czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 3

*Lucy*
   - Szczęśliwego nowego roku Lucy.
    W drzwiach zobaczyłam Louisa. Stał uśmiechając się do mnie. Zastanawiało mnie po co tutaj przyszedł, więc zadałam mu to pytanie. Nie wierzyłam, że zerwał się ze swojej imprezy po to, żeby złożyć mi życzenia noworoczne.
  - W jakim celu tu przyszedłeś?
  - Nie mogę przyjść do swojej "narzeczonej"? - powiedział, uśmiechając się zadziornie i podchodząc bliżej mnie.
Nagle Kate siedząca po mojej lewej stronie wstała zezłoszczona i podeszła do Louisa ze zwiniętą pięścią.
  - To przez ciebie moja przyjaciółka tutaj leży, ty pieprzony kutasie. Zaraz przywitasz się z moją pięścią!
  - Kate! - zganiłam ją, wstając z łóżka do pozycji siedzącej - Przestań.
  - Twoja przyjaciółka też nie jest bez winy ślicznotko - odpowiedział jej Louis, odsuwając jej rękę w dół i zupełnie się tym nie przejmując.
   Poczułam się trochę tak jakby zazdrosna, kiedy on powiedział do Kate "ślicznotko". Zaraz, ja zazdrosna? Przecież to dupek, mam go nienawidzić, a nie być o niego zazdrosna. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, usłyszałam podekscytowany szept Lily.
  - Lucy, nie mówiłaś, że ten gość to Louis Tomlinson!
  - Kto? Skąd wiesz jak on się nazywa?
  - Louis Tomlinson to ten piłkarz z Manchester United! - tym razem Lily powiedziała to trochę za głośno i Louis spojrzał na nią, po czym się uśmiechnął
  - Tak, rzeczywiście, chcesz mój autograf ? - spytał
Tym razem to ja postanowiłam zabrać głos i przerwałam Lily, która już otwierała usta, żeby coś mu odpowiedzieć.
  - Kate, Lily czy możecie nas zostawić na chwilę samych?
    Lily skrzywiła się, ale podniosła się niechętnie z miejsca i ruszyła w stronę drzwi, a Kate posłała Louisowi ostatnie groźne spojrzenie i również wyszła.
  Gdy miałam już pewność, że w sali nie ma nikogo oprócz nas gestem pokazałam chłopakowi, żeby usiadł na krześle obok mojego łóżka.
  - Więc jesteś piłkarzem? - zapytałam od razu.
  - Myślałem, że wiesz - odparł siadając na wskazanym przeze mnie krześle.
  - Wiesz, jakoś nie jestem fanką piłki nożnej.
  - Za to twoja przyjaciółka jak najbardziej - podsumował uśmiechając się pod nosem.
  - Ohh, ona ogląda te wszystkie mecze, tylko po to, żeby popatrzeć na przystojnych piłkarzy - powiedziałam przypominając sobie jak Lily opowiadała mi o tym, który piłkarz ostatnio zdjął koszulkę i jaki ma fantastycznie wyrzeźbiony tors. Zaśmiałam się z tego cicho pod nosem i znów spojrzałam na siedzącego obok mnie Louisa. Swoją drogą ciekawe czy on też ma taką umięśnioną klatę, jak ci inni piłkarze z okładek popularnych magazynów, które pokazywała mi przyjaciółka.
  Louis również uśmiechnął się pod nosem, a następnie zwrócił się w moją stronę.
  - Szkoda, że ty ich nie oglądasz. Zobaczyłabyś jakim jestem zajebistym piłkarzem.
   "Ciekawe, czy tak zajebiście jak wyglądasz" - pomyślałam, jednak Louis wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i skinął głową co oznaczało, że chyba pomyślałam to na głos. Cholera, jak mogłam to zrobić?
  - Wiesz, ty też jesteś całkiem ładna - stwierdził po chwili.
  - Wow, dzięki. Miałam uznać to za komplement? - zapytałam, śmiejąc się.
  - Zdecydowanie tak - odpowiedział Louis i zaczęliśmy razem się śmiać.
   Gdyby ktoś powiedział mi kilka godzin wcześniej, że zostanę potrącona przez sławnego piłkarza, po czym wyląduję przez to w szpitalu, a później będę się razem z nim śmiać, kazałabym temu komuś zapisać się do dobrego psychiatry, jednak przez te niecałe 3 godziny odkąd poznałam Louisa, mogę stwierdzić, że zaczynam go lubić. Przez to zaczynam się wahać czy powinnam złożyć na policji zeznania obciążające go. W końcu to znacząco wpłynęłoby na jego karierę, a teraz chyba nie chcę jej niszczyć.
   Między nami zapadła niezręczna cisza. Louis popatrzył mi w oczy i wydawało mi się, że ma ochotę  mnie pocałować, bo nagle zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Przegryzłam wargę, ze zdenerwowania. Nie to, żebym nigdy się nie całowała, ale znamy się dosyć krótko, a poza tym nie mogę zapomnieć w jakich okolicznościach poznaliśmy. Nie wypadałoby się nam, więc całować, ale jego malinowe, usta aż się o to prosiły. Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, do sali na szczęście albo nieszczęście z trzaskiem wparowała Kate.
  - Koniec tej schadzki! - wykrzyknęła, a ja i Louis szybko się od siebie oddaliliśmy.
  Nagle odzyskałam mój zdrowy rozsądek.
  - Na ciebie już chyba czas, Louis - powiedziałam do niego oziębłym tonem odwracając głowę w drugą stronę - Dzięki za życzenia, a co do glin to zastanowię się czy im coś powiem.
  - Nie potrzebuję twojej łaski - odparł również oziębłym głosem chłopak - Do zobaczenia - rzucił na odchodne i wyszedł z pomieszczenia jakby nigdy nic się nie stało.
    A może się naprawdę nic nie stało, tylko ja ubzdurałam sobie w mojej pustej głowie, że on chce mnie pocałować. Być może chciał mi coś powiedzieć na ucho, dlatego zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Nie powinnam być dla niego taka oschła, ale przy Kate poczułam się bardzo niezręcznie. Mogłaby pomyśleć, że Louis mi się podoba i my naprawdę chcieliśmy się pocałować. Nie chciałam, żeby tak się stało, dlatego musiałam go tak potraktować. Postanowiłam więc, że spróbuję mu to wszystko jakoś wyjaśnić, kiedy znów się spotkamy.
   Ale moment, ja nawet nie mam jego numeru, więc jak się spotkamy?
  - Kate, zawołaj na chwilę Louisa - powiedziałam do przyjaciółki - albo nie, ja sama to zrobię - stwierdziłam po chwili i odpięłam od siebie wszystkie rurki do których byłam podpięta.
  - Lucy! - zawołała za mną Kate - co ty wyprawiasz?!
  - Muszę iść, proszę nie zatrzymuj mnie - rzuciłam szybko przez ramię i rzuciłam się w stronę drzwi, zakładając wcześniej moje niebotycznie wysokie szpilki.
   Na korytarzu, przed drzwiami stała jeszcze Lily, która na mój widok otworzyła usta ze zdziwienia
  - Lucy, czy ty nie powinnaś być...
  - Nie teraz Lily - przerwałam jej w pół zdania i szybkim krokiem zaczęłam przemierzać szpitalne korytarze w poszukiwaniu Louisa. Mam nadzieję, że nie zdążył jeszcze opuścić terenu szpitala. Kręciło mi się w głowie, ale zignorowałam to i dalej rozglądałam się próbując odnaleźć go wzrokiem
*Louis*
   Gdy opuściłem salę Lucy zdecydowałem wracać na imprezę. Wtedy w sali, zanim przyszła jej przyjaciółka, naprawdę miałem ochotę ją pocałować. Miała takie idealne usta i muszę przyznać, że ta dziewczyna naprawdę mnie pociąga. W tamtym momencie, myślałem tylko o tym, żeby zerwać z niej tą sukienkę i pieprzyć do upadłego. Była idealna w każdym calu. Żałuję, że nie przyjrzałem jej się dokładniej, kiedy leżała nieprzytomna u mnie w domu.
   Kompletnie zbiła mnie z tropu, kiedy odezwała się do mnie takim oziębłym głosem. Myślałem, wtedy, że ona też chciała mnie pocałować, ale może to i lepiej, że do tego nie doszło.
   Wyjąłem z kieszeni telefon i wcisnąłem środkowy guzik. Na ekranie pojawiło się kilka nieodebranych połączeń od Liama i Justina i esemesy z pytaniami gdzie jestem, ale jeden z nich najbardziej przykuł moja uwagę. Był to ten od Justina:
 "Tommo, zdążyłem! Ale gdzie ty do cholery jesteś? Nigdzie nie mogę cie znaleźć"
Zaśmiałem się z mojego przyjaciela. Zastanawiało mnie czy on kiedykolwiek skończy z panienkami na jedną noc. Wydawało mi się, że Justina już nic ani nikt nie jest w stanie zmienić, a ten komu się to uda będzie cudotwórcą.
  Nagle usłyszałem za sobą jakiś damski głos, który woła mnie po imieniu. Na początku pomyślałem, że to pewnie jakaś moja napalona fanka, ale kiedy się odwróciłem zobaczyłem Lucy biegnąca na szpilkach w moja stronę, a raczej próbującą biec, bo co chwilę się na nich potykała. Na głowie miała okręcony nadal biały bandaż, spod którego wystawały loki jej kasztanowych włosów
  - Czego jeszcze chcesz, Lucy? - zapytałem oschle, kiedy znalazła się już obok mnie.
  - Przepraszam, że byłam dla ciebie taka oschła, ale kiedy weszła Kate, ja...
  Lucy zachwiała się niebezpiecznie na szpilkach i upadła prosto w moje ramiona, łapiąc się za głowę
  - Hej, co ci jest? - spytałem lekko przerażony, trzymając ją nadal mocno w ramionach. Jeśli teraz zemdleje, będzie to już trzeci raz tego wieczoru.
  - Trochę mi się kręci w głowie - odpowiedziała słabym głosem.
  - Nie powinnaś wstawać z łóżka, zaniosę cię tam z powrotem.
   Lucy, tylko posłusznie skinęła głową, a ja wziąłem ją na ręce, jak pannę młodą i zaniosłem do sali. Pielęgniarka widząc nas, chwyciła się za głowę.
  - Pacjentka nie może wstawać z łóżka! Dopiero co się przebudziła to niebezpieczne.
  - Wiem, dlatego właśnie ją tu zanoszę. Sama z niego wstała.
  - Powinien pan bardziej pilnować narzeczonej.
  - Spokojnie, dopilnuję, żeby już się nie podnosiła z łóżka.
   Gdy położyłem już moją "narzeczoną" na łóżku, odwróciłem się do wyjścia i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem za sobą  jej słaby głos.
- Louis, proszę, zaczekaj.
  Nie wiem, czemu, ale nie potrafiłem tak po prostu wyjść. Odwróciłem się do niej i spojrzałem na nią. W jej oczach była taka bezradność.
   Niestety, wszystko przerwał lekarz, który wszedł do sali, wypraszając mnie z niej gestem. Ale zaraz, w końcu nazywam się Louis Tomlinson i nikt nie ma prawa mnie wypraszać. A po drugie jestem "narzeczonym" pacjentki, więc mam pełne prawo tu zostać.
  - Zostanę tu i poczekam, aż pan skończy to co musi zrobić - oświadczyłem twardo.
  - Nie może pan, zostać. Musi pan opuścić na chwilę pomieszczenie.
  - Nie - upierałem się.
   Lekarz westchnął z rezygnacją i pokręcił głową.
  - Widzę, że żadna siła stąd pana nie wypchnie.
  - Dokładnie.
  - W porządku, więc może pan tu zostać, ale proszę nikomu nie mówić, że na to panu pozwoliłem
  - Będę milczał jak grób - powiedziałem zadowolony, że udało mi się dopiąć swego. Zresztą jak zwykle.
   Patrzyłem w milczeniu, jak ten lekarz zapina Lucy z powrotem jakieś rurki i poprawia jej bandaż na głowie. Kiedy odchylił lekko dekolt jej sukienki, żeby ją zbadać, coś we mnie pękło. Poczułem złość. Tak jakby Lucy była tylko moja i nikt nie miał prawa jej dotykać. To było co najmniej dziwne, przecież znamy się kilka godzin, nie powinienem nic takiego czuć. Muszę się opanować, dzisiaj co najmniej zwariowałem. Co mnie skłoniło do tego, żeby przy niej zostać. Przecież ta dziewczyna jest dla mnie nikim. Praktycznie jej nie znam.
   Po skończonym badaniu, lekarz wyszedł i zostawił nas samych. Usiadłem na łóżku Lucy i czekałem na to co miała mi do powiedzenia.
   Lucy wzięła głęboki oddech i zaczęła powoli mówić.
  - Chciałam cię przeprosić za to, że cię tak potraktowałam, ale nie chciałam, żeby Kate coś sobie ubzdurała. Wiesz, że cię lubię, albo coś.
  - A lubisz mnie? - zapytałem zaciekawiony.
  - Nie wiem, a ty mnie lubisz?
  - Nie wiem - odpowiedziałem identycznie - Tylko to miałaś mi do powiedzenia, bo tak jakby szkoda mi czasu, muszę wracać do kumpli.
  - Ohh, racja - w głosie Lucy słychać było zawód, ale to ona pierwsza rozpoczęła tą grę, a ja postanowiłem ją tylko kontynuować. Być może jakby nie udawała takiej niedostępnej, pieprzylibyśmy się na tym łóżku, ale cóż do tego raczej nigdy nie dojdzie.
  - Chciałam tylko zapytać - zaczęła po chwili milczenia - Jak mam się z tobą skontaktować, kiedy już wyjdę ze szpitala. Wiesz chyba w jakiej sprawie - jej głos stał się teraz zupełnie obojętny
   Na komodzie obok łóżka zobaczyłem kartkę i długopis. Wziąłem ją i zapisałem na niej Lucy mój numer, po czym podałem jej go.
  - Dzwoń na ten numer.
  Potem bez słowa wyszedłem z sali widząc po drodze przyjaciółki Lucy. Jak mniemam Kate - zmroziła mnie wzrokiem i zacisnęła usta w wąską linię. Szkoda, że mnie nie lubi, fajna z niej dupa tak jak już wcześniej zauważył Justin. Druga z nich - Lily spojrzała na mnie z rozmarzeniem, a ja puściłem jej oczko. Kate widząc to szturchnęła Lily i pokręciła głową wywracając oczami
*Lucy*
   Po wyjściu Louisa, poczułam dziwna pustkę. Wiem, że to ja wszystko spieprzyłam. Nie musimy się przecież nienawidzić. Z jednej strony chciałabym z nim normalnie porozmawiać, tak jak na początku, kiedy przyszedł do mnie z powrotem, a z drugiej coś każe mi być dla niego oschłą i zimną. Jest to też po części również jego wina, bo gdy ja go chciałam przeprosić, jego zdawało się to kompletnie nie obchodzić. Zresztą nieważne, nie powinnam martwić się w nowy rok. Mówią, że taki jaki będzie pierwszy dzień nowego roku taki będzie cały rok, dlatego postanowiłam nie wracać już myślami do Louisa.
  - Boże, widziałaś jaki on jest przystojny! - krzyknęła Lily wchodząc do środka.
    "Owszem, widziałam" pomyślałam, ale powiedziałam na głos zupełnie co innego.
  - Widziałam przystojniejszych. Poza tym to burak i cham, a na dodatek przez niego tutaj leżę.
  - Właśnie, Lucy ma rację. Przejrzyj na oczy Lily - dodała Kate wchodząc do pomieszczenia za nią i siadając na swoim wcześniejszym miejscu.
  - Przecież wiem, że nie zachował się jak dżentelmen, ale jestem pewna, że nie chciał zrobić Lucy krzywdy i na pewno teraz tego żałuje.
  - Akurat - prychnęła z pogardą Kate.
  - Dziewczyny, nie kłóćcie się. Jest nowy rok, wypijmy za to o ile zostało jeszcze trochę szampana - powiedziałam i podniosłam się żeby sprawdzić czy w zielonej butelce jeszcze coś jest.
   Napój w butelce zachlupotał na dnie, więc jeszcze trochę zostało. Wylałam go do końca do trzech plastikowych kubków i wszystkie wzniosłyśmy toast.
  - Za nowy rok! - powiedziałam głośno i stuknęłyśmy się kubkami.
  - I za lepszy, następny sylwester - dodała Kate lekko się uśmiechając.
                                                                        ***
   Więc mamy skończony już trzeci rozdział! Mamy nadzieję, że wszystkim się podobało. Następny będzie wstawiony, kiedy zobaczymy pod rozdziałem minimum 3 komentarze. Nie miejcie nam tego za złe, ale chcemy mieć pewność, że ktoś to czyta ;) :*
Do czwartego rozdziału! Gazix i Lucix xx



2 komentarze:

  1. Nigdy nie komentuje opowiadań, które czytam, bo jestem typem cichego czytelnika, ale chce juz kolejny rozdział, bo yo opowiadanie ma potencjał! Pozdrawiam, cichy czytelnik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :) Rozdział 4 już wstawiony ;)

      Usuń