wtorek, 20 grudnia 2016

Rozdział 19

*Lucy*
   Powoli zaczynały zbliżać się urodziny Kate. W zasadzie jej impreza urodzinowa miała odbyć się już jutro - 13 lutego, chociaż prawdziwa data jej urodzin to 16 lutego, ale niestety w tym dniu nie przypada żaden wolny dzień, dlatego impreza miała się odbyć właśnie w tym dniu. Oczywiście jako osoba towarzysząca idzie ze mną Louis, który stwierdził, że i tak wszyscy zapomną u kogo jest impreza więc co mu szkodzi, a dodatkowo zobowiązał się odebrać mnie ze szkoły i wspólnie z Lily, Liamem i Justinem mamy jechać do galerii, żeby wybrać prezent dla Kate. Co do jego propozycji wspólnego wyjazdu do Austrii... cóż można powiedzieć, że zmieniłam swoje zdanie i zdecydowałam, się pojechać. Moja mama rozmawiała z Louisem przed naszą bramą o czym dowiedziałam się od razu, kiedy wkroczyła do domu krzycząc do mnie z holu, o czym z nim rozmawiała i mówiąc mi, że już się zgodziła i wszystko mi zapłaci. Nie protestowałam z tego powodu, bo w zasadzie bardzo chciałam z nim jechać, a dodatkowo będę mogła pilnować, żeby nie wydrapali sobie wzajemnie z Kate oczu.
   Godzinę później odebrałam telefon od Louisa, w którym radośnie oświadczył, że zrobił już rezerwację biletów do Austrii na sześć osób oraz zarezerwował pokoje hotelowe w pięcio gwiazdkowym hotelu z bliskim dojściem do stoku narciarskiego. Hotel wydaje się zarówno z zewnątrz jak i od wewnątrz bardzo ładny i luksusowy, dlatego byłam pełna wątpliwości czy aby na pewno moja mama da radę za to zapłacić, jednak po dziesiątym potwierdzeniu z jej strony doszłam do wniosku, że nie ma sensu dalej o to pytać.
   W chwili obecnej kierowałam się prosto z szatni schodami na górę pod salę 121, gdzie za pięć minut miałam mieć lekcje literatury angielskiej. Czarna torba zawieszona na moim ramieniu była dzisiaj wyjątkowo lekka, a ja byłam bardzo zadowolona bo dzisiejszy dzień zapowiadał się znakomicie. Już od dawna chciałam bliżej poznać dwóch najlepszych przyjaciół Louisa, a dodatkowo sprawdzić czy są tak cudowni i wspaniali jak opowiadają mi Kate i Lily. Widziałam ich już jakiś czas temu, a w tamtejszych okolicznościach nie mieliśmy okazji trochę więcej ze sobą porozmawiać i bliżej się poznać.
  - Hej Lucy. - przywitało się ze mną kilka dziewczyn czekających już pod salą.
  - Hej. - odpowiedziałam, posyłając im krótki uśmiech.
  - Słyszałaś już o nowym praktykancie w naszej szkole? - zagadała mnie Megan - jedna ze szkolnych jak ja to nazywam "pudernic".
  - Nie, kto to jest?
  - Jeszcze nie wiem. Dziewczyny z drużyny cheerleaderek podsłuchały jak rozmawiał z Hetfieldem. Podobno będzie uczył damską drużynę w-fu i jest mega przystojny. Już nie mogę doczekać się, kiedy go zobaczę. - zapiszczała Megan.
   Wzruszyłam tylko ramionami i wyminęłam ją kierując się w stronę Cassie. Byłam ciekawa czy ona również słyszała już o seksownym praktykancie. Swoją drogą, też byłam ciekawa czy naprawdę jest taki przystojny jak mówią dziewczyny. Wiedziałam, że koniecznie muszę powiedzieć o tym Kate i Lily chociaż one prawdopodobnie już to wiedzą. Kate ma mnóstwo swoich informatorów, a Lily wie o każdej plotce w tej szkole. Niektóre nawet sama roznosiła.
   Nie zdążyłam jednak dokończyć rozmowę z Cass, ponieważ przerwał nam głośny dzwonek na lekcje, a po chwili pan Diaz wpuścił nas do sali. Przez całą lekcję omawialiśmy "Wichrowe wzgórza" , które bynajmniej nie były moją ulubioną książka, a podczas jej czytania musiałam robić sobie przerwy, żeby nie zasnąć, jednak nie wyraziłam głośno swojej prawdziwej opinii o tej powieści, gdyż jestem pewna, że panu Diazowi niespecjalnie by się ona spodobała.
   Po czterech godzinach lekcyjnych nastał czas na wychowanie fizyczne. Ciekawość o wygląd nowego praktykanta wprost zżerała mnie od środka. Razem z Cassie, szłam pod salę 108 na pierwszym piętrze, gdzie klasa Kate i Lily miały razem zastępstwo. W międzyczasie poczułam jak telefon w kieszeni moich jeansów wibruje, a po wyjęciu go na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. Na ekranie widniała wiadomość od Louisa.

  ,, Jaką masz teraz lekcję, skarbie?"

  ,, Skarbie? Haha, od kiedy mnie tak nazywasz? Mam teraz w-f z nowym, przystojnym praktykantem, chcesz wpaść i też na niego popatrzeć?"

Odpisałam od razu, przez cały czas uśmiechając się do ekranu telefonu. Odpowiedź od Louisa przyszłą równie szybko, jak ta wysłana do niego przeze mnie.

,, Od teraz i możesz zacząć się do tego przyzwyczajać, bo będę cię już nazywał tak zawsze xx. A co do twojej propozycji, chętnie wpadnę, ale nie dlatego, żeby popatrzeć na tego kolesia. I tak pewnie w niczym nie może dorównać mi. Będę za niedługo"

   Po odczytaniu ostatniej wiadomości schowałam telefon ruszając w kierunku Kate i Lily, które już po chwili wyszły z sali zawzięcie o czymś ze sobą rozmawiając.
  - Słyszałyście o tym seksownym praktykancie?! - wykrzyknęła od razu Lily, kiedy razem z Kate stanęły obok nas.
  - Cała szkoła już o tym plotkuje. To znaczy tylko dziewczyny, chłopców chyba nie bardzo to obchodzi. - zaśmiała się Cassie.
  - Chyba, że któryś z nich jest gejem. - dodała Kate spoglądając ukosem na Jake Steela z pierwszej klasy, którego wszyscy widzieli na początku roku szkolnego, gdy całował się z jakimś drugim chłopakiem w męskiej toalecie. Pech chciał, że drzwi były uchylone, a para całuśników zapomniała je zamknąć. Przez prawie dwa tygodnie cała szkoła żyła tym wydarzeniem, a Jake ze wstydu nie przychodził do szkoły.
   Niespiesznym krokiem zaczęłyśmy iść w kierunku szatni przez cały czas wymieniając swoje zdania na temat praktykanta. Z jednej strony teoretycznie spotykałam się już z Louisem, ale przecież nie jestem lesbijką, więc chyba wolno mi cieszyć się z przystojnego nauczyciela. W końcu i tak nie będę go podrywać, ani on mnie , więc nasze relacje zakończą się na uczennica - nauczyciel i niczym więcej.
  - Nie przebierasz się? - zapytałam Kate, kiedy usiadła na jednej z ławek ustawionych w damskiej szatni, wyjmując swój telefon i nie wyglądając na osobę z zamiarem przebrania się.
  - Nie. Napisałam sobie zwolnienie z w-f, nie mam ochoty dzisiaj ćwiczyć. - wzruszyła ramionami i zaczęła pisać coś zawzięcie na różowym iPhonie. Podejrzewałam, że znowu pisze do Justina. Ostatnio piszą ze sobą przez cały czas, a ona uśmiechała się za każdym razem do ekranu zupełnie tak jak ja, gdy piszę z Louisem.
  - Nie boisz się, że ten koleś się zorientuje? - odezwała się Lily, zakładając szary podkoszulek przez głowę.
  - Niby jak? Jest nowy Nie zna charakteru pisma mojej mamy, ani mojego, a poza tym do tej pory już nie raz podrabiałam sobie zwolnienia i usprawiedliwienia. Kilka razy nawet podpisywałam się nazwiskiem Zayna. - uśmiechnęła się zadowolona chowając urządzenie na dźwięk dzwonka.
   Wszystkie dziewczyny wyszły z szatni ani na chwilę nie przestając między sobą podniecone, szeptać. Mi, Cassie, Lily i Kate również się udzielał się ten nastrój, dlatego wyszłyśmy przed szereg oczekując na przyjście praktykanta. Nagle Kate cofnęła się z przerażeniem i zatkała usta dłonią.
  - Jasna cholera, dlaczego mi nie powiedział... - wyszeptała ukrywając się za moimi plecami. Już po chwili zrozumiałam jej przerażenie. Nowym, seksownym praktykantem był jej przyrodni brat - Zayn.
   Dziewczyny zaczęły piszczeć cicho z zachwycenia, a ja i Lily stałyśmy odrobinę zażenowane tuż przed Zaynem. W końcu to trochę niecodzienne, kiedy dowiadujesz się, że przez najbliższe lekcje twoim nauczycielem wfu będzie brat twojej najlepszej przyjaciółki, który odwozi cię czasami do szkoły, a nawet wypłakuje ci się na ramieniu przed gabinetem dyrektora po kłótni z siostrą. Kate powoli wyłoniła się zza moich pleców starając się niezauważalnie uciec na sam koniec, jednak jej plan nie powiódł się, gdyż Zayn złapał ją za ramię przyciągając z powrotem na swoje miejsce.
  - Nie uciekniesz, siostrzyczko. Widziałem twoje zwolnienie, które zostawiłaś w kantorku chyba nie jest prawdziwe, co? - powiedział cicho, uśmiechając się złośliwie.
  - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że będziesz miał praktyki w mojej szkole?! - zapytała wściekłym szeptem Kate.
  - Dowiedziałem się o tym dopiero wczoraj, a poza tym chciałem zobaczyć twoja reakcję. Teraz będę mógł cię kontrolować, cieszysz się? - zapytał z sarkastycznym uśmiechem. Widocznie był bardzo rozśmieszony złością swojej siostry, kiedy jej kompletnie nie było do śmiechu. - A terasz szoruj do szatni i przebieraj się w strój do ćwiczeń. Nie przyjmuję twojego zwolnienia.
  - Nie ma mowy, nie mam zamiaru ćwiczyć ani ci się podporządkowywać. - Kate zacisnęła usta w wąską linię, a następnie zacisnęła dłonie w pięści. Przyznam szczerze, że powoli cała ta zaistniała sytuacja zaczęła mnie bawić. Wiedziałam, że moja przyjaciółka nie jest osobą, która z chęcią podporządkowuje się jakimkolwiek zakazom i nakazom, a szczególnie ze strony swojego starszego brata. To raczej ona zwykle nim rządziła i manipulowała, więc śmiesznie będzie oglądać gdy role się odwracają.
  - Albo to zrobisz, albo pokażę twoje zwolnienie mamie, która rzekomo ci to napisała, a dodatkowo będziesz sprzątała mój pokój przez tydzień. Uwierz mi, że jest tam większy bałagan niż u ciebie.
  - Nienawidzę cię. - wyszeptała Kate uderzając brata pięścią w ramię. Ból jednak nie był chyba o zbytnio natężonej sile, ponieważ Zayn nawet nie drgnął, a tylko uśmiechnął się z zadowoleniem.
   - Mogę prosić o ciszę?! - krzyknął próbując uciszyć rozgadane dziewczyny, kiedy tylko Kate odeszła tupiąc ze złością obcasami swoich botków. Dziewczyny, na dźwięk jego głosu od razu zamilkły jak zaczarowane i skupiły swój wzrok na Zaynie, wpatrując się w niego jak w obrazek. - Zanim zaczniemy lekcję, chciałbym się wam przedstawić. Nazywam się Zayn Malik, jestem studentem ostatniego roku na Akademii wychowania fizycznego i będę waszym trenerem w ramach praktyk studenckich. Mam nadzieję, że dobrze nam się będzie pracować i nie będzie żadnych problemów. Czy ktoś ma jakieś pytania?
   Z tyłu rękę podniosła Megan, która była najbardziej zafascynowana Zaynem, do tego stopnia, że na ostatniej przerwie przez calutkie 15 minut poprawiała swój makijaż, a później podwijała swoją i tak krótką bluzkę tak, żeby odsłonić jak najwięcej ciała. Chyba nie wiedziała, że Zayn ma już dziewczynę i bynajmniej nie zamierza z nią zrywać.
  - Jak długo będziesz w naszej szkole? - spytała trzepocząc swoimi długimi rzęsami.
  - Do końca marca i jeszcze jedna rzecz, o którą chcę was prosić. Wiem, że jestem od was niewiele starszy, ale proszę, żebyście zwracali się do mnie na terenie szkoły ''trenerze". Takie są zasady regulaminu szkoły. Poza szkołą możecie mi mówić po imieniu, dobrze?
  - Tak, trenerze. - pokiwały głowami zawiedzione dziewczyny. Niektóre z nich wywróciły teatralnie oczami również wyrażając swoją niechęć do zasady Zayna, ale pokiwały posłusznie głowami. - A teraz zapraszam was na salę, jeżeli to koniec pytań.- powiedział otwierając kluczem zawieszonym na szyi białe drzwi i wpuszczając całą grupę do środka.
   - Na rozgrzewkę pięć okrążeń. - ogłosił, gdy zza jego pleców wyszła Kate przebrana w swój strój. Już dawno nie widziałam jej ćwiczącej tak samo jak dawno nie widziałam jej w dresach. Jej mina nie była zbyt ciekawa. Z jej twarzy można było wyczytać, że z chęcią zabiłaby w tym momencie swojego brata, ale nic do niego nie powiedziała, tylko ruszyła przed siebie biegiem.
  - Zayn, mam do ciebie pytanie. - oświadczyłam oddalając się od reszty i idąc w kierunku bruneta opartego o parapet. Stwierdziłam, że skoro już się znamy, zasada zwracania się do niego "trenerze" mnie nie obowiązuje, a Zayn stwierdził najwyraźniej to samo, bo nie upomniał mnie o to. Podniósł tylko głowę i zwrócił swój wzrok na mnie.
  - Słucham, Lucy?
  - Skąd znasz moje imię?
   Zayn wywrócił oczami kręcąc jednocześnie głową.
  - Masz na czole napisane, wiesz? Dobrze, jakie jest twoje pytanie?
  - Mogę nie biegać? Od biegów dostaje później zakwasów w nogach. - westchnęłam masując swoje łydki dla ulepszenia efektu.
  - Ależ oczywiście...że nie. Nawet moja siostra biega, a ona nie potrafi nawet podbiec do autobusu dlatego między innymi ją wszędzie wożę i ciebie przy okazji też. Trochę sportu wam nie zaszkodzi, więc idź i biegaj.
  - No ale Zayn, myślałam, że się lubimy... - próbowałam dalej ciągnąć dyskusję.
  - Już! - krzyknął przykładając do ust niebieski gwizdek i dmuchając w niego mocno, na skutek czego po sali rozległ się ogłuszający gwizd. Wzdrygnęłam się i zastraszona gwizdkiem ruszyłam, biegać przyłączając się do Lily, Kate i Cassie biegających razem.
*Louis*
   Kiedy po kilkunastu minutach dotarłem do szkoły Lucy nareszcie poczułem ciepło. Zaparkowałem swój samochód dalej od szkoły, dlatego kawałek drogi musiałem pokonać na własnych nogach podczas, gdy śnieg mnie nie oszczędzał i prószył mi prosto w twarz. Zaprószony śniegiem i zziębnięty zacząłem iść szkolnymi korytarzami próbując odszukać salę gimnastyczną. Wreszcie po kilkuminutowym rozglądaniu się dookoła siebie dostrzegłem, duże, białe drzwi, które zapewne były moimi wrotami do Lucy, dlatego wszedłem swobodnie do środka.
   Nie myliłem się. Gdy tylko przekroczyłem próg, powitały mnie dźwięki odbijanych piłek i gwizd gwizdka trenera - praktykanta. Jako mężczyzna mogę powiedzieć, że nie był zły pod względem wyglądu. Był mniej więcej mojego wzrostu, dobrze ubrany, z lekkim zarostem na twarzy i ciemnymi włosami postawionymi do góry. Podszedłem bliżej niego chcąc wyłapać wzrokiem Lucy. Zauważyłem ją odbijającą piłkę do blondynki. Szybko rozpoznałem w niej Lily. Znalazłem wzrokiem również Kate, która grała razem z jakąś drugą brunetką, chociaż bardziej prowadziła z nią ona rozmowę niż odbijała piłkę.
  - Kate miałyście grać, a nie rozmawiać! - krzyknął praktykant i pokręcił głową. Kilka dziewczyn popatrzyło na mnie i zaczęły szeptać między sobą podnieconymi głosami. To zwróciło na mnie również uwagę praktykanta, który uciszył gestem rozgadaną grupę i podszedł do mnie bliżej.
  - Witam, pan tutaj... - zaczął, jednak przerwałem mu zanim zdążył dokończyć swoje zdanie.
  - Przyszedłem po jedną z uczennic. - oświadczyłem.
  - Lucy Swan, jak mniemam?
  - Skąd wiesz? - zdziwiłem się unosząc jedną brew do góry. Automatycznie przeszliśmy ze sobą na ''ty", jednak nie sądzę, żeby było to nie odpowiednie, ponieważ myślę, że jesteśmy do siebie podobni wiekowo.
  - Ah, moja siostra mi mówiła, że się spotykacie. Przyjaźni się z Lucy już od kilku lat. - wyjaśnił praktykant. - Tak poza tym, powinienem ci się przedstawić. Zayn Malik. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę uśmiechając się przyjaźnie. Szczerze myślałem, że ten koleś nie jest zbyt sympatyczny. Może i był całkiem przystojny, ale na pierwszy rzut oka wyglądał mi na typowego seryjnego mordercę z zarostem, poszukiwanego przez FBI. Okazało się jednak, że jest zupełnie niegroźny, a przynajmniej na takiego mi się teraz wydawał.
  - Louis...
  - Nie musisz mówić, wiem kim jesteś i jak się nazywasz. Jako student a-wfu jestem fanem sportu. - ponownie się do mnie uśmiechnął. Zacząłem się do niego coraz bardziej przekonywać. Czułem, że może moglibyśmy się nawet zakumplować. Swoją drogą ma ciekawe nazwisko, a imię "Zayn" już chyba od kogoś słyszałem. Jestem pewien, że ma inne pochodzenie. Na pewno któreś z jego rodziców pochodzi krajów arabskich. Wywnioskowałem to po jego nazwisku i oliwkowej karnacji. Gdyby był zwykłym Brytyjczykiem na pewno by takiej nie miał.
  - Jak nazywa się twoja siostra? - zapytałem zaciekawiony odchodząc z Zaynem z dala od latających piłek.
  - Kurwa! - usłyszeliśmy pisk którejś z dziewcząt. Oboje się odwróciliśmy, a pisk okazał się pochodzić od Lucy, która trzymała się za głowę i rozmasowywała bolące miejsce. Przekleństwo w jej ustach brzmiało trochę dziwnie, ale cholera nie powiem... nie wiem dlaczego,ale podniecało mnie to.
  - Lucy, nie przeklinamy na sali! - krzyknął do niej Zayn i zagwizdał gwizdkiem przewieszonym razem z pękiem kluczy na swojej szyi.
  - Przepraszam. - zwrócił się ponownie do mnie. - Jakie zadałeś mi wcześniej pytanie?
  - Zapytałem cię, jak się nazywa twoja siostra.
  - Kate Parker, znasz ją chyba. - i wtedy właśnie przypomniało mi się gdzie wcześniej słyszałem imię Zayn. Lucy go użyła, gdy rozmawiała z Lily przez telefon, a później powiedziała mi, że Zayn jest przyrodnim bratem Kate. Gdybym wiedział o tym od początku prawdopodobnie nabrałbym do niego uprzedzenia już na samym początku rozmowy, jednak zdążyłem już z nim porozmawiać i nie wydawał mi się bynajmniej być jak jego okropna siostra. Miałem nadzieję, że tak już zostanie i postanowiłem nie zniechęcać się do niego tylko przez powiązanie z Kate.
   Tymczasem Lucy, nadal trzymała się za głowę i przestała odbijać piłkę do Lily. Po jej minie można było wywnioskować, że uderzenie było dosyć silne, dlatego odrobinę mnie to zaniepokoiło.
  - Zayn, myślę, że Lucy dostała za mocno tą piłką w głowę. - oświadczyłem przez cały czas obserwując szatynkę.
  - Też tak myślę. - pokiwał głową, a potem zawołał Lucy mówiąc jej, żeby do niego podeszła.
  - Bardzo boli cię ta głowa? - zapytał, kiedy do nas podbiegła.
  - Nie. W zasadzie to nic poważnego. - pokręciła głową Lucy patrząc przez chwilę na Zayna, a następnie przekierowując swój wzrok na moją osobę. Jej pomalowane na różowo usta od razu się uśmiechnęły, a zielone oczy wesoło zabłyszczały. Wiedziałem, że ma ochotę mnie pocałować, a ja odwzajemniałem tę ochotę, jednak jedyną osobą, która nam w tym przeszkadzała był mój nowy towarzysz Zayn. Omiotłem więc wzrokiem otoczenie dookoła poszukując wymówki, żeby musiał gdzieś pójść i jak na zawołanie w oczy rzuciła mi się jego siostrzyczka, która po cichu próbowała uciec z sali razem ze swoją koleżanką.
  - Chyba twoja siostra próbuje uciec z lekcji. - zawiadomiłem Zayna i trąciłem go lekko łokciem w żebra. Brunet od raza na to zareagował i ruszył w kierunku dwóch niedoszłych uciekinierek gwiżdżąc  na nie swoim gwizdkiem. Myślę, że zdecydowanie go nadużywał, jednak było to już dla mnie nieistotne. Wreszcie mogłem zrobić to na co obydwoje z Lucy mieliśmy ochotę. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem ją przeciągle, zwinnie wślizgując do jej ust swój język. Gdy już się od siebie oderwaliśmy, złożyłem na jej ustach jeszcze jeden, krótki pocałunek i włożyłem kosmyk jej kasztanowych włosów za ucho.
  - Seksownie wyglądasz w tych opinających spodenkach. - powiedziałem spoglądając na krótkie, obcisłe, szorty Lucy, idealnie eksponujące jej tyłek. Przysięgam, że gdybyśmy byli teraz sami rzuciłbym się na nią jak dzikie zwierzę.
  - Więc przyszedłeś tutaj tylko po to, żeby pooglądać sobie moją dupę? - zapytała patrząc na mnie badawczo spod grubych, czarnych rzęs.
  - Oczywiście, że nie. Przyszedłem również po to, żeby zobaczyć jak ćwiczysz na lekcjach tego twojego przystojnego praktykanta, jak sama mi go opisałaś. - przypomniałem jej.
  - Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to brat Kate. - wytłumaczyła - Ale gdyby nie fakt, że jest jej bratem i ma dziewczynę, myślę, że bym się za nim oglądała. Jest naprawdę, całkiem przystojny. - wzruszyła ramionami ukrywając swój uśmiech.
 - Jestem od niego sto razy lepszy. - prychnąłem pogardliwie. - Poza tym ja, jestem piłkarzem, a on tylko trenerem licealistek. - dodałem czując, że muszę bronic swojej męskiej dumy.
   Kiedy tylko z ust Lucy wypłynęły te słowa, poczułem się dziwnie. Tak jakby... zazdrosny, a przecież ja nie znam takiego słowa jak zazdrość. Tak czy inaczej, wolałbym, żeby zachowała tę uwagę dla siebie, lub przynajmniej nie wypowiadała jej przy mnie. Nie lubiłem czuć się gorszy ani też zazdrosny. To było dla mnie najgorsze z uczuć jakie mogło istnieć.
  - I spróbujcie tylko jeszcze raz uciec. - dobiegł do mnie ostrzegawczy głos Zayna, który po chwili znów zjawił się przy nas akurat w momencie, gdy Lucy już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. - Na szczęście udało mi się je w porę złapać. - oświadczył zadowolony siadając na parapecie. Cała sympatia do tego gościa już ode mnie odeszła. Teraz chętnie przyłożyłbym mu porządnie w szczękę, nawet jeśli jemu nie podoba się moja Lucy i ma tą swoją dziewczynę.
  - Lucy, jeżeli głowa cię już przestała boleć, wracaj proszę do ćwiczeń. - zwrócił się do niej Zayn.
   Lucy pokiwała głową i szybkim krokiem oddaliła się w głąb sali. Ja natomiast zająłem miejsce na parapecie obok Zayna i wyjąłem z kieszeni kurtki telefon, żeby napić smsa do Justina i poinformować go, żeby zebrał swój tyłek i podjechał pod szkołę. Dzwonek miał być już za 15 minut, a ruchy mojego przyjaciela są bardzo powolne.
  - Gdzie jedziecie, jeśli mogę spytać? - zagadał znowu Zayn.
  - Do centrum, po prezent dla Kate. - odpowiedziałem mu, wciąż pisząc wiadomość na telefonie.
  - Czyli ty też będziesz jutro na imprezie?
  - Tak, twoja siostra jest z tego powodu bardzo zadowolona. - zaśmiałem się przypominając sobie reakcję Kate na wieść o tym, że ja również zaszczycę ją swoją obecnością na imprezie. Lucy pomagała jej wtedy w robieniu zakupów potrzebnych do wyżywienia połowy szkoły, którą zaprosiła, a ja stwierdziłem, że trochę im pomogę, więc przyjechałem. Była to dla mnie dobra okazja, żeby spędzić trochę czasu z Lucy, a poza tym bardzo miło jest denerwować dodatkowo osobę, której się nie lubi.
  - Słyszałem od niej, że za tobą nie przepada. Ty za nią chyba też, prawda? Ale szczerze mówiąc rozumiem cię. Wiem, że jest strasznie wredna. - Zayn również się roześmiał. Nie spodziewałem się po nim czegoś takiego. Wiem od Lucy, że jest bardzo zżyty z Kate, dlatego dziwnie było usłyszeć z jego ust coś co nie jest miłym określeniem dla niej.
  - To prawda. Jest okropna, ale ty masz z nią dobry kontakt, więc... trochę dziwne, że ją obrażasz. - powiedziałem zgodnie z prawdą, ciekawy odpowiedzi Zayna.
  - Mnie też czasami wkurza. Kiedy miałem 15 lat, zdenerwowała mnie do takie stopnia, że ukradłem jej hulajnogę i sprzedałem na e-bayu, bo rodzice nie chcieli mi dać więcej kieszonkowego, a ona do tej pory myśli, że zostawiła ją u babci w garażu.
  - Naprawdę? - zapytałem z niedowierzaniem nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
  - Serio, ale tak poza tym to... bardzo ją kocham. Jest moją siostrą i nie wyobrażam sobie, że mógłbym ją stracić.
    Natychmiast przestałem się śmiać. W głowie odtworzył mi się moment kłótni z Lottie dwa lata temu. Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że ją uderzyłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ten wypadek, który miała to była tylko moja wina, a ja czułem się przez to jak potwór. Za każdym razem, kiedy odwiedzałem mamę w Londynie pytałem co u mojej siostry i próbowałem się z nią spotkać, jednak ona za każdym razem mi odmawiała. Chciałem poczekać na nią pod jej akademikiem położonym na terenie uczelni Oxford, jednak portier szybko mnie wyprosił, a ja nawet nie zdążyłem zobaczyć twarzy swojej siostry po tak dużym upływie czasu.
  - Louis, czy coś się stało, powiedziałem coś nie tak? - spytał od razu Zayn widząc mój smętny wyraz twarzy, jednak ja w odpowiedzi pokręciłem przeczącą głową siląc się na przyjacielski uśmiech w jego stronę. Nie mogłem mu przecież powiedzieć ,, Tak, Zayn właśnie nieświadomie przypomniałeś mi o tym jak bardzo skrzywdziłem moją ukochaną siostrę". 
   Szybko udało mi się umknąć z sali, kiedy Zayn podszedł w stronę dziewczyn pokazując im kolejne ćwiczenie, które miały wykonać. Jedynym moim pragnieniem było pozostać samemu, żeby móc pozbierać swoje myśli. Czułem jak do oczu napływają mi łzy pod natłokiem natrętnych wspomnień związanych z tragiczną w skutkach kłótnią z Lottie, jednak nie pozwoliłem sobie na płacz na szkolnym korytarzu gdzie za niecałe 10 minut będzie tu pełno nastolatków. Usiadłem na ławce postawionej przy damskiej szatni i wyciągnąłem telefon odczytując sma od Justina.

  ,, Wsiadłem już do auta. Zajadę jeszcze po Liama, żebyśmy nie jechali trzema samochodami, zaraz będziemy pod szkołą, uważaj tylko, żeby Kate się o niczym nie dowiedziała"

,, Oczywiście, twoja księżniczka jest najważniejsza. Zaparkuj przy parku, ja też mam tam samochód. "

  Wywróciłem oczami i schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Szczerze miałem dosyć mowy chwalącej Kate wygłaszanej przez Justina za każdym razem kiedy się spotykaliśmy. Nawet Liam, kiedy był chorobliwie zakochany w Lexie, nie mówił o niej aż tak dużo. To powoli zaczynało robić się naprawdę nudne.
  - O mój boże!!! - usłyszałem nad swoją głową dziewczęcy pisk. Podniosłem głowę i spojrzałem ciężko na stojąca nade mną dziewczyną w kręconych, czarnych włosach z różową torebką na ramieniu. Na moje oko miała 16 lat i najprawdopodobniej chodziła do najniższej klasy.
  - Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałem odrobinę niegrzecznie, ponieważ naprawdę nie miałem ochoty na żadne rozmowy czy słodkie robienie sobie zdjęć.
  - Nie wierzę Louis Tomlinson w mojej szkole!!! - zapiszczała znowu dziewczyna. - Jestem Miley, i musisz wiedzieć, że jestem twoja wielką fanką. Oglądałam każdy mecz w którym grałeś po kilka razy!
  - Cieszę się... Miley. - odpowiedziałem podnosząc się ze swojego miejsca i próbując szybko zniknąć ze szkoły, jednak Miley okazała się być nieugiętą zawodniczką.
  - Mogłabym dostać twój autograf?
  - No dobrze, daj mi jakąś kartkę. - powiedziałem niechętnie.
   Ucieszona Miley wyciągnęła ze swojej torby zeszyt w miękkiej pomarańczowej okładce i  pospiesznie wyrwała z niego kartkę, a następnie wyjęła z bocznej kieszonki niebieski długopis podając mi go razem z kartką. Napisałem szybko swoje nazwisko i podałem wniebowziętej dziewczynie swój autograf.
  - Nie wiem jak mam ci dziękować! - ponownie zapiszczała.
  - Nie musisz, tylko nie mów nikomu, że tu byłem.
   Słyszałem jak dziewczyna krzyczała jeszcze coś za mną, jednak moim jedynym celem było jak najszybsze dostanie się do wyjścia zanim skończą się lekcje i tłumy nastolatków wyjdą na korytarz. Wtedy z całą pewnością nie udałoby mi się opuścić szkoły w miarę szybkim tempie.
   Po kilkunastu minutach czekania w ciepłym aucie, drzwi od strony pasażera otworzyły się, a miejsce obok mnie zajęła Lucy.
  - Liam i Justin już są? - spytała uśmiechając się wesoło.
  - Musimy na nich chwilę poczekać, Justinowi przebiła się opona. - oświadczyłem z grobową miną.
  - Jesteś na mnie zły? - od razu wychwyciła Lucy. Szczerze miałem nadzieję, że to zauważy. Co jak co, ale moim zdaniem nie powinna mówić przy mnie o tym jaki Zayn jest przystojny, nawet jeżeli nic do niego nie czuje.Oczywiście nie oznacza to, że jestem w jakikolwiek sposób zazdrosny o Lucy. Po prostu uważam, że takie zachowanie jest niewłaściwe.
  - No daj spokój. Przecież wiesz, że Zayn mi się nie podoba. - powiedziała po moim dłuższym milczeniu i położyła swoją dłoń na moim policzku gładząc mnie po nim delikatnie.
  - Nie wiem. - odpowiedziałem sucho odwracając się w stronę okna.
   Lucy automatycznie zabrała swoją dłoń z mojego policzka i kiedy już myślałem, że zrezygnuje ze swoich przekonywań, jej ręka zatrzymała się w miejscu, gdzie zdecydowanie nie powinna się znajdować, jeśli nie chciała, żebym w tym momencie wziął ją na tylnych siedzeniach.
  - Lucy. - powiedziałem ostrzegawczo, kiedy tylko jej ręka zacisnęła się na moim George'u.
  - Słucham, kochanie? - odezwała się się słodko, patrząc na mnie zupełnie niewinnie swoimi zielonymi oczami tak jakby właśnie nie robiła mi dobrze swoją ręką i to w dodatku przez spodnie.
  - Przestań. - powiedziałem, siląc się na poważny ton, jednak nic nie poradzę na to, że to pożądanie przemawiało przeze mnie i już po chwili wciągnąłem szatynkę na swoje kolana błądząc dłońmi pod jej bluzką.
  - Założyłaś koronkową bieliznę? - wychrypiałem w jej usta czując pod palcami koronkowy materiał stanika.
  - Tak. - wyszeptała posyłając mi zalotne spojrzenie. 
  - Pokaż mi. - zażądałem czując jak w moich spodniach robi się coraz mniej miejsca.
   Tak jak powiedziałem tak zrobiła. Lucy powolnymi ruchami ściągnęła z siebie kurtkę, a następnie bluzkę ukazując mi swoje idealne piersi schowane w czerwonym, koronkowym staniku. Gdyby tylko okoliczności były nam bardziej sprzyjające rzuciłbym ją na tylne siedzenia i pieprzył bez względu na wszystko, jednak niestety okoliczności nam nie sprzyjały a ja wiedziałem, że za chwilę będziemy musieli zakończyć tę niegrzeczną zabawę.
   Mimo to, postanowiłem cieszyć się chwilą i nacisnąłem wolną ręką zielony guzik przy drzwiach przyciemniający szyby. Następnie chwyciłem obiema dłońmi piersi Lucy wywołując u niej natychmiastowy jęk.
  - Wiesz, co chciałbym z tobą teraz robić? - spytałem uśmiechając się do niej uwodzicielsko, choć wiedziałem, że nie muszę zadawać tego typu pytań, żeby znać jej odpowiedź.
  - Wiem, ale wiesz o tym, że za chwilę będziemy musieli przestać?
  - Niestety tak. - przytaknąłem i jak na zawołanie telefon Lucy zabrzęczał w jej torbie położonej na siedzeniu obok.
   Ku mojemu niezadowoleniu, zeszła z moich kolan zajmując swoje miejsce i odczytując wiadomość widniejącą na ekranie. Na całe szczęście zapomniała założyć z powrotem bluzki, dlatego jeszcze przez chwilę mogłem pogapić się trochę na jej piersi dopóki nie odłożyła swojego telefonu i nie sięgnęła po górną część garderoby pozostawioną przy moim siedzeniu.
  - Lily, napisała mi, że pojedzie razem z Liamem i Justinem, więc możemy ruszać. - oświadczyła zakładając kurtkę. - Spotkamy się z nimi pod galerią.
  - Jasne. - mruknąłem odpalając samochód i wyjeżdżając spod szkoły na główną ulicę. Byłem naprawdę niezadowolony faktem, że nie zdążyliśmy pobawić się jeszcze trochę. Skoro Justin pewnie dopiero podjeżdża pod szkołę kilka minut postoju nikomu by nie zaszkodziło, a zwłaszcza mi ponieważ naprawdę trudno jest prowadzić z uciskającym cię penisem, który próbuje wydrzeć ci się ze spodni. Jeżeli przez 20 minut nie opadnie, to będę musiał chodzić z namiotem w spodniach po sklepie, a wtedy już nie będzie ani trochę zabawnie.
  - George nadal nie chce zasnąć? - zagadała Lucy spoglądając na moje krocze i śmiejąc się pod nosem co tylko bardziej mnie dobiło.
  - Jakbyś go nie obudziła to by nie wstał. - warknąłem zaciskając palce mocniej na kierownicy.
  - Hmm, idąc tym tropem, jakbyś nie kazał mi zdejmować bluzki, to twój kolega by się nie obudził. - Lucy chyba naprawdę bawiła ta cała sytuacja, ale droga do centrum powoli stawała się coraz krótsza, a mój przyjaciel naprawdę nie miał zamiaru iść spać co tylko mnie bardziej frustrowało.
  - To nie jest śmieszne, jeżeli on nie opadnie zanim dojedziemy do tego cholernego centrum, to będę musiał sam go uśpić, chyba, że ty chcesz mi w tym pomóc. - spojrzałem na Lucy z nadzieją, jednak ona tylko pokręciła z rozbawieniem głową.
  - Nie licz na to.
                                                                     ***
   W czasie drogi mój przyjaciel - George postanowił jednak wrócić do stanu spoczynku. Na całe szczęście ponieważ inaczej musiałbym szukać ustronnego, bezludnego miejsca, w którym mógłbym pomóc mojemu koledze opaść, z racji, że Lucy nie zgłosiła się na ochotnika. Przez kilka minut czekaliśmy w moim rozgrzanym samochodzie na parkingu, aż łaskawie białe lamborghini Justina dotarło na miejsce. Po chwili ze środka wypadli kolejno: Liam, Lily i Justin.
   Moi przyjaciele - jak przystało na dwóch dżentelmenów - przywitali się grzecznie z Lucy, po czym mogliśmy ruszyć spokojnie w stronę wielkiej galerii handlowej.
   - Justin, uważaj drzwi! - krzyknąłem odciągając przyjaciela od obrotowych, szklanych drzwi i kierując go w dobrą stronę tak, żeby nie zderzył się z drzwiami, które odkąd go znam, bardzo go przerażały, ponieważ zawsze w nie wpadał.
   Lucy i Lily spojrzały po sobie dziwnie, a następnie przekierowały zdziwione spojrzenia na Justina.
  - No co, ma problem ze szklanymi drzwiami. Nie widzi szkła. - wyjaśniłem wzruszając ramionami.
  - Często wpadasz w drzwi Justin? - zagadała Lucy śmiejąc się razem z Lily.
  - Czasami, gdy ktoś mnie od nich nie odciągnie. - Justin również się zaśmiał. Widocznie przypadło mu do gustu towarzystwo dziewczyn co nie bardzo mi się podobało. Był to chyba jedyny moment w całym moim życiu, w którym chciałem, żeby Kate również tu była dzięki czemu Justin miałby się kim zająć.
  - Do którego sklepu wchodzimy najpierw? - zapytał Liam, stając przy sklepie jubilerskim "Pandora".
  - Chyba możemy do tego. - stwierdziłem wskazując na szyld wiszący przy sklepie, przy którym stał. - Kate lubi błyskotki z tego sklepu? - zwróciłem się do drugiego przyjaciela, który zawzięcie z kimś pisał.
  - Oh, tak. - natychmiast odpowiedział, chowając telefon. - Ma srebrną bransoletkę z zawieszkami z tego sklepu, dostała ją od jej brata. Mówi, że bransoletki w tym sklepie są cudowne. Kocha rzeczy, które się świecą.
  - To dobrze, może będę miał dla niej prezent z głowy. - powiedziałem przekraczając próg "Pandory".
   W oczy natychmiast rzuciło mi się pełno szklanych gablot z najróżniejszym zawieszkami, bransoletkami, srebrnymi brożkami i innego tego typu świecidełkami. Dwie ekspedientki stojące przy kasie uśmiechnęły się do nas miło, a trzecia, która wyszła zza niedużych drzwi podeszła w naszą stronę.
  - Mogę w czymś państwu pomóc? - zgadała wesoło z takim samym wyćwiczonym uśmiechem na ustach.
  - Szukamy czegoś na prezent dla koleżanki. - odpowiedziałem przekierowując swój wzrok na ekspedientkę z wygrawerowanym na srebrnej przypince imieniu: Jessy. - Jakiejś bransoletki czy coś w tym rodzaju. - dodałem.
  - Tu ma pan, wszystkie rodzaje bransoletek. - powiedziała ekspedientka pokazując na gablotkę przed nami. - Srebrne, z zawieszkami bądź bez. Mi osobiście podoba się ta. - wskazała na srebrną bransoletkę z trzema niebieskimi kryształowymi koralikami i dwiema zawieszkami z wieżą Eiffela. Jej cena nie była za specjalnie niska, jednak przy moim budżecie, cena 300 funtów nie była wysoka.
  - Kate się spodoba. - pokiwał głową Justin podchodząc do szklanej gabloty. - Najbardziej lubi zawieszki.
  - Bardzo dobrze, w takim razie nich mi ją pani zapakuje. - poprosiłem, zadowolony z faktu, że w ciągu zaledwie kilku minut, już miałem prezent dla Kate, która moim zdaniem na niego zdecydowanie nie zasługuje, jednak nie wypada przychodzić na czyjeś urodziny bez prezentu. Mam w sobie jeszcze w sobie resztki kultury nawet do nie lubianych osób.
   Ekspedientka grzecznie zapakowała bransoletkę w niebieskie pudełko, i pożegnała całą naszą piątkę, gdy już wychodziliśmy ze sklepu. Po kilkunastominutowym chodzeniu po galerii, zdecydowaliśmy się rozdzielić. Ja, Justin i Lucy poszliśmy w swoją stronę, a Liam i Lily w swoją. Lucy weszła do kilku sklepów z torebkami, jednak jak się okazało, część z nich Kate już miała, a reszta była podobno nie w jej stylu. Wreszcie weszliśmy do sklepu z ubraniami, gdzie Lucy przystanęła przy wieszakach z sukienkami i zaczęła przeglądać po kolei każdą z nich.
  - Kate świetnie wygląda w sukienkach podkreślających jej talię. - powiedział Justin podchodząc do Lucy i również przyglądając się sukienkom.
  - Tak, wiem. Zazwyczaj właśnie takie nosi. Jest bardzo szczupła. Myślisz, że ta jej się spodoba? - Lucy zdjęła z wieszaka czarną krótką sukienkę, z wycięciem na dekolt.
  - Nie, nie, nie. - Justin pokręcił głową. - Za duży dekolt, Kate nie może jej założyć, za bardzo przyciągałaby uwagę innych facetów. Poszukajmy innej.
  - Byłbyś zazdrosny o swoją kaczuszkę? - uśmiechnąłem się prowokacyjne przypominając sobie nazwę, pod którą mój wielce zakochany przyjaciel zapisał Kate.
   Gdy pisał do niej smsa zobaczyłem kątem oka nazwę "Kaczuszka" na ekranie jego telefonu, a kiedy zapytałem Justina skąd ta nazwa zawstydził się i wyjaśnił, że nazywa ją kaczuszką, bo uwielbia kiedy się ją karmi tak jak kaczki. Później szybko pożałowałem swojego pytania, ponieważ zostałem uraczony przez Justina opowieściami na temat tego jak karmią się nawzajem z Kate kanapkami z nutellą, którą uwielbia, albo jak wyciera jej buzię chusteczką, kiedy się ubrudzi sosem od kebaba. Swoją drogę, myślę, że może nawet mógłbym zrobić coś takiego z Lucy, żeby zdobyć sobie u niej kilka punktów. To wydaje się być nawet słodkie i urocze. Zupełnie jak te zakochane w sobie na zabój pary z romantycznych filmów.
  - Pilnuj swoich spraw, Louis. - uciął krótko Justin, odrobinę speszony.
   Lucy uśmiechnęła się do niego pocieszająco i pogładziła po plecach.
  - Nie przejmuj się nim, zwyczajnie ci zazdrości, że masz być o kogo zazdrosny.
  - Dzięki. - odparł Justin i również uśmiechnął się przyjaźnie do Lucy.
   Jego zachowanie w stosunku do niej zdecydowanie mi się nie podobało. Powinien wiedzieć, że Lucy jest moja i nie może się do niej tak przymilać. No dobra, może nie jest do końca moja, bo w końcu ze sobą nie jesteśmy, ale to nadal nie zmienia faktu, że nie powinien się do niej tak głupkowato uśmiechać. To mnie irytuje.
   Znudzony usiadłem na fotelu niedaleko zagadanych ze sobą Lucy i Justina. Wyjąłem swój telefon i zacząłem grać w grę Candy Crush, gdy już po kilku minutach mój czujny wzrok dostrzegł jak mój przyjaciel znajduje się zdecydowanie za blisko Lucy, której najwyraźniej ani trochę to nie przeszkadzało i dalej spokojnie prowadziła z nim rozmowę, która już bynajmniej nie dotyczyła wyboru sukienki, dlatego uznałem, że muszę mu jasno zaznaczyć swój teren.
   Wstałem szybko z fotela, chowając telefon do kieszeni i odciągnąłem Justina kilka kroków dalej od Lucy. Kiedy napotkałem jego zdziwiony wzrok, powiedziałem tylko.
  -  Moim zdaniem stałeś zdecydowanie za blisko Lucy. Taka odległość będzie odpowiednia.
  - Ktoś tu chyba jest zazdrosny. - zaśmiał się.
  - Wcale nie. - odburknąłem oburzony, nie chcąc wyjść na zazdrośnika. Przecież wcale nim nie jestem, to chyba normalne, że jako facet wolę jasno wyznaczać swoje granice.
  - Jak wolisz, ja i tak wiem swoje. - Justin uśmiechnął się do mnie przebiegle. - Lepiej idź wracaj grać w Candy Crush, bo cię wyprzedzę.
   - Nigdy ci się nie uda. - odpowiedziałem wracając na swoje wcześniejsze miejsce i z powrotem wyciągając telefon, jednak przez cały czas miałem oko na przyjaciela. Wiem, że odkąd Justin zaczął kręcić z Kate, nie patrzy już na inne dziewczyny, jednak i tak na wszelki wypadek wolałem go pilnować.
   Wreszcie po pół godzinnym przerzucaniu cukierków Lucy wspólnie z Justinem wybrała dla Kate sukienkę, więc mogliśmy ku mojemu zadowoleniu opuścić sklep. Liam i Lily również wybrali prezent dla Kate, dlatego następną rzeczą pozostała do zrobienia zostało pojechanie po prezent od Justina. Wszyscy spodziewaliśmy się po nim, tego, że będzie to coś nadzwyczajnego, jednak nikt nie spodziewał się tego co nastąpiło.
   Justin pojechał pod pewien adres, gdzie niejaki pan Lambert posiadał swoją hodowlę małych Yorków. Podobno Kate jest nimi bardzo zafascynowana ponieważ szczekanie tych piesków jest bardzo podobne do chrumkania świni. Nie wiem, czemu jej się to podoba, ale tak czy inaczej Justin twierdził, że kiedy kupi jej tego pieska, będzie wniebowzięta i może nareszcie przestanie kazać mu co chwile chrumczeć.
   Pan Lambert szybko dał nam malutkiego szczeniaczka razem z instrukcją jego obsługi i paczką karmy dla małych piesków. Dziewczyny cały czas wzdychały do małego pieska i co chwilę głaskały go po małej główce. Przyznam, że też rozczuliłem się na widok szczeniaka, jednak szybko musieliśmy wsiąść do samochodu, żeby Yorczek nie zmarzł. Początkowo planowaliśmy wybrać się jeszcze wszyscy do Justina, ale plany uległy małej zmianie. Liam i Lily stwierdzili, że spędzają ostatnio ze sobą za mało czasu, dlatego udali się do domu Liama, natomiast Lucy została nagle wezwana telefonicznie przez swoją mamę do domu z powody jakiejś pilnej sprawy.
   Jedyną osobą, która została byłem ja, dlatego zdecydowałem się wpaść do Justina, po odwiezieniu Lucy do domu.
  - Szkoda, że nie możesz jechać ze mną, chyba polubiliście się z Justinem. - zagadałem podczas prowadzenia, do Lucy.
  - Tak, jest naprawdę bardzo miły. Zresztą Liam też. Nie wiedziałam, że masz tak miłych przyjaciół.
  - Powiedziałbym to samo o twoich przyjaciółkach, jednak niestety mogę wypowiedzieć się pozytywnie tylko o Lily. - odparłem przypominając sobie Kate, kiedy ciągnęła mnie za kaptur i kiedy co chwilę rzucała w moją stronę kąśliwe uwagi. Myślę, że nawet gdybym się starał nie będę w stanie jej polubić.
   W końcu zatrzymałem samochód przy ceglanym domu Lucy. Podziękowała mi za podwózkę i kiedy już planowała wysiąść, w ostatniej chwili zablokowałem jej drzwi.
  - Co jest? - zapytała zdezorientowana, ciągnąc za klamkę przy drzwiach.
  - Chyba zapomniałaś się ze mną należycie pożegnać. - odpowiedziałem posyłając jej jeden z moich uśmiechów w stylu ,,Chcę cie".
   Lucy wywróciła tylko oczami i pochyliła się w moją stronę dając mi krótkiego całusa, jednak ja nie miałem zamiaru poprzestać na tym. Wciągnąłem ją na swoje kolana tak jak poprzednim razem i pogłębiłem pocałunek. Jej torba spadła jej z ramienia, co ułatwiło nam obojgu ruchy. Widocznie była tak samo spragniona jak ja, ponieważ od razu zaczęła oddawać wszystkie moje pocałunki trzymając mnie jedną ręka za szyję, a drugą zsuwając mi z ramion rozpiętą, dżinsową kurtkę. Nie pozostałem jej dłużny. Również zacząłem zdejmować jej kurtkę odrywając się od jej ust i przekierowując swoje usta na obojczyk. Kiedy delikatnie zassałem jej skórę, Lucy jęknęła ciągnąc mnie za końcówki włosów.
  - Louis... ja już muszę... - zaczęła, jednak szybko jej przerwałem powracając do całowania jej miękkich, różowych ust.
  - Nic, nie musisz. - wyszeptałem w przerwie pomiędzy pocałunkami.
   Atmosfera między nami zaczęła robić się coraz bardziej gorąca. Oboje braliśmy co chwilę łapczywe oddechy i naprawdę nie wiem jak by się to skończyło, gdyby nie przeszywająco głośny dzwonek telefonu Lucy.
   Oczywiście nie dzwonił nikt inny jak jej mama, która pospieszała niecierpliwie swoją córkę.
  - Do jutra, Louis - rzuciła Lucy całując mnie po raz ostatni.
  - Do jutra, Lucy. - odpowiedziałem uśmiechając się do niej i patrząc jak wychodzi z samochodu, zabierając swoją torbę z siedzenia, a następnie trzaska drzwiami.
   Z uśmiechem na ustach, wyjechałem z jej ulicy układając w głowie plan jutrzejszego dnia, tak, żebyśmy jak najwięcej czasu mogli spędzić tylko we dwoje z dala od tłumu ludzi, który będzie w domu Kate i Zayna na imprezie. Za każdym razem, kiedy w moim pobliżu znajduje się Lucy nie myślę o niczym innym jak tylko o tym, żebym mógł całować jej słodkie usta i dotykać ją jak najdłużej. Czuję, że mój sposób myślenia powoli zaczyna odbiegać od normy.
                                                                         ***
  Następny rozdział: 3 stycznia.
   Z okazji świąt życzymy wszystkim czytelnikom Wesołych Świąt, udanej imprezy sylwestrowej oraz szczęśliwego nowego roku!


.










 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz