sobota, 1 kwietnia 2017

Rozdział 29

*Louis*
   Kiedy następnego dnia przetarłem zaspane oczy próbując objąć ramieniem śpiącą obok mnie Lucy zorientowałem się, że miejsce obok jest puste, a jej piżama leży zwinięta w kostkę na krześle obok łóżka. Przestraszyłem się. Pomyślałem, że może wyszła i wróciła do domu zostawiając mnie samego, chociaż to nie miało zupełnie sensu. Jej piżama została, a oprócz tego nie miała czym wrócić do domu ani nawet nie miał kto jej podwieźć.
   Wygrzebałem się pospiesznie z kołdry i zszedłem na dół, by zobaczyć widok, który był wart całych skarbów świata. Moja Lucy stała przy kuchni przygotowując śniadanie w czerwonym stroju z sex shopu i kremowych szpilkach, które miała na sobie wczoraj. Otworzyłem szeroko buzię zastygając w miejscu jak kamień. Gdy Lucy odwróciła się, zaśmiała się na mój widok.
  - Zrobiłam nam śniadanie, usiądziesz czy wolisz stać tak nadal z otwartą buzią? - zapytała uroczym głosem stawiając na blacie dwa talerze z kanapkami.
  - Bardziej niż śniadanie chcę ciebie. - powiedziałem, w sekundę znajdując się obok niej i zasysając skórę na jej szyi.
  - Mnie też dostaniesz, ale po śniadaniu. - Lucy odsunęła się i podsunęła mi pod nos talerz z jedzeniem.
  - Żartujesz? Teraz kiedy George jest pobudzony? Chodźmy na górę, nie jestem głodny.
   Lucy już otwierała buzię, żeby zaprotestować i zmusić mnie do zjedzenia kanapek, jednak nie zdążyła ponieważ jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramię dając delikatnego klapsa w pupę.
  - Louis! - krzyknęła, na co zaśmiałem się i wszedłem razem z nią na plecach po schodach.
   Kiedy przekroczyłem próg sypialni zamknąłem za nami drzwi i rzuciłem Lucy na łóżko.
  - Nie ruszaj się. - poleciłem jej, a sam podszedłem do okien by zasłonić w nich zasłony. Wolałem, żeby moi sąsiedzi nie byli świadkami stosunku, który za chwilę się tu odbędzie. Zwłaszcza pani Wesley - emerytowana aktorka, która od czasu przejścia na emeryturę przez cały czas patrzy w okno śledząc życie swoich sąsiadów.
   Kiedy zasłony były już zasłonięte, podszedłem do szuflady, gdzie znajdowała się paczka i wyjąłem z niej zabawki rzucając je obok Lucy na łóżko. Następnie klęknąłem przy niej i pociągnąłem za sznureczki jej stroju zostawiając ją w samych szpilkach.
  - To będzie ostry seks, skarbie, więc trzymaj się. - powiedziałem, a ona pokiwała głową. - Daj mi swoje ręce.
  Lucy podała mi swoje dłonie, na które założyłem czerwone kajdanki i przypiąłem je do ramy łóżka. Słyszałem jej ciężki oddech. Była już podniecona, podobnie jak ja. Przejechałem palcem po jej kroczu i zadowolony stwierdziłem, że robi się coraz bardziej mokra.
  - Louis. - szepnęła, a ja uśmiechnąłem się.
  - Słucham kotku?
  - Dotknij mnie. Proszę.
   Zamiast spełnić jej prośbę wziąłem do ręki maskę na oczy i zawiązałem ją z tyłu jej głowy. Nie chciałem, żeby widziała co jej robię. Nie dlatego, że się tego wstydzę, nic z tych rzeczy. Po prostu chciałem wprowadzić między nami dreszczyk emocji, więcej pożądania i pragnienia.
   Zdjąłem swoje bokserki, ponieważ namiot jaki w nich powstał zaczął być dla mnie coraz bardziej uciążliwy i niekomfortowy, ale nie zamierzałem jeszcze przystępować do konkretów. Chciałem się pobawić Lucy, to mnie cholernie kręciło, dlatego poleciłem otworzyć jej usta, żeby następnie znalazł się w nich knebel. Odsunąłem się od niej i spojrzałem na jej ciało. Była przywiązana do łóżka i taka bezbronna, mogłem zrobić jej wszystko.
   Włożyłem do jej kobiecości jeden palec i zacząłem wykonywać nim powolne ruchy. Lucy kręciła głową i wiła się na łóżku, a jej jęki były tłumione przez knebel w ustach co ją drażniło, a mnie podniecało.
  - Dobrze się teraz czujesz? - zapytałem dokładając drugi palec. Lucy odchyliła głowę do tyłu, a potem pokiwała nią potwierdzająco. Jej wilgoć spływała po jej udach, dlatego wyjąłem z niej oba palce w obawie, żeby jej orgazm nie nastąpił zbyt szybko.Sam zrobiłem się niezwykle twardy, dlatego nie chcąc czekać dłużej, rozłożyłem jej nogi i wbiłem się w nią całą swoją długością.
   Nie potrzebowaliśmy prezerwatyw. Lucy od pewnego czasu brała tabletki antykoncepcyjne, które według zdania wielu są znacznie lepszą metodą niż gumki. Byłem z tego zadowolony, ponieważ przez to seks był o wiele lepszy i przyjemniejszy dla nas dwojga.
   Moje ruchy były szybkie i agresywne. Nigdy nie lubiliśmy waniliowego seksu, oboje zgodnie stwierdziliśmy, że to dla niedoświadczonych nastolatków. Lucy kręciła się na wszystkie strony, a ja jęczałem z głową odchyloną do tyłu i poruszałem się w jej wnętrzu. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale gdy skończyliśmy oboje byliśmy cholernie zmęczeni. Zabawki leżały na podłodze razem z ubraniami, a my dyszeliśmy jakbyśmy oboje pokonali przed chwilą dwudziesto - kilometrowy maraton.
  - Musimy częściej tego używać. - stwierdziłem przytulając Lucy do swojego boku. Położyła głowę na moim spoconym torsie i pokiwała głową.
  - Zgadzam się, było nieziemsko.
   Leżeliśmy w tej pozycji przez chwilę dopóki z dołu nie dobiegł damski głos.
  - Panie Tomlinson!?-
  - Kto to jest? - zapytała Lucy schodząc z mojego ciała i wchodząc do garderoby, by pospiesznie założyć na siebie codzienne ubrania.
  - To Maddie.  odpowiedziałem wciągając na siebie bokserki i spodnie.
  - Maddie?
  - Moja sprzątaczka. - wytłumaczyłem szybko, a następnie krzyknąłem - Jestem na górze Maddie, zaraz do ciebie zejdę!
  - Nie mówiłeś mi, że masz sprzątaczkę, nigdy jej tu nie wiedziałam. - Lucy podeszła do mnie i zaczęła przypatrywać mi się podejrzliwe.
  - Kochanie nie musisz być zazdrosna, nie widziałaś jej bo po śmierci Lily, kiedy u mnie nocowałaś kazałem jej nie przychodzić. Myślałem, że będzie dla ciebie lepiej, jeżeli nikt dla ciebie obcy nie będzie kręcić się po domu.
  - Wie, że masz dziewczynę?
  - Oczywiście. Podobnie jak połowa Wielkiej Brytanii.
   Lucy westchnęła.
  - Przepraszam, po prostu jestem o ciebie czasami zazdrosna.
   Uśmiechnąłem się. Poczułem się lepiej po tych słowach, bo to oznaczało, że nie jestem jedynym zazdrośnikiem w tym związku. W poradnikach dla par pisało, że jeśli partnerzy są o siebie zazdrośni to dobry znak. Oznacza to, że wzajemnie się kochają, ale oczywiście ta zazdrość musi mieć swoje granice. Pewnie zdziwiliście się, że taka osoba jak ja czyta poradniki dla par? Cóż dla mnie to również zaskakujące, ale chciałbym być idealnym chłopakiem dla Lucy, dlatego czytam te wszystkie książki, które trzymam schowane w garderobie pod moją bielizną, chociaż teraz sądzę, że powinienem znaleźć na nie lepszą kryjówkę, ponieważ Lucy za często tam przebywa.
*Lucy*
   Nie wiedziałam kim jest Maddie, dlatego z ciekawością zeszłam na dół trzymając Louisa za rękę. Chciałam tym gestem dać jej znać, że Lou ma już dziewczynę, mimo, że wiedziałam, że to tylko jego sprzątaczka. Ufałam swojemu chłopakowi i wiedziałam, że z całą pewnością nigdy nie zacząłby się przystawiać do Maddie, ale mimo to wolałam dać jej znak, że jej pracodawca jest zajęty.
   Maddie okazała się być miłą, uśmiechniętą dziewczyną w wieku Louisa, może niewiele starsza. Na nasz widok rozpromieniła się i zaczęła mówić jak wiele o mnie słyszała. Przyznam, że zdziwiło mnie to. Spodziewałam się młodziutkiej dziewczyny z odsłoniętym dekoltem i pupą oraz mocnym makijażem, a tym czasem Maddie miała na sobie długą, tiulową spódnicę i bluzkę z krótkim rękawem zasłaniającą dobrze jej piersi i brzuch, a makijaż był praktycznie niewidoczny.
  - Dzięki pani, pan Tomlinson chodzi cały czas uśmiechnięty. - powiedziała, kiedy Louis wyszedł do łazienki i znalazłyśmy się w kuchni same.
  - Miło mi to słyszeć. - uśmiechnęłam się nalewając sobie do szklanki soku.
  - Jest pani taka ładna i miła, idealnie nadaje się pani na partnerkę pana Tomlisona. Poprzednia była...uhh szkoda gadać. - westchnęła Maddie, a ja odsunęłam od siebie szklankę z sokiem. Louis miał dziewczynę? Przecież mówił mi, że przede mną nikogo nie miał, a z dziewczynami, z którymi się spotykał łączył go tylko seks, więc jak to możliwe, że miałam swoją poprzedniczkę?
  - O kim mówisz Maddie? - zapytałam uważnie się jej przyglądając.
  - o Jane McCartney. Zanim pan Tomlinson zaczął się z panią spotykać przychodziła do niego ta dziewczyna. Spędzała u niego każdą możliwą noc i była bardzo nie miła.
  - Dlaczego ze sobą zerwali?
  - Nie wiem. Pan Tomlinson nie zwierzał mi się nigdy z takich spraw. Z dnia na dzień przestała do niego przychodzić, ale widziałam jak po ich rozstaniu stała pod domem i patrzyła w okna obserwując go. Powiedziałam o tym panu Tomlinsonowi, ale on się tym nie przejął i nakazał mi, żebym ją zignorowała, ale potem...- Maddie urwała, ponieważ w tym momencie Louis wyszedł z łazienki i stanął przy mnie.
  - Maddie widzę, że dogadujesz się z moją dziewczyną? - zapytał patrząc na nas obie z uśmiechem.
  - Tak. - Maddie pokiwała głową. - Pani Swan jest bardzo miła, ma pan wielkie szczęście.
  - Wiem. - Louis wyszczerzył się i pocałował mnie krótko w usta.
   Nie oddałam tego pocałunku, a jedynie spojrzałam na niego chłodno. Miałam mu za złe to, że nie powiedział mi nigdy o tym, że miał dziewczynę. Gdyby nie Maddie prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałabym się, że kiedyś łączyło go coś z niejaką Jane. Swoją drogą wydaje mi się dziwne to, że Jane po zerwaniu śledziła dom Louisa. Czy była tak zdesperowana, żeby go odzyskać i dlatego to robiła? Miałam zamiar się o tym dowiedzieć, dlatego poprosiłam Louisa, żebyśmy śniadanie skonsumowali w ogrodzie popierając to stwierdzeniem, że dzisiejszego dnia dopisuje pogoda. Lou, niczego nie świadomy chętnie zgodził się na moją propozycję i zabrał talerze z kanapkami do ogrodu, następnie stawiając je na wiklinowym stoliku.
  - Lou, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że miałam swoją poprzedniczkę? - zapytałam łagodnie, kiedy z naszych talerzy powoli zaczęło znikać jedzenie.
   Louis przełknął kęs swojej kanapki z ogórkiem i spojrzał na mnie jakby nie wiedział o czy mówię.
  - Bo jej nigdy nie miałaś. Jesteś moją pierwszą dziewczyną, z którą jestem na poważnie, w poważnym związku.
  - Więc co łączyło cię z Jane McCartney?
  - Skąd wiesz o Jane? - zapytał przełykając głośno ślinę. - Nie ważne. Łączył mnie z nią tylko seks jak z każdą inną dziewczyną z którą się spotykałem.
  - W takim razie dlaczego Jane obserwowała twój dom, po tym, gdy z nią skończyłeś? - wypytywałam do dalej, ale tym razem mój głos zamienił się na ostrzejszy. Myślałam, że jeśli wspomnę Louisowi o jego wcześniejszej dziewczynie o wszystkim mi opowie i przeprosi za trzymaną tajemnicę, ale on postanowił zamiast tego nadal kryć ją przede mną. To mnie zdenerwowało. Uważałam, że skoro jesteśmy razem już przez cztery miesiące, nie mamy przed sobą żadnych sekretów, jednak Lou nadal mi o czymś nie powiedział. Żałowałam, że przyszedł zanim Maddie skończyła mówić mi o Jane. Być może dowiedziałabym się coś więcej o tej dziewczynie i nie musiałabym wypytywać o to mojego chłopaka, który ewidentnie próbował zrobić ze mnie idiotkę.
  - O tym rozmawiałaś z Maddie, tak? - spytał biorąc głęboki oddech.
  - To zupełnie nieważne. - odpowiedziałam nie chcąc, żeby sprzątaczka miała przeze mnie kłopoty. Wydała mi się naprawdę miłą dziewczyną i nie chciałam, żeby przez swoją lojalność wobec mnie musiała ucierpieć ze strony Louisa. W końcu to on był jej pracodawcą i od niego zależało to jak długo Maddie będzie u niego pracowała.
  - Nie mówiłem ci o niej, bo myślałem, że nigdy się nie dowiesz. - westchnął. - Ale skoro już wiesz, dobrze opowiem ci.
  - Słucham. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach i czekając ze zniecierpliwieniem na opowieść jaką miałam za chwilę usłyszeć.
  - Poznałem Jane dwa lata temu na after-party po wygranym meczu. Była organizatorką całej imprezy, a w dodatku bardzo ładną. Zgadała do mnie pierwsza i zaproponowała mi drinka.Wypiliśmy razem, a później poszliśmy razem do łazienki, gdzie po raz pierwszy uprawialiśmy ze sobą seks. Od tego się zaczęło. Potem spotykaliśmy się już regularnie, a w końcu Jane zażądała ode mnie czegoś więcej niż tylko seksu...
  - Chciała, żebyście byli razem? - zapytałam, a Louis pokiwał głową.
  - Kiedy się na to nie zgodziłem początkowo udawała, że to akceptuje, ale widziałem jak przysłuchiwała się moim rozmowom, przyjeżdżała po mnie po treningu po to, żeby mnie pilnować, a w końcu przyłapałem ją na tym jak grzebała w moim telefonie szukając pikantnych wiadomości od innych dziewczyn. Nie spałem wtedy z żadną inną mimo, że powiedzieliśmy sobie jasno, że każde z nas może spać z kimkolwiek chce. Uznałem, że nie mam takiej potrzeby, Jane chyba tak samo, ale wtedy miarka się przebrała. Nakrzyczałem na nią i powiedziałem, żeby poszła się leczyć. Zerwałem z nią wszelkie kontakty i zacząłem spotykać się z innymi dziewczynami. Jane tego nie akceptowała. Zaczęła obserwować mój dom, wysyłać mi błagalne wiadomości, dzwoniła do mnie po kilka razy dziennie, aż w końcu zablokowałem jej numer, ale to nie wystarczyło. Ona i tak zawsze wiedziała gdzie jestem i z kim się spotykam. Dziewczyny, które ze mną sypiały dzień po naszym wieczorze dostawały od Jane listy z pogróżkami. Niektóre się tym nie przejmowały, ale było ich niewiele. Większość dla własnego bezpieczeństwa spełniały żądania Jane i odsuwały się ode mnie.
  - Co wtedy zrobiłeś?
  - Zgłosiłem to na policję. Jane szybko została złapana i przewieziona na komisariat. Policjanci poprosili mnie, żebym również przyjechał i przy mnie oświadczyli, że mojej byłej partnerce seksualnej grozi 5 lat więzienia. Jane była załamana, zaczęła płakać i błagać mnie żebym wycofał oskarżenia. Obiecała mi, że już nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Zrobiło mi się jej trochę żal, dlatego zgodziłem się na to i wycofałem swoje oskarżenia.
  - A teraz? Nie nęka cie już?
  - Chyba kogoś ma. Widziałem jej zdjęcia na Instagramie z jakimś chłopakiem, a pod nim tysiące serduszek.
   Pokiwałam głową. Nie miałam pojęcia, że Jane była aż tak okropna. Teraz wiem, dlaczego Louis nie powiedział mi o niej wcześniej. Przez długi okres czasu był notorycznie śledzony i nękany przez dziewczynę, z którą przecież łączyły go seksualne relacje, a ona zamieniła jego życie w piekło. Chyba nikt na jego miejscu nie chciałby do tego wracać i o tym opowiadać, choć i tak sądzę, że mimo to powinien mi o tym powiedzieć. Od czasu mojego zatajenia bulimii mówimy sobie wszystko i między innymi dzięki temu udaje utrzymać nam się bardzo dobre relacje co wpływa znacząco na nasz związek. Louis bardzo się w to zaangażował. Widziałam jak potajemnie czytał poradniki dla par, ale oficjalnie mi się do tego nie przyznał. Na pewno uważa to za niemęskie, a ja nie chcę zabierać mu męskiego poczucia dumy i siły, dlatego udałam, że nie widziałam, gdy szybko schował obszerny poradnik pod pupę i siedział jak tyczka na twardej okładce.
  - Jesteś na mnie za to bardzo zła? Wiem powinienem ci powiedzieć, ale...
  - Nic nie mów. - powiedziałam i wstałam ze swojego wiklinowego fotela, po to, żeby nachylić się nad Louisem i pocałować go mocno w usta.
  - Więc nie jesteś na mnie zła? - zapytał, gdy znów zajęłam swoje miejsce poddając się dalszej konsumpcji kanapki.
  Pokręciłam przecząco głową.
  - Nie. Na początku byłam, ale kiedy wszystko mi wyjaśniłeś, nie jestem na ciebie zła.
  - Cieszę się, bo naprawdę cię kocham. - uśmiechnął się.
  - Wiem, ja ciebie też.
                                                                  ***
   Po śniadaniu do Louisa zadzwonił Liam. Chciał, żeby przyjaciel go odwiedził, bo po śmierci Lily często czuje się samotny. Lou zgodził się i chciał zabrać ze sobą również mnie, jednak powiedziałam mu, że lepiej będzie jeśli pojedzie do Liama sam. Pomyślałam, że Liam chciałby porozmawiać z Louisem sam na sam, dlatego zdecydowałam się nie przeszkadzać im w męskiej, pocieszającej rozmowie. Wiem, że mężczyźnie nie lubią rozklejać się przy kobietach.
  - Na pewno nie chcesz jechać ze mną? - zapytał stojąc przy drzwiach, gotowy do wyjścia.
  - Nie, lepiej będzie jeśli ja zostanę. - odparłam całując Louisa na pożegnanie.
  - Dobrze, w takim razie wrócę wieczorem, a jeśli będziesz głodna powiedz Maddie, żeby coś ci przygotowała.
  - Nie ma takiej potrzeby, sama umiem gotować. - zapewniłam go, a potem wróciłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbaty.
   Tydzień temu wspólnie z Kate wybrałyśmy się do herbaciarni. Kiedy tylko tam weszłam owładnął mnie zapach parzonych liści. Na półkach stało mnóstwo pudełek z herbatą, każda w innym rodzaju. Biała, czerwona, czarna, a nawet turkusowa, o której istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Wszystkie pachniały tak cudownie i wyglądały tak wspaniale, że bez pomocy Kate nie wiedziałabym, które mam wybrać. Wreszcie zdecydowałam się na dwie herbaty zielone, trzy czarne i jedną turkusową, a mój rachunek za nie wynosił więcej niż za dobrej jakości torebkę, jednak ich smak wszystko to wynagrodził. Dwie z nich zabrałam do Louisa, ponieważ ilość czasu jaką spędzam u niego jest naprawdę duża, a jego zasoby herbat ograniczają się do dwóch pudełek czarnej herbaty Lipton, którego smaku nienawidzę.
  - Maddie, zaparzyć ci herbatę? - zapytałam, gdy zauważyłam jak schodzi po schodach ze środkami czystości w ręce.
  - Nie mam na to czasu, muszę jeszcze wysprzątać salon i trzy łazienki, ale to miło, że pani pyta. - odparła wzdychając ciężko.
   Chciałam powiedzieć jej, żeby zostawiła te ścierki i zrobiła sobie chwilę przerwy, jednak w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, a po nim głośne pukanie.
  - Pójdę zobaczyć kto to. - powiedziałam do Maddie i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi czekał natarczywy gość. Louis nie mówił mi, kogo powinnam się spodziewać, myślałam, że może to być któryś z jego znajomych z drużyny, a w pewnym momencie pomyślałam nawet o Jane, z którą wiele miesięcy temu Louis zakończył znajomość. Przed oczami miałam jej wściekły wyraz twarzy i słyszałam jak krzyczy, żebym się od niego odczepiła, bo w przeciwnym razie gorzko tego pożałuję. Na całe szczęście gościem okazała się Kate stojąca w progu z poważną miną.
  - Hej! Nie wiedziałam, że planujesz mnie dziś odwiedzić. - powiedziałam i już chciałam przytulić Kate, jednak ona odtrąciła mnie i bez słowa, z zaciętą miną weszła do środka.
  - Co ci się stało? - spytałam zaniepokojona.
   Moja przyjaciółka nie wyglądała tak jak zwykle. Jej mina była wręcz przerażająca, a zachowanie zupełnie do niej nie podobne. Nigdy nie należała do zbyt uprzejmych osób, ale nigdy nie odtrącała mnie z miną jakby za chwilę miała zamiar kogoś zabić.
  - Jest Louis? - zapytała zrzucając z siebie szpilki, w kolorze miętowym, które dostała od brata w prezencie urodzinowym i wchodząc dalej do salonu.
  - Nie ma, właśnie wyszedł do Liama.
  - To dobrze, bo już chciałam go wygonić. - westchnęła z ulgą. - A to kto? - zapytała wskazując wzrokiem na Maddie czyszczącą fotele.
  - Jestem sprzątaczką pana Tomlinsona. - przedstawiła się grzecznie. - Widziałam panią na okładce ostatniego magazynu Cosmopolitan, wyszła pani naprawdę świetnie.
   Kate w odpowiedzi machnęła ręką.
  - Lucy możemy porozmawiać na osobności?
  - Tak, chodźmy do ogrodu. - odpowiedziałam biorąc ją pod rękę i wyprowadzając z salonu.
   Nie było sensu zwracać uwagi na jej zachowanie w stosunku do Maddie. Kate już taka była: zimna, oschła i nieuprzejma, zdążyłam się do tego przyzwyczaić, chociaż i tak uważałam, że powinna chociaż uśmiechnąć się do niej w podziękowaniu za komplementy.
  - Więc co się stało Kate? Czemu jesteś taka zła? - zapytałam siadając na miejscu, gdzie siedziałam godzinę temu konsumując śniadanie z Louisem.
  - Nie będę owijać w bawełnę. Przyszłam do ciebie, bo chciałam, żebyś wiedziała zanim to zrobię. Zawsze o wszystkim ci mówiłam i tak już zostanie...Jestem w ciąży... Jeszcze. - dodała po chwili.
  - Co?! - byłam w kompletnym szoku. Kate w ciąży? Więc miałam rację, to było powodem jej złego samopoczucia, podczas wczorajszej kolacji. Nie rozumiałam tylko, dlaczego od razu mi się do tego nie przyznała, kiedy podobno mówimy sobie wszystko. - Od kiedy o tym wiesz?
  - Od dwóch tygodni. - odparła z powagą.
  - I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Dlaczego?
  - Zrozum, nie mówiłam o tym nikomu. Stwierdziłam, że nie ma sensu o tym mówić skoro dziecka za niedługo już nie będzie.
  - Jak to nie będzie?
  - Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Zamierzam przerwać ciąże. Dzisiaj.
  - Nie możesz! - krzyknęłam wstając ze swojego fotela. - Chcesz zabić własne dziecko? A co z Justinem? Jemu też nie powiedziałaś, o tym, że będzie ojcem?
  - Nie powiedziałam, bo nim nie będzie. - westchnęła Kate również wstając ze swojego miejsca. - Chociaż ty mnie zrozum Lucy i spróbuj postawić się w mojej sytuacji. Ja mam karierę, jestem modelką, nie mogę pozwolić sobie na ciąże. Poza tym nie jestem gotowa do roli matki, dziecko to nie zabawka, dlatego najlepiej będzie jeśli je usunę.
  - A Zayn? Jemu też nie powiedziałaś? Przecież zawsze mówiliście sobie wszystko.
  - Nie mogłam. Namawiałby mnie do tego, żebym urodziła. Znam swojego brata i znam też siebie. Wiem co jest dla mnie dobre, a teraz przepraszam cię, ale muszę się już zbierać. Za godzinę jestem umówiona na zabieg.
   Spojrzałam na przyjaciółkę z rozpaczą, a potem na jej brzuch gdzie zaczęło rozwijać się nowe życie, które ona chciała zabić. Próbowałam ją zrozumieć, ale nie mimo swoich starań nie mogłam pojąć tego dlaczego chce zabić swoje dziecko. Tą słodką istotkę, która później mówiłabym do niej ,,mamo" i przytulała się do niej. A może przytulał, jeśli byłby to chłopiec.
  - Do jakiej kliniki idziesz? - zapytałam patrząc na nią zrezygnowanym wzrokiem.
  - Bedlam, niedaleko centrum.
  - Jesteś pewna tego co chcesz zrobić? - spytałam z nadzieją, że Kate chociaż przez chwilę się zawaha, ale ona od razu pokiwała głową.
  - Nie musisz mnie odprowadzać, trafię do drzwi. - powiedziała na odchodne, a potem odwróciła się i wyszła z ogrodu zabierając z fotela swoją torebkę od Armaniego, z którą pozowała w ostatniej sesji zdjęciowej.
  - Nie zabijesz swojego dziecka Kate. Jesteś moją przyjaciółką i nie pozwolę na to. - szepnęłam do siebie, a potem pobiegłam na górę z gotowym planem działania w głowie.
                                                                           ***
   15 minut później wsiadałam do samochodu Justina. Od razu kiedy Kate wyszła zadzwoniłam do niego w skrócie informując go o tym co chce zrobić teraz jego dziewczyna i gdzie musimy jechać. Justin przyjechał niemal od razu. Był bardzo zdenerwowany i chciał za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby Kate zabiła jego nienarodzone dziecko. Nawet teraz, kiedy siedzieliśmy już w jego samochodzie jadąc do kliniki Bedlam Justinowi trzęsły się ręce na kierownicy i denerwował się chyba bardziej niż ja.
  - Spokojnie Justin, mamy jeszcze ponad pół godziny, zdążymy. - próbowałam go uspokoić bojąc się, że jeśli tego nie zrobię za chwilę wylądujemy w rowie lub wjedziemy w drzewo.
  - A jeśli wejdzie wcześniej do gabinetu lub skłamała ci, żeby mieć pewność że zdąży je zabić?
  - Nie skłamała, na pewno nie. - powiedziałam kręcą głową, choć kiedy Justin to powiedział w mojej głowie pojawiła się podobna myśl. Skoro była zdolna do tego, żeby zabić swoje dziecko czemu miałaby nie skłamać na swoją korzyść?
  - Jesteśmy! - wykrzyknął kilka minut później zatrzymując samochód przy białym budynku z zielonymi okiennicami.
   Oboje migiem opuściliśmy samochód i wbiegliśmy do środka. W poczekalni czekało mnóstwo pacjentów, ale pod gabinetem ginekologicznym była tylko jedna osoba. Kate. Trzymała w ręku telefon i uśmiechała się do wyświetlacza, obok niej leżały dokumenty, a pod nimi koperta z pieniędzmi przeznaczonymi na aborcję. Zachowywała się jakby czekała tylko na wizytę kontrolną, a nie chciała dokonać zabiegu przerwania ciąży. To mnie w niej najbardziej zaskakiwało. Myślałam, że chociaż będzie zdenerwowana, może nawet nie pewna swojej decyzji, ale dla niej to było nic.
  - Kate! - krzyknął Justin podchodząc do niej.
   Kate wzdrygnęła się, schowała telefon do torebki i stanęła na równe nogi. Widząc mnie stojącą niedaleko, zmroziła mnie wzrokiem i powiedziała bezgłośnie ,,Po co to zrobiłaś?". ,,Musiałam" odpowiedziałam jej, również bezgłośnie.
  - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży? - spytał Justin opanowując wściekłość.
  - Po co? - Kate wzruszyła ramionami. - I tak za chwilę w niej nie będę.
  - Będziesz Kate. Urodzisz to dziecko.
  - To nie jest dziecko Justin, to tylko płód. - syknęła.
  - Nawet nie spytałaś mnie o zdanie. Przecież jestem jego ojcem.
  - Ty nie jesteś ojcem, a ja nie jestem matką, uświadom to sobie. Nie chcę tego dzieciaka.
   Kate była szczera do bólu. Widziałam jak w oczach Justina zbierają się łzy, bolały go słowa ukochanej, dlatego podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu, chociaż wiedziałam, że to w niczym mu nie pomoże.
  - Kate posłuchaj Justina, poradzicie sobie, będziecie świetnymi rodzicami, wszyscy wam pomożemy. - próbowałam za wszelką cenę przekonać przyjaciółkę, ale ona pokręciła przecząco głową.
  - Ja i Justin nie będziemy rodzicami. Ja mam karierę, Justin też.
  - Katie, błagam cię nie rób tego, Lucy mówi dobrze poradzimy sobie, twój brat nam pomoże, Louis, Liam, moi rodzice jeśli będzie taka potrzeba, zamieszkasz u mnie, zrobimy dziecku pokoik...
  - Nie! - Kate krzyknęła. - Nie mamy żadnego dziecka, podjęłam już decyzję.
  - Pani Parker. - drzwi od gabinetu otworzyły się i stanął w nich starszy, siwiejący pan z okularami na nosie, trzymający w ręku notes skąd wyczytał nazwisko Kate. Był to zapewne lekarz, który miał wykonać jej zabieg.
  - Jeśli tam wejdziesz, koniec z nami. - powiedział, a Kate zarówno jak i ja stanęłyśmy ogromnie zdziwione. Justin nie należał do grupy mężczyzn, którzy są w związkach dominantami, ani również do tych którzy sprzeciwiają się swojej kobiecie. Był typowym pantoflarzem, odkąd tylko poznał moją przyjaciółkę, Ustosunkowywał się do wszystkiego co powiedziała, kochał ją bezgranicznie i dla niej gotowy był niemalże skoczyć w ogień, dlatego nie małym zdziwieniem były to, co przed chwilą powiedział.
  - Czy ty próbujesz mnie szantażować? - spytała Kate, której zdziwienie zaczęło przeradzać się w złość.
  - Daje ci alternatywny wybór. Albo zachowasz nasze dziecko, albo zabijesz je i jednocześnie nasz związek.
  - Justin, kochanie zrozum, robię to dla naszego dobra, po to, żeby ratować nasz związek. - Kate widząc, że Justin nie żartuje próbowała załagodzić sytuację i tym samym przekonać swojego chłopaka, że to co robi jest dobre. Na całe szczęście on chociaż raz nie dał się wciągnąć w jej manipulację.
   Nie zrozumcie mnie źle. Kocham Kate jak siostrę, przyjaźnimy się od wielu lat i znamy się na wylot, ale wiem, że jest bardzo dobrą manipulantką co nie jest dobre.
  - Pani Parker czy chce pani nadal dokonać zabiegu? - zapytał niecierpliwiący się lekarz.
  - Tak, proszę dać mi tylko sekundkę. - odparła siląc się na uprzejmy uśmiech w stronę ginekologa, by ten zaczekał jeszcze chwilę.
  - Daje ci pięć minut na podjęcie decyzji, będę czekał na parkingu. Jeśli usuniesz ciąże i nie przyjdziesz, nie chce cię już więcej znać, nie pokazuj mi się po tym na oczy. Chodź, Lucy.
   Spojrzałam ostatni raz na oszołomioną Kate i ruszyłam za Justinem. Tym razem postanowiłam nie zostawać z nią i nie pomagać jej w podjęciu decyzji. O pewnych rzeczach musi nauczyć decydować się sama, zwłaszcza jeśli chodzi o coś tak poważnego jak życie jej nienarodzonego jeszcze dziecka.
  - Boję się. - szepnął do mnie Justin, kiedy znaleźliśmy się już na parkingu. Jego oczy zaszkliły się i spojrzał smutnym wzrokiem na biały budynek. - Kiedyś już straciłem dziecko. Sam kazałem je zabić, nie chcę, żeby moje drugie dziecko skończyło w ten sam sposób. Obiecałem to sobie.
  - Twoja poprzednia dziewczyna też była w ciąży? - zapytałam zdumiona. Louis opowiadał mi o samobójczej śmierci poprzedniej dziewczyny Liama, po śmierci Lily, ale nigdy nie wspominał mi o tym, że Justin kiedykolwiek miał mieć dziecko.
  - W zasadzie nie byliśmy razem. Była moją dziewczyną do intymnych spraw i co najwyżej kilku spotkań na mieście, ale to mało istotne w tym wszystkim. Zaszła ze mną w ciąże, byłem wtedy młody i głupi. Bałem się odpowiedzialności, o swoją karierę tak jak Kate i kazałem usunąć ciąże, dlatego nie chcę, żeby Katie to zrobiła. Kocham ją, nie chcę jej tracić, ale nie chcę tracić też swojego dziecka. - Justin zapłakał.
  - Ćśśś, spokojnie nie usunie go zobaczysz. -powiedziałam, przytulając go do siebie i nie dbając o to, że łzy Justina moczą moją nowiutką białą koszulkę kupioną niedawno w Chanell.
  - Skąd wiesz? - zapytał wtulając zapłakany policzek w moje ramię.
  - Bo cię kocha. - odpowiedziałam i tak jak on skierowałam swój wzrok wyczekująco na drzwi wyjściowe, mając nadzieję, że Kate się w nich pojawi przed upływem czasu.
                                                                         ***
   Nie trzeba było długo czekać na to, żeby z budynku wybiegła brunetka zalana łzami, które próbowała ukryć pod kotarą swoich długich włosów. Niemal od razu wtuliła się w Justina mówiąc mu, że nie usunęła ciąży i chce z nim być. Uważam, że to naprawdę urocze były ich zapewnienia wiecznej, bezwzględnej miłości i to, że razem poradzą sobie przy wychowaniu dziecka, jednak granice smaku minęły, kiedy Kate i Justin zaczęli się namiętnie całować. Dołujące było dla mnie to, że obok mnie nie było Louisa, do którego ewentualnie mogłabym się przytulić i całować tak namiętnie, że wkładalibyśmy sobie języki do gardeł tak jak obecna obok para.
  - Dziękuje ci Lucy. - powiedziała Kate, gdy odsunęła się od Justina. - To dzięki tobie nie dokonałam tego zabiegu i nie straciłam chłopaka.
  - Wiesz jeszcze przed chwilą wyglądałaś jakbyś chciała mnie za to rozszarpać. - zaśmiałam się, jednak przytuliłam przyjaciółkę szczęśliwa, że nie doszło dziś do nieodwracalnej tragedii.
  - To fakt, Nadal nie jestem przekonana co do tego czy będę dobrą matką i nadal żałuję swojej kariery, ale chyba jestem w stanie to poświęcić.
  - Pamiętaj, że zawsze masz mnie. - powiedziałam z uśmiechem na ustach.
  - Myślicie, że Zayn będzie dobrą niańką? - spytała Kate w drodze do samochodu, śmiejąc się.
  - Na pewno, w końcu świetnie sprawdził się już w roli starszego, odpowiedzialnego brata. - odparłam również się śmiejąc. Biedny Zayn. Już wyobrażam sobie jak zmienia brudne pieluchy swojej siostrzenicy lub też siostrzeńcowi.
 - Mówiłaś mu o tym? - spytał Justin.
  - Nie, dowie się dzisiaj. - wzruszyła ramionami Kate. - Dla ciebie i Louisa też znajdziemy zatrudnienie. - powiedziała kierując swoje rozbawione już spojrzenie na mnie.
  - I dla Liama. - dodał Justin.
  - Jasne, wszyscy będziemy waszymi darmowymi niańkami. - westchnęłam wsiadając do samochodu, jednak było te westchnięcie pełne szczęścia i nadziei. Fakt, dziecko to nie łatwa sprawa, ale z całą pewnością nie zostawię z tym Kate samej. Wierzę również w to, że będzie wspaniałą mamą, a ja świetną ciocią.
Następny rozdział: 25 maja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz