sobota, 14 maja 2016

Rozdział 1


*Louis*
    Po tym jak potrąciłem jakąś dziewczynę, szybko zabrałem ją do samochodu i delikatnie rzuciłem ją na tylne siedzenia. Zastanawiałem się co z nią teraz zrobię, Miałem właśnie jechać na sylwestra z moimi kumplami: Justinem i Liamem, a tu nagle przed autem wyskoczyła mi ta laska. Postanowiłem, że zabiorę ją na razie do swojego domu, a później zadzwonię po chłopaków i poproszę ich o jakąś radę. Jedno było pewne. Nie mogę jej zostawić samej w moim domu, ani zostawić jej na ulicy. Dziewczyna mogłaby jeszcze powiedzieć o tym policji, kiedy się ocknie, a nie chciałbym mieć z nimi zatargów. Jeszcze tego by mi brakowało.
   Po 15 minutach drogi dojechaliśmy pod mój dom, a właściwie willę. Mam trochę kasy, nie zarabiam źle jako piłkarz mimo, że mam dopiero 22 lata. Chociaż przyznam, że to męczący zawód nie tylko pod względem ciężkich treningów. Nie mam praktycznie w ogóle prywatności, ale coś za coś. Liam i Justin też obracają się w tej branży co ja. Poznaliśmy się jakieś 3 lata temu, kiedy wszyscy dopiero co zaczynaliśmy naszą karierę. Od tej pory bardzo się ze sobą przyjaźnimy. Jesteśmy najlepszymi kumplami.
  Otworzyłem bramę i wjechałem na mój podjazd. Kiedy wysiadłem z samochodu, otworzyłem tylne drzwi i wziąłem na ręce nadal nieprzytomną dziewczynę. Jej kasztanowe włosy zwisały w dole, gdy ją niosłem. Z trudem otworzyłem drzwi z nią na rękach i pospiesznie położyłem ją na kanapie, a sam wyciągnąłem natychmiast telefon i wybrałem numer Justina. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się głos mojego przyjaciela
  - Siema stary, gdzie jesteś? Impreza zaraz się zaczyna, czekamy już na ciebie z Liamem
  - No właśnie Justin, mam pewne komplikacje z dojazdem. Możecie do mnie przyjechać? - zapytałem, spoglądając kątem oka na dziewczynę
  - O co dokładnie chodzi? Coś z twoim pierdzikółkiem nie tak?
  - Nie, po prostu potrąciłem jakąś laskę, ona jest teraz nieprzytomna, no i...
  - Co zrobiłeś?! - spytał z niedowierzaniem Justin - nie wierze Louis ty zawsze byłeś nieudany, ale żeby aż tak?
  - Dzięki - powiedziałem sarkastycznie - nie ważne po prostu wyświadcz kumplowi przysługę, przyjedź tu i mi pomóż
  - Dobra zaraz do ciebie przyjedziemy. Swoją drogą lepiej, żeby ta laska się obudziła jak najszybciej. Zepsuje nam tylko sylwestra.
 Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, Justin się rozłączył.
  Rzuciłem komórkę na blat w kuchni i poszedłem do dziewczyny. Jej oczy nadal były zamknięte. Dopiero teraz zauważyłem, że jest całkiem ładna. Chyba też, gdzieś się wybierała, bo miała na powiekach czarne kreski, pomalowane rzęsy, powieki i trochę podkładu czy jakiegoś innego gówna na twarzy. Nie znam się za bardzo na tych kosmetykach, dlatego nie odróżniam tych kobiecych smarowideł.
  Była ubrana w granatową, koronkową sukienkę przed kolano. Na nogach miała dopasowane, wysokie szpilki. Do tego była dosyć szczupła, więc nieźle się prezentowała. Gdybyśmy poznali się w nieco innych okolicznościach, może nawet bym na nią spojrzał, ale niestety ta cholerna dziewczyna musiała mi wyskoczyć przed maską samochodu. Miałem tylko nadzieję, że nie pokrzyżuje mi moich sylwestrowych planów.
  Po kilkunastu minutach czekania usłyszałem pukanie do drzwi. Za nimi stali oczywiście Justin i Liam z głupawymi uśmiechami na twarzy
  - Z czego się tak cieszycie matoły? - zapytałem, patrząc na nich złowrogo
  - Z ciebie - odpowiedział Liam - Tylko ty chyba potrafisz przejeżdżać ludzi w sylwestra
  - To nie jest zabawne - skwitowałem zapraszając ich gestem do środka
  - Właściwie to jak to się stało ? - spytał Liam, stając nad dziewczyną, leżącą na kanapie tak jak poprzednio. Nadal się nie przebudziła.
  - Jechałem spokojnie ulicą, no dobra może trochę za szybko, aż nagle wyskoczyła mi ona i zanim zdążyłem zahamować, potrąciłem ją, ale to nie moja wina. Mogła bardziej uważać gdzie przechodzi - wyjaśniłem.
  - Co z nią teraz zrobimy?
  - Myślałem, że wy mi powiecie, a właściwie to gdzie jest Justin?
 Oboje z Liamem rozejrzeliśmy się dookoła, aż zobaczyliśmy Justina grzebiącego w mojej lodówce.
  - Justin! Musisz jeść w takim momencie - skarcił go Liam
  - No co zgłodniałem - oburzył się, zamykając lodówkę i idąc w naszą stronę z kabanosami.
  - Chce ktoś? - zapytał nieśmiało potrząsając nam nimi przed twarzą.
  - Nie - odparliśmy jednocześnie z Liamem - Musimy wymyślić co z nią zrobimy.
  - Nie możesz jej tu zostawić, a my wrócimy na imprezę? - zasugerował Justin jedząc kabanosa
 W tym momencie dziewczyna, przeciągnęła się na kanapie otwierając oczy i od razu wykrzywiając się z bólu. Usiadła i rozejrzała się wokół siebie nie bardzo wiedząc chyba gdzie jest i co się tu dzieje. W duchu dziękowałem Bogu, że nareszcie się obudziła i nie będę musiał się już dłużej zastanawiać co mam z nią zrobić. Teraz wystarczy, że namówię ją, żeby siedziała cicho i nic nikomu nie powiedziała co się zdarzyło, potem odwiozę ją szybko do domu a sam pojadę z chłopakami na sylwestra.
  -  Gdzie ja do cholery jestem? - zapytała zdezorientowana.
  - U mnie w domu - odpowiedziałem jej - Tak jakby niechcący cię potrąciłem, bo weszłaś mi pod samochód, ale zapomnimy o tym odwiozę cię gdzie będziesz chciała i sprawa zamknięta. Tak poza tym to jestem Louis a to są moi kumple Justin i Liam - przedstawiłem się i pokazałem na chłopaków
  - Lucy - powiedziała niechętnie dziewczyna, patrząc na mnie podejrzliwie, a potem na Justina i Liama - Chcesz mi powiedzieć, że o mało co mnie nie zabiłeś, a teraz chcesz żebym o tym tak po prostu zapomniała?
  - Dokładnie - skwitowałem zadowolony. Do tej pory byłem przyzwyczajony, że wszystko uchodzi mi zawsze na sucho.
  - Nie ma mowy, ze wszystkim pójdę na policję! - wykrzyczała Lucy - wstając powoli z kanapy, ale od razu na nią siadła sycząc z bólu i łapiąc się za kostkę.
  - Wszystko w porządku? - zapytałem.
  - Chyba widzisz, że nie - odparła gniewnie.
 No tak, racja. To pytanie było bez sensu, to chyba było oczywiste, że nie jest w porządku, kiedy łapie się za kostkę.
  - Pokaż mi to - powiedziałem i zdjąłem z nogi Lucy jednego buta. Miała rzeczywiście strasznie opuchniętą kostkę. Nie wyglądało to dobrze.
  - Może lepiej będzie, jak zawiozę cię do szpitala, tam ci coś na to poradzą - zaproponowałem oglądając jeszcze jej kostkę.
  - Patrz Liam, nasz przyjaciel Louis bawi się w doktorka - zaśmiał się Justin, a za nim Liam
  - Czy możecie się zamknąć ? Próbuje jej pomóc - powiedziałem odwracając się w ich stronę i zabijając tych głupków spojrzeniem. Czy oni zawsze muszą ze wszystkiego żartować ? Naprawdę, Bóg stwarzając ich zapomniał im chyba dać chociaż odrobinę rozumu.
  - Jak na moje oko to chyba ma skręconą kostkę - powiedział z dumą Liam.
  - No co ty ?
  - A jak na moje oko to dochodzi 23 i musimy jechać na imprezę bo wyjdzie dupa z sylwestra - powiedział Justin spoglądając ze zniecierpliwieniem na zegarek.
* Lucy *
  Siedziałam na kanapie i przysłuchiwałam się rozmowie tych trzech idiotów. Zaniepokoiło mnie kiedy ten blondyn (chyba nazywa się Justin z tego co pamiętam) powiedział, że jest dochodzi już 23. Kate i Lily na pewno się o mnie martwią, muszę do nich natychmiast zadzwonić, niech mnie stąd wyciągną, bo dłużej tu nie wytrzymam. Dlaczego to musiało się zdarzyć akurat mnie? Wychodzi na to, że jestem w pomieszczeniu z trzema kompletnymi debilami, chociaż ten jeden - Louis jest całkiem przystojny. Co ja wygaduję, przecież on o mało co mnie nie zabił !
Korzystając z okazji, kiedy cała trójka się o coś wykłócała wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Kate. Niemal od razu moja przyjaciółka odebrała
  - Lucy, gdzie ty do cholery jesteś?! Myślałyśmy, że ktoś cię gdzieś potrącił i nie żyjesz ! Co się z tobą stało?! - krzyczała przez telefon zdenerwowana Kate.
  - Cóż w pewnym sensie to macie rację, Jakiś idiota mnie potrącił samochodem, a teraz siedzę u niego w domu z jego dwoma równie świrniętymi kolegami - powiedziałam spokojnie.
  - Co?! Żartujesz ze mnie?  Nic ci nie jest? Gdzie ten baran mieszka, zaraz zrobię z nim porządek.      Przywita się z moją pięścią, obiecuje ci
  Zaśmiałam się z gróźb Kate, zawsze tak mówiła jak ktoś ją zdenerwował
  - Spokojnie nic mi nie jest, poza tym, że mam chyba skręconą kostkę i nikt nie będzie witał się z twoją pięścią, po prostu po mnie przyjedź, bo nie dam rady przebywać tu dłużej.
  - Zaraz będę, tylko powiedz mi gdzie jesteś.
No właśnie gdzie ja jestem? Nagle w moją stronę odwrócił się Louis z trochę wystraszoną miną
  - Z kim rozmawiasz, Lucy? - zapytał ostrożnie. Chyba bał się, że rozmawiam z policją, chociaż swoją droga powinnam to zrobić.
  - Kate zaraz oddzwonię - powiedziałam cicho do słuchawki i rozłączyłam się. Zanim odpowiedziałam cokolwiek Louisowi zakręciło mi się strasznie w głowie, przed oczami zrobiło mi się ciemno i poczułam jak z powrotem opadam na miękką kanapę
                                                                           ***
No to dobiegliśmy do końca pierwszego rozdziału!  Mamy nadzieję, że się podobało!
czytasz = komentujesz, zachęca to nas wtedy do działania.
Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz