sobota, 1 kwietnia 2017

Rozdział 30

*Lucy*
   Wakacje mijają niezwykle szybko. Dlaczego szkoła nie jest taka przyjemna? Tak czy inaczej, październik to okropny miesiąc. Jest strasznie zimno, a kiedy na moment wyjdzie słońce od razu zakrywają je deszczowe chmury. Razem z Louisem spędzamy nieco mniej czasu przez moje studia. Pierwszy rok zawsze wymaga najwięcej pracy, a przynajmniej na studiach filmowych, gdzie okazało się, że praca reżysera czy aktorki wcale nie jest taka łatwa. Mamy mnóstwo zajęć i nauki - moim zdaniem zupełnie zbędnych rzeczy, jednak wolę nie protestować.
   Kate jest już w piątym miesiącu ciąży i razem z Justinem spodziewają się córeczki. Justin oświadczył się jej i mieszkają razem od niecałego miesiąca, co jest bardzo trudne dla samej Kate, ponieważ dla niej oznaczało to opuszczenie brata, z którym jest bardzo zżyta. Zayn również wyprowadził się z ich starego lokum. Po wyprowadzce siostry wynajął apartament niedaleko dzielnicy, w której mieszka ona razem z Justinem. Odwiedzają się prawie codziennie, ale oboje twierdzą, że to im nie wystarcza. Kilka razy byłam w jego nowym mieszkaniu razem z Louisem oraz obecną tam Kate. Apartament jest naprawdę piękny z cudownymi widokami na miasto. Najpiękniej jest wyglądać stamtąd wieczorem. Widać całą oświetloną panoramę. Szkoda tylko, że razem z Zaynem nie wprowadziła się też Gigi. Przechodzą w związku kolejny kryzys, jednak wszyscy mamy nadzieję, że wkrótce on minie.
   Liam trzyma się już bardzo dobrze. Pogodził się ze śmiercią Lily i z tym, że jego szansa na związek z nią znikła. Osobiście, zachęcałam go do zapoznania nowej dziewczyny, jednak on kategorycznie odmówił.
   Dzisiejszego wieczoru organizowana jest impreza, a w zasadzie to mała domówka u Liama. Szykowałam się właśnie do wyjścia szukając po całym przedpokoju kluczyków do auta, które dostałam od Louisa na dziewiętnaste urodziny po tym kiedy zdałam egzamin na prawo jazdy. Prezent był bardzo kosztowny, dlatego na początku głupio było mi go przyjąć, a kiedy już to zrobiłam - jeździć po mieście samochodem wartym setki tysięcy funtów.
  - Kiedy wrócisz skarbie?! - krzyknęła mama z kuchni piekąc kolejne ciasto według przepisu Nicholasa. On też uwielbia gotować.
  - Nie wiem, ale na pewno nie wrócę na noc, nie musisz czekać. - odparłam znajdując wreszcie kluczyki do auta.
  - Rozumiem. Baw się dobrze, tylko nie przesadzaj z alkoholem.
  - Nie będziemy dużo pić.
   Po tych słowach wyszłam z domu i wsiadłam do swojego lśniącego, czarnego Ferrari Italia. Kiedy dostałam ten samochód postawiłyśmy z mamą za domem nieduży garaż z racji bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo kto kręci się nocą po okolicy, a  tak cenny podarunek jest dla złodzieja pierwszorzędnym łupem.
   15 minut później zaparkowałam pod rezydencją Kate i Justina. Kate wpuściła mnie z uśmiechem i zaprowadziła na górę.
  - Musisz doradzić mi jaką powinnam włożyć sukienkę. - powiedziała, gdy znalazłyśmy się w jej sypialni. - Zastanawiałam się pomiędzy tą wzorzysta, a czarną, ale mam wrażenie, że czarna za bardzo eksponuje mój brzuch.
  - Kate, twojej ciąży i tak prawie nie widać. - westchnęłam siadając na łóżku.
  - Ale sama musisz przyznać, że nie mam już takiego płaskiego brzucha jaki miałam przedtem. 
  - To fakt, ale kobiety w piątym miesiącu ciąży kobiety zazwyczaj mają już bardziej widoczny brzuch. Ty jeszcze nie masz.
  - Dobrze powiedziane, jeszcze. Boję się, że przed porodem będę wyglądać jak wielka, tocząca się klucha.
  - Nie musisz. I tak jesteś piękna, a poza tym będziesz mamą, powinnaś się z tego cieszyć. - uśmiechnęłam się. - A teraz pokaż mi te sukienki.
                                                                      ***
   Kate przez następne pół godziny przymierzyła wszystkie sukienki, które miała w swojej szafie mimo, że na początku była mowa tylko o dwóch. W tym czasie przyszedł również Louis, jednak nie rozmawialiśmy ze sobą dużo. ponieważ szybko zniknął na dole razem z Justinem.
  - A co myślisz o tej? Bardzo widać, że jestem w ciąży?
  - Nie, jest w porządku, gdzie macie toaletę? - zapytałam czując jak powoli robi mi się niedobrze. Może była to wina kaloryferów nastawionych na maksymalne ogrzewanie, a może to przez mule, które jadłam poprzedniego dnia z Louisem, chociaż sprzedawca zapewniał nas, że są stu procentowo świeże.
  - Korytarzem po lewej. - odpowiedziała przeglądając się w lustrze.
   Pospiesznie wyszłam z pokoju i popędziłam do łazienki, a kiedy z ulgą do niej dotarłam przekręciłam zamek w drzwiach i uklęknęłam nad toaletą. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Kręciło mi się w głowie, a do tego miałam uczucie, że za chwilę zwymiotuje. Nie wiedziałam czy w takim stanie nadal będę mogła iść do Liama.
*Louis*
  - Myślisz, że dziewczyny są już gotowe? - zapytałem Justina nalewając sobie do szklanki piwa.
  - Pójdę na górę i zapytam się ich. - odpowiedział i wstał z kanapy.
   Od razu kiedy tylko wszedł na górę obok mnie pojawiła się Lucy z niemrawą miną.
  - Lou, chyba nie pójdę dzisiaj na tą domówkę. - powiedziała wtulając się w mój tors.
  - Dlaczego? Co się stało skarbie? - spytałem zaniepokojony. Wcześniej na nic się nie skarżyła i bardzo chciała iść do Liama, dlatego nagła zmiana jej zachowania bardzo mnie zaskoczyła.
  - Sama nie wiem. Niedobrze mi i źle się czuję. To chyba przez te mule.
  - Przecież były świeże. Co ci w nich zaszkodziło?
  - Nie mam pojęcia. Nie najlepiej się czuję, po prostu odwieź mnie do domu.
  - Jeśli nie chcesz iść na imprezę to...
  - Nie! - przerwała mi zezłoszczona podnosząc się do pozycji siedzącej, jednak po chwili opadła z powrotem na moje ciało łapiąc się za brzuch.
  - Źle się czuję, Louis. Chyba będę wymiotować.
  - Dobrze, zawiozę cię do domu. - powiedziałem, a następnie wziąłem Lucy na ręce kierując się do wyjścia.
  Mimo, że od domu Justina do jej dzieliło nas zaledwie trzy kilometry to czas jazdy bardzo się wydłużył. Lucy zrobiła się bardzo blada i musieliśmy zatrzymać się trzy razy, żeby mogła zaczerpnąć świeżego powietrza. Cały czas utrzymywała, że to wszystko wina muli, jednak nie sądzę, aby chodziło tu o nie.
   Gdy wreszcie udało nam się dotrzeć na miejsce Lucy wyskoczyła z auta i wbiegła do domu, prawie potykając się o własne nogi. Chwilę później wymiotowała nad toaletą. Zaproponowałem, że zostanę z nią, ponieważ nie chciałem zostawiać jej samej w tak okropnym stanie, ale ona odmówiła mówiąc, że czuję się już odrobinę lepiej.
   - Jesteś tego pewna? - zapytałem gładząc ją po włosach.
  - Tak, jedź do Liama, nie psuj sobie zabawy. Spotkamy się jutro.
  - Nie muszę do niego jechać, mogę zostać z tobą.
  - Nie Lou, wolę być teraz sama.
  - W porządku. - pokiwałem głową wstając z kanapy. - Ale gdybyś znów gorzej się poczuła zadzwoń do mnie. Natychmiast przyjadę.
  - Jasne. - uśmiechnęła się, całując mnie w usta. - Baw się dobrze.
  - Kocham cię, Lucy.
  - Ja ciebie też, Lou.
*Kate*
   Na samym początku domówka u Liama była spokojna, jednak już po dwóch godzinach połowa towarzystwa była pijana. W salonie roiło się od ludzi z kubkami alkoholu, niektórzy z całymi butelkami, muzyka stała się głośniejsza, a dla kobiet w ciąży takie atrakcje nie są wskazane, dlatego udałam się na górę w poszukiwaniu pustego pokoju, gdzie jeszcze da usłyszeć się swoje myśli i będę mogła wykonać telefon z pewnością, że osoba po drugiej stronie mnie usłyszy.
   Chciałam jechać do domu. Nie powinnam przebywać w takim otoczeniu, a Justin pił właśnie kolejne piwo z Liamem. Jedyną osobą, która mogła zawieźć mnie w bezpieczne, ciche miejsce był Zayn, więc z telefonem w ręku szukałam ustronnego miejsca.
   W pewnym momencie usłyszałam głośny, damski jęk. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Kiedyś sama byłam osobą, która uprawiała seks nawet na imprezie, jednak w pewnym momencie wydoroślałam i uważam, że jest to nieodpowiednie zachowanie. Zaczęłam wycofywać się więc z pod pokoju dzikiej orgii, ale zatrzymałam się, gdy usłyszałam kolejny jęk należący do mężczyzny, którego głos bardzo przypominał mi głos Louisa. Ale czy ty możliwe, żeby chłopak Lucy ją zdradzał? Przecież tyle razy słyszałam opowieści przyjaciółki o tym jak ona i Louis idealnie do siebie pasują i jak pięknie zapewniał ją o swojej miłości. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że byłby to świetny materiał dla bujającej w obłokach pisarki piszącej same, cukierkowe opowiastki o idealnych parach.
  Zaciekawiona zakradłam się do sypialni i najciszej jak się dało nacisnęłam klamkę. Nie pomyliłam się. Idealny chłopak właśnie zdradzał swoją dziewczynę z brunetką tak chudą, że można byłoby policzyć wszystkie jej kości. Na początku chciałam wparować z impetem do środka i powiedzieć Louisowi co o nim myślę, jednak byłoby to zbyt proste. Kliknęłam w ikonkę z aparatem i zrobiłam kilka zdjęć uprawiającej seks parze kochanków, a następnie odeszłam zamykając z trzaskiem drzwi. Nie minęła nawet minuta, kiedy Louis wyszedł z sypialni i podszedł do mnie zdenerwowany i jednocześnie przerażony. Nie wiem tylko czy tym co właśnie zrobił czy tym, że go zdemaskowałam.
  - To ty weszłaś do pokoju, tak? - zapytał.
  - Może ja, a może nie. - wzruszyłam ramionami.
  - Kate, powiedz do jasnej cholery!
  - Po pierwsze, nie masz prawa na mnie krzyczeć, a po drugie to nie ładnie jest zdradzać swoją dziewczynę.
  - Ty nic nie rozumiesz. Jane mnie upiła, nie chciałem tego zrobić... - zaczął bełkotać.
  - Jesteś żałosny. Od samego początku mówiłam Lucy, że nie będzie z tej znajomości nic dobrego i nie myliłam się. Teraz przynajmniej odetnie się od ciebie, a ja osobiście dopilnuję, żeby taki dupek jak ty nie miał z moją przyjaciółką więcej kontaktu.
  - Jestem jej chłopakiem, nie zerwie ze mną kontaktu.Ona mnie kocha. - powiedział, jednak jego głos był niepewny. Chyba sam nie wierzył w to co mówi.
  - Już nie długo, kochany. Możesz zmienić swój status na Facebooku na wolny. - uśmiechnęłam się z ironią, a następnie uderzyłam go z całej siły w policzek.
  - I zapamiętaj sobie jeszcze jedno. - wysyczałam mu do ucha. - Nikt nie rani tych na których mi zależy, bo to ja zranię wtedy ich.
  - Lucy ci nie uwierzy! - krzyknął rozwścieczony. - Kocha mnie, nie uwierzy w ani jedno twoje słowo.
  - Za to te zdjęcia mówią same za siebie. - uniosłam do góry telefon wymachując Louisowi nim przed nosem.
  - Naprawdę zniszczysz związek swojej przyjaciółki?
  - To nie ja go zniszczyłam tylko ty. Ja jedynie przekazuję dowody.
  - Kate!
   Louis wiedząc, że znalazł się na przegranej pozycji krzyczał za mną kilka błagalnych tekstów, jednak do ani jednego się nie przychyliłam. To co Lucy za chwilę miała się dowiedzieć na pewno nie było niczym przyjemnym, jednak czułam się w obowiązku powiedzenia przyjaciółce prawdy o jej "idealnym" chłopaku. Od początku wiedziałam, że tak to się musi skończyć. Żyjemy na świecie, gdzie książkowe opowieści nie mają swojego przekładu na świat rzeczywisty. A historie, które trwają za długo mają swój koniec.
*Lucy*
   Dochodziła północ, gdy stwierdziłam, że najwyższa pora na sen. Mama pojechała z Nicholasem na długi weekend, dlatego dom był cały dla mnie, a dziś miałam zamiar spać w salonie. Kanapa to zdecydowanie najwygodniejsze miejsce do spania w tym domu.
   Powolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, by ze swojego pokoju zabrać piżamę, jednak nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi. Kto mógł chcieć dobijać się do mnie o północy? O tej porze ludzie zazwyczaj już śpią lub też imprezują w przedmiejskich klubach wlewając w siebie litry alkoholu. Mimo to postanowiłam to sprawdzić.
   Nieco przestraszona nocnym gościem na palcach zakradłam się do drzwi i stanęłam na palcach, by zajrzeć przez wizjer. Obok mnie stała długa, metalowa łyżka do butów, którą w razie potrzeby mogłabym uderzyć złodzieja bądź seryjnego mordercę, któremu sprawia radość zabijanie młodych kobiet, które są same w domu. Okazało się jednak, że nie zajdzie taka potrzeba, ponieważ mój seryjny morderca to jedynie Kate. Zszokowana tak późną godziną odwiedzin wpuściłam ją do środka i przeszłyśmy do salonu.
  - Czy to nie zbyt późna godzina na wizytę? - spytałam siadając na kanapie.
  - Nie w tym wypadku. - Kate wyjęła z kieszeni swój telefon kilka razy kliknęła w ekran, a później podała mi go.
   Na ekranie wyświetliło się zdjęcie. Na zdjęciu widać było parę podczas stosunku. Na początku wykrzywiłam się z niesmakiem, nie wiedziałam po co Kate robiła zdjęcia jakiejś parze, kiedy uprawiali seks, ale po chwili zrozumiałam. Mężczyzna górujący nad kobietą to...Louis. Mój Louis.
  - Lou...- szepnęłam, a następnie wypuściłam telefon z ręki. Nie chciałam patrzeć na te obrzydliwe zdjęcia. Nie miałam pojęcie kim była kobieta pod nim, ale wiedziałam, że mój chłopak mnie zdradził. Chłopak, który był ideałem, który mówił mi codziennie jak bardzo mnie kocha, chodził ze mną za rękę, całował i kupował drogie prezenty - zdradził mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Czułam się potwornie. Czy ja już mu nie wystarczałam? Mało było mu zabawek w łóżku czy może przestałam go już podniecać?
  - Przykro mi Lucy. - powiedziała Kate podnosząc swój telefon. - Mówiłam ci, że to dupek. Nigdy nie powinnaś się z nim wiązać.
   Kate usiadła obok mnie i wyciągnęła ramię, żeby mnie przytulić, jednak odepchnęłam ją od siebie.
  - Tobie nawet nie jest przykro! - wykrzyknęłam. - Cieszysz się z tego, bo jak zwykle wyszło na twoje, okazało się, że Louis jest kutasem!
  - Jak możesz tak mówić? - Kate oburzona odsunęła się ode mnie i wstała z kanapy. - Przecież wiesz, że zawsze chciałam twojego szczęścia.
  - To po co robiłaś te zdjęcia?! Żeby mnie upokorzyć?! Pokazać mi, że mój chłopak jest mi nie wierny, a ja jestem nawiną idiotką?!
  - A może chciałaś żyć w kłamstwie co?! Być z kimś kto cię nie szanuje i zdradza!
  - Wyjdź stąd. - syknęłam.
  - Powinnaś mi dziękować za to co zrobiłam. A teraz wychodzę, nie dlatego, że mi każesz, a dlatego, że nie powinnam się denerwować w tym stanie. To szkodliwe dla mojej córeczki. - oświadczyła Kate i obróciła się na pięcie, a następnie wyszła trzaskając drzwiami.
   Po jej wyjściu upadłam na podłogę i zaczęłam walić w nią pięściami. Byłam wściekła na to co się teraz stało. Nie rozumiałam dlaczego Lou mi to zrobił, przecież tak bardzo go kochałam. Byłam pewna, że on czuje do mnie to samo. A Kate? Może rzeczywiście dobrze się stało, że mi to wszystko pokazała, ale zdenerwowało mnie to, że zrobiła to tak po prostu. Bez ceremonialnie wyjęła telefon i pokazała mi zdjęcia mojego chłopaka uprawiającego seks z inną jakby to było normalną rzeczą. Mam nadzieję, że przynajmniej jej dziecko doświadczy choć odrobiny uczuć i miłości ze strony matki, bo Kate nie była w tym mistrzynią.
*Louis*
   Byłem pijany, nie mogłem prowadzić samochodu, a w dodatku kręciło mi się w głowie i czułem jakbym przed chwila palił dobre zioło, ale musiałem dostać się jak najszybciej do Lucy. Nie odbierała ode mnie telefonów, a ja musiałem jej wszystko wyjaśnić. Nie mogłem stracić swojej ukochanej dziewczyny, na którą czekałem całe życie.
  - Niall! - krzyknąłem i odciągnąłem blondyna z tłumu napitych facetów, a potem wyprowadziłem przed dom. - Piłeś coś?
  - Jedno piwo. Jakoś nie przepadam za alkoholem.
  - To świetnie zawieź mnie pod jeden adres.
  - Ale jak to? Teraz? - spytał zdziwiony.
  - Tak teraz. To bardzo ważne, a ja nie mogę prowadzić.
  - No dobra, chodź. - westchnął i ruszyliśmy w stronę jego zaparkowanego auta.
                                                             ***
   Kilkanaście minut później stałem pod drzwiami Lucy z ręką zawisłą na dzwonkiem. Bałem się tego co ma za chwilę nadejść. Tak bardzo nie chciałem jej stracić, zależało mi na niej. Nie mogłem pozwolić jej odejść i to było teraz w moim interesie.
  - Lucy. - szepnąłem, gdy wreszcie udało mi się zadzwonić, a w drzwiach pojawiła się moja jeszcze dziewczyna. Miała podkrążone od płaczu oczy, nieułożone włosy i czerwone policzki. Wyglądała okropnie, a to było moją winą.
  - Czego chcesz?Wszystko wiem, zdradziłeś mnie, bo ci już nie wystarczałam! - krzyknęła.
  - Kochanie to nie tak, pozwól mi wytłumaczyć. - powiedziałem błagalnie.
  - Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem już twoim kochaniem i nigdy nie byłam, bo  mnie nigdy nie kochałeś.
  - To nieprawda, kochałem cię i nadal kocham!
   Dwa domy obok w oknie zapaliła się lampka. Po chwili zapaliła się również w następnym domu i następnym. Ludzi obudziły nasze krzyki, dlatego nie chcąc urządzać zbyt głośnej awantury Lucy pozwoliła mi wejść do środka mimo, że najchętniej wyrzuciła by mnie za furtkę nie słuchając moich żałosnych tłumaczeń.
  - Pozwól mi wszystko wytłumaczyć. - zacząłem nieco spokojniej, podczas gdy ona chodziła w tą i z powrotem po salonie.
  - Masz pięć minut. - syknęła.
  - Na imprezie była też Jane, o czym nie wiedziałem.
  - Tak która nękała twoje poprzednie kochanki? - zapytała wlepiając we mnie wściekłe spojrzenie.
  - Tak. Na początku starałem się jej unikać, ale kiedy mnie zobaczyła nie odstępowała mnie na krok. Wiedziała o tym, że mam dziewczynę, ale to zdawało się jej nie przeszkadzać. Dało jej tylko motywację, żeby mnie znów zdobyć.
  - I udało się jej. - zaśmiała się Lucy, śmiechem pełnym rozpaczy. Było mi jej tak strasznie żal. Najchętniej cofnąłbym czas i nie poszedł na tą przeklętą domówkę. Zostałbym z nią i oglądalibyśmy razem romantyczne filmy albo serial o Kardashiankach, który najbardziej lubi. Ale poszedłem, a czsu cofnąć nie można.
  - Opierałem się jej i zachowywałem między nami dystans, a kiedy ona robiła się coraz bardziej nachalna poprosiłem ją, żeby odwiozła mnie do domu, bo jako jedna z nielicznych osób była trzeźwa. Powiedziała mi wtedy, że odwiezie mnie jeśli wypiję chociaż jednego drinka i uległem jej, a później piliśmy już razem. Wiem, że powinienem odmówić tego na samym początku, ale chciałem po prostu znaleźć się już w domu i...
  - Twoje pięć minut minęło. - przerwała mi Lucy. - Teraz zabieraj stąd swoje pijane dupsko i wyjdź stąd.
  - A co z nami? - zapytałem z nadzieją.
  - Nie ma już nas. Ty przekreśliłeś cały ten związek.
  - Lucy, kochanie...
  - Wynoś się. - powiedziała i zanim zdążyłem zrobić chociaż jeden krok ona zniknęła na górze. Nie było sensu iść za nią i próbować ją błagać, żeby nas nie przekreślała, bo dzisiejszej nocy wiedziałem, że nic już nie wskóram. Zwłaszcza gdy nadal byłem pijany i połowa rzeczy do mnie nie dochodziła, dlatego z głową spuszczoną w dół ze wstydu i ze łzami w oczach opuściłem dom mojej byłej już dziewczyny z zamiarem dostania się do swojego domu i wypicia całej butelki whiskey, tym razem, żeby zapomnieć o swojej największej życiowej porażce i o tym jakim jestem dupkiem.
 Następny rozdział: 25 maja

  

Rozdział 29

*Louis*
   Kiedy następnego dnia przetarłem zaspane oczy próbując objąć ramieniem śpiącą obok mnie Lucy zorientowałem się, że miejsce obok jest puste, a jej piżama leży zwinięta w kostkę na krześle obok łóżka. Przestraszyłem się. Pomyślałem, że może wyszła i wróciła do domu zostawiając mnie samego, chociaż to nie miało zupełnie sensu. Jej piżama została, a oprócz tego nie miała czym wrócić do domu ani nawet nie miał kto jej podwieźć.
   Wygrzebałem się pospiesznie z kołdry i zszedłem na dół, by zobaczyć widok, który był wart całych skarbów świata. Moja Lucy stała przy kuchni przygotowując śniadanie w czerwonym stroju z sex shopu i kremowych szpilkach, które miała na sobie wczoraj. Otworzyłem szeroko buzię zastygając w miejscu jak kamień. Gdy Lucy odwróciła się, zaśmiała się na mój widok.
  - Zrobiłam nam śniadanie, usiądziesz czy wolisz stać tak nadal z otwartą buzią? - zapytała uroczym głosem stawiając na blacie dwa talerze z kanapkami.
  - Bardziej niż śniadanie chcę ciebie. - powiedziałem, w sekundę znajdując się obok niej i zasysając skórę na jej szyi.
  - Mnie też dostaniesz, ale po śniadaniu. - Lucy odsunęła się i podsunęła mi pod nos talerz z jedzeniem.
  - Żartujesz? Teraz kiedy George jest pobudzony? Chodźmy na górę, nie jestem głodny.
   Lucy już otwierała buzię, żeby zaprotestować i zmusić mnie do zjedzenia kanapek, jednak nie zdążyła ponieważ jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramię dając delikatnego klapsa w pupę.
  - Louis! - krzyknęła, na co zaśmiałem się i wszedłem razem z nią na plecach po schodach.
   Kiedy przekroczyłem próg sypialni zamknąłem za nami drzwi i rzuciłem Lucy na łóżko.
  - Nie ruszaj się. - poleciłem jej, a sam podszedłem do okien by zasłonić w nich zasłony. Wolałem, żeby moi sąsiedzi nie byli świadkami stosunku, który za chwilę się tu odbędzie. Zwłaszcza pani Wesley - emerytowana aktorka, która od czasu przejścia na emeryturę przez cały czas patrzy w okno śledząc życie swoich sąsiadów.
   Kiedy zasłony były już zasłonięte, podszedłem do szuflady, gdzie znajdowała się paczka i wyjąłem z niej zabawki rzucając je obok Lucy na łóżko. Następnie klęknąłem przy niej i pociągnąłem za sznureczki jej stroju zostawiając ją w samych szpilkach.
  - To będzie ostry seks, skarbie, więc trzymaj się. - powiedziałem, a ona pokiwała głową. - Daj mi swoje ręce.
  Lucy podała mi swoje dłonie, na które założyłem czerwone kajdanki i przypiąłem je do ramy łóżka. Słyszałem jej ciężki oddech. Była już podniecona, podobnie jak ja. Przejechałem palcem po jej kroczu i zadowolony stwierdziłem, że robi się coraz bardziej mokra.
  - Louis. - szepnęła, a ja uśmiechnąłem się.
  - Słucham kotku?
  - Dotknij mnie. Proszę.
   Zamiast spełnić jej prośbę wziąłem do ręki maskę na oczy i zawiązałem ją z tyłu jej głowy. Nie chciałem, żeby widziała co jej robię. Nie dlatego, że się tego wstydzę, nic z tych rzeczy. Po prostu chciałem wprowadzić między nami dreszczyk emocji, więcej pożądania i pragnienia.
   Zdjąłem swoje bokserki, ponieważ namiot jaki w nich powstał zaczął być dla mnie coraz bardziej uciążliwy i niekomfortowy, ale nie zamierzałem jeszcze przystępować do konkretów. Chciałem się pobawić Lucy, to mnie cholernie kręciło, dlatego poleciłem otworzyć jej usta, żeby następnie znalazł się w nich knebel. Odsunąłem się od niej i spojrzałem na jej ciało. Była przywiązana do łóżka i taka bezbronna, mogłem zrobić jej wszystko.
   Włożyłem do jej kobiecości jeden palec i zacząłem wykonywać nim powolne ruchy. Lucy kręciła głową i wiła się na łóżku, a jej jęki były tłumione przez knebel w ustach co ją drażniło, a mnie podniecało.
  - Dobrze się teraz czujesz? - zapytałem dokładając drugi palec. Lucy odchyliła głowę do tyłu, a potem pokiwała nią potwierdzająco. Jej wilgoć spływała po jej udach, dlatego wyjąłem z niej oba palce w obawie, żeby jej orgazm nie nastąpił zbyt szybko.Sam zrobiłem się niezwykle twardy, dlatego nie chcąc czekać dłużej, rozłożyłem jej nogi i wbiłem się w nią całą swoją długością.
   Nie potrzebowaliśmy prezerwatyw. Lucy od pewnego czasu brała tabletki antykoncepcyjne, które według zdania wielu są znacznie lepszą metodą niż gumki. Byłem z tego zadowolony, ponieważ przez to seks był o wiele lepszy i przyjemniejszy dla nas dwojga.
   Moje ruchy były szybkie i agresywne. Nigdy nie lubiliśmy waniliowego seksu, oboje zgodnie stwierdziliśmy, że to dla niedoświadczonych nastolatków. Lucy kręciła się na wszystkie strony, a ja jęczałem z głową odchyloną do tyłu i poruszałem się w jej wnętrzu. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale gdy skończyliśmy oboje byliśmy cholernie zmęczeni. Zabawki leżały na podłodze razem z ubraniami, a my dyszeliśmy jakbyśmy oboje pokonali przed chwilą dwudziesto - kilometrowy maraton.
  - Musimy częściej tego używać. - stwierdziłem przytulając Lucy do swojego boku. Położyła głowę na moim spoconym torsie i pokiwała głową.
  - Zgadzam się, było nieziemsko.
   Leżeliśmy w tej pozycji przez chwilę dopóki z dołu nie dobiegł damski głos.
  - Panie Tomlinson!?-
  - Kto to jest? - zapytała Lucy schodząc z mojego ciała i wchodząc do garderoby, by pospiesznie założyć na siebie codzienne ubrania.
  - To Maddie.  odpowiedziałem wciągając na siebie bokserki i spodnie.
  - Maddie?
  - Moja sprzątaczka. - wytłumaczyłem szybko, a następnie krzyknąłem - Jestem na górze Maddie, zaraz do ciebie zejdę!
  - Nie mówiłeś mi, że masz sprzątaczkę, nigdy jej tu nie wiedziałam. - Lucy podeszła do mnie i zaczęła przypatrywać mi się podejrzliwe.
  - Kochanie nie musisz być zazdrosna, nie widziałaś jej bo po śmierci Lily, kiedy u mnie nocowałaś kazałem jej nie przychodzić. Myślałem, że będzie dla ciebie lepiej, jeżeli nikt dla ciebie obcy nie będzie kręcić się po domu.
  - Wie, że masz dziewczynę?
  - Oczywiście. Podobnie jak połowa Wielkiej Brytanii.
   Lucy westchnęła.
  - Przepraszam, po prostu jestem o ciebie czasami zazdrosna.
   Uśmiechnąłem się. Poczułem się lepiej po tych słowach, bo to oznaczało, że nie jestem jedynym zazdrośnikiem w tym związku. W poradnikach dla par pisało, że jeśli partnerzy są o siebie zazdrośni to dobry znak. Oznacza to, że wzajemnie się kochają, ale oczywiście ta zazdrość musi mieć swoje granice. Pewnie zdziwiliście się, że taka osoba jak ja czyta poradniki dla par? Cóż dla mnie to również zaskakujące, ale chciałbym być idealnym chłopakiem dla Lucy, dlatego czytam te wszystkie książki, które trzymam schowane w garderobie pod moją bielizną, chociaż teraz sądzę, że powinienem znaleźć na nie lepszą kryjówkę, ponieważ Lucy za często tam przebywa.
*Lucy*
   Nie wiedziałam kim jest Maddie, dlatego z ciekawością zeszłam na dół trzymając Louisa za rękę. Chciałam tym gestem dać jej znać, że Lou ma już dziewczynę, mimo, że wiedziałam, że to tylko jego sprzątaczka. Ufałam swojemu chłopakowi i wiedziałam, że z całą pewnością nigdy nie zacząłby się przystawiać do Maddie, ale mimo to wolałam dać jej znak, że jej pracodawca jest zajęty.
   Maddie okazała się być miłą, uśmiechniętą dziewczyną w wieku Louisa, może niewiele starsza. Na nasz widok rozpromieniła się i zaczęła mówić jak wiele o mnie słyszała. Przyznam, że zdziwiło mnie to. Spodziewałam się młodziutkiej dziewczyny z odsłoniętym dekoltem i pupą oraz mocnym makijażem, a tym czasem Maddie miała na sobie długą, tiulową spódnicę i bluzkę z krótkim rękawem zasłaniającą dobrze jej piersi i brzuch, a makijaż był praktycznie niewidoczny.
  - Dzięki pani, pan Tomlinson chodzi cały czas uśmiechnięty. - powiedziała, kiedy Louis wyszedł do łazienki i znalazłyśmy się w kuchni same.
  - Miło mi to słyszeć. - uśmiechnęłam się nalewając sobie do szklanki soku.
  - Jest pani taka ładna i miła, idealnie nadaje się pani na partnerkę pana Tomlisona. Poprzednia była...uhh szkoda gadać. - westchnęła Maddie, a ja odsunęłam od siebie szklankę z sokiem. Louis miał dziewczynę? Przecież mówił mi, że przede mną nikogo nie miał, a z dziewczynami, z którymi się spotykał łączył go tylko seks, więc jak to możliwe, że miałam swoją poprzedniczkę?
  - O kim mówisz Maddie? - zapytałam uważnie się jej przyglądając.
  - o Jane McCartney. Zanim pan Tomlinson zaczął się z panią spotykać przychodziła do niego ta dziewczyna. Spędzała u niego każdą możliwą noc i była bardzo nie miła.
  - Dlaczego ze sobą zerwali?
  - Nie wiem. Pan Tomlinson nie zwierzał mi się nigdy z takich spraw. Z dnia na dzień przestała do niego przychodzić, ale widziałam jak po ich rozstaniu stała pod domem i patrzyła w okna obserwując go. Powiedziałam o tym panu Tomlinsonowi, ale on się tym nie przejął i nakazał mi, żebym ją zignorowała, ale potem...- Maddie urwała, ponieważ w tym momencie Louis wyszedł z łazienki i stanął przy mnie.
  - Maddie widzę, że dogadujesz się z moją dziewczyną? - zapytał patrząc na nas obie z uśmiechem.
  - Tak. - Maddie pokiwała głową. - Pani Swan jest bardzo miła, ma pan wielkie szczęście.
  - Wiem. - Louis wyszczerzył się i pocałował mnie krótko w usta.
   Nie oddałam tego pocałunku, a jedynie spojrzałam na niego chłodno. Miałam mu za złe to, że nie powiedział mi nigdy o tym, że miał dziewczynę. Gdyby nie Maddie prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałabym się, że kiedyś łączyło go coś z niejaką Jane. Swoją drogą wydaje mi się dziwne to, że Jane po zerwaniu śledziła dom Louisa. Czy była tak zdesperowana, żeby go odzyskać i dlatego to robiła? Miałam zamiar się o tym dowiedzieć, dlatego poprosiłam Louisa, żebyśmy śniadanie skonsumowali w ogrodzie popierając to stwierdzeniem, że dzisiejszego dnia dopisuje pogoda. Lou, niczego nie świadomy chętnie zgodził się na moją propozycję i zabrał talerze z kanapkami do ogrodu, następnie stawiając je na wiklinowym stoliku.
  - Lou, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że miałam swoją poprzedniczkę? - zapytałam łagodnie, kiedy z naszych talerzy powoli zaczęło znikać jedzenie.
   Louis przełknął kęs swojej kanapki z ogórkiem i spojrzał na mnie jakby nie wiedział o czy mówię.
  - Bo jej nigdy nie miałaś. Jesteś moją pierwszą dziewczyną, z którą jestem na poważnie, w poważnym związku.
  - Więc co łączyło cię z Jane McCartney?
  - Skąd wiesz o Jane? - zapytał przełykając głośno ślinę. - Nie ważne. Łączył mnie z nią tylko seks jak z każdą inną dziewczyną z którą się spotykałem.
  - W takim razie dlaczego Jane obserwowała twój dom, po tym, gdy z nią skończyłeś? - wypytywałam do dalej, ale tym razem mój głos zamienił się na ostrzejszy. Myślałam, że jeśli wspomnę Louisowi o jego wcześniejszej dziewczynie o wszystkim mi opowie i przeprosi za trzymaną tajemnicę, ale on postanowił zamiast tego nadal kryć ją przede mną. To mnie zdenerwowało. Uważałam, że skoro jesteśmy razem już przez cztery miesiące, nie mamy przed sobą żadnych sekretów, jednak Lou nadal mi o czymś nie powiedział. Żałowałam, że przyszedł zanim Maddie skończyła mówić mi o Jane. Być może dowiedziałabym się coś więcej o tej dziewczynie i nie musiałabym wypytywać o to mojego chłopaka, który ewidentnie próbował zrobić ze mnie idiotkę.
  - O tym rozmawiałaś z Maddie, tak? - spytał biorąc głęboki oddech.
  - To zupełnie nieważne. - odpowiedziałam nie chcąc, żeby sprzątaczka miała przeze mnie kłopoty. Wydała mi się naprawdę miłą dziewczyną i nie chciałam, żeby przez swoją lojalność wobec mnie musiała ucierpieć ze strony Louisa. W końcu to on był jej pracodawcą i od niego zależało to jak długo Maddie będzie u niego pracowała.
  - Nie mówiłem ci o niej, bo myślałem, że nigdy się nie dowiesz. - westchnął. - Ale skoro już wiesz, dobrze opowiem ci.
  - Słucham. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach i czekając ze zniecierpliwieniem na opowieść jaką miałam za chwilę usłyszeć.
  - Poznałem Jane dwa lata temu na after-party po wygranym meczu. Była organizatorką całej imprezy, a w dodatku bardzo ładną. Zgadała do mnie pierwsza i zaproponowała mi drinka.Wypiliśmy razem, a później poszliśmy razem do łazienki, gdzie po raz pierwszy uprawialiśmy ze sobą seks. Od tego się zaczęło. Potem spotykaliśmy się już regularnie, a w końcu Jane zażądała ode mnie czegoś więcej niż tylko seksu...
  - Chciała, żebyście byli razem? - zapytałam, a Louis pokiwał głową.
  - Kiedy się na to nie zgodziłem początkowo udawała, że to akceptuje, ale widziałem jak przysłuchiwała się moim rozmowom, przyjeżdżała po mnie po treningu po to, żeby mnie pilnować, a w końcu przyłapałem ją na tym jak grzebała w moim telefonie szukając pikantnych wiadomości od innych dziewczyn. Nie spałem wtedy z żadną inną mimo, że powiedzieliśmy sobie jasno, że każde z nas może spać z kimkolwiek chce. Uznałem, że nie mam takiej potrzeby, Jane chyba tak samo, ale wtedy miarka się przebrała. Nakrzyczałem na nią i powiedziałem, żeby poszła się leczyć. Zerwałem z nią wszelkie kontakty i zacząłem spotykać się z innymi dziewczynami. Jane tego nie akceptowała. Zaczęła obserwować mój dom, wysyłać mi błagalne wiadomości, dzwoniła do mnie po kilka razy dziennie, aż w końcu zablokowałem jej numer, ale to nie wystarczyło. Ona i tak zawsze wiedziała gdzie jestem i z kim się spotykam. Dziewczyny, które ze mną sypiały dzień po naszym wieczorze dostawały od Jane listy z pogróżkami. Niektóre się tym nie przejmowały, ale było ich niewiele. Większość dla własnego bezpieczeństwa spełniały żądania Jane i odsuwały się ode mnie.
  - Co wtedy zrobiłeś?
  - Zgłosiłem to na policję. Jane szybko została złapana i przewieziona na komisariat. Policjanci poprosili mnie, żebym również przyjechał i przy mnie oświadczyli, że mojej byłej partnerce seksualnej grozi 5 lat więzienia. Jane była załamana, zaczęła płakać i błagać mnie żebym wycofał oskarżenia. Obiecała mi, że już nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Zrobiło mi się jej trochę żal, dlatego zgodziłem się na to i wycofałem swoje oskarżenia.
  - A teraz? Nie nęka cie już?
  - Chyba kogoś ma. Widziałem jej zdjęcia na Instagramie z jakimś chłopakiem, a pod nim tysiące serduszek.
   Pokiwałam głową. Nie miałam pojęcia, że Jane była aż tak okropna. Teraz wiem, dlaczego Louis nie powiedział mi o niej wcześniej. Przez długi okres czasu był notorycznie śledzony i nękany przez dziewczynę, z którą przecież łączyły go seksualne relacje, a ona zamieniła jego życie w piekło. Chyba nikt na jego miejscu nie chciałby do tego wracać i o tym opowiadać, choć i tak sądzę, że mimo to powinien mi o tym powiedzieć. Od czasu mojego zatajenia bulimii mówimy sobie wszystko i między innymi dzięki temu udaje utrzymać nam się bardzo dobre relacje co wpływa znacząco na nasz związek. Louis bardzo się w to zaangażował. Widziałam jak potajemnie czytał poradniki dla par, ale oficjalnie mi się do tego nie przyznał. Na pewno uważa to za niemęskie, a ja nie chcę zabierać mu męskiego poczucia dumy i siły, dlatego udałam, że nie widziałam, gdy szybko schował obszerny poradnik pod pupę i siedział jak tyczka na twardej okładce.
  - Jesteś na mnie za to bardzo zła? Wiem powinienem ci powiedzieć, ale...
  - Nic nie mów. - powiedziałam i wstałam ze swojego wiklinowego fotela, po to, żeby nachylić się nad Louisem i pocałować go mocno w usta.
  - Więc nie jesteś na mnie zła? - zapytał, gdy znów zajęłam swoje miejsce poddając się dalszej konsumpcji kanapki.
  Pokręciłam przecząco głową.
  - Nie. Na początku byłam, ale kiedy wszystko mi wyjaśniłeś, nie jestem na ciebie zła.
  - Cieszę się, bo naprawdę cię kocham. - uśmiechnął się.
  - Wiem, ja ciebie też.
                                                                  ***
   Po śniadaniu do Louisa zadzwonił Liam. Chciał, żeby przyjaciel go odwiedził, bo po śmierci Lily często czuje się samotny. Lou zgodził się i chciał zabrać ze sobą również mnie, jednak powiedziałam mu, że lepiej będzie jeśli pojedzie do Liama sam. Pomyślałam, że Liam chciałby porozmawiać z Louisem sam na sam, dlatego zdecydowałam się nie przeszkadzać im w męskiej, pocieszającej rozmowie. Wiem, że mężczyźnie nie lubią rozklejać się przy kobietach.
  - Na pewno nie chcesz jechać ze mną? - zapytał stojąc przy drzwiach, gotowy do wyjścia.
  - Nie, lepiej będzie jeśli ja zostanę. - odparłam całując Louisa na pożegnanie.
  - Dobrze, w takim razie wrócę wieczorem, a jeśli będziesz głodna powiedz Maddie, żeby coś ci przygotowała.
  - Nie ma takiej potrzeby, sama umiem gotować. - zapewniłam go, a potem wróciłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbaty.
   Tydzień temu wspólnie z Kate wybrałyśmy się do herbaciarni. Kiedy tylko tam weszłam owładnął mnie zapach parzonych liści. Na półkach stało mnóstwo pudełek z herbatą, każda w innym rodzaju. Biała, czerwona, czarna, a nawet turkusowa, o której istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Wszystkie pachniały tak cudownie i wyglądały tak wspaniale, że bez pomocy Kate nie wiedziałabym, które mam wybrać. Wreszcie zdecydowałam się na dwie herbaty zielone, trzy czarne i jedną turkusową, a mój rachunek za nie wynosił więcej niż za dobrej jakości torebkę, jednak ich smak wszystko to wynagrodził. Dwie z nich zabrałam do Louisa, ponieważ ilość czasu jaką spędzam u niego jest naprawdę duża, a jego zasoby herbat ograniczają się do dwóch pudełek czarnej herbaty Lipton, którego smaku nienawidzę.
  - Maddie, zaparzyć ci herbatę? - zapytałam, gdy zauważyłam jak schodzi po schodach ze środkami czystości w ręce.
  - Nie mam na to czasu, muszę jeszcze wysprzątać salon i trzy łazienki, ale to miło, że pani pyta. - odparła wzdychając ciężko.
   Chciałam powiedzieć jej, żeby zostawiła te ścierki i zrobiła sobie chwilę przerwy, jednak w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, a po nim głośne pukanie.
  - Pójdę zobaczyć kto to. - powiedziałam do Maddie i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi czekał natarczywy gość. Louis nie mówił mi, kogo powinnam się spodziewać, myślałam, że może to być któryś z jego znajomych z drużyny, a w pewnym momencie pomyślałam nawet o Jane, z którą wiele miesięcy temu Louis zakończył znajomość. Przed oczami miałam jej wściekły wyraz twarzy i słyszałam jak krzyczy, żebym się od niego odczepiła, bo w przeciwnym razie gorzko tego pożałuję. Na całe szczęście gościem okazała się Kate stojąca w progu z poważną miną.
  - Hej! Nie wiedziałam, że planujesz mnie dziś odwiedzić. - powiedziałam i już chciałam przytulić Kate, jednak ona odtrąciła mnie i bez słowa, z zaciętą miną weszła do środka.
  - Co ci się stało? - spytałam zaniepokojona.
   Moja przyjaciółka nie wyglądała tak jak zwykle. Jej mina była wręcz przerażająca, a zachowanie zupełnie do niej nie podobne. Nigdy nie należała do zbyt uprzejmych osób, ale nigdy nie odtrącała mnie z miną jakby za chwilę miała zamiar kogoś zabić.
  - Jest Louis? - zapytała zrzucając z siebie szpilki, w kolorze miętowym, które dostała od brata w prezencie urodzinowym i wchodząc dalej do salonu.
  - Nie ma, właśnie wyszedł do Liama.
  - To dobrze, bo już chciałam go wygonić. - westchnęła z ulgą. - A to kto? - zapytała wskazując wzrokiem na Maddie czyszczącą fotele.
  - Jestem sprzątaczką pana Tomlinsona. - przedstawiła się grzecznie. - Widziałam panią na okładce ostatniego magazynu Cosmopolitan, wyszła pani naprawdę świetnie.
   Kate w odpowiedzi machnęła ręką.
  - Lucy możemy porozmawiać na osobności?
  - Tak, chodźmy do ogrodu. - odpowiedziałam biorąc ją pod rękę i wyprowadzając z salonu.
   Nie było sensu zwracać uwagi na jej zachowanie w stosunku do Maddie. Kate już taka była: zimna, oschła i nieuprzejma, zdążyłam się do tego przyzwyczaić, chociaż i tak uważałam, że powinna chociaż uśmiechnąć się do niej w podziękowaniu za komplementy.
  - Więc co się stało Kate? Czemu jesteś taka zła? - zapytałam siadając na miejscu, gdzie siedziałam godzinę temu konsumując śniadanie z Louisem.
  - Nie będę owijać w bawełnę. Przyszłam do ciebie, bo chciałam, żebyś wiedziała zanim to zrobię. Zawsze o wszystkim ci mówiłam i tak już zostanie...Jestem w ciąży... Jeszcze. - dodała po chwili.
  - Co?! - byłam w kompletnym szoku. Kate w ciąży? Więc miałam rację, to było powodem jej złego samopoczucia, podczas wczorajszej kolacji. Nie rozumiałam tylko, dlaczego od razu mi się do tego nie przyznała, kiedy podobno mówimy sobie wszystko. - Od kiedy o tym wiesz?
  - Od dwóch tygodni. - odparła z powagą.
  - I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Dlaczego?
  - Zrozum, nie mówiłam o tym nikomu. Stwierdziłam, że nie ma sensu o tym mówić skoro dziecka za niedługo już nie będzie.
  - Jak to nie będzie?
  - Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Zamierzam przerwać ciąże. Dzisiaj.
  - Nie możesz! - krzyknęłam wstając ze swojego fotela. - Chcesz zabić własne dziecko? A co z Justinem? Jemu też nie powiedziałaś, o tym, że będzie ojcem?
  - Nie powiedziałam, bo nim nie będzie. - westchnęła Kate również wstając ze swojego miejsca. - Chociaż ty mnie zrozum Lucy i spróbuj postawić się w mojej sytuacji. Ja mam karierę, jestem modelką, nie mogę pozwolić sobie na ciąże. Poza tym nie jestem gotowa do roli matki, dziecko to nie zabawka, dlatego najlepiej będzie jeśli je usunę.
  - A Zayn? Jemu też nie powiedziałaś? Przecież zawsze mówiliście sobie wszystko.
  - Nie mogłam. Namawiałby mnie do tego, żebym urodziła. Znam swojego brata i znam też siebie. Wiem co jest dla mnie dobre, a teraz przepraszam cię, ale muszę się już zbierać. Za godzinę jestem umówiona na zabieg.
   Spojrzałam na przyjaciółkę z rozpaczą, a potem na jej brzuch gdzie zaczęło rozwijać się nowe życie, które ona chciała zabić. Próbowałam ją zrozumieć, ale nie mimo swoich starań nie mogłam pojąć tego dlaczego chce zabić swoje dziecko. Tą słodką istotkę, która później mówiłabym do niej ,,mamo" i przytulała się do niej. A może przytulał, jeśli byłby to chłopiec.
  - Do jakiej kliniki idziesz? - zapytałam patrząc na nią zrezygnowanym wzrokiem.
  - Bedlam, niedaleko centrum.
  - Jesteś pewna tego co chcesz zrobić? - spytałam z nadzieją, że Kate chociaż przez chwilę się zawaha, ale ona od razu pokiwała głową.
  - Nie musisz mnie odprowadzać, trafię do drzwi. - powiedziała na odchodne, a potem odwróciła się i wyszła z ogrodu zabierając z fotela swoją torebkę od Armaniego, z którą pozowała w ostatniej sesji zdjęciowej.
  - Nie zabijesz swojego dziecka Kate. Jesteś moją przyjaciółką i nie pozwolę na to. - szepnęłam do siebie, a potem pobiegłam na górę z gotowym planem działania w głowie.
                                                                           ***
   15 minut później wsiadałam do samochodu Justina. Od razu kiedy Kate wyszła zadzwoniłam do niego w skrócie informując go o tym co chce zrobić teraz jego dziewczyna i gdzie musimy jechać. Justin przyjechał niemal od razu. Był bardzo zdenerwowany i chciał za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby Kate zabiła jego nienarodzone dziecko. Nawet teraz, kiedy siedzieliśmy już w jego samochodzie jadąc do kliniki Bedlam Justinowi trzęsły się ręce na kierownicy i denerwował się chyba bardziej niż ja.
  - Spokojnie Justin, mamy jeszcze ponad pół godziny, zdążymy. - próbowałam go uspokoić bojąc się, że jeśli tego nie zrobię za chwilę wylądujemy w rowie lub wjedziemy w drzewo.
  - A jeśli wejdzie wcześniej do gabinetu lub skłamała ci, żeby mieć pewność że zdąży je zabić?
  - Nie skłamała, na pewno nie. - powiedziałam kręcą głową, choć kiedy Justin to powiedział w mojej głowie pojawiła się podobna myśl. Skoro była zdolna do tego, żeby zabić swoje dziecko czemu miałaby nie skłamać na swoją korzyść?
  - Jesteśmy! - wykrzyknął kilka minut później zatrzymując samochód przy białym budynku z zielonymi okiennicami.
   Oboje migiem opuściliśmy samochód i wbiegliśmy do środka. W poczekalni czekało mnóstwo pacjentów, ale pod gabinetem ginekologicznym była tylko jedna osoba. Kate. Trzymała w ręku telefon i uśmiechała się do wyświetlacza, obok niej leżały dokumenty, a pod nimi koperta z pieniędzmi przeznaczonymi na aborcję. Zachowywała się jakby czekała tylko na wizytę kontrolną, a nie chciała dokonać zabiegu przerwania ciąży. To mnie w niej najbardziej zaskakiwało. Myślałam, że chociaż będzie zdenerwowana, może nawet nie pewna swojej decyzji, ale dla niej to było nic.
  - Kate! - krzyknął Justin podchodząc do niej.
   Kate wzdrygnęła się, schowała telefon do torebki i stanęła na równe nogi. Widząc mnie stojącą niedaleko, zmroziła mnie wzrokiem i powiedziała bezgłośnie ,,Po co to zrobiłaś?". ,,Musiałam" odpowiedziałam jej, również bezgłośnie.
  - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży? - spytał Justin opanowując wściekłość.
  - Po co? - Kate wzruszyła ramionami. - I tak za chwilę w niej nie będę.
  - Będziesz Kate. Urodzisz to dziecko.
  - To nie jest dziecko Justin, to tylko płód. - syknęła.
  - Nawet nie spytałaś mnie o zdanie. Przecież jestem jego ojcem.
  - Ty nie jesteś ojcem, a ja nie jestem matką, uświadom to sobie. Nie chcę tego dzieciaka.
   Kate była szczera do bólu. Widziałam jak w oczach Justina zbierają się łzy, bolały go słowa ukochanej, dlatego podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu, chociaż wiedziałam, że to w niczym mu nie pomoże.
  - Kate posłuchaj Justina, poradzicie sobie, będziecie świetnymi rodzicami, wszyscy wam pomożemy. - próbowałam za wszelką cenę przekonać przyjaciółkę, ale ona pokręciła przecząco głową.
  - Ja i Justin nie będziemy rodzicami. Ja mam karierę, Justin też.
  - Katie, błagam cię nie rób tego, Lucy mówi dobrze poradzimy sobie, twój brat nam pomoże, Louis, Liam, moi rodzice jeśli będzie taka potrzeba, zamieszkasz u mnie, zrobimy dziecku pokoik...
  - Nie! - Kate krzyknęła. - Nie mamy żadnego dziecka, podjęłam już decyzję.
  - Pani Parker. - drzwi od gabinetu otworzyły się i stanął w nich starszy, siwiejący pan z okularami na nosie, trzymający w ręku notes skąd wyczytał nazwisko Kate. Był to zapewne lekarz, który miał wykonać jej zabieg.
  - Jeśli tam wejdziesz, koniec z nami. - powiedział, a Kate zarówno jak i ja stanęłyśmy ogromnie zdziwione. Justin nie należał do grupy mężczyzn, którzy są w związkach dominantami, ani również do tych którzy sprzeciwiają się swojej kobiecie. Był typowym pantoflarzem, odkąd tylko poznał moją przyjaciółkę, Ustosunkowywał się do wszystkiego co powiedziała, kochał ją bezgranicznie i dla niej gotowy był niemalże skoczyć w ogień, dlatego nie małym zdziwieniem były to, co przed chwilą powiedział.
  - Czy ty próbujesz mnie szantażować? - spytała Kate, której zdziwienie zaczęło przeradzać się w złość.
  - Daje ci alternatywny wybór. Albo zachowasz nasze dziecko, albo zabijesz je i jednocześnie nasz związek.
  - Justin, kochanie zrozum, robię to dla naszego dobra, po to, żeby ratować nasz związek. - Kate widząc, że Justin nie żartuje próbowała załagodzić sytuację i tym samym przekonać swojego chłopaka, że to co robi jest dobre. Na całe szczęście on chociaż raz nie dał się wciągnąć w jej manipulację.
   Nie zrozumcie mnie źle. Kocham Kate jak siostrę, przyjaźnimy się od wielu lat i znamy się na wylot, ale wiem, że jest bardzo dobrą manipulantką co nie jest dobre.
  - Pani Parker czy chce pani nadal dokonać zabiegu? - zapytał niecierpliwiący się lekarz.
  - Tak, proszę dać mi tylko sekundkę. - odparła siląc się na uprzejmy uśmiech w stronę ginekologa, by ten zaczekał jeszcze chwilę.
  - Daje ci pięć minut na podjęcie decyzji, będę czekał na parkingu. Jeśli usuniesz ciąże i nie przyjdziesz, nie chce cię już więcej znać, nie pokazuj mi się po tym na oczy. Chodź, Lucy.
   Spojrzałam ostatni raz na oszołomioną Kate i ruszyłam za Justinem. Tym razem postanowiłam nie zostawać z nią i nie pomagać jej w podjęciu decyzji. O pewnych rzeczach musi nauczyć decydować się sama, zwłaszcza jeśli chodzi o coś tak poważnego jak życie jej nienarodzonego jeszcze dziecka.
  - Boję się. - szepnął do mnie Justin, kiedy znaleźliśmy się już na parkingu. Jego oczy zaszkliły się i spojrzał smutnym wzrokiem na biały budynek. - Kiedyś już straciłem dziecko. Sam kazałem je zabić, nie chcę, żeby moje drugie dziecko skończyło w ten sam sposób. Obiecałem to sobie.
  - Twoja poprzednia dziewczyna też była w ciąży? - zapytałam zdumiona. Louis opowiadał mi o samobójczej śmierci poprzedniej dziewczyny Liama, po śmierci Lily, ale nigdy nie wspominał mi o tym, że Justin kiedykolwiek miał mieć dziecko.
  - W zasadzie nie byliśmy razem. Była moją dziewczyną do intymnych spraw i co najwyżej kilku spotkań na mieście, ale to mało istotne w tym wszystkim. Zaszła ze mną w ciąże, byłem wtedy młody i głupi. Bałem się odpowiedzialności, o swoją karierę tak jak Kate i kazałem usunąć ciąże, dlatego nie chcę, żeby Katie to zrobiła. Kocham ją, nie chcę jej tracić, ale nie chcę tracić też swojego dziecka. - Justin zapłakał.
  - Ćśśś, spokojnie nie usunie go zobaczysz. -powiedziałam, przytulając go do siebie i nie dbając o to, że łzy Justina moczą moją nowiutką białą koszulkę kupioną niedawno w Chanell.
  - Skąd wiesz? - zapytał wtulając zapłakany policzek w moje ramię.
  - Bo cię kocha. - odpowiedziałam i tak jak on skierowałam swój wzrok wyczekująco na drzwi wyjściowe, mając nadzieję, że Kate się w nich pojawi przed upływem czasu.
                                                                         ***
   Nie trzeba było długo czekać na to, żeby z budynku wybiegła brunetka zalana łzami, które próbowała ukryć pod kotarą swoich długich włosów. Niemal od razu wtuliła się w Justina mówiąc mu, że nie usunęła ciąży i chce z nim być. Uważam, że to naprawdę urocze były ich zapewnienia wiecznej, bezwzględnej miłości i to, że razem poradzą sobie przy wychowaniu dziecka, jednak granice smaku minęły, kiedy Kate i Justin zaczęli się namiętnie całować. Dołujące było dla mnie to, że obok mnie nie było Louisa, do którego ewentualnie mogłabym się przytulić i całować tak namiętnie, że wkładalibyśmy sobie języki do gardeł tak jak obecna obok para.
  - Dziękuje ci Lucy. - powiedziała Kate, gdy odsunęła się od Justina. - To dzięki tobie nie dokonałam tego zabiegu i nie straciłam chłopaka.
  - Wiesz jeszcze przed chwilą wyglądałaś jakbyś chciała mnie za to rozszarpać. - zaśmiałam się, jednak przytuliłam przyjaciółkę szczęśliwa, że nie doszło dziś do nieodwracalnej tragedii.
  - To fakt, Nadal nie jestem przekonana co do tego czy będę dobrą matką i nadal żałuję swojej kariery, ale chyba jestem w stanie to poświęcić.
  - Pamiętaj, że zawsze masz mnie. - powiedziałam z uśmiechem na ustach.
  - Myślicie, że Zayn będzie dobrą niańką? - spytała Kate w drodze do samochodu, śmiejąc się.
  - Na pewno, w końcu świetnie sprawdził się już w roli starszego, odpowiedzialnego brata. - odparłam również się śmiejąc. Biedny Zayn. Już wyobrażam sobie jak zmienia brudne pieluchy swojej siostrzenicy lub też siostrzeńcowi.
 - Mówiłaś mu o tym? - spytał Justin.
  - Nie, dowie się dzisiaj. - wzruszyła ramionami Kate. - Dla ciebie i Louisa też znajdziemy zatrudnienie. - powiedziała kierując swoje rozbawione już spojrzenie na mnie.
  - I dla Liama. - dodał Justin.
  - Jasne, wszyscy będziemy waszymi darmowymi niańkami. - westchnęłam wsiadając do samochodu, jednak było te westchnięcie pełne szczęścia i nadziei. Fakt, dziecko to nie łatwa sprawa, ale z całą pewnością nie zostawię z tym Kate samej. Wierzę również w to, że będzie wspaniałą mamą, a ja świetną ciocią.
Następny rozdział: 25 maja.


Rozdział 28

*Lucy*
   Od śmierci Lily minęło już ponad trzy miesiące. Nadal jest mi smutno, kiedy ją wspominam, ale poradziłam sobie już z najgorszym dzięki pomocy mojej terapeutki, Louisa, moich przyjaciół i mamy, którzy przez cały ten czas byli przy mnie. Nie tak zły okazał się również Nicholas, który gdy tylko dowiedział się co mi się przydarzyło przyszedł do mnie z czekoladkami i masą przeróżnych filmów, a potem codziennie dzwonił do mojej mamy, żeby zapytać ją o to jak się dzisiaj czuję. Zaprzyjaźniłam się też z jego synem Martinem i teraz często do siebie dzwonimy i się odwiedzamy, chociaż Louisowi nie do końca się to podoba, cały czas jest o mnie tak samo zazdrosny. Pewnie zastanawiacie się również jak poradził sobie Liam? No cóż...przez pierwsze tygodnie nie wychodził z domu. Był bardzo przybity śmiercią Lily, tym bardziej, że była to już druga dziewczyna w jego życiu, która umarła. Z czasem jednak pogodził się z jej śmiercią i znów zaczął się uśmiechać, chociaż ból w jego sercu z pewnością pozostał.
   Dzisiaj był ostatni dzień egzaminów. Z dumą mogę powiedzieć, że poszły mi one bardzo dobrze i teraz wszystko rysuje się przede mną w jasnych barwach. Moim marzeniem jest dostać się na studia filmowe, na które już złożyłam pierwsze papiery, jednak niestety nie ode mnie zależy czy szkoła mnie na nie przyjmie, ponieważ z tego co wiem ma ona wysokie progi, a osoby, które się tam dostały są bardzo utalentowane i zazwyczaj po ukończeniu uczelni dostają świetne role w wysokobudżetowych filmach lub też zostają reżyserami, co leży w moich planach.
   Gdy wyszłam na dziedziniec szkolny na ławeczce przy fontannie siedziała Kate z bukietem kwiatów i małym, czerwonym zniczem. Wspólnie wybierałyśmy się tego dnia na grób Lily. Kiedy mnie zobaczyła wstała z ławki i wygładziła swoją czarną sukienkę.
  - Idziemy? - zapytała.
   Pokiwałam głową. Cmentarz, na którym Lil została pochowana leżał niedaleko szkoły, dlatego nie było potrzeby wsiadania do autobusu. Przy cmentarzu kupiłam od starszej pani jeden znicz i bukiet fiołków, które Lily tak bardzo uwielbiała, a potem razem z Kate przekroczyłyśmy jego bramę. Szłyśmy alejkami cmentarza dopóki nie przystanęłyśmy przy nagrobku z wyrytym złotym napisem: ŚP. LILY JOHNSON. Na jej grobie leżało mnóstwo kwiatów. Paliło się też jeszcze kilka zniczy, choć większość z nich już przygasała. Największy bukiet ułożony na samym środku nagrobka został podarowany przez państwa Johnson, których strata Lily zabolała najbardziej. Nie rozmawiałam z nimi od dnia pogrzebu, ale wiem, że młodszy brat Lil strasznie płakał, gdy dowiedział się, że jego siostra już nie wróci. Każdemu kto ją dobrze znał było ciężko. Na jej pogrzeb przyszła nawet Mia ze swoją nieodłączną świtą i widziałam nawet jak w jej oczach pojawiły się łzy. Wydaje mi się, że chyba ruszyło ją sumienie, przez to, że za życia Lily była dla niej strasznie wredna jak i zresztą dla mnie i dla Kate, chociaż po pewnym czasie i dla nas zrobiła się nagle milsza.
  - Nadal nie mogę w to uwierzyć. - szepnęła Kate zapalając swój znicz.
  - Ja tak samo. - pokiwałam głową. - Gdyby ten samochód jej nie potrącił teraz byłaby tu z nami, napisałaby egzaminy i pewnie złożyła papiery na studia literatury angielskiej tak jak o tym marzyła.
   Kate westchnęła.
  - Teraz możemy mieć tylko nadzieję, że tam gdzie teraz jest, jest szczęśliwa. Wpadniecie z Louisem do mnie na obiad? Zayn robi spaghetti, będzie też Justin.
   Relacje Zayna i Justina też uległy zmianie. Zayn wreszcie uwierzył Justinowi, że nie będzie taki jak były chłopak Kate - Harry i nie zostawi jej ani nigdy nie zrani, a Justin zrozumiał, że brat jego dziewczyny jest nieodłączną częścią jej życia i zawsze będzie się nia opiekował oraz zawsze będzie jej kochającym starszym bratem. Panowie wybrali się nawet wspólnie do baru na piwo co było oznaką zawartego przez nich pokoju.
  - Jasne, na pewno przyjdziemy. - oparłam uśmiechając się do Kate. - Może wracajmy już do domu chyba zbiera się na burzę. - stwierdziłam patrząc w niebo. Czerwiec jest najbardziej burzowym miesiącem w Anglii. Po każdym cieplejszym dniu niebo zasłaniają ciemne chmury, a potem zrywa się porywisty wiatr i zaczyna się burza. Wolałam więc bezpiecznie wrócić do domu (Louisa) zanim złapie mnie czerwcowy deszcz.
*Louis*
   Od pół godziny czekałem z niecierpliwością na Lucy, siedząc na wysokim stołku przy kuchennym blacie i bębniąc w niego palcami. Byłem bardzo dumny z jej wyników i miałem nadzieję, że uda jej się dostać na wymarzoną uczelnię. Początkowo chciałem zapłacić dziekanowi za to, żeby ja przyjął, ale gdy tylko Lucy usłyszała o moich zamiarach kategorycznie mi tego zakazała mówiąc, że chce się tam dostać sama, a nie za pomocą znajomości i pieniędzy, choć i tak wydaje mi się, że dziekan widząc jej nazwisko na liście kandydatów przyjmie ją z otwartymi ramionami. Już teraz paparazzi śledzą praktycznie każdy jej ruch i nieustannie stoją pod jej domem, a chyba każda uczelnia chciała by mieć taką piękną celebrytkę.
   Oprócz sławy, której Lucy szybko nabrała zmieniło się też jej, a właściwie nasze życie seksualne. Wypróbowaliśmy już każdą możliwą pozycję, w każdym możliwym miejscu (nie tylko tych, które znajdowały się na mojej liście), ale powoli i to zaczynało nam nie wystarczać, dlatego kilka dni temu zlożyłem zamówienie w sex shopie, gdzie zamówiłem kilka erotycznych zabawek i seksowne stroje dla Lucy, w których chciałbym ją zobaczyć (wcześniej pytając o jej rozmiar). Oczywiście jeszcze o niczym nie wie, ponieważ chciałem, żeby to była dla niej niespodzianka, o ktorej miałem jej powiedzieć dopiero gdy paczka do mnie dotrze, a dotarła do mnie wczoraj wieczorem, dlatego dziś nastał dzień, w którym miałem jej wszystko pokazać i powiedzieć.
   Wreszcie zauważyłem przez okno jak Lucy zmierza, w kierunku mojego domu i wpisuje kod do bramki, a następnie puka do drzwi. Zerwałem się z radością ze stołka i wciągnąłem ją do środka od razu ja całując i zamykając za nami drzwi. W internecie jest już wystarczająco dużo zdjęć, na których namiętnie się całujemy lub też robimy sobie malinki na szyi. (Staramy nie dotykać się w miejscach publicznych, dlatego ograniczyliśmy się tylko do całowania.)
  - Louis, puść mnie, pogniesz mi sukienkę. - powiedziała Lucy wyswobadzając się z moich objęć.
  - Dlaczego twoje ubrania są ważniejsze ode mnie? - zapytałem udając obrażonego.
  - Przestań, wiesz przecież, że kupiłam tą sukienkę specjalnie na egzaminy. Poza tym muszę ci coś powiedzieć.
  - Ja tobie też. - powiedziałem, od razu przypominając sobie o paczce. - A w zasadzie to pokazać, chodźmy na górę.
   Pociągnąłem Lucy za rękę i zaprowadziłem ją do swojej sypialni, a gdy już się w niej znaleźliśmy podszedłem do szuflady i wyjąłem z niej paczkę z sex shopu opakowaną starannie w błękitny papier z nazwą sklepu.
  - Co to jest? - zapytała biorąc do rąk pudełko.
  - Otwórz. - powiedziałem z chytrym uśmiechem i usiadłem na swoim łóżku czekając na rozwój wydarzeń.
   Lucy spojrzała na mnie nieufanie, ale chwilę później rozdarła papier i otworzyła wieczko pudełka, a gdy tylko zobaczyła co jest w środku otworzyła szeroko oczy i zaczęła wyjmować każdy przedmiot ze środka. Była tam czarna opaska na oczy, czerwone kajdanki, mały knebel do ust i dwa czerwone stroje, które jej wybrałem: czerwony koronkowy stanik połączony cienkimi paskami razem z majtkami i zwiewna, prześwitująca czerwona halka, pod którą znajdowała się skąpa bielizna.
  - Kiedy ty to wszystko zamówiłeś? - zapytała odkładając pudełko do szafki.
  - Pięć dni temu. - odpowiedziałem. - Podoba ci się? Pomyślałem, że dobrze byłoby zmienić coś w sypialni.
  - Wiesz... - Lucy uśmiechnęła się i usiadła mi przodem na kolanach. - Chętnie wypróbowałabym z tobą te wszystkie erotyczne gadżety, ale z przykrością muszę ci powiedzieć, że na pewno nie dzisiaj.
  - Dlaczego? - zapytałem zawiedziony. - Przecież miałaś u mnie dzisiaj nocować.
  - To akurat się nie zmieniło, ale Kate zaprosiła nas na obiad, który robi dzisiaj Zayn. Nie możemy im odmówić.
  - Ale przecież, kiedy wrócimy zostanie nam mnóstwo czasu, zdążymy się ze sobą zabawić. - powiedziałem, za wszelką cenę próbując zapewnić nam gorący, romantyczny wieczór.
  - Kotku, wiesz, że obiad u Kate to również kolacja. Kiedy wrócimy będzie już późno, nie będzie mi się chciało z tobą bawić.
  - Więc nie możesz przełożyć tego obiadu na jutro? - spytałem prawie, że błagając Lucy o zmianę planów.
  - Nie, a teraz wybacz, ale muszę zmienić ubrania i szykować się do wyjścia. Tobie też to radzę.
  Lucy cmoknęła mnie w policzek i zeszła z moich kolan, a następnie udała się do mojej (a właściwie to już naszej) garderoby skąd wyciągnęła swoje rzeczy. (Po śmierci Lily spędziła u mnie wiele nocy, dlatego przeniosła część swoich ubrań do mnie. Teraz można powiedzieć, że po części mieszkamy razem. Proponowałem jej nawet, żeby przeprowadziła się do mnie na stałe, ale odmówiła mówiąc, że jest jeszcze na to za młoda, a nasz związek ma za krótki staż, żebyśmy zdecydowali się na tak poważny krok jakim jest wspólne mieszkanie)
  - Gdybyś mnie szukała, będę na dole! - krzyknąłem wychodząc z pokoju i kierując się schodami w stronę kuchni.
   Nie bardzo ucieszyła mnie wiadomość o obiedzie u Zayna i Kate kiedy miałem już plany na ten wieczór, jednak w końcu nie ładnie jest odmawiać przyjacielowi. Pomyślałem więc, że jeden wieczór mogę sobie darować, tym bardziej jeśli uprawia się seks trzy razy w tygodniu (chociaż jestemna etapach dyskusji, by zwiększyć tą dawkę i myślę, że jestem już coraz bliżej celu).
*Lucy*
   Równo o godzinie 14 dotarliśmy pod dom Kate i Zayna, gdzie już na samym wejściu czuć było zapach mięsa i przypraw. Gdy razem z Louisem weszliśmy do środka przywitał nas niecodzienny widok Zayna i Justina wspólnie gotujących.
  - Hej chłopaki. - przywitałam się stając za plecami Justina. - Nie wiedziałam, że będziecie razem gotować.
  - Hej Lucy. - Justin pocałował mnie w policzek. - Razem z Zaynem stwierdziliśmy, że szybciej nam pójdzie jeśli zrobimy obiad we dwoje.
  - Cóż ta odmiana jest bardzo pozytywna dla nas wszystkich. - zaśmiał się Louis.Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że chłopaki aż tak bardzo się polubią po tygodniach ciągłych przepychanek i kłótni.
  - Ale wciąż nie szczędzą sobie złośliwości. - uśmiechnęła się Kate przytulając się do Justina od tyłu i dając mu buziaka w policzek.
  - Tym razem tylko w formie żartu. - obronił się Zayn. - Siadajcie do stołu ja i Justin już kończymy.
  - A właściwie to czemu nie ma Gigi? Myślałam, że przyjdzie? - zapytałam Zayna, gdy jedzenie zostało już podane i wszyscy konsumowaliśmy wspólnie posiłek.
   Zayn odsunął widelec od ust. Na chwilę umilknął, ale potem powiedział:
  - Nie mogła.
  - Wielka szkoda, bardzo ją lubię, miałam nadzieję, że będę miała dzisiaj okazję z nią pogadać. - westchnęłam nawijając na widelec kolejną porcję makaronu.
   - Może innym razem. - odparł patrząc w milczeniu w swój talerz.
   Zrozumiałam, że chyba powiedziałam coś nie tak, gdy mina Zayna znacznie zrzedła, a Kate zaczęła szeptać mu coś do ucha i głaskać go ze współczuciem po głowie. Nie wiedziałam czy to temat Gigi rozbudził w nim te negatywne emocje. Przecież tak dobrze układało im się w związku, więc czy to możliwe, żeby teraz było coś nie tak? Chciałam zapytać o coś jeszcze, jednak kiedy napotkałam ostrzegawczy wzrok Kate zamknęłam buzię i zajęłam się konsumowaniem posiłku. Zrozumiałam, że tak będzie lepiej.
   Przez resztę jedzenia Zayn nic nie mówił, a jedynymi słyszalnymi rozmowami, które pozwalały na uniknięcie ciszy były Justina i Louisa. Kiedy talerze wszystkich były już puste Zayn wstał i zabrał je od każdego, a potem wrócił do stołu z uśmiechem na ustach, zupełnie odmieniony.
  - Napijecie się czegoś? Wino czy od razu whiskey? - zaśmiał się. - Lucy? Kate? Chłopaki?
  - Ja na razie dziękuję. - powiedziałam. - Louis, też nie, on prowadzi.
  - Wrócimy taksówką. - Lou wzruszył ramionami. - Whiskey, Zayn!
  - Nie. - syknęłam. - Nie mam ochoty wlec cię pijanego do taksówki późnym wieczorem, a potem trzymać ci głowę nad kiblem i sprzątać twoje wymiociny.
  - Ale Lucy to tylko jedna szklaneczka. - błagał mnie Lou, jednak pozostałam w tycho
 nieugięta.
  - Jeśli wypijesz możesz odesłać tą paczkę.
   Louis spojrzał na mnie zdezorientowany, nie mając pojęcia co mam na myśli. Szybko jednak przypomniał sobie paczkę z sex shopu, którą dzisiaj mi pokazywał, więc umilkł i powiedział Zaynowi, że dzisiaj nie będzie pić alkoholu.
   Gdy trzej panowie zaczęli ,,męskie" rozmowy razem z Kate oddaliłam się od nich i poszłyśmy do kuchni, gdzie usiadłyśmy na stołkach przy blacie naprzeciwko siebie.
  - Powiesz mi o co chodzi z Zaynem? Powiedziałam coś nie tak przy stole? - zapytałam od razu.
  - To dość trudny temat. Jednym słowem Zaynowi i Gigi niezbyt dobrze się teraz układa. - powiedziała. - Mam nadzieję, że jednak wszystko między sobą poukładają. Zayn chodzi przez cały czas jak struty, aż żal na niego patrzeć.
  - Nie wiedziałam. Nie chciałam wywołać u niego takich złych emocji. Myślisz, że powinnam go teraz przeprosić albo... Kate? Wszystko w porządku? - zapytałam podnosząc sie ze swojego miejsca i podchodząc do przyjaciółki, która nagle zbladła i zatkała dłonią usta.
  - Przepraszam. - wydusiła i pobiegła w stronę toalety.
   Zaniepokojona wstałam i podeszłam do drzwi łazienki. Słyszałam jak Kate wymiotuje, co było dosyć niepokojącym sygnałem. Nigdy nie skarżyła się na tego typu dolegliwości, zawsze była zdrowa i pełna energii. Zaczęła nawet zdrowo się odżywiać na potrzeby swojej rozwijającej się z dnia na dzień kariery modelki, dlatego nie rozumiałam co może być z nią nie tak.
  - Kochanie? Dobrze się czujesz, mogę wejść? - zapytał Justin przez drzwi. Gdy tylko zobaczył jak Kate blednie i wbiega do łazienki, postanowił od razu zainterweniować podobnie jak Zayn, który również stał pod drzwiami.
  - Nie stresujcie się, pewnie zjadła coś nieświeżego. - powiedział Louis popijając herbatę.
  - Obawiam się, że to nie jest zwykła niestrawność. - pokręcił głową Zayn. - Kate już od pewnego czasu źle się czuje i wymiotuje. Martwię się o nią.
  - Justin? Mogę cię prosić na bok? - zapytałam.
  Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie, ale nikt się nie odezwał. Louis dalej pił herbatę, Zayn stał pod drzwiami, a Justin oddalił się ze mną w stronę kuchni, gdzie chwilę wcześniej siedziałam razem z Kate.
  - O co chodzi? - zapytał.
  - Wiem, że to wasza prywatna sprawa, ale mam pewne podejrzenia i muszę cię o to zapytać. - powiedziałam zagryzając wargę. - Czy razem z Kate zabezpieczacie się, kiedy uprawiacie ze sobą seks?
  - Oczywiście. - odparł. - Sugerujesz, że ona może być w ciąży?
  - To tylko moje podejrzenia. Po prostu nic innego mi nie pasuje. Kate jest zdrowa, prowadzi zdrowy tryb życia, więc tylko ciąża mogłaby być sensownym wytłumaczeniem. Zayn mówił, że dzieje się tak z nią już od pewnego czasu.
  - Pogadam z nią o tym, ale wydaje mi się mało prawdopodobne to, że mogłaby być w ciąży. Zabezpieczamy się, nie planujemy mieć teraz dziecka.
  Westchnęłam. Gdy Kate wyszła z łazienki Justin szybko opuścił kuchnię i podbiegł do swojej ukochanej. Zayn zaczął ją o coś wypytywać, ale ona uparcie milczała i zbywała ich banalnymi wymówkami. Kilka razy również i ja próbowałam się czegokolwiek od niej dowiedzieć, jednak ona milczała jak grób. W końcu wszyscy odpuściliśmy sobie ten temat i zajęliśmy się rozmowami. Na stole pojawiło się mnóstwo przekąsek i soków, ponieważ żaden z panów nie dostał pozwolenia na spożywanie alkoholu. (wyjątkiem był Zayn, którego dziewczyna nie była z nami obecna, jednak nie chciał pić sam, dlatego stwierdził, że też napije się zwykłego soku.) Louis zaczął fascynować się swoim nadchodzącym meczem, Justin razem z nim, a Zayn w końcu wpadł na pomysł, że świetnie byłoby zagrać na Xboxie.
  Justin i Louis chętnie się na to zgodzili, co było rzeczą oczywistą. Kate wywróciła tylko oczami i poszła z Justinem siadając mu na kolanach. W obliczu nudy nie miałam innego wyboru niż usiąść na kolanach Louisowi i wpatrywać się przez najbliższą godzinę w ekran telewizora, dlatego z ociąganiem wstałam ze swojego miejsca jako ostatnia i usiadłam na kolanach Lou. Z kieszeni wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam przeglądać wszystkie swoje portale społecznościowe opierając głowę na torsie Louisa.
  - Lucy? Lucy. - usłyszałam. Podniosłam wzrok zza komórki i spojrzałam na wołającą mnie Kate.
  - Hmm?
  - Chyba siedzisz na niewłaściwych kolanach. - powiedziała śmiejąc się pod nosem.
   Na początku nie miałam pojęcia o co jej chodzi i co dziwnego czy może nie właściwego jak sama to określiła jest w tym, że siedzę na swoim chłopaku. Przecież ona robiła dokładnie to samo. Jesteśmy już dorośli nie musimy zachowywać się jak wtedy gdy miałyśmy po dwanaście lat i gdy posiadanie chłopaka polegało tylko na przytulaniu się i ukradkowym dawaniu sobie buziaka w policzek. Miałam zamiar jej o tym powiedzieć, gdy podniosłam głowę do góry i zobaczyłam, że mojej przyjaciółce chodziło zupełnie o coś innego. Zamiast na kolanach Louisa usiadłam na kolanach Zayna... Nawet nie wiecie jak bardzo było mi wtedy głupio. Siedziałam przez pięć minut na kolanach brata mojej przyjaciółki, podczas gdy mój chłopak siedział tuż obok, a ja kładłam głowę na torsie innemu mężczyźnie.
  - Bardzo cię przepraszam Zayn. - powiedziałam tym razem zajmując właściwe miejsce, przedtem dwa razy upewniając się, że Louis to na pewno Louis.
  - Spokojnie, nic się nie stało Było nawet fajnie. - uśmiechnął się Zayn puszczając mi oczko.
  - Czy może mi ktoś powiedzieć jak to się stało? - zapytał oburzony Louis. - Jakim cudem pomyliłaś mnie z Zaynem?
  - Spokojnie stary, nie dotykałem twojej dziewczyny. - zapewnił go Zayn, śmiejąc się. - Gramy?
  - Nikt z tego pokoju nie dotyka więcej Lucy. - syknął Louis włączając swojego pada. - I tak was wszystkich ogram.
   Przez całą grę chłopaków siedziałam na kolanach Louisa przeglądając swój telefon. Nie było już więcej mowy o pomyleniu kolan, ponieważ Lou jedną ręką grał, a drugą przytrzymywał mnie w pasie na wypadek, gdyby ktoś zechciał mnie dotknąć. Lubiłam to, gdy był o mnie tak bardzo zazdrosny, uważałam, że to urocze, ale czasami odrobinę przesadzał.
  - To w co teraz gramy? - zapytał Louis, gdy ich gra dobiegła końca, a zwycięzcą został Justin.
  - W Candy Crush! - wykrzyknął Justin wyjmując swój telefon i włączając grę.
  - Co to jest Candy Crush? - zapytał Zayn odkładając swojego pada na stolik.
  - Jak możesz nie wiedzieć? - spytał Louis podsuwając mu pod nos swój telefon z włączoną grą. - Cukierki. Nigdy w to nie grałeś?
  - Nie. - odparł Zayn.
  - To instaluj! - krzyknął Justin. - Louis, który masz poziom?
   I tym sposobem nie siedziałam już na niczyich kolanach, a po prostu na kanapie. Louis popędził do Justina pokazywać mu swoją planszę zostawiając mnie obok Zayna. Nie chciałam grać samotnie, dlatego połączyłam swoje siły razem z nim i razem przesuwaliśmy cukierki na planszy.
  - Patrz Zayn, bombowo nam idzie. - powiedziałam, gdy kolejna bomba wybuchła nam na planszy zbijając czerwone cukierki.
  - Ta gra jest świetna, żałuję, że wcześniej jej nie miałem. - odparł przysuwając się do mojego boku, by zbić kolejne cukierki.
*Louis*
   Rozmowa Lucy i Zayna szybko dotarła do moich uszu. Nigdy nie byłem typem zazdrośnika, ale po incydencie z pomyleniem kolan nieco bardziej wyczuliłem się na interakcje mojej dziewczyny z Zaynem. Z jego dziewczyną nie szło najlepiej. Kłócili się coraz częściej, o czym dobrze wiedziałem, bo przecież kumple zawsze mówią sobie takie rzeczy, a Lucy? Jest ładna, młoda i mądra. Ideał dziewczyny, dlatego wolałem być ostrożny i trzymać swoją dziewczynę przy sobie, chociaż dobrze wiedziałem, że to co sobie wyobrażam to absurd. Zayn jest moim dobrym kumplem i nigdy nie ciągnęło go nic do Lucy ani nie ciągnie, ale mimo to wolałem, żeby takie sytuacje jak ta dzisiaj nie miała więcej miejsca. Po prostu czułem się zagrożony. Lucy to moja pierwsza dziewczyna, którą mam na poważnie i nie chciałbym, żeby nasz związek rozpadł się przy pierwszej lepszej okazji, dlatego tak bardzo ją pilnowałem. W końcu jest moja i tylko moja.
  - Myślę, że powinniśmy już iść. - powiedziałem zerkając na zegarek.
   Godzina nie była jeszcze późna. Dochodziła 19, ale chciałem znaleźć się już u siebie.
  - Daj spokój jest jeszcze wcześnie. - powiedział Zayn. - Zostańcie jeszcze.
  - Może innym razem Zayn. Dziękujemy za obiad, chodź Lucy.
  - Nie teraz Lou. Posiedźmy jeszcze chwilę. - odparła znad ekranu swojego telefonu.
  - Posiedzimy innym razem. Chodź.
   Lucy przewróciła oczami i z ociąganiem podniosła się z kanapy całując Zayna w policzek na pożegnanie. Musiała pożegnać się także z Kate i z Justinem zamieniając z nimi ,,ostatnie dwa słówka", dlatego do samochodu wsiedliśmy dopiero dziesięć minut później.
  - W zasadzie to gdzie ci się tak spieszy? Nie będziemy dzisiaj próbowali tych gadżetów, nie licz na to. - powiedziała krzyżując ręce na piersiach.
  - Chciałem zjeść z tobą romantyczną kolację, tylko we dwoje. - wymyśliłem na poczekaniu. Nie mogłem jej w końcu powiedzieć, że skończyłem naszą przyjacielską schadzkę tylko dlatego, ponieważ byłem o nią cholernie zazdrosny, do czego teraz otwarcie się teraz przyznaję.
  - Przecież nawet nie masz nic w lodówce. - prychnęła Lucy.
  - Zajedziemy po drodze do sklepu.
  - Louis, możesz powiedzieć mi wreszcie o co ci chodzi?! - zapytała zdenerwowana.
  - Jestem o ciebie zazdrosny, okej?! Po prostu nie podoba mi się to, że tak bardzo spoufalasz się z Zaynem. Tyle.
  - Zatrzymaj samochód. - szepnęła.
  - Co?
  - Zatrzymaj samochód. - powtórzyła spokojnie Lucy z pełną powagą.
   Chcąc nie chcąc zatrzymałem auto na poboczu niedaleko polany. Nie wiedziałem w jakim celu to zrobiłem, ale wolałem nie sprzeciwiać się Lucy, bo naprawdę nie chciałem narażać się na jej gniew. Przez ten związek zrobiłem się cholernym pantoflarzem. Zupełnie jak Justin, ale teraz go rozumiem.
  - Czemu kazałaś mi się zatrzymać?
   Lucy nie odpowiedziała na moje pytanie, tylko odpięła swoje pasy i przez moją głowę przeszła myśl, że być może teraz chce wysiąść, dlatego w tej obawie zablokowałem drzwi. Nie chciałem, żeby wracała sama do domu przy ulicy, gdzie jeździ dużo samochodów. Chodziło tu o jej bezpieczeństwo, w takiej sytuacji mogłoby jej się coś stać lub co gorsze jakiś napalony czterdziestolatek bez żony i życia seksualnego mógłby chcieć ją zgwałcić. Jednak na całe szczęście nie chodziło jej o opuszczenie samochodu. Przełożyła nogę skrzynię biegów i migiem znalazła się na moich kolanach biorąc moją twarz w swoje dłonie. To podobało mi się dużo bardziej.
  - Posłuchaj mnie. - zaczęła, a wszelkie moje zboczone myśli na temat tego co będziemy teraz robić odpłynęły, ponieważ zauważyłem, że najwyraźniej nie o to jej również chodziło. - Zayn to brat Kate i od pewnego czasu mój przyjaciel. Nigdy mnie z nim nic nie łączyło ani nie będzie łączyć, bo kocham tylko ciebie. Odkąd cię bliżej poznałam i się w tobie zakochałam jedynym mężczyzną o którym myślę przed snem, z którym chcę się kochać, całować, przytulać, spać i robić mnóstwo innych rzeczy jesteś ty. Kocham cię najmocniej na świecie i nie musisz być o nikogo zazdrosny, bo jestem i będę już zawsze tylko twoja, rozumiesz?
   Pokiwałem głową. Ulżyło mi, a słowa Lucy sprawiły, że poczułem się przez nią doceniony i co najważniejsze kochany.
  - Też cię bardzo kocham i nie oddam cię nikomu. - powiedziałem łącząc nasze usta. Całowaliśmy się dopóki nie usłyszeliśmy dźwięku robionego zdjęcia. Kiedy oderwaliśmy się od siebie zobaczyłem jak paparazzi stoi niedaleko mojego auta przy swoim samochodzie z wielkim aparatem i robi nam zdjęcia. Mnóstwo zdjęć, ponieważ aparat co chwilę wydawał z siebie dźwięk. Zdenerwowany uchyliłem okno i krzyknąłem do niego:
  - Nigdy nie widział pan całującej się pary czy po prostu nie ma pan własnego życia?!
  - Za to mi płacą! - odkrzyknął.
   Lucy schowała swoją twarz na moim torsie i zaczęła się śmiać.
  - Jedź już. - wydusiła z siebie cały czas się śmiejąc i schodząc ze mnie by zając swoje miejsce.
  - Przynajmniej był szczery. - westchnąłem uśmiechając się pod nosem i odjeżdżając z pobocza.
   Samochód fotografa również ruszył, jednak skręcił przy najbliższym zakręcie podczas gdy ja nadal jechałem prosto. Zatrzymałem się jeszcze w pobliskim sklepie kupić kilka rzeczy na kolację, a potem wróciłem jadąc prosto do domu. Przyznam, że nie miałem ochoty własnoręcznie przygotowywać kolacji, ale nie miałem przecież innego wyboru. Gdybym był sam pewnie zjadłbym jakieś stare mięso wygrzebane z dna lodówki, jednak sam nie byłem, a moja dziewczyna zasługuje na coś lepszego niż przeterminowany kurczak, dlatego gdy tylko weszliśmy do środka zabrałem się za przygotowywanie grzanek z serem mozzarellą i pomidorem. Zrobiłem nawet samodzielnie jadalny deser, przez który cała moja kuchnia była w mące, a ja przypominałem bałwana, jednak myślę, że było naprawdę warto chociażby dla uśmiechu na twarzy Lucy i dla tego, kiedy później ścierała mi mąkę z twarzy. Jestem wielkim szczęściarzem mając taką dziewczynę.
 Następny rozdział: 11 maja


Rozdział 27

*Lucy*
   Piątek. To zapewne ulubiony dzień każdej pracującej bądź uczącej się osoby. Mój również, a dzisiejszy piątkowy wieczór zapowiadał się świetnie. Rodzice Kate nadal są na delegacji, więc postanowiłyśmy urządzić babską imprezę. Tylko ja, Lily, Kate... no i Zayn, który jest zawsze. Stwierdził, że również będzie obecny na naszej imprezie, ponieważ nie chce, żebyśmy upiły się tak jak poprzednim razem, ale myślę, jednak, że jego też uda nam się upić.
  - Gdzie jesteś? - zapytała mnie Kate po drugiej stronie linii. - Zayn może po ciebie przyjechać.
  - Jestem już pod waszym domem, nie trzeba. - odparłam wchodząc na posesję domu Kate i widząc jak wygląda przez kuchenne okno na ulicę, a gdy tylko mnie dostrzegła przerwała połączenie i otworzyła szeroko drzwi mimo panującego na zewnątrz chłodu. Pogodynki zapowiadały jeszcze niedawno, że marzec będzie miesiącem ciepłym i słonecznym, jednak jak na razie słońca nie było nigdzie widać, a temperatura tylko nieznacznie się ociepliła co oznaczało, że nie prędko będzie można zamknąć kurtki na dnie szafy.
  - Jest już Lily? - spytałam zdejmując swoje rzeczy w holu i wchodząc za przyjaciółką dalej, gdzie jej brat już przygotowywał najróżniejsze przekąski w kuchni.
  - Hej Lucy. - przywitał się w dalszym ciągu krojąc paprykę w paski.
  - Hej, co przyrządzasz?
  - Właśnie kroję paprykę na sałatkę. Zrobiłem już masę przekąsek na nasz babski wieczór. - powiedział dumnie pokazując nożem, który trzymał w ręku na trzy sałatki stojące obok niego, kilkanaście malutkich kanapek z szynką i ogórkiem i grzanki z pesto.
  - Zrobiłeś to wszystko sam? - zapytałam biorąc jedną grzankę.
  - Pomagała mi Kate. - odparł otulając ramieniem siostrę.
  - W międzyczasie wszystkiego spróbowałam. - powiedziała zadowolona, idąc w moje ślady i biorąc jedną grzankę.
   Zayn również postanowił się nie krępować i zaczął zajadać się przyrządzonymi przez siebie i siostrę smakołykami.
  - A w zasadzie to kiedy przyjdzie Lily? - zapytał biorąc kolejną grzankę z talerza.
  - Zaraz do niej zadzwonię. - powiedziałam wyjmując z kieszeni telefon. Nie przejmowałam się zbytnio przedłużającą się nieobecnością Lily. Od kiedy pamiętam zawsze miała w nawyku się spóźniać, więc nie było to nic niepokojącego ani dziwnego.
   Kiedy już miałam nacisnąć zieloną słuchawę na telefonie przy jej numerze wszyscy usłyszeliśmy przeraźliwy huk jakby coś uderzyło o maskę jakiegoś samochodu z ogromną siłą. Zayn jako pierwszy podniósł się ze swojego miejsca i wyjrzał przez okno w kuchni.
  - O cholera patrzcie. - powiedział przerażony.
   Za oknem stał samochód z wgniecioną maską, a pod nim leżała dziewczyna. Kierowca wybiegł spanikowany i wyciągnął dziewczynę spod kół i w tym momnecie zamarłam. Wszyscy zamarliśmy. Okazało się, że Lily nie odbierze telefonu, bo właśnie leżała nieprzytomna na asflacie... Niewiele myśląc wybiegłam z domu i pobiegłam w miejsce, gdzie leżała moja przyjaciółka. Za mną wybiegła Kate i Zayn, który krzyknął do przerażonego kierowcy, żeby natychmiast zadzownił po karetkę. Sam uklęknął przy Lily odpychając mnie i Kate i przyłożył jej dwa palce do szyi sprawdzając puls.
  - Zayn proszę powiedz, że ona żyje! - krzyknęła Kate szarpiąc swojego brata. - Ratuj ją słyszysz?! No na co czekasz?! - zdenerwowała się, gdy Zayn odszedł od Lil z grobową miną.
  - Przykro mi dziewczyny, ale ona nie żyje...
   To zdanie zapamiętam do końca swojego życia. Mimo, że przed chwilą nie zanosiłam się płaczem będąc jeszcze w kompletnym szoku to teraz rzuciłam się na ziemię i krzyknęłam tak głośno, że z okien pobliskich domów wyjrzeli wszyscy sąsiedzi Kate. Wiem, że potem dużo osób wybiegło ze swoich domów oglądając całą sytuację jakby to było dobre przedstawienie w teatrze. Kate zanosiła się histerycznym płaczem, a Zayn dawał jej jakieś tabletki przytulając ją do siebie mocno i chowając jej głowę w swoją szyję tak, żeby nie oglądała zwłok przyjaciółki. Chwilę później przyjechała karetka i lekarze zakryli martwe ciało Lily jakąś folią stwierdzając jej zgon. Przyjechała też policja, która zaczęła zadawać mnóstwo pytań. Zaczęli też zadawać je mi, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Podszedł do mnie wtedy jeden z lekarzy i wstrzyknał mi jakiś silny środek uspokajający. W tym czasie ciało Lily zostało przeniesione do karetki, a kilka mężczyzn zaczęło czyścić ślady po krwi na asflacie. Droga została zabarykadowana, a ja nadal tkwiłam w tym samym miejscu cicho płacząc i spoglądając w stronę karetki, gdzie była moja przyjaciółka. Uświadomiłam sobie wtedy, że już nigdy więcej nie usłyszę jej głosu, jej śmiechu, nie pójdę z nią nigdy więcej na zakupy i nie urządzimy sobie babskiego wieczoru. Nie będziemy plotkować o naszych chłopakach (choć Liam nie był z Lily i nigdy już nie będzie co również sobie uświadomiłam), a jedyne miejsce gdzie będę mogła ją teraz odwiedzić to cmentarz.
   Po pewnym czasie przyszedł po mnie Zayn i zabrał z powrotem do domu. Chciałam zostać jeszcze z Lily, ale nie miałam siły mu się wyrywać, dlatego pozwoliłam, żeby mnie zaprowadził do środka. Kiedy weszłam zobaczyłam jak na kanapie leży Kate. Była cała blada i patrzyła się niemo w jeden punkt. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie, ale Zayn twierdził, że ma tak zawsze po każdym ataku i to znak, że lekarstwa zaczynają działać. Uwierzyłam mu i siadłam na fotelu, gdzie mnie usadził. Potem dał mi wody i jakieś leki, które kazał mi połknąć. Nie wiedziałam co to jest, ale byłam zbyt zszokowana całą sytuacją sprzed dosłownie chwili, żeby trzeźwo myśleć, dlatego robiłam dokładnie to co mi mówił.
   Po godzinie lub więcej moja psychika zaczęła przyzwyczajać się do nowej myśli, a mózg zaczął ponownie myśleć i zdawać sobie sprawę z tego co dookoła mnie się dzieje. Kate nie leżała już na kanapie tylko siedziała ze swoim bratem w kuchni i tuliła się do niego wypłakując mu wszystkie łzy na ramieniu. W kółko powtarzała jedno zdanie ,,Ona nie żyje", a on głaskał ją po głowie próbując uspokoić, ale chyba sam nadal był w wielkim szoku i wszystko co się stało do niego nie dochodziło. Wcześniej był zbyt zajęty nami, żeby o tym myśleć teraz zdawał sobie powoli sprawę z tego, że przyjaciółka jego siostry, którą sam znał od dziesięciu lat umarła przed jego domem potrącona przez samochód.
  - Lucy, napisałem do Louisa powinien zaraz tu przyjechać. - powiedział Zayn, gdy Kate puściła go na chwilę, żeby pójść do toalety.
  - Dzięki. - odparłam podchodząc do kuchennego okna, żeby wyjrzeć i sprawdzić co robią policjanci.
   Karetka już dawno odjechała, policja też powoli się zbierała odgradzając drogę przejazdu, a jedyną oznaką tego, że przed chwilą miał tu miejsce straszliwy wypadek z ofiarą śmiertelną były nie do końca zmyte ślady krwi na ulicy.
  - Bardzo mi przykro. Dla mnie to też był wielki szok. - powiedział stając za mną i kładąc mi dłoń na ramieniu. Bez słowa odwróciłam się i wtluliłam się w Zayna. Odwzajemnił mój uścisk i nic więcej nie mówiąc pogłaskał mnie po włosach. Wiedział, że tego potrzebuję i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Stał się moim przyjacielem na którego zawsze mogłam liczyć. Wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że starszy brat mojej przyjaciółki może stać się dla mnie kimś ważnym. Był taki czuły i opiekuńczy, że coś mnie do niego ciągnęło i sprawiało, że miałam przy nim poczucie bezpieczeństwa, ale trochę inne niż przy Louisie.
  A jeśli już mówimy o Lou zjawił się kilka minut po tym, gdy odsunęłam się od Zayna i dalej zaczęłam wpatrywać się w okno. Za nim przyjechał zatroskany Justin, który przejął od Zayna Kate zaczynając kołysać ją w swoich ramionach.
  - Jak się czujesz kochanie? Słyszałem o wszystkim, jestem w kompletnym szoku tak strasznie ci współczuję. - powiedział Lou otulając mnie swoimi ramionami od tyłu podczas gdy ja nadal stałam przy oknie nie odrywając wzroku od jezdni.
  - A jak się mogę czuć po stracie przyjaciółki, z którą przyjaźniłam się przez 10 lat?! - zapytałam ze wściekłością momentalnie odwracać się w stronę Louisa, który był nieco wystraszony moja reakcją i z obawą o własne zdrowie wycofał się do tyłu z uniesionymi rękami.
  - Spokojnie skarbie, nie chciałem cię zdenerwować, domyślam się jak się czujesz i chciałem tylko...
  - Zostaw mnie. - syknęłam znów odwracając się w stronę okna, ponieważ czułam, że obecność Lou w tym momencie nie działa na mnie dobrze.
*Louis*
   Odszedłem od Lucy wiedząc pozwalając jej na chwilę spokoju. Nie rozumiałem jej bólu i nie mogłem zrozumieć, bo to nie ja straciłem kogoś z kim byłem związany przez tyle lat, ale wiedziałem, że jest jej teraz bardzo ciężko tym bardziej, że cały ten tragiczny wypadek miał miejsce zaledwie dwie godziny temu. Sam, kiedy tylko się o tym dowiedziałem byłem w kompletnym szoku. Znałem Lily, rozmawiałem z nią przecież kilka razy, była najlepszą przyjaciółką mojej dziewczyny, a teraz tak nagle umarła. Wpadła pod samochód i w jednej sekundzie straciła życie. Za każdym razem, gdy dowiaduję się o śmierci kogo znałem i z kim rozmawiałem (co jak na razie wydarzyło się dopiero trzy razy) myślę, że to niemożliwe, niedorzeczne. Tak jakby osoby, które mnie znają i ja ich znam były nieśmiertelne.
  - Hej, stary nie przejmuj się, Lucy jest teraz w szoku, dlatego na ciebie nakrzyczała, zobaczysz, że potem będzie wszystko okej. - poklepał mnie po plecach Zayn.
  - Tak, wiem, ale sam jestem jeszcze w szoku mimo, że nie przeżywam tego tak jak ona.  odpowiedziałem zerkając na Lucy, która wciąż tkwiła przy oknie ze wzrokiem wlepionym w jezdnię.
  - Uwierz mi, że ja w jeszcze większym. Znałem Lily tyle samo lat co Kate, była w końcu jej przyjaciółką, przyjaźniły się we trzy. Przed chwilą sam próbowałem ją ratować, ale kiedy przyłożyłem jej palce do szyi pulsu już nie było.
  - To na pewno było straszne widzieć czyjeś ciało wiedząc, że ten ktoś już nie żyje. - stwierdziłem. - A co z policją? Nie będą zadawać dziewczynom pytań? Nie ma żadnej sprawy?
  - Oczywiście, że będzie, ale nie dzisiaj. Policjanci stwierdzili, że najlepiej będzie jeśli Kate i Lucy trochę ochłoną i złożą zeznania, kiedy będą w stanie w formie świadków. Ja też.
  - Trzeba będzie powiedzieć o tym Liamowi. - przypomniałem sobie. - Chciał związać się z Lily i poukładać sobie z nią życie, a teraz...
  - Biedny Liam. - pokiwał głową Zayn siadając na kanapie.
   Usiadłem obok niego rozpierając się na kanapie. Chwilę potem dołączył do nas Justin, który zostawił Kate razem z Lucy, Teraz dziewczyny razem stały przy oknie co chwilę żałośnie pochlipując. Było mi ich naprawdę szkoda i chyba nie tylko mi. Zayn i Justin też patrzyli się na nie ze współczuciem.
  - Biedna Katie. Zostanę dzisiaj u was na noc, na pewno chce żeby ktoś z nią był. - oświadczył Zaynowi Justin.
  - Ma mnie, możesz wrócić na noc do siebie. - mruknął Zayn. Od Justina wiedziałem, że brat Kate go nie lubi i nie przyjął wiadomości o ich związku z radością. Zamiast gratulacji usłyszał tylko, że jeśli spróbuje zranić Kate będzie gryźć glebę, co raczej nie zabrzmiało przyjacielsko.
  - Jestem jej chłopakiem, mam prawo być w tak trudnych chwilach przy swojej dziewczynie. - zapierał się Justin.
  - A ja jestem jej bratem i również mam prawo być przy swojej siostrze.
  - Spokojnie chłopaki nie brakuje nam tu jeszcze tego, żebyście się tu teraz pobili. - próbowałem załagodzić sytuację i po części mi się to udało. Justin i Zayn odwrócili os siebie nienawistne spojrzenia i odwrócili się do siebie plecami.
  - Zachowujecie się jak przedszkolaki, Zayn Kate jest już dorosła może pozwól jej zadecydować czy chce spędzić tak bolesny dla niej wieczór ze swoim chłopakiem. - doradziłem, jednak moja porada jak się szybko okazało była całkowicie zbędna.
  - Chłopakiem. - prychnął Zayn. - Ona już miała takiego właśnie chłopaka jak Justin.
  - Nie jestem taki jak on! - krzyknął podirytowany Justin wstając ze swojego miejsca. - Nie zostawię Kate, bo ją kocham kiedy to w końcu do ciebie dotrze i przestaniesz mi ubliżać i grozić?! Czy ona grozi twojej dziewczynie?
  - Nie grozi, bo się z nią przyjaźni, a wiesz dlaczego?!
  - Spokój! - tym razem to uniosłem się ze swojego miejsca, ponieważ naprawdę nie chciałem, żeby w tym nieszczęśliwym dniu oprócz wypadku Lily powstała tu bójka między Zaynem przesadnie dbającym o swoją siostrę, a Justinem, który nie mógł dłużej znieść brata swojej dziewczyny.
  - Czy możecie nie krzyczeć?! - krzyknęła Kate z kuchni.
  - Zapytaj swojego brata. - warknął Justin na co Zayn zmierzył go morderczym wzrokiem.
  - Nie lubię Louisa, ale teraz powiedział wyjątkowo mądrą rzecz. Zachowujecie się jak przedszkolaki. - powiedziała wściekła Kate podchodząc do naszej trójki. - Zayn, Justin dziś u mnie zostanie czy ci się to podoba czy nie. Jesteś moim bratem, ale czasami trochę przesadzasz.
  - Mam pomysł. - nagle w salonie przy boku Kate pojawiła się również Lucy. - Napijmy się wszyscy wtedy wyładujemy tą całą napiętą atmosferę.
  - Skarbie to nie jest dobry pomysł...- zacząłem podchodząc do Lucy, żeby odwieźć ją od pomysłu picia alkoholu, jednak Kate stojąca obok niej stwierdziła, że to znakomity pomysł i już po kilku sekundach na stoliku stały dwie butelki whiskey.
   Mimo moich początkowych protestów alkohol szybko został rozlany do kieliszków, bo w zasadzie chyba nikt ze zgromadzonych nie liczył się wtedy z moim zdaniem. Gdy jedna z litrowych butelek została opróżniona (w zaskakująco szybkim tempie), a całej naszej piątce alkohol zaczął buzować w żyłach Kate podrzuciła pomysł, żebyśmy zagrali w grę ,,Nigdy nie robiłam", na co wszyscy chętnie się zgodzili, w tym również ja. W końcu kto nie lubi grać w tę grę, kiedy jest się pijanym, po to, żeby być bardziej pijanym i powiedzieć dużo różnych, głupich rzeczy, których następnego dnia będzie się żałować.
  - Kto zaczyna? - zapytał Justin, gdy wszyscy siedzieliśmy już w kółku z kubeczkami przepełnionymi alkoholem.
  - Ja. - zgłosiłem się z zadowoleniem. - Chociaż to będzie trudne, bo dużo rzeczy już robiłem w swoim życiu.
  - No dalej Tommo, na pewno jest rzecz, której jeszcze nie robiłeś. - powiedział Justin, a ja zastanowiłem się przez chwilę.
  - Faktycznie. Nigdy nie uprawiałem seksu z kimś starszym ode mnie. Zdecydowanie wolę młodsze. - uśmiechnąłem się puszczając oczko do Lucy siedzącej obok mnie.
   Ze swoich kubków napili się Justin, Lucy i Kate.
   Następną osobą była Lucy, która widząc wzrok innych skierowany na swoją osobę wtuliła się w moje ramię z zawstydzeniem co według mnie było bardzo urocze. Lubiłem, kiedy tak się zachowywała. Czułem się wtedy jak jej superbohater, a to wspaniałe uczucie.
  - Więc...nigdy nie spotykałam się z dwoma osobami na raz.
   Tym razem alkohol wypiło tylko męskie grono. Lucy zmroziła mnie wzrokiem, a Kate widząc jak Justin bierze łyka ze swojego kubka pokręciła z zażenowaniem głową.
  - Kaczusiu, ale to było zanim cię poznałem. - zaczął natychmiast tłumaczyć się Justin, na co Kate westchnęła.
  - Nigdy nie paliłam papierosów. - powiedziała po chwili.
  - Serio? Nigdy? - zapytałem z niedowierzaniem. Z reguły każdy w swoim życiu zapalił chociaż raz papierosa, a Kate wyglądała mi na taką osobę, która podobnie jak ja wiele rzeczy w swoim życiu już spróbowała.
  - Nigdy mnie do tego nie ciągnęło. - wzruszyła ramionami. - Wystarczy, że Zayn pali, ten smród jest okropny.
  Kiedy nadeszła kolej na Zayna, zaczął myśleć, przez chwilę a po chwili wypalił zadowolony:
  - Nigdy nie obciągałem facetowi kutasa.
   Jedyną osobą, która sięgnęła po kubeczek była Kate.
  - No co? - zapytała, gdy wszyscy zaczęli się na nią patrzeć z niedowierzaniem. - To było tylko raz z moim byłym chłopakiem, nie oceniajcie mnie.
  - A ja nigdy nie masturbowałem się w miejscu publicznym. - powiedział Justin, na co kubek podniosłem ja i Zayn.
  - Fuj, jesteś obrzydliwy. - powiedziała Lucy odsuwając się ode mnie na pewną odległość.
  - Daj spokój, to było w męskiej toalecie, musiałem poradzić sobie jakoś z problem. - odparłem ponownie ją do siebie przytulając.
   Gra toczyła się jeszcze przez dobre pół godziny dopóki mój kubek nie stał się pusty. Nie trudno było jednak przewidzieć, że to właśnie ja zostanę zwycięzcą. Osobą, której kubek był najpełniejszy była Lucy, więc zgodnie z zasadami gry powinienem wyznaczyć jej zadanie do wykonania.
  - Możesz być pewna, że wyznaczę ci zadanie skarbie, ale nie tutaj i nie teraz. - powiedziałem uśmiechając się znacząco na co Justin zagwizdał.
  - Chyba wolę nie wiedzieć i nie słyszeć co będziecie robić.
  - Oh, tak przyjacielu, masz rację. - zaśmiałem się, a Lucy schowała głowę w moją pierś.
  - Jesteś okropny. - wymruczała w moją bluzę.
  - Kochanie, w nocy będziesz mówiła zupełnie inaczej. - szepnąłem jej na ucho.
  - Kto jest za tym, żebyśmy sobie zapalili ziółka? - zapytał Zayn, pierwszy podnosząc się z podłogi.
   Chętni byli wszyscy co nie trudno było odgadnąć, dlatego Zayn poszedł na górę i przyniósł trzy zwinięte skręty.
  - Mam tylko trzy, więc nasze dwie urocze pary się podzielą, prawda?
  - Jasne. - odparliśmy równocześnie z Justinem biorąc po jednym z foliowej siateczki.
  - Lucy, wiesz jak się dzielić dymem prawda? - zapytałem Lucy siedzącej mi na kolanach, która pokiwała głową z uśmiechem.
  - Ja palę pierwsza. - oświadczyła zabierając mi skręta z dłoni i podpalając go, a następnie zaciągnęła się nim i wypuściła dym do moich otwartych ust.
  - Zayn, pozwalasz swojej siostrze palić zioło? - zapytałem śmiejąc się pod nosem.
  - No...tak, w końcu jest przecież dorosła, a to wcale nie jest aż tak szkodliwe. - odparł spoglądając na Kate dzielącą się dymem z Justinem.
  - Louis, ja chyba nie powinnam tego robić. - powiedziała Lucy, gdy nasz skręt powoli zaczynał się już wypalać i tym razem to ja dawałem jej dym do ust.
  - Czego? Palić marihuany? Kotku przecież to już kiedyś ze mną robiłaś, nie pamiętasz?
  - Nie, nie o to chodzi. Nie powinnam bawić się dosłownie kilka godzin po śmierci mojej przyjaciółki, kiedy ten wieczór miałam spędzić właśnie z nią.
  - Myślę, że Lily nie chciałaby, żebyś zamiast tego co teraz robisz płakała w poduszkę i wylewała swoje gorzkie żale. Otwórz usta.
  Lucy westchnęła ciężko, ale otworzyła usta biorąc kolejną dawkę dymu. Była już wyraźnie wstawiona i w dodatku na haju. Może to co powiedziała miało swoje rację, ale sądzę, że skoro Lily jeszcze przed paroma godzinami sama zamierzała się dobrze bawić nie zabroniłaby tego swoim przyjaciółkom. A gdyby nie porządna dawka alkoholu i odrobinę marihuany Lucy i Kate pewnie leżałyby teraz kłodą na łóżku i wypłakiwały wszystkie łzy przytulone do zdjęć swojej zmarłej przyjaciółki. A jeśli chodzi o Kate to siedziała teraz na Justinie i namiętnie się z nim całowała zupełnie nie przejmując się tym, że obok niej siedzi jej brat,a zaraz niedaleko niego ja i Lucy.
  - Możecie nie wkładać sobie teraz języków do gardeł? - zapytałem zniesmaczony.
  - A co zazdrościsz stary? - zapytał Justin uśmiechając się do mnie złośliwie.
  - Mam swoją dziewczynę, a poza tym tobie nie mam czego zazdrościć. - prychnąłem z pogardą.
  - Jesteś tego pewien? - zapytał spod uniesionych brwi.
  - Owszem. Jestem tak samo pewien tego co powiedziałem jak i tego, że masz małego penisa. - zaśmiałem się, a Lucy spojrzała na mnie karcąco.
  - Louis jak możesz mówić takie rzeczy?
  - Wcale nie. - oburzył się Justin wydymając dolną wargę.
  - Kate chyba może to potwierdzić. - powiedziałem spoglądając na Kate.
  - Może przyjaciel Justina nie jest wielki, ale za to wariat. - odparła głaszcząc przygaszonego Justina po głowie.
  - Kate, po co to mówiłaś. Mogłaś powiedzieć, że jest duży. - zasmucił się, a ja i Zayn wybuchnęliśmy śmiechem. Jedynie Lucy powstrzymywała się od śmiechu, ale widząc minę Justina także zaczęła się śmiać.
  - Nie przejmuj się kochanie, oni ci zazdroszczą, że z twojego przyjaciela u dołu taki wariat. - pocieszała go Kate, jednak jej chłopak nadal nie był zadowolony.
  Po pewnym czasie, gdy śmiech między naszą trójką ustał,a narkotyki nieco wyparowały i zdaliśmy sobie sprawę z późnej pory stwierdziliśmy, że najlepiej będzie posprzątać teraz puste butelki po alkoholu ze stolika, a potem położyć spać. Co prawda wolałem wrócić razem z Lucy do siebie, jednak alkohol mi na to nie pozwalał, wolałem nie jeździć po pijaku, a zwłaszcza, kiedy nie wypiłem wcale mało.
  - Zajmiemy z Lucy pokój gościnny. - powiedziałem do Zayna, który pokiwał głową podnosząc ostatnią butelkę po whiskey z ziemi.
  - Tylko nie uprawiajcie tam seksu, bo nie mam ochoty słuchać waszych jęków. - zaśmiał się.
  - A ja mam zamiar pieprzyć się z małym wariatem Justina, prawda kochanie? - zapytała Kate stojąc i śmiejąc się na środku salonu. Wydaje mi się, że wypiła najwięcej z całej naszej piątki i zastanawiał mnie tylko fakt jakim cudem nie wybuchła jej jeszcze od tego głowa.
  - Tak! Już od tygodnia na to czekałem. - ucieszył się Justin i pociągnął za sobą Kate na górę.
  - Hej, to nie jest śmieszne, mam pokój obok was i nie chcę tego słuchać! - krzyknął za nimi Zayn, ale Kate już zamknęła swój pokój i nie słuchała swojego brata, chociaż myślę, że nawet gdyby to usłyszała nic by sobie z tego nie zrobiła.
  - Mam nadzieję, że się przynajmniej zabezpieczą. Nie chcę zostać wujkiem - mruknął niezadowolony i poszedł na górę.
  - My też będziemy się kochać? - zapytałem Lucy sugestywnie poruszając brwiami.
  - Nie. - odparła kręcąc głową i ciągnąc mnie za rękę. - My idziemy spać.
*Lucy*
   Gdy weszliśmy z Louisem do pokoju gościnnego zdałam sobie sprawę z tego, że nie pożyczyłam od Kate nic do spania, a wolałam nie wchodzić do jej pokoju z czystej obawy, że jej słowa wypowiedziane pod wpływem alkoholu mogą okazać się prawdziwe, a widok Justina i Kate uprawiających seks raczej nie był widokiem, który chciałam zobaczyć, dlatego zdecydowałam spać w samej bieliźnie ku radości Louisa.
  - Kochanie, czy pamiętasz jak miałem wyznaczyć ci zadanie? - zapytał obserwując mnie uważnie jak półnaga idę w stronę pościelonego łóżka.
  - Nie mam teraz ochoty się z tobą pieprzyć, Louis. - odpowiedziałam zgaszając lampkę i nakrywając się po uszy kołdrą, na znak, że nie jestem zainteresowana jego fantazjami seksualnymi.
  - Chciałem tylko, żebyś mi zrobiła masaż. - powiedział zawiedziony kładąc się obok mnie.
  - Masaż twojego penisa?
  - Nie, taki normalny masaż. W łazience przy pokoju Kate jest olejek eteryczny, mogłabyś mi pomasować plecki.
  - Lou, naprawdę jestem już śpiąca. - próbowałam protestować, ale po licznych prośbach i błaganiach Louisa w końcu się zgodziłam i poszłam do łazienki po olejek po drodze słysząc jęki dochodzące z pokoju Kate co oznaczało, że jej słowa były całkowicie prawdziwe. Współczułam jedynie Zaynowi, którego pokój był obok i doskonale słyszał każdy jęk swojej siostry i jej chłopka. Ma naprawdę ciężkie życie.
  - Połóż się. - powiedziałam zapalając znów lampkę przy łóżku i klękając obok Louisa.
  Lou bardzo chętnie wykonał moje polecenie, a ja usiadłam na jego pupie i wylałam na swoje ręce odrobinę olejku następnie rozprowadzając go po jego plecach.
  - Pomasuj mi najpierw kark, a potem łopatki. - wymruczał w poduszkę, na której miał schowaną głowę.
  - Jeszcze jakieś życzenia? - spytałam z sarkazmem w głosie, jednak mimo to posłuchałam się rad Louisa i zaczęłam masować mu kark wcierając w niego olejek.
  - Nie, to wszystko. - odpowiedział.
   Masaż trwał może jakieś 20 minut. Nie liczyłam czasu, ani nie patrzyłam na zegarek ponieważ w tym czasie moje myśli znów były skupione na Lily, a ręce machinalnie wykonywały tylko swoją pracę. Miałam sobie za złe, że zaledwie godzinę po jej śmierci zaczęłam pić alkohol i bawić się jakby jej śmierć w ogóle mnie nie obeszła. Miałam wtedy nadzieję, że gdy zacznę pić zapomnę o tym tragicznym wypadku i usunę ze swojej pamięci widok jej martwego ciała wyciągniętego spod kół samochodu, a potem zakrytego folią i pakowanego do karetki.To było naprawdę okropne i nie chciałam tego pamiętać. Dopiero teraz, gdy alkohol powoli opuszczał mój organizm zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawę i wspomnienia znów we mnie uderzyły tym razem ze zdwojoną siłą. Zdałam sobie sprawę również z tego, że to dopiero początek drogi, którą będę miała do przejścia. Czeka mnie przecież odwiedzenie komisariatu policji i złożenie zeznań na temat jej śmierci, a potem pojawienie się w sądzie i składanie zeznań jako świadek. Nie wiem czy ten wypadek był winą kierowcy samochodu, czy Lily, która weszła na jezdnię, ale tak czy inaczej mężczyzna i tak będzie musiał odpowiedzieć za jej śmierć. Oprócz tego za kilka dni na pewno odbędzie się jej pogrzeb, a ja nie wiem czy będę miała odwagę i siłę po raz ostatni spojrzeć na jej martwe ciało.
   Kiedy Louis obrócił się znów na plecy i oświadczył, że idzie spać gasząc światło (wcześniej dziękując mi za masaż dając mi buziaka w usta) ja leżałam nieruchomo wpatrując się w sufit i zastanawiając się co się dzieje teraz z Lily. Czy jej ciało leży teraz w kostnicy? Czy jej rodzice wiedzą już o śmierci córki, czy myślą, że śpi u Kate po świetnej zabawie. Nie, na pewno już wiedzą, ktoś już ich pewnie powiadomił. Czy płaczą teraz tak samo jak płakałam ja i Kate na środku ulicy tuż po jej wypadku? A Liam? Czy on wie? A młodszy brat Lily? Co sobie pomyśli, gdy zorientuje się, że jego starsza siostra już nigdy nie wróci? To wszystko jest takie straszne i smutne. Pamiętam jak jeszcze wczoraj ustalałyśmy nasz wspólny wieczór i jak śmiałyśmy się we trzy siedząc w szkolnej kawiarni pijąc kawę latte z podwójną pianką. Lily była wtedy taka szczęśliwa i nawet nie zdawała sobie sprawy, z tego, że kolejnego dnia umrze.
   Jęki za ścianą wreszcie ustały. Kate skończyła uprawiać już seks z Justinem i pewnie teraz śpi. A może nie śpi i zastanawia się nad śmiercią Lily tak samo jak ja? Ale nie, ona wypiła za dużo alkoholu, zacznie o tym myśleć dopiero jutro gdy zostanie sama, bo ona nigdy nie płacze przy kimś. Tylko dzisiaj płakała i dostała kolejnego napadu histerii po pół roku przerwy. A ja mam ochotę wrócić do bulimii i pójść zwymiotować wszystkie grzanki, kanapki i inne przekąski, które dzisiaj zjadłam. Teraz terapeutka, którą miał mi zapewnić Louis będzie potrzebna mi również do tego, żeby poradzić sobie ze śmiercią przyjaciółki, o ile w ogóle sobie z nią poradzę.
 Dobranoc Lily.
 Następny rozdział: 27 kwietnia