*Louis*
Spanikowany wziąłem nieprzytomną Lucy na ręce i włożyłem ją do samochodu. Miała całe spodnie we krwi, która lała się z niej w dużych ilościach, a ja nie miałem pojęcia co może być tego przyczyną. Na całe szczęście szpital był niedaleko stąd i wiedziałem jak szybko do niego dojechać. Przez całą drogę trzęsły mi się ręce, wymijałem samochody z olbrzymią prędkością, kilka razy ktoś mnie obtrąbił, ale nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było życie Lucy. Bałem się, że w ułamku sekundy może je stracić.
Kiedy zobaczyłem budynek szpitala, zaparkowałem niedbale samochód i wyjąłem z tylnych siedzeń Lucy biegnąc z nią na rękach. Jej ciało było wiotkie, nie słyszała co do niej mówię i cały czas krwawiła. Gdy przeszedłem przez szklane drzwi szpitala, lekarka rozmawiająca z pacjentem widząc mnie od razu podbiegła i rozkazała personelowi przynieść nosze, na których zanieśli Lucy na oddział.
- Wie pan co stało się pacjentce? Co spowodowało nagłe krwawienie w okolicach intymnych?- spytała inna lekarka podchodząc do mnie z notesem w ręku.
- Nie mam pojęcia, rozmawialiśmy, ona się zdenerwowała, krzyknęła i nagle upadła tracąc przytomność. - wytłumaczyłem nadal trzęsąc się z przerażenia. - Ale ona nie umrze, prawda pani doktor? Uratujecie ją?
- Mamy taką nadzieję. - pokiwała głową i pobiegła w stronę krzątających się przy Lucy nerwowo lekarzy, których mogłem oglądać jedynie przez szybę.
Każdy z nich coś robił. Jeden przynosił ręczniki, inny zestawy do badań, a pulchna pielęgniarka podawała jakiś zastrzyk. Potem lekarka stojąca najbliżej Lucy lekarka zasłoniła ją parawanem przez co straciłem ją całkowicie z oczu nie wiedząc co się z nią dzieje.
Zrozpaczony usiadłem na krzesełku przed jej salą. Schowałem głowę w ręce i oddychałem głęboko. Wiedziałem, że już dawno straciłem Lucy, ale nie chciałem stracić jej w taki sposób. Na zawsze. Co chwilę dochodziły mnie krzyki lekarzy i pikanie różnych urządzeń co napawało mnie jeszcze większym strachem. Chciałem, żeby był już tego koniec, a Lucy przeżyła.
Miałem wrażenie, że tkwię na krzesełku przez godziny, kiedy nareszcie z sali wyszła lekarka, która przejęła ode mnie Lucy. Jak oparzony poderwałem się na równe nogi i z bijącym sercem podszedłem do kobiety.
- Co z moją dziewczyną? - miałem świadomość tego, że Lucy nie jest już moją dziewczyną, ale mimo to nadal tak ją nazywałem, ponieważ moja podświadomość najwyraźniej nie przyjęła do siebie faktu, że nie jesteśmy już razem.
- Jej stan jest już stabilny. Doszło u niej do poronienia nieodwracalnego. Krótko mówiąc jajo płodowe oddzieliło się na większym odcinku przez co doszło do skrętu szyjki macicy, stąd tak obfite krwawienie. - wytłumaczyła mi lekarka, jednak jedna rzecz kompletnie mi się nie zgadzała. Lucy nie była w ciąży, przecież powiedziała by mi o tym, nawet jeśli nie byliśmy już ze sobą.
- Czy pani mówi o dziewczynie, którą tu przyniosłem na rękach?
- Tak. - pokiwała głową. - Była w szóstym tygodniu ciąży. Bardzo mi przykro, był pan ojcem?
- Tak. Chyba tak. - odparłem głucho. Lucy była ze mną w ciąży? Czy to możliwe? Oczywiście, że tak, ale czemu mi o tym nie powiedziała i od kiedy o tym wiedziała? Może chciała usunąć ciąże jak Kate, której ostatecznie się to nie udało.
- Mogę się z nią zobaczyć?
- Tak, tylko proszę jej nie denerwować, musi odpoczywać i regenerować siły.
- Oczywiście.
Wszedłem do sali wcześniej zakładając na siebie płaszcz ochronny, który kazała założyć mi jedna z pielęgniarek. Lucy leżała z zamkniętymi oczami na szpitalnym łóżku nakryta kołdrą.
- Kochanie, to ja. - powiedziałem cicho, siadając na stołku przy jej łóżku. Lucy otworzyła oczy i spojrzała na mnie. - Wiem, że nie mogę cię już tak nazywać, ale...
- Byłam z tobą w ciąży, poroniłam. - wyszeptała przez łzy.
- Nie płacz, ważne, że przeżyłaś, jestem tu z tobą.
- Lou...
- Tak, Lucy? - spytałem unosząc głowę i spoglądając w jej zapłakane oczy.
- Kocham cię, chciałabym, żebyśmy znowu byli razem, ale...
- Ja też cię kocham i od samego początku...
- Daj mi dokończyć, - zażądała na co od razu umilkłem i pozwoliłem jej mówić.
- Chciałabym, żebyśmy do siebie wrócili, ale nie możemy, bo to ja zawiniłam. Zrobiłam coś przez co nie możemy być już razem.
- Nie rozumiem. - pokręciłem głową. - Co masz na myśli? O czym mówisz?
- Gdybym ci powiedziała, znienawidziłbyś mnie.
- Lucy, cokolwiek zrobiłaś możesz mi to powiedzieć, spróbujemy razem się z tym uporać. Zaufaj mi...
- Nawet jeżeli powiem ci, że wczorajszego wieczoru się z kimś przespałam?
- Co? - momentalnie podniosłem się z krzesła i przeczesałem ręką włosy. Lucy się z kimś przespała? To wydawało mi się niemożliwe, miałem nadzieję, że to był tylko żart lub czysto hipotetyczne pytanie, ale nie było.
- Z kim? - zapytałem głucho, stojąc nad jej łóżkiem.
- Z Zaynem. - odparła odwracając głowę w bok.
Chciało mi się jednocześnie krzyczeć, płakać i walić pięścią w ścianę ze złości. Zayn był moim przyjacielem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że zrobi mi coś takiego i prześpi się z moją dziewczyną, nawet jeśli Lucy już nie była moją dziewczyną.
Być może nie powinienem zostawiać jej w tej sytuacji, ale w tamtej chwili nie chciałem już na nikogo patrzeć tylko zostać sam, żeby poukładać swoje myśli., dlatego rzuciłem ciche ,,Muszę wyjść" i wyszedłem z sali, nawet nie oglądając się za siebie.
Gdy zostałem już sam, na pustym szpitalnym korytarzu uderzyłem nogą w krzesło, które przesunęło się w drugą stronę, a potem upadło. Byłem wściekły mimo, że wiedziałem o tym, że sam zrobiłem coś podobnego. Oczywiście mimo swojej skumulowanej wewnętrznej złości nie mogłem rozwalić całego szpitala, dlatego zdecydowałem się, by wykonać jeden krótki telefon, a osoba, która go odbierze zrobi za mój worek treningowy.
- Hej, Zayn. - przywitałem się, gdy mój były przyjaciel odezwał się po drugiej stronie linii.
- Hej, Louis, jak leci? - spytał, kompletnie nie przeczuwając, że za chwilę pożałuje tego, że zaciągnął do swojego łóżka Lucy.
Spanikowany wziąłem nieprzytomną Lucy na ręce i włożyłem ją do samochodu. Miała całe spodnie we krwi, która lała się z niej w dużych ilościach, a ja nie miałem pojęcia co może być tego przyczyną. Na całe szczęście szpital był niedaleko stąd i wiedziałem jak szybko do niego dojechać. Przez całą drogę trzęsły mi się ręce, wymijałem samochody z olbrzymią prędkością, kilka razy ktoś mnie obtrąbił, ale nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było życie Lucy. Bałem się, że w ułamku sekundy może je stracić.
Kiedy zobaczyłem budynek szpitala, zaparkowałem niedbale samochód i wyjąłem z tylnych siedzeń Lucy biegnąc z nią na rękach. Jej ciało było wiotkie, nie słyszała co do niej mówię i cały czas krwawiła. Gdy przeszedłem przez szklane drzwi szpitala, lekarka rozmawiająca z pacjentem widząc mnie od razu podbiegła i rozkazała personelowi przynieść nosze, na których zanieśli Lucy na oddział.
- Wie pan co stało się pacjentce? Co spowodowało nagłe krwawienie w okolicach intymnych?- spytała inna lekarka podchodząc do mnie z notesem w ręku.
- Nie mam pojęcia, rozmawialiśmy, ona się zdenerwowała, krzyknęła i nagle upadła tracąc przytomność. - wytłumaczyłem nadal trzęsąc się z przerażenia. - Ale ona nie umrze, prawda pani doktor? Uratujecie ją?
- Mamy taką nadzieję. - pokiwała głową i pobiegła w stronę krzątających się przy Lucy nerwowo lekarzy, których mogłem oglądać jedynie przez szybę.
Każdy z nich coś robił. Jeden przynosił ręczniki, inny zestawy do badań, a pulchna pielęgniarka podawała jakiś zastrzyk. Potem lekarka stojąca najbliżej Lucy lekarka zasłoniła ją parawanem przez co straciłem ją całkowicie z oczu nie wiedząc co się z nią dzieje.
Zrozpaczony usiadłem na krzesełku przed jej salą. Schowałem głowę w ręce i oddychałem głęboko. Wiedziałem, że już dawno straciłem Lucy, ale nie chciałem stracić jej w taki sposób. Na zawsze. Co chwilę dochodziły mnie krzyki lekarzy i pikanie różnych urządzeń co napawało mnie jeszcze większym strachem. Chciałem, żeby był już tego koniec, a Lucy przeżyła.
Miałem wrażenie, że tkwię na krzesełku przez godziny, kiedy nareszcie z sali wyszła lekarka, która przejęła ode mnie Lucy. Jak oparzony poderwałem się na równe nogi i z bijącym sercem podszedłem do kobiety.
- Co z moją dziewczyną? - miałem świadomość tego, że Lucy nie jest już moją dziewczyną, ale mimo to nadal tak ją nazywałem, ponieważ moja podświadomość najwyraźniej nie przyjęła do siebie faktu, że nie jesteśmy już razem.
- Jej stan jest już stabilny. Doszło u niej do poronienia nieodwracalnego. Krótko mówiąc jajo płodowe oddzieliło się na większym odcinku przez co doszło do skrętu szyjki macicy, stąd tak obfite krwawienie. - wytłumaczyła mi lekarka, jednak jedna rzecz kompletnie mi się nie zgadzała. Lucy nie była w ciąży, przecież powiedziała by mi o tym, nawet jeśli nie byliśmy już ze sobą.
- Czy pani mówi o dziewczynie, którą tu przyniosłem na rękach?
- Tak. - pokiwała głową. - Była w szóstym tygodniu ciąży. Bardzo mi przykro, był pan ojcem?
- Tak. Chyba tak. - odparłem głucho. Lucy była ze mną w ciąży? Czy to możliwe? Oczywiście, że tak, ale czemu mi o tym nie powiedziała i od kiedy o tym wiedziała? Może chciała usunąć ciąże jak Kate, której ostatecznie się to nie udało.
- Mogę się z nią zobaczyć?
- Tak, tylko proszę jej nie denerwować, musi odpoczywać i regenerować siły.
- Oczywiście.
Wszedłem do sali wcześniej zakładając na siebie płaszcz ochronny, który kazała założyć mi jedna z pielęgniarek. Lucy leżała z zamkniętymi oczami na szpitalnym łóżku nakryta kołdrą.
- Kochanie, to ja. - powiedziałem cicho, siadając na stołku przy jej łóżku. Lucy otworzyła oczy i spojrzała na mnie. - Wiem, że nie mogę cię już tak nazywać, ale...
- Byłam z tobą w ciąży, poroniłam. - wyszeptała przez łzy.
- Nie płacz, ważne, że przeżyłaś, jestem tu z tobą.
- Lou...
- Tak, Lucy? - spytałem unosząc głowę i spoglądając w jej zapłakane oczy.
- Kocham cię, chciałabym, żebyśmy znowu byli razem, ale...
- Ja też cię kocham i od samego początku...
- Daj mi dokończyć, - zażądała na co od razu umilkłem i pozwoliłem jej mówić.
- Chciałabym, żebyśmy do siebie wrócili, ale nie możemy, bo to ja zawiniłam. Zrobiłam coś przez co nie możemy być już razem.
- Nie rozumiem. - pokręciłem głową. - Co masz na myśli? O czym mówisz?
- Gdybym ci powiedziała, znienawidziłbyś mnie.
- Lucy, cokolwiek zrobiłaś możesz mi to powiedzieć, spróbujemy razem się z tym uporać. Zaufaj mi...
- Nawet jeżeli powiem ci, że wczorajszego wieczoru się z kimś przespałam?
- Co? - momentalnie podniosłem się z krzesła i przeczesałem ręką włosy. Lucy się z kimś przespała? To wydawało mi się niemożliwe, miałem nadzieję, że to był tylko żart lub czysto hipotetyczne pytanie, ale nie było.
- Z kim? - zapytałem głucho, stojąc nad jej łóżkiem.
- Z Zaynem. - odparła odwracając głowę w bok.
Chciało mi się jednocześnie krzyczeć, płakać i walić pięścią w ścianę ze złości. Zayn był moim przyjacielem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że zrobi mi coś takiego i prześpi się z moją dziewczyną, nawet jeśli Lucy już nie była moją dziewczyną.
Być może nie powinienem zostawiać jej w tej sytuacji, ale w tamtej chwili nie chciałem już na nikogo patrzeć tylko zostać sam, żeby poukładać swoje myśli., dlatego rzuciłem ciche ,,Muszę wyjść" i wyszedłem z sali, nawet nie oglądając się za siebie.
Gdy zostałem już sam, na pustym szpitalnym korytarzu uderzyłem nogą w krzesło, które przesunęło się w drugą stronę, a potem upadło. Byłem wściekły mimo, że wiedziałem o tym, że sam zrobiłem coś podobnego. Oczywiście mimo swojej skumulowanej wewnętrznej złości nie mogłem rozwalić całego szpitala, dlatego zdecydowałem się, by wykonać jeden krótki telefon, a osoba, która go odbierze zrobi za mój worek treningowy.
- Hej, Zayn. - przywitałem się, gdy mój były przyjaciel odezwał się po drugiej stronie linii.
- Hej, Louis, jak leci? - spytał, kompletnie nie przeczuwając, że za chwilę pożałuje tego, że zaciągnął do swojego łóżka Lucy.
- Lucy jest w szpitalu, mógłbyś przyjechać? - zapytałem, a reakcja Zayna była natychmiastowa.
- Lucy? Co jej się stało?
- Po prostu tu przyjedź.
- Będę za 10 minut. - odparł szybko, rozłączając się jako pierwszy.
***
10 minut później, Zayn rzeczywiście był już na miejscu ciągnąc za sobą Kate z czego nie byłem zadowolony, ponieważ oznaczało to dodatkowe utrudnienie. Jeśli tylko zobaczyłaby, że chcę uderzyć jej braciszka od razu stanęłaby w jego obronie co oznaczałoby, że Zayn nie dostanie za swoje.
- Co jest Lucy? - spytał stając obok mnie.
- Powiem ci za chwilę, Kate najlepiej będzie jeśli pójdziesz do Lucy, leży w sali naprzeciwko. - pokazałem jej chcąc jak najprędzej się jej pozbyć.
- Nawet nie powiedziałeś czemu tu jesteśmy. - zaznaczyła patrząc na mnie wyczekująco.
- Lucy ci powie, idź do niej i tak nie wejdziesz tam z Zaynem. Przy jej łóżku może stać tylko jedna osoba. - warknąłem robiąc się coraz bardziej zły z powodu przeciągającej się sytuacji.
W końcu Kate pokręciła głową i szybkim krokiem ruszyła we wskazanym wcześniej przeze mnie kierunku zostawiając mnie z jej bratem sam na sam.
- Więc co jej jest? Czemu wysłałeś do sali tylko moją siostrę? - zapytał niecierpliwie Zayn przystępując z nogi na nogę.
Zamiast jednoznacznej odpowiedzi wymierzyłem mu pięścią w twarz i chwyciłem ze złością za jego bluzę.
- Myślisz, że nie wiem co wczoraj się stało? - wysyczałem.
- O czym ty do cholery mówisz, człowieku? - Zayn próbował wyrwać się z mojego uchwytu.
- Przespałeś się z moją dziewczyną! To się stało! Lucy mi o wszystkim powiedziała! - krzyknąłem puszczając Zayna by wymierzyć mu kolejny cios, jednak nie zdążyłem i sam zostałem popchnięty na ścianę z podbitym okiem.
- Dziwisz się jej?! - krzyknął rozwścieczony Zayn idąc w moją stronę. - Nie chciała takiego kutasa jak ty, który ją zdradza z pierwszą lepszą panienką z imprezy.
- Co powiedziałeś?!
- Jesteś głuchy? - zaśmiał się Zayn.
Tego już było za wiele. Nie mogłem znieść tego jak mnie potraktował ani tym bardziej tego zignorować, więc już po kilku sekundach leżeliśmy obaj na podłodze okładając się pięściami.
- Miałem cię za przyjaciela, a ty posuwałeś za moimi plecami moją dziewczynę! - krzyknąłem, gdy zdobyłem chwilową przewagę.
- Nie posuwałbym jej gdybyś jej nie zdradził, a tak poza tym to wiesz co? Szkoda, że nie słyszałeś tego jak jęczy moje imię i jak jej było ze mną dobrze. - roześmiał się.
- Ty pieprzony kutasie! - krzyknąłem uderzając pięścią w wargę Zayna, która po chwili zaczęła krwawić.
- Panie ordynatorze tutaj! - rozległ się za nami krzyk którejś z pielęgniarek, a po chwili siłą zostaliśmy rozdzieleni przez mężczyznę w średnim wieku z tabliczką ,,Ordynator" na fartuchu.
- Ile wy macie lat panowie?! Co tu się dzieje?!
- Niech mnie pan puści, jeszcze mu porządnie nie wpieprzyłem! - krzyknąłem próbując wydostać się trzymany przez ordynatora, ale lekarz mimo swojego już nie młodego wieku miał siłę. Widocznie w tym szpitalu odbyła się już nie jedna taka bójka.
- To ja ci zaraz wpieprzę! - wrzeszczał Zayn odciągany przez pielęgniarkę, która nie miała tyle siły co ordynator, dlatego na pomoc przybiegła jej druga.
- To jest szpital a nie plac zabaw! - próbował przekrzyczeć nas lekarz. - Rose zabierz pana na salę, być może trzeba będzie zszyć mu wargę, a tego delikwenta wezmę ja. - rozporządził odciągając nas w dwie różne strony.
- Nie, ja nie idę! - próbowałem zapierać się nogami. - Jeszcze z tobą nie skończyłem Zayn!
- Doprawdy? Chcesz dostać ode mnie bardziej czy mam ci znów przelecieć dziewczynę, która nie jest już twoja?! - śmiał się, a ja czułem jak krew w moich żyłach zaczyna coraz bardziej buzować.
- Zayn! - przez korytarz biegła Kate, która widząc swojego brata w nieciekawym stanie od razu przylgnęła do niego próbując mokrymi chusteczkami zmyć krew z jego twarzy. - Co ci się stało? Dlaczego się biłeś? Bardzo cię boli?- pytała roztrzęsiona.
- Zapytaj się swojego ukochanego braciszka co robił wczoraj wieczorem! - krzyknąłem do Kate zanim ordynator wywlókł mnie z korytarza i wprowadził do oddzielnej sali.
*Lucy*
Kate wybiegła z mojej sali zaraz po tym, kiedy usłyszała krzyki Zayna i Louisa. Nie miałam pojęcia co tam się stało, ale wiedziałam, że na pewno nic dobrego, ponieważ hasła z dużą ilością niecenzuralnych słów na pewno nie były przyjacielskie. Podejrzewałam jedynie, że Zayn i Lou się pobili, jednak nie miałam co do tego pewności, a pielęgniarka dyżurująca na mojej sali nie chciała mnie wypuścić co bardzo mnie frustrowało.
- Powie mi pani chociaż co tam się stało? - zapytałam zdenerwowana.
- Oczywiście, kiedy tylko dostane informacje. Nie mogę tu pani zostawić ani innych pacjentów. - odparła zmieniając kroplówkę dziewczynie dwa łóżka dalej.
Zrezygnowana opadłam na poduszkę i chwyciłam za telefon wybierając numer do Louisa, jednak on nie odebrał mojego połączenia. Następną osobą była Kate, ale ona też nie odbierała swojego telefonu. Nie próbowałam więc już dzwonić do żadnego z nich, gdyż uznałam, że i tak nikt nie przyniesie to żadnego skutku. Jedyne co mi pozostało to czekać na jakąkolwiek informację lub na to, że pielęgniarka okaże się łaskawa i pozwoli mi wyjść na moment z sali, przez co eksplodowałam od środka z nerwów. Co jeśli Louisowi mocno oberwało się od Zayna i teraz będą musieli mu coś zszywać? A jeżeli to Zayn dostał za mocno i ktoś zawiadomi policję? Oboje znajdą się w nieciekawej sytuacji. To było pewne.
Wreszcie po ciągnących się w nieskończoność minutach do sali weszła Kate i usiadła przy moim łóżku trzęsąca się z nerwów. Widząc ją w tym stanie pielęgniarka od razu podała jej bezpieczne dla ciąży środki uspokajające wiedząc, że w tym stanie nie powinna się denerwować.
- Co tam się wydarzyło Kate? -spytałam, gdy kobieta odeszła zostawiając nas same.
- Zayn i Louis się pobili. Zayn jest teraz na zabiegu zszywania wargi, nie mogłam z nim wejść, a Louisa opatruje ordynator szpitala. - powiedziała uspakajając swój oddech.
- Jak mocno dostał?
- Mniej niż Zayn, ma tylko parę zadrapań i podbite oko.
- O mój Boże... - westchnęłam. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że obaj panowie nie ucierpieli za mocno. Mogło skończyć się to o wiele gorzej dla obojgu.
- Co robił wczoraj wieczorem Zayn? - spytała Kate wpatrując się we mnie twardym spojrzeniem.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przełykając nerwowo ślinę. Nikt się nie miał dowiedzieć o tym, co wczoraj się wydarzyło pomiędzy mną a Zaynem, a zwłaszcza Kate, która była jego siostrą, ale co mogłam zrobić, gdy zostałam praktycznie postawiona pod ścianą?
- Wiem, że wiesz co robił mój brat. - odparła zakładając nogę na nogę i nie spuszczając ze mnie swojego mrożącego wzroku.
- Obiecaj mi, że nie będziesz na mnie za to zła.
- Mów.
- Ja i Zayn... my... - to słowo nie chciało przejść mi przez gardło. Poczułam straszny wstyd przez to co zrobiłam i gdyby dało się cofnąć czas przysięgam, że postąpiłabym zupełnie inaczej. - Przespaliśmy się ze sobą.
Wyraz twarzy Kate o dziwo nie zmienił się. Zamiast zaskoczenia czy miliona pytań na ten temat wzięła głęboki oddech i wypuściła go, a ja milczałam czekając na jej ruch.
- Tak myślałam.
- Skąd ty...
- Czułam zapach twoich perfum na ubraniu Zayna, kiedy dzisiaj do mnie przyszedł. Kiedy tylko spytałam czemu nimi pachnie zmienił temat, co do niego nie podobne, a gdy drążyłam go dalej zaczął się jąkać. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Znam go lepiej niż on sam siebie.
- Jesteś za to na mnie bardzo zła? - odważyłam się spytać.
- Niby czemu? Oczywiście chciałabym dla mojego brata czegoś innego, ale on jest dorosły i sam decyduje o tym z kim się spotyka, z kim sypia i co robi. Ja mogę jedynie skomentować jego decyzje i nic więcej. - wzruszyła ramionami Kate.
- Jesteś za to na mnie bardzo zła? - odważyłam się spytać.
- Niby czemu? Oczywiście chciałabym dla mojego brata czegoś innego, ale on jest dorosły i sam decyduje o tym z kim się spotyka, z kim sypia i co robi. Ja mogę jedynie skomentować jego decyzje i nic więcej. - wzruszyła ramionami Kate.
- Czyli między nami jest wszystko w porządku?
- Tak. - pokiwała głową.
- Kate, przepraszam cię za to, że przes ostatni tydzień ignorowałam cię i zbywałam różnymi wymówkami. - zaczęłam przypominając sobie, że nasze relacje przez ostatni okres pozostawiały wiele do życzenia.
- Daj spokój. - machnęła ręką. - Teraz najważniejsza jesteś ty. Nawet nie zdążyłam spytać jak się czujesz.
- Fizycznie dużo lepiej, ale psychicznie nadal czuję utratę dziecka i te wszystkie pokomplikowane sprawy z Louisem.
- Chcesz do niego wrócić?
- Jeżeli on będzie chciał wrócić do mnie. - westchnęłam wlepiając wzrok w sufit.
Wcale nie zdziwiłabym się gdyby Louis oświadczył, że nie chce mnie już widzieć chociaż teoretycznie do zdrady z mojej strony nie doszło, ponieważ w dzień w który uprawiałam seks z Zaynem ja i Louis nie byliśmy parą od tygodnia.
- O wilku mowa. - powiedziała Kate odwracając się i patrząc na uchylające się drzwi przez które wszedł Lou. - Zostawię was. - dodała po chwili, podnosząc się ze swojego miejsca i kierując w stronę wyjścia.
- Bardzo boli cię oko? - zapytałam kiedy Louis zajął miejsce Kate obok mojego łóżka.
- Nie tak bardzo jak Zayna boli warga. Właśnie mu ją zszyli. - odparł, a na jego twarz wkradł się delikatny, zwycięski uśmiech.
- Naprawdę nie musieliście tego w ten sposób załatwiać.
- Dostał za swoje.
Przez chwilę między nami zapadła cisza. Chyba żadno z nas nie chciało się odezwać, ponieważ to oznaczałoby powrót do tematu mojej zdrady. Czułam, że ponoszę odpowiedzialność za bójkę Zayna i Louisa i to sprawiało, że psychicznie czułam się jeszcze gorzej.
- Chyba powinniśmy porozmawiać o nas. - odezwał się Lou po minutach stresującej ciszy. Na jego czole wystąpiły kropelki potu, a ręce powędrowały do jego grzywki zaczesując ją do tyłu.
- Chyba tak. - kiwnęłam głową.
- Będę potrafił ci wybaczyć to co zrobiłaś z Zaynem jeśli ty będziesz potrafiła wybaczyć mi moją zdradę. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc nie zdradziłaś mnie, bo nie byliśmy już razem.
- Ale nie powinnam tego robić.
- Zgadza się. Dlatego, czy przystajesz na moją propozycję?
Dla Louisa nie było oczywistym to, że jego propozycja jest dla mnie jak najbardziej mile widziana, dlatego bardzo denerwował się w oczekiwaniu na moją odpowiedź, a kiedy z moich ust padło słowo ,,tak" ucieszył się jak małe dziecko i pocałował mnie mocno w usta.
Patrząc na to z drugiej strony zrobiło mi się przykro z powodu Zayna. Widziałam jak bardzo chce się ze mną umówić i nie zależało mu tylko na tej jednej nocy. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystałam choć z boku w ten sposób to wyglądało, dlatego zdecydowałam porozmawiać z nim zaraz po tym, gdy Louis wyszedł z mojej sali.
- Chyba tak. - kiwnęłam głową.
- Będę potrafił ci wybaczyć to co zrobiłaś z Zaynem jeśli ty będziesz potrafiła wybaczyć mi moją zdradę. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc nie zdradziłaś mnie, bo nie byliśmy już razem.
- Ale nie powinnam tego robić.
- Zgadza się. Dlatego, czy przystajesz na moją propozycję?
Dla Louisa nie było oczywistym to, że jego propozycja jest dla mnie jak najbardziej mile widziana, dlatego bardzo denerwował się w oczekiwaniu na moją odpowiedź, a kiedy z moich ust padło słowo ,,tak" ucieszył się jak małe dziecko i pocałował mnie mocno w usta.
Patrząc na to z drugiej strony zrobiło mi się przykro z powodu Zayna. Widziałam jak bardzo chce się ze mną umówić i nie zależało mu tylko na tej jednej nocy. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystałam choć z boku w ten sposób to wyglądało, dlatego zdecydowałam porozmawiać z nim zaraz po tym, gdy Louis wyszedł z mojej sali.
Kiedy wchodził widziałam jego zszytą wargę i podobnie jak Louis, kilka zadrapań na twarzy, ale on zdawał się tym nie przejmować.
- Jak się czujesz Zayn? - spytałam.
- W porządku, już prawie mnie nie boli. - wzruszył ramionami. - Bardzo mi przykro z pwodu tego co się stało. Nie wiedziałem, że jesteś w ciąży.
- Teraz już nie. - westchnęłam.
- Lucy czy to przez to, że my...no wiesz - Zayn wbił we mnie przestraszony wzrok.
- Nie, spokojnie to nie przez to. - uspokoiłam go. - Nie wiedziałam o tym, że jestem w ciąży, a ostatnio bardzo się denerwowałam. Przez to doszło do poronienia.
- Naprawdę ci współczuję.
Posłałam w kierunku Zayna szczery uśmiech, a potem wzięłam głęboki oddech, by zacząć rozmowę, która na pewno nie należała do łatwych.
- Poprosiłam żebyś tu przyszedł, bo chciałam porozmawiać z tobą o wczorajszej nocy.
- Domyśliłem się. - powiedział.
- Nie zrozum mnie źle ani nie myśl, że cię wykorzystałam, bo naprawdę cię lubię Zayn, ale...
- Wiem co chcesz powiedzieć. - przerwał mi, odchylając się na krześle do tyłu. - Wracasz do Louisa.
Ze wstydem pokiwałam głową i odwróciłam wzrok w drugą stronę tak, żeby nie patrzeć w oczy Zayna. Nawet nie chciałam wyobrażać spbie tego co teraz o mnie myśli ani jak się czuje. Gdybym od samego początku wiedziała jak wszystko się potoczy nawet nie przychodziłabym do niego ani tym bardziej nie dawała na nic złudnych nadziei. Było mi go strasznie szkoda.
- Jest w porządku. Rozumiem twoją decyzję Lucy. - powiedział po chwili.
- Naprawdę?
- Tak. - pokiwał głową. - To ja to wszystko zacząłem. To ja pierwszy cię pocałowałem, powinienem wiedzieć, że ty i Louis prędzej czy później do siebie wrócicie. Nie mam pojęcia co wtedy myślałem.
- Cieszę się, że rozumiesz, Zayn. Mam nadzieję, że mimo wczorajszych wydarzeń między nami nadal będziemy mogli być przyjaciółmi? - zapytałam nieśmiało.
Wiem jak ten tekst może okropnie zabrzmieć dla osoby, której zależy na czymś więcej niż przyjaźń, ale nie chciałam przez swoją głupią decyzję tracić przyjaciela, z którym tak dobrze mi się rozmawiało i który zawsze był taki troskliwy. Oczywiście wiedziałam, że przez pierwsze dni najlepiej będzie jeśli zaprzestanę kontaktu z Zaynem by dać mu czas, a jednocześnie również sobie, by mógł wszystko poukładać w swojej głowie, jednak później...Miałam nadzieję, że wszystko wróci do normy.
- Nasze relacje nie ulegną zmianie, obiecuję. - uśmiechnął się delikatnie i wstał z krzesła. - Pójdę już, Kate czeka na mnie przed salą.
- Jasne.
Zayn szybko oddalił się w stronę wyjścia, a ja znów pozostałam sama. No może niezupełnie, ponieważ na sali razem ze mną przebywała pielęgniarka obecnie przeglądająca coś ma swoim telefonie i dziewczyna leżąca dwa łóżka dalej, która smacznie spała. Postanowiłam, że jej pomysł na zagospodarowanie czasu wcale nie jest taki zły i sama ułożyłam się w wygodnej pozycji by zasnąć i dać sobie chwilę odpoczynku od ostatnich rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, bo jak na tak nieduży odstęp czasu stało się ich naprawdę wiele.
***
Kilka dni później zostałam wypisana ze szpitala. Po powrocie do domu mama zrobiła pełno moich ulubionych potraw, a nawet wzięła w pracy kilka dni wolnego, by móc poświęcić mi więcej czasu. Bardzo poruszył ją fakt, że straciłam dziecko i zapewniała mnie po klika razy dziennie, że gdybym tylko potrzebowała z kimś o tym porozmawiać mogę na nią liczyć.
***
Kilka dni później zostałam wypisana ze szpitala. Po powrocie do domu mama zrobiła pełno moich ulubionych potraw, a nawet wzięła w pracy kilka dni wolnego, by móc poświęcić mi więcej czasu. Bardzo poruszył ją fakt, że straciłam dziecko i zapewniała mnie po klika razy dziennie, że gdybym tylko potrzebowała z kimś o tym porozmawiać mogę na nią liczyć.
Dzisiejsze popołudnie postanowiłam spędzić jednak w towarzystwie Louisa, a moja mama wykorzystała ten fakt i zaprosiła do nas Nicholasa. Ich związek wciąż kwitnie, a ja i Martin zastanawiamy się wspólnie, kiedy oświadczą nam, że zamierzają się pobrać.
- Lou ten film mi się nie podoba, przełącz go na coś innego. - zażądałam, gdy kolejna osoba została zabita w bardzo krwawy sposób przez kogoś z maską krzyka na twarzy.
- Wolisz oglądać te tendetne komedie? W tym filmie przynajmniej coś się dzieje. - zaprotestował zmieniając swoją pozycję na kanapie.
- W takim razie poróbmy coś innego. - powiedziałam sięgając po pilota i wyłączając film.
Louis westchnął cicho, a potem podniósł się z kanapy.
- Masz ochotę na zimny deser? Niedawno otworzył się tu ekologiczny sklep i kupiłem tam prawdziwe, dobrze przyrządzone lody. Kiedyś próbowałem robić je sam, ale nie bardzo mi to wychodziło.
- Więc nie potrafisz robić lodów? - zaśmiałam się, ponieważ na myśl przyszły mi właśnie dosyć zbreźne rzeczy. Pewnie powiecie, że kobiecie nie przystoi myśleć o czymś takim, ale moim zdaniem to kolejny dowód na to, że nie warto wierzyć w stereotypy. Kobiety potrafią być takie same jak mężczyźni i nie ma w tym nic dziwnego ani nadzwyczajnego.
Na początku Louis popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem próbując odgadnąć moje myśli, gdy mój śmiech nie ustawał, a później sam uśmiechnął się i z powrotem rzucił się na kanapę znajdując się nade mną.
- Jesteś zboczona. - mruknął całując moją szyję.
- Naprawdę? - zapytałam ze śmiechem.
- Tak, ale lubię to. Jeżeli chcesz możemy sie przekonać czy ty potrafisz zrobić loda. - ponowne sie uśmiechnął przechylając głowę w bok.
- Może innym razem. - odparłam.
- Czyli tego nie wykluczasz? - jego mina od razu zrobiła się weselsza i przepełniona nadzieją.
- Nie wiem, Lou, nie będę ci niczego obiecywać.
- Ale nie powiedziałaś nie, więc mam co świętować. - wyszczerzył się.
- Jesteś głupiutki, ale za to cię kocham. - powiedziałam czochrając jego grzywkę i całując w usta.
- Też cię kocham, Lucy i nigdy cię nie zostawię. A wiesz co to oznacza?
- Co to oznacza, Louis?
- Że urodzisz nam kiedyś gromadkę dzieci, a gdy one już dorosną wyprowadzimy się może do Włoch albo Hiszpanii by móc w spokoju przeżyć emeryturę.
- I założymy własną cukiernię z lodami własnej roboty. - dodałam.
- Ale tylko ja ją będę odwiedzać.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się wydostając się z pod ciała Louisa zwisającego nade mną i kierując się w stronę schodów na górę.
- Gdzie idziesz? - zapytał drepcząc tuż za mną.
- Do sypialni. Chcę sprawdzić jakie rzeczy u ciebie zostawiłam. - powiadomiłam go.
- Będziesz u mnie nocować?
- A chciałbyś?
- Oczywiście, że tak. Więc będziesz?
- Wszystko zależy od tego czy zostawiłam u ciebie jakieś ubrania. - zaśmiałam się wchodząc do sypialni.
Po naszej tygodniowej przerwie nie spodziewałam się w garderobie Louisa połowy swojej szafy jak było to kiedyś. Drugiego dnia po zerwaniu przyszłam do niego z wielką torbą na ramieniu, wparowałam do sypialni i pozabierałam wszystkie swoje ubrania, a także środki czystości pozostawione w łazience łącznie z kosmetykami. Zostawiłam mu także zapasowe klucze do jego domu, które dostałam od niego gdy zaczęłam pomieszkiwać tu po śmierci Lily, ale odebrałam je z powrotem już wczoraj.
- Nie ma tu za wiele. - stwierdziłam, gdy po przekopaniu półek, które należały do mnie znalazłam jedynie pogiętą, szarą bluzkę z krótkim rękawem.
- Zawsze możemy pojechać do ciebie i przywieźć część twoich rzeczy. - zaoferował Louis stojąc nade mną.
- To bez sensu. Po prostu dziś będę spać u siebie.
- Nie! - krzyknął natychmiast. - Ymm...to znaczy...w takim razie dam ci coś swojego.
- Louis, to urocze, że tak bardzo chcesz żebym została, ale twoje rzeczy są na mnie za duże, a nie będę zakładać brudnych z wczorajszego dnia. - uśmiechnęłam się całując go w czoło i wychodząc z garderoby.
- Upiorę ci je jeszcze tego samego dnia.
- Lou..
- Upiorę ci je i koniec kropka. Zostajesz u mnie. Nie lubię spać sam. - powiedział stojąc uparcie z założonymi rękami, a ja poddałam się i zgodziłam na to wyjście z sytuacji.
- Jesteś uroczy. -uśmiechnęłam się do niego.
- Hmm, wolę słowo seksowny. - stwierdził idąc w moją stronę i popychając mnie w stronę łóżka. - Wiesz co możemy teraz porobić? - zapytał gdy leżałam już pod nim.
- Tak?
- Możemy porobić bardzo niegrzeczne rzeczy.
- Jak bardzo? - spytałam z zalotnym uśmiechem.
- Baaardzo baaardzo niegrzeczne.
- To zabieraj się do roboty, kochanie. Tęskniłam za tym.
- Oh uwierz mi, że ja też. - roześmiał się słuchając się mojego polecenia i zdejmując ze mnie powoli części garderoby.
- Kocham cię. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
- Ja ciebie też.
Następny rozdział: 22 czerwca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz