Wstałam o 6:30 rano, obudzona przez mój budzik w telefonie, dzwoniący na szafce nocnej w moim pokoju tuż obok mnie. Zmęczona przetarłam zaspane oczy i wyłączyłam go, a następnie powoli wygramoliłam się z łóżka. Wczoraj, Lily wyszła ode mnie dopiero po godzinie 21, dlatego późno położyłam się spać i teraz jestem jeszcze strasznie niewyspana, jednak nie mogłam wyprosić mojej przyjaciółki. Proponowałam jej, żeby została u mnie na noc, ale odmówiła, mówiąc, że woli spać w swoim łóżku.
Powolnym krokiem, dowlokłam się do szafy i wybrałam kilka ubrań na dzisiaj, po czym wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Łazienka zajęła mi, jednak więcej czasu niż myślałam. Kiedy wyszłam z niej już umalowana, uczesana i ubrana zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie naprzeciwko łazienki. Wskazywał godzinę 7:30. Z niepokojem stwierdziłam, że powinnam już wychodzić i nie zdążę już nawet nic zjeść, a mój żołądek wręcz domagał się jedzenia. Na dodatek mój telefon zawibrował i wydobyła się z niego charakterystyczna muzyczka, pokazując, że dzwoni do mnie moja mama.
- Halo? - odebrałam.
- Cześć, Lucy. Dzwonię do ciebie spytać czy wyszłaś już do szkoły? - w słuchawce zabrzmiał surowy głos mamy.
- Umm, tak mamo. Właśnie już wychodzę. - skłamałam.
- To dobrze. Kiedy wrócisz, zrób coś sobie na obiad. Pieniądze leżą w...
- Tak mamo, wiem, w górnej szafce. - przerwałam jej zniecierpliwiona. - Muszę już kończyć.
- Dobrze, ja wrócę od Danielle w sobotę. Trzymaj się.
Gdy już się rozłączyłam odetchnęłam z ulgą. Zeszłam na dół do kuchni i przygotowałam sobie szybkie śniadanie składające się z kanapek z serem żółtym i szklanki soku pomarańczowego. Po zjedzeniu posiłku, pobiegłam na górę i zabrałam moją torbę. Ponownie zerknęłam na zegar. 7:45. W 15 minut w życiu nie zdążę do szkoły, a nie mogę wydawać cały czas pieniędzy na taksówkę. Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Znam osobę, która ma samochód i może mogłaby mnie podwieźć - Louis. Głupio mi do niego dzwonić i go o to prosić, ale to moje jedyne wyjście, jeżeli nie chcę dostać spóźnienia już pierwszego dnia po powrocie do szkoły.
Wzięłam więc telefon z szafki nocnej, na której w dalszym ciągu leżał i wybrałam numer Louisa. Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż wreszcie odbierze. W końcu po kilku sygnałach napiętego czekania, usłyszałam w słuchawce jego zachrypnięty głos.
- Cześć, Lucy.
- Hej Louis. Wiesz, trochę głupio mi cię o to prosić, ale mam mały problem. - zaczęłam nieśmiało.
- Co się stało?
- Mógłbyś mnie podwieźć do szkoły? Bo tak jakby nie wyrobiłam się z czasem i...
- Nie ma sprawy, już po ciebie jadę. - ożywił się Louis. - Będziesz mi musiała tylko powiedzieć, jak się jedzie do twojej szkoły.
- Dziękuję, ratujesz mi życie. - powiedziałam z ulgą
- Nie przesadzaj. Zaraz będę. - odpowiedział i w słuchawce rozległ się dźwięk przerwanego połączenia.
Usiadłam na łóżku z telefonem w ręku i uśmiechnęłam się sama do siebie. To było miłe ze strony Louisa, że tak od razu zgodził się po mnie przyjechać. Może to znak, że on też coś do mnie czuje? Chciałabym to wiedzieć, ale za bardzo boję się go o to spytać. Nie chcę wyjść na wariatkę i nie chce zepsuć tego co między nami jest. Za bardzo obawiam się, że mogłabym moim głupim wyznaniem wszystko zniszczyć. Moje rozmyślania przerwał klakson samochodu. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam białe lamborghini zaparkowane pod moim domem należące do Louisa. Szybko zerwałam się z łóżka, włożyłam telefon do kieszeni i zbiegłam po schodach na dół. Zabrałam klucze z komody w przedpokoju i wyszłam z domu, zamykając najpierw drzwi. Louis wysiadł z samochodu, obszedł go dookoła i otworzył mi drzwi po stronie pasażera.
- Jaki z ciebie dżentelmen. - zaśmiałam się wsiadając do auta i rzucając moją szkolną torbę na tylne siedzenia.
- Tylko dla takich pięknych dam, jak ty. - odpowiedział, uśmiechając się szeroko i zamykając moje drzwi. Chwilę później usiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik, wyjeżdżając spod mojego domu i wjeżdżając na główną ulicę.
- Gdzie jedziemy?
- Collage przy ulicy Chappel, musisz skręcić w...
- Wiem, gdzie to jest. - przerwał mi. - Moja siostra tam chodziła, czasami po nią przyjeżdżałem, gdy nie chciała wracać autobusem.
- Ile teraz, twoja siostra ma lat? - spytałam zaciekawiona. Louis mało opowiadał mi o swojej rodzinie, a na stronce o nim też nie znalazłam o tym żadnych informacji.
- Dziewiętnaście. Jest prawie w twoim wieku.
- Też mieszka w Doncaster? - wypytywałam go dalej.
- Nie. Mieszka z moją matką w Londynie. Chodzi na Uniwersytet Oxford. - odpowiedział Lou cały czas patrząc na drogę.
Zdziwiło mnie to, czemu Louis nic mi o tym nie powiedział. Oxford to jedna z lepszych uczelni w całej Wielkiej Brytanii. Jego siostra musi być bardzo mądrą osobą. Powinien być z niej dumny.
- Mało mówisz o swojej rodzinie. - stwierdziłam poprawiając się na fotelu.
Louis zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, posyłając mi krótkie spojrzenie, po czym znów wlepił wzrok w drogę.
- Bo nie lubię o niej mówić. - powiedział po dłuższej chwili napiętego milczenia.
- Dlaczego?
- Bo nie i koniec! - krzyknął nagle, uderzając jedną ręką w kierownicę.
Spojrzałam na niego lekko przerażona tym niespodziewanym wybuchem. Zdecydowałam, że może lepiej będzie, jeśli nie będę się już więcej odzywać. Nie chciałam znowu go niepotrzebnie denerwować. Odwróciłam wzrok, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa i niemo wpatrywałam się w sklepy, które mijaliśmy. Słyszałam jak Louis głośno przełyka ślinę i wzdycha ciężko.
- Przepraszam. - odezwał się po chwili. - Po prostu moja rodzina to bardzo drażliwy dla mnie temat. Nie chciałem tak krzyknąć i cię przestraszyć.
- W porządku, rozumiem. Ja o pewnych rzeczach też nie lubię rozmawiać.
- Więc, może lepiej zmieńmy temat. Jak ci minął wczorajszy wieczór?
W tym momencie przypomniało mi się wszystko co się wczoraj stało. Zapłakana Lily, Liam i ten chamski sms, którego wysłał do mojej przyjaciółki. Teraz we mnie wezbrała się złość.
- Wiesz, że twój przyjaciel Liam, najpierw przeleciał Lily, a potem odtrącił ją jak natrętną muchę? - powiedziałam z pretensją w głosie, choć wiem, że to nie jest wina Louisa i nie powinnam, zwalać na niego winę jego przyjaciela. - Cały wieczór spędziłam na pocieszaniu jej, bo była tym załamana. Zresztą nie dziwię się jej.
- Przykro mi. Lily wydaję się być miłą dziewczyną, ale Liam taki już jest. Nie mogę z tym nic zrobić. Twoja przyjaciółka powinna następnym razem bardziej uważać. - po jego wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że jest mu naprawdę przykro, dlatego zrobiło mi się trochę głupio.
- Przepraszam. To przecież nie twoja wina.
- Nie masz za co przepraszać. W pewnym sensie jestem odpowiedzialny za Liama, ale na niektóre jego decyzje nie mam wpływu. Za to Justin chyba zakochał się w twojej drugiej przyjaciółce. - Louis uśmiechnął się pod nosem i posłał mi rozbawione spojrzenie.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Widziałam co prawda jak Kate rozmawiała z Justinem na imprezie, ale to niemożliwe, żeby pomiędzy nią a nim coś zaiskrzyło. Ona jest bardzo wybredna i strasznie trudno jej dogodzić, a Justin nie wydaje się być w jej typie, ale może Louisowi się coś pomyliło i wcale nie chodzi mu o Kate.
- O kim mówisz? - postanowiłam zapytać.
- Jak to o kim? - zdziwił się Louis. - O Kate. Myślałem, że się przyjaźnicie.
- Bo się przyjaźnimy, ale to niemożliwe, żeby Kate i Justin... Na pewno by mi o tym powiedziała. - dodałam pewna siebie.
- Uwierz mi, że mi też ciężko było w to uwierzyć. Co prawda Justin do niczego się nie przyznał, ale widziałem po jego minie, kiedy mówił, że chce zaprosić Kate na przyjacielskie spotkanie. Znam go i wiem, że to nie będzie tylko przyjacielskie spotkanie. Ona się jemu podoba.
- Albo chce się z nią tylko przespać jak Liam z Lily.
- Gdyby chciał to zrobić, zrobiłby to już dawno.
- Kate nie jest łatwa. - broniłam przyjaciółki. - Lily też nie, ona jest tylko czasami lekkomyślna. A wracając do Kate ona na pewno nie uległaby nigdy Justinowi.
- Wiem, widać to po niej. Już raz mi groziła pięścią.
- Zdenerwowałeś ją. - wzruszyłam ramionami.
Wyjrzałam przez okno. Czerwony dach budynku mojej szkoły zaczął być coraz bardziej widoczny. To oznaczało, że za moment będziemy na miejscu. Szczerze mówiąc, to miałam nadzieję, że będziemy trochę dłużej jechać. Lubię być blisko Louisa i z nim rozmawiać. Wogóle nie miałam ochoty iść do szkoły i się z nim rozstawać. Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze dwa tygodnie temu, że polubię Louisa Tomlinsona przez którego wylądowałam w szpitalu i zostałam pozbawiona sylwestra kazałabym mu udać się do jakiegoś dobrego psychiatry, a teraz już zastanawiam się nad tym, czy Louis przyjdzie do mnie po szkole, żeby dotrzymać mi towarzystwa.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział kiedy zaparkował swpje lamborghini pod budynkiem szkoły.
- Dzięki za podwózkę. - posłałam mu uśmiech i zabrałam swoją torbę z tylnych siedzeń. Kiedy się odwróciłam Louisa już nie było na miejscu kierowcy. Szybko podreptał do moich drzwi i zanim zdążyłam nacisnąć klamkę, drzwi już się otworzyły.
- Dziękuje Louis, ale naprawdę nie musiałeś. - zawstydziłam się.
- Prawdziwy dżentelmen zawsze dba o kobietę. - odpowiedział robiąc ukłon.
- No dobra, ale nie rób już z siebie pajaca i tak wszyscy się na nas patrzą. - powiedziałam widząc ludzi z mojej szkoły, których wzrok był wpatrzony tylko we mnie i w Louisa. Czułam się jakoś niezręcznie, kiedy wszyscy się tak na nas patrzyli. Chciałam jak najszybciej zaszyć się w jakieś ustronne miejsce z dala od tych wszystkich ciekawskich spojrzeń.
- Nie zwracaj na nich uwagi. Po prostu ci zazdroszczą. - szturchnął mnie Louis, kiedy zobaczył zakłopotanie na mojej twarzy.
- Łatwo ci mówić.
- O której kończysz lekcje?
- O drugiej. - odpowiedziałam mając nadzieję, że za chwilę usłyszę pytanie które bardzo chcę usłyszeć.
- Przyjechać po ciebie?
"Tak, tak, tak!" - wykrzyknęłam w myślach. Właśnie na to czekałam.
- Jeśli to dla ciebie nie problem. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Dla mnie to sama przyjemność. Mam dzisiaj krótko treningi, więc mam dużo czasu. Będę mógł do ciebie potem wpaść?
- Jasne. Muszę już lecieć, pa.
- Pa. - odpowiedział Louis.
Już miałam odejść, gdy nagle Louis przyciągnął mnie do siebie, schylił się i musnął swoimi miękkimi ustami kącik moich ust, po czym zwyczajnie pocałował mnie w policzek.
- Myślałaś, że pozwolę ci odejść po samym "pa" - zapytał z zadziornym uśmiechem, po czym obszedł samochód i otworzył drzwi kierowcy pozostawiając mnie w zupełnym otępieniu. Przez moment myślałam, że pocałuje mnie w usta. Już się do tego przygotowywałam, a on zwyczajnie pocałował mnie w policzek. Ale zresztą mogłam się tego spodziewać. W końcu to, że ja coś do niego czuję, nie znaczy, że on też musi coś czuć do mnie. To, że podobam mu się jako dziewczyna nie oznacza, że będziemy ze sobą chodzić. Powinnam wcześniej się tego domyślić.
Szybko wróciłam do siebie, posłałam Louisowi ostatni uśmiech i szybko odwróciłam się odchodząc w stronę szkoły. Od razu po moim wejściu rozległ się ogłuszający dzwonek na lekcje. Pospiesznie weszłam do szatni, żeby odłożyć kurtkę i wziąć kilka potrzebnych mi na dzisiaj książek. Gdy już zamknęłam szafkę zauważyłam dwie dziewczyny z pierwszej klasy stojące przy swoich szafkach. Spojrzały się na mnie dziwnie, a chwilę potem obie się zaśmiały. Nie bardzo wiedziałam o co im może chodzić, dlatego podeszłam do nich groźnie na nie spoglądając.
- Z czego się tak śmiejecie, co?
Kiedy mnie zobaczyły, obie natychmiast umilkły z minami niewiniątek.
- Z niczego. - odpowiedziała jedna z kręconymi, blond włosami.
- Zresztą co cię to interesuje? - zapytała druga trochę ośmielona zapewne przez swoją równie głupią jak ona koleżankę.
- Bo interesuje, a tobie nic do tego, smarkulo. - odpowiedziałam ze złością. W końcu to ja należę do najstarszych klas w tej szkole. Te głupie dziewczynki, nie mogą mi nic zrobić. Nie miałam ochoty marnować na nie więcej czasu w końcu i tak jestem już spóźniona, dlatego obróciłam się na pięcie i z uniesioną głową wymaszerowałam z szatni.
Chwilę później byłam już pod salą biologiczną. Zapukałam cicho i weszłam mamrotajając pod nosem "przepraszam za spóźnienie". Potem zajęłam miejsce obok Cassie i cicho wypakowałam z torby swoje książki.
- Lucy, mów jak się czujesz? Tyle czasu cię nie było. - mówia Cassie przejętym głosem.
Z ławki przed nami odwróciła się też Sophie.
- Właśnie Lucy, jak się czujesz?
Już miałam im odpowiedzieć, kiedy nauczycielka się odwróciła i posłała w naszą stronę surowe spojrzenie.
- Rozmowy będą na przerwie dziewczęta, a teraz proszę uważajcie.
- Opowiem wam wszystko potem. - powiedziałam półszeptem do dziewczyn i otworzyłam podręcznik na podanej stronie.
Przez całą lekcję nie mogłam się skupić. Myślałam tylko o tym kiedy wreszcie opuszczę tą cholerną budę i znów spotkam się z Louisem.
Po biologi od razu podbiegły do mnie dziewczyny z mojej klasy pytając mnie o mój pobyt w szpitalu i o to czy wszystko już ze mną dobrze. Streściłam im to o co mnie pytały i już miałam zacząć jakiś nowy temat, kiedy usłyszałam jak Mia z równoległej klasy, do której należy Kate mówi coś do drugiej dziewczyny, której nie znam.
- Mówię ci na własne oczy widziałam jak podwiózł ją Louis Tomlinson. Na pewno zrobił to tylko dlatego bo daje mu dupy.
Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam zresztą tak samo jak Cassie, Sophie, Clair i Amy, które podniosły się ze swoich miejsc razem ze mną.
- Co ty powiedziałaś? - spytałam spod przymrużonych powiek podchodząc do niej tak, że stanęłyśmy obok siebie twarzą w twarz.
- To co słyszałaś, złotko. Za niedługo cała szkoła będzie wiedzieć, że się puszczasz z Tomlinsonem.
- Nie puszczam się z nim jak byś chciała wiedzieć. My się tylko przyjaźnimy i nic więcej. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Mówiąc, to, że tylko się przyjaźnimy coś w środku mnie zabolało. Rzeczywiście tak jest. Jesteśmy tylko przyjaciółmi i nikim więcej, tylko, że dla mnie Louis nie jest tylko przyjacielem, ale tego nikt nie musi wiedzieć, a zwłaszcza Mia.
- Akurat. - prychnęła Mia. - Ale nawet jeśli jest tak jak mówisz to dla mnie i tak jesteś dziwką.
- Bo mi po prostu zazdrościsz! - wykrzyknęłam zezłoszczona do granic możliwości.
- Co tu się dzieje? - zza rogu wyłoniła się Kate ze swoimi klasowymi przyjaciółkami - Judie i Naomi. Stanęła z założonymi rękami spoglądając złowrogo na Mię, a potem podeszła do mnie.
Mia ze złośliwym uśmieszkiem spojrzała na mnie a później na Kate.
- Ohh, Kate to ty jeszcze nie wiesz? Powinnaś wiedzieć jaką twoja przyjaciółka jest dziwką. Śpi z Louisem Tomlinsonem.
- Ohh, Mia. - zaczęła Kate słodkim głosikiem co oznaczało, że za chwilę porządnie dopiecze tej szmacie. - Może po prostu przyznaj, że jesteś zwyczajnie zazdrosna, bo twoje życie seksualne jak i miłosne ostatnio nie najlepiej się układa. Wiem, bo twój chłopak nie raz mi się na to skarżył. Nie raz składał mi niemoralne propozycje, bo podobno jesteś aż tak słaba w łóżku, ale oczywiście mu odmówiłam.
Mia otwierała usta ze zdziwienia i zamykała jak ryba, którą dopiero co wyciągnięto z wody, a Kate wzięła mnie pod rękę z triumfalnym uśmiechem na ustach i odciągnęła w przeciwną stronę.
- Chodź, Lucy zostawmy ją. Najpierw niech do siebie dojdzie. - powiedziała moja przyjaciółka na tyle głośno, żeby Mia to usłyszała. - Zaraz do was dołączę dziewczyny! - krzyknęła do swoich przyjaciółek, które przytaknęły tylko i poszły w stronę automatu z napojami. Natomiast ja i Kate poszłyśmy do szkolnej kawiarni, gdzie jak się okazało siedziała Lily sącząc jakiś napój.
- Hej, Lil. - przywitała się z nią Kate przysiadając się obok i robiąc też miejsce dla mnie.
- O cześć Kate i hej Lucy. - odpowiedziała Lily nieobecnym głosem, nawet nie podnosząc wzroku.
- Co ci się stało? - zapytała Kate widząc jak Lily pije ze smętnym wyrazem twarzy.
- To długa historia. - odpowiedziała Lily nawet na nią nie spoglądając. - Nie chcę byc niemiła, ale po co tutaj przyszłyście?
- Chciałam zabrać Lucy od Mii. Powiedziała jej, że jest puszczalska, bo podobno ten cały Louis podwiózł ją pod szkołę. Zresztą sama nie do końca wiem o co tu chodzi.
- Co? - Lily się nagle ożywiła i podniosła wzrok znad kubka. - Jak to cie podwiózł?
Westchnęłam z rezygnacją i opowiedziałam im całą historię z Louisem, pomijając szczegóły naszych rozmów w aucie i tego, jak Louis pożegnał się ze mną przed szkołą. Na razie chciałam zostawić to dla siebie, a co do sprawy Kate i Justina to nie miałam ochoty teraz z nią o tym rozmawiać, chociaż byłam ciekawa czy to co Louis mi o nich powiedział jest prawdą,
- Mia sama nie jest cnotką nie przejmuj się nią. Pogada sobie trochę, a kiedy zobaczy, że masz to w nosie to da ci spokój. Poza tym jestem pewna, że zwyczajnie ci zazdrości. Louis jest przystojny i w dodatku sławny. - pocieszała mnie Lily.
Kate na słowo przystojny wykrzywiła twarz w obrzydzeniu.
- Nawet palcem bym go nie tknęła. To, że jest sławny nie znaczy, że też przystojny.
- Dlaczego ty go tak nie lubisz? - zapytałam Kate, bo miałam już szczerze dość jej docinków na temat Louisa.
- Już zapomniałaś jak cię potrącił i zrujnował nam sylwestra? Ty też nie powinnaś się za nim uganiać. - stwierdziła Kate.
- Nie uganiam się za nim! - powiedziałam trochę za głośno, bo ludzie którzy niedaleko nas siedzieli popatrzyli na nasz stolik. - Ja po prostu go lubię. Rzeczywiście zepsuł nam sylwestra, ale przeprosił, a ja mu wybaczyłam, więc ty też powinnaś. - dodałam trochę ciszej.
- Będę robiła to na co mam ochotę i na pewno nie będę lubiła tego pacana. Muszę już iść Judie i Naomi na mnie czekają. - powiedziała Kate i wstała od stolika, zabierając swoją czarną torbę z logo Nike, po czym oddaliła się z lekko obrażona miną.
Patrzyłam jeszcze chwilę jak wychodzi z kawiarni, a potem na korytarzu spotyka swoje klasowe przyjaciółki. Naomi pokazała jej coś w telefonie, a Kate się zaśmiała i przybiła z nią piątkę. Nie to, żebym była zazdrosna, ale po prostu nie lubię Naomi ani Judie. Potem we trzy weszły po schodach nadal się śmiejąc i zniknęły mi z zasięgu wzroku.
Nagle poczułam ciepłą rękę Lily na mojej.
- Nie przejmuj się nią. Ona czasami taka jest.
- Wiem. - westchnęłam. - Ale mimo wszystko nie lubię się z nią kłócić.
Lily odsunęła swoją rękę od mojej, po czym wstała od stolika biorąc ze sobą kubek z niedopitym napojem w środku.
- Ja tez już muszę iść. Zaraz mam zajęcia. Nie zwracaj uwagi na Mię, jeśli znowu będzie ci dogadywać.
- Jasne. - powiedziałam bez przekonania, wstając. - Ja, też już pójdę.
Wyszłam z kawiarni i ruszyłam w kierunku sali, w której teraz miałam mieć lekcje. Kiedy dotarłam pod salę chemiczną usiadłam po ścianą i wyciągnęłam książkę od chemii. Otworzyłam ją i zaczęłam powtarzać do kartkówki z chemii organicznej. Zanim zdążyłam przeczytać pierwsze zdanie, usłyszałam nad sobą wredny głos Mii.
- Upiekło ci się Lucy. Twoja przyjaciółeczka cię uratowała, ale ze mną nie wygrasz. Przyznaj się wreszcie, że sypiasz z Louisem Tomlinsonem dla kasy.
- Nie sypiam z nim. - wysyczałam zamykając z impetem książkę i wstając ze swojego miejsca. - To ty wreszcie przyznaj, że jesteś zwyczajnie zazdrosna.
- O to, że dajesz mu dupy? No nie powiedziałabym. - zaśmiała się Mia. Jej śmiech był podobny do śmiechu baby Jagi, która uwięziła Jasia i Małgosię w domku z piernika. - Ile ci daje za noc?
- Nic.
- Ohh, czyli dajesz mu za darmo? - śmiech Mii coraz bardziej zaczął mnie denerwować. Miałam ochotę porządnie jej przyłożyć, ale przecież nie zrobię tego przy wszystkich. Grupka uczniów z innych klas już się zeszła, żeby obejrzeć z bliska naszą kłótnię. Jeszcze tego mi tu brakowało. Coś czułam, że zrobi się z tego niezłe przedstawienie.
- Odwal się Mia. - powiedziałam nie mając ochoty na dalsze dyskusje z tą suką. Nie mogłam uwierzyć jak Kate mogła się z nią przyjaźnić w pierwszej klasie. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam gorszej suki od Mii.
- Lucy, czy to oznacza, że przyznajesz się do wszystkiego? - zapytała słodkim głosikiem tak, żeby wszyscy, którzy zebrali się przy nas dobrze usłyszeli.
- Do niczego się nie przyznaję. My się tylko przyjaźnimy!!! - wykrzyknęłam nie mogąc już dłużej zapanować nad emocjami.
Słyszałam szepty większości osób, które jeszcze nie wiedziały o co chodzi. Pytały się nawzajem o co nam poszło. Bałam się, że zaraz Mia oświadczy wszystkim na głos, że puszczam się z Louisem chociaż to są kompletne kłamstwa. Wiedziałam, że po prostu była cholernie zazdrosna, bo pamiętam jak w zeszłym semestrze pokazywała swoim psiapsiółkom czasopisma, gdzie na okładce był Louis bez koszulki i wzdychała na jego widok. Mówiła, że w przyszłości chciałaby mieć tak przystojnego chłopaka. Potem zaczęła chodzić z Patrickiem, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że jest z nim tylko dla popularności. Odkąd pamiętam Mia była typową blacharą. Obgadywała każdego i z każdym. Nawet swoje przyjaciółki z którymi chodzi wszędzie. Na solarium są chyba codziennie bo wszystkie są już niemal pomarańczowe. Nie wspomnę nawet o ich wyzywającym stroju i makijażu i tych tlenionych, blond kudłach. Nauczyciele nieraz zwracali im na to uwagę, ale ojciec Mii jest tak bogaty, że wszystkich przekupił, żeby zostawili jego córkę i jej przyjaciółki w spokoju.
W tym momencie Mia wspięła się na ławkę w swoich botkach za kostkę od Marca Jacobsa, spojrzała na mnie z miną "Zaraz zobaczysz, suko" i zrobiła to czego się najbardziej obawiałam.
- Pewnie wszyscy chcecie wiedzieć, o czym mówiłam? - zaczęła swoje przemówienie.
Tłum uczniów pokiwał entuzjastycznie głowami ze zniecierpliwieniem czekając na to co dalej będzie mówiła Mia. Mia posłała mi triumfalne spojrzenie, po czym zaczęła kontynuować, a ja stałam jak słup soli nie mogąc się nawet ruszyć i czekając razem z innymi uczniami na to co będzie dalej.
- Otóż nasza koleżanka Lucy Swan. - zaczęła znowu. - Puszcza się z jednym ze sławniejszych piłkarzy, którego pewnie wszyscy znacie - Louisem Tomlinsonem dla kasy. Sama byłam w wielkim szoku, kiedy to odkryłam. - mówiła udając wstrząśniętą. - Ale na własne oczy widziałam jak Louis podwozi ją lamborghini pod szkołę, a potem słyszałam jak umówił się z nią po szkole, więc chyba możemy domyśleć się po co, a raczej na co się umówili.
Przez tłum uczniów przeszła fala śmiechu, a potem oczy wszystkich było skierowane na mnie.
- Dziwka. - usłyszałam czyiś szept
- Właśnie dziwka. - powiedział ktoś głośniej.
- Ile bierzesz za noc?
Słyszałam jeszcze inne podobne a nawet gorsze wypowiedzi. Łzy zaczęły mi napływać do oczu. Chciałam zapaść się pod ziemię. W tamtej chwili miałam ochotę się zabić. Myślałam tylko jak uciec z tej szkoły tak, żeby nikt mnie już nigdy nie znalazł. Mia zeszła z dumą z ławki, a ja posłałam jej tylko pełne bólu i żalu spojrzenie po czym przecisnęłam się przez tłum i pobiegłam w stronę wyjścia nawet nie wchodząc do szatni po kurtkę.
Gdy znalazłam się już na zewnątrz w samej bluzie, poczułam mocny podmuch zimnego powietrza. Jednak zignorowałam przeszywające mnie zimno i pobiegłam tam, gdzie zawsze uwielbiałam siadać, w takich momentach jak ten. Był to park niedaleko mojej szkoły. Rzadko kto tamtędy przechodził, więc wiedziałam, że tam nikt nie zobaczy moich łez, Mogłam sobie spokojnie posiedzieć, popłakać i poużalać się nad swoim życiem. Dlaczego właśnie mi się to przytrafiło, a nie komuś innemu, kto na to zasługuje? Mia pewnie śmieje się teraz ze mnie razem z innymi. W tej szkole jestem już skończona. Nie mam tam po co wracać. W myślach przeklinałam to, że poprosiłam Louisa , żeby mnie podwiózł. Mogłam pójść na piechotę i się spóźnić, albo wydać to kilka funtów na tą głupią taksówkę, ale wolałam zrobić z siebie widowisko.
Kiedy byłam już w parku usiadłam pod drzewem, położyłam torbę obok siebie i pozwoliłam swobodnie popłynąć moim łzom, które zmieszały się z moim makijażem. Prawdopodobnie teraz wyglądam jak klaun, ale nie dbałam już o to. Nie obchodziło mnie już nic. Skuliłam się z zimna, jednak nie chciałam wracać do domu. Musiałabym jechać autobusem i pokazać się w takim stanie ludziom co by było już dla mnie nie do zniesienia. Dzisiaj wystarczająco się już nacierpiałam. Liczyłam się z tym, że zaraz nauczycielka w szkole zobaczy moją nieobecność i zadzwoni do mojej mamy, ale to też miałam gdzieś. Płatki śniegu spadające z nieba upadały na moje ubrania i na moje włosy. Czułam jak powoli zamarzam razem ze swoimi łzami. Docisnęłam nogi do siebie jeszcze bardziej, jednak to też nic nie dało.Targało mną tyle emocji, że zaczęłam być wściekła na Louisa. Obwiniałam go w myślach o to wszystko co się teraz stało i o to, że jeśli teraz zamarznę na śmierć to on również będzie jego wina.
Po kilkunastu minutach siedzenia byłam już tak przemarznięta, że nawet nie mogłam wstać. Drżałam z zimna i czułam skurcze mięśni Z trudem sięgnęłam do torby po telefon i wybrałam pierwszy lepszy numer, który mi się wyświetlił.
Po chwili usłyszałam w słuchawce znajomy, męski głos. Wiedziałam do kogo on należy i chociaż liczyłam na to, że trafi mi się numer Kate albo Lily to obawiałam się, że nie starczy mi już sił, żeby zadzwonić do którejś z nich, dlatego musiała poprosić Louisa o pomoc.
- Louis, musisz mi pomóc proszę... - wyszeptałam do słuchawki.
- Lucy, co jest?! Gdzie jesteś, słyszę wiatr. - mówił Louis poddenerwowanym głosem.
- W parku. Nie mam kurtki jest mi zimno. Błagam przyjedź... - powiedziałam słabym głosem i upuściłam telefon. Dochodziły do mnie jeszcze jakieś krzyki Louisa, a potem ułożyłam się na trawie i zamknęłam oczy z wyczerpania.
Koniec ósmego rozdziału! Myślicie, że Louis przyjedzie w porę po Lucy? Dajcie znać w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz