sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 21

*Lucy*
   Wreszcie nastał wyczekiwany przeze mnie dzień wyjazdu - 22 lutego. Była godzina 1 w nocy, kiedy pospiesznie sprawdzałam zawartość swojej walizki, nerwowo przegrzebując wszystkie rzeczy. Wylot samolotu był zaplanowany na 3:30, a za pół godziny pod mój dom miał podjechać Zayn, żeby zabrać mnie, Lily i Kate na lotnisko. Jako, przykładny, kochający brat nie pozwolił swojej młodszej siostrze jechać taksówką, ponieważ wolał mieć pewność, że bezpiecznie dotrze na miejsce, a ja i Lily? Cóż postanowiłyśmy przystać na propozycję Kate i zabrać się razem z nią i jej bratem, który jak zwykle nie miał nic przeciwko temu.
  - Jesteś pewna, że masz wszystko? - w progu mojego pokoju pojawiła się moja mama wchodząc do środka z zatroskaną miną. Postanowiła nie spać, aż do mojego wyjścia i teraz sama pochylała się nad moją wypakowaną po brzegi walizką sprawdzając wszystkie kosmetyki i ubrania, które do niej zapakowałam. Obok na moim łóżku leżał mój bagaż podręczny, który mam nadzieję nie będzie wykraczał poza dozwoloną ilość rzeczy.
  - Mamo, spakowałam do tej walizki prawie połowę mojej szafy, więc myślę, że niczego mi tam nie zabraknie. - odparłam zamykając wielki bagaż.
  - Dobrze. - przytaknęła. - Wzięłaś te pieniądze, które ci wczoraj dałam? - spytała ponownie upewniając się, że jej kochanej córeczce nic nie zabraknie, jakbym jechała na drugi koniec świata i to w dodatku na cały rok. Czasami miałam dosyć jej przesadnej opiekuńczości.
  - Tak, mamo. - potwierdziłam znudzonym głosem.
  - W porządku, kiedy ma przyjechać Zayn i Kate? - odnosiłam wrażenie, że moja mam stresuje się tym wyjazdem bardziej niż ja. Od kiedy zaczęłam się pakować przychodziła do mnie dosłownie co 5 minut i zasypywała milionem tych samych pytań, które różniła jedynie inna konstrukcja.
   Spojrzałam na złoty zegarek na moim nadgarstku. Była godzina 1:23. Zayn powinien przyjechać za chwilę. Zostało mi więc 7 minut do wyjścia.
  - Powinnam już się zbierać. Zayn będzie za kilka minut. - odpowiedziałam mamie, biorąc walizkę za wysuwaną rączkę i ciągnąc ją na kółkach do schodów.
   Przez schody bagaż przeniosła moja mama mimo moich sprzeciwów. Doskonale wiem, że nie ma już dwudziestu lat i nie powinna nadmiernie się przemęczać nosząc ciężkie walizki po schodach, jednak moje zapewniania, że poradzę sobie ze wszystkim sama na nic się zdały.
   Gdy walizka została już zniesiona do przedpokoju założyłam na siebie gruby, czarny płaszcz zimowy, czarne botki na obcasie, a już po chwili usłyszałam trąbienie samochodu przed domem, który niewątpliwie należał do Zayna. Pożegnałam się pospiesznie z mamą gwarantując jej, że kiedy dolecę na miejsce napiszę do niej smsa i jeżeli cokolwiek by się działo niezwłocznie do niej zadzwonię (chociaż gdyby chodziło tu o porwanie myślę, że porywacze nie pozwoliliby by mi wykonać telefonu do mamy, żeby uciąć sobie z nią pogawędkę o tym, gdzie się znajduję i co robię), a po tysiącu całusów w policzek mogłam wyjść z domu i skierować się na podjazd, gdzie obok priusa mojej mamy stał już czarny Mercedes Zayna, z którego brunet po chwili wysiadł otwierając bagażnik.
  - Pozwól, że wezmę. - powiedział zabierając ode mnie walizkę i pakując ją obok jeszcze większej niż moja fioletowej walizki Kate i zielonej walizki Lily.
  - Dzięki. - uśmiechnęłam się, a następnie otworzyłam sobie tylne drzwi wsiadając do środka obok równie zestresowanej jak ja Lily.
  - Hej. - przywitałam się z przyjaciółką, przytulając ją na tyle ile to było możliwe biorąc pod uwagę ograniczoną przestrzeń w samochodzie. - Cześć Kate. - przywitałam się również z drugą przyjaciółką siedzącą z przodu na miejscu pasażera.
  - Hej. - odparła odwracając się do tyłu i uśmiechając się radośnie mimo jej zmęczonego wyrazu twarzy. Pewnie nie zmrużyła oka ani na minutę tak jak ja. - Już się nie mogę doczekać wylotu. - powiedziała w momencie, kiedy Zayn zajął miejsce kierowcy i odpalił swój samochód.
  - Ja też. Dawno nie leciałam samolotem. - odpowiedziałam sprawdzając swoją torebkę i upewniając się, że zabrałam ze sobą paszport.
  - Stresujecie się dziewczyny? - zagadał Zayn wyjeżdżając z pod mojego domu. Kątem oka widziałam jak moja mama stoi z przejętym wyrazem twarzy w kuchennym oknie obserwując odjeżdżającego Mercedesa. Z jednej strony żal mi jej kiedy tak niepotrzebnie się o mnie zamartwia, ale z drugiej ją rozumiem. W końcu gdybym ja miała nastoletnią córkę, która właśnie leci samolotem na ferie z dwudziestodwuletnim facetem prawdopodobnie też bym się martwiła.
  - I to jak, nie mogłam zasnąć nawet na 5 minut. - odpowiedziałam Zaynowi, podczas gdy Lily tylko niewyraźnie przytaknęła kładąc się na moim ramieniu i przymykając zmęczone oczy.
  - Też nie mogłam spać. - przyłączyła się do konwersacji Kate. - Ale tylko przez Zayna. - spojrzała oskarżycielsko na swojego brata, który od razu przyjął pozycję obronną.
  -Przecież musiałem cię obudzić, później byś narzekała, że nie spakowałem ci najważniejszych rzeczy, podczas gdy ty leżałaś i pachniałaś.
  -  Sam stwierdziłeś, że spakujesz mi walizkę, bo ja na pewno czegoś zapomnę. Nic ci nie kazałam, a teraz jeszcze mnie o wszystko oskarżasz. - Kate wyrzuciła ręce do góry.
  - O nic cię nie oskarżam, to ty jak zawsze robisz z igły widły. - Zayn bronił uparcie swojej osoby.
  - Hej, uspokójcie się. - powiedziałam dosyć głośno tak, żeby Zayn zarówno jak i jego kłótliwa siostra mnie usłyszeli. Nie chciałam się wtrącać do ich rozmów, jednak byłam pewna, że gdyby nie moja interwencja nigdy nie dojechalibyśmy na lotnisko, a to byłoby najgorsze co może się teraz wydarzyć. Znam temperament Kate i zdaję sobie sprawę z tego, że z łatwością zdążyłaby rozpętać kłótnię ze swoim bratem zanim dojechalibyśmy na miejsce.
  - Będziecie mieć od siebie tydzień przerwy, więc przynajmniej teraz się nie kłóćcie. - dodałam, kiedy rodzeństwo nieco się uspokoiło.
  - No dobra. - zgodziła się Kate odwracając głowę w stronę szyby.
   Dalsza droga na lotnisko na szczęście obyła się bez kłótni, w ciszy. Po drodze zadzwonił do mnie Louis, z pytaniem gdzie jesteśmy. On, Justin i Liam byli już na miejscu i ukrywali się w przedsionku, ponieważ z tego co zrozumiałem z szybko mi zdanej relacji Louisa paparazzi dowiedzieli się o miejscu ich pobytu i zdążyli zrobić im mnóstwo zdjęć zanim się schowali w bezpiecznym, bezludnym miejscu. Podejrzewałam, że nas czeka to samo, dlatego psychicznie zaczęłam przygotowywać się na blask oślepiających fleszy.
   Kiedy Zayn wyjął już wszystkie nasze bagaże nadeszła pora na pożegnanie z siostrą. Przytulił ją mocno i zaczął wygłaszać jej to samo kazanie co moja mama przed moim wyjściem.
  - I pamiętaj. - mówił zatroskanym głosem. - Twoje tabletki na wypadek ataku są w bocznej kieszonce różowej torebki z lekami razem z instrukcją twojej obsługi.
  - Oczywiście, dam ją Justinowi i powiem mu, że jestem wariatką. - powiedziała sarkastycznie, lecz po tonie jej głosu wyczułam przygnębienie wymieszane ze strachem. Kate nie lubiła rozmawiać o swojej chorobie. Samo jej wspomnienie było dla niej nieprzyjemne, a możliwość, że ktoś się o tym dowie przyprawiał ją o olbrzymi strach.
  - Ja i Lily się nią zaopiekujemy. - zapewniłam Zayna kładąc mu dłoń na ramieniu na co uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.
  - Wy też bądźcie ostrożne. - powiedział na koniec kierując swoje słowa do mnie i do Lily, odchodząc w stronę swojego czarnego Mercedesa.
  - Zayn! - Kate krzyknęła za swoim bratem zanim wsiadł do samochodu. Brunet odwrócił się w jej stronę z pytającym spojrzeniem.
  - Kocham Cię. - powiedziała ściszając swój głos, jednak Zayn usłyszał to co do niego powiedziała. Tymczasem ja i Lily stałyśmy nieco zszokowane słowami naszej przyjaciółki. Trzeba wiedzieć, że Kate bardzo rzadko wyznaje swoje uczucia i jeżeli powie ci, że cię kocha to oznacza, że możesz czuć się wyjątkowo.
   Zayn podszedł do Kate, przytulił ją po raz kolejny tego dnia, a w zasadzie to nocy szepcząc ,,Ja ciebie też kocham". Gdyby ktoś stał tu z nami gwarantuję mu, że na taki widok w oku może zakręcić się łza.
  - No już wystarczy bo ja i Lucy się zaraz wzruszymy. - odezwała się Lily spoglądając z uśmiechem na tulących się do siebie Kate i Zayna. Czy wspominałam już jak bardzo zazdroszczę mojej przyjaciółce brata?
   Kate i Zayn po kilku kolnych sekundach przestali się przytulać. Zayn wrócił do swojego auta, a ja, Lily i Kate ruszyłyśmy z walizkami do budynku lotniskowego, szukając naszych trzech muszkieterów ukrywających się gdzieś w którymś z przedsionków.
   - Też bym chciała mieć takiego starszego brata. - odezwała się Lily podczas naszych poszukiwań chłopaków.
  - Ja też. - przytaknęłam uśmiechając się z rozmarzeniem. Mimo, że mam starsze rodzeństwo to siostra znacznie różni się od brata. W dodatku kilometry, które nas teraz dzielą przez przeprowadzkę Danielle do Walii sprawiło, że nasz kontakt znacznie się ograniczył.
  - Czasami jest nie do zniesienia, uwierzcie. Nie zawsze zachowujemy się jak kochające rodzeństwo. Miałyście tego przykład podczas jazdy tutaj. - westchnęła Kate, ale mimo to uśmiechnęła się. - Chyba tam są nasi mężczyźni. - zmieniła temat wskazując ręką na miejsce, gdzie paparazzi robili zdjęcia. Widocznie bezpieczna kryjówka wcale nie okazała się taka bezpieczna jak Louis mówił.
  - Lecicie z nimi? - zadał pytanie jeden z reporterów uderzając fleszem aparatu w nasze oczy.
  - Kim dla nich jesteście. - zadał pytanie kolejny z tłumu paparazzich.
   Jako nastolatka oraz uczennica liceum śledziłam na bieżąco życie wielkich gwiazd, dlatego wiedziałam, ze w sytuacji ataku fotoreporterów należy schylić głowę w dół i zasłonić twarz otwartą dłonią o ile to możliwe. Tak też zrobiłam, w tym wypadku przedzierając się przez atakujące mnie flesze  do trzech tak samo atakowanych piłkarzy. Z jednej strony było to niesamowite uczucie. Mogłam poczuć się jak prawdziwa wielka sława, ale z drugiej było to odrobinę nieprzyjemne, bo w końcu komu podobało by się znoszenie tych oślepiających aparatów w środku nocy.
   Przez chwilę myślałam, że nie wydostanę się nigdy. Przejście do Louisa, od którego dzieliło mnie zaledwie kilka metrów było mi bardzo utrudnione. Mężczyźni, którzy cały czas robili nam zdjęcia i zadawali w kółko te same pytania nie pozwali nam się przedrzeć, a w końcu stali się tak natarczywi, że straciłam jakiekolwiek nadzieje na wydostanie się z tego koszmaru. Ratunek nadszedł dopiero po jakimś czasie. Do mnie, do Kate i do Lily podeszło sześciu ochroniarzy lotniska zasłaniając nas swoimi ciałami i odganiając paparazzich. Następnie wyprowadzili nas z budynku i wprowadzili do pewnego małego, niezidentyfikowanego przeze mnie pomieszczenia, gdzie wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą z daleka od fleszy.
   Moje oczy nie funkcjonowały jednak normalnie. Cały czas widziałam błyski i dopiero kiedy usiadłam na jednym z plastikowych krzesełek, mrugając powiekami kilkanaście razy odzyskałam pełną sprawność wzrokową.
  - Wszystko dobrze? - usłyszałam nad sobą głos Louisa pochylającego się nade mną.
  - Chyba tak. - odparłam niepewnie, podnosząc się ze swojego miejsca i z uwagą oglądając pomieszczenie w którym się znalazłam.
  - To pomieszczenie dla personelu. - wytłumaczył jeden z ochroniarzy, który nas wyprowadził. - Tutaj paparazzi nie wejdą, a dodatkowo będziecie mieli państwo zapewnioną naszą ochronę osobistą.
  - A jak wejdziemy do samolotu? - zadał pytanie Justin, obejmując jedną ręką zaniepokojoną Kate.
  - Będziecie przez nas eskortowani. - odpowiedział drugi z ochroniarzy.
  - A przeprawa paszportowa? - skierowałam pytanie do ochroniarza w czerwonej czapeczce z daszkiem, jednocześnie spoglądając na zegarek.
  - O której macie państwo wylot?
  - O trzeciej trzydzieści.
  - Więc ze wszystkim zdążycie. - uspokoił mnie mężczyzna, odchodząc kawałek od naszej sterczącej nadal pośrodku pomieszczenia szóstki i zaczynając mówić coś do woki toki przypiętego do skórzanego paska jego spodni.
   Przez dalszą godzinę spędzoną w pomieszczeniu dla personelu, gdzie powietrze było wysuszone bardziej niż na pustyni Sahara całą szóstką omawialiśmy plan szybkiej ucieczki przed paparazzimi, którzy w dalszym ciągu stali ustawieni jak armia żołnierzy z aparatami dookoła lotniska. Kiedy nadszedł już czas wdrażania całego ustalonego przez nas planu okazało się iż było to całkowicie zbędne, ponieważ ochroniarze szybko eskortowali nas do odprawy paszportowej oraz kontroli bagaży zanim paparazzi zdążyli uchwycić na swoich aparatach nasze twarze. Ludzie, którzy uczestniczyli w przeprawie razem z nami byli to głównie bogaci emeryci, którzy postanowili podobnie jak my spędzić ferie zimowe w górach poza krajem, więc nie mieli nawet pojęcia kim jest Louis, Justin oraz Liam.
   Prawdziwe kolejki zrobiły się dopiero przy sprzedaży biletów i usadzania pasażerów na poszczególnych miejscach. Starsi ludzie mieli mnóstwo swoich bagaży, które zajmowały więcej miejsca niż oni sami, przez co razem z Justinem zgubiliśmy się i odcięliśmy od reszty naszych przyjaciół, dlatego nie pozostało nam nic innego niż stanąć w drugiej kolejce. Oboje uznaliśmy, że nie ma sensu szukać wśród tłumu innych pasażerów Liama, Louisa, Kate i Lily.
  - Myślisz, że dostaniemy koło nich miejsca? - spytałam Justina, stając na palcach i próbując odszukać wzrokiem cztery zguby.
  - Nie mam pojęcia, ale przynajmniej mamy pewność, że będziemy w tym samym samolocie. - odpowiedział mi również wychylając głowę i spoglądając na początek kolejki.
  - Zapraszam państwa! - krzyknęła do nas jedna z siedzących za wielką, lśniąca ladą kobieta w średnim wieku.
   Razem z Justinem ruszyliśmy w jej kierunku, a już po chwili dostaliśmy miejsca obok siebie na przodzie samolotu. Gdy razem z bagażami wyszliśmy na zewnątrz od razu usłyszeliśmy kłótnie dwójki dobrze nam znanych głosów.
  - Jak do jasnej cholery rezerwowałeś te zasrane bilety? - mówiła donośnym głosem Kate wymachując Louisowi kawałkiem świstka przed oczami.
  - Przecież to nie ode mnie zależy, myślisz, że niby ja chcę przez dwie godziny siedzieć obok ciebie w samolocie? - odparł jej również zezłoszczony Louis wymachując przy tym rękami.
  - O co wam chodzi? - zapytał Justin stając przy Louisie. Zaciekawiona kłótnią również przystanęłam bliżej nich wsłuchując się uważnie w dalsze zdania wypowiadane w swoim kierunku przez dwie osoby.
  - O to, że muszę siedzieć z twoją niunią w samolocie, a ona twierdzi, że to moja wina. - Louis był już wyraźnie mocno poddenerwowany.
  - Tylko nie niunią, dobrze? Nie życzę sobie tego. - obruszyła się Kate zaciskając dłonie w pięści.
   W takiej sytuacji wiedziałam już co robić. Moja przyjaciółka już co prawda nie miała ataków złości i histerii od pół roku, jednak na wszelki wypadek odciągnęłam ją kawałek od Louisa i Justina każąc jej brać głębokie wdechy i wydechy.
  - Już lepiej? - spytałam łagodnie, kiedy jej złość widocznie opadła.
  - Tak mi się wydaje, chociaż na widok twojego chłopa... umm to znaczy... - Kate przerwała w połowie zdania.
  - Nie musisz kończyć, wiem co chciałaś powiedzieć. - odparłam półszeptem wycofując się i kierując się wolnym krokiem z walizką w jednej dłoni w stronę chłopaków. Wiem, że Kate nie powiedziała tego specjalnie, ale mimo to i tak poczułam w sercu pustkę. Czułam ją za każdym razem gdy ktokolwiek powiedział jedno niewłaściwe słowo o Louisie. A gdy mówił to on sam, pustka stawała się jeszcze większa, a ból nie do opisania. W takich chwilach jedyne czego chciałam to zniknąć z powierzchni Ziemi, ale niestety niektóre marzenia pozostają tylko marzeniami.
  - Lucy, nie chciałam. - Kate zaczęła iść za mną próbując mnie zatrzymać. Na całe szczęście z głośników wydobył się głos jednego ze spikerów ogłaszający odlot naszego samolotu za 15 minut, przez co szybko musieliśmy wejść do środka i zająć swoje miejsca.
   Stewardessa stojąca przy wejściu od razu pokierowała naszą szóstkę do najwyższej klasy biznesowej. Na skórzanych, bielutkich fotelach siedzieli już wygodnie bogaci, ubrani w idealnie wyprasowane garnitury biznesmeni oraz ci sami emeryci, którzy pchali się ze swoimi wielkimi walizkami przy odbiorze biletów. Razem z Justinem zajęliśmy wyznaczone nam miejsca odkładając swoje bagaże podręczne.
  - Boisz się lotu? - spytał mnie, podczas zapinania pasów bezpieczeństwa o które zapięcie prosiła druga ze stewardess.
  - Nie. Nie raz leciałam już samolotem. Głównie do mojej siostry. - odpowiedziałam również zapinając swój czarny pas, przez który niemal od razu poczułam jak mój brzuch zostaje przyciśnięty a dopływ tlenu do płuc znacznie odcięty.
  - Nie wiedziałem, że masz siostrę. Gdzie mieszka, jeśli mogę zapytać? - zainteresował się blondyn przypatrując mi się z większym zaciekawieniem swoimi brązowymi oczami. Miał naprawdę piękny odcień tęczówek, sama chciałabym taki mieć.
  - W Walii, przeprowadziła się po śmierci mojego ojca.
  - Oh, naprawdę mi przykro. - Justin wydał się na zmartwionego tym faktem, jednak zupełnie niepotrzebnie. Faktycznie wspomnienia o moim tacie przyprawiają mnie o falę narastającego smutku, ale w końcu od tego nieszczęśliwego wypadku minęły już 4 lata, więc nie sprawia mi to aż tak wielkiego bólu jaki sprawiało mi tuż po jego odejściu.
  - Nie musi ci być przykro. Minął już pewien czas, przyzwyczaiłam się do tego, że mojego taty już ze mną nie ma. - odparłam uśmiechając się w stronę mojego towarzysza lotu.
  - Mojego też w pewnym sensie nie ma. - po wypowiedzeniu tego zdania Justin odwrócił głowę w kierunku okna przy którym siedział udając, że bacznie obserwuje wznoszący się coraz wyżej samolot.
  - Co masz na myśli mówiąc w pewnym sensie? - próbowałam drążyć temat, uważając przy tym, żeby nie być zbyt nachalna. Nie chciałam wyciągać z Justina informacji siłą, bo w końcu praktycznie mnie nie zna, nie wie czy może mi zaufać, ale nie musiałam się długo nad tym zastanawiać ponieważ on postanowił kontynuować to co zaczął.
  - Zostawił mnie i moją mamę, kiedy miałem 2 latka. Odszedł tak po prostu i nie utrzymywał już z nami kontaktu.
  - Nawet nie wiem co mam ci powiedzieć... - zaczęłam, gdy Justin przerwał mi w połowie zdania.
  - Nie musisz nic mówić. Każdego spotykają w życiu jakieś przykrości.
  - Masz rację, a teraz jeśli nie miałbyś nic przeciwko poszłabym spać, nie zmrużyłam oka przez cały wieczór. - powiedziałam wyciągając ze swojej torby zwinięty biały koc, którego zawsze zabierałam ze sobą na tego typu podróże. Był już ze mną od prawie sześciu lat i mogę powiedzieć, ze dosyć nieźle się trzymał nie licząc kilku wystających już z niego nitek.
  - Możesz się położyć na mnie, będzie ci wygodniej. - zaoferował się Justin uchylając swoje ramię w zapraszającym geście. Przez chwile musiałam rozważyć w swojej głowie czy położenie się na chłopaku, z którym "kręci" moja przyjaciółka jest odpowiednie (nie mam pojęcia jak inaczej nazwać jej relację z Justinem, przypominająca moją i Louisa tyle, że chyba trochę mniej skomplikowaną, ponieważ naprawdę nie sądzę, żeby Justin lizał się z innymi dziewczynami tylko po to, żeby dopiec Kate, a następnie przepraszać ją kilka razy i podglądać kiedy się przebiera udając podłogę. Tak nasze relacje są niewyjaśnione nawet dla mnie) W końcu stwierdziłam, że nie ma w tym nic złego i ułożyłam się wygodnie na brzuchu Justina, podczas gdy on otulił mnie swoim ramieniem. Od razu zrobiło mi się cieplej, a sen nadszedł szybciej niż kiedykolwiek. Mój mózg powoli zatracał kontakt z bodźcami zewnętrznymi, a po kilkunastu następnych sekundach straciłam również świadomość całkowicie oddając się snu, którego niestety nie mogłam dostać wcześniej zbyt zabiegana i zbyt zestresowana wylotem.
*Louis*
   Lecieliśmy samolotem dopiero od niecałych 20 minut, jednak ja miałem wrażenie, że minęła już dobra godzina. Kate niesamowicie mnie denerwowała. Już na samym początku lotu specjalnie przechyliła mi butelkę z wodą, kiedy piłem przez co nieomal się nie zakrztusiłem i nie wylałem na siebie wody. Oczywiście nie pozostałem jej dłużny i w zamian za to rzuciłem w nią krewetką z sałatki, którą zamówiłem sobie u obsługi samolotowej. Krewetka upadła jej prosto na jej spodnie z czego miałem niezły ubaw, kiedy ona ze złością wycierała nawilżoną chusteczką miejsce, gdzie krewetka leżała.
   Zabawa się jednak skończyła, gdy mój czujny wzrok dostrzegł jak dwa siedzenia przed nami w rzędzie obok Lucy leży sobie jak gdyby nigdy nic na Justinie, a on zamiast ułożyć ją na fotelu postanowił otulić ją ramieniem. Na początku chciałem na niego krzyknąć lub napisać mu smsa, żeby zostawił nie swoją laskę i zajął się własną, ale właśnie w tym samym momencie, gdy moja dłoń już sięgała po telefon w kieszeni moich dżinsowych spodni  przyszedł mi do głowy wprost idealny pomysł.
   Przecież laska mojego przyjaciela siedzi obok mnie, dlatego więc mam z tego nie skorzystać? Nie myślcie, że chce się z nią przytulać albo coś w stylu tych rzeczy. Chcę tylko wzbudzić w nim zazdrość, a Kate będzie moją pomocą.
  - Kate. - szepnąłem do brunetki, która skończyła nareszcie wycieranie swoich czarnych spodni, a teraz zawzięcie szukała czegoś w swojej dużej, podróżniczej torbie. Swoją drogą naprawdę nie wiem do czego jej taki ogromny bagaż i jak personel lotniska przepuścił ją z tą torbą, która wyglądem przypominała niedużą walizkę.
  - Czego chcesz? - odezwała się do mnie niemiło, ale nie było to dla mnie zdziwieniem.
  - Wiesz co teraz robi Justin? - spytałem ją, uśmiechając się przy tym przebiegle. Kate od razu wychwyciła mój uśmiech. Podniosła się ze swojego fotela i wychyliła się przez moje ramię lustrując wzrokiem siedzenia przed nami. Kiedy jej wzrok spoczął na Justinie i Lucy zacisnęła mocno szczękę i wróciła na swoje miejsce kipiąc ze złości. Już ją miałem. Teraz wystarczyło tylko, żeby zgodziła się na mój plan, co mam nadzieję, że zrobi bez zbędnych komentarzy, bo w końcu Kate Parker - urodzona liderka nie może pozwolić sobie na choćby najmniejszy uszczerbek w swojej reputacji.
  - Mam pewien plan, jak sprawić, żeby się od siebie odsunęli. - powiedziałem w stronę Kate, która siedziała odwrócona do mnie plecami, prawdopodobnie umierając teraz z zazdrości. Na moje słowa od razu się odwróciła dając mi znak, żebym kontynuował.
  - Zrobimy to samo co oni. - wytłumaczyłem. - Położysz się na mnie i poleżymy tak sobie dopóki Justin nie wypuści Lucy.
  - Nie ma mowy, wymyśl coś innego. - mruknęła Kate piorunując z daleka wzrokiem Justina, który nawet nie widział jej morderczych spojrzeń w swoją stronę zbyt skupiony na osobie, która tera leżała mu prawie na kolanach. To irytowało również mnie. Przysięgam, że gdy tylko wylądujemy nakopie mu w tyłek mimo, że jesteśmy przyjaciółmi.
  - Więc może ty coś wymyśl. - warknąłem, zdenerwowany jej wiecznym narzekaniem i pretensjami. Sama nie wymyśliłaby nic lepszego. Gdyby istniał sposób na odsunięcie od siebie Lucy i Justina bez poświęcania moich nerwów i kolan na Kate, na pewno bym go wypróbował, jednak niestety w chwili obecnej nie przychodziło mi do głowy nic lepszego niż to.
  - Dobra. - powiedziała po chwili, z niezadowoleniem kładąc się na mnie w taki sam sposób w jaki Lucy leżała na Justinie. Z tą samą niechęcią objąłem ją ramieniem i kątem oka zacząłem obserwować Justina.
   Przez pierwsze minuty, Justin zdawał się niczego nie zauważać. Dopiero po pewnym czasie, kiedy Lucy przekręciła się na jego kolanach, a on zmienił pozycję żeby ją podnieść, zauważył jak obejmuję ramieniem leżąca na mnie Kate. We wszystkim pomagał mi fakt, że brunetka była już tak znudzona monotonnym oczekiwaniem na rezultaty, że powoli zaczynała zamykać powieki i usypiać.
   - Odłóż ją na jej miejsce. - wysyczał, co chwilę patrząc na moje owinięte wokół jej talii ramię z narastającą złością.
  - Dlaczego? - postanowiłem się droczyć ze złośliwym uśmiechem na ustach.
   W tym samym czasie ciało Kate poruszyło się, a ona uniosła głowę próbując wrócić na swoje miejsce. Nie mogłem jej jednak na to pozwolić z wiadomych powodów, dlatego uniemożliwiłem jej drogę ucieczki swoimi ramionami.
  - Udawaj, że spisz, zaraz skończymy to całe przedstawienie. - wyszeptałem jej do ucha pilnując jednocześnie wzrokiem przyjaciela.
  - Justin już odłożył Lucy? - zapytała, ponownie się na mnie kładąc.
  - Jeszcze nie, ale zaraz to zrobi, jeśli przestaniesz gadać i zaczniesz ze mną współpracować. Oboje mamy w tym swoje cele.
   Kate pokiwała głową zamykając oczy. Widziałem jak przez moment na jej ustach formuje się zwycięski uśmiech i dla ulepszenia efektów oraz zwiększeni prawdopodobieństwa wygranej objęła mnie rękami wtulając swoją głowę w moją klatkę piersiową.
  - Powiedz mi jak przestanie ją obejmować. - powiedziała w moją bluzę.
  - Jasne. - zwróciłem się do niej, a następnie przekierowałem całą swoją uwagę na Justina, trzęsącego się ze złości i zazdrości o swoją "kaczuszkę".
  - Odłożę twoją kaczuszkę na miejsce, jeżeli ty odłożysz moją. - zwróciłem się do niego z wyniosłą miną.
  - Nie chcę jej budzić, poza tym tak jest jej wygodniej niż gdyby miała spać na tych twardych siedzeniach. - zaprotestował Justin, ale widziałem po nim, że nie będzie się długo ze mną targował i już za chwilę zgodzi się na moje warunki. Jednak na wszelki wypadek, użyłem starej, sprawdzonej metody szantażu woląc zachować dodatkową pewność.
  - Cóż w przypadku takiego obrotu spraw możesz pożegnać się z tym, że odłożę twoją ukochana Kate. Mianowicie jest tylko jeden sposób na żebym przestał ją obejmować, który przedstawiłem ci przed chwilą.
  - Kate nie śpi, to jest twój głupi plan zemsty, bo jesteś zazdrosny o Lucy.
  - Być może, ale to nie zmienia faktu, że ty jesteś zazdrosny o Kate.
  - Dobra, umowa stoi.
   Justin nareszcie dał za wygraną. Ostrożnie zdjął Lucy ze swoich kolan, a ja zgodnie z umową odsunąłem od siebie Kate ku zadowoleniu nas oboje. Jej perfumy powoli zaczynały odbierać mi zmysł węchu.
   Na całe szczęście Kate postanowiła kontynuować sen do samego końca lotu przez co mogę powiedzieć, że podróż minęła mi spokojnie. Obsługa samolotowej kuchni nie pozostawiała wiele do życzenia, dlatego lotnisko opuściłem w pełni najedzony.
   Do hotelu dojechaliśmy dwoma taksówkami. Jedną zajmowali Justin razem z Kate, natomiast drugą ja, Lucy, Lily oraz Liam. Przez część drogi żartowałem razem z Liamem, a Lucy i Lily postanowiły dyskutować na temat sklepów w Austrii i podziwiały jakie wszystko jest tu piękne, choć osobiście sądzę, że śnieg jest ten sam a jedyną różnicą między Austrią a Anglią to szyldy z niemieckimi napisami. W końcu gdy budynek z nazwą naszego hotelu zaczynał się wyłaniać dziewczyny wpadły w całkowity zachwyt czego również nie rozumiałem. Przecież to tylko hotel i tak nie będziemy spędzać tam dużo czasu.
   - Wezmę twoją walizkę, Lucy. - zaoferowałem się, kiedy tylko taksówkarz otworzył bagażnik. Lucy uśmiechnęła się i podziękowała mi, a później odwróciła głowę w kierunku pokaźnych rozmiarów hotelu.
  - Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że będziemy tu mieszkać. - powiedziała patrząc z zachwytem na budynek.
  - Tak, jest bardzo ładny, wiem. - odparłem ciągnąc dwie walizki po zaśnieżonych drogach. W tym roku śniegu jest tu więcej niż w naszym kraju, ale to bardzo dobrze zważając na fakt, że przez większość dnia będziemy jeździć na nartach. Nie mogę doczekać się tego, kiedy będę mógł uczyć Lucy na nich jeździć. To będzie bardzo dobry pretekst do tego, żeby dotknąć ją gdzieniegdzie. W końcu jestem tylko facetem i mam swój własny tok myślenia, a jej ciało aż prosi o to, żeby je dotknąć  i trochę popieścić.
  - Guten Morgen *. - rzuciłem kiedy wkroczyliśmy do recepcji. Recepcjonistka - drobna blondynka o niebieskich oczach uśmiechnęła się do nas przyjaźnie i natychmiast zaczęła szukać w komputerze naszej rezerwacji. Oczywiście, nie miałem wątpliwości co do tego, że od razu mnie rozpoznała i nawet nie musiałem podawać jej swojego nazwiska, by po chwili usłyszeć jak oznajmia, że pięć zarezerwowanych pokoi są już dla nas przygotowane.
  - Pięć? - Lucy spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. - Odwołałeś rezerwację na mnie?
   Nadszedł więc moment, w którym Lucy miała się dowiedzieć prawdy. Jasnym jest chyba to, że nie mogłem jej powiedzieć o tym, że dokonałem rezerwacji na pięć pokoi z czego jeden jest dwuosobowy, oczywiście dla nas. Stwierdziłem, że skoro spaliśmy już w jednym łóżku kilka razy, nie będzie problemu z tym, żebyśmy i teraz spali razem.
  - Nic nie odwołałem. Miejsc jest na sześć osób. - powiedziałem starając uspokoić się głosem szatynkę, która powoli zaczynała się denerwować.
   Recepcjonistka spojrzała na nas niepewnie, spoglądając jednocześnie w monitor komputera.
  - W moich danych jest napisane, że rezerwacja została dokonana na cztery pokoje jednoosobowe oraz jeden dwuosobowy na nazwisko Tomlinson, czy coś się nie zgadza? - spytała po angielsku.
  - Nie, wszystko jest w porządku. - odpowiedziałem siląc się na uśmiech. - Chodź Lucy, potem ci wszystko wytłumaczę. - zwróciłem się do dziewczyny,  która zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że właśnie została skazana na sześć nocy przespanych ze mną w jednym pokoju oraz jednym łóżku. Potwierdzeniem jej przypuszczeń było to, gdy każde z naszych przyjaciół odebrało kluczyk do swojego pokoju, a ostatni klucz z napisem 209 zabrałem ja kierując się z walizkami do jednej z dużych wind.
  - Ale się wpakowałeś Louis. - zaśmiał się Liam, ciągnąc swoją walizkę.
  - Zamknij się. - syknąłem mocniej zaciskając dłoń na rączce walizki Lucy i naciskając guzik przywołujący windę.
  - Dobranoc wam, śpijcie oboje dobrze. - dodał Justin zwijając się ze śmiechu razem z Liamem. Czasami  nie wierze, że te dwa półgłówki, które zamiast mi pomóc złagodzić sytuację poszturchują się teraz nawzajem.
  - Chyba musisz mi coś wyjaśnić, Louis. - wysyczała przez zaciśnięte zęby Lucy. Teraz byłem pewien, że jest na mnie zła. Nawet bardzo zła, dlatego już szykowałem się na wojnę, kiedy tylko znajdziemy się sami.
  - Wszystko ci powiem jak będziemy w pokoju, - odparłem odciągając mój zbliżający się koniec na jak najdalej w czasie.
   Lucy niechętnie zgodziła się na moją propozycję, w w zasadzie to prośbę wchodząc do przestronnej windy i naciskając guzik z wygrawerowaną na złoto (tak jak większość rzeczy w tym hotelu) trójką. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku równie dużego i pięknie ozdobionego pokoju zaczęły się pierwsze krzyki.
  - Jakim prawem rezerwujesz pokój na nas oboje bez pytania mnie o zdanie!? - krzyknęła zabierając ode mnie ze złością swoją walizkę i odstawiając ją w kąt.
  - Wiedziałem, że się nie zgodzisz, a tak nie masz już wyboru, wszystkie pokoje są już zajęte to bardzo popularny hotel, więc wszyscy rezerwują pokoje tutaj.
  - Nie problemu, mogę zawsze przenieść się do innego hotelu. - odparła nadal wściekła.
  - Nie masz pieniędzy, a poza tym dopiero co przylecieliśmy nie będziesz chodziła o siódmej rano, po nieprzespanej nocy szukając hotelu.
  - Moimi pieniędzmi już się nie przejmuj, a co do drugiego twojego stwierdzenia mogę nawet nie spać dwie noce.
   Przewróciłem oczami.
  - Uspokój się, jesteś teraz zmęczona, połóżmy się do łóżka. - powiedziałem starając się zdjąć z niej płaszcz, który nadal miała na sobie, jednak natychmiast mnie od siebie odepchnęła. Poważnie zaczęło robić się wtedy, kiedy chwyciła za swoją walizkę, a następnie za klamkę z zamiarem opuszczenia naszego wspólnego pokoju. W tym wypadku musiałem zacząć działać. Szukanie wolnego hotelu w okresie ferii i to na dodatek wcześnie rano, kiedy słońce nie zdążyło jeszcze wstać i na zewnątrz panował półmrok byłoby kompletnym szaleństwem, dlatego położyłem swoją dłoń na dłoni Lucy, która już trzymała klamkę i odciągnąłem ją drugą ręka przytrzymując ją w jej wąskiej talii.
  - Puść mnie! - oburzyła się, próbując wydostać się z mojego silnego uścisku, jednak jej siły zdały się na marne, Miałem nad nią znaczną przewagę i nawet gdyby użył całej swojej siły, jej drobne ciało nie byłoby w stanie się uwolnić.
  - Teraz pójdziesz ze mną grzecznie do łóżka, a jak się już wyśpimy porozmawiamy na spokojnie, bez niepotrzebnych nerwów. - oświadczyłem zachowując stanowczy ton głosu, który nieco uspokoił Lucy i po chwili przestała się ze mną szarpać poddając się mojej woli.
   Kiedy usiadła już na wielkim, małżeńskim łóżku, które z łatwością mogłoby zmieścić co najmniej pięć osób, pozwoliła mi na zdjęcie z niej grubego czarnego płaszcza, który następnie odwiesiłem razem z moją kurtką, którą zdjąłem z siebie idąc w stronę wieszaków. Gdy wróciłem do niej jej twarz wyrażała kompletny spokój, a jedyne co kazała mi zrobić to przynieść jej walizkę i wyciągnąć z niej piżamę. Zrobiłem to bez żadnych protestów obawiając się, że w przeciwieństwie jeśli tego nie zrobię spotka mnie jej kolejna nerwowa jej reakcja, na co wolałem się więcej nie narażać. Gniew rozwścieczonej kobiety jest naprawdę straszny.
   Przytaszczyłem więc posłusznie jej walizkę z małego holu i otworzyłem ją przed nią szukając w stercie ubrań czegoś co mogłoby być piżamą.
  - Czy to ta? - zapytałem pokazując dwuczęściowe przebranie o jedwabistym różowym materiale z koronkowymi wykończeniami.
  - Tak, ta. - odpowiedziała, zabierając mi z ręki ubranie. - Pójdę się przebrać do łazienki, wyjmij mi jeszcze tylko z łaski swojej płyn do demakijażu i paczkę wacików z bocznej kieszeni.
   To polecenie również wykonałem, tym razem bez większego problemu. Zapamiętałem wygląd płynu do zmywania makijażu jeszcze z czasów, gdy mieszkałem z moją siostrą i mamą. W naszej łazience zawsze stały co najmniej dwa takie płyny, a ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć po co ładne kobiety się malują skoro nawet bez makijażu są ładne.
   Kiedy Lucy zniknęła za drzwiami łazienki, sam postanowiłem również przygotować się do spania zdejmując z siebie ubrania i pozostając tylko w samych bokserkach. Nieprzespana noc dawała mi się coraz mocniej we znaki, oczy zaczynały mi się same zamykać, a mózg wołał o choćby najmniejszą dawkę snu, dlatego takie rzeczy jak mycie i ogólna higiena osobista nie były mi teraz w głowie. Zmęczony położyłem się do wielkiego łóżka naciągając na siebie puchatą, białą kołdrę i czekałem na Lucy. Nie zamierzałem zasnąć bez niej, bo w końcu nie po to rezerwowałem nam wspólny pokój za jej plecami, żeby teraz zasnąć bez niej obok, nie czując jej ciała blisko swojego i jej głowy ułożonej na moim torsie.
   W końcu wyszła z łazienki gasząc za sobą światło. Miała na sobie tylko różową piżamkę, której szukałem dla niej w jej walizce jeszcze kilka minut temu, ale nie wiedziałem, że będzie w niej wyglądać tak cholernie seksownie.
  - Przesuń się, to będzie moja połowa. - powiedziała twardo, a po chwili położyła się obok mnie. Z jednej strony miałem nieodpartą ochotę jej objęcia, jednak z drugiej cały czas pamiętałem jej stan wściekłości na samym początku, dlatego dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem nie naruszać jej przestrzeni i po prostu leżeć na swojej połowie, co było dla mnie niezwykle trudne.
  - No na co czekasz? - zapytała odwracając się w moją stronę ze zmęczonym wzrokiem.
  - Nie rozumiem... - zacząłem rozważając wszystkie myśli, który mogły chodzić w tej chwili po głowie Lucy. Naprawdę teraz nie miałem pojęcia o co może jej chodzić.
  - Zawsze mnie obejmowałeś, kiedy spaliśmy razem. - wytłumaczyła, a na jej twarz zaczęła wchodzić niepewność. - Zresztą nieważne. - dodała szybko odwracając się do mnie plecami, na co od razu zareagowałem, przyciągając ją do siebie.
  - Wolałem cię już nie denerwować. Pomyślałem, że mnie odepchniesz i zrobisz kolejną awanturę więc wolałem nie ryzykować. - tym razem to ja zacząłem się tłumaczyć z wielka ulgą i zadowoleniem z faktu, że mogę objąć Lucy, a na dodatek ona sama mi na to pozwoliła. Tak jak się tego spodziewałem i tak jak tego chciałem położyła na mnie swoją głowę, a rękami objęła mnie za biodra. To była zdecydowanie moja ulubiona pozycja do spania.
  - Rzeczywiście dziś mnie trochę zdenerwowałeś, ale zawsze chcę, żebyś mnie przytulał. Tylko wtedy czuję się bezpiecznie.
  - Naprawdę? - spytałem, a rozkoszny uśmiech zaczął samoistnie wchodzić na moją twarz. Czułem się bardzo dobrze z tym co powiedziała. Wręcz dumny z siebie, a moje męskie ego podniosło się wraz z poczuciem męskiej siły. - To dlaczego dzisiaj przytulałaś się do Justina? - podjąłem nowy temat szybko przypominając sobie o wydarzeniach z lotu samolotem.
  - Czyżbyś był zazdrosny? - Lucy pociągnęła temat dalej z uśmiechem na ustach. Była tym rozbawiona chociaż ja nie byłem do końca szczęśliwy, kiedy musiałem targować się z przyjacielem o nią, jak starsze panie o karpie w marketach na święta.
  - Nie byłem zazdrosny, po prostu uważałem, że...
  - Że nie mogę zasnąć na nikim innym niż na tobie?
  - Właśnie, a to już jest różnica. - wyszczerzyłem się, składając na ustach Lucy krótki pocałunek. Oddała mi go, jednak z widocznym zmęczeniem, dlatego po chwili jej oczy się zamknęły, a ona sama wtuliła się bardziej w moje ciało zasypiając. Chwile po niej, zasnąłem też ja, szepcząc na koniec cicho do jej ucha słowo Dobranoc.
  Następny rozdział: 31 stycznia.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz