poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział 20

*Lucy*
   Była godzina 18:15. Na zewnątrz już od jakiegoś czasu panowała ciemność, a ja byłam w trakcie przymierzania trzeciej sukienki z rzędu. Wreszcie wzięłam z szafy najnowszą z moich kreacji - czarną, krótka sukienkę przed kolano z odsłoniętymi plecami, a po jej założeniu uznałam, że leży na mnie doskonale, dlatego postanowiłam w niej zostać. Upewniłam się jeszcze, że prezent, który kupiłam Kate jest przygotowany i chwyciłam za telefon, żeby wybrać numer do Louisa, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i pojawił się w nich zadowolony Louis w dżinsowej kurtce, czarnej bluzce i czarnych spodniach z dziurami na kolanach mimo przenikliwego zimna panującego na zewnątrz.
  - Wyglądasz bardzo seksownie w tej sukience. - powiedział na przywitanie łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie, by następnie mnie pocałować. Szczerze, to uwielbiałam ten sposób przywitania, jednak teraz miałam na sobie bordową szminkę, dlatego oderwałam usta od jego ust podchodząc do lustra i poprawiając rozmazaną szminkę.
  - Hej, od kiedy to twój makijaż jest ważniejszy ode mnie. - zapytał udając obrażonego.
  - Od kiedy idę na imprezę urodzinową mojej przyjaciółki i chcę ładnie wyglądać. Zdajesz sobie sprawę ile tam będzie wystrojonych dziewczyn?
  - Ale ty i tak będziesz tam najpiękniej wyglądać. - zapewnił mnie Louis kładąc jedną rękę na moim tyłku.
  - Nie na za dużo sobie pozwalasz? - spytałam odwracając się i zabierając jego rękę z mojej pupy.
  - Zdecydowanie nie. - odparł uśmiechając się szeroko i ukazując rząd swoich białych zębów.
                                                                         ***
   Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod białym domem Kate, gdzie oprócz samochodu Louisa było jeszcze kilkanaście innych. Muzykę słychać było już z daleka, chociaż przyjęcie zaczęło się dopiero kilka minut temu. Razem z Louisem weszliśmy na teren posesji Parkerów i grzecznie zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi, chociaż prawdopodobnie i tak były otworzone.
  W drzwiach stanął uśmiechnięty Zayn zamiast samej jubilatki, jednak jak podejrzewam Kate była zbyt zajęta rozmową z zebranymi się już gośćmi, żeby usłyszeć dzwonek, dlatego nie otworzyła nam osobiście.
  - Cześć Lucy, Hej Louis. - przywitał się całując mnie w policzek i podając rękę Louisowi.
  - Kate, czy możesz zaszczycić gości swoją obecnością!? - krzyknął po chwili do siostry.
   Po chwili Kate przybiegła na swoich wysokich, brokatowych szpilkach z przepraszającym uśmiechem. Miała na sobie śliczną, krótką, różową sukienkę z rozpinanym dekoltem, której szczerze zaczęłam jej zazdrościć. Kiedy już miałam zacząć witać się z przyjaciółką przerwał mi jej brat, który stanął przed Kate z zażenowaną miną.
  - Ile razy ci mówiłem, że nie powinnaś rozpinać tego dekoltu do końca? - zapytał zakładając ręce na piersiach.
  - Ile razy ci mówiłam, że nie jestem zakonnicą? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Kate wypychając Zayna w tłum gości. - Przepraszam, Zayn już sobie idzie. - zwróciła się do mnie i do Louisa, chociaż jej wzrok był skierowany tylko na moją osobę.
   Zayn westchnął ciężko, jednak odpuścił sobie dalsze pouczanie swojej młodszej siostry i poszedł w stronę swojej dziewczyny, która siedziała na krześle barowym przy wyspie kuchennej w kuchni tym samym pozwalając mi na danie przyjaciółce prezentu.
   Nie obyło się oczywiście bez wzruszających życzeń, naszych wspólnych wspomnień i zachwytu Kate przy otwieraniu prezentu, aż przyszła kolej na Louisa, który przez cały czas stał niezadowolony z boku trzymając w ręku torebkę z Pandory. Widząc, że teraz nastała jego kolej na wręczenie prezentu, podszedł niechętnie w stronę Kate z wyciągniętą w jej kierunku torebką.
  - Więc...cóż, wszystkiego...uh...wszystkiego...dobra, nie każ mi tego mówić. - jęknął w końcu zrezygnowany. Kate zaśmiała się i wzięła od niego prezent dziękując mu, co było do niej bardzo niepodobne, jednak nie zwróciłam temu uwagi na głos nie chcąc psuć wyjątkowo przyjaznego i niecodziennego nastawienia Kate do Louisa.
  - Jaka śliczna bransoletka, pewnie wybierała ją Lucy? - zagadała, zakładając srebrny łańcuszek z drobnymi zawieszkami na swój nadgarstek.
  - Nie do końca. Pomogła nam ekspedientka. - odpowiedział Louis drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Widoczniej jego też zdziwiło miłe zachowanie Kate do swojej osoby tak jak mnie. Zanim tu weszliśmy byłam prawie pewna, że moja przyjaciółka rzuci w stronę Louisa jakąś kąśliwą uwagę, której oczywiście on, nie uda, że jej nie usłyszał i również powie coś niezbyt miłego. Ten wieczór zapowiadał się na naprawdę udany.
   Weszliśmy więc dalej do salonu, gdzie kłębiło się najwięcej rozmawiających i tańczących ludzi. Kolorowe, ozdobne torebki stały poustawiane w równym rzędzie przy wieży skąd leciała głośna muzyka, a pomiędzy nimi latał radośnie mały piesek zakupiony wczoraj u pana Lamberta przez Justina.
  - Zayn, zabierz stąd Prosiaczka, zaraz go ktoś nadepnie! - krzyknęła Kate podchodząc w stronę stosu prezentów i dokładając do nich kolejny, tym razem ode mnie w czerwonej torebce z logo sklepu.
  - Prosiaczka? - spytałam zdziwiona.
  - Tak nazwałam mój prezent od Justina. Jest naprawdę słodziutki. - odpowiedziała, głaszcząc małego pieska.
  - Gdzie jest Justin? - spytał Louis, kiedy tylko usłyszał imię swojego przyjaciela.
  - Na górze, poszedł do toalety. - Kate wskazała ręką na schody.
   Louis oświadczył, że za chwilę wróci, a następnie pobiegł na górę zostawiając mnie samą z Kate i coraz większym tłumem gości. Kate jednak nie długo zdążyła ze mną porozmawiać, ponieważ musiała szybko przywitać nowo przybyłych gości oraz przyjąć od nich prezenty.
   Rozejrzałam się dookoła. Niedaleko mnie rozmawiały ze sobą Cindy i Melody jedne z popularniejszych dziewczyn w szkole, przy barku z alkoholami stali Mike, Dylan i Logan grający w męskiej drużynie koszykarskiej prowadzonej przez pana Fostera, na środku stało jeszcze kilkanaście innych osób, które kojarzyłam tylko z widzenia, aż nagle mój wzrok spoczął na Gigi stojącej z boku i rozglądającej się w poszukiwaniu towarzystwa, dlatego ruszyłam żwawym krokiem w jej stronę.
  - Cześć Gigi. - przywitałam się z dziewczyną Zayna, która uśmiechnęła się na mój widok.
  - Wreszcie jakaś znajoma twarz. - odetchnęła z ulgą. - Kate cały czas chodzi witać się z gośćmi, a Zayn poszedł odnieść jej psa do pokoju, a ja nie znam tu prawie nikogo.
  - Ja też nie znam tu dużo osób. Kate pozapraszała chyba wszystkie osoby z naszej szkoły. - stwierdziłam omiatając wzrokiem całe piętro. - A zmieniając temat, widziałaś gdzieś Lily?
  - Nie. - Gigi pokręciła głową. - Chyba jeszcze nie przyszła.
  - O czym rozmawiacie? - nagle usłyszałam za sobą głos Zayna, który chwycił Gigi za biodra i obrócił ją w swoją stronę. Ona natomiast uśmiechnęła się i zarzuciła brunetowi ręce na szyję. Są taką idealną i uroczą parą, czasami naprawdę zazdroszczę Gigi, tego, że ma takiego świetnego, troskliwego i przystojnego chłopaka. Ile mogłabym oddać, żeby wieść takie samo beztroskie życie.
  - W sumie, to o niczym ważnym, chyba pójdę poszukać Louisa. - odpowiedziałam szybko się wycofując i zostawiając zakochanych Gigi i Zayna samych. Czułabym się naprawdę niezręcznie, stojąc sama przy całującej się parze.
   Gigi uśmiechnęła się jeszcze do mnie z przepraszającą miną, a ja ruszyłam na poszukiwania mojej zguby. Weszłam schodami na górę omijając po drodze pokój Zayna i stając naprzeciwko łazienki. Światło w środku było zapalone co świadczyło o tym, że ktoś jest w środku, chociaż nie miałam stuprocentowej pewności, że jest tam Louis. Na całe szczęście już po kilku sekundach drzwi łazienki otworzyły się, a w w progu stanął poszukiwany przeze mnie osobnik.
  - Szukałam cię. - oświadczyłam z pretensją wiercąc wzrokiem dziurę na twarzy Lou.
  - Byłem tylko w łazience. - odparł, zamykając za sobą drzwi.
  - A gdzie jest Justin? - spytałam rozglądając się w poszukiwaniu Justina, po którego miał iść Louis.
  - Wrócił do Kate, a ja postanowiłem skorzystać z toalety, a co myślałaś? - na jego twarzy pojawiło się lekkie rozbawienie.
  - Nic. Wracajmy już na dół. - mruknęłam nieco zawstydzona swoim przesadnym pilnowaniem Louisa, jakby należał do mnie. A przecież nawet nie jesteśmy razem...
    Przez chwilę się ze mnie śmiał co chwilę mówiąc, że zaczynam być o niego zazdrosna i podejrzewam go o niestworzone rzeczy co po części było prawdą, dlatego trąciłam go łokciem i posłałam mu mordercze spojrzenie. Na ten gest, jego śmiech ustał, choć widziałam po nim, że jest w dalszym ciągu rozbawiony. Potem wziął mnie za rękę i pocałował, kiedy byliśmy już na dole tak, że nasz pocałunek przyciągnął uwagę połowy osób zebranych w salonie. Ich podniecenie sięgnęło zenitu, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że osoba, która właśnie mnie całuje to Louis Tomlinson - ten sławny piłkarz na imprezie licealistów we własnej osobie. Z tego względu nie obyło się bez próśb o autograf zwłaszcza płci męskiej i mnóstwa zdjęć.
   Wokół zebrało się tyle osób, że stwierdziłam, iż najlepszym pomysłem będzie odsunąć się na tę chwilę, żeby przypadkiem nie zostać staranowanym. Odchodząc w przeciwnym kierunku napotkałam się na dzisiejszą jubilatkę stojącą pośrodku salonu z rozwścieczoną miną. Kate zdecydowanie nie jest osobą, która jest przyzwyczajona do bycia w cieniu innych osób. Ona jest liderką i nie znosi kiedy ktoś ja przyćmiewa, dlatego wdrapała się na mały, drewniany stolik do kawy i krzyknęła głośno zwracając uwagę wszystkich gości stłoczonych przy Louisie i Justinie, którego również się dopatrzyli pośród tłumu. Jedyną osobą, której jeszcze brakowało był Liam, który ukrywał się za plecami Lily w kuchni. Dopiero teraz zauważyłam, że oni w końcu również zjawili się na imprezie. Lily miała na sobie naprawdę ładną sukienkę, jestem pewna, że kupiła ją niedawno w tajemnicy przede mną.
  - Hej, są moje urodziny i za chwilę robimy grę w wyzwania, dlatego zostawcie wreszcie mojego Justina i tego drugiego piłkarzynę w spokoju. Zdążycie wziąć od nich autograf, będą do końca imprezy, a teraz gramy!
   Tłum na szczęście posłuchał Kate i odsunął się od Justina i Louisa pozwalając mi na wrócenie do boku Lou, który natychmiast objął mnie ramieniem. Kate zadowolona zeszła ze stolika o mało nie wywracając się na swoich wysokich szpilkach i podeszła do Justina całując go czule i biorąc za rękę. Jestem pewna, że chciała zaznaczyć tym swój teren, na wypadek gdyby inne dziewczyny, które sama zaprosiła chciały go podrywać, ale taka jest już moja przyjaciółka. Jej tok myślenia jest naprawdę trudno zrozumieć. Po 10 latach przyjaźni z nią nadal go nie odgadłam.
  - Zanim jednak zaczniemy grać, chciałem coś zrobić, a w zasadzie to puścić. - tym razem głos przejął Zayn wychodząc na środek. - Jako, że wszyscy się już zorientowali, że nasza dzisiejsza jubilatka jest moją siostrą, z okazji jej 19 urodzin, skleiłem pewien film z naszego dzieciństwa i innych różnych jej wspomnień. - Zayn popatrzył z miłością na swoją siostrę, a następnie podszedł do wielkiego plazmowego telewizora i włożył płytę do odtwarzacza.
   Nikt nie wiedział jeszcze o co chodzi i chyba sama Kate też, ponieważ była tak samo zdezorientowana jak reszta uczestników imprezy.
  - Wiesz o co chodzi? - spytała mnie szeptem przyjaciółka, spoglądając z ukosa na Zayna stojącego przy odtwarzaczu.
  - Skąd mam wiedzieć, przecież to twój brat. - odszepnęłam jej, z zaciekawieniem obserwując poczynania Zayna.
   Wreszcie na telewizorze wyświetlił się obraz. Wszyscy zajęli miejsca na kanapie, na fotelach bądź na stołkach barowych w kuchni i wpatrywali się w duży ekran. Na początku ukazał się salon, starego domu Kate przed przeprowadzką. Obraz był kręcony kamerą. Na dywanie siedziała mała, półroczna dziewczynka z ciemnymi włoskami. Bawiła się w najlepsze plastikową ciuchcią, a niedaleko niej siedział prawie pięcioletni chłopiec patrząc z zaciekawieniem na kamerę lub tez osobę, która kręciła film.
- No Zayn, przytul swoją siostrzyczkę. - odezwał się damski głos zza kamery należący do mamy Kate i Zayna - Jennifer Parker.
   Ciemnowłosy chłopiec wstał z dywanu i podszedł do bawiącej się dziewczynki otulając ją swoimi ramionami. Goście wydali jęk rozczulenia, jednak nie na długo. Na filmie widać było jak mały Zayn nie puszcza siostry i przytula ją do siebie mocniej, tak że Kate puściła zabawkę i wybałuszyła oczy nie mogąc złapać powietrza.
  - Zayn, nie tak mocno! - krzyknęła ich mama, odciągając Zayna od Kate. - Ona jest malutka, nie możesz tak mocno jej przytulać. - skarciła syna.
  - Ale sama mi kazałaś. - tłumaczył się chłopiec i uśmiechnął się zadowolony do kamery.
   Następna scena przedstawiała również stary dom Kate i choinkę. Przy choince stało uśmiechnięte rodzeństwo. Kate miała na oko 4 latka, Zayn - 8. Ten film również nagrywała ich mama, ponieważ z boku kadru widać było pana Wiliama krzątającego się po kuchni i dekorującego świąteczne pierniczki. Zayn nakładał na choinkę zielone bombki, a Kate chcąc iść w ślady starszego brata usiadła na podłodze i zaczęła rozpakowywać pudełka z czerwonymi bombkami. Kiedy zadowolona wyjęła jedną z nich i już wstawała, żeby zawiesić ją na choince, brat wyrwał jej bombkę i sam zaczął stawać na palcach, żeby ją zawiesić.
  - Zayn, oddaj mi, to moja! - krzyknęła niezadowolona dziewczynka, a gdy ciemnowłosy chłopiec odwrócił się i pokazał jej język zezłoszczona dała mu klapsa w pupę i odeszła tupiąc nogami.
  - Synku, dlaczego znowu jej dokuczasz, przecież wiesz, że jest od ciebie młodsza. - powiedziała stojąca za kamerą Jennifer, by po chwili obraz znikł z ekranu, a na jego miejsce pojawił się nowy.
   Tym razem na filmie był uwieczniony mój pokój. Kate i Lily siedziały na podłodze i czytały horoskopy, a ja nagrywałam ich kamerą. Doskonale pamiętałam ten moment. Miałyśmy wtedy po 12 lat. Do pokoju wszedł mój tata i zaczął czytać horoskopy razem z nami, a później zaczął robić głupie miny do kamery i powiedział, że zaprasza nas kanapki z żółtym serem, a na deser ciasto czekoladowe i właśnie wtedy nagranie się skończyło. Na telewizorze pokazało się jeszcze mnóstwo podobnych nagrań. Był film, z naszej pierwszej wspólnej nocy, kiedy opowiadałyśmy sobie straszne historie o duchach, kiedy jechałyśmy na obóz sportowy, kilka krótkich filmów z obozu i film jak Zayn oblewa Kate wodą w lany poniedziałek. W czasie trwania tych filmików przypomniałam sobie całe moje dzieciństwo spędzone wspólnie z przyjaciółkami i zdałam sobie sprawę ile dla mnie znaczą. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co by było, gdyby którejś z nich w moim życiu zabrakło. Są dla mnie jak siostry.
   Louis widząc łzy w moich oczach otulił mnie ramieniem i pocałował w czoło, podczas, gdy Kate wstała z kolan Justina i również ze łzami w oczach, podeszła do Zayna ściskając go mocno. Gdy już wyściskała swojego brata i podziękowała mu tysiąc razy za sklejenie filmu, zawołała mnie i Lily na sam środek, gdzie obecnie stała i zebrałyśmy się we trzy w siostrzanym uścisku.
  - No dobra, wystarczy już tego wszystkiego. - Kate ponownie zabrała głos, gdy uścisk dobiegł końca. - Gramy w prawda czy wyzwanie, co wy na to?
   Goście oczywiście jednogłośnie się zgodzili. Wszyscy kochali grać w prawda czy wyzwanie. Nie byłam do tej pory na żadnym przyjęciu, na którym ta gra by się nie odbyła. To stały i nieodłączny punkt wszystkich imprez i nawet ją lubiłam dopóki ktoś nie wyznaczał do wykonania zadania mnie i jak to czasem bywa, wyzwanie nie było przyjemne, dlatego najczęściej wybierałam prawdę. Najlepiej i najprzyjemniej jest być obserwatorem, nie wykonawcą, a przynajmniej dla mnie. Jednak teraz kiedy zamiast mojej poprzedniej osobowości jest nowa, wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, żeby wpasować się do zgromadzonego towarzystwa. W końcu tak zachowałaby się Lucy, którą jestem teraz.
   Ludzie zaczęli siadać na dywanie w kręgu i gra zdawała się już rozpoczynać. Kate wzięła jeszcze plastikowe kubki i butelki z alkoholem, a potem również zajęła miejsce, oczywiście przy Justinie.
  - Wszyscy wiedzą jakie są zasady? - uczestnicy pokiwali głowami. - W porządku, komu zabraknie odwagi, może się napić. - Kate uśmiechnęła się słodko, a następnie jako pierwsza zakręciła butelką. Wypadło na Melody.
  - Prawda czy wyzwanie Melody?
  - Wyzwanie. - odpowiedziała odważnie blondynka, jednak po jej minie widać było, że obawia się tego co poleci jej Kate.
  - Skoro jesteś taka odważna, przeliż się z Cindy przez 10 sekund. - powiedziała zadowolona z siebie.
   Po minie Melody i Cindy można było wywnioskować, że są tym lekko obrzydzone i niezadowolone. Melody w geście ratunku nalała sobie pół kubka alkoholu, który wypiła szybko jednym haustem. Następnie zbliżyła się do Cindy, ujęła jej twarz w dłonie i powoli zaczęła całować swoją przyjaciółkę, która z ogromną niechęcią oddawała pocałunek.
  - Fuj, to obrzydliwe. - wyszeptał Louis chowając twarz w moje ramię, podczas gdy wszyscy inni zaczęli gwizdać.
   W końcu przyszła kolej na kręcenie butelką przez Melody, która dumnie wykonała swoje zadanie i usiadła z powrotem na swoje miejsce. Butelka kręciła się i kręciła, aż w końcu zatrzymała się na Louisie. Byłam spokojna do czasu, gdy po pytaniu ''Prawda czy wyzwanie", Louis wybrał opcję numer dwa, jednak nie to w tym wszystkim było najgorsze, a zadanie które dała mu Melody. Przysięgam, że w szkole osobiście ją uduszę własnymi rękoma.
  - Więc, Louis... Udawaj, że uprawiasz z kimś seks. Z dziewczyną lub z chłopakiem jeśli wolisz. - zachichotała, a razem z nią część gości. W kółku słychać było głośne szepty dziewczyn zadające sobie pytanie kogo wybierze Louis, i przyznam, że ja sama zadawałam sobie to pytanie, a im dłużej się nad tym zastanawiałam tym bardziej moja palpitacja serca wzrastała. Nie chciałam, żeby Louis wybrał jakąś inną dziewczynę i udawał, że uprawia z nią seks. Wiem, że to niby nic takiego, ale po prostu nie chcę patrzeć na to jak udaje z kimś stosunek. Można powiedzieć, że jestem o niego w pewien sposób zazdrosna i... uhh nienawidzę tej myśli.
  - Lucy. - w jego ustach zadźwięczało moje imię wypowiedziane tuż nad moim uchem. - W tym momencie wzrok wszystkich skierował się na nas co napawało mnie cholernym strachem. Tak, faktycznie nie chciałam, żeby zrobił to z jakąś dziewczyną z zebranego tu towarzystwa, ale nie chciałam też odgrywać takiej intymnej scenki przy tylu osobach. Jestem pewna, że jeśli to zrobimy ktoś za chwilę to nagra i puści filmik po całej szkole, ale wiedziałam, że nie mogę nic po sobie pokazać, dlatego przełknęłam ślinę, nalałam sobie pełny kubek alkoholu i po jego przełknięciu, byłam gotowa na to co miało się wydarzyć.
*Louis*
  - Połóż się pode mną. - poleciłem zdenerwowanej Lucy, która mimo swojego strachu postanowiła trzymać fason i nic po sobie nie pokazywać, jednak ja widziałem z bliska jej zdenerwowanie. Sam nie byłem z tego wyzwania zadowolony. Chętnie bym je wykonał, ale w miejscu gdzie nikt nas nie widzi, a nie w miejscu, gdzie jest zgromadzonych pełno ludzi, a w ręku już trzymają telefony do nagrania całego wyzwania.
  - Schowajcie te telefony, durnie, to co się tutaj będzie działo ma nie zostać nigdzie upublicznione. - warknąłem do wyczekujących w napięciu małolatów, którzy na moje niezbyt przyjemne polecenie schowali telefony czekając na rozwój wydarzeń. W końcu to trochę niecodzienne, kiedy na imprezę licealistów przychodzi sławny piłkarz i na dodatek udaje stosunek z jedną z licealistek.
   Lucy położyła się pode mną patrząc na mnie niepewnie, ale przecież już nie takie rzeczy już robiliśmy. Przełożyłem jedną nogę nad jej ciałem tak, że teraz górowałem nad nią w rozkroku, a następnie pochyliłem się bliżej i zacząłem poruszać płynnie biodrami udając stosunek. Lucy postanowiła ładnie ze mną współpracować i wypchnęła swoje biodra w kierunku moich w sposób, który spowodował, że nasze krocz się o siebie otarły. Jej ręce oplotły moja szyję przyciągając mnie do jej ciała jeszcze bliżej, a prawą nogę usadowiła na moim boku. Kurwa, to jest cholernie podniecające.
   Dla ulepszenia efektu złączyłem swoje usta razem z jej ustami, a po chwili wślizgnąłem do nich swój język, zaczynając ją zachłannie całować. Ona oddawała mi każdy pocałunek. Jej język współgrał z moim tak jak nasze biodra i gdyby to co robimy, nie było tylko wyzwaniem do wypełnienia mógłbym pozostać w tej pozycji na wieki. Kiedy już się od siebie odsunęliśmy i znaleźliśmy na właściwych miejscach zgromadzenie licealistów zaczęło bić nam brawo. Uśmiechnąłem się do nich z dumą, a następnie zakręciłem butelką. Kątem oka widziałem jak Lucy nadal nie może dojść do siebie. Była trochę oszołomiona i z trudem próbowała to zamaskować takim samym uśmiechem jak mój.
  - Liamie. - powiedziałem, bardzo szczęśliwy z faktu, że butelka stanęła na kimś kogo znam i nie będę musiał się zbytnio wysilać, żeby wymyślić coś ciekawego. - Proszę, abyś wykonał przy wszystkich tu zebranych swój irlandzki taniec. - poprosiłem tłumiąc w sobie śmiech. Irlandzki taniec Liama  polega na wymachiwaniu wszystkimi kończynami w powietrzu i ani trochę nie był zbliżony do prawdziwego irlandzkiego tańca. Wymyślił to, kiedy był pijany, jednak irlandzki taniec pozostał w mojej pamięci na zawsze i Justina chyba również, bo nawet z drugiego końca salonu widziałem jak śmiał się zatykając usta dłonią.
  - Ale, nawet nie wybrałem co wolę. - zaprotestował Liam.
  - Ależ nie musiałeś, zrobiłem to za ciebie, a teraz tańcz, przyjacielu.
   Dopiero teraz licealne towarzystwo spostrzegło, że na imprezie jest też trzeci piłkarz, jednak wbrew moim przypuszczeniom nie rzucili się na niego z kartkami i długopisami oraz telefonami albo Bóg wie jeszcze czym, tylko w uwadze obserwowali poczynania Liama czekając w zniecierpliwieniu podobnie jak ja na jego irlandzki taniec.
   Wreszcie Liam wstał ze swojego miejsca oparty o Lily i przystąpił do wykonania tańca. Zaczął wymachiwać w powietrzu kończynami czemu towarzyszył wielki śmiech gości i klaskanie. Ja wprost zwijałem się ze śmiechu kładąc się na kolanach Lucy, gdyż nie wytrzymałbym długo w pozycji siedzącej. Słyszałem jak ona też się z tego śmieje i kładzie rękę na moich plecach, a po chwili mnie po nich głaszcze. Nawet, gdy Liam już wykonał swoje wyzwanie i usiadł z powrotem posyłając mi mordercze i jednocześnie rozbawione spojrzenie nie wstałem z jej kolan nadal się uśmiechając, jednak tym razem z innego powodu. Przyjemnie mi było na jej nogach słysząc jej uroczy śmiech, dlatego nie chciałem z nich wstawać. Tak mi było dobrze.
   Po kilku następnych rundach wszyscy zaczęli być powoli wstawieni. Gra nabierała lepszej zabawy, kiedy się choć trochę napiło, więc większość osób wypiła po kilka kubeczków alkoholu nawet jeżeli nie dostali jeszcze żadnego zadania do wykonania. Kate miała za zadanie przelizać się z kimkolwiek chce, więc nie trudno było odgadnąć to, że wybierze Justina, jej brat wybrał prawdę i został zapytany o to czy podoba mu się jakaś z uczennic grupy z którą odbywa praktyki (Oczywiście zaprzeczył i na dowód pocałował swoją dziewczynę siedzącą obok niego ku niepocieszeniu zauroczonym w nim nastolatek), jakaś dziewczyna, której nie znam podobnie jak większości tych osób, musiała zdradzić któryś ze swoich sekretów a chłopak o imieniu Dylan miał twerkować przez 2 minuty do piosenki "Starships" Nicky Minaj (dowiedziałem się tego kiedy mnóstwo dziewczyn krzyczało jego imię, nie jestem pewien czy Lucy też by krzyczała, bo chłopak był całkiem przystojny, ale na wszelki wypadek zakryłem jej oczy dłonią i odwróciłem plecami do twerkującego Dylana).
  - Lucy. - chłopak, który kręcił butelką spojrzał na Lucy siedzącą mi na kolanach, która obecnie wtulała się, lekko pijana w moje ramię. - Prawda czy wyzwanie?
  - Skoro wszyscy biorą wyzwanie to ja też. - zaśmiała się odważnie. Miałem tylko nadzieję, że ten małolat nie wymyśli niczego głupiego, bo inaczej przysięgam, że złoję mu skórę.
  - Zrób mi malinkę na szyi. - oświadczył chłopak głupkowato się uśmiechając.
  - Nie ma mowy, ona tego nie zrobi, wymyśl jakieś inne zadanie. - zaprzeczyłem przytrzymując Lucy i sadzając ją sobie wyżej na kolanach.
  - A co jesteś o nią zazdrosny? - podjął dalej temat brunet drocząc się ze mną.
  - Nie jestem. Tylko wiem, że ona tego nie chce zrobić.
  - Może nie decyduj za nią i trochę wyluzuj.
   Kiedy już zbierałem się na powiedzenie temu bezczelnemu chłopakowi jakiejś ciętej riposty Lucy ku mojemu zdumieniu jak i większości zgromadzonego ludu wstała z moich kolan i ruszyła w stronę chłopaka.
   - Co ty robisz...? - zapytałam zdumiony, podczas gdy ona tak po prostu uklęknęła przy brunecie i przyssała się do jego szyi. Obserwowałem cały ten proces z otwarta buzią. Justin i Liam spojrzeli na mnie współczująco, ale totalnie nie obchodziły mnie teraz ich pocieszające gesty. Przecież ja bym jej czegoś takiego nie zrobił. Nie przysysałbym się do szyi innej laski, kiedy jest ze mną. Tak wiem, że nie jesteśmy parą, ale takich rzeczy się po prostu nie robi nawet jeżeli to tylko głupia gra w butelkę.
  - Proszę bardzo Mike. - powiedziała po wszystkim uśmiechając się do licealisty, który z zadowoleniem oglądał swoją malinkę w odbiciu swojego telefonu.
  - Dzięki Lucy. - również posłał jej uśmiech, kiedy szatynka chciała zająć znów miejsce na moich kolanach. ,,O nie, teraz możesz iść siadać na kolanach Mike'a" - pomyślałem odsuwając się od niej.
  - Co jest Louis? - zapytała siadając obok mnie na podłodze ze zdziwioną miną.
  - Nic, zupełnie nic. - odpowiedziałem najpoważniej jak potrafiłem odwracając się do Lucy plecami.
   Czy byłem  zazdrosny? Nie. Ja po prostu uważałem jej zachowanie za niestosowne. Robi malinki na szyi jakiemuś Mike'owi, kiedy kilka minut wcześniej przymilała się do mnie, ale nic straconego. Postanowiłem się za to, godnie odwdzięczyć. Tak jak przystoi na zawodowego łamacza serc - Louisa Tomlinsona. Oj tak, znam się na tym i uwierzcie mi, że jestem w stanie zranić ją mocniej niż ktokolwiek inny.
   Po skończonej grze, kiedy większość graczy była już mocno wstawiona goście rozeszli się po całym piętrze i robili najróżniejsze rzeczy. Na ściennym zegarze zobaczyłem, że wybiła godzina 21: 20, nie było więc jeszcze tak późno biorąc pod uwagę fakt, że impreza rozpoczynała się o 19, choć za oknami już od kilku godzin panowała ciemność. Lucy próbowała mi kilkakrotnie tłumaczyć, że zrobiła Mike'owi malinkę tylko, dlatego, że takie otrzymała wyzwanie, jednak ja byłem całkowicie obojętny na jej tłumaczenia. Nie obchodziło mnie to. Miałem teraz inne plany.
   W tłumie tańczących nastolatków wypatrzyłem jedną, ładną i zgrabną dziewczynę siedzącą samą z czerwonym kubkiem alkoholu w ręku. Podszedłem do niej ignorując Lucy, która nadal kręciła się obok mnie i przysiadłem się obok niej co od razu zwróciło jej uwagę.
  - Hej. - przywitałem się, od razu przystępując do zaplanowanej czynności i położyłem jej moją dłoń na kolanie.
  - H-hej. - odpowiedziała mi dziewczyna odrobię zszokowana moim zainteresowaniem jej osobą jak mniemam.
  - Od razu przykułaś moja uwagę wiesz? Jesteś bardzo ładna. - uśmiechnąłem się posyłając szatynce jeden z moich czarujących uśmiechów.
  - Dziękuję, ty też jesteś bardzo przystojny. Czasami oglądam mecze, w których grasz.
  ,, Oh, gdzieś to już słyszałem"
  - Więc możesz czasami podziwiać mnie bez koszulki. - puściłem jej oczko. - Zdradzisz mi może swoje imię?
  - Jestem Victoria. - odparła, ekscytując się mną coraz bardziej. Kochałem to powodzenie u płci przeciwnej. Czasami można wynieść z tego naprawdę ogromne korzyści jak na przykład teraz.
  - Victoria... - powtórzyłem udając rozmarzonego. - Piękne imię. Niemal tak bardzo jak ty.
   Dziewczyna właśnie mi coś odpowiadała, jednak jej paplanina niezbyt mnie obchodziła, dlatego postanowiłem od razu przystąpić do konkretów. Wciągnąłem ją na swoje kolana jednocześnie brutalnie przysysając się do jej warg. Oddawała każdy mój pocałunek, grzecznie otwierając usta i pozwalając mojemu językowi na wpełznięcie do środka. Podczas tego pocałunku otworzyłem na moment oczy i zobaczyłem Lucy stojącą nad nami. Zakończyłem więc badanie gardła Victorii i skierowałem swój wzrok na Lucy.
  - Czegoś potrzebujesz? - zwróciłem się do niej niezbyt uprzejmie.
  - Jesteś żałosny. - wysyczała przez zaciśnięte zęby, a następnie odwróciła się na swoich czarnych szpilkach posyłając Victorii siedzącej nadal na moich kolanach nienawistne spojrzenie na co dziewczyna tylko się do niej złośliwie uśmiechnęła pokazując tym swoją przewagę, której właściwie nie posiadała.
   Zepchnąłem ją ze swoich kolan i podążyłem w głąb ludzi szukając wzrokiem obrażoną na mnie Lucy. Victoria krzyczała za mną moje imię, ale nie miało to już dla mnie większego znaczenia. Chciałem znaleźć się jak najdalej od niej. Tak naprawdę to beznadziejnie całowała. Całując ją myślałem o ustach Lucy, bo inaczej nigdy bym jej nie pocałował mimo, że nie była wcale brzydka. Po prostu nie potrafiłem już inaczej. Lucy była moim ideałem wszystkiego i dlatego nie lubiłem jej ranić, ale mam bardzo trudny charakter i musiałem to zrobić. Inaczej nie byłbym sobą.
  - Zayn. - przystanąłem na chwilę przy brunecie tańczącym ze swoją dziewczyną. - Widziałeś gdzieś Lucy? - zapytałem z nadzieją.
  - Właśnie poszła na górę, do pokoju gościnnego, nie była chyba w dobrym nastroju, pokłóciliście się o coś? - zapytał ze zmartwionym wyrazem twarzy.
  - Nie. To znaczy tak. Tak trochę. Możesz mi jeszcze powiedzieć gdzie jest ten pokój gościnny?
  - Naprzeciwko łazienki, obok pokoju Kate.
  - Dzięki. - odparłem szybko wyplątując się z tłumu imprezowiczów i kierując się schodami na górę.
   Szybko odnalazłem pokój gościnny. Wywnioskowałem to, kiedy usłyszałem poszczekiwanie psa za jednymi z drzwi, więc stwierdziłem, że jest to pokój diabelskiej siostry Zayna, która dzisiaj zachowywała się w stosunku do mnie wyjątkowo uprzejmie. Góra była urządzona jeszcze ładniej niż salon i kuchnia na dole. Hol był tu wyjątkowo przestronny, a na każdej ze ścian wisiały zdjęcia Zayna i Kate, razem lub osobno, zdjęcia całej rodziny z wakacji lub zdjęcia z ferii zimowych. Zauważyłem jednak to, że na każdym ze zdjęć, gdzie rodzina była w komplecie Zayn i Kate mieli zaledwie po kilka lat. Nie było ich starszych zdjęć, jednak nie miałem czasu, żeby się w to zagłębiać.
   Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Na białej, podłużnej, wąskiej kanapie siedziała Lucy z twarzą schowaną w dłoniach. Widziałem jak łza potoczyła się po jej dłoni. Płakała, ale tak cicho jak nigdy dotąd. Jakby bała się, że ktoś ją usłyszy, chociaż na dole panuje taki hałas, że ludzie z dołu nie usłyszeliby nawet huku po upadnięciu telewizora, zawieszonego na ceglanej ściance naprzeciwko kanapy, gdzie siedzi. Poczułem się z tego powodu źle, bo przecież wiedziałem, że jej łzy są moją winą. Nie powinienem się na niej w ten sposób odgrywać, ale z drugiej strony nie potrafiłem się przed tym powstrzymać. Tak czy inaczej nie czułem się z tego powodu dobrze. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę z tego, że jestem dupkiem dla osób, które na to nie zasługują.
  - Lucy. - powiedziałem cicho, zbliżając się w jej stronę. Od razu podniosła głowę i szybko wytarła wierzchem dłoni łzy skapujące z jej policzków. Pod oczami miały rozmazany tusz do rzęs, a droga, po których płynęły łzy została oznaczona szarymi strużkami. Zrobiło mi się jej strasznie żal. Płakała już kolejny raz przeze mnie. Kolejny raz byłem powodem jej łez, a przecież nic mi nie zrobiła. To było tylko wyzwanie, nie musiałem się z tego powodu tak denerwować. Ale się zdenerwowałem. Nie lubię widoku Lucy z innym chłopakiem. Po prostu to mnie złości.
  - Czego chcesz? Nie powinieneś być z Victorią? Na pewno już zaczęła cię szukać. - jej głos był szorstki i nieprzyjazny. Wzdrygnąłem się. Nigdy tak do mnie nie mówiła.
  - Mam ją gdzieś. Poszedłem szukać ciebie. - odparłem próbując wytrzeć jej policzki, ale odtrąciła moją rękę z obrzydzeniem.
  - Nie dotykaj mnie i wyjdź. Chcę być sama.
  - Lucy, wiem, że tym razem trochę przegiąłem, ale byłem zły. Chciałem się na tobie zemścić, wiem, że nie powinienem, dlatego cię przepraszam.
  -  Nie musisz, w końcu nie jesteśmy ze sobą w związku.
  - Racja. - przytaknąłem, przypominając sobie o tym, że Lucy nie jest moją dziewczyną, a ja nie jestem jej chłopakiem, chociaż zachowujemy się wobec siebie jakby było na odwrót. - Ale i tak przepraszam.
   Lucy pokiwała głową.
  - Wracaj na imprezę, jeszcze się nie skończyła.
  - Pod warunkiem, że wrócisz na nią razem ze mną. - powiedziałem mając nadzieję, że tym przekonam ją jakoś do powrotu na dół, jednak pokręciła przecząco głową.
  - Nie mam ochoty. Może później, a teraz proszę wyjdź już o pozwól mi zostać samej.
   Wtedy dałem jej za wygraną. Wiedziałem, że niewiele wskóram dalszymi prośbami, dlatego opuściłem pokój gościnny ze zwieszoną głową i z poczuciem winy zszedłem na dół mieszając się w tłum gości i kierując się w stronę kuchni, gdzie porozstawiane były butelki alkoholu. Wziąłem jeden z kubków i napełniłem go, a następnie przechyliłem, by poczuć smak gorzkiej cieczy. Po kilku kolejnych kubkach poczułem się nareszcie lepiej. Jeżeli alkohol w dalszym ciągu będzie rozwiązywał moje problemy, w końcu popadnę w alkoholizm.
*Lucy*
   Siedziałam sama w pokoju jeszcze przez długi czas, dopóki do środka nie weszła Kate i siłą sprowadziła mnie na dół mimo moich licznych protestów. Starałam się unikać Louisa, przez cały czas trzymając się Kate i Lily i przyznam, że świetnie się z nimi bawiłam. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że lepiej niż zanim Louis wywołał u mnie załamanie psychiczne. Wypiłyśmy dużą ilość alkoholu, która pozwoliła mi na zapomnienie o dosłownie wszystkich problemach i nieco mnie wyluzowała. Po kolejnym kubku z rzędu goście zaczęli powoli opuszczać dom Kate. Gdy już wszyscy wyszli była godzina prawie 2 w nocy. Zostałam tylko ja, Lily, Louis, Liam, Gigi i Justin.
  - Kochanie, nie pij już więcej. - do Kate podszedł chwiejnym krokiem Justin zabierając jej czerwony kubek z ręki i stawiając go na blacie daleko od niej.
  - Ty też jesteś pijany. - wymamrotała Kate sięgając po swój alkohol i dopijając go do końca. - Chodźmy już spać. - powiedziała, kiedy kubek był już pusty. Wstała i chybocząc się na swoich wysokich szpilkach przez nadmierny alkohol płynący w jej żyłach wzięła Justina za rękę i ruszyła z nim na górę.
  - Zostajecie u nas na noc? - spytała przez ramię.
  - Ja chyba powinnam się już zbierać do siebie. - odparłam również podnosząc się ze swojego miejsca.
  - A ja zostanę, jeśli pozwolisz. Nie dam rady wrócić do domu w takim stanie, a Liam mnie nie odwiezie, jest jeszcze gorzej pijany niż ja. - Lily pokazała na Liama, który w najlepsze tańczył swój irlandzki taniec uznając, że impreza jeszcze się nie skończyła.
   Kate pokiwała głową, a następnie zniknęła na górze razem z Justinem, który po drodze przewrócił się jeszcze na schodach tłumacząc się, że zauważył 50 pensów.
   - Na pewno nie zostaniesz? - spytał mnie Zayn sprzątając puste kubki ze stołu.
  - Nie, wolę wrócić. - odparłam zgodnie z prawdą zerkając kątem oka na Louisa siedzącego na kanapie i wpatrzonego we mnie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Przez cały czas patrzył się na mnie dziwnie, ale nic nie mówił, to powoli zaczynało mnie denerwować.
  - Zamówić ci taksówkę? - spytał ponownie Zayn wyciągając swój telefon z kieszeni.
  - Oh, nie wrócę na piechotę, nie mam daleko do domu.
  - Nie wiem czy to dobry pomysł... - zaczął brat Kate spoglądając na mnie z niepewnością.
  - Oczywiście, że nie jest. - nagle głos zabrał Louis, który do tej pory cały czas milczał. Podniósł się z kanapy i podszedł w moja stronę z rękami skrzyżowanymi na piersiach. - Zostaniemy tu na noc, jeżeli Zayn nie ma nic przeciwko.
  - Od początku to proponowałem. - odparł natychmiast Zayn. - To byłoby zbyt niebezpieczne, żebyś wracała sama do domu o 2 w nocy, Lucy. Możecie spać w pokoju gościnnym, a Lily i Liam w salonie, chyba, że wolicie na odwrót?
  - Zaraz. Nie mogłabym spać osobno? Sama? - podjęłam próbę zapewnienia sobie miejsca noclegu z daleka od Louisa. Wiem, że dom Kate i Zayna liczy sobie tylko sześć pokoi z czego dwa z nich to gabinet ich rodziców i ich sypialnia, w której raczej nie będę mogła spać, a zresztą czułabym się tam zbyt niezręcznie, ale naprawdę nie uśmiechało mi się spać z Louisem w jednym łóżku po naszej małej kłótni. Czułam do niego obrzydzenie. Usta, którymi całował mnie, całował też Victorie, wiec nie chciałam ich już czuć na swoich. Gdybyśmy spali razem jestem pewna, że próbował by mnie dotykać, a tego nie zniosłabym jeszcze bardziej niż samej jego obecności blisko mojego ciała.
  - Przykro mi Lucy, ale nie masz gdzie. - zaprzeczył Zayn. - Kate śpi z Justinem u siebie, ja śpię w swojej sypialni razem z Gigi, Lily z Liamem w salonie lub pokoju gościnnym, więc pozostaje już tylko jedno łóżko. Będziesz musiała się przełamać.
  - Skoro nie mam wyboru... - westchnęłam z rezygnacją.
  - Jak chcecie możecie wziąć z Louisem pokój gościnny. - powiedziała Lily. - Ja i Liam możemy przespać się w salonie.
  - Jasne, dzięki. - mruknęłam siląc się na uśmiech w stronę przyjaciółki. Następnie skierowałam się powolnym krokiem w stronę schodów i zaczęłam pokonywać stopnie przez cały czas trzymając się barierki. Po chwili usłyszałam za sobą kroki. Wiedziałam, że nie należą do nikogo innego jak Louisa. Dreptał za mną dopóki nie zatrzymałam się przed pokojem Kate z zamiarem wzięcia od niej czegoś na przebranie do spania.
  - Po co chcesz tam wejść? - zapytał bacznie mi się przyglądając.
  - Żeby wziąć od Kate coś do spania, tego też mi zabronisz? - spytałam nieco sarkastycznie, a później otworzyłam drzwi i weszłam do środka zostawiając Louisa za drzwiami.
  - Przepraszam, że wam przeszkadzam. - zaczęłam wchodząc ostrożnie w głąb fioletowej, urządzonej bardzo nowocześnie sypialni, gdzie Justin i Kate siedzieli razem na łóżku.
  - Nie przeszkadzasz, Lucy. - uśmiechnęła się Kate wstając ze swojego łóżka i podchodząc do swojej szafy. - Proszę. - wręczyła mi ku mojemu zdumieniu, czarną, satynową koszulkę nocną do spania, sięgającą nie więcej niż do połowy ud.
  - Skąd wiedziałaś, że po to przyszłam? - zapytałam biorąc od niej przebranie.
  - Słyszałam jak stałaś pod moimi drzwiami. - znów się uśmiechnęła i wróciła z powrotem na swoje łóżko.
  - Dzięki. Dobranoc.
  - Pa Lucy! - krzyknął za mną Justin machając mi energicznie ręką. Odmachałam mu śmiejąc się z jego przesadnego entuzjazmu pod nosem i weszłam do pokoju obok. Światła były zgaszone, więc stwierdziłam, że nie ma sensu ich zapalać skoro i tak chce się tylko przebrać, a potem położyć wreszcie spać. Powoli zdjęłam z siebie sukienkę i szpilki pozostając tylko w bieliźnie. Początkowo miałam zamiar również ją zdjąć, jednak ostatecznie doszłam do wniosku, że lepszym pomysłem będzie w niej zostać na wypadek, gdyby Louis próbował mnie obmacywać przez sen.
   Kiedy moja sukienka leżała równo poskładana na fotelu przy rozłożonej kanapie zrobiłam kilka kroków idąc do łóżka, gdy poczułam pod moimi nogami coś twardego o co następnie się potknęłam i upadłam z cichym "Kurwa" wypowiedzianym przeze mnie nie za głośno, żeby nie obudzić innych gości oraz dwójki domowników.
  - Ała. - odezwało się coś pod moimi nogami na czym teraz leżałam rozłożona na brzuchu z podwiniętą piżamą. Natychmiast się podniosłam i zapaliłam lampkę przy łóżku.
  - Louis?! - zszokowana zobaczyłam Louisa, który siedział sobie w najlepsze przy łóżku rozmasowując swoje bolące kolano. Byłam prawie pewna, że w tym momencie siedzi w łazience i bierze prysznic, albo robi cokolwiek innego, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być już w pokoju, w którym mieliśmy razem spać. W końcu kto normalny siedzi po ciemku w pokoju nie śpiąc?
  - Boli mnie przez ciebie kolano. - wymamrotał niezadowolony ze skwaszoną miną.
  - Należało ci się. Trzeba było zapalić przynajmniej lampkę. - warknęłam kładąc się do łóżka i przysuwając się blisko ściany.
  - Ale dla takich widoków, które zobaczyłem mogę teraz chwilę pocierpieć.
  - Widziałeś mnie jak się przebierałam?! - krzyknęłam automatycznie podnosząc się z łóżka do pozycji siedzącej.
  - No, a co myślałaś? - wzruszył ramionami zdejmując z siebie ubrania i pozostając w samych bokserkach. Byłam na niego wściekła, ale mimo to nie mogłam powstrzymać się przed zlustrowaniem jego umięśnionego ciała dopóki nie położył się obok mnie i nie zakrył kołdrą.
  - Podobają ci się moje mięśnie, co? - oczywiście Louis Tomlinson  nie mógł oszczędzić sobie tego zbędnego komentarza. Przecież nie patrzyłam się na niego długo, a poza tym on podglądał mnie przez cały czas, kiedy się przebierałam nawet nie mówiąc mi o swojej obecności i ukrywając się w egipskich ciemnościach przy kanapie. Jestem pewna, że wszystko sobie uknuł zanim weszłam do środka.
  - Widziałam lepszych facetów od ciebie, a tak poza tym to przypominam ci, że to ty mnie pierwszy podglądałeś i to na dodatek bez mojej wiedzy. - odpowiedziałam niemiło, odwracając się do Louisa plecami i gasząc światło.
  - Nadal jesteś na mnie zła? - zapytał obejmując mnie w talii i przyciągając do swojego ciała. Zabrałam jego ręce przypuszczając już wcześniej, że tak zrobi i oddaliłam się od Louisa tak daleko jak to było tylko możliwe co spowodowało przylgnięcie mojego ciała do zimnej, białej ściany.
  - Czyli jesteś. - westchnął, gdy nie dostał ode mnie żadnej słownej odpowiedzi.
  - Śpij już i trzymaj ręce z daleka ode mnie. - warknęłam groźnie mając nadzieję, że może to wreszcie zamknie mu buzię, jednak zapomniałam, że nie mam do czynienia z byle jakim zawodnikiem co oznaczało, że zamknięcie buzi Louisowi będzie naprawdę trudnym wyzwaniem. Trudniejszym niż to, które dostałam dzisiaj podczas gry w butelkę, gdy musiałam zrobić malinkę Mikowi.
  - Powiedziałaś mi, że nie muszę przepraszać, bo nie jesteśmy parą, a nadal jesteś na mnie zła za tamten pocałunek. - Louis zaczął od nowa ten sam temat, który miałam nadzieję, że jest pomiędzy nami zakończony, ale jak się okazało nie był. - Mówisz jedno, a robisz drugie nie uważasz, że to trochę dziecinne? Zachowaj się wreszcie jak dorosła kobieta i mi powiedz, że nadal jesteś na mnie obrażona za to, że przelizałem się z inną, chociaż nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy razem.
  - Zamknij się wreszcie i idź spać. - powiedziałam czując w sobie narastającą złość, ale też jednocześnie ból. Jego słowa mnie raniły. Ranił mnie za każdym razem, gdy przypominał mi o nim i o Victorii. Zupełnie nie wiem czemu. Nienawidziłam reagować na niego w ten sposób, ale spędziliśmy razem tyle czasu, że poczułam się dla niego ważna... Jak ktoś kto ma jakieś znaczenie w jego wielkiej karierze, jednak tak chyba nie jest i nie było.
  - Nadal jesteś o mnie zazdrosna co? - Louis nie dawał mi za wygraną. - Boli cię to, że nie tylko ty siedzisz na moich kolanach i nie tylko ty możesz czuć na swoich usta, moje.
  - A ty niby nie byłeś zazdrosny, kiedy robiłam malinkę na szyi Mikowi?! - w jednym momencie odwróciłam się w stronę Louisa posyłając mu nienawistne spojrzenie, którego i tak nie mógł zobaczyć przez ciemność panująca w pokoju. O dziwo nic mi nie odpowiedział. Spodziewałam się kolejnego ataku w moją stronę, ale on milczał.
  - Wiesz co? - zaczęłam ponownie, tym razem nieco opanowując swój rozwścieczony ton głosu. - Możesz odwołać moją rezerwację w hotelu. Pojedzie pięć osób, a nie sześć.
  - Jak to? - tym razem postanowił odpowiedzieć. - Dlaczego nie chcesz jechać, przecież mówiłaś, że...
  - Wiem co mówiłam, ale odwołuje moją decyzję. Od początku wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł. Ty zaoszczędzisz sobie nerwów, a ja pieniędzy.
  - Lucy, ale nie możesz. Proszę jedź ze mną.
  - Nie potrzebujesz mnie.
  - Potrzebuje. - zaprzeczył.
  - Tylko tak ci się wydaje. - odpowiedziałam ściszając swój głos, który powoli zaczynał zamieniać się w cichy płacz. Dlaczego on musi mnie tak niszczyć? Czym sobie na to zasłużyłam? Nie znałam odpowiedzi na te pytania, i to dobijało mnie jeszcze bardziej.
   Ugryzłam się zębami w rękę, żeby powstrzymać swój żałosny szloch. Łzy płynęły mi ciurkiem po policzkach w kompletnej ciszy, chociaż obiecywałam sobie, że już nigdy nie pozwolę na to, żeby wypłynęły z moich oczu, a dziś popłynęły już dwa razy. Przez tę samą osobę.Miałam nadzieję, że przynajmniej teraz Louis da mi spokój i nie zobaczy, że płacze. Zamknie oczy i pójdzie spać, a ja będę mogła wymknąć się po jakimś czasie, do łazienki zetrzeć szare łzy z moich policzków. Gdyby nie ten cholerny makijaż, którego zapomniałam zmyć...
  - Hej, spójrz na mnie. - odezwał się. Nie poszedł spać, co oznacza, że może zobaczyć mnie płaczącą. Czy tylko ja mam takiego pecha w życiu?
  - Nie płacz. Przepraszam. Nie chciałem znowu wywołać u ciebie łez.
  - Nie płacze. - wyszeptałam próbując zetrzeć łzy z twarzy, ale Louis zatrzymał mnie w połowie ruchu. Zrobił to za mnie. Ścierał je ze mnie z taką czułością, jakiej nigdy jeszcze u niego nie widziałam. Czuł się winny. Tak mi się przynajmniej wydawało, chyba, że to też należało do kolejnych moich złudzeń.
  - Przepraszam. Nie wiem czemu cię tak ranię. Powinienem od ciebie odejść, żeby ci już tego więcej nie robić, ale nie potrafię. Nie umiem z ciebie zrezygnować, Lucy.
  - Przytul mnie. - szepnęłam opanowując swój drżący głos. I wystarczyły tylko te dwa słowa, żeby Louis przytulił mnie mocno do siebie, oplótł swoimi nogami moje i przycisnął moją głowę do swojej piersi. Za każdym razem, kiedy jestem otulona jego ramionami mam poczucie dziwnego bezpieczeństwa, takiego, którego od zawsze potrzebowałam od śmierci mojego taty.
  - Chcę, żebyś ze mną jechała. - usłyszałam cichy, podłamany szept przy moim uchu. Gdybym nie znała Louisa, mogłabym powiedzieć, że zbierało mu się na płacz.
  - I pojadę. Chciałam cię tylko nastraszyć. - zaśmiałam się cicho wtulając się w jego tors.
  - Jesteś okropna, naprawdę myślałem, że nie chcesz jechać. - odparł, jednak w jego głosie również słychać było rozbawienie.
  - Muszę cię kontrolować,dlatego nie możesz jechać beze mnie.
  - Nie mam zamiaru. - odpowiedział Louis i mimo, że nie mogłam zobaczyć jego wyrazu twarzy, byłam pewna, że w tym momencie się uśmiecha.
                                                                        ***
  Następny rozdział: 17 stycznia.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz