zmieniła w mojej sypialni pościel. Ta nie pachnie już zbyt świeżo. W zasadzie to ona już dawno straciła swój ładny zapach. A dokładnie to od momentu, gdy Maddie wzięła urlop. Prawdą jest, że bez pokojówki cały mój dom najpewniej zanosiłby się smrodem.
Wracając myślami do obiadu, zszedłem z łóżka i zbiegłem po marmurowych schodach do kuchni. Wiedziałem co podam dzisiaj Lucy. To danie zazwyczaj smakuje większości osób, bo jest naprawdę smaczne, więc miałem nadzieje, że jej również przypadnie do gustu. Otworzyłem lodówkę i zajrzałem do plastikowego pudełka, w którym trzymałem warzywa. Niestety nie było w nim tego co potrzebuję do przyrządzenia dania głównego podobnie jak drugiego składniku potrzebnego mi na przystawkę, dlatego powędrowałem do holu, założyłem na siebie kurtkę, wziąłem kluczyki do auta wiszące na jednym z wieszaków i opuściłem moją rezydencję z zamiarem zrobienia małych zakupów.
*Lucy*
Po zakończonej rozmowie z Louisem próbowałam usnąć ponownie, jednak po 20 minutach przekręcania się z boku na bok zdałam sobie sprawę, że jest to niemożliwe. Zwlekłam się, więc z łóżka i podeszłam do szafy z zamiarem wybrania stroju na dzisiaj. Miałam z tym odrobinę problemu, ponieważ nie wiedziałam jak powinnam się ubrać na obiad do Louisa. Po kilku minutach bezczynnego stania przed szafą i lustrowania jej zawartości wybrałam czarną koszulową bluzkę z białym kołnierzykiem i błękitną spódniczkę przed kolano. Nie było to przesadnie eleganckie, więc nie będę wyglądać jakbym szła na rozmowę o pracę, albo na jakieś firmowe spotkanie. Po założeniu wybranych przeze mnie przed chwilą rzeczy i zrobieniu codziennego makijażu przejrzałam się w długim lustrze wiszącym w łazience i stwierdziłam, że prezentuję się całkiem nienagannie. Nie chciałam jednak przypadkiem się ubrudzić, dlatego zdjęłam z siebie poprzednie ubrania i włożyłam na siebie szarą koszulkę z nutellą, a do tego dżinsowe spodnie z dziurami na kolanach. Oczywiście do czasu wyjścia na obiad do Louisa. Później założę mój strój wizytowy, który już dla siebie wybrałam.
Zadowolona zeszłam po schodach na dół, stawiając cicho kroki i uważając, żeby nie obudzić mojej mamy. Podeszłam do lodówki i od razu wiedziałam co mam dzisiaj ochotę zjeść na śniadanie. A mianowicie: jajecznicę, której już od tak dawna nie jadłam. Wyjęłam z lodówki kilka jajek, po czym rozbiłam je na patelni. Po kilku minutach posiłek już był gotowy, więc wyjęłam z górnej szafki dwa talerze dla siebie i dla mamy. Zdjęłam jajecznicę z patelni i rozłożyłam na talerzach dwie równe porcje. Następnie zabrałam swój talerz i usiadłam przy stole kuchennym w jadalni dokładnie w tym samym miejscu, na którym siedział wczoraj Louis. W mojej głowie od razu odtworzyły się wspomnienia z wczorajszego dnia. Ja i Louis jedzący pizzę i rozmawiający o mojej mamie, ja i Louis w kuchni pomagający w przygotowaniu obiadu, Louis całujący mnie po szyi, a po chwili przypierający mnie do blatu...Ciekawe co by było gdyby moja mama nie przyszła zanim totalnie się rozkręciliśmy. Pieprzylibyśmy się na blacie w mojej kuchni? Czy pozwoliłabym mu na to? Sama nie wiem. W tamtym momencie czułam się jakby to ktoś inny sterował moim ciałem. Nie miałam kontroli nad tym co robiłam. Działałam wbrew sobie. Wiedziałam, że muszę przestać, ale nie potrafiłam, jednak to co robiliśmy sprawiało mi przyjemność. Nadal czułam ruchy jego języka na swojej szyi, jego dotyk na swoim ciele... to nienormalne co on ze mną robi. Nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet przy moim ostatnim chłopaku - Tylerze, z którym straciłam swoje dziewictwo. Czuję, że nasza relacja zaczyna mocno odbiegać od "przyjaciół".
- Mmm, co tak ładnie pachnie? - na schodach pojawiła się moja mama w swoim białym szlafroku i białych kapciach z pomponami.
- Zrobiłam nam jajecznicę na śniadanie. - odpowiedziałam znad talerza nabierając na widelec trochę jajecznicy i wkładając ją do buzi.
- Dziękuje kochanie, to miło z twojej strony. - uśmiechnęła się do mnie moja mama zabierając swój talerz i siadając naprzeciwko mnie. Odwzajemniłam jej uśmiech i skupiłam się na konsumowaniu swojego posiłku, dopóki nie usłyszałam jak odchrząkuje co oznacza początek jej przemowy.
- Bardzo miły jest ten Louis. Polubiłam go i mam nadzieję, że w końcu się wam uda i będziecie razem. Naprawdę chciałabym mieć takiego zięcia... - rozmarzyła się mama opierając głowę na ręce.
- Jeszcze dwa dni temu mówiłaś mi inaczej. - powiedziałam z przekąsem wywracając przy tym teatralnie oczami. Jestem pewna, że mówi tak tylko dlatego, ponieważ Louis przez cały czas się jej podlizywał. Inaczej pewnie nadal by twierdziła, że źle odbieram jego zachowanie i możemy być tylko przyjaciółmi również z tego względu, że Louis jest piłkarzem, jest sławny, a ja nie potrafiłabym się odnaleźć w jego świecie. To znaczy tego mama mi nie powiedziała, ale ja doskonale wiem co miała na myśli przypominając mi o tym kim jest.
- Nie miej mi tego za złe. Jeszcze wtedy go nie poznałam, a teraz już wiem, że to bardzo porządny i pomocny chłopak.
- Mówisz tak tyko dlatego, bo za wszelką cenę próbował ci się przypodobać i jak widać udało mu się to.
- Ohh, Lucy... - z ust mamy wydobyło się ciche westchnienie. - To nie tak. - pokręciła głowa i odsunęła od siebie talerz z jajecznicą.
- Nieważne. - urwałam zanim zdążyła podjąć próby wytłumaczenia się. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie będę dziś jadła obiadu w domu i mogę wrócić koło 21.
- A gdzie masz zamiar iść i z kim? - spytała od razu moja rodzicielka uważnie mi się przyglądając. Na początku miałam ochotę skłamać i powiedzieć, że idę gdzieś z Lily i Kate. Nie chciałam wracać do tematu Louisa, ale im bardziej czułam ciekawski, zaintrygowany wzrok mamy na swojej twarzy tym bardziej wiedziałam, że to kłamstwo nie przejdzie i mama wyczuje, że próbuje coś przed nią ukryć, dlatego z niechęcią zdecydowałam się wyznać jej prawdę.
- Lou zaprosił mnie na obiad do siebie. Potem pewnie zostanę u niego trochę czasu, więc wrócę wieczorem.
- Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś. - mama odłożyła widelec, który trzymała w prawej ręce i uśmiechnęła się szeroko. Podejrzewałam, że tak właśnie będzie, dlatego tak bardzo chciałam ukryć przed nią ten fakt. Jestem pewna, że kiedy wrócę będzie wypytywać mnie o każdy szczegół naszego spotkania, więc może powinnam się już zacząć psychicznie przygotowywać od tego przesłuchania.
- Nie było okazji. Poza tym o obiedzie dowiedziałam się niewiele czasu zanim ci o tym powiedziałam. - wstałam od stołu zabierając talerz ze swoja w połowie niedokończoną jajecznicą. Nagle jakoś minęła mi ochota na jedzenie. Miałam wrażenie, że jeżeli przełknę jeszcze chociaż najmniejszy kawałek jajecznicy mój żołądek tego nie wytrzyma i wybuchnie.
- Idę do siebie. - rzuciłam przez ramię zostawiając talerz na blacie w kuchni i wchodząc na pierwszy stopień schodów.
- Powiedziałam coś nie tak? - zaniepokoiła się mama, również wstając od stołu i podążając za mną. Odwróciłam się w jej stronę będąc już w połowie drogi do mojego ulubionego miejsca w tym domu. Przystanęłam na moment i zwróciłam swój wzrok na kobietę stojącą przede mną.
- Nie, po prostu mam ochotę być sama. - odpowiedziałam posyłając jej wymuszony uśmiech, a następnie dalszą część schodów pokonałam w biegu nie wdając się w dłuższe dialogi. Weszłam do swojego pokoju, podeszłam do komody i zdjęłam z niej zdjęcie uśmiechniętego taty obramowane w drewnianą ramkę. Wpatrywałam się w nie dłuższą chwilę cały czas stojąc. Przejechałam palcem po twarzy taty, a potem przytuliłam zdjęcie do piersi siadając z nim na krześle obrotowym przy biurku.
- Chciałabym, żeby wszystko stało się proste. - powiedziałam wpatrując się w obraz za oknem przede mną. Czarna wrona przysiadła na parapecie i zaczęła stukać swoim ostrym dziobem w szybę. Chwilę potem obok niej przysiadła druga wrona i obie odleciały zanim zdążyłam wstać i je stąd przegonić. Ciekawe czy się znały. Może były parą i odleciały na wspólną randkę?
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon w kieszeni moich spodni. Od razu go wyjęłam i spojrzałam na wyświetlacz, gdzie pojawiło się imię: Kate. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i zanim wydobyłam z siebie jakiekolwiek słowo usłyszałam radosny pisk mojej przyjaciółki.
- Zgadnij gdzie dzisiaj idziemy!
- Nie wiem, Kate. - odpowiedziałam od razu szykując się na jeszcze głośniejszy pisk z jej strony.
- Na zakupy! Razem z Lil postanowiłyśmy, że pora wybrać się na wspólny shopping. Pojedzie z nami jeszcze Gigi mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - wszystko to powiedziała na jednym wydechu tak, że z trudem rozszyfrowałam słowa szybko wypływające z jej ust.
- Dzisiaj nie mogę. Już się z kimś umówiłam, przepraszam.
- Ohh. - Kate westchnęła najwyraźniej bardzo zawiedziona tym co powiedziałam.
- Bardzo mi przykro Kate, musicie iść beze mnie, ale obiecuję, że wam to wynagrodzę przy najbliższej okazji.
- Nie ma sprawy, a z kim dzisiaj wychodzisz? - zapytała przygnębionym głosem.
I wtedy nastała chwila, gdzie musiałam mocno się zastanowić nad odpowiedzią na to pytanie. Pamiętałam jak bardzo Kate nie znosi Louisa i wiedziałam, że jeśli wyjawię jej prawdę nie obędzie się bez obelg na jego osobę, jednak jako przyjaciółki powinnyśmy być ze sobą szczere, dlatego bez względu na konsekwencje powiedziałam jej prawdziwy powód mojej odmowy. Tak jak podejrzewałam Kate od razu zaczęła wygłaszać swoje swoje zdanie na ten temat.
- Już sobie wyobrażam jak będzie wyglądać ten uroczy obiadek z tym dupkiem. Poda ci jakieś środki usypiające albo co gorsze pigułkę gwałtu, a potem...
- Kate, proszę. - przerwałam przyjaciółce ciężko wzdychając. Przyzwyczaiłam się już do ich wzajemnej nienawiści, ale czasami miałam już dość tego jak wzajemnie się obrażają, a tym bardziej miałam dość teorii Kate na temat Louisa, gdzie zawsze stawiała go w najgorszym świetle jako gwałciciela - nekrofila i Bóg wie kogo jeszcze. - Zaczynasz przesadzać, nie sądzisz?
- Z tym popaprańcem nie wiadomo czego można się spodziewać. Mówiłam ci jak nazwał mnie suką. Już widać co sobą reprezentuje. Totalny brak szacunku do kobiet, dlatego nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że ma już jakiś gwałt na swoim koncie.
Chciałam powiedzieć Kate, że ona też nie jest tu bez winy, ale nie chciałam, żeby się na mnie obraziła albo pomyślała, że trzymam stronę Louisa, dlatego przemilczałam tą kwestię i zdecydowałam się zakończyć tą rozmowę.
- Kate niestety muszę już kończyć. Zadzwonię do ciebie wieczorem i powiesz mi czy zakupy były udane, dobrze? - powiedziałam łagodnie starając się odgonić jej myśli od Louisa. Temat zakupów jest jej ulubionym tematem do rozmów, dlatego miałam nadzieję, że mój plan się powiedzie.
- No dobrze, to ja też kończę, do zobaczenia w szkole.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam i odsunęłam telefon od ucha, kiedy nagle usłyszałam jeszcze krzyk przyjaciółki.
- Zapomniałam cię zapytać! Zayn wcześniej jutro wychodzi na trening do akademii, więc może nas podwieźć do szkoły. Lily już się zgodziła.
- W porządku po mnie też możecie przyjechać, jeśli to nie problem. - zgodziłam się po krótkim wahaniu. W towarzystwie przyrodniego brata Kate zawsze czuje się niezręcznie, a tym bardziej będę się czuć niezręcznie przy nim po naszej ostatniej rozmowie o Kate, jednak zgodziłam się, bo nie chciałam wzbudzać u przyjaciółki żadnych podejrzeń.
- W takim razie będziemy o 8:30 pod twoim domem. Pa. - pożegnała się szybko Kate i rozłączyła się zanim ja zdążyłam to zrobić. Włożyłam telefon do kieszeni spodni, jednak od razu potem go wyjęłam chcąc sprawdzić na nim godzinę. Do spotkania z Louisem zostało mi jeszcze ponad 5 godzin. Usiadłam na łóżku zastanawiając się nad tym co mogłabym w tym czasie zrobić. Byłam strasznie podekscytowana tym, że znowu będę mogła spędzić z nim trochę czasu. Nie mogłam się już doczekać kiedy ponownie go zobaczę. Czułam, że każdego dnia zakochuje się w nim coraz bardziej i miałam nadzieję, że nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy moje uczucia zostaną odwzajemnione i kiedy Louis zrozumie, że jest zdolny do kochania. Wiem, że zanim to nastąpi upłynie jeszcze dużo czasu, ale byłam gotowa na to czekać.
***
Równo o godzinie 15:40 stałam przed drzwiami w holu ubrana w ubrania, które wybrałam dla siebie jeszcze rano oraz czarny płaszcz w czerwoną kratkę i czarne szpilki. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, przygładziłam swoje kasztanowe włosy i nacisnęłam klamkę.
- Miłego wieczoru, kochanie! - krzyknęła za mną mama na odchodne. Jeszcze przed wyjściem, chwilę po tym, gdy skończyłam rozmawiać z Kate, przyszła do mojego pokoju i zaoferowała mi manicure. Potem stwierdziła, że nie mogę iść na randkę w zwykłych prostych włosach (choć wiele razy powtarzałam jej, że to nie jest randka i nie muszę wyglądać jakbym szła na ślub), więc zakręciła mi je lokówką, a z niewielkiej części pozostałych włosów zrobiła mi warkoczyka zaczynającego się na lewym boku, i zatapiającego się na końcu w moich gęstych lokach.
- Dzięki mamo! - odkrzyknęłam zanim zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam ze swojej posesji. Nie chciałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy na taksówkę, dlatego zdecydowałam się przejść całą trasę na pieszo. Zanim wyszłam z domu wpisałam w wyszukiwarkę odpowiednia ulicę, więc teraz kierowałam się tą drogą. Słońce powoli zaczęło zachodzić za chmury, a niebo przybrało różowawy odcień, więc szłam szybkim krokiem nie chcąc iść później po ciemku.
Kiedy minęłam znajome mi okolice weszłam w zacienioną uliczkę przy której widniała tabliczka z nazwą ulicy, której szukałam: South Cave. Wszędzie, gdzie tylko spojrzałam stały ogromne wille z basenami podobne do tej, w której mieszkała Louis. Z tego co słyszałam na tej ulicy mieszkają sami celebryci czy gwiazdy sportu, więc nie dziwne, że ich na to stać. Sama chciałabym móc pozwolić sobie na coś takiego, jednak niestety niektóre marzenia na zawsze pozostają tylko marzeniami.
Po chwili odszukałam rezydencje Louisa i nacisnęłam mały, czerwony guziczek przy żelaznej furtce. Urządzenie zawieszone na furtce wydało z siebie odgłos dzwonienia, a kilka sekund później drzwi przede mną otworzyły się automatycznie wpuszczając mnie do środka. Przekroczyłam więc próg unosząc do góry brwi z podziwem i odwróciłam się za siebie, żeby zamknąć za sobą furtkę, jednak nie było takiej potrzeby, ponieważ tak jak poprzednio zamknęła się ona za mną z automatu. Poszłam więc w stronę drzwi do których prowadziło kilka marmurowych schodków. Zanim zdążyłam postawić nogę na pierwszym, drzwi wejściowe otworzyły się szeroko ukazując w nich uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa, który od razu zeskanował mnie wzrokiem, a następnie oblizał usta.
- Wyglądasz cudownie. - powiedział, kiedy weszliśmy oboje do środka.
- Dziękuję. - odpowiedziałam przygryzając dolną wargę i spoglądając na niego nieśmiało. - Ty też nieźle się prezentujesz. - dodałam patrząc na jego luźną koszulkę z logo adidasa i opinające, długie czarne spodnie. Louis uśmiechnął się, a następnie podszedł do mnie bliżej i ściągnął z moich ramion płaszcz, który zawiesił na pozłacanym wieszaku. Wszystko tutaj było pozłacanane i bardzo drogie. Mimo, że już dwa razy byłam w domu Louisa to nie miałam okazji mu się dokładnie przyjrzeć. Teraz doskonale widziałam drewnianą szafę na kurtki stojącą w rogu, dwie, białe orchidee ustawione na szklanej komodzie ze srebrnymi uchwytami i malutką fontannę, z której leciał niewielki chicho szumiący strumyczek.
Z ulgą zdjęłam moje czarne szpilki od których już zaczęły boleć mnie stopy i poszłam za Louisem w głąb ogromnej willi.
- Możesz obejrzeć dom, a ja w tym czasie podam jedzenie. - powiedział widząc jak z zaciekawieniem przyglądam się każdej rzeczy znajdującej się w zasięgu mojego wzroku.
Pokiwałam głową i przeszłam do salonu zostwiając Louisa samego w kuchni. Właśnie oglądałam jego wystrój, kiedy nagle dobiegł mnie krzyk chłopaka.
- Lucy, chcesz się pobawić z moją parówką?!
Z niedowierzania otworzyłam usta i natychmiast zjawiłam się w progu kuchni, gdzie roznosił się zapach jakiegoś aromatycznego dania, które Louis rozlewał do dwóch porcelanowych połgłębokich talerzy.
- Jesteś obrzydliwy. - powiedziałam robiąc krok w jego stronę i kręcąc głową z obrzydzeniem. Louis przerzucił wzrok na mnie i wybuchnął śmiechem zginając się w pół.
- Dlaczego się śmiejesz? - spytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam czy śmieje się ze swojej dwuznacznej propozycji czy z tego jaki jest głupi.
- Chodziło mi o mojego psa. -wytłumaczył z przerwami cały czas się śmiejąc. - Nazywa się parówka, bo jest jamnikiem.
- Oh... umm nie wiedziałam. - do moich policzków od razu dopłynęła krew i byłam pewna, że teraz stoję przed Louisem z gigantycznymi rumieńcami. No, ale niby skąd miałam wiedzieć, że jego pies nazywa się parówka? W końcu kto normalny daje psu takie durne imię.
Jak na zawołanie z marmurowych schodów zbiegł brązowy piesek machając wesoło swoim krótkim ogonkiem. Podbiegł do mnie i zaczął łasić się o moje nogi zupełnie jak kot. Kucnęłam i pogłaskałam go łebku posyłając Louisowi mordercze spojrzenie.
- Mogłeś mi powiedzieć, że masz na myśli psa.
- Przynajmniej wydało się kto z nas ma brudne myśli. - kącik ust Louisa uniósł się do góry triumfująco.
- Wcale nie mam brudnych myśli!
- Więc o czym myślałaś?
- Dobra skończmy ten temat. - ucięłam rozmowę wiedząc, że do niczego dobrego ona nie prowadzi i tylko ja źle na tym wyjdę.
Wyszłam z kuchni i z powrotem przeszłam do salonu połączonego z jadalnią podobnie jak w moim domu. Z tą różnicą, że mój dom nie był tak luksusowy jak willa Louisa. Usiadłam przy dużym stole na jednym ze skórzanych krzeseł co chwilę odwracają się i wyczekując jedzenia, którego zapach rozniósł się już chyba po całej tej ogromnej rezydencji. Ze zniecierpliwieniem zaczęłam bębnić w ciemny, drewniany stół swoimi idealnie wypiłowanymi, czarnymi paznokciami. Po kilku minutach zobaczyłam Louisa idącego z dwoma talerzami zielonego kremu. Położył jeden z nich przede mną, a drugi naprzeciwko mnie, jednak zamiast usiąść pognał z powrotem do kuchni, przynosząc po chwili dwa kryształowe kieliszki do wina.
- Czerwone czy białe? - spytał podchodząc do barku z alkoholami.
- Poproszę białe, wytrawne. - odpowiedziałam pochylając się nad talerzem z zupą i wąchając jej cudowny zapach. Nie wiedziałam jaka to zupa, ale po jej zapachu mogłam wnioskować, że jest to krem ze szparagów, który wprost uwielbiam, ale niestety niezbyt często go jadam, ponieważ moja mama nie jest mistrzynią w gotowaniu podobnie jak ja. Jedynie Danielle i tata potrafili w naszym domu najlepiej gotować, jednak po śmierci taty i wyprowadzce siostry do Walii nie ma kto przyrządzać tego pysznego dania.
- Mam nadzieję, że zasmakuje ci krem ze szparagów. - uśmiechnął się Louis nalewając do mojego kieliszka białe wino, a następnie nalewając je również do swojego.
- To jedno z moich ulubionych dań. Lepiej nie mogłeś trafić. - odwzajemniłam jego uśmiech, a następnie chwyciłam za łyżkę leżącą po mojej prawej stronie i zabrałam się za konsumowanie kremu ze szparagów. Louis również zabrał się za jedzenie co chwile spoglądając w moja stronę niepewnie.
- Jest bardzo smaczne. - powiedziałam chcąc pozbawić go wszelkich wątpliwości co do smaku przyrządzonej przez niego zupy. - Nawet nie podejrzewałam, że potrafisz zrobić coś tak dobrego.
Na twarzy Louisa od razu wdarł się uśmiech satysfakcji i z wyższością uniósł głowę.
- Mówiłem ci, że potrafię dobrze gotować, ale ten krem to jeszcze nie wszystko. Szykuj się na deser.
Uniosłam prawą brew do góry posyłając Louisowi pytające spojrzenie.
- Deser, który kupiłeś czy przyrządziłeś również samodzielnie?
- Zrobiłem sam, ale co, nie powiem.
- Więc to coś w rodzaju niespodzianki?
- Tak. - odparł z zagadkowym wyrazem twarzy.
Przez cały posiłek nic do siebie nie mówiliśmy całkowicie zajęci jedzeniem. Jeśli mam być szczera to nie spodziewałam się po Louisie czegoś takiego. Mile mnie zaskoczył tym obiadem i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że był to najlepszy krem ze szparagów jaki kiedykolwiek jadłam. Nawet mój tata nie potrafił zrobić tak czegoś tak pysznego, chociaż to zawsze jego uważałam za najlepszego kucharza na świecie. Byłam bardzo ciekawa deseru o którym mówił Lou. Jeżeli będzie on tak pyszny jak danie główne to od tej pory na obiady będę przychodzić tylko do niego. Przy jedzeniu katem oka omiotłam całe pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy. Na czarnej ścianie naprzeciwko wielkiej, czteroosobowej kanapy znajdował się olbrzymi, plazmowy telewizor mający z dobre 80 cali. Sufit był pięknie podświetlany a dalej znajdowały się marmurowe schody prowadzące na górę. Niewiele pamiętałam z imprezy u Louisa dwa tygodnie temu, dlatego miałam wielką ochotę wejść na górę i sprawdzić czy jest tam tak samo pięknie i drogo jak na dole.
- Louis, czy mógłbyś pokazać mi drugie piętro twojej willi? - zapytałam odsuwając od siebie talerz po zjedzonej zupie i popijając wino z kryształowego kieliszka wartego zapewne bardzo dużo pieniędzy.
- Jasne. - Louis wstał od stołu nawet nie fatygując się zanieść puste talerze do kuchni i pociągnął mnie za rękę w kierunku schodów. Wchodząc po nich podziwiałam piękne szklane poręcze i czułam się zupełnie jak księżniczka ciągnięta przez swojego księcia. To było niesamowite. Cały ten dom był niesamowity.
Chwile później stanęliśmy przed jednymi z wielu drzwi. Louis otworzył je, a przede mną ukazała się ogromna, nowocześnie urządzona łazienka. Weszłam do środka, a mój wzrok od razu spoczął na wielkiej wannie z hydromasażem mogącą pomieścić co najmniej trzy osoby.
- Kąpiesz się w niej sam? - spytałam podchodząc bliżej i siadając na krawędzi wanny sunąc po niej dłonią.
- Tak, ale zawsze możemy wykąpać się w niej razem, jeżeli masz ochotę. - Louis puścił mi oczko na co przewróciłam oczami podnosząc się z krawędzi wanny.
- W twoich snach Tomlinson. - odparłam szturchając go delikatnie w ramię.
Następnie mój wzrok spoczął na przezroczystym, szklanym prysznicu bez zbędnych ozdób. Była to chyba jedyna rzecz w tym domu pozbawiona pozłacanych dodatków. Nawet sedes miał złotą spłuczkę.
- Może chcesz zobaczyć teraz moja sypialnię. - usłyszałam za sobą uwodzicielski szept Louisa. - Oczywiście bez żadnych podtekstów. - dodał szybko widząc moje surowe spojrzenie.
- No dobrze. - zgodziłam się opuszczając z żalem łazienkę. Łazienka to takie małe królestwo chyba każdej kobiety nie wliczając w to sypialni, dlatego uwielbiałam je podziwiać, a zwłaszcza jeśli były one takie duże i takie piękne. Po chwili zostałam delikatnie wepchnięta do równie sporej sypialni. Cóż sporej to chyba zbyt małe określenie. Ona była przeogromna. Większa od łazienki, w której przed chwilą byłam. Wbrew moim oczekiwaniom było tu całkiem schludnie. Dywan był biały jak śnieg. Komoda, na której stał telewizor lśniła czystością. Jedynie pościel na pół okrągłym dwuosobowym łóżku była odrobinę pogięta i nie do końca zaścielona. Czarne rolety w okach były całkowicie zasłonięte przez co w sypialni było trochę za ciemno. Podeszłam więc do czegoś co wyglądało mi na włącznik światła i nacisnęłam go, a następnie wszystkie światła na suficie zaświeciły się.
- Ładnie tu. - stwierdziłam siadając na łóżku Louisa. Chłopak podszedł do małego, oddalonego pomieszczenia z rozsuwanymi drzwiami, a po minucie wygrzebał z niego plastikowy woreczek ściskając go w dłoni. Otworzył ją dopiero, gdy znalazł się przy mnie siadając obok.
- Mam coś lepszego niż deser. Coś na odprężenie. - powiedział z uśmiechem. Dopiero teraz zobaczyłam, jak wyjmuje z woreczka jednego jointa. Momentalnie oddaliłam się od niego z przerażonym wyrazem twarzy.
- Louis, co to do cholery jest?
- Marihuana. - odpowiedział jakby to było najzwyklejszą i najoczywistszą rzeczą na świecie. - Nie mów, że nigdy nie paliłaś. - zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę podpalając końcówkę jointa. Włożył go pomiędzy swoje wargi, a potem zaciągnął się nim i wypuścił dym z ust.
- Nie będę tego paliła. - sprzeciwiłam się odsuwając od siebie rękę Louisa z wyciągniętym w moja stronę jonitem. Podniosłam się z łóżka z zamiarem opuszczenia tego pokoju, kiedy poczułam na sobie dłonie Louisa usadzające mnie na swoich kolanach. Od razu poderwałam się, żeby wstać, jednak jego dłonie były zbyt silne w rezultacie czego nadal siedziałam na jego nogach.
- Puść mnie. - natychmiast zażądałam. Louis całkowicie zignorował moje polecenie przekręcając mnie tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Nie czułam się jednak niezręcznie, ponieważ już nie raz znajdowałam się razem z nim w bardziej niezręcznych sytuacjach. Westchnęłam tylko i oparłam się o jego klatkę piersiową wiedząc, że nic nie zdziałam.
- Otwórz usta. - polecił mi podnosząc mój podbródek do góry.
- Po co?
- Po prostu otwórz. Nie zrobię ci nic złego.
Chcąc nie chcąc rozchyliłam lekko wargi, by po chwili Louis zbliżył swoje usta do moich i wpuścił do nich dym. Zamknęłam powieki rozkoszując się przyjemnym uczuciem. Na początku nie byłam do tego przekonana, bo jeszcze nigdy nie próbowałam marihuany, ale w końcu musi być ten pierwszy raz. Kiedy zobaczyłam jak Lou po raz kolejny zaciąga się narkotykiem przysunęłam się bliżej jego twarzy i ponownie rozchyliłam usta. Na jego twarzy wdarł się zadziorny uśmieszek, a potem dym z jego ust ponownie dostał się do moich.
- Teraz ty. - powiedział, podając mi jointa kiedy został już w połowie wypalony. Niepewnie wzięłam go od niego nie bardzo wiedząc jak powinnam to palić. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ręku podobnie jak papierosa. To nie tak, że nigdy nie miałam okazji, żeby zapalić, bo wiele razy znajomi mnie do tego namawiali, ale ja po prostu zawsze wolałam być z daleka od jakichkolwiek używek czy śmierdzących tytoniem papierosów. Nie oznacza to jednak, że byłam typem grzecznej dziewczynki. Potrafiłam nieźle się zabawić na imprezach zakrapianych alkoholem najczęściej razem z Kate i Lily, chociaż one zawsze potrafiły wypić o wiele więcej ode mnie.
Przekręcałam w ręku tlącego się skręta patrząc na Louisa z pytającym wyrazem twarzy.
- Zaciągnij się i przetrzymaj przez chwilę dym w płucach, a potem go wypuść w moje usta. - poinstruował mnie.
Zgodnie z jego instrukcja włożyłam końcówkę skręta między wargi, przetrzymałam dłuższą chwilę w płucach i wypuściłam szybko dym, gdy poczułam jak zaczyna drapać mnie w gardle dziko przy tym kaszląc.
- Spokojnie. Spróbuj jeszcze raz. - powiedział Louis klepiąc mnie ręka po plecach. Chciałam już przestać i to odłożyć, ale był to dobry sposób na to, żebym mogła podziwiać jego malinowe wargi z bliska, dlatego wykonałam tą czynność po raz drugi tym razem bezbłędnie.
Przetrzymałam dym w płucach nieco krócej niż wcześniej wypuszczając go wprost w rozchylone usta Louisa. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy dopóki joint trzymany pomiędzy moimi dwoma palcami się nie skończył. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko nagle zaczęło mi się wydawać takie zabawne. Obrazy, które wisiały na idealnie pomalowanych, jasno - szarych ścianach zaczęły się rozpływać. Twarz Louisa teraz przypominała mi twarz klauna. Po chwili usłyszałam swój wysoki chichot roznoszący się po pomieszczeniu.
- Z czego się śmiejesz? - spytał chłopak dociskając mnie mocniej do swojego krocza.
- Z ciebie. - odpowiedziałam zanosząc się śmiechem i układając głowę w zagłębieniu szyi Louisa.
- Wiesz ja chyba zacznę się umawiać z jakimś księdzem. - wypaliłam nagle sama nie do końca wiedząc co mówię.
- To ja chyba zostanę księdzem. - stwierdził Louis łaskocząc mnie po twarzy swoimi włosami.
Nagle odsunęłam się od niego i wstałam z jego kolan, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł, który pewnie nigdy nie przyszedł by mi na trzeźwo. Popchnęłam upalonego chłopaka na łóżku, zmuszając go do tego, żeby się położył. Niemal od razu spotkałam się z jego pytającym wzrokiem. Posłałam mu uwodzicielski uśmiech zagryzając wargę, a następnie usiadłam na jego brzuchu okrakiem i oparłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Spojrzałam w jego pociemniałe, niebieskie tęczówki uważnie obserwujące każdy mój najmniejszy ruch. Miałam ochotę się z nim podroczyć. Dokładnie tak samo jak on droczył się ze mną u mnie w kuchni. To było coś w rodzaju małej zemsty.
Obsunęłam w dół jego ciała dopóki moja pupa nie znalazła się na jego przyjacielu. Zaczęłam kręcić się na nim we wszystkie możliwe strony przez cały czas obserwując reakcję Louisa. Rozchylił swoje idealne usta, z których wydobył się głośny jęk. Jego duże dłonie powędrowały na moje biodra zaciskając się na nich, jednak szybko je z siebie strąciłam i przytrzymałam go za nadgarstki po obu stronach jego głowy.
- To ja nadaje tempo. - powiedziałam stanowczym głosem nieznacznie przyspieszając swoje ruchy. Zdziwił mnie ten nagły przypływ odwagi w sobie. Nie wierzyłam, że powiedziałam coś takiego, a tym bardziej nie wierzyłam w to co w tym momencie robię. Nigdy nie pomyślałabym, że jeden mały joint może zrobić ze mną coś takiego. Nie przypominałam siebie w niczym. To nie była ta Lucy, którą jestem, ale w pewnym sensie podobało mi się to, zresztą chyba tak samo jak Louisowi, który co chwile wypuszczał ze swojego gardła głośne jęki błagające o to, żebym poruszała się na nim szybciej. Jego przyjaciel rósł w jego spodniach z każdą sekundą co bardzo dobrze odczuwałam na wewnętrznej stronie swojego uda. W pewnym momencie zeszłam z jego ciała i usiadłam obok na wysokości jego głowy. Louis wydał z siebie pomruk niezadowolenia próbując z powrotem wciągnąć mnie na moje wcześniejsze miejsce.
- Lucy, proszę ja jeszcze nie doszedłem. - błagał z mina bezbronnego szczeniaczka.
- Jesteś już dużym chłopcem i chyba potrafisz sobie sam poradzić z tym problemem. - odpowiedziałam z ogromną satysfakcją. Właśnie o to mi chodziło. Chciałam pokazać mu na co mnie stać. Udowodnić, że istnieje też inna strona Lucy o której sama dopiero przed chwilą się dowiedziałam. W zasadzie to tym co przed chwilą zrobiłam i co się stało pokazałam samej sobie, że mam niezłe umiejętności skoro sprawiłam, że nawet samemu Louisowi Tomlinsonowi stanął. Z dumą zerknęłam na spore wybrzuszenie w spodniach Louisa i oblizałam usta dokładnie tak samo jak on.
- Jesteś zadowolona z tego co mi zrobiłaś? - powiedział tak jakby czytał mi w myślach. Pokiwałam twierdząco głową oczekując dalszych wydarzeń z jego strony. Louis poderwał się w moja stronę i przygwoździł moje ciało do łóżka.
- Wiesz, że doskonale wiem jak doprowadzić cię do takiego samego stanu jak ty mnie? - wyszeptał sunąc nosem po moim policzku. Jego oczy płonęły pożądaniem. Czerwona lampka, która powinna zapalić się w mojej głowie kompletnie zgasła zapominając o swojej roli. Moja podświadomość nie wołała we mnie: Odepchnij go!, wręcz przeciwnie coś mówiło we mnie: Pozwól się przekonać. Może to działanie we mnie marihuany miało na mnie taki wpływ. Może to ona mnie tak odurzyła, albo odurza mnie obecność tak seksownego mężczyzny w pobliżu.
Mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo będę jutro tego żałować wypchnęłam biodra w kierunku krocza Louisa i podniosłam swoja głowę po to, żeby po chwili zassać kawałek skóry na jego szyi.
- Doprowadź mnie do niego. - wyszeptałam mu do ucha odrywając się na moment od jego szyi.
Lou puścił moje nadgarstki i jedna ręką podwinął moją błękitną spódniczkę. Palcem drugiej ręki przejechał po mojej kobiecości przez materiał moich białych, koronkowych majtek oblizując językiem usta jak to często miał w zwyczaju robić. Z moich ust wydobył się przeciągły jęk, na sam jego dotyk. Chciałam więcej i więcej. Nie myślałam o niczym innym jak tylko poczuć jego kutasa w sobie. Marihuana ma na mnie zdecydowanie zły wpływ.
- Jesteś tak cholernie mokra skarbie. - powiedział podnosząc swój podniecony wzrok na mnie.
- Pieprz mnie, Louis. - to było jedyne co zdołałam z siebie wydusić. Nie panowałam and swoimi słowami. Nie wiedziałam co mówię. Byłam w zupełnie innym świecie. Nie obchodziło mnie nic. Moje myśli były brudne jak nigdy dotąd. Przyznaje to bez bicia. To było coś takiego jak zupełnie inny wymiar. Tak jakby czas się nagle zatrzymał specjalnie dla nas. Sumienie i moje trzeźwe myślenie zupełnie się we mnie wyłączyły a władzę nade mną przejęła marihuana, która niedawno przyjęłam do swoich płuc. Ona albo moje pożądanie...
I nagle czar prysł. Louis gwałtownie się ode mnie odsunął. Podniósł się z łóżka i pociągnął za końcówki swoich włosów, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
- Co jest? - spytałam podnosząc się do pozycji siedzącej ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam dlaczego tak nagle się ze mnie podniósł. Czy to oznaczało, że mnie nie chciał? Nie podobałam mu się?
- Nie możemy tego zrobić, Lucy. - powiedział patrząc na mnie niezwykle poważnie.
- Dlaczego? Nie chcesz mnie pieprzyć? Uważasz, że jestem brzydka czy co, bo nie rozumiem?! - zdenerwowałam się stając naprzeciwko niego.
- Uważam, że jesteś przepiękna kobietą i uwierz mi, że naprawdę mam teraz straszną ochotę cię pieprzyć...
- Więc jaki jest twój zasrany problem?
- Teraz tego nie rozumiesz, ale jutro mi za to podziękujesz. - odparł Louis, po czym odwrócił się ode mnie i wyszedł z pokoju zostawiając mnie w nim kompletnie samą ze swoimi niepoukładanymi myślami.
***
A więc tak! Na rozdział 13 musieliście czekać trochę dłużej, za co bardzo bardzo przepraszamy ;(
Sprawy się trochę pokomplikowały, ponieważ Gazix (Kasia) nie miała za dużo czasu jak i motywacji do działania. Postanowiłyśmy wam wynagrodzić czekanie, dlatego Kasia napisała rozdział dłuższy niż zwykle.
Jesteśmy zawiedzione brakiem komentarzy, m.in dlatego rozdział pojawił się później. Prosimy o komentowanie naszej pracy, ponieważ to opowiadanie pochłania sporą część naszego obecnego życia.
Jak pewne zauważyliście, pojawił się nowy szablon autorstwa Erenae ze strony Graphicpoison (http://graphicpoison.blogspot.com/) za który serdecznie dziękujemy :*
Dajcie nam znać w komentarzach czy rozdział wam sie podoba oraz jak podoba wam się szablon.
Jeśli pod tym rozdziałem nie będzię komentarzy, zaczniemy poważnie zastanawiać się nad zawieszeniem opowiadania.
Co do kolejnych rozdziałów, również mogą pojawić sie w innych terminach, ponieważ wyjeżdzamy na wakacje 23 lipca i wracamy 6 sierpnia. Tak więc rozdział 14 może pojawić się dopiero w sierpniu ;( Co do pojawiania się rozdziałów w roku szkolnym, prawdopodobnie będą się pojawiać co dwa tygodnie.
Notatka może długa, ale wolałam napisać to pod rozdziałem niż w osobnym poście ;) Do następnego /Lucix ;*