środa, 29 czerwca 2016

Rozdział 10

*Lucy*
   Po całym zdarzeniu w parku minęły już 4 dni. Do tego czasu moja mama zdążyła wrócić z Walii. Nie chciałam jej kolejny raz okłamywać, dlatego poprosiłam lekarza, żeby do niej zadzwonił i wszystko jej wytłumaczył. Oczywiście moja mama jak to ona natychmiast złapała pierwszy lepszy samolot powrotny i kolejnego dnia mojego pobytu w szpitalu była już przy mnie. Do tego czasu przy moim łóżku niemal cały czas siedziała Kate i Lily. Zostałam przez nie  poinformowana o wyznaniu Louisa przed szpitalem, które natychmiast obiegło cały internet. Będąc szczera byłam w szoku, kiedy się o tym dowiedziałam i jednocześnie byłam na niego zła za to, że nie powiedział mi o swoich uczuciach osobiście. Powinnam się z tego wyznania co prawda cieszyć, bo w końcu ja czuję do niego to samo, ale teraz w mojej głowie pojawiły się wątpliwości. Znamy się tak krótko czy to możliwe, żebyśmy zdążyli się w sobie zakochać? Louis jeszcze niedawno chciał mnie tylko przelecieć, miał opinię kobieciarza, a teraz wyznaje, że mnie kocha? Zaraz, zaraz nie. On tego nie powiedział. Powiedział, że czuje do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń, ale nie powiedział co dokładnie. Może to być każdy inny rodzaj uczuć. Być może miał na myśli to, że traktuje mnie jak swoją młodszą siostrę... Sama nie wiem, to wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane. Chciałabym z nim o tym porozmawiać, ale za bardzo się tego boję. Przez te całe trzy dni w szpitalu ani razu nie odważyłam się podnieść telefonu i wybrać jego numeru. On chyba tak samo, bo nie dostałam od niego żadnej wiadomości ani połączenia. Wiem, jednak, że w końcu będziemy musieli o tym porozmawiać i jasno wyjaśnić sobie na czym stoimy.
  - Lucy, już jestem! - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej mamy, która właśnie wróciła z zakupów i rozpakowywała pełne siatki na stole.
  - Może ci pomogę z tymi siatkami? - zaproponowałam i wstałam z kanapy podchodząc do niej.
  - Nie kochanie, naprawdę nie musisz poradzę sobie sama. - odpowiedziała moja rodzicielka posyłając mi ciepły uśmiech i samodzielnie rozpakowując zakupy. Od momentu, kiedy wyszłam ze szpitala nie pozwala mi nic robić, chociaż czuję się już bardzo dobrze. Podobno miałam dużo szczęścia, że Louis w porę po mnie przyjechał, bo gdyby nie to mogłabym umrzeć. No cóż powinnam mu za to podziękować, kiedy tylko się zobaczymy. O ile się jeszcze zobaczymy...
  - Wciąż myślisz o tym chłopaku? - zapytała mnie mama siadając na krześle przy wyspie kuchennej i obracając się na nim w moja stronę. Wie już o wszystkim co jest związane z Louisem, poza tym wypadkiem, który zdarzył się w sylwestra. Tą informację zdecydowałam zostawić dla siebie. Stwierdziłam, że przez to mogłaby się do niego niepotrzebnie uprzedzić.
  - Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, siadając na krześle obok. - Chciałabym dowiedzieć się od niego co dokładnie miał na myśli mówiąc, że czuje do mnie coś więcej, ale za bardzo boję się do niego zadzwonić. Nie chcę wyjść na natarczywą.
  - Nie wyjdziesz. Masz prawo znać prawdę tym bardziej, że sprawa dotyczy ciebie. - mama pogłaskała mnie łagodnie po ramieniu. - Powinniście ze sobą o tym porozmawiać, ale moim zdaniem oboje pomyliliście uczucia. Poznaliście się tak niedawno zauroczyliście się sobą i pomyliliście przyjaźń z miłością.
   Westchnęłam z rezygnacją. Może rzeczywiście mama ma rację i jest tak jak mówi. To wszystko potoczyło się zdecydowanie zbyt szybko. To niemożliwe, żeby zakochać się w kimś tak z dnia na dzień. Może moje uczucia też były mylne. Oboje się pomyliliśmy i powinniśmy sobie to teraz wszystko wyjaśnić. Nie chcę, żeby przeze mnie Louis miał jakiekolwiek wahania. Nagle doznałam przypływu odwagi i wyciągnęłam z kieszeni jeansów mojego iPhona z zamiarem zadzwonienia do Louisa.
  - Muszę coś zrobić. - rzuciłam w stronę mamy i pobiegłam schodami na górę do swojego pokoju.
   Kiedy już się tam znalazłam zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o ścianę i z bijącym sercem nacisnęłam zieloną słuchawkę przy imieniu Louisa. Jeden sygnał....drugi.... trzeci... czwarty... już miałam się rozłączyć i dać sobie spokój, gdy usłyszałam znajomy zachrypnięty głos.
  - Louis? - zapytałam chociaż dobrze wiedziałam, że to on, bo kto by inny.
  - Witaj Lucy. - w jego głosie można było wyczuć wahanie. Pewnie zastanawiał się czy powinien odebrać czy nie, ale to w końcu nie ja przyznałam się do swoich uczuć publicznie.
  - Możemy się spotkać? - postanowiłam zapytać prosto z mostu. - Chyba musimy wytłumaczyć sobie pewne sprawy.
   Przez chwilę w słuchawce zapadło milczenie. Dopiero po chwili Louis westchnął ciężko i odpowiedział.
  - Tak. Tylko gdzie?
  - U mnie?
  - Wolałbym nie. Nie chcę, żeby paparazzi przyłapali mnie przy twoim domu. Sama rozumiesz teraz jest trochę o nas głośno w internecie. Straciłaś już swoją anonimowość.
  - Ciekawe dzięki komu... - powiedziałam cicho. Chciałam powiedzieć to tylko do siebie, ale wydaje mi się, że jednak Lou też to usłyszał.
  - Posłuchaj naprawdę przepraszam, ja... chyba sam nie wiedziałem co mówię i...
  - To nie jest odpowiednia rozmowa na telefon, nie uważasz? - zapytałam przerywając mu zanim zdążył dokończyć to co chciał powiedzieć.
  - Rzeczywiście masz rację. Więc spotkajmy się za 15 minut na Green Avenue.
  - Dobrze. - zgodziłam się i przerwałam połączenie. Green Avenue to opuszczona aleja w Doncaster, gdzie kiedyś były tory kolejowe i jeździły tam pociągi. Teraz do tego miejsca prawie nikt już nie przychodzi. Pociągi już tamtędy nie jeżdżą, chociaż tory nadal zostały i teraz zarastają powoli mchem i chwastami. Czasami przychodzą tam tylko jakieś dzieciaki z gimnazjum żeby zrobić sobie fajne zdjęcie na Facebooka, ale dziś jest piątek i to na dodatek dosyć wczesna godzina, więc nikogo nie powinno tam być. O godzinie 11 zwykle trwają jeszcze lekcje.
   Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarną bluzę z kapturem. Włożyłam z powrotem do kieszeni telefon, uczesałam swoje długie, kasztanowe włosy i popatrzyłam na siebie w lustro. Makijaż jak zwykle miałam taki sam. Czarne kreski na powiekach, tusz i  mocna, różowa szminka. Włosy spływały mi gładko po ramionach tak jak zawsze, a mimo to widziałam inną Lucy niż tą, którą do tej pory byłam. Ta Lucy nie była uśmiechnięta, wesoła i zabawna. Dziewczyna, która stała za lustrem miała zagubiony wzrok. Nie wiedziała co ma robić, nie była pewna swoich uczuć, zaczynała wątpić w miłość. Była pełna sprzeczności. W jej głowie kotłowało się mnóstwo pytań, ale nie miała odwagi, żeby którekolwiek z nich zadać. Patrząc w lustro nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie: Kim jestem? lub też kim jest ta dziewczyna? Miałam nadzieję, że może rozmowa z Louisem da mi odpowiedzi na te męczące mnie od kilku dni pytania, dlatego szybko odwróciłam się od swojego odbicia i zeszłam na dół, gdzie moja mama oglądała spokojnie jakiś serial wygodnie rozłożona na sofie. Bez słowa podeszłam do szafy i założyłam na siebie moją zieloną, zimową kurtkę, po czym pociągnęłam za klamkę. W tej chwili moja mama podniosła się z kanapy do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie pytająco.
  - Gdzie wychodzisz?
  - Poszłam za twoją radą i idę wytłumaczyć sobie pewne kwestie z Louisem. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
  - To dobrze. Mam nadzieję, że dzięki temu nie będziesz już sobie nim zaprzątać głowy. Zwłaszcza, że jest piłkarzem.
   Przystanęłam w drzwiach nie bardzo rozumiejąc co mama ma na myśli mówiąc; zwłaszcza, że jest piłkarzem. No i co z tego, że jest piłkarzem i jest sławny? Czy to coś zmienia? Moim zdaniem człowiek to człowiek, chociaż zważając na fakt, że przez jego sławę nie lubi mnie połowa dziewczyn w Anglii albo i może więcej, jednak to coś zmienia.
  - Co masz przez to na myśli? - zapytałam odrywając się od moich wewnętrznych monologów.
  - To, że mnóstwo dziewczyn się w nim podkochuje i ty nie jesteś jedyna.
  - Dzięki za wsparcie, mamo, a tak poza tym to nie podkochuje się w nim. Ja po prostu go lubię i wydaje mi się, że po prostu pomyliłam uczucia tak jak zresztą mi mówiłaś. - rzuciłam na odchodne i z trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi. To co powiedziałam tak naprawdę było kłamstwem. To prawda, że się w nim podkochuje. Od kiedy go po raz pierwszy zobaczyłam spodobał mi się. Potem chciałam go nawet pocałować, czego teraz żałuję, bo odnoszę wrażenie, że Louis bawi się moimi uczuciami. Najpierw chce się ze mną bzykać i mi to otwarcie mówi. Następnie nachodzi mnie w moim domu i zachowuje się jak gdyby nigdy nic, a ja oczywiście o wszystkim zapominam i mu wybaczam. Później ratuje mnie z hipotermii i przed szpitalem wyznaje publicznie, że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń, a teraz nie odzywa się do mnie od czterech dni... Co mam w takiej sytuacji myśleć. Jak mam się czuć, kiedy czuję, że z każdym dniem on mi się coraz bardziej podoba? Nie chcę mieć potem złamanego serca i płakać w poduszkę jak Lily płakała mi na kolanach przez Liama. Ciekawe czy Justin też będzie się tak bawił Kate, ale nawet gdyby tak zrobił Kate potrafi się zemścić. Ona nie będzie płakać, ona mu po prostu urwie jaja. Zawsze chciałam mieć tyle siły co moja przyjaciółka. Potrafić iść z uniesioną głową, kiedy wszystko się nagle wali i staje się niepewne. Jednak ja zawsze byłam inna. Zawsze wszystko przeżywałam i wylewałam strumienie łez. Najgorzej przeżyłam rozstanie z moim pierwszym chłopakiem Lukiem. Wtedy nie potrafiłam wyjść z domu przez tydzień. Tylko dzięki pomocy moich przyjaciółek wróciłam do pionu. Kate za to po zerwaniu ze swoim pierwszym chłopakiem, kiedy zostawił ją dla innej rozpuściła w całej szkole plotkę, że ten ma wirusa HIV i dlatego z nim zerwała. Do tej pory żadna laska nie chce się z nim umówić.
   Po 10 minutach skręciłam w wąską uliczkę i znalazłam się na Green Avenue. Rozejrzałam się dookoła szukając wzrokiem szatyna, jednak nigdzie go nie widziałam, postanowiłam dlatego przysiąść sobie na ławeczce przy torach, pozostałej jeszcze po dawnym przystanku i tu na niego poczekać. Styczeń nie należał do najcieplejszych miesięcy, dlatego mimo kurtki poczułam zimne powietrze owiewające moją twarz. Mimo to nie było mi bardzo zimno, a na pewno nie aż tak jak wtedy w parku pod drzewem tamtego pamiętnego dnia. W zasadzie to miło było posiedzieć w samotności i porozmyślać nad swoimi problemami. Tak jak podejrzewałam nikogo nie było. Słyszałam tylko podśpiewywanie sikorek na gałęziach gołych drzew, pokrytych grubą warstwą puchatego śniegu. Patrzyłam się przed siebie i myślałam nad tym dlaczego nie mogę mieć tak prostego życia jak na przykład ta sikorka. Jeszcze trzy tygodnie temu wszystko wydawało mi się takie proste. Moje życie było spokojne, normalne. Moim celem było osiągnięcie dobrych wyników na egzaminach końcowych, a jedynymi problemami była kłótnia z mamą albo wybór uniwersytetu tak żebym nie musiała za daleko dojeżdżać albo się przeprowadzać jak na przykład do Londynu. Chwilę później usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się w moja stronę. Natychmiast podniosłam głowę i zobaczyłam Louisa ze wzrokiem utkwionym w śnieg pod swoimi butami.
  - Cześć. - przywitał się niemrawo, kiedy przystanął obok mnie. Podniosłam się z ławki i spojrzałam na niego przełykając ślinę.
  - Hej.
  Przez moment między nami zapadło niezręczne milczenie, które Louis szybko przerwał.
  - Chcesz pewnie wiedzieć czemu to powiedziałem? - spytał podnosząc swoje niebieskie oczy na mnie.
  - Tak. - przyznałam wyczekując w napięciu na dalszy zwrot akcji.
   Lou westchnął ciężko.
  - Sam nie wiem. To dzieje się za szybko. Nie panowałem nad tym co mówię. To był impuls, teraz wiem, że nie powinienem tego mówić. Moje fanki cię teraz nienawidzą i jednym słowem zniszczyłem ci życie i za to przepraszam. - na chwile przerwał i popatrzył na mnie próbując zapewne odgadnąć co teraz czuję, dlatego szybko odwróciłam wzrok i dałam mu znać, żeby kontynuował. Nie chciałam żeby zobaczył moje zaszklone oczy.
  - Chcę tylko powiedzieć, że naprawdę cie polubiłem. Traktuje cię jak... - Lou na chwilę zrobił krótką przerwę zastanawiając się nad tym co powiedzieć. Miałam nadzieję, że za chwile usłyszę z jego ust to samo co przed szpitalem, ale niestety jak to mówią nadzieja matką głupich. - jak przyjaciółkę. - dokończył w końcu. - Nie wiem co we mnie wstąpiło przed szpitalem. Chyba się trochę pomyliłem przez ten stres o ciebie, ale teraz jestem już raczej pewien. - ostatnie zdanie wypowiedział z nie pewnością co dało mi pewnego rodzaju nadzieję.
  - Jak przyjaciółkę? Jakoś nie traktowałeś mnie jak przyjaciółkę w sobotę po imprezie, kiedy do mnie przyszedłeś. Od kiedy przyjaciele śpią w jednym łóżku? Od kiedy przyjaciele zachowują się prawie jak para?! No od kiedy?! - krzyczałam ze łzami w oczach nie mogąc już dłużej dusić w sobie swoich uczuć i emocji.
   Louis pokręcił głową i przewrócił oczami.
  - Prawie robi wielką różnicę Lucy. A tak poza tym spałem z wieloma dziewczynami i to w drugim tego słowa znaczeniu i jak widzisz z żadną z nich nie jestem. Tak naprawdę to czego ty ode mnie oczekiwałaś? Myślałaś, że skoro z tobą trochę poflirtowałem to od razu będziemy parą? Nie jestem na to gotowy Lucy, a poza tym widzisz co się teraz dzieje. Będąc ze mną już nigdy nie byłabyś anonimowa, twoje dotychczasowe spokojne życie zmieniłoby się o 180 stopni.
  - Okej, rozumiem. Po prostu się mną bawiłeś. Mną i moimi uczuciami. - powiedziałam opanowując głos.
  - Nie. - zaprzeczył natychmiast Louis. - Źle to odebrałaś. Nie chciałem sprawić ci przykrości, bo naprawdę cię lubię i naprawdę mi na tobie zależy. Chcę tylko żebyśmy byli na razie przyjaciółmi, okej?
  - A co będzie potem? - zapytałam od razu.
  - Nie wiem. Na razie musimy przestać się ze sobą spotykać dopóki media nie ucichną na nasz temat. Tak będzie lepiej dla nas obojga.
  Pokiwałam głową i zaczęłam się wpatrywać w czubki swoich butów. Nie chciałam przestać się spotykać z Louisem, ale z drugiej strony może tak będzie rzeczywiście lepiej. Mam już dosyć wiadomości od fanek Louisa grożących mi śmiercią.
  - Ja już może lepiej pójdę... - powiedział po chwili Louis ostatni raz spoglądając mi w oczy. - Przepraszam. - szepnął prawie niesłyszalnie, po czym odwrócił się i odszedł. Przez chwilę patrzyłam za jego oddalającą się sylwetką, a kiedy wsiadł do swojego samochodu i odjechał odwróciłam się w drugą stronę i powłóczyłam się powoli do domu gubiąc po drodze łzy, które spływały z moich policzków prosto na śnieg trzeszczący pod moimi butami.
*Louis*
   Czułem się okropnie z tym, że doprowadziłem Lucy do łez. Od początku naszej znajomości zauważyłem to, że się jej podobam, ale nie myślałem, że aż tak się we mnie biedaczka zakochała. Tak naprawdę to ona też mi się podoba i rzeczywiście nie traktuje jej tak do końca jak przyjaciółkę tylko jak... sam nie mogę tego sprecyzować. Jak kogoś bliżej nieokreślonego. Naprawdę chciałbym móc się z nią dalej spotykać jak wcześniej, ale nie mogę. Muszę myśleć o swojej karierze. Gdybym dalej widywał się z Lucy media, gazety i cały internet z pewnością cały czas huczałby od plotek, że jesteśmy razem, a mi nie pozwoliłoby się to skupić na piłce co skutkowałoby spadkiem mojej formy w czego następstwie zwaliłbym jakiś ważny mecz i moja pozycja znacząco by się obniżyła. Nie myślcie sobie, że jestem skończonym egoistą myślę też przecież o niej. Już ma wystarczająco przechlapane u moich wielbicielek. Jeśli dowiedziałyby się gdzie mieszka musiałaby ogrodzić swój dom żelaznym murem. Wracając do mojego samopoczucia to nic tak dobrze nie poprawia nastroju jak alkohol i ładne panienki. Wyjechałem więc na ulicę Preston prowadzącą do najbliższego baru. Zadzwoniłem do Justina z nadzieją, że może nie robi nic ciekawego i będzie mógł pójść do klubu ze mną.
  - Siema Jus. - przywitałem się, gdy mój przyjaciel odebrał. - Nie chcesz może wyskoczyć ze mną do baru na przy Preston wyrwać jakieś panienki i trochę się napić?
  - Wiesz Louis ja zawsze chętnie, ale przykro mi dzisiaj nie mogę. - odpowiedział Justin.
  - Dlaczego? Przecież dzisiaj nie mamy treningu.
  - Wiem, ja po prostu... nie mam ochoty.
  - Stary co z tobą jest nie tak? Rozchorowałeś się czy jak? - zdziwiłem się, bo Justin nigdy nie odmawiał takich propozycji, chyba, że naprawdę robił coś ważnego lub był chory. Chociaż nawet jak był chory zdarzało się, że brał tabletkę przeciwbólową i gnał ze mną i z Liamem na imprezę.
  - Nie ja tylko... uhh no dobra tylko obiecaj, że się nie będziesz ze mnie śmiać. - słysząc powagę w jego głosie już chciało mi się śmiać, jednak powstrzymałem się i obiecałem mu, że cokolwiek nie powie, nie będę się śmiać.
  - Umówiłem się z Kate. Do restauracji.
   Słysząc to skrzywiłem się. W zasadzie to razem z Liamem podejrzewaliśmy Justina o to, że podoba mu się Kate, ale miałem nadzieję, że sobie ją jednak odpuści. Kocham Justina jak brata zresztą tak samo jak Liama, dlatego nie chcę żeby umawiał się z kimś takim jak Kate. Ta dziewczyna to wcielone zło, tylko go omota.
  - Kate to coś poważnego czy tylko seks? - spytałem z resztką nadziei.
  - Louis, bez urazy, ale ja nie umawiam się z kobietami tylko na seks jak ty.
  - Naprawdę? Rozśmieszyłeś mnie. A kto się bzykał w sylwestra kilkanaście minut przed północą w sraczu?
  - No dobra, ale to było już dawno.
  - Justin to było niecałe trzy tygodnie temu.
  Słyszałem jak mój przyjaciel wzdycha do słuchawki i dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie w tym momencie teatralnie przewraca oczami.
  - Kate mi się podoba. Ma w sobie coś takiego co mnie do niej przyciąga. Może to, że nie jest łatwa jak inne laski. Z nią mogę normalnie porozmawiać, pośmiać się i nie klei się do mnie prosząc o mojego kutasa.
  - Kate to istne zło. Jest okropnie wredna. - stwierdziłem fakt.
  - Dla ciebie. Ona cię po prostu nie lubi. Nie wzbudzasz jej zaufania.
  - A ona nie wzbudza mojego. Dobra zadzwonię do Liama, może on ze mną pójdzie.
  - On też z tobą nie pójdzie. - powiedział szybko Justin zanim zdążyłem się z nim rozłączyć. - Wychodzi z Lily.
  - Z Lily? Przecież jeszcze nie dawno powiedział, że to była dziewczyna na jedną noc. - nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
  - No tak, ale widzisz jednak mu się odmieniło. Stwierdził, że za ostro ją potraktował i zaproponował Lil spacer po parku. Ona oczywiście od razu się zgodziła.
  - Wy oboje powariowaliście. Co z wami jest nie tak? Zaraz obydwoje będziecie w związku, a one okręca was sobie wokół małego palca.
  - Po pierwsze. - zaczął oburzony Justin. - To ja na razie nie mam zamiaru plątać się w związek. Z Kate to tylko niewinne spotkanie, podobnie jak Liam i Lily, a po drugie to ty przyjacielu też nie jesteś lepszy. Słyszałem o tym jak przed całą publiką powiedziałeś, że kochasz Lucy i nawet mi o tym nie powiedziałeś zanim palnąłeś to jakże romantyczne wyznanie. Wszystkiego musiałem dowiadywać się z internetu.
  - Jus, ja sam nie wiedziałem, że coś takiego powiem. Poza tym to żałuję teraz tego co powiedziałem i sam nie jestem już pewien swoich uczuć... Lubię Lucy i ona mi się podoba, ale na razie nie jestem gotowy z nią na związek zwłaszcza, że znamy się dopiero od sylwestra czyli od niecałych trzech tygodni. To mniej więcej coś takiego jak ty z Kate, kumasz?
  W międzyczasie zaparkowałem swój samochód po barem "Diamond" i wysiadłem z samochodu z telefonem przy uchu.
  - Kumam tylko nie rozumiem, czemu musiałeś to mówić przed wszystkimi.
  - To był impuls. Bałem się o Lucy, że coś jej się stanie, a potem mocno się wkurwiłem na moje fanki, dlatego mi się nagle to wymsknęło.
  - Powiedzmy, że rozumiem, ale muszę już kończyć, bo będę się szykować na randkę z Kate... znaczy na wspólne wyjście z Kate. - szybko się poprawił Justin.
  - Jaaasne. - powiedziałem specjalnie przedłużając to słowo. - Powodzenia na randce... znaczy na wspólnym wyjściu. - zaśmiałem się mówiąc tak samo jak Justin przed chwilą i rozłączyłem się słysząc jeszcze jego złowrogie warknięcie.
   Zamknąłem za sobą auto i wszedłem do baru. Kiedy przekroczyłem próg zadzwoniły dzwoneczki informujące, że przyszedł nowy klient. Barman podniósł głowę zza barku, który właśnie sprzątał i posłał mi uprzejmy uśmiech.
  - Witamy w barze "Diamond". Co panu podać?w
   Usiadłem na jednym z krzesełek barowych i podparłem głowę rękami.
  - Wódkę z colą. - rzuciłem w stronę barmana, który od razu zaczął przygotowywać mi alkohol.
  - Za niedługo mecz z Liverpoolem co? Jak idą przygotowania? - zaczął mnie zagadywać.
  - Całkiem dobrze, jestem pewien, że to wygramy. Widzę, że mnie pan rozpoznał - dodałem uśmiechając się pod nosem.
  - Jak można nie rozpoznać takiej gwiazdy sportu jak pan. - barman postawił mi przed nosem przygotowany alkohol. Wziąłem do ręki szklankę z napojem i zbliżyłem do ust. Już po chwili czułem jak ciecz o gorzkim posmaku przepływa przez moje gardło.
  - Dużego tłumu to tu nie ma. - zwróciłem uwagę po przełknięciu alkoholu.
  - Nie w tych porach. Teraz ludzie są w pracy, rzadko kto przychodzi tu tak wcześnie. - barman oparł się o barek.
  Nagle rozległ się ponowny dzwonek oznajmujący wejście kolejnych klientów. Jednocześnie razem z barmanem odwróciliśmy się w stronę wejścia. Do baru weszła grupka roześmianych dziewczyn. Wszystkie cztery rozsiadły się na wolnych krzesłach i zamówiły jakiś alkohol. Widząc mnie dosiadły się bliżej posyłając mi zalotne spojrzenia. Puściłem im oczko i ciurkiem wlałem w siebie resztkę alkoholu, który został w mojej szklance. Chwilę porozmawiałem z dziewczynami, flirtując z nimi. Nie powiem, miałem cholerną ochotę zająć się którąś z nich jeśli wiecie o co mi chodzi. Skorzystałem z okazji, kiedy trójka zajęła się sobą, a tylko jedna z nich - brunetka siedziała nadal koło mnie dopijając wolno swojego drinka.
  - Może pojedziemy do mnie, co? - wyszeptałem uwodzicielsko do jej ucha. Dziewczyna od razu podniosła głowę znad szklanki i uśmiechnęła się najwyraźniej zadowolona z mojej propozycji. Wstała z krzesła i wzięła swoją torebkę z trudem utrzymując się na swoich 10 centymetrowych, czarnych szpilkach.
  - Dziewczyny, zaraz wracam! - krzyknęła do swoich koleżanek, a kiedy te pokiwały głowami śmiejąc się z czegoś już nieźle wstawione, ochoczo pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia. Rzuciłem jeszcze tylko barmanowi na ladę 20 funtów i wyszedłem za dziewczyną. Co prawda wypiłem troszkę alkoholu, ale to w końcu tylko jeden drink, a do domu nie mam daleko.
   Gdy szedłem razem z brunetką przez parking prosto do mojego białego lamborghini mojej uwadze nie umknęło kilku paparazzich czyhających z aparatami za krzakami. Już miałem ich stąd przegonić, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to może lepiej, że oni tu są. Jeśli zrobią mi zdjęcia jak wchodzę do samochodu z jakaś laską odwrócę wtedy ich uwagę od Lucy i już nikt nie będzie mi zarzucał związku z nią. Specjalnie powoli otworzyłem drzwi brunetce, gdy wchodziła do mojego samochodu łapiąc ją przy tym za tyłek. Dziewczyna zachichotała tylko i zamknęła za sobą drzwi. Chwilę po niej również zająłem swoje miejsce i włożyłem kluczyki do stacyjki.
  - Jak ci na imię? - zapytałem ją.
  - Alice. - odpowiedziała dziewczyna przekręcając głowę w moją stronę.
  - A więc Alice, szykuj się na dobrą zabawę. - puściłem do niej oczko i wyjechałem na ulicę Balgrave Road odrzucając od siebie wszystkie myśli. A zwłaszcza te o Lucy.
                                                                 ***
   No i mamy rozdział 10! Oficjalnie postanowiłyśmy jednak nie usuwać bloga, ale bardzo prosimy, żebyście komentowali naszą twórczość i dawali nam znać czy Wam się podoba. Jesteśmy otwarte na ewentualną krytykę ;) Gazix i Lucix xxx

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podoba ten blog i wasza twórczość, szkoda mi Lucy bardzo. Ja wiem że Louis coś do niej czuje tylko szkoda, że w takim momencie zrezygnował, może to lepiej dla nich. Życzę weny i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń