wtorek, 28 marca 2017

Rozdział 26

*Lucy*
   Poprzednią noc spędziłam u Louisa mimo, że moja mama nie była z tego zadowolona, ale po tak burzliwym dniu potrzebowałam zasnąć obok kogoś bliskiego i obudzić się wtulona w jego bok słuchając bicia jego serca. To piękne uczucie, najpiękniejsze jakie znam.
   Obudziliśmy się oboje wcześnie. Louis musiał odwieźć mnie do domu, a sam jechał na trening zaczynający się o tej samej godzinie co moje lekcje.
  - Przyjadę po ciebie po szkole. - powiedział, kiedy samochód zaparkował na podjeździe przed moim domem. - I przyszykuj sobie jakąś ładną sukienkę, bo zabiorę cię na prawdziwą randkę do restauracji.
  - Z jakiej to okazji? - zapytałam zdziwiona.
  - Czy musi być jakaś okazja, żebym mógł zabrać swoją dziewczynę gdzieś gdzie zasługuje? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
  - Robisz się coraz bardziej romantyczny. - powiedziałam ze śmiechem. - Ale dobrze wybiorę sobie coś ładnego.
   Kiedy auto Louisa odjechało, a ja weszłam do domu powitała mnie głucha cisza. Mama już dawno pojechała do pracy, wieszak na płaszcze był pusty, zniknęły również kluczyki do samochodu, a na stole nie leżały żadne jej papiery, o których mogła zapomnieć, co oznaczało, że szanse na jej powrót są zerowe, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Moją pierwszą lekcją była matematyka, której szczerze nienawidzę, a nauczycielka (najbardziej znienawidzona przez wszystkich uczniów liceum Bentleya) jest wymagająca do tego stopnia, że kartkówki są u niej na prawie każdej lekcji, więc nie chcąc ryzykować kolejną negatywną oceną stwierdziłam, że najlepszym wyborem będzie po prostu na nią nie iść.
   Ze spokojem udałam się więc do swojego pokoju, żeby zmienić ubrania na dzisiejsze, a później skierowałam się do łazienki w celach upiększających, jeśli wiecie co mam na myśli. Kiedy wszystkie czynności, które powinnam zrobić zostały ukończone zeszłam na dół włączając telewizor i zabierając się za oglądanie kolejnego sezonu Kardashianek. Jednak w mojej głowie była jedna rzecz, która nie pozwalała mi się skupić na losach Kim, która właśnie poszła razem z Kourtney, żeby dowiedzieć się o płci swojego dziecka. Przez cały czas gryzło mnie moje wczorajsze zachowanie w stosunku do Lily, Kate i Zayna. Sama nie wiem kogo potraktowałam najgorzej, ale wiedziałam, że będę musiała przeprosić całą trójkę i zwierzyć się dziewczynom z mojej bulimii. Jako moje dwie najbliższe przyjaciółki powinny o tym wiedzieć, ale będzie to niezwykle trudne dla mnie do powiedzenia.
   Równo o godzinie 9 wyszłam z domu i po 20 minutach dotarłam pod budynek szkoły. W szatni zaczepiło mnie kilka dziewczyn, z którymi chodzę na matematykę, żeby pożyczyć mi swoje notatki, za które podziękowałam i je wzięłam. Teraz przynajmniej będę przygotowana do następnej lekcji, a jestem pewna, że matematyczka już więcej razy mi nie odpuści.
  - Widziałyście gdzieś Kate albo Lily? - zapytałam Ashley i Anne, które nadal wiernie dotrzymywały mi towarzystwa.
  - Kate jest u trenera w kantorku, a Lily ostatnio widziałam w kawiarni. - odparła Anne szczęśliwa, że to właśnie ona mogła udzielić mi cennej odpowiedzi.
  - W porządku, w takim razie dziękuję wam za notatki i do zobaczenia. - powiedziałam zamykając swoją szafkę i wychodząc z szatni. Anne i Ashley pomachały mi na pożegnanie, a ja popędziłam na górę w poszukiwaniu Lily. Sprawę Kate i Zayna wolałam załatwić później, ponieważ przeczuwałam, że z tym pójdzie mi najciężej.
   Nie musiałam zbyt długo się rozglądać, żeby znaleźć Lily. Wychodziła właśnie z kawiarni trzymając w ręce papierowy kubek z gorącą czekoladą. Na mój widok stanęła w miejscu nie wiedząc co powinna teraz zrobić.
  - Hej Lil. - podeszłam do niej, zaczynając od zwykłego przywitania.
  - Hej. - mruknęła.
  - Możemy pogadać? - zapytałam rozglądając się po korytarzu. Wszędzie gdzie tylko sięgnęłam wzrokiem byli uczniowie z różnych klas. Jedynym ustronnym miejscem, gdzie zwykle nie przebywało wiele osób była szatnia dziewczyn, dlatego zaproponowałam Lily właśnie to miejsce, w które później się udałyśmy.
- O czym chcesz ze mną gadać? - zapytała Lily siadając na ławce w szatni.
  - Chcę pogadać o tym co wczoraj się stało na wfie. Powinnam powiedzieć wam to już dawno temu, ale zwyczajnie nie miałam odwagi. Myślałam, że poradzę sobie z tym sama. - westchnęłam.
  - Chyba wiem o co chodzi. - powiedziała Lily. - Kate powtórzyła mi to co mówił jej Zayn.
  - Czy oni naprawdę informują się o wszystkim? - zadałam pytanie skierowane po połowie do przyjaciółki, a po połowie do siebie samej. Lily wzruszyła ramionami, a ja nie chcąc dalej przedłużać momentu do którego dążyłam zaczęłam opowiadać Lily całą swoją historię od początku. Po wszystkim nie kryła swojego zaskoczenia jak i również oburzenia faktem, że dowiaduje się o tym dopiero teraz, ale mimo to uściskałyśmy się, a ja znów poczułam, że zawsze mogę liczyć na pomoc przyjaciółek.
   Dzwonek zadzwonił w momencie, gdy wyszłyśmy z szatni. Lil popędziła do swojej sali, a ja skręciłam korytarzem kierując się na swoje zajęcia, na które specjalnie się nie spieszyłam. Pani Stanley - nauczycielka historii, kobieta po pięćdziesiątce zbliżająca się do emerytury niespecjalnie zainteresowała się, gdy weszłam do sali z niemrawym ,, przepraszam za spóźnienie" i z hukiem położyłam swoje rzeczy na ławce. Po tylu latach pracy w szkole chyba była do tego przyzwyczajona. Zauważyłam, że w sali nie ma jeszcze kilku uczniów i dopiero, gdy wszyscy już przyszli Stanley zaczęła sprawdzać listę obecności, po której zaczęła prowadzić lekcje o ile można nazwać to lekcją. Była dziś zmęczona do tego stopnia, że kazała przeczytać nam temat w podręczniku, a sama z ociąganiem zaczęłam uzupełniać dziennik.
   Po skończonej lekcji zaczęłam szukać Kate. Liczyłam na to, że nie siedzi znów u swojego brata w kantorku tylko chodzi gdzieś razem z Naomi i Judie lub pije z nimi miętową herbatę w kawiarni. Nie myliłam się, nie musiałam długo się za nią rozglądać, by dostrzec ją w kawiarni, gdzie siedziała przy jednym z elitarnych stolików, jak nazwali to uczniowie tej szkoły. Podobno kawiarnia od początków wybudowania tej szkoły należała do tak zwanej elity, ale później gdy zaczęli w niej przebywać również ci '' zwykli" uczniowie elita wydzieliła miejsce, gdzie siadali tylko oni i tak to już zostało.
   Podeszłam do stolika Kate zajmując wolne miejsce. Siedzące dwa stoliki dalej Melody i Cindy pomachały mi na przywitanie, ale nie zamierzałam odwzajemnić tego gestu, gdyż zwyczajnie nie miałam na to czasu.
  - Naomi, Judie, możecie zostawić nas same? - zapytałam dziewczyny siedzące przy Kate, jednak moja prośba zabrzmiała bardziej jak żądanie czym również się nie przejęłam. Na moje słowa od razu wstały opuszczając stolik i zostawiając mnie z przyjaciółką.
  - Musimy porozmawiać. - powiedziałam, gdy Naomi i Judie już na dobre odeszły.
  - Inaczej nie wypraszałabyś moich koleżanek. - wywróciła oczami Kate biorąc kolejny łyk miętowej herbaty przez zakręconą słomkę w jej ulubionym, fioletowym kolorze.
  - Wiem, że wczoraj nie zachowałam się w porządku wobec ciebie nie mówiąc ci prawdy, ale...
  - Obraziłaś mojego brata i jednocześnie mnie przed szkołą. - powiedziała zachowując stoicki spokój, który przerażał mnie w niej najbardziej. Kiedy nie okazywała kompletnie żadnych emocji wtedy było już wiadomo, że jest bardzo zła. To był jej znak rozpoznawczy, który umieli rozpoznać tylko najbliższe jej osoby. Inni mogli zastanawiać się tylko co jest nie tak lub myśleć, że Kate nie ma nastroju.
  - Wiem, jego też przeproszę, ale najpierw chciałam zacząć od ciebie. - westchnęłam dosuwając swoje krzesełko do stolika. - Zayn miał rację, ale bałam się do tego przyznać. Wiem, powinnam powiedzieć ci o tym już dawno temu kiedy to wszystko się zaczęło, ale nie potrafiłam.
  - Jak to się zaczęło? - zapytała odsuwając od siebie herbatę.
   Więc po raz trzeci w przeciągu ostatnich 24 godzin opowiedziałam historię swojej bulimii, o tym jak do niej wróciłam i czemu to zrobiłam. Mimo, że na samym początku mina Kate nie wyrażała kompletnie nic tak jak poprzednio to po pewnym czasie na jej twarzy pojawiło się współczucie i gdy już skończyłam opowiadać jej wszystko przytuliła mnie i zamówiła mi miętową herbatkę jako oznakę swojego wybaczenia.
  - Myślałam, że już skończyło ci się kieszonkowe. - powiedziałam przypominając sobie moment, w którym Kate oznajmiła wszystkim wszechobecnym, że po wyjeździe jest spłukana i nie dostała od rodziców więcej kieszonkowego.
  - Bo się skończyło, dlatego teraz zabieram od Zayna.
  - Wie o tym?
  - Nawet sam mi daje i będzie dawał dopóki rodzice nie wrócą z kolejnej delegacji.
  - A jeśli mówimy już o Zaynie, to gdzie on teraz jest? - zapytałam.
  - U Hetfielda. - odpowiedziała mi zerkając na swój telefon. - Właśnie wyszedł.
  - Piszecie do siebie za każdym razem gdy zmieniacie miejsce?
  - Zdarzają się wyjątki. - wzruszyła ramionami chowając telefon do kieszeni. - Jeżeli chcesz pogadać z nim jeszcze na tej przerwie, to radzę ci idź do niego teraz. Za chwilę rzuci się na niego Mia i jej spółka, ostatnio cały czas go podrywa.
  - Zauważyłam, dzięki za herbatę. - powiedziałam wstając i przysuwając swoje krzesło do stolika. Chciałam wspomnieć jeszcze o naszej rozmowie i powiedzieć do Kate coś w stylu ,, cieszę się, że nie mamy już przed sobą tajemnic", ale odpuściłam to sobie wiedząc, że moja przyjaciółka nie należy do osób, które lubią żyć wspomnieniami nawet jeśli mówimy tu o wspomnieniach sprzed kilku minut.
   Zgodnie z tym co mi powiedziała udałam się w kierunku gabinetu dyrektora i kiedy byłam w połowie drogi napotkałam na niej Zayna.
  - Hej. - przywitałam się, a moja pewność siebie, która towarzyszyła mi jeszcze przed chwilą wyparowała. Zawsze bowiem znalazła się osoba lub sytuacja przez, którą czułam się bardzo niepewnie.
  - Witaj Lucy. - odpowiedział podnosząc na mnie swój wzrok.
  - Chciałam...z tobą pogadać.
  - Zapraszam. - Zayn wskazał, żebym poszła przodem i poszliśmy do jego kantorka. Podczas tej niedługiej drogi widziałam jak Mia, która nosiła się z zamiarem zagadania przystojnego trenera patrzy na mnie zazdrośnie, ale po chwili to spojrzenie znika i tylko uśmiecha się do mnie niewinnie. Jej zachowanie pozostanie dla mnie już zawsze zagadką, ale w zasadzie wolę, gdy usługuje mi na każdym kroku niż gdy mnie wyzywa choć i z tym już sobie nieźle radzę. Szkoła Kate robi swoje.
  - Zrobić ci herbaty? - spytał Zayn, gdy drzwi od jego kantorka zostały za nami zamknięte, a ja siadłam na tym samym miejscu, na którym siedziałam wczoraj.
  - Nie dziękuje, piłam przed chwilą z Kate w kawiarnii. Zayn pokiwał głową i zajął swoje miejsce naprzeciwko mnie.
   Tak jak poprzednio przez moment zapadła między nami cisza, ale w odróżnieniu od dnia wczorajszego to ja przerywam milczenie.
  - Przepraszam za to jak na ciebie nakrzyczałam i byłam dla ciebie nie miła. Miałeś rację co do każdego słowa. Przepraszam, po prostu się bałam. Nie chciałam, żeby mój sekret się wydał.
  -Wiem Lucy, rozumiem to i przyjmuję twoje przeprosiny. Najważniejsze jest teraz to, żebyś otrzymała odpowiednią pomoc i wsparcie od rodziny i przyjaciół.
  - To już jest załatwione. Louis obiecał, że poszuka mi najlepszego psychologa. - powiedziałam dumna z tego jaki mój zazwyczaj mało pomocny chłopak może okazać się wspaniały. Wiedziałam, że najgorsze jest jeszcze przede mną, terapia i te wszystkie sprawy, ale pierwszy krok został już zrobiony i to przynosiło mi niesamowitą ulgę.
  - Ale w zasadzie jak domyśliłeś się tego, że mam bulimię? - zapytałam Zayna. W końcu nagłe zasłabnięcie mogło być równie dobrze objawem czegokolwiek innego, a on już za pierwszym razem postawił prawidłowe przypuszczenie.
  - Około dwa lata temu, pamiętam moment, kiedy byłaś u Kate i gdy wszedłem do was do pokoju zauważyłem jak wpychasz w siebie wszystkie przekąski postawione na jej biurku. Potem słyszałem jak wymiotujesz w łazience i nawet chciałem z toba o tym porozmawiać, ale nie było do tego sposobności, a kilka dni później już o tym zapomniałem. Przypomniało mi się to dopiero wczoraj, gdy zemdlałaś. Twoje nagłe zaburzenia równowagi świadczyły albo o zaburzeniu krążenia albo o chorobie o podłożu psychicznym. Wykreśliłem powód pierwszy i została mi tylko bulimia. - wytłumaczył Zayn. - W każdym razie chcę, żebyś wiedziała, że możesz liczyć na moje wsparcie w każdej chwili. - brunet ścisnął moją dłoń, a następnie wstał ze swojego miejsca zamykając mnie w uścisku.
  - Dzięki Zayn. - powiedziałam, gdy po chwili uwolniłam się z jego ramion.
  - Nie ma sprawy, widzimy się na wfie. - uśmiechnął się do mnie. - I jeszcze jedno. Nie rób tego więcej, proszę.
  - Postaram się. - westchnęłam, a potem nacisnęłam klamkę i opuściłam pomieszczenie.
   Po trzech następnych lekcjach zmęczona dotarłam do szatni, gdzie w pośpiechu przebrałam się i weszłam na salę razem z Kate i Lily podczas gdy reszta dziewczyn była jeszcze w trakcie przebierania się i plotkowania.
  - Co będziemy dziś robić Zayn? - zapytała Kate podchodząc do brata i siadając obok niego na ławce.
  - Gramy w siatkówkę tak jak wczoraj. Świetnie wam wtedy szło.
  - Nie lubię siatki. - westchnęła Lily.
  - Ja też nie. - dodałam mając nadzieję, że dzięki temu Zayn zmieni plany co do naszych dzisiejszych zajęć.
  - Dajcie spokój, siatkówka jest super.
  - Pograjmy w koszykówkę. - zaproponowała Lily wychodząc na środek sali i udając, że rzuca piłką do kosza.
  - Wszystkie jesteście na to za niskie. - stwierdził Zayn. - Siatka jest dla was najlepsza.
   Być może próbowałybyśmy dyskutować z Zaynem dalej, ale na salę weszły wszystkie dziewczyny, więc jakiekolwiek rozmowy z nim były wykluczone. Jeszcze przed feriami Lindy i Rose - dziewczyny, z którymi chodzę na geografię zaprotestowały mówiąc, że to niesprawiedliwe, że ja i Lily możemy zwracać się do trenera po imieniu tylko dlatego, że przyjaźnimy się blisko z jego siostrą. Zayn musiał wtedy załagodzić sytuację i powiedział nam, żebyśmy starały unikać się dłuższych rozmów z nim na lekcji. Sam obawiał się tego, że te dwie lalunie pójdą z tym do Hetfielda, a on nie zaliczy praktyk studenckich, dlatego od tej pory rozmawiałyśmy z nim tylko po lekcjach lub przed nimi, gdy wszystkie dziewczyny opuściły salę.
   Po krótkiej rozgrzewce zostałyśmy rozdzielone na dwie drużyny i rozpoczęła się gra. Przyznam, że na początku nie szło mi najlepiej. Nie potrafiłam odbić żadnej piłki lecącej do mnie, a raz dostałam piłką w twarz. Gdy więc przyszła kolej, żebym zaserwowała piłkę zaczęłam protestować nie chcąc poniżyć się jeszcze bardziej, ale Zayn w porę przybiegł do mnie i zaczął pokazywać mi w jaki sposób powinnam odbić tak, żeby piłka przeleciała na drugą stronę siatki.
  - Teraz pochyl się i nie uginając ręki odbij piłkę. - poinstruował mnie, przez cały czas stojąc za mną i trzymając mi jedną rękę. Spróbowałam powtórzyć jego ruch, jednak zamiast tego piłka wypadła mi z ręki i poturlała się po podłodze.
  - Spokojnie, spróbujmy jeszcze raz. - powiedział Zayn podnosząc piłkę i podając mi ją.
  - Nie podoba mi się ta gra. - mruknęłam po raz kolejny ustawiając się w tej samej pozycji.
  - Nie tak, nie tak. - Zayn pochylił się nade mną i mogłabym przysiąc, że poczułam jak jego ręka dotyka mojej pupy przez chwilę się na niej zatrzymując, a później wędruje we właściwe miejsce. Wytłumaczyłam sobie to jednak tym, że było to całkowicie przypadkowo, dlatego nie zwróciłam na to uwagi. Przecież wie o tym, że chodzę z Louisem, a sam również ma dziewczynę. Poza tym jest tutaj praktykantem, a takie zachowanie wykracza poza regulamin szkoły, którego on stara się przestrzegać.
   Po skończonych zajęciach wfu przyszedł czas na oczekiwany powrót do domu. Na parkingu jak zwykle czekało na mnie białe auto, z którego wysiadł Louis, by potem odwieźć mnie do domu, gdzie miałam zmienić swój strój i jechać z nim na obiad do restauracji. Spodziewałam się, że restauracja będzie z pewnością należała do tych lepszych, gdzie cena za szklankę wody wynosi tyle ile dobry obiad w pubie, dlatego przygotowałam na to wyjście czerwoną, koronkową sukienkę z wyciętym dekoltem z myślą o Louisie.
  - Poczekaj tu, ja się tylko przebiorę. - poleciłam Louisowi usadzając go na swoim łóżku.
  - Nie spiesz się mamy rezerwacje dopiero za godzinę, a ja rozegram w tym czasie kolejną rundkę Candy Crush.
  - Na której jesteś planszy? - zapytałam zaciekawiona. Candy Crush to gra w której głównym celem jest przesuwanie kolorowych cukierków i bycie na jak najwyższej planszy, gdzie każda z nich ma swoją nazwę. Samej czasami zdarza mi się pograć w tą grę i wiem, że potrafi naprawdę wciągać mimo, że na pozór cukierki nie wydają się ciekawe.
  - Karmelowa Zatoka, nieźle co?
  - Jestem trzy plansze dalej. - odpowiedziałam zadowolona i wystawiłam Louisowi język.
  - To niemożliwe, pokaż. - zażądał rzucając swój telefon na łóżko.
   Wyjęłam z kieszeni swój telefon, włączyłam grę i pokazałam Lou swoją planszę. Nie był zadowolony z tego, że wreszcie znalazł się ktoś lepszy od niego, dlatego milcząc włączył swoją grę i zaczął przesuwać cukierki na planszy.
  - Zobaczysz i tak cię wyprzedzę. - warknął do mnie nie odrywając wzroku od gry.
  - Twoje niedoczekanie skarbie. - powiedziałam całując go w policzek, a następnie znikając za drzwiami łazienki.
   Przebrałam się w niej w moją sukienkę oraz postanowiłam poprawić również swój dzienny makijaż. Jasno różową szminkę zamieniłam na krwistą czerwień, a na oczach narysowałam cienką, subtelną kreskę. Do tego wytuszowałam rzęsy tak, żeby nabrały większej objętości. Efekt końcowy był zniewalający. Byłam pewna, że gdy przy wyjściu założę wysokie, czerwone szpilki moje nogi będą wyglądać o niebo lepiej, a ja sama zaprezentuję się znacznie lepiej niż teraz.
  - Możemy już iść Louis. - powiedziałam otwierając drzwi łazienki. Lou po kilku ruchach wyłączył grę i włożył znów telefon do kieszeni.
  - O kurwa. - powiedział na mój widok skanując mnie dokładnie wzrokiem od góry do dołu. - Wyglądasz cholernie seksownie, najchętniej wziąłbym cię już teraz, na twoim biurku.
  - Ale nie weźmiesz, bo idziemy na randkę, więc spróbuj nie pożerać mnie wzrokiem, żeby w spodniach nie zrobił ci się namiot, bo nie wejdziemy tak do restauracji.
  - Dlaczego zawsze musisz psuć te gorące chwile. - mruknął niezadowolony. - Mogę chociaż złapać cię za tyłek?
  - Nie. Wychodzimy. - powiedziałam stanowczo zabierając jeszcze ze sobą małą kopertówkę wysadzaną kryształkami Swarowskiego, którą kiedyś dostałam od Kate do której schowałam swój telefon i portfel. Przy wyjściu usłyszałam od Lou jeszcze kilka komplementów i próśb, żeby chociaż mógł mnie dotknąć, ale każdą z nich kończyłam takim samym słowem, którego chyba nie trudno się domyślić.
  - Jestem wielkim szczęściarzem, że mam taką cholernie gorącą dziewczynę. - powiedział, gdy wsiedliśmy już do samochodu. - Chyba sam Bóg wrzucił mi cię wtedy pod koła.
  - Nasze pierwsze spotkanie było dosyć osobliwe. - stwierdziłam przypominając sobie feralny sylwestrowy wieczór, gdy ja i Louis się poznaliśmy. Na pewno nie był to sposób poznania, w jaki zazwyczaj poznają się normalni ludzie, ale przecież kto powiedział, że my jesteśmy normalnymi ludźmi?
   Po kilkunastu minutach jazdy dotarliśmy do restauracji na samym końcu miasta. Miła wielkie okna i piękne zadaszenie. Na parkingu znajdowało się wiele samochodów takich jakie miał Louis. Było kilka czerwonych ferrari, lamborghini i lexusów. Wszystkie z wyższej półki tak samo jak goście. Kiedy tylko weszliśmy do środka dwóch szatniarzy zabrało od nas nakrycia, a jedna z kelnerek wskazała nam miejsce gdzie powinniśmy usiąść bez wypytywania Louisa o nazwisko. Jak się okazało kelnerka rozpoznała Louisa od razu, ponieważ, gdy doprowadziła nas do właściwego stolika zdjęła z niego karteczkę z napisem: TOMLINSON.
  - Proszę bardzo o to państwa karty menu. Proszę zadzwonić tym dzwoneczkiem, kiedy będą państwo gotowi do złożenia zamówienia. - powiedziała uprzejmie kelnerka, a następnie oddaliła się zostawiając nas samych.
   Nasz stolik był nieco oddalony od stolików innych gości przez co zachowała się dla nas większa prywatność. Tak jak podejrzewałam goście byli wystrojeni w podobne ubiory do naszych. Panie miały piękne, drogi sukienki i wysokie szpilki, a panowie eleganckie fraki. Prawie na każdym stoliku stała butelka musującego szampana albo białego wina. Potrawy były podawane w mniejszych ilościach na dużych talerzach w towarzystwie bukietu warzyw. Kiedy zerknęłam do karty menu zorientowałam się, że ceny są jeszcze bardziej kosmiczne niż podejrzewałam. Cena sałatki greckiej (jednej z najtańszych dań) wynosiła 16£, a musujący szampan, którego goście tak chętnie pili 120£ za  jedną butelkę.
  - Co sobie życzysz kochanie? - zapytał Louis znad karty dań.
  - Widziałeś ceny tych dań? - spytałam go dyskretnie przerzucając strony karty tak, żeby nikt z gości nie zorientował się, że nie znajduje się na ich poziomie, a cena podane w karcie są trzy razy wyższe niż moje miesięczne kieszonkowe.
  - Owszem, jadłem tu już wiele razy. - odpowiedział mi odkładając swoją kartę. - Polecam ci musującego szampana. W tej restauracji podają tylko te z najwyższej półki i smakują naprawdę wybornie. Nie przejmuj się cenami. - powiedział widząc moją minę. - Ja za wszystko płacę.
  - W takim razie poproszę tylko sałatkę grecką i ewentualnie szklankę wody. - powiedziałam zamykając kartę dań. Wiedziałam o tym, że Louisa na to wszystko stać, ale mimo to głupio się czułam zamawiając kosztowne dania na jego rachunek. Nie chciałam, żeby przeze mnie zbankrutował lub co gorsze żałował, że w ogóle mnie tu zabrał, gdyby zobaczył koszt swojego zamówienia po tym, gdybym zamówiła to na co miałam ochotę.
  - Nie wygłupiaj się. Przyszliśmy tu na obiad, a nie na lekką przekąskę przed obiadem. Zamów sobie stek albo coś innego co chciałabyś zjeść. - zażądał stanowczym głosem tym samym, którego użył w stosunku do mnie w niedzielę, w łazience po obiedzie z Nicholasem, kiedy wkładał mi do ust swoją koszulkę.
  - Lou, ale...- spróbowałam zaprotestować.
  - Nie słyszę słowa więcej. - zgasił mnie szybko. - Wolisz szampana czy wino?
  - Szampana. - odpowiedziałam na nowo wertując kartki menu. - Chętnie zjadłabym ośmiornicę duszoną z batatami. Uwielbiam owoce morza.
  - Też je kocham. Zamówię to samo, jeszcze nigdy nie jadłem tutaj ośmiornicy. - powiedział Louis dzwonią dzwoneczkiem pozostawionym nam przez kelnerkę.
   W mgnieniu oka znalazł się przy nas jeden z kelnerów przyjmując od nas zamówienie, a później oddalając się z niskim ukłonem. Chwilę potem pojawił się znowu niosąc nam szampana i kryształowe kieliszki. Następnie otworzył nam butelkę i rozlał alkohol do kieliszków uprzednio pytając się czy sobie tego życzymy. Szampan rzeczywiście smakował wybornie. Przyznam, że jeszcze nigdzie nie piłam go tak dobrego pomimo, że kilka razy zdarzyło mi się wypić alkohol z wyższej półki.
  - Ta restauracja jest naprawdę świetna. - powiedziałam odsuwając kieliszek od ust. - Obsługa jest bardzo uprzejma i kulturalna, a szampan doskonały i ten wystrój... - zachwycałam się dalej.
  - Myślałaś, że gdzie cię zabiorę? Do byle jakiej restauracji jak ostatnio zabrał nas Liam w Austrii? Ja moja ukochana wybieram tylko te najlepsze z najlepszych. - wychwalał się Lou z dumnie uniesioną głową. Chciałam jedynie zauważyć, że restauracja, którą wybierał nam Liam była zatwierdzona przez Louisa, który stwierdził, że możemy tam wejść, ale nie przypomniałam mu tego małego drobiazgu, gdyż nie chciałam psuć dzisiaj jego dumy i zadowolenia faktem, że chociaż raz udało mu się zabrać dziewczynę na wspaniałą randkę. (O ile moje poprzedniczki chodziły z Lou na randki pomiędzy przerwami od seksu)
   W końcu po długim czasie oczekiwania zamówione przez nas dania dotarły do naszego stolika. Ten sam kelner, który wcześniej dostarczył nam szampana, podał nam ośmiornice z taką samą gracją i w tak samo szybkim tempie oddalił się od stolika życząc smacznego.
  - Wyglądają wyśmienicie. - powiedziałam biorąc do ręki sztućce i patrząc z wielkim apetytem na ośmiornicę zalaną sosem o bursztynowej barwie razem z ułożonymi wokoło niej upieczonymi batatami.
  - Na pewno tak smakuje skoro sama nam to wybrałaś. Smacznego skarbie. - uśmiechnął się Louis zajadając się po chwili ośmiornicą.
   Rzeczywiście smak był nieziemski tak jak zresztą wszystko w tej restauracji. Kiedy ośmiornice zostały już przez nas zjedzone migiem zjawił się przy nas kelner zabierając puste talerze.
  - Czy życzą sobie państwo deseru? - zapytał.
  - Owszem. Co może nam pan polecić? - spytał Louis, a kelner zaczął po kolei wymieniać mu zapewne wszystko co mieli na karcie. Swoją drogą to naprawdę imponujące, że tutejsza obsługa uczy się menu na pamięć. Myślę, że w rzadko której restauracji to się zdarza. Kelnerzy raczej nie znają wszystkich dań i często nawet nie wiedzą z czego są robione co według mnie jest bardzo istotnym szczegółem.
  - Lucy, co powiesz na Pana Cotte ze świeżymi malinami?
  - Tak, myślę, że może być. - odpowiedziałam Louisowi zajęta oglądaniem widoku zachodzącego słońca przez wielkie okno restauracji.
  - Lucy?
  - Tak?
  - Co byś zrobiła gdybym powiedział ci, że kiedy ostatnio uprawialiśmy seks zapomniałem użyć zabezpieczenia?
   I w tym momencie cały czar prysnął. Wróciłam do rzeczywistości wybudzona z pięknego snu i spojrzałam na Louisa przestraszona. Zapomniał się zabezpieczyć ostatnim razem czy po prostu chciał zadać głupie pytanie, żeby mnie zdenerwować? Miałam szczerą nadzieję, że to drugie ponieważ na dzień, w którym ostatni raz byliśmy ze sobą bardzo blisko przypadał na moje dni płodne, a prawdopodobieństwo zapłodnienia po jednym stosunku bez zabezpieczenia w przypadku młodej kobiety takiej jak ja wynosiło powyżej 30%. (zapamiętałam tą wiadomość z lekcji o wychowaniu seksualnym prowadzoną dla dziewcząt w pierwszej i drugiej klasie liceum. Nasza nauczycielka najwięcej mówiła właśnie o ciąży przestrzegając dziewczyny, żeby szczególnie uważały na swoje dni płodne i wyliczały je w prowadzonym przez siebie kalendarzyku miesiączki, który nam rozdawała. Żadna z nas nie wzięła chyba tego na poważnie myśląc, że przecież zawsze są ostrożne podczas zbliżeń ze swoim chłopakiem, ale jak teraz się okazuje nie zawsze może tak być, gdy ponoszą cię emocje po nudnym obiedzie z nowym partnerem twojej mamy)
  - Powiedz, że to twoje kolejne durne pytanie mające na celu doprowadzenia mnie do palpitacji serca. - syknęłam do Louisa z trudem ukrywając swoje narastające zdenerwowanie.
  - Niestety chyba nie. - odparł spuszaczając głowę i unikajac mojego spojrzenia, które w tym momencie wypalało w nim wielką dziurę i gdyby mogło zabijać leżałby w tym momencie martwy pod stołem.
  - Jak mogłeś zapomnieć?
  - Nie wiem, zawsze pamiętam, ale tym razem wyleciało mi zupełnie z głowy. Przepraszam. - mruknął.
  - Przepraszasz mnie? Zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz mogę być z tobą w ciąży?
  - Wiem o tym. - westchął Louis. - Ale obiecuję, że nawet jeśli w niej będziesz to cię nie zostawię i razem wychowamy tego smrodka. Zamieszkasz wtedy u mnie, wyremontujemy jeden pokój, wybierzemy mu albo jej jeśli to będzie dziewczynka wspólnie mebelki i...
  - Louis stop. - przerwałam mu. - Na razie nie wiemy czy na pewno jestem w ciąży, więc nic sobie nie planuj. Zresztą to nie jest takie kolorowe jak ci się wydaje. Dziecko wymaga całodobowej opieki. Trzeba zmieniać mu brudne pieluchy, karmić i wstawać w środku nocy, kiedy płacze. Nie dalibyśmy rady, ty masz karierę, a ja jeszcze szkołę, a po niej planuje studia.
  - Mógłbym z niej zrezygnować i zatrudnić się później jako trener. - oświadczył jakby to było czymś naturalnym, ale ja wiedziałam, że to nie przyszłoby do niego tak łatwo, ponieważ jak na razie z tego co widzę, kariera znaczy dla niego naprawdę wiele.
  - Nie wiesz co mówisz. - westchnęłam. - W każdym razie ja nie jestem gotowa do tego, żeby zostać matką. - zagryzłam mocno wargę i schowałam w twarz w dłoniach.
  - Hej Lucy. Spójrz na mnie. - usłyszałam łagodny głos Louisa, a gdy w żaden sposób na niego nie zareagowałam usłyszałam szuranie krzesła i kilka sekund potem Louis stanął przy mnie głaszcząc mnie po plecach.
  - Też nie jestem gotowy do tego, żeby być teraz ojcem, ale jeśli bedę musiał poradzę sobie z tym i nigdy cię nie zostawię. Kocham cię, tyle razy ci to już mówiłem.
  - Ja ciebie też Lou. - odparłam przytulając się do niego i całując w usta smakujące jeszcze duszoną ośmiornicą.
  - Przepraszam. - usłyszeliśmy nad głowami głos kelnera. - Nie chciałbym państwu przeszkadzać, ale przyniósłem deser, czy mam podać go teraz?
  - Tak, oczywiście, przepraszamy. - uśmiechnęłam się do mężczyzny.
  - Oh nie mają państwo za co, życzę smacznego.
   Nie muszę chyba komentować tego jak bardzo smakowała mi Pana Cotta z malinami, podczas jedzenia której razem z Lou postanowiliśmy nie wracać już do tematu mojej ewentualnej ciąży tylko rozkoszować się deserem. Gdy kelner przyniósł nam rachunek Louis nie pozwolił mi na niego spojrzeć, a gdy wkładał do środka pieniądze kazał odwrócić mi się tyłem tak, żebym nie widziała jaką sumę włożył do środka, ale ja i tak wiedziałam ile zapłacił pamiętając ceny potraw, kiedy dostałam kartę menu.
  - Może pojedziemy teraz do mnie? - zaproponował, gdy wsiedliśmy do samochodu.
  - Bardzo bym chciała, ale nie dzisiaj. Muszę powtorzyć sobie jeszcze nowy dział z matematyki.
  - Powiedz mi tylko jaki i nauczę cię. - powiedział skręcając w autostradę.
  - Tak jak poprzednjm razem?
  - Przecież ci się podobało i koniec końców dostałaś trójkę, więc?
  - Nie Lou, nie dzisiaj.
  - Jesteś uparta. - westchnął.
  - Już to słyszałam. - zaśmiałam się wychylając się ze swojego miejsca, żeby pocałować go w policzek.
   Kiedy samochód Louisa dotarł pod mój dom z wielkim żalem zabrałam z niego swoje rzeczy i położyłam dłoń na klamce.
  - Do zobaczenia kochanie. - pożegnałam się szybko.
  - A gdzie mój soczysty buziak w usta? - zapytał zawiedziony.
   Widząc jego minę pochyliłam się nad nim, ale zamiast zwykłego pocałunku zostałam wciągnięta przez Louisa na jego kolana, gdzie zaczął mnie zachłannie całować i wkładać ręce pod moją sukienkę.
  - Jesteś taka seksowna. - wymruczał odrywając swoje usta od moich ust i przysysając się nimi do mojego odsłoniętego dekoltu.
  - Louis, muszę iść. - powiedziałam bawiąc się jego włosami i ciągnąć za ich końcówki.
  - Tak? Bo nie wyglądasz mi na taką. Co powiesz na szybki numerek na tylnych siedzeniach? - zaoferował z chytrym uśmiechem na ustach.
  - Przecież dopiero rozmawialiśmy o tym, że mogę być w ciąży. - przypomniałam mu wracając na swoje miejsce.
  - Spokojnje tym razem nie zapomnę o gumce.
  - Nie. Do zobaczenia Louis. - powiedziałam naciskając klamkę i opuszczając samochód w obawie, że mimo swojego rozsądku po raz kolejny ulegnę Louisowi.
   Gdy odjeżdżał z parkingu pomachałam mu jaszcze stojąc przy drzwiach i z uśmiechem weszłam do środka zadowolona z przebiegu mojej dzisiejszej randki. Postanowiłam nie mówić mamie nic o ewentualnej ciąży pamiętając o jej przestraszonym spojrzeniu gdy pomyślała, że to właśnie z Lou chcemy jej przekazać, a co do siebie stwierdziłam, że najlepszym wyborem będzie bardziej skupić się na nauce i zbliżających się wielkim krokami egzaminach niż na ciąży, której równie dobrze może nie być.
Następny rozdział: 12 kwietnia


wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 25

*Lucy*
   Byłam na środku wielkiej polany, widziałam tatę. Podbiegłam do niego i wtuliłam się w niego tak jak kiedyś.
  - Tęskniłam za tobą. - powiedziałam wtulona w jego szary, kaszmirowy sweter, który dawno temu dostał od mamy jako prezent urodzinowy.
  - Ja za tobą też córeczko. - odpowiedział otulając mnie swoimi ramionami.
  - Wróć do nas. Mama zaczęła spotykać się z Nicholasem, nie lubię go.
  - Dlaczego? - zapytał, ale zanim zdążyłam udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi znikąd pojawił się przeraźliwy i głośny pisk jakiegoś elektrycznego urządzenia. Znów znalazłam się w domu, a tata znikł rozpływając się w powietrzu.

                                  ***
   Nienawidzę poniedziałków, a zwłaszcza tych po długich przerwach od szkoły. Wtedy żałuję, że nie mogę cofnąć się w czasie chociaż o dwa dni, żeby móc wyłączyć ten cholerny budzik i dalej iść spać. Jednak niestety nikt nie wynalazł jak do tej pory maszyny do czasoprzestrzeni i ku mojemu wielkiemu nieszczęściu byłam zmuszona wstać, wyłączyć budzik i szykować się do szkoły.
  - Wstawaj o leniu. - szturchnęłam Louisa chrapiącego sobie cichutko na boku obok mnie. Otworzył oczy, podniósł się na chwilę do pozycji siedzącej, a potem z powrotem opadł na łóżko ze słowami ,, Nie muszę, mam dzisiaj wolne"
  - Ale ja idę do szkoły. - uświadomiłam go, poszturchując go po raz kolejny. - Nie zostaniesz sam, bo nie masz kluczy, żeby zamknąć dom.
  - W takim razie zostanę i poczekam aż wrócisz. - wymruczał w poduszkę.
  - Nie możesz, złaź.
  - Dlaczego?
   Westchnęłam ciężko. Dyskusje z Louisem zazwyczaj kończą się na niczym, a ja nie miałam czasu ani nerwów, żeby wymyślać inne sposoby ściągnięcia go z mojego łóżka, dlatego zwyczajnie zrzuciłam z niego kołdrę i zabrałam mu z pod głowy poduszkę.
  - Hej, tak nie wolno! - krzyknął podrywając się z łóżka.
  - Masz pięć minut na to, żeby się ubrać. - oświadczyłam poważnie wyciągając z szafy swoje ubrania i kierując się do łazienki.
  - A ty gdzie idziesz?
  - Ubrać się i umalować do łazienki.
  - Dlaczego nie możesz tutaj? - spytał robiąc minę zbitego pieska.
  - Dobrze wiesz czemu. Nie będę przebierać się przy tobie.
  - Ale czemu, przecież widziałem cię już nago.
  - Czas ci ucieka. - ostrzegłam wchodząc do łazienki i zamykając ją na zamek. Kiedy się przebierałam słyszałam jak Louis otwiera swoją walizkę co oznaczało, że posłuchał się mnie i zaczyna się ubierać, a gdy przystąpiłam do nakładania makijażu słyszałam jak schodzi po schodach na dół.
  Gdy po pewnym czasie opuściłam łazienkę poczułam zapach smażonych naleśników. Lou stał przy kuchence nucąc sobie pod nosem jakąś melodię i przekładał na patelni naleśniki. Na blacie obok niego stał słoik nutelli, a ja widząc to nie potrafiłam pohamować swojego apetytu. Wyjęłam z szafki dwa talerzyki i nałożyłam na swój talerz pierwszego naleśnika posmarowanego grubą warstwą nutelli. Za nim poszedł następny, a później jeszcze następny. Nie mogłam się pohamować.
  - Gdzie ty to wszytko mieścisz? - zaśmiał się Louis odkładając swój talerz do zmywarki. Wytarłam brudną od czekolady buzię i spojrzałam na swój talerz, na którym został jeszcze jeden nadgryziony naleśnik.
  - Muszę iść do toalety. - mruknęłam i bez słowa więcej pobiegłam na górę.
   Dwa dni temu obiecałam sobie, że to już koniec mojego objadania się, a później wymiotowania. Robiłam to przez cały wyjazd i po całej ,,misji" jak miałam w zwyczaju to nazywać patrzyłam na swoje odbicie w lustrze z tym samym obrzydzeniem. Nienawidziłam się za to, ale nawyk był silniejszy. Tym razem również przegrałam. Ze łzami w oczach pochyliłam się nad toaletą i wyrzuciłam z siebie wszystkie sześć naleśników, które zjadłam przed chwilą. Potem umyłam zęby i starłam z pod oczu rozmazany tusz.
  - Jesteś zwykłą, głupią bulimiczką. - szepnęłam do siebie patrząc na własne odbicie z nienawiścią i wściekłością. - A przecież miało być inaczej.
  Właśnie miało, ale ty nie potrafisz się zmienić. Podpowiedział mi głos w głowie. Towarzyszył mi zawsze, kiedy to robiłam i nie pozwolił mi o sobie zapomnieć. Moja samoocena znacznie wtedy spadała, ale pocieszałam się tym, że w końcu ona nigdy nie była wysoka. Zawsze ktoś był ode mnie ładniejszy, znalazł się ktoś mądrzejszy, a ja pozostawałam szarą, zakompleksioną myszką. Nawet kiedy byłam w związku z Tylerem on dawał mi to odczuć, oglądając się na spacerze ze mną za innymi dziewczynami. Kiedyś kiedy rozmawiał ze swoim przyjacielem słyszałam jak rozmawiają o dziewczynach z naszej szkoły. Tyler mówił, że chciałby, żebym miała taki tyłek i takie piersi jak niektóre z nich. Uciekłam wtedy do łazienki i popłakałam się, a gdy już wyszłam on zachowywał się jak gdyby nigdy nic, a ja nie powiedziałam mu co usłyszałam.
  - Lucy jesteś tam? - usłyszałam pukanie do drzwi i zaniepokojony głos Louisa. Pewnie musiałam długo być w łazience jeżeli zaczął się do mnie dobijać.
  - Tak, już wychodzę. - odpowiedziałam mu, a od razu potem otworzyłam drzwi i wyszłam z fałszywym uśmiechem na twarzy, bo nie chciałam żeby zaczął mnie wypytywać o to czy coś się dzieje i zaczął zadawać niewygodne pytania. Bałam się, że przez jedno nieprawidłowe słowo mogłabym wydać swój sekret.
  - Zostało nam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia twoich lekcji, więc pomyślałem, że moglibyśmy pójść do mnie, gdzie odłożyłbym swoją walizkę, a później podwiózłbym cię do szkoły. Co ty na to?
  - Tak, możemy tak zrobić. - pokiwałam głową.
  - Świetnie, to chodźmy.
   Louis zabrał swoją walizkę i staszczył ją po schodach na dół, a później wolnym spacerkiem ruszyliśmy pod jego willę. Kiedy ze spokojem przemierzaliśmy ulice Doncaster kilku paparazzich mimo wczesnej pory już czaiło się w krzakach robiąc nam z ukrycia zdjęcia. Nie przeszkadzało mi to dopóki jeden z nich nie podszedł do nas otwarcie zadając mi pytanie.
  - Jesteś jego dziewczyną? Chodzicie ze sobą?
   Jeszcze dwa tygodnie temu nienawidziłam tego typu pytań ze strony fotografów i reporterów zaczepiających mnie na ulicy z oczywistej przyczyny: nie byłam dziewczyną Louisa, a nasze relacje były bliżej nieokreślone co często mnie denerwowało, teraz poczułam się zupełnie inaczej. Mogłam z dumą odpowiedzieć tak, owszem, ale bałam się, że Lou nadal będzie chciał nas ukrywać, dlatego postanowiłam taktownie milczeć, modląc się w duchu, żeby mężczyzna dał nam spokój i odszedł.
  - Tak, to jest moja dziewczyna. - oboje spojrzeliśmy w stronę Louisa, który mimo moich wcześniejszych podejrzeń otwarcie przyznał się co go ze mną łączy, a na potwierdzenie swoich słów pocałował mnie w usta i przytulił do swojego boku. Byłam na tyle oszołomiona jego zachowaniem, że nie oddałam uścisku, a jedynie stałam obok niego nieruchomo.
  - Od kiedy jesteście razem? -zapytał fotograf z wielkim zadowoleniem, że udało mu się jako pierwszemu zdobyć tak cenne informacje.
  - Byliśmy razem już podczas naszego wspólnego wyjazdu do Austrii i mogę panu powiedzieć, że jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy, a teraz proszę nam pozwolić rozkoszować się wspólnym spacerem i odejść na pewną odległość. - zakończył Louis biorąc mnie za rękę i ruszając pewnym krokiem przed siebie.
   Mężczyzna spełnił jego prośbę oddalając się od nas i wyjął z kieszeni swoich spodni komórkę, a później zaczął z kimś rozmawiać bardzo przy tym gestykulując. Nie musiałam się nawet zastanawiać o czym może rozmawiać, bo oczywistym faktem było, że prowadzi konwersację z gazetą dla której pracuje, by później ona jako pierwsza mogła zdradzić całej Wielkiej Brytanii informację o tym jak nazywa się i kim jest nowa partnerka Louisa Tomlinsona, co szczerze mówiąc trochę mnie przerażało, ponieważ nie wiem jak się będę czuła, gdy na każdej gazecie plotkarskiej na którą tylko spojrzę, będzie umieszczone moje zdjęcie.
  - Czemu nic nie mówisz kochanie? Jesteś na mnie zła, za to, że powiedziałem temu gościowi o nas? - spytał Louis patrząc na mnie przejętym wzrokiem.
  - Nie wiem co mam ci powiedzieć. Jestem w szoku, bo nie miałam pojęcia, że będziesz miał odwagę powiedzieć o nas publicznie. Zdajesz sobie sprawę, że jutro lub za dwa dni nasze zdjęcia będą wszędzie?
  - Oczywiście, ale nie przeszkadza mi to, a tobie?
  - Trochę się tego obawiam. - przyznałam szczerze. - Ale jestem z ciebie dumna.
  - Ze mnie?
  - Że miałeś odwagę się przyznać do tego, że jesteś ze mną. - powiedziałam posyłając mu szczery uśmiech.
  - Myślałaś, że się ciebie wstydzę? - Lou stanął na środku chodnika puszczając rączkę walizki i spojrzał na mnie zupełnie poważnie, jakbym przed chwilą powiedziała mu coś co zmieni na zawsze jego życie.
  - Kiedyś tak było... - przyznałam cicho, zagryzając dolną wargę i spuszczając głowę.
  - Zapomnij o tym co było kiedyś. Kiedyś byłem zwykłą męską dziwką. Zaliczałem każdą panienkę w Doncaster, a teraz mam wspaniałą dziewczynę i nigdy nie pozwolę jej odejść. To ty mnie zmieniłaś, na lepsze i powinienem ci za to dziękować.
   Podniosłam głowę i spojrzałam na Louisa ze łzami w oczach. Stanęłam na palcach i pocałowałam go wplątując mu rękę we włosy. Miałam nadzieję, że tak już będzie zawsze. Wyobrażałam sobie, że zestarzejemy się ze sobą, a Louis jako starszy z laską będzie przynosił mi każdego dnia kwiaty i mówił jak bardzo mnie kocha. Na razie, być może moje słowa brzmią jak nierealne marzenia osiemnastolatki, ale mając przy sobie takiego chłopaka, wierzyłam w to, że nierealne marzenia staną się realne. I myślę też, że jesteśmy na dobrej drodze.
   Przez resztę drogi Lou nie puszczał mojej ręki. Opowiadał mi o tym jak wspaniale się ze mną czuje, a mi było bardzo przyjemnie tego słuchać. Całkowicie zapomniałam o swoich zmartwieniach, przeszłości z Tylerem i o tym co zrobiłam rano. Po prostu rozkoszowałam się chwilą, a problemy przestały istnieć. Pojawiły się dopiero wtedy, gdy auto Louisa zaparkowało pod moją szkołą, a dziewczyny, które właśnie do niej szły zaczęły poszturchiwać się między sobą i coś szeptać. Co prawda uodporniłam się już na te szepty i nawet potrafiłem przejść obok plotkar z dumnie uniesioną głową, ale nadal niezmiernie mnie to złościło, bo połowa rzeczy, które sobie o nas opowiadały były wyssane z palca. Humor poprawił mi się jednak bardzo szybko widząc jak z samochodu obok wysiada Kate przywieziona przez Justina. Pożegnała się z nim całując go czule, a gdy już chciała wejść do szkoły stanęła na środku widząc ja za nią wysiadam ja.
  - Przyjadę po ciebie po skończonych lekcjach. - oznajmił mi Louis zanim trzasnęłam drzwiami.
  - Jasne, do zobaczenia. - pocałowałam go szybko i podbiegłam do przyjaciółki.
  - Hej, Kate. - przywitałam się, przytulając brunetkę.
  - Hej. Widzę, że znalazłaś sobie darmową podwózkę. - szturchnęła mnie uśmiechając się przy tym.
  - Ty tak samo. - odparłam poruszając brwiami i wskazując na auto Justina.
  - Ja po prostu zmieniłam szofera.
  - A gdzie Zayn? - zapytałam wchodząc do szkoły. Nasza pierwsza lekcja odbywała się właśnie z nim, dlatego byłam ciekawa czy praktykant już przyjechał.
  - Spóźni się, bo zapomniał ustawić sobie budzika, a ja za późno go obudziłam.
  - Przynajmniej będziemy miały więcej czasu na rozmowy.
  - Właśnie. - uśmiechnęła się zadowolona Kate.
     Po naszym wejściu do szatni wszystkie dziewczyny, które już się przebierały przywitały nas z uśmiechami. Nie, żeby wcześniej mnie nikt nie lubił i nikt się ze mną nie witał, ale jednak zanim zaczęłam umawiać się z Louisem to raczej wszyscy szczerzyli się do Kate, a nie do mnie, dlatego teraz, gdy zyskałam na popularności i każda osoba w tej szkole wiedziała kim jestem było to dla mnie trochę dziwne i czasami nawet przerażające. Jednym słowem, jeszcze nie przywykłam do popularności.
  - Świetnie dzisiaj wyglądasz Lucy. - pochwaliła mnie Megan, która od pewnego czasu nieustannie za mną chodziła.
  - Dzięki, - odpowiedziałam jej, wyjmując ze swojej torby strój do ćwiczeń.
  - Kate, będzie dzisiaj Zayn? Nie widziałam go na korytarzu ani w pokoju nauczycieli. - zapytała słodkim głosikiem Mia. Ona też zmieniła swoje podejście. Na każdej lekcji wf- u próbowała bezskutecznie zbliżyć się do Zayna, a żeby mieć u niego większe szanse zaczęła być miła dla Kate, a co za tym idzie również dla mnie. Pewnego razu podeszła do nas z dwoma kartonikami mleka czekoladowego, które jak sama powiedziała kupiła specjalnie dla nas, ponieważ dowiedziała się, że obie bardzo je lubimy. Mimo, że przyjęłyśmy je od niej z niechęcią i z podejrzeniami, że mogą być one przeterminowane lub Mia coś do nich dorzuciła to i tak postanowiłyśmy je wypić, bo nie ma nic lepszego niż mleko czekoladowe w kartonikach.
  - Dla ciebie trener. - warknęła do niej Kate. - I tak, będzie dzisiaj.
   Mia nie zadawała już więcej pytań. Nie chciała narażać się bardziej Kate, kiedy ona była zła, bo wiedziała jak to może się dla niej skończyć. Dla Kate też mogło być to niebezpieczne, bo w końcu jej choroba nie minęła, a na pewno nie chciałaby, żeby cała szkoła się o tym dowiedziała.
  - Hej wszystkim. - do szatni weszła zdyszana Lily. Widać, żeby była po długim biegu.
  - Hej, Lil. - powiedziałyśmy jednocześnie razem z Kate.
  - Nawet nie wiecie jak bardzo się spieszyłam. Zapomniałam nastawić sobie budzika i obudziłam się za późno.
  - Gdzieś już słyszałam tą historię. - powiedziałam uśmiechając się do Kate porozumiewawczo mając na myśli jej brata. - Chyba wszyscy nie mogą przestawić się po tym leniwym tygodniu.
  - Oj tak, był zdecydowanie leniwy. - uśmiechnęła się Lily pospiesznie wyjmując ubrania z przepakowanej torby.
  Po 15 minutach Zayn wszedł do szatni zapraszając całą grupę na salę. Jako rozgrzewkę kazał przebiec nam pięć okrążeń co robił zawsze, dlatego nie było to dla żadnej z nas zaskoczeniem. W połowie drugiego okrążenia poczułam jak kręci mi się w głowie, dlatego przystanęłam na chwilę z boku, żeby nie przeszkadzać w bieganiu reszcie dziewczyn. Po chwili poczułam jak zaczynam tracić równowagę i nagle w płucach braknie mi tchu. Złapałam się więc kurczowo za szczebel drabinek, ale mimo to czułam jak zaczynam upadać. Potem podbiegł do mnie Zayn i podniósł mówiąc coś do mnie, ale sama nie wiedziałam co, ponieważ na moment straciłam kontakt z rzeczywistością. Czułam tylko jak gdzieś mnie niesie i krzyczy coś do Kate, a ona spanikowana wybiega z sali i biegnie przed siebie.
  - Hej Lucy, słyszysz mnie? Powiedz coś do mnie, nie zamykaj oczu.- słyszałam co chwilę, ale mimo to zamknęłam oczy, które zrobiły się strasznie ciężkie.
   Obudziłam się w pokoju pielęgniarki. Poznałam go po ścianach i niewielkiej szklanej szafeczce z lekami. Obok mnie siedziała Kate, a Zayn rozmawiał o czymś z pielęgniarką.
  - Obudziła się! - krzyknęła do brata i pielęgniarki. Oboje szybko znaleźli się koło mnie i zaczęli na zmianę wypytywać o różna rzeczy.
  - Brałaś jakieś leki, jesteś na coś chora? - pytała pielęgniarka.
  - Nie biorę żadnych leków i nie jestem na nic chora. - odpowiedziałam podnosząc się z leżanki na której byłam ułożona. - To było z przemęczenia, wczoraj za późno położyłam się spać, nic więcej. - powiedziałam szybko, bo doskonale wiedziałam czemu pojawiło się u mnie tak nagle złe samopoczucie. Wymiotowałam częściej niż powinnam. Po każdym posiłku jaki tylko zjadłam, a było ich naprawdę dużo i w dużych ilościach.
   Dwa lata temu, gdy zaczęła się u mnie bulimia miałam podobny przypadek, z tą różnicą, że niestety nie zdarzył się on wtedy raz a kilka. Potrafiłam stracić przytomność nawet cztery lub pięć razy w tygodniu, bo wymiotowałam naprawdę często. Mama w pewnym momencie zaczęła się o mnie poważnie martwić i zabrała mnie na badania, ale oprócz przyjmowania magnezu w tabletkach lekarz nie zalecił mi nic, ani nic nie podejrzewał, bo uwierzył w moją historię, że to wina przemęczenia. Jednak ani pielęgniarka ani Zayn nie uwierzyli mi w to co im powiedziałam. Kate również zaczęła patrzeć na mnie powątpiewająco. Nie wiedziała o mojej bulimii. Ani ona ani Lily. Nikt poza mną samą i chciałam, żeby tak zostało, w końcu po co mają się niepotrzebnie stresować?
  - Nie wydaje mi się Lucy, lepiej powiedz nam prawdę. Brałaś coś wczoraj, a może przyjmujesz regularnie jakieś leki szkodzące twojemu zdrowiu? - wypytywała pielęgniarka.
  - O co mnie pani podejrzewa? -  zapytałam zdenerwowana. Brakowało jeszcze tego, żeby szkolna pielęgniarka zaczęła podejrzewać mnie o branie narkotyków. Co to to nie. Pierwszy raz zapaliłam marihuanę z Louisem i nic poza tym. Nie pozwolę, żeby ta kobieta próbowała mnie w coś wrobić. To niedorzeczne.
  - O nic cię nie podejrzewam, chcę się tylko dowiedzieć powodu twojej nagłej utraty przytomności.
  - Już pani powiedziałam, to przez zmęczenie, znam siebie i swój organizm.
   Pielęgniarka mimo moich zapewnień nadal stała nade mną nieprzekonana. Powiedziała, że najlepiej będzie jak powiadomi o tym moją mamę, jednak na całe szczęście do całej dyskusji wtrącił się Zayn, które powiedział, że to nie będzie konieczne, ponieważ on osobiście wszystko załatwi. Mimo, że pani Lindgren była na początku do tego pomysłu niechętna to w końcu po dłuższych namowach zgodziła się i pozwoliła opuścić mi swój gabinet.
  - Dzięki. - powiedziałam do Zayna, gdy byliśmy w drodze powrotnej do sali gimnastycznej. - Ta szurnięta pielęgniarka na pewno zrobiłaby z tego jakąś sensację gdyby nie ty.
  - Może powinna. - spojrzał na mnie.
  - Co masz na myśli?
  - To nie jest z przemęczenia. Wiem to i nie wciśniesz mi bzdur, pogadamy sobie po lekcji.
  - Ale Zayn... - zaczęłam, ale on wszedł bez słowa więcej do sali i zostawił mnie nie pozwalając mi nawet na dokończenie zdania.
  - Lucy, powiedz mi o co chodzi? Przecież zawsze mówiłyśmy sobie o wszystkim. - Kate spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem przystając w kącie sali.
  - Już mówiłam, że to było z przemęczenia. Niczym się nie przejmuj. - uśmiechnęłam się do niej, najlepiej jak potrafiłam.
  - Kate, gramy teraz w siatkówkę, idź się ustawić, a ty Lucy, usiądź na ławce. - polecił nam Zayn, przerywając naszą rozmowę.
   Ucieszyłam się z takiego obrotu spraw, bo dzięki temu, że Kate musiała iść ja nie musiałam się już więcej z niczego tłumaczyć, chociaż dobrze wiedziałam, że ona i tak mi nie odpuści i chyba tak samo jak jej brat. Oboje byli uparci. Na pierwszy rzut oka było widać, że są rodzeństwem.
   Kiedy usiadłam na ławce widziałam jak Kate rozmawia jeszcze z Zaynem, a potem przytula się do niego. Gdy ustawiła się już przed siatką zaczepiła ją Lily i obie zaczęły rozmawiać co chwilę ukradkiem zerkając na mnie. Obie miały bardzo zmartwione miny przez co zrobiło mi się ich szkoda. Nie chciałam, żeby moje przyjaciółki musiały się mną zadręczać, i nie chciałam też, żeby prawda o mnie wyszła na jaw, dlatego podczas lekcji wymyślałam nowe kłamstwo, które mogłoby je bardziej przekonać tak samo jak Zayna, który kazał zostać mi po lekcji i z nim porozmawiać. Rozmowy z nim obawiałam się najbardziej, bo jako student Akademii Wychowania Fizycznego wiedział co nieco o chorobach co mogłoby go doprowadzić na właściwy trop, dlatego musiałam wymyślić coś naprawdę dobrego.
   Po skończonej lekcji Kate podeszła do Zayna zaczynając z nim o czymś rozmawać odchodząc nieco na bok, dlatego uznałam to za zielone światło i wyszłam z sali niezauważenie ciesząc się w duchu, że udało mi się uniknąć rozmowy z Zaynem. Moja radość nie trwała jadnak długo. Poczułam jak czyjaś ręka odciąga mnie na bok, a potem zostałam wprowadzona do kantorka wf-isty.
   Zayn polecił mi usiąść na krześle, a drugie stojące obok mojego zajął on. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nie miałam pojęcia czemu to ma służyć. Czy to jedna z jego metod, żebym zaczęła z nim rozmawiać, czy może po prostu nie wie jak powinien zacząć tak, żeby mnie nie spłoszyć. W każdym bądź razie po chwili zreflektował się i zaczął rozmowę, która dla mnie ciągnęła się godzinami i w czasie której zerkałam co kilka minut na drzwi marząc o tym, żeby ktoś wszedł tu w tej chwili i mnie wydostał.
  - Wiem o tym, że nie mówiłaś wtedy prawdy i domyślam się jaki był prawdziwy powód twojego nagłego omdlenia. - zaczął. - Ale zanim ci to powiem dam ci szanse na to, żebyś mi się sama do tego przyznała.
   Przyznam, że to co powiedział trochę mnie przestraszyło, ale mimo to nie miałam zamiaru mówić Zaynowi o swoim szkodliwym uzależnieniu, przez które mój stan zdrowia nie jest najlepszy. Przez ostatnie tygodnie bardziej go polubiłam i zaczęliśmy ze sobą więcej rozmawiać, ale to nie oznaczało, że nagle będę zwierzała mu się ze wszystkiego. Nie należałam do tych osób i nie miałam zamiaru do nich należeć.
  - Chyba pomyliłeś mnie z Kate. - powiedziałam odważnie.
  - Kate to Kate. Ona mówi mi zawsze o wszystkim, dlatego, że jestem jej starszym bratem, a od ciebie oczekuje, że powiesz mi tylko o tej jednej rzeczy. Nic więcej.
  - Nie wiem o jakiej rzeczy mówisz. - brnęłam dalej.
  - A mówi ci coś słowo bulimia?
  Zamarłam. Domyślił się, ale jak? Kate mu powiedziała? Ale przecież ona też nie wie. Nikt nie wie, więc jak się tego dowiedział?
  - Nie wiem o czym mówisz. - powtórzyłam głucho nie chcąc się od razu zdradzać. Przecież to są tylko jego domysły. Nie ma pewności czy są prawdziwe i nie będzie jej mieć.
  - Myślę, że jednak wiesz. - Zayn również szedł ze mną w zaparte. - Dlaczego zwyczajnie nie pozwolisz sobie pomóc?
  - Bo nie ma w czym.
  - Jesteś uparta. - stwierdził.
  - Zupełnie jak ty. - odpyskowałam. - Mogę już sobie pójść? Ta rozmowa nie ma żadnego sensu.
  - Zrozum, że potrzebujesz pomocy. Bulimia jest chorobą na tle psychicznym. Jeżeli ją zignorujesz i pozwolisz dalej jej nad sobą panować może się to dla ciebie skończyć o wiele gorzej niż dzisiaj.
  - Dziękuje za rady Zayn, ale nie będą mi one potrzebne. - powiedziałam, a potem szybko wstałam z krzesła i wyszłam z kantorka trzaskając za sobą drzwiami.
  Kiedy tylko weszłam do szatni Kate i Lily od razu zaczęły mnie o wszystko wypytywać, ale kiedy nie powiedziałam nic więcej co przed chwilą Zaynowi obie odpuściły i bez słowa odeszły. Na przerwie podeszło do mnie jeszcze kilka dziewczyn wszystkie pytające o to samo. Żałowałam wtedy, że nie mogę wrócić do czasów, zanim stałam się popularna i nikogo nie obchodziło co się ze mną dzieje, bo w tym momencie tak by było wygodniej. Na następnej przerwach próbowałam porozmawiać z Kate, ale ona siedziała w kawiarni z Naomi i Judie popijając miętową herbatę, a później poszła do swojego brata, którego nie chciałam już widzieć ani tym bardziej z nim rozmawiać, dlatego zdecydowałam się nie iść za nią. Lily również zdawała się mnie nie zauważać. Obie były na mnie widoczne złe za to, że nie chciałam powiedzieć im prawdy, ale nie mogłam i koniec. Stwierdziłam, że złość im w końcu przejdzie i już jutro wszystko wróci do normy, dlatego nie zamartwiałam się już tym więcej.
   W końcu rozległ się dzwonek kończący lekcje. Z ulgą udałam się do szatni, a potem wyszłam na parking, gdzie już stał samochód Louisa. Z radością ruszyłam w jego stronę, ale zatrzymałam się na widok Zayna stojącego przy aucie mojego chłopaka. Z początku myślałam, że chce się z nim tylko przywitać i może umówić na jakiś męski wieczór, ale kiedy usłyszałam jak wypowiada moje imię zdenerwowałam się, bo wiedziała już o czym rozmawiają. Zayn zawiadamiał Louisa o wszystkim co się dzisiaj stało i najprawdopodobniej dzielił się z nim też swoimi podejrzeniami, bo Lou nie miał za ciekawej miny. Nie mogłam już dłużej na to patrzeć, dlatego wyszłam zza rogu i zdenerwowana jak nigdy dotąd do nich podeszłam.
  - To prawda co mówi Zayn? Zemdlałaś dzisiaj na jego lekcji? - od razu wypalił Louis.
  - Tak, to prawda, ale mówiłam już wszystkim, że to z przemęczenia. - wycedziłam patrząc ze złością na Zayna.
  - Dlaczego denerwujesz Louisa opowiadając mu swoje brednie? Myślałam, że to między sobą już załatwiliśmy. - zwróciłam się do niego.
  - Nic nie zostało załatwione i dobrze o tym wiesz. Wyszłaś trzaskając drzwiami i sama zakończyłaś rozmowę.
  - Bo kłamiesz! - wykrzyknęłam tupiąc nogą. Miałam gdzieś to, że wokół nas zebrało się już kilka osób przypatrujących się całej sytuacji. Chodziło mi tylko o to, żeby pozbyć się Zayna i przekonać Louisa, żeby nie wierzył w żadne jego słowo.
  - Dobrze wiesz, że to co mówię to prawda tylko boisz się do tego przyznać.
  - Nie mieszaj się w nie swoje sprawy. - syknęłam.
  - Czyli to co on mówi to prawda? - odezwał się Louis, który przez cały czas z uwagą przysłuchiwał się naszej kłótni.
  - Nie. - odparłam. - Zayn coś sobie ubzdurał, bo jest taki sam jak jego siostra. Musi wszystko wiedzieć niezależnie od tego, czy druga osoba tego chce czy nie.
  - Nie mieszaj w to teraz mojej siostry! - krzyknął Zayn.
  - Oh uderzyłam w twój czuły punkt? - zaśmiałam się sarkastycznie. - Nie martw się ona też zawsze cię broni. Jesteście tacy sami.
   Wiedziałam, że w tamtym momencie ostro przegięłam. Sytuacja Zayna i Kate była trudnym tematem od zawsze. Zayn zawsze dbał o siostrę jak o swoją własną córkę, a gdy ktokolwiek odważył powiedzieć o niej chociaż jedno złe słowo kończył marnie. Mimo to nie przejęłam się tym. Zostawiłam Zayna i wsiadłam do samochodu nakazując Louisowi, żeby zrobił to samo.
  - Co ty wyprawiasz? - zapytał wściekły wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.
  - O co ci chodzi?
  - Czemu naskoczyłaś tak na Zayna i czemu nie mówisz mi prawdy? Kiedy miałaś zamiar mi o tym powiedzieć, jak długo to trwa? - zasypywał mnie pytaniami.
  - Możemy nie rozmawiać o tym w samochodzie? - zapytałam znużona.
  - Jasne. - syknął i skręcił w boczną uliczkę prowadzącą do jego domu.
   Wiedziałam jak to wszytko się rozpocznie i nawet byłam już na to psychicznie przygotowana. Wysiądziemy bez słowa z samochodu i wejdziemy do jego ogromnego domu, a gdy tylko Louis zamknie drzwi zacznie krzyczeć na mnie za to, że już na samym początku związku zaczynam mieć przed nim jakieś tajemnice, o których na dodatek dowiaduje się od brata mojej przyjaciółki. Wiedziałam również, że bez sensu będzie ukrywanie przed Lou moich tajemnic, ponieważ to nie doprowadzi do niczego dobrego, a tylko bardziej go rozzłości, a takiego nie lubiłam go oglądać. Najbardziej lubiłam gdy zdejmował z siebie koszulkę i mogłam popatrzeć się na jego mięśnie, ale na to chyba nie miałam dzisiaj co liczyć.
  - Wysiadaj. - warknął, gdy zaparkowałam autem na swojej posesji. Z ociąganiem wysiadłam z samochodu zostawiając w nim tylko swoją torbę i zabierając swój telefon do kieszeni. Poczłapałam za Louisem, gdy szedł do drzwi i weszłam do środka nawet nie rozbierając się i zostając w holu w oczekiwaniu na rozpoczęcie jego tyrady.
  - Zdejmij kurtkę i wejdź do środka. - powiedział patrząc na mnie wyczekująco.
  - Nie widzę w tym sensu. - mruknęłam. - Lepiej zacznij na mnie krzyczeć teraz dopóki jestem na to przygotowana.
  - Nie będę na ciebie krzyczeć. - oświadczył zmieniając głos na dużo łagodniejszy niż wcześniej. - Tylko rozbierz się i wejdź do środka.
   Wywróciłam oczami i zrobiłam to o co prosił mnie Louis. Zaskoczył mnie nagłą zmianą swojego zachowania, ale ucieszyłam się z tego powodu, bo w końcu chyba nikt nie lubi kiedy się na niego krzyczy. Gdy moja kurtka wisiała już na wieszaku, a buty stały na półeczce obok jego weszłam w głąb wielkiego domu i skierowałam się do salonu z mnóstwem wielkich okien oświetlających światłem słonecznym całe pomieszczenie łącznie z wbudowaną kuchnią.
  - Usiądź. - polecił mi wskazując na fotel.
  - Nie chcę. - odparłam krzyżując ręce na piersi.
  - Jak wolisz.
  - Możemy już zacząć tą rozmowę? Naprawdę chcę mieć to już z głowy. - westchnęłam.
  - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczął spokojnie Louis, uważnie mi się przyglądając. Źle się czułam z jego spojrzeniem, które wręcz mnie pożerało, by dowiedzieć się wszystkiego dlatego odwróciłam wzrok wbijając go w okno. - Ja powiedziałem ci o mojej siostrze, powiedziałem ci wszystko co chciałaś o mnie wiedzieć, więc dlaczego ty nie powiedziałaś mi czegoś tak ważnego o sobie? Myślałem, że związek opiera się na zaufaniu, ale jeżeli ty nie mówisz mi takich rzeczy to widocznie u nas tego nie ma.
  - A gdybym powiedziała ci, że jestem bulimiczką, która posiada wieczne kompleksy to dalej byś mnie kochał? Dalej chciałbyś ze mną być? - zapytałam powstrzymując łzy napływające mi do oczu. Nienawidziłam ich zupełnie tak samo jak siebie. Zdradzały moje wnętrze, które tak bardzo próbowałam ukryć. Chciałam grać kogoś takiego jak Kate. Bez uczuć, obojętna na wszystko, ale za każdym razem mi nie wychodziło i cholernie mnie to frustrowało. Nie wiedziałam jak Kate tak może. Jak może nie płakać i potrafić zachować kamienną twarz nawet w krytycznych sytuacjach. Ja tak nie potrafiłam.
  - Jak widzisz dowiedziałem się i nadal cię kocham. Kocham cię tak samo jak wczoraj, gdy się ze sobą kochaliśmy czy dzisiaj rano, gdy szliśmy razem za rękę i twoja choroba tego nie zmienia. Mam do ciebie pretensje tylko o to, że mi tego nie powiedziałaś.
  Pokiwałam głową nie wiedząc co powinnam teraz powiedzieć. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Czułam się podle zarówno przez to, że trzymałam tajemnice przed Louisem jak i przez to, że tak bardzo nakrzyczałam dzisiaj na Zayna, który chciał mi tylko pomóc i w dodatku obraziłam swoją przyjaciółkę, a jego ukochaną siostrę. Nie mogłam sobie tego wybaczyć, czułam się z tym jak potwór.
  - Powiesz mi jak długo to trwa? Dlaczego to robisz?
  - Zaczęło się dwa late temu. - wydusiłam drżącym od płaczu głosem. - Nie akceptowałam siebie, zaczęłam dostrzegać swoje wady. Nie cierpiałam swojej figury i swojego ciała, chciałam to zmienić, ale każda moja próba przejścia na dietę kończyła się tak samo dlatego postanowiłam sięgnąć do bardziej drastycznych metod. Czytałam w internecie, że to jest bezpieczne i można całkiem sporo schudnąć, dlatego postanowiłam spróbować. Ale zabrnęłam za daleko. Wymiotowałam częściej niż miałam zaplanowane. Zaczęły się u mnie pierwsze omdlenia i złe samopoczucie, przesadziłam. W końcu zaczęło robić się na tyle niebezpiecznie, że przestałam i obiecałam sobie, że już do tego nie wrócę.
  - Ale wróciłaś...
  - Tak. Na wyjeździe, kiedy Kate powiedziała o tym, że została fotomodelką, ale to nie jej wina tylko dawnego uzależnienia, które znów dało o sobie znać. Ono po prostu nigdy nie odpuszcza. Zapragnęłam być szczuplejsza między innymi dla ciebie. Chciałam, żebyś też mógł pochwalić się ładną, szczupłą i zgrabną dziewczyną jak Justin.
  - Ale przecież jesteś ładna, szczupła i zgrabna. - powiedział Louis przytulając mnie do siebie i ścierając moje łzy z policzków. - Dla mnie byłaś taka zawsze i taka będziesz nawet gdy urodzisz nam piątkę dzieci i będziesz z szóstym w ciąży.
   Zaśmiałam się. Być może Louis nie był nigdy mistrzem pocieszania, ale mimo to uwielbiałam gdy to robił tak samo jak uwielbiałam gdy mnie do siebie przytulał. Lubiłam być trzymana w jego ramionach. Czułam się tam bezpiecznie.
  - Chcesz z tym skończyć? - zapytał odsuwając mnie od siebie na niewielką odległość.
  - Chcę, ale to nie takie proste Louis. - westchnęłam wydostając się z jego objęć i zaczynając chodzić po pokoju. - To tak jak z narkotykami. W końcu się od nich uzależniasz i mimo, że chcesz z nimi skończyć to nie możesz, bo przy każdej możliwej okazji znów dajesz się skusić i przegrywasz z uzależnieniem.
  - Załatwię ci najlepszego psychologa w tym mieście, w najlepszej klinice i uwierz mi, że z tego wyjdziesz, Cały czas będę przy tobie.
  - Louis wiesz jakie to są koszty? - pokręciłam głową siadając w końcu na wygodnym fotelu. Muszę poprosić mamę, żeby załatwiła nam takie obicia, bo naprawdę wygodnie się na nich siedzi.
  - Wiem, ale jestem gotowy za wszystko zapłacić, bo chcę, żebyś była zdrowa i szczęśliwa.
  - Jestem szczęśliwa będąc z tobą. Liczę na to, że kiedyś mi się uda wyjść z bulimii i obiecuję ci, że będę starać się o to, żeby tak się stało. - zapewniłam Louisa posyłając mu szczery uśmiech.
  - Nie możesz walczyć z tym sama. Potrzebujesz pomocy specjalisty, a ja ci go załatwię. - powiedział pewnie, dumny z tego, że może mi pomóc.
  - Jak oddam ci potem te pieniądze?
  - Nie musisz mi ich oddawać. Mam ich wystarczająco dużo, a dla swojej dziewczyny zrobię wszystko.
  - Dziękuje. - powiedziałam wstając z fotela i wtulając się w Louisa. Przytulił mnie do siebie mocno, a potem pocałował czule w usta odgarniając mi następnie z oczu kosmyki włosów, które znów nieproszone pojawiły się na mojej twarzy.
  - Jeszcze dzisiaj poszukam ci najlepszej kliniki i psychologa, a resztę załatwimy najszybciej jak się będzie dało.
  - Doceniam to jak wiele dla mnie robisz. Chcę, żebyś wiedział, że bardzo cię za to kocham. - szepnęłam mu do ucha stając na palcach. Musiałam robić tak za każdym razem, gdy chciałam pocałować Lou lub powiedzieć mu coś na ucho z racji mojego niskiego wzrostu. On też był jednym z moich wielu kompleksów, ale teraz widziałam w nim zalety. Dzięki temu, że byłam niska, a Louis był ode mnie dużo wyższy czułam się przy nim bezpieczniej i mogłam wtulać się w jego tors, który był moją ulubioną częścią jego ciała. W końcu wysportowana klatka piersiowa to wizytówka każdego mężczyzny, a zwłaszcza takiego sportowca jakim był mój i nie zamierzałam go nikomu oddać.
  - Ja też cię kocham skrzaciku.
  - Skrzaciku? - uśmiechnęłam się podnosząc głowę do góry, żeby spojrzeć mu w twarz.
  - Tak, jesteś moim skrzacikiem. - odpowiedział również się uśmiechając i całując mnie w czoło.
  - To urocza nazwa. Też muszę jakąś dla ciebie wymyślić.
  - Przecież kiedyś wymyśliłaś, Luigi pamiętasz? Z tej bajki o samochodzikach.
  - Faktycznie. - przypomniałam sobie. - Luigi... pasuje do ciebie.Więc jesteś moim Luigim.
  - Mogę być kimkolwiek chcesz tylko nie nazywaj mnie tak za często. - mruknął zaczynając bawić się moimi włosami.
  - Dlaczego?
  - Nie wiem, po prostu sądzę, że do mnie nie pasuje.
  - Nie znasz się. - powiedziałam udając oburzoną, a później oboje się zaśmialiśmy.
   Poczułam się po raz kolejny naprawdę szczęśliwa i po raz kolejny zdałam sobie sprawę ile uśmiechu wniósł Lou do mojego życia mimo, że nasze pierwsze spotkanie o ile można je tak nazwać na pewno nie było idealne jak te w romantycznych filmach. Ale my tworzymy swój romantyczny film i mimo, że czasami są w nim dramatyczne sceny to zawsze kończy się szczęśliwie i to jest w tym wszystkim najważniejsze.
 Następny rozdział: 29 marca