piątek, 20 maja 2016

Rozdział 2


*Lucy*
  Obudziłam się w jakimś obcym miejscu, ale nie był to dom Louisa. Wokół mnie były białe ściany i jakaś stara komoda. Do tego okropnie bolała mnie głowa, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły jakimś tępym narzędziem. Przez moment myślałam nawet, że to wszystko nie dzieje się naprawdę i to jedynie jakiś realistyczny sen, ale z moich rozmyślań wyrwała mnie pielęgniarka, która weszła do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
  - Widzę, że już się obudziłaś złotko, twój narzeczony bardzo się o ciebie martwił - powiedziała patrząc na mnie z politowaniem.
  - Co do cholery? Jaki narzeczony, ja nie mam żadnego narzeczonego - powiedziałam zdezorientowana.
  O kim ta pielęgniarka mówiła? Może coś jej się pomyliło, ale najbardziej zastanawiało mnie to jakim cudem się tutaj znalazłam. Z moich obserwacji wynika, że najprawdopodobniej znajduję się w szpitalu, inaczej nie leżałabym na łóżku i nie byłoby tu przy mnie tej pielęgniarki, dlatego skoro już tu jest postanowiłam się od niej czegoś dowiedzieć.
  - Może mi pani powiedzieć jak się tutaj znalazłam?
  - No tak, pewnie niewiele pamiętasz. Więc przywiózł cię tu jakiś mężczyzna o brązowych włosach, średniego wzrostu. Podawał się za twojego narzeczonego. Powiedział też, że uderzyłaś się bardzo mocno o regał, po czym zemdlałaś. Lekarze mówią, że miałaś delikatny wstrząs mózgu, ale ja za wiele nie mogę ci nic powiedzieć. Wiem jedynie, że twój stan nie jest poważny i za niedługo powinnaś opuścić szpital.
  Czy ona mówiła o Louisie? Dlaczego podał się za mojego narzeczonego skoro nim nie jest? I czy to przez ten wypadek miałam wstrząs mózgu? Ale chyba powinam wcześniej poczuć, że coś jest ze mną nie tak. Cholera, ale mnie ta kroplówka irytuje. Zresztą nieważne, muszę z nim natychmiast porozmawiać i dowiedzieć się o co tutaj do cholery chodzi. Pamiętam jedynie, że po tym jak mnie potrącił. obudziłam się w jego domu przy dwóch jego niezbyt mądrze wyglądających kolegach.
  - W porządku, niech pani go poprosi, muszę z nim porozmawiać - oznajmiłam.
Na szczęście pielęgniarka nie pytała mnie o nic i tylko skinęła głową.
  - Za chwilę będę musiała przyjść i zmienić ci kroplówkę, w zasadzie miałam to zrobić już teraz, ale domyślam się, że chcielibyście być sami - powiedziała na odchodne i wyszła z mojej sali zapewne po Louisa.
  Po chwili do sali wszedł zmieszany chłopak, uśmiechając się niewinnie do pielęgniarki zanim ponownie wyszła. Potem powolnym krokiem podszedł do mojego łóżka.
  - Więc... yyyyy jak się czujesz? - zapytał, wbijając wzrok w ziemię i co chwilę niepewnie na mnie spoglądając
  - W porządku, chcę tylko od ciebie sensownych wyjaśnień i to natychmiast. Co się tu dzieje i dlaczego ta kobieta powiedziała mi, że podałeś się za mojego narzeczonego?! - krzyknęłam na niego zdenerwowana.
  - Nie złość się na mnie, ale musiałem tak powiedzieć, żeby lekarze powiedzieli mi coś o stanie twojego zdrowia. Kiedy znowu zemdlałaś w moim domu to się trochę przestraszyłem - tłumaczył się skruszony Louis.
  - Dlaczego zemdlałam?
  - Pewnie przez ten wypadek. Mogłaś na początku nie odczuwać bólu głowy, bo byłaś oszołomiona, ale nie mogłem powiedzieć lekarzom prawdy, dlatego skłamałem, że się uderzyłaś o komodę. Błagam zrobię co zechcesz tylko nic im o mnie nie mów. Nie mogę mieć problemów z policją, to może zaszkodzić mojej karierze i reputacji. Trzymaj się mojej wersji wydarzeń i oboje na tym skorzystamy.
  - Nic mnie nie obchodzi twoja zasrana kariera ani reputacja! Człowieku ty mnie mogłeś zabić! - uniosłam się.
  - Ale nie zabiłem! - krzyknął również Louis.
  - Już postanowiłam - powiedziałam twardo, maksymalnie na niego zła - Kiedy tylko stąd wyjdę, idę na policję.
 Louis westchnął ciężko.
  - Dobra, ile chcesz kasy?
  Myślałam, że się chyba przesłyszałam. Czy on proponował mi pieniądze w zamian za milczenie? Chciał mnie tak zwyczajnie przekupić? Za kogo ten człowiek się uważa? Muszę mu chyba jasno dać do zrozumienia, że mnie się nie da przekupić. Będę nieugięta w swojej decyzji, on musi za wszystko odpowiedzieć bez względu na nic.
*Louis*
  Jak ta dziewczyna mnie denerwuje. Czy ona do jasnej cholery nie wie kim ja jestem? Jeżeli ona pójdzie z tym na policję, gazety i media mnie obsmarują. Już widzę nagłówek portali plotkarskich: LOUIS TOMLINSON O MAŁO CO NIE ZABIŁ NIEWINNEJ DZIEWCZYNY W SYLWESTRA. Po prostu genialnie. Dlatego pomyślałem, że da się przekupić kasą, jednak jej odpowiedź zupełnie mnie zbiła z tropu.
  - Jeżeli myślisz, że możesz mnie kupić jak jakąś rzecz Louis, to się grubo mylisz, więc jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia to możesz opuścić to pomieszczenie, bo marnujesz tylko swój czas.
  Już miałem odpowiedzieć coś Lucy, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałem i szybkim krokiem poszedłem do wyjścia.
  - I lepiej załatw sobie dobrego adwokata - dodała na odchodne ze złośliwym uśmiechem.
 Rozwścieczony wyszedłem z sali i poszedłem w stronę Liama i Justina.
  - Co jest stary? - zapytał mnie od razy Liam.
  - Szkoda gadać - powiedziałem przez zaciśnięte zęby - Jedziemy na imprezę nie mam zamiaru się tu dłużej marnować.
  - Od początku to mówiłem! Zaraz będzie północ, więc musimy tam szybko dotrzeć. Ja prowadzę - oświadczył Justin. 
  Byłem już tak zły, że nawet nic nie odpowiedziałem tylko ruszyłem przed siebie, a za mną chłopaki. Po drodze zauważyłem dwie dziewczyny wypytujące recepcjonistkę o Lucy. Zdążyłem się dowiedzieć, że ma na nazwisko Swan, zobaczyłem jej dowód osobisty, bo w końcu musiałem wiedzieć jak ma na nazwisko moja "narzeczona". Teraz żałuje, że tu przyszedłem. Mogłem być już na imprezie, ale skąd mogłem wiedzieć, że ona nie da mi się przekupić. 
  Jedna z dziewczyn miała jasne, kręcone, blond włosy sięgające za ramiona, a druga proste ciemne, prawie czarne, też długie. To były chyba jej koleżanki i to chyba właśnie z jedną z nich Lucy rozmawiała, tuż przed tym, zanim zemdlała, ale zresztą co mnie to obchodzi.
  - Fajna dupa z tej brunetki - powiedział Justin lustrując wzrokiem jedną z nich.
  - To koleżanka Lucy, zostaw ją w spokoju, znajdziesz sobie inna laskę to bzykania - odpowiedziałem Justinowi groźnie, ciągnąc go w stronę wyjścia. Wolałem, żeby nie ruszał jej przyjaciółeczki, bo przez to mógłbym mieć większe problemy.
  - No całkiem niezłe te koleżanki, Lucy - dodał Liam.
  - Przestańcie się na nie gapić. Przez wasze chore fantazje, mogę mieć jeszcze większe kłopoty, więc idziemy, jeżeli chcecie zdążyć do klubu przed północą - westchnąłem przewracając oczami.        Rzeczywiście jej koleżanki są bardzo ładne, ale to są koleżanki Lucy Swan - dziewczyny, która może mnie zniszczyć za jednym pstryknięciem palców. Nawet jeżeli znajdę sobie dobrego adwokata, media i tak nie będą mówiły o mnie dobrych rzeczy jak do tej pory.
  - Nie możemy zabrać ich ze sobą do klubu? - zaproponował Liam zza moich pleców.
  - Ciebie naprawdę pojebało - odparłem - Idziemy.
  Po niedługim czasie wsiedliśmy do mojego samochodu. Justin na miejscu kierowcy, ja na miejscu pasażera i Liam na tyłach. Jechaliśmy w ciszy, dopóki Justin się nie odezwał.
  - A tak w zasadzie to co ona ci powiedziała?
  - Kto?
  - No ta dziewczyna przez, którą jeszcze nie jesteśmy na imprezie - w głosie mojego przyjaciela słychać było pretensje.
  - Kazała mi załatwić sobie dobrego adwokata - mruknąłem niezadowolony.
  - No to grubo Tommo - do rozmowy przyłączył się Liam - Wiesz, że to może ci nieźle zaszkodzić?
  - Co ty nie powiesz?
  - Może wyluzujesz się trochę w klubie. W końcu jest sylwester, trzeba to świętować. Za pół godziny będziemy mieli 2016 rok.
  - Może nowy rok będzie lepszy, bo jak na razie to nie mam szczęścia. Dlaczego akurat mi musiała wyskoczyć? Nie mogła komuś innemu?
   Dalsza cześć drogi minęła nam szybko. Justin jechał 100 km/h, więc w niecałe 15 minut byliśmy już na miejscu. Kolejka do klubu była ogromna, ale my nie zamierzaliśmy w niej stać. Kiedy podeszliśmy do barierek pokazałem dowód ochroniarzowi i wpuścił nas niemal od razu kiwając z uznaniem głową. Kątem oka zauważyłem na jego koszulce nadruk z "Manchester United", gdzie gramy, pewnie dlatego nie stawiał większych oporów i nie pieprzył o równości obywateli jak poprzednim razem mi się zdażyło usłyszeć od innego ochroniarza przy klubie. Koniec końców, i tak wszedłem bez kolejki.
   Gdy znaleźliśmy się już w środku, zamówiliśmy sobie drinki przy barze, a potem ruszyliśmy w tłum. Od razu przylepiły się do nas jakieś laski. Liam zaczął z jedną flirtować, a Justin? Cóż jak to Justin już kierował się z jakąś dziewczyną w obcisłej, czarnej sukience do łazienki, dobrze wiemy po co, jednak zatrzymałem go w połowie kroku.
  - Mógłbyś poczekać z tym do północy? Przegapisz nowy rok pieprząc się z pierwszą, lepszą laską w kiblu.
  - Daj spokój, przecież zdążę - machnął ręką Justin i szybko się odwrócił, zanim zdążyłem znowu go zatrzymać, dlatego postanowiłem poszukać Liama. Nie wiem czemu, ale nie miałem ochoty na flirty co było do mnie niepodobne. Wstyd mi przyznać, ale cały czas myślę o Lucy, mimo, że porządnie się przez nią wkurzyłem. Ta dziewczyna jest denerwująca, ale też intrygująca i piękna. Już, kiedy wnosiłem ją do mojego domu to zauważyłem, ale nie przyznam się przecież do tego chłopakom. Tylko by mnie wyśmiali, że podoba mi się dziewczyna, którą potrąciłem i która teraz grozi mi policją. Ciekawe co teraz robi. Chyba pokrzyżowałem jej sylwestra, na pewno jest na mnie za to strasznie wściekła.
   Nagle do głowy przyszedł mi zajebisty pomysł. Pojadę do niej, do szpitala. Może przy okazji uda mi się namówić ją na zmianę decyzji i wynagrodzę jej jakoś szkody, której jej wyrządziłem.
*Lucy*
   Chwilę po wyjściu Louisa w mojej sali pojawiły się Kate i Lily.
  - Biedaczko, co ten kutas ci zrobił? - zapytała zatroskanym głosem Lily, podbiegając do mojego łóżka i siadając na jego skraju.
  - Jak mnie tu znalazłyście? - zapytałam zdziwiona, przecież nawet nie zdążyłam do nikogo zadzwonić i powiadomić kogokolwiek o moim stanie i miejscu pobytu.
  - Kate namierzyła twój telefon - odpowiedziała Lily jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
  - Kate, jak ty to do cholery zrobiłaś? - zwróciłam się do drugiej mojej przyjaciółki.
 Kate w odpowiedzi uśmiechnęła się chytrze i wzruszyła ramionami.
  - Magia. Nie myślisz chyba, że czekałybyśmy, aż do nas zadzwonisz.
  - A po drodze kupiłyśmy nam sylwestrowego... - zaczęła Lily i powoli wyciągnęła coś z torby - szampana!!! Tutaj są kubeczki - dodała i wyciągnęła jeszcze plastikowe kubki, kładąc wszystko na małej komodzie obok mojego łóżka.
  - Jesteście nienormalne, a jak ktoś z personelu to zobaczy? W szpitalu nie można pić alkoholu.
  - Oj Lucy, jest sylwester, wyluzuj - powiedziała Kate i usiadła po mojej drugiej stronie - Swoją drogą, niech ja tylko zobaczę tego drania, który ci to zrobił. Wiesz jak on się w ogóle nazywa?
  - Louis - odpowiedziałam krótko.
  - A nazwisko?
  - Aż tak szczegółowo się nie przedstawiał, ale myślę, że policji wystarczy to co o nim wiem
  - Czyli? Co o nim więcej wiesz? - dopytywała Lily.
  - Ej miałyśmy chyba świętować nowy rok, a nie zaprzątać sobie głowę tym kolesiem. Zresztą jestem pewna, że jeszcze się spotkamy. On zrobi wszystko, żebym tylko nie powiedziała nic glinom. Proponował mi nawet pieniądze w zamian za milczenie.
  - Co? Ten człowiek jest niepoważny!  - oburzyła się Kate.
  - Hej! Proszę was, nie mówmy już o nim więcej, on już wystarczająco mi zepsuł wspaniale zapowiadającą się imprezę. A tak poza tym powinnyście na nią pójść beze mnie. Kate, wiem jak uwielbiasz imprezy i ile godzin się pewnie na nią szykowałaś - spojrzałam przepraszająco na przyjaciółkę.
  - Nie ma mowy nie zostawimy cię tu! - sprzeciwiła się.
  - Właśnie - dodała Lily.
  - Jesteście kochane.
   Uścisnęłam dziewczyny, lekko podnosząc się z łóżka. Kątem oka zerknęłam na zegarek tykający na ścianie. Była 23:45. Został zaledwie kwadrans do rozpoczęcia nowego roku - 2016. Mam nadzieję, że następny sylwester będzie lepszy od tego, bo bynajmniej nie o takim spędzaniu ostatnich chwil starego roku marzyłam.
   Przez ostanie 15 minut wspominałyśmy poprzedni rok śmiejąc się co chwilę. W pewnym momencie do sali weszła jedna z pielęgniarek, żeby nas uciszyć i uświadomić, że na oddziale są jeszcze inni pacjenci. To wywołało u nas tylko jeszcze większą salwę śmiechu. W pewnym momencie wskazówki zegarka na ścianie wybiły równo godzinę 12, a Kate krzyknęła:
  - Szczęśliwego nowego roku!!!
  - Szczęśliwego nowego roku!!! - odkrzyknęłam razem z Lily.
   Byłam szczęśliwa, że mimo tego wszystkiego co się stało mogę spędzić nowy rok z moimi dwoma najlepszymi przyjaciółkami. Pewnie mama zaraz zadzwoni do mnie złożyć życzenia noworoczne i zapyta jak impreza. Postanowiłam, że nie będę jej martwić i powiem jej o szpitalu dopiero jutro, tylko niepotrzebnie będzie się zamartwiać.
   Obserwowałam jak Lily nalewała szampana do plastikowych kubeczków, kiedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły i stanął w nich ktoś kogo nie spodziewałam się zobaczyć.
  - Szczęśliwego nowego roku, Lucy.

                                                               


                                                                        ***
Dobiegliśmy do końca  2 rozdziału! Mam nadzieję, że się podobało :) czytasz = komentujesz. Rozdziały będą się pojawiać mniej więcej co tydzień xx /Lucix i Gazix



2 komentarze:

  1. Fajne. Serio mi się podoba, najbardziej główna bohaterka :* Tylko... (nie miej mi tego za złe, ja chce pomóc) może dobrze by było gdybyć robiła akapity przed dialogami? Bo tekst się troszeczkę zlewa ze sobą jak tego nie ma, i z akapitami to ogólnie przejrzyściej wygląda, to tylko taka moja mała rada :) Ale fabuła serio całkiem ok, zaobserwowałabym, ale nie masz gadżetu obserwatorzy, więc... Nie mogę, niestety. Zapraszam do siebie, może cię ta historia zaciekawi?
    http://innocent-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za radę, bardzo nam miło. Chętnie odwiedzę twojego bloga :)

      Usuń