sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 22

*Lucy*
   Kiedy otworzyłam oczy Louis jeszcze spał obejmując mnie ramionami w talii jak miał to w zwyczaju, gdy spaliśmy razem. Zaspanym wzrokiem zerknęłam na na duży, biały zegar wiszący na ścianie.Była już 14, więc podniosłam się ostrożnie z łóżka uważając przy tym, żeby nie obudzić Lou. Podeszłam do swojej walizki i wyjęłam z niej ubrania, które miałam zamiar założyć dzisiaj oraz żele do kąpieli, której nie wzięłam wczoraj z racji podróży i zmęczenia. Gdy tylko wyjęłam rzeczy z walizki usłyszałam za sobą kroki. Louis najwyraźniej też już się wyspał lub też został obudzony przeze mnie, jednak nie pytałam go o to, a bez słowa ominęłam kierując się do łazienki.
  - Nie dostanę buziaka na przywitanie? - zatrzymał mnie słowami.
  - Później, na razie chcę iść się umyć. - odparłam.
  - To świetnie się składa, bo też miałem taki zamiar. Poczekaj, wezmę tylko swoje rzeczy. - powiedział zadowolony, a następnie wyjął kilka ubrań ze swojej torby stojącej przy naszym łóżku.
  - Chyba nie myślisz, że będziemy się razem kąpać? - stanęłam kompletnie zdezorientowana na środku nie robiąc ani kroku w stronę drzwi do łazienki.
  - Dlaczego nie? Zaoszczędzimy wodę.
  - Nie ma mowy, Louis. To wykluczone.
  - Lucy, nie daj się prosić. Przecież robiliśmy ze sobą bardziej intymne rzeczy niż kąpiel, nie pamiętasz? - Lou postanowił dalej iść w zaparte, jednak ja postanowiłam również być w stosunku do niego nieugięta. Może i miał rację, że robiliśmy ze sobą dużo intymnych rzeczy, ale nie wyobrażałam sobie z nim wspólnej kąpieli. Za bardzo bym się przy nim speszyła. Widział mnie już półnago, ale nigdy nie widział mojego ciała całkowicie odsłoniętego i wolałam, żeby pozostało tak jeszcze przez pewien czas.
  - Pójdziesz się myć po mnie. - powiedziałam twardo i weszłam do łazienki. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi do środka wdarł się Louis i z wielkim uśmiechem na twarzy podszedł do wanny odkręcając wodę.
  - Chyba coś ci już powiedziałam. - warknęłam, ale on całkowicie się tym nie przejął i podszedł do mnie składając krótki, czuły pocałunek na moich ustach.
  - Kochanie nie złość się tak, bo złość piękności szkodzi. - powiedział odgarniając przy tym kosmyk włosów z mojej twarzy. - Wykapiemy się dzisiaj razem. Zobaczysz, że ci się spodoba.
  - No dobrze. - westchnęłam i zrezygnowana usiadłam na brzegu wanny obserwując lejący się strumień wody.
   Kiedy wanna była już pełna, Louis zdjął swoje bokserki bez żadnych zahamowań i wszedł do wanny podczas gdy ja nadal stałam ubrana w piżamę przebierając niepewnie z nogi na nogę. Co prawda przeszłam przez pewną metamorfozę nie tylko dotyczącą mojego stylu ubierania się, ale i zachowania, jednak trudno mi było zachować pewność siebie przy Louisie. Przy nim zawsze pozostaną ta starą, niepewną Lucy czekającą na gest ze strony drugiej osoby.
  - No wchodź. Woda jest ciepła. - powiedział przesuwając się bardziej do brzegu wanny, żeby zrobić mi więcej miejsca.
  - Nie chcę. Wykąp się sam. - mruknęłam podejmując tą decyzję w pełnej spontaniczności, ponieważ stwierdziłam, że nie dam rady się przed nim rozebrać i wskoczyć tak po prostu do wanny, by przez następne 15 lub 20 minut myć swoje nagie ciało przy tym nieokiełznanym i nieprzewidywalnym osobniku płci męskiej. Ten pomysł wydawał się zbyt ryzykowny i jednocześnie wstydliwy dla mnie.
   Odkręciłam się wiec na pięcie z zamiarem opuszczenia łazienki, ale nie było mi to dane. Louis szybko zatrzymał mnie, zaciskając rękę na moim nadgarstku i przytrzymując mnie za niego mocno. Muszę powiedzieć całkiem szczerze, że jego uścisk jest naprawdę silniejszy  niż się tego spodziewałam, bo kiedy tylko puścił mój nadgarstek zobaczyłam na nim nieduży czerwony ślad jego palców. Wiem jednak, że nie zrobił tego specjalnie. Kto jak kto, ale Louis nie należy do typów znęcających się nad kobietami. Znam go wystarczająco, żeby to stwierdzić.
  - Nie wyjdziesz stąd, dopóki się ze mną nie wykąpiesz. - oświadczył stanowczo, tak, że ton jego głosu nie pozwalał na jakikolwiek sprzeciw.
   Zupełnie nie wiem czemu, ale lubiłam tego Louisa. Jego stanowczy ton i tą pewność w oczach. Tak jak powiedział powoli zdjęłam z siebie ubrana, ale nadal pozostałam w niepewności, więc dosyć szybko weszłam do wanny, żeby uciec w jej najdalszy kąt. To działanie również zostało mi udaremnione. Mianowicie ten oto samiec alfa - Louis Tomlinson przyciągnął do siebie moje nagie ciało i usadowił między swoimi nogami, a następnie sięgnął po mój truskawkowy żel do mycia ciała.
  - Umyję cię. - zawiadomił mnie, nalewając na rękę trochę różowego płynu.
  - Przecież sama potrafię się umyć. - zaprotestowałam.
  - Wiem, ale dzisiaj to ja cię będę mył.
   Nie widziałam sensu dłuższych dyskusji z Louisem, ponieważ wiem, że i tak bym z nim przegrała, więc umilkłam pozwalając mu na to co chciał zrobić.
   Zdziwiłam się, gdy zamiast uczucia zimna poczułam na sobie tylko jego ciepłe dłonie, które zaczęły wmasowywać żel w mój brzuch. Ułożyłam się wygodnie na jego klatce piersiowej i co chwilę pomrukiwałam z przyjemności, która dawały mi jego powolne ruchy na swoim ciele.
  - Mówiłem, że będzie ci się podobać. - powiedział przy moim uchu kontynuując mycie, ale tym razem przenosząc ręce z mojego brzucha na piersi.
   Kiedy je masował czułam się jak w siódmym niebie. Doskonale wiedział, gdzie i kiedy ma zacisnąć palce jakby czytał poradniki o obsłudze kobiet. Z moich ust wychodziły czasami cichutkie jęki, które tylko zachęcały Louisa do dalszych ruchów, a ja byłam pewna, że za każdym razem, gdy je z siebie wydaję, on się uśmiecha.
  - Teraz pora na dolne części ciała. - oświadczył zaprzestając masowania mi piersi i schodzą dłońmi, które dawały mi tyle rozkoszy w kierunku moich miejsc intymnych.
   Nagle, zupełnie niespodziewanie poczułam wejście we mnie dwoma palcami. Jęknęłam głośno i odchyliłam głowę do tyłu. Czułam jak Louis zaczyna ruszać palcami wewnątrz mnie dając mi jeszcze więcej przyjemności niż wcześniej.
  - Rozchyl szerzej nogi. - rozkazał nad moim uchem, a ja spełniłam ten rozkaz usadawiając się wygodniej na jego ciele.
   Palce Lou przyspieszyły. Włożył je we mnie głębiej, a ja z trudem brałam kolejne oddechy.
  - Louis... - jęknęłam, a potem poczułam jak wypełnia mnie w całości dokładając trzeci palec.
   Krzyknęłam jego imię czując jak powoli zbliżam się do osiągnięcia orgazmu. Jego ruchy stały się szybsze i mocniejsze prawdopodobnie zachęcone moimi krzykami i jękami rozchodzącymi się po całej łazience jeżeli nie hotelu. Co chwilę wyjmował ze mnie palce i z powrotem je wkładał sprawiając, że czułam go wyraźniej.
   Wreszcie moje ciało zesztywniało, usta zastygły przestając wydawać z siebie jęki, a ręce zaciśnięte na jego nagich udach puściły je pozwalając ciału na przyjęcie mocnej fali zalewającego mnie orgazmu. Lou przestał poruszać we mnie palcami, a następnie powoli je wyjął i nieznacznie od siebie odsunął, żebym mogła dojść do siebie.
   Kiedy odzyskałam kontrolę nad sobą pocałowałam Louisa w usta w wyrazie podziękowania, a potem chwyciłam za gąbkę z zamiarem samodzielnego umycia się mimo kilku jego sprzeciwów. Cała kąpiel trwała dłużej niż to planowałam, jednak wreszcie udało nam się wyjść z wanny i zaczęliśmy wycierać się hotelowymi ręcznikami zgrabnie złożonymi przy umywalce.
   - Mógłbyś zapiąć mi stanik? - poprosiłam Lou stojącego za mną i ubierającego swoje bokserki.
  - Nie wiem czy umiem. - podrapał się po plecach, jednak podszedł do mnie i po chwili mocowania się z zapięciem udało mu się wykonać tą jakże trudną misję.
   Kiedy zakładałam na siebie dolną część bielizny po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
  - Otworzę. - zaoferował się Lou, szybko zakładając na siebie spodnie i koszulkę, a później wyszedł z łazienki zostawiając mnie w niej samą.
   Zdążyłam ubrać się do końca, gdy usłyszałam damski śmiech zza drzwi niewątpliwie należący do Kate, a po nim męski głos. Rozpoznałam w nim głos Justina, który towarzyszył jej zawsze i wszędzie przy każdej możliwej okazji. Z urywki rozmowy, którą cała trójka ze sobą prowadziła zdołałam usłyszeć to, że planują iść do restauracji zjeść dobry, tradycyjny austriacki obiad, dlatego szybko wyjęłam ze swojej przepełnionej przedmiotami kosmetyczki, tubkę fluidu, cienie do powiek, tusz do rzęs oraz kilka innych kosmetyków i przystąpiłam do nakładania na twarz makijażu.
*Louis*
   Podczas, gdy Lucy nadal zajmowała łazienkę co przewidziałem, że trochę może potrwać ja i Justin graliśmy na Xboxie, którego on ze sobą zabrał jako nieodłączny element rozrywki, a Kate prowadziła ożywioną rozmowę ze swoim bratem zdając mu całą relację z ostatnich 24 godzin jej życia. Myślę, że to dobrze, że się czymś zajęła,bo nie zniósłbym jej narzekań i kolejnych prób manipulacji moim przyjacielem, którego i tak zdążyła już dostatecznie zmanipulować.
  Po pół godzinie grania, Lucy wyszła z łazienki w pełnym makijażu i idealnie dopasowanym ubiorze przygotowana na wyjście, o którym prawdopodobnie usłyszała przez mało szczelne drzwi łazienki. Przywitała się czule z Kate, chociaż widziały się zaledwie kilka godzin temu, a potem z Justinem całując go w policzek co nie spodobało mi się, dlatego rzuciłem obojgu złowrogie spojrzenie, które oboje zignorowali. Nie rozumiem, dlaczego nie mogą po prostu powiedzieć sobie zwykłego "cześć". Myślę, że tak byłoby najlepiej. Dla mnie.
   Potem poszliśmy pod drzwi Liama, gdzie przebywała również Lily. Oznajmiliśmy im, że za wychodzimy za kilka minut i każde z nas wróciło do swojego pokoju, żeby się ubrać. Na dworze wiał silny wiatr i sypał duży śnieg, dlatego stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie założenie ciepłej czapki i szalika, którego zazwyczaj nie noszę, ponieważ sądzę, że jest to nie męskie.
   Gdy cała nasza szóstka zeszła już na dół nieoczekiwanie podbiegł do nas kilkuletni chłopiec, który zaczął skakać do góry z radości, a potem przyczepił się do mojej nogi. Jego ojciec stojący z boku uśmiechnął się do mnie przepraszająco, a potem wytłumaczył, że jego syn jest wielkim fanem drużyny, w której gram razem z chłopakami i bardzo chciałby wziąć od nas autografy i pamiątkowe zdjęcia. Podobno od wczoraj zauważył nas w hotelu wychylając się zza drzwi swojego pokoju, jednak nie zdążył do nas podbiec, ponieważ był w samej piżamie.
  - Jak masz na imię? - spytałem chłopca, po zrobieniu sobie z nim zdjęcia.
  - Max, a ty Louis. - odpowiedział wniebowzięty.
  -  Lubisz grać w piłkę?
  - Bardzo, ale niedawno skręciłem kostkę i mama nie pozwala mi jeszcze grać nawet w domu. - teraz jego wyraz twarzy zmienił się na zasmucony.
   - Nie martw się, na pewno niedługo mama znowu pozwoli ci grać. Myślę, że kiedyś wyrośniesz na prawdziwego piłkarza.
  - Naprawdę? - Twarz Maxa na nowo się rozpogodziła, a chłopiec znów się do mnie przytulił. - Podrzucisz mnie tak wysoko do góry? - zapytał z nadzieją.
   Nie potrafiłem mu odmówić. Był mną tak bardzo zafascynowany i szczęśliwy, że byłbym potworem gdybym odmówił tak uroczemu dziecku. Wziąłem go więc zgodnie z prośbą na ręce i podrzuciłem kilka razu uważając przy tym, żeby przypadkiem nie wyślizgnął mi się z rąk. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz bawiłem się z dzieckiem, ale to naprawdę wspaniałe uczucie, gdy możesz sprawić, że dzięki tobie dzień takiego kilkulatka może się zmienić na lepszy.
   Kiedy Max znalazł się już z powrotem na ziemi, jego tata podziękował nam kilka razy i wziął chłopca za rękę prowadząc go na górę. Machał mi przez chwilę dopóki nie zniknął za drzwiami pokoju 58, a gdy już straciliśmy się wzajemnie z zasięgu wzroku na mojej twarzy jeszcze przez długi czas utrzymywał się uśmiech.
  - Nie wiedziałam, że lubisz dzieci. - zagadała Lucy, kiedy opuściliśmy już hotel głównym wejściem.
  - Nigdy nie mówiłem, że ich nie lubię. - odparłem.
  - Louis ma uczucia, trzeba o tym napisać. - zaśmiała się złośliwie Kate trzymając się u boku Justina.
  - Za to ty nie masz ich wcale. - odpyskowałem.
  - Przejrzałeś mnie na wylot. Powinieneś zostać wróżbitą zamiast piłkarzem.
  - Przestańcie. - wtrąciła się Lucy zanim zdążyłem znów odpowiedzieć Kate tym razem używając lepszej riposty.
  - To ona zaczęła, nie słyszałaś? - zacząłem się bronić.
  - Mogłeś mi nie odpowiadać. - Kate beztrosko wzruszyła ramionami i posłała mi jeden ze swoich złośliwych uśmieszków. Jej naprawdę nie da się lubić. Dziwię się jak Lucy, Lily, Justin czy Zayn z nią wytrzymują, bo zaczynam odnosić wrażenie, że nie tylko w stosunku do mnie jest złośliwa.
  - Po prostu oboje nic do siebie nie mówcie, jeżeli znowu macie zamiar się kłócić. - Lucy westchnęła ciężko.
   Niechętnie poszedłem za jej radą walcząc z ochotą zrewanżowania się z Kate i umilkłem całkowicie odwracając od niej wzrok. Szedłem tylko przy boku Lucy trzymając ja za rękę.
  - Może zjemy tutaj? - zaproponował Liam, kiedy stanęliśmy obok niedużej, ale ładnie wyglądającej restauracji " Drei Kaiser".
  - Czemu nie. - wzruszyłem ramionami i wszyscy weszliśmy do lokalu.
   Od razu poczułem przyjemne ciepło. Przy drewnianych stolikach siedziało już kilka osób, jednak żadna z nich na całe szczęście nie zwróciła na nas zbytniej uwagi. Młoda kelnerka siedząca za barkiem zerwała się ze swojego miejsca i podeszła do nas z uśmiechem wskazując nam największy stolik, który był w stanie nas pomieścić. Następnie wręczyła nam menu trochę przesadnie wdzięcząc się do mnie i chłopaków i zostawiła na chwilę samych dając nam czas na podjęcie decyzji co chcemy zamówić.
   Kiedy po pewnym czasie do nas wróciła zaczęła zbiór zamówienia ode mnie i miałem wrażenie, że nie zauważa Lucy, Lily i Kate, które z nami siedzą. Posyłała tylko zalotne uśmiechy do mnie Justina i Liama i niby przypadkiem odsłaniała swój dekolt w i tak rozpiętej dosyć już koszuli.
  - Obejmij mnie. - syknęła Lucy kładąc mi widocznie dłoń na kolanie.
  - Dlaczego chcesz, żebym cię tak nagle obejmował? - spytałem, jednak spełniłem jej prośbę, która w zasadzie brzmiała mi bardziej jak żądanie.
  - Nie widzisz jak ta kelnerka się do was wdzięczy?
  - Ale ona mnie i tak nie interesuje. - zapewniłem Lucy przysuwając ją do swojego boku w ramach zapewnienia.
  - Więc to wszystko panowie? - zapytała kelnerka próbując uśmiechnąć się do nas słodko i powabnie, ale moim zdaniem całkowicie jej to nie wychodziło.
  - Chciałem zauważyć, że są też z nami panie. - dodał kąśliwie Liam widocznie zażenowany zachowaniem Austriaczki.
  - Ah, tak, rzeczywiście. - zaśmiała się na co wywróciłem oczami. Zdenerwowanie dziewczyn zaczęło udzielać się też mi. Dziewczyna rzeczywiście była nie zwykle denerwująca, a do tego kompletnie nie miała wstydu. Bo w końcu jak można pokazywać prawie całe piersi i to w dodatku facetom, przy których boku siedzą już piękne kobiety?
   Wreszcie po zebraniu wszystkich zamówień dziewczyna odeszła od naszego stolika, a złość Kate i Lucy widać było najbardziej.
  - Jak ta suka może się tak zachowywać? Czy ona nie ma wstydu? - zaczęła Lucy.
  - Jeżeli jeszcze raz tu przyjdzie wyszarpie jej wszystkie kudły. Mam nadzieję, że się na nią nie patrzyłeś Justin? - zwróciła się Kate do siedzącego grzecznie przy niej Justina, który na jej pytanie natychmiast pokręcił głową.
  - Oczywiście, że nie kaczuszko. Ona jest brzydka, bezczelna i niegrzeczna. Takie dziewczyny mnie nie interesują, tylko ty jesteś moim oczkiem. - Justin schylił się i pocałował Kate w usta, na co Lucy spojrzała na mnie wymownie.
   Musiałem więc iść w ślady przyjaciela i również pocałować moją Lucy, a dodatkowo objąć ją czule, żeby nie poczuła się gorsza. Morał z tego taki mężczyźni: Wszyscy jesteśmy pantoflami.
   Po kilku minutach, w czasie których temat zszedł na inne tory nie dotyczące obsługującej nas kelnerki, niegrzeczna Austriaczka znów pojawiła się w polu widzenia tym razem niosąc zamówione przez nas gorące napoje. Dziewczyny przybrały swoje pozycje obronne, a ja zacząłem modlić się w duchu, żeby tym razem kelnerka zwyczajnie odstawiła napoje i wróciła do kuchni, jednak tak się nie stało.
   Gdy stawiała kawę przed Justinem pochyliła się nad nim w sposób, w którym widać było dosłownie całe jej piersi co nie uległo czujnej uwadze Kate zaciskającej z nerwów pięści mimo, że Justin nawet nie spojrzał w piersi Austriaczki, a odwrócił wzrok przysuwając się bliżej do swojej "kaczuszki".
   Po chwili po restauracji rozległ się głośny pisk kelnerki. Wszyscy zwrócili na nią wzrok. Była cała oblana gorącą kawą Justina, a Kate siedziała obok niego z dumnie podniesioną głową i szatańskim uśmiechem na twarzy co niewątpliwie wskazywała na to, że to ona jest sprawczynią wypadku kelnerki.
  - Czy pani jest nienormalna? - zapiszczała żałośnie, próbując wytrzeć wielką plamę na fartuchu serwetkami ze stołu.
  - Raczej pani. Nie powinno urządzać się striptizu facetom mający, już towarzystwo. Poza tym to nie klub Go Go tylko restauracja z tego co mi się wydaje. - warknęła na nią wściekła Kate.
   W normalnych okolicznościach pewnie utwierdziłbym się tylko w przekonaniu, że przyjaciółka Lucy to żmija, ale w tym momencie całkowicie ją rozumiałem i popierałem w tym co zrobiła. Kelnerce się należało, a dodatkowo powinni wyrzucić ją z tej pracy. Przez nią Lucy traciła niepotrzebnie swoje nerwy, a przecież złość piękności szkodzi.
  - Lepiej będzie jeżeli znikniesz nam już z oczu - syknęła do niej Lucy, a kelnerka tym razem usłuchała i szybko zniknęła nam z zasięgu wzroku.
*Lucy*
   Niedługo po całym incydencie dania dostarczył nam do stołu sam właściciel restauracji gorąco przepraszając nas za zachowanie kelnerki. Po obiedzie otrzymaliśmy również pyszne desery na koszt lokalu chociaż jestem pewna, że były nam one dane tylko dlatego ponieważ właściciel obawiał się zrobienia mu przez Louisa, Justina i Liama złej reklamy, która mogłaby go słono kosztować.
   Podczas jedzenia deseru Kate co chwilę podszczypywała Justina za biodra i mówiła mu, że po zjedzeniu tego wszystkiego zrobią mu się boczki, na co on denerwując się, zabawnie marszył nos i czoło. Liam karmił Lily ciastem jak przystało na zakochane gołąbki, a ja i Louis...? Z perspektywy osoby trzeciej mogłoby się wydawać, że kulturalnie jemy obok siebie deser, jednak przez cały czas czułam pod stołem rękę Louisa sunącą od mojego kolana do samego krocza co bardzo mnie rozpraszało i gdybyśmy nie znajdowali się w miejacu publicznym dałabym mu niezłą nauczkę. Jednak nic straconego. Po wyjściu z restauracji, stwierdziliśmy, że jest już za późno i za ciemno na dalsze wycieczki, więc wróciliśmy do hotelu, a podczas drogi powrotnej w głowie już układałam swój "mały" plan zemsty. 
   Gdy weszliśmy do pokoju Louis zdjął szybko buty i kurtkę i popędził do telewizora, gdzie właśnie leciał mecz koszykówki. Przewróciłam oczami, bo Lou trochę popsuł moje plany, ale ja nie zamierzałam ich zmieniać lub co gorsze porzucać. Po rozebraniu się w holu zmysłowym krokiem ruszyłam w jego kierunku zasłaniając mu ekran. Widziałam jak już otwierał buzię, żeby kazać mi się usunąć sprzed ekranu, jednak kiedy tylko zdjęłam się z siebie bluzkę ukazując mu swój koronkowy stanik zamknął ją z powrotem i zaintrygowany wyłączył telewizor.
   Kontynuowałam swoją grę, zdejmując z siebie powoli spodnie, a za nimi skarpetki. Kiedy zostałam w samej bieliźnie usiadłam lekko zszokowanemu moim nagłym nietypowym zachowaniem Louisowi na kolanach, przodem do jego twarzy i uśmiechnęłam się zadziornie składając maly pocałunek na jego szyi.
  - Sprawiasz, że zaczynam robić się twardy. - wymruczał Louis kładąc swoje ręce na moich biodrach.
  - Mhmm... ale chyba wiesz, że należy ci się kara? - powiedziłam utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
  - Za co? - zapytał zdziwiony.
  - Nie udawaj, że nie wiesz. Przez ciebie, a raczej twoją wędrującą rękę nie mogłam zjeść w spokoju deseru.
  - Ah o to ci chodzi. - uśmiechnął się dumnie. - Myślę, jednak, że ci się podobało.
  - Czyżby? - uniosłam do góry brwi. - A wiesz co tobie będzie się podobać? 
   Louis zagryzł dolną wargę i uniósł kącik ust do góry. Wiedziłam co będzie mu się podobać i właśnie to miałam zamiar zrobić. Pochyliłam się nad nim bliżej i zagryzłam kawełek skóry nad jego uchem. Lou w odpowiedzi mruknął z zadowoleniem i zacisnął mocniej palce na moich biodrach. Lewą ręką chwyciłam za jego przyjaciela w spodniach, który już zdążył wstać i zaczęłam wykonywać powolne ruchy w górę i w dół.
  - Ohh...- z ust Louisa wydobył się długi jęk.
   Gdyby moje działania nie były tylko w ramach zemsty pewnie dalej kontynuowalabym pobudzanie Georga, ale mój cel został osiągnięty. Chciałam tylko zostawić Lou niedosyt, dlatego wstałam z jego kolan i schylilam się, żeby podnieść swoje rzeczy z podłogi.
*Louis*
  - Hej, co robisz? - spytałem Lucy wstając z łóżka i podchodząc do niej. Nie wiedziałem czy to kolejna część jej niespodzianki, czy może chce się ubrać i po raz kolejny pozostawić z problemem za ciasnych spodni.
  - A jak myślisz? - uśmiechnęła się złośliwie zakładając na siebie bluzkę. - Koniec striptizu, skarbie, to była tylko moja mała zemsta.
  - Chyba śnisz. Ja się tak szybko nie poddaję. - oznajmiłem, a później podniosłem ją i położyłem na łóżku.
   Lucy nie próbowała się podnieść wbrew moim przypuszczeniom. Leżała pode mną uważnie obserwując każdy mój ruch.
   Najpierw pozbyłem się jej bluzki chcąc dalej patrzeć na jej piersi podtrzymywane w staniku, którego własnoręcznie zapinałem po naszej wspólnej kąpieli, a potem przyssałem się do jej szyi robiąc na niej malinkę w tym samym miejscu, gdzie ja sam ją miałem.
  - Cholera jesteś taka piękna. - mruknąłem schodząc ustami niżej aż do pępka, a następnie w stronę wewnętrznej części jej uda.
  - Podniecam cię? - spytała, zarzucając mi ręce na szyję.
  - Zobacz sama. - powiedziałem biorąc jej rękę i kładąc na wybrzuszeniu w moich spodniach.
   Lucy popatrzyła na moje krocze, a później ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu zaczęła rozpinać guzik spodni, a później je zdejmować w czym nieco jej pomogłem. Gdy jej ręce zaczęły unosić do góry moją koszulkę, musiałem ją zatrzymać zanim podnieciłbym się do takiego stopnia, że nie potrafiłbym już przestać i po prostu przeleciał ją na tym łóżku, w tym momencie.
  - Co jest? - spytała zdezorientowana
  - Jeżeli teraz nie przestaniemy, nie wytrzymam i będę musiał cię ostro pieprzyć. - oświadczyłem całkiem poważnie zachowując przy tym tą samą poważną minę.
   Lucy przygryzła wewnętrzną stronę policzka, przechyliła głowę w bok i po kilkunastu sekundach trwających dla mnie całą wieczność pokiwała głową.
  - W porządku. W takim razie się pieprzmy, i tak mam już na ciebie ochotę.
  - Jesteś tego pewna? Wiesz co teraz mówisz? 
  - Nie jestem pod wpływem alkoholu, więc myślę, że wiem, ale nie będę powtarzała się dwa razy.
   I nie musiała. Niemal od razu zabrałem się do pracy, rzucając się na Lucy jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki. Pozwoliłem jej zdjąć mi koszulkę, a sam jednym sprawnym ruchem ściągnąłem z niej koronkowe majtki.
  - Kurwa, mam ochotę już w ciebie wejść, ale zanim to zrobię jeszcze się pobawimy. - powiedziałem, a Lucy w odpowiedzi tylko jęknęła zdejmując ręce z mojej szyi i kładąc je po obu stronach swojego ciała.
   Zsunąłem się po niej i zatrzymałem się przed jej kobiecością. Potem rozłożyłem szeroko jej nogi i następnie polizałem jej mokre już krocze.
  - Louis co ty chcesz...
  - Ćśś kochanie, nic nie mów. Gwarantuję, że będzie ci dobrze.
   Nie usłyszałem już więcej pytań. Kiedy tylko powoli zacząłem wchodzić w Lucy językiem poczułem jak wplata palce w moje włosy i zaczyna za nie dosyć mocno ciągnąć, co jednak mi nie przeszkadzało. Problem byłby tylko wtedy, jeśli zostałbym bez włosów i musiał je zastąpić jakąś sztuczną, mało ładną peruką, jednak na to chyba się nie zbierało.
   Wślizgnąłem się do jej środka w całości, zataczając w niej małe kółeczka, co bardzo ją podniecało, bo czułem jak mocniej zaciska palce na moich włosach. Zaczęła się wić na łóżku, dlatego przytrzymałem ją za uda, żeby ją unieruchomić. W końcu bez żadnej zapowiedzi wsunąłem w Lucy jeden palec, a ona krzyknęła głośno moje imię. Wiła się na łóżku tak bardzo, że z trudem ją trzymałem, żeby z niego nie spadła. Kiedy natrafiłem językiem na jej wrażliwy punkt jej jęki przybrały na sile, a ja naciskałem na niego intensywniej. Po kilkunastu sekundach wysunąłem z jej środka język i palec nie chcąc, żeby doszła w ten sposób. Jęknęła rozczarowana.
  - Lou, dlaczego przestałeś? Potrzebuję więcej.
  - I dostaniesz więcej, malutka. Ale w inny sposób.
   Szybko rozpiąłem stanik Lucy, który pozwoliłem jej zostawić dopóki naprawdę w nią nie wejdę i zdjąłem z siebie bokserki ukazując jej oczom mojego dużego przyjaciela stojącego w gotowości. Kąciki jej ust uniosły się na jego widok i wyciągnęła swoją rękę, żeby ją na nim zacisnąć.
  - Kurwa. - jęknąłem. - Nie rób tego, bo przysięgam ci, że zaraz dojdę i wtedy skończy się nasza zabawa. - zagroziłem, a Lucy cofnęła rękę.
   Z kieszeni spodni wyjąłem swój portfel, a z niego gumkę, którą miałem przy sobie zawsze na wszelki wypadek. Jak to mówią; przezorny zawsze ubezpieczony, a teraz naprawdę się przydała. W pośpiechu rozerwałem foliowe opakowanie i założyłem na siebie prezerwatywę, a następnie jednym mocnym ruchem wbiłem się w Lucy. Od razu ogarnęła mnie przyjemność. Zerknąłem na nią z góry, ale wbrew moim oczekiwaniom na jej twarzy malował się ból, jakby seks nie sprawiał jej przyjemności. Przez chwilę pomyślałem, że może jest dziewicą, bo w końcu nigdy jej o to nie pytałem, ale wydawało mi się oczywiste, że mając 18 lat, odbyła już swój pierwszy stosunek. Na wszelki wypadek postanowiłem jednak się nie ruszać. Wolałem nie sprawiać jej więcej bólu, bo wiem, że pierwszy raz zawsze bardzo boli.
  - Lucy, jesteś dziewicą? - spytałem zaniepokojony.
  - Nie. Po prostu dawno nie uprawiałam seksu. - jej odpowiedź od razu sprawiła mi ulgę. - Możesz się poruszać to uczucie zaraz przejdzie.
   Za jej zgodą zacząłem wykonywać pierwsze powolne i posuwiste ruchy uważnie ją przy tym obserwując. W końcu pierwsze zaskoczenie minęło i z jej ust na nowo wychodziły przyemne jęki co uznałem za znak, że mogę poruszać się szybciej. Zwiększyłem więc tempo i co chwilę wychodziłem z niej, żeby wejść z powrotem ze zdwojoną siłą.
  - Jesteś taka ciasna. Podoba ci się jak cię pieprzę?- wysyczałem zaciskając zęby, żeby móc wydobyć z siebie zdanie pomiędzy jękami.
   Lucy nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową. Myślę, że nie była w stanie wypowiedzieć z siebie ani słowa. Wygięłam się w łuk i wbiła paznokcie w moje plecy, ale w tamtym momencie nie czułem bólu. Nawet podobało mi się kiedy mnie drapała.
   Wykonałem jeszcze kilka mocnych pchnięć biodrami i oboje doszliśmy w tym samym czasie. Zmęczony i spocony położyłem się obok Lucy i przytuliłem ją do siebie.
  - To był najbardziej wyczerpujący seks w moim życiu. - oświadczyłem.
  - Ale podobało ci się? - zapytała mnie nieśmiało, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
  - Oczywiście, że tak i to nawet bardzo. A jak było tobie?
  - Dobrze. Nigdy się tak nie czułam. - Lucy uśmiechnęła się i złożyła krótki pocałunek na moich ustach,a potem jej głowa spoczęła na mojej piersi. Kiedy leżeliśmy obok siebie tak spokojnie, sami, nadzy, świeżo po dobrym seksie w pokoju hotelowym postanowiłem przeprowadzić z nią mały wywiad środowiskowy, żeby dowiedzieć się czegoś więcej niż do tej pory mi mówiła. Uznałem to za doskonały moment.
  - Ile razy uprawiałaś seks, nie wliczając tego teraz, ze mną? - zadałem pierwsze pytanie.
  - Nie wiem. Cztery może pięć razy. - odparła kładąc ręke na moim brzuchu.
  - Z kim?
  - Z moim byłym chłopakiem Taylerem.
  - Ile czasu ze sobą byliście?
  - Niewiele ponad pół roku. Czemu nagle mnie o to wszystko wypytujesz?
  - Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Po prostu chcę się o tobie czegoś dowiedzieć.
  - A czemu zerwaliście?
  - Nie pasowaliśmy do siebie. Tyler miał zupełnie inne zainteresowania niż ja. Uwielbiał jeździć motocyklami, a mnie to nudziło. W końcu nie mieliśmy ze sobą o czym rozmawiać, więc oboje stwierdziliśmy, że najlepiej będzie zakończyć ten związek. - Lucy westchnęła. - No a ty ile miałeś dziewczyn?
  - Żadnej. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Kobiety były mi potrzebne tylko do jednej rzeczy. Nigdy nic do żadnej z nich nie czułem, ale nie myśł, że z tobą jest to samo. - zapewniłem.
  - A co jest ze mną? - Lucy podniosła się i zaczęła przyglądać mi się bardzo uważnie chcąc dowiedzieć się ode mnie więcej.
   Nie powiem, było to dla mnie problemem, bo nie byłem przyzwyczajony do mówienia o swoich uczuciach. W zasadzie to nigdy o nich nie mówiłem, nikomu, ale zupełnie niewiem czemu Lucy wzbudzała moje zaufanie. Byłem jej gotowy o tym powiedzieć i nawet zaczynałem tego chcieć, ale nie dlatego, że Lucy tego bardzo chciała. Po prostu stwierdziłem, że na to zasługuje, a ja poczuję się trochę lepiej.
  - Z tobą jest zupełnie inaczej. Nie ubierasz wyzywających strojów tylko po to, żeby zwrócić na siebie moją uwagę. Szanujesz siebie i swoje ciało i nawet potrafisz mi odmówić i powiedzieć kilka niemiłych rzeczy z czym się dotąd nie spotkałem, dlatego mi tym imponujesz. Przy tobie czuję się dobrze. Uwielbiam spędzać z tobą czas, dlatego tak bardzo zależało mi na tym, żebyś tutaj ze mną przyjechała i dlatego też zarezerowałem bez twojej wiedzy nam pokój razem. Zapominam przy tobie kim tak naprawdę jestem.
  - A kim jesteś?
  - Potworem. Jestem potworem bez uczuć. - wydusiłem zaciskając zęby, żeby nie rozpłakać się jak małe dziecko.
  - Dlaczego tak o sobie myślisz?
  - Bo prawie zabiłem własną siostrę. - wyszeptałem, jednak na tyle głośno, żeby Lucy mogła usłyszeć.
  - Jak to zabiłeś? Nie rozumiem.
   Wziąłem głęboki oddech i mimo, że wiedziałem, że nie muszę tego robić, a mogę zwyczajnie zakończyć tą rozmowę to zdecydowałem się opowiedzieć Lucy całą historię od początku do końca, nie pomijając przy tym żadnycg szczegółów. Podczas mojej długiej opowieści, ona przez cały czas uważnie mnie słuchała ze spokojnym wyrazem twarzy i głaskała mnie na przemian po włosach i po policzku, a na koniec pocałowała czule w czoło.
  - Myślę, że to co zrobiłeś Lottie rzeczywiście nie było dobre, ale jej wypadek to nie twoja wina i nie możesz się za niego obwiniać. - powiedziała.
  - Właśnie, że moja. - zaprzeczyłem, a w kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy na samo przypomnienie o tamtym wydarzeniu, które często widywałem w swoich koszmarach. - Jestem nic nie wartym chujem. Powinienem się za to smażyć w piekle.
   Łzy wypłynęły z moich lczu i ciurkiem popłynęły mi po policzkach, ale nie próbowałem ich zatrzymać. Wtuliłem swoją głowę w zagłębienie szyi Lucy i płakałem jej w ramię jak małe dziecko pozwalając na to, żeby tuliła mnie do siebie i przeczesywała moje zmierzchwione już przez nią wcześniej włosy.
  - Wiesz, czasami trzeba wypłakać wszystkie łzy, żeby na usta znów powrócił uśmiech. - szepnęła całując mnie w głowę.
  - Na twoich jest tak rzadko. - zauważyłem.
  - Bo ja nie wypłakałam jeszcze wszystkich. - powiedziała najcichszym szeptem jaki dotąd u niej słyszałem.
   Nic więcej już żadno z nas nie powiedziało. Leżeliśmy tak razem w milczeniu i nikt nie chciał go przerwać, bo było przyjemne i potrzebne nam obojgu. Czułem się wtedy jakby Lucy była moją starszą, odpowiedzialną siostrą, a jej bezradnym młodszym bratem i zdałem sobie sprawę, że przecież nie powinno tak być, ponieważ ja jestem dorosłym mężczyzną i to ja powinienem ją do siebie z czułością tulić i pocieszać.
    Jestem nic nie warty i nic i nikt nie jest w stanie mnie już zmienić.
  Następny rozdział: 14 lutego.
  








  

Rozdział 23

*Lucy*
   Śniadanie w hotelu serwowane było tylko do godziny 11, więc z tego względu razem z Louisem musieliśmy wstać wcześniej niż tego chcieliśmy. Równo o 10, opuściliśmy nasz pokój i zeszliśmy na dół, gdzie siedzieli już Liam i Lily. Dosiedliśmy się do ich stolika i przywitaliśmy się ze sobą, jeszcze nieco zmęczeni i niewyspani.
  - Obsługuje tu jakiś kelner? - zapytałam wychylając się ze swojego miejsca i szukając wzrokiem mężczyzny w czarnym fartuszku.
  - Nie, Lucy. - zaśmiał się Louis. - Musisz sama nałożyć sobie jedzenie, kelner obsługuje tylko podczas obiadu, ale dzisiaj ja mogę być twoim kelnerem jeśli chcesz.
  - Chętnie, dziękuje. - uśmiechnęłam się do Louisa.
  - Co chcesz, żeby ci nałożyć? - spytał, gdy podnosił się już ze swojego miejsca, żeby udać się w kierunku trzech ogromnych stołów z wyłożonymi na nich najróżniejszymi specjałami, które dopiero teraz zauważyłam.
  - Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Wybierz mi coś, tylko nie za dużo.
   Louis pokiwał głową i ruszył w kierunku stołów, a ja rozparłam się wygodnie na krześle. Chwilę potem, podczas gdy Lou nakładał nam jedzenie na talerze do bufetu zeszli Justin i Kate trzymający się za ręce. Gdy podeszli do naszego stołu Justin odsunął krzesło Kate jak prawdziwy dżentelmen, a później ruszył w ślady Louisa zmierzając po jedzenie dla siebie i mojej przyjaciółki, czule ją wcześniej całując w pomalowane na czerwono usta.
  - Muszę przyznać, że Justin zachowuje się wyjątkowo męsko. - stwierdziła Lily patrząc za oddalającym się blondynem z wielkim podziwem i dumą.
  - W końcu jesteśmy parą. - odparła Kate nieznacznie się przy tym uśmiechając.
  - Parą?! - od razu odchyliłam się na swoim krześle z zaskoczenia. Wiedziałam, że Justin i Kate mają się ku sobie, ale nie pomyślałabym, że będą razem tak szybko.
  - Od kiedy jesteście razem? - zapytała Lily wychylając się zza ramienia Liama z zaciekawieniem.
  - No właśnie, dlaczego Justin mi nic nie powiedział? - dodał Liam również oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
  - Jesteśmy razem dopiero od wczoraj późnego wieczora, dlatego dowiadujecie się o tym teraz. -wytłumaczyła Kate. - Nie wiem tylko jak zareaguje na to Zayn, on nie pała sympatią do Justina. Kłóci się z nim za każdym razem gdy tylko go widzi.
  - Na pewno zrozumie, że Justin nie chce cię zranić. Twój brat to naprawdę spoko koleś. - Liam pogładził Kate po ramieniu uśmiechając się do niej pocieszająco.
  - Co to za nowa sensacja? - zainteresował się Louis, gdy tylko znów usiadł przy stole stawiając przed sobą i przede mną talarze wypełnione mnóstwem jedzenia mimo, że prosiłam go o tylko trochę.
  - Justin i Kate są razem. - zawiadomiłam go biorąc kromkę chleba z talerza.
  - Mówicie serio?
  - Tak, ja i Kate od tej pory oficjalnie jesteśmy parą. - uśmiechnął się Justin zasiadając na miejscu obok swojej dziewczyny i również rozkładając między nimi dwa talerze po brzegi wypełnione jedzeniem tyle, że Kate to odpowiadało. Zawsze uwielbiała dużo jeść z tą różnicą, że ona nigdy nie tyła od nadmiaru jedzenia.
  - No cóż...w takim razie gratuluję. - mruknął Louis pakując do ust rogalika z czekoladą.
   Spojrzałam na niego, ale on nie spojrzał na mnie. Miałam nadzieję, że wyczytam z jego twarzy jakieś odczucia, ale on skupiał się tylko i wyłącznie na tym, żeby zjeść. W pierwszej chwili myślałam, że to co powiedział Justin zrobi na nim jakieś wrażenie i da do zrozumienia, że być może on też powinien bardziej zaangażować się w to co nas łączy nadając temu jakieś imię, jednak jak to mówią nadzieja matką głupich. Chyba po raz pierwszy zazdrościłam Kate czegoś tak naprawdę (wyłączając jej niezwykle przystojnego brata, który przez długi czas był obiektem moich westchnień) i nie czułam się z tym dobrze.
   Przez resztę śniadania Kate i Justin opowiadali o swoim trwającym od kilku godzin związku, a ja wyobrażałam sobie jak wspaniale by było, gdybyśmy to ja i Louis byli na ich miejscu. Później Kate wspomniała o sesjach zdjęciowych, w których brała udział oraz o tym, że są duże szanse na to, że znajdzie się na okładce gazetki reklamowej Zary.
   Wtedy spojrzałam na swój talerz. Był już prawie pusty, choć jedzenie, które się na nim znajdowało przypominało kopiec dla zapaśnika. Louis nie dobrnął jeszcze nawet do połowy, a po jego minie było widać, że powoli ma już dosyć objadania się. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. To nie dziwne, że Louis nie chce ze mną być. Nie wyglądam tak jak Kate. Ona jest ładna, wysoka i szczupła, a do tego pewna siebie. Ideał kobiety, dlatego Justin tak szybko się nią zauroczył, a potem zakochał. A ja? Mogę jedynie marzyć o tym jak Louis angażuje się ze mną w związek. Tak samo jak mogę pomarzyć o figurze modelki, pewności siebie i sesjach zdjęciowych dla Zary.
   Wstałam więc pospiesznie od stołu zostawiając na talerzu dwa małe rogaliki, które jeszcze nie zostały przeze mnie skonsumowane i wyjęłam z kieszeni Louisa kluczyk do naszego pokoju.
  - Co się dzieje, dlaczego idziesz? - zapytał oderwany od rozmowy z chłopakami.
  - Trochę źle się czuje. Kręci mi się w głowie, chcę się iść położyć. - skłamałam. Louis niczego nie podejrzewając pokiwał głową i powiedział, że za chwilę do mnie przyjdzie, co dało mi kilka lub też kilkanaście minut wolnego czasu na zrealizowanie moich zamiarów, a właściwie to powrotu do dawnych przyzwyczajeń niekoniecznie tych dobrych, jeśli wiecie co mam na myśli.
   Szybko dotarłam na nasze piętro i trzęsącymi dłońmi otworzyłam pokój a następnie pobiegłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na wypadek gdyby Louisowi zamarzyło się wrócić wcześniej i ze łzami w oczach włożyłam do swojego gardła dwa palce wywołując u siebie wymioty. Nienawidziłam wykonywać tej czynności. Za każdym razem budziła we mnie to samo obrzydzenie do samej siebie, ale jednocześnie sprawiała, że czułam się piękniejsza, dlatego to robiłam.
   Dzisiaj, po roku czasu od ostatnich wymiotów znów poczułam tą potrzebę i nie potrafiłam jej w sobie pohamować ani stłumić tego okropnego uczucia wyobrażenia siebie jako grubaski nie mieszczącej się nawet w rozmiar L. Gdy całe śniadanie, które w siebie dzisiaj wepchnęłam zostało przeze mnie zwrócone, wstałam nacisnęłam spłuczkę i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się do siebie z dumą i pomyślałam w głowie ,,Brawo Lucy teraz już nie masz w sobie tylu zbędnych kalorii, zrobiłaś to co należało", ale pojawił się też we mnie ten drugi głos, krytykujący mnie i mówiący do mnie ,, I co myślisz, że dzięki temu będziesz szczuplejsza? Nigdy nie będziesz wyglądała jak twoja przyjaciółka, zawsze będziesz tłustą świnką, a Louis nigdy nie będzie cię chciał. Gdyby o wszystkim się dowiedział brzydziłby się tobą tak jak ja".
   Potrząsnęłam głową próbując wyrzucić drugi głos z głowy i zabrałam się za mycie zębów. Po myciu zębów upewniłam się, że w łazience nie pozostawiłam żadnego śladu po tym co przed chwilą się tu wydarzyło, a później opuściłam ją i położyłam się na łóżku idealnie pościelonego przez pokojówkę podczas naszej nieobecności.
   Kilka minut później do pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Louis. Spojrzałam na niego niemrawo, gdy on właśnie zaczął zmierzać w moją stronę rzucając się obok mnie.
  - Jak się czujesz? - spytał przykładając dłoń do mojego czoła.
  - Nie martw się, nie mam gorączki. - mruknęłam odsuwając od siebie jego rękę.
  - Jesteś na mnie zła? Zrobiłem coś nie tak? - Louis zawisł nade mną ustawiając swoje ręce po obu stronach mojej głowy blokując mi tym jakikolwiek ruch. Jego uśmiech zastąpiło teraz zmartwienie na jego twarzy, którego nie lubiłam, dlatego uśmiechnęłam się mimowolnie zapewniając Lou, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
  - Świetnie, bo za chwilę wybieramy się na stok. - oświadczył całując mnie krótko w usta i schodząc z łóżka.
  - Nie wiem czy mam ochotę zjeżdżać dzisiaj na nartach. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
  - Dlaczego nie? - Louis odwrócił się w moją stronę i znów usiadł na łóżku.
  - Po prostu. Nawet nie pamiętam jak się na nich jeździ, a poza tym nie mam ochoty na to, żeby ktoś robił mi zdjęcia jak się potykam nieudolnie próbując wrócić do dawnej formy.
  - Nikt nie będzie robił ci zdjęć. Na stoku nie ma paparazzi, a przynajmniej nie powinno ich być.
  - Oni są wszędzie Louis. Teraz wystarczy wpisać w internecie moje nazwisko a wyskoczy ci stek moich zdjęć robionych z zaskoczenia i to na dodatek niekoniecznie ładnych.
   Louis westchnął ciężko i położył rękę na mojej.
  - Wiem, że tego nie lubisz, ale nie mam na to wpływu. Oni zawsze nas znajdą, nawet w innym kraju.
  - Naprawdę umiesz pocieszać. - mruknęłam z sarkazmem.
*Louis*
   Wszyscy chyba wiedzą, że słaby ze mnie pocieszyciel, ale nic na to nie poradzę. Znam się tylko na piłce i ewentualnie potrafię coś ugotować. Bardzo chciałem, jednak namówić Lucy, żeby poszła na stok, bo w końcu po to tu przyjechaliśmy,więc postanowiłem użyć bardziej brutalnych metod wobec niej.
   Bez pytania ściągnąłem ją z łóżka przerzucając sobie jej lekkie ciało przez plecy i mimo jej krzyków i pisków żądających, żebym ją puścił udałem się z nią do holu, gdzie usadziłem ją na niewielkiej komodzie.
  - Dlaczego ściągasz mnie z łóżka bez mojego pozwolenia?! - zapytała rozwścieczona. - I na dodatek niesiesz jak worek kartofli.
  - Taka była moja wola. - oświadczyłem ze spokojem sięgając po kurtkę Lucy i zaczynając ją w nią ubierać.
  - Ale moja wola jest inna. A poza tym sama umiem się ubrać. - warknęła na mnie, jednak nadal siedziała na miejscu, w którym ją usadziłem pozwalając mi na kontynuowanie jej ubierania.
  - W walizce mam płaskie kozaki, wyjmij je z niej. - powiedziała, gdy zapiąłem jej kurtkę pod szyję i założyłem szalik i czapkę.
   Chwilę potem oboje byliśmy ciepło ubrani i gotowi do wyjścia. Zeszliśmy na dół, gdzie Lily, Liam, Justin i Kate już na nas czekali i wspólnie ruszyliśmy na stok pieszo.
  - Bolą mnie już nogi, mówiłeś, że to blisko. - zaczęła narzekać Lucy wlokąc się za mną gdzieś z tyłu.
  - Bo to jest blisko. - odparłem. - Za pięć minut będziemy na miejscu.
  - Zanieś mnie tam. - zażądała stając na środku zaśnieżonego chodnika.
  - Ale Lucy, ja...
  - Przecież to tylko pięć minut.
  - No dobrze.- zgodziłem się.
   Tak więc przez resztę drogi niosłem moją zmęczoną Lucy na plecach, a ona jedynie co chwilę mnie pospieszała mówiąc, że idziemy jako ostatni. Raz pozwoliłem sobie zauważyć, że nie szlibyśmy jako ostatni gdyby nie siedziała mi na plecach, jednak szybko umilkłem, gdy zagroziła mi, że będę za karę spać dzisiaj na kanapie.
   Na stok dotarliśmy dopiero po piętnastu minutach niż po pięciu jakie były wcześniej planowane, jednak kolejka na wyciąg oraz do wypożyczalni nart była niewielka dlatego zbytnio nad tym nie ubolewałem. Podczas zakładania nart zza drewnianej budki wychyliło się kilku paparazzich, co wywołało natychmiastową złość u Lucy, ale szybko udało mi się ją uspokoić mówiąc, że za chwilę sobie pójdą, ponieważ nie dostaną się na górkę z której będziemy zjeżdżać.
   Na początku musiałem uczyć Lucy jak powinna zjeżdżać, ale szybko nabrała w to wprawy i już za trzecim razem zjeżdżała bez mojej pomocy. Kilka razy uniknęła wpadnięcia w zaspę śnieżną, ale poza tym szło jej naprawdę dobrze. Po godzinie zjeżdżania z prostej trasy przeszliśmy na najtrudniejszą co było dla mnie dużo ciekawsze, bo wreszcie mogłem wykazać się swoimi umiejętnościami, których i tak nikt nie podziwiał oprócz dwóch fotografów czyhających gdzieś na dole.
   Raz minąłem się z Liamem, któremu dane było zjeżdżać samemu bez obecności Lily, którą zostawił na małej górce z Kate, ale szybko zniknął z zasięgu mojego wzroku, a ja musiałem zbierać Lucy z ziemi, ponieważ górka okazała się dla niej za trudna i potknęła się o leżącą na śniegu grubą gałąź, którą jej zdaniem ktoś specjalnie podrzucił na jej tor zjazdu.
  - Powinniśmy się już zbierać za chwilę zrobi się ciemno. - powiedziałem, gdy po raz ostatni zjechałem razem z Lucy z górki asekurując ją przed kolejnym niechcianym upadkiem.
  - A Lily i Kate? - zapytała poprawiając swoje narty.
  - Zeszły już ze stoku godzinę temu. Justin chyba też, musimy poszukać tylko Liama.
  - W porządku. - pokiwała głową, a potem oboje udaliśmy się w kierunku zejścia ze stoku narciarskiego.
*Lucy*
   Wreszcie odnaleźliśmy Liama, który bezradnie chodził wzdłuż stoku poszukując swoich przyjaciół. Na nasz widok bardzo się ucieszył i wspólnie odnaleźliśmy kolejne trzy zguby.
   Niebo zaczęło zachodzić różnobarwnymi chmurami zapowiadając nadchodzącą ciemność, jednak wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że godzina jest jeszcze dla nas wczesna, więc postanowiliśmy udać się do pobliskiego klubu, który właśnie był otwierany. Oczywiście zostaliśmy do niego wpuszczeni od razu, bez kolejki i zbędnych pytań. Muskularnemu ochroniarzowi za dowód osobisty wystarczył fakt, że do klubu wchodzi trzech piłkarzy co było gwarancją dużej liczby gości.
   Klub prezentował się bardzo elegancko. Niewątpliwie przychodzili tu sami bogaci ludzie. Na ścianach były porozwieszane neonowe tabliczki, a wielkie kanapy ze lśniącej skóry mogły spokojnie pomieścić dziesięć osób. Barek przyciągał wzrok kolorowymi alkoholami rozstawionymi na mnóstwie szklanych półek przez co od razu zachciało mi się wypić jakiegoś drinka.
  - Czego się państwo napiją? - zapytał uprzejmie barman stojący za barkiem i czyszczący kryształowe kieliszki do szampana.
  - Ja tequile. - poprosił Justin.
  - To ja też. - powiedział Louis.
  - Jak wszyscy to wszyscy. - dodał Liam wygodnie rozsiadając się na jednej z wielkich kanap.
  - Więc dla panów trzy razy tequila? - podsumował inteligentnie, a kiedy nasi chłopcy dżentelmeni pokiwali głowami zwrócił się do mnie i do dziewczyn.
  -  A dla pięknych pań?
  - A co pan proponuje? - zapytała Kate siadając na barowym stołku naprzeciwko mężczyzny, który w świetle neonów wydawał się dosyć przystojny. Nie był Austriakiem co wywnioskowałam po jego akcencie i specyficznej urodzie.
  - To zależy od tego jakie alkohole panie preferują.
  - Może przejdźmy na ,,ty". Wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym wieku. - zaoferowała Kate uśmiechając się czarująco do barmana.
  Mężczyzna z chęcią się na to zgodził i wszystkie trzy przedstawiłyśmy mu się, a potem zasiadłyśmy obok siebie przed barkiem nawiązując z nim rozmowę, podczas kiedy panowie, z którymi przyszłyśmy pochłonięci byli własną rozmową. Okazało się, że barman ma na imię Dominico. Powiedział nam również, że jego rodzina pochodzi z Hiszpanii, a on przyjechał tu na stałe dla swojej narzeczonej, z którą zamierza wziąć ślub na wiosnę. Był bardzo miły, zagadałyśmy się z nim do tego stopnia, że nawet nie spostrzegłyśmy ile gości znajduje się już w klubie.
  - Może powinnyśmy iść do chłopaków, widzę jak kilka lasek przez cały czas się na nich gapi. - zaoferowała Lily spoglądając co chwilę nerwowo na Liama.
  - Nie przesadzaj, oni są zapatrzeni w swoją tequilę. - odpowiedziałam jej biorąc kolejny łyk Margarity zrobionej przez Dominico.
  - Wypij więcej, może się bardziej wyluzujesz. - dodała Kate znad swojego kieliszka. Piła już trzecią kolorową whiskey i jak do tek pory była chyba już najbardziej wyluzowana z nas trzech.
  - Wszystkie trzy z nimi chodzicie? - zapytał Dominico przygotowując kolejne drinki dla przybywających z każdą minutą gości i zerkając na chłopaków.
  - Nie, tylko Kate chodzi z Justinem. To znaczy z Justinem Bieberem. - odpowiedziałam za przyjaciółkę szukającą swojego telefonu po całej torebce.
  - A ty przyjaźnisz się z...
 - Z Louisem Tomlinsonem o ile naszą relację można nazwać tylko przyjaźnią. - westchnęłam.
  - Nie lubisz tego? - zapytał.
  - Czego?
  - Tego, że nie jesteście razem, a wasza relacja przypomina falę wielkich zawirowań.
  - Skąd wiesz?
  - Nie wiem, tylko się pytam. - wzruszył ramionami Dominico, odchodząc od butelek z alkoholami i zaczynając czyścić brudne kieliszki.
  - Zayn, ale ja wcale się nie upiłam, a poza tym to jestem już dorosła. - Kate odszukała swój telefon i teraz trzymała go przy uchu próbując przekrzyczeć tłum. Z tego co słyszałam rozmawiała ze swoim starszym bratem, który nawet z odległości kilku tysięcy kilometrów musiał ją kontrolować.
  - Muszę na chwilę wyjść, zaraz wrócę. - zwróciła się do mnie i do Lily, a po chwili wybiegła z klubu dziko po drodze gestykulując.
  - Komu tak zawzięcie się tłumaczyła? - Dominico postawił wyczyszczone szklanki gdzieś z boku i teraz skupił całą swoją uwagę na mnie i na Lily.
  - Swojemu starszemu bratu. Traktuje ją jak swoją przyszywaną córkę. - wytłumaczyłam.
  - Dobrze mieć takie troskliwe starsze rodzeństwo. Ja wychowywałem się razem z moimi dwoma starszymi siostrami i zawsze miałem w nich oparcie. To dobra rzecz.
  - Też mam starszą siostrę, ale... - nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ mój wzrok przykuła męska postać idąca w stronę mniejszego pokoju ze striptizem, która do złudzenia przypominała mi Louisa. Wiedziałam, że coś mogło mi się pomylić, ponieważ wypiłam już trochę alkoholu, ale puste miejsce obok Liama, na którym Lou nie tak dawno siedział dało mi pozwolenie do podejrzeń, dlatego musiałam to sprawdzić.
  Zaniepokojona przeprosiłam Dominico i zerwałam się ze swojego stołka idąc w tłum kłębiących się ludzi.
  - Hej, Lucy gdzie idziesz?! - krzyknęła za mną Lily, ale nie miałam wtedy czasu na odpowiedzi. Machnęłam tylko na nią ręką i szłam dalej próbując dostać się jak najszybciej do wejścia pokoju ze striptizem.
   Serce biło mi jak oszalałe. Chciałam myśleć, że coś mi się pomyliło i mężczyzna, który właśnie tam wchodził nie był Louisem, a Louis poszedł tylko do toalety, jednak byłam zbyt pewna, że to był on, żeby dawać sobie złudne nadzieje. Gdy nareszcie dotarłam pod czarne drzwi z plakatem striptizerki tańczącej na rurze zatrzymało mnie dwóch ochroniarzy.
  - To oddzielny klub, tu nie ma wstępu. - odezwał się jeden z nich gburowatym głosem.
  - Ale ja muszę tam wejść. - powiedziałam stanowczo tupiąc nogą jakby to miało przynieść mi jakieś korzyści.
  - Przykro mi panienko, ale tu nie wejdziesz. Tu wchodzą tylko mężczyźni.
  - Ale tam jest mój mężczyzna i muszę go stąd zabrać jak najszybciej, zrozumcie mnie. - dalej szłam w zaparte mając nadzieję, że może tym razem uda mi się wzbudzić w ochroniarzach współczucie, ale nic z tego.Byli totalnie nieugięci, a mi brakowało pomysłów jak ich namówić na to, żeby pozwolili mi wejść do tego przeklętego miejsca dla nie szanujących się kobiet.
  - Dobra, w takim razie pogadamy sobie inaczej. - warknęłam, postanawiając sięgnąć do radykalnych metod.
   Otworzyłam moją torebkę, wygrzebałam z niej portfel i wyjęłam z niego sto euro podając je gburowatemu ochroniarzowi. Ten na widok pieniędzy od razu się uśmiechnął i otworzył mi drzwi.
  - Proszę bardzo, życzę powodzenia w szukaniu chłopaka.
  - Dziękuje. - odparłam wściekła, a moja wściekłość przemieniła się ponownie w niepokój, gdy tylko znalazłam się w środku tego obrzydliwego miejsca.
   Na środku tańczyły dwie striptizerki obie ubrane w bardzo skąpą, wyzywającą bieliznę i wysokie czerwone szpilki. Jedna była młoda, myślę, że w moim wieku, miała lśniące czarne włosy i ciemny makijaż na twarzy. Zastanawiałam się dlaczego to robi. Nie mogła znaleźć sobie normalnej pracy,w której nie musiałaby rozbierać się przed bandą napalonych facetów? To naprawdę odrażające.
   Mimo obrzydzenia szłam dalej. Ominęłam jedną z kanap, na której siedziało kilku mężczyzn ubranych w garnitury, a w końcu stanęłam nieruchomo wgapiając się w jeden punkt przede mną.
   Miałam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Przede mną przy jednej ze striptizerek stał Louis, wkładając jej do stringów cienki plik banknotów. Teraz byłam tego całkowicie pewna. Stałam nieruchomo dopóki Louis nie odwrócił się i nie spojrzał na mnie. Otworzył szeroko oczy i szybko podbiegł w moją stronę zostawiając dziewczynę.
  - Lucy, co ty tu robisz, przecież powinnaś być w tamtym klubie.
  - Śmiesz jeszcze mieć o to do mnie pretensje?! - wrzasnęłam, a wszyscy którzy byli zgromadzeni spojrzeli na nas łącznie ze striptizerkami.
  - Proszę nie krzycz, porozmawiajmy na zewnątrz.
  - Nie będę z tobą rozmawiać. Jesteś zwykłym gnojem, nienawidzę cię. Żałuję, że dałam ci się namówić na ten wyjazd i żałuję, że cię poznałam. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, a potem automatycznie, nie wiedząc do końca co robię uderzyłam zszokowanego i zażenowanego Louisa z całej siły w policzek. Jego głowa odchyliła się w bok, a na skórze odcisnął mu się ślad mojej ręki.
   Myślałam, że coś powie. Krzyknie na mnie lub cokolwiek, ale on stał w milczeniu przykładając swoją dłoń do piekącego policzka. Nie tracąc więcej czasu wyszłam wyszłam z klubu tylnymi drzwiami chcąc jak najszybciej dostać się na świeże powietrze. Niebo zrobiło się już czarne, a po ulicach szli zmęczeni ludzie wracający z pracy lub też młodsze towarzystwo nie wiedzące co zrobić ze swoim życiem i poszukujące frajdy na mieście. Co do mnie, nie mogłam wrócić do hotelu, ponieważ klucze do pokoju miał jak zwykle Louis, a ja nie zamierzałam po nie wracać z powrotem do klubu, dlatego zdecydowałam pozwiedzać miasto i może znaleźć jakieś ciche, ustronne miejsce gdzie mogłabym się wypłakać.
   Nie potrafię opisać jak się wtedy czułam. Jeszcze nikt mnie nigdy tak nie zawiódł. Wiedziałam, że ja i Louis nie jesteśmy w związku, a on mi nigdy nic nie obiecywał, ale to i tak bolało, bo miałam głupią nadzieję, że może skoro przespaliśmy się ze sobą coś w nim drgnie.
  - Lucy! - nagle usłyszałam za sobą wołanie. Zatrzymałam się na środku uliczki, którą właśnie przechodziłam i odwróciłam się w kierunku osoby, która mnie wołała. W moją stronę biegł Louis, a gdy zobaczył, że się zatrzymałam na jego twarzy pojawiła się niewielka ulga i po chwili stał przy mnie zdyszany.
  -Chcesz dostać drugi raz w twarz? - zapytałam od razu z sarkastycznym uśmiechem, chociaż wcale nie czułam się tak dobrze jak próbowałam to pokazać. Czułam się beznadziejne i nic nie mogło tego zmienić.
  - Nie, chociaż wiem, że mi się to należy. - odpowiedział. - Posłuchaj ja wiem, że pewnie teraz myślisz o mnie same najgorsze rzeczy, ale...
  - Masz rację, myślę, że jesteś skończonym dupkiem, dziwkarzem i nie zasługujesz na żadną z rzeczy, którą masz. - warknęłam przerywając Louisowi.
  - Być może, ale zrozum, że to wina alkoholu. Za dużo wypiłem, nie powinienem iść do tamtego klubu. Przepraszam.
  - Myślisz, że teraz wrócę z tobą po twoich marnych przeprosinach? Wykorzystałeś mnie. Od początku chodziło ci tylko o to, żeby się ze mną przespać i mną pobawić. Zabrałeś mnie tu, właśnie w tym celu, a potem? Przestałbyś się mną interesować, zablokował numer, żebym nie mogła do ciebie dzwonić. Rzucił do kąta jak starą zabawkę, prawda?!
  - Nie. Nie prawda. - Lou pokręcił głową i gdybym go już nie znała może nawet stwierdziłabym, że jest mu smutno i żałuje, ale niestety byłam prawie pewna, że znowu udaje.
  - Kocham cię. - palnął, a ja roześmiałam się na cały głos udawanym, żałosnym, pełnym rozpaczy śmiechem.
  - Kochasz? Co ty możesz kurwa wiedzieć o miłości. Jeszcze na dodatek znowu kłamiesz, żeby mnie udobruchać.
  - Przysięgam, że to prawda! - zaprzeczył rozpaczliwie.
  - Jak mogę ci wierzyć? Tobie, który najpierw powtarza mi za każdym razem, że jestem piękna, a potem przy najbliższej okazji idzie do klubu Go Go na striptiz.
  - Bo jesteś piękna. Dla mnie jesteś najpiękniejsza i zawsze będziesz. To ty nauczyłaś mnie co to znaczy miłość. Tyle razy byłaś przy mnie kiedy tego potrzebowałem i płakałem. Pocieszałaś mnie wtedy i głaskałaś po włosach. Jesteś pierwszą osobą, której powiedziałem o Lottie, przy której płakałem jak dziecko i czułem się z tym dobrze. Wiem, że cię cholernie zawiodłem moim zachowaniem, ale błagam uwierz mi, że to co mówię teraz jest prawdziwe. Że cię kurewsko kocham tylko za każdym razem bałem ci się do tego przyznać, bo jestem tchórzem, a tak wspaniała osoba zasługuje na więcej niż na miłość takiego tchórza.
   To wyznanie mnie wzruszyło. Nie wiedziałam, że Louis tak o mnie myśli. Nie wiedziałam nawet, że on coś o mnie w ogóle myśli, ale nie umiałam tak nagle wybaczyć mu tego całego świństwa i o tym zapomnieć. Jednym słowem byłam kompletnie rozdarta. Nie wiedziałam co mam zrobić ani co mam powiedzieć. Stałam tylko nieruchomo czekając na dalszy rozwój wydarzeń między nami.
  - A ty... mnie kochasz? - spytał nieśmiało spuszczając głowę w dół i podnosząc ją co chwilę, by obserwować moją reakcję.
   Czy go kochałam? Nie wiem. Nigdy nie zadawałam sobie tego pytania. Byłam w nim zakochana, to pewne, ale nie miałam pojęcia czy go kocham. Miłość to dużo silniejsze uczucie niż zakochanie i ciężko jest stwierdzić kiedy pojawia się prawdziwa miłość.
  - Nie wiem, Louis. Nie potrafię ci odpowiedzieć. - szepnęłam zgodnie z prawdą po dłuższym czasie napiętego milczenia. - To chyba zły czas na wyznawanie sobie miłości. - dodałam po chwili przekierowując na niego swój wzrok.
  - To przez to, że cię zdradziłem, tak?
  - Nie zdradziłeś mnie, bo nigdy nie byliśmy razem, zapomniałeś?
  - Ale ta relacja chyba do czegoś nas zobowiązywała, no nie?
  - Nie wiem, to pytanie powinieneś zadać sobie.
   Louis pokiwał głową i znów spuścił smętnie głowę. Miał ponury wyraz twarzy, chyba czuł się teraz tak samo jak ja. Staliśmy tak w milczeniu przez dłuższy czas, aż postanowiłam zakończyć między nami ciszę zarówno jak i swoją wzajemną niezręczną obecność.
  - Daj mi klucze do pokoju. - powiedziałam wyciągając w jego kierunku rękę.
   Bez słowa włożył rękę do kieszeni, wyciągnął z niej mały kluczyk i podał mi go.
  - Mam dzisiaj spać na kanapie? - zapytał
  - Nie ma takiej potrzeby, bo nie będę spać dzisiaj w naszym pokoju. - oświadczyłam podejmując tą decyzję w tym samym czasie, w którym wypowiedziałam to zdanie, całkowicie spontanicznie, jednak wiedziałam, że to wyjście będzie dla nas obojga najlepsze, ponieważ wyszłam z założenia, że ciężko by nam było być w jednym pokoju nie odzywając się do siebie przy tym ani słowem.
   Lou westchnął z rezygnacją, a po chwili odwrócił się do mnie plecami i odszedł. Miałam cichutką nadzieję, że coś jeszcze powie, może spróbuje błagać mnie o to, żebym jednak została, ale wydawało mi się nawet, że pogodził się z tym co się stało i postanowił wrócić do klubu oglądać tańczące striptizerki. Załamałam się wtedy jeszcze bardziej, a łzy poleciały niekontrolowanie po moich policzkach. Nie potrafiłam udawać kogoś kim nie jestem, chociaż w takich momentach tak bardzo chciałam.
  - Hej Lucy!
  - Czego znowu chcesz, Louis? - spytałam nawet się nie odwracając w jego stronę.
  - To nie Louis. To ja. - odwróciłam się. Przede mną stała Kate ze zmartwionym wyrazem twarzy. Domyśliłam się po jej minie, że dowiedziała się już o wszystkim, jak to ona, jednak teraz nie miałam jej tego za złe. Uznałam, że to może lepiej, bo naprawdę potrzebowałam wtedy wsparcia przyjaciółki.
  - Już wiesz? - zapytałam szeptem.
  - Tak. Lily gadała z Liamem, powiedział jej, że Louis poszedł do tego klubu, a potem widziałam jak się kłócicie, ale postanowiłam poczekać na odpowiedni moment.
  - Może powinnaś nam przerwać. - westchnęłam. - Ale to nieważne.
  - Naprawdę mi przykro.
   Kate zbliżyła się w moją stronę dwa kroki, a potem przytuliła mnie, na co oddałam jej uścisk. Pewnie przytulałybyśmy się tak dalej, jednak nadal stałyśmy na środku chodnika, a ludzie mijający nas dziwnie się nam przyglądali, dlatego oddaliłyśmy się od siebie i zgodnie stwierdziłyśmy, że lepiej będzie wrócić do hotelu.
   Po drodze Kate zaszła do pobliskiego sklepu po butelkę wina. Powiedziała, że wino najlepiej rozwiązuje smutki i chociaż na początku nie byłam tego pewna, to w końcu uległam przyjaciółce. Gdy znalazłyśmy się już w hotelu, weszłyśmy do windy, gdzie Kate zarządziła, że jedziemy na jej piętro, do jej pokoju, ponieważ lepiej nie przywoływać smutnych wspomnień i nie wracać do pokoju, gdzie dzisiejszego poranka budziłam się przy boku Louisa. Na to również się zgodziłam i tym razem z chęcią poszłam za nią do jej pokoju znajdującego się w labiryncie krętych korytarzy.
  - To duży hotel. Jeden z największych, można się więc było spodziewać tych wszystkich korytarzy, ale i tak nie jestem z tego zadowolona, bo mój pokój leży dalej od Justina, mimo, że zaznaczałam, że żądam, żeby nasze pokoje były tuż obok siebie. - westchnęła, kiedy weszłyśmy do środka.
  -Więc dlaczego nie macie pokoju razem? - spytałam mając nadzieję, że jeżeli odbiegnę od tematu Louisa zapomnę o nim i o całym zajściu sprzed zaledwie pół godziny.
  - Bo nie ja nie chciałam. Nie byliśmy razem, gdy tu przyjechaliśmy, więc zarządziłam, że śpimy oddzielnie, ale jutro chcemy wziąć pokój razem, jeżeli jeszcze da się to zmienić.
   Kiwnęłam głową i usiadłam na łóżku Kate, Próba odwiania myśli od Louisa nie powiodła się. W głowie cały czas miałam moment, kiedy wsadzał za gumkę majtek tej dziewczyny pieniądze. Brzydziłam się nim, nie chciałam go widzieć, ale jednocześnie marzyłam o tym, żeby teraz przyszedł tutaj i mnie przytulił. Byłam pełna sprzeczności. Nie rozumiałam samej siebie i to było okropne.
  - Nadal o tym myślisz? - zagadała Kate nalewając do plastikowych kubków wina. - Wybacz, że nie w kieliszkach jak należy, ale nie przewidziałam sytuacji i nie wzięłam ich ze sobą.
  - Nie ma sprawy. Najważniejsze jest to, że mamy się czego napić, a bardziej to ja, bo to mnie facet nie chce. To ja jestem tą nieszczęśnicą. - powiedziałam załamanym głosem biorąc z kubka duży łyk wina dla pocieszenia.
  - Nie mów tak. Louis to zwykła świnia i kobieciarz, nie zasługuje na ciebie. On nie jest niczego wart.
  - Nie rozumiesz. Ja go kocham. - pokręciłam głową.
  - Kochasz go? Przecież jemu mówiłaś zupełnie co innego.- Kate popatrzyła na mnie ze zdumieniem.
  - Wiem. Może to zabrzmi śmiesznie i żałośnie, ale wtedy tego nie wiedziałam. Byłam na niego wściekła i nie myślałam, ale teraz jestem tego pewna. Kocham go i nienawidzę jednocześnie. - wyrzuciłam z siebie i z pełną świadomością mogłam teraz stwierdzić, że to co mówię jest prawdą. Kocham Louisa Tomlinsona mimo, że dosyć często zachował się w stosunku mnie jak dupek.
  - Okej, więc... nienawidzisz go za to co ci zrobił,a kochasz za...?
  - Sama nie wiem za co. - wzruszyłam ramionami. - Po prostu nie wyobrażam sobie życia bez niego. Od momentu tego pechowego sylwestra nie było dnia w którym o nim choć przez chwilę nie pomyślałam ani nie zatęskniłam, kiedy nie wiedzieliśmy się dłużej. Uwielbiam jego uśmiech i kiedy jest szczęśliwy, a kiedy jest smutny czuje nieodpartą potrzebę na przytulenie go i pocieszenie. Zupełnie jakby włączał mi się wtedy instynkt macierzyński.
   Kate popatrzyła na mnie chwilę w milczeniu, a potem wstała i zabrała mi wino z ręki.
  - Co ty robisz? - zapytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc poczynań mojej przyjaciółki.
  - Jak to co? Idziemy szukać tego gamonia. Nie znoszę go to fakt i nadal myślę, że nie jest ciebie wart, a zwłaszcza po tym co odstawił, ale... jesteś moją przyjaciółką i nie chcę żebyś cierpiała, a widzę, że ty go naprawdę kochasz. A na prawdziwą miłość nie ma innej rady jak pogodzenie się z nią i jej przyjęcie.
  - Mówisz jak swatka i wielka znawczyni miłości. - roześmiałam się.
  - Możliwe, ale po tym co usłyszałam nie zamierzam siedzieć z założonymi rękami. Skoro ja potrafiłam zmienić kobieciarza w pantofla, to ty też będziesz umiała.
  - Dziękuje Kate, jesteś wspaniała. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do przyjaciółki, a z oczu znów popłynęły mi łzy, ale tym razem były to łzy szczęścia.
  - Jesteś w stanie mu to wybaczyć? - zapytała nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.
  - Chyba tak, jeśli obieca mi, że przestanie być takim dupkiem i wreszcie nada jakąś nazwę naszej relacji.
  - Więc idziemy, zmieniać Louisa.
   I tak wyszłyśmy z pokoju Kate do tej pory zamknięte z butelką wina i zaczęłyśmy iść korytarzami do windy. Czułam się pewna siebie. W głowie miałam ułożone to co chciałam powiedzieć Lou, ale i tak pozostała we mnie obawa o to, że na jego widok znów się zamknę i nie powiem mu ani słowa tylko spakuję swoje rzeczy i wyjdę z naszego pokoju bez słowa.
  - Jedziemy do waszego pokoju? - zapytała mnie, gdy weszłyśmy do windy.
  - Tak. Poczekam tam na niego, w końcu będzie musiał wrócić.
   Kate nacisnęła odpowiedni guzik, który włączył się i zamigotał zielonym światełkiem.
  - Wiesz co chcesz mu powiedzieć?
  - Tak, mam tylko nadzieję, że się go nie wystraszę, a Louis wykaże jakąkolwiek chęć do pojednania. Boję się tylko jeszcze jednej rzeczy...
  - Jakiej?
  - Tego, że jego słowa nie były prawdziwe i mnie nie kocha, albo tego, że zdenerwował się na mnie za te kilka ostrych słów, które o nim powiedziałam i nawet nie zechce ze mną rozmawiać. - powiedziałam z obawą. W końcu nie musi być tak pięknie i kolorowo jak przed chwilą to sobie wyobrażałam. Ta druga, mniej wyidealizowana wersja wydarzeń jest nawet bardziej realistyczna, więc czemu nie miałoby się tak stać?
  Wreszcie winda dojechała na piętro i drzwi otworzyły się. Korytarz był pusty. Nie było nikogo. Powoli wyszłam z windy i z narastającą gulą w gardle, na trzęsących się z nerwów nogach podeszłam do drzwi naszego pokoju i wyciągnęłam z kieszeni kluczyk, który dał mi Lou. Włożyłam go do zamka w drzwiach i przekręciłam.
  - Chcesz żebym zaczekała na tego pacana z tobą, czy mam iść do siebie? - spytała mnie przyjaciółka stojąca w dalszym ciągu nade mną.
  - Kate, nie obraź się, ale wolę zostać i poczekać na niego sama. Muszę samodzielnie przygotować się na tą konfrontację, ale dziękuję ci za wszystko.
  - Nie ma sprawy, rozumiem. Będę trzymała kciuki.
   Po raz ostatni przytuliłyśmy się o potem Kate poszła znikając po chwili w windzie. Zamknęłam drzwi, jednak nie na klucz, żeby Louis mógł wejść i usiadłam na łóżku, które teraz wydawało mi się ogromne. Może to ze strachu i obawy, a może to przez to, że zawsze oprócz mnie siedział lub leżał na nim jeszcze Lou. Na nowo byłam załamana i przestraszona. Pewność siebie, którą miałam przez kilka sekund po wyjściu z pokoju Kate wyparowała ze mnie całkowicie, a mi pozostało tylko czekać. Nie potrudziłam się nawet o zdjęcie z siebie kurtki czy butów, chciałam tylko, żeby Louis już przyszedł i chciałam mieć tą rozmowę z głowy. Rozważałam co zrobię, kiedy mnie wyśmieje i oznajmi, że to był tylko żart i w rzeczywistości nie kocha mnie ani trochę. Nie chciałam dać mu satysfakcji i się rozkleić. Zaplanowałam, że w takim wypadku jak najszybciej się spakuję i trzaskając drzwiami wyjdę z pokoju nie dając nic po sobie poznać. Jak prawdziwa feministka uważająca posiadanie przy sobie faceta jako zło konieczne.
   I wtedy usłyszałam trzask drzwi, ale nie ten w mojej głowie, a rzeczywisty trzask. Natychmiast poderwałam się z łóżka i stanęłam na równe nogi. Przy drzwiach stał Louis, jednak widząc mnie nie zrobił ani kroku.
  - Mam wyjść i poczekać za drzwiami, aż się spakujesz? - zapytał po dłuższej chwili uciążliwego milczenia.
  - Nie. Chciałam ci coś powiedzieć.
  - Słucham. - zrobił jeden krok do przodu i spojrzał mi prosto w oczy, ale nie mogłam z nich nic wyczytać. Nie było w nich nic. Żadnego smutku, szczęścia czy czegokolwiek innego.
  - Nie wiem czy to co mi powiedziałeś przed klubem było prawdą, ale... jeżeli tak to.. ja też cię kocham. Musiałam wszystko sobie przemyśleć. Strasznie mnie zraniłeś i to już nie pierwszy raz, ale nie powinnam się za to na ciebie wściekać, bo jak już mówiłam nie jesteśmy parą...i to mnie tak strasznie boli...- zakończyłam spuszczając głowę w dół i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam wpatrywać się w czubki moich butów, jakby nagle stały się najciekawszą rzeczą na świecie.
  - Kochasz mnie? - Louis spojrzał na mnie z nadzieją i podszedł bliżej mnie.
  - Tak. - pokiwałam głową. - Teraz jestem tego pewna.
   Nagle poczułam na sobie jego usta. Oddałam ten pocałunek, zakładając mu ręce na szyję jak miałam to w zwyczaju robić za każdym razem, kiedy się całowaliśmy. Louis objął moją twarz pogłębiając pocałunek, a gdy już się od siebie oderwaliśmy usłyszałam słowa na które czekałam w głębi duszy już od bardzo dawna. Jestem pewna, że nie zapomnę ich do końca życia.
  - Chcesz ze mną być? Jesteś na to gotowa?
  - Jeśli ty jesteś gotowy na zaangażowanie się w to i obiecasz mi, że już nigdy więcej mnie nie zranisz. - odparłam z wielkim uśmiechem na ustach.
  - Obiecuję. Kocham cię, Lucy.
  - Kocham cię Louis.
   I właśnie tak zostaliśmy oficjalnie parą. Całowaliśmy się przez dobre dziesięć minut i żadne z nas nie potrafiło się od tego drugiego oderwać. Byłam taka szczęśliwa, że nareszcie poprosił mnie o to i odważył się powiedzieć, że mnie kocha, że cały świat przestał dla mnie istnieć, bo mój świat był obok mnie i właśnie zachłannie mnie całował, jakby jutro miało już nie nastąpić. Miałam nadzieję, że teraz moje życie będzie lepsze i nie będę musiała się martwic już tym, że Lou ogląda się za innymi dziewczynami, bo to ja jestem jego dziewczyną. A jeżeli jednak odważy się to zrobić, to będę miała pełne prawo do tego, żeby porządnie mu przyłożyć, jednak myślę, że to nie będzie już potrzebne. W końcu jesteśmy już razem.
  Następny rozdział: 1 marca




Rozdział 21

*Lucy*
   Wreszcie nastał wyczekiwany przeze mnie dzień wyjazdu - 22 lutego. Była godzina 1 w nocy, kiedy pospiesznie sprawdzałam zawartość swojej walizki, nerwowo przegrzebując wszystkie rzeczy. Wylot samolotu był zaplanowany na 3:30, a za pół godziny pod mój dom miał podjechać Zayn, żeby zabrać mnie, Lily i Kate na lotnisko. Jako, przykładny, kochający brat nie pozwolił swojej młodszej siostrze jechać taksówką, ponieważ wolał mieć pewność, że bezpiecznie dotrze na miejsce, a ja i Lily? Cóż postanowiłyśmy przystać na propozycję Kate i zabrać się razem z nią i jej bratem, który jak zwykle nie miał nic przeciwko temu.
  - Jesteś pewna, że masz wszystko? - w progu mojego pokoju pojawiła się moja mama wchodząc do środka z zatroskaną miną. Postanowiła nie spać, aż do mojego wyjścia i teraz sama pochylała się nad moją wypakowaną po brzegi walizką sprawdzając wszystkie kosmetyki i ubrania, które do niej zapakowałam. Obok na moim łóżku leżał mój bagaż podręczny, który mam nadzieję nie będzie wykraczał poza dozwoloną ilość rzeczy.
  - Mamo, spakowałam do tej walizki prawie połowę mojej szafy, więc myślę, że niczego mi tam nie zabraknie. - odparłam zamykając wielki bagaż.
  - Dobrze. - przytaknęła. - Wzięłaś te pieniądze, które ci wczoraj dałam? - spytała ponownie upewniając się, że jej kochanej córeczce nic nie zabraknie, jakbym jechała na drugi koniec świata i to w dodatku na cały rok. Czasami miałam dosyć jej przesadnej opiekuńczości.
  - Tak, mamo. - potwierdziłam znudzonym głosem.
  - W porządku, kiedy ma przyjechać Zayn i Kate? - odnosiłam wrażenie, że moja mam stresuje się tym wyjazdem bardziej niż ja. Od kiedy zaczęłam się pakować przychodziła do mnie dosłownie co 5 minut i zasypywała milionem tych samych pytań, które różniła jedynie inna konstrukcja.
   Spojrzałam na złoty zegarek na moim nadgarstku. Była godzina 1:23. Zayn powinien przyjechać za chwilę. Zostało mi więc 7 minut do wyjścia.
  - Powinnam już się zbierać. Zayn będzie za kilka minut. - odpowiedziałam mamie, biorąc walizkę za wysuwaną rączkę i ciągnąc ją na kółkach do schodów.
   Przez schody bagaż przeniosła moja mama mimo moich sprzeciwów. Doskonale wiem, że nie ma już dwudziestu lat i nie powinna nadmiernie się przemęczać nosząc ciężkie walizki po schodach, jednak moje zapewniania, że poradzę sobie ze wszystkim sama na nic się zdały.
   Gdy walizka została już zniesiona do przedpokoju założyłam na siebie gruby, czarny płaszcz zimowy, czarne botki na obcasie, a już po chwili usłyszałam trąbienie samochodu przed domem, który niewątpliwie należał do Zayna. Pożegnałam się pospiesznie z mamą gwarantując jej, że kiedy dolecę na miejsce napiszę do niej smsa i jeżeli cokolwiek by się działo niezwłocznie do niej zadzwonię (chociaż gdyby chodziło tu o porwanie myślę, że porywacze nie pozwoliliby by mi wykonać telefonu do mamy, żeby uciąć sobie z nią pogawędkę o tym, gdzie się znajduję i co robię), a po tysiącu całusów w policzek mogłam wyjść z domu i skierować się na podjazd, gdzie obok priusa mojej mamy stał już czarny Mercedes Zayna, z którego brunet po chwili wysiadł otwierając bagażnik.
  - Pozwól, że wezmę. - powiedział zabierając ode mnie walizkę i pakując ją obok jeszcze większej niż moja fioletowej walizki Kate i zielonej walizki Lily.
  - Dzięki. - uśmiechnęłam się, a następnie otworzyłam sobie tylne drzwi wsiadając do środka obok równie zestresowanej jak ja Lily.
  - Hej. - przywitałam się z przyjaciółką, przytulając ją na tyle ile to było możliwe biorąc pod uwagę ograniczoną przestrzeń w samochodzie. - Cześć Kate. - przywitałam się również z drugą przyjaciółką siedzącą z przodu na miejscu pasażera.
  - Hej. - odparła odwracając się do tyłu i uśmiechając się radośnie mimo jej zmęczonego wyrazu twarzy. Pewnie nie zmrużyła oka ani na minutę tak jak ja. - Już się nie mogę doczekać wylotu. - powiedziała w momencie, kiedy Zayn zajął miejsce kierowcy i odpalił swój samochód.
  - Ja też. Dawno nie leciałam samolotem. - odpowiedziałam sprawdzając swoją torebkę i upewniając się, że zabrałam ze sobą paszport.
  - Stresujecie się dziewczyny? - zagadał Zayn wyjeżdżając z pod mojego domu. Kątem oka widziałam jak moja mama stoi z przejętym wyrazem twarzy w kuchennym oknie obserwując odjeżdżającego Mercedesa. Z jednej strony żal mi jej kiedy tak niepotrzebnie się o mnie zamartwia, ale z drugiej ją rozumiem. W końcu gdybym ja miała nastoletnią córkę, która właśnie leci samolotem na ferie z dwudziestodwuletnim facetem prawdopodobnie też bym się martwiła.
  - I to jak, nie mogłam zasnąć nawet na 5 minut. - odpowiedziałam Zaynowi, podczas gdy Lily tylko niewyraźnie przytaknęła kładąc się na moim ramieniu i przymykając zmęczone oczy.
  - Też nie mogłam spać. - przyłączyła się do konwersacji Kate. - Ale tylko przez Zayna. - spojrzała oskarżycielsko na swojego brata, który od razu przyjął pozycję obronną.
  -Przecież musiałem cię obudzić, później byś narzekała, że nie spakowałem ci najważniejszych rzeczy, podczas gdy ty leżałaś i pachniałaś.
  -  Sam stwierdziłeś, że spakujesz mi walizkę, bo ja na pewno czegoś zapomnę. Nic ci nie kazałam, a teraz jeszcze mnie o wszystko oskarżasz. - Kate wyrzuciła ręce do góry.
  - O nic cię nie oskarżam, to ty jak zawsze robisz z igły widły. - Zayn bronił uparcie swojej osoby.
  - Hej, uspokójcie się. - powiedziałam dosyć głośno tak, żeby Zayn zarówno jak i jego kłótliwa siostra mnie usłyszeli. Nie chciałam się wtrącać do ich rozmów, jednak byłam pewna, że gdyby nie moja interwencja nigdy nie dojechalibyśmy na lotnisko, a to byłoby najgorsze co może się teraz wydarzyć. Znam temperament Kate i zdaję sobie sprawę z tego, że z łatwością zdążyłaby rozpętać kłótnię ze swoim bratem zanim dojechalibyśmy na miejsce.
  - Będziecie mieć od siebie tydzień przerwy, więc przynajmniej teraz się nie kłóćcie. - dodałam, kiedy rodzeństwo nieco się uspokoiło.
  - No dobra. - zgodziła się Kate odwracając głowę w stronę szyby.
   Dalsza droga na lotnisko na szczęście obyła się bez kłótni, w ciszy. Po drodze zadzwonił do mnie Louis, z pytaniem gdzie jesteśmy. On, Justin i Liam byli już na miejscu i ukrywali się w przedsionku, ponieważ z tego co zrozumiałem z szybko mi zdanej relacji Louisa paparazzi dowiedzieli się o miejscu ich pobytu i zdążyli zrobić im mnóstwo zdjęć zanim się schowali w bezpiecznym, bezludnym miejscu. Podejrzewałam, że nas czeka to samo, dlatego psychicznie zaczęłam przygotowywać się na blask oślepiających fleszy.
   Kiedy Zayn wyjął już wszystkie nasze bagaże nadeszła pora na pożegnanie z siostrą. Przytulił ją mocno i zaczął wygłaszać jej to samo kazanie co moja mama przed moim wyjściem.
  - I pamiętaj. - mówił zatroskanym głosem. - Twoje tabletki na wypadek ataku są w bocznej kieszonce różowej torebki z lekami razem z instrukcją twojej obsługi.
  - Oczywiście, dam ją Justinowi i powiem mu, że jestem wariatką. - powiedziała sarkastycznie, lecz po tonie jej głosu wyczułam przygnębienie wymieszane ze strachem. Kate nie lubiła rozmawiać o swojej chorobie. Samo jej wspomnienie było dla niej nieprzyjemne, a możliwość, że ktoś się o tym dowie przyprawiał ją o olbrzymi strach.
  - Ja i Lily się nią zaopiekujemy. - zapewniłam Zayna kładąc mu dłoń na ramieniu na co uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.
  - Wy też bądźcie ostrożne. - powiedział na koniec kierując swoje słowa do mnie i do Lily, odchodząc w stronę swojego czarnego Mercedesa.
  - Zayn! - Kate krzyknęła za swoim bratem zanim wsiadł do samochodu. Brunet odwrócił się w jej stronę z pytającym spojrzeniem.
  - Kocham Cię. - powiedziała ściszając swój głos, jednak Zayn usłyszał to co do niego powiedziała. Tymczasem ja i Lily stałyśmy nieco zszokowane słowami naszej przyjaciółki. Trzeba wiedzieć, że Kate bardzo rzadko wyznaje swoje uczucia i jeżeli powie ci, że cię kocha to oznacza, że możesz czuć się wyjątkowo.
   Zayn podszedł do Kate, przytulił ją po raz kolejny tego dnia, a w zasadzie to nocy szepcząc ,,Ja ciebie też kocham". Gdyby ktoś stał tu z nami gwarantuję mu, że na taki widok w oku może zakręcić się łza.
  - No już wystarczy bo ja i Lucy się zaraz wzruszymy. - odezwała się Lily spoglądając z uśmiechem na tulących się do siebie Kate i Zayna. Czy wspominałam już jak bardzo zazdroszczę mojej przyjaciółce brata?
   Kate i Zayn po kilku kolnych sekundach przestali się przytulać. Zayn wrócił do swojego auta, a ja, Lily i Kate ruszyłyśmy z walizkami do budynku lotniskowego, szukając naszych trzech muszkieterów ukrywających się gdzieś w którymś z przedsionków.
   - Też bym chciała mieć takiego starszego brata. - odezwała się Lily podczas naszych poszukiwań chłopaków.
  - Ja też. - przytaknęłam uśmiechając się z rozmarzeniem. Mimo, że mam starsze rodzeństwo to siostra znacznie różni się od brata. W dodatku kilometry, które nas teraz dzielą przez przeprowadzkę Danielle do Walii sprawiło, że nasz kontakt znacznie się ograniczył.
  - Czasami jest nie do zniesienia, uwierzcie. Nie zawsze zachowujemy się jak kochające rodzeństwo. Miałyście tego przykład podczas jazdy tutaj. - westchnęła Kate, ale mimo to uśmiechnęła się. - Chyba tam są nasi mężczyźni. - zmieniła temat wskazując ręką na miejsce, gdzie paparazzi robili zdjęcia. Widocznie bezpieczna kryjówka wcale nie okazała się taka bezpieczna jak Louis mówił.
  - Lecicie z nimi? - zadał pytanie jeden z reporterów uderzając fleszem aparatu w nasze oczy.
  - Kim dla nich jesteście. - zadał pytanie kolejny z tłumu paparazzich.
   Jako nastolatka oraz uczennica liceum śledziłam na bieżąco życie wielkich gwiazd, dlatego wiedziałam, ze w sytuacji ataku fotoreporterów należy schylić głowę w dół i zasłonić twarz otwartą dłonią o ile to możliwe. Tak też zrobiłam, w tym wypadku przedzierając się przez atakujące mnie flesze  do trzech tak samo atakowanych piłkarzy. Z jednej strony było to niesamowite uczucie. Mogłam poczuć się jak prawdziwa wielka sława, ale z drugiej było to odrobinę nieprzyjemne, bo w końcu komu podobało by się znoszenie tych oślepiających aparatów w środku nocy.
   Przez chwilę myślałam, że nie wydostanę się nigdy. Przejście do Louisa, od którego dzieliło mnie zaledwie kilka metrów było mi bardzo utrudnione. Mężczyźni, którzy cały czas robili nam zdjęcia i zadawali w kółko te same pytania nie pozwali nam się przedrzeć, a w końcu stali się tak natarczywi, że straciłam jakiekolwiek nadzieje na wydostanie się z tego koszmaru. Ratunek nadszedł dopiero po jakimś czasie. Do mnie, do Kate i do Lily podeszło sześciu ochroniarzy lotniska zasłaniając nas swoimi ciałami i odganiając paparazzich. Następnie wyprowadzili nas z budynku i wprowadzili do pewnego małego, niezidentyfikowanego przeze mnie pomieszczenia, gdzie wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą z daleka od fleszy.
   Moje oczy nie funkcjonowały jednak normalnie. Cały czas widziałam błyski i dopiero kiedy usiadłam na jednym z plastikowych krzesełek, mrugając powiekami kilkanaście razy odzyskałam pełną sprawność wzrokową.
  - Wszystko dobrze? - usłyszałam nad sobą głos Louisa pochylającego się nade mną.
  - Chyba tak. - odparłam niepewnie, podnosząc się ze swojego miejsca i z uwagą oglądając pomieszczenie w którym się znalazłam.
  - To pomieszczenie dla personelu. - wytłumaczył jeden z ochroniarzy, który nas wyprowadził. - Tutaj paparazzi nie wejdą, a dodatkowo będziecie mieli państwo zapewnioną naszą ochronę osobistą.
  - A jak wejdziemy do samolotu? - zadał pytanie Justin, obejmując jedną ręką zaniepokojoną Kate.
  - Będziecie przez nas eskortowani. - odpowiedział drugi z ochroniarzy.
  - A przeprawa paszportowa? - skierowałam pytanie do ochroniarza w czerwonej czapeczce z daszkiem, jednocześnie spoglądając na zegarek.
  - O której macie państwo wylot?
  - O trzeciej trzydzieści.
  - Więc ze wszystkim zdążycie. - uspokoił mnie mężczyzna, odchodząc kawałek od naszej sterczącej nadal pośrodku pomieszczenia szóstki i zaczynając mówić coś do woki toki przypiętego do skórzanego paska jego spodni.
   Przez dalszą godzinę spędzoną w pomieszczeniu dla personelu, gdzie powietrze było wysuszone bardziej niż na pustyni Sahara całą szóstką omawialiśmy plan szybkiej ucieczki przed paparazzimi, którzy w dalszym ciągu stali ustawieni jak armia żołnierzy z aparatami dookoła lotniska. Kiedy nadszedł już czas wdrażania całego ustalonego przez nas planu okazało się iż było to całkowicie zbędne, ponieważ ochroniarze szybko eskortowali nas do odprawy paszportowej oraz kontroli bagaży zanim paparazzi zdążyli uchwycić na swoich aparatach nasze twarze. Ludzie, którzy uczestniczyli w przeprawie razem z nami byli to głównie bogaci emeryci, którzy postanowili podobnie jak my spędzić ferie zimowe w górach poza krajem, więc nie mieli nawet pojęcia kim jest Louis, Justin oraz Liam.
   Prawdziwe kolejki zrobiły się dopiero przy sprzedaży biletów i usadzania pasażerów na poszczególnych miejscach. Starsi ludzie mieli mnóstwo swoich bagaży, które zajmowały więcej miejsca niż oni sami, przez co razem z Justinem zgubiliśmy się i odcięliśmy od reszty naszych przyjaciół, dlatego nie pozostało nam nic innego niż stanąć w drugiej kolejce. Oboje uznaliśmy, że nie ma sensu szukać wśród tłumu innych pasażerów Liama, Louisa, Kate i Lily.
  - Myślisz, że dostaniemy koło nich miejsca? - spytałam Justina, stając na palcach i próbując odszukać wzrokiem cztery zguby.
  - Nie mam pojęcia, ale przynajmniej mamy pewność, że będziemy w tym samym samolocie. - odpowiedział mi również wychylając głowę i spoglądając na początek kolejki.
  - Zapraszam państwa! - krzyknęła do nas jedna z siedzących za wielką, lśniąca ladą kobieta w średnim wieku.
   Razem z Justinem ruszyliśmy w jej kierunku, a już po chwili dostaliśmy miejsca obok siebie na przodzie samolotu. Gdy razem z bagażami wyszliśmy na zewnątrz od razu usłyszeliśmy kłótnie dwójki dobrze nam znanych głosów.
  - Jak do jasnej cholery rezerwowałeś te zasrane bilety? - mówiła donośnym głosem Kate wymachując Louisowi kawałkiem świstka przed oczami.
  - Przecież to nie ode mnie zależy, myślisz, że niby ja chcę przez dwie godziny siedzieć obok ciebie w samolocie? - odparł jej również zezłoszczony Louis wymachując przy tym rękami.
  - O co wam chodzi? - zapytał Justin stając przy Louisie. Zaciekawiona kłótnią również przystanęłam bliżej nich wsłuchując się uważnie w dalsze zdania wypowiadane w swoim kierunku przez dwie osoby.
  - O to, że muszę siedzieć z twoją niunią w samolocie, a ona twierdzi, że to moja wina. - Louis był już wyraźnie mocno poddenerwowany.
  - Tylko nie niunią, dobrze? Nie życzę sobie tego. - obruszyła się Kate zaciskając dłonie w pięści.
   W takiej sytuacji wiedziałam już co robić. Moja przyjaciółka już co prawda nie miała ataków złości i histerii od pół roku, jednak na wszelki wypadek odciągnęłam ją kawałek od Louisa i Justina każąc jej brać głębokie wdechy i wydechy.
  - Już lepiej? - spytałam łagodnie, kiedy jej złość widocznie opadła.
  - Tak mi się wydaje, chociaż na widok twojego chłopa... umm to znaczy... - Kate przerwała w połowie zdania.
  - Nie musisz kończyć, wiem co chciałaś powiedzieć. - odparłam półszeptem wycofując się i kierując się wolnym krokiem z walizką w jednej dłoni w stronę chłopaków. Wiem, że Kate nie powiedziała tego specjalnie, ale mimo to i tak poczułam w sercu pustkę. Czułam ją za każdym razem gdy ktokolwiek powiedział jedno niewłaściwe słowo o Louisie. A gdy mówił to on sam, pustka stawała się jeszcze większa, a ból nie do opisania. W takich chwilach jedyne czego chciałam to zniknąć z powierzchni Ziemi, ale niestety niektóre marzenia pozostają tylko marzeniami.
  - Lucy, nie chciałam. - Kate zaczęła iść za mną próbując mnie zatrzymać. Na całe szczęście z głośników wydobył się głos jednego ze spikerów ogłaszający odlot naszego samolotu za 15 minut, przez co szybko musieliśmy wejść do środka i zająć swoje miejsca.
   Stewardessa stojąca przy wejściu od razu pokierowała naszą szóstkę do najwyższej klasy biznesowej. Na skórzanych, bielutkich fotelach siedzieli już wygodnie bogaci, ubrani w idealnie wyprasowane garnitury biznesmeni oraz ci sami emeryci, którzy pchali się ze swoimi wielkimi walizkami przy odbiorze biletów. Razem z Justinem zajęliśmy wyznaczone nam miejsca odkładając swoje bagaże podręczne.
  - Boisz się lotu? - spytał mnie, podczas zapinania pasów bezpieczeństwa o które zapięcie prosiła druga ze stewardess.
  - Nie. Nie raz leciałam już samolotem. Głównie do mojej siostry. - odpowiedziałam również zapinając swój czarny pas, przez który niemal od razu poczułam jak mój brzuch zostaje przyciśnięty a dopływ tlenu do płuc znacznie odcięty.
  - Nie wiedziałem, że masz siostrę. Gdzie mieszka, jeśli mogę zapytać? - zainteresował się blondyn przypatrując mi się z większym zaciekawieniem swoimi brązowymi oczami. Miał naprawdę piękny odcień tęczówek, sama chciałabym taki mieć.
  - W Walii, przeprowadziła się po śmierci mojego ojca.
  - Oh, naprawdę mi przykro. - Justin wydał się na zmartwionego tym faktem, jednak zupełnie niepotrzebnie. Faktycznie wspomnienia o moim tacie przyprawiają mnie o falę narastającego smutku, ale w końcu od tego nieszczęśliwego wypadku minęły już 4 lata, więc nie sprawia mi to aż tak wielkiego bólu jaki sprawiało mi tuż po jego odejściu.
  - Nie musi ci być przykro. Minął już pewien czas, przyzwyczaiłam się do tego, że mojego taty już ze mną nie ma. - odparłam uśmiechając się w stronę mojego towarzysza lotu.
  - Mojego też w pewnym sensie nie ma. - po wypowiedzeniu tego zdania Justin odwrócił głowę w kierunku okna przy którym siedział udając, że bacznie obserwuje wznoszący się coraz wyżej samolot.
  - Co masz na myśli mówiąc w pewnym sensie? - próbowałam drążyć temat, uważając przy tym, żeby nie być zbyt nachalna. Nie chciałam wyciągać z Justina informacji siłą, bo w końcu praktycznie mnie nie zna, nie wie czy może mi zaufać, ale nie musiałam się długo nad tym zastanawiać ponieważ on postanowił kontynuować to co zaczął.
  - Zostawił mnie i moją mamę, kiedy miałem 2 latka. Odszedł tak po prostu i nie utrzymywał już z nami kontaktu.
  - Nawet nie wiem co mam ci powiedzieć... - zaczęłam, gdy Justin przerwał mi w połowie zdania.
  - Nie musisz nic mówić. Każdego spotykają w życiu jakieś przykrości.
  - Masz rację, a teraz jeśli nie miałbyś nic przeciwko poszłabym spać, nie zmrużyłam oka przez cały wieczór. - powiedziałam wyciągając ze swojej torby zwinięty biały koc, którego zawsze zabierałam ze sobą na tego typu podróże. Był już ze mną od prawie sześciu lat i mogę powiedzieć, ze dosyć nieźle się trzymał nie licząc kilku wystających już z niego nitek.
  - Możesz się położyć na mnie, będzie ci wygodniej. - zaoferował się Justin uchylając swoje ramię w zapraszającym geście. Przez chwile musiałam rozważyć w swojej głowie czy położenie się na chłopaku, z którym "kręci" moja przyjaciółka jest odpowiednie (nie mam pojęcia jak inaczej nazwać jej relację z Justinem, przypominająca moją i Louisa tyle, że chyba trochę mniej skomplikowaną, ponieważ naprawdę nie sądzę, żeby Justin lizał się z innymi dziewczynami tylko po to, żeby dopiec Kate, a następnie przepraszać ją kilka razy i podglądać kiedy się przebiera udając podłogę. Tak nasze relacje są niewyjaśnione nawet dla mnie) W końcu stwierdziłam, że nie ma w tym nic złego i ułożyłam się wygodnie na brzuchu Justina, podczas gdy on otulił mnie swoim ramieniem. Od razu zrobiło mi się cieplej, a sen nadszedł szybciej niż kiedykolwiek. Mój mózg powoli zatracał kontakt z bodźcami zewnętrznymi, a po kilkunastu następnych sekundach straciłam również świadomość całkowicie oddając się snu, którego niestety nie mogłam dostać wcześniej zbyt zabiegana i zbyt zestresowana wylotem.
*Louis*
   Lecieliśmy samolotem dopiero od niecałych 20 minut, jednak ja miałem wrażenie, że minęła już dobra godzina. Kate niesamowicie mnie denerwowała. Już na samym początku lotu specjalnie przechyliła mi butelkę z wodą, kiedy piłem przez co nieomal się nie zakrztusiłem i nie wylałem na siebie wody. Oczywiście nie pozostałem jej dłużny i w zamian za to rzuciłem w nią krewetką z sałatki, którą zamówiłem sobie u obsługi samolotowej. Krewetka upadła jej prosto na jej spodnie z czego miałem niezły ubaw, kiedy ona ze złością wycierała nawilżoną chusteczką miejsce, gdzie krewetka leżała.
   Zabawa się jednak skończyła, gdy mój czujny wzrok dostrzegł jak dwa siedzenia przed nami w rzędzie obok Lucy leży sobie jak gdyby nigdy nic na Justinie, a on zamiast ułożyć ją na fotelu postanowił otulić ją ramieniem. Na początku chciałem na niego krzyknąć lub napisać mu smsa, żeby zostawił nie swoją laskę i zajął się własną, ale właśnie w tym samym momencie, gdy moja dłoń już sięgała po telefon w kieszeni moich dżinsowych spodni  przyszedł mi do głowy wprost idealny pomysł.
   Przecież laska mojego przyjaciela siedzi obok mnie, dlatego więc mam z tego nie skorzystać? Nie myślcie, że chce się z nią przytulać albo coś w stylu tych rzeczy. Chcę tylko wzbudzić w nim zazdrość, a Kate będzie moją pomocą.
  - Kate. - szepnąłem do brunetki, która skończyła nareszcie wycieranie swoich czarnych spodni, a teraz zawzięcie szukała czegoś w swojej dużej, podróżniczej torbie. Swoją drogą naprawdę nie wiem do czego jej taki ogromny bagaż i jak personel lotniska przepuścił ją z tą torbą, która wyglądem przypominała niedużą walizkę.
  - Czego chcesz? - odezwała się do mnie niemiło, ale nie było to dla mnie zdziwieniem.
  - Wiesz co teraz robi Justin? - spytałem ją, uśmiechając się przy tym przebiegle. Kate od razu wychwyciła mój uśmiech. Podniosła się ze swojego fotela i wychyliła się przez moje ramię lustrując wzrokiem siedzenia przed nami. Kiedy jej wzrok spoczął na Justinie i Lucy zacisnęła mocno szczękę i wróciła na swoje miejsce kipiąc ze złości. Już ją miałem. Teraz wystarczyło tylko, żeby zgodziła się na mój plan, co mam nadzieję, że zrobi bez zbędnych komentarzy, bo w końcu Kate Parker - urodzona liderka nie może pozwolić sobie na choćby najmniejszy uszczerbek w swojej reputacji.
  - Mam pewien plan, jak sprawić, żeby się od siebie odsunęli. - powiedziałem w stronę Kate, która siedziała odwrócona do mnie plecami, prawdopodobnie umierając teraz z zazdrości. Na moje słowa od razu się odwróciła dając mi znak, żebym kontynuował.
  - Zrobimy to samo co oni. - wytłumaczyłem. - Położysz się na mnie i poleżymy tak sobie dopóki Justin nie wypuści Lucy.
  - Nie ma mowy, wymyśl coś innego. - mruknęła Kate piorunując z daleka wzrokiem Justina, który nawet nie widział jej morderczych spojrzeń w swoją stronę zbyt skupiony na osobie, która tera leżała mu prawie na kolanach. To irytowało również mnie. Przysięgam, że gdy tylko wylądujemy nakopie mu w tyłek mimo, że jesteśmy przyjaciółmi.
  - Więc może ty coś wymyśl. - warknąłem, zdenerwowany jej wiecznym narzekaniem i pretensjami. Sama nie wymyśliłaby nic lepszego. Gdyby istniał sposób na odsunięcie od siebie Lucy i Justina bez poświęcania moich nerwów i kolan na Kate, na pewno bym go wypróbował, jednak niestety w chwili obecnej nie przychodziło mi do głowy nic lepszego niż to.
  - Dobra. - powiedziała po chwili, z niezadowoleniem kładąc się na mnie w taki sam sposób w jaki Lucy leżała na Justinie. Z tą samą niechęcią objąłem ją ramieniem i kątem oka zacząłem obserwować Justina.
   Przez pierwsze minuty, Justin zdawał się niczego nie zauważać. Dopiero po pewnym czasie, kiedy Lucy przekręciła się na jego kolanach, a on zmienił pozycję żeby ją podnieść, zauważył jak obejmuję ramieniem leżąca na mnie Kate. We wszystkim pomagał mi fakt, że brunetka była już tak znudzona monotonnym oczekiwaniem na rezultaty, że powoli zaczynała zamykać powieki i usypiać.
   - Odłóż ją na jej miejsce. - wysyczał, co chwilę patrząc na moje owinięte wokół jej talii ramię z narastającą złością.
  - Dlaczego? - postanowiłem się droczyć ze złośliwym uśmiechem na ustach.
   W tym samym czasie ciało Kate poruszyło się, a ona uniosła głowę próbując wrócić na swoje miejsce. Nie mogłem jej jednak na to pozwolić z wiadomych powodów, dlatego uniemożliwiłem jej drogę ucieczki swoimi ramionami.
  - Udawaj, że spisz, zaraz skończymy to całe przedstawienie. - wyszeptałem jej do ucha pilnując jednocześnie wzrokiem przyjaciela.
  - Justin już odłożył Lucy? - zapytała, ponownie się na mnie kładąc.
  - Jeszcze nie, ale zaraz to zrobi, jeśli przestaniesz gadać i zaczniesz ze mną współpracować. Oboje mamy w tym swoje cele.
   Kate pokiwała głową zamykając oczy. Widziałem jak przez moment na jej ustach formuje się zwycięski uśmiech i dla ulepszenia efektów oraz zwiększeni prawdopodobieństwa wygranej objęła mnie rękami wtulając swoją głowę w moją klatkę piersiową.
  - Powiedz mi jak przestanie ją obejmować. - powiedziała w moją bluzę.
  - Jasne. - zwróciłem się do niej, a następnie przekierowałem całą swoją uwagę na Justina, trzęsącego się ze złości i zazdrości o swoją "kaczuszkę".
  - Odłożę twoją kaczuszkę na miejsce, jeżeli ty odłożysz moją. - zwróciłem się do niego z wyniosłą miną.
  - Nie chcę jej budzić, poza tym tak jest jej wygodniej niż gdyby miała spać na tych twardych siedzeniach. - zaprotestował Justin, ale widziałem po nim, że nie będzie się długo ze mną targował i już za chwilę zgodzi się na moje warunki. Jednak na wszelki wypadek, użyłem starej, sprawdzonej metody szantażu woląc zachować dodatkową pewność.
  - Cóż w przypadku takiego obrotu spraw możesz pożegnać się z tym, że odłożę twoją ukochana Kate. Mianowicie jest tylko jeden sposób na żebym przestał ją obejmować, który przedstawiłem ci przed chwilą.
  - Kate nie śpi, to jest twój głupi plan zemsty, bo jesteś zazdrosny o Lucy.
  - Być może, ale to nie zmienia faktu, że ty jesteś zazdrosny o Kate.
  - Dobra, umowa stoi.
   Justin nareszcie dał za wygraną. Ostrożnie zdjął Lucy ze swoich kolan, a ja zgodnie z umową odsunąłem od siebie Kate ku zadowoleniu nas oboje. Jej perfumy powoli zaczynały odbierać mi zmysł węchu.
   Na całe szczęście Kate postanowiła kontynuować sen do samego końca lotu przez co mogę powiedzieć, że podróż minęła mi spokojnie. Obsługa samolotowej kuchni nie pozostawiała wiele do życzenia, dlatego lotnisko opuściłem w pełni najedzony.
   Do hotelu dojechaliśmy dwoma taksówkami. Jedną zajmowali Justin razem z Kate, natomiast drugą ja, Lucy, Lily oraz Liam. Przez część drogi żartowałem razem z Liamem, a Lucy i Lily postanowiły dyskutować na temat sklepów w Austrii i podziwiały jakie wszystko jest tu piękne, choć osobiście sądzę, że śnieg jest ten sam a jedyną różnicą między Austrią a Anglią to szyldy z niemieckimi napisami. W końcu gdy budynek z nazwą naszego hotelu zaczynał się wyłaniać dziewczyny wpadły w całkowity zachwyt czego również nie rozumiałem. Przecież to tylko hotel i tak nie będziemy spędzać tam dużo czasu.
   - Wezmę twoją walizkę, Lucy. - zaoferowałem się, kiedy tylko taksówkarz otworzył bagażnik. Lucy uśmiechnęła się i podziękowała mi, a później odwróciła głowę w kierunku pokaźnych rozmiarów hotelu.
  - Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że będziemy tu mieszkać. - powiedziała patrząc z zachwytem na budynek.
  - Tak, jest bardzo ładny, wiem. - odparłem ciągnąc dwie walizki po zaśnieżonych drogach. W tym roku śniegu jest tu więcej niż w naszym kraju, ale to bardzo dobrze zważając na fakt, że przez większość dnia będziemy jeździć na nartach. Nie mogę doczekać się tego, kiedy będę mógł uczyć Lucy na nich jeździć. To będzie bardzo dobry pretekst do tego, żeby dotknąć ją gdzieniegdzie. W końcu jestem tylko facetem i mam swój własny tok myślenia, a jej ciało aż prosi o to, żeby je dotknąć  i trochę popieścić.
  - Guten Morgen *. - rzuciłem kiedy wkroczyliśmy do recepcji. Recepcjonistka - drobna blondynka o niebieskich oczach uśmiechnęła się do nas przyjaźnie i natychmiast zaczęła szukać w komputerze naszej rezerwacji. Oczywiście, nie miałem wątpliwości co do tego, że od razu mnie rozpoznała i nawet nie musiałem podawać jej swojego nazwiska, by po chwili usłyszeć jak oznajmia, że pięć zarezerwowanych pokoi są już dla nas przygotowane.
  - Pięć? - Lucy spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. - Odwołałeś rezerwację na mnie?
   Nadszedł więc moment, w którym Lucy miała się dowiedzieć prawdy. Jasnym jest chyba to, że nie mogłem jej powiedzieć o tym, że dokonałem rezerwacji na pięć pokoi z czego jeden jest dwuosobowy, oczywiście dla nas. Stwierdziłem, że skoro spaliśmy już w jednym łóżku kilka razy, nie będzie problemu z tym, żebyśmy i teraz spali razem.
  - Nic nie odwołałem. Miejsc jest na sześć osób. - powiedziałem starając uspokoić się głosem szatynkę, która powoli zaczynała się denerwować.
   Recepcjonistka spojrzała na nas niepewnie, spoglądając jednocześnie w monitor komputera.
  - W moich danych jest napisane, że rezerwacja została dokonana na cztery pokoje jednoosobowe oraz jeden dwuosobowy na nazwisko Tomlinson, czy coś się nie zgadza? - spytała po angielsku.
  - Nie, wszystko jest w porządku. - odpowiedziałem siląc się na uśmiech. - Chodź Lucy, potem ci wszystko wytłumaczę. - zwróciłem się do dziewczyny,  która zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że właśnie została skazana na sześć nocy przespanych ze mną w jednym pokoju oraz jednym łóżku. Potwierdzeniem jej przypuszczeń było to, gdy każde z naszych przyjaciół odebrało kluczyk do swojego pokoju, a ostatni klucz z napisem 209 zabrałem ja kierując się z walizkami do jednej z dużych wind.
  - Ale się wpakowałeś Louis. - zaśmiał się Liam, ciągnąc swoją walizkę.
  - Zamknij się. - syknąłem mocniej zaciskając dłoń na rączce walizki Lucy i naciskając guzik przywołujący windę.
  - Dobranoc wam, śpijcie oboje dobrze. - dodał Justin zwijając się ze śmiechu razem z Liamem. Czasami  nie wierze, że te dwa półgłówki, które zamiast mi pomóc złagodzić sytuację poszturchują się teraz nawzajem.
  - Chyba musisz mi coś wyjaśnić, Louis. - wysyczała przez zaciśnięte zęby Lucy. Teraz byłem pewien, że jest na mnie zła. Nawet bardzo zła, dlatego już szykowałem się na wojnę, kiedy tylko znajdziemy się sami.
  - Wszystko ci powiem jak będziemy w pokoju, - odparłem odciągając mój zbliżający się koniec na jak najdalej w czasie.
   Lucy niechętnie zgodziła się na moją propozycję, w w zasadzie to prośbę wchodząc do przestronnej windy i naciskając guzik z wygrawerowaną na złoto (tak jak większość rzeczy w tym hotelu) trójką. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku równie dużego i pięknie ozdobionego pokoju zaczęły się pierwsze krzyki.
  - Jakim prawem rezerwujesz pokój na nas oboje bez pytania mnie o zdanie!? - krzyknęła zabierając ode mnie ze złością swoją walizkę i odstawiając ją w kąt.
  - Wiedziałem, że się nie zgodzisz, a tak nie masz już wyboru, wszystkie pokoje są już zajęte to bardzo popularny hotel, więc wszyscy rezerwują pokoje tutaj.
  - Nie problemu, mogę zawsze przenieść się do innego hotelu. - odparła nadal wściekła.
  - Nie masz pieniędzy, a poza tym dopiero co przylecieliśmy nie będziesz chodziła o siódmej rano, po nieprzespanej nocy szukając hotelu.
  - Moimi pieniędzmi już się nie przejmuj, a co do drugiego twojego stwierdzenia mogę nawet nie spać dwie noce.
   Przewróciłem oczami.
  - Uspokój się, jesteś teraz zmęczona, połóżmy się do łóżka. - powiedziałem starając się zdjąć z niej płaszcz, który nadal miała na sobie, jednak natychmiast mnie od siebie odepchnęła. Poważnie zaczęło robić się wtedy, kiedy chwyciła za swoją walizkę, a następnie za klamkę z zamiarem opuszczenia naszego wspólnego pokoju. W tym wypadku musiałem zacząć działać. Szukanie wolnego hotelu w okresie ferii i to na dodatek wcześnie rano, kiedy słońce nie zdążyło jeszcze wstać i na zewnątrz panował półmrok byłoby kompletnym szaleństwem, dlatego położyłem swoją dłoń na dłoni Lucy, która już trzymała klamkę i odciągnąłem ją drugą ręka przytrzymując ją w jej wąskiej talii.
  - Puść mnie! - oburzyła się, próbując wydostać się z mojego silnego uścisku, jednak jej siły zdały się na marne, Miałem nad nią znaczną przewagę i nawet gdyby użył całej swojej siły, jej drobne ciało nie byłoby w stanie się uwolnić.
  - Teraz pójdziesz ze mną grzecznie do łóżka, a jak się już wyśpimy porozmawiamy na spokojnie, bez niepotrzebnych nerwów. - oświadczyłem zachowując stanowczy ton głosu, który nieco uspokoił Lucy i po chwili przestała się ze mną szarpać poddając się mojej woli.
   Kiedy usiadła już na wielkim, małżeńskim łóżku, które z łatwością mogłoby zmieścić co najmniej pięć osób, pozwoliła mi na zdjęcie z niej grubego czarnego płaszcza, który następnie odwiesiłem razem z moją kurtką, którą zdjąłem z siebie idąc w stronę wieszaków. Gdy wróciłem do niej jej twarz wyrażała kompletny spokój, a jedyne co kazała mi zrobić to przynieść jej walizkę i wyciągnąć z niej piżamę. Zrobiłem to bez żadnych protestów obawiając się, że w przeciwieństwie jeśli tego nie zrobię spotka mnie jej kolejna nerwowa jej reakcja, na co wolałem się więcej nie narażać. Gniew rozwścieczonej kobiety jest naprawdę straszny.
   Przytaszczyłem więc posłusznie jej walizkę z małego holu i otworzyłem ją przed nią szukając w stercie ubrań czegoś co mogłoby być piżamą.
  - Czy to ta? - zapytałem pokazując dwuczęściowe przebranie o jedwabistym różowym materiale z koronkowymi wykończeniami.
  - Tak, ta. - odpowiedziała, zabierając mi z ręki ubranie. - Pójdę się przebrać do łazienki, wyjmij mi jeszcze tylko z łaski swojej płyn do demakijażu i paczkę wacików z bocznej kieszeni.
   To polecenie również wykonałem, tym razem bez większego problemu. Zapamiętałem wygląd płynu do zmywania makijażu jeszcze z czasów, gdy mieszkałem z moją siostrą i mamą. W naszej łazience zawsze stały co najmniej dwa takie płyny, a ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć po co ładne kobiety się malują skoro nawet bez makijażu są ładne.
   Kiedy Lucy zniknęła za drzwiami łazienki, sam postanowiłem również przygotować się do spania zdejmując z siebie ubrania i pozostając tylko w samych bokserkach. Nieprzespana noc dawała mi się coraz mocniej we znaki, oczy zaczynały mi się same zamykać, a mózg wołał o choćby najmniejszą dawkę snu, dlatego takie rzeczy jak mycie i ogólna higiena osobista nie były mi teraz w głowie. Zmęczony położyłem się do wielkiego łóżka naciągając na siebie puchatą, białą kołdrę i czekałem na Lucy. Nie zamierzałem zasnąć bez niej, bo w końcu nie po to rezerwowałem nam wspólny pokój za jej plecami, żeby teraz zasnąć bez niej obok, nie czując jej ciała blisko swojego i jej głowy ułożonej na moim torsie.
   W końcu wyszła z łazienki gasząc za sobą światło. Miała na sobie tylko różową piżamkę, której szukałem dla niej w jej walizce jeszcze kilka minut temu, ale nie wiedziałem, że będzie w niej wyglądać tak cholernie seksownie.
  - Przesuń się, to będzie moja połowa. - powiedziała twardo, a po chwili położyła się obok mnie. Z jednej strony miałem nieodpartą ochotę jej objęcia, jednak z drugiej cały czas pamiętałem jej stan wściekłości na samym początku, dlatego dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem nie naruszać jej przestrzeni i po prostu leżeć na swojej połowie, co było dla mnie niezwykle trudne.
  - No na co czekasz? - zapytała odwracając się w moją stronę ze zmęczonym wzrokiem.
  - Nie rozumiem... - zacząłem rozważając wszystkie myśli, który mogły chodzić w tej chwili po głowie Lucy. Naprawdę teraz nie miałem pojęcia o co może jej chodzić.
  - Zawsze mnie obejmowałeś, kiedy spaliśmy razem. - wytłumaczyła, a na jej twarz zaczęła wchodzić niepewność. - Zresztą nieważne. - dodała szybko odwracając się do mnie plecami, na co od razu zareagowałem, przyciągając ją do siebie.
  - Wolałem cię już nie denerwować. Pomyślałem, że mnie odepchniesz i zrobisz kolejną awanturę więc wolałem nie ryzykować. - tym razem to ja zacząłem się tłumaczyć z wielka ulgą i zadowoleniem z faktu, że mogę objąć Lucy, a na dodatek ona sama mi na to pozwoliła. Tak jak się tego spodziewałem i tak jak tego chciałem położyła na mnie swoją głowę, a rękami objęła mnie za biodra. To była zdecydowanie moja ulubiona pozycja do spania.
  - Rzeczywiście dziś mnie trochę zdenerwowałeś, ale zawsze chcę, żebyś mnie przytulał. Tylko wtedy czuję się bezpiecznie.
  - Naprawdę? - spytałem, a rozkoszny uśmiech zaczął samoistnie wchodzić na moją twarz. Czułem się bardzo dobrze z tym co powiedziała. Wręcz dumny z siebie, a moje męskie ego podniosło się wraz z poczuciem męskiej siły. - To dlaczego dzisiaj przytulałaś się do Justina? - podjąłem nowy temat szybko przypominając sobie o wydarzeniach z lotu samolotem.
  - Czyżbyś był zazdrosny? - Lucy pociągnęła temat dalej z uśmiechem na ustach. Była tym rozbawiona chociaż ja nie byłem do końca szczęśliwy, kiedy musiałem targować się z przyjacielem o nią, jak starsze panie o karpie w marketach na święta.
  - Nie byłem zazdrosny, po prostu uważałem, że...
  - Że nie mogę zasnąć na nikim innym niż na tobie?
  - Właśnie, a to już jest różnica. - wyszczerzyłem się, składając na ustach Lucy krótki pocałunek. Oddała mi go, jednak z widocznym zmęczeniem, dlatego po chwili jej oczy się zamknęły, a ona sama wtuliła się bardziej w moje ciało zasypiając. Chwile po niej, zasnąłem też ja, szepcząc na koniec cicho do jej ucha słowo Dobranoc.
  Następny rozdział: 31 stycznia.